Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Słysząc dość uwodzicielski komplement ze strony niebianina, Aldaren jedynie uśmiechnął się niewinnie jak dziecko, które każdy z marszu nazywał aniołkiem, choć w rzeczywistości było diabłem wcielonym i samo doskonale o tym wiedziało. Nie inaczej było w przypadku wampira, nawet jeśli nie brał na poważnie oceny nekromanty. Bo jak niby miałby uznać te słowa za szczere, gdy wątpliwym było, że Mitra kiedykolwiek zainteresował się, a co dopiero polubił kogoś wątpliwej moralności i niezbyt prawego. Zwłaszcza, że w swojej przeszłości miał już styczność z - delikatnie ich określając - łobuzami i wcale nie miał z tego okresu miłych wspomnień.
        Właśnie z tego powodu uznał słowa nekromanty za niewinny żart i nawet nie podjął się pociągnięcia go. Jedynie się uśmiechnął serdecznie, jakby dziękował za tego typu komplement i po prostu rozkoszował się sielanką - oddaniu się zwykłemu, ludzkiemu zmywaniu naczyń z ukochaną osobą przy boku. Nie spodziewał się jednak, że Mitra postanowi dociekać czy w swoim poprzednim życiu (jeszcze jako człowiek), również oddawał się tego typu rzeczom i czy sprawiały mu przyjemność, w końcu był przy boku swojej pierwszej miłości i matki jego własnej latorośli.
        Chwilę milczał, lecz nie był ani zły, ani nie czuł jakiś poważnych negatywnych emocji. Nostalgię może i, na pewno też wywoływało to przykre wspomnienia tego jak się później ta chwilowa sielanka zmieniła w istne piekło, ale było to tak dawno temu... Równie dobrze mogło by zacząć podchodzić pod stopniowo zatracające się w zapomnieniu stare legendy - niby ziarno prawdy zawarte, ale większość treści to tylko ładna oprawa by przyciągnąć uwagę i zainteresować opowieścią słuchacza. Oczywiście Aldaren nic nie zmyślał, mówił szczerze jak to wyglądało, tylko z takim jakby dystansem. Niby go to dotyczyło i było wtedy miło, ale czy miało to obecnie jakieś znaczenie? To tylko zwykły fragment przeszłości zwykłego gościa, który myślał, że może mieć wszystko, bo na to zasługiwał. Rzeczywistość okazała się jednak ździebko inna, niż by chciał, plan się posypał przez zwykłą złośliwość losu i zaborczy charakter Fausta, ale nadal nie zamierzał nad tym płakać. W prawdzie nadal miał do siebie żal o to, że oboje ludzi, których kochał, zginęło z jego ręki, jednakże już nad tym wystarczająco długo ubolewał. Po ostatniej nieodwzajemnionej miłości nawet omal nie postradał zmysłów, ale teraz był prawdziwie szczęśliwy, więc po wpadać znów w objęcia rozpaczy i poczucia winy. Najlepiej było się od tego odciąć z neutralnością chirurga i zwyczajnie potraktować jak coś czego nigdy nie powinno być, choć sporadycznie można było opowiedzieć ot jak jakąś mało znaczącą bajkę dla dzieci.
        Przy tym wszystkim, choć w większej mierze udawało mu się zachować dystans, pod koniec poczuł się zbyt pewnie, opuścił gardę i zaczął dochodzić do niezbyt przyjemnych wniosków godnych wielkich filozofów. Spochmurniał zastanawiając się nad sensem egzystencji nieumarłych, choć w sumie nie miało to sensu, bo doskonale wiedział, że powstali z początku jedynie po to by służyć, jako nieco bardziej wytrzymalsze i rozumne zombie. Kto by pomyślał, że z pozoru rasa, która miała robić jedynie za służących stała się tak potężna i wpływowa, że na równi z nekromantami i lichami mogła rządzić tym miastem śmierci, gdzie stanowiła praktycznie większą część mieszkańców.
        Odpowiedzi Mitry na swoje rozważania w sumie nie usłyszał, po części tak był tym po chłonięty, po części przez to, że niebianin wcale nie starał się przyznać tego głośno. Na moment cisza zawisła nad nimi jak materializujące się widmo śmierci, które każdy mógłby pociąć byle nożem kuchennym, lecz zaraz gdy zorientował się, że się trochę zagalopował i atmosfera stała się przez to z lekka przyciężkawa, postanowił wszystko naprawić, właśnie tym przeinaczeniem teorii o "perpetuum mobile", w bardziej łatwostrawną odnośnie muzyki.
        - Zawsze to jakieś rozwiązanie, by nie oszaleć - przyznał z czymś w rodzaju podziwu w głosie, przy czym uśmiechnął się czule do ukochanego. Nekromanta co chwila go zaskakiwał. Z pozoru taki kruchy się wydawał, podniszczony przez to czego doświadczył w przeszłości, a mimo to był taki zaradny, niezależny i zawzięty kiedy trzeba. Wampir nie mógł tego samego powiedzieć o sobie, bo swego czasu najmniejsze niepowodzenie, czy przykrość, powodowały, że się całkiem załamywał i nie tylko często myślał o odebraniu swojego żywota, ale też - jak wcześniej przyznał swojemu lubemu - niejednokrotnie zdarzyło mu się targnąć na swoje nie-życie, choć zawsze z miernym skutkiem. Inaczej nie byłoby teraz, tutaj skrzypka.
        W sumie nawet nie tak dawno był nie do zniesienia, zwłaszcza dla Fausta, gdy zamiast pomagać przy odbudowie zamczyska, przesiadywał całymi dniami w podziemnych kryptach i ani myślał się stamtąd ruszyć, nawet by się posilić. Nie chciał nikogo oglądać, z nikim rozmawiać. Chciał po prostu być sam. Może nawet udałoby mu się zapaść w letarg i usnąć na tak długo, że wszyscy by o nim zapomnieli, że sam by o sobie zapomniał i już nigdy nie byłby w stanie się obudzić. Na szczęście spotkał na swej drodze Mitrę, dzięki któremu świat na nowo zaczął odzyskiwać swoje kolory, nie dominowała już wyłącznie czerń i krwista czerwień.
        Nie miał jednak tyle odwagi w sobie by się do tego przyznać. Jego głupia duma nie pozwalała, choćby o tym wspomnieć. Już nie. W prawdzie już raz się przyznał to tego jaki w rzeczywistości był słaby, ale powtórzenie tego wydawało się jakby trudniejsze, niż wypowiedzenie się w tej kwestii za pierwszym razem. Nic więcej więc już nie powiedział, a jedynie wysłuchał z uwagą do końca wypowiedzi ukochanego i z uśmiechem kiwnął lekko głową, dumny z niego.
        Kiedy spostrzegł kątem oka, że Mitra się odsuwa od niego, odwrócił głowę i rzucił mu pytające spojrzenie. Kiedy jednak dostrzegł, że chodziło jedynie o zmianę pozycji na wygodniejszą, uśmiechnął się czule i znów wpatrzył w jakiś bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni przed sobą, po prostu rozkoszując się chwilą, choćby takiego bezproduktywnego stania i zwykłego rozmawiania.
        - Hmm... - zamyślił się, sięgając pamięcią do tamtych czasów znów przyjmując bardziej neutralną postawę do własnych wspomnień, jakby nie dotyczyły go bezpośrednio. Wzruszył ramionami nim odpowiedział. - W sumie nie było żadnego "wcześniej". A już na pewno nie wyglądało tak jak nasze, nim dotarliśmy do obecnego etapu naszego związku. Niezbyt pamiętam jak się w ogóle poznaliśmy, zawsze po prostu z nami była, ze mną i z moimi przyjaciółmi, bawiła się z nami w karczmie przy kuflu paskudnie gorzkiego piwa i kartach. Kiedy inni poddali się zwiększonej sile grawitacji przez wypite ilości mocnego korzennego, poczułem się zobowiązany odprowadzić ją do domu, bo żadna kobieta, niezależnie od wieku i statusu społecznego nie powinna leżeć pijana wraz z innymi pod stołem. Nie chciała jednak wchodzić do domu w stanie w jakim wtedy była, a ja nie mogłem pozwolić by się gdzieś szlajała po nocy, zwłaszcza, że poza murami miasta w tamtych czasach było dużo niebezpieczniej niż obecnie. Spędziłem z nią noc w stajni, a po kilku dniach dowiedziałem się, że jest brzemienna - wyjaśnił starając się jak najbardziej oszczędzać Mitrze szczegółów, by niepotrzebnie nie wzbudzać w nim zazdrości, ani gniewu. - Ciężko mu szczerze przyznać czy kiedykolwiek ją kochałem. Łączyło nas... coś... na pewno zespalał nas z sobą Magnus i byłem zrozpaczony, gdy jej krew ściekała po moich rękach i rozpalała prawdziwym żarem żyły, ale nie darzyłem jej jednak tym samym uczuciem, co ciebie - przyznał i zawiesił się, z zakłopotaniem przeczesał dłonią swoje włosy, po czym podrapał się po karku.
        - Ciężko mi to określić i wyjaśnić, ale gdybym musiał, nazwałbym to chyba szczenięcą miłością. Nie powiem, choć tyle czasu minęło odkąd umarła, sporo się zmieniłem i zmądrzałem od tamtego momentu, ale nadal muszę przyznać, że jest dla mnie ważna i wiele jej zawdzięczam, zwłaszcza to, że urodziła mi wspaniałego syna, który miał więcej odwagi i rozumu, niż jego ojciec... Byłbym naprawdę szczęśliwy gdyby nadal żyła, ale... nie byłoby to to samo szczęście, którego doświadczam przy tobie - westchnął i nieco spuścił wzrok nie wiedząc co powiedzieć, jak to wyjaśnić by nie wyjść na dupka i by Mitra się na niego nie obraził przez to, że nadal gadał o swojej narzeczonej i szczerze przed chwilą przyznał, że nadal coś do niej czuł, choć stopień uczucia jakim ją darzył, a który czuł wobec Mitry diametralnie się od siebie różniły. Szczególnie, że otwarcie powiedział, że najbardziej był jej wdzięczny za ich syna. Niczego innego równie ważnego w ich związku zapewne nie było skoro, nawet się o czymś innym, dodatkowym nie zająknął.
        - Mitra... - mruknął niezbyt radosnym tonem, raczej jednym z tych poważniejszych i samokrytycznych.
        Nie podniósł na niego wzroku i nawet zacisnął na moment zęby tak mocno, że nie tylko jeden z kłów ukradkiem wychynął nieśmiało z pomiędzy jego warg, ale również lekko wbijał się w dolną. Spiął się cały, ale zaraz rozluźnił, jakby zeszło z niego powietrze. Podniósł łagodne spojrzenie na ukochanego i się delikatnie uśmiechnął, nim porwał go zaraz w swoje objęcia, pamiętając, że Mitra to MITRA i musi zostawić "niedomknięte drzwi", by niebianin w razie potrzeby mógł w każdej chwili bez trudu uciec, nawet jeśli siedząc na blacie nie miał praktycznie takiej możliwości. Zawsze jednak mógł odepchnąć od siebie nieumarłego albo chociaż się spiąć, co było by dla Aldarena równie jednoznacznym przekazem.
        - Naprawdę mocno cię kocham i jesteś dla mnie ważniejszy niż wszystko inne na świecie - mruknął z pobrzmiewającym w głosie błaganiem, jakby w ten sposób chciał prosić o wybaczenie tego wszystkiego po przed chwilą powiedział. Że w ogóle kiedykolwiek wspomniał o dawnej miłości.
        Podczas tej chwili bliskości, pozwolił sobie na dość bezczelne - biorąc pod uwagę, że Mitra raczej nie przepadał za jakimkolwiek kontaktem fizycznym, a już szczególnie tego typu - wtulenie głowy w jego pierś, tak, że niebianin opierał się brodą o jego włosy. Zamknął oczy i przez kilka uderzeń serca nekromanty po prostu tak stał, rozkoszując się jego odurzającym zapachem i kojąc dzięki temu swoje cierniste myśli. Wiedział, że prawdopodobnie zawalił i czegokolwiek nie zrobi będzie to jedynie żałosną próbą naprawienia błędu, ale czego się spodziewać skoro w ogólnym rozrachunku nie tylko był żałosną osobą, ale i istotą. Z całego jednak swojego martwego, zimnego jak on sam serca pragnął by błogosławiony choć w niewielkim ułamku uwierzył w jego słowa zapewniające o wielkiej miłości i oddaniu jakie szczerze czuł do blondyna w swoich ramionach. Choć... czy i tak nie pragnął o wiele za dużo?
        Odetchnął głęboko i cofnął się jak oparzony, choć nie był to wcale gwałtowny ruch. Niby naturalny. Uświadomił sobie, że mógł tak "więzić", choć w ogóle nie więzić, ukochanego odrobinę zbyt długo jak na standardy nekromanty.
        - Wybacz, to... więcej się nie powtórzy - obiecał i posłał mu pogodny uśmiech, choć mentalnie był spięty i poddenerwowany.
        Myślał co zrobić by się na moment ewakuować. Nie mógł wpuścić Żabona, bo demon obrażony skrył się gdzieś na piętrze, nie mógł też uciec oddając się zwykłemu sprzątaniu, bo na podłodze nie było ani drobinki kurzu, a naczynia odpoczywały po swoim zadaniu i kąpieli w szafkach. Gdyby nie obiecał spędzić całego dnia z ukochanym, mógłby wyjść i udać się na spacer albo przelecieć się nad miastem. A tak... niestety skazany był na przyjęcie wszelkich konsekwencji swojej chwili słabości i braku powściągliwości. Musi sobie w końcu wbić do serca słowa Fausta, że: "im mocniej starasz się naprawić swój błąd, tym bardziej jedynie pogarszasz swoją sytuację". Chyba coś w tym rzeczywiście było.
        Odetchnął nieco spuszczając głowę, gotów na przyjęcie wszelkich następstw swojego postępowania, a zwłaszcza gniewu Mitrowego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Dziękuję. - W głosie Mitry słychać było prawdziwą wdzięczność i ulgę, gdy Aldaren z podziwem skomentował jego epizod z zamykaniem się w pokoju. Bał się i nie wiedział czy powinien o tym mówić, bo to nie było normalne… Ale najwyraźniej może było? To nie było tak dawno i dobrze pamiętał, że wtedy przez jakieś dwa miesiące z nikim nie rozmawiał. Siedział w pokoju i wychodził tylko do łazienki, a i to nad ranem, gdy był pewny, że nikt poza nim nie będzie pętał się po domu. Dobrze mu z tym było, bo nikt na niego nie patrzył i nie musiał się pilnować, by nikt go nie dotknął. Sarazil parokrotnie do niego pukał, ale Mitra nie pozwalał mu wejść. O dziwo stary nekromanta to szanował… Do czasu. Później w ich domu pojawił się ktoś - jakiś wampir, ale teraz Mitra nie pamiętał który - komu staruch bardzo chciał go pokazać. I tym razem nie zniósł odmowy. Nie zawlókł błogosławionego za włosy do salonu tylko przez to, że niebianin sam uległ, gdy manekin jego mistrza wyrwał drzwi z futryny. Jednak kilka tygodni później złotowłosy zaczął nosić maskę - nie miał innego wyjścia, skoro odebrano mu ostatni azyl. Tego jednak Aldarenowi nie zamierzał mówić, skoro ten nie pytał. Chciał się przez chwilę napawać tym, że został pochwalony, nawet jeśli sam z perspektywy czasu dostrzegał, że to był jego upadek. To nie był sposób, by nie oszaleć…

        Mitra gdy już siedział na blacie, oparł swobodnie głowę o szafkę za sobą i patrzył na Aldarena spokojnym, uważnym wzrokiem. Wyraz jego twarzy nie zmieniał się, gdy jego ukochany mówił o swojej pierwszej miłości – jedyną subtelną zmianę stanowiło to, że nerwowo poruszał zaciśniętymi na krawędzi blatu palcami. Skrzypek mówił tak, jakby streszczał dawno przeczytaną powieść, a nie coś, co dotyczyło jego bezpośrednio, ale mimo wszystko błogosławiony czuł pewien dyskomfort. Chciał dla swojego ukochanego wszystkiego co najlepsze i choć z jego opowieści wynikało jasno, że jego pierwszy poważny związek nie był idealny, Mitra wiedział, że on nie jest w stanie spełnić części z tego, o czym słucha. Choćby sam początek – wampir (wtedy jeszcze nie przemieniony) poznał Lorelin w karczmie, podczas zabawy. Aresterrę ta wizja w odniesieniu do samego siebie napawała obawą. Nie dałby chyba rady się rozluźnić, a przez to byłby agresywny i niedostępny. Choć może bliskość Aldarena pozwoliłaby mu się nieco rozluźnić? Niby nie dowie się póki nie spróbuje…
        Jednak to nie sama historia o Lorelin najbardziej przeszkadzała Mitrze, a to, jak skrzypek nieustannie zastrzegał, że to jego kocha mocniej, bardziej, lepiej. Choć mu wierzył, nie chciał słuchać porównań, nawet jeśli te były dla niego korzystne. Jak to mówią: winny się tłumaczy. Aldaren cały czas robiąc takie zastrzeżenia sam zasiał poniekąd niepewność w myślach nekromanty, przez którą ten zaczął tracić dobry nastrój. Do tej pory było trochę nostalgicznie - w końcu wspominali - ale teraz... zrobiło się gorzko. Nim jednak Mitra rozkręcił się w swoich obawach i podejrzeniach, został wezwany po imieniu przez swojego ukochanego.
        - Tak? - zapytał odruchowo. Spojrzał na skrzypka, który stał ze zwieszoną głową przypominając zganionego szczeniaczka. Nekromancie zrobiło się go żal... Może był zbyt samolubny? Tak dopytywał, drążył, a może dla Aldarena to było za trudne? Może też był zbyt egoistyczny, bo myślał o tym jak to porównanie raniło jego, a nie skrzypka?
        - Ren... - wezwał go po imieniu, by go przeprosić i zakończyć ten temat, ale on miał zupełnie inny plan, Mitra dojrzał to już w tym jak wampir się uśmiechnął. Mimo to był trochę sztywny, gdy został przez niego przytulony. Przez krótką chwilę wstrzymał oddech i tylko gapił się szeroko otwartymi oczami w czubek głowy skrzypka. Rozluźnił się jednak słysząc wyznanie ukochanego. Nadal trzymał się blatu, ale pozwalał się przytulać, a Aldaren z uchem przy jego piersi mógł usłyszeć, jak z początku nerwowo dudniące serce zaczyna się powoli uspokajać. Nekromanta w pierwszej chwili nie odwzajemnił tych czułych objęć, a spojrzenie utkwił gdzieś w ścianie naprzeciw siebie. W końcu westchnął i położył dłoń na tyle głowy wampira.
        - Wiem, Ren - mruknął. - Wiem to...
        To było. Cholera, to było kilkaset lat temu. Może i Mitra bywał zazdrosny o Lorelin, ale nie miał ku temu żadnych podstaw. To przeszłość i - jak Aldaren sam to słusznie nazwał - szczeniacka miłość. Połączyło ich to, że ze sobą wpadli. Teraz było inaczej, teraz byli ze sobą tylko przez wzgląd na siebie nawzajem, bo się kochali. Te wspomnienia może były bolesne, ale to nadal tylko wspomnienia.
        Mitra westchnął i poruszył się niespokojnie. Choć to były tylko objęcia - i to na dodatek luźne, bo Ren go mocno nie przytulał - chciał się już oswobodzić. Od jakiegoś czasu płytko oddychał, jakby to miało ograniczyć męczący dotyk. Z ulgą i wdzięcznością przyjął to, że wampir go puścił. Zestawił nogi i ponownie złapał się za blat, spuścił wzrok. Znowu jednak spojrzał na ukochanego, gdy ten go przeprosił. Liczył, że będą mogli spojrzeć sobie w oczy, lecz Aldaren niczym zrugany szczeniak stał ze zwieszoną głową. Nekromanta chwilę układał sobie myśli w głowie, po czym odetchnął.
        - Ale co mam ci wybaczać? - zapytał. - To, że odpowiedziałeś na pytanie, które sam zadałem? Czy to, że mnie po prostu objąłeś? Ren, już to ustaliliśmy, że jeśli przegniesz to cię wyrzucę z domu. Nie by mnie zupełnie nie obeszło to, że opowiadałeś o swojej pierwszej miłości i szczerze mówiłeś co do niej czułeś, ale wiem, że to po prostu było. Czas przeszły. Gdyby... Gdyby istniała jakaś szansa, że ona mogłaby wrócić i mi ciebie odbić to może bym się wściekał... Ale możesz być spokojny. Ja tylko… Nie chcę być z nią porównywany. Sam to robię, lecz zawsze tego żałuję. Nie we wszystkim mogę być lepszy.
        Mitra zeskoczył z blatu i podszedł do Aldarena. Przyjrzał mu się chwilę, po czym objął go dokładnie tak, jak on to wcześniej zrobił, opierając głowę na jego torsie. Dało się odczuć pewną niezgrabność tego gestu, ale Mitra raczej się nie zmuszał. Choć może trochę, bo jednak był to uścisk raczej krótki, zauważalny, ale krótki. Wkrótce się odsunął.
        - Jesteśmy kwita - oświadczył. Odetchnął, czule gładząc policzek Aldarena. - Muszę odpocząć - wyznał. - Za dużo emocji na dziś… Ale warto było, naprawdę warto.
        Mitra opuścił powoli dłoń, a gdy ją cofał, musnął delikatnie wierzch dłoni swojego ukochanego, jakby zachęcał go, by poszedł z nim - właśnie zrobił krok do tyłu, w stronę drzwi do salonu. Przez ten kawałek, który mieli do przejścia, niebianin milczał, myśląc o tym jak by tu zgrabnie zmienić temat na coś weselszego. Był jednak naprawdę zmęczony i trochę spięty, bo tego było dla niego zwyczajnie za dużo. Sam co prawda łaknął bliskości, ale… Jak to mówią, kota można zagłaskać na śmierć i Mitra się do tej metaforycznej śmierci zbliżył. Potrzebował chwili by się wyciszyć - dlatego też nie prosił o to, by Aldaren mu zagrał. Szukając jakiegoś tematu do rozmowy rozejrzał się po pomieszczeniu.
        - Faktycznie, teraz dopiero widzę, że posprzątałeś - zauważył nagle, obracając się wokół własnej osi, jakby szukał wszystkich oznak nowego ładu. - Wcześniej byłem tak na tobie skupiony, że tego nie widziałem… Nawet na barku wytarłeś - spostrzegł z podziwem. Mebel zastawiony alkoholem był swego rodzaju fenomenem, bo stały na nim ze dwie czy trzy nieskazitelnie czyste butelki i tyle też szklanek, a poza tym wszystko pokrywał prawie wiekowy kurz - oczywiście były to alkohole, których Mitra nie lubił i ich nie pijał, zostały mu po Sarazilu, kupił je przez głupotę albo dostał (tak, zdarzało się). Na dolnej półce znajdowały się te butelki, które w kamienicy znalazły się razem z butelkowaną krwią Fausta - Mitra miał nadal opory, aby je pić, bo cholera wie co tam było. Darczyńca co prawda miał raczej dobre intencje… Ale to było coś z domu byłego mistrza Aldarena, a on mógł zatruć te wina dla czystej przyjemności patrzenia co stanie się z głupkiem, który mu zaufa i się napije.
        - Dziękuję - powiedział Aresterra, uśmiechając się z wdzięcznością do swojego ukochanego. - Może to byłby nawet całkiem ładny dom, gdybym go tak nie zaniedbał… Nie zamierzam się co do tego przekonywać. Ładny czy nie, najważniejsze, by był przy tobie - wyjaśnił, zajmując swoje ulubione miejsce w rogu kanapy. Nie zachęcał specjalnie Aldarena, by ten usiadł przy nim, ale jeśli chciał, nekromanta nie miał nic przeciwko. Westchnął tylko, jakby faktycznie po raz pierwszy po ciężkim dniu usiadł.
        - Będę musiał chyba znaleźć na jutro jakąś maskę, w której nie wystraszę dzieci - mruknął nagle, gapiąc się w ogień. - Sądzisz, że ta miedziana będzie dobra? Trochę chyba jest straszna przez te oczy... A w białej będę wyglądał jak jakieś widmo. Niby mam ich tuzin, ale wszystkie teraz wydają mi się upiorne...
        Mitra westchnął, odchylając głowę do tyłu. Tego nie przewidział.
        - A może chusta? - wypalił nagle, prostując się ponownie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Może nie do końca uczciwie pochwalił Mitrę w kwestii odizolowania się od świata, ale nie chciał mu sprawiać przykrości swoją krytyką. Poza tym nie miał do niej prawa. Sam wielokrotnie wolał całkowicie się od izolować od świata, uciec od problemu niż stawić mu czoła, czy wyrazić sprzeciw wobec tego jak był przez Fausta traktowany. Co prawda w obliczu tego z czym musiał się mierzyć Mitra, bunty Aldarena podchodziły by raczej pod kaprys rozpuszczonego paniczyka, a z tego powodu tym bardziej nie powinien prawić ukochanemu morałów, że mógł to rozwiązać jakoś inaczej.
        - Nie masz za co - odparł pogodnie na podziękowania nekromanty, mając wyrzuty sumienia o to jakim jest obłudnym dupkiem.
        Tu niby chwalił blondyna za pomysłowość, choć w rzeczywistości wolałby polecić mu jakieś mniej pogrążające na samo dno rozwiązanie i jednocześnie przy tym wszystkim był zły na siebie samego, że samemu dał się zepchnąć do takiej ostateczności i nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad sensowniejszym rozwiązaniem niż ucieczka z zamku na jakiś czas, obraza na Fausta i zamknięcie się we własnej komnacie, ciche dni, bądź wręcz przeciwnie albo odreagowanie na nim, albo poddanie się jego woli bez marudzenia.
        Nie był jednak przy tym ani trochę konsekwentny i stanowczy, bo wystarczyło, że zaczęły go "świerzbić" kły z głodu i zaraz przybiegał do Fausta, gotów zrobić wszystko byle tylko ten dał mu się posilić swoją krwią. Zabor zawsze miał rację, gdy mówił, że Aldaren nie powinien się tak puszyć i panoszyć, bo jest co najwyżej przygarniętym szczeniakiem dla ich pana. Ukochanym zwierzątkiem i niczym więcej. Skrzypek dość często się o to kłócił z demonem i robił mu na złość w ogóle nie przyjmując do wiadomości tego, że mógł być jedynie maskotką starszego wampira, choć zawsze w głębi duszy wiedział, że ogar miał rację. Był zwykłym kundlem. I to nawet te półtora miesiąca po śmierci Fausta. Wątpił by kiedykolwiek przestał być psem. Zwłaszcza, że nikomu wokół to nie przeszkadzało, a za to wszyscy byli szczęśliwi. A to dla Aldarena było najważniejsze.

        Później atmosfera nieco się popsuła i to przez wampira, który w pewnym momencie przestał się czuć pewnie, czy w ogóle dobrze robi, że opowiada o swojej pierwszej miłości, osobie którą nad życie kocha obecnie, a której to nieumarły jest pierwszą miłością. Jakoś tak samo wyszło, że ostatecznie niemalże w żałosnej próbie zaczął co chwila zapewniać, że tylko i wyłącznie kocha nekromantę, i to najmocniej na Łusce. Nie wziął jednak pod uwagę, jak niekomfortowo może się przez to zacząć czuć niebianin, cały czas myślał, że ten będzie zły o wspomnienie jak Lorelin jest dla skrzypka ważna, nawet teraz.
        Rozgoryczony świadomością tego, jak zaczęły brzmieć jego słowa, w ostatnim zrozpaczonym geście chciał wyłożyć ostatnią, choć mierną kartę na stół jaka mu została w rękach i zapewnić, że przez miłość do Mitry, nigdy nie zrobi mu tego samego, co przez własną pychę i egoizm zrobił niedoszłej żonie - nigdy nie zrobi mu krzywdy, ani nie pomyśli o tym by zrobić z niego wampira, by móc wspólnie kroczyć przez wieczność. Powstrzymał się jednak przed tym, bo uznał, że mogłoby się to obrócić przeciw skrzypkowi, że jego słowa przyjęłyby odwrotny efekt od zamierzonego, wszak nekromanta mógłby się poczuć jakby grajek nie chciał żyć z nim wiecznie. Jakby nie chciał chociażby próbować podzielić się z nim swoją wampirzą klątwą, zapewne przez to, że jaki wampir byłby z pół-anioła.
        Zamiast więc mówić, postanowił zwyczajnie się na moment przytulić do ukochanego, by rozgonić mroczne myśli i ukoić rozgoryczone serce. W prawdzie obawiał się, że przez to Mitra może być tylko bardziej zły na nieumarłego przez brak zapytania czy może go objąć, ale i tak postanowił zaryzykować bo po prostu tej bliskości obecnie potrzebował.
        Pocieszającym było, że nekromanta go od razu od siebie nie odgonił, a nawet zaczął się nieco rozluźniać, choć czułości krwiopijcy raczej nie odwzajemnił. Zaraz Aldaren poczuł żal, że kieruje się wyłącznie własnym egoizmem i zmusza w tej chwili niebianina do wytrzymania w jego objęciach. Niby na uderzenie serca ucieszył się, gdy dłoń ukochanego spoczęła na jego ciemnych włosach, lecz nie był w stanie się tym nacieszyć, nie kiedy zdawało mu się to być raczej wymuszonym gestem, szczególnie, że po chwili Mitra się lekko poruszył, dając tym jednoznaczny sygnał wampirowi, że ma już dość. Nieumarły bez wahania to uszanował, choć może zbyt gwałtownie go wypuścił i się cofnął, ale w sumie najważniejsze, że blondyn znów mógł cieszyć się wolnością, nie zmąconą wampirzą bliskością. Zaraz też postanowił przeprosić błogosławionego za ten nagły atak na jego przestrzeń osobistą.
        - Że cię... - zaczął pod nosem po pytaniu nekromanty, choć temu chyba wcale nie zależało na odpowiedzi, bo od razu po tym zaczął rozwiewać wątpliwości co do obu powodów przeprosin Aldarena. Co prawda bardziej chciał przeprosić za to nagłe przytulenie, ale w sumie za to wszystko co powiedział też raczej należało. W pewnym momencie wypowiedzi niebianina, wampir odetchnął głęboko i pokręcił głową z subtelnym, smutnym uśmiechem.
        - Wierz mi, że wolałaby raczej umrzeć po raz drugi niż starać się mnie pokochać na nowo - odparł tonem, który sugerował definitywne zakończenie tematu. Raz, że powrót zza grobu to raczej kara niż dar od losu i szansa na rozpoczęcie nowego życia, dwa... wątpił by ktokolwiek był w stanie nadal kochać tego, przez którego zostało się zabitym. Aldaren przez to, że został przemieniony przez Fausta, stał się jego wampirzym sługa mimo woli, nie miał wyboru czy miłować starszego wampira czy nie. On był jego Mistrzem, taka już dola przemienionych.
        Nie spodziewał się, że zostanie przytulony, bo Mitra obecnie wyglądał na takiego, co dałby wszystko by już nie musieć się do nikogo zbliżać i dzielić tej samej przestrzeni osobistej, przez co skrzypek nie do końca wiedział jak zareagować na te objęcia. Czy mógł je odwzajemnić? Położyć dłonie na ramionach blondyna? A może tylko pogładzić go po włosach? Westchnął cicho, rozluźniając się i myśląc o podjęci najlepszej decyzji, lecz nim zdążył zareagować było już w sumie po wszystkim.
        Podniósł spojrzenie na swojego ukochanego i dał się pochłonąć jego bławatkowym oczom. Zaraz jednak swoje przymknął, rozkoszując się jego dotykiem na swoim policzku i przyjemnym ciepłem jego dłoni. Kusiło by wtulić się w nią bardziej, lecz i tak dzisiaj już wystarczająco wymęczył ukochanego swoją ciągłą bliskością i czułościami. Widać było, że Mitra był u kresu swej wytrzymałości, więc wampir po prostu rozpływał się nad tym co miał i nie starał się o więcej.
        Na oświadczenie nekromanty po prostu kiwnął głową, przyjmując jego słowa do wiadomości. Patrzył przy tym na niego nieco zmartwiony i po części zły na siebie, że wcześniej nie zauważył jak jego luby zaczyna się psychicznie męczyć.
Nie zamierzał stać samotnie w kuchni, ale też nie poszedł od razu za nekromantą, mając na uwadze zachowanie komfortowej dla blondyna odległości między nimi. W drodze do salonu on sam niewiele myślał i w sumie nawet nic konkretnego. Można było bez problemu uznać, że wampir przy tym nie myślał, tylko po prostu szedł. Zatrzymał się jednak ostrożnie, gdy i nekromanta przerwał swój marsz. Uśmiechnął się łagodnie, na widok obracającego się w miejscu niebianina, doszukującego się wokoło oznak interwencji wampira.
        - Starałem się, by wszystkie twoje rzeczy pozostały tak jak były - poinformował usłużnie. "Dlatego ciężko zauważyć, że w ogóle coś zrobiłem" - dokończył w myślach, wiedząc, że wypowiedzenie tego na głos raczej nie skończyłoby się powrotem miłej atmosfery. - Sam byłbym w pełni skupiony na trupie na swojej podłodze, niż na tym czy coś się w otoczeniu nie zmieniło - przyznał pogodnie dla rozluźnienia. Zawsze to przynajmniej lepsza odpowiedź, dająca możliwość podjęcia dyskusji, niż skromne stwierdzenie, że jedynie z grubsza przetarł tu i ówdzie, zamykające raczej całą rozmowę.
        - Nie masz za co dziękować, umierałem z nudów - odparł rozbawiony, odwzajemniając blondynowi uśmiech. - Z tym ostatnim nadal masz na myśli dom, tak? - zaczepił go subtelnie, pośrednio nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy, gdy to nekromanta pytał czy wampir jedną ze swoich odpowiedzi odnosił do garnka z zupą, czy również do siebie. Moment, w którym Aldaren zapewnił, że "jest cały twój". Oczywiście mówił wtedy o garze z zupą, ale musiał przyznać, że całkiem zabawnie wyszło. No i Mitra zaczął się uczyć chwytania za słówka tak namiętnie praktykowanego przez wampira.
        Kiedy byli w salonie, zdecydował zająć miejsce na kanapie, niż na ulubionym (swoim i Żabona) fotelu. Usiadł jednak na drugim końcu, praktycznie maksymalnie wciśnięty w oparcie, choć nie dawał tego po sobie poznać. Zwłaszcza, że siedział raczej swobodnie, nie jakby połknął kij, bo przeciągnął się i zaraz przywarł plecami do oparcia, a łokieć przełożył przez podłokietnik. Gdyby usiadł w fotelu, mógłby dać Mitrze złudne podejrzenia, że coś jest nie tak, że z jakiegoś powodu specjalnie się dystansuje od nekromanty, a przez małą (w porównaniu do kanapy) przestrzeń fotela ogranicza w pewnym sensie do siebie dostęp i możliwość jakiegoś bardziej bezpośredniego okazywania czułości. Nie żeby się łudził, że siedząc z Mitrą na kanapie, ten zaraz do niego przylgnie i tak spędzą resztę dnia. Ale... tak po prostu... Miał ochotę posiedzieć z ukochanym na kanapie. Jeśli Mitra postanowi się wyciągnął na całym siedzisku, nie widział problemu by wtedy przenieść się na fotel albo zsunąć szanowne cztery litery na podłogę. W sumie lubił na niej siedzieć. O dziwo była wyjątkowo wygodna, w czym jeszcze bardziej się utwierdził gdy udawał trupa, ale takiego martwego-martwego.
        - Wiesz... po części doprowadziłem do jego niezbyt cieszącego oczy, stanu - przypomniał z zakłopotaniem wampir, mając oczywiście na myśli zniszczoną ścianę i to w dwóch miejscach i brał na siebie winę za wybitą szybę. Bo gdyby szybciej zareagował i skręcił kark temu zmutowanemu szczurowi...
        - Dorastają w MAURII - podkreślił z pobrzmiewającym w głosie rozbawieniem. - Jestem pewien, że nie raz widziały tu coś straszniejszego niż kogoś ukrywającego swoje oblicze pod maską. Gdybym jednak miał wybierać, chyba zastanowiłbym się nad tą drewnianą, wiesz, tą z w miarę najbardziej naturalnym wyglądem twarzy, choć o tak neutralnym wyrazie, że mógłbym rzec, kamiennym - podjął temat, wychodząc z własną opinią naprzeciw. - Swoją drogą nie są upiorne. Bardziej powiedziałbym, że smutne, ale błaznem nie jesteś by chodzić w jakiś aż do przesady kolorowych i wykrzywionych w głupich minach i radości - zauważył i zamyślił się, nieco zsuwając się z siedzenia, by móc karkiem oprzeć się o brzeg oparcia i trzymając tak głowę, utkwić spojrzenie w suficie.
        Taką maską to dopiero, by przestraszył dzieciaki Lirantha, zwłaszcza, że tutejsze błazny i trefnisie mają raczej wypaczone poczucie humory, by nie stwierdzić wisielcze. Choć zabawne, że podobno było dwóch takich, co naprawdę zdjęto ze stryczka. Z takimi to nie dziwota, że młodsi mieszkańcy Maurii bali się błaznów bardziej niż śmierci.
        - Chusta? - zdziwił się, od razu poprawiając i prostując na siedzisku. Wbił przy tym zaskoczone spojrzenie w nekromancie. - Ale przecież... Chusta? - powtórzył jakby upewniał się czy nekromanta jest tego pewien.
        Przecież taką chustę łatwiej było zerwać czy chociaż zsunąć z twarzy, zwłaszcza przy energicznych dzieciach, które w sumie z lekarzem z prawdziwego zdarzenia będą mieli styczność pierwszy raz w życiu. Co prawda jak coś było nie tak, a Aldaren nie szlajał się po kontynencie, zawsze coś tam pomógł. Ale wiadomo - co innego przyjaciel rodziny, wujek, co innego jakiś obcy facet. Poza tym taka chusta mogłaby się równie dobrze sama zsunąć, wystarczy, że Mitra podniósłby głowę albo nią chwilę poruszał.
        Oczywiście mając do wyboru chustę, a maskę, zaproponowałby chustę, by móc w każdej chwili sycić oczy przepięknym licem swojego partnera, nawet jeśli w połowie byłoby zakryte. Już sobie nawet wyobrażał jak zadziornie i bandycko wyglądałby jego uroczy Mitrek. Choć z drugiej strony, gdy tylko sobie przypominał swojego złotowłosego gospodarza ze zdjętym kapturem i maską zsuniętą z twarzy na głowę... To definitywnie szło w złą stronę!
        - Jeśli nie jesteś pewny maski... możesz dać jakąś Żabonowi do zabawy razem z zestawem kredek i farb albo dzieciakom z sąsiedztwa. Dziecięcych bohomazów nie da się podrobić, a gdy tamte zauważą, że nosisz na masce ślady styczności z dziećmi, mogą być bardziej spokojne. Albo przyjść w niepomalowanej, ale wziąć ze sobą kilka, których nie będzie ci szkoda, by dać tamtym do zabawy i by mogły sobie po nich pomazać, stworzyć swoje własne unikatowe - zaproponował, przenosząc spojrzenie z Mitry na jakiś bliżej nieokreślony punkt i uspokoić myśli.
        Zwabiony swoim imieniem, padającym w rozmowie, Żabon postanowił zejść na dół zaciekawiony tym, z jakiż to powodów o nim mówiono. I to jeszcze jakich interesujących powodów.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Jeszcze nie było najgorzej, jeszcze Mitra miał dość siły, by jakoś przetrwać takie przytulanie z zaskoczenia. Nie było najlepiej i Aldaren to pewnie poczuł, ale gdyby było naprawdę źle to w ogóle nie byłoby mowy o takiej bliskości, a tym bardziej o głaskaniu. Na tym zresztą chyba polegało przyzwyczajanie - nie na trzymaniu się w bezpiecznych granicach, a delikatnym ich naciąganiu i przesuwaniu, nawet jeśli to trochę bolało. Mitra tego chciał - nie pragnął niczego innego bardziej niż tego, by móc żyć bez ograniczeń, które sam sobie narzucił. Z Aldarenem i jego miłością, w jego ramionach, był w stanie to osiągnąć, ale po prostu potrzebował czasu. I tak był progres - skrzypek chyba zauważył, że ledwie kilka dni temu nie byłoby mowy o takiej bliskości?
        Choć chyba nie, inaczej nie zachowywałby się po wszystkim jak zbity szczeniak. Jego głos podczas próby odpowiedzi na pytanie Mitry był tak słaby, że błogosławiony nie miał nawet serca, by ją z niego wyduszać - sam zaczął mówić, by go uspokoić, że naprawdę nie był zły. Nie pomyślał jednak, że gradacja problemów według Aldarena była inna niż jego - skupił się na tym, co być może dla wampira stanowiło dopiero drugą kategorię. Zresztą nabrawszy śmiałości sam brutalnie podsumował ewentualne obawy Mitry - na twarzy niebianina odbił się lekki szok, jakiego doznał po takim postawieniu sprawy. Momentalnie zastanowił się czy to miało sens… i czy sam znienawidziłby Aldarena, gdyby zginął z jego rąk. Szybko uznał, że to zależałoby od bardzo wielu czynników - nie mógłby go znienawidzić, gdyby ten miał dobre pobudki. I tak kiedyś umrze, więc może lepiej, by było to sprawką osoby, która była sensem jego życia?
        Przytulenie się w ramach “kary” miało służyć rozluźnieniu atmosfery między nimi - na tyle Mitra był jeszcze w stanie sobie pozwolić nim zrobi się drażliwy przez nadmiar czułości. Wiedział, że Aldarenowi takie okazywanie atencji pomagało, mógł to dla niego zrobić. I naprawdę poczuł się lepiej, gdy jego ukochany z taką przyjemnością przymknął oczy, gdy został pogłaskany po twarzy.

        Już w salonie tematy do rozmowy zaczęły pojawiać się same - pierwsze były drobne zmiany w salonie, które po tym, jak już zostały zauważone przez Aresterrę, zrobiły na nim spore wrażenie. Odpowiedzi Aldarena tak samo - Mitra spojrzał na niego z nikłym, jakby troszkę zmęczonym już uśmiechem.
        - Masz rację - przyznał. - Zwłaszcza, gdy mówimy o kimś tak dla mnie ważnym - dodał z czułością. Zerknął na perfekcyjnie wytarty barek, jednym uchem słuchając, że wampir nudził się, gdy był sam. Zastanawiał się przez chwilę co mógłby zrobić następnym razem, gdy przyjdzie mu wyjść gdzieś bez Aldarena - nie chciał, by jego ukochany znowu się tak męczył. Może wtedy mógłby mu wskazać miejsce, które wymaga ogarnięcia? Nie no, przecież wtedy sprowadziłby go do roli sługi, to okropne, nie mógłby tak postąpić. Jednak jeśli wampir lubił sprzątać to czemu nie? A może jakaś książka załatwiłaby sprawę? Mógłby mu też udostępnić swoją pracownię na dole, gdyby chciał tworzyć jakieś mikstury na przykład… Nie. To ostatnie może lepiej nie. W piwnicy było zbyt wiele niebezpiecznych miejsc, przedmiotów i substancji, które mogłyby zaszkodzić komuś z niewystarczającą wiedzą o nekromancji. Zresztą samo przebywanie tam mogłoby zepsuć Aldarenowi nastrój - takie pracownie były z definicji trochę upiorne i przygnębiające.
        Mitrze spodobało się, że Aldaren usiadł na kanapie - odebrał to jako chęć zachowania bliskości, nawet jeśli nie mogli się już dotykać przez zmęczenie błogosławionego jego fobiami. Wampir zachował dobry balans między pragnieniami a możliwościami i wdzięczność za to wyważenie mógł wyczytać w oczach błogosławionego. Tak mogli całkiem wygodnie rozmawiać. Mitra w pierwszej kolejności poruszył kwestię wizyty u rodziny Lirantha. Westchnął po tym jak Aldaren przedstawił swoje zdanie w tej kwestii.
        - Wiem, że to Mauria i dzieci wychowywane w Maurii - przyznał wspierając skroń na wierzchu dłoni, jakby już był zmęczony od myślenia. - Fakt, na pewno widziały straszniejsze rzeczy, sami nieumarli słudzy potrafią budzić przerażenie nawet w dorosłych. Lecz wydaje mi się, że czym innym jest minąć kogoś takiego na ulicy, a czym innym gdy taka osoba przed tobą usiądzie i każe ci pokazać zęby, oczy, przejrzy twoje włosy, każe zdjąć koszulkę... Kojarzy mi się to z niewolnictwem - wyznał. - I jestem w stanie zrozumieć, że dziecko, które nigdy nie widziało lekarza, może mieć opory i się bać. Liczę na to, że być może uda mi się zdobyć zaufanie rodziców i oni przekonają pociechy, by były grzeczne... Ale jeśli mogę, wolałbym samemu jak najlepiej złagodzić swój wizerunek.
        Mitra zamknął oczy i chwilę myślał nad propozycją Aldarena oraz jego spostrzeżeniami na temat noszonych przez niego masek. Parsknął, jakby rozbawiony.
        - Wiesz, ja bym się chyba bał bardziej takiej uśmiechniętej - zauważył, wypowiadając na głos to, o czym skrzypek tylko pomyślał. - Ci poprzebierani komicy są... upiorni. Bałem się ich nawet za dzieciaka i chyba nadal wolałbym się do takiego nie zbliżać. Umarłbym na zawał, gdybym zobaczył swoje odbicie w takiej masce - dodał, ewidentnie rozbawionym tonem. Zamyślił się na chwilę. - Teraz już trochę za późno, ale kupię sobie jakąś maskę do przyjmowania pacjentów. Taką by miała przyjemny wyraz twarzy, może malowaną.
        Po takim snuciu planów Aresterra wpadł na pomysł założenia chusty, co mogłoby złagodzić jego wizerunek.
        - Przecież nie założę jej jak bandyta z ulicznego przedstawienia - zauważył Mitra, gdy Aldaren na wieść o tym zareagował gwałtownym zaskoczeniem. - Umiem ją zawiązać tak, by nie dało się jej zdjąć jednym szarpnięciem. Ponad dwadzieścia lat doświadczenia, prawda? Chociaż fakt, że nie daje mi takiego komfortu i bezpieczeństwa jak maska. Lecz... Gdyby to faktycznie miało poprawić mój wizerunek... Mógłbym spróbować.
        Mitra jakby zadumał się nad tą możliwością, lecz nie były to jakieś głębokie przemyślenia - wystarczyło wszak, że Aldaren się odezwał, a błogosławiony poświęcił mu już całą swoją uwagę, nawet obracając się trochę na kanapie, by wygodniej było mu patrzeć na ukochanego. Parsknął cicho z rozbawieniem, gdy usłyszał pomysł z Żabonem. Ta wizja była totalnie niedorzeczna, lecz ta druga.
        - To brzmi nieźle - zauważył z fascynacją. - To… nawet może wypalić. Nie zamierzam chodzić po sąsiadach i prosić ich o tego typu przysługę, nie mamy przyjaznym relacji, raczej powiedziałbym… Po prostu jesteśmy sąsiadami. Ale dzieciakom Lirantha mógłbym dać parę sztuk do pomalowania. Mam całkiem sporo farb, co prawda starych jak świat, ale może lepiej dać im takie niż te profesjonalne, wiesz, szkoda zwyczajnie… Tak zrobię - zadecydował po tej chwili paplaniny. - Nic nie stracę, bo nawet jeśli stworzą jakieś monstrum, którego nie będę chciał nosić, będę mógł ją umyć… Albo zostawić na pamiątkę swoich pierwszych nieletnich pacjentów.
        Ledwo Mitra zamilknął, siedzący (tak na wszelki wypadek) nieopodal wyjścia Żabon wydał z siebie donośny skrzek, który bez cienia wątpliwości brzmiał jak pytanie “a ja?”. Nekromanta spojrzał na niego z zaskoczeniem. Niech to, w oczach demona faktycznie było widać taką nadzieję na zabawę, nie spodziewał się tego. Obaj chwilę mierzyli się wzrokiem - Mitra sprawdzał swojego nietuzinkowego pupila, a sam pupil bardzo chciał pokazać jak mu zależy.
        - A ty dostaniesz kawałek deski do malowania jak obiecasz, że nie zrobisz przy tym bajzlu - oświadczył. Demon aż kwiknął i podskoczył w miejscu, po czym zrobił parę kółek. Czubki uszu zaczęły mu się tlić płomieniem ekscytacji, ale Żabon zaraz nad sobą zapanował i go zgasił - wiedział, że za palenie w domu są kary i mógłby nie dostać swoich obiecanych zabawek.
        - W sumie jak mamy go w domu to prawie jakbyśmy mieli takiego trzylatka, który tylko gadać się nie nauczył - skomentował Mitra. Brzydala to niespecjalnie obeszło, bo biegał po pokoju wyładowując dobry nastrój.
        - Chciałbyś je ze mną poprzeglądać? - upewnił się nekromanta. - Maski - doprecyzował po chwili, bo zdał sobie sprawę, że za szybko przeskoczył między tematami. - Kiedyś rozmawialiśmy o tym, że pokażę ci swoją kolekcję, może masz ochotę teraz? Będzie dobra okazja, aby je przejrzeć i wybrać te dla pacjentów, małych i dużych.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Chciałbym ci w pełni przyznać rację, ale by być w pełni z tobą szczerym, nie mogę, bo podchodzisz do tego od złej strony - zaczął łagodnie i z pewnego rodzaju powagą, nie jakąś grobową, ale jasno sugerującą, że temat był interesujący i ważny dla wampira. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, by nie wyglądać jak jakiś sztywny profesor wygłaszający swój wykład na renomowanym uniwersytecie. - Owszem, takie wydawanie poleceń i oczekiwanie ich wykonania bez najmniejszych oporów i wahania może się w pierwszej chwili kojarzyć z niewolnictwem. Nie może jednak nim być, gdy prosisz o to tą drugą osobę w obecności jej bliskich, w jej własnym domu, bezpiecznym schronieniu. Poza tym osoby, które choćby nie zasmakowały bycia niewolnikiem, czy chociażby służącym na pewno tak tego odbierały nie będą. W przypadku dzieci to może być na zasadzie kolejnych głupich rozkazów, zakazów i nakazów ze strony jeszcze głupszych dorosłych, których niestety muszą się słuchać, bo dostaną karę albo nie dostaną jakiejś tam nagrody - wyjaśnił z promiennym uśmiechem patrząc na Mitrę.
        - To jest efekt uboczny, a może dodatkowy, wychowywania dzieci i to nie tylko w tym kraju i wśród istot myślących. Szacunek młodszych wobec dorosłych i słuchanie się ich, zaobserwować można nawet u zwierząt, gdzie młodsze osobniki może i się buntują i okazują swoje niezadowolenie, ale dostosowują się do woli starszych mimo wszystko inaczej mogą dostać burę albo doświadczą konsekwencji swojego nieposłuszeństwa w inny sposób. Choćby gubiąc się w lesie, gdyby jakiś maluch postanowił wbrew zakazom wybrać się na samotny spacer czy zostając przez jakieś silniejsze stworzenie zabitym. Bo dorosłych zawsze trzeba się słuchać. Że tak powiem, takie jest odwieczne prawo natury.
        Okrutne prawo natury, jakby nie patrzeć, którego dorośli mają świadomość w przeciwieństwie do dzieci, które przecież żyją w przekonaniu, że nic im nie może zagrozić skoro do tej pory nic im się nigdy nie stało albo ktoś ze starszych zapobiegł tragedii. Niestety gdy takie nieposłuszne dziecko jednak się uprze i postawi na swoim, na własnej skórze dowie się czym może grozić nie usłuchanie się tego czy tamtego. Wiadomo, że najlepsza nauka to ta na własnych błędach, ale dość często można już więcej nie wykorzystać nabytej wiedzy, co prawda szczególnie w tych mrocznych okolicach, ale niebezpieczeństwa czają się wszędzie. Nie ma na Łusce miejsca bez zagrożeń, gdzie dominuje jedynie szczęście, sielanka i beztroska, a rzeki są mlekiem i miodem płynące. Wszędzie trzeba być ostrożnym, a już szczególnie w miejscach pozornie bezpiecznych i spokojnych.
        - Zboczyłem z tematu... - mruknął lekko tym faktem zawstydzony, ale zaraz powrócił na właściwe tory, po chwili namysłu. - Poza tym dużo też zależy od nastawienia do tej drugiej osoby, jaką energią emanujemy, jaka jest nasza mowa ciała. Wobec niewolnika nie obchodziłoby cię co on czuje, że w ogóle jest to istota, a nie rzecz. Nie miałoby dla ciebie znaczenia czy on się boi, czy go coś boli. Byłbyś panem i nie ukrywałbyś tego, jego posłuszeństwo, sama świadomość posiadania, napawałoby cię satysfakcją. Im bardziej taka osoba by się bała i była w stanie zrobić absolutnie wszystko, choć wcale by tego nie chciała, tym większą przyjemność by ci to sprawiało - powiedział tak oddając się tematowi rozmowy, że nie spostrzegł kiedy stał się ciężki i raczej nieprzyjemny, zwłaszcza dla Mitry, którego to o czym Aldaren mówił w pewnym sensie dotyczyło. Ocknął się jednak zaraz i z zakłopotaniem przeprosił ukochanego, że znów odszedł od tego o czym mówili, bo mówili o leczeniu i wizycie domowej.
        Odkaszlnął donośnie w zaciśniętą pięść zbliżoną do swoich ust i zaraz się ponownie rozpromienił, szczerząc przy tym wesoło swoje kły w szerokim uśmiechu, przy którym nie dało się nie zamknąć na moment oczu. Pora na szybką i taktyczną zmianę tematu albo raczej na powrót do tego, który zaczął się tak niewinnie, a przybrał tonację, jakby ktoś przed chwilą umarł i to na ich oczach.
        - Tak więc, przesadzasz i wcale nie będzie tak źle. Wiadomo dzieciaki mogą mieć opory, bo to będzie ich pierwszy raz, ale jak je odpowiednio zachęcisz, pokażesz, że nie jesteś wcale wielkim, złym wilkiem, który chce je pożreć, to wydaje mi się, że bez większych problemów przejdzie ich badanie kontrolne - zapewnił. W prawdzie nie mógł mieć co do tego absolutnej pewności, bo choć znał dzieciaki Lirantha niemal jaka swoje własne, to trzeba było przyznać, że to będzie pierwsze ich takie porządne badanie przez prawdziwego, współczesnego medyka, nie przez znachora starej daty.
        - Nie tylko ciebie przerażają błaźni, wierz mi - zgodził się krótko z Mitrą, by znów nie zboczyć drastycznie z tematu, zwłaszcza, że znów nie miał do powiedzenia raczej nic pocieszającego.
        Zwłaszcza, że zaczynało się od słów: "Faust mi kiedyś mówił..." i dotyczyło tego, że im zabawniejszy i bardziej popularny błazen, tym bardziej nieobliczalny i szalony, a za komiczną maską kryją się, by nie przerażać innych obłędem wykrzywiającym ich twarze w psychopatycznym uśmiechu, czy... tym co można było sobaczyć w ich nienaturalnie szeroko otworzonych oczach. Tyle czasu już minęło od tamtej nauki, a wampirowi dalej ciarki chodziły po plecach na to wspomnienie. Zwłaszcza, że, jak to z dzieckiem, Aldaren nie wierzył słowom Mistrza i zdobył się na sprawdzenie czy jego opiekun miał rację. Najgorsze, że to nie był wcale nieumarły, tylko elf, istota z natury łagodna i delikatna, ceniąca naturalną harmonię i brzydząca się bezsensownym okrucieństwem. Naprawdę wolał o tym nie mówić, by nie psuć atmosfery, choć może na to było już za późno po jego wykładnie na temat niewolnictwa i leczenia.
        - A kto powiedział, że założysz ją jak bandyta - mruknął urażony, odwracając głowę nieco w druga stronę, nie po to by pokazać jaki to on jest obrażony o takie sądy, ale by ukryć swoje zawstydzenie i zażenowanie, bo przecież tak w pierwszej chwili pomyślał. Ale to nie była jego wina! Nie wyobrażał sobie, że można się inaczej schować za chustą niż właśnie zawiązując naciągniętą niemal pod same oczy, z tyłu głowy w charakterystyczny supełek. No i koniecznie musiała być czerwona! Bandyci zawsze nosili czerwone chusty. Ale... jeśli Mitra mówił, że to tak wcale nie wygląda, to niby jak? Aldaren postanowił iść w zaparte, byleby tylko się nie wyjść na durnia.
        - Myślę, że spróbować by można było, ale nie przy pierwszym razie, gdy to jak ty będziesz się czuł, że będziesz spokojny i rozluźniony, ułatwi zyskanie sympatii pociech Lirantha - wyraził swoją opinię, przestając się wydurniać. - Przynajmniej tak mi się wydaje, bo może jednak w chuście byłoby ci wygodniej. Wybór i tak należy do ciebie, ja tam tylko będę maskotką naszego szpitala - dodał z rozbawieniem.
        Później podsunął pomysł jak jeszcze Mitra mógłby zrobić dobre pierwsze wrażenie. I choć rzucił to lekkim tonem, jakby jedynie żartował, nekromancie chyba przypadło takie rozwiązanie do gustu. Nie przyznał chłodno, że to całkiem dobra taktyka, ale był tym naprawdę bardzo podekscytowany. Na wzmiankę o stosunkach jakie blondyn miał z sąsiadami, Aldaren wyszczerzył się szeroko w zakłopotanym uśmiechu, lekko poddenerwowany, bo swoim zachowaniem sprzed kilku godzin, gdy Mitry w domu nie było, raczej nie sprawi, że sąsiedzi nabiorą sympatii do niebianina. Tamten kulawy chłopak na pewno powiedział swoim rodzicom o wielkim, złym wampirze mieszkającym w tym domu. Skrzypek miał nadzieję, że nie wynikną z tego powodu żadne problemy. Naprawdę nie chciał zrobić nic złego pod nieobecność ukochanego. Znaczy... w tamtej chwili chciał, ale... Arrgh!
        - Albo możesz je zostawić im na pamiątkę pierwszego niestrasznego spotkania z lekarzem - dodał do wypowiedzi błogosławionego, odnośnie tego co ten mógłby zrobić z tymi pomalowanymi maskami.
        Gdy usłyszał zawiadamiającego o sobie Żabona, uśmiechnął się rozbawiony pod nosem. Przerzucił ramię przez oparcie kanapy i lekko się odwrócił by móc być świadkiem tego jak Mitra i mały demon mierzą się spojrzeniami. To był w sumie całkiem przyjemny widok, bo niebianin był zwykle bardzo surowy dla brzydala, a ten tylko psocił, przeszkadzał i robił po złości ożywiając się w sumie i będąc potulnym tylko jak wiedział, że zaraz dostanie żreć albo gdy spał. Teraz jednak wyglądało to naprawdę jak zdrowa relacja między opiekunem i podopiecznym, a nie nieczułym nekromantą, który miał demona jedynie za pasożytujący wrzód na rzyci. Od początku wiedział, że to się raczej dobrze dla maszkarona skończy, bo Mitra patrzył na niego jakoś tak bardziej po ludzku, nie jak na utrapienie. No i zaraz po zerknięciu na demona nie kazał mu się zamknąć i spadać. Za to Żabon cierpliwie, niemalże z napływającymi do oczu łzami oczekiwał decyzji swojego pana. Widać było, że byłby w stanie zrobić wszystko, by móc dostać coś do zabawy. Nawet na moment Aldaren zapomniał, że to stale wyzywający go, nieposłuszny i szargający ich obu nerwy demon.
        Entuzjazm małej pokraki i jego radość były wspaniałymi nagrodami. Choć skrzypek jeszcze nie tak dawno był gotów odesłać demona, a ostatecznie wywalił go za drzwi, teraz cieszył się szczerze ze szczęścia jakim emanował brzydal.
Na słowa Mitry radość wampira nieco przygasła i zadumał się poważnie nad jego spostrzeżeniem, lecz zaraz roześmiał się rozbawiony.
        - Masz rację, po mnie odziedziczył urodę - zażartował śmiejąc się aż do łez i zginając w pół na kanapie.
        Mitra miał niekiedy naprawdę niedorzeczne pomysły, bo samemu wampirowi nigdy by coś takiego do głowy nie przyszło. Żabon był po prostu wrzodem na tyłku, którego nie szło się w żaden sposób pozbyć, a im bardziej się starało, tym bardziej mały demon chciał z nimi zostać. Nawet nie wiedział jakim sposobem brzydal nadal był u nekromanty, bo spodziewałby się, że blondyn wykopie go już dawno temu. W sumie z wampirem powinno być podobnie, co z Żabonem. Błogosławiony nie miał ze skrzypka żadnego pożytku, a zamiast tego lazurowooki tylko niemalże co chwilę upuszczał mu krwi i szargał nerwy. A mimo to nie tylko ich krótka znajomość przetrwała miesięczną rozłąkę, ale również przerodziła się w prawdziwy związek. Skoro więc niebianin byłby zrozpaczony, gdyby nieumarły odszedł, to czy po zniknięciu demona również by jakoś ubolewał? Choć była to ciekawa teoria, w którą Aldare jednak powątpiewał, a przez to tym bardziej chciał poznać skutki zniknięcia Żabona z ich życia, mimo wszystko nie miał serca by to sprawdzać. Bo co jeśli jednak?
        - Pewnie - zgodził się z entuzjazmem, bo nie tylko kiedyś wyraził chęć obejrzenia i zainteresowanie kolekcją Mitry, ale również przy tym mu się jakoś przysłuży. - Możesz przy tym liczyć na moją pomoc - dodał radośnie i energicznym susem stanął przed kanapą przeciągając się, jakby zesztywniał od takiego siedzenia.
        - Wracając jeszcze do Żabona... on umie gadać, bardziej bym powiedział, że nie potrafi milczeć - zaśmiał się i spojrzał na małego demona, którego radość powoli zaczęła się rozładowywać. Pokraka pochwyciła spojrzenie wampira i nie wyglądała na zbyt zachwyconą tym co widziała. Nie tylko się od razu uspokoiła, ale również przykuliła, kładąc po sobie ogromne (w stosunku do własnego ciałka) uszy i cicho skomląc, prosząc przy tym by nieumarły nic Mitrze nie mówił.
        - To mała maruda i plotkarz, choć jego opowieści o tym jak nastraszył sąsiadów albo, że ten głupi czarny kocur znów nie dał się zjeść, nie są ani odrobinę ciekawe. Nieraz też brakuje im wiarygodności - odpowiedział, choć zgodnie z prawdą to jednak nie to co zamierzał. Choćby o tym co on sądzi o wampirze albo jakimi wiązankami rzuca, gdy Mitra mu czegoś odmówi albo go skarci.
        - Pamiętasz tego pierwszego, co mi się przez przypadek przywołał w Thulle? Cały czas się naśmiewał, że nie mogłem go odesłać i jaki to nieudolny ze mnie demonolog. Kwestia po prostu tego, że nie są zbyt inteligentne by nauczyć się Wspólnego języka, więc jedynie posługują się demonicznym. Xargan czy Zabor to co innego, oni są demonami wyższego szczebla. Za to ten tutaj... no cóż. Rozumie jedynie co się do niego mówi. - Uśmiechnął się przyjaźnie na zakończenie tego tematu, ignorując brzydala mamroczącego pod nosem wyzwiska pod adresem wampira, bo ten przecież właśnie go obraził.
        - Tak sobie myślę - zaczął idąc za Mitrą, by obejrzeć z nim wszystkie maski niebianina i wybrać te, które mogłyby się dzieciom spodobać i po których mogłyby łatwo malować. - Nie chciałbyś wziąć go jutro z nami? I dopiero po tym jak będzie grzeczny u Lilianny i Lirantha, dałbyś mu tą deskę do rysowania? Wiesz wydaje mi się, że tak wspaniała dla niego nagroda powinna być za przysługę równej wagi, a zwykłe "nie zrobienie bałaganu przy zabawie", cóż... Nadto go rozpuścisz i będzie problem. Poza tym on chyba będzie z nami mieszkał w szpitalu, prawda? Nie sądzisz, że lepiej byłoby go nauczyć za wczas, że nie może nam przeszkadzać przy pracy, gdy mamy jakiegoś pacjenta? - zaproponował, a Żabon z tej propozycji ani trochę zadowolony nie był. Podbiegł nawet do Mitry i ciągnął go lekko za nogawkę, skrzecząc błagalnie, że będzie grzeczny, by się nie zgadzał z propozycją wampira, że on nigdy nie będzie im przeszkadzał i zawsze będzie się słuchał, tylko chciałby już teraz dostać swoją zabawkę. Z drugiej strony chciał też z nimi jutro iść, bo ileż to psot mógłby wtedy zrobić, siedzenie w domu nie było przecież fajniejsze, niż brykanie poza domem.
        Aldaren za to miał w tym wszystkim bardziej podstępny plan, który miał zapobiec otrzymaniu przez demona jego nagrody. Po prostu wątpił, że Żabon wytrzyma jutro do ich powrotu do domu. Jeśli u Lilianny będzie spokojny, to na pewno u Lirantha już nie, zwłaszcza, że dzieciaki niezależnie od wieku zawsze są chętne do zabawy z różnego typu zwierzakami. A że demon nie był typem przytulasa i nie wyglądał na takiego co zniósłby wszystkie "zabawy" dzieci... na pewno nie podoła temu wyzwaniu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra się z początku jakby nastroszył, gdy Aldaren po zastrzeżeniu, że chciałby, ale się z nim nie zgodzi, zaczął wyciągać argumenty przeciw. Jak to “podchodził do tego ze złej strony”?! Przecież tak właśnie wyglądało oglądanie towaru na targu niewolników, tak wyglądała wstępna wycena. Przecież przez to przechodził, doskonale wiedział, że sprawdza się stan zdrowia i wygląd osób, które w tym momencie są wyłącznie towarem - chwali się zdrowe zęby, brak wszy, brak świerzbu… Tak samo jak w przypadku zwykłego bilansu zdrowotnego.
        Aldaren jednak wymieniał swoje racje, a Mitra - z początku nakręcony - zaczął je przyjmować. Miał rację. Każdy kolejny argument był celny. Dzieci będą w swoim domu, wśród bliskich, z dobrym wujkiem, którego dobrze znały. On będzie obcy, straszny i zły, ale reszta być może złagodzi ten wizerunek. Skrzypek miał rację, nikt poza nim nie będzie miał skojarzeń z niewolnictwem, a zwłaszcza dzieci. Nawet jeśli nie będą współpracowały, będzie to tylko przejaw nieśmiałości albo dziecięcej buty. Mitra oklapł, pokonany. W spokoju wysłuchał Aldarena, po czym obrócił wzrok w bok, wzdychając ciężko.
        - Masz rację - przytaknął. - Wybacz, czasami trudno mi jest zobaczyć inną perspektywę. Sam… A nie, nie widziałeś - zreflektował się, gdy przypomniał sobie tamten dzień prawie półtora miesiąca temu. - Nawet gdy bada mnie lekarz, nie zdejmuję ubrania. Po prostu wspomnienia okazują się wtedy zbyt silne - podsumował. Wyprostował się też na kanapie, wręcz przechylił w stronę Aldarena, jakby prosił o jego czułość i bliskość. Siedzieli jednak za daleko, a on się nie przesunął.
        Gdy skrzypek zauważył, że odpłynęli z tematem, Mitra również wrócił myślami do meritum. Z tym argumentem wampira błogosławiony również nie mógł się nie zgodzić i widocznie się rozluźnił. Naszła go jednak myśl czy dzieci są w stanie poczuć jego tremę. Spodziewał się, że będzie ją czuł. Byle się nie złościć i nie irytować, to najważniejsze. Co dziwne, Mitra w ogóle nie miał w tym momencie nawrotu złych wspomnień z okresu niewolnictwa, nie przypomniały mu się chwile, gdy właśnie w opisywany sposób traktowała go jego pani albo to co robili z nim żołnierze, którzy go zniewolili. Bardziej skupił się na tu i teraz, myśląc o tym jak swoim zachowaniem przekonać do siebie dzieci Lirantha. Próbował sobie przypomnieć jakim dzieckiem był on sam, ale wydawało mu się, że był raczej grzeczny i słuchał się lekarzy. To były jednak zupełnie inne okoliczności, bo pod presją każdy chce wiedzieć co robić, a poza tym - każdy też wybiela siebie we wspomnieniach. Może więc bywało, że był istnym urwisem dla swoich opiekunów.
        - Nic się nie stało - zapewnił więc ciepłym tonem swojego ukochanego, gdy ten na koniec go przeprosił. Domyślił się za co. - Spokojnie, nie masz mnie za co przepraszać. Tak myślałem tylko czy dzieciaki będą czuły, że sam jestem bardziej stremowany niż one - wyjaśnił zupełnie szczerze.
        No a po chwili ten uśmiech. Mitra wprost kochał, gdy Aldaren tak szczerzył kły z radości, bez skrępowania i we wzroku błogosławionego dało się dostrzec, że faktycznie był urzeczony tym widokiem. Z przyjemnością patrzył na wampira, wspierając skroń na dłoni. Wysłuchał jego podsumowania już ze spokojem, choć cały czas myślał co by tu mógł zrobić, by faktycznie było tak dobrze, jak to wampir przed nim kreślił.
        Po krótkiej wymianie zdań na temat błaznów, przyszedł czas na bandytów. Święte oburzenie Aldarena wywołało jak zawsze zadowolony grymas Mitry.
        - Ja to powiedziałem - przyznał. - Bo tak jest najłatwiej: chusta w trójkąt i dwa rogi w supełek z tyłu głowy. Ale ja wiążę z prostokąta, łączę dwa rogi nad uszami, a dwa poniżej brody, później te z dołu łączę jeszcze z tymi z góry, wtedy chusta bardzo mocno przylega do twarzy i po prostu nie ma za co złapać by szarpnąć, bo materiał jest napięty. Mówiłem, że mam praktykę? - dodał z dziwną dumą w głosie. Później wysłuchał argumentacji Aldarena.
        - Masz rację - przytaknął mu. - Jednak w masce mi wygodniej, widać, skoro niemal cały czas w niej chodzę. Zapomnij o pomyśle z chustą, to był akt desperacji.

        Późniejsza rozmowa o malowaniu masek przebiegała zadziwiająco pomyślnie dla obojga. Nie dość, że Mitra się żywo zainteresował, to jeszcze Aldaren dodawał coraz to nowe urozmaicenia do swojej koncepcji.
        - Dobra myśl - przyznał. - Dziękuję, Ren, bardzo mi pomogłeś. Nie wiem jeszcze co konkretnie zrobię, ale mam tyle pomysłów, że będę w stanie coś z tego wybrać.
        Mitra uśmiechnął się do swojego ukochanego z wdzięcznością. I chyba właśnie przez to jak został podniesiony na duchu, trochę tej słodyczy dostało się również Żabonowi - błogosławiony nie dość, że rozważył udostępnienie mu nowych zabawek, to jeszcze na koniec się zgodził, bez większych obiekcji. Cud i radość niezmierzona! Mitrze nawet zrobiło się trochę przyjemnie, że to on spowodował taką radość. Obserwował hasającego demona razem z Aldarenem, czyniąc przy tym swoje porównanie. Zaraz jednak obrócił wzrok na ukochanego.
        - Z tym się nie zgadzam, musieli nam go podrzucić - obruszył się. Później zaproponował, by obejrzeć jego maski, z zadowoleniem przyjmując zgodę ukochanego. Również wstał, ale nie z podskokiem jak skrzypek. Cały czas patrzył na niego z czułością, a później wziął go za rękę i poprowadził na górę.
        - Trzymam je w komodzie w sypialni - wyjaśnił.
        W drodze wrócił temat małego, paskudnego demona. Idący przodem Mitra zerkał na Aldarena co jakiś czas, by ten miał pewność, że jest słuchany, choć błogosławiony był na nim skupiony nawet wtedy, gdy patrzył przed siebie.
        - O, nie myślałem, że to… - mruknął z zaskoczeniem. - Chociaż nie, przecież to ma sens. Po prostu nie zastanawiałem się nad tym jakiego on używa języka. Ciekawe czy dałoby się go nauczyć pojedynczych słów? Słyszałeś o takich papugach na wybrzeżu, które mogą się nauczyć kilku wyrazów? Często są wykorzystywane, aby naganiać klientów do knajp, wołają “zapraszam pana, zapraszam panią” i ponoć zaintrygowani przejezdni często się dzięki temu skuszą.
        Mitra miał w poważaniu gniewne skrzeki Żabona - i tak ich nie rozumiał, a poza tym ta mała łajza awanturowała się przy niemal każdej nadarzającej się okazji. Wolał słuchać Aldarena. Właśnie wchodzili do sypialni, a Mitra od razu skierował się w stronę komody, położył dłonie na uchwytach szuflady, ale jeszcze jej nie otworzył. Słuchał swojego ukochanego, patrząc na niego z uwagą. Na koniec jednak skrzywił się i westchnął. Poruszył nogą, aby lamentujący przy niej Żabon dał mu spokój.
        - Nie wiem czy ja sam to przeżyję - przyznał szczerze. - Masz rację, musi się nauczyć być grzecznym, ale któreś z nas musiałoby go cały czas pilnować, by nic nie nawywijał. A jestem przekonany, że nawywija…
        Żabon gwałtownie zaczął machać łapami i protestować.
        - ...W każdym razie ja bym zabrał go w tylko jedno miejsce. Do Lilianny będzie łatwiej, ale to u Lirantha będą warunki podobne do tych, w których będzie musiał funkcjonować. To co, Liranth? - zaproponował. - A jeśli napsoci to pozwalam ci wymierzyć karę jak na demonologa przystało. Nie pyskuj - zastrzegł Mitra, gdy demon nagle zaczął ujadać. Nie wiedział co on gada, ale uznał, że pewno dyskutuje. - Jutro po południu pójdziesz z nami i jak będziesz grzeczny dam ci farbę, deskę i będziesz mógł sobie kryklać ile chcesz. Wytrzymasz, nie ględź. Idź sprawdź czy ci w misce nie przybyło.
        To było zawołanie, którym Mitra zawsze wyganiał Żabona z pokoju - mała bestia niby wiedziała, że żarcie samo z siebie nigdy się nie pojawia, ale w sumie jak już wspomniano o jedzeniu to robił się głodny. Zawsze był głodny.
        Po jego wyjściu Mitra w końcu otworzył szufladę z maskami. W środku leżało kilkanaście sztuk, lekko na siebie zachodzących, bo inaczej by się nie zmieściły. Można było je jednak łatwo zidentyfikować, a co więcej widać też było gdzie którejś brakowało. Było to kolejne z tych miejsc, gdzie Mitra trzymał wyjątkowy porządek.
        - Ta była pierwsza - wyjaśnił, wskazując prostą białą maskę w samym rogu szuflady. - I tej nie oddam. To bolesne, ale jednak wspomnienia, szkoda by mi jej było. Ale te trzy są dość podobne, mógłbym je wziąć. W sumie w domu mam jeszcze dwie takie całe białe. Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, ale mam pochowane maski w różnych pokojach, na wypadek niezapowiedzianych gości, bym nie musiał tutaj biec po jakąś osłonę. Tu mam kilka takich bardziej… wyjściowych, bym rzekł.
        W tej ostatniej grupie znajdowała się znajoma miedziana maska oraz taka, która miała piękny szary kolor, była wypolerowana na połysk, a oczy miała obwiedzione złotymi kreskami, jakich nie powstydziłaby się mistrzyni makijażu. Mitra wyjął ją z szuflady i przyłożył sobie do twarzy. Pięknie podkreślała kolor jego oczu.
        - Jest niestety dość ciężka, bo jest powleczona jakimś alchemicznym kamieniem. Mam też dosłownie dwie, w których da się usunąć fragment brody. Wiesz, gdybym musiał jeść na mieście. To te dwie.
        Jedna ze wskazanych przez niego masek była prosta, drewniana, druga zaś czarna, z białym pasem ciągnącym się z góry na dół na całą szerokość ust.
        - Nie lubię kolorowych masek jak widzisz, dlatego większość jest w barwach ziemi. Tylko ta jedna jest kolorowa… Choć też bez przesady - mruknął, pokazując granatową maskę o przyjemnej, welurowej powierzchni. - Ale rzadko ją noszę, jest niepraktyczna. Nie wiem czemu ją kupiłem w ogóle…
        Poza tymi charakterystycznymi okazami, w szufladzie znajdowały się maski głównie białe albo w różnych odcieniach drewna - od jasnej sosny po mahoń. Wszystkie były zadbane i zaimpregnowane, aby jak najdłużej służyły nekromancie, niczym dobre buty.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nie było wątpliwości, że wyrażając swoje porównanie z profilaktycznym badaniem do niewolnictwa, Mitra nie tylko pił bezpośrednio do siebie, ale opierał to również na własnych doświadczeniach. Aldaren od razu to pojął, dlatego tak bardzo zawziął się, by delikatnie zmienić myślenie ukochanego. Że w tej sytuacji absolutnie nie będzie nic związanego z niewolnictwem i handlem żywym towarem. Widział jak pewny swojej opinii był blondyn, dlatego zaczął od takich a nie innych słów, poza tym musiał przyznać mu rację, że podobne bilanse lekarskie (tylko bardziej poniżające badanego) odbywały się na targach niewolników. W tym jednak przypadku, który będzie miał miejsce następnego dnia, nie będzie nic z tym związanego. I to chciał łagodnie uświadomić ukochanemu. Wcale nie chełpił się tryumfalnie, gdy zapał błogosławionego opadł i całkiem przyjął słowa wypowiedziane przez wampira. Nie był to temat do radosnego wykrzykiwania: "ha! miałem rację, wygrałem", bo skrzypkowi zależało, by niebianin to zrozumiał i zapamiętał na długie lata.
        - Nie mam ci czego wybaczać, doskonale cię rozumiem. Inaczej nie starałbym się pomóc ci w spojrzeniu na świat z innych perspektyw. Bo białe potrafi być czarne, gdy zgasisz światło, a czarne może okazać się białym, gdy je nieco oświetlisz. Wszystko zależy od punktu widzenia - wyjaśnił łagodnie, słuchając wyznania partnera, o tym, że sam gdy jest badany nigdy się nie rozbierze, ponieważ przywołuje to przykre wspomnienia.
        Aldaren mógłby się z nim droczyć gadką w rodzaju "chodź, niech no cię przebadam", ale dałby się srebrnym kołkiem potraktować, że to wcale dla Mitry nie będzie zabawne i dobry, miły i przyjemny dzień mógłby się w najlepszym wypadku skończyć obrażeniem blondyna i jego odseparowaniem się od wampira przynajmniej do jutra rana.
        Zamiast więc obracać ten ciężki temat w żart, wysłuchał i przyjął wypowiedź ukochanego do wiadomości, bez komentarza. Nie odrywał jednak od niego spojrzenia i bez problemu dostrzegł jego pragnienie bliskości, by poprawić sobie humor i odciąć od złych myśli. Nie byli jednak blisko siebie i oprócz tego, że Mitra się lekko przechylił w stronę nieumarłego, w żaden inny sposób nie zmniejszył dzielącej ich odległości. Niby z pozoru wyglądało to jak cicha prośba niebianina, ale skrzypek nadal miał przed oczami obraz sprzed chwili jak bardzo zmaltretowany był blondyn, po zbyt dużej ilości czułości w ciągu jednego dnia i w krótkim czasie. Nie zbliżył się więc tak, by błogosławiony mógł się o niego oprzeć, a skrzypek mógłby go objąć i do siebie przytulić. Przysunął się jedynie nieznacznie, aby móc przede wszystkim delikatnie musnąć palcami dłoń ukochanego i w ten sposób okazać subtelnie czułość i wsparcie.
        Zaraz też uświadomił sobie odejście od tematu i przeprosił za to, podejmując właściwą rozmowę na nowo. W prawdzie i to po pewnym czasie zaczęło obierać nieco mniej przyjemne do rozmowy tory, więc szybko dopłynął do brzegu i znów przeprosił. Na szczęście Mitra nie wziął tego zbytnio do siebie, wyglądał jakby myśli zajmowały mu inne sprawy, a nie kwestia traktowania niewolników. Niemałą ulgą było, gdy niebianin z tak ciepłym tonem mu wybaczył i dodał nawet, że faktycznie myślał w tym czasie o czym innym.
        - Oj, na pewno wyczują - powiedział z niezwykle poważnym wyrazem twarzy, jakby mówił o jakiejś śmiertelnie niebezpiecznej bestii, przy której należy zachować wyjątkową ostrożność. - Nie okazuj przy tych małych diabłach słabości, bo nie zauważysz kiedy pożrą cię żywcem! - wykrzyknął na sam koniec, zaczynając się szczerzyć jak głupi do sera.
        Po tym entuzjazm mu opadł, ale jedynie na pokaz. A przynajmniej tak miało być z założenia, gdyż w ostateczności nie tylko trwało to dłużej niż powinno, ale... Aldaren słuchał sposobu na zawiązanie chusty z rozdziawioną buzią i oszołomieniem wymalowanym na twarzy. Wyglądało to tak jakby nie tylko ktoś mu powiedział, że niebo jest tak naprawdę w kolorze koperkowego różu, ale również to niepodważalnie udowodnił. Wampir był kompletnie zdruzgotany tą wiedzą. Cały jego świat legł w gruzach. Albo może nie tyle świat, co jego myśli o Mitrze-bandycie, mające raczej nieprzyzwoite podłoże i następstwa takiego myślenia. I między innymi to było przyczyną tego, jaką miał minę, gdy na koniec tego tematu ich rozmowy powiedział:
        - Będę musiał bardziej uważać, skoroś takim desperatem - po czym, uśmiechnął się rozbawiony.

        Niedługo po tym nie tylko ustalili sposób na zrobienie przez Mitrę dobrego pierwszego wrażenia na latoroślach Lirantha, ale również opracowali całkiem niezły plan działania, uwzględniający nawet małą nagrodę dla Żabona za dobre zachowanie. A po żartach na jego temat, Aldaren wybrał się z Mitrą do sypialni błogosławionego, by moc obejrzeć jego kolekcję masek. W drodze wrócili do tematu małego demona oraz jutrzejszego wyjścia.
        - Cóż... Na pewno nie jest ptasim móżdżkiem i pewnie dałoby radę go nauczyć mówić we Wspólnej Mowie - powiedział, choć nie był zbytnio przekonany co do tego pomysłu. Żabon chyba bardzo szybko przestałby z nimi mieszkać gdyby nauczył się mówić, zwłaszcza, że już teraz był burkliwy, marudny, awanturujący się i raczej rzadko sympatyczny w swoich wypowiedziach. A jeszcze gdyby Mitra rozumiał do brzydal mówi... - Chyba wolałbym, żeby pacjenci jednak nie rozumieli co może o nich sądzić szczery do bólu żabi demon - podsumował ni to lekko zakłopotany, ni to rozbawiony. - Zamiast uczyć jego, już wolałbym tobie podrzucić kilka słówek - odparł w ramach innego rozwiązania.
        W sypialni już obserwował poczynania Mitry, jak opiera się o szufladę ze swoją kolekcją prawdopodobnie, gotów ją w każdej chwili otworzyć, a przy tym próbując strzepnąć ze swojej nogi skamlącego demona, przez którego Aldaren miał problemy z pełnym skupieniem się na swoim ukochanym. Z tego powodu nie całą wypowiedź blondyna zdołał zarejestrować, ale z wyłapaniem sensu nie miał problemu.
        - Myślę, że zabranie go tylko do Lirantha będzie najlepszym pomysłem. U Lilianny jeszcze zjadłby któregoś z jej kotów, a wtedy swoje przeprosiny mógłbym wsadzić sobie w... między książki w zamku - odparł z rozkojarzeniem, ale zaraz się w pełni skupił na partnerze dyscyplinującym małego demona. Ciekawym był widok niebianina rozkazującego demonowi z piekła rodem. I demona słuchającego niebianina, choć gdyby nie argument "żarcia" pewnie Żabon nigdy by się nie dostosował do poleceń błogosławionego, przez co najpewniej brzydala już dawno by z nimi nie było.
        Po wyjściu Żabona, Aldaren zbliżył się do drzwi, by je zamknąć, domyślając się, że jego ukochany pewnie miał już dosyć bezpośredniego towarzystwa swojego pupila, a tak paskuda dłużej nie będzie im przeszkadzał. Następnie zbliżył się do Mitry i zajrzał do otworzonej szuflady. Nie tylko przesunął spojrzeniem po każdej z masek, ale słuchał uważnie wypowiedzi lubego, zatrzymując wzrok na tej masce, której dotyczyły słowa blondyna.
        - W biurku w salonie, w komodzie na przedpokoju - zaczął wymieniać z ciepłym uśmiechem. - I to nie po jednej w każdym z miejsc, z tego co zauważyłem - odpowiedział z pewnego rodzaju dumą w głosie. Zaraz skończył się wygłupiać i skupił na maskach. Te które miały zostać oddane wyjął razem z Mitrą i odłożył na bok.
        Więcej uwagi, co było widać, poświęcił tym, tak zwanym "wyjściowym", które niby z pozoru były zwykłe to jednak nie były surowym kawałkiem drewna. Z tymi akurat sam miał problem by wybrać cokolwiek do oddania. Do tej miedzianej to akurat wampir miał sentyment, była mu aż nazbyt dobrze znajoma. A ta, którą Mitra właśnie wziął do rąk, wyglądała jak prawdziwe arcydzieło. Zwłaszcza, gdy maskę wypiękniły jeszcze bardziej odurzające skrzypka oczy jego ukochanego i zaraz w drugą stronę - maska sprawiała, że blondyn nabierał nie tylko uroku, ale iście niebiańskiej aparycji. Aż zaskakujące, że niebianin posiadał maskę, która raczej skupiała na nim wzrok innych, czyli efekt przeciwny do zamierzonego. A przynajmniej tak się wydawało Aldarenowi, oczarowanemu urodą (w masce, jak i bez niej) swojego wybranka. Patrzył na niego maślanym spojrzeniem, aż nie zostały zaprezentowane dwie kolejne, które, jak wyjaśnił błogosławiony, umożliwiały spożywanie posiłków i picie bez konieczności zdejmowania swojej osłony twarzy.
        - Jeśli nie miałbyś nic przeciwko, ta zwyczajnie drewniana mogła by być takim największym wyróżnieniem, nagrodą główną dla najgrzeczniejszego pacjenta - zaproponował.
        Cały czas się starał jakoś przemóc pokusę sprawdzenia funkcjonalności tego rodzaju masek i nawet całkiem nieźle mu szło, lecz gdy tylko Mitra skupił się na welurowej, Aldaren po prostu nie wytrzymał. Dość gwałtownie, ale jednak uważając by niczego nie zniszczyć, pochwycił tę czarną rozkładaną i zakrył nią swoją twarz, zaraz zaczynając się z rozbawieniem bawić usuwaną częścią brody.
        - Może miała być na chłodniejsze dni? - podsunął, zerkając na ukochanego zza czarnej maski, spostrzegając jego spojrzenie, jedynie wyszczerzył kły w łobuzerskim, zwyczajnie rozbrajającym uśmiechu.
        Niezbyt długo jednak w siedział w tej czarnej i po prostu zaczął w pewnym momencie sprawdzać i przymierzać różne maski, przy okazji za przyzwoleniem Mitry odkładając te, których nie było nekromancie szkoda, czyli w sumie praktycznie wszystkie zwykłe, drewniane.
        - Gość, u którego je kupujesz musi być piekielnie bogaty. Gdybym wiedział, że to taki dobry biznes... - zaśmiał się i zaczepnie trącił lekko nekromantę. - Piękną wystawę rękodzieła można by było zrobić, gdybyś kiedyś przestał ich używać - mruknął, spoglądając z miłością kątem oka na blondyna.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Aldaren znał Mitrę chyba lepiej niż on sam siebie. Błogosławiony być może w pierwszym odruchu chciał zostać przytulony, ale pewnie żałowałby tego wcześniej niż wampir zdążyłby domknąć swoje objęcia. Ten dotyk, to subtelne muśnięcie dłoni, było idealnym rozwiązaniem - do błogosławionego dotarło subtelne przesłanie “jestem przy tobie” i to mu wystarczyło. Delikatnie złapał skrzypka za palce i ścisnął je krótko. Zaraz cofnął dłoń, zerkając przy tym z czułością na Aldarena. Tak się cieszył, że ma takiego mądrego, wyrozumiałego partnera. Czasami wydawało mu się, że trafił na ideał, na który nie zasługiwał.
        Po tym dotyku rozmowa i żarty sprawiły, że nekromanta już całkowicie się rozluźnił, potrafił nawet nikle się uśmiechać, gdy skrzypek zaczął go straszyć dziećmi Lirantha.
        - Obiecuję, że nie dam się im tak łatwo - zapewnił, podnosząc dwa palce w górę w geście przysięgi.

        - Ja mam się uczyć Czarnej Mowy? - upewnił się zaskoczony Mitra, wskazując nawet na siebie palcem, jakby Aldaren zaproponował mu co najmniej napad na bank Mesteno. - Niebianin nekromanta posługujący się Czarną Mową… Chcę - oświadczył z naciskiem. Teraz oczy błyszczały mu entuzjazmem. To otwierało przed nim wiele nowych możliwości. Nie widział siebie co prawda jako demonologa, ale była to dziedzina dość zbieżna z nekromancją i na pewno czasami mógłby coś znaleźć ciekawego w źródłach z Otchłani, nie kłopocząc się szukaniem tłumaczenia albo tłumacza. No a sama możliwość lepszego porozumienia z Żabonem też była całkiem interesująca. Brzydal był raczej posłuszny, bo po krótkiej pyskówce i tak robił co mu kazano, ale może gdyby usłyszał to samo polecenie w swoim języku, obyłoby się bez awantur.
        Dość już było jednak gadania o Żabonie i znoszenia go, błogosławiony pozbył się więc brzydala, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Z wdzięcznością spojrzał na Aldarena, który nawet zamknął drzwi, by mogli zostać sami, po czym przeszedł już do tematu masek - w końcu po to tutaj przyszli. Od razu łypnął z zaintrygowaniem na Aldarena, gdy ten tak swobodnie zaczął wymieniać jego skrytki na maski. W jego oczach widać było uznanie i czułość.
        - Miło, że zauważyłeś - zapewnił. - Jeszcze w piwnicy, w kuchni przy drzwiach, w starym gabinecie na parterze… W sumie to po prostu w każdym pokoju - podsumował. - By nikt nie mógł mnie zaskoczyć. I tak, jest ich sporo, ale to z reguły tandeta. Szkoda, że w większości to drewno, na dodatek dość ciemne, gdyby to było chociaż coś jasnego to można by wziąć pół tuzina dla dzieciaków… Ale kilka nawet by się z tego wybrało. Tych na pewno nie będzie mi żal.
        Mitra lekko przeszedł nad tym komentarzem do przeglądania tego, co było w szufladzie. Swoją najładniejszą wyjściową maskę założył niemalże odruchowo… A gdy miał ją już na sobie, sprawiał wrażenie innej osoby. Nie dramatycznie innej, lecz nagle w tych złotych obwódkach jego oczy nabrał zalotnego wyrazu, a cała sylwetka jakby nabrała pewności siebie. Mitra nie zdawał sobie z tego sprawy i nigdy nie zauważył, by ktokolwiek się nim interesował, gdy paradował akurat w tej masce. Była ona komplementowana, ale tak samo, jak komplementuje się kapelusz. Nielicznym zdarzało się zadać techniczne pytanie w stylu czy jest ciężka albo z czego wykonana, ale nigdy nie usłyszał, że ładnie w niej wygląda. Ona była piękna, nie on w niej - to mu pasowało. Jednak wzrok Aldarena sięgał jakby przez nią - Mitra czuł go na swojej skórze. Czuł się zażenowany, ale w taki sposób, w jaki wstydzi się młoda dziewczyna, która otrzymała bardzo śmiały komplement od chłopaka, w którym skrycie się podkochiwała. Jak dobrze, że maska ukrywała wyraz jego twarzy i jednocześnie jak bardzo szkoda, że nie mogła też uspokoić jego bijącego serca. Żeby to osiągnąć, szybko musiał wrócić do tematu i prezentowania kolejnych masek. Po pokazaniu tych z odczepianą brodą w końcu zdjął tę, którą miał na twarzy - delikatnie odłożył ją na wierzch komody, by nie robić sobie bałaganu podczas przeglądania szuflady.
        - Hm… Przemyślę to - mruknął, bezmyślnie wodząc palcami po swojej kolekcji, gdy Aldaren zaproponował, by jedną z tych lepszych, ale nadal dość codziennych, podarować najgrzeczniejszemu dziecku. Jakoś nie do końca był do tego przekonany. Z początku nie umiał ubrać tego w słowa, dlatego milczał szukając w sobie tego, co go tak naprawdę gniotło w serce. W końcu po chwili rozważań dotarło do niego, że boi się, że nie chce by ktokolwiek go naśladował. Wcześniej, gdy była mowa o malowaniu masek, myślał o tym jak o spisaniu ich na straty - niech dzieciaki się nimi pobawią, jak zniszczą, to kupi się nowe. Ale dać jedną z nich z rozmysłem w prezencie, bez żadnych zmian… Robiło mu się mdło na samą myśl, że być może za parę dni, tygodni czy miesięcy mógłby zobaczyć którąś z pociech Lirantha noszącą jego maskę. Chyba nawet przepraszanie na kolanach nie zmyłoby jego poczucia winy. Chciał o tych przemyśleniach powiedzieć Aldarenowi i się usprawiedliwić, wyjaśnić, że niestety ta opcja odpada, ale wtedy podniósł na niego wzrok… i zamarł. Widok skrzypka w tej czarnej masce całkowicie go zaskoczył - pozytywnie czy negatywnie, starał się to ustalić. Bardzo ułatwił mu to ten psotny uśmiech jego ukochanego, który widział dzięki zdejmowanemu fragmentowi osłony. Również uśmiechnął się do skrzypka.
        - Być może masz rację - zgodził się z podejrzeniami rzuconymi przez wampira co do przeznaczenia welurowej maski. - Po czasie doszedłem do wniosku, że ktokolwiek ją stworzył, myślał raczej o tym, by założyć ją raz, na jakiś bal maskowy, a nie paradować w niej na ulicy i wystawiać na wiatr i deszcz. A ty widzę masz już swojego faworyta? - zagadnął wesoło, trącając palcem lakierowany nos maski. Podobało mu się to, że dzięki odczepionej w tym momencie brodzie mógł nadal podziwiać uśmiech swojego ukochanego, a w otworach na oczy nadal widzieć jego roziskrzone wesołością źrenice.
        - Dobrze się bawisz? - zapytał z rozbawieniem. Podał mu tę granatową i nawet pomógł mu ją założyć. Poprawił mu włosy czułym gestem, po czym przyjrzał mu się krytycznie.
        - Nie, nie pasuje ci - ocenił. - Przy twoich cudownych oczach ten kolor zupełnie się traci.
        Podczas tej zabawy z przymierzaniem masek przez Aldarena Mitra zadziwiająco się rozluźnił. Podsuwał mu kolejne egzemplarze i komentował je, jakby były zwykłymi koszulami, a oni musieli coś znaleźć na jakieś wieczorne niezbyt ważne wyjście. Jakimś sposobem skrzypek ze swoją radosną swobodą sprawił, że nekromanta również się rozluźnił.
        - Jeszcze się wzbogaci, bo teraz gdy mi się… - zaczął mówić, niby to zadziornie, ale gdy coś do niego dotarło, zamilkł i zamarł. Wcześniej miał wzniesioną rękę jakby groził wampirowi, ale ta opadła. Aldaren powiedział “gdybyś kiedyś przestał ich używać”. Te słowa zrobiły na Mitrze duże wrażenie. Gdyby kiedyś przestał ich użyć… Ten moment nastanie? Kiedy? Jak to będzie? Nie wyobrażał sobie tego. Ludzie przestaliby na niego patrzeć? Przestałby zwracać na siebie uwagę? Czy może to on stałby się silniejszy i już był w stanie to znieść? Taka przyszłość zdawała się być tak bardzo odległa… Lecz nie niemożliwa. Tylko nie do osiągnięcia bez Aldarena - Mitra wiedział, że to wsparcie skrzypka da mu siłę. Tak jak teraz, tak jak wielokrotnie wcześniej.
        Mitra w końcu zamknął szufladę - na wierzchu zostały cztery maski przeznaczone dla dzieciaków Lirantha, a błogosławiony zapowiedział, że dołoży jeszcze kilka tych ze swoich skrytek, ale to już następnego dnia. Teraz… Był już po prostu zmęczony całym dniem. Szczęśliwy, ale zmęczony.
        - Ren… Chodźmy już spać - poprosił. - Ja się tylko przebiorę i zaraz przyjdę, padam już dzisiaj ze zmęczenia - usprawiedliwił się nim wymknął się do łazienki. Gdy wrócił, był w swoich białych ubraniach do snu, a na jego dłoni nadal znajdowała się bransoletka od Aldarena.
        - Nie zamierzam jej zdejmować - wyjaśnił ukochanemu, gdy pochwycił jego wzrok. Wślizgnął się pod pościel i nakryty po sam nos przysunął się blisko wampira. Leżał na boku, by móc na niego cały czas patrzeć, choć faktycznie spojrzenie miał już dość senne. Pożyczył ukochanemu spokojnej nocy i zamknął oczy. Nie od razu jednak zasnął. Myślał nad czymś, co już wcześniej przyszło mu do głowy.
        - Ren… - wezwał po pewnym czasie swojego ukochanego. - Mam do ciebie prośbę. Nie krępuj się, gdy chcesz nazwać mnie aniołem. Z twoich ust to brzmi jak komplement… Może nawet to polubię - dodał zerkając na skrzypka i uśmiechając się do niego tajemniczo. Wysunął jedną dłoń spod kołdry i pogłaskał nią Aldarena po policzku. Wiedział, że dotyk go rozluźniał i chciał go w ten sposób przekonać, że ta propozycja nie została wcale złożona wbrew niemu, że się do czegokolwiek zmuszał. On tego chciał - bo skrzypek był dla niego wyjątkowy.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - No wiesz ty co? - obruszył się teatralnie, zaciągając mocno powietrza i przykładając dłoń do piersi jakby został boleśnie ugodzony w samo serce. - Miałbym nie zauważyć chociaż kilku kryjówek twoich masek? Dobrze byłoby przecież wiedzieć gdzie mógłbym znaleźć jakieś ciasteczka, gdybyś je przede mną schował - wyjaśnił z rozbawieniem. Szczerzył się przy tym od ucha do ucha.
        Po chwili jednak nieco stonował swoją radość, acz uśmiechu nie tracił ani na moment. Po prostu mieli konkretne zadanie związane z maskami, nie oglądali ich wyłącznie dla przyjemności. Jego wygłupy może i były doceniane, ale przez nie tylko dłużej zejdzie im wybranie masek, które Mitra mógłby oddać. Zapewne nie było by nic złego w możliwości dłuższego spędzenia czasu z ukochanym, lecz wampir doskonale widział, że niebianin ledwo się trzyma resztką sił. Poza tym blondyn sam wcześniej przyznał, że jest dzisiaj już wykończony. Skrzypek nie mógł się nie zgodzić, że dużo się wydarzyło dzisiejszego dnia. W sumie sam również był zmęczony, ale w innym sensie.
        - Mój ty pesymisto - zaczął z czułością - przecież nie musimy od razu na raz przeglądać wszystkich twoich masek i wybierać co przeznaczyć na straty dla dzieciaków, a co nie. Na dobry początek wystarczy to co znajdziemy tutaj, myślę, że tych kilka sztuk na oddanie się znajdzie. Po jednej dla każdego z dzieci Lirantha - zaproponował łagodnie, bo przecież nie oczekiwał od Mitry, że ten wypcha cały wielki wór i jutro będzie z nim szedł na plecach przez pół miasta. W sumie Mitra z długą do ziemi siwą brodą i worem na plecach...
        Ciężko wampirowi było się powstrzymać przed krótkim parsknięciem, jakby się nagle zakrztusił, ale nie wybuchnął śmiechem. Wizja była zabawna, lecz w sumie nie chciałby jej urzeczywistnienia. Raz, że bolałyby Mitrę plecy od takiego dźwigania, a dwa jakoś dla lepszego efektu bardziej by pasowało gdyby Mitra w tej sytuacji był już zdrowo podstarzałym dziadziem, a tego to Aldaren już w ogóle by nie chciał. Najdłużej jak się da wolał się cieszyć młodziutkim i gładziutkim jak pupcia niemowlaka błogosławionym. Nie to żeby... Nie! Stop! Koniec, bo jeszcze obecna chwila przestanie być miła przez to jak się skrzypek zasępi nad nieprzyjemnymi myślami o tym, że kiedyś Mitry przy nim zabraknie, a on nie będzie mógł na to nic poradzić. Nic by zachować własną moralność i dla dobra błogosławionego.
        Kiedy Mitra założył tę szarą i pięknie zdobioną złotymi kreskami tu i ówdzie, Aldaren nie tylko patrzył na niego jak zahipnotyzowany, zaschło mu w tym momencie nawet w gardle z zachwytu i uroku, jaki rzucił na niego błogosławiony. Ciężko mu było opanować wzbierające w nim miłosne emocje, lecz dla blondyna po prostu musiał to przetrwać co wcale łatwe nie było. Patrzył maślanym wzrokiem na ukochanego i nawet przytrafiło mu się westchnąć z rozmarzeniem, zaraz jednak zmusił się bardziej skupić na kolejnych maskach jakie jego oszałamiająco piękny narzeczony mu obecnie pokazywał.
        Z tymi z odczepianą brodą nie szczędził sobie podzielenia się z Mitrą swoim pomysłem, choć podejrzewał, że może to nie specjalnie wypalić. Aldaren w sumie nie przykładał do tej propozycji jakiegoś większego entuzjazmu, po prostu powiedział co myśli, co można by z jedną z tych masek zrobić. No i liczył się w którymś momencie z odmową, bo chociażby już kilka razy zdarzyło mu się przekonać jak bardzo Mitra bywał sentymentalny. Inna kwestia to przecież po to właśnie z nim oglądał te maski i z nim wybierał, które można by oddać, choć i tak ostateczna decyzja co do tego leżała po stronie niebianina.
        Nie zraził się więc dość zbywającym tonem ukochanego, zamiast tego postanowił przetestować, czy rzeczywiście ta maska działa tak jak powinna i czy rzeczywiście jest praktyczna. Testy te oczywiście szybko zmieniły się po prostu w beztroską zabawę, ale to chyba nic złego. Zwłaszcza, że Mitra wydawał się być tym rozbawiony, a skrzypkowi to wystarczyło by być jeszcze bardziej szczęśliwym. Kiedy jeszcze został zaczepiony przez Mitrę najpierw słownie, po tym tykając sztuczny nos maski, po prostu nie mógł się oprzeć i wyszczerzyć swoich kłów w radosnym uśmiechu, który z zakrytą resztą twarzy wampira mógł nie wyglądać tak łagodnie i wesoło jak zazwyczaj, ale o tym obecnie wampir nie myślał.
        - Nie oddam jej! - zakrzyknął ze śmiechem i odchylił się nieco, z łobuzerskim uśmiechem, by Mitra nie mógł więcej jej dotknąć. Chwilę też się z nim tak droczył i unikał każdej jednej próby dotknięcia czarnej maski, aż w pewnym momencie opanowując śmiech, Aldaren ją zdjął i oddał ukochanemu, by zaraz przyjąć od niego inną.
        - Teraz jeszcze lepiej niż przed chwilą - przyznał beztrosko, acz z pobrzmiewającą czułością i pozwolił błogosławionemu umocować na wampirzej twarzy nową maskę i poprawić skrzypkowi włosy.
        - Domyślam się, że ledwo je widać na jej tle, co? - upewnił się, gdy nekromanta wydał swój werdykt, że ta maska jest do niczego przy oczach skrzypka.
        Aldaren nie podejrzewał wtedy, że to była jedynie zapowiedź nowej zabawy, której głównym punktem był on i maski. Nie mógł więc nie wykorzystać tej sytuacji i nie zacząć się wydurniać. Oczywiście w maskach jego mimika była raczej niedostrzegalna, więc rekompensował to różnymi dziwnymi pozami, które to niby miały oddawać duszę każdej maski jaką założył.
        To co najprzyjemniejsze niestety zwykle najszybciej się kończy, nie uniknęła tego nawet obecna beztroska i wygłupy obu mężczyzn. Wampir podejrzewał, że to on znów zabił nastrój, choć z początku się wydawało, że jedynie skończy się na słownym przekomarzankach. W końcu Mitra w taki sposób zaczął swoją odpowiedź. Więc... Chyba nieumarły mógł nie dodawać tego ostatniego zdania. Tak, wyglądało jakby to o nie właśnie chodziło.
        Już się nie wygłupiał. Pomógł Mitrze posprzątać po oglądaniu masek i ich wygłupach, po czym zerknął kontrolnie na partnera.
        - W porządku, najdroższy - mruknął czule i się łagodnie uśmiechnął, odprowadzając Mitrę spojrzeniem do wyjścia z pokoju. Przysiadł na moment na skraju łóżka i przeczesał włosy jedną dłonią, siedząc lekko pochylony, opierając się przedramieniem drugiej ręki o swoje udo. Wpatrywał się w zamyśleniu w podłogę, po czym odetchnął głęboko, klepnął obiema dłońmi jednocześnie w swoje uda i dźwignął się lekko z łóżka, jakby uginające się pod nim sprężyny w materacu go z powrotem wybiły do pionu.
        Wyszedł z sypialni Mitry by udać się do swojego tymczasowego pokoju. Tam mu chwila zeszła, bo chciał jak najlepiej zadbać o otrzymane od niebianina ubrania i z należytym szacunkiem ułożyć je schudnie w odpowiednim miejscu, by nie leżały na wierzchu, ani nie gniotły się cały czas w torbie. Na bok odłożył piżamę jaką błogosławiony kupił mu wraz z tunikami, by się w nią ostatecznie przebrać. Była taka miła i ciepła... Gdyby nie to przyjemne i niemal usypiające uczucie to pewnie zaraz by ją z siebie zrzucił i oddał ją Mitrze, przepraszając go przy tym, że nie czuje się zbyt komfortowo w piżamie. Bo przecież pójść spać w czymś takim, do łóżka, i to jeszcze się przykryć, to tak jakby spać w codziennych ubraniach. A przynajmniej tak odbierał to wampir. Wiedział, że oczywiście było inaczej i piżama do tego służyła by "spać ubranym", ale przecież pierwszy raz miał na sobie coś takiego i pierwszy raz będzie w czymś takim spał. I to jeszcze ze swoim wybrankiem. Było mu dziwnie, owszem, ale to ciepło i przyjemny w dotyku materiał...
        Był trochę zawstydzony, gdy wrócił do mitrowego pokoju i położył się w jego łóżku, ale ciężko było powiedzieć, że czuł się niekomfortowo. Poza tym... chyba w końcu wypadało by przestał spać w codziennych ubraniach. Nakrył się skrawkiem kołdry i westchnął, czekając na Mitrę. Nie myślał o niczym konkretnym wpatrując się w tym czasie w sufit, ale w sumie też nie miał zbyt dużo czasu by o czymkolwiek pomyśleć, bo zaraz przyszedł blondyn i położył się zaraz obok. Lekko się przy tym poprawił, jakby chciał zajmować jeszcze mniej miejsca tylko po to, by Mitra czuł się jak najbardziej komfortowo we własnym posłaniu. Sam mu życzył również dobrej nocy i nawet delikatnie pogładził po głowie, by zaraz ucałować złocistą czuprynę. Odetchnął i sam zamknął oczy, by odpłynąć bezwładnie do krainy snów.
        - Słucham cię, mój kochany Mitro - mruknął spokojnym, łagodnym tonem, nie otwierając jednak oczu.
        Kiedy jednak padła prośba nekromanty, otworzył je z zaskoczeniem i lekko rozwarł usta. To było coś... Nieco się spiął, bo wiedział, że to niewiarygodnie cienka i niebezpieczna linia, po której samemu starał się ze wszystkich sił nie stąpać, ani jej nie ruszać, a teraz Mitra... Czy był niespokojny? Trudno było powiedzieć. Na pewno był w szoku, z którego chciał wyjść jak zwykle, czułym spojrzeniem i łagodnym uśmiechem. Ale Mitra chyba wiedział już jak wampir chciał to zakończyć, Aldaren nie miał innego wytłumaczenia na to, że nekromanta mu ten zamiar udaremnił. Palce ukochanego na jego zimnym policzku były tak kojące... Odetchnął głęboko dla rozluźnienia. Odpuścił udawanie, że tego nie było, że wszystko jest w porządku, odpuścił tłumaczenie, że wcale nie trzeba i dobrze jest tak jak jest. Bo wydawało mu się jakby Mitra naprawdę chciał być tak nazywany.
        - Jak sobie życzysz najdroższy Mitro - zgodził się dość cicho, trochę zachrypnięty, jakby miał ściśnięte gardło. Odkaszlnął nieco i zaraz zapytał dużo pewniej, już normalnym głosem: - Uprzedzać cię przed takim zwróceniem się do ciebie? - zapytał i wcale nie z szyderstwem ani wyrzutem. W jego tonie pobrzmiewała wyrozumiałość i naprawdę nie chciał, by to słowo, zakazane do tej pory, nie powodowało żadnego dyskomfortu u blondyna, nie przywoływało złych wspomnień, nie sprawiało przykrości. Aldaren wiedząc o tym wszystkim co miało związek z tym słowem w odniesieniu do Mitry, wolałby go po prostu nigdy w życiu nie używać. Ale... czy biorąc pod uwagę obecną sytuację, jego odmowa nie zraniłaby bardziej niebianina, niż nazywanie go "aniołem"? I jak tu wampir mógł spokojnie zasnąć, mając taką rozterkę do rozwikłania?
        Uśmiechnął się czule do Mitry i pogładził go po dłoni, jako substytut przytulenia by już nie męczyć więcej swojego lubego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra miał prawie na końcu języka komentarz, że przecież Aldaren i tak ciasteczek jeść nie może, ale zachował go dla siebie. Nie przez takt, ale przez to, że był zbyt rozbawiony tym teatralnym oburzeniem. Jego ukochany był naprawdę urzekający, gdy tak się wygłupiał, a jego nastrój szybko udzielał się błogosławionemu. Przez te kilka dni ich związku nekromanta uśmiechał się tak często, jak nigdy wcześniej, aż istniało ryzyko, że dostanie zakwasów, gdy przez lata nieużywane mięśnie twarzy dostaną takiej dawki ruchu.
        Później zaś Mitra zaczął się nawet śmiać - to nastąpiło wtedy, gdy Aldaren zaczął się bronić przed byciem dotykanym w maskę. Jego gromkie “nie oddam jej!”, śmiech, wygłupy… Nekromanta kilka razy próbował mimo wszystko chociaż dotknąć jego skrytego oblicza, ale to nie było wcale takie łatwe - zwłaszcza, że Mitra podświadomie unikał zbyt bliskiego kontaktu. Mógł wszak uwiesić się szyi skrzypka albo rzucić na niego, ale on tego nie zrobił - z wyciągniętą ręką starał się tyknąć go samym palcem. Ale i tak się dobrze bawił.
        - Udało się! - zawołał z dziecięcą wręcz satysfakcją, gdy w końcu dotknął ponownie nosa maski. Jakby tylko na to czekali, skrzypek w tym momencie zdjął maskę i oddał ją do kolekcji. Chwila była bardzo przyjemna. Tak samo jak następna, choć nastrój był zupełnie inny.
        - Nie - odparł momentalnie Mitra, gdy Aldaren wyraził na głos swoje przypuszczenia o granatowej masce. - O nie, zdecydowanie nie. To ona blednie przy twoich najpiękniejszych na świecie lazurowych oczach - zamruczał, naprawdę urzeczony spojrzeniem ukochanego. Patrzył się na niego takim maślanym wzrokiem przez moment, smakując tę chwilę. Naprawdę miał wrażenie, że maska wokół tych pięknych niebieskich tęczówek jest zwyczajnie szara, grafitowa.

        Później niby Mitra obiecał, że się tylko przebierze, ale jednak nie mógł się powstrzymać, by chociaż trochę się nie przemyć. Rozebrał się do naga i przez moment stał patrząc na zapiętą na nadgarstku bransoletkę - jedyną rzecz, jaką miał jeszcze na sobie. Bił się z myślami, bo nie chciał by przez częsty kontakt z wodą się zniszczyła… Ale im dłużej na nią patrzył tym pewniejszy był, że to niemożliwe. Z czegokolwiek była wykonana i jak, biła z niej taka energia, że z pewnością nie dało się jej uszkodzić po prostu podczas kąpieli - nawet gdyby się ją polewało mydlinami przez kilkaset lat. Dlatego Mitra postanowił jej nie zdejmować i co więcej, był z powodu tej decyzji bardzo zadowolony. Ten symbol strasznie go cieszył. Niby w pewnym momencie jeszcze przed oświadczynami pojawiła się jakaś kwestia własności, ale teraz nie robiła ona na nim takiego negatywnego wrażenia. Wiedział już, że to coś zupełnie innego, pięknego.

        Mitra spodziewał się, że jego prośba nie zostanie przyjęta z łatwością, ale w końcu to w jego ręce zostało powierzone przesuwanie granic ich związku, prawda? Musiał więc podejmować takie decyzje… Rozumiał, że Aldaren się spiął, dlatego gestem starał się go uspokoić - pozbyć się tego niepokoju z jego pięknych, niebieskich oczu. Nie zabrał ręki nawet wtedy, gdy skrzypek odetchnął - niby był to wyraźny znak tego, że nerwy mu odpuszczają, ale dlaczego miałby robić to tylko dla osiągnięcia własnego celu? Głaskanie Aldarena po twarzy było… Po prostu miłe. I na pewno nie tak męczące jak objęcia - to mógł robić długi, długi czas.
        - Dziękuję - szepnął, gdy w końcu wampir przystał na jego prośbę. W jego głosie słychać było, jakby sam poczuł ulgę z tego powodu. Zabrał dłoń, gdy skrzypek odkaszlnął.
        - Miło, że pytasz, ale nie musisz - odpowiedział spokojnie, gdy jeszcze Ren zapytał go, czy powinien go uprzedzać. - Chciałbym po prostu byśmy oboje nie musieli o tym myśleć. Jeśli będziesz chciał, będziesz mógł tak do mnie mówić. Jeśli się nie przyjmie… To też nie będzie dla mnie problem. Po prostu nie krępuj się, bo z twoich ust to słowo brzmi zupełnie inaczej. I sprawi mi radość tak samo, jak wtedy, gdy mówisz do mnie “mój najdroższy Mitro” - dodał, uśmiechając się przy tym jakby był dumny z siebie nawet samemu wypowiadając te słowa. Swoimi zastrzeżeniami zostawił Aldarenowi furtkę, by jeśli nie spodoba mu się ten pomysł, mógł po prostu nie skorzystać. Ale jeśli kiedyś się zagalopuje, by nie musiał się spinać.
        Pogłaskanie po dłoni było dla Mitry jak przytulenie. Umościł się, nie przesuwając jednak ręki ani o włos, po czym przymknął oczy.
        - Dobranoc - szepnął jeszcze raz do Aldarena, tym razem już naprawdę zamierzając pójść spać. Skrycie chciał, aby skrzypek tak go głaskał aż nie zaśnie, ale nie powiedział tego na głos, nie chciał wyjść na nachalnego. Poza tym jego ukochany również mógł być zmęczony i chcieć w końcu odpocząć. Niby nekromanta wiedział, że wampiry nie potrzebowały snu w taki sam sposób jak ludzie, ale z tego co zrozumiał, skrzypek w ten sposób się odprężał. I tak jego czułości były cudowne.

        Noc minęła Mitrze niezwykle spokojnie. Żadnych koszmarów, żadnych trudnych snów. Wręcz spał dobrze jak dawno mu się to nie zdarzyło. A mimo to przez sen znowu szukał bliskości swojego ukochanego, wpraszając się w jego ramiona, przytulając się, dotykając go. Jedyna różnica była taka, że nie był przy tym nachalny, dlatego gdy nad ranem otworzył oczy, z Aldarenem leżeli osobno. Błogosławiony jednak od razu odszukał go zaspanym wzrokiem - widok śpiącego skrzypka od razu poprawił mu humor. Był tak piękny, gdy spał. Taki niewinny, uroczy wręcz. Mitra uśmiechając się sennie pogłaskał go po policzku - delikatnie, aby go nie obudzić. Później jednak znacznie śmielej przysunął się i korzystając z tego, że Ren leżał na wznak, wygodnie się do niego przytulił. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że jego ukochany miał na sobie piżamę, którą od niego dostał. Niech to, że też nie mógł go w niej zobaczyć - skrzypek już był pod kołdrą, gdy on wrócił do sypialni… Jednak i bez tego Mitrze zrobiło się miło, bo jego prezent został doceniony. Rano zapyta go, czy było mu wygodnie. A na ten moment błogosławiony po prostu ponownie zasnął, z głową na jego ramieniu. I spał tak jak to on - do momentu, gdy ranek prawie zmienił się w południe. Wtedy otworzył oczy z już znacznie przytomniejszym wyrazem niż rano. Przeciągnął się z jękiem i usiadł. Był sam. I być może by się zdenerwował z tego powodu, ale zaraz do jego nozdrzy dotarł przyjemny zapach jedzenia - wiedział już, gdzie był jego ukochany. I nie mógł mu mieć za złe tego, że poszedł przygotować dla niego śniadanie. Było mu wręcz miło z tego powodu. Szybko wstał z łóżka i wyszedł z sypialni, by się przebrać… Ale zmienił zdanie. Zamiast skierować się do łazienki, poszedł od razu do kuchni - nie musiał się ubierać ani zakładać żadnych butów, tak bardzo mu zależało na tym, aby przywitać się z Aldarenem. Dlatego odezwał się do niego już od progu.
        - Dzień dobry, Ren - powiedział głosem, w którym czaiły się jeszcze ciche nutki snu. Przetarł oko nasadą dłoni, a drugą poprawił włosy, które nadal były w typowym zaraz po wstaniu z łóżka nieładzie. Zaraz jednak porzucił to wszystko i podszedł do wampira z uśmiechem, by odebrać sobie buziaka na powitanie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Podczas zabawy Aldaren starał się jak mógł unikać tykańców Mitry, ale nie było tak, że starał się to osiągnąć za wszelką cenę. Była to przecież tylko zabawa, musiał więc dać ukochanemu jakieś szanse na wygraną. I o to się w końcu złamał, a nekromanta zakrzyknął triumfalnie, gdy udało mu się osiągnąć cel. Dumny wampir oczywiście nie zamierzał otwarcie przyznać się do porażki, więc z udawanym naburmuszeniem na twarzy, prychnął.
        - Phi, nie ma się z czego cieszyć, bo dałem ci wygrać - powiedział wielce obrażony, jego oczy jednak się śmiały i jawnie zdradzały, że tylko grał obrażonego. Bo prawda była taka, że szczerze przyznał się do podłożenia niebianinowi. Czemu? By móc zobaczyć jak w Mitrze budzi się dziecko, tę cudowną radość i niezmierną satysfakcję z wygranej. Chyba wampir będzie miał nowy cel w życiu - odrobić stracone dzieciństwo i wszystkie beztroskie lata Mitry. Blondyn naprawdę zasługiwał na wszystko co najlepsze, a za to co mu się przytrafiło, to co dobre należało mu się po czterykroć.
        - Oh doprawdy? - zapytał zaskoczony i spojrzał na front maski, zdejmując ją z twarzy. Chwilę jej się przyglądał i marszczył przy tym jak jakiś wielki myśliciel, który próbuje rozwikłać sens istnienia i zaraz wyciągnął rękę z nią w stronę Mitry, by przyłożyć sztuczne oblicze do jego lica. Skrzywił się niemiło i zaraz cofnął dłoń odkładając obecny przedmiot ich uwagi na jego miejsce w komodzie. Spojrzał na ukochanego śmiertelnie poważnym wzrokiem.
        - Oszukano cię. Ona ma jakieś dziwne właściwości, że traci swój kolor zaraz po założeniu - oświadczył tonem eksperta w tego typu zagrywkach i... nie wytrzymał. Zaraz wyszczerzył się szeroko, a psotne diabliki zatańczyły w jego oczach. Zakasał groźnie rękawy, a przynajmniej udawał. - Niech no ja go tylko znajdę, nikt nie będzie tak perfidnie oszukiwał mojego partnera! - dodał uroczyście.
        Kiedy głupawka im minęła i skończyli oglądać Mitrową kolekcję, Aldaren pomógł mu ją posprzątać, no a po tym zaczęli zbierać się do spania.

        Piżama od Mitry była naprawdę wygodna i niewymownie ciepła, ale Aldaren nigdy nie sypiał w tego typu rzeczach i niezbyt komfortowo się czuł. Można powiedzieć, że się wstydził tego, że ją założył, dziwnie się czuł jakby był nagi i jednocześnie ubrany... Wielce był więc zadowolony, gdy do sypialni przybył jako pierwszy i miał szansę odpowiednio się skryć przed wzrokiem ukochanego pod kołdrą, choć starał się jej zbyt dużo nie zabierać, bo Mitrze przykrycie było najbardziej potrzebne. Mógł się przecież wyziębić przez noc gdyby był odkryty, a do tego spał z zimnym nieumarłym. Co prawda blondyn jakoś nigdy nie narzekał na martwą temperaturę ciała skrzypka, a raczej brak jakiejkolwiek temperatury, ale Aldaren swoje wiedział, że mogło to być nie zawsze przyjemne i łatwe do zignorowania. Miło więc by było gdyby odpowiednie przykrycie mogło oszukać rzeczywistość. Choć troszkę. W prawdzie nie była to ich pierwsza wspólna noc, ale jeszcze chyba sporo czasu minie, nim Aldaren przestanie się tym przejmować. O ile kiedyś w ogóle przestanie.
        W końcu Mitra przyszedł i co bardzo uspokoiło Aldarena chyba nic nie zauważył, że ten leży w otrzymanej od niego piżamie. To może i było po części okrutne wobec niebianina, przecież chciał tak dobrze, ale naprawdę wampir wolał najpierw przywyknąć do nowej sytuacji, a po tym pokazać się ukochanemu. Zaskoczeniem jednak było dla niego, gdy nekromanta zaraz po życzeniu dobrej nocy, postanowił zająć się jeszcze jedną sprawą przed pójściem spać i to jeszcze taką, która łatwo psuła niebianinowi humor. Ciężko było z początku skrzypkowi przetrawić tę prośbę i naprawdę miał nadzieję, że nigdy jej nie usłyszy, choć Mitra naprawdę zasługiwał na bycie nazywanym "aniołem", już w szczególności przez wampira, ale nieumarłemu trudno było się zgodzić, bo wiedział ile to jedno określenie niosło ze sobą złych wspomnień i negatywnych uczuć.
        Z pomocą Mitry udało mu się to jednak przetrawić i widząc ile to znaczy dla ukochanego, nie mógł się nie zgodzić. Nie mógł mu sprawić przykrości tym, że nawet nie spróbował.
        - W porządku. Hmm... - mruknął w zamyśleniu. - Mój najdroższy Mitro. Mój najdroższy aniele. Mój aniele... - powiedział cicho jakby dla sprawdzenia jak to brzmi. Oczywiście zrobił to celowo by wybadać reakcję nekromanty czy rzeczywiście sobie życzy być tak nazywanym, czy zwyczajnie chciał sprowokować wampira, by mieć pretekst do walnięcia go w ten durny, nieumarły łeb.
        - Dobrej nocy najdroższy - mruknął czule, cały czas delikatnie głaszcząc dłoń nekromanty. W prawdzie nie był pewny czy nie będzie mu w ten sposób przeszkadzał z zaśnięciem, ale z tego co widział, Mitra wydawał się być zadowolony z tej czułości, więc póki co wampir nie zamierzał przestać. Najwyżej Mitra powie skrzypkowi żeby przestał, jak będzie miał już tego dosyć.
        Aldaren długo nie mógł zasnąć. Myślał o... wielu sprawach, w których to szpital i Zabor były dopiero na samym końcu jakby w ogóle o nich zapomniał. Martwił się jak Mitra przetrwa to co mieli zaplanowane następnego dnia. Zastanawiał się czy sam przetrwa badanie kontrolne u Lirantha, czy Lilianna będzie chciała z nim w ogóle porozmawiać. Głowę wypełniały mu również obawy czy Mitra będzie u jego boku szczęśliwy i jak długo, a oprócz tego jeszcze wiele innych mniejszych i większych myśli nie dawało mu usnąć.
        Od jakiegoś czasu nie gładził już dłoni Mitry, ale nadal go za nią delikatnie trzymał, w taki sposób, że gdyby nekromanta się obrócił podczas snu na bok, mógłby bez problemu zabrać swoją rękę. A kiedy blondyn nieświadomie przez sen się do wampira przytulił, ten westchnął cicho i pozbył się z głowy wszystkich zbędnych myśli i skupił się wyłącznie na swoim ukochanym, co przyniosło mu ukojenie i pozwoliło już bez większych problemów usnąć, obejmując go jedną ręką.

        Spał w sumie dobrze, pomijając oczywiście długie usypianie, ale i tak źle nie było. Nic mu się nie śniło, niczym się też nie zamartwiał, więc i się nie wiercił przez sen. Było dobrze, zwłaszcza, że Mitra był cały czas przy nim. Może raz czy dwa czując jego zapach i ciepło obok, ucałował delikatnie jego szyję czy go po niej pogładził przez sen, gdy to jego instynkty doszły na moment do głosu, ale na szczęście nic się nie stało, a wampir nie miał nawet świadomości takiego zachowania ze swojej strony. Inaczej chyba nigdzie by nie poszli, bo przez co najmniej dwa najbliższe dni starałby się przeprosić Mitrę za to i mu to jakoś odpowiednio wynagrodzić.
        Ranem wampir chrapał cicho w najlepsze, nie wiedząc, że blondyn się przebudził i sycił oczy widokiem śpiącego, bezbronnego skrzypka.
        - Mmmmitra... - zamruczał we śnie, gdy został pogłaskany i wtulił policzek w gładzącą go dłoń. Przestał co prawda chrapać z otworzoną paszczą i kłami na wierzchu, ale nadal spał. I to chyba nawet jeszcze przyjemniej niż przed chwilą.
        Gdy błogosławiony się do niego przytulił, instynktownie go objął, rozpływając się w cudownym śnie, w którym to miał swego ukochanego w objęciach.
        Jakiś czas po tym zaczął się przebudzać, nie będąc przyzwyczajonym do długiego spania i byczenia się w łóżku. Raz - był wampirem, dwa - był Aldarenem, a to drugie było jeszcze gorsze niż pierwsze jeśli o lenistwo chodziło, bo Aldaren był absolutnie beznadziejny w nicnierobieniu. Widząc śpiącego w swoich objęciach niebianina, pogładził go delikatnie bo złotej czuprynie, pocałował go w nią i ostrożnie by go nie obudzić, wyszedł z łóżka. Dopilnował przy tym, by Mitra był porządnie przykryty. Przeczesał niedbale dłonią swoje włosy, spadające mu na oczy i cicho (dla wampira to żaden problem) opuścił pokój błogosławionego. Przedreptał do swojego pokoju piętro wyżej po ubrania, a po tym do łazienki poniżej by się przemyć nieco. Może i był pół przytomny i mógłby w piżamie pójść uszykować śniadanie ukochanemu, ale doskonale pamiętał jakiego zawału omal nie dostał Mitra, gdy zobaczył wampira bez koszuli krzątającego się po kuchni. Poza tym jak na pobudkę Mitry było jeszcze stanowczo za wcześnie, więc miał czas by się odświeżyć, ubrać i przynajmniej zacząć robić mu śniadanie.
        Z przyniesionych przez Xargana rzeczy wybrał ciemno brązowe spodnie, kremową koszulę i kobaltową kamizelkę z popielatym, złudnie przypominającym srebrny, paskiem na krawędziach. Był boso, a w kuchni miał podwinięte do łokci rękawy. Niespecjalnie wiedział co zrobić Mitrze na śniadanie, więc postanowił zwyczajnie improwizować i spróbować zabawić się w cudotwórcę - stworzyć coś z niczego. Nie przewidział jednak, że padnie na jego odwiecznego wroga - jajecznicę. Z początku jak Żabon usłyszał, że ktoś pałęta się po kuchni, przyszedł zaciekawiony, a jeszcze bardziej nastawiony na to, że dostanie jeść, lecz gdy tylko zauważył i zrozumiał co Aldaren stara się uszykować do jedzenia... Od razu uciekł i się gdzieś zabunkrował. Kto wie może nawet na strychu.
        vMimo wszelkich obaw, demona jak i samego wampira, nie wyglądało wcale tak źle, gdy Aldaren smażył już jajka na patelni, w prawdzie bardziej to przypominało omlet, ale... i tak zapowiadało się dobrze. Nawet przez moment się zastanawiał czy nie zmienić pierwotnego zamysłu, bo po co skoro jajeczny placek tak ładnie się prezentował: puszysty, równiutki, apetycznie pachnący z młodą cebulką, kawałkami mięsa i prześwitującym tu i ówdzie szczypiorkiem. No aż szkoda to widelcem uszkadzać, by chociaż w połowie przypominało jajecznicę. Z drugiej strony czy gdyby to rzeczywiście przypominało jajecznicę i to jeszcze zrobioną przez Aldarena, to czy Mitra miałby na tyle odwagi by to spróbować? Czy wampir miałby tyle odwagi, by poczęstować swoją JAJECZNICĄ ukochanego, gdy obaj aż za dobrze mieli w pamięci tę pierwszą? Aldaren mógł dać głowę, że Mitrze śniła się ona w najgorszych koszmarach.
        - Witaj Mitro - przywitał się, zdjął jajka z ognia i odwrócił się do nadal uroczo zaspanego ukochanego. Jeszcze w piżamie. I te potargane włosy. Mitra wyglądał w tej chwili jak małe dziecko, brakowało mu tylko pluszaka trzymanego w drugiej ręce. Ale w sumie to dobrze, bo inaczej wampir nie mógłby go nazywać swoim narzeczonym.
        Widząc, że ten zaczyna iść w jego stronę, sam również postanowił pokonać dzielącą ich odległość i jakoś tak machinalnie objął delikatnie blondyna, by go do siebie przytulić i pocałować w czoło.
        - Zmarzniesz jak będziesz tak paradował w piżamie po domu z samego rana i to jeszcze do końca nie dobudzony - skarcił go łagodnie i dźgnął nawet lekko palcem w bok. Po tym z czułym uśmiechem rozczochrał mu włosy, które niebianin przed chwilą sobie poprawił.
        - Zaraz będzie śniadanie, masz chwilę by się ubrać. No chyba, że zamierzasz wykorzystać ciepły dzień i TAK wyjść z domu - powiedział, podstępnie szczerząc przy tym kły. Wiedział, że w takim postawieniu sprawy Mitra po prostu musiał go posłuchać. W końcu wampir był starszy, a jeśli się mylił to najwyżej zostanie wyrzucony za drzwi przez właściciela domu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Oczywiście - odpowiedział Mitra, jakby wiedział swoje. Domyślał się, że Aldaren był szybszy, silniejszy i bardziej doświadczony w takich unikach niż on, ale to była zabawa. Mogli się droczyć, wygłupiać, a błogosławiony mógł udawać, że to było uczciwe zwycięstwo i się z niego cieszyć. Gdyby wampir brutalnie wyprowadził go z błędu, może później nie miałby tak dobrego humoru, by komplementować ukochanego w granatowej masce. Nie spodziewał się jednak tego co zrobi Aldaren i z wielkim zainteresowaniem śledził jego ruchy, gdy zdjął ją i oglądał, a później wyciągnął w jego stronę. Chciał ją od niego zabrać, ale zorientował się, że skrzypkowi nie o to chodziło i po prostu czekał, by przekonać się co zrobi. Podczas przykładania maski do jego własnej twarzy na moment zamknął oczy i otworzył je dopiero gdy już miał ją na sobie. Wyglądał na zaskoczonego rewelacją, że go oszukano, ale szybko pojął, że skrzypek sobie żartował… I w sumie w zawoalowany sposób go skomplementował. To było bardzo miłe i bardzo kreatywne.
        - Dziękuję, mój bohaterze - odpowiedział mu z czułością. Był spokojny, że nie spełni swojej groźby. Zresztą, ta granatowa była od tego samego sprzedawcy co pozostałe kilka tuzinów, więc robienie mu krzywdy byłoby problematyczne dla Mitry. To byłby z pewnością argument, który mógłby ewentualnie odwieść skrzypka od tego pomysłu, gdyby była taka potrzeba.

        Późniejszy pomysł ze sprawdzeniem, czy Aresterra mówił prawdę z tym aniołem, czy się tylko zmuszał, był całkiem dobry. Z początku błogosławiony wyglądał na lekko skonsternowanego, ale przy drugiej próbie już się uśmiechnął z czułością. Poczuł jak serce mu na krótki moment przeskoczyło i biło trochę szybciej niż zwykle w dziwnej mieszaninie zaskoczenia i radości. Bardziej radowało go chyba to, że jego ukochany spróbował niż to, co faktycznie powiedział. Chociaż… “Mój aniele”... Błogosławiony chwilę smakował te słowa nim zdecydował się je skomentować.
        - Ładnie - uznał. - Dziękuję, że zrobiłeś to tak stopniowo… Chyba szybko bym się przyzwyczaił, gdybyś tak mnie nazywał - oświadczył z przekonaniem. - Kocham cię, Ren. Dziękuję.
        Za co dziękował? Chyba nie tylko za to, że wampir chciał się dostosować do jego prośby, a za całokształt. Za ten cudowny dzień, za bransoletkę i to wszystko, co się z nią wiązało. Mitra nigdy nie czuł się tak szczęśliwy, tak kochany i tak bardzo na miejscu jak tego dnia. Nic dziwnego, że rozluźniony szybko zasnął.

        Gdyby oboje wiedzieli do jakich czułości posuwali się każdej nocy… Ciekawe czy byliby zaskoczeni? Jak Mitra zareagowałby na te całusy w szyję? Przez sen chętnie je przyjmował i za każdym razem cicho wzdychał, gdy czuł na sobie chłodne wargi ukochanego. Był rozluźniony, nie bał się tego dotyku. Doskonale wiedział do kogo należały te dłonie, te usta i dlatego się nie obawiał, a wręcz jakby chętnie je przyjmował. Sam nie był bez winy, w końcu to on cały czas starał się o te czułości. Nawet po przebudzeniu świadomie zaczepiał swojego ukochanego, a gdy usłyszał, jak ten mrucząc wypowiada jego imię… Aż cud, że ponownie po tym zasnął, tak nagle przyspieszyło mu serce. Uspokoił się oczywiście, że dzięki Aldarenowi, do którego mógł się przytulić, by ponownie pogrążyć się w sennych marzeniach, które i w jego przypadku niewiele odbiegały od tego, co działo się na jawie.

        Cudowne powitanie. Mitrze było bardzo przyjemnie, gdy wampir zwrócił się do niego tak czule po imieniu. I jeszcze to przytulenie, pocałunek w czoło. Naprawdę miły początek dnia. Momentalnie rozpieszczony takim traktowaniem błogosławiony wtulił się w ukochanego, mrucząc coś pod nosem. Oparł policzek o jego ramię i po prostu tak stał. Coś tam burknął sobie z niezadowoleniem, gdy Aldaren upomniał go, że zmarznie. Dźgnięty, odsunął się, ale nie gwałtownie.
        - Ej - mruknął po tym, jak skrzypek potargał mu włosy. Z zaspanym uśmiechem znowu je sobie poprawił. Jeszcze by sobie pozwolił na takie senne zachowanie, gdyby nie nagły przytyk Aldarena.
        - No wiesz co? - obruszył się, podnosząc ręce, jakby nagle chciał się osłonić, ale w porę się powstrzymał. - Ja nie… O ty! To szantaż! Idę się przebrać, a ty nie waż się w międzyczasie przypalić niczego - pogroził mu w żartach, szturchając go w ramię. To był cios poniżej pasa, ale jak można było się boczyć, gdy popierał go ten cudowny uśmiech? Nekromanta nie miał innego wyjścia jak tylko go posłuchać i pójść się faktycznie ubrać. I tak planował tylko zejść się przywitać, więc w sumie nawet dobrze się złożyło. Wrócił zaraz na piętro i udał się do łazienki. Nie zmitrężył tam zbyt wiele czasu - ubrał się, przemył twarz zimną wodą i uczesał włosy, których wcześniej nie umiał okiełznać, a jego ukochany wcale mu w tym nie pomagał. Gdy już wyszedł i zmierzał z powrotem do kuchni, odruchowo prawie wydał manekinom polecenie, aby posprzątały sypialnię… Ale powstrzymał się. Aldaren tak cały czas wypominał, że nawet łóżka nie może pościelić, więc niech ma. Dziś co prawda mieli niewiele czasu, bardzo napchany grafik, ale trudno, najwyżej ten jeden raz będzie bałagan w sypialni Mitry. Do tej pory był to jedyny bastion porządku poza pracownią, ale w życiu młodego Aresterry tyle się ostatnio zmieniało, że może nadeszła pora i na to.
        - I już jestem z powrotem - oświadczył, stając po raz drugi tego dnia w progu kuchni. Tym razem nie rozkosznie rozespany, a już przytomny, gotowy do działania, ubrany w swoje typowe czarne ubrania i buty. Teraz zamiast misia w ręce bardziej pasowałaby mu nekromancka księga.
        - Co tam przygotowałeś? - zapytał, z zaciekawieniem zerkając na śniadanie. - Pachniało tak, że poczułem od razu po przebudzeniu. Ale nie myśl, że to przez to w pierwszej kolejności zszedłem do kuchni - zastrzegł. - Po prostu nie mogłem się powstrzymać, by się nie przywitać - wyjaśnił, po raz kolejny zbliżając się do Aldarena. Tym razem jednak się nie przytulił tylko pogłaskał go po policzku i dał mu całusa. Później już normalnie zasiadł do stołu, by zjeść to, co przygotował mu skrzypek.
        - Rozpieszczasz mnie - oświadczył. - Wiesz, że od czasu do czasu nic by się nie stało, gdybym zjadł po prostu chleb z serem?
        Mimo tego zastrzeżenia Mitra zabrał się do posiłku z prawdziwą werwą, jakby nie jadł od kilku dni. Dopiero gdy przełknął pierwsze dwa kęsy, wzdychając przy tym z ukontentowaniem, popił i brał się za krojenie trzeciego, zagaił jakąś rozmowę.
        - Jak się spało w piżamie ode mnie? - zapytał. - Widziałem, że miałeś ją na sobie… Żałuję, że nie mogłem cię całego w niej zobaczyć - wyznał. - Ale jest ci wygodna?
        Gdzieś daleko w tle słychać było klekot poruszającego się manekina - kukła łaziła po gabinecie Mitry i zbierała dla niego umowę przedstawioną przez Alexandra Turillego, by móc ją przedstawić znajomej liszce Aldarena i później na nią odpisać. Nawet przybory pisarskie był przygotowane, łącznie z lakiem w dwóch kolorach: czarnym i klasycznym czerwonym. Tego pierwszego Mitra używał tylko do rytuałów i rzeczy związanych z szeroko pojętą magią, ale może akurat skrzypek będzie go wolał.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Pozytywy braku świadomości i kontroli co do własnego zachowania i poczynań w ciągu nocy są takie, że nie ma się ich świadomości. W przeciwnym wypadku (i to biorąc pod uwagę najlepszą opcję) Aldaren chyba już więcej nie spałby z Mitrą albo spałby, ale na oddzielnych łóżkach, bądź w jednym, ale po środku którego jest wysoka drewniana przegroda. Najlepiej nabita osinowymi kołkami po stronie wampira. Tak dla pewności. A może separacja była tą najgorszą opcją? W każdym bądź razie, Aldaren, gdyby dowiedział się o tym, mocno by uważał, by nie znaleźć się mniej niż na odległość sążnia od Mitry. Tak bardzo nie chciał mu zrobić krzywdy i tak wytrwale walczył ze swoją wampirzą naturą niemal na każdym kroku, kto by pomyślał, że nocą jest o włos od popełnienia według siebie największej zbrodni. Z drugiej jednak strony leżenie z wampirem w jednym łóżku nie było zbyt bezpieczne, już zwłaszcza gdy ten nie wiedział, że chociażby zeszłej nocy omal nie pokąsał swojego ukochanego. Gdyby więc to wiedział, mógłby wymyślić coś by zapobiec w porę najgorszego.

        Mitra ledwo wyrwany z łóżka, stojący w progu kuchni był niezwykle rozkoszny i to nie tylko przez to, że nabierał dziecięcego uroku, Aldaren patrząc na niego nie mógł się nie uśmiechnąć rozczulony tym widokiem. Czuł jak mu serce w piersi rośnie, a ciało przechodzą przyjemne dreszcze. Odeszła mu cała ochota na opuszczanie przytulnej kamienicy nekromanty, nawet jeśli chodziło o odwiedziny przyjaciół wampira i ich praktycznie pierwsze badanie przed otworzeniem szpitala. Przestało to mieć w tej chwili jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko złotowłosy, niemalże śpiący na stojąco mężczyzna w zimnych ramionach nieumarłego. Marudzący, złotowłosy mężczyzna, który za swoje niewyraźne burczenie został zaatakowany palcem w bok. To była kara. Z wielkim trudem układane wcześniej włosy Aldaren potargał mu dla własnej satysfakcji.
        - No wiesz co?! - nabrał powietrza i jak to Aldaren, przyłożył dłoń do swojego serca w charakterystyczny, teatralny sposób jak to zawsze, gdy Mitra próbuje mu się odgryźć. - Ja? Przypalić coś? W życiu! - żachnął się i zrobił naburmuszoną minę.
        Zapalił się nagle jeden z dolnych rogów jego kamizelki i wampir z opóźnieniem to zauważył. Najpierw był zaskoczony, później spanikowany ręką poklepywał płomyk, drugą macha przypaloną połówką odzienia, by zgasić płomyk. Po chwili nie tak ciężkiej batalii udało mu się i odetchnął z ulgą, wyszczerzył w stronę Mitry swoje białe zęby.
        - Widzisz? Nie ma opcji bym cokolwiek przypalił - podsumował rozbawiony z rozbrajającym uśmiechem.
        Oczywiście całe zdarzenie było tanią sztuczką i popisem jego magicznych umiejętności, bo ani w powietrzu nie unosił się odór przypalanego materiału, a kamizelka była w nienaruszonym stanie, nawet w miejscu gdzie pojawił się...zimny ogień? W sumie można było to tak nazwać.
        Aldaren nie zatrzymywał już dłużej ukochanego i miał w tym czasie już niemal gotową kolejną psotę umyśloną. Teraz tylko czekać na powrót Mitry. Oczywiście nie zapomniał o przytyku partnera i pilnowaniu śniadania, by faktycznie się nie sfajczyło przez nieuwagę i roztargnienie wampira.
        I oto nareszcie! Powrócił jego ukochany nekromanta. Akurat skrzypek zdejmował z patelni puszysty omlet i przekładał na talerz dla niebianina.
        - Co tak długo?! Ja tu już zacząłem myśleć jak pozornie umrzeć tym razem - powiedział starając się utrzymać oskarżycielski, skomlący i pełen tęsknoty ton, ale przez skrywające się za krzakami rozbawienie coś mu nie specjalnie wychodziło, choćby zachowanie powagi.
        Wampir parsknął idąc z talerzem do stołu, kiedy Mitra oświadczył, że obudził go zapach śniadania i zaraz zastrzegł, że to nie przez to w pierwszej kolejności zszedł na dół zamiast się ubrać. Postawił śniadanie dla Mitry na stole i spojrzał na niego.
        - Ależ oczywiście - odparł, acz takim tonem, że bez problemu było słychać, iż ani trochę nie wierzył w tłumaczenia blondyna, przyjmując po prostu pierwszą opcję, że niebianina do kuchni zwabił zapach jedzonka.
        Uśmiechnął się rezygnując z dalszego droczenia się, gdy Mitra podszedł, by pogładzić chłodną skórę krwiopijcy na policzku i dać mu krótkiego całusa, którego lazurowooki przyjął z czystą przyjemnością. W ramach odwdzięczenia się za to, ujął dłoń ukochanego i lekko ją uniósł, samemu się też w jej stronę pochylając, jakby składał mu pokłon, musnął swoimi ustami wierzch dłoni błogosławionego i zaraz drugą ręką, szerokim gestem zaprosił go do stołu.
        - Jeszcze nie zacząłem - odparł pogodnie, gdy Mitra się odezwał po zajęciu swojego miejsca. Wampir usiadł na swoim krześle na przeciwko. Wsparł głowę na pięści i obserwował z czystą rozkoszą jak jego partner przymierza się do posiłku.
        - Wczoraj było "od czasu do czasu". - Znów się wesoło wyszczerzył. Co prawda nie były to zwykłe kromki z serem, ale chleb na śniadanie się zgadzał. Czyli było zwykłe. W sumie... gdyby tak samemu upiekł bułki czy chleb Mitrze na śniadanie, to czy nadal byłoby ono zwykłe? Będzie to musiał poważnie rozważyć przy następnej okazji.
        - Oh, zauważyłeś... - mruknął zaskoczony, a zaraz po tym lekko zawstydzony uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Przymknął sennie oczy i odetchnął z błogim uśmiechem. - Cieplutka - ocenił z wdzięcznością w głosie. Spojrzał znów na blondyna, uśmiechnął się chytrze, a w oczach pojawił się dziwny błysk. - Żałujesz, że nie mogłeś mnie w niej zobaczyć, hm? - zapytał, nie tracąc z twarzy tego pewnego siebie, może nawet aroganckiego wyrazu. Zaraz się przeciągnął i wygodniej rozsiadł się na krześle.
        - To było ciekawe doświadczenie. Myślę, że polubię spać w piżamach, zwłaszcza w tej. Cieplutka... - odpowiedział szczerze i nie mógł z rozmarzeniem oprzeć się powtórzeniu największej zalety tej piżamy. Aż dziw brał, że pięćset letniemu wampirowi aż tak mógł doskwierać chłód własnego ciała, że teraz praktycznie skupiał się wyłącznie na tym w nowym odzieniu specjalnie przeznaczonym wyłącznie do spania.
        Krzątające się po domu manekiny Aldaren słyszał, ale był tak do nich już przyzwyczajony, że teraz pozostało wyłącznie kwestią czasu nabycie umiejętności skutecznego ignorowania ich. W prawdzie przez moment się zastanawiał czy czasem nie odbierają mu przyjemności z doprowadzenia do porządku chociażby ich... to znaczy mitrowej sypialni po nocy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra zaczął udawać atak kaszlu, w którym między jednym kaszlnięciem a drugim dało się słyszeć słowo, które brzmiało jak “jajecznica”. Gdy jednak już skończył, posłał ukochanemu cwaniacki uśmieszek.
        - Spokojnie, dla mnie i tak jesteś najlepszym kucharzem w Maurii - zapewnił, już powoli zmierzając do wyjścia. - Ale nie pozwolę, by inni mogli się o tym przekonać. Jesteś tylko mój.
        Zabrzmiało z jednej strony jak groźba, a z drugiej obietnica - wszystko zależało od tego czy chciało się być tak zdominowanym przez jedną osobę być może do końca życia.
        Przypalenie kamizelki sprawiło, że Mitra w pierwszym odruchu się wystraszył i chciał gasić ogień, ale po chwili dotarło do niego, że to wygłupy - przecież ubranie skrzypka nie miało nawet od czego się zająć, bo nie stał blisko źródła płomieni. Była to więc popisówka… Nekromanta prawie się nabrał, ale później już tylko stał z założonymi rękami i wzrokiem, który pytał “I co, zadowolony jesteś?”. Jego to w sumie całkiem bawiło, ale udawał surowego.
        - Uważaj na siebie, bo skąd my w tym kraju wytrzaśniemy medyka? - upomniał go, teatralnie myśląc nad tym skąd by tu wezwać lekarza. Żeby jednak przez te wszystkie żarty faktycznie nie spaliło się to, co robił Aldaren, a też po to, by nie jeść później zimnego, Mitra w końcu wyszedł, w progu jeszcze zerkając z czułym uśmiechem na swojego ukochanego.

        - Ja, długo?! - oburzył się równie teatralnie Mitra. - To nie mnie długo zajęło, to ty byłeś za szybki! I ani mi się waż znowu umierać, nie zanim nie sprzątniemy tamtej plamy po poprzednim razie - zastrzegł żartobliwie. Nadąsał się chwilę później, gdy Aldaren niby się z nim zgodził, ale sprawiał wrażenie, jakby wątpił w jego szczere, płynące z głębi serca intencje.
        - A tak - powtórzył dobitnie. - Zapach pozwolił mi tylko łatwiej cię zlokalizować.
        Należało być może dodać, że był to zapach omletu, który smakował absolutnie wyśmienicie, ale Mitra nie potrafił przerwać jedzenia dla tego komentarza… I chyba to był najlepszy dowód na to, że danie przypadło mu do gustu.
        - Zauważyłem - przytaknął z zadowoleniem Mitra. - I zrobiło mi się bardzo miło.
        Błogosławiony uśmiechnął się z czułością, gdy pierwszą cechą nowej piżamy, jaka przyszła Aldarenowi na myśl, było to, że była “cieplutka”. W sumie to było do przewidzenia, bo jej wnętrze było trochę puchate, na pewno przyjemnie rozgrzewało, zupełnie inaczej niż gryząca wełna. To było jednak tak urocze, że właśnie to zachwyciło skrzypka. Jednak to wcale nie pozbawiło go czujności - zaraz złapał nekromantę za słówko i upewnił się co do jego żalu, że nie widział piżamy na jej właścicielu.
        - Ta… k - odpowiedział Mitra. Chciał powiedzieć coś bardziej błyskotliwego, ale zdradziły go jego własne reakcje. Już wcześniej jego myśli były zaprzątnięte wyobrażeniem Aldarena w trochę bardziej skąpym niż codzienne odzieniu, a gdy jego ukochany dodatkowo się przeciągnął, pogalopowały one w zupełnie dzikim kierunku. Niech to, czy skrzypek był świadomy tego jak kuszącym zdarzało mu się być w takich chwilach? Gdy jeszcze miał ten swój uśmieszek cwaniaczka przyklejony do twarzy… Błogosławiony nie potrafił wtedy płynnie wypowiedzieć nawet jednej sylaby, tak jak przed chwilą.
        Kiedy jednak Mitra zaczął myśleć w tych kategoriach? Już wcześniej bywał kuszony – gdy mieszkał w Maurii, niektóre wampiry czy czarnoksiężnicy próbowali go przekonać do współpracy na naprawdę różne sposoby. Nieraz miał do czynienia z damami eksponującymi swoje wdzięki czy mężczyznami składającymi swoje propozycje niskim wibrującym głosem, ale nie wywoływali oni w nim innego uczucia niż niechęć. Aldaren zaś nawet nie musiał się starać, by zawrócić mu w głowie. A i to nie od początku, tylko jakoś… Gdyby nekromanta miał wskazać konkretnie pierwszy moment, gdy poczuł pożądanie względem swojego partnera (i chyba w ogóle pierwszy raz w życiu je poczuł), byłaby to ta chwila, gdy podczas opatrywania ran skusił się, by dotknąć jego ciała. Oczywiście od razu, gdy o tym pomyślał, przypomniał sobie dotyk sprężystej, chłodnej skóry skrzypka pod palcami, to jak się poruszał…
        Mitra szybko wrócił do posiłku, aby skupić się na czymś, co nie burzyło mu aż tak krwi. Dobre jedzenie, nawet takie najlepsze jak ten omlet, nie mogło się równać z marzeniami o Aldarenie, ale poparte odrobiną silnej woli pozwalało się opanować i trochę uspokoić buzującą w żyłach krew.
        - Jak będziemy mieli czas możemy pójść dokupić ci jeszcze ze dwie - zaproponował, wracając do kwestii “cieplutkich” piżam. - Albo wiesz co, nie. Nie mogę ci zdradzić gdzie ją kupiłem - dodał, jakby to był sekret wagi państwowej.
        W międzyczasie - słysząc, że w kuchni już nikt nie tłucze się garami i nie czuć z niej odoru spalenizny - zza futryny wyjrzał ciekawski Żabon. Zaskrzeczał, jakby w ten sposób się witał, po czym pokicał w stronę szafek kuchennych i oparł się o nie przednimi łapami, by zerknąć na blat i może zwędzić sobie stamtąd coś do jedzenia. Albo przynajmniej dać tym dwóm gruchającym samcom do zrozumienia, że jest głodny. I to nawet bardziej niż ten kościsty gołąb siedzący przy stole!
        - Cicho siedź - upomniał go jednak niebianin. - Podzielę się z tobą jak nie zjem, cierpliwości.
        Żabon nie wiedział czy powinien się obrazić za to, że chcą go karmić resztkami, czy być zadowolonym, że dostanie kawałek omleta. Coś tam sobie mamrotał pod nosem, kręcąc się nadal po kuchni, ale to już nekromanta ignorował.
        - Chcesz się zapowiedzieć Liliannie nim do niej pójdziemy czy uważasz, że możemy ją zaskoczyć? - upewnił się. - Wspomniałeś w ogóle, że ona ma koty? Przyznam szczerze, że jakoś mi to do lisza nie pasuje… Ale to chyba wyjątkowa osoba. Nie wiesz czyja to uczennica? Albo czy w ogóle jest tutejsza, czy przyjezdna, jak ja na przykład?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Słysząc charakterystyczny rodzaj kaszlu, który miał ukryć pod sobą przeważnie jakiś docinek, którego nie chciało się nigdy powiedzieć wprost, Aldaren przewrócił oczami i pokręcił tylko głową rozbawiony.
        - Bardzo śmieszne - podsumował, gotów w ramach kary raz jeszcze zniszczyć Mitrze fryzurę, ale... czy on nie miał czasem iść się ubrać?
        - Jak mam kogoś otruć, to tylko nekromantę. Wierzę, że dzięki swoim umiejętnościom da radę jakoś to przeżyć albo chociaż się pozbierać - sparował i to nawet jednocześnie zgadzając się z Mitrą, w końcu on był nekromantą, z którym chciał być po sam kres świata. Aldaren wątpił by nawet gdyby bardzo chciał, był w stanie spojrzeć jeszcze kiedykolwiek w życiu na kogoś tak jak na Mitrę. Był przekonany, że niebianin będzie dla niego już jedyną i ostatnią miłością. I było wampirowi niezmiernie przyjemnie z tą świadomością.
        Dowcip z kamizelką nie wypalił tak jak powinien, chyba po prostu Mitra był już przyzwyczajony. No cóż, mówi się trudno. Później pomyśli nad doszlifowaniem swoich żartów. Na razie wolał się skupić na słownych przekomarzankach z ukochanym.
        - Nie sądzisz, że na medyka dla mnie już za późno? - wyszczerzył się niewinnie, jakby to była najoczywistsza w świecie oczywistość. - Za to czułbym się bezpiecznie z dobrym nekromantą u boku. Och, no tak! Już jednego przecież mam. Cóż... to tylko wszystko ułatwia. Nie trzeba nikogo szukać - podsumował otwarcie żartując sobie z tego, że nie do końca był żywy. Dość częsty temat jego żartów. Ale zawsze to lepiej śmiać się z samego siebie niż z kogoś, prawda?

        - Trzymam za słowo! - zakrzyknął z entuzjazmem widząc szansę na nowy rodzaj figli pod tytułem "śmierć na tysiąc sposobów". Bo jak tu nie skorzystać skoro Mitra sam mu przed chwilą dał zielone światło? Ten związek był naprawdę najlepszym co mogło spotkać Aldarena. Przy niebianinie nie dało się być smutnym, a przy Fauście nigdy by się tak dobrze nie bawił.
        - Niebianin, nekromanta, medyk i do tego półkrwi pies tropiący? - zażartował z możliwości węchowych partnera, już nawet nie odnosząc się do kwestii jedzenia. Uśmiechnął się do niego zadziornie. - Przy tobie od razu czuję się bezpieczniejszy - wyznał, co prawda w żartach, bo nigdy nie pozwoliłby by Mitra stawał w jego obronie, coś mogłoby się nekromancie stać, a na to wampir nie mógł pozwolić. Da radę obronić i siebie i blondyna, nie ważne za jaką cenę. Postanowił też dopilnować by nigdy się to nie zmieniło.
        Przypatrywał się uważnie niebianinowi, którego nagle zacięło. Wydawał się być mocno pogrążony w jakiś rozmyślaniach. To była jedna z tych sytuacji, w których bardzo chciał poznać myśli ukochanego i to bez jego zgody, ale... było to chyba zbędne. Reakcje i samo tętno wystarczyło, by mniej więcej domyślić się o czym myślał Mitra. Aldaren uśmiechnął się z tryumfalnym zadowoleniem, gdy jego domysły się potwierdziły. Dowodem miała być reakcja na to, jak wampir się przeciąga. Już wcześniej spostrzegł przelotem, że to chyba się podoba błogosławionemu i przyprawia go o szybsze bicie serca, ale nie przykładał do tego wtedy zbyt dużej wagi. Teraz już wiedział. Jak przyjemny potrafił być dla ucha szum krwi kotłującej się pod skórą...
        Odchrząknął, nie dając się pociągnąć przez instynkty w tę stronę. Będzie musiał się w końcu zabrać za kwestię znalezienia lekarstwa na swoje łaknienie albo jakiegoś bezpiecznego dla otoczenia i najbliższych wampira, substytutu. Za tydzień może mieć już spore problemy przed powstrzymywaniem się. A przecież chciał pomagać tutejszym mieszkańcom. Nie mógł ryzykować. Uwielbiał spać z Mitrą, ale... chyba na jakiś czas będzie musiał zrezygnować z tej przyjemności. Bo jeśli nocą się tym nie zamie, kiedy nekromanta śpi i nie ma innych spraw do załatwienia, to niby kiedy Aldaren miałby nad tym popracować?
        - Rumienisz się - zauważył dla przywołania się do porządku i już się nie odchylał na krześle. Poprawił się, by siedzieć normalnie.
        - Heh, taki ty niedobry będziesz? - zapytał łagodnie, z rozbawieniem, gdy Mitra najpierw oświadczył, że weźmie skrzypka na ciuchowe zakupy, by zaraz się z tego wycofać. - Nigdy bym nie przypuszczał, że taki porządny nekromanta, będzie chadzał do podziemi na zakupy. Żeby tylko Turilli cię nie przyłapał - poradził, podejmując żart, że miałoby to być jakieś sekretne miejsce.
        Czujne spojrzenie Aldarena w jednej chwili powędrowało na żabiego demona i obserwował go przez moment, aż Mitra nie uspokoił wiecznie głodnego potworka.
        - Myślałem o wysłaniu jej i Liranthowi krótkiej wiadomości, gdy będziesz się szykował do wyjścia. Przybycie bez zapowiedzi, nie jest zbyt miłe, podobnie jak spóźnienie się albo nie zjawienie się na umówione spotkanie bez żadnego uprzedzenia.
        - Jej mentorem był jej prapradziadek, Luxor Abul'Farrah. Lilianna urodziła się i wychowała tutaj w Maurii, ale korzenie ma pośród piasków Wielkiej Pustyni Słońca. Ich rodzina ma bzika na punkcie kotów, ale Lilianna już w ogóle. Te zwierzęta są uważane według nich za święte, więc... ma pod swoją opieką kilkanaście... - wyjaśnił z rozbawieniem.
        - Wiesz, ja znam jednego nekromantę, który też raczej nie pasuje do pozostałych. - Spojrzał czule na ukochanego. Widać po skrzypku było, że Mitra był jego największym szczęściem.
        - Jak ci już kiedyś wspominałem, to lichka o gołębim sercu, bardzo wrażliwa i nieśmiała. Polubicie się, jestem tego pewien - przyznał rozpromieniony, uśmiechając się wesoło i szeroko, względnie niewinnie, ale jakby się zastanowić to stanowczo zbyt podejrzanie. Było coś co pominął milczeniem i nie zamierzał nawet słowem się zdradzić. Oczywiście w swoim czasie wszystko Mitrze wyjaśni, ale obecnie to by tylko popsuło niespodziankę. A Aldarenowi bardzo zależało na tym by oboje się polubili, w końcu Lilianna miała z nimi pracować i pomóc Aldarenowi, choćby z tym pismem Turillego.

        - Szoruj do góry się szykować, ja wyślę im wiadomość - polecił łagodnie wstając od stołu, gdy Mitra już zjadł.
        Zabrał od niego pusty talerz i włożył do zlewu, by umyć po powrocie albo by manekiny się tym zajęły. Zaścielenie łóżka nie mogło jednak czekać, a i Aldaren nie mógł pozwolić by to kukły doprowadziły je do porządku po nocy. Szybko więc wymknął się z kuchni, wyprzedzając Mitrę i pognał na górę, by po niedługiej chwili zejść na dół. Nie chciał niepokoić ukochanego swoim pałętaniem się po piętrze, gdy blondyn będzie się szykował do wyjścia. Jak mijał go, to ucałował czule w głowę, dając już na ten moment święty spokój.
        W salonie podszedł do biurka. Znalazł dwie czyste kartki i kałamarz z piórem. Choć się nie starał za specjalnie, jego pismo ani sama wiadomość nie były niechlujne i zachowały wszelkie zasady dobrego wychowania. Podpisał się na koniec i z przyzwyczajenia chciał przystawić pieczęć rodu, ale pierścień zostawił u góry. Nie chciało już mu się po niego iść, poza tym to nie było jakieś ważne pismo, a jedynie krótka informacja dla przyjaciół. Zwinął obie i zawiązał kawałkiem sznurka, który znalazł w szufladzie, po czym nakłuł opuszek kciuka swoim kłem. Poczekał aż pojawi się krew, którą następnie roztarł na palec wskazujący i środkowy i narysował dwie niewielkie pieczęcie przywołujące. Chwila nie minęła jak w obu pojawił dziwaczny skrzydlaty stwór, którego głowa była tułowiem, a zamiast uszu miał skrzydła. Usłana setką ostrych zębów zacharczała skrzekliwie a długi jak u szczura ogon wziął jedną z wiadomości. Aldaren podał drugą kartkę drugiemu skrzydlaczowi i otworzył im okno wydając jasne polecenie do kogo mają trafić wiadomości.
        Kiedy Mitra zszedł na dół potworów już nie było, a uśmiechnięty Aldaren gotowy był do wyjścia z płaszczem w kolorze wyblakłej czerwieni na ramionach.

        Spacer był niezwykle przyjemny i w ogóle nie miało się świadomości, że szli prawie pół godziny do prostego w swej budowie pałacyku z kwadratowych bloków czarnego piaskowca. Budowniczy bardzo się starał by pałac nie odznaczał się zbytnio na tle pozostałych dworów w tej okolicy, ale mimo wszystko i tak było widać gołym okiem, że pod względem architektonicznym reprezentował zupełnie inną kulturę. No i te krzewy wzdłuż ścieżki w kształcie dużych, smukłych kotów z długimi szyjami i wielkimi uszami. Dwa dużo większe posągi strzegące wejścia do rezydencji miały złote pazury i obroże. Niesamowite wrażenie robił ten kontrast. Po podwórku tu i ówdzie można było dostrzec bawiące się koty różnego rodzaju, wieku i umaszczenia. Była to jedynie ta dzika część kocich przyjaciół Lilianny, które przychodziły do niej z miasta się najeść i znaleźć chwilę spokoju przed wrogami i troskami. Posiadłość lichki był takim kocim azylem.
Aldaren podszedł do drzwi i zapukał. Po niedługim czasie otworzył mu szkielet-kamerdyner z kocią czaszką. Kościotrup skłonił się z szacunkiem i wpuścił obu do środka, zamykając za nimi drzwi.
        - Pani zaraz przybędzie. Proszę za mną - powiedział w umysłach ich obu, spokojnym, neutralnym głosem.
        Skrzypek uśmiechnął się czule do ukochanego, w jednej chwili nawet lekko trącił swoją dłonią jego, jakby chciał zapewnić blondyna, że wszystko będzie w porządku.
        Poszli do przytulnie urządzonego salonu, który tak bardzo się gryzł z ogólnym klimatem Maurii i wyglądu rezydencji z zewnątrz, że człowiek czuł się jakby został nagle przeniesiony do cieplejszych, odległych krain.
Aldaren wygodnie rozsiadł się na miękkiej kanapie z obiciem w kolorze jabłkowej czerwieni i czekał cierpliwie na przyjaciółkę.
        - Czy życzą panowie się czegoś napić? - zapytał kamerdyner.
        Aldaren podziękował, bacznie obserwując duże pomieszczenie, które ani trochę nie przytłaczało swoją wielkością. W jednej chwili był spokojny i rozluźniony, lecz wystarczyło, by doszedł do niego szmer ze strony sterty poduszek w rogu, aby wampir się spiął. Kiedy ciemny puchaty ogon otarł się o jego nogę całkiem znieruchomiał. Dość duży kot o płowym umaszczeniu, z czarnym ogonem łapkami i pyszczkiem, o dużych szafirowych oczach czerpał ile wlezie przyjemności z tego, że wampira tak sparaliżowało. Skierował się w stronę drugiego przybysza, myśląc, że i ten nie przepada za kotami, a więc i jemu Lord mógłby upuścić nieco krwi.
        Całą zabawę jednak szlag trafił, bo jak burza wpadła do salonu w pośpiechu lichka... a raczej kościotrup w długiej do ziemi sukni, z szerokimi rękawami i kapturem. Nie była zbyt wyszukana, ciężko byłoby się zorientować, że w czymś tak zwykłym mogłaby chodzić pani tego domu.
        - Wybacz Aldarenie... Um... Lordzie van der Leeuw... że musiałeś tyle cze... - Zamarła, gdy zorientowała się, że wampir wcale nie przyszedł sam. Tylko z kimś. I to jeszcze kimś dla niej obcym. W ołowianych ognikach tlących się w oczodołach, dało odczytać się niepokój, zwłaszcza, że nieumarła zamilkła w pół zdania i nawet nie zdołała zamknąć szczęki. Kości zagrzechotały nieprzyjemnie pod ubraniem, kiedy Lilianna nagle naciągnęła kaptur jeszcze bardziej na białą czaszkę i odwróciła się zamaszyście do Aldarena.
        - Jak mogłeś? Dla-dlaczego nie uprzedziłeś, ż-że z kimś... - zaskomlała z niepokojem, grzechocząc ze strachu. - Wyjdź... Wyjdźcie. Natychmiast! Proszę?
        Była całkowicie przerażona, skołowana i skonsternowana zaistniałą sytuacją. Była zła na skrzypka, że mógł jej zrobić coś takiego. W sumie... Kilka dni temu pogonił ją, jak usłyszała, że był ciężko ranny i nawet się nie obejrzał, gdy się potknęła. A teraz...
        Aldaren westchnął i wstał by podejść do zdenerwowanej lichki, położyć jedną dłoń na jej ramieniu, a drugą ująć jej kościstą i unieść do swoich zimnych ust. Nie odrywał od niej swoich nieustępliwych, okrutnych, lazurowych oczu. Hipnotyzujących oczu... Uśmiechnął się promiennie do zakłopotanej przyjaciółki. Przestała się bać, ale nadal była niespokojna.
        - Ostatnim razem, gdy u ciebie byłem, wspomniałem, że przyjdę z przyjacielem, czyż nie? - zapytał niewinnie. Zaraz jednak jakby zrozumiał co zrobił, zreflektował się i zdawał się jakby skruszony, ale... po ledwo widocznym błysku w jego oczach dało się spostrzec, że to była tylko taka maska. Że specjalnie dla pewności w liście do niej wysłanym jeszcze raz jej nie uprzedził, że z kimś przyjdzie.
        - Wybacz, mój błąd. Następnym razem cię uprzedzę, że nie będę sam. Obiecuję - zapewnił z beztroskim uśmiechem. - Jak rozumiem wolała byś się "przebrać"? - upewnił się zatroskany widząc, jak niekomfortowo lichka się czuje tak świecąc kośćmi przed kimś obcym. A doskonale widać było, że to Mitra spowodował cały jej niepokój. Przecież był obcy, ani ona go nie znała, ani on jej. A przez to, że była trupem, on mógł się jej bać. Mógł jej nie polubić. Co prawda ta maska... nie było przez nią nic widać i to nieco uspokajało dziewczynę, bo naprawdę nie chciała by ktokolwiek się jej bał, ale mimo wszystko wcale nie była spokojna.
        - Jeśli... bym mogła prosić... - mruknęła cicho pod "nosem", spuszczając skrępowana głowę. Nie czuła się ani trochę swobodnie choć była we własnym domu.
        - Nie martw się, poczekamy tę chwilę. Proszę... zabierz tylko Lorda Tutha i jego kolegów stąd - poprosił, przypominając jej delikatnie o swojej niechęci do futrzaków. W sumie... w ten sposób jakby nie patrzeć byli kwita. Zwłaszcza, że zaznaczył w wiadomości, że chciałby, aby nie było żadnego futrzaka podczas ich rozmowy. Miał ku temu wiele powodów. Te koty były z piekła rodem, z resztą jak wszystkie, a ostatnio i tak jeden futrzak go notorycznie irytuje. Dla bezpieczeństwa futrzastych przyjaciół Lilianny, lepiej będzie jak wampir nie będzie miał z nimi kontaktu.
        Lilianna wyszła i to dość szybko jak na stertę kości w ubraniach, a Aldaren z powrotem usiadł na kanapie. Spojrzał z ciepłym uśmiechem na Mitrę, jakby przed chwilą wcale się brzydko nie zachował w stosunku do przyjaciółki.
        - Ród Abul'Farrah jest nosicielem całkiem interesującej, a co najlepsze dziedzicznej klątwy, przez którą światło dnia, wcale nie musi być przy tym słońca, ukazuje wszystkim, kim oni są naprawdę. O ile nocą nie mają tego problemu, o tyle w ciągu dnia muszą wspomagać się magią, by nie świecić kośćmi przed innymi. Nie ważne jednak jak mocny jest czar, jak potężny jest rzucający, efekt tak długo się nie utrzyma, bo klątwa jest silniejsza. Co ciekawe nocą mają swoje dawne ciała, mogą jeść, pić jak zwykli śmiertelnicy - wyjaśnił nekromancie. - Lilianna byłaby niezwykle pomocna jako nocna pielęgniarka. Nie wspominając oczywiście o jej umiejętnościach alchemicznych. Ciekawe czy udało jej się coś znaleźć w zapiskach jej dziadka na temat substancji znieczulających. Hmm... - zamyślił się.
        Kiedy wszystkie koty opuściły pokój ze swoją panią, Aldaren od razu był bardziej odprężony.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie dąsał się za to łapanie za słówka - jakże by mógł, skoro niemal od razu Aldaren przyznał, że jest on jego ukochanym nekromantą, z którym chce spędzić resztę życia? Tylko dureń by się obraził. Jak świetnie wampir znał swojego ukochanego, skoro umiał go w ten sposób udobruchać.

        Może głupio to przyznać, lecz Aresterra naprawdę poczuł się trochę dumny, gdy skrzypek powiedział, że czuje się przy nim bezpieczniejszy. Tak, byłby w stanie go bronić, bez względu na to, kto stałby przeciwko nim i czy chodziłoby tylko o jakąś dyskusję czy faktyczne nadstawianie karku. Ba, był wręcz pewny, że mógłby przyjąć cios wymierzony w ukochanego… Ale nie było co teraz o tym myśleć - nastrój był zbyt miły, by tak go psuć. Tak, wręcz za miły, gdy poruszona została kwestia piżamy Aldarena i gdy myśli Mitry uciekły w zupełnie nieprzyzwoitą stronę. Całe szczęście pozbierał się, nim został upomniany przez skrzypka.
        - Naprawdę? - zapytał zaskoczony, przykładając wierzch dłoni do policzka. - Może to od ciepłego jedzenia - usprawiedliwił się. Widać było, że troszkę zrobiło mu się głupio, że tak dał się rozszyfrować… Choć może nie? Niech to, chyba zapadłby się pod ziemię, gdyby Ren poznał jego myśli…
        Całe szczęście rozmowa pognała już w swoim własnym kierunku i wkrótce zaczęli obgadywać Liliannę, do której mieli się wybrać.
        - A wiesz, że nawet kojarzę to nazwisko - przyznał nagle, gdy usłyszał o dziadku liszki. - Ale to za wysokie progi były, bym ja albo Sarazil mieli z nim do czynienia. Musi być mistrzynią w swojej dziedzinie - skomplementował z lekką zazdrością. Później zaś parsknął lekko, gdy wytknięta mu została jego własna “nietypowość”.
        - Masz świętą rację - zgodził się z ukochanym.

        Po śniadaniu Mitra poszedł na piętro, aby ubrać się do wyjścia. Wiedząc, że nie będzie siedział w domu zbyt długo, z samego rana wybrał bluzę i spodnie, w których mógł wyjść, wystarczyło więc zabrać jakąś maskę i rękawiczki, a później zgarnąć jeszcze torbę z dokumentami i płaszcz… I w sumie właśnie od torby zaczął. Ta czekała już na niego spakowana, w rękach jednego z manekinów. Mitra przyjął ją i jeszcze raz przejrzał zawartość, by mieć pewność, że głupie kukły niczego nie pominęły. Gdy już przekonał się, że dokumenty są kompletne, udał się do sypialni, w której progu minął się z wychodzącym Aldarenem. Uśmiechnął się do niego - wiedział, że skrzypek poleciał, by pościelić łóżko i poczuł lekkie zadowolenie, że mu to umożliwił. No i z jakiegoś powodu był to dla niego bardzo miły gest, za który czule pogłaskał skrzypka po ramieniu. A później już tylko szybko zabrał wyjściową maskę - decydując się na tę miedzianą, bo była chyba najładniejsza z tych codziennych i najmniej straszyła, a przecież miał zrobić dobre pierwsze wrażenie. Gotowy zszedł na parter i tam poczekał, aż Aldaren pomoże mu założyć płaszcz.
        - Chodźmy - zarządził, po czym gestem zaprosił skrzypka, by pierwszy opuścił kamienicę.

        Dla Mitry również był to przyjemny spacer, choć przecież nie szedł z ukochanym pod rękę. Sama jego obecność jednak cieszyła, ta świadomość spędzonego wspólnie czasu. Nekromanta nawet trochę się zapomniał i nie szedł już ze swoim ukochanym jak sługa - nieco z tyłu - lecz jak znajomy, ramię w ramię. Nadal utrzymywał z nim stosowną odległość, lecz łatwiej im było na siebie patrzeć czy rozmawiać, choć nie mówili dużo. Czasami padł jakiś komentarz na temat zawartości mijanych kramów czy osób, czasami ktoś pozdrowił Aldarena - bo go znał albo tylko przez to, że był wampirem i dało się w nim poznać arystokratę. Mitrze to nie sprawiało specjalnego problemu - ci wszyscy przechodnie miną ich i znikną, a oni dwaj dalej będą zmierzać w tym samym kierunku.
        No właśnie, a ich cel? Aresterra z zaskoczeniem odkrył, że nie stresował się zbliżającym spotkaniem tak bardzo, jak to z reguły bywało. Nie lubił poznawać nowych osób, ale teraz było mu to znacznie ułatwione. Po pierwsze szedł ze swoim ukochanym i wiedział, że może na niego liczyć. A po drugie miał spotkać się z liszką. Paradoksalnie była to jedna z tych ras, których nie obawiał się aż tak bardzo - ich nie interesowały dobra doczesne ani nic co związane ze śmiertelnością, jego więc z reguły odbierali jako lepszego lub gorszego nekromantę, ale na pewno nie jako niebianina. Zresztą skoro ta znajoma Aldarena była taka nieśmiała, to nie powinno być między nimi problemu. Dlatego Mitra był o dziwo rozluźniony… No, do czasu. Bo jednak gdy szli przez podwórze jej posiadłości, Aresterra zaczął się niepokoić.
        - To miejsce jest dziwne - skomentował lekko sceptycznym tonem. Skrzypek zastrzegł, że Lilianna lubi koty, ale nie, że aż tak! Mitra nawet nie umiał zliczyć tych wszystkich futrzaków ganiających po trawniku, a to jeszcze nie był koniec, bo kocie mordy patrzyły na niego nawet z żywopłotu. To doskonale pasowało do określenia “starać się za bardzo”. Właśnie to robiła liszka.
        Już przy wejściu do posiadłości Mitra znowu przyjął swoją strategiczna pozycję tuż za ramieniem Aldarena. Nie zareagował nerwowo na kontakt telepatyczny, bo wielu sług w Maurii korzystało z tej formy komunikacji, ale jednak pokrzepiający, przelotny kontakt z ukochanym przyjął z wdzięcznością. To miejsce jednak napawało go pewnym niepokojem. Jednak gdy był z nim nic mu nie groziło. Podziękowałby mu za to, ale ograniczył się jedynie do czułego spojrzenia.
        W salonie Mitra nie usiadł. Rozglądał się po nietypowym pomieszczeniu, jakby nie był gościem a kupcem, który zamierzał nabyć tę posiadłość. Jego uwagę na moment przykuł nieumarły kamerdyner.
        - Dziękuję - zbył go, popierając słowa powstrzymującym gestem. I tak nie miał na sobie maski, w której mógłby cokolwiek pić, więc tylko gapiłby się na zawartość szklanki… Poczekał aż będą sami z Aldarenem, by powiedzieć cokolwiek więcej.
        - Twoja koleżanka faktycznie ma nietypowy gust - ocenił. - To miejsce jest… bardzo oryginalne…
        Mówiłby dalej, ale przerwało mu pojawienie się dużego, majestatycznego kota, który ewidentnie napastował jego ukochanego. Jego samego taka atencja zwierzaka by nie obeszła, zignorowałby go albo spróbował pogłaskać, ale Aldaren miał ewidentny problem… Czyżby bał się kotów? Całe szczęście włochaty potwór odpuścił w końcu skrzypkowi i skierował się w stronę Mitry, a ten zupełnie bezwiednie kucnął i wyciągnął rękę, by dać się obwąchać… Przez to chyba osoba wchodząca do salonu nie od razu go zauważyła. Mitra usłyszał kobiecy głos, bardzo poruszony, i… klikanie? Aż zrezygnował z witania się z kotem i się podniósł, by przekonać się, że ma do czynienia z kościotrupem. Nie miał z tym najmniejszego problemu, aby to raz widział kogoś takiego, ale najwyraźniej w drugą stronę to nie działało. Mitra był na tyle przytomny, by obrócić wzrok jakby dojrzał niewiastę w kąpieli, ale najwyraźniej to nie wystarczyło - kazała im wyjść. To go trochę ubodło, ale niech jej będzie, pójdzie, skoro nie jest tu mile widziany. Ale chwila, prosiła? Niech to, o co tu chodziło? Aresterra sprawiał wrażenie zupełnie zdezorientowanego tą sytuacją i tylko patrzył to na Aldarena, to na panią domu. No dobra, na nią minimalnie, by jej nie krępować. Skrzywił się pod maską, gdy jego ukochany zaczął ją czarować - naprawdę musiał AŻ TAK? Ych, nie, nie mógł być aż tak zazdrosny o takie drobiazgi, to była jego przyjaciółka, a on był po prostu uprzejmy.
        - Najmocniej przepraszam - odezwał się cicho, kłaniając się przed opuszczającą pokój Lilianną. Nie wiedział za co konkretnie przeprasza, ale pomyślał, że tak trzeba. No i być może jego spokojny ton głosu da jej do zrozumienia, że jej wygląd niespecjalnie go obszedł? Tak naprawdę mogła siedzieć z nimi taka jak przyszła - sterta kości w ubraniu. Nie miałby nic przeciwko.
        Znowu zostali sami z Aldarenem. Mitra odprowadził go czujnym wzrokiem, gdy siadał na kanapie. Sam nadal stał. Słuchał jego wyjaśnień z uwagą, jedynie raz uciekając wzrokiem w stronę drzwi, za którymi zniknęła liszka, gdy była akurat mowa o jej roli pielęgniarki.
        - To miałoby sens - przyznał z pewnym ociąganiem. - Porozmawiamy z nią o tym, gdy wróci… Nie musiała się teraz “przebierać” - wyznał, używając tego zwrotu, który i oni stosowali. - Nie przeszkadzał mi jej wygląd. Ale chyba rozumiem, poczuła się tak jak ja bym się czuł bez maski i płaszcza? - zgadywał, choć mógłby postawić na to pieniądze, że miał rację. W końcu zrobił parę kroków w stronę kanapy, lecz nie usiadł. Zawahał się.
        - Nie wspominałeś jej o tym, że ja tu też będę? - upewnił się. - Po raz kolejny zrażam do siebie twoich znajomych - westchnął. I w końcu usiadł. Było jednak w tym ruchu coś takiego, jakby Mitra był zrezygnowany. Teraz to zaczął się denerwować. Co jeśli Lilianna potraktuje go jak intruza i od momentu, gdy zobaczył jej szkielet, będzie względem niego nieufna? Najpierw Liranth, teraz ona. Tego pierwszego zraził do siebie trochę świadomie, a ją zupełnie przypadkiem. Mleko jednak w obu przypadkach się rozlało i… no właśnie, co teraz? Oby liszkę dało się jeszcze ugłaskać.
        Siedząc Mitra splótł dłonie i przyłożył je do ust maski. Widać było, że się denerwuje przed ciągiem dalszym tej wizyty.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości