Mauria[posiadłość nekromanty] Danse macabre

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Wszystko działo się tak szybko, że od zamarcia w bezruchu z szoku i niepewności ratowało tylko wojskowe przeszkolenie. Nie było czasu zastanawiać się, co zrobić, przeciwnik nie dawał szans na planowanie czy porozumiewanie się. Ale byli na to przygotowani. To właśnie robiła Eva większość czasu, gdy nie wypełniała zadań zleconych przez Turillego – trenowała swoich ludzi. Godziny, dni, tygodnie i miesiące spędzane na poligonach, niekończące się treningi fizyczne i magiczne, konstruowanie przez nią wymagających, wycieńczających, skomplikowanych, wzbogacających język o kolejne wulgaryzmy torów przeszkód i wszystko po to, by w sytuacji takiej jak ta, drużyna działała jak jeden organizm. Sprawnie, skutecznie, szybko, bez wahania. Dalej nie musieli się już komunikować, wystarczały krótkie spojrzenia na swoich towarzyszy, ich ruchy. Ledwie zauważalne skinienia głową, pozornie niezrozumiałe okrzyki czy wykonywane w milczeniu krótkie gesty stanowiły o objęciu kolejnej strategii, wyuczonej techniki, wytrenowanych ruchach.
        Smok dał się zwieść przez krótką chwilę, nim rozsądnie skupił się na Turillim, ale do tego momentu Eva i Luthro pletli już dla gada obrożę, która szybko usadziła go w miejscu. Wampirzyca poczuła magię emocji i uśmiechnęła się krzywo, z jakiegoś powodu usatysfakcjonowana, że Chudzielec jeszcze nie wyzionął ducha. Może się nie lubili, ale to nie znaczyło, że jego śmierć byłaby jej obojętna. Był dobrym szpiegiem, zaufanym człowiekiem Klausa i… kto by jej wówczas tak skutecznie zatruwał życie?
        Uchyliła się przed szamoczącym w przerażeniu Redvenem, a później niemal przypadła do ziemi, gdy potwór ryczał z bólu, a ona wiedziała, kto mu go sprawił. Odruchowo odbiegła kawałek i przy pomocy strażnika, który intuicyjnie wspomógł ją siłą, szarpnęła smokiem, próbującym sięgnąć Klausa. Ich telekineza była silna i nawet jeśli nie na tyle, by gada zupełnie unieruchomić, to wystarczająco, by zaburzyć jego równowagę na kilka chwil, a tylko tyle potrzebował wampirzy generał, by to zakończyć.
        Cisza dosłownie zawisła w pomieszczeniu, lepiąc się do ścian i podłóg, otaczając meble i oblewając czekające w napięciu wampiry. Wszyscy spodziewali się czegoś, ale nie mogli się na to przygotować i gdy w uszy uderzyła donośna muzyka, wszyscy jak jeden mąż złamali się w pół, kurczowo zaciskając dłonie na uszach i obnażając kły w bezsilnej złości. Ciemność zalała oczy, nagłe drżenie poruszyło ciała. Niektórzy upadli na ziemię, inni jedynie wsparli się na stołach czy połamanych krzesłach, gdy wszystko ucichło. Znów było widać wnętrze, jednak to zaczęło się nagle zmieniać, wzmagając czujność obecnych strażników. Eva ruszyła w stronę leżącego na ziemi Klausa, gdy znów świat przysłoniła czarna kotara i w ciemnościach było tylko słychać śpiewne przekleństwa syczane przez wampirzycę. A później wszystko ucichło, a ciemność rozproszyła się, ukazując pobojowisko.
        - Klaus! – szepnęła z przejęciem, widząc swojego generała w jego własnym ciele. Podbiegła do niego, spoglądając tylko krótko na biały księżyc, wiszący spokojnie na niebie, jak gdyby nigdy nic się nie stało, lejący swój blask na zdewastowane pomieszczenie. Na nieruchome ciała i na te zbierające się do pionu. Na powoli siadającego Nikolausa Turilliego, który musiał naprawdę mocno oberwać, bo poza nazwiskiem swojej adiutantki naprawdę wydał jej polecenie. Na głos.
        Alvarez uśmiechnęła się lekko i zatrzymała się o krok od mężczyzny, spoglądając na niego z góry, po czym rozejrzała się, szybko oceniając zniszczenia.
        - Czar, który zmienił to nudne przyjęcie w śmiertelną groteskę, zniesiony. Redven martwy. Fierrenza żyje, chociaż ledwo ledwo. Nasz gospodarz, którego nazwiska nigdy nie opanuję… - zawiesiła głos, podchodząc do spoczywającego na ziemi lorda w masce złotego smoka i przyklęknęła przy nim, najwyraźniej sprawdzając funkcje życiowe. – Żyje i ma się lepiej niż Chud… Antoine – poprawiła się szybko. – Torhe nie przeżył. Reszta obecnych nie jest bardziej martwa niż zazwyczaj – mruknęła dowcipnie, spoglądając po zbliżających się strażnikach. – Wszyscy obecni odmienieni, pozwolę sobie więc na przypuszczenie, że podobnie stało się z pozostałymi gośćmi. I ty znów jesteś przystojny, generale – zakończyła raport szeptem.
        Wszyscy ucierpieli na swój sposób, ale pozbierają się. Najgorzej wyglądał Rille, który po zderzeniu ze ścianą chyba złamał rękę, którą w międzyczasie zdążył sobie nastawić i która zrastała się teraz powoli. Poza tym wszyscy byli po prostu wycieńczeni, pioruńsko głodni i wyglądali jakby coś ich pożarło, przeżuło i wypluło. Poszarpane mundury strażników i suknia Evy, gojące się powoli rany na ciele, brudni jakby wpadli do komina. Przy nich Klaus w swoim odzyskanym ciele wyglądał wręcz świeżo.
        - Liam? – Eva zerknęła na swojego sierżanta, a on skinął w milczeniu głową, dając znać, że jest cały. W tej sytuacji wampirzyca tylko odwzajemniła oszczędny gest, po czym wskazała głową Fierrenzę. – Zobacz, co z nim.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Turilli zachowywał kamienną twarz, miał jednak problem. Nie umiał skupić się na słowach Evy Alvarez i co więcej nie potrafił się podnieść. Ledwo trzymał się w pozycji siedzącej, wszystkie mięśnie paliły go żywym ogniem i protestował przed jakąkolwiek aktywnością. Jakby osiągnęły swój limit i nie mogły już więcej, potrzebowały spokoju, odpoczynku i regeneracji. No i to ostatnie stanowiło problem. Każda normalna istota umiała się regenerować. Szybciej bądź wolniej, to już zależało od rasy, lecz Klaus w ogóle nie był do tego zdolny, nawet gdyby drasnął się przy goleniu, jego rana by nie zaschła i nie zaczęła się goić. O ile oczywiście nie napiłby się świeżej krwi… A w tym układzie było to niewykonalne, to widział każdy. Wszyscy obecni w pomieszczeniu byli wycieńczeni, sami ledwo stali na nogach i może gdyby Turilli wydał rozkaz nie opieraliby się, by mógł się na nich posilić, ale byłoby to krótkowzroczne i egoistyczne z jego strony. Musiał więc zacisnąć zęby i mieć nadzieję, że jakoś to będzie. A w takich chwilach najłatwiej radził sobie planując tylko kawałeczek naprzód, choć myśli galopowały dużo, dużo dalej. Eva Alvarez cały czas do niego mówiła i każde kolejne zdanie uruchamiało ciąg myśli i skojarzeń. Redven nie żył - należało dokonać pośmiertnego procesu (takie rzeczy tylko w Maurii) i wcielić go do armii… Ale zajmie się tym później. Fierenzza! Nie, on sobie poradzi. Jego aura była stabilna, choć trochę przygasła, należało jedynie przyprowadzić do niego lekarza. Czy teraz powinien zajmować się rozwikłaniem zagadki tego kto pociągał tu za sznurki i co zamierzał uczynić? Nie, nawet gdyby chciał, nie miał sił by to uczynić. Był przekonany, że lord Verterebrandelalehn wpuściłby go do swojego umysłu, gdyby tylko był przytomny, to nie wymagałoby prawie żadnego wysiłku… Szlag, nie, to musi zrobić teraz. Nie może pozwolić, by jakieś ślady zostały zatarte. Gdyby miał więcej siły…
        Nikolaus wsparł się na rękach i spuścił wzrok, słuchając reszty w spokoju i milczeniu. Gdy już podjął pierwszą decyzję, reszta ułożyła się sama, jak jakaś osobliwa magnetyczna układanka. Jego umysł chyba już tak długo myślał w kategoriach działania straży miejskiej, że sam zajmował się tego typu sprawami, nie angażując w to swojego pana. Ciekawe i na swój sposób niepokojące, że potrafił coś takiego robić bezwiednie. Kto wie, jakie decyzje kiedyś będzie w ten sposób podejmował…

        Fierenzza był głęboko nieprzytomny. Oddychał jakby spał, nie reagował jednak na bodźce zewnętrzne, można było go wzywać i szarpać, a i tak by się nie obudził. Jego skóra była trochę chłodniejsza niż zwykle, lecz daleko było mu do wychłodzenia osoby umierającej. Wszystko wskazywało na to, że przeżyje, jego serce biło równo, taki też był oddech, należało jedynie zapewnić mu pomoc lekarza. Oczywiście im szybciej tym lepiej, w końcu on jako przedstawiciel długowiecznej, lecz w gruncie rzeczy śmiertelnej rasy, nie mógł sobie pozwolić na luksus czekania jak wampir. Liam na pewno o tym wiedział i nie potrzebował pewnie dalszych wskazówek jak postępować z rannym szpiegiem.

        - Alvarez - Klaus zwrócił się do swojej adiutantki, gdy tylko szybkim zerknięciem upewnił się, że ktoś zajmie się jego rannym szpiegiem. - Musimy to zakończyć… Nie jestem w stanie czarować - przyznał szczerze, bo nie zwykł ukrywać niemocy, która mogła i tak szybko wyjść na jaw i co więcej poważnie zaszkodzić przedsięwzięciu.
        - To ty musisz przesłuchać lorda Verterebrandelalehna - rozkazał jej. - Jeśli jest nieprzytomny, przeczytaj jego myśli, nie wahaj się użyć siły. Lord jest w tym momencie podejrzany. Lecz Alvarez - zwrócił się do niej jeszcze z przestrogą w głosie. - Jeśli napotkasz zbyt duży opór, wycofaj się. Jesteś mi tu potrzebna, cała i zdrowa.
        Turilli podniósł na adiutantkę poważne spojrzenie, w którym jasno było widać, że nie traktował jej jak użyteczne narzędzie, a dosłownie jak swoją prawą rękę - miał szacunek do niej i do jej umiejętności i nade wszystko darzył ją zaufaniem, na które nie można było ot tak sobie zasłużyć.

        W innych częściach posiadłości zaś przemienieni goście powoli dochodzi do siebie po odzyskaniu własnych ciał. Większość była oszołomiona - zadawali sobie pytanie co też się wydarzyło, czy to prawda, sen, halucynacja, urok? Nie przypominali już stworzeń, którymi byli wcześniej. Do nielicznych docierał ból ran, które zadane zostały im w innej postaci. A o tym ilu z nich tej nocy zginęło, mieli się dopiero przekonać...
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Raportowała sprawnie, ale nie na siłę zwięźle, by dać Klausowi czas na pozbieranie się, co obserwowała mimochodem. Wampir wciąż jednak siedział na ziemi w nienajlepszym stanie, co w połączeniu z jego nienaturalnym brakiem zdolności do regeneracji nie wróżyło najlepiej. Odwróciła spojrzenie, by dać mu nieco więcej czasu (nie by to miało w jakiś sposób pomóc) i prywatności, skupiając się na strażnikach. Liam właśnie sprawdzał stan Fierenzzy i po chwili odwrócił się, szukając jej wzrokiem.
        - Musi trafić do medyka. Natychmiast – zaznaczył dosadnie, co nie wymagało bardziej szczegółowego opisu stanu szpiega. Alvarez skinęła głową i zaraz skinęła w stronę Luthro, w połowie gestu jednak jakby się zawahała, rzucając uważniejszym spojrzeniem na strażnika.
        - Dasz radę wrócić z nim do koszar?
        - Tak, pułkowniku.
        - Jesteś pewien? Nie chcę byście zaginęli gdzieś po drodze.
        - Na jeden skok mam siły.
        - Dobrze. Zabierz go Savy i zostań już tam, niech was poskłada.
        Medyk był wampirem przemienionym, który jednak zyskał sobie na tyle dużą sławę swoimi osiągnięciami, by dostąpić zaszczytu służenia w mauryjskiej straży. W stosunku do obcych bywał opryskliwy i nie miał za grosz układności charakterystycznej dla wyższych sfer, ale to nie charyzmą zjednywał sobie sympatię ludzi, co umiejętnościami. Charakteryzowało go to, co potrzebne jest największym specjalistom w swoich dziedzinach, czyli niezaspokojony głód wiedzy i wiecznie żywa ciekawość przy jednoczesnym szacunku do pacjenta. Nie groziło mu to, co między innymi doprowadziło do dzisiejszych wydarzeń – paląca żądza władzy, która przeszkody na swojej drodze omija wszelkim kosztem. Sava był wampirem do bólu pragmatycznym i rozsądnym, i nieraz składał do kupy Alvarez i jej żołnierzy, czy to po walkach zbrojnych czy magicznych. Póki co radził sobie ze wszystkim i Eva nie wątpiła, że i tym razem stanie na wysokości zadania. Zwłaszcza, że Turilli może ozdobić jego głową wejście do miasta, jeśli Sava dopuści do śmierci jego protegowanego.
        Luthro podszedł do Fierenzzy, mijając się z przepuszczającym go Liamem, i bez większego trudu wziął nieprzytomnego elfa na ręce. Później tylko spojrzał na swoją pułkownik i generała, odmeldował się skinięciem głowy i strzeleniem obcasami, po czym zniknął. Eva zaś obróciła się w stronę przemawiającego do niej Klausa, chociaż wiedziała, że nie spodoba jej się to, co usłyszy. Nienawidziła mieć racji.
        - Tak jest, generale – odparła tylko, ruszając w stronę nieprzytomnego mężczyzny, zatrzymując jeszcze na dźwięk swojego nazwiska.
        Spojrzała na Klausa, wyłapując ostrzeżenie w głosie i przytaknęła z lekkim uśmiechem. Nie wiedziała, czy uprzedza na wszelki wypadek, czy zna jej trudności w wycofywaniu się z raz podjętej misji, ale miała szczery zamiar być dziś posłuszna. Już i tak nie podobało jej się robienie czegoś, co wiedziała, że generał zrobiłby sto razy lepiej, gdyby tylko miał na to siły, a zostawianie go w takim stanie już wyjątkowo ją irytowało. Może nie będzie zupełnie nieobecna, ale nie ma co liczyć na natychmiastową reakcję w razie zagrożenia. Niby wszystko powoli wracało do normy, ale raz postawiony w stan gotowości organizm będzie potrzebował jeszcze paru godzin na dojście do siebie.
        - Rille, Pietra, idźcie zobaczyć co z gośćmi, my już sobie tutaj poradzimy. Bądźcie w kontakcie z Rostonem.
        Kolejni strażnicy odmeldowali się przepisowo i ruszyli w stronę wyjścia. Eva i tak ich już tutaj nie potrzebowała, nie w takim stanie, w jakim się znajdowali. Jeśli coś faktycznie im jeszcze zagrażało to mają przekichane tak czy siak, i obecność dwóch wycieńczonych strażników im nie pomoże. Liama zostawiła sobie pod ręką dla bezpieczeństwa – chciała by ktoś świadomy pozostał z Klausem, gdy ona będzie przesłuchiwała tego lorda o cholernie długim nazwisku, bo już teraz wiedziała, że to nie będzie ani łatwe, ani przyjemne.
        Sama się już nie ociągała. Podeszła do nieprzytomnego nekromanty i testowo trąciła go myślą sprawdzając, jak bardzo jest nieprzytomny. Zupełny brak reakcji wywołał tylko ciche westchnienie z ust wampirzycy, po czym ta zamarła w absolutnym bezruchu, a powieki jej opadły.

        Spodziewała się przede wszystkim odbić od muru otaczającego umysł lorda, jednak powitała ją szeroko otwarta brama, przez którą przeszła, klnąc pod nosem na podstępnego licha. Obrazy wokół niej zmieniały się chaotycznie, ale płynnie, przypominając kolorową kopułę, której barwy przepływają nad głową niby obserwowane w przyspieszonym tempie niebo. Nagle usłyszała stukot własnych obcasów na posadzkach pustego korytarza, którym zmierzała w stronę szeroko otwartych drzwi do komnaty. Chociaż cały hall skąpany był w mroku, z pomieszczenia biło ciepłe, migoczące światło, jak od kominka, zapraszając do wstąpienia w jego progi.
        Eva już teraz była zaniepokojona, widząc jaką formę przybiera otaczająca ją rzeczywistość. Gospodarz może i był nieprzytomny, ale tutaj jasno pokazywał pełnię władz umysłowych. Nie zdziwiła się więc, gdy wchodząc do komnaty dostrzegła uosobienie jego jaźni, spokojnie siedzące w przepastnym fotelu.
        - Panno Alvarez! Cóż za miła niespodzianka! – zawołał niepozorny mężczyzna, jakby naprawdę wampirzyca we własnej osobie zajrzała w jego skromne progi. Taka wizyta faktycznie byłaby nie lada niespodzianką.
        - Lordzie Verterebrandelalehn – powitała go, niechętnie po raz pierwszy i oby ostatni, wymawiając pretensjonalne nazwisko. – Jak może się pan domyślać, mam kilka pytań – powiedziała od razu, nie bawiąc się w uprzejmości, ku lekkiemu rozczarowaniu gospodarza.
        - Tak, z pewnością... A, proszę wybaczyć mi bezpośredniość, Turilli nie mógł się pofatygować? Oczywiście cieszę się, że mogę wreszcie poznać panią osobiście, mniej więcej rzecz jasna – zachichotał beztrosko. – Zakładałem jednak, że generał wpadnie tu taranem, by wyciągnąć ze mnie informacje – rzucił lich sugestywnie, a Eva czuła jak próbuje odwrócić sytuację i to jej zajrzeć do głowy. Nie wyczuwała jednak niebezpieczeństwa, jej rozmówca zdawał się bardziej niezwykle zaciekawiony, jakby fascynowało go wszystko wokół, więc tylko uśmiechnęła się nieznacznie.
        - Generał Turilli doskonale zdaje sobie sprawę, że może liczyć na twoją współpracę, lordzie. – Eva w końcu ruszyła nieco swoją zakurzoną grę aktorską i podjęła szopkę, ku wyraźnemu zadowoleniu licha. Mężczyzna wskazał jej miejsce w fotelu naprzeciwko siebie, odczekał aż usiadła i z wyraźną satysfakcją zaczął opowiadać.
        Przyznał się, że w istocie, razem z Redvenem mieli udział w dzisiejszych wydarzeniach, chociaż zastrzegał, że nie było jego celem doprowadzenie do śmierci tylu osób. Zaczęło się wszak niepozornie, od trudnego do zdobycia, a przez to oczywiście tym bardziej pożądanego, grymuaru, przesłanego przez ich wspólną znajomą – czarodziejkę. Magiczna księga jednak była bogata nie tylko w zaskakująco kreatywne i zdecydowanie niemoralne zaklęcia, ale także we własną osobowość, które ujawniła się w momencie zerwania pieczęci, by otworzyć tom. Później, jak opowiadał lich, wszystko zupełnie wymknęło się spod kontroli i jasnym jak słońce jest, że on, gospodarz i absolutnie szanowany obywatel tego cudownego miasta, próbował kryzys zażegnać, nawet kosztem nie odkrywania dalej tajemnic księgi. Tutaj Eva musiała skinąć głową, udając że przyjmuje tą wersję, nim nekromanta kontynuował, zrzucając całą winę na Redvena, którego żądza władzy pochłonęła do tego stopnia, że zupełnie postradał zmysły, a z pewnością wszelkie umiejętności logicznego rozumowania.

        - Na koniec przeprosił za swoją niedyspozycję, tłumacząc ją skutkami wykorzystanej magii. Mówił, że wszystko jest u niego w jak najlepszym porządku, tylko musiał wyłączyć w pewnym momencie ciało, by chronić umysł. Mamy dać mu kilkanaście godzin i będzie zdrów jak ryba, gotów do dalszych wyjaśnień, wszystko, by tylko pomóc mauryjskiej straży w jej szlachetnych obowiązkach – mruknęła, a ironiczny ton głosu jasno wskazywał na bezpośrednie przytoczenie słów nekromanty. - Ach, i przekazuje pozdrowienia.
        Alvarez chwilę temu wróciła do rzeczywistości i właśnie zakończyła raportowanie uzyskanych informacji, spoglądając na Klausa pytająco. Zarówno ton jej głosu, jak i przekazane wieści jasno świadczyły o istotnej rozbieżności pomiędzy tym, jak przedstawiał swój udział lich, a jak było naprawdę. Faktem jednak pozostawało, że większość zgadzała się z tym, co wiedzieli już teraz, zwłaszcza z mentalnością Redvena.
        - Eva… – usłyszała cichy szept w swojej głowie i zerknęła na Liama, który ukradkiem pocierał nos. Wampirzyca szybko domyśliła się o co chodzi i pochyliła lekko głowę, powtarzając gest i wycierając wierzchem dłoni krew, która zaczynała lecieć jej z nosa, nim znów podniosła wzrok na Turillego, czekając dalszych rozkazów.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus nie powstrzymywał żadnego wydanego przez Evę Alvarez rozkazu, gdyż ze wszystkimi się zgadzał - doskonale sobie radziła z mikrymi siłami, jakimi dysponowała. Zajęła się też szpiegiem, którego stan był ciężki, co zasługiwało na dodatkowe uznanie, zważywszy na to, że ta dwójka się nie dogadywała. Choć z drugiej strony Klaus był zdania, że akurat oni potrafili odstawić na bok swoje waśnie, gdy chodziło o sprawy służbowe - z sympatii cz też nie, Alvarez pomagała przede wszystkim jednemu z najlepszych szpiegów w Maurii, a nie Antoine’owi.
        Turilli wszystkie odmeldowania przyjmował z przyzwalającym skinięciem głową i odprowadzał wzrokiem rozchodzących się strażników. Docierało do niego, że to jakiś cud, że poradzili sobie z tak wątłymi siłami, lecz zaraz po tym naszła go gorzka refleksja, że najgorsze miało dopiero nadejść. Bestie stworzone pradawną magią za pośrednictwem Rostona były proste do rozgryzienia: albo uciekały, albo atakowały, nie zwodziły i nie mamiły, nie dawały się ponieść emocjom. Ludzie zaś bywali różni, puszczały im nerwy i potrafili się wzajemnie nakręcić w negatywnych bądź pozytywnych emocjach. Oby nie odbiło się to na tej dwójce, która poszła rozejrzeć się po posiadłości. Klaus doszedł do wniosku, że mógł rozkazać Luthro, by przysłał tu posiłki, lecz z drugiej strony on pewnie zrobiłby to nawet bez rozkazu. Na razie jednak musieli sobie radzić sami. Najpierw pułkownik potrzebowała chwili na przesłuchanie, to było najpilniejsze, bo mogłoby się okazać, że lisza należy spacyfikować. Generał czekał więc w pewnym napięciu na wynik jej mentalnych rozmów. Nie mógł nic wyczytać z jej twarzy, co było jednocześnie dobrym i złym sygnałem - mogło być po prostu łatwo… Albo też dała wciągnąć się w pułapkę. Niepewność Klausa niby nie była aż tak silna, by nie mógł skupić się na niczym innym i odchodził od zmysłów, lecz z drugiej strony odczuł ulgę, gdy Alvarez wróciła cała i zdrowa, choć już wyraźnie wyczerpana. Raportu wysłuchał pozwalając sobie samymi minami komentować zasłyszane słowa - oboje zresztą mieli chyba to samo zdanie na temat zeznań nieumarłego. Wzmiankę o pozdrowieniach Turilli skwitował tikiem, w którym widoczna była lekka kpina, ale dostrzegali to tylko ci, którzy go dobrze znali.
        - Znając lorda Verterebrandelalehna jest to w większości prawda - uznał na głos. - Na razie więc niech dochodzi do siebie, a my zajmijmy się tym całym chaosem…

        Tymczasem siedzący w lazarecie Sava zajmował się inwentaryzacją swoich szafek z opatrunkami i sprzętem - akurat nie było żadnych naglących przypadków, a on bardzo cenił sobie porządek. Zareagował jednak natychmiast, gdy na samym środku sali, bez żadnego ostrzeżenia, pojawił się jeden ze strażników z rannym na rękach.
        - Co z nim? - zapytał, odkładając na bok swój spis i w biegu podwijając rękawy, gdyż ilość krwi wskazywała, że przypadek był ciężki.
        - Z walki, jest cały pocięty. To śmiertelny - dodał Luthro.
        - Widzę - przyznał Sava, który już był przy przybyłych. - Jego tu, ty tam…
        - Zaraz… - strażnik próbował protestować, lecz zapomniał, że był teraz w królestwie medyka, który nie negocjował.
        - Siadaj! - skarcił go, nie był jednak tak głupi, by nie domyślić się, co zamierzał zrobić półprzytomny wampir. Sam przejął pałeczkę. - Zawołać tu Kaidalaina, migiem! - ryknął w stronę drzwi wyjściowych, gdzie kręciło się kilku szeregowych strażników.

        Oficerem straży nie zostawało się za samo nazwisko czy lata stażu, należało się również wykazać i udowodnić, że ma się głowę na karku. Decyzje należało podejmować błyskawicznie, a za słowami miały iść czyny. Kaidalain co prawda stosunkowo niedawno dorobił się stopnia oficerskiego, lecz jego kariera należała do tych szybkich i błyskotliwych - udowadniał go w chwilach takich jak ta. Nie minęło wszak wiele czasu od momentu gdy Luthro zniknął razem z nieprzytomnym Fierenzzą, ledwo Eva Alvarez zdążyła złożyć raport Turillemu, gdy do zdewastowanego pomieszczenia wkroczył Kaidalain w towarzystwie dwóch niższych stopniem strażników. Cała trójka zasalutowała, by dopełnić formalności, po ich ruchach znać było jednak pośpiech. Kaidalain przez to odpuścił sobie wszelkie formułki i od razu przeszedł do rzeczy, nie czekając na pozwolenie.
        - Sierżant Luthro doniósł mi o sytuacji - zakomunikował. - Poderwałem tylu strażników, ilu zdołałem, zabezpieczamy budynek, strażnicy mają zgodę na użycie siły w przypadku czynnego oporu, trwa liczenie rannych i ocalałych. Generale…
        - Aprobuję - uciął Turilli. - Kapitanie Kaidalain, powierzam w wasze ręce zajęcie się tą sytuacją. Lord Verterebrandelalehn jest podejrzany o praktyki magiczne, w których wyniku śmierć ponieśli cywile oraz strażnicy na służbie, zastosujcie wobec niego areszt domowy, ma być cały czas na mentalnym podsłuchu. Lord Redven poniósł śmierć, ma jednak zostać uznany za winnego tych samych czynów i wcielony do straży. Nie jest mi znany los lorda Visatuliego, lecz ciąży na nim wyrok śmierci za zabójstwo, a jego ciało ma zostać przekazane Trupiej Wieży. Formalnościami zajmę się osobiście, zabezpieczcie zwłoki…
        Turilli wymienił jeszcze kilka nazwisk osób, które miały zostać ukarane za zbrodnie dokonane podczas balu, wspomniał też o grimuarze, który należało odnaleźć i zabezpieczyć. Był jak to on skrupulatny, lecz jego głos się załamywał i nie było wcale trudno poznać, że mówienie zaczynało go męczyć. Cały czas zresztą siedział na ziemi, choć już znacznie stabilniej niż wcześniej. W końcu, gdy doszedł do końca swojej litanii, Kaidalain skinął na znak, że przyjął rozkazy, po czym swoim ludziom dyskretnym ruchem głowy nakazał pomoc generałowi. Strażnicy asekurowali więc Klausa, gdy ten gramolił się z ziemi, a gdy stał cały czas go podtrzymywali, gdyż nie miał siły ustać o własnych siłach.
        - Pułkownik Alvarez - zwrócił się jeszcze do Evy. - Doskonale się pani spisała. Zwalniam panią na ten moment, proszę udać się do domu. Pana również to dotyczy, sierżancie Roston. Przekażcie posiadane informacje kapitanowi Kaidalainowi i możecie iść. Wszyscy strażnicy, którzy brali udział w dzisiejszych wydarzeniach, mają się odmeldować i wracać do siebie by zregenerować siły. Kapitanie Kaidalain, wierzę, że poradzi pan sobie z opanowaniem tej sytuacji. Macie pozwolenie angażować dodatkowe siły, gdyby zaszła taka potrzeba. Kto został na głównym posterunku? Kapitan Mair?
        - Tak jest - przytaknął zaraz Kaidalain. - On oraz major Hokurai.
        - Dobrze - mruknął z aprobatą generał. Ta trójka potrafiła ze sobą współpracować, był więc spokojniejszy o to, że dobrze rozdysponują siły i zasoby.
        - Wszystkich was chcę widzieć na jutrzejszej odprawie - oświadczył na koniec Turilli, wodząc wzrokiem od jednej osoby do drugiej. Sam ton jego głosu wystarczył, by dać do zrozumienia, że to już koniec rozmów i należy się rozejść. Sam udał się w stronę wyjścia, nadal asekurowany przez dwóch strażników, którzy pomogli mu wcześniej wstać - sam pewnie nie uszedłby pięciu kroków, tak był osłabiony. Idąc korytarzami widział swych podwładnych w czarnych mundurach, którzy sprawnie przeglądali i oczyszczali pomieszczenia, wykrzykując stosowne meldunki. Niektórzy przystawali, by zasalutować swemu najwyższemu zwierzchnikowi, a w ich oczach Nikolaus widział cień niepokoju. On jednak niczego nie tłumaczył, a oni zaraz odwracali wzrok i wracali do pracy. Przestraszeni cywile gapili się jednak otwarcie, a niektórzy nawet podchodzili i żądali wyjaśnień na temat tego co zaszło. Turilli jak mantrę powtarzał, że sytuacja jest opanowana i mają dać pracować straży, wszystkiego dowiedzą się w swoim czasie. Czasami zagajał, że był to wynik niefrasobliwego wykorzystania potężnej magii i to wielu wystarczyło za wyjaśnienie, wtedy odstępowali. Odprowadzały go jednak spojrzenia zwiastujące, że do następnego wieczoru w Maurii będzie aż gęsto od plotek i spekulacji. Będzie trzeba szybko wydać oficjalny komunikat na temat wydarzeń, znaleźć i osądzić wszystkich winnych, przeprowadzić egzekucje, które być może uspokoją obywateli, chociaż zważywszy na to jak wiele wysoko postawionych osób może stracić głowy, spokój wcale nie był gwarantowany i ktoś mógł chcieć dyskutować i dociekać... "Parszywy dzień", skomentował w duchu Turilli, gdy już strażnicy pomogli mu wsiąść do powozu, który zaraz ruszył w stronę posiadłości, by tam generał mógł dojść do siebie.

Ciąg dalszy: Nikolaus
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Alvarez ledwo stała na nogach. Prawdopodobnie gdyby zaistniała konieczność dalszej mobilizacji to nie byłoby to dla niej problemem i zignorowałaby cały dyskomfort, prując dalej, aż nie wygra lub nie padnie. Jednak widmo zbliżającego się końca tej absurdalnej farsy sprawiało, że siły powoli ją opuszczały. Niedawny posiłek ledwie wypełnił poprzednie braki, a chociaż nie raz czytała czyjeś myśli, wizyta w umyślnie gospodarza dzisiejszej masakry była wyjątkowo męcząca.
        Klausowi przekazała wszystko, co powiedział jej lich, ale nie wspominała już o nietypowym środowisku, jakiego doświadczyła w jego głowie. Nie raz zdarzało jej się napotykać wizualizacje czyjejś jaźni, ale nigdy w tak drobiazgowym i pełnym wydaniu. Przygotowana była na protest maga, przypominając sobie wtedy tą szybką lekcję, której udzielił jej Klaus podczas podróży przez posiadłość, ale lord był wyjątkowo skłonny do współpracy, prawdopodobnie z obawy o własną skórę. Sądząc po mimice generała, gdy wysłuchiwał jej raportu, opinię miał podobną. Dziwne uczucie, które towarzyszyło jej w umyśle licha jednak nie odpuszczało i wampirzyca wzdrygnęła się mimowolnie, przenosząc uwagę na wchodzącego kapitana Kaidalaina.
        Chociaż Evę czasem drażnił kaganiec procedur i protokołów, podobał jej się ich skutek w postaci niezachwianego porządku panującego w wojsku, gdzie wszystkiego można się było spodziewać, a wszystko i wszyscy mieli swoje miejsce i zadanie. Nawet teraz było widać wyuczone schematy, gdy Liam szybko wzniósł dłoń do salutu, by zdążyć przed wchodzącym kapitanem, który z kolei pierwszy oddał honory Evie i Klausowi. Alvarez odpowiedziała salutem i z niejaką ulgą przyjęła wiadomość, że Luthro dotarł bezpieczne z Chudzielcem do medyka. Niby jeden skok w przestrzeni, a chłopców względnie oduczyła kozaczyć i zabierać się za rzeczy ich przerastające, ale ranny zawsze mógł nie trafić dokładnie tam gdzie chciał.
        W późniejsze ustalenia się nie wtrącała, widząc że Turilli przejmuje dowodzenie. Nawet osłabiony reprezentował niezachwianą pewność siebie, która na równi uspokajała jego rozmówców co wydawane przez niego konkretne polecenia. Między innymi tym właśnie początkowo zaskarbił sobie jej uznanie i respekt.
        Teraz więc jedynie słuchała, by w razie czego przyjąć również rozkazy w swoją stronę, ale takie nie padły, nie licząc tego o odmeldowaniu się. Nie zdradziła się najmniejszym grymasem, ale polecenie wywołało sprzeczne emocje. Z jednej strony padała na twarz, z drugiej jednak wciąż była w trybie bojowym i stwierdzenie, że ma iść do domu i odpocząć brzmiało po prostu absurdalnie. Rozumiała jednak, że z pojawieniem się nowych sił, ona i Liam są już tu zupełnie zbędni i z czasem zaczęliby tylko przeszkadzać. Skinęła więc posłusznie głową, jednocześnie z „tak jest, generale” Rostona, i odprowadziła Klausa spojrzeniem, aż nie zniknął w korytarzu. Dopiero wtedy wróciła uwagą do Kaidalaina i splotła ramiona na piersi, odpowiadając na kolejne pytania.

        Chociaż myślała, że nie ma wiele informacji do przekazania, rozmawiała z przybyłym kapitanem straży niemal godzinę. Wiele już słyszał, po części od Luthro, który próbował przekazać jak najwięcej, nim Sava na siłę wprowadził go w przypominający głęboki sen stan, by wampir zregenerował siły. Teraz Kaidalain dopiero porządkował sobie fakty i linię czasową, a to jak ciężko było mu czasem ogarnąć umysłem opisywane przez wampiry wydarzenia zdradzały uniesione wysoko brwi i zaciskane usta, gdy akurat nie zadawał pytań. W końcu jednak podziękował Evie i delikatnie zasugerował odwiedziny u medyka. Alvarez powstrzymała się od pogardliwego machnięcia ręką i tylko podziękowała, odchodząc czym prędzej.
        - Idziesz? – Liam dogonił ją zaraz. Mimowolnie stanowił bufor między swoją pułkownik a ścianą gości, która spoglądała z zainteresowaniem w ich stronę, gdy kolejni wojskowi opuszczali interesujące miejsce. Kilku pokusiło się o pytania, kilku o oskarżenia, a Eva dzielnie nie szczerzyła na nich kłów, pozwalając Rostonowi burczeć formułki. Zdobyła się na względnie przyjazny grymas tylko na chwilę, gdy gdzieś w tłumie mignął jej Kilian, szczerząc zęby w wilczym uśmiechu, chociaż już w swoim własnym ludzkim ciele.
        - Do Savy? Nie, pieprzę to, nic mi nie jest – odpowiedziała, gdy już opuścili budynek. – Muszę się tylko napić i odpocząć. Wpadasz?
        - Na…? – brunet uśmiechnął się szelmowsko, a wampirzyca prychnęła śmiechem. Nawet na droczenie się nie miała siły.
        - Na drinka, Liam. Tylko na drinka. Ewentualnie dziesięć.
        - Niech będzie, pocieszę się. Co serwuje dziś upiorna gosposia?
        - Wódkę, jak zawsze. Czeka już pewnie z butelką, szpieg cholerny…

Ciąg dalszy: Eva
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość