Mauria[EVENT] Mauria - Poszukiwania czas zacząć (III)

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Zachowanie szczura było dziwaczne. Kręcił się w kółko dość wesołym drygiem, po czym zniknął. Nie chciała wiedzieć o czym rozmawiali, wolała nie chcieć. Czasem nieświadomość jest o wiele zdrowsza niż jakakolwiek wiedza, mimo, że w tym przypadku nie miała podstaw by tak myśleć. Chociaż istniał jeden powód do wątpliwości - brak zaufania.
Szczur uciekł. Stracili jedynego przewodnika, ale może tak było lepiej? Po co narażać życie nic winnego stworzenia? A skoro mowa o istotach naginających zasady...
Darshes czuł się w tym wyśmienicie. Widać przestroga nie zadziałała odpowiednio, zbyt słabo by zniechęcić go do zakończenia tematu. Frigg odniosła wrażenie, że wręcz go to rozbudziło do wygłaszania kolejnych stwierdzeń bądź pytań, w jej przypadku, nieadekwatnych. Co tym chciał osiągnąć?
Pytanie to zatrzymało cały mechanizm i nawał chaosu w głowie leśnej dziewczyny. Milczała jeszcze przez dłuższy czas.
-Istota takie pokroju, jak Ty...-zaczęła ostro i zdecydowanie, niczym cienka żyletka, gotowa na poderżniecie gardła-... mogłaby tego nie wiedzieć?
Negatywne emocje burzyły się w ciele driady. Walczyły o przewagę, ale wiadomo było, że wygra nienawiść. Ta nagła, impulsywna, świeżo zrodzona. Była najprawdopodobniej najgorszym jej rodzajem, przynajmniej najbardziej niebezpieczny. Trudno było przewidzieć kolejny ruch przeciwnika, a w tym momencie stała się nim dla pospolitej, ściekowej myszy. A raczej na odwrót. Była gotowa zaatakować w każdej sekundzie, oddać cios, wcisnąć nóż w plecy, zagrać niehonorowo, byleby zaspokoić pragnienie zemsty.
-Zdaje się, że łączą nas tylko interesy. Nic więcej. -odparła oschle, aż dało się usłyszeć tę suchość w gardle- Więc łaskawie się nie wpierdalaj. Jesteś przecież ponad to. -użyła najbardziej skomplikowanej formy elfickiego, jaki znała. Taka wisienka ironizmu na torcie.
Minęło z dobre pięćdziesiąt lat od kiedy tak się w sobie miotała i walczyła, próbowała zdusić buchający ogień. Frigg nie słynęła z panowaniem nad emocjami, co udowadniała praktycznie na każdym kroku. Sama również była świadoma swojego pikantnego charakteru, który w tym momencie mógłby jej wyłącznie zaszkodzić. Zaszkodzić jej tajemnicy, jej historii, a to był jeden z najwyższym poziomów dyskrecji.
Gotowała się od środka, czego niezwykle mocno nie trawiła. Lepiej dać upust emocjom, ale nie teraz, nie tym razem. Teraz nie może.
Gotowała się w niej nienawiść. Powoli destylowała się wśród mieszanki wrogich odczuć, z każdą kroplą stawała się być bliższa ku ideałowi, ku klarownej cieczy. Serce łomotało z niesamowitą siłą, nie wytrzymywało bowiem tak wysokiego wzrostu ciśnienia i napędu panującego w żyłach i tętnicach. Każde uderzenie odbijało się echem w całym organizmie zielonej istoty. Wydawało się, że można je odczuć wszędzie, na wysokości ramienia, skroni, a nawet w małym palcu u stopy.
Nie wybuchnęła. Nie zrobiła nic.
Zachowanie maie lasu bardzo przeszkadzało driadzie. Nie wiedziała do czego chce dotrzeć, i po co, i na co mu była ta wiedza potrzebna. I choć nie chciała tego przyznać, przestraszyła się. Bała się, że jest jednym z wysłanników lasu driad bądź elfickich terenów. Nie dziwny był fakt, że miała za plecami wielu wrogów. Przy okazji, na niekorzyść dziewczyny, nie miała za nimi, przed nimi i gdziekolwiek, przyjaciół. Pierwszych wiedziała, że znajdzie chociaż ich nie szukała. Drugich nie szukała więc i nie znalazła.
Należało się więc zdystansować. Wrócić do tego co na początku, nawet do tego co było przed nim. Ta myśl ją wyjątkowo uspokoiła, jednak nie byłą pewna czy wytrzyma kolejny potok idiotycznych słów. Postanowiła więc zejść niezgrabnie z tematu.
-Racja, żadne z nas nie ma obecnie wielkiego wyboru-zaczęła z przekąsem- Trupia Wieża... to nie było tam? -pytanie zadała z czystej chęci zakończenia wciskania nosa w nie swoje sprawy. Uniosła dłoń skierowaną ku prawej stronie.- Wiesz gdzie ta Trupia Wieża więc prowadź. Ja widziałam już za dużo obiektów i za dużo uliczek przebiegłam by się obecnie zorientować w terenie.-trudno było określić te słowa miane kłamstwa czy też prawdy.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- M-może masz racje. - ucięła krótko mysz i zgodnie z niewypowiedzianym życzeniem driady zaprzestała drążenia tematu.
Nie znaczyło to oczywiście, że przeszłość driady i jej powiązanie z elfami przestała ją interesować. Darshes należał do cierpliwych istot. Jeśli dostanie nowej zabawki wymagało czasu, gotów był poświęcić całe miesiące, gdyby nagroda była tego warta. W jego planie, Frigg prędzej czy później się złamie i sama odpowie tę historię, a on będzie na to cierpliwie czekać.
- M-myslę, że powinniśmy udać się w t-tamtą stronę. - powiedział gryzoń, wskazując na korytarz przeciwny do tego, w którym zniknął szczurzy przewodnik.

Wędrowali krętymi kanałami już od jakiegoś czasu. Im dalej zapuszczali się w okolice Trupiej Wieży tym więcej mijali gruzowisk czy zapadniętych tuneli. Ścieki pod ich nogami zmieniły się w niewielki strumyczek, zupełnie jakby mieszkańcy tej okolicy albo nie korzystali z kanalizacji albo pozbywali się nieczystości w jakiś inny sposób.
"W sumie to magowie... Pewnie to magowie, a Jaśnie Wielmożnego fekalia nie mogą trafić tam gdzie zwykłych ludzi." ~ żart ten nieco poprawił mu humor.
Nie nacieszył się nim jednak długo, gdyż ich drogę zatarasowała bariera. Nie, nie taka o jakiej myślą wieśniacy słysząc słowa "magiczna bariera". Nie było żadnej ściany światła, niepozwalającej przenikać żadnej materii. Było to raczej jak niewielka, widmowa zasłona, przez którą niewielki strumyczek fekaliów zdawał się przepływać bez najmniejszego trudu i nawet nie śmierdziało tu tak jak w innych częściach. Jednak było tu parę rzeczy, które spostrzegawcza osoba mogłaby zauważyć. Cal przed i za magiczną pułapka nie rosły żadne porosty czy glony, a przestrzeń widziana przez zasłonę zdawała się delikatnie rozmazana. Nie było to jednak nic, co by się wcześniej rzucało w oczy, dlatego też Darshes wyczuł ją w ostatnim momencie, gdy jego zmysły magiczne zaczęły bić na alarm.
Nim jeszcze zatrzymał driadę, posłał przodem pocisk esencji życia, odruchowo chcąc sprawdzić w co się pakują. Driada zatrzymała się momentalnie i razem z maie, z zafascynowaniem wpatrywała się, jak niewidoczny wcześniej pocisk magicznej energii rozbłyskuje zgniłą zielenią i rozbija się o niewidzialną ścianę.Nie było mowy o pomyłce: magia która tworzy tą barierę to cieniutki woal esencji smierci, niezwykle zabójczy dla żywych istot.
Zignorował pytanie driady i rozglądnął się zrozpaczony na boki. To co posłał przed siebie było zaledwie wabikiem zużywającym niewiele energii. Jeśli jednak mieliby przebić się przez tą ścianę, musiałby otoczyć ich znacznie potężniejszą barierą, a to nie była dobra wiadomość zwłaszcza że są tak daleko od celu. Szczęśliwym trafem, parę kroków za nimi znajdował się kawałek zburzonej ściany, który prowadził do jakiegoś pomieszczenia. Trzeba się było co prawda wspiąć po stercie gruzu i cegłówek, istniała jednak szansa, że owo pomieszenie ma jakieś drzwi i prowadzą one nieco dalej, omijając ta pułapkę. Może, ale tylko może, jeśli będą mieli szczęście i uda im się trafić nie do pomieszczenia ale do jakiegoś opuszczonego laboratorium, dowiedzą się czy potwór nie był przedmiotem badań w tych podziemiach.
Bo maie jakoś wątpił, by bestia mogła się spokojnie poruszać przez magiczne pułapki tego typu.
- P-parę kroków za nami j-jest przejście. Powinniśmy t-to obejść...
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Nie odezwała się ani słowem. Była tak niesamowicie cicha, że nawet jej oddech zdawał się milczeć i nie odezwać ani westchnięciem. Trudno było przebiec cały odcinek, szczególnie, gdy niektóre tunele swoim zwalony sufitem sprawiały, że nawet driada musiała się zdecydowanie pochylić do przodu by przepełznąć pod niestabilną strukturą. W tej części kanałów było zdecydowanie ciemniej, ale Frigg ani śmiała się uprzeć by użyć magii do oświetlenia przestrzeni. Wolała się już otrzeć lub potknąć niż oślepiać samą siebie blaskiem, poza tym, istniała większa szansa na dostosowanie wzroku do klimatu. Raz nawet po drodze runęła spora część sufitu, tuż przed twarzą leśnej dziewczyny, ale ona tylko wstrzymała na oddech i kroku. Maie mógł wreszcie się upewnić, że jednak cały czas nabierała i wypuszczała powietrza. Ciało również spięło się pod wpływem adrenaliny, ale już po chwili, bez wahania przelazła ponad kupę gruzu.
Niegasnąca nienawiść do druida nie chciała dać za wygraną, równie mocno co dręczące ją myśli. Wbrew pozorom, to właśnie one nie pozwalały driadzie się odezwać i jakoś wcale nie przejmowała się tym w jaki sposób Darshes odbierze jej zachowanie.
To maie lasu... -myślała uparcie i nie podobał się jej przydomek "lasu". Bo zarośnięty drzewami i mchem teren mógł znajdować się wszędzie, także Las Driad zaliczał się do tej kategorii. Chciała uderzyć się w głowę twierdząc "To absurd", ale nie zrobiła nic. Są takie momenty w życiu kiedy wiesz, że sytuacja jest nielogiczna, nie ma połączenia z niczym innym, a jednak i tak się boisz. W takiej właśnie chwili trwała Frigg. Bo gdyby wiedział kim jest to... nigdy by nie spytał. A może chciał się upewnić? Nie, nie... przecież nawet nie skojarzył nazwiska Lysberg, nie może mieć z nią nic wspólnego.
Znowu mąci jej w głowie! Wzbudza w niej wątpliwości i jakieś chore myśli! Po co mu to wiedzieć do cholery?!
Zacisnęła mocno pięści, tak, że napięcie przeszło na dalsze odcinki ciała, w tym też na ramię, na którym siedziała mysz.
Zatrzymała się gwałtownie, gdy tylko zielona barwa zagościła w tunelu. Spięte mięśnie momentalnie się rozluźniły, w brązowych oczach odbił się zielony odcień. Dziwne, że tak drobne rzeczy potrafią być tak niesamowicie zachwycające. No cóż... magia w końcu była czymś magicznym i mało zrozumiałym, ale pięknym. Coś jednak musiało zatrzymać te wiązkę.
-Widziałeś? -spytała odruchowo, ale już po chwili zagryzła mocno zęby, by nie przekląć.
Darshes zaproponował inny sposób przejścia, ale Frigg nie była skłonna do takiej współpracy jak wcześniej. Spojrzała na stertę gruzów, po czym przeniosła wzrok w stronę bariery. Czuła jej obecność, a także kilka innych, dalszych punktów. Leśna dziewczyna powoli odkrywała w sobie zdolność rozróżniania danej dziedziny. Różniły się drobnostkami, a jednak każde zaklęcie wywoływało u niej inne odczucie. Musiało jednak minąć sporo czasu zanim przypasuje sobie dany krąg do danych emocji. Przykładem mogło być wyczuwanie iluzji, odczuwała obecność zaklęcia, było niezwykle irytujące, wzbudzało niepewność. Po prostu dręczyło i drażniło, na inny sposób niż jej myśli, bowiem wpływały wyłącznie na ciało. Nie wiedziała co czym jest, gdzie dokładnie znajdowała się iluzja, ale sam fakt wystarczał by ostrzec ją przed niebezpieczeństwem. Ewentualnie ktoś w okolicy bawił się nowymi sztuczkami.
Teraz jednak nie była w stanie zdefiniować jakiego rodzaju zaklęcie zostało rzucone, ale gdzieś już prędzej spotkała się z czymś takim. Z czymś przerażającym, a jednak kuszącym, chyba tak to mogła nazwać. Pewności jednak nie miała.
Co mogło kryć się za tą barierą? Stwór mógł być nie tylko zwykłym zabójcą z zębiskami i pazurami, ale wytworem magicznym. Jeżeli była szansa, że uciekł z laboratorium... To dlaczego nie miałoby być to możliwe? Co kawałek słychać było jak piasek zsypuje się do ściekowej rzeki więc i wyjście obok było prawdopodobnie tylko przypadkiem. Nie kryło nic więcej. A ta droga ukrywała wiele, zbyt wiele. Żaden idiota nie załączyłby tylu pułapek bez powodu. Zważyła jednak na fakt, że nie wszyscy są tak skąpi na tracenie energii jak ona.
Z drugiej strony, może bezpieczniejsze przejście mogło doprowadzić ich do celu? Stwór może jednak nie był magiczny i nie miał tam dostępu? Poza tym nikt nie wyczuje ich obecności. Tylko po co ta bariera...
Ciekawość wygrała. Może to właśnie ta dziedzina magii ją do tego skłoniła, a może zwykła chęć zrobienia na złość maie lub po prostu.
Wyjęła sztylet i zbliżyła się do bariery. Ukradkiem dojrzała mysz na ramieniu. Bez większego oporu chwyciła ją w garść i posadziła na ruinach obok.
Nie będziesz mi przeszkadzał.
Srebro zadrżało na chwilę przed całkowitym zanurzeniem w barierę, ale płynnie przeszło. Bariera więc nie była zamkniętymi drzwiami dla wszystkich, tylko dla wyjątków. Wykrzywiła usta w niezadowoleniu. Gdyby chociaż mogła określić z jakiej dziedziny rzucono to zaklęcie... Wszystko wydawałoby się łatwiejsze. Mogła się jedynie domyślać, w końcu tkwili w Mieście Śmierci. A może... może...
-Półumarlak? -wycedziła cicho przez zęby.
Rozejrzała się po okolicy. Zagrodził im drogę? Czeka na nich? A raczej na nią...
Z początku jeszcze przeszła ją myśl by jednak pójść bezpieczniejszą drogą, ale wściekłość jak zawsze przejęła kontrolę nad sytuacją, szczególnie, że już wcześniej była nie w humorze. Niech to wreszcie się skończy! Wyjdę mu na przeciw!
Szybkim ruchem dłoń wysunęła się na przeciw. Końce palców dotknęły bariery i Frigg pożałowała swojej nieprzemyślanej decyzji. Kolejny raz.
Palce przywarły do bariery. Zupełnie jakby to driada miała przyssawki, a nie sama ściana. Jęknęła panicznie chcąc wyrwać się z pułapki, ale to nie wystarczało. Odniosła wrażenie, jakby krew zmieniła swój kierunek, w całkowicie niepoprawny. Wszystko płynęło w stronę ręki, nieważne jaką drogą. Ciśnienie zdecydowanie jej wzrosło, serce załomotało. Czuła jak powoli traci kontakt ze rzeczywistością, bo przecież krew niosła ze sobą tlen, a jego brak w mózgu niósł ze sobą niewyobrażalne skutki, których i ona nie była w stanie naprawić. Trudno rzucić na siebie zaklęcie będą nieprzytomnym. Bariera, krótko mówiąc, chciała wyssać z niej środek, jej życie. Zakuło ją w sercu, a dokładniej tam gdzie wbiła strzałę w swojego kochanka. Ostatkiem świadomości uderzyła skumulowaną siłą magii, która przeszła przez "zaklinowaną" rękę. Wystarczyło by odrzuciło ją do tyłu, uwolniło z pułapki.
Krew na chwilę wstrzymała się w żyłach i tętnicach, nie wiedziała, którą stroną ma podążać, ale wreszcie odnalazło swój drogowskaz i wracała na swoje ścieżki. Tak gwałtowny bodziec na organizm, jak można się domyśleć, bardzo źle wpłynął na Frigg i na jej szczęście był to krótki bodziec.
Odsunęła się do tyłu, chwyciła drżącą dłonią głowę, ale nie wiedziała co robi ani gdzie się znajduje. Obraz był całkowicie rozmazany, chyba próbowała nabrać tlenu. Poczuła wilgoć i zimno, a później tylko mokry strumień, który zdawał się wypłynąć z jej ust. Uderzenie. Zabolały ją kolana i ręką, która starała się dźwignąć ciężar ciała. Było ciemno, czarno, ale nie czuła by zemdlała. Wciąż gdzieś była, musiała jeszcze być bo okropnie się czuła. Chciała wymiotować, zwalczyć drżące ciało, zrobić wszystko na raz by powstrzymać wszelkie skutki więc musiała jeszcze gdzieś być. Niemalże jak stan kompletnego upojenia, tylko o wiele gorszy, bo na trzeźwo.
-Kurwa...-wyrzuciła z siebie cicho zaciskając dłoń na czole.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

To, co Frigg zrobiła, przeszło definicję lekkomyślności i weszło na terytorium głupoty.
"Czy ona chce zginąć?" ~ zapytał sam siebie, obserwując jak driada sprawdza pułapkę sztyletem. Cóż, na razie nie robiła nic niebezpiecznego, więc nie miał ochoty ją powstrzymywać. A potem... A potem zrobiła największy idiotyzm, jaki istota ludzka mogła się dopuścić w stosunku do magii. Wyciągnęła rękę i dotknęła esencji śmierci.
Jak zafascynowany, Darshes oglądał sylwetkę driady, gdy ta wiła się w spazmach, otoczona zgniłą aurą. Nie musiał nawet używać swojej magii by wiedzieć co się działo. Bariera stopniowo wysysała z niej energię, pozbawiając jej ciało życia. Nie było szans na ratunek. Gdyby spróbował ją dotknąć, on również mógłby się podłączyć do magicznego obwodu, a dwa trupy są gorsze niż jeden.
"Przynajmniej nie zaszarżowała na barierę, tak jak się tego spodziewałem..." - pomyślał po części rozbawiony, patrząc jak jego nie doszła kochanka umiera w spazmach.

Przedstawienie skończyło się szybciej, niż Darshes sobie tego życzył i na szczęście dla driady, nie zakończyło się jej śmiercią.
Zataczając się jak pijana, Frigg oparła ciało o wilgotną ścianę, dysząc ciężko, a jej ciałem wstrząsały dreszcze osłabienia i wyczerpania. Mysz ostrożnym krokiem podeszła najbliżej jak mogła i niemal się wzdrygnęła, gdy ta niespodziewanie uwolniła strumień rzygowin zmieszanych z krwią.
- Kur wa... - tyle tylko wyrzuciła, gdy zawartość jej żołądka, razem z metalicznym płynem, znalazła się między jej nogami.
- Z-zastanawiam się właśnie, która c-cecha sprawiła, że jeszcze się ciebie t-trzymam... - zagadnęła wesoło mysz, jakby śmieszyła ją obecna sytuacja. Bo i tak było. Driada nie posłuchała jego ostrzeżenie, przez co prawie wyzionęła ducha. - Masz n-nauczkę na p-przyszłość, by m-mnie nie ignorować...
A jednak, ostatnie zdanie nie zostało wypowiedziane z ironia, nawet nie pobrzmiewała w nich nutka śmiechu. Raczej współczucie, które nieświadomie urosło w piersi małej myszki. Szare łapki spoczęły na ugnojonych nogawkach skórzanych spodni driady. Złoto-zielone oczy zabłysły zielenią, której odpowiedział równie intensywny, obsydianowy błysk. Fala energii popłynęła od kamienia, przez mysie ciało, aż do ciała driady, uzupełniając ukradzione zapasy. Nie było tego wiele i druid nawet nie męczył się, by koncentrować się na czymś konkretnym, bo wątpił, by którykolwiek organ został poważniej uszkodzony. I tak, nawet gdyby podjął się leczenia, połowa energii zostałaby pochłonięta przez tą nienasyconą, mroczną otchłań wewnątrz jej ciała.

Na tą okazję czekał nekromanta podążając ich śladem. Nie był pewien co się stało, ale zielono-skóra zatoczyła się jak pijana i padła na ziemię, zwracając zawartość bebechów. Jej chowaniec pomarudził chwile po czym zabrał się do leczenia swej pani, co szczególnie nekrusa nie zdziwiło. Tak czy inaczej, jeśli chciał się zemścić to oto nadeszła odpowiednia pora.
Opuszczając woal cieni, wypowiedział inkantacje aktywując magiczny kostur. Okolice spowiły ciemne opary, co zaniepokoiło chowańca. Rozglądał się niespokojnie, a jego oczy były jak niewielkie spodeczki. Niektórzy mówili, że po aktywacji Berła Requiem, ofiary zdają się słyszeć głosy zmarłych, którzy opuścili ten świat w przeszłości, a o których śmierć obwiniali się w głębi serca. Nigdy jednak nie przywiązywał wagę do tego, czy chowańce posiadają jakieś wspomnienia... Nie uważał na tych zajęciach, bo i nie miał zamiaru przyzywać sobie nigdy żadnego zwierzątka. Dobry sługa to martwy sługa.
Nie dając im czasu na reakcje, zainkantował kolejne wersy zaklęcia i zielonkawy pocisk negatywnej energii przemknął przez zasłonę dymną i trafiając gryzonia centralnie w środek niewielkiego ciałka. Podłużny pysk rozświetliła zielonkawa łuna, nadając mu nierealistyczne kształty, a to wszystko na ułamek sekundy przed tym, nim drobne ciałko poderwane zostało w powietrze i miotnięte wgłąb korytarza. Zaklęciu niemal od razu odpowiedział barachitowy błysk i ciało chowańca rozpłynęło się w obłoku światła, prawdopodobnie kończąc pakt, jaki zawarł ze swoją Panią. Matowy obsydian opadł z donośnym pluskiem parę stóp zza oszołomioną driadą.
- Teraz, to już tylko formalność... - nekrus zaśmiał się chrapliwie, ruszając w stronę driady.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Słowa Darshesa wywołały okropny ból w głowie. Chciała machnąć na niego ręką by go uciszyć, ale od razu wróciła dłonią do czoła chcąc utrzymać swoją głowę. Prezentowało się to dość komicznie, bo z perspektywy choćby Darshes'a wyglądało jakby nieudolnie chciała oprzeć się prędzej o ścianę niż pacnąć mysz. Zakładając oczywiście odgadnięcie jej czynu z działaniem.
Chyba wspominał coś o nauczce... Nauczka... Ja mu pokażę... -pomyślała, a to już oznaczało, że było z nią ciut lepiej. Kątem oka dostrzegła białą plamkę, która powoli nabierała zarysów. I złote źrenice, które teraz przysłonił zielony blask. Chciała syknąć, ale głowa wciąż ją bolała. Odepchnąć, ale jeszcze chwiała się na czworakach. Nie chciała jego pomocy, być mu coś winna, ale nie mogła na to nic poradzić. Była mu dłużna. Jemu, gościowi, który porównał ją do grr...elfów. Mężczyźnie, który wywołał w niej dzikość seksualną, drugim, którego pocałowała i kolejną pomyłką pod tym względem, bo porównał ją do elfów, a Frigg zadziora nie chciała mu tego wybaczyć. Mężczyźnie, który obecnie stał się białym gryzoniem i którego...
Usłyszała inne dudnienie w głowie. Mniej przyjemne i rozkoszne. Chciała wydobyć z siebie głos, ale tylko kaszlnęła. Zaschło jej całkowicie w ustach i gardle. Ostrzec maie, powiedzieć choćby "uciekaj", ale nie zdążyła. Czarna mgła zawładnęła przestrzenią i Frigg sama już nie wiedziała gdzie jest. Czy to nadal ścieki? A może jednak straciła przytomność?
Biała mysz jednak istniała i jej delikatne światełko, które teraz znikło w czarnej otchłani. Widziała ją jeszcze przez chwilę doskonale, tak jak przedtem, ale zniknęła z oczu. Odrzucona, trafiona pociskiem, silną, ale cienką smugą. Jęknęła głucho odruchowo zwracając się ręką w stronę maie. Chciała go złapać i obronić. Zabolało ją w kościach.
-Ach...-jęknęła już głośniej i wściekle.
Spojrzała w stronę swojego oprawcy. Wspięła się po ścianie, powoli odzyskując formę. Przyłożyła dłoń do serca, tuż pod płaszczem, bezpośrednio do skóry. Bursztynowe ciepło tliło się na krańcach dłoni, tym razem nie miała już aż tyle do stracenia.
-No brawo -zakpiła- Trzeba mnie było w pułapkę zagonić, aby mnie pokonać -uśmiechnęła się nieładnie, a jej głos wciąż był ochrypły i suchy, niepodobny dla Frigg.
Berło...muszę sięgnąć jego berła... odsunęła się krok w tył i w bok, cicho ale nie bezszelestnie. Nogi jeszcze miała nieco jak z waty, trudno było zapanować nad ciałem.
Jestem w beznadziejnej sytuacji... pomyślała z przekąsem skierowanym do samej siebie. Ciekawe czy i tym razem jej bezmyślność zostanie okrutnie ukarana.
Ujęła w dłoń sztylety. Całą ich garść.
Muszę trafić...
Z całych sił wyrzuciła swoje zabawki przodem. Gęsto ułożone w jednej linii, zakryły nadlatujące niespodzianki, bowiem za nimi zawirowały bursztynowe, ciemne szlaki. Niestety tylko dwa z nich otarły się delikatnie o brzegi tkwiącego w berle, brylantu.
"Szlag!" przeklęła karcąco w myślach. Przez moment obraz stał niestabilny, jednak szybko odzyskała równowagę. Mogła tu zginąć. Tu i teraz, w ściekach, z rąk jakiegoś pół żyjącego ścierwa. Co za ironia, umrzeć z rąk półumarlaka kiedy samemu jest się w pół-żywym. Nie chciała wierzyć w takie przeznaczenie i los, nie mogła pozwolić na przegraną. Nie tak pragnęła umrzeć. Frigg była bardzo wybredna co do sposobu odejścia na tamten świat i choć nie wiedziała w jaki sposób chce doznać śmierci, to z pewnością nie w taki.
"Muszę odzyskać równowagę, siłę... muszę się skoncentrować." mobilizowała się do działania. Zacisnęła powieki "Gdybym... gdybym...gdybyś..." próbowała myśleć logicznie i sprawnie, ale nawet teraz, w tak trudnej i nagłej sytuacji, on musiał się pojawić. Nie mogła mu być niczego więcej winna.. nie mogła...
Wiele drzwi do wyjścia z sytuacji nie miała. Musiała poprawić stan swojego zdrowia, ale mogłoby jej zabraknąć energii na ten głupi kostur. Jednak bez tego, nie miała żadnych szans. Wyliczając więc procentowo swoje ostateczne wyjście, zacisnęła dłonie i zalśniła gwałtownym blaskiem bursztynu i zieleni.
-Będziesz musiał podpisać ten papier nie w tej części świata. Zagwarantuję Ci spokój w miejscu, które tak kochasz.
Zawirowała w piruecie, i w blasku półksiężycowatych barw. Jednym ruchem wyrzuciła je przed siebie, by oślepić przeciwnika, a co najważniejsze, okryć się cieniem. Jeszcze przed przybyciem do Thenderion Frigg uczyła się nowej sztuczki, która niezgrabnie jej wychodziła. Teraz była gotowa wykorzystać wszelkie zapasy energii i koncentracji, tylko po to by przeżyć. A przy okazji uratować Darshesa... O ile jeszcze żył...
Po raz kolejny wyrzuciła płaszcz, a za nią powędrował niezgrabny cień, a co najdziwniejsze, podążyło za nim echo niedopilnowanego kroku driady. Sprawiając wrażenie, że po prostu zwiewa z miejsca wydarzenia. Ona sama zaś przywarła do ściany, a raczej uchowała się za stertą gruzu. Dobrze, że była taka mała. Wstrzymała oddech, na bardzo długi czas. Niech się przybliży o jeden krok..o choćby jeden krok... Będzie mogła go sięgnąć, nawet z tak niewygodnej pozycji. Miała drugą szansę... O ile cień w miarę zgrabnie wyszedł, nie miała czasu mu się przypatrywać. Cała ta sytuacja, analiza sytuacji trwała tak szybko i gwałtownie, jakby wszystko liczyło się milisekundach.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Nekrus nie spodziewał się tak intensywnego kontrataku ze strony przeciwniczki. Dziewczyna, choć wciąż niepewnie, wstała o własnych siłach i stanęła z nim twarzą w twarz. W pierwszej chwili cofnął się skonfundowany, nie bardzo wiedząc co teraz począć. Znowu nie docenił driady i zaatakował niemal otwarcie, myśląc, że ta będzie łatwą zdobyczą. Zielona jednak wydawała się gotowa bronić swojego życia do ostatniej sekundy, czego dowodem były jej odważne słowa. Na te ostatnie zmarszczył tylko brwi.
- A co złego...? - chciał zapytać ostrożnie, jednak w tym samym momencie zauważył gwałtowny ruch dziewczyny. Nie miał czasu zareagować, więc jedynie zasłonił twarz rękawami. - Rezonuj! - Wydał magiczną komendę, a drobne klejnociki wszyte w jego rękaw zadrgały.

Z dziury w szczelinie, maie przyglądał się czarodziejskiemu pojedynkowi, nie zdolny zareagować.
Atak nekromanty, niespodziewanie złapał go bez osłony i praktycznie położyłby trupem, gdyby nie resztki energii skumulowane w Kamieniu Magazynującym. Sytuacja jednak nie wyglądała za wesoło. mimo, że udało mu się uciec do sąsiedniego pomieszczenia, jego zapasy energii całkowicie się skurczyły do niezbędnego minimum, a obsydian nawet z tej odległości wydawał się matowy. Energii starczy mu najwyżej na jedno ciało, a potem... a potem albo dożyje kolejnego poranka, albo zniknie z powierzchni ziemi.
Tymczasem walka rozgorzała na dobre. Darshes po raz pierwszy miał okazje oglądać magiczną bitwę z udziałem driady. W przeciwieństwie do większości mistyków, jakich miał okazję "przetestować", Frigg jako pierwsza użyła sztuczki z połączeniem broni i magii. Ukrycie bursztynowych smug było dobrym pomysłem, chociaż nie bardzo wiedział, co właściwie to zaklęcie miało zrobić... No i przede wszystkim brakowało jej kontroli nad magią. Nie miał pojęcia, kto ją uczył wykorzystywać swoją moc, ale ten trening najwyraźniej był daleki od końca.
- Uderzaj po paraboli! - próbował powiedzieć jej bezgłośnie, chociaż wiedział, że driada w żaden sposób tego nie usłyszy.
Jednak większym zdziwieniem było to, jak grupa sztyletów odbiła się od płóciennej szaty maga, jakby wykonana była ze stalowych niteczek...
~ Nie - powiedział, całym ciałem wyczuwając drganie magii. ~ Szata była zaklęta...
"Była" ponieważ rezonacja energii ustała równie gwałtownie, jak się pojawiła, a samo płótno zdawało się blaknąć w oczach. Widać magowie w tych częściach świata byli lepiej chronieni przed nagłymi atakami, nie tak jak na północy.

Kryształy wykonały swoje zadnie, co sprawiło, że pewność siebie nekrusa znacząco wzrosła. I chociaż kamienie straciły swój blask, mógł przecież użyć kolejnych. Frigg jednak nie dawała czasu na odpoczynek, wkrótce zaatakowała ponownie. Magiczna salwa świetlnych promieni uderzyła w oczy nekromanty, oślepiając go i zmuszając do cofnięcia. Jaskrawe i złote przebłyski tańczyły mu przed oczami, mógł jednak zauważyć umykające pośpiechu cień.
- Sharb ish abhar ret nudox rex! Nie uciekniesz!!- wrzasnął za nią z całych sił, posyłając zgniło-zielonkawy promień.

Obserwując całe zajście ze swojej kryjówki, maie uśmiechnął się z podziwem. Znaczy zrobiłby to, gdyby miał usta.
~Najpierw oślepiła go iluzjonistycznym światłem, potem zaś stworzyła projekcje samej siebie, by odwrócić uwagę i samemu dostać się na lepszą pozycję.
Nekromanta jednak, w przeciwieństwie do nieco inaczej działającego wzroku Darshesa, nie zauważył, że jego morderczy promień przebił na wylot tylko iluzję, nie czyniąc nikomu większych szkód. Ryknął ze wściekłości myśląc, że dziewczyna znów uniknęła jego ataku i teraz oddala się poza zasięg jego czarów, by wkrótce zniknąć zza zakrętem.
- Gandr! - warknął wściekle nekromanta i wyrzucił przed siebie ręce.
W powietrzu przed nim rozbłysł świetlisty wybuch i kiedy emanacja świetlna zanikła, na przeciwko nieumarlaka lewitował sporych rozmiarów szafir. Sporych to mało powiedziane. Darshes jeszcze nigdy nie widział klejnotu tej wielkości: szeroki na stopę i wysoki na prawie dwie, lewitował dwa metry przed swoim panem, a jego powierzchnia niemal iskrzyła się od magicznej energii. Zbyt dużo by to kontrolować, ale jako zapora z pewnością sprawdzał się całkiem nieźle.
Ten klejnot... On używa go jak tarczę?... I ten absurdalny poziom magii! -ponownie Darshes pożałował, że nie przybrał ludzkiej postaci, bo zagryzłby teraz wargę. Był pewien, że ludzie nie potrafią tworzyć magicznych klejnotów... Jakże się mylił! Musi zdobyć przynajmniej jeden z tych kamieni i modlić się, by strukturą drastycznie różniły się od jego Kamienia Magazynującego.
A tymczasem nekrus wykonał krok do przodu.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Sztylety odbiły się dziwnym dźwiękiem, a później zabrzęczały drugi raz. Ten kolejny, brzmiał jakby metal spotkał na swojej drodze kamienną podłogę, a pierwszy... Co to był za dźwięk? Od czego odbiła się ta cała armia gotowa nabić łby na swoje ostrza? Liche rzucił hasłem niezrozumiałym dla Frigg, a skoro było niezrozumiałe to musiało być to najwidoczniej zaklęcie bądź tym podobna komenda. Nie zdołała jednak odkryć tej skromnej tajemnicy, nie było na to czasu.
Teraz przebywała w niewygodnej, skulonej pozycji ledwo mieszcząc się za stertą gruzów,oczekując wyłącznie na jeden ruch. Była z siebie nawet dumna, że udało się jej dotrzeć właśnie tu, do kryjówki za pomocą niczego innego, jak za sprawką iluzji. Nacieszyć się swoim osiągnięciem musiała zdecydowanie później, o ile będzie miała na to szansę.
Ciało trwało w gotowości. Spięte i rozluźnione w odpowiednich miejscach na wyskok, który miał zmienić wszystko. Tak też się stało, ale zanim nadeszła ta pechowa chwila, driada odczuła nieznośną nudność. Jakby skumulowana energia uderzyła swoją mocą w powietrze, a z kolei ono znokautowało jej wnętrze. Ciśnienie w głowie na chwilę podskoczyło, ale dość szybko wróciło do normy.
Zwątpiła w swoje możliwości nie na żarty i po raz kolejny. Wiedziała, że nie jest to nic innego, jak energia pochodząca od niego, a przynajmniej w takim przeświadczeniu tkwiła jeszcze przez jakiś czas. Z jednej strony, tak rozwinięty zmysł magiczny był błogosławieństwem, z drugiej - przekleństwem. Prawdą jest, że dawało jej to w pewien sposób przewagę. Mogła spodziewać się silniejszego bądź słabszego ciosu, w zależności od tego, jak owe powietrze potrafiło nią przetrzepać. Świadomość tak silnej energii, jeszcze w dodatku śmierci, które wywoływało w niej narastający strach. nie było jednak niczym poprawiającym humor i dodającym odwagi.
Wszystko działo się tak szybko. Cień zmarł, a raczej rozprysł się w ciemnościach, czego na szczęście nie był w stanie dojrzeć jej przeciwnik. Nagłe ujawnienie się tak silnej energii... Odniosła wrażenie, jakby ktoś się do niej kierował. Wsparciem i radą, ale kto mógłby to być? Echo powietrza źle wpłynęło na jej umysł.
Krok.
Od razu zareagowała. Wyskoczyła gwałtownie. Silnym, błyskawiczny ruchem ręki, zakreślającym się od lewego górnego rogu do prawego dolnego, wyrzuciła bursztynową emanacje, nie żałując przy tym swoich zapasów energetycznych. Wylądowała zgrabnym ruchem, turlając się zwinięta niczym kłębek w bok. Uniosła głowę, dumna zadowolona, ale mina leśnej dziewczyny przygasła równie szybko co ogień pochłaniający skrawek papieru. Tunel rozjaśnił się w bursztynowym pyle z dodatkiem jasno-zielonych błysków, a gdy opadł nisko, przebiła go zgniła, zielona wiązka. Frigg nie zdążyła nabrać powietrza, zdziwić się ani nadziwić. Liche trafił w jej ramię, ta zasyczała z bólu, odrzucona do tyłu. Bolało bardzo, ale nie chciała się przekonać czy śmierć niesie ze sobą jeszcze większe cierpienie. Odbiła się nogami, unikając kolejnego ciosu. Spojrzała kątem oka na klejnot. Miał niewyobrażalną wielkość, jak na tego typu błyskotkę i mdlił swoją siłą.
Oj Frigg, nic nie idzie po twojej myśli...
Odbiła się kolejny raz, ale upadek zakończyła giętkim wygięciem się w tył, zarzucając przy tym zdecydowanie nogi. Zamach pozwolił na szybkie wstanie oraz ocenę mniej lub bardziej dokładnych wymiarów, jak i odległości między nią, a całą resztą.
Co teraz?... Co teraz?! Co teraz, co teraz, co teraz?! Myślała spanikowana przy każdym ruchu. Nie wiedziała co teraz. Musiała uniknąć tarczy, a zarazem ją przebić by móc dosięgnąć nekrusa. Co teraz?...
Frigg wykorzystała duży zapas swoich pomysłów, a w tym przypadku, przyprawionych o nowe umiejętności. Sztylety - nie wyszły. Sztylety plus magia - również okazały się klapą. Zmylenie przeciwnika i gotowość w pułapce - genialny pomysł aczkolwiek z marnym skutkiem. Co teraz?
Teraz mogła wykorzystać cechę, która towarzyszy driadzie całe życie oraz umiejętność, która zdaje się, że wychodzi jej najlepiej. Mianowicie chodziło tu o impulsywność, a także brak kontroli nad magią. Przekroczenie niektórych progów nie wydawało się łatwe, a wykorzystanie takiego działania, było dla Frigg jak zdjęcie klątwy z własnego ciała. Niemalże awykonalne i nie dlatego, że nie była w stanie tego zrobić.
Chęć przeżycia pokierowała ją jednak na ścieżki, którymi chodzić nie chciała. Ciemne smugi dymne ujawniły się na tle czarnego korytarza. Ich źródłem były dłonie i przedramiona leśnej dziewczyny. Wykrzywiła nieprzyjemnie usta, brwi zakreśliły się w charakterystyczny, zły aczkolwiek skupiony sposób. Stopą wysunęła się do przodu i chwilę później zawirowała w piruecie, identycznym jak podczas wypuszczeniem chmary sztyletów. Tym razem posłała jedynie błyskawiczne, bursztynowe świetliki. Rozbijały się o tarcze, rozbłysnęły w jasnym pyle. Na koniec piruetu zamachnęła ręką posyłając jeszcze trzy, znacznie silniejsze wiązki. Środkowa z nich tylko również odbiła buchnęła o tarcze, sprawiając, że ścieki zatopiły się w jasnej barwie. Jedna z bocznych zawirowała i nieudolnie minęła się z celem, ostatnia również zatańczyła trafiając z liche. Okazała się jednak wyłącznie iluzją.
Mogła liczyć wyłącznie na jego dezorientację by kolejny ruch mógł się udać. Oślepiony nekromanta, mógł ujrzeć zielona postać tuż pod swoją tarczą. Rzuciła się na obolały bark, lodując ryzykownie plecami na podłodze. Zdołała zamachnąć rękoma jeszcze raz, w jego stronę. Zielona barwa sama lgnęła do wolności. Niczym petarda wystrzeliła w jego stronę, a dokładniej w jego rękę tak by wypuścił z rąk berło. Zwykły przypadek, bowiem nie miała tego na celu dziewczyna. Musiała się zadowolić tym co osiągnęła.
Berło kilkukrotnie odbiło się od kamieni, ale masa wiązek, które ulatywały z jej ciała, zagłuszyły dokładne źródło, a oślepiający blask nie pozwalał na odnalezienia zabawki nekrusa. Przeturlała się jeszcze raz i szybka stanęła na ugiętych nogach. Obawiała się tarczy, zbliżyła się do niej zbyt blisko. Szukała wzrokiem berła, ale trudno było cokolwiek zauważyć. Czuła ból w ramieniu i ulatującą kontrolę nad własną magią.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Zielonkawy pocisk energetyczny przebił zaskoczonego nekrusa, inkantującego kolejne zaklęcie, mające położyć Frigg trupem. Mroczny mistyk zachwiał się niepewnie na nogach, jakby pocisk energetyczny był w jakiejkolwiek mierze fizyczną bronią, zdolną wytrącić z równowagi. Zaskoczony umarlak spojrzał nienawistnym spojrzeniem na Frigg, będąc przekonanym, że to jej sprawka. Ledwo ją widział. Rozbłyski magiczne przesłaniały obraz, a powietrze jeszcze falowało od niedawnej fali ataków driady.
Wtem, ku jego zaskoczeniu, pocisk energii magicznej zawrócił, zupełnie jakby posiadał własną wolę i zatrzymał się miedzy nim, a a szafirem. Istota, bo z pewnością posiadała własna wolę, zatańczyła piruet w powietrzu i rozbłysła słabym, drgającym blaskiem, zupełnie zlewającym się z powidokami wcześniejszej bitwy. I choć postać rosła i się zmieniała, nekromanta nie był wstanie powiedzieć czym, a właściwie kimona jest. Czuł jednak, że popełnił błąd.

Szarża była idiotycznym posunięciem, naprawdę głupim jak na standardy Darshesa. Od paru miesięcy postanowił żyć dla zasady: "wszystko dla misji". A jednak, ilekroć Frigg znajdowała się w kłopotach, maie nie mógł stać bezczynnie i przyglądać się, jak jest rozrywana pazurami dzikiej bestii czy też kolejnym z setki zaklęć. Pomijając jednak wpływ uczuć, jakie odegrały ważną rolę w podjęciu decyzji o dołączeniu do walki, duch lasu posiadał jeszcze jedną cechę, która dawała mu przewagę, zarówno nad umarlakiem, jak i nad leśną dziewczyną. Tym czymś był brak wzroku.
Nie posiadając fizycznej konstrukcji oczu żywych istot, dla niego fala świateł była serią obrazów, piękna acz nie oślepiająca. Dodatkowo doskonale widział tor lotu kostura, a przejęcie tej magicznej laski było kluczem do zwycięstwa. Szczęściem, czy może uśmiechem losu, berło upadło prę cali od olbrzymiego szafiru.
"To się nazywa mieć farta..." ~ pomyślał, odnajdując w podświadomości odpowiedni wzór i przyoblekając się resztkami energii w fizyczna powlokę. Dawno temu, jego przyjaciółka i instruktorka, wyśmiała go, kiedy narzekając na trening powiedział, że nie ma sensu uczyć się walki w zwarciu. Był magiem i jako taki nigdy nie dorówna szermierzowi czy zaprawionemu łucznikowi. Nikt nie przeskoczy własnych możliwości i w niektórych walkach po prostu nie da się wygrać. Driada roześmiała się tym swoim perlistym śmiechem, na dźwięk którego paru ćwiczących obok młodzików westchnęło z zachwytem. Przy nich nigdy się tak nie uśmiechała. "To kwestia szczęścia." - odparła, próbując powstrzymać niezrozumiały dla Darshesa napad śmiechu. - "Im bardziej będziesz naciskał na formę, postawę, czy rozpoznawanie schematów, tym łatwiej padniesz ofiarą prostych zdarzeń losowych." I miała racje, ale żeby o tym się przekonać, duch lasu musiał opuścić leśną knieje.

Goły mężczyzna, ni to elf, ni człowiek, staną na przeciw nekromanty, tak że ten mógł niemal wyczuć jego oddech. Nie było mowy o iluzji. Te złote źrenicy były tak nieprawdopodobne, a zarazem tak realne, iż nawet z odległości tych kilku cali, wyczuwał ciężar jego wzroku. Cofnięcie się o krok, wydało się dobrym pomysłem i pod naporem tak intensywnego spojrzenia było jedyną możliwa opcją. Nagi mężczyzna, o niepokojących oczach, uśmiechnął się nieludzko, zupełnie jakby pod humanoidalna postacią ukrywało się jakieś trudne do zidentyfikowania zwierzę. Był drapieżny i ostry, a od niego wywracał się żołądek.
Długa, umięśniona ręka spoczęła na lazurowym kamieniu, a błyskawice nergii niemal od razu uderzyły w istotę. Nie krzyknęła jednak, co dodatkowo zamurowało nekrusa. Ilość magicznej energii, która przepływała w nowo utworzonym obwodzie magicznym, powinna była zabić każdą żywą istotę.... Nie, wróć. Powinna rozerwać ją na strzępy.
- Coś taki zdziwiony. - zapytał głos, niewiele głośniejszy od szeptu. W pierwszej chwili umarlak sądził, że się przesłyszał i zamrugał parę razy, chcąc przegonić tę iluzję. Choć usta istoty na przeciw niego poruszały się, umarlak dałby głowę, że to nagły podmuch wiatru wypowiedział te słowa. - Klejnoty są pod jurysdykcją ziemi w kole elementarnym. - z tych słów biła taka prostota, że nawet tepy nowicjusz poczułby się zmieszany, nie rozumiejąc o czym jego przeciwnik mówi.
Na twarzy mrocznego mistyka pojawiło się zmieszanie, a potem strach, gdy klejnot za plecami nieznajomego przygasł, wyraźnie pozbawiony magicznej energii. "Czym on do cholery jest...?" - pomyślał, unosząc rękę, rozpoczynając kolejną inkantacje.
- Za wolno - odparł wiatr, a korytarz rozjaśnił się barachitowym światłem.

Wokół Darshesa pojawił sie pierścień szmaragdowych kul, o radiacji tak olbrzymiej, że spokojnie mogły służyć za żyrandol w niejednej sali balowej. Pierwszy pocisk pomknął w stronę nekromanty, uderzając w jego formujące się zaklęcie, a następny przemknął na miejsce poprzedniego, zajmując pozycje na przedzie magicznego pierścienia. Zderzenie dwóch pocisków nie przyniosło oczekiwanych fajerwerków, snow iskier, czy morderczych promieni odbijających się rykoszetem po ścianach kanału. Pozytywna energia świetlnej kuli zrównała się z negatywną dopiero co tworzącego się splotu magicznego, nadając impas w przestrzeni, w której doszło do zderzenia. Odbyło się to w całkowitej ciszy, a dwaj magowie stali i mierzyli się uważnym spojrzeniem.
Nagie ciało Darshesa nie wyrażało żadnego napięcia, a wszystkie mięśnie były rozluźnione. Zupełnie jakby właśnie poddawał się relaksującemu masażowi, a nie uczestniczył w magicznej bitwie. Nawet Frigg mogła wyczuć, jak płynąca w ciele druida magia, przyprawia go o ekstazę. Z drugiej strony stała mroczna postać w kapturze i choć była większa o niemal pół głowy, zdawała się garbić, jakby w strachu przed rywalem. Ona też wyczuwała kłębioną się energię magiczną w ciele przeciwnika, a ostatnia wymiana zaklęć pokazała, jaki poziom umiejętności dzieli tych dwóch mistyków.
- Teraz moja kolej... - odezwał się Darshes, rozbawionym głosem.
Mistyczne pociski zadrżały i powoli ruszyły z miejsca, zmuszając przeciwnika do wycofania się odrobinę w tył. Unosiły się w powietrzu w równej formacji, w sumie pięć pocisków: dwa z przodu i trzy z tyłu. Ciężko było powiedzieć co zmusiło przednie do ataku, jednak ci z uczestników, którzy skupiali się na magicznym zmyśle, mogli wyczuć silny impuls na sekundę przed tym, nim pociski wystrzeliły w stronę przeciwnika. Nekromanta się uśmiechnął, a w jego dłoni błysnął kolejny klejnot, tym razem czerwony. Maie roześmiał się, a wypuszczone przez niego, szmaragdowe kule całkowicie zmieniły trajektorie z impetem uderzając w porośniętą glonami ścianę.
- To wszytko? - zadrwił nekromanta, choć jego głos drżał. W dłoni opalizował mu szkarłatny rubin, a Darshes wątpił, by był to tego samego typu klejnot, co szafirowa tarcza, ledwo lewitująca za jego plecami. Jednak w przeciwieństwie do przeciwnika, maie nigdy nie lekceważył swojego wroga, niezależnie kim by on nie był. - To już koniec..
- Tak. - przerwał mu duch lasu. - To koniec...
Oszołomimy nekromanta przysłuchiwał się w zdumieniu, gdy maie zaczął nucić pieśń. To była zupełnie inna pieśń od tej poprzedniej, którą śpiewał przy smoku. W porównaniu do tamtej, ta była skoczna i żwawa, a nie piękna i melancholijna. Nie niosła z sobą przekazu, że życie rośnie i przechodzi przez różne formy. Wsłuchując się w dźwięki, miało się wrażenie, że coś w twoim wnętrzu kumuluje się, wzrasta, rośnie i rozwija poruszane starożytną wolą. Melodia nabrała gwałtownie mocy, a wraz z nią, mimo pozornego wzrostu, coś w sercach jej słuchaczy zamarło, jakby zmrożone, zmienione w kamień. Starożytna melodia, zakodowana w genach leśnych stworzeń, podstawa ich istoty i pieśń stworzenia, wyśpiewywana przez tych, którzy są najbliżej natury.
A natura mu odpowiedziała. Korytarz wypełnił się obecnością. Jeśli wcześniej druid słyszał jedynie słabe szepty żyjących tu roślin, teraz istoty te wyśpiewały chórem do wtóru, przemieniając moc i wolę w ciało, odpowiadając na wezwanie strażnika. Tysiące drobnych niteczek i płaskich źdźbeł otoczyło kończyny umarlaka, blikując jego ruchy we wszystkich stawach, pozwalając jedynie na drobne drgnięcia. Tkaninę szaty porastać zaczęły drobniutkie zielonkawe kuleczki, które niczym fala wznosiły się wzdłuż odzieży i pod nią, obsiadając maga i zmieniając go w żywą donicę.
Melodia wciąż trwała i słyszeli ją wszyscy: nekromanta, Frigg, Darshes... Ale to nie ten ostatni ją nucił. Już nie. Teraz dźwięki żyły własnym życiem, spełniając powierzone im zadanie. Tymczasem druid odwrócił się do frigg i ta mogła sobie obejrzeć jego twarz, kompletnie nie przypominającą ludzkiej. Zdawała się posiadać cechy niedźwiedzia, wilka, kruka, myszy i wielu innych stworzeń o których istnieniu nie wiedział nikt, lub które już dawno temu zniknęły powierzchni tego świata. Oczy jarzące się szmaragdową zielenią, nie dość jednak mocne by przyćmić blask źrenic, koloru płynnego złota. Nie stracił nad sobą kontroli, a jedynie poddał się ekstazie magii, pozwalając jej płynąć przez swoje ciało niczym woda przez głębokie koryto. Wraz z mocą nadeszły obrazy rzeczy, których nie rozumiał. Miejsca, których nie pamiętał i twarze istot, których nigdy nie poznał.
- Frigg - głos był cichy, jednak dało się w nim wyczuć odrobinę magii. Uwolnioną świadomie? Nie, raczej nie. Jednak teraz świadomość nie miała większego znaczenia, liczył się instynkt i przetrwanie. Jego... Ich obojga. - Zakończmy to. - to mówiąc, podał jej rękę, która co prwada nie jarzyła się magiczną poświatą, ale nabrała dziwnego koloru, jakby coś od środka ją rozjaśniało.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg z początku nie zauważyła żadnej, nagle pojawiającej się, różnicy. Wszystko tliło się w jasnych barwach i jeszcze bardziej oślepiających blaskach. Trudno określić więc ile w tym całym chaosie było jej magii. Rzeczywistej, bo przecież gdzieś jeszcze z zielonych rąk wypływały gęsto dymy iluzji, nad którymi kompletnie nie panowała. Chciała jedynie odnaleźć berło i je zniszczyć, mieć święty spokój, a na koniec wyrwać z korzeniami przeklęty kwiat Galwanu. Taką pętle wydarzeń naiwnie sobie wmawiała, chociaż wiedziała o co sprawa tak na prawdę się rozchodzi.
Nie jest rzeczą nową fakt, że największym wrogiem są istoty same dla siebie. Driada doskonale o tym wiedziała i rzadko kiedy dopuszczała swoją osobę do tego typu doświadczeń. Istniały jednak sytuacje, takie na przykład jak ta, kiedy szansa na przetrwanie oznaczała przekroczenie pewnych granic, nawet jeżeli groziło to wysokim ryzykiem niepewnych następstw. I to właśnie tych następstw bardzo w głębi duszy się bała. Tego nieznanego ogromu, który zdecydowanie ją przewyższa.
Kątem oka dojrzała berło. Nie to nie berło... To nie ta barwa. Dopiero teraz wyczuwała obecność kogoś więcej, osoby kształtujące swój wzór trudny do sprecyzowania. Gdyby nie posiadała tak wyczulonego zmysłu magicznego, obawiałaby się, że to ona jest stwórcą ujawniającej się istoty. Nosa do magii miała i chociaż miejsce to wypełnione było czystą esencją magii, nie odczuła aż tak potężnego, nagłego uderzenia. Musiało to oznaczać, że był to...
-Dar...-ucięła na samym początku wymawiania jego imienia. Wpatrywała się w jego nowo narodzoną postać, przygnieciona do ściany jego dzikością, potęgą i ostrością. Nawet Frigg żołądek ściskał się niewyobrażalnie nie znając już dokładnej przyczyny reakcji organizmu. Kontakt między nim, a unoszącym się kryształem odbił się głuchym echem i tylko docisnął drobną, zieloną istotkę. Jęknęła cicho odruchowo chroniąc się ręką, chociaż nie miało to większego sensu. Brązowy oczy rozszerzały się niesamowicie z niedowierzania, gdy tylko wiatr przemówił. Nie, to nie mógł być wiatr. Nie mógł być też głos. Nie zrozumiała słów, a może raczej sensu zdań. Same rzucane hasła, mimo rozmytego w tłumie echa, tworzyły jakiś zbiór spółgłosek i samogłosek. Chciała cofnąć się jeszcze bardziej, ale ściana uporczywie przeszkadzała jej w wykonaniu tak prostego ruchu. Nie, nie uciekłaby z miejsca zdarzenia. Czuła, że to wszystko ją przytłacza, a zarazem ulatuje z ciała. Świst boleśnie gościł w uszach i tylko przez moment wszystko ucichło, by po pomieszczeniu rozległo się jedno krótki "za wolno".
Walka dwóch światów zderzyła magiczne ostrza w śmierdzących kanałach imperialnego miasta śmierci. Powiedzenie, że jest za mało miejsce na tym świecie dla dobra i zła, teraz nabrało nowego znaczenia, bardziej namacalnego dowodu. Niczym walka bogów, ale bogowie się nie boją. Przeciwnik zaś zdecydowanie zwątpił w swoją moc o czym świadczył wytwarzający się garb na plecach.
Leśna dziewczyna dopiero teraz odczuła kłębiącą się energię w ciele swojego towarzysza. Teraz mogła wyznaczyć jakieś centrum tej chaotycznej sytuacji. Nigdy nie sądziła, że będzie świadkiem tak masywnego źródło, jeszcze pod czyjąś pełną kontrolą.
Za dużo, myślała, zdecydowanie za dużo. I ta melodia. Znała ją. Zbyt dobrze.
Driady miały to do siebie, że szybko zapamiętywały wszelkie melodie, szczególnie gdy były to nawoływania istot trzecich. Frigg, nawet gdyby usłyszała te nutę tylko raz, z pewnością zapamiętałaby ją na całe życie, bowiem pierwszy raz bywa rzeczywiście czasem najważniejszy. Usłyszała już ją kiedyś, gdy była malutka. Ktoś nawoływał, nucił te samą melodię. Z początku nie chciała słuchać, jak na należne dziecko zajęte zabawą przystało, jednakże grę w "Kamykowe latarnie" przerwał ten śpiew. Wydęła usta, zadarła nosek, ale dębowe drzewo nie chciało odpuścić. W tamtym momencie nie rozumiała do końca co się dzieje i co ma zrobić, ale po prostu odpuściła. Zwróciła się w stronę istoty trzeciej i rozluźniła ciało, zaś drzewo zatrzęsło ziemią, gdy jeszcze młode, smukłe korzenie wplątały się w nieco starsze i wraz z nimi wypuściło w daleką drogę. W końcu dźwięki ustały, a zielona dziewczynka wróciła do trącania kamiennych bohaterów.
Teraz była daleko od domu i drugiej połowy duszy, ale pamiętała te mowę. Także i teraz rośliny nie pozostały obce na wezwanie, przedostawały się swoimi korzeniami i pnączami wszelkimi, możliwymi drogami. Kolczaste baty wygrzebały się do kanałów, wykruszając kamiennie fragmenty, niebezpiecznie blisko ciała driady. Skuliła się wśród ich objęć, ale one zgrabnie wyminęły ciało swojej siostrzanej leśnej istoty. Zaś prawdziwy syn Matki Natury objawiał się w pełni swojego zasłużonego stanowiska.
Spojrzała na jego twarz, wejrzała w oczy o nienaturalnie dopasowanych kolorach. Była przy nim taka malutka. Mniejsza niż przy smoku. Ogrom tych istot z pewnością był godny podziwu, ale osiągały to za pomocą fizycznie osiąganych metrów, a także ilością przeżytych lat przyprawionych o wiedzę, jak i doświadczenie. Teraz czuła się malutka nie tylko wzrostem, co w przypadku Frigg nie było trudne, ale mentalnie i energetycznie, o ile tak mogła to określić. Kim ona była przy takim zbiorze magii, którą był w stanie okiełznać Darshes? Strażnik lasu, zbiór energii. A ona nie była nawet w stanie zapanować nad tym, co z upływem lat skumulowało się w jej zielonym organizmie. Zduszone, niczym śledzie w beczce zabitej gwoździami.
Wyciągnęła w jego stronę dłoń. Trudno było dostrzec, jak drżała w ramce bursztynowych fal, które wciąż ulatywały. Bała się go dotknąć, nie chciała go skrzywdzić, ale czym ona była przy nim? Ta myśl pozwoliła jej uchwycić jego śródręcze w mocnym uścisku.
-Ale...-zająknęła się- Darshes... ja...ja nie potrafię-wyszeptała pełna przerażenia, wciąż przytłoczona jego ogromem i swoją małostkowością.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie uśmiechnął się drapieżnie, a jego oczy błyszczały od magii i podniecenia.
- Real­ność nie ma znacze­nia. Per­cep­cja jest wszys­tkim. - odparł,a jego słowa zdawały się być wyrwane z kontekstu, jakby kogoś cytował. - Liczy się to, co myślisz. - pomógł driadzie wstać i przyciągnął ją do siebie. Wydawała się taka lekka i taka słaba. Odpowiadała na jego wezwanie, ale w mniejszym stopniu niż to robią rośliny. A więc im istota bardziej rozumna, tym mniej powiązana z naturą? Czy to robiło z niego głupca, czy może wyjątek od reguły? - Uz­nasz, że coś jest wro­giem i zniszczy to, choćby i wro­gie nie było. Ma­gia in­ter­pre­tuje twój punkt widze­nia. Nie poz­wo­li ci za­bić te­go, kto według ciebie jest niewin­ny, lecz zniszczy każde­go, ko­go uz­nasz za wro­ga. - Przylgnął ciałem do pleców dziewczyny, a że był nagi, zrozumiałe było jej wzdrygnięcie się.
Jednak on tylko powoli przesunął dłońmi wzdłuż jej ramion i przedramion, by wreszcie chwycić za nadgarstki. Zmusił ją by wysunęła swoje ręce do przodu. W jego krwi krążyły takie pokłady magiczne, jakich już od dawna nie posiadał. Upajało go to w ekstazie, jednak nie w zmysłowości, bo zapewne rzuciłby się na Frigg bez chwili wahania. Teraz jednak podłączył ją tylko do swojego obwodu magicznego... właściwie to tylko pomyślał o niej jak o swoim ciele, a moc magiczna pokonała barierę skóry oddzielającą te dwa istnienia od siebie i przepłynęła falą przez ciało dziewczyny.
- To ty i twój umysł kształtujecie rzeczywistość, jednocześnie stając się jednością ze światem i życiem. - szepnął jej do ucha, a oprócz oddechu, z jego ust wydostawała się odrobina magii, tej samej która obecnie przepływał przez nich obojga. - Tym właśnie jesteśmy. Wedle własnych pragnień i marzeń zmieniamy świat w sposób, którego żaden arkanista tego nie zrozumie, niezdolny pojąć prawdziwej esencji magii.
Pod skórą Frigg również zaczęła płynąć magia, widocznie było jej znacznie więcej niż klątwa mogła pochłonąć. Głos maie był uwodzicielski i zmysłowy. Nie robił tego specjalnie, jednak coś w jego wnętrzu się zmieniło i teraz był tym czym były istoty jego rodzaju. Stworzeniami, których nawet współmieszkańcy leśnych kniei nie rozumieli i starali się unikać.
- Zapragnij tego... - szepnął jej do ucha. - Wymaż go z powierzchni tego świata... - jedna ręka puściła jej nadgarstek i wskazała na pozostałe szmaragdowe sploty energii, wciąż wznoszące się w powietrzu przed nimi. - Teraz odpowiedzą na twe wezwanie.

Barachitową, pokrytą mchem figurę rozjaśniły przebłyski fioletu.
Opętany rządzą i chciwością, nekromanta walczył z obcą magią. Była potężna, tak jak istota, której stawił czoło i niemal nie przegrał Ha! Jego przeciwnikiem był Maie! Maie lasu! Uosobienie energii życia w najczystszej postaci; zmiennokształtny, zdolny nie tylko władać paroma roślinkami czy poświecić paluszkiem. Mówiło się wręcz, że nie ma choroby czy zarazy, której by nie wyleczyli. Na podstawie teorii ekwiwalentnej wymiany, snuto domysły, że przy najwyższym poświęceniu, zdolni byli wracać życie! Ponoć potrafili pojawiać się i znikać w barachitowym blasku, a w swej naturalnej postaci przejmować kontrolę nad innymi istotami! Na dodatek, to co przed chwilą zrobił.... ogołocił magiczny kryształ z many. Many, którą on składował w nim od ponad 4 lat! A teraz wykorzystywał tę moc przeciw niemu!To dopiero skarb! Żaden mag. od stuleci. nie złapał przedstawiciela tej rasy. Mówiło się wręcz, że to gatunek wymarły na terenach Maurii! Jego wartość liczyłoby się w tysiącach ruenów!
- Ale ze mnie szczęściarz! - zawył radośnie między kolejnymi inkantacjami, determinacją starając się nadrobić braki w mocy i szkoleniu.

A pieśń wciąż rozbrzmiewała.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Jeszcze chwilę temu wpatrywała się w niego spłoszonym wzrokiem, a teraz stawała się władczynią szmaragdowych pnączy.
Przyciągnął ją do siebie z zaskakującą łatwością, o co Frigg wcześniej nie posądziłabym swojego towarzysza. Nie żeby w jej oczach wcześniej był chuderlawą fajtłapą, po prostu nie miała okazji by dostrzec w nim choćby zalążek siły. Teraz przylegał do niej ciałem. Nagim.
Z początku odczuła niewyobrażalny wstyd, czym poinformowało młodzieńca wzdrygnięciem. Na swojej drodze spotykała mężczyzn w ich pełnej okazałości. Czasem z przypadku, ale w większości z powodu czysto medycznych. Jednak on nie był przypadkiem. Ani chorym. Momentalne chciała go poczuć jeszcze bliżej i mocniej, w nieco inny sposób. Bardziej wyniosły i zadowalający. To fantazyjne myśli obładowały ją wewnętrznym zawstydzeniem, których uczucie spotęgowała świadomość, że on ani przez moment nie zinterpretował jej osoby w taki sposób. Bynajmniej - nie w zaistniałej sytuacji.
Na początku więc, driadzie trudno było skoncentrować się na sensie zdań, chociaż zapamiętała każde z nich. Pragnienie fizyczne jeszcze na moment zbojkotowało umysł leśnej dziewczyny, gdy jego dłonie wędrowały wzdłuż ręki, zatrzymując się na nadgarstkach. Do ciała zielono-skórnej powoli napływały pokłady nowej energii, zastępując pragnienie czymś zupełnie nowym i ponad pierwotnymi instynktami. Ekstaza, ta sama, którą wypełniony był maie. Niewyobrażalne uczucie, którego w żaden sposób nie dało się zastąpić czy określić.
Teraz w pełni skupiła się na tym co mówi, słuchała go uważnie, nieprzerywalnie. Chłonęła zawzięcie magię, aż do momentu, którego wcześniej nigdy nie dano jej było zaznać, bowiem teraz odczuła koniec. Koniec zapotrzebowania na magię. Siedziała w jej pełni, a ona tylko krążyła po organizmie. Nie było pustki ani braków. Nie było strachu, że ulotni się niepowracalnie, że zabraknie jej obecności. Odżyła na nowo, niczym zeschnięta roślina, którą wystarczyło jedynie podlać by znów sięgnęła kwiatem nieba. W pełni sił, bez obaw o nagłą śmierć, omdlenie lub utratę krwi. Czuła się silna, wręcz niezwyciężona, nie do pokonania.
I nie rozumiała. Nie rozumiała obawy przed energetycznymi istotami. Tego dystansu i jednak ciągłej izolacji od maie. Dlaczego driady unikały ich towarzystwa? Byli niesamowici! Mogli obdarować je niezwykłą mocą! Idealna koagulacja!
Ale Frigg nie miała okazji wcześniej zrozumieć dlaczego. Teraz, zachłystnięta magią, nie mogła tego sobie wyjaśnić ani zrozumieć.
Wtuliła barki w jego ciało, otarła uchem o jego zarost. Na jej twarzy pojawił się nie ładny uśmiech.
"Odpowiedzą na me wezwanie?" pomyślała chełpliwie.
Wykonała ruch małym palcem. Jeden ze splotów zawirował w powietrzu, a Frigg aż westchnęła w zadowoleniu i zaskoczeniu. Naprawdę! Teraz!...Teraz. wreszcie...zapanowała.
Obróciła nadgarstek i przedramię, palce zagięły się w zbierającym geście, a magiczne liny na moment przystanęły na baczność. Sekundę później odwiodła palce od siebie, zupełnie jakby strzepnęła wodę z końca palców i zacisnęła w pięści. Wiązki gwałtownie wbiły, niczym szpikulce, wbiły się w ciało nekromanty. Frigg doskonale wiedziała, że go to nie uśmierci, aczkolwiek przyniosło to za sobą odrobinę zabawy i satysfakcji. Czuła się niezwyciężona.
-Obiecałam Ci odwiedziny w Twoim wymarzonym świecie-wyszeptała nienawistnym wzrokiem, pełnym zadziwiającego zadowolenia.-Półumarlaku.
Sploty odbiły się od sztucznego ciała liche i odskoczyły na bok, trafiając na swojej drodze na berło. Uderzyły mocno, skumulowaną siłą, a Frigg dorzuciła jeszcze odrobinę magii od siebie. Uparcie starały się wbić w serce kryształu, dlatego dziewczyna dodatkowym pchnięciem, dorzuciła dawkę życia w wirujące pod ostrym kątem szmaragdowe zakreślenia. Usłyszała pęknięcie, a zaraz po nim kolejne i kolejne, aż wreszcie rozpad.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Wraz z rozbiciem rdzenia, czy jak kto woli serca berła, fala purpurowej magii rozeszła się po ciasnej przestrzeni kanałów. Odbijając się od ścian, a następnie od samej siebie, strumienie energii rozbłysły tysiącem kolorów, jak w kalejdoskopie. Mistyczny wybuch wstrząsną podziemiami, zabijając każdą istotę dość głupią, by w porę nie zasłonić się magiczną tarczą. I choć feeria barw zmusiła ludzko-elfickie oczy maie do odwrócenia wzroku, pobudzone magią zmysły zarejestrowały to, co zmierzało w ich stronę.
"Przeżyjemy!" - ta myśl nawiedziła ducha lasu z pewnością większą, niż oczekiwałby po samym sobie w normalnej sytuacji. Wyciągnąwszy przed siebie dłoń, tą którą jeszcze nie tak dawno wskazywał szmaragdowe pociski, stworzy pryzmatyczną barierę między nimi, a źródłem eksplozji. Zderzenie się dwóch potęg wstrząsnęło jego magicznie-stworzonym ciałem niczym kukiełką i tylko dzięki mocy płynącej zarówno przez Frigg, jak i Darshesa, zdołał utrzymać się w niewzruszonej pozycji. Strumienie mocy rozbijały się fala za falą, a każda miast słabnąć z upływem czasu, stawała się coraz potężniejsza. Drobny i ciepły ciężar spoczął na jego klatce, jakby szukając fizycznej osłony przed niematerialnym wrogiem. Lewa ręka samoistnie objęła Frigg w geście ochronnym podczas gdy prawa, wciąż spoczywając na barierze, stanowiła kanał dla strumienia energii. W tej nienaturalnej ciszy - a być może huku, który ich ogłuszył - maie pragnął przytulić driadę, zapewniając równocześnie, że taki pokaz fajerwerków to jedynie niegroźna magiczna sztuczka. Że nie ma się czego bać.
Niestety rzeczywistość była inna i jeden błąd mógł ich posłać prosto w objęcia kostuchy.

Trzask. W szmaragdowej tarczy pojawiła się jasna rysa, która dość wyraźnie zaczęła się odcinać na otaczającym ich tle. Trzask Szczelina się przedłużyła, szczęściem jednak kumulujący się pod drugiej stronie mizmat, nie był jeszcze wstanie przedrzeć się przez tak wąską szparę...Trzask Kolejne pęknięcie. Trzask I jeszcze jedno. Zasłona, która do tej pory powstrzymywała napierającą na nich falę śmiertelnej magii, zaczęła się trząść i rozpadać. Ile jeszcze wytrzyma? Jak długo pozostanie szczelna? Czy starczy mu sił, by utrzymać ją do końca? Te i inne pytania, niechętnie zaczęły pojawiać się w ociężałym z wysiłku umyśle Darshesa. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w sarnie oczy Frigg, by momentalnie zapomnieć o swych wątpliwościach. Jeśli tu zawiedzie nigdy więcej nie poczuje jej ciepła, nie zasmakuje jej warg i nie zatopi się w tym równie płomiennym kolorze włosów. Nie zobaczy jej uśmiechu, czy złości... pożądania i nienawiści...
Nagle jej zapragnął, ale nie w tak, jak to się miało skończyć tamtej nocy, pod Złotym Groszem. Nie chciał by między nimi pozostała jedynie łóżkowa przygoda i wspomnienia wspólnie spędzonej nocy. Chciał móc wracać do driady. Do miejsca, które mógłby nazwać domem. Które zawsze byłoby przy jej boku. Jeśli istniał choć cień szansy na taką przyszłość, musiał teraz wytrzymać. Musiał dać z siebie wszystko, gdyż wreszcie znalazł jakiś cel w swoim nędznym życiu!
Jakby w odpowiedzi na jego myśli ściana życia, oddzielająca ich od niechybnej śmierci, nabrała przepięknego, bursztynowego koloru. Miodowe żyłki przecięły całą powierzchnię osłony, docierając do pęknięć i wypełniając ich zawartość swoją esencją. Jego ciało drżało z wysiłku. Nie... To nie jego ciało drżało. Oderwał na chwilę wzrok od śmiertelnej walki toczonej przez magiczne potęgi i spojrzał na swą towarzyszkę. Jej drobne ciało drgało z wysiłki, a pot skroplił się na jej skroniach gdy w nieludzkiej koncentracji i żelaznym uścisku woli, dopasowała swoją moc do jego, wplatając własną energię w jego zaklęcie. Drobna dłoń, tuż pod jego własną, uwalniała smugi bursztynowego światła, z każdą chwilą przybliżając ją do omdlenia z wysiłku. Jej ciało nie było przystosowane do kontrolowania takiej ilości magii i za niedługo zawór bezpieczeństwa odetnie jej umysł od ciała, by nie zniszczyła samą siebie.

Wtem przed nimi rozegrał się koszmar. Niby upiór z odłamów mgły, stanęła przed nimi widmowa postać. Spod ciemnego kaptura wyglądała naga czaszka o oczach tak pustych, że aż mrożących krew w żyłach. Układem twarzy kogoś mu przypominała, nie bardzo tylko wiedział kogo. Żuchwa poruszyła się bezdźwięcznie, a kościsty palec spoczął na czubku bariery. W tym miejscu pojawiło się pęknięcie.
"Jaja sobie robicie, nie?" ~ pomyślał przerażony, zrozpaczony i jednocześnie roztrzęsiony. "Że to niby kostucha?"
Z ostrym zgrzytem, kość przesunęła się po barierze, a za nią podążyło pęknięcie. Nie ważne czy to była halucynacja czy nie, faktem jednak pozostało to, że upadek bursztynowo-szmaragdowego muru był teraz kwestią czasu, a oni w każdej chwili mieli zasilić szeregi umarłych, jeśli taka wola niebios, na tamtym świecie.
Kiedy jest się samolubnym, podjęcie decyzji okazuje się zaskakująco łatwe. Chciał driady i ją dostanie. Nawet jeśli stojąca przed nim kostucha jest prawdziwa, nie miał zamiaru oddawać jej pola. Przyjdzie do niej, kiedy nadejdzie odpowiedni czas, ale to on go określi. Nie miał zamiaru zostać marionetką, a szulerem rozdającym karty. A diś zamierzał jedną wyciągnąć z rękawa.

To co się zdarzyło w ciągu następnych kilku sekund, maie pamiętał jedynie jako zamazane obrazy. Frigg coś do niego mówi, a on w odpowiedzi uśmiecha się chytrze. Łapie jej twarz w dłonie i delikatnie unosi podbródek. Brązowe oczy, odbijające jego własne, a także tysiące innych rzeczy. W oddali rozlega się trzask - to bariera upada. Ciemność otacza ich pierścieniami w morderczym uścisku, a on dalej patrzy jej w oczy, a z jego ust nie znika uśmiech. Ciemność jest już parę cali od nich, a on nagle rozpływa się w powietrzu, w mgiełce barachitowego światła. Przerażone oczy driady wyrażają strach, rozpacz, ból i być może zawód.
W następnej chwili patrzy na ciemność, na szkieletową sylwetkę oczami dziewczyny. Świat wydaje się dziwny, większy niż ten, do którego przywykł. Czuje ją, jej świadomość i jej moc, gdzieś zaraz obok jego własnej. Może nie dosłownie, ale na tej samej płaszczyźnie. Jest i klątwa, o której natura przeraża go jednocześnie i fascynuje. Zatruwa ją i zabija, jednocześnie jednak jej źródła nie da się odnaleźć nigdzie w jej ciele. Najważniejsze jednak, że to ciało go akceptuje, oddając pełną kontrolę pod władanie ducha lasu. Czuje chłód spowijający ich wspólne ciało. Chłód nie mający nic wspólnego z temperaturą.
A i tak się uśmiecha. Dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie utonęła w rozbłysku jaskrawego światła.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Dojrzała nowo powstającą sieć, którą upleciono z purpury. Szybko przekształciła się w oślepiającą paletę barw o konstrukcji podobnej do kryształów, niemalże doprowadzających do oczopląsu. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, między nią, a energią powstała magiczna bariera. Docisnęła się ciałem do maie, dłonią, z początku, spoczywając na jego prawym ramieniu. Szukała bezpiecznej kryjówki, a która driada nie poczułaby się dobrze w ramionach leśnych istot? To właśnie natura była im w pełni przychylna. Darshes nie niósł jej tylko za sobą, ale także i w sobie. Nie potrzebowała dużo czasu by zorientować się kto był odpowiedzialny za powstałą tarczę ochronną, ale to nie ona skupiła na sobie pełną uwagę Frigg.
Poczuła, jak ręka mężczyzny, spokojnym gestem, obejmuje jej drobne ciało. Klatka piersiowa dziewczyny nabrała maksymalnej objętości i chociaż nie słyszała swojego wdechu, odnosiła wrażenie, że zdradziła całemu światu swoje emocje, którymi z resztą była zaskoczona.
Chciała zostać na tej przystani o wiele dłużej niż sama sobie to przyznawała. Nie miała się już o co martwić, ani czego bać. Wszystkie problemy wokół stały się wyłącznie ziarnem piachu, w tej wciąż przesypującej się klepsydrze. Pogoń za odnalezieniem odtrutki, ciągła ucieczka przed przeszłością, ciągłe ukrywanie się po kątach, a nawet sama klątwa, wydawała się niczym. Równie wielkim nic, co zaistniała sytuacja.
Chwilę później jednak wszystko się zmieniło.
W głuchej ciszy rozległ się trzask. Posiadając tak wyczulony słuch, driada nie potrafiła określić jego źródła. Dopiero kolejne pęknięcia nakierowały ją na odpowiednią drogę. Nie wytrzyma... pomyślała. Nie wytrzyma...
Spojrzała na niego niewinnie. Oczy rozrosły się niewyobrażalnie, a w brązowej barwie zagościł odcień smutku. Trudno było go wytłumaczyć. Może to właśnie w tym momencie podjęła decyzję? Wiedziała, że muszą przeżyć. On musi przeżyć. Jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak, nie może mu pozwolić na poświęcenie. Nie był tego wart, a raczej ona, we własnym mniemaniu, nie była aż tak cenna. Musiał żyć, po prostu musiał. Był istotą żywą. Żywą w pełni, a ona powinna umrzeć już sto lat temu. Nie mogła mu pozwolić.
Nie zasługiwał na taki koniec.
Jeżeli ktoś miał zginąć w tym towarzystwie, to tylko ona. Jak zawsze - nie przyjmowała sprzeciwów. Drobna dłoń driady powoli zsunęła się wzdłuż jego ręki, szukając punktu zaczepienia. Dziewczyna w żadnej mierze nie była ekspertem w dziedzinie magii, aczkolwiek, z rzadka kiedy i całkiem z przypadku, udawało się jej wyszukać możliwości wtrącenia się w czyjeś zaklęcie, oczywiście wyłącznie w dwóch określonych dziedzinach, którymi sama była w stanie zawładnąć. Głównie robiła to, a raczej próbowała to robić, z zamiarem przerwania czaru, bądź zmienienia jego toru. Tym razem musiała idealnie wejść w sam środek. Wiedziała, że jeżeli popełni błąd, szmaragdowa powłoka rozpadnie się w drobny pył, rozproszy uderzając ciężko o ziemię, a wielobarwna sieć pochłonie w pełni ich ciała. Ułatwieniem dla driady było wcześniejsze połączenie między obojgiem. Gdyby nie to, sama pewnie nie byłaby przekonana, co do swojego awaryjnego planu.
Palce dokładnie badały każdy napotkany skrawek ciała. Wolne przestrzenie, o ile tak to mogła określić, pojawiały się, ale nim zdołała zareagować, ulatniały bądź łączyły, nie dając szansy na przebicie. Była niecierpliwa, bardzo zniecierpliwiona. Zielone ciało w żadnym calu jeszcze nie drżało, ale nerwowość sytuacji nie pozwalała ochłonąć organizmowi. Musiała zadziałać szybciej, mniej ostrożnie.
Pusta przestrzeń. Przeskok. Przebicie.
Udało się! Nierównomiernie ścieżki pokryła miodowa rzeka. Powoli oddawała się coraz bardziej, chciała dać się pochłonąć pełnej koncentracji. Czuła teraz całkowitą przestrzeń panującą wokół nich. Każde jego osłabnięcie, wzmocnienie. Walczyła ostro o przejęcie kontroli. Miód wypełnił szczeliny, wybił się na krańce, oblazł brzegi szmaragdowej bariery. Wciąż była za słaba.
Tchnęła magiczną energią, a bursztyn skroplił się na powłoce. Wypływał gęsto z ręki driady. Dopiero teraz odczuła skutki uboczne tak niewyobrażalnej próby jakiej się podjęła. Drżała. Pot spływał jej z czoła, wzdłuż pleców i pośladków. Niewyobrażalne zmęczenie zdawało się nijak ruszać driadę. Musiałą to wygrać, przejąć. Nie mogła pozwolić mu na śmierć.
Uda mi się. Uda.... pomyślała z zadowoleniem. Hah! Jak dobrze, że oddał jej tyle energii! Teraz to wykorzysta!

No dalej...
Wypuściła z siebie kolejną dawkę.
No dalej!
Kolejna/
Dalej!
Niemalże wrzeszczała do siebie w myślach. Potężna barachitowa bulwa wypłynęła gwałtownie już na wysokości łokcia. Czuła, jak swoimi mackami zakleszcza się na przedniej wierzchni bariery, poszerza jej rozmiar, a zarazem pęka na brzegach. Narastała w niej pycha i niewiarygodny zapas wiary w siebie.

Zimno. Nagły chłód przemknął po spoconym i rozpalonym ciele Frigg. Momentalnie zawładnął nią strach i zwątpienie. Jego ciało, na wpół materialne, na wpół namacalne, było tak blisko. Zacisnęła powieki, ręka talepała się z wysiłku. Zagryzła zęby, krew spłynęła po jasnej wardze leśnej dziewczyny.
Nie mogę...pozwolić.
Drobne palce wygięły się w nienaturalny sposób. Traciła kontrolę. Pęknięcie. Długo nie wytrzyma, tylko kwestia czasu. Wykorzysta wszystko, była zdecydowana wykorzystać pełny zasób. Była coraz bliżej przejęcia kontroli.
-Zjeżdżaj stąd! -wrzasnęła w stronę druida gwałtownie zwracając głowę w jego stronę i odpychając nieskutecznie-Zjeżdżaj mówię!
Spojrzał na nią w dziwny sposób. Jakiś spokojny, ale przede wszystkim - chytry. Zdenerwowała się.
-Uciekaj rozumiesz?! Masz przeżyć, idioto!-wrzeszczała nadal, ale jego reakcja była taka sama- SPIEPRZAJ!
Struny głosowe aż boleśnie zadrapały driadę. Czego nie rozumiał?!
Oczy wypełniły się szczerym zdziwieniem, gdy dłonie mężczyzny objęły dziewczęcą twarz. Chciała potrząsnąć przecząco głową, sprzeciwić się. Pęknięcie odbiło się jasnym blaskiem w zielonych oczach. Szukała w nich jego zwątpienia, a zarazem siły.
-Nie...-odpowiedziała głucho.
Wilgotna płachta okryła czekoladową barwę oczu driady. Łzy napływały samoistnie, ale wciąż jeszcze nie spłynęły po polikach. W kącikach drżały jedynie krople, zupełnie, jak poranna rosa na ostrych krańcach liści. Wystarczyło jedno wstrząśnięcie by runęły w dół. Śmierć zacisnęła się wokół nich, a on...
Barachitowy pył. Samotność.
-Nie.
Poczuła się oszukana, zdradzona. Pozostała tylko ona i śmierć. Bała się tej chwili od stu lat, spotkania z końcem. Kolejnego zawodu, dokonując niemożliwego. Dokładniej rzecz biorąc - doznała porażki tuż przed śmiercią. Ta sama mieszanka uczuć, którą doznała mając niespełna dwadzieścia lat. Rozpacz, ale przede wszystkim ból. To on zacisnął się gulą w gardle, sparaliżował ciało, rozmył obraz w oczach.
I rozmyta postać. Białe kanty, czarne zagłębienia. Śmierć?
I jeszcze coś. Drzemiącego w niej i tylko w niej. Dziwne uczucia, całkiem nieprzyjemne, ale przyjemniejsze od bólu.
Jaskrawe światło i niepamięć dalszych wydarzeń.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Kiedy odzyskał świadomość, pierwszym co do jego otępiałego umysłu dotarło był ból. Jakby tysiące drobniutkich igiełek przeszywało mu plecy, z każdym ruchem wbijając się coraz głębiej i głębiej. Z głośnym sykiem przewrócił się na bok, jednak wszystko co widział to wciąż ciemność. "Czy tak wyglądają zaświaty...?" ~ pomyślał oszołomiony. "Cholerny ból i wszechogarniający mrok?" Wrócił do pozycji, na wznak czuemu teraz towarzyszył chrzęst, jakoby potłuczonego szkła. Jego spojrzenie padło na niewidoczny sufit ~ "W sumie... To całkiem miłe uczucie..."
Potem jednak zaczęły napływać wspomnienia ostatnich wydarzeń, wciąż jeszcze przez mgłę, ale nieubłaganie obrazy zaczęły zalewać otępiały umysł. Pękający artefakt. Figg i on sam, starający się utrzymać pękającą barierę. Kostucha i... Błysk.
Teleportacja!
"Ja żyje!" ~ pomyślał podekscytowany, podrywając się do siadu i od razu tego pożałował. Plecy rozpalił ogień piekielny i posłał delikatną istotę na ziemię. I to dosłownie. Musiał leżeć na jakimś łóżku czy stoliku, bo lot trwał stanowczo zbyt długo i zakończył się bolesnym sińcem na prawym przedramieniu.
Jego przedramieniu.
Otwierając oczy, z niemałym wysiłkiem sięgnął do klatki piersiowej, w duchu przepraszając Frigg. Nic, płasko. Jedynie twardy zlepek mięśni, które choć stworzone, kształt zawdzięczały długim godzinom ćwiczeń. "Rozłączyło nas..." ~ tyle zdążyło mu przemknąć przez myśl, nim w powietrzu rozległ się piskliwy głos dziecka i delikatne stukanie o drewno.
- Mistrzu Rhaevaern!
Maie zamarł. Nie znał tego nazwiska. Ani właściciela owego głosu. Nie wiedział, co miało oznaczać słowo "mistrz", ale jedyne skojarzenie to albo rzemieślnik, albo mag. I modlił się, by było to to pierwsze bo... Z zasięgiem jego teleportacji, nie było wiele miejsc gdzie na ludzi można by było wołać "mistrzem".
- Mistrzu...? - ponownie padało pytanie.
- Widzisz, nie ma go! - powiedział zniecierpliwiony i nieco zdenerwowany inny głos. Również musiał należeć do dziecka.
- Ale...
- Chodź! I tak mamy z nim jeszcze sztuki tajemne dziś po południu.
Westchnięcie. Odgłos oddalających się kroków. Cisza.
Maie wypuścił nieświadomie wstrzymywane powietrze i wymacał podporę tego, na czym wcześniej leżał. Z całej siły przywalił w drewno czołem. Głuchy huk i ból.
"Gratuluje." - poczuł lepką i ciepłą ciecz, spływającą po twarzy. Śmierdziała i miała niezwykle metaliczny posmak. "Nie tylko teleportowałeś się bez zakotwiczenia. Zrobiłeś to by przenieść dwie osoby równocześnie, a na domiar złego wylądowałeś w kolejnej pułapce... I to śmiertelnej."
Plecy wciąż go bolały, a teraz dołączyła do nich głowa, ramię i wyrzuty sumienia. Ten dzień układał się coraz gorzej. Jakby tego było mało, zdaje się, że wylądował w prywatnych komnatach jakiegoś maga. W wieży... Trupiej Wieży! Westchnął ciężko... Zostawił Kamień Magazynujący, w śmierdzących ściekach, z na wpół żywym nekromantom, samemu zaś przeniósł się do najniebezpieczniejszego dla siebie miejsca w całej Alaranii! Czy mogło być jeszcze gorzej?
A i owszem, mogło. Wkońcu nie przeniósł się sam. Gdzieś po jego prawej stronie, rozległ się kobiecy jęk, jakby księżniczki budzącej się ze snu na niewygodnym łóżku. "Frigg..." ~ pomyślał z mieszaniną uczucia ulgi i niechęci. Cieszył się, że jest bezpieczna i jako tako żyje, ale równocześnie zdawał sobie sprawę, że zaraz będzie musiał odpowiedzieć na kilka niewygodnych pytań. Czy powinien się przed tym wyleczyć? Może przynajmniej będzie nieco jaśniej myślał, gdy rany na plecach znikną.
"I zaryzykować ściągnięcie na nas uwagi wszystkich, pobliskich magów? Taaaak..." ~odpowiedział sam sobie.
- Żyjesz? - patrzył się w stronę, z której dobiega dźwięk i choć nie widział rozmówczyni, miał nadzieje, że jego głos do niej dotrze.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Dziewczynka mknęła przez leśne terytorium. Stąpała lekko, szybko, jak na swoje możliwości, a dziecięcy śmiech odbijał się szerokim echem. Był głośny i donośny. Zatapiała bose stopy w ciepłym mchu i nieco zimniejszej ziemi, ale to w nijaki sposób było dla niej przeszkodą. Wyjęła długą wsuwkę, która splatała włosy w elegancką fryzurę. Loki, zaczynające się nieradykalnie od połowy głowy, zalśniły w promieniach słońca przedostających się spomiędzy liśćmi. Kasztanowa barwa błyskała na tle żywo zielonej barwy.
Stanęła gwałtownie, przybrała bojową pozycję grożąc małemu drzewku długą wsuwką.
-Haha! Broń się! A masz! Haha!
Rzuciła niezdarnie bronią w stronę przeciwnika. Zacisnęła mocno piąstkę, na twarzy dziewczynki pojawił się brzydki grymas, ale chuderlawy pniak wygiął się nieznacznie. Cios był nieudany, przedmiot zaszeleścił w garści świeżo wyrośniętych liści. Wydymała usta w niezadowoleniu, ale już po chwili zacisnęła brwi.
-Ach tak? Bronisz się!
Skoczyła w bok niczym żaba. Ryjąc kolana w ziemi i cienkim strumyczku, posunęła się do przodu, ubrudziła nieskazitelną biel sukienki, która zakończona była licznymi koronkami. Podkradła broń, odzyskując szansę na wygraną.
-Ha ha! Nie tak łatwo mnie przezwyciężyć!
Pomachała kilka razy ręką, nabrała wdechu, stanęła niczym słup czując pod stopą wilgotny pień. Obróciła się do tyłu. Czuła obecność tej gigantycznej rośliny. Spojrzała z podziwem i zachwytem na rozłożystość gałęzi. Obejmowały teraz pół nieba!
-Wow! -zbliżyła się o krok, ale szybko przypomniała sobie zasady zabawy- Acha! To mój prawdziwy wróg tak! Haha!
Skakała żywo po korzeniach, udając, że między nimi płynie niszczycielska lawa, który jakże zacny obowiązek przejęła woda. Dziewczynka śmiała się, krzyczała.
-Nie wygrasz ze mną! Nie wy...Auuuuuua!
Przyłożyła dłoń do obitych pleców. Na zadrapanej, brudnej stopie pojawił się wężyk krwi. Syknęła z bólu gdy tylko rana dotknęła wody. Do kącików oczu napłynęły łzy.
-Jak boli! -załkała.

Po okolicy rozniosła się cisza. Jedynie woda chlapała uderzając o korzenie. Dziewczynka rozejrzała się po okolicy. Ucieszyła się, gdy tylko objęła wzrokiem całą okolicę. Jezioro otoczone było kolumnami silnych drzew. Wierzby kryły tajemnice drugiego lądu, sosny dumnie stały, a trzcina kryła w sobie drobne zwierzęta, które teraz w tajemniczy sposób ucichły. Dojrzała cień w tafli wody. Wstała, powoli. Nie chciała wystraszyć tej ogromnej ryby!
Ale nie była to ryba.
Z wody wyskoczył stwór o oczach jak mucha i włosach przypominające wodorosty. Dziewczynka krzyknęła przerażona. Automeris rzucił się w stronę dziecka, które poniesione falą, zdołało uciec. Był przerośnięty. Gdyby tylko znała się na miarach, z pewnością nie uznałaby jego wzrostu na trzy stopy. Morski stwór charknął podle i głośno, ruszył za ofiarą gniotąc drzewko.
Krzyczała wystraszona. Uciekała ile sił w małych nóżkach. Przeskoczyła pniak, ale zahaczyła o obdarte liany wierzby. Upadła. Szybko uniosła głowę, dojrzała dorosłą postać.
Elf zwrócił się w stronę dziecka. On też walczył. Zdezorientowany został rąbnięty łapskiem w ucho. Upadł ciężko, a za nim pociekła ścieżka krwi. Dziewczynka drżała z przerażenia. Obróciła się w stronę własnego prześladowcy, który wyskoczył za pnia. Fioletowy medalion błysnął po brązowych oczach. Pisnęła ogłuszająco, broniąc się ręką, podkulając nogi. Płacząc.
Kolejna fontanna krwi. Tym razem na białej sukience. Medalion uderzył o kamień. Stwór charknął w niebo głosy, obrócił się, pobiegł w bok. Wracał do poprzedniej postaci, zdążył wskoczyć do wody pozostawiając po sobie jedynie fioletowy pył. Drugi również oberwał, ale już nie uciekł.
Ciało dziewczynki drżało sparaliżowane strachem. Łzy ciekły nieustannie.
-Sor'ca?
Zastygła. Spojrzała za siebie. Dojrzała stopy, powędrowała wzrokiem ku górze. Postać pochyliła się w jej stronę. Milczała patrząc na nieznajomego. Był młody. Czerwona barwa zlepiła czarne kosmki włosów, spływała wzdłuż szyi, łapała w objęcia poszarpane ciemne ubranie. Okropna rana, rozdrapana, głęboka, jednak dziewczynka utkwiła w zastygłej barwie zeschniętej, ciemnej krwi oczu elfa.
-Yrden sor'ca. Manna?
Mówił krótko i zwięźle, ale nie rozumiała ani jednego słowa. Gadał w dziwny potłuczony sposób, a w dodatku te ciemne oczy...
-C....cc....co?
Uniósł brew w zastanowieniu.
-Nie rozumiesz? -spytał nieco zaskoczony- Jesteś driadą...
Uniosła brązowe oczy. Zdezorientowana, wystraszona, ale o wiele spokojniejsza. Mimo wszystko. Rozejrzała się po okolicy dostrzegając inne martwe stwory o włosach przypominających podwodną roślinność.
-Nic Ci nie zrobią. Nie żyją. Jesteś bezpieczna.
Wróciła wzrokiem na elfa.
-Przepraszam! -dotknęła dłonią jego żuchwy, chciała pomóc. Z zielonej dłoni wypłynął bursztynowy płomyk. Młodzieniec syknął, odsunął głowę, ale już po chwili uśmiechnął się. Ujął w dłoni drobne palce driady.
-Przepraszam! -zapiszczała.
-Nic się nie stało. Jesteś jeszcze malutka, masz czas by poćwiczyć. Dziękuję... Fea taure.
-Przestań tak mówić!
-Jak?
-Fea...ture!
Chłopak zaśmiał się cicho.
-Nie rozumiesz?
-Tata mówi, że z Wami nie da się dogadać!
-Z Nami? -spytał cierpko- Nie dogadasz się tylko ze stworami. O, takimi jak one. One rozumieją tylko siebie.
-Hm...-dziewczynka podrapała się po podbródku- To Ty też jesteś stwór!
Wskazała brzydko palcem w stronę nieznajomego. Nabrała powietrza wystraszona, ale on tylko się zaśmiał.
-Van scarle?
-Coooo?
-To już po Twojemu!
-Po mojemu jest...jak po mojemu! Tak jak słyszysz! Ja nie jestem stworem!
Elf cofnął głowę w zdziwieniu. Szybko jednak zrozumiał, gdzie chowali dziewczynkę i chociaż nie okazał swoich emocji, z pewnością nie były one pozytywne.
-Jak Cie nazywają, moja zielona koleżanko?
-Koleżanko? Nie jestem Twoją koleżanką! -prychnęła obrażona- Ja nie przyjaźnię się ze stworami! Są straszne! Porywają takie jak ja!
-To dlaczego Cie jeszcze nie porwałem i nie pożarłem?
-Bo... agrrr! -założyła obrażona ręce na brzuchu. Milczała.
-No dobra... Nie obrażaj się już. Jak Cie zwą?
-Fri...
Dziewczynka wyprostowała się. Elf momentalnie wychwycił jej skupienie. Wiedział, że wiele driad obdarzonych zostało o niewyobrażalnie dobry słuch. W teorii się nie mylił. Odskoczył od niej szybko. Mała siekierka wbiła się w ziemie, tuż obok jego nogi. Młodzieniec chwycił lekki, smukły miecz. Do dziecka podbiegł człowiek w starszym wieku.
-Zostaw ją Ty gniocie! Łapy precz od tej dziewczynki! Wynoś się!
-Ale...-zajęczała driada.
-Cicho bądź! Ile razy możesz uciekać?! I gdzie do jasnej cholery Twoje buty?!
-Nic jej nie...
-Stul pysk! Bo oberwiesz!
Starszy mężczyzna miał sięgnąć do pochwy po broń, ale elf stał już z naciągniętym łukiem. Ten w odpowiedzi tylko drgnął.
-Namarie sor'ca.
Młodzieniec zniknął w gęstym lesie. Opiekun nie próbował gonić. Nawet najgłupszy wieśniak we wsi wiedział, że nie warto próbować zabić elfa w lesie. Szarpnięta dziewczynka nie zdążyła odmachać, ale także nie potrafiła odnaleźć tego co widziała. Kobiety. Nie dostrzegła twarzy, koloru włosów. Jedynie smukły kontur.

***
Potężne impulsy bólu dudniły jej w głowie. Powoli wracała świadomość bycia, ale jeszcze nie otworzyła oczu, nie drgnęła. Dudnienie powoli rozkładało się w przestrzeni, ale do mózgu dopływała reszta impulsów. Sztywne ciało podjęło próbę walki o minimalny ruch. Nie ruszyło się nawet o centymetr. Poobijane, z pewnością fioletowe od wielu sińców, próbowało dojść do siebie.
Ale czym był ból fizyczny w przeciwieństwie do tego psychicznego?
W wyobraźni jeszcze tkwiły obrazy wspomnień, a w niej kontur kobiety. I elf. Elf o zeschniętej krwi w oczach. Czemu akurat to wspomnienie przyszło w momencie śmierci? Co w nim było ważnego? Nie odpowiedziała sobie na te pytania, nawet nie pragnęła wyjaśnić sobie tej tajemnicy. Teraz nic nie było ważne. Śmierć wygląda okropnie...pomyślała.
Ciało delikatnie przechyliło się na bok. Poczuła, jak łopatka dotyka twardej powierzchni. Ból przeszył płuca, powieki minimalnie się uniosły. Usłyszała swój głos w jęku. Odbił się głośno w czarnym pomieszczeniu. Otworzyła powoli oczy, usłyszała jak ciecz kapie, uderza uparcie o podłoże. Denerwujący dźwięk.
-Au..... Moja głowa...-szepnęła po czym przyłożyła dłoń do potylicy. Syknęła z bólu. Śmierć wygląda na prawdę dziwnie, ale prawda, że odczuwa się w niej wyłącznie ból.
Kap, kap, kap. Wciąż kapie, krople docierają do jednego miejsca. Ciekną, czuje ich wilgoć. Czy na pewno umarła?
Położyła dłoń na wysokości klatki piersiowej, wzniosła się na ręce, drugą dzielnie pomagając. Ból, ból, ból. Istniała w jakiejś kiepskiej beznadziejności i bezsensowności. Ból w ręce, ból w głowie, ból w sercu. Przytrzymała czoło dłonią. Czuła zaschnięte ścieżki łez, kompletne wykończenie fizyczne. Cóż za ironia. Całe życie poszukiwała pewnego źródła magii, teraz gdy dostała jej pełny magazyn, nie mogła się unieść, nie chciało się jej nawet istnieć w śmierci. Ale czy na pewno umarła?
Marzyła o gorzołce i zapomnieniu, choćby na jeden dzień. Opuściła dłoń, wpatrywała się w czarną przestrzeń. Nic nie przechodziło jej przez głowie. Istna pustka.
Uniosła dłonie, spojrzała na nie. Powędrowała na przedramię, ramiona. Brzuch, uda. I ten cholerny ból.
"Żyję?"
Obróciła się w drugą stronę. Jęczała z bólu i poczucia ciężkości. Jakby była wielkim workiem kartofli, a nawet powozem wypełnionym pyrkami. Miała właśnie unieść głowę, gdy w pomieszczeniu rozległ się kolejny głos. Zbyt znajomy, zbyt trudny do zapomnienia.
-Ai!-wyrzuciła niezdarnie, ciężko i w strachu, dwa sztylety. Jeden z nich wbił się w drewno, drugi odbił i upadł. Nie widziała nic. Pręciki jeszcze nie przejęły obowiązku widzenia w ciemności.
-Dd...Darshes?!-pisnęła zakrywając momentalnie usta- Ty żyjesz!... -wychyliła ciało ku przodowi, nawet ból nie był w stanie przerwać zaskoczenia driady, w którym iskrzyła się nutka nadziei- Ty... -nabrała powietrza niemalże w zachwycie- ...żyjesz...-zachwyt i radość zginęła w ostatnim słowie. Wycedziła je powoli i niechętnie, mógł wyczuć w nim pełny nienawiści jad.
Może gdyby nie ciemność, skończyłoby się to dla maie o wiele gorzej. Rzuciłaby się z wielką chęcią rozszarpania go na strzępy, ale dłonie tylko drżały w potężnym uścisku pięści. Na twarzy pojawił się nieładny uśmiech. Rozejrzała się jeszcze raz. Wzrok małymi kroczkami adaptował się do panującej ciemności.
-Co Ty zrobiłeś? Jak to zrobiłeś? I gdzie my jesteśmy?! -wyszeptała zgryźliwie trudno powstrzymując się od donośnych krzyków. Nie mogła nikogo innego obwinić o obecną sytuację. Ona nic nie zrobiła. Pozostał więc druid, lub ewentualnie tajemnicze zagięcie czasoprzestrzeni. A może obydwoje umarli i teraz czekają w kolejce do piekła?
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes nie miał nawet siły by zareagować obroną na atak. Żaden, nawet ten werbalny.
- Od czego by tu zacząć... - powiedział, zamykając oczy. - Hmmm... Posiadłem ciało bezdennej studni, gotowej w każdej chwili mnie połknąć... - mówił spokojnie, niemal wesoło. Zupełnie jakby bawiła go zaistniała sytuacja. I w sumie tak było. Fakt, że jeszcze żyli, zawdzięczali wyjątkowemu szczęściu. Jak więc inaczej można zareagować jak nieco nerwowym, ale za to szczerym śmiechem. Cóż przynajmniej prawdziwym, zwłaszcza odkąd po raz kolejny udało mu się oszukać śmierć. - Wykonałem teleportacje... Bez kotwicy... I przeniosłem dwie istoty równocześnie.
Właściwie nie bardzo przerażał go podły nastrój driady, ale był to prawdopodobnie skutek tego, że nie mógł zobaczyć jej miny. Może to i lepiej...
- Wyrwałem nas z ramion śmierci, by przenieść prosto przez wrota do zaświatów. - Miał tu na myśli teleportacje, która mogła się dla nich zakończyć rozszczepieniem na setki kawałków lub utkwieniem wewnątrz jakiejś ściany, bądź zakopania kilka metrów pod ziemią... Ale o tym Frigg nie musiała wiedzieć. Pozostały mu jeszcze resztki zdrowego rozsądku, a jeden ze sztyletów wciąż błyszczał, wbity parę cali od jego nosa jako przypomnienie. - Koniec końców, trafiliśmy jednak do krainy śmierci.
Odetchnął i spojrzał w kierunku, skąd dobiegł go wściekły głos driady.
- Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. - odparł niemal nonszalanckim tonem z nutką ironii. - Zdołałem się przynajmniej zorientować, że jesteśmy kilka poziomów nad celem naszej wędrówki, czyli relatywnie bliżej celu.
Odczekał kilka sekund, by wiadomość ta w pełni dotarła do dziewczyny. Następnie podsumował to wszystko gorzkim tonem w którym można było wyczuć wiele niezadowolenia. Głównie z siebie samego.
- Tak. Przeniosłem nas do najbezpieczniejszego miejsca w całej Maurii, strzeżonej przez setki zaklęć Trupiej Wieży. Jesteśmy w cholernej komnacie, cholernego nekromanty, który tytułuje się cholernym Mistrzem, a wokół nas jest cholernie dużo adeptów śmierci! - głos zaczął mu drżeć. Ze wściekłości. Ale na kogo właściwie? Na Frigg? Nie, nie miał powodu by jej cokolwiek zarzucić. Na siebie? O tak, nie mógłby być bardziej wściekły na siebie, niż jest w tym momencie. Na los? To swoją drogą. Z pewnością za to, że rzucił ich do mrocznej pracowni maga, a nie jakiejś publicznej łaźni czy czegoś takiego. Naprawdę wolałby teraz oglądać nagie ciała niż nagie szkielety.
"Kobiece ciała" ~ uściślił w duchu.
- Wybacz, że się wściekam, ale gorzej być nie mogło. - powiedział, uspokajając się nieco. - Co prawda, wydaje mi się, że jeszcze nikt o nas nie wie, jednak to też wiąże nam ręce. Nie możemy używać magii. Tutejsi mistycy momentalnie to wyczują i będą wiedzieć, że coś jest nie tak, a oni nie zaproszą cię na herbatkę. Z mojej wiedzy wynika, że domki dla lalek mają wśród nich nieco inne znaczenie. - Podniósł się z ziemi. Na kolana na razie, bo każdy ruch sprawiał, że błyskawica bólu przeszywała mu plecy. Nie próbował nawet sięgać za nie rękami, tylko pogorszyłby sytuacje.
- W sumie, wydaje mi się, że akurat Magii Pustki możesz używać. - wspomniał cicho, przypominając sobie jak driady wykreowała fałszywy obraz samej siebie. - Jednakże na moje moce nie licz. Ja... Powiedzmy, że maie są cennym źródłem energii i wielu by nas widziało, jako źródło...
- A teraz... - powiedział niemalże niechętnie, zupełnie jak osoba nienawykła do proszenia o pomoc. - Byłbym niezwykle zobowiązany, gdybyś zechciała usunąć mi te cholerne odłamki z pleców. Chyba wylądowałem na jakimś szklanym gów... No, czymś tam.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości