Mauria[Mauria] Krzywoprzysięstwo

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus był już w podziemiach tej filii Wieży - mógłby wręcz zaryzykować stwierdzenie, że nie było w Maurii miejsca, którego by nie odwiedził w trakcie swej służby, czy to w celach nauki, czysto grzecznościowych, czy w trakcie dochodzenia. Tutaj - o ile pamięć go nie myliła - zjawiał się tylko w celach konsultacyjnych, gdy potrzebował potwierdzenia informacji na temat zmarłego czy konkretnego zagadnienia z dziedziny nekromancji. Nigdy nie prowadził przeszukania budynku, w przeciwnym razie znałby w nim każdą cegłę, a tymczasem ledwie kojarzył pojedyncze pomieszczenia - takie jak ta charakterystyczna klatka schodowa przypominająca studnię. Gdy spoglądał w dół, czuł na policzkach chłodne powietrze - wznoszący prąd, który ułatwiał dostanie się do wyjścia stworzeniom ze skrzydłami, takim jak on w kruczej formie, lecz całe szczęście nie Visauliemu, który raczej nie dorobił się skrzydeł podczas przemiany. W dół jednak trzeba było tak czy siak zejść na nogach - niech więc Shurin określi trasę i w drogę, bo stanie w tym miejscu nie miało już najmniejszego sensu.
        - Ani żywego ducha w okolicy - odezwał się Szakal, kręcąc się w miejscu jak pies, który nie umie podjąć tropu. Podszedł nawet do ściany i podrapał paznokciem tynk, jakby spodziewał się wydobyć spod niego żywą ziemię i drążące ją dżdżownice.
        - Martwego też nie - przytaknęła mu Hokurai. - Muszą być gdzieś głębiej, czają się.
        Turilli skinął głową, przyjmując obie obserwacje bez specjalnych emocji. Zamierzał rzucić swoich ludzi na samo dno tej studni umarłych, nie miało więc znaczenia czy tu cokolwiek było. No dobrze, poza tym, że mogli jeszcze chwilę spokojnie rozmawiać. A z ich rudym przewodnikiem było im to bardzo potrzebne, by zdołał wydukać swoją odpowiedź…

        Istniał trzy opcje - Filip albo miał jaja, o które nikt go nie podejrzewał, albo był bardzo głupi, albo nie wiedział z kim się mierzy. Turilli natychmiast poczuł jego próbę nawiązania mentalnego kontaktu, problem polegał jednak na tym, że generał nie był osobą, którą łatwo w ten sposób podejść - magia umysłu stanowiła jego domenę. Gdy więc rudowłosy adept wysunął w jego stronę mentalną mackę, napotkał niezniszczalny na pierwszy rzut oka mur. Mógł poczuć się jak posłaniec, który staje przed wrotami niezdobytej twierdzy, czując na sobie spojrzenia rozstawionych na flankach kuszników - jedno złe słowo i przestanie istnieć, a wejście do środka z każdą kolejną chwilą zdawało się coraz mniej możliwe. Wielu by odpuściło, ale on miał na tyle silną wolę, by wyartykułować swoją prośbę. I wtedy mógł poczuć, jak bariera chroniąca umysł Turillego powoli zaczęła zanikać - utworzyło się w niej przejście, by mogli swobodnie rozmawiać.
        - Proszę, panie Shurin - odezwał się mentalny głos wampira. Jednocześnie nekromanta mógł poczuć się obserwowany: jakby ktoś bardzo intensywnie się na niego gapił. To generał badał i zapamiętywał mentalny ślad, jaki pozostawiał rudy nekromanta, by w przyszłości móc go łatwiej rozpoznać i wpuścić bez tych całych ceregieli. Dokładnie tak to działało w przypadku strażników, których umysły Nikolaus rozpoznawał niemal odruchowo - ci wchodzili do jego głowy prawie jak do siebie.
        W milczeniu generał pochylił się po raz kolejny nad mapą podziemi. Ani trochę nie był zaskoczony tym, że do prosektorium można było dostać się więcej niż jedną drogą. Nie liczył tak naprawdę, że uda się zepchnąć Visatuliego do miejsca jego wskrzeszenia, że przetną mu drogę - był wręcz pewien, że będą bawić się w berka wśród tych ciemnych korytarzy.

        Nikolaus uchwycił spojrzenie Evy Alvarez, ale nie od razu jej odpowiedział. Miał swoje zdanie na ten temat, pytanie brzmiało jednak czy powinien zachować je dla siebie czy wyrazić je na głos.
        - Nie rozdzielamy się - oświadczył w końcu. - To nie jest konieczne… Skoro tu jesteśmy, lord Visatuli będzie przede wszystkim starał się nas pozbyć. W końcu, jeśli posłaniec Wieży mówił prawdę, ożywieniec ma do mnie osobistą urazę - wyjaśnił. Coś mu mówiło, że miał rację. Mag był typem osoby, która rozwiązuje problemy natychmiast gdy się pojawią - nie zostawi za plecami kogoś, kto może mu zagrozić. Uwalniając się z tych podziemi stawał się co prawda znacznie potężniejszy i zyskiwał dostęp do nowych zasobów, ale to samo zyskiwała również straż, mogąca postawić na nogi całe swoje siły. W ten sposób walka między dwiema niewielkimi grupami - oddziałem Turilliego i ożywieńcami Visatuliego - przerodziłaby się w bitwę obejmującą całe miasto. Nikolaus pamiętał, że tak to się niejednokrotnie kończyło, rezygnując więc z wystawienia warty przy wyjściu sporo ryzykował, ale nie była to decyzja nieprzemyślana - cały czas kalkulował mając na uwadze spryt przeciwnika.
        - Idziemy - oświadczył, samemu kierując się w stronę prowadzących w dół schodów. Po drodze zgarnął sobie Shurina, który między nim a Evą Alvarez czuł się pewnie jak zabawka, którą dzieciaki wyrywały sobie z rąk. Wokół generała i nekromanty zaraz utworzyła się odpowiednia kolumna, w której każdy znał swoje miejsce.
        - Masz uprawnienia by wprowadzić nas na niższe poziomy? - zapytał Turilli, jakby nie było to nic wielkiego, ot, zwykła formalność. W rzeczywistości gdyby ktoś się nad tym głębiej zastanowił, można by wysnuć przypuszczenia, że straż nawaliła, biorąc sobie pierwszego z brzegu pomagiera, który mógł okazać się bezużyteczny, bo nawet nie otworzy przed nimi wszystkich drzwi. Nie było to jednak aż tak nieprzemyślane, bo poza głównym wejściem do podziemi, zabezpieczonym w sposób wręcz nieprawdopodobny, pozostałe zamki dało się otworzyć zasobami, którymi dysponowała straż - magią i siłą. Gdyby jednak Shurin umiał złamać niektóre pieczęcie, byłoby mniej sprzątania.
        Z każdy kolejnym poziomem powietrze robiło się cięższe i chłodniejsze - żywi oddychający przez usta wypuszczali spomiędzy warg obłoczki pary, choć jeszcze nie grabiały im ręce. Wokół było cicho, a kroki nie odbijały się echem po ścianach, zupełnie jakby tłumiła je atmosfera tego miejsca. Głos niósł się jednak normalnie, czego świadectwo dostali w chwili, gdy idący z przodu strażnicy zatrzymali się i zawołali generała, by mu zameldować o swoim znalezisku. Na schodach przed nimi w kałuży krwi leżała para dłoni - zimnych, zaciśniętych w pięści, odciętych w nadgarstkach tak równo, jakby były z wosku i cięto je rozgrzanym nożem.
        - Tu coś jest… - mruknął jeden z wampirów, ostrożnie rozginając sztywne palce i wyciągając spomiędzy nich swoje znalezisko. - Kartka… - wyjaśnił, rozprostowując papier, który przypominał wyrwaną z księgi stronę. Strażnik podał ją do tyłu, by zajęli się tym bardziej kompetentni, gdyż cała stronica pokryta była symbolami niepochodzącymi ze wspólnej mowy.
        - A reszta ciała? - dopytywał Nikolaus. Pytanie można było uznać za głupie, bo przecież widać było, że nigdzie niżej nic nie leżało, lecz on nie pytał o rzeczy oczywiste. Oczekiwał, że ktoś wykaże się odnajdywaniem śladów i w magiczny bądź niemagiczny sposób dowie się czegoś o osobie, której obcięto dłonie.
        - Krew jest świeża - oświadczył Szakal, gapiąc się na ciemne plamy na schodach. - A cięcia dokonano, gdy ofiara jeszcze żyła, to nie była pośmiertna rana… Nie zabiła też na miejscu. Ślad prowadzi w dół, ale jest tak słaby…
        - Postaraj się - rozkazał mu Nikolaus. Przez prowadzoną rozmowę nie przejął w porę kartki, która dostała się komuś innemu w jego najbliższym otoczeniu.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Alvarez skinęła głową. Jej zdaniem to była loteria, ale nie znała Visatuliego tak dobrze, jak Klaus. Ona, na miejscu lisza, w pierwszej kolejności dałaby drapaka poza mury Wieży, by nabrać sił do walki, zamiast ryzykować pojedynek, ale skoro Turilli uważał, że bardziej prawdopodobny jest atak na nich, nie podważała tego w żaden sposób. Nie wiedzieli, jak silny jest nieumarły, ani co naprawdę nim kieruje, poza mściwym szałem, najwyraźniej. Może był silniejszy niż sądzili, albo przynajmniej on sądził, ze jest w przewadze – to już wystarczało, by ruszyć na nich, póki jest ich tylko kilkoro. Poza tym osobom o takich zapędach, jakie reprezentował Visatuli, nigdy nie przypisywała zbyt wiele zdrowego rozsądku, więc rozwiązanie, że lisz postanowi najpierw rozprawić się z nimi nabierało coraz więcej sensu.
        Rzuciła kątem oka na Klausa, słysząc jego pytanie, po czym przeniosła fiołkowe oczy na rudego, maszerującego niepewnie pomiędzy nimi. Szedł wyprostowany, szybkim krokiem i nawiązując kontakt wzrokowy z każdym, kto do niego mówił, jednak wciąż zachowywał się niepewnie, chociażby teraz. Zapytany, odruchowo spojrzał na generała, ale niechętnie spuścił wampirzycę z oczu, spinając się tak, jakby zostawiał za plecami drapieżnika. Eva uśmiechnęła się pod nosem. W sumie racja.
        - Tt…ttak, o…ooczywiście – potwierdził gorliwie Shurin, starając się ukryć zaskoczenie. Otworzył jeszcze usta, jakby chciał zapytać, czy to nie dlatego generał zabrał go ze sobą, ale ostatecznie zamilkł. To czy uznał pytanie za nierozsądne, czy zwyczajnie nie chciało mu się pokonywać bariery własnej wymowy z powodu zwykłej ciekawości, będącej prawdopodobnie nie na miejscu, pozostawało już domysłami.
        Na razie szli wnętrzem szybu. Spiralny chodnik z jednej strony łączył się gładko ze ścianą, z drugiej urywał nagle, bez najmniejszego progu czy barierki chroniącej przed upadkiem w przepaść. Cóż, trzeba było uważać. Strażnicy szli uformowaną odruchowo, nieco nieregularną kolumną, zamykającą w środku trzy najważniejsze na tę chwilę osoby: Klausa, Evę i Filipa. Ten ostatni zagłębił się w mapie, gdy tylko zdjęto z niego nadmierną uwagę i teraz błądził po pergaminie wzrokiem, bezgłośnie poruszając ustami w zamyśleniu. Eva rozglądała się z zainteresowaniem, mimowolnie pozwalając hipnotyzującej czernią głębi szybu uprowadzać swoje spojrzenie. Nie odczuwała chłodu, ale widziała obłoki pary wydostające się z ust rudzielca, którego policzki, nos i uszy już na stałe przybrały nieco czerwony odcień, tym razem już z zimna. Jej uwagę skradło jednak znalezisko strażników.
        Przyglądała się odciętym dłoniom z lekko przechyloną głową i przymrużonymi oczami, niczym zainteresowany czymś kot. Niemal odruchowo odebrała notatkę, przenosząc na nią uwagę dopiero po chwili. Podczas gdy Turilii wydawał dalsze polecenia, ona rozwinęła pergamin, obracając go przez chwilę i krzywiąc usta z niezadowoleniem. Pismo runiczne, cholera. Będzie ją prześladować chyba tak długo, aż się w końcu go nie nauczy.
        - Podejrzewam, że sobie z tym poradzisz? – zapytała, podsuwając Filipowi kartkę pod nos. Ten zmarszczył brwi, obracając kartkę odpowiednio i przesuwając wzrokiem po nielicznych symbolach.
        - Jja…
        - Szybciej, Iskierko – mruknęła, tym razem nie mając czasu na zabawy.
        - Ciężko wyjaśnić… znam pismo runiczne, ale nie język, w którym to spisano, widzę słowa, ale one mi nic nie mówią... To może być czarna mowa, ale nie jestem pewien, dopiero się jej uczę...
        - Przepisz na alfabet wspólny – poleciła krótko wampirzyca, a Shurin natychmiast zamotał się w szatach poszukując pióra. Oczywiście, że miał przy sobie pióro.
        Chłopak zawahał się jeszcze na moment z pergaminami i przyrządami piśmienniczymi w ręce, a Eva jednym ruchem wyczarowała mu drewnianą podkładkę, niczym blat pulpitu profesorskiego.
        - D…dziękuję – bąknął nekromanta i szybkimi ruchami przepisał notatkę, podając ją zaraz wampirzycy.
        Eva spojrzała na tekst pod czujnym wzrokiem rudzielca, ale jej mina nic mu nie powiedziała. Wampirzyca miała na twarzy równie beznamiętny wyraz jak zawsze, gdy się nie uśmiechała lub wściekała, chociaż skrzywiła się w myślach. Turilli miał rację. Visatuli sam ich znajdzie. A przynajmniej nie będzie próbował ich obejść, prędzej powoli kierując do siebie. Podejrzewała też, że odcięte dłonie są dopiero początkiem wskazówek, mających doprowadzić ich do lisza, zaś gdy już go znajdą – może czekać na nich więcej niespodzianek. Eva złożyła ją na pół notatkę i podała ją Klausowi bez słowa. To do niego należała decyzja, czy podzieli się ze strażnikami jej treścią, a jeśli tak – w jaki sposób to zrobi. Ona nie wychodziła poza swoje kompetencje, więc bezzwłocznie oddała pergamin adresatowi wiadomości. Liścik miał tylko trzy słowa, spisane w czarnej mowie:
        „Zaczynamy zabawę, Nikolaus.”
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus przyjął od swojej adiutantki kartkę z tak neutralnym wyrazem twarzy, jakby to był bilecik wizytowy przekazany od jakiegoś pośledniego arystokraty. Rozłożył go i wczytał się w treść, jakby nie były to trzy słowa, a cała litania. Pomyślał sobie, że jednak nic go już w tym kraju nie zaskoczy, zaraz jednak odegnał tę myśl. Jedyny pewnik był taki, że Visatuli był świadomy jego obecności w podziemiach, lecz nic poza tym. I to zwracanie się po imieniu… Turilli nie lubił przechodzić na ty, z wieloma osobami, które znał już lata, nadal nie przeszedł na ten wyższy poziom poufałości. Były osoby, którym nie udzielił na to zgody, ale tolerował to: na przykład Eva Alvarez, która czasami zwracała się do niego po imieniu, z reguły bez świadków. Visatuli jednak ewidentnie chciał się z nim drażnić. I chyba mu się to udało, zważywszy, że Nikolaus ostentacyjnie kartkę zmiął i rzucił ją w czeluść szybu.
        - Generale? Co to było? - zwrócił się do niego Tomás Vail, patrząc za zmiętą kartką i zastanawiając się być może jak doprecyzować swoje pytanie. Była to wątpliwość, która kołatała się w głowach wszystkich, lecz nikt poza nim nie wyraził jej na głos. Obawiali się, nie chcieli drażnić Nikolausa, a może też kierowali się zasadą „im mniej wiesz, tym lepiej śpisz” i postanowili mu zaufać. Każdy był jednak choć odrobinę ciekawy, przez co nikt nie spojrzał na Vaila z pogardą ani z naganą, a raczej wszyscy słuchali. Turilli zaś milczał dłuższą chwilę, mierząc wzrokiem strażnika. Jeśli miałby wcześniej obstawiać kto będzie pytał o tę kartkę, postawiłby właśnie na niego – jego umysł był prosty, lubił czyste sytuacje i niejednokrotnie naruszał w imię tego konwenanse, pasowało więc do niego zachowanie, które dla innych byłoby zbyt śmiałe albo ryzykowne. Turilli nie zamierzał go za to karać – mógł po prostu nie udzielić odpowiedzi. Ale w sumie dlaczego miałby?
        - Lord Visatuli rzucił mi wyzwanie – oświadczył. - Imiennie. Najwyraźniej powoduje nim przede wszystkim osobista uraza, a nie chęć zrównania Maurii z ziemią – dodał. W ustach innych osób słowa te naznaczone zostałyby kpiną, kąśliwością albo karykaturalną lekkością mającą manifestować pewność siebie, Turilli jednak po prostu stwierdził fakt. Gdyby był z nimi ktoś taki jak Fierenzza, po usłyszeniu tej uwagi zapytałby, czy w takim razie następuje zmiana oskarżenia, co ostatecznie nie niosłoby żadnych zmian w sposobie ich działania, ale świadczyło o czujności i wrażliwości na niuanse.
        - Przynajmniej nie będziemy musieli go szukać – odezwał się Turilli do swojej adiutantki, korzystając przy tym z mentalnej wymiany zdań, bo nie chciał, by reszta strażników słuchała tych komentarzy. Mogliby ich nie pojąć. - Lecz to może być pułapka, próba odciągnięcia naszej uwagi od jakiś innych jego działań... Musimy dalej zachować czujność.
        Można było zarzucić Klausowi paranoję i doszukiwanie się drugiego dna tam, gdzie go nie było, on jednak był za starym wróblem, by nabrać się tak bezwarunkowo na plewy z zaślepieniem zemstą. Brał je pod uwagę jako jedną z możliwości, może odrobinę bardziej prawdopodobną niż pozostałe opcje, ale nadal nie jedyną. Gdyby działał w ten sposób, zginąłby jak ten przysłowiowy kot nad mysią norą, a wraz z nim cała straż w jej aktualnym kształcie.
        - Kurza twarz - mruknął Vail. - To nie może wyjść z kryjówki jak mężczyzna…
        - Nie marudź - westchnął Szakal, rozglądając się wokół niewidzącymi oczami.
        - Co widzisz? - zapytał Turilli.
        - Pustkę. Ale taką, której nie powinno tu być. Śmierć wymiotła wszystkie ślady życia… Odtąd już nie ma nic - powiedział, schodząc kilka stopni niżej i butem kreśląc linię w poprzek schodów.
        - Czy uważasz, że Visatuli nie przekroczył tej granicy?
        - Mógłbym postawić na to pieniądze - zgodził się druid. - Tak.
        - Hokurai?
        - Zgadzam się, tymi schodami na pewno nie wszedł wyżej.
        - Idziemy więc w dół - orzekł Turilli i gestem nakazał wszystkim wrócić do kolumny. Dłonie i oryginał wiadomości od lisza oczywiście kazał zabezpieczyć, bo kto wie, czy im się nie przydadzą…
        Granica wskazana przez Szakala była na pierwszy rzut oka niewidoczna, ale mógł poczuć ją nawet ten, kto nie znał się na magii - wywoływała dreszcze i odczucie osamotnienia, całkowity brak życia, ale też sensu własnej egzystencji. Było to uczucie subtelne, lecz na pewno z czasem zacznie narastać i słabych doprowadzi do obłędu.
        - Słyszeliście to? - upewnił się nagle idący na przedzie Vail.
        - Krzyk - zgodził się z nim któryś z pozostałych strażników.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Obserwowała Turilliego subtelnie, jak zawsze. Pozornie rozglądając się niezobowiązująco wokoło, zahaczała o niego spojrzeniem tylko na moment, ciekawa czy bezczelna notatka wywoła u niego jakieś emocje, a jeśli tak, to czy przebiją się one przez ceramiczną maskę powagi na twarzy generała. Jego poruszenie przebiło się jednak tylko w tym, że wyglądał na zaczytanego w wiadomości, jak gdyby naprawdę miała kilka zdań, a nie trzy słowa. To jednak wiedzieli tylko Eva i Filip. Wampirzycy nic nie było do tego, jak Klaus chce to rozegrać, a młodociany nekromanta miał na tyle oleju w głowie, by nie przyglądać się wampirowi nachalnie, na powrót pogrążając w swoich mapach, które, Alvarez postawiłaby na to własne kły, i tak znał już na pamięć.
        Podobnie nie zareagowała na to, jak Turilli ostentacyjnie zmiął notatkę, odrzucając ją na ślepo w czeluść szybu. Tłumacząc to na wspólną mowę ciała, Klaus się wkurwił. Tylko co poniektórzy odważyli się zerknąć pytająco za zgrabnie szybującą kulką pergaminu, a tylko jednemu wymsknęło się pytanie na głos. Vail, oczywiście. Nie oceniała go, pewnie sama zadałaby to pytanie, gdyby nie widziała notki wcześniej. Dopiero wtedy jednak Alvarez spojrzała z zainteresowaniem na generała, ciekawa jego reakcji. Do nietypowych zachowań strażnika szło się przyzwyczaić, chociaż nie było to proste, a Klaus raczej był średnio elastyczny, jeśli chodzi o podwładnych. Ten jednak z jakiejś przyczyny również zdobył sobie przychylność wampira i nie tylko tolerowano jego bezpośredniość, ale tym razem i zaszczycono go odpowiedzią na zadane pytanie.
        Tyle dobrego z tej całej hecy, że być może miasto ocaleje, a Liam z Kaidalainem się nie narobią specjalnie, chociaż oni akurat mogą nie być z tego zadowoleni. Tym, że w związku ze zmianą sytuacji na nich spadnie cały gniew, furia, zazdrość, czy co tam kierowało tym stukniętym lichem, chwilowo się nie przejmowała. Dzień jak co dzień.
        Nawet nie drgnęła słysząc w głowie głos Klausa, a tylko przymknęła powoli powieki w niemym potwierdzeniu jego słów. Z pewnością nie będą musieli go szukać, pytanie tylko jak szybko zostaną zmuszeni do walki.
        - Oczywiście – odpowiedziała krótko. Zawsze była czujna. Taki efekt uboczny wścibstwa i nadmiernej podejrzliwości. W jej fachu jednak, jak najbardziej przydatne. – Ale wiedział, jak zaleźć ci za skórę… – dodała jeszcze. Nie byłaby sobą, gdyby pozostała przy utartych schematach zależności służbowych: „tak, panie generale”, „nie, panie generale”. Subtelny dodatek w postaci zwrócenia się na koniec po imieniu do wampira już sobie darowała, chociaż sytuacyjnie aż się prosiło. Od jakiegoś czasu jednak drażnienie się z Klausem niestety przestało być zabawne, pozwoliła więc, by to niedopowiedzenie zawisło w powietrzu. Niech sobie interpretuje, jak chce.
        Jednym uchem słuchała dialogów strażników, spojrzeniem tylko odnajdując „własnych”. Obaj na moment podłapali jej wzrok, jakby ciekawi, czy jednak zdradzi im coś więcej, ale wampirzyca po chwili ruszyła dalej, schodami w dół, z dwoma cieniami wokół siebie i jedną Iskierką. Eva potoczyła wzrokiem wzdłuż pozornie niewidzialnej, jednak tak intensywnej, że niemal namacalnej, granicy życia i śmierci, gdy nagle wszyscy zatrzymali się jak wryci. Dogłębną ciszę, niemalże w ogóle nie naruszaną przez straż, a potęgowaną przez unoszący się wokół ciężar śmierci i pustki, przerwał nagle wrzask tak bolesny, że każdemu zdrowemu człowiekowi postawiłby dęba włoski na karku.
        - Krzyk – Luthro odruchowo potwierdził na głos retoryczne pytanie Vaila.
        Na tę chwilę wszyscy się zatrzymali, jakby oczekując ukazania się źródła dźwięku, lecz po chwili naturalnym tempem ruszyli do przodu, jak gdyby nigdy nic, a jedynie bardziej czujni i ostrożni. Eva zarejestrowała tylko, że Filip idzie teraz bliżej niej, jakby dopiero w pełni dotarło do niego, że otaczające go wampiry są jego najmniejszym zmartwieniem.
        - Pocisk! – krzyknął nagle Rille, wyskakując przed swoją pułkownik, w stronę której zmierzała brzęcząca kula energii. W zetknięciu z magią pustki wampira dosłownie wyparowała w powietrzu, gdy jej cząstki dezintegrowały się z sykiem i błyskiem kilka kroków od nich. Eva zerknęła czujnie na plecy podwładnego.
        - Mierzysz na awans, czy co? – mruknęła we właściwej sobie formie podziękowań. Blondyn spokojnie mógł poradzić sobie z pociskiem ze swojej pozycji i zasłonięcie jej było odruchem, a ten doceniła. Na swój sposób oczywiście.
        - Nie śmiałbym kiedykolwiek wydawać rozkazów pani pułkownik – wyszczerzył się strażnik, wywołując kpiący śmiech wampirzycy, przyjmującej dowcip. Przyjemny dźwięk jednak szybko umilkł, gdy Alvarez przeciągnęła spojrzeniem w stronę Filipa, a wówczas fioletowe oczy błyszczały już jawną groźbą.
        - Zapomniałeś wspomnieć o portalach? – zapytała uprzejmym głosem, od którego jednak Shurin pobladł aż po same piegi.
        - Jjja… tttoo… ooooone są ruuu…ruuuuchome. Nnnie ma ich na mmmmapie…
        Przerażony nekromanta jąkał się jeszcze bardziej niż zwykle, a słowa przychodziły mu z takim trudem, że próbując je wykrztusić, aż przymykał oczy z wysiłku. Wyglądał jakby się czymś dławił. To był jeden z momentów, w których drobna rzecz wywołuje ciąg myśli, zupełnie nieadekwatny do sytuacji i tak Eva zaczęła się teraz zastanawiać, jak w ogóle działa takie jąkanie, fizycznie. Kiedyś podpyta Savę. Trwało to jednak zaledwie chwilę i zaraz prychnęła zirytowana, ruszając znów do przodu. Po miejscu, w którym jeszcze chwilę temu ziała wyrwa wymiarowa, mała na tyle tylko, by strzelić przez nią pociskiem, nie było już śladu.
        - Oczy wokół głowy – mruknęła na głos i kolumna strażników ruszyła dalej. Tym razem z dziwnym wrażeniem, że są obserwowani. Ona zaś zastanawiała się, czy pocisk został wycelowany w nią przypadkiem czy umyślnie.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        - W istocie, wiedział… - zgodził się Nikolaus, wzdychając w myślach jakby lisz był wyjątkowo upierdliwym smarkaczem, którego generał już miał przedtem serdecznie dość, a teraz ten wywinął mu kolejny numer. Również nawet jednym spojrzeniem nie zdradził się przed pozostałymi, że właśnie rozmawiał ze swoją adiutantką w myślach. Skupiony, poważny - taki jak zawsze. Usłyszał, że Eva próbowała go zaczepiać, ale był zbyt zamyślony, by stosownie odpowiedzieć.

        - Czujecie coś? - upewnił się Turilli, spoglądając na wszystkich swoich podwładnych, którzy władali magią i znali się na aurach. Każda kolejna osoba zaprzeczała.
        - Ani żywych, ani martwych - doprecyzowała Hokurai, która znała się na nekromancji na pewno lepiej niż Szakal, który od momentu przekroczenia granicy na schodach wyglądał na zasępionego bardziej niż reszta, bardziej nawet niż Vail. To chyba kwestia jego bliskiego związku z magią życia, z którą nie miał tu styczności.
        - Idziemy dalej - zadecydował wampirzy lord.
        - Alvarez…- Turilli po chwili zwrócił się do swojej adiutantki w myślach. - Szczeniaczek się do ciebie przybłąkał - skomentował, wymownie spoglądając na zalęknionego Filipa idącego tuż obok wampirzycy. W jego wykonaniu był to jeden z najlepszych żartów, bo nie od dziś wiadomo, że generał nie słynął z poczucia humoru. Czyżby z opóźnieniem odpowiedział na jej subtelną zaczepkę?
        Nim zdołali zamienić ze sobą chociaż dwa mentalne zdania, zostali zaatakowani wysłanym przez portal magicznym pociskiem. Turilli nie wydał żadnego polecenia, a i tak każdy znalazł się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, chociaż Rille przy tym ewidentnie wybrał dla siebie rolę bohatera i wyskoczył przed szereg, nie jednak na tyle, by zasłużyć sobie na naganę. Po portalu chwilę później nie było śladu, za to pozostał on tematem rozmowy… A może raczej przesłuchania.
        - Chcesz mi powiedzieć, że wiedziałeś o istnieniu tych portali?
        Choć generał nie mówił głośno, przykuł uwagę wszystkich zebranych, a jego brzmienie sprawiało, że szron osiadał na kamiennych stopniach. Nikolaus nie musiał robić nic więcej, nawet nie musiał patrzeć w stronę rudego nekromanty, by ten wiedział, że popełnił błąd nie wspominając o takich możliwościach.
        - T… tak - przyznał ostrożnie Filip, jąkając się ze strachu jeszcze bardziej niż do tej pory.
        - Dlaczego o nich nie wspomniałeś? - odpowiedział zaraz wampir. - To, że są ruchome, nie jest żadną wymówką - dodał. - Mam wyciągać z ciebie każdą informację jak na przesłuchaniu?
        - N...nie! - zaprotestował zaraz ze strachem nekromanta, generał nie zamierzał jednak spuścić z tonu i głaskać go po głowie, bo wziął ze sobą tego chłopaka, by był przydatny, a nie w ramach maskotki, nieważne jak pocieszny by nie był.
        - Więc słucham, co jeszcze? - naciskał Turilli.
        - T-t-to wszys… s… wszystko - wydusił z siebie Filip, unikając wzroku wampira.
        Nikolaus milczał, długo przyglądając się rudemu chłopakowi, który w tym momencie był blady jak kartka.
        - Skąd one pochodzą? - drążył dalej wampir, a gdy odezwał się po dłuższej ciszy, niektórzy aż się wzdrygnęli.
        - T-to a...anomalia-a. O...o...od cz-czarów, nag-gromadzenia e...energii…
        - Szybciej.
        - Wieżę zbudowano na silnym źródle magii, a te wszystkie rytuały dodatkowo je rozchwiały i efektem są takie portale. Pojawiają się tylko na chwilę w losowych miejscach, ale nie poza podziemiami… To przez tutejsze zabezpieczenia. Im niżej, tym więcej ich jest.
        - Skąd masz pewność, że narodziny lisza nie spotęgował tego efektu? -
drążył Turilli, rozmawiając z Filipem na poziomie myśli, nagłaśniając jednak tę dyskusję tak, by mogli uczestniczyć w niej również inni strażnicy.
        - Nie mam, generale…
        - A co ci podpowiada intuicja?
        - Że to bardzo prawdopodobne
- odparł nekromanta, wbrew pozorom całkiem pewnie, bo chyba temat magii był tym, w którym czuł się mocny. Przez to Turilli w końcu odpuścił sobie przesłuchanie, choć nie wyglądał wcale na zadowolonego z tego, czego się dowiedział.
        - Ruszamy dalej - oświadczył. - Wszystko w porządku?- upewnił się w myślach, kierując swój przekaz do Evy Alvarez.
        - Ciekawe co będzie silniejsze - zabezpieczenia wieży, czy rozbuchane przez lisza naturalne źródło magii - gdybał generał. Była to tylko jedna z wielu myśli, które pojawiły się w jego głowie, ale niosła za sobą najbardziej dramatyczne skutki… W skali całej Maurii, bo personalnie sprawa mogła rozwinąć się różnie. Turillemu zdawało się, że jednak Visatuli nie do końca miał tylko do niego jakieś pretensje…
        - T-to t-t-tu - odezwał się nagle Shurin, gdy mijali jeden z korytarzy. Strażnicy stłoczyli się przy wejściu, by zmienić formację i ostrożnie wkroczyli na wskazane piętro. Wyglądało ono jak wszystkie inne - oświetlone alchemicznym błękitnym światłem, ciche, puste korytarze, w regularnych odstępach przedzielone kratami, które wprawiono ze względów bezpieczeństwa, na wypadek gdyby jakiś nieumarły chciał wyrwać się na wolność… Teraz jednak wszystkie stały otworem, wręcz zapraszały, by wejść dalej. Gdyby nie ta przytłaczająca, zimna, trupia atmosfera.
        - Nie dam rady… - wycedził przez zaciśnięte zęby blady jak ściana elf, który aż drżał na całym ciele, jakby trawiła go gorączka. - Nie dam rady…
        Ritho złapał się za głowę, mocno wbijając palce w skalp, oczy jednak zamiast instynktownie zaciskać, wybałuszał, świecąc białkami jak przerażone zwierzę.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Zawsze pewny siebie krok marszowy grupy strażników stracił nieco na impecie, odkąd przekroczyli próg wejścia do podziemi. Nikt nie zarzuciłby któremukolwiek z nich wahania (no, może poza Filipem), ale wszyscy zdecydowanie ostrożniej stawiali kolejne kroki, jakby znajdowali się na jednej wielkiej planszy szachownicy, gdzie nie sposób przewidzieć następnego ruchu przeciwnika. Eva w skupieniu wypatrywała zagrożeń, ale nie umknęła jej zaczepka wampira, zwłaszcza poprzedzona wezwaniem jej po nazwisku, na co reagowała już jak pies na gwizdek. Zgrabnie skryła zarówno nagłe rozbawienie, jak i zaskoczenie, chociaż bardziej mogłoby ją chyba zszokować tylko wypowiedzenie takich słów na głos. Niewinnie zerknęła kątem oka na towarzyszącego jej w istocie Filipa, który rozglądał się wokoło wielkimi oczami, wciąż niosąc w objęciach zwoje map i chyba tylko to powstrzymałoby go od odruchowego złapania wampirzycy za rękaw, w razie zagrożenia.
        - Jak pójdzie za mną do domu, to mogę go zatrzymać? – odpowiedziała rozbawiona, ciągnąc dowcip w uznaniu dla nagłego poczucia humoru przełożonego, bo to nie zdarzało się często. Praktycznie nigdy. A chociaż naigrywaniu się towarzyszył słodko prześmiewczy ton, dwuznaczne pytanie zadane na głos przeraziłoby chyba jej „szczeniaczka” na śmierć.
        Później skończyła się zabawa i to dość nagle. Portal, pocisk, neutralizacja zagrożenia. Niby nic wielkiego, zdarzało się, byli na to przygotowani i wyszkoleni, ale nagły przejaw agresji jednoznacznie rozładował kłębiące się we wszystkich wyczekiwanie i straż zadziałała wręcz z zaskakującym entuzjazmem przez co sytuacja zakończyła się nim jeszcze się na dobre zaczęła. Przynajmniej dla nich, bo Filip dopiero miał zorientować się, jak bardzo wdepnął. Początkowo wszyscy ruszyli dalej, godząc się z kolejnym utrudnieniem i wzmagając jedynie własną czujność, ale wraz z postępującym przesłuchaniem nekromanty przez generała, zwalniali coraz bardziej, w końcu zatrzymując się, by wysłuchać wyjaśnień.
        Beznamiętne spojrzenie fioletowych oczu nie było żadnym wsparciem, chociaż ewidentnie takiego poszukiwał Filip, najpierw u niej, później u Hokurai, w kolejnym potwierdzeniu stereotypu, że łatwiej uzyskać współczucie u kobiety, co było taką samą bzdurą, jak to, że należą do tak zwanej „słabszej płci”. Słabszy jest tylko ten, kto niewyszkolony, płeć nie ma nic do rzeczy. Jeśli zaś o wsparcie chodzi to rudzielec nie mógł sobie wybrać gorszego celu, chyba że liczyłby na cud u Klausa. Ten zaś rozpoczął bezlitosne przesłuchanie, które przypominało te pokazowe na szkoleniach w trakcie wdrażania do służby – niosące się echem myśli, przekazywane przez wampira od przesłuchiwanego trafiały do umysłów kilkudziesięciu innych osób, obecnych podczas zajęć. Dźwięk ten zaś przypominał właśnie echo rozchodzące się w długim, pustym kamiennym korytarzu. Efekt ten był tylko potęgowany przez płynny, ale wciąż zlękniony głos Shurina.
        - Brzmi, jakby ktoś musiał mieć nie lada farta, by znaleźć się z gotowym pociskiem akurat w tym miejscu, w którym pojawi się portal ziejący prosto na nas – prychnęła ironicznie, skupiając wzrok na rudym nekromancie.
        - No… nie można też wykluczyć, że powstanie lorda nie tylko spotęgowało ilość anomalii, ale też jakby… powiązało część z nich z jego osobą… - Filip już się nie jąkał, ale jego odpowiedzi wciąż były chwiejne, gdy nie tylko walczył z lękiem, ale sam na bieżąco formułował nowe tezy, rozmyślając nad rozwiązaniem problemu.
        Wampirzyca tylko mruknęła coś z niezadowoleniem i wznowiła marsz wśród strażników. Słysząc słowa generała tym razem zerknęła na niego pytająco. Przecież widział, że nic jej nie jest, więc jego pytanie było jakimś nagłym przejawem troski czy pytał o coś innego? Otworzyła się bardziej na jego umysł i wychwyciła luźne myśli wampira, samej zastanawiając się nad nimi chwilę.
        - Nie wypuszczą go stąd, chociażby mieli pogrzebać całe podziemia z nami wszystkimi w środku – mruknęła w przejawie czarnego humoru.
        Zatrzymała się nagle, już na pierwszą sylabę wyjąkaną przez Filipa. Formacja strażników zmieniła się naturalnie, niczym dopasowująca do naczynia ciecz, i grupa weszła na piętro, rozchodząc się powoli po korytarzu. W ich stronę wiał lodowaty wiatr, niosący ze sobą widmo śmierci i pustki, niemal mącący w umysłach, niczym zbyt silny podmuch powietrza, wpychający się do ust i utrudniający oddychanie. Eva tylko zmrużyła oczy, nawet porzucając symulowanie oddechu i rozejrzała się nagle, gdy koło niej upadł Szakal. Zacisnęła usta i momentalnie wpadła do jego umysłu, rozganiając macki śmierci niczym wściekła trąba powietrzna. Ani za elfem specjalnie nie przepadała, ani nie należał stricte do jej ludzi, ale gdy byli tu w drużynie, wszystkie jej elementy musiały działać nienagannie, by Klaus mógł robić swoje. Nie mogła sobie pozwolić nawet na jedno słabe ogniwo.
        - Weź się w garść – warknęła do strażnika, z pomocą Luthro podrywając go na nogi, ale elf wciąż wisiał bezwładnie, podtrzymywany pod ramionami. – Poradź sobie z tym na swój sposób – mruknęła, nie pochwalając specjalnie dziedzin magii elfa, ale też nie robiąc z tego jakiejś wielkiej rzeczy. Jedyne co jej przeszkadzało to konieczność dopasowywania standardowych działań do arkan władanych przez Szakala, lecz to co zaskakiwało czasem ich, zaskakiwało też przeciwnika, a tym samym było przydatne. Plusy równoważyły minusy.
        Poczekała aż mężczyzna nabierze nieco bardziej przytomnego spojrzenia i przekazała go Luthro, jako że elf wciąż wyglądał jakby sam stał na granicy śmierci, bardziej blady i roztrzęsiony niż Shurin. Ten bowiem dla odmiany wyglądał na ożywionego, a chłodny powiew śmierci jakby dodał mu koloru na policzkach.
        - W lewo – powiedział gładko, ruszając we wskazanym kierunku i Eva tylko ruchem głowy pogoniła strażników.
        - Doprowadź go do porządku – mruknęła do Luthro, wycofując się z umysłu byłego druida, który na powrót zaczął wytrzeszczać oczy, ale przynajmniej teraz z tym walczył.
        Mijali nieliczne portale, prowadzące w głąb prosektoriów, wszystkie niezmiennie puste, przyciągając tylko na moment uwagę strażników, gdy ci upewniali się co do bezpieczeństwa, po czym ruszali dalej. Tylko Ritho wciąż miał problemy z samokontrolą, odwracając gwałtownie głowę w stronę każdego z wejść, jakby dobiegały go krzyki, które tylko on słyszał. Mamrotał wtedy do siebie, łapiąc się znów za głowę i wyraźnie walcząc z pułapkami własnego umysłu. Filip zaś podążał szybkim krokiem, z nosem utkwionym w mapach, przez co w pewnym momencie wysunął się przed pierwszy szereg strażników.
        - Uważaj! – syknęła Eva, a w tym samym momencie Hokurai wykazała się największą przytomnością z tych idących przodem i dosłownie złapała nekromantę za kołnierz, zatrzymując jego czubek nosa o włos od niemalże niewidocznej przeszkody.
        Na linii jednej z wbudowanych wewnątrz korytarza krat połyskiwała przezroczysta zasłona magii, niemal niedostrzegalna, gdy szło się na nią na wprost, zdradzając się tylko lekkim błyskiem, gdy poruszała się niczym tafla wody, smagana lekkim wiatrem. Alvarez od razu przypomniała się paskudna srebrna mgła na Krwawym Balu i skrzywiła się pod nosem, spoglądając na strażniczkę.
        - Co to jest? – zapytała na głos, przyzwyczajona do tego, że nekromantka ma najbardziej rozległą wiedzę o Wieży z tu obecnych, ale ta tylko zacisnęła usta, wyraźnie niezadowolona ze swoich następnych słów.
        - Nie mam pojęcia – mruknęła.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        - To chyba Tatiana ma w tej kwestii więcej do gadania niż ja - zauważył generał, oczyma wyobraźni widząc już jak Eva przyprowadza sobie do domu tę rudą sierotę. Musiałaby go chyba jednak nieść albo ciągnąć, bo on by chyba nie poszedł z nią z własnej woli: miał do niej wyraźną słabość, ale wszystko miało swoje granice, a Filip wyglądał mimo wszystko na osobę dość… strachliwą. Bez urazy.

        Nikolaus stał spokojnie i patrzył na cierpiącego Ritho. Nie było widać by wyrywał się do pomocy, prędzej sprawdzał czy druid sam sobie z tym poradzi albo też co z niego zaraz wylezie. Wiedział, że ktoś inny się nim zajmie, więc po co on jeszcze miałby sobie tym głowę zawracać? Fakt, Szakal był dla niego cennym strażnikiem, ale nie zamierzał go przez to niańczyć. Zresztą zaraz zgodnie z przypuszczeniami generała, cierpiącym druidem zajęli się pozostali – Luthro i Eva. Podnieśli druida na nogi i jakoś sprawili, że z jego twarzy zniknął ten wyraz niewyobrażalnych katuszy, choć nadal daleko mu było do normalności. Turilli miał teorię, że jego słabość wynikała po równi z magii, jaką się posługiwał, jak również – a może przede wszystkim – z rasy, którą reprezentował. Nie od dziś wszak wiadomo, że elfy były mocno związane z przyrodą, naturą, z życiem. Z tym wszystkim, czego w tym miejscu brakowało tak bardzo, że nawet nieumarli czuli różnicę.
        - Jeśli nie dasz rady, nie idź dalej – zarządził Nikolaus, gdy już ruszyli. Matowy i spokojny ton jego głosu sprawił, że jego słowa zabrzmiały brutalnie. Ritho mógł odnieść wrażenie, że w oczach generała był słaby i ten nim pogardzał, lecz tak nie było. To była czysta kalkulacja – Szakal był silnym magiem i cennym członkiem zespołu, ale jedynie wtedy, gdy był w stanie czarować, w przeciwnym razie stawał się jedynie balastem i sam dla siebie stanowił zagrożenie. Wszyscy tracili na jego słabości, dlatego nie było wcale hańbą się do niej przyznać.
        Gdy już podjęli marsz i dało się dostrzec, że Ritho starał się trzymać nerwy na wodzy, ale szło mu to niekoniecznie tak dobrze jak by sobie tego życzył, Hokurai zwolniła kroku by się z nim zrównać. Klepnęła go w ramię w jowialnym geście pocieszenia, co sprawiło, że elf odwrócił na nią zalękniony wzrok.
        - Nie bądź ciepłą bułą – zganiła go szeptem nekromantka. - Żywi są o wiele groźniejsi niż martwi, bo potrafią samodzielnie myśleć, nie musisz więc obawiać się śmierci...
        Hokurai gwałtownie przerwała i wyskoczyła do przodu, by złapać Filipa, który prawie wpakował się… No właśnie, na co? Na pułapkę? Na fatamorganę? Wszyscy byli skonsternowani widokiem tego dziwnego zjawiska i wszyscy też rozsądnie woleli się nie zbliżać. Obserwowali je z miejsc, w których się zatrzymali, nawet Szakal na moment przestał się trząść i wyglądał na skupionego.
        Nikolaus postąpił kilka kroków do przodu, stając prawie że w pierwszym rzędzie i przyjrzał się przeźroczystej błonie, która zagradzała im drogę. Wyglądała jak bardzo duża bańka mydlana, jak twór całkowicie naturalny. Chciało się po prostu wyciągnąć szpikulec i ją przebić… Ale instynkt całej grupy krzyczał, by za nic w świecie tego nie robić. Trzeba było jednak coś zrobić, znaleźć słaby punkt…
        - To nie ma aury typowej dla zaklęcia - zauważył generał, z czym zgodziła się większość znających się na magii osób w grupie. Widać było jednak, że Hokurai coś się w tym tworze nie podobało. Podeszła do niego ostrożnie, jakby bała się ugryzienia i przyglądała się gładkiej powierzchni, która marszczyła się pod wpływem jej oddechu. Nawet nie wyciągnęła ręki, by na pewno tego nie dotknąć.
        - Generale, to jest zaklęcie - oświadczyła nagle. - Ale zatopione w murze… Widać jak drga.
        Faktycznie, gdy spojrzało się pod ostrym kątem tak jak to czyniła nekromantka, można było dostrzec cieniutki blask magii, która wchodziła w kamień i zaprawę niczym w masło. Można było się więc domyślić, co to musiało być - pewnikiem jakieś zaklęcie dezintegrujące. Kto by w nie wszedł, przestałby w jednej chwili istnieć, jak przytknięta do tafli wody zapałka. Mogło to być też coś innego, lecz jakoś nikt nie kwapił się to sprawdzać.
        - Panie Shurin - generał zwrócił się do rudego nekromanty. - Czy jest jakiś sposób, by to obejść?
        - Jest - mruknął Filip, zaraz podchodząc do Klausa z mapą. - Ale t-tu...przez t-te schod-dy - wyjaśnił, pokazując na karcie drogę, jaką musieliby obrać. Zawrócić, wejść piętro wyżej i zejść…
        Klaus skinął głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. To co tutaj robili przypominało szachy. Z tym, że rozgrywane na wielowymiarowej planszy, zupełnie nie widząc pionów przeciwnika. A przynajmniej oni ich nie widzieli. Turilli i jego ludzie musieli być sprytniejsi od przeciwnika nie wiedząc nawet co ten planuje. Gdyby wampir miał wyrazić na głos swoją pierwszą myśl, powiedziałby, że są prowadzeni w pułapkę w postaci jedynej słusznej drogi, na której końcu czeka ich przykładna, bolesna śmierć. Visatuli był jednak sprytny... Więc czy posunąłby się do tak prostackiego zagrania? To nie było w jego stylu. Mógł jednak uznać, że skoro Nikolaus spodziewa się po nim wysublimowanych sztuczek, właśnie w ten sposób zdoła go zaskoczyć. Cóż za paranoja... Turilli wiedział, że musi działać zgodnie z własnym instynktem, bo nie był w stanie prześledzić toku rozumowania swojego przeciwnika. Miał jednak pewien pomysł.
        - Alvarez - zwrócił się do swojej adiutantki. - Pamiętasz tamten korytarz na Krwawym Balu?
        Gdy dają ci do wyboru dwie drogi, należało wybrać trzecią - tego przeciwnik nigdy się nie spodziewał. Nikolausowi wydawało się, że przechytrzył w tym momencie nekromantę i zamiast biedzić się nad tym czarem, zamiast iść drugą “słuszną” drogą zamierzał wybić dziurę w murze do następnego pomieszczenia.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Ostatniego docinka Eva nie skomentowała już inaczej, jak lekkim uśmiechem, nie dopowiadając, że jeśli o nią chodzi to zawsze właśnie ona ma ostatnie słowo. Przynajmniej od dłuższego już czasu. Tatiana miała wyjątkowe fory, jak na pomoc domową, ale wampirzyca tylko z sentymentu, dla rozrywki i z wyjątkowej cierpliwości tolerowała jej pyskatość i panoszenie się, jakby to starsza kobieta była panią domu, a ona jej gościem. Póki robiła swoje, a nie było w Maurii lepszej zarządczyni, Tatiana miała kredyt zaufania u swojej chlebodawczyni i mogła sobie na sporo pozwalać, ale wciąż jednak to ona służyła Evie, wszystkie swoje działania dopasowując pod wampirzycę. Nie była głupia i nawet jeśli czasem prychaniem komentowała krwawy bałagan zostawiony przez Alvarez w mieszkaniu po jakimś większym posiłku, doceniała fakt, że sama była nietykalna.
        Wampirzyca szybko jednak wróciła do bieżących wydarzeń, odkładając rozmyślania o charakterze Tatiany, który jednakowoż teraz by się przydał Szakalowi. Stara panna była twarda niczym lodołamacz i nie po raz pierwszy Eva pomyślała z ponurym rozbawieniem, że w sumie byłby z niej całkiem przerażający wampir. Teraz jednak zajęła się słabnącym na ciele i umyśle strażniku, który walczył jednocześnie z własnym organizmem i dumą, gdy usłyszał komentarz Klausa. Wybór był oczywiście jego, ale było raczej jasne, jaka kariera czekała kogoś, kto w takiej sytuacji powiedziałby, że jednak nie czuje się najlepiej i sobie tutaj na nich poczeka. Nie. Musiał wziąć się w garść. Wsparty więc na jednym z wampirów od Alvarez, stawiał krok po kroku, usiłując skupić się na tych nielicznych pasmach życia w jego otoczeniu i nie dać się stłamsić wszechobecnej śmierci. Komentarz Hokurai nie pomagał, jednak po chwili nekromantka skoczyła w przód, zatrzymując tego młodego rudego o krok od… tego czegoś.
        Eva podeszła bliżej przezroczystej błony, która falowała pod samym oddechem Filipa, zdając się tak cienką i nietrwałą, że można by przerwać ją dłonią, a opadłaby na ziemię niczym zerwana pajęczyna. Słuchała analiz Klausa i Hokurai, samej jedynie śledząc spojrzeniem bieg scalenia magicznej tafli z murem. Wyglądało to jednocześnie tak niewinnie, że naprawdę kusiło, by sięgnąć tam dłonią i zerwać marną przeszkodę, a jednocześnie biło alarmem w głowach, by nie zbliżać się bardziej, bo przypadkiem można wywołać lawinę konsekwencji.
        Obróciła lekko głowę, gdy do odpowiedzi wywołano młodego nekromantę, po czym podążyła spojrzeniem za malowanym palcem po mapie szlakiem drogi alternatywnej. Mało nie prychnęła pod nosem, zirytowana, że pędzą ich przez te podziemia jak myszy przez labirynt. Eva spojrzała na generała, słysząc swoje nazwisko, a gdy padło kolejne pytanie, uśmiechnęła się przebiegle. Oczywiście, że pamiętała. Nie mogła sobie co prawda przypomnieć, czy rzeczywiście ktoś posprzątał wówczas tamten bałagan, ale na tle pozostałych zniszczeń były one mizerne niczym plama wody na obrusie. Teraz jednak nie było z nimi Liama, który mógłby przebić się na wylot przez mur, miała za to innego strażnika, władającego magią pustki i to na niego wampirzyca przeniosła spojrzenie.
        - Rille, poradzisz sobie też z tym? – odruchowo zadała pytanie mentalnie. Możliwe, że byli obserwowani, nie chciała więc uprzedzać faktów, a nawet jeśli ktoś podsłuchiwałby i te rozmowy, analiza zajęłaby mu więcej czasu, niż młodemu wampirowi na odgadnięcie intencji swojej pułkownik.
        Po raz kolejny była zadowolona z bystrości swoich podwładnych, gdy mężczyzna tylko skinął głową, obracając się w bok, a po chwili pod jego gestami kamienne bryły zaczęły migotać i osypywać się w pył, który niknął jeszcze nim opadł na ziemię. W ścianie poszerzało się przejście w sposób o wiele mniej widowiskowy od ostatniego przedstawienia w tym stylu… lub bardziej subtelny, jak kto woli. Już po krótkiej chwili bowiem, bez najmniejszego dźwięku i bałaganu, ział przed nimi prostokątny portal, pozwalające na swobodnie przejście na drugą stronę. To zaś mogło skłonić do zastanowienia, dlaczego poprzednim razem to Roston torował drogę, ale nikt kto znał Evę nie zadałby takiego pytania – wampirzyca nie bawiła się w subtelności, zwłaszcza w takich sytuacjach. Liczył się skutek i czas, a nierzadko też odpowiednie wrażenie, teraz zwyczajnie zbędne.
        Rille przeszedł przodem, za nim Hokurai, popychając przed sobą lekko oszołomionego Shurina. Za nimi Eva, Klaus, Luthro i Ritho, a pochód zamykał Vail, rozglądając się czujnie po korytarzu, który opuszczali, by następnie przeciągnąć długim spojrzeniem po niemal bliźniaczym przejściu po drugiej stronie. Mur był grubszy, więc nie przekroczyli ściany, jak w rezydencji, a szli chwilę przez wydrążony tunel, ostatecznie jednak pojawiając się w kolejnym z podziemnych przejść, stanowiących istny labirynt podziemi.
        - Gdzie teraz? – Eva zerknęła Filipowi przez ramię, a ten zawahał się, chwilę błądząc palcem po pergaminie, nim w końcu odnalazł miejsce, w którym się znajdowali. Ona w międzyczasie na szybko zamknęła przejście, kierowana jakimś podświadomym przeczuciem, że nie chce, by ktoś podążył bezpośrednio po ich śladach. Stworzenie zaś kamiennego muru, idealnie wpasowującego się w powstałą lukę, było dla niej drobnostką.
        - Ppprosto. Kkkierunek, jak poo… poprzednio, ale pppóźniej znowu w dddół.
        Wampirzyca skinęła głową i ruszyła z nekromantą przodem, tym razem już pilnując go, by nie wpadł w żadną pułapkę. Bo chociaż zdawało jej się, że plan Klausa ratuje ich przed czyhającymi po drodze niespodziankami, przynajmniej przez pewien czas, nie minie wiele czasu nim zostaną ponownie zlokalizowani przez tego, kto postanowił się tak nieroztropnie zabawiać ich kosztem.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Uśmiech Evy Alvarez wyrażał wszystko, co chciał wiedzieć generał - zrozumiała aluzję i przystała na jego pomysł. Co więcej uczyniła to z zadowoleniem, choć może było to poniekąd do przywidzenia - adiutantka Klausa lubiła chaos i zniszczenie znacznie bardziej niż większość jego bliskich współpracowników. Wszak wtedy, na Krwawym Balu, to ona wpadła na pomysł z przebiciem się przez ścianę zapętlonego korytarza i chociaż zastrzegła od razu, że po wszystkim zniszczenia zostaną usunięte, Turilli nigdy nie sprawdził czy tak się w istocie stało - trzeba było zająć się wtedy znacznie bardziej brzemiennymi w skutkach stratami niż stertą cegieł... Generał zdawał sobie w tym wszystkim sprawę, że nie było z nimi w tym momencie wampira, który wtedy zajął się wyburzaniem, ale uznał, że Alvarez jakoś sobie z tym poradzi, a jak nie, najwyżej jemu przyjdzie coś kombinować, choć raczej nie zdarzało się, by jego adiutantka go zawiodła... Po samym jej spojrzeniu posłanym odruchowo jednemu z wampirzych strażników Klaus poznał, że i tym razem Eva znalazła rozwiązanie ich problemu - to mu się podobało. A jeszcze bardziej podobało mu się, że do wykonania wyłomu wybrany został Rille - jego metody działania, czyste i precyzyjne, bardzo odpowiadały generałowi, który już dawno wyrósł z efekciarstwa, stosując je tylko wtedy, gdy było to naprawdę konieczne, a i wtedy czyniąc to raczej niechętnie. Tutaj nie było przed kim robić wrażenia (a na balu było? Nieważne...), a wręcz wskazane było zachowanie dyskrecji, wszystko układało się więc doskonale. Może nawet trochę zbyt doskonale, ale to akurat niezwykle trudno było ocenić w tym momencie. Ważne, że parli do przodu i mieli jakieś szanse na przechytrzenie przeciwnika.
        - Hokurai. - Nikolaus niedbale machnął ręką, każąc nekromantce trzymać się na szpicy pochodu, gdyż obserwując ją czuł się, jakby trzymał ogara na smyczy. Ona czuła się w tym miejscu doskonale, poruszała się pewnie. Znała z grubsza podziemia tej wieży i metody działania tutejszych magów, pewnie z tego brała się jej swoboda, która jednak jeszcze nie miała nic wspólnego z brawurą - tego generał wręcz nienawidził, więc gdyby tylko się zorientował, zaraz by ją przytemperował, lecz w tym układzie mógł jedynie czerpać z tego, co zostało mu dane.

        Po przejściu przez stworzony mocą pustki korytarz trafili do niewielkiego pomieszczenia sekcyjnego, pustego i chyba wręcz od dawna nieużywanego, gdyż nie leżało tu ani jedno narzędzie, ani jedna kartka papieru. Drzwi na korytarz stały jednak otworem, bo na całym piętrze było jednakowo chłodno i czysto… I w tym momencie pusto, nie licząc grupy strażników, która przemieszczała się korytarzami.
        - Alvarez... - odezwał się Klaus, lecz jak zawsze ona odgadła jego myśli nim jeszcze zostały wypowiedziane i zajęła się maskowaniem przejścia, które niedawno opuścili. Generał skwitował to tylko krótkim, acz wyrażającym zadowolenie skinieniem głowy. Podszedł do Shurina, który widząc kładący się na mapie cień wampira jakby trochę się skulił. Podpadł generałowi już tyle razy, że bał się zrobić to po raz kolejny, dlatego jego wzrok cały czas uciekał w kierunku Evy Alvarez, szukając w niej wsparcia i pocieszenia… I chyba sympatii, bo im dłużej Klaus go obserwował, tym bardziej zdawało mu się, że Shurin musiał mieć słabość do pięknej wampirzycy. Nie ganił go za to, bo nie był pierwszy i nie ostatni - za Evą oglądały się tuziny mężczyzn, ale właśnie, tylko oglądali, bo mało kto miał jaja, by podejść i zagadać. Biednego rudzielca też pewnie czekał ten los.
        - Idziemy - oświadczył twardo Turilli i choć szedł w środku kolumny, narzucał szybkie tempo marszu, nie pozwalając jednak na to, by zaniedbać rozpoznanie, więc strażnicy musieli się uwijać jak w ukropie. To nie była złośliwość z jego strony, po prostu chciał jak najlepiej wykorzystać przewagę, jaką właśnie zyskali i przejść jak najdalej nim Visatuli zorientuje się, że gdzieś ich zgubił po drodze… Wierzył przy tym, że strażnicy sobie poradzą, bo przecież zabrał ze sobą najlepszych.

        Bez żadnych incydentów podążali za wskazówkami Shurina i wkrótce znaleźli się w korytarzu, który prowadził do prosektorium, które było ich celem. Czuć tu było świeżą krew i smród rozkładu. Lecz to nie wszystko - ledwo postawili pierwsze kilka kroków i już na korytarzu dało się słyszeć dobiegające z prosektorium łkania i jęki tak bolesne i zwierzęce, że nie sposób było nawet poznać czy głos należał do kobiety czy mężczyzny. Wszyscy strażnicy natychmiast wzmogli czujność, a ci znający się na magii zaraz sprawdzili czy nie jest to jakiś magiczny trik... Było jednak o wiele ciekawiej.
        - Tam ktoś jest - odezwał się nagle poruszony Szakal. Nie musiał dodawać, że był to ktoś żywy, to było widać po jego minie. Hokurai nie podzielała jednak jego entuzjazmu.
        - Ale ta aura jest dziwna, taka... rozwleczona. Jakby to był rój pszczół - skomentowała.
        - W istocie, jest rozmyta - zgodził się ostrożnie druid, wyraźnie zbierając się w sobie i w końcu stoją samodzielnie, bez wsparcia któregokolwiek z towarzyszy.
        - Generale, może lepiej, by ktoś z nas poszedł na zwiad - zaproponował Ritho. - Zgłaszam się na ochotnika - dodał, ewidentnie chcąc w ten sposób zmazać złe wrażenie, jakie zrobił piętro wyżej.
        - Pójdę z nim - zaoferował się Veil, by w razie czego magię druida wspierać swoją brutalną siłą. Turilli nie miał powodu, by im tego zabronić.
        - Idźcie - zgodził się.
        Strażnicy odmeldowali się i w parze poszli dalej. Obaj byli gotowi do walki, widać to było po sposobie w jaki elf trzymał ręce i po tym, jak człowiek cicho dobył miecza. Gdy dotarli do drzwi, oparli się plecami o ścianę i odliczyli, po czym śmiało wkroczyli do środka. Nie było ich raptem chwilę, po której na korytarz wrócił druid. Wyglądał trochę niepewnie, jakby wahał się czy może się odezwać.
        - To… jest bezpiecznie - oświadczył odzyskując śmiałość. - Generale, jest czysto, ale musicie to zobaczyć - dodał z naciskiem, wracając do prosektorium.

        Klaus nie czekał na ponowne zaproszenie i zaraz poszedł razem z resztą do prosektorium. Szybko zrozumiał co chciał mu pokazać elf i co miała na myśli Hokurai, wspominając o dziwnej aurze. W prosektorium znajdowało się ciało… Żywy człowiek. Chociaż nikt nie mógł pojąć, jakim cudem mógł być żywy - został rozdarty na strzępy. Jego kończyny walały się w różnych kątach pomieszczenia, z jelit zrobiono upiorną girlandę, a jedynym większym fragmentem była klatka piersiowa z jedną ręką i głową. A on nadal żył - z pewnością dzięki magii. To jego bolesne jęki słyszeli wcześniej, bo pewnie nadal cierpiał po tym, co mu zrobiono, nie mogąc przy tym umrzeć.
        - Max Risa - odezwała się Hokurai, rozpoznając wykrzywioną bólem twarz rozczłonkowanego mężczyzny.
        - On… To… Visatuli wiedział, że przyjdziecie… Że to wy przyjdziecie… - stękał przez łzy skatowany mag. - Dlatego zostawił mnie przy życiu… Dla was…
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Właśnie zabierała się za odtworzenie muru w miejscu, w którym przebili się przez ścianę, gdy usłyszała swoje nazwisko. Uśmiechnęła się jednak tylko pod nosem, gdy generał urwał wypowiedź, widząc, że jego adiutantka już wypełnia niewypowiedziane polecenie. Oczywiście grymas zniknął szybko z jej twarzy, pozostawiając pełną powagę i gdy przed wampirzycą znów znajdowała się tylko lita ściana, Eva odwróciła się i szybkim krokiem dogoniła uciekającą kolumnę. Stukot obcasów rozchodził się lekkim echem, po czym zwolnił, gdy wampirzyca zrównała się z grupą, spoglądając za czyniącymi rozpoznanie strażnikami. Domyśliła się, że Klaus goni ich, by jak najbardziej zwiększyli swoją przewagę, nim ktoś zauważy ich zniknięcie. Nie mogła przestać myśleć o tym, jakie skutki wywoływała błona w poprzednim korytarzu po dotknięciu jej. Negatywne, to z pewnością, aczkolwiek to było zbyt mało dla ciekawości wampirzycy, która musiała obejść się smakiem. Ech, nawet nie było kogo wrzucić tam jako mięso armatnie. Shurin jeszcze się przyda.
        Wkrótce zainteresowana uniosła lekko głowę, słysząc rozbrzmiewające przed nimi jęki i rozpaczliwe, zduszone łkanie. Wampirze instynkty miała opanowane i od lat nie rzucała się na wszystko, co pompuje krew, ale nadal pozostawała drapieżnikiem i takie dźwięki mimowolnie pobudzały jej uwagę. Podczas pierwszej wymiany zdań milczała, wsłuchując się w emanację i obchodząc ją dokładnie, jakby próbowała rozwiązać łamigłówkę.
        - Rozszarpana… - mruknęła cicho pod nosem, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, gdy Hokurai nazwała aurę rozwleczoną.
        Eva nie miała pojęcia, jak blisko prawdy była. Nie była dobra w czytaniu aur, ale emanacja wydawała jej się po prostu pourywana, niestanowiąca całości a uderzająca z różnych stron, niekompletna i utrudniająca odczytanie. Gdy więc Ritho i Veil zniknęli w komnacie, wampirzyca wciąż analizowała niespotkane wcześniej zjawisko, usiłując dotrzeć do jakiegoś logicznego uzasadnienia dla takiego stanu rzeczy. Podniosła wzrok na wejście dopiero, gdy stanął w nim druid. Jego skonsternowany wyraz twarzy budził zdziwienie, gdy oczekiwało się tylko na zagrożenie lub nic w ogóle.
        Weszła z Klausem do pomieszczenia i zatrzymała się zaskoczona już po kilku krokach. Nawet nie wiedziała na co patrzeć. Obraz cierpienia burzyła zamierzona groteskowość i miast współczucia, w człowieku budził się czarny humor, czego wyraz objawił się chociażby w cichym czknięciu Shurina, gdy ten tłumił atak histerycznego śmiechu i odruch wymiotny jednocześnie. Zbladł po same piegi i zasłaniając ręką usta rozglądał się przerażonym wzrokiem. Jako nekromanta miał często do czynienia ze zwłokami, ale były to czyste, nieruchome i martwe przede wszystkim ciała, a nie rozwleczone po całym pomieszczeniu fragmenty żyjącego jeszcze człowieka. Jego krew kapała nawet z sufitu, gdy ten próbował przemówić poprzez jęki i zdawkowe okrzyki bólu, których nie mógł powstrzymać.
        Eva postąpiła krok w stronę Maxa Risy, zatrzymując się gwałtownie, gdy przed jej obutymi w wysokie obcasy stopami przetoczyły się dwie gałki oczne, mlaskając jeszcze po posadzce resztkami wyrwanych nerwów. Oczy zakręciły się w miejscu, lokując „spojrzenie” na niej i Klausie, i to na generale pozostając, gdy mężczyzna się odezwał. Jego słowa zaś nie były niespodzianką. Kto inny i w jakim celu miałby zrobić coś takiego? Alvarez westchnęła bezgłośnie i szybko zanurzyła się w umysł mężczyzny, momentalnie przejmując nad nim kontrolę i odcinając odczuwanie bólu. Trwało to tylko mgnienie, ale i tak wywołało krótki grymas na twarzy wampirzycy, nim zablokowała przepływ czucia. Przez moment bowiem odczuwała boleśnie stan mężczyzny, jak również władzę w rozrzuconych po pomieszczeniu kończynach. Co za chory pomysł, by pozwolić wciąż władać mu oderwanymi członkami?
        Tak czy inaczej Eva zaraz otworzyła oczy, a wyraz twarzy mężczyzny złagodniał i ten odetchnął głębiej. Wampirzyca nie robiła jednak tego z nagłego przypływu empatii. Musieli uzyskać informacje, a ciężko rozmawiać z kimś balansującym na granicy śmierci w męczarniach. Po fakcie pewnie i tak go zabiją, tym razem już z litości, ale póki co trzeba było się dowiedzieć jak najwięcej.
        Przesłuchanie zostawiła Turilliemu. Nie nawykła do wyręczania go w czynnościach służbowych, gdy sam był obecny. Zamiast tego rozglądała się jeszcze po pomieszczeniu, zastanawiając czy z przyzwoitości nie uprzątnąć nieco zwisających pod sufitem wnętrzności albo chociaż pozbierać kończyny na jedną stertę. Ot, odruch. Samo utrzymywanie mężczyzny w stanie świadomości pozbawionej bólu było chwilowe i nie wątpiła, że nie zdołają go uratować. Poskładać i wskrzesić po fakcie może tak, ale na pewno nie uzdrowić. Ewentualnych wspomnień oczywiście nie ma co zazdrościć, ale nieumarły z pomieszanymi zmysłami to standard, nikt nie ma wszystkich klepek po tym jak umrze i wstanie. I tak lepsze to niż stan, w którym znajdował się obecnie.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Turilli po przekroczeniu progu prosektorium nie wyglądał, jakby to co zobaczył zrobiło na nim wrażenie - cały czas trzymał się sztywno, na jego twarzy nie drgnął nawet najmniejszy mięsień. Rozejrzał się jakby trafił na miejsce karczemnej bójki, jakich wiele w każdym większym mieście, a nie na pomieszczenie prawie całe pokryte ciałem człowieka, który przy tym jeszcze żył. To był dziwny pokaz - jakby Visatuli chwalił się swoją znajomością magii życia, a nie śmierci… Był jednak liszem, więc magia druidzka była w tym miejscu absolutnie bez sensu. Turilli przypuszczał, że wie, jakimi zaklęciami posłużył się nieumarły lord, by utrzymać ofiarę przy życiu, lecz to akurat nie było dla nich w tym momencie tak istotne, jak sam pozostawiony im mag. Jego stan był fatalny - miał służyć za przestrogę, ostrzeżenie, groźbę… Ale też za posłańca.
        Max Risa jęknął w zupełnie inny sposób niż dotychczas - z ulgą, jakby wydał z siebie ostatnie tchnienie. Nadal jednak żył, jego rozwleczona wraz z ciałem aura migotała, nie zgasła. Turilli domyślił się, że to Eva Alvarez na moment powstrzymała jego męki - za tą wersją wydarzeń przemawiał krótki grymas, jaki wykrzywił jej oblicze. Teraz mag był spokojny i mógł powiedzieć wszystko, co miał do powiedzenia…
        - Visatuli chciał, byś przekazał mi jakąś wiadomość - ni to stwierdził, ni zapytał wampirzy arystokrata.
        - Tak… - zgodził się Max Risa, nadal stabilizując oddech po tym co niedawno przechodził. - Chciał…
        - To później. Najpierw pokaż mi jak to wyglądało.
        To powiedziawszy generał sam sięgnął mackami swojej magii umysłu rozwleczonego po prosektorium maga. Z wprawą wyłuskał jego najświeższe wspomnienia i oglądał je od końca, z czym nie miał większego problemu. Zaczęło się więc dla niego przedziwnie: od olbrzymiej fali bólu, która słabła stopniowo, gdy cofał się w torturach. Visatuli doskonale się bawił katując go i komentując swoje poczynania. Mówił nieustannie. Opowiadał co robi, co nietypowego zauważył, snuł plany, wspominał. Były to puste słowa, które nie niosły za sobą żadnych przydatnych dla Turillego informacji. Wampir szybko przeszedł dalej. W pewnym momencie Max Risa odzyskał (czy też technicznie rzecz biorąc cofnął się do momentu przed jego utraceniem) wzrok - wtedy generał mógł zobaczyć jak wyglądał po zmartwychwstaniu lisz. No cóż, jak to każdy inny lisz - niezbyt kusząco. Nie był tak zasuszony jak reszta jego gatunku - przypominał trochę zagłodzonego żebraka. Był łysy, miał wklęśnięte policzki i usta bez warg, jakby pozbawiono go zębów. W jego pustych oczodołach jarzył się niebieski płomień, a wychudzone ciało pokryte pergaminową skórą skrywała tylko toga stworzona pewnie naprędce z prześcieradeł - daleko jej było do ubrania z prawdziwego zdarzenia. Głos miał dudniący, a śmiech złowieszczy.
        - Zapamiętaj teraz dobrze, choć to co powiem nie będzie do ciebie - oświadczył Visatuli ze wspomnieć Maxa Risy, patrząc się mu w oczy tuż przed rozpoczęciem tortur. - Łatwo dałeś się nabrać, Nikolaus. Naprawdę łatwo… Naprawdę myślałeś, że będę chciał stoczyć z tobą jakiś epicki pojedynek? Po co? Widzisz, tak jak miałem pomocników, którzy pomogli mi zmartwychwstać, tak istnieją też ci, którzy pomogą mi stąd wyjść. Chętnie opowiem ci mój plan ze szczegółami, gdy się spotkamy… Do zobaczenia, Nikolaus. Wrócę po was gdy już skończę z resztą.
        Turilli gwałtownie przerwał czytanie myśli Maxa Risy, a po jego obliczu dało się poznać, że przekaz lisza zrobił na nim odpowiednie, mocne wrażenie. Szybko skojarzył fakty. Tę zachętę do podjęcia gry, te przeszkody, które napotykali - zwykła zasłona dymna. By myśleli, że to oni byli celem, że chodziło o zemstę… Dali się zaciągnąć w to miejsce, a tymczasem Visatuli pewnie już był w drodze na powierzchnię…
        - Luthro, do wrót, już! - rozkazał twardo generał. Dał się przechytrzyć, zupełnie nie wziął pod uwagę wszystkich możliwych opcji. Tak się skupił na tej zemście, która tak dobrze pasowała, że nie uwzględnił możliwości, że Visatuli miał swoich ludzi i w Wieży, i poza nią… Oby był to błąd możliwy do odkręcenia. Musieli się teraz cholernie spieszyć.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Gdy Eva odcięła przepływ bólu do umysłu Risy, została w nim już tylko częściowo, jakby spoglądając jednym okiem. Po części dlatego by utrzymać stan przytomności mężczyzny, po części, by rozejrzeć się wokół i być świadomą, co się dzieje. Wszak wciąż nie byli bezpieczni, a pełne zniknięcie w czyimś umyśle wiązało się jednak z ograniczeniem percepcji świata zewnętrznego do minimum. Pozostali strażnicy nie odzywali się, tocząc mimowolnie spojrzeniem po dokonanych zniszczeniach, które chociaż nikogo nie ruszyły w większym stopniu, wciąż przykuwały uwagę. Taki chyba był też cel. Gdy Turilli rozpoczął przesłuchanie, Alvarez przysłuchiwała mu się w pewnym stopniu, a właściwie początkowo tylko obserwowała, jednocześnie by być na bieżąco i wciąż się ucząc od mentora, jakim był dla niej generał. Jej zajęłoby to o wiele dłużej - przerobienie wspomnień wstecz - musiałaby się ich naszukać. Turilli wyglądał jakby wertował książkę od końca, jednocześnie bez problemu zapoznając się z jej treścią.
        W pełni skupiła się dopiero gdy Max „odzyskał” wzrok. Klnąc pod nosem przysłuchiwała się słowom lisza, jednocześnie chłonąc wzrokiem jego nowy wygląd i przyjmując informacje, i rodzące się z nich wnioski, jak kubeł lodowatej wody na głowę. Wycofała się z umysłu Risy w tym samym czasie co Turilli, już w pełni, więc mężczyzna na nowo zaczął jęczeć z bólu, tym razem ze wzmożoną siłą, gdy po chwili ulgi nadeszło ponowne cierpienie. Wampirzyca jednak nie zwracała już na niego uwagi. Podczas gdy Turilli wykrzykiwał polecenie, ona już podbiegała do strażnika, jednocześnie rzucając rozkazy do pozostałych.
        - Zająć się nim. Dołączcie do nas jak najszybciej.
        Czas był tylko na krótkie polecenia, które doświadczeni strażnicy będą potrafili wykonać zgodnie z procedurami i własnym intelektem. Nie było czasu na więcej wyjaśnień, liczyła się każda chwila, a Eva wiedziała, że chociaż Luthro mógłby przenieść ich wszystkich, zbieranie się wokół niego zajęłoby zbyt dużo czasu, a po fakcie strażnik pewnie byłby niezdolny nawet do samodzielnego dotarcia do strażnicy – każda magia, nawet potężna, ma swoje ograniczenia. Najważniejsi byli oni i Shurin oczywiście, chociaż już tylko ze względów praktycznych. Victor na szczęście działał szybko. Nie wiedział co dokładnie usłyszeli Eva i generał, ale nie było mu to potrzebne do błyskawicznego i przemyślnego wykonywania rozkazów, zwłaszcza gdy widział przejęcie na twarzach przełożonych. Lewą ręką objął mocno swoją pułkownik w pasie (ta zaś trzymała kurczowo przy sobie wciąż przerażonego Filipa) i jednym krokiem doskoczył do generała, prawą dłonią łapiąc go mocno za przedramię. Zniknęli w momencie.

        Pojawili się u samych wrót, otwartych na oścież. Eva zaklęła pod nosem i puściła nekromantę, który nie spodziewając się tego i będąc jeszcze skołowanym po teleportacji, zachwiał się na nogach, na ślepo podpierając o drzwi. Wampirzyca już wybiegała na korytarz Wieży, zatrzymując się tam jak wryta. Przy wejściu leżeli bez życia ci sami mężczyźni, którzy odpieczętowywali dla nich przejście, chociaż nie wszyscy. Podejrzewała, że część pracowała dla lisza. Nie to jednak przykuło jej uwagę. Wampirzyca z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami wpatrywała się w sporej wielkości okrągły portal w ziemi, ziejący mrokiem, który zdawał się wirować niczym zmącona woda. Z niego zaś wydobywały się smugi czarnego dymu, skupione w spirale, z których każda podążała we własnym kierunku, kłębiąc się chwilę po pomieszczeniu po czym zmierzając do wyjścia, zarówno drzwiami, jak i przez sufit i ściany. Poza nimi nie było tu żywego (ani nieumarłego) ducha.
        - Co to jest do licha? Upiory? – syknęła, oglądając się na Turillego. Nie wiedziała już czego spodziewać się po zmartwychwstałym liszu. Nie miała też odpowiednich umiejętności, by zamknąć magiczne przejście.
        O dziwo oprzytomniała ich Iskierka. Filip podbiegł do nich, niemal potykając się o własne szaty, jednak nie szukał ratunku za plecami wampirów, ale wybiegł do przodu, kilka kroków przed nich, po czym zatrzymał się, zakasując rękawy. Nawet jedno słowo nie wydobyło się z jego ust, chociaż wampirzyca w tym momencie znów zastanowiła się, jak chłopak radzi sobie z zaklęciami, przy swojej werbalnej ułomności. Ten jednak usta miał zamknięte, za to dłonie uniesione i poruszające się w niesłychanym tempie. Palce wykonywały kolejne gesty, plącząc się ze sobą tak bardzo, że nie szłoby powtórzyć po nim nawet jednego symbolu. Ważny był jednak efekt – granice portalu zachwiały się i zaczęły powoli zamykać, ścieśniając coraz bardziej do środka. Jednak to, co z nich wylatywało, najwyraźniej zdało sobie sprawę z zagrożenia i kolejne byty, w formie czarnych strumieni dymu, ruszyły na nekromantę.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Choć Luthro był raczej “człowiekiem Evy Alvarez”, a nie jego, i tak całkiem nieźle się dogadywali. Cóż, to po równo zasługa ostrej dyscypliny panującej wśród strażników, jak i tego, że sam Luthro był całkiem bystrym gościem. Dlatego obyło się bez zbędnych pytań, bez planów, bez miotania się - dokładnie wiedział gdzie ma się przenieść i kogo zabrać ze sobą w pierwszej kolejności. Resztą tych kwestii, które wymagały doprecyzowania, zajęła się Eva Alvarez, jak zawsze profesjonalnie i zgodnie z jego oczekiwaniami.
        - Ritho, zajmij się nim - dodał jeszcze Turilli, mając na myśli Maxa Risę. Nie chodziło o to, by go uratować, bo to było niemożliwe nawet mając pod ręką mistrza magii życia. Chodziło tylko o to, aby skrócić jego cierpienia, bo spełnił swoją rolę w diabolicznym planie lisza i trzymanie go w tym stanie byłoby zwykłym sadyzmem. Jeśli jeszcze będą potrzebowali od niego jakiś informacji, po prostu go wskrzeszą, bo w końcu mieli w swoim towarzystwie kilku całkiem niezłych nekromantów, włączając w to samego generała. A do humanitarnego zakończenia tej podłej egzystencji najlepszy będzie ten, kto ma do życia największy szacunek - były druid.
        - Tak jest! - zgodził się natychmiast Szakal, podchodząc do Maxa Risy. Czy i jak wykonał rozkaz, tego już Nikolaus nie widział, bo został przeniesiony na sam szczyt podziemi.

        Tam zaś spełnił się ich najgorszy scenariusz: drzwi, które stanowiły jedyne wyjście z piwnic wieży stały otworem. Turilli przekroczył je rozglądając się wśród ciał. Dostrzegł tajemniczy portal, który miał wręcz wypisane na swoich brzegach “niebezpieczeństwo” na przemian z “pułapka”.
        - Luthro, sprowadź mi Hokurai - zażąda Klausł, obracając na moment wzrok na wampirzego strażnika, a ten zaraz zniknął, zostawiając na górze Turillego, Alvarez i Shurina w towarzystwie samych umarłych. Nikolaus od razu dostrzegł to, co nie umknęło również uwadze Evy Alvarez - zwłoki należały do magów, którzy potrafili otworzyć to przejście. Było jednak wśród nich jedno szczególne ciało - to należące do rektora Wieży, Sunaniego. Wszystkich zabito magią, bo na pierwszy rzut oka nie nosili śladów żadnych ran, a w powietrzu nie unosił się zapach krwi, które wampiry wyczułyby momentalnie. Turilli mógłby z łatwością przesłuchać którekolwiek ze zwłok, lecz to musiało poczekać, bo ziejący w ziemi portal zdawał się być kwestią dużo bardziej naglącą.
        Wampirzy generał postąpił ledwie krok do przodu, gdy między nim a Evą Alvarez, ku wielkiemu zaskoczeniu Nikolausa, przepchnął się rudowłosy nekromanta, który do tej pory raczej trzymał się spódnicy jednej bądź drugiej strażniczki. Teraz jednak nagle odnalazł w sobie odwagę, spryt i inicjatywę - wampirowi się to spodobało, gdyż były to cechy, które bardzo sobie cenił. Co więcej Filip wykazał się zdolnościami magicznymi, które teraz bardzo się przydały, bo ani Eva Alvarez ani Nikolaus nie mieli zdolności, by zamknąć tego typu portal, a w każdym razie nie bez kombinowania.
        Karta jednak natychmiast odwróciła się znowu na ich niekorzyść, gdyż cienie wydobywające się z portalu zaatakowały Shurina. Towarzyszące mu wampiry nie miały stosownych narzędzi, by z nimi walczyć, gdyż żadne z nich nie władało magią ducha, która byłaby w tym momencie najbardziej przydatna. Nikolaus wiedząc, że nie ma pod ręką nikogo, kto realnie mógłby wspomóc Shurina, sam wziął sprawy w swoje ręce, improwizując. Nie mając pewności jakiego typu upiory przed sobą miał, skorzystał z magii śmierci, jakby były to potępione dusze. Wkładając całą siłę w swoje zaklęcie nakazał im się zatrzymać, jakby byli to nieumarli. Nie do końca pomogło, ale tak naprawdę tego się spodziewał, bo dusza podlegała zupełnie innej dziedzinie. Osiągnął jednak tyle, że stworzenia na moment zgłupiały, zwolniły, a w międzyczasie nadeszły posiłki.
        Hokurai była doskonałą nekromantką - mimo niewielkiego stażu, bo jak się miało jej kilkanaście w stosunku do kilkuset całej reszty, potrafiła naprawdę dobrze władać swoją dziedziną. Wiedziała też, że dziedzina śmierci może funkcjonować samodzielnie, ale to podejście zbyt nierozsądne. Prawie każdy nekromanta łączył ją z jakąś inną: z reguły zła, czasami życia albo ducha. Pani kapitan była tym ostatnim przypadkiem i chociaż do zdolności Shurina było jej daleko, mogła go wspomóc o wiele lepiej niż Turilli czy Alvarez. Jej brzmiące jak okrzyk bojowy zaklęcie rozległo się ledwie jedno uderzenie serca po tym, jak pojawiła się w towarzystwie Luthro. Zaraz dobiegła do rudego nekromanty, skandując swoje zaklęcia. Za portal się nawet nie brała, bo nie miała wystarczający umiejętności, ale na ile tylko mogła odpędzała od niego upiory. Te, wściekłe jak rozjuszone osy, wzięły sobie więc na cel kobietę, która stanowiła dla nich realne zagrożenie. Hokurai skandowała swoje, ale nie dawała rady przy takim naporze wrogów i przez to zaczęła obrywać, nim jednak poległa w tym starciu, Shurin skończył swoje zaklęcie i razem jakoś dali radę zażegnać ten kryzys. Nekromantka z westchnieniem poklepała rudego po ramieniu, po czym zmierzwiła mu włosy, no bo jak można się powstrzymać mając rękę tak blisko tej płomiennej grzywy?
        - A ja się zastanawiałam jak będziesz czarować z tym twoim jąkaniem się - powiedziała bezczelnie na głos to, co pewnie chodziło wszystkim po głowie. - Niezły jesteś - pochwaliła go na koniec.

        Nikolaus tak skory do pochwał nie był - jego zmysł magiczny mówił mu, że wokół tego typu portali było znacznie więcej, a za to nigdzie nie było żywego ducha. Co stało się z uczniami tej szkoły, którzy wcześniej tak tłumnie gromadzili się na dziedzińcu - czy uciekli, czy zginęli, czy też może od początku byli po stronie lisza, na to odpowiedzi póki co nie było, trzeba było jednak zakładać najgorsze, bo tak właśnie działało tutejsze prawo. Na ten moment potrzebowali jednak kilku odpowiedzi, bo wystarczająco dobitnie przekonali się, że nie znali za dobrze swojego przeciwnika.
        - Fierenzza! - wezwał szpiega Nikolaus, wkładając wiele energii w swoje mentalne wezwanie.
        - Ciszej, generale - odpowiedział mu zaraz elf. - Jestem niedaleko…
        - Co tu robisz?
- dopytywał Nikolaus, faktycznie czując, że elf musiał przebywać gdzieś w pobliżu, bo nie musiał wcale się wysilać, aby się do niego mentalnie “dokrzyczeć”. To musiała być kwestia jednej, może dwóch przecznic.
        - Dotarły do mnie wieści o tym, co się dzieje… Pomyślałem, że wolę być blisko. Ale nie będę przekraczał póki co kordonu.
        Nikolaus nie skomentował słów Antoine’a, jedynie skinął lekko głową, bardziej sobie niż jemu. Mógł się tak naprawdę tego spodziewać, przecież jego szpieg nawet w aktualnym stanie, gdy jeszcze wylizywał rany po Krwawym Balu, nie będzie siedział bezczynnie.
        - Muszę wiedzieć jakimi dziedzinami władał Visatuli - zażądał Turilli, jednocześnie włączając do rozmowy Evę Alvarez, aby i ona była na bieżąco.
        - Magią śmierci, oczywiście - zaczął wymieniać Fierenzza z łatwością, jakby spodziewał się tego pytania. - Poza tym również dziedziną zła i umysłu. Identyczny zestaw jak twój, ale z odwróconymi proporcjami, bo specjalizował się w nekromancji, a dziedziny umysłu używał na doczepkę.
        - A co z magią życia, demonów, duchów?
        - Niemożliwe
- odparł kategorycznie szpieg.
        - Czyli to jego pomocnicy - uznał Nikolaus. - Shurin! - zwrócił się do rudego nekromanty. - Pamiętasz magów, którzy byli przy bramie? Który z nich mógł władać magią, która otworzyła ten portal? Czas nagli, więc od razu możemy przejść na telepatię, będzie nas słuchał pułkownik Fierenzza - oświadczył.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Turilli nie odpowiedział wampirzycy, od razu wydając rozkaz. Luthro zaś tylko nabrał kolejny oddech i zniknął, rozpoczynając błyskawiczne poszukiwania Hokurai. Zaczął od komnaty, z której zniknęli i dobrze, bo strażnicy nie zdążyli jeszcze jej opuścić.
- Generał wzywa, potrzebny nekromanta – rzucił tylko krótko, doskakując do kobiety i obejmując ją mocno w pasie zniknął, zanim zdążyła coś powiedzieć. Hokurai też nie paliła się do pytań, polecenia się wykonywało i tyle.
Pojawili się z powrotem zaledwie chwilę później i strażniczka od razu ruszyła w stronę rudowłosego młodzika. Nie kryła zdziwienia zarówno jego interwencją, jak i skutecznością, ale na pytania i rozmowy czas będzie, gdy uporają się z bieżącymi problemami.
        Chwilowo Shurina od atakujących go cieni oddzielał Turilli, ogłupiając je tylko, by chociaż na krótką chwilę zaniechały ataku. Eva korzystała zaś z ich spowolnienia i w ostatniej chwili wyczarowała szklaną tarczę przed chłopakiem, by widzieć skąd nadpływa dym. Stała nieruchomo, skupiając na niej spojrzenie i przesuwając ją w zależności od miejsca ataku. Gdy do Filipa dołączyła Hokurai, wampirzyca i dla niej na moment ustawiła osłonę, ale na szczęście nie musiała utrzymywać jej zbyt długo, gdyż dwójka nekromantów szybko poradziła sobie z problemem. Alvarez zaś odrzuciła tarcze daleko na bok, pozwalając, by roztrząsnęły się o przeciwległą ścianę komnaty.

        - Nieźle Iskierko – dołączyła się wampirzyca, puszczając oko do czerwieniącego się nekromanty, który chociaż utrzymał jeszcze fason przy Hokurai, uśmiechając się nawet lekko, gdy poczochrała go po głowie niczym młodszego brata, o tyle znów zamarł speszony pod spojrzeniem wampirzycy. Ta już tego nie dostrzegła, dołączając do Turilliego. Po jego minie dostrzegła, że rozmawia z kimś mentalnie, więc nie wcinała się, rozglądając beznamiętnie po leżących wokół nich ciałach, dopóki i w swojej głowie nie usłyszała znajomego głosu.
- Cześć Chudzielcu. – Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc zirytowane prychnięcie Fierenzzy.
- Panno Alvarez… - usłyszała w odpowiedzi, z odpowiednim naciskiem. Elf nigdy nie zniżał się do nadania jej przydomka i słysząc swoje przezwisko ograniczał się tylko do odbicia zaczepki przez odebranie jej stopnia wojskowego i zwrócenia się jak do zwykłej kobiety. Niewinne złośliwości, ale jak na Fierenzzę to i tak nieźle.
- Roston i Kardalain już wiedzą?
- Tak, poinformowałem ich, gdy tylko dowiedziałem się, co się stało.

Eva skinęła głową z zadowoleniem. Nie będzie musiała wysyłać do nich Luthro, wolała mieć chłopaka przy sobie. Później szpieg zaczął wymieniać arkana, którymi władał Visatuli, a wampirzyca podniosła spojrzenie na Klausa, gdy ten wzywał Shurina, by ostatecznie to na rudowłosym ulokować świdrujący wzrok. Nekromanta z ulgą przeszedł na komunikację niewerbalną.
- Witam, pułkowniku – przywitał się szybko z grzeczności, od razu przechodząc do rzeczy. – Każdy nekromanta w Wieży władał biegle magią śmierci wraz z dodatkową preferowaną specjalizacją: zła, życia bądź duchów. Oczywiście można wybrać kilka, ale jedna z nich to minimum. Brakuje… - chłopak zawiesił się na moment, gorączkowo przyglądając się martwym kolegom. Poczucie straty i szok widocznie odbijały się na jego twarzy, ale rudowłosy na szczęście nie tracił głowy. - …rektora Sunaniego oczywiście, ale on władał magią zła… - Shurin znów się zawiesił, potrząsając szybko głową i postanawiając zwięźlej odpowiedzieć generałowi.
- Magią duchów władali Jonas Faershaley, Hun Bross i Falkon Datter. No i ja oczywiście. Ale tu jestem, więc tak, do rzeczy: Bross odpada, ze zmarłą matką by nie umiał się porozumieć, nie mówiąc o takim portalu. Datter i Fearshaley mogliby zrobić to z zamkniętymi oczami, ale… generale, proszę o wybaczenie, ale Jonas to był… jest mój dobry kolega, rękę dałbym sobie uciąć za jego lojalność. Natomiast mistrz Falkon był moim mentorem… Obaj oddali wiele lat swojego życia tej wieży i żadnego nie posądziłbym o taką głupotę. Z całym szacunkiem – dodał szybko, wyraźnie blednąc, gdy zdał sobie sprawę ze swojej szczerości. Ułatwienia związane z komunikacją niewerbalną sprawiały też, że nienawykły do tak płynnych wypowiedzi nekromanta rzadko mówił szybciej niż myślał i teraz odbijało mu się to czkawką. Eva nawet nie zwróciła uwagi na taką formę wypowiedzi, zastanawiając się nad treścią.
- Bross mógł udawać, to go nie wyklucza – mruknęła, ale skupiła się na pozostałych. Lojalność lojalnością. Gdyby było tak jak dzieciak mówił to oboje leżeliby tu martwi, próbując powstrzymać licha przed wydostaniem się z podziemi. Może i była surowa w ocenie, ale wątpiła, by którykolwiek z nich podstępnie ukrył się, by później samodzielnie ścigać Visatuliego. Nie. – Tylko oni, z wcześniej tu obecnych?
- Tak. Jeszcze kilku, ale…
- Shurin rzucił spojrzeniem na kilka martwych ciał i wampirzyca skinęła głową, przenosząc wzrok na Turillego.
- Więc tych trzech plus ewentualne jednostki, które dotarły tu już po tym, jak zniknęliśmy na dole.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        W wyrazie twarzy Nikolausa nic się nie zmieniło, gdy rudy nekromanta zapewniał o niewinności i rozsądku swojego kolegi i nauczyciela. I właśnie to było w tym wszystkim najgorsze – mówiący zaczynał się doszukiwać znaków, jakichkolwiek sygnałów tego, że wampir zgadza się z jego wersją czy jej nie dowierza. A może już dawno sam zna prawidłową odpowiedź i tylko sprawdza przesłuchiwanego? Może już dawno dostał informacje od swoich ludzi albo sam je sobie wyciągnął z jego głowy?
        - W istocie – Turilli zgodził się z uwagą Evy Alvarez, a na Shurina spojrzał tak, jakby nie zamierzał się do niego nawet odzywać.
        - Radzę nie szastać tak własnymi kończynami - ostrzegł. - Emocje i uczucia to zły doradca… Fierenzza? – zwrócił się za to do swojego szpiega.
        - Falkon Datter w istocie nauczał w tej placówce. Więcej na ten moment nie jestem w stanie powiedzieć – przyznał Antoine nie dodając nawet, że tego czego nie wie, postara się dowiedzieć. Choć był świetnym informatorem i prawie zawsze wiedział kto z kim i dlaczego, nie znał osobiście całej Maurii, a już tym bardziej przypadkowych uczniów szkoły nekromancji, wiedział jednak gdzie szukać informacji i choć ze względu na profesjonalizm i etykę zawodową nigdy nie zdradzał kim byli jego informatorzy, zawsze miał ich pod ręką. Nikolaus musiał mu ufać, nawet jeśli raz na jakiś czas pojawiały się szepty, że nawet na generała straży jego zaufany szpieg zbiera haki…
        - Panie Shurin – generał zwrócił się do Filipa. – Którzy z martwych władali magią duchów? Proszę mi ich wskazać – nie dał mimo wszystko za wygraną. Martwi martwymi, ale kto mieszkał w Maurii ten wiedział, że martwy nie znaczy niegroźny.
        - Hokurai, pomożesz mi – zarządził wampir, przywołując do siebie strażniczkę, gdy Shurin szukał wśród martwych kolegów tych, którzy władali odpowiednimi domenami. Gdy takowego znalazł, Turilli bądź jego podwładna wskrzeszali pechową ofiarę lisza, by ją przesłuchać, przy czym każde czyniło to na swój oryginalny sposób – korzystającemu z mocy wampirowi wystarczyło jedno spojrzenie, by martwy mag powstał, zaś ludzka magini wracała ich do pozornego życia gestem i wezwaniem, które wypowiedziane półgłosem brzmiało, jakby czule budziła swojego lubego. Po chwili ożywieni zaczęli mówić, ich mowa była jednak bełkotliwa, a myśli formułowali wolno, więc doświadczeni nekromanci polegali przede wszystkim na zadawaniu szybkich pytań, na które można było odpowiedzieć „tak” lub „nie”, a gdy to zawodziło, nadal starali się wyciągać informacje ze zmarłych kawałek po kawałku. Nikolaus miał możliwość zajrzenia im do myśli, lecz tego nie robił: ożywieniec nie mógł kłamać, więc zeznawał całą prawdę, a grzebanie w ich głowach niosło ryzyko niewymierne do korzyści.
        Przesłuchanie zajęło ledwie chwilę i przyniosło niezbyt spektakularne efekty - żaden ze zmarłych nie otworzył portalu, który jakby tylko czekał na strażników wracających z podziemi. Nikolaus znalazł jednak wyjątkowo kumatego ożywieńca, który za życia cechować musiał się wybitnym intelektem i siłą woli, bo tylko tacy zachowywali w miarę długo ciągłość myśli po śmierci. Jemu poświęcił zdecydowanie więcej czasu, próbując z niego wydobyć informacje o tym jak doszło do otwarcia wrót.
        - Czy brał w tym udział Falkon Datter? - zapytał go. Ożywieniec charknął, próbując wydobyć z siebie głos.
        - Tak…
        - A Jonas Faershaley?
        - Tak…
        - Hun Bross?
        - Tak…
        Nikolaus lekko zmarszczył brwi - nie spodziewał się, że wszystkie trzy nazwiska się potwierdzą. To kazało mu jednak zadać jedno zasadnicze pytanie.
        - Wszyscy?
        - Tak…
        - A Filip Shurin?
        - Nie…
        Generał kiwnął głową, jakby oddelegowywał od siebie tego nieumarłego, lecz nie odesłał go przy tym na drugą stronę. Zapytał o Iskierkę z premedytacją - wszedł już do myśli tego rudzielca i wiedział, że miał on raczej dobrze poukładane w głowie, a poza tym przebywał z nimi, miałby więc utrudnione zadanie, jeśli chciałby faktycznie pomagać liszowi w opuszczeniu podziemi… Turilli musiał jednak sprawdzić, czy ożywieniec nie zaciął się i nie powtarzał w kółko jednego słowa.
        - Ktoś was zmusił? - drążył.
        - Tak…
        - Kto?
        - Nie wiem…
        Turilli sapnął i odesłał ożywieńca tam gdzie jego miejsce - nie dowiedziałby się i tak niczego więcej.
        - Fierenzza- zwrócił się jeszcze raz do szpiega.
        - Słucham, generale?
        - Jak wygląda sytuacja na ulicach?
        - Spokój. Na razie. Do miejsca gdzie jestem nie dotarły żadne raporty o walkach.
        - Dobrze.

        Turilli nie pytał już nikogo o nic. Gdy rozmawiał z Antoinem na powierzchnię wyszli ci strażnicy, którzy nie zostali zabrani przez Luthro i wbiegali na powierzchnię w tradycyjny sposób. Byli w większości zdyszani, ale czujni i gotowi do akcji. Veil zameldował, że byli zmuszeni rozwalić ścianę, by przedostać się przez barierę, bo poprzednie przejście zostało zamaskowane przez Evę Alvarez, ale dali sobie radę i byli gotowi do dalszego działania. Kolorów nabrał nawet Szakal, dla którego wizyta w podziemiach była taką katorgą.
        - Trzeba szybko znaleźć Visatuliego - oświadczył wszystkim Turilli, gdy już przekazali sobie wzajemnie poznane fakty. - Pokazał nam już, że nie ma wcale ochoty na podejmowanie walki. Nie wiemy jeszcze gdzie dąży, ale na pewno szybko się przemieszcza, nie ma więc czasu do stracenia. W drogę.
        To powiedziawszy generał sam ruszył w stronę bramy prowadzącej na ulice miasta. Nie uszli jednak wcale daleko, gdy dostrzegli pozostałych adeptów szkoły - niestety martwych, ale nadal poruszających się. Zombie nie zauważyli jeszcze strażników, dając im tym samym czas na zorientowanie się w sytuacji i spostrzeżenie w jak wielkim bagnie się znajdowali - w miejscu, gdzie powinna znajdować się jedyna brama wjazdowa do wieży, ział kolejny portal, identyczny jak ten przy zejściu do podziemi. Różnił się tylko tym, że został otwarty w pozycji pionowej, obejmując całe światło przejścia.
        - Panie Shurin, czy jest stąd inne wyjście? - zapytał go Turilli, bo owszem, mogli się tędy przedzierać, ale jeśli istniała inna możliwość, należało z tego skorzystać, bo byłoby to tylko marnowanie sił i czasu. Forsowanie murów było jeszcze bardziej niewykonalne - szkoły nekromancji miały obowiązek zabezpieczyć je tak, by nie można było się na nie tak po prostu wspiąć albo je zburzyć.
        - N-nie… - Shurin tym jednym zająknięciem zgasił wszelkie nadzieje Nikolausa na ugranie czasu.
        - Dobrze więc - uznał niezrażony generał. - Przedzieramy się. Panie Shurin, proszę skupić się na zamknięciu tego portalu. Jeśli potrzebuje pan pomocy kapitan Hokurai, proszę się w tej kwestii dogadać, w przeciwnym razie proszę zająć się upiorami, pani kapitan. Reszta strażników…. do ataku - oświadczył Turilli, wykonując gest, jakby spuszczał właśnie gończe psy. Niech się chłopcy i dziewczęta wykażą i przy okazji rozerwą.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Shurin od rozpoczęcia „rozmowy” balansował na granicy rozluźnienia wywołanego przejściem na komunikację niewerbalną, a strachem, gdy orientował się we własnym rozpędzie lub napotykał beznamiętne spojrzenie jednookiego generała. Bladł wtedy, zaciskając usta i przełykając nerwowo ślinę, nie umiejąc chyba nawet zachować w tajemnicy swojego stanu i wrażenia, jakie wywoływał na nim wampir. Nie szukał też tym razem ratunku w jego pięknej adiutantce, która okazywała się coraz mniej wspierająca, pogrążając go ledwie kilkoma słowami, i wówczas to na niej spoczęło przerażone spojrzenie adepta. Zaskoczyła go i teraz myślał gorączkowo, zapewne próbując przypomnieć sobie sytuacje, w których Bross mógłby się zdradzić z oszustwem.
Zdaniem Alvarez teraz było już to bezcelowe. Nie miało znaczenia, czego spodziewał się po nich rudy, tylko do czego byli potencjalnie zdolni oraz po której stronie zdecydowali się opowiedzieć. I chociaż starała się przedwcześnie nie przeskakiwać do wniosków, nieobecność nekromantów nie świadczyła na ich korzyść. Machinalnie skinęła głową, słysząc, że Turilli myśli podobnie, po czym podniosła głowę, gdy generał przerzucił się na werbalną komunikację. Takie słowa z jego ust były niemalże dobrą radą, ale Shurin stał jak wmurowany w ziemię i tylko przytaknął gorliwie, planując zapamiętać naganę, nawet nie zastanawiając się nad jej zasadnością. Następnie znów przytaknął i rozejrzał się dookoła, niemal zmuszając do dokładniejszego przyjrzenia się martwym ciałom. Po chwili wahania wskazał kilka osób, o które pytał generał i, teraz już bardziej zaciekawiony niż przestraszony, podążył za nim, by być świadkiem przesłuchania.
        Sam niejednokrotnie ożywiał umarłych, ale były to ciała przeznaczone wyłącznie do celów naukowych, nie jego koledzy ze studiów. Z mieszaniną fascynacji i lęku obserwował więc przesłuchanie, a że uwaga generała była w pełni skupiona na ożywionym, nie musiał obawiać się jego groźnego spojrzenia. Jego lub jego adiutantki. Całą swoją uwagę skupił bowiem na słowach przesłuchiwanego, który z każdym kolejnym pytaniem potwierdzał udział osób, których on nigdy by o to nie podejrzewał. Jak zresztą wcześniej powiedział – ze względu na umiejętności, lojalność lub zaufanie. Teraz jednak okazało się, w jak wielkim błędzie był i Filip przygasł widocznie. Fascynacja w oczach nieco zgasła, gdy chłopak pogrążał się w kotłowaninie własnych myśli. Ramiona oklapły lekko, gdy system wartości, który znał, i porządek, do którego był przyzwyczajony, runęły niemal na jego oczach. Nawet gdy podniósł wystraszone spojrzenie na Turillego, gdy ten zapytał ożywieńca o jego udział w spisku, w błękitnych oczach ziało w większej mierze zaskoczenie, niż faktyczny strach. Sumienie miał przecież czyste, więc tylko szok wywołany niespodziewanym zwrotem w linii przesłuchania wstrząsnął nim lekko, jednak adept opanował się dość sprawnie. Najwyraźniej należał do tego typu ludzi, u których wstrząs przeradzał się pod wpływem zagrożenia w mobilizację do działania. Tym samym okazał się o wiele lepszym sprzymierzeńcem, niż można byłoby sądzić po pierwszym spojrzeniu na niepozornego, jąkającego się rudzielca.
Eva stała kawałek dalej ze splecionymi na piersi ramionami i przyglądała się jednocześnie Turillemu, Shurinowi i Hokurai, wciąż jednak mając na oku wejście do podziemi. Tam też niedługo pojawili się zdyszani strażnicy. Gestem dała sygnał do spocznij i przyglądała się łapiącym oddech mężczyznom, podczas gdy generał rozmawiał z Chudzielcem. Jej przemyślenia nie przebijały się na zewnątrz i gdy Klaus dał sygnał do dalszej drogi, ruszyła w milczeniu w stronę, z której przybyli kilka godzin temu.
        Tam jednak czekała ich niespodzianka. Eva nie znosiła niespodzianek. Nie było bowiem jeszcze takiej, która przyjemnie by ją zaskoczyła. Zazwyczaj były to niespodziewane zdarzenia, w stylu zgrai zombie, poruszającej się mozolnie po podwórzu oraz leniwie szybujące nad nimi upiory… dokładnie jak na rozpościerającym się przed nimi obrazku. Niemal westchnęła ze znużenia. Walka z nieumarłymi nie była satysfakcjonująca. Były wyjątkowo odporne na większość obrażeń i niestrudzenie parły na przeciwnika, nawet jeśli miały przechodzić po sobie nawzajem. Niczym chmara robactwa. Były więc nie tyle groźne, co wyjątkowo upierdliwe i zazwyczaj rzucane w bitwach, jako mięso armatnie.
Na hasło generała strażnicy powoli rozchodzili się na boki, chcąc rozciągnąć się i zaatakować z kilku stron. Niestety upiory wyczuły ich obecność szybciej, niż nieumarli, tym samym przyspieszając proces decyzyjny Hokurai.
- Zajmę się nimi. Zamknij portal – rzuciła nekromantka, unosząc gwałtownie ręce, aż szerokie rękawy opadły jej do łokci. Alvarez w tym czasie capnęła Iskierkę za szatę, pociągając za sobą.
- Idziemy na drugą stronę. Trzymaj się mnie, Iskierko – powiedziała, wyciągając miecz. Nie miała zamiaru tracić czasu na noże i sztylety, gdyż tym stworzeniom wyrządzały one zbyt małą szkodę.
Szła więc powoli do przodu, ignorując krążące nad nimi upiory, które powstrzymywała Hokurai, i które tylko rzucały na nich widmowe cienie. Z anielską niemal cierpliwością znosiła też adepta, który dość dosłownie przyjął jej polecenie i przytłoczony stopniowo odwracającymi się w ich stronę zombie, niemal łapał wampirzycę za pasek. Musiała odsunąć go dłonią na odpowiednią odległość, by i ruda czupryna nie poleciała na ziemię, gdy Alvarez jednoręcznym mieczem wywijała młynki, odcinając głowy i okazjonalne dolne kończyny, gdy napierających na nich było zbyt wielu. Dopiero, gdy dotarli pod bramę, odstawiła Shurina przed portalem i odwróciła się do niego plecami, pozbywając się natrętów, podczas gdy nekromanta powoli, ale skutecznie zamykał portal.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości