Mauria[EVENT] Mauria - Poszukiwania czas zacząć (III)

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Staruszka, choć przez większość czasu poważna, spokojna, jak na starą babcię przystało, teraz odczuła młodą krew. Jego sposób zachowywania się, energia, którą ze sobą niósł...to było coś niespotykanego. Najprzyjemniejsze jednak dla niej była jego szczerość. Nie krępował się, nie wahał ani przez chwilę. Wiedźma spotykała wielu wojowników czy magów, którzy kierowali się tylko celem, ale nie mieli charyzmy ani duszy. Natomiast druid...
No cóż... ale nie różnił się chęcią handlu.
-Kupcem to Ty nawet nie zostaniesz...-rzuciła cierpko.
Wyróżniała go też również jeszcze jedna cecha.
Głupi nie był.
Potrafił połączyć wiele faktów. Na swój sposób odczuła szacunek względem druida. Mógłby zastąpić niejednego wojownika i maga, ale utraciłby swoje samozaparcie, utraciłby swoje zasady. Kimkolwiek więc by nie był z pewnością trafił do odpowiedniego ciała, tak przynajmniej sądziła wiedźma.
Poza tym komplement na temat jej potęgi przyjmowała zawsze z chęcią, chociaż nigdy nie oddawała tego po sobie odczuć.
Uniosła jedną brew z ciekawością, gdy ten wspomniał o kubkach. Wyjątkowo nie cenił on sobie ludzkiej rasy, ale w czym była lepsza cała reszta? Postanowiła jednak nie ruszać tego tematu. Nie miałoby to bynajmniej najmniejszego sensu w tej sytuacji i z kimś tak utwierdzonym w swoich przekonaniach. Poza tym nie za bardzo ją to obchodziło i nie wtrącała się w poglądy innych.
Staruszka cofnęła się do kanciapy sięgając po ceramiczne naczynia. Wielkością zbliżone do małej miski, ale miały ślicznie wykręcone ucha.
Wyciągnęła dłoń w jego stronę podtrzymując palcami ślimacze uszka. Nie miała nawet zbytnio siły długo ich utrzymywać więc wręcz wepchnęła mu je do rąk.
Na boku drąga, na którym wisiał kocioł, wisiała mała chochla. Również pozwoliła uczynić honor nalania nieznajomemu.
-Nie chcę od Ciebie złamanego miedziaka w takim razie. -rzuciła chłodno-Skoro jest tak mało wart. Mógłbyś równie dobrze ją zostawić, w końcu do miasta się dostałeś. -stwierdziła.
Zbliżyła się do zabezpieczonych drzwi. Przyłożyła ucho, ale nie do samych drzwi, wyglądało jakby miały jeszcze na sobie powłokę. Pewnie gdyby była młodsza zmarszczyłaby w tym momencie czoło. Przymknęła oczy w skupieniu, dłonie ślepo wędrowały po powłoce. W końcu głowa cofnęła się w tył, palce powędrowały w dół. Na chwile pociągnęły za sobą lepką płachtę, która widoczna była tylko na moment. Przytuliła do siebie mocno kostur. Drzwi skrzypnęły z zużycia, a między szparami wydostał się nieprzyjemny dym niezwykle śmierdzących kadzideł. Jakby spalonych ciał zmieszany ze smołą. Staruszka powędrowała do kolejnego pomieszczenia.
Było dość przestronne. Skośny dach jednak ograniczał ruchy wysokich osób. Przy każdej ścianie na wysokich, powykręcanych świecznikach oraz w kątach pokoju, na małych ceramicznych talerzykach, widniały kadziła wbite w wosk. I łóżko. Jednoosobowe ,dość długie łóżko, na końcu spadzistego dachu. Nic więcej.
No...Prócz rudo-brązowej czupryny pod cienką kołdrą, które zatapiały pod swoją objętością poduszkę. Głowa zielonej istotki była delikatnie zwrócona w stronę ściany kryjąc nieco tym twarz. Na czole ułożona była biała szmatka, która z pewnością nie pachniała lepiej niż same kadzidła, jak i wszystko w tym mieszkaniu. Drażnił on nozdrza Frigg, co dało się zauważyć przy delikatnych ruchach nosa. Była niespokojna, a jednak oddychająca i jeszcze dość żywa, jakby to ujął Darshes.
Zielona skóra ujawniała się jeszcze odkryta na szyi, kościstych obojczykach i ułożonych wzdłuż ciała ramionach, przedramionach i dłoni.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie na oczach czarownicy, nim ta jeszcze odeszła do drzwi, pociągnął spory łyk podejrzanego płynu. Nawet jego kupki smakowe poczuły obrzydliwy smak. Skrzywił się więc i przełknął ciecz.
Od razu dopadło go zmęczenie dokładnie tak, jak tamtego dnia, gdy zbierał pyłek.
"A więc nawet rozpuszczony w cieczy ma taką samą moc..." - zanotował w pamięci.
Powieki stały się ciężkie, a umysł otępiały. Maie spoglądał pusto za czarownicą, gdy ta podeszła do drzwi. Co to on miał zrobić? Był taki śpiący... W momencie, kiedy staruszka przymknęła oczy by skupić się na zdjęciu czaru, maie zrobił dokładnie to samo. Świat pociemniał. W powietrzu rozległ się trzask, jednak do umysły druida dotarło jedynie jego odległe echo.
Wtem Darshes poczuł jak przez ciało, razem z jego krwią, przelewa się kojąca fala gorąca. Senność stopniowo znikała, a zamiast niej pojawiła się ekstaza - ekstaza magii. Moc tętniąca w żyłach pozbywała się resztek płynu i przywracała trzeźwość umysłowi. Najpierw pojawiły się kolory, później kontury, a na samym końcu wróciła ostrość i dźwięk.
Leżał oparty na garnku, a metal parzył go w plecy. Fakt, że się przewrócił zawdzięczał chyba jakiemuś bóstwu. Ceramiczne naczynie, podarowane przez gospodynie leżało w kawałkach, a jego skorupki tworzyły piękny okrąg, łącząc się z gęstą breją. Podniósł spojrzenie i jego oczy natrafiły na ślepia wiedźmy. Przypatrywała mu się, jakby zaglądając w jego duszę. Z pewnością zauważyła, jak niemal stracił przytomność, ciekawe jednak czy wyczuła magię? Pewnie nie. Strefa wpływów, jakim było ciało rzucającego, była mało podatna na magiczne promieniowanie. Pomniejsze czary, rzucone na samego siebie bywały praktycznie niewykrywalne, nawet z takiej odległości. Dodatkowo, w całym jego ciele była magia. Wiedźma musiałaby zrozumieć co zrobił, by wykryć zaklęcie.
- Przykro mi - powiedział bez zbytniego przekonania, spoglądając na rozbite naczynie. - Jestem zmęczony, chyba powinienem się przez...
Urwał gwałtownie, gdy jego spojrzenie przyciągnęła ruda czupryna. Był nieco większy od staruszki, więc mógł spokojnie patrzeć ponad jej ramieniem. Dym wewnątrz pomieszczenia był ciężki i zapachem przypominał te wielkie, kamienne budowle, w których ludzie oddawali cześć swoim bóstwom. Wyczuł mocny zapach palonej, cedrowej żywicy i innych uspokajających rośliny.
- Z drogi! - wykrztusił, przeciskając się obok niej. Musiał się lekko schylić, by nie przyłożyć głową we framugę drzwi czy sufit. Podszedł do driady i odsłonił delikatnie jej ciało. Mało się nie zakrztusił na widok tego, co zobaczył i bynajmniej nie chodziło tu o zgrabne ciało.
Frigg miała mnóstwo zadrapań na ciele. Żadne samo w sobie nie było groźne, jednak ich obrzeża przybrały niezdrowy, żółty odcień. Z ran, mimo iż zostały opatrzone, sączyła się ropa. Gałki oczne biegały jak szalone pod powiekami, zupełnie jakby dziewczyna czegoś szukała.
- Zgnilec, ten umarlak musiał ją zarazić. - stwierdził, dotykając jej czoła. - Lodowate... - teraz dotknął jej przegubu. - Ma słaby puls. Jej organizm przestaje się bronić. Jest zbyt rozluźniona i brakuje jej energii. - powiedział, wstając na równe nogi. Zapomniał, że w pomieszczenie było niskie i wyrżnął głową w sufit. - Do diabła!
"Będzie po tym guz..." - pomyślał masując łepetynę.
- Jaki kretyn uspokaja narkotykami chorego na zgnilca?! - warknął, odwracając się do wiedźmy. - Powiedz mi, jakim cudem tak naćpane ciało ma walczyć z chorobą, kiedy nawet nie reaguje na bodźce?! Skoro jesteś wszystkowidząca, czumu tego nie zobaczyłaś, że poprowadziłaś ją najkrótszą drogą do otchłani?!
Jakby dla podkreślenia jego słów, gdzieś w ścianie rozległ się odgłos trzaskającej belki. Kobieta nie musiała ratować driady, ale skoro już to zrobiła, mogłaby zabrać się do tego porządnie! Maie stłumił wściekłość. I tak mu nic nie dawała, a mógł im zwalić sufit na głowę.
- Nie ważne. Postaraj się nie przeszkadzać. - powiedział klękając przy Frigg i kładąc ręce nad jej ciałem. Już miał przystąpić do lecznia, ale się zawahał.
Staruszka zapewne zabiłaby go, gdyby użył magii. Druid całym sercem wierzył, że była do tego zdolna. Dostanie żelastwem w plecy nie zaliczało się do wielkich zejść, a on wszak w ogóle nie chciał umierać. Musiał wymyślić coś innego. A gdyby...
Dłonie maie szybko rozwiązały opatrunki. Tak jak podejrzewał. Wokół tych ran również pojawiły się oznaki zgnilca. A więc to nie nekrus, a truposz był największą pułapką przy bramie. Mógł się tego domyśleć, zważywszy na poziom mocy tamtego. Ale dlaczego moc driady nie wyleczyła zgnilca? Czemu jej ciało było tak pozbawione energii? Zgnilec jest zabójczy, ale prosty w wyleczeniu i usunięciu. Zwykły pacjent wytrzymałby znaczniej dłużej w znacznie lepszym stanie... To ci dopiero zagadka!
Długie palce druida spoczęły delikatnie na brzegu rany. Skóra była sucha i twarda, zupełnie inna niż ta na nadgarstku. Maie zamknął oczy i skupił całą swoją uwagę na ranie. Przypominało to zapakowanie się w beczkę i wrzucenie do wartkiego strumienia. Z jego palców wystrzelił strumień miękkiego, barachitowego światła. Promienie te nie tyle padały, co delikatnie muskały ranę. Jej brzegi znów zrobiły się zielone i wróciła im miękkość. Jednak zabrakło mu energii na ranę. To dziwne... Przecież był pewien, że zebrał jej dość, by uleczyć zranienie tej wielkości. Zbyt dobrze znał się na swoim fachu, by choćby przypuszczać, że źle skalkulował energię.W tej sprawie nigdy się nie mylił.
Marszcząc brwi, wysłał kolejną porcje leczniczego światła w stronę driad. Rana już prawie się zagoiła, gdy już pod sam koniec znowu zabrakło mocy.
"Nieprawdopodobne!" - pomyślał przerażony druid. - "Z taką ilością energii uleczyłbym przebite serce, a nie tylko zwykłe rozharatanie! Zupełnie jakby coś wysysało moją energię, zanim zdążę ją zużytkować w całości..."
Spojrzał na pozostałe rany lekko zniechęcony.
- Zgaś te cholerne kadzidła. - polecił czarownicy.
"W pierwszej kolejności muszę się pozbyć zgnilca. Resztę załatwię zielarstwem." - pomyślał i zabrał się za pozostałe rany.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Wiedźma nie powiedziała nic na temat stłuczonego naczynia. Była szczerze zaskoczona faktem, że wypił coś tak okropnego, jeszcze sam z siebie. Osobiście uważała, że to co pichciło się w garncu...cuchnęło. Nawet sama staruszka nie chciałaby tego za bardzo tknąć, chyba, że miałaby powód. Spojrzała jeszcze przez chwilę na maie i zrozumiała. Przede wszystkim wiedziała co pichci, a takiego działania ten eliksir ze sobą nie niósł. Nie powiedziała nic.
W tym momencie ważniejsza była sprawa, która nie wart była nawet złamanego miedziaka.
A jednak..była wart więcej. Nawet złote monety chyba straciły na wartości...
A może to miedziak nabrał wartości?
Stała z boku, pod ścianą. Była wciąż spokojna. Wysłuchała zarzutu i pierwszy raz od czarownicy można było odczuć skrawek irytacji, który zanikł równie szybko, co się pojawił. Nie lubiła gdy ktoś podważał jej decyzję. Era komplementów od nieznajomego niestety w tym momencie się skończyła.
Podeszła kolejno do każdego kadziła, pozostawiając wyłącznie jedno zapalone. Nie preferowała gwałtownego budzenia z transów, wolała robić to stopniowo. Nie miała też w planie przeszkadzać nieznajomemu, wziął na siebie odpowiedzialność za te istotę. Uznała więc to za dobry, drobny kompromis.
Skierowała się do drzwi. Gwałtownie zwróciła głowę w stronę druida, gdy ten zbliżył dłonie do ciała "Zielonej". Opanował ją chwilowy gniew, jakby czuła co miał zamiar zrobić. Była czujną wiedźmą i nie miała zamiaru dopuszczać do złamania zakazów w jej chacie.
-Końskie łajno było dla niej-burknęła nieco gniewnie i ponuro.
Światło płomieni z sąsiedniego pokoju przemknęło przez mało szczelne drzwi, które ciężko zamknęły się za garbatą postacią.

***
Jedna cześć obrazu, ta niższa, przybrała pomarańczową barwę. Ta druga niebieska... zdawało się, że napływa na nią czerwień albo żółć. Nierównomierny horyzont ruszał się samoistnie, a może to ona sama brnęła do przodu? Nie chyba stała w miejscu...
Z daleka było widać kropkę. Powoli się przybliżała i nabierała dziwnego kształtu. Miała brązowy kolor i czarną plamę..i coś jeszcze.
Wydawało się, że słyszy dźwięki..może to jej głos? I inny dźwięk, jakby odpowiedź.
Czuła zmęczenie, ogromne zmęczenie. Chciała położyć się na pomarańczowym tle i odpocząć, odciąć się i nie robić nic więcej.
Brązowa plama jakby nabrała wzrostu..a może to ona leciała w przód?
Pod czarną mazią na brązowym tle pojawiło się światełko. Błyszczało i męczyło oczy, równie mocno co reszta wyrazistych kolorów.
Perłowa plamka.
***
Organizm odczuł ucisk. Mózg odczytywał każdy kanalik, każde przemknięcie krwi. Wszystko płynęło, spokojnie w swoją stronę, czasem zgubiło drogę na zewnątrz. Trafiało na zieloną skórę , ale tylko na chwilę i nagły ucisk. Obca dłoń.
***
Czuła, że nadal leci w dół. Na brązową barwę, która nabrała dziwnej osobowości. Jakiś ból..może ze zmęczenia? A może brązowa plama chciała ją chwycić? Leciała w dół. Zrobiło się ciemno i czarno.
***
Jedna z drobnych ran, w okolicach przedramienia, przegrywała walkę z organizmem. Skrawek pęknął i wypłynęła z niej ropa, niezwykle mała ilość. Organizm chciał zawalczyć i wygrać, ale czym była wygrana mała bitwa do całej wojny?
Z przyjemnością chłonął darmowe źródło energii. Łaknął jej niesamowicie, a gdy tylko przerwał się jej dopływ, ciało Frigg aż drgnęło w odwecie.
***
"Perłowa plamka...."
***
Driada, po dłuższym bezruchu, zwróciła delikatnie głowę w stronę Darshe'sa. Twarz wciąż była niespokojna. Mięśnie dźwignęły delikatnie powieki do góry.
***
Widziała coś dziwnego.. ale tym razem była jakby bardziej świadoma. Widziała barachitowy pył... Rozpłynął się wokół tworząc coś na kształt skrzydeł. Dopiero później dojrzała jakiś kontur. Coś... to coś zaczęło nabierać kształtu.
Czarne plamki i żółty kolor wyłaził na przód. Czerwone koła wykształciły się na czubie pyłu.
***
Twarz Frigg wyrażała kompletne niezrozumienie. Jakby chciała dopatrzeć co tak naprawdę widzi. Przyglądała się uważnie i z ciekawością. Gdyby miała choć odrobinę więcej sił... Uniosła by głowę, przyjrzała się. Dotknęła, wybadała.
"Kurczak?". Przecież to absurd. Barachitowy kurczak? Zamknęła oczy.
Coś mamrotała... Kompletny bełkot.
Płomienie tańczył po drewnianych ścianach.
Powieki znowu z wielkim wysiłkiem poszły w górę.
***
Brązowo-czarne pasy...Widziała brązowe pasy przerywane czernią... a ta z kolei płynęła w powietrzu, ostro zakręcała, to w prawo, to w lewo..i znowu zakreślały jakiś kształt... Środek wypełnił się brązem.
***
"Dzik?" - pomyślała. "To przecież absurd... dziki nie są aż takie ogromne...". Jakby nie patrzeć, w tym się nie myliła. Od dzika była wyższa, chociaż drobniejsza. Mrugnęła. Dojrzała płomień.
***
Płomień ogarniał całe pomieszczenie, a nawet cały świat. Wszystko stało w płomieniach, Czyiś dotyk? Ucisk? Ból? To chyba Coś musiało ją przygnieść albo uderzyć, otrzeć. Mocno. Chyba...tak..tak właśnie było. To nie był Hergils. Musiała się wygrzebać spod tej sterty, tej utworzonej z resztek dachu. Pewnie dlatego dłonie ją tak bolały, piekły, jakby żarzyły od środka, bolały mocno.
***
Zacisnęła dłonie w pięść. Rana, która dopiero co została prawie uleczona, znowu przybierała nieciekawy kolor. Organizm zawalczył jeszcze raz. Nieprzyjemne dreszcze starały się wzbudzić ciepło wewnątrz ciała, chcąc podwyższyć temperaturę ciała.
Powieki opadły.
Smród kadzideł nie opuszczał pomieszczenia.
***
Czuła jak coś ją wypala od środka. Nie chciała widzieć co się dzieje. Była teraz tam gdzie ostatnio... Dzwon kościelny zahuczał, chciał jak najdłużej pozostać na swojej wieży. I ten nieprzyjemny zapach spalonych ciał... Umierali po kolei. Ludzie, elfy, driady... Ciepło było coraz bliżej, płomienie powoli ją dosięgały. Tak...miały ją pochłonąć, wziąć w swoje objęcia. Miał się skończyć sen, który był istnym piekłem. Coś stanęło na drodze tych płomieni, jakaś przeszkoda. Pewnie belka.
Mimo to bała się. Przeraźliwie, bo nie tak miało być, ale to było lepsze niż sen.
***
Kolejny dotyk druida był odpychający. Zajęczała przeraźliwie, chciała uciec od jego dłoni. Ciało z wielkim trudem, pod niewielkim kątem, obróciło się w stronę ściany. Chciała się skryć..gdzieś w bezpieczne miejsce. Plecy zaokrągliły się, ciało chciało zwinąć się w kulkę. To był jednak za duży wysiłek.
****
Wszystko było zadymione, czarne. I same płomienie. Nie chciała widzieć jak umiera. Spłonie, jak wszyscy świadkowie i goście. Ta belka też, a ona będzie kolejna. Cieszyła się jednak, że zbudziła się z tego snu.. Snu, który trwał 100 lat. Już nigdy nie zaśnie, nie straci przytomności, nie wróci tam. Jej suknia przybierze czarnej barwy. Będzie niedoszłą panną młodą, ale w tym lepszym znaczeniu. Zginie jak prawdziwa księżniczka, spłonie w miasteczku, a później będą opowiadać o niej legendę. O pannie młodej, która spłonęła, która kochała do końca i była kochana. A może to nie belka? Może to pan młody? Spłonie razem z nią...przytuli..albo uratuje... Może będzie żoną !
***
Dłoń drgnęła. Pogładziła swoje udo. Chciała pogłaskać, poczuć swoją suknie...satynowy materiał albo chwycić koronkę. Kącik ust powędrował ku górze tworząc delikatny uśmiech. Suknia ślubna...była piękna..z pewnością była piękna... koronkowa...pełna kwiatów i...
Palcami szukała koronki..albo satyny...
Nie mogła znaleźć... Suknia była długa, bardzo długa...Wydawało się, że ciągnie się kilometrami za zieloną małą postacią.
-Ehmmmmm... -wymamrotała, a kącik ust ściągnął się w dół z niezadowolenia.
"W środku jest mi tak ciepło..jakby mnie rozpalało...dlaczego mam gęsią skórkę?"
Chciała wstać..cokolwiek zrobić..ale nie mogła się zebrać... Szukała okrycia. Chyba niedawno jeszcze je miała...
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Leczenie potrwało znacznie dłużej niż maie przypuszczał. Trwało by jeszcze dłużej, gdyby nie to, że wiedźma wyszła. Dzięki temu nie musiał się dłużej ukrywać i zwolnił ten zapas mocy, który zużywał na utrzymanie swojego ciała. W tej postaci mógł jednocześnie leczyć driadę i pobierać energię z ziemi. Co prawda mógł to robić znacznie szybciej, bał się jednak, że okoliczni mistycy zorientują się, gdy ziemia pod ich stopami stanie się kompletnie niemagiczna.
W tej postaci również łatwiej było leczyć istoty żywe. Miał dowolność i dostęp do miejsc, do których musiał się dostać, zwłaszcza pod koniec, gdy Frigg zaczęła się niemiłosiernie wiercić. Nie odważył się jednak zanadto zbliżać do jej ciała w tej formie. Nie miał pojęcia co w niej pochłaniało takie ilości energii, ale sama mysl, że mógłby wniknąć w nią i wielki, czarny wir wessałby jego esencja, przyprawiała go o dreszcze. Jeśli była to robota wiedźmy, to był to kolejny powód by unicestwić ją najszybciej, jak się da.
- Gotowe - powiedział, zasklepiając ostatnią z ran. Nie było to najlepsze określenie. Będąc niematerialnym trudno jest wydać z siebie jakiś dźwięk. Druidzi czasem się z niego śmiali i nazywali to trzaskaniem. Wywodziło się to z tego, że za każdym razem gdy coś powiedział, energia w jego ciele trzaskała. A więc trzasnął.
Spojrzał z niechęcią na swoje ubrania. Nie to, żeby ich nie lubił. Po prostu na myśl, że znowu musi się przyoblekać w tą słabowitą, cielesną powłokę, coś w jego wnętrzu się gotowało. Musiał jednak podać jej coś na zbicie gorączki, która teraz ogarnęła jej ciało. W normalnych warunkach uleczyłby również wnętrze pacjenta, by po chorobie nie pozostało ani śladu. Jednak dopóki nie dowie się co jest nie tak z Frigg, wolał nie marnować mocy. Zresztą ziemia na kilka metrów pod nim została wyzuta z energii.
- Co za kłopotliwa dziewczyna... - powiedział, przyoblekając się w ludzkie ciało.
Zapewne postawiłby Frigg w mało komfortowej sytuacji, gdyby ktoś teraz wszedł i zobaczył nagiego mężczyznę pochylającego się nad młodą kobietą. Darshes się jednak tym nie przejął. Jedyną osoba, która mogła to zrobić, była owa bezimienna wiedźma, a to co o nim myśli miał tam gdzie chwała Prasmoka nie dochodzi.
Prawą ręką sięgnął do porzuconej wśród ubrań torby i wyciągnął mały pakunek. Nie było żadnego opisu i nie potrzeba było. To co się w środku znajdowało nie było ani niebezpieczne, ani drogocenne. Wysypał zawartość owego, niewielkiego pakunku na rękę, a następnie przyłożył ją do ust driady.
- Tak chyba tego nie połknie... - pomyślał i ponownie sięgnął do torby. Tym razem wyjął bukłak i pęk liści Czerniówki. Były duże i naturalnie układały się w lejek. Wcześniej wyciągnięty proszek wsypał do bukłaka i wstrząsnął kilka razy. Teraz ustawił driadę do pozycji pół-siedzącej wlał jej zawartość do lekko rozchylonych ust. Pierwszą dawkę wykrztusiła, na szczęście całą resztę udało się w nią wmusić.

Po odłożeniu dziewczyny na miejsce, druid oparł się o ścianę. Przyzwoitość nakazała mu ubrać spodnie i kamizelkę. Nie zapomniał również zabrać Kamienia Magazynującego. Frigg zdawała się mieć koszmary. Teraz, gdy jej ciało było wyleczone, kręciła się niemiłosiernie i od czasu do czasu szeptała coś o ślubie i pożarze. Gdy tak na nią patrzył, mimo woli stanął przed nim obraz z przeszłości, z czasów gdy jeszcze śmierć i gorycz nie zmąciła jego umysłu.
Widział śpiących chłopców, niektórych o buźkach iście anielskich, a innych oszpeconych szramami i bliznami. Chociaż pochodzili z różnych klas społecznych i różne mieli cele by zostać druidami, w czasie nowicjatu starszyzna nie robiła między nimi różnicy. Spali w tej samej izbie, jedli takie same posiłki i uczyli się tych samych rzeczy. Jednak dla części z nich los nie był tak samo miłosierny. Wielu było sierotami bądź uciekinierami. Zanim przybyli do kręgu nie raz widzieli straszne rzeczy. I choć dumnie milczeli na ten temat przed swoimi dobrze urodzonymi kolegami, to w nocy ich lęki przybierały postać koszmarów. Wyznaczony jako opiekun nowicjuszy, Darshes musiał to oglądać każdej nocy. Pamiętał, że zdawało mu się, iż jego serce rozdziera się na dwoje w niemocy. Teraz po prostu pomyślał, że był zbyt wrażliwy.
Nachylił się nad driadą i odgarnął kosmyk rudych włosów z jej spoconego czoła, odsłaniając tym samym jej piękną, śpiącą twarzyczkę. Gościł na niej grymas niezadowolenia.
- Czego by człowiek nie zrobił i tak nie wymaże przeszłości. Możemy tylko starać się wypełnić pustkę po tym co straciliśmy i mieć nadzieje, że następnej nocy nie przyśni się nam ten sam koszmar. - powiedział i wyszedł z pokoju.
W sąsiednim zastał wiedźmę, mieszającą coś w kotle. Stała do niego tyłem, więc trudno było określić jej nastrój.
- Zrobione. - rzekł, kładąc się na niewielkiej kozetce. Był psychicznie wykończony.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg, nawet praktycznie nieprzytomna, potrafiła być nieposłuszna, co ukazywała przez swoje mamroty i wiercenie. Przez chwilę nawet spojrzała na Darshesa przez przymrużone oczy, ale trudno było stwierdzić czy jest czegokolwiek świadoma.
Wszystko się uspokajało. Nie ważne, gdzie się znajdowała, nie chciała wiedzieć, co to za świat. Liczyło się tylko to, że było jej przyjemnie.
***
Staruszka leniwie zwróciła głowę w stronę druida, gdy ten tylko się odezwał. Nie wiedziała czy czegoś od niej oczekuje, ona jednak nie była skłonna obdarować go czymś więcej. Sam fakt, że ułożył się na kozetce był dla niej zaskakujący. Wcześniej nawet nie chciał tnąc świniaka mimo dręczącego głodu. No cóż...pierwsze lody zostały jakby przełamane.
Na biurku leżała rozłożona księga, a raczej książka. Czerwoną okładkę zdobiły złoto-zielone korzenie. Po prawej stronie umieszczony był tekst, po lewej zaś obrazek. Naszkicowany ołówkiem rysunek przedstawiał jakiegoś starca, ułożonego na wznak, z głową zwróconą ku niebu. Linie pod nim prawdopodobnie miały odzwierciedlić skaliste podłoże. W skalistej szparze znajdował się niesamowicie mały kwiatuszek w kształcie kieliszka.
Wzrok czarownicy wrócił na palenisko. W zgięciu łokcia, ukrytym pod ciężką, ciemną szatą, wypływał kostur z fioletową perełką na szczycie. Ogniste płomienie rzuciły światło na stary badyl. Dopiero teraz można było dostrzec drobniutkie, wyżłobione znaki. Aczkolwiek wiek nie pozwalał na odczytanie ich znaczenia. Drugą opcją było to, że prawdopodobnie mógł być to albo jakiś starodawny język albo pismo związane wyłącznie z wiedźmami.
-Pewnego dnia...-zaczęła- ...żył Mężczyzna, który miał piękną żonę, a później jeszcze śliczniejszą córkę. Znał się na uprawie, jak i na ziołach. Rośliny od zawsze były jego domeną. Mijały lata, a interes kwitł niczym jego złociste pola. Córka, już do wydania, poznała mężczyznę życia. Planowała po cichu weselicho, ale cóż... Los jednak chciał by wszystko potoczyło się inaczej...- czarownica otarła spocone czoło - Niestety ojczym, po tylu minionych latach, nie był już zdolny do uprawy pola..był już starszy i doskwierały mu choroby, co groziło biedą i nędzą. Musiał więc przyjąć propozycję nie do odrzucenia, bowiem jeden z królów miał wielki problem! Jego miasto, smutne i czarne, mieniło się jedynie w złocie pieniądza, a nie pól... Surowce się już kończyły, handel zamierał, często więc i panował tam głód. Jeżeli więc ktokolwiek sprawi, że na jego ziemi wyrośnie choćby źdźbło pszenicy, będzie żył w bogactwie już do końca życia. I tak oto Mężczyzna wraz z całą rodzinę przeprowadził się do miasteczka bez życia, tym samym podejmując wyzwanie. Mijały jednak miesiące, a horyzonty nadal byłe łyse. Król się niecierpliwił, ale wierzył w zdolności, już nie tak młodego, Mężczyzny. Nic się jednak nie zmieniło...
Wiedźma miała głowę spuszczoną niską aczkolwiek wydawało się, że opowiada z pamięci. Cienie mknęły po literach książki. Kocioł wciąż gulgotał, ale już nie tak intensywnie jak na początku.
-Ludzie przestali wierzyć Obcemu. Uważali, że przywłaszcza sobie wszystkie pieniądze z podarunków, zamiast wydać je na ziarna i ożywić pola. Żył w niepokoju i niestety miał powodu... Jednego z poranków oskarżono go o kradzieże. Kolejnego o zgwałcenie jednej z żon. Jeden z wieśniaków, w ramach zemsty, zgwałcić i więc piękną żonę Mężczyzny. Owy wieśniak, ze wściekłości i żalu za biedę, w której żył przez wydanie pieniędzy na pola, po tym strasznym uczynku, zabił kobietę. Następnego dnia oskarżono Obcego o usiłowanie zabójstwa jednej z córek. Owy ojciec w zemście pobił śliczną córkę. Mężczyzna nie wiedział dowiedział się czy żyła, czy zdołała to znieść, ponieważ został wygnany z miasta. Jego chata i zioła zostały podzielone na mieszkańców, a on skończył na pustkowiu. Sam. Wielokrotnie chciał się dowiedzieć czy jego córka żyje, jednakże każda próba powrotu do mieściny kończyła się obudzeniem wśród zimnych kamieni. Tułał się po skalistych pustyniach, bo przecież wszystko stracił. Był biedniejsi niż ludzie w mieście. Jego dom, zioła czy pieniądze tych ludzi...to oni byli najbogatsi. Mieli córki i żony albo synów...mieli największe skarby świata. A on bez domu, najbiedniejszy był w sercu. Wiele minęło miesięcy w poszukiwaniu wyjścia z sytuacji. Nie znalazł nic. Wydawało się, że był już stary, że ciągłe wleczenie się w nieskończoność odebrało mu młodość. Skonany, zmęczony, padł na wznak. Nie jadał i nie pił, nie miał pól ani pieniędzy, ale nie miał też oddanej żony i najwspanialszej córki. Leżał więc tak w nędzy i spojrzał w niebo. I pomyślał, że może Pan Jedyny istnieje, że patrzy na niego i nie pozwala mu umrzeć. Pierwszy raz uwierzył w Pana, choć Starzec nigdy źle nie czynił. Zawsze starał się być dobry dla ludzi, nie z powodu księgi Pana, tylko z własnego uczynnego serca. A Pan Jedyny płacze nad losem swoich wierzycieli. Płacze również nad niewinnymi, a jego łzy dają życie drzewom i kwiatom, ale nie wśród skał...Jednakże smutek i żal nad Starcem sprawił, że i na ziemi skalistej wyrósł kwiat niebieski ze złotymi pręgami. Pan ulitował się nad biedakiem i dał mu kwiat życia. Starzec wrócił do miasta, obłożony łachmanami, nie rozpoznał go już nikt. Czuł, że wie co musi zrobić. Zebrane zioła z ulic, niektóre podkradzione ze stoisk, były jego wiarą. Ruszył w poszukiwaniu córki. Zajęło mu to długi czas. Najpierw w starej chacie, później w pobliskich szpitalach, aż wreszcie znalazł ją wśród leżących, gnijących ciał. Ona jednak była jeszcze ciepła. Sporządził więc miksturę i wlał do ust córy. Dał jej nowe życie i nową duszę. Otworzyła swe śliczne, ogromne oczy, lecz nowa dusza nie pozwoliła jej rozpoznać kim jest Starzec. Zaprowadził ją do miasta za rękę, a tam spotkali młodzieńca z dawnej wioski. Nie rozpoznał starca, ale wiedział kim jest dziewczyna. Jego ukochaną. Tak więc wziął ją do siebie. Galwan, bo tak owy starzec się zwał, umarł tego samego dnia zalany łzami. Łzami szczęścia.
Wiedźma zakończyła opowieść, którą wręcz recytowała z pamięci. Sięgnęła trzęsącą się ręką do książki, z której wyjęła niemiłosiernie zżółkły papier. Złożony na cztery razy, miał powyjadane krawędzie przez starość.
-Dziwne, że driada nie znała tej legendy bądź, jak to niektórzy mówią, baśni już wcześniej. -rzuciła oschle.
Położyła skrawek papieru na srebrnej tacy pozostawionej na półce obok kozetki. Tuż przy świniaku. W środku zaś zapisany był sposób wykonania mikstury. Trzeba było przyznać, że nie należy ona do najbezpieczniejszych do wykonania... Wawrzynek wilczełyko bądź ligustr pospolity, nie zapowiadały dawać życia, a wręcz odwrotnie. Odpowiednio jednak wyważone z resztą składników w teorii mogły zadziałać zupełnie na inny sposób. Również na liście znajdowała się gloriella, z którą mieli styczność na jednym z wielu stoisk w Thenderion.
-I niech odda ten skradziony oryginał, bo kiedyś ją w końcu złapią.
Mruknęła stojąc naprzeciw kotła. Przez chwilę trwała jeszcze jakby w letargu. Brwi obniżyły się w poziomie.
-Musicie... musicie kierować się w stronę karczmy "Złoty grosz". -milczała - Tak... tam wam pomogą.-szepnęła, jakby chciała potwierdzić wiarygodność samej siebie - Ale jest jeszcze coś...
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie z zamkniętymi oczami wysłuchiwał legendy. Już ją kiedyś słyszał, trochę w innej wersji, ale najważniejsze epizody pozostały takie same. Była to opowiastka dydaktyczna w Ash Falath'neh i każda rasa ciągnęła z niej jakieś nauki. Driady podkreślały rolę natury w życiu każdej istoty żywej. Tak jak królestwo, mimo całego swojego bogactwa, nie mogło przeżyć bez plonów. Zaznaczały również, jak niebezpieczni i niewarci zaufania są ludzie, gotowi dla swojej wygody i widzimisię gwałcić i mordować pobratymców. Druidzi mieli bardziej stoickie podejście. Galwana uważano za jednego z pierwszych druidów, który opiekował i chronił przyrodę. Jego bezskuteczne próby wyhodowania roślin na przeklętej ziemi miały pokazać, że nie da się kontrolować natury, a jedynie z nią współżyć. Przypowieść o Panie, który tchnął nadzieje w serce starca była zapewne w grubszej mierze fantazją staruszki lub tego kto przekazał tą wersję legendy. Faktem jednak pozostało, że Galwan przez samoumartwienia i zjednoczenie z duchem natury dostąpił pełnej mocy, jaka druid może posiadać: przywrócić to co zostało zabrane - życie. Tu jednak pojawiał się kolejny morał. Mimo iż starzec zwrócił życie dziewczynie, nie był wstanie sprawić by jego córka wróciła z zaświatów. Jej dusza przepadła w odmętach otchłani. Fragment ten mówił, że każde istnienie jest unikatowe i rzeczy utraconych przywrócić nie można. W jemu znanej wersji Galwan zabija swój twór i umiera w rozpaczy i w łzach.
Jednak w wersji czarownicy starzec wydaje się być szczęśliwy i wszystko kończy się dobrze. No prawie. Tak czy inaczej pomysł z miksturą wydawał się być zarazem oryginalny i bezsensowny, gdyż żadna ze znanych mu roślin nie mogła stworzyć nowej duszy. To jest, dopóki wiedźma nie położyła przed nim receptury alchemicznej.
- Ligustr i wilczełyko... - zamruczał maie, czytając skład. - gloriella... actaea
W miarę jak jego oczy mknęły po drobnych, delikatnych literach wspólnego, złociste źrenice stawały się coraz większe. Ta kobieta była szalona! Szalona albo genialna. Wszystkie rośliny rozpoznawał z nazwy, a przynajmniej połowa była tak silnie trująca, że druidzi wpisali je na listę zakazanych. Trudno było uwierzyć, że coś takiego nie zabiłoby trupa powtórnie!
A jednak...
"Przepis jest stary, bardzo stary...." - niektóre z czasowników były zapisane w formie dziś nie używanej, co tylko potwierdzało jego prawdziwość. Bądź zręczny falsyfikat.
-I niech odda ten skradziony oryginał, bo kiedyś ją w końcu złapią - w pierwszej chwili maie nie zrozumiał wypowiedzi.
Kto? I co najważniejsze co miał oddać. Umysł błądził jak szalony w poszukiwaniu elementów, kawałków układanki.
Wspomnienia.
Miejsca...
Twarze...
Słowa...

- "Słyszałam, że ten kupiec handlował kwiatem Galwanu, którego poszukuję." - driada wypowiada to niewinnym głosem, który teraz w uszach Darshesa aż drżał z ekscytacji.
- "Bardzo uważnie należy im się przyjrzeć, inaczej roślina jest niedojrzała i trująca." - ostatnie słowo odbijało się echem w głowie maie, gdy ten spojrzał na papier trzymany w drżących dłoniach.
- "O! Podobno lubi raczej skaliste klimaty, ale to nie oznacza, że się tam pojawia. Przeważnie był spotykany między szparami w skałach." - brzmiało to zadziwiająco podobnie do opisu z legendy czarownicy. Miejsca gdzie ów cudowny kwiat wyrósł.
Frigg stojąca przy stoisku z roślinami niebezpiecznie podobnymi do glorielli. Jej wzrok, pełen zachwytu, błądzący po białych płatkach. Czyżby już wtedy wiedziała, że to gloriella?
"Mało prawdopodobne... Zresztą i tak nie kupiła..." - maie zatrzymał się w pół kroku. Nawet nie zorientował się kiedy zaczął krążyć bosymi stopami po źle oheblowanych deskach. - "A może kupiła. Nie patrzyłem jej wtedy na ręce. Bardziej zajęty byłem nasionami.."
"Nie mam wątpliwości. Chcesz stworzyć wyciąg z samej śmierci... ale dlaczego? " - umysł druida zaczął pracować na tak wysokich obrotach jak wtedy, gdy w jego głowie pojawił się plan zemsty na znienawidzonym rodzie. - "Kogo chcesz zab...?"
Powoli w jego głowie pojawiło się kolejne zdanie:
- "Nie znam do końca jego działania... aczkolwiek jedno z jego tłumaczeń cokolwiek o nim mówi: 'Dawca życia'..."

Maie stanął tak gwałtownie w miejscu, że tylko lata szkolenia z driadami pozwoliły mu zachować równowagę. Nagle wszystkie elementy powskakiwały na swoje miejsce, a układanka od strony driady zaczęła się układać w spójną całość. Jej koszmary. Samotne spojrzenie. Żywiołowy charakter, który... Maie pokręcił głową. Jak mógł wcześniej tego nie zauważyć? Frigg próbowała przywrócić kogoś do życia. Kogoś bardzo jej bliskiego. Może ojca bądź kochanka. Albo dziecko...
"Czy nie mówiła przypadkiem o zemście? Że musi kogoś zabić, ale najpierw musi odnaleźć sposób na ocalenie siebie...?" - kolejna fala logiki uderzyła go niczym łyk porządnej gorzałki. Darshes wyciągnął ramię i oparł się o futrynę prowadzącą do niewielkiego pokoiku z driadą.
"Klątwa!" - maie przypomniał sobie to uczucie, gdy leczył delikatne, zielonkawe ciało. Gdy jego energia zaczęła wsiąkać w jej ciało bez żadnego wyraźnego efektu. - "Głupota! Cóż to niby za klątwa? Raczej dar. Móc bezwiednie absorbować moc..."
Maie oparł spocone czoło o drewno. Nagle w pokoju zrobiło się bardzo gorąco.
- To działa w dwie strony... - mruknął prawie niesłyszalnie. - To coś... skraca jej życie. Ona chce uratować siebie!
Ta konkluzja sprawiła, że pewien przełącznik w jego umyśle został przesunięty i nic, ani nikt nie mógł go już zawrócić ze ścieżki, która zaczęła się przed nim rysować w oparach mgły. Kolana się pod nim ugięły. Nie stracił jednak przytomności. Upadł na klęczki i odchylił głowę do tyłu. W jego oczach błądził dziwny blask, a usta rozwarły się w obłąkańczym uśmiechu. Cała człowiecza mimika zniknęła z jego twarzy, a złoto źrenic zdawało się mienić w blasku ognia. Teraz można było zobaczyć w nim coś innego... nieludzkiego.
Obie dłonie, dotąd zwisające luźno wzdłuż jego ciała, uniosły się i zakryły oczy. W powietrzu dał się słyszeć obłąkańczy śmiech.
- Szaleństwo! Szaleństwo ale cholernie mi się to podoba! - zamruczał głosem pełnym niezdrowej, złowieszczej wesołości. Jego postać zdawał się co chwile mienić. Jego kontrola nad tym ciałem przestała być stabilna i groziła rozbiciem na pojedyncze cząsteczki energii. - Całe swoje życie, dziesięciolecia poszukiwań, a to wszystko postawić na jeden, jedyny zakład. Gambit. Nowe życie bądź śmierć w męczarniach! Niech legendy zdecydują! - głos ucichł, ale w pokoju wciąż dało się słyszeć echo jego śmiechu.
Głowa powrócił do pionu, a dłonie odsłoniły oczy. Złoto-zielone ślepia, w których szaleństwo mieszało się z determinacją, figlarnym błyskiem i czymś jeszcze... niemożliwym do zidentyfikowania. Twarz odzyskała ludzkie rysy, a postać ustabilizowała się. Głos, który rozbrzmiał w powietrzu, był czysty i mocny, jedynie odrobinę zafarbowany nutą samozadowolenia.
- Nie mogę się doczekać końca tej sztuki. - stwierdził jakby do siebie. Następnie zwrócił się do wiedźmy, pamiętając jak przez mgłę, że ta oferowała poradę. - "Złoty grosz"... poszukamy tej speluny. Chciałaś coś jeszcze dodać?

***

Tymczasem w sąsiednim pokoju dało się zauważyć pewne zmiany. Mianowicie belki stropowe, podtrzymujące sufity, wypuściły pnącza. Owe badyle, zwisając na całą długość - od sufitu, aż do podłogi - zaczęły zakwitać wielkimi, czarnymi kwiatami wilca. Była to roślina niegroźna, której wzrost nie wymagał dużych ilości magii. Wydzielała jednak słodkawy zapach, który przyprawiał ciało o ciarki i wywoływał niepokój w sercu.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Wiedźma na moment zwątpiła czy jest bezpieczna w swojej małej chacie. Przy jej wieku jednak nic by nie straciła, gdyby dane jej było oddać duszę do zaświatów, to nie ona tutaj walczyła o życie. Wiedziała także o burzliwej osobowości nieznajomego i nie pozostało jej nic innego jak przeczekać chwilę uniesienia emocji. Była ciekawa czy siedzi w nim ktoś jeszcze, czy może także on został skazany na działanie jakiejś klątwę. Patrzyła na niego bacznie, obserwując z największa precyzją każdy jego ruch.
Zamknął się w swoim świecie przemyśleń, odkrywając i łącząc poszczególne elementy jakiejś układanki. Nie było to w cale trudne do odgadnięcia, w końcu majaczył zdania na głos, a każde kolejne sprawiało, że nakręcał się coraz bardziej. Wiedźma była gotowa przerwać jego tok myślenia. Jak się okazało - nie było takiej potrzeby. Bynajmniej na pierwszy rzut oka tak to właśnie wyglądało.
Jeszcze bardziej zaciekawiło ją co takiego łączy tego leśnego stwora z zieloną. Chociaż trudno też było powiedzieć, że powstała między nimi jakakolwiek więź. To było nadzwyczajnie dziwne. Zupełnie odrębni, a jednak coś kazało mu pozostać przy tej istocie. Stanowiska zielonej nie znała już tak dokładnie.
Usłyszała wreszcie głos druida, który był już nieco bardziej obecny w świecie zewnętrznym. Staruszka miała mocno zmarszczone brwi, które tworzyły kolejne linie na jej twarzy. I znów trudno było określić jakie emocje siedzą w tej starej babie. Wątpliwość? Zirytowanie? Z pewnością biła od niej powaga.
Nie miała zamiaru także zagłębiać się i pytać druida o jego zachowanie. Bo... czy to miałoby jakikolwiek dla niej znaczenie?...
-Gdy tylko wejdziecie do tej karczmy przywitajcie się słowami "Halve!" -spojrzała na niego nieco surowo. - Skup się, bo to ważne. -skarciła- Później niech jedno z Was spyta "Oczy widzą wszystko, jakie więc wieści niosą ze sobą niedosłyszące uszy?". Jeżeli nie powtórzycie tego słowo w słowo niczego się nie dowiecie. A Twoja sztuka nie będzie miała końca.

***

Frigg wyczuła nieprzyjemną...nie magię...energię. Tak, to musiała być energia.
Kiedyś już ją poczuła. Nadmiar szaleństwa zgromadzonego w jednym punkcie.
Zamruczała z wyjątkowym niezadowoleniem. Leniwym ruchem z lewego boku przetoczyła się na plecy. Już od samego początku chroniła przedramieniem swoje oczy, przed niewielkim, aczkolwiek istniejącym światłem. Czuła się jak na kacu, ale tak potężnego efektu upicia się jeszcze nigdy nie doznała. Z początku dudniło jej silnie w głowie, jakby ta nieokiełznana energia chciała wejść jej do umysłu. Tak oczywiście nie było, po prostu działanie wszystkich tych świńskich eliksirów wiedźmy wzmocniło niektóre jej zmysły, które w zniekształcony sposób odbierały wszelkie bodźce. Trwało to stosunkowo krótko, jednakże wystarczająco długo by Frigg poczuła te bezlitosne skutki uboczne. Jednakże dla samej driady czas dłużył się niemiłosiernie. Chciała wreszcie usłyszeć łagodne dźwięki miękkich kroków, a nie grzmoty przyprawiające o nudności.
W końcu łomot ustał, a ona mogła nacieszyć się melodią z otoczenia. Jej uwagę jednak przykuł zapach.
-Uhm....- jej nozdrza z chęcią przyjęły ten intensywny, słodki zapach kwiatów. Znajomych kwiatów.
Co to było?...
Po chwili jej serce ogarnął niewyjaśniony niepokój. Dopuściła światło do swoich źrenic, co, jak zawsze, przyprawiało ją o nutkę irytacji. Czekoladowe oczy jeszcze przez dłuższą chwilę dochodziły do siebie chcąc wyostrzyć sobie obraz.
"Kwiaty..." -pomyślała prostolinijnie.
Mozolnym ruchem usiadła na skraju łóżka. Świat na moment znów zawirował, ale po chwili wrócił do normalności. Czuła się jak soczyste jabłko. Z zewnątrz kusząco zielone, a w środku robaczywe i dziurawe. Jakby miliony wyżartych szpar zalepione zostały gliną. I było to okropne uczucie.
Dostrzegła czarne plamy. Głowę uniosła wzdłuż pnączy. Z uporem próbowała przyjrzeć się roślinom, jeszcze raz dłońmi przetarła swoje ślepia. Wstała z trudem i niezgrabnym ruchem powędrowała w stronę roślin. Czuła się coraz lepiej fizycznie, jakby napływały w niej kolejne pokłady witalności, jednakże niepokój i niepewność narastające w sercu były przytłaczające.
Palcami objęła jeden z czarnych kieliszków.
-Kwiaty wilca?
Nigdy wcześniej nie widziała by ten kwiat mienił się w czarnych barwach. Pamięta go w wersji purpurowej czy też niebieskiej, ale nigdy czarnej. Z resztą.. skąd kwiaty znalazły się w tym pomieszczeniu i dlaczego były czarne? Czyżby jednak nie wszystko pamiętała?
Kiedyś, jako mała dziewczynka uwielbiała się wczytywać w książki, w których opisane zostały znaczenia roślin.
-Wilec purpurowy - nie opuszczaj mnie. -zarecytowała krótki fragment jednej ze stron - Kwiat, który wręcz błaga o wieczne pozostanie razem, ktoś kto chce uchronić się przed wieczną samotnością.
Ale on nie był purpurowy. Dlaczego czarny? Ten kolor zwiastuje śmierć. W takim przekonaniu bynajmniej tkwiła Frigg.
A może tak na prawdę nie miały one żadnego znaczenia? Może nikt jej nie życzył ani źle ani dobrze, może one po prostu były. Ostatnia, niepewna teoria Frigg, pozostawała bezpieczną przystanią dla jej myśli. Niepokój w sercu nie pozwalał jej jednak w nią uwierzyć. Co ta stara wiedźma od niej chce? wcale nie chciała jej ocalić?! A jeśli chciała wykorzystać jej ciało, umysł albo duszę do jakiś swoich gierek?!
Ach! Aż się w środku zagotowała. Była wściekła. Po części na siebie. No ale czy miała jakieś inne wyjście? W tamtym momencie dołączenie do nieznajomej postaci, która mogła ją ocalić, wydawało się najrozsądniejszym. Teraz w to zwątpiła.
Zdecydowanym, szybkim, aczkolwiek niesłyszalny krokiem powędrowała znowu w stronę łóżka. Obszukała je dokładnie, odnajdując pod nim jeden ze swoich sztyletów. Ułożony był praktycznie pod ścianą więc trudno było go dostrzec. Poza tym była to jedna z mniejszych zabawek Frigg.
Może stąd ten niepokój? Może wiedźma chciała jej coś zrobić? Trzeba się będzie obronić przed tą staruchą. Ech... ale gdzie jej ubrania?! Swoim jakże bacznym wzrokiem, dopiero teraz dojrzała kilka rzeczy. Podeszła do nich bliżej. Buty... nie, nie są potrzebne. Z resztą i tak za duże...i męskie. Obok leżała jakaś torba. Jakaś znajoma... No nieważne!
Ciekawsko do niej zajrzała. Nasiona, mazie... Nawet dwie z nich skojarzyła. Reszta to były dla niej już tylko szpargały, o których miała zerowe pojęcie. Jakieś dziwaczne zwoje, papiery i niewiadomo co jeszcze. Ważne, że maści mogły się przydać.
Nie miała z resztą czasu rozpatrywać dokładnie każdej rzeczy. Dłonie jej drżały, nie wiedziała czemu. Przecież to miała być prosta szybka akcja. Może to te kwiaty? Wydzielają jakiś ogłupiający zapach.
Ostatnia rzecz - peleryna. Nie czuła się swojo bez ubrania, ale do tych swoich rytuałów chyba w każdej religii rozbierali swoje ofiary. Przeszyła ją kolejna fala niepokoju. Nie wiedziała kim ta stara baba tak na prawdę jest, nie wiedziała czy da sobie z nią rade. Jeżeli jest w sąsiednim pokoju, można by narzucić na nią te pelerynę i dźgnąć. Nie raz czy dwa, jak najwięcej, byleby stąd uciec. Swoją drogą ten materiał też jest jej dziwnie znajomy... Jakby gdzieś już go kiedyś widziała.
Zbliżyła ją do siebie. Woń lasu przyćmiła zapach kwiatów. Poczuła się nieco bezpieczniej, spokojniej. Drzewa w tym zapyziałym miejscu były idealną alternatywą. Chciała się nią opatulić i skryć, ale wiedziała, że nie ma na to czasu. Wciąż to miejsce było dziwnie niespokojnie.
Położyła torbę tuż obok wyjścia, tak by w razie czego szybko ją chwycić i zwiać albo użyć jako broni obezwładniające (czyli nią po prostu rzucić). Zbliżyła dłoń do klamki. Jeszcze na jeden moment zwątpiła, ale wierzyła to jedynie niepokój próbuje nią zawładnąć.
Gwałtownie otworzyła drzwi i właśnie miała cisnąć peleryną w wiedźmę, ale pierwsza osobą, którą dojrzała był...
-Darshes?! - krzyknęła doszczętnie zdezorientowana, aż ją zamurowało. Szybko jednak zorientowała się, że stoi przed nim naga, niczym kurczak do obrobienia - Co ty tutaj robisz?! - aż zapiszczała, jej złość powoli przekraczała granice jej wytrzymałości.
Nie wiedziała co ma zrobić. Chciała rzucić w jego stronę peleryną. JEGO peleryną. Poczuła się jak skończona idiotka. Jak mogła jej nie rozpoznać?! Ten pomysł okazałby się głupi, przecież mógł ją z siebie zdjąć i na nią znowu spojrzeć. Opuściła sztylet, który dźwięcznie opadł na drewniane podłoże. Owinęła się pelerynę wykorzystując przy tym technikę zawiązywania ręcznika.
Schowała się szybko za drzwiami, nie wiedząc co odpowiedzieć, nie wiedząc jak zareagować, nie wiedząc co po prostu robić.
Gorący rumieniec oblał jej twarz, ale nie wiedziała czy ma czas na takie sprawy. Czyżby to on był sprawcą dudnienia w jej głowie? Źródłem tej dziwacznej energii? I właścicielem kwiatów?
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Zirytowały go słowa wiedźmy. Pod tym względem był podobny do Frigg: wolał działać niż gadać. Jednak zanosiło się na to, że w tym mieście, mimo całego ogromu niebezpieczeństw, więcej będą walczyć na słowa, niż żelastwem o żelastwo. Dodatkowo zirytowała go sama forma hasła. Było długie i łatwo go można było pomylić. Nie mówiąc już o tym, że po części kojarzyło się z tą starą ropuchą. Maie zaczął się nawet poważnie zastanawiać, czy nie trafił do jakiegoś kultu i czy nie zechcą zaraz wykonywać tu jakiejś orgii. Słyszał wiele opowieści o takich "instytucjach", a każda była bardziej obrzydliwa niż poprzednia.
Jak na dokładkę, w tym samym momencie do pokoju wparowała naga driada. W jednej ręce ściskała jego pelerynę, wyszywany na obrzeżach złotymi liśćmi, a w drugiej niewielki, stalowy sztylet, gotowy do pchnięcia. Pierwsza myśl która go wtedy napadła była tak absurdalna, że na jej wspomnienie uśmiechał się jeszcze dobrych parę lat po tym wydarzeniu.
"Zabije czy zgwałci?" - pomyślał, odruchowo sięgając po swój kostur.
Oczywiście jego palce natrafiły na pustkę. No tak, przecież zniszczył kostur by dezaktywować zaklęcia strażnicze, tam, przy bramie. Zagoniony w ślepą uliczkę, sięgnął po magię, gotów złamać zakaz wiedźmy i sparaliżować dziewczynę. Wtem jego nozdrza uderzył słodkawy zapach
Druid go nie rozpoznał. Władanie magią intuicyjnie wiąże się z tym, że nie jest ograniczone przez żaden rodzaj wiedzy. Jeśli rzucający czegoś pragnie, moc spełnia jego zachciankę. To w jaki sposób to wykona zależy głównie od kontroli maga. Gdy ten traci skupienie lub, co gorsza, panowanie nad swoimi uczuciami, magia przyjmuje dzikie, często najbardziej nieprzewidywalne kształty. Tak samo było teraz. Gdy kilka chwil temu, maie poddał się swemu szaleństwu, jego moc wyciągnęła z jego wnętrza te uczucia, które siedzą w nim najmocniej zakorzenione: zemsta, śmierć, zniszczenie, obłęd. Dlaczego jednak przyjęły taka postać, tego Darshes nie wiedział.
Mógł jednak poczuć to, co pewna grupa drwali, odległej zimy. Strach. Zimny, niezrozumiały strach, nie wynikający z niczego konkretnego. Sprawiał, że serce zaczynało mocniej bić, a głowa od razu wypełniała się najczarniejszymi myślami. Siłą woli opanował swoje uczucia, a magią złagodził skutki fizyczne. Tamci ludzie, uzbrojeni w siekiery mięśniaki, nie mieli tyle szczęścia.
Sam tego nie pamiętał. Nigdy nie pamiętał swoich ataków furii. Gdy odzyskał przytomność, stał umazany karmazynowym śniegiem, a w zasięgu jego wzroku kręciły się wilczyska, rzucając głodne spojrzenia w stronę szkarłatnych kawałków mięsa leżących dookoła. Kiedyś to wspomnienie wywoływało w nim mdłości, teraz jednak uśmiechnął się podle.
Sytuacja chyba jednak nie była do tego najlepsza. Na policzkach Frigg wykwitły gorące rumieńce wstydu. Ruchami niemal błyskawicznymi okryła się peleryną i zniknęła za drzwiami. Druid uniósł brwi w rozbawieniu i podziwie. Jeszcze nigdy nie widział, żeby ktoś poruszał się z taką szybkością.
- Mogłaś jej chociaż zostawić ubranie... - rzucił, przekrzywiając głowę w stronę wiedźmy.
"Piekielna starucha, wszystko sobie zaplanowała" - jego zirytowanie sięgało granic.
Z drugiej strony, teraz jak na to patrzył, Frigg była niezwykle żywa jak na umierającą osobę. Czyżby się pomylił? Zmarszczył brwi. Nie, raczej nie. Ufał swojemu intelektowi i był niemal pewien, że większość, jak nie wszystko, do czego doszedł było prawdą. A to oznacza, że będzie się musiał jeszcze chwilę pokręcić wokół pięknej driady i jej szalonego planu.
Wolnym krokiem podszedł do drzwi i zapukał.
- Frigg, nie rób scen. - powiedział spokojnym lecz nieco rozbawionym głosem. - Nie musisz się wstydzić swojego ciała. Jest wspaniałe.
Teraz oparł się o framugę drzwi i zamknął oczy. Skrzyżował ręce, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek. Uwielbiał się droczyć z pięknymi, zadziornymi kobietami. A taką właśnie była driada.
- Zresztą... - ociągał się, by jeszcze podkreślić efekt. - Dzięki hojności naszej gospodyni, zdążyłem się już nim w pełni nacieszyć.
Mógł to powiedzieć inaczej, by nie wywoływać nieporozumień.
Ale nie chciał.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

-A bo ja wiedziałam, że będziesz chciał zielonej, chociaż wart nie jest złamanego miedziaka?
Wiedźma momentalnie odpowiedziała druidowi na pytanie. Można było wyczuć w tych słowach nutkę irytacji, ale z pewnością nic nie uszło uszom driady.
Co się działo w tym cholernym domu?!
Przez ciało Frigg przeszedł zimny dreszcz. Zwątpiła czy druid jest rzeczywiście druidem. W wiedźmę nie wątpiła, wiedźma z pewnością była wiedźmą. Kto wie, czy nie znali się już za czasu, albo łączyły ich jakieś brudne interesy. Taka zraniona, słaba driada jest przecież idealnym kąskiem. Te stare babsztyle potrafią wiele, a mogą zapewne też przenosić jakoś swoje dusze z jednego ciała do drugiego. Frigg wcale nie myślała o sobie źle..w sumie to w ogóle nie rozpatrywała nigdy na temat swojego ciała. Dla tej staruchy z pewnością starczyło to, że jest młoda i żywa, a nie pomarszczona niczym dojrzały orzech włoski.
Nerwowo potarła dłońmi swoich ramion, jakby chciała się przytulić i zachować swoje zielone ciało wyłącznie dla siebie.
Lepsza taka zielenina niż orzeszek...
Mogła zawsze też po prostu czerpać energię z młodych ciał i się odmładzać. Słyszała, a później i sama przekazywała, tego typu legendy.
Każda z tych wersji była dość realna dla Frigg. A jednak w tych obydwu planach coś poszło nie tak...
Jeżeli chciała posiąść jej ciało... to chyba zrozumiała, że z zewnątrz to może jest ono ładne i młode, ale wewnątrz...jest zgniłym jabłkiem. I cały plan szlag trafił, no bo po co jej takie dziurawe cielsko?
Jeżeli chciała czerpać z niej energię..to nie za dużo jej miała w sobie. Wyglądała na wybuchową dziewczynę, ale czy można było coś wyssać z tych zatrutych komórek? Może to właśnie owa trucizna pozwoliła jej teraz, jak na ironię, żyć.
Frigg coraz bardziej popadała w przytłaczającą ją histerię. Jeszcze nigdy w życiu nie odczuła takiej dziwnej mieszanki uczuć, jakby miał ją sparaliżować lęk, który popędzany był złością i nienawiścią.
Oczywistą rolę odgrywał dla niej w tym wszystkim Darshes. Najwidoczniej zajmował się znoszeniem takich kruchych ptaszynek do nory lisa.
Taka wersja była dla Frigg jak najbardziej realistyczna. Tylko nie rozumiała, do czego ma im jeszcze posłużyć. Wciąż przecież żyje... a jeśli też będzie musiała sprowadzać takie młode panny dla tej starej baby?
Obydwoje nie wchodzili do pokoju. Zastanawiała się czy może nie jest chroniona przez jakąś dziwną magię... Na co czekali? Mogli ją przecież złapać i mieć, wyprać mózg, tak by niczego nie pamiętała. Ooo tak! Zdecydowanie wolała aby wyprali jej mózg! Lepiej być pustą machiną do zabijania czy porywania dziewczyn niż robić to świadomie.
Sztylet...Sztylet pewnie został dla tej staruchy, która po przebudzeniu się w nowym ciele, mogła się czymś bronić.
Gdyby mogła, w tym momencie przełknęłaby ślinę, jednakże język, jak i podniebienie, wysuszone było na wiór. Nie wiedziała co robić i nie wiedziała czy może w to wszystko wierzyć, ale histeria powoli w niej narastała, co niestety przysłaniało zdrowe, realne myślenie. A może wcale nie było one takie mylne?
Chciała coś zrobić, jakoś zadziałać...
Jak on mógł jej to zrobić?! Ten pieprzony druid! W karczmie wydawał się taki... prawdziwy. Może to właśnie stąd te dziwne napady furii? Zawładnęła nim ta stara rura, a on teraz walczy, z prawdziwym samym sobą od środka...
O nie, nie, nie, nie... nie ma zamiaru go w żaden sposób usprawiedliwiać! Kto wie kim...albo i czym on był bądź jest! Jakimś wytworem wyobraźni albo efektem eksperymentu wiedźmy. Ten cały cyrk... brak panowania nad sobą, który teraz okazuje się bujdą... A ona durna chciała mu pomóc! Uwierzyła w to, że w jakiś sposób zadziałała, że nad sobą zapanował! Kto by mógł zapanować po słowach "Hej towarzyszu!" ?! Jedna wielka kpina...jeden wielki cyrk...i to uczucie zdrady...
...wciąż w nadmiernych ilościach wpływało do jej serca.
Z początku mogłaby pomyśleć, że komplement na temat jej ciała był prawdziwy, kolejne jednak zdanie w żaden sposób tego nie potwierdziło, Wspaniałe?
I jakiej hojności gospodyni?!
Stanęła dęba. W głowie aż się jej zakręciło, miała ochotę zwymiotować, oblała ją momentalnie gorąca fala, nieprzyjemna gorąca fala. Może to sprawka tego mdłego zapachu kwiatów lub nadmiar histerycznych wyobrażeń albo myśl o tym, że on...
Że on....
Że....
Widział, dotykał, czuł. Wszystko. Dosłownie wszystko.
Dłonie drżały jej z przerażenia. Wędrowała po ciele, jakby chciała je zbadać czy wszystko z nim w porządku. Dotknęła po kolei to ud, bioder, brzucha, piersi...dopiero prawa ręka przywołała na myśl jakiekolwiek wspomnienie. Odczucie bólu... I ten niewyraźny obraz... to była jego twarz!
Gdyby znajdowała się za nią ściana... z pewnością chciałaby się o nią oprzeć. Nie chciała jednak by któreś z tych, obecnie dla Frigg, psychopatów wiedziało, co robi, albo czego i nie robi.
Ten cholerny zapach kwiatów! Jest taki okropny, tak nienawistny!
Kilkoma krokami podeszła do roślin. Ogarnęła nią nienawiść do czarnych wilcy. Miała ochotę zdusić coś w dłoniach, a jeszcze większą na to by pozbyć się tego durnego zapachu. Garść kwiatów wyrwanych z pnączy nie dał jej jednak satysfakcji. Kwiaty porozpadały się na milion części, gdzieniegdzie przyozdobione były zielonymi liśćmi. Zerwała kolejną część, ale i ta nie przynosiła żadnych efektów. Wręcz odwrotnie...
Jęknęła cicho. Była przerażona swoim zachowaniem, była przerażona obrazem czarnych płatków, a zapach jakby w trakcie rozpadu tych roślin zwiastujących śmierć, zdawał się spotęgować.
Pot spłynął po jej czole. Miała wrażenie, że jej dygocące ciało wysyła drgania wzdłuż desek, dając znać drapieżcom o kiepskim stanie swojej ofiary. Czy on na prawdę...
Widział już wszystko, to było oczywiste. Jeżeli miała liczyć tylko jej nagi wyskok, ale... On najwidoczniej doświadczył więcej niż myślała. Każdy krągły zarys pośladków, piersi...każdy pieprzyk... były przyjemnością dla jego zboczonego oka. Jeden z nich, stosunkowo dość duży, znajdował się na lewym pośladku. Jest jeszcze jeden, szczególny pieprzyk. Malował się on w dość charakterystycznym miejscu...
Oczy rozszerzyły się w kompletnej panice.
"On był... on jest... on jako..."
Świat mocno zawirował w jej oczach. Uszła kilka, bezgłośnych kroków do przodu. Wydawałoby się, że upadnie, jednak ciało wychwyciło równowagę. Było jej niedobrze... Chciała wymiotować, ale najbardziej w życiu, pragnęła stąd uciec. Ukryć się w jakiejś norze, bez lisa, i tam umrzeć albo chociaż jakoś się wydostać i umrzeć, po swojemu. Nie być niczyją maszyną.
Czuła, że przegrywała wewnętrzną walkę. Była niezwykle obdarzona uczuciem nienawiści i zemsty, która teraz przemieniała się w lęk. W tym momencie żałowała, że tak bardzo pragnie zabić mrocznego elfa, powyrywać mu wszystkie bebechy, wsadzić mu je do gęby, po czym zwłoki powiesić na kiju.
Mocno zacisnęła powieki. Głosy wspomnień chaotycznie nawiedzały ją w głowie. Zakryła uszy dłońmi by bezskutecznie je stłumić. Chciała uciec...
Czuła jak łzy garnęły się chęcią wypłynięcia na powieki...
Jeden, krótki dźwięk wyrwał ją z natłoku myśli, jakby...coś się zsunęło. Kątem oka dojrzała wisiorek, który ukrył się pod prześcieradłem. Szybko i niemalże bezgłośnie, do niego podbiegła, a następnie gwałtownie ujęła go między palce. To jej naszyjnik!
Zimno-ciepły pot przerwało przyjemne uczucie, jakby kamień spadł jej z serca. Przytuliła go pieszczotliwie do policzka.
"Anu..."
Miała wrażenie, że zaraz rozpłacze się ze szczęścia. Poczucie zagrożenia połowicznie z niej uleciało, a zapach kwiatów stracił już swoją siłę. Mimo to, nadal rozchodził się po pokoju.
Wiedziała, że musi działać, musi coś wymyślić.

Driada coś długo nie ujawniała się oczom wiedźmy. Zajrzała więc w międzyczasie do kanciapy, w której, jak się okazało, znajdywały się rzeczy Frigg. Wszystko sprawnie zawinięte w jej lisi płaszcz, tak by nic się nie zaginęło. Rzuciła niezgrabnie jej rzeczy, niemalże tuż przy nogach Darshesa i odeszła na bok, do swojego kotła. Nie miała zamiaru czekać na kapryśną zieloną...

Obejrzała dokładnie kołdrę i prześcieradło, po czym po pomieszczeniu rozległ się brzęk sztyletów uderzających o podłogę.
Czuła się podobnie niczym niedawno sam maie i którego tak nienawidził- nie mogła dopuścić do tego by oni stali się kotem, a ona myszą! O nie, nie... jeżeli ma stąd jakiejś wyjście to tylko wówczas, gdy ona zacznie polować.
Otarła czoło, poprawiła geste włosy. Naszyjnik wsunęły między dwie, młode piersi, kryjąc go oczywiście pod ręcznikiem.
Wyjrzała za drzwi, nic się nie odzywając. Chciała spojrzeć nienawistnie na Darshesa, ale nie potrafiła. Było za szybko by moc to zrobić po tym... jak dopuścił się tak skandalicznych rzeczy!...
Wiedziała też, że wysunięcie ręki po rzeczy, na nic się zda. Miała ją za krótką...albo, jak to wolała mawiać, za małą. Ostrożnie wylazła za drewnianą płaszczyznę. Podeszła jak najdalej, jednakże wystarczająco blisko by uchwycić róg zawiniątka, które do siebie przygarnęła. Była niczym spłoszone zwierze. Równie ostrożnym ruchem skierowała się w stronę swojego ukrycia, stanęła jedynie na chwilę, aby wypowiedzieć jedno, krótkie słowo...
-Spieprzaj.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Chwilę ciszy przerwał odgłos kroków za drzwi. Kroków i wrzasku. Okrzyku bólu który nagle wypełnił cały świat Darshesa.
"Pomocy!!"
Maie wiedział, kto krzyczał. Wiedział również do czego to prowadzi i starał się zdusić głosy siłą swej woli. Te jednak wciąż wracały. Był za blisko...
"Ona nas zabija!!"
"Siostro! Siostrzyczko! Aaaa...!!!"
Maie zakrył uszy, jakby to cokolwiek miało pomóc. Ale nie pomagało. Wrzaski były ogłuszające, a tłumienie ich przyprawiało tylko o ból głowy. Głosy stawały się coraz silniejsze, a coś w jego wnętrzu się budziło. Magia zaczynała szybciej krążyć w jego żyłach.
"Muszę to zdusić!" - postanowił. - "Za wszelką cenę!"
Już miał siłą otworzyć drewniane drzwiczki posłać Frigg na ziemie falą zielonkawej energii, gdy wrzask ucichł, a zastąpiły je okrzyki żałoby. Siostry wołały za siostrami. Młodsze za starszymi. Te poniżej, za tymi powyżej, ograbionymi z płatków. Żaden człowiek by nie uwierzył, że głosy owe należały do niewielkich kwiatków. Jednak żaden człowiek by ich nie usłyszał. Maie był prawdopodobnie jedyną istotą w promieniu kilkunastu kilometrów, która znała głos natury. I tylko on mógł w tym momencie opłakiwać z nimi ich stratę.
Gdyby Frigg po wyjściu ze swojej skrytki spojrzała w oczy druida, zobaczyła by w nich łzy. Nie dla niej. Dla dzieci, które dzisiejszego dnia zginęły z jej ręki. Ta jednak przepełniona nienawiścią i wstydem - a może czymś jeszcze - trzymała oczy nisko. Morderczy napad szału minął bezpowrotnie i został tylko smutek. Nie mógł winić driady za to co uczyniła. Nie mógł i nie chciał, choć coś w jego wnętrzu bardzo pragnęło zacisnąć dłonie na jej gładkiej szyi.
- Spieprzaj. - rzuciła tuż przed tym jak ponownie zniknęła za drzwiami.
To poprawiło humor maie. Dziewczyna naprawdę uwierzyła, że coś między nimi zaszło. To by tłumaczyło dlaczego nagle zaczęła niszczyć kwiaty. Po prostu wyżyła się na pierwszej rzeczy którą miała w zasięgu.
- Nie mam zamiaru - odparł maię ocierając łzy i przybierając żelazną maskę. Zamknął oczy. Teraz musi zmusić Frigg by wyszła i podjęła się tych cholernych poszukiwań. - Nie wiem czy pamiętasz, ale ciągle poszukujemy pewnego kupca. I mamy spore opóźnienia, bo ktoś nie mógł sobie poradzić z dawno już martwą pokraką i magikiem trzeciego rzędu. - otworzył jedno oko.
W jego polu widzenia pojawiła się wiedźma. Mieszała coś w kotle, maie jednak nie mógł się pozbyć wrażenia, że cały czas ich słucha.
- Nie wspominając o tym, że prawie nam wykitowałaś na Zgnilca. Trochę wdzięczności, jeśli nie dla mnie, to dla szacownej gospodyni. - powiedział, starając się osłabić nieufność driady do przynajmniej jednego z nich. - Gdyby nie ona, nigdy bym do ciebie na czas nie dotarł.
Uznanie zasług wiedźmy mogło osłabić jej czujność i otworzyć drogę do ewentualnego ataku. Gdyby chociaż spróbowała się napić swojego naparu z kociołka...
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Przycisnęła do piersi swoje zawiniątko, gdy tylko minęła drzwi i widziała martwe, czarne płatki. Spuściła wzrok, żałowała tych śmierdzących roślin, chociaż to one w dużej części przyczyniły się do jej histerii. Mimo to, nadal pozostawały tylko roślinami. Nie mając zamiaru się już obwiniać, rozłożyła rzeczy na łóżku, które następnie kolejno na siebie nakładała.
Spojrzała jeszcze raz na zerwane kwiatki.
Poprawiła naszyjnik, zgrabnie przykrywając go swoim płaszczem i wnet jej spokój znowu zaburzył druid...
Zdecydowane, głośne kroki skierowały się ku drzwiom. Zielona stanęła gwałtownie na przeciw niemu. Czekoladowe oczy wypełnione były wściekłością, jakby rzeka ulewała ze swego koryta.
-Nie mam zamiaru nikomu dziękować! -rzuciła donośnym głosem - Prędzej bym podziękowała jej niż Tobie! Mogłeś mnie zostawić samą, na pastwę losu! -wcisnęła z dość, jak na driadę, dużą siłę płaszcz w jego ręce - Skoro nie wart jestem złamanego miedziaka!
Odpięła spod pasa bukłak, podeszła do kociołka. Nie pytając nawet wiedźmy, przechwyciła chochle. Wypełniła pustkę płynem. Frigg już nie do końca wiedziała czemu to ma służyć, ta dziwna mikstura... Może niosła ona za sobą te dziwaczne efekty, które teraz ją dręczą, cokolwiek by to nie było warto jest to posiadać. Trzeba było przyznać, że działała dość silnie przeciwbólowo.
Staruszka uniosła jedynie brew, spoglądając na druida. Nie miała w planach wtrącać się w ich dziwaczne relacje i w to, czy nieznajomy zdradzi jej nowy składnik zawarty w kotle.
Driada podeszła do drzwi, palcami objęła klamkę.
-Karczma "Złoty grosz". Trzy ulice dalej od sławnego krawca Boliego, na obrzeżach miasta, ze złotą zwisającą lampą nad drzwiami. -wyrecytowała opis na głos, chcąc wyobrazić sobie to miejsce.
Frigg nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Robił sobie z niej żarty? Albo próbuje uśpić jej czujność. Pogubiła się w tym co jest prawdą, a co nie. Nie była przekonana do tego czy rzeczywiście ten paskudny facet ją uratował, czy miał jakiś inny udział w tym wszystkim. Chciała po prostu stąd wyjść i nie wracać.
Zapach kwiatów nadal bezlitośnie dręczył jej nozdrza.
-Która droga lepsza? - spytała, trudno określając odbiorcę, ale wiedźma najwyraźniej pozostawała w swoim neutralnym położeniu.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Pod znaczącym spojrzeniem wiedźmy maie zaledwie wzruszył ramionami. Kobieta musiała się w jakiś sposób domysleć, że druid doprawił jej mieszankę. Sądziła chyba jednak że to trucizna.
"Cóż, zabić jej to nie zabije..." - pomyślał, patrząc jak zielona nalewa sobie naparu do bukłaka.
Ponownie wzruszając ramionami, wszedł do pokoju, w którym parę minut temu ratował driadzie życie. A może to było kilka godzin? W tej zatęchłej chałupie zaczął tracić poczucie czasu. Ciekawe ile minęło od kiedy wszedł za staruchą do tuneli.
"Sądząc po kącie padania..." - pomyślał spoglądając w zabrudzoną szybkę okienka. - "...jest późne rano. Walka ze zgnilcem zajęła mi znacznie więcej niż się tego spodziewałem..."
Podszedł do torby. Nie zauważył, że rzeczy były nie na swoim miejscu. Rzadko miał coś poukładane, a w doborze składników kierował się raczej wiedzą niż miejscem przechowywania. Sprawdził tylko czy nie brakuje zwojów. Były. Resztę można zawsze uzupełnić. Włożył na nogi buty i już miał powstać gdy z ziemi zamigotały do niego czarne płatki. Delikatnym ruchem podniusł jeden z nich i wysłał w jego stronę świadomość.
Nic.
Płatek był równie martwy jak otaczający go kamień. Maie spojrzał ze smutkiem po otaczającej go dżungli badyli. Niektóre wciąż zachowały swe kwiaty. Te jednak szybko wysychały. Były nie tylko nie kompatybilne z drewnem z którego wyrosły, ale także nie miały czym się żywić. Tej roślinie brakowało korzeni. Prędzej czy później umrze. Rzucił spojrzeniem na dwie kobiety. Żadna z nich w tym momencie nie patrzyła. Skoncentrował magię i posłał wgłąb badyli. Jeden po drugim, w każdej roślince zamierały funkcje życiowe. Z zewnątrz maie nie wykonywał żadnego ruchu, tylko od czasu do czasu jego oczy nabierały zielonkawej poświaty.
Kiedy usechł ostatni kwiatek, Darshes z peleryną zarzucona przez ramię wrócił do głównej izby. Mocował właśnie broszę do spięcia, gdy Frigg zadała pytanie. Z początku nie miał zamiaru odpowiadać. Wiedźma znała to miasto i skoro już tyle pomogła, mogła i to powiedzieć. Ta jednak milczała.
- Nie jesteśmy tu chyba zbyt mile widziani. - powiedział, mając na myśli bardziej miasto niż tą konkretną chałupę. - Dodatkowo na ulicach aż roi się od adeptów mrocznych sztuk. - zastanowił się przez chwile. Skoro mieli dotrzeć do "Złotego Grosza", mają tylko dwie opcje. Jedna i druga śmierdziała. Jednak ta druga śmierdziała tylko kałem. - Pójdziemy kanalizacją.
To mówiąc skierował się w stronę, gdzie według niego winien być właz. jaki był ten szyfr? Dwa długie, jedno krótkie? A może na odwrót?
- Jest coś, co powinniśmy wiedzieć o podziemiach? Jakieś zmutowane szczury albo coś? Założę się, że abominacji to wam w tym miejscu nie brakuje... - rzekł, cały czas próbując sobie przypomnieć szyfr. - Otworzysz to przejście, czy sam mam je sobie zrobić?
Chyba zniecierpliwienie brało nad nim górę. Nie dość że od paru miesięcy włóczył się bezskutecznie za słabowitym magiem, to jeszcze teraz ma utknąć zagrzebany w ludzkich odchodach w mieście w którym padlina jest dostawcą, a nie towarem.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Zamykając szczelnie bukłak, jeszcze na moment powiodła wzrokiem za Dasrhesem. Skrył się w przeklętym pokoju. Określenie "przeklęty" bardzo odpowiadał Frigg, zapach który powoli ulatywał, strasznie ją denerwował. Ogólnie, już od samego początku wzbudzał w niej niewyjaśnione emocje.
Jeszcze na chwilę przed podejście do drzwi wyjściowych, rzuciła ostatnie spojrzenie w stronę przeklętego pokoiku. W szczelinie między drzwiami a futryną, dostrzegła na moment intensywniejszą barwę zieleni, która gościła w oczach druida. Otarła swoje oczy i spojrzała jeszcze raz. Chyba miała już jakieś halucynacje... Później jej dłoń powędrowała na klamkę, czekając na odpowiedź mężczyzny. A decyzja w cale nie zachęcała jej do dalszej podróży. Niech no ona zdobędzie tylko ten cholerny kwiat życia...
Genialnie! Będzie się wlekła przez stado gówien z gościem, który nie wiadomo kim na prawdę jest! Takie właśnie myśli zawładnęły driadą. Była niezwykle niezadowolona, ale kolejne słowa między nim a wiedźmą nie wskazywały na ich współpracę. Czyli to był jedynie głupi żart?
Frigg byłą w stanie dużo znieść. Często wybuchała, krzyczała, ale żeby ktoś jej zalazł za skórę... Z pewnością zrobił to już jej współtowarzysz.

Wiedźma podeszła do małego przejścia ku dołowi. Zastukała w odpowiedni rytm, pierwsze stuknięcie było krótkie, kolejne dwa dłuższe. Drzwiczki rąbnęły, tym razem, w dół.
-Nie myśl sobie, że jak będziecie chcieli tu wrócić nie zmienię rytmu. -zastrzegła staruszka - Możecie spodziewać się wszystkiego co martwe. Żywi raczej długo tam nie wytrzymują.
Odeszła od przejścia chcąc przepuścić nieznanych.
- I jakim nam? -spytała nie oczekując odpowiedzi.
Frigg spojrzała niepewnie na schody. Nie przemieszczała się w mieście jeszcze tą drogą. Przede wszystkim smród rządził tymi miejscami, a co jeszcze tam grasowało... Chyba wiedziała tylko wiedźma i mieszkańcy kanałów. Nie była przekonana, co do schodzenia, tam w dół, poza tym nie ufała mężczyźnie. A jeśli ją tam zamkną? może to jakaś izolatka na takie kruszynki jak Frigg?
Spojrzała wymownie na Darshesa. Nie przyjmowała sprzeciwu, przepuściła druida jako pierwszego. Dopiero gdy zszedł głęboko na dół, ona miała ruszyć za nim, jednak wiedźma chwyciła mocno jej ramię i zwróciła ku sobie.
-Uważaj na purpurowy ogród, bo w końcu zaczną w nim wyrastać czarne kwiaty.
Wyszeptała niemalże bezgłośnie, a jej ślepia były szeroko rozwarte, jakby była opętana. Driada odpowiedziała jedynie dziwacznym wzrokiem, który kompletnie nie pojmował słów starej. Czyżby chciała ją przestrzec przed tym zboczeńcem będącym w dole?
Na dłuższą metę, postanowiła rozgonić te myśli gdzieś daleko na bok.
Zeszła w dół, dość wolno i ostrożnie. Bała się, że złapie jakąś infekcje po tak trudnej walce w tak niehigienicznym miejscu. Nie zdążyła nawet dokładnie przyjrzeć się swojemu ciału pod względem ran! No ale cóż, trudno. Nie będzie się rozbierać, nie wśród kału i nie przy tym idiocie, chociaż podobno widział to i owo. Trudno było wytrzymać w kanalizacjach już na samym początku. Frigg odczuła jak bardzo nie czuje się na siłach, że może lepiej będzie iść miastem... ale do takich klimatów węch powoli się przyzwyczajał i wcale już tak nie śmierdzi...
"Na Matkę Naturę! Do czego ja się zniżam?!" pomyślała zrozpaczona. Mimo to, nie mogła się poddać. Będzie żałowała jeśli nie spróbuję, a to już kompletnie nie da jej spokoju życia.
Było ciemno, brudno...chłodno... Wyliczała w myślach wszystkie negatywy tego miejsca, a lista była długa.
Drzwiczki zaś zatrzasnęły się, bezpowrotnie ucinając drogę do chatki wiedźmy, który wcale nie wyglądał jak z bajki.
-W ogóle...Ty wiesz, którędy iść?-spytała zirytowanym głosem.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie nie był zachwycony ponowną wizytą w ściekach. Zdawało się tu śmierdzieć jeszcze bardziej niż kilka godzin temu. Jakby to w ogóle było możliwe! Brązowa rzeka nieczystości wolno mknęła wzdłuż tunelu w stronę czegoś, co pewnie było zbiornikiem nieczystości, bądź kończyła się gdzieś poza miastem, rozlewając kał i mocz na pobliską okolicę.
Pochodnie rozmieszczone wzdłuż ścian nadal płonęły, choć dawane przez nich światło nie było już tak mocne jak jeszcze zeszłego wieczoru. Słabo widoczny tunel mknął dalej na północ, zgodnie z nurtem, bądź na wschód i tam kończył się kładką prowadzącą na wyższy poziom. Tam też znajdował się niewielki wodospad, z którego fekalia raźno spadały, chlupocząc niemiłosiernie i rozbryzgując śmierdzący płyn na ścieżkę i ewentualnych przechodniów.
Wizja przejścia obok tak wesołej kaskady brudu i odchodów ludzkich nie przemawiała zbytnio do Darshesa. Poza tym nie pamiętał, by razem z wiedźmą przechodzili po jakiejkolwiek kładce.
- Mniej więcej. - odparł na pytanie Frigg, kierując się w przeciwną stronę.

Szybko okazało się, że było to mniej niż więcej. Wiedźma musiała mieć swój system, którym kierowała się w podziemiach, bądź znała trasę na tyle dobrze by iść po niej z zamkniętymi oczami. Tak czy siak druid nie zauważył żadnego znaku mówiącego o wyjściu lub czymkolwiek podobnym. Gdyby jeszcze za czasów swego pobytu w Ash Falath'ne uczęszczał na lekcje tropienia - driady organizowały takie dla swoich córek - zauważyłby ślady pazurów w zarośniętym drobnymi glonami podłożu. Tak więc, dopóki nie usłyszał pierwszego podejrzanego dźwięku, nie miał pojęcia, że prowadzi ich w pułapkę.
Tunel zakręcał parę metrów przed nimi, a w oddali zaczął się nieść szum. Nurt gwałtownie przyspieszał, co mogło oznaczać, że zapewne znowu zbliżali się do jakiejś kładki. Było tu także mniej światła. Ta cześć tunelu była chyba rzadziej używana, bo tylko co trzecia pochodnia nadal płonęła słabym światłem. Tworzyło to swego rodzaju mroczne przejścia miedzy kolejnymi kręgami światła. Sprawiało to, że źrenicom trudno było przywyknąć do jakiegokolwiek światła w czasie ich marszu.
W wodzie obok, nieco przed nimi rozległo się chlupnięcie. Jakby ktoś uderzył czymś płaskim o wodę. Następne trzy rozległy się za nimi. Maie zatrzymał się i spojrzał najpierw za siebie potem do przodu. Nic. Nie zdołał dojrzeć niczego na szczególnego na ścieżce. W wodzie za to od czasu do czasu unosiły się podejrzane kształty, które zwykle okazywały się odpadkami.
- Wydawało mi się? - mruknął jakby do siebie.
Zrobił kolejny krok do przodu i poczuł, że zahaczył o coś stopą i niemal stracił równowagę.
W tym momencie z sufitu opadła ciężka, rybacka sieć. Przywiązane do niej metalowe przedmioty zadzwoniły żwawo gdy ta pochwyciła druida. Niemal w tym samym momencie, gdy siatka oplatała jego ciało, z wody przed nim wyskoczył dziwaczny stwór.
Ni to żaba, ni to jaszczura. Stwór o potężnie umięśnionych tylnych nogach. Skórę miał półprzeźroczystą, która w obecnym oświetleniu wydawała się czarna, lecz w rzeczywistości mogła być każdego koloru. Krótką szyje kończył otwór gębowy, najeżony ostrymi jak szpikulce kłami. Stworowi brakowało oczu. Nie, nie był kaleką. Jego oczodoły całkowicie zarosły skórą co dawało wręcz monstrualne wrażenie. Nie był wielki, mierzył zapewne nie więcej niż dwa łokcie wysokości. W długich, pokracznych dłoniach trzymał prymitywną włócznię, zrobioną z kawałka drewna i zaostrzona na końcu. Nie miał pancerza, a jedynie mokra przepaskę biodrową.
- Troglodyta! - zdążył krzyknąć maie, zanim stwór rzucił się na niego. Szpikulec pomknął prosto w kierunku serca.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Trzaśnięcie drzwiczkami było jak skazanie driady na te formę podróży. Nie mogła się przekonać by zejść z ostatniego schodka do, jakże, przeuroczej, brązowej rzeki. Musiała przyznać to przed samą sobą - bała się. Nie samych odchodów, szczyn czy innych, różnorodnych odpadów. Była przerażona wizją złapania choróbska, z którego może nie wyjść żywa. Każda infekcja organizmu mogła doprowadzić Frigg do śmierci i była tego aż nadmiernie świadoma. Nie chciała wiedzieć jak to jest umierać. Nie miała także w planach pozostać kaleką, bo to również jej groziło. Wystarczy, że po jednym ze swoich szalonych wypadów straciła prawie smak, teraz mogła stracić coś więcej lub po prostu się przeziębić.
Darshes ruszył obraną przez siebie drogą, a ona jeszcze przez chwilę tkwiła w niepewności. Spojrzała błagalnie w jego stronę i dojrzała jedynie oddalającą się postać. Wzrokiem wróciła na swoje stopy. Chyba jeszcze nigdy nie brzydziła się tak wejść w cokolwiek, jak w to bajoro. Zebrała w sobie odwagę i postawiła pierwszy krok. Stopa zanurzyła się aż za kostki. Jęknęła cicho, a później podziwiała samą siebie za tak wielkie poświęcenie dla durnego zielska. W końcu i druga stopa wylądowała w nieczystościach. Pierwsze kroki były niemiłosiernie zniesmaczające, jednak później było już łatwiej. Szczelnie zakrywała swój drobny nosek lisim płaszczem, chociaż to niewiele pomagało.
Szli cały czas w milczeniu, które, w pewnym momencie, było aż krępująca dla driady. Nie przepadała trwać w ciszy podczas podróży w towarzystwie, ale o czym miała rozmawiać z tą łajzą? Próbowała odgonić myśli, które wciąż ją zadręczały. Na temat druida, jego osoby, jego furii, zachowania, a także często jej głowę zawracały słowa wiedźmy o ogrodzie.
Szum małych, nieczystych wodospadów zdawał się hałasować z każdej strony i... coś zagłuszać. Ciemniejsze i jaśniejsze miejsca męczyły oczy Frigg i trudno było jej stwierdzić czy jakikolwiek obraz odbiera zgodnie z rzeczywistością, aczkolwiek od zawsze wyczulona jest na wszelakie dźwięki, a one pozostawiły po sobie niepokój. Miała wrażenie, że ściany niosą za sobą echo czyiś oddechów, które raz po raz stłumione były w spływającej wodzie. A może winne temu były czarne wilce? Mogła zostać jeszcze odrobina pyłu w jej nozdrzach bądź efekty, po wdychaniu ich woni, utrzymywały się długotrwale.
Tunel stawał się coraz ciemniejszy i wzbudzał jeszcze większe wątpliwości w sercu driady. Druid zaś wydawał się iść w nieskazitelnym spokoju, przez co sama zielono-skórna istota nie wiedziała co jest czym. Znowu. Czy jej obawy mają podstawę? Zwolniła krok, ale nadal wędrowała za mężczyzną.
Gdyby nie gówno wokół, to miejsce w cale by nie było tak odrażające. Sklepienia kolebkowe mogłyby porosnąć winorośla, lampy naftowe romantycznie ozdabiały drobne kamyczki, którymi wyłożone były tunele ścieków, a zamiast brązowej masy mogłaby przemieszczać się czysta rzeka. Na wszelkich wzniesieniach znajdywałyby się ławeczki bądź krótkie, drewniane mosty, na których istoty podejmowałyby próby odnalezienia spokoju w tym hałaśliwym świecie lub też i zakochane pary znalazłyby tu prywatne zakamarki. Ale niestety... ścieki pozostawały ściekami i nic nie mogła z tym zrobić. Frigg zdawało się, że jedyną żywą istotą w Maurii jest mech, który przerywany był ostrymi, nierównymi wydrapaniami. Przystanęła.
Wydrapaniami?
Oczy dziewczyny rozszerzyły się niemiłosiernie, również wargi delikatnie się rozdzieliły chcąc nabrać powietrza, jakby chciała krzyknąć ostrzegawczo. Było już za późno.
Siatka runęła w dół i stała się więzieniem dla druida, takim samym jak ścieki dla driady. Sztylet pomknął po jednej ze ścian zwalając pochodnię, którą przechwyciła, nie zważając na to kto lub co grasowało po tych terenach A jak się okazało - był to troglodyta. Szybkim ruchem doskoczyła do stwora i cisnęła w niego pochodnią. Cofnął się do tyły wydając z siebie dziwaczne jęki i skowyt. Drewniana włócznia zdążyła zmienić kierunek, dzięki czemu chybiła. Frigg upadła na kolana gdy tylko stwór na chwilę się oddalił.
-Darshes!-chciała krzyknąć, ale z jej krtani wydobył się jedynie niemalże bezgłośny dźwięk, w którym słychać było przerażenie. Strach o to, że włócznia jednak trafiła.
Chwyciła mocno liny. Cicho jęknęła, ogień sięgnął jej wewnętrznych części dłoni. Cholera, ostatnio za dużo one przechodzą! Chciała uwolnić Darshes'a jak najszybciej, co okazało się nie takie proste... Siatka była... ciężka. Kawałki metalu zabrzęczały ciężko. Szarpnęła siatą raz, drugi. Próbowała ją zsunąć. Ruchy był szybkie, nieprecyzyjne, a druid nadal tkwił w więzieniu. Wszystko trwało dosłownie kilka sekund, a jedna z jej dłoni sama wplątała się miedzy liny. Uszy nakazały jej spojrzeć w bok, bowiem chluśnięcie oznaczało kolejny atak potwora, który rzucił się z paszczą w stronę driady. Odskoczyła do tyłu ciągnąc za sobą siatę, ale nadal nie uwalniając druida. Upadła twardo, a jej zraniona dłoń wylądowała w bajorze. Brązowa maź zdała się także tknąć oparzone miejsce stwora gdyż ten wpadł w jeszcze większy szał. Frigg nie zdążyła się jeszcze pozbierać, gdy ten rzucił się kolejny raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Pomoc driady była miła, jednak w odczuciu maie całkowicie zbędna. Bez dwóch zdań, w tamtym momencie nie zdążyłby uniknąć tego ataku. Dostrajanie przestrzeni by wykonać teleportację zajęłoby za dużo czasu, a nie chciał porzucać swojej powłoki na oczach dziewczyny. Frigg widział w nim tylko człowieka, być może półelfa i nic poza tym. Jednak, gdyby sytuacja tego wymagała, mógł nagiąć swoją regułę lub chociaż odnowić swoje ciało do punktu wyjściowego już po zadaniu śmiertelnego ciosu.
A jednak Frigg stanęła w jego obronie.
Potraktowanie stwora ogniem okazało się być świetnym pomysłem. Śliska i delikatna skóra, pokrywająca ciało troglodyty, zdawała się być szczególnie wrażliwa na wszelakiego rodzaju oparzenia. Nic więc dziwnego, że w pierwszej chwili stwór wrzasnął z bólu i cofnął się, parskając jak rozjuszony byk. Potwór nie mówił wspólnym ani żadnym ze znanych maie języków, ale druid gotów był założyć, że psioczy teraz na drugiego ze swych napastników.
Frigg tymczasem rzuciła się do pomocy. Pochodnia, którą uprzednio rzuciła w stwora, wylądowała gdzieś w strumieniu ścieków, pogrążając tę część korytarza w ciemnościach. Ręce driady - dla maie były zaledwie konturami - zdawały się pracować szybko i wprawnie. Było to jednak tylko wrażenie. Każdy ruch nie tylko nie przybliżał driady do uwolnienia Darshesa z sieci, ale sprawiał również, że ona sama zaplątywała się w nią coraz bardziej. Kiedy jej nadgarstek utkwił w jednym z nieregularnych oczek siatki, na jej twarzy wystąpiła tak frustracja i poddenerwowanie, że druida miał wziąć ją w ramiona i uspokoić.
"Lepiej tego nie robić w najbliższej przyszłości... " - pomyślał z rozbawieniem. - "Jeszcze mi wpakuje sztylet pod żebra"
Jego tok rozumowania przerwał kolejny atak stwora. Troglodyta nie miał ochoty odpuścić. Zwierzyna stawiała mu opór, jednak albo był cholernie głodny, albo niezwykle rządny krwi, bo mimo swoich ran ruszył na dwójkę nieznajomych. Jego atak był niezdarny i Frigg z łatwością uniknęła odgryzienia głowy. Coś mu jednak nie pasowało. Być może to siatka spowolniała jej ruchy, bądź ciało dziewczyny nie odzyskało jeszcze sił po Zgnilcu. tak czy siak jej ruchy były powolne i brakowało im gracji.
Stwór albo również to "zauważył" albo wpadł już w taki szał bojowy, że nie dał dziewczynie chwili wytchnienia. Rozchlapując wodę rzucił się w kierunku driady.
"Rusz się Frigg!" - zażądał maie w myślach, jak w spowolnieniu oglądając szarżę troglodyty.
Ta jednak tylko czekała parę stóp od niego, przyglądając się stworowi. Jej lewa ręka wciąż była zaplątana w sieć, a prawa ze sztyletem nie poruszyła się nawet o milimetr. Darshes miał ułamki sekundy na decyzję co zrobić. Jak w wielu wypadkach przedtem tak i teraz zdał się na intuicję.
Oczy Darshesa rozbłysły zielonkawą poświatą, dając informacje nawet istotom całkowicie ślepym na działanie magii, co się dzieje. Ciało troglodyty otoczyła barachitowa poświata. Wyczuwając, że jego ciało obejmuje w posiadanie jakaś dziwna magia, rzucił się do morderczego skoku rozwierając swe potężne szczęki. Jego cielsko zwaliło się na Frigg niczym cetnarowy wór mięcha. Śmierdząca, brązowa ciecz ochlapała Darshesa i pobliską ściane, nie przerwała jednak rzuconego czaru. Ostre jak sztylety zębiska zakończyły by jej życie w kilka sekund.
Gdy stwór posiadał nad nimi jeszcze kontrolę.
Każdy jego mięsień, każde ścięgno zostało unieruchomione. Frigg mogła odczuć gorący, pulsujący oddech stworzenia na swojej mokrej od potu twarzy i niemalże usłyszeć bezgłośny wrzask niemocy, gdy wola stwora, zmagająca się z wolą maie o kontrolę nad ciałem, była miażdżona. Jego członki drgał, jakby w powstrzymywanej furii, a oczy zdawały się wyskakiwać z orbit.
- Zabij go Frigg. - powiedział maie, spoglądając na driadę jaśniejącymi zielenią oczami. Nie było w nich litości. - Inaczej ściągnie pobratymców.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości