Strona 3 z 5

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Czw Mar 28, 2019 11:04 pm
autor: Hashira
        Widok oazy w dole dodał Kapłance sił. Zachód jasno sugerował, że wędrowali bez przerwy cały dzień, zaliczając po drodze upadki i obtarcia. Pulsujące stopy prosiły o łóżko, a lekkie i przewiewne szaty mimo wszystko przylgnęły do spoconego ciała. Widmo namiotu, a może nawet balii wody wydawało się pokusą nie do odparcia.
        Przez chwilę dziewczyna podziwiała wydmy, zabarwione na czerwono i pomarańczowo. Kopczyki piasku rzucały czarne cienie, oświetlane przez opadające coraz niżej słońce. Do zapadnięcia zmroku została jeszcze jakaś godzina, a więc spokojnie mogli zejść na dół i znaleźć odpowiedni nocleg.
- Myślę, że tak. Wiesz, jeśli to faktycznie nasza oaza, to mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. Trzeba będzie zaplanować dalszą drogę.
        Kiedy zbliżyli się do oazy, zarejestrowała, że nie jest to rozbudowany karawanseraj, a jedynie skupisko namiotów i straganów obsługujących wędrowców. Taka forma całkowicie jej odpowiadała - nie miała nic przeciwko koczowniczemu trybowi życia, a namioty miały więcej sensu na pustyni niż jakiekolwiek budowle. “Chyba że chodzi o antyczne ruiny pradawnego kultu” przemknęło jej przez myśl ”Te nie dają się pokonać upartemu zębowi czasu.

        Obrzuciła obojętnym spojrzeniem strażników, odzianych w żółto-pomarańczowe szaty. Nie wyróżniała się czerwonym płaszczem, który nadal leżał równo złożony w jej torbie, w przeciwieństwie do Sevirona. Pomyślała o tym, że wieczorem z powrotem powinna go założyć. Być może był niepraktyczny podczas podróży przez pustynię, jednak tutaj na powrót stawał się symbolem.
        Mimo to w oczach jednego ze strażników dostrzegła podziw. Może zauważył tikę na jej czole, a może pokojarzył, że oboje są członkami Krwawego Zakonu? W końcu niedaleko stąd znajdowała się kapliczka Matki. Wypadała z grubsza po drodze i Hashira miała zamiar zboczyć jutro z kursu, by sprawdzić jej stan i pokłonić się Pani.
        Strażnicy okazali się zaskakująco pomocni i uprzejmi. Kiwnęła głową z wdzięcznością, a udzielający im informacji mężczyzna nawet obdarzył ją nieco zmęczonym uśmiechem.

        Podczas rozmowy z zarządczynią Kapłanka nie odzywała się, obserwując swojego towarzysza. Kobieta była piękna typem urody charakterystycznym dla nomadów - ogorzała, o ciemnych, prostych włosach i lekko skośnych oczach. Seviron jednak zdawał się nie reagować na jej powab, tak jakby w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Przyjrzał jej się uważnie, rejestrując szczegóły wyglądu - dziewczyna była przekonana, że gdyby za godzinę go o to zapytała, byłby w stanie dokładnie opisać jej strój. Mimo wszystko nie zachowywał się jak typowy mężczyzna, który w obliczu takiej kobiety z pewnością szybko straciłby głowę.
        Zadowolona z trzeźwego osądu swojego towarzysza, podążyła za nim do wskazanego namiotu. Wnętrze faktycznie było miłe dla oka - spodziewała się, że będą musieli spać na kocach, tymczasem łóżka wyglądały bardzo zachęcająco.
- Faktycznie ładnie. Myślę, że po wrażeniach dzisiejszego dnia zasnęłabym nawet na skale, ale dobrze będzie rozprostować kości w tak miłych warunkach. Chciałabym jutro zajść do kapliczki. Jeśli się nie mylę, powinna być niemal po drodze - powiedziała, siadając na łóżku i rozkładając mapę. Wskazała palcem oazę w której się znajdowali i kapliczkę, oznaczoną małym, czarnym krzyżykiem. Znajdowała się w jednej trzeciej drogi do drugiej oazy, o której wiedzieli już tylko z opowieści - pozbawiona wody i życia nie była już zaznaczona na mapie.
- Ze słów wieszczki wynikało, że powinniśmy kierować się dalej na północ, żeby dotrzeć do wyschniętej oazy. W jej pobliżu mieszka skryba.
Rozsupłała palcami warkocz, pozwalając żeby kręcone włosy otoczyły jej głowę nieco przyklapniętą aureolą. Poruszyła w nich dłońmi, wysypując ziarenka piasku.
- O ile dobrze liczę, do kapliczki powinniśmy dotrzeć jutro wieczorem. Możemy tam przenocować, a ja odprawię rytuał, korzystając z braku ciekawskich oczu.
        Podniosła się i przeciągnęła, na powrót zakładając na ramię torbę.
- Idę się odświeżyć. Jeśli złapię jeszcze jakiegoś kupca to przyniosę też parę owoców.
Uniosła płachtę namiotu i wyszła na zewnątrz. Słońce już zaszło, zostawiając po sobie szaro-fioletowe niebo. W górze błysnęła pierwsza gwiazda, odważnie przebijając zmierzch swoim jasnym blaskiem. Przygarbiony staruszek w płóciennej czapeczce chodził od pochodni do pochodni, zapalając ogień.
        Kapłanka skierowała swoje kroki do wodopoju i przykucnęła nad brzegiem. Z ulgą obmyła dłonie i twarz, pozwalając strumieniom wody spływać po szyi i włosach. Czuła na sobie spojrzenia okolicznych mężczyzn, jednak zignorowała je, z zadowoleniem chłonąc kojący dotyk wody. Szybko opłukała stopy i podniosła się, rozglądając za wciąż otwartymi straganami.
        Ostatni sprzedawca, który nie zwinął jeszcze swojego dobytku, miał wyłożone przed sobą duże, żółte owoce, przypominające melony. Nie znała tej odmiany, o nakrapianej zielono skórce, jednak ich słodki zapach był wystarczająco przekonywujący. Kupiła dwa i dziękując z uśmiechem, objęła je ramionami. Okazały się zaskakująco ciężkie.
        Gdy skierowała się w stronę namiotu, ponownie poczuła na plecach natarczywe spojrzenie. Odwróciła się i odszukała wzrokiem osobę, która ją obserwowała. Przy ognisku po drugiej stronie wodopoju siedziała grupa mężczyzn. Z całą pewnością nie byli to kupcy - odziani w szare i niebieskie szaty, do pasów mieli przytroczone sztylety i miecze. Nie była w stanie dostrzec rysów ich twarzy, ale zauważyła, że policzek jednego z nich przecinała długa blizna. Wszyscy byli dobrze zbudowani i wyraźnie nawykli do wielodniowych wędrówek. Najemnicy? Lokalni bandyci?
        Wróciła do namiotu i podała Sevironowi owoc.
- Przy wodopoju widziałam bandę uzbrojonych mężczyzn. Mogą być kłopoty. Myślę, że powinniśmy spać na zmiany - oznajmiła, siadając na łóżku i z ulgą ściągając zakurzone buty.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pon Kwi 01, 2019 8:13 pm
autor: Seviron
Przez oblicze kapłana przemknął uśmiech, jednak jego towarzyszka nie mogła tego zobaczyć, gdyż właśnie wtedy był zwrócony do niej plecami.
         – Też jestem zmęczony po dzisiejszych przeżyciach, jednak jestem pewien, że ciało lepiej wypocznie w wygodnym łóżku niż na twardej skale… lub nawet mniej twardym piasku – odezwał się, wciąż nie spoglądając na Hashirę, a przyglądając się namiotowi, aby później podejść do łóżka i sprawdzić, jak bardzo jest miękkie. Po prostu nacisnął na nie otwartą dłonią i sprawdził, jak głęboko się zapadła. Nie było ono twarde, jednak bardzo miękkie też nie było… można by było stwierdzić, iż było „średnie”, czyli właśnie takie, jakie można by było znaleźć w karczmach przeciętnej jakości.
Najpierw podszedł do kapłanki, gdy usiadła na łóżku i rozłożyła mapę, a później – wcześniej przez krótką chwilę wahając się – usiadł obok niej, aby móc lepiej przyjrzeć się trasie z tego miejsca do kapliczki, a także do drugiej oazy. Dopiero w okolicy tej drugiej – która zresztą była już wyschnięta i nie nadawała się na potencjalny postój dla karawan – będą musieli odszukać wejście do miejsca, w którym ma ukrywać się ten Szalony Skryba.
         – Możemy tak zrobić. Kapliczkę nawet powinniśmy odwiedzić i sprawdzić, w jakim stanie się ona znajduje – odezwał się po chwili, a na następne słowa Hashiry kiwnął tylko głową, dając jej znać, że przyjął to do wiadomości. Później odprowadził ją wzrokiem do wyjścia z namiotu… i wewnątrz został sam.

Nie przeszkadzało mu to, mimo że teraz podróżował w towarzystwie i mało czasu spędzał samotnie. Przyzwyczaił się już do tego, że chyba trochę lepiej pracuje mu się w pojedynkę, a na to przekładał się także samotny marsz, samotny odpoczynek, a także samotne posiłki… jednak on wiedział, że nie przeszkadza mu taki stan rzeczy. Co więcej, Najwyżsi Kapłani także wydawali się dostrzegać, iż rzeczywiście najlepiej działa wtedy, gdy musi troszczyć się wyłącznie o swoje życie i dlatego nie próbowali „wciskać” mu kogoś, z kim mógłby współpracować na każdej z misji. Oczywiście, wyjątkiem były te trudniejsze, w których w pojedynkę mógłby sobie nie poradzić, a wtedy po prostu akceptował wsparcie w postaci dodatkowej osoby albo grupy kapłanów.
Włócznia stała przy łóżku, oparta o szafkę nocną, aby mógł łatwo i szybko po nią sięgnąć. Paski podtrzymujące ją na plecach Sevirona leżały złożone na tejże szafce. Ściągnął czerwoną pelerynę i płaszcz z kapturem, które odwiesił w odpowiednim miejscu, a później pozbył się torby podróżnej, którą położył przy wieszaku. Następnie kolczuga, która spoczęła w kufrze pod łóżkiem – tam też wylądowały naramienniki, karwasze i rękawiczki. Ostatecznie został w koszuli, spodniach i butach, pozbywając się także materiału ochraniającego jego głowę i część twarzy… Odsłonił też lekko szpiczaste uszy, będące oznaką tego, że w jego żyłach – oprócz ludzkiej – płynie także krew elfów. Chyba już do końca życia będzie starał się je publicznie zasłaniać, ale teraz znajdował się w namiocie, w którym niedługo dołączy do niego Hashira. Na pewno nie było to miejsce publiczne, gdzie wystawiony byłby na spojrzenia przypadkowych osób.
Usiadł na łóżku, szybko pogrążając się w swoich myślach. Jednak tak samo szybko wrócił do rzeczywistości, gdy tylko usłyszał głos towarzyszącej mu kapłanki.
         – Zbudzę się, jeśli ktoś spróbuje wejść do naszego namiotu. Poza tym, możemy zostawić zapalone świece, które mogłyby oznaczać, że nie śpimy… jeżeli nie przeszkadza ci spanie przy ich świetle – odparł. Jego zdaniem powinni wypocząć, skoro mają ku temu okazję, a nie pełnić zmienną wartę i przez to, zamiast pełnego snu, zapewnić ciału dwie lub trzy krótkie drzemki.
         – Z drugiej strony, może są to tylko najemnicy, którzy ochraniają karawanę – dodał. Tak też mogło być, a wtedy Hashira po prostu wyciągnęłaby pochopne wnioski o tym, że tamta grupa może im zagrażać i w nocy wkraść się tutaj, żeby ich okraść. Zresztą, Seviron doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo czujny jest jego sen i dlatego też wiedział, że zbudzi się, jeśli jego „elfie” uszy wychwycą jakiś podejrzany dźwięk.
         – Ale… Jeśli nadal chciałabyś, żeby jedno z nas ciągle pilnowało namiotu i rzeczy, to niech będzie. I jako pierwszy będę pełnił wartę – odezwał się znowu. Dopiero teraz spojrzał na Hashirę, a w jego oczach dało się wyczytać pytania o to, co chciałaby zrobić i na co się zdecydować. Można było wywnioskować, że on bardziej byłby za tym, żeby przez noc polegać na jego czujnym śnie i tak samo czułym słuchu.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Kwi 24, 2019 10:28 pm
autor: Hashira
        Hashira przeczuwała kłopoty, jednak spojrzała poważnie na Sevirona i kiwnęła głową, zgadzając się na propozycję, żeby zostawić zapalone świece. Postanowiła mu zaufać i zdać się na jego zmysły. W końcu na tym polegała cała ich religia, czyż nie? Na ufaniu Matce i Wyższym Kapłanom, że słusznie wypełniają jej wolę. Podejrzewała jednak, że sama będzie miała tej nocy lekki sen.
        Wbrew obawom, zasnęła gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki. Początkowo nawiedzały ją dziwne majaki, pełne podziemnych korytarzy i demonów zapomnianych przez czas. W końcu jednak zapadła w czarną studnię spokoju, regenerując siły i dając umysłowi upragniony odpoczynek. Przestała kręcić się niespokojnie na posłaniu i objęła ramionami poduszkę, czując się bezpiecznie. Przynajmniej przez jakiś czas.

        Ze snu wyrwał ją jakiś szelest. Nie potrafiła powtórzyć go w myślach, nie wiedziała nawet co to był za dźwięk. Rozejrzała się nieprzytomnie po namiocie, jednak panował w nim całkowity bezruch. Widziała Sevirona, leżącego na drugim posłaniu, skąpanego w delikatnym blasku świecy. Delikatnie przesunęła rękę i dotknęła dłonią szabli, którą zapobiegawczo położyła obok siennika. Pod poduszką miała również ukryty rytualny sztylet. Używanie go w celach bitewnych było może niezbyt mile widziane, ale samoobrona przekreślała wszystkie ograniczenia.
        Dziewczyna starała się oddychać jak najciszej i najwolniej, próbując wyłowić inne dźwięki spoza namiotu. Nie nawykła do tak wszechogarniającej ciszy.
        Znowu. Szelest ziarenek piasku powtórzył się za południową ścianą namiotu. Cichutki, ledwie słyszalny. Mógł to być owad lądujący na ziemi albo wędrujący po niej zaskroniec. Ale mogło też być coś innego.
        Ścisnęła w dłoni rękojeść sztyletu, gotowa wyskoczyć do natychmiastowego ataku. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna wejść w stan astralny i sprawdzić co dzieje się poza namiotem. Gdyby wiedziała, że Seviron nie śpi, zrobiłaby to bez wahania. Jednak osiągnięcie tego stanu zawsze zajmowało jej chwilę i dosyć mocno nadwyrężało siły. Nie mogła ryzykować, jeśli za chwilę będzie musiała walczyć o życie.
        Wytężyła słuch jeszcze bardziej, jednak hałas już się nie powtórzył. Seviron nadal się nie poruszał - a jeśli faktycznie miał tak czułe uszy i lekki sen, to nie było powodów do niepokoju. Kapłanka westchnęła cichutko i nadal trzymając w dłoni sztylet, zapadła w ponowny sen.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Sob Kwi 27, 2019 6:41 pm
autor: Seviron
Skończyło się na tym, że Hashira zgodziła się na jego propozycję – zostawili świece zapalone, a sami poszli spać, zdając się na czujny sen kapłana. Seviron położył się w łóżku, jednak zanim jeszcze zasnął, upewnił się, że włócznia znajduje się w zasięgu jego ręki. Właśnie tak było, więc ułożył się tylko wygodniej i spróbował zasnąć.
Zbudził go podejrzany szelest, który był pierwszym niepasującym tu dźwiękiem. Kolejny był… mniej zapowiadający niebezpieczeństwo, gdyż brzmiał tak, jakby ktoś przechodził po piasku obok ich namiotu. Wydawało mu się, że była to po prostu osoba idąca do namiotu, który wynajmowała, jednak i tak nie ruszał się na łóżku, nasłuchiwał i ciągle patrzył na obszar, który miał przed oczami, a także na włócznię, po którą mógłby sięgnąć w każdej chwili. Nie spodziewał się, że ktoś nagle wpadnie do środka i zacznie buszować w ich rzeczach, próbując coś ukraść albo podejdzie do łóżka jego lub Hashiry, wyciągnie sztylet i spróbuje ich zabić, ale wolał być przygotowany nawet na coś takiego. Nic takiego się nie stało, a Seviron leżał jeszcze przez chwilę w bezruchu i poszedł spać ponownie, gdy upewnił się, że nie pojawiają się podejrzane dźwięki.

Reszta nocy przebiegła raczej spokojnie, a Seviron obudził się dopiero, gdy oaza zaczynała budzić się do życia, a odgłos stóp w obuwiu stąpających po piasku nie był czymś podejrzanym. Usiadł na łóżku i przeciągnął się, a później ziewnął. Spojrzał w stronę Hashiry, która nadal spała, jednak postanowił, że nie będzie jej budził… Chociaż podejrzewał, że dziewczyna otworzy oczy, gdy on sam zacznie krzątać się po namiocie. Najpierw ubrał się, a później zaczął zakładać resztę ekwipunku, przy okazji uszczuplając lekko zapasy ich jedzenia poprzez posilenie się paskami mięsa w soli i sucharami, co popijał wodą.
         – Jeśli chciałabyś przez chwilę mieć namiot wyłącznie dla siebie, to mogę pójść uzupełnić zapas wody i jedzenia – zaproponował. Dla niego nie było to żadnym problemem, bo podejrzewał też, że kupiec, u którego mógłby zakupić potrzebne rzeczy, już także stał przy swoim stoisku, już od rana próbując zarobić na sprzedaży oferowanych przez siebie dóbr. W końcu, w takim miejscu każdy klient był dla niego ważny pod względem takim, że mógłby coś od niego kupić i zapewnić mu pieniądze na więcej towaru, a także na przeżycie. Oaza na pustyni nie była wioską czy miastem, w których nawet liczba podróżników jest większa ze względu na wielkość i dostępność różnych towarów, a także na tereny, na których się znajdowały – pustynia nie była tak gościnna, jak równiny, które stanowiły większość terenów, na które z kolei składała się Środkowa Alarania.
         – Jeśli nie, to mogę na ciebie chwilę poczekać i razem udamy się do kupca. Później moglibyśmy od razu wyruszyć – dopowiedział po chwili. Tak naprawdę nie mieli wielu rzeczy do kupienia, bo nadal mieli dość sporo jedzenia, a przez podziemną podróż nie zużyli tyle wody, ile wypiliby, gdyby poruszali się po powierzchni Pustyni Nanher.
         – Będę przed namiotem – dodał na koniec, gdy już cały jego ekwipunek znajdował się tam, gdzie powinien. Później wyszedł przed namiot i rozejrzał się wokół. Część namiotów nadal sprawiała wrażenie zajętych przez kogoś, a pozostałe albo były puste przez to, że nikt już ich nie zajmował albo dlatego, że nikt ich nie wynajął i czekały tylko na to, aż ktoś będzie mógł w nich odpocząć. Seviron dostrzegł też, że na wschodzie znajduje się wielka wydma, która teraz zasłania wschodzące słońce i sprawia, że w oazie nadal panuje przyjemny chłód. Zauważył też kilka osób, które kręciły się już po terenie oazy i dopiero zabierały się za swoje obowiązki… do tej grupy osób, którą zauważył, należała też kobieta, która wczoraj pokazała im namiot, w którym nocowali. Teraz przechadzała się ona między materiałowymi „budynkami” i zaglądała do środka tych, które były „otwarte”, jakby upewniając się, że nic nie zostało skradzione. Nie zauważyła go, więc przez chwilę przyglądał się jej pracy, a później przeniósł wzrok na „piaskową górę”, która dodatkowo była podkreślana przez promienie wschodzącego słońca.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pią Maj 24, 2019 12:28 am
autor: Hashira
        Hashira obudziła się, mając uczucie, że tej nocy bardziej się zmęczyła niż wypoczęła. Z ulgą zarejestrowała jednak, że na dworze jest już jasno, a blask wstającego dnia rozjaśnia ściany namiotu.
        Propozycja Sevirona mile ją zaskoczyła, nie spodziewała się, że będzie tak taktowny. Z wdzięcznością przystała na ofertę skorzystania z pustego namiotu i odprowadziła go wzrokiem, pozwalając sobie na jeszcze chwilę bezczynności. Polubiła tego chłopaka, najprawdopodobniej pół elfa, jeśli dobrze dostrzegła w nocy jego uszy. Zauważyła że zasłonił je gdy tylko wyszedł z namiotu. Zastanowiło ją, czy jest to rzecz, na której punkcie jest wrażliwy, czy stoi za tym jakaś inna przyczyna. Nie zamierzała o to wypytywać, chyba że sam będzie chciał jej opowiedzieć, ale ziarenko ciekawości zostało zasiane.
        Wstała, ubrała się i odświeżyła, na tyle na ile było to możliwe w pustynnym namiocie. Teraz, w świetle dnia, wszystkie odgłosy dookoła wydawały się całkowicie normalne. Być może niepotrzebnie się denerwowała, a wyobraźnia napędzana niepokojem podsunęła jej coś, czego w istocie w ogóle nie było.
        Przyczepiając jedną ręką szablę do pasa, odgryzła zamyślona kawałek suszonego mięsa, jednak nie miała specjalnie apetytu. Choć wiedziała, że czeka ich kolejny dzień wędrówki, nie potrafiła się zmusić i postanowiła, że zje podczas następnego postoju.
        Do kapliczki mieli stosunkowo niedaleko i jeśli wyruszą teraz, dotrą tam za parę godzin. Zebrała wszystkie rzeczy i jeszcze raz rozejrzała się uważnie, sprawdzając czy niczego nie zostawili. Nadal nie założyła na plecy peleryny, uważając że jest niepraktyczna w tak ciężkich warunkach. Ucałowała ją jednak poważnie i schowała w torbie, razem z rytualnym sztyletem.
        Wyszła na zewnątrz, z początku nie szukając towarzysza, a podchodząc do jednego z rozstawiających swój kram kupców. Kupiła od niego dwa niewielkie nasionka, które schowała do woreczka i przyczepiła do torby. Według słów sprzedawcy, w ciągu godziny po podlaniu, powinny wykiełkować. Kosztowały niemało, ale dawało jej to możliwość poświęcenia rośliny podczas Rytuału Snów, który zbliżał się wielkimi krokami. Odetchnęła z ulgą, dziękując w myślach Matce za to, że nie będzie musiała polować na pustynne jaszczurki, ptaki ani piaskowe potwory. Po raz pierwszy znalazła się w czasie Rytuału na tak pozbawionym życia terenie i była wdzięczna, że nie musi się posuwać do ostateczności.
        Wzięła łyka wody i gotowa do drogi, odszukała wzrokiem swojego towarzysza.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Maj 29, 2019 12:30 pm
autor: Seviron
Nadal kręcił się w pobliżu namiotu, w którym nocowali, a raczej stał niedaleko, przyglądając się otoczeniu, czyli także ludziom wykonującym swoje obowiązki – strażnicy zmieniający się na warcie, podróżnicy szykujący się do kontynuowania swojej wędrówki, handlarze z karawanami doglądający zwierząt i towaru, czasem zagadani przez podróżnych, którzy chcieli zabrać się z jedną z karawan, oczywiście za odpowiednią opłatą… byli jeszcze handlarze mieszkający przy oazie, szykujący się właśnie do kolejnego dnia pracy, no i kobieta będąca właścicielką namiotów do wynajęcia, która nadal kręciła się gdzieś wśród nich. W międzyczasie, Seviron zdążył zmniejszyć zapas swojej części żywności o kolejne dwa albo trzy kawałki suszonego mięsa – tym razem z przyprawami, a nie wyłącznie w soli – które stanowiły coś w rodzaju kontynuacji wcześniejszego śniadania, bo kapłan stwierdził w myślach, że jest jeszcze trochę głodny.
Usłyszał i zauważył Hashirę wychodzącą z namiotu, jednak ona chyba go nie widziała albo nawet nie próbowała odszukać. Nie przeszkadzało mu to, bo przecież nie musieli meldować sobie o wszystkich, co chcą zrobić i nie musieli też wszędzie chodzić razem z towarzyszącą im osobą. Po prostu postanowił nie ruszać się z miejsca i zwyczajnie poczekać na to, aż dziewczyna załatwi to, co będzie chciała i dołączy do niego. Wcześniej w końcu powiedział jej, że będzie w pobliżu namiotu, w którym nocowali, więc nie chciał, żeby niepotrzebnie traciła czas na szukanie go na całym terenie oazy.

W końcu zauważył ją, więc postanowił wyjść jej naprzeciw. Wczorajszego wieczora rozmawiali o tym, że przed dalszą wędrówką udadzą się u kupca, żeby uzupełnić zapas wody i, może, jedzenia. Chociaż Sevironowi wydawało się, że ich racje żywnościowe zużywały się w, raczej, normalnym tempie jak na dwie osoby podróżujące ze sobą i starające się jeść w miarę regularnie. O wiele więcej zużywali wody, co nie było czymś niezwykłym, bo przecież byli na pustyni. Dlatego też – w obawie, że w trakcie poszukiwań jaskini lub w drodze powrotnej do oazy, może skończyć im się zapas wody – powinni teraz uzupełnić jej braki.
         – Po drodze wstąpimy do kupca sprzedającego jedzenie i wodę. Uzupełnimy u niego nasz zapas tego drugiego i może dokupimy kilka kawałków mięsa – zaproponował, niemalże od razu odwracając się w stronę, w którą powinni się teraz udać, gdzie jednocześnie na pewno znajdą też jakieś wyjście z terenu oazy. Nie szedł zbyt szybko, jednak to on prowadził i jako pierwszy dostrzegł stragan, którego poszukiwali. Krótko przywitał się z kupcem.
         – Chcieliśmy uzupełnić wodą do naszych bukłaków i kupić kilka sztuk suszonego mięsa z przyprawami i solą – odparł, od razu przechodząc do tego, w jakim celu odwiedzili kupca. Przekazał mu też ich naczynia na wodę, aby mógł on je uzupełnić. Podejrzewał, że za samą wodę zapłacą trochę mniej, niż wtedy, gdy mieliby kupować nie tylko wodę, ale także pojemniki, w których mogliby ją przenosić.
Kupiec wrócił po chwili, niosąc ich bukłaki, już wypełnione wodą, która pozwoli przetrwać im na Pustyni. Po minięciu kolejnej chwili, przed kapłanami leżało też zamówione mięso, zawinięte w pergamin.
         – Razem będzie… Dwadzieścia pięć ruenów. Może być też jeden srebrny orzeł – odparł kupiec, wcześniej dostrzegając pytające spojrzenie Sevirona, który właśnie takiej odpowiedzi oczekiwał na niezadane na głos pytanie. Najpierw wyciągnął z sakiewki srebrną monetę, którą wręczył mężczyźnie, a później zaczął pakować zakupione zapasy – jeden bukłak z wodą zostawił sobie, a drugi przekazał towarzyszce. Następnie pożegnał się z karczmarzem i ruszył w stronę wyjścia z oazy, prowadząc za sobą Hashirę.

         – Czyli… Plan jest taki, że najpierw odwiedzamy kapliczkę, a później szukamy tej wyschniętej oazy? - zapytał, głównie dla pewności. Znowu poczuł piaski „dzikiej” pustyni pod stopami. Różniły się one trochę od tych, które leżały na powierzchni pustyni przy samej oazie i jej okolicy. Te nie były tak… udeptane przez ludzi i zwierzęce nogi, a także przez koła wozów karawany, dlatego właśnie w nich stopa zapadała się trochę bardziej, a przez to wędrówka po nich stawała się też nieco trudniejsza. Przypomniał sobie też, że zbliża się dzień, w którym Hashira będzie musiała odprawić Rytuał Snów. To z kolei przypomniało mu także, że coraz bliżej jest też dzień, w którym on będzie musiał zrobić to samo. Prawie zawsze robił to w samotności, więc już teraz wiedział, że będzie czuł się trochę skrępowany tym, że ktoś będzie go obserwował.
         – Masz mapę Środkowej Alaranii z zaznaczonymi na niej kapliczkami Matki, prawda? - zadał dziewczynie kolejne pytanie. Co prawda, mapa ta była jedną z rzeczy składających się na coś, co każdy kapłan powinien mieć zawsze przy sobie, jednak zdarzało się przecież, że mogła ona zginąć lub zniszczyć się – w końcu był to zwyczajny pergamin – a osoba, której się to przydarzyło, mogła zapomnieć poprosić o nową. Seviron wiedział, że w jego torbie podróżnej znajduje się mapa, o którą zapytał, więc gdyby jego towarzyszka takiej nie posiadała… cóż, nie widziałby problemu w tym, żeby z niej skorzystali.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pią Lip 26, 2019 12:06 am
autor: Hashira
        Ponownie wyruszyli w drogę. Krok za krokiem, ziarnko za ziarnkiem przemierzali pustynię, pozornie martwą, jednak w niesamowity sposób żywą. Nawet piasek uciekający spod stóp zdawał się poruszać, jakby był czującą istotą.
- Myślę, że tak będzie najlepiej. Zajście do kapliczki to tylko parę dodatkowych godzin w naszej podróży. Podejrzewam, że nie jest zbyt często odwiedzana przez Kapłanów, więc ogarnięcie zniszczeń poczynionych przez burze piaskowe byłoby wskazane. Mam mapę. Według niej droga jest stosunkowo prosta - musimy przejść przez skalisty obszar, który mamy przed sobą. Zaznaczono tu coś na kształt krateru, więc powinniśmy uważać. Za nim znajduje się już kapliczka z posągiem Matki.
Kapłanka schowała mapę i wspięła się szybkim krokiem na najwyższą wydmę, jaką udało jej się wypatrzeć. Osłoniła oczy od słońca i rozejrzała się, taksując uważnym spojrzeniem okolicę.
        Przed nimi rozciągał się krajobraz zupełnie odmienny od dotychczasowej miękkości pustynnych piasków. Ostre jak brzytwa skały o fantasmagorycznych kształtach wyłaniały się z kamiennej równiny lśniącej niczym czarne szkło. Pośrodku tego morza tajemniczych głazów znajdował się potężny krater, sięgający w dół na kształt nieruchomego, czarnego wiru. Ze swojej pozycji Hashira nie mogła dostrzec jego dna, jednak cienie, które od czasu do czasu przemykały po absorbujących światło ścianach wydawały się zbyt gwałtowne na zwyczajne refleksy.
- Ciekawe co utworzyło tak olbrzymi lej? - zastanowiła się głośno gdy Seviron stanął u jej boku.
- Uderzenie jakiegoś meteorytu? A może magiczna eksplozja? Tak czy inaczej sądzę, że powinniśmy poruszać się skrajem głazowiska - w kraterze jest zbyt dużo cieni, żeby móc uznać go za całkowicie opuszczony. Nie wiem jaka forma życia mogłaby przetrwać pośrodku pustyni i nie wiem czy chciałabym się dowiedzieć.
Z tymi słowami przekroczyła granicę pomiędzy piaskiem i skałą, stawiając stopy na twardym podłożu. Przez chwilę miała problem z uchwyceniem równowagi - przebywanie przez tak długi czas na piasku przypominało tygodnie spędzone na morzu - umysł potrzebował dłuższej chwili by przypomnieć sobie jak należy chodzić po nieruchomej powierzchni.
        Dziewczyna zwróciła uwagę na bezruch powietrza - o ile dotychczas nie czuć było żadnego wiatru, o tyle między kamieniami powietrze możnaby dosłownie kroić nożem. Przez to upał jeszcze mocniej dawał się we znaki. Przetarła czoło wierzchem dłoni i zaintrygowana podeszła do jednego ze skalnych tworów. Był poskręcany niczym snop wody, który wystrzelił z ziemi i zastygł pod postacią czarnej kolumny. Jego krawędzie były ostre, a gładkie powierzchnie odbijały słońce i ich pochylone, zniekształcone twarze.
- Fascynujące - szepnęła, podziwiając kształty następnych skał. Większość z nich była wyższa od niej, skutecznie ograniczając widoczność. Dzięki pozycji słońca mogli jednak z łatwością określić w którą stronę zmierzają. Tak przynajmniej zakładała Hashira, dopóki po raz kolejny nie minęli niemalże identycznej kamiennej struktury.
- Nie wydaje ci się, że już widzieliśmy tę skałę? - zapytała Kapłanka, podchodząc do kolumny i przyglądając się podejrzliwie wyszlifowanej powierzchni. Było w niej coś znajomego, choć pozornie nie różniła się zbytnio od pozostałych. Zniekształcona twarz dziewczyny odbiła się w czarnych, lśniących płaszczyznach dokładnie w taki sam sposób jak przedtem.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Lip 31, 2019 8:01 pm
autor: Seviron
Zaskoczyła go i jednocześnie zaciekawiła ta dość nagła zmiana krajobrazu. To jest, nadal znajdowali się na pustyni i było to widoczne, a także odczuwalne, jednak piasek ustąpił nagle miejsca twardemu, jakby kamiennemu, podłożu i dziwnym… tworom z tak samo dziwnej i dodatkowo czarnej skały, które wykręcały się w różne strony i przez to przypomniały trochę obumarłe pnie jakichś drzewek. Tyle tylko, że Seviron wiedział, iż raczej nie było to możliwe, a przez to lokacja ta wydawała mu się jeszcze dziwniejsza, ale także ciekawa. Znaczy, chyba najbardziej ciekawiło go to, w jaki sposób powstała. W dodatku całość powoli opadała w okręgach i skupiała się w najniższym miejscu, tworząc dość sporych rozmiarów lej „porośnięty” tymi czarnymi i błyszczącymi kształtami.
         – Wydaje mi się, że kiedyś musiało tu dojść do jakiegoś zdarzenia, w którym brała udział magia na tyle silna, że zmieniła tę część pustyni w miejsce, które teraz widzimy na własne oczy – odezwał się do towarzyszki. Nie musiał mieć racji, jednak takie wytłumaczenie podsuwało mu przeczucie, a także sam kapłan czuł, że jest ono najbardziej prawdopodobne.
         – Możesz mieć rację – dopowiedział, przy okazji przyglądając się cieniom wewnątrz leja. Dopiero po chwili zauważył, że czasem zdają się one padać trochę inaczej, niż powinny, albo nawet poruszać się – to drugie można było wytłumaczyć wysoką temperaturą powietrza i tym, że czasem „faluje” ono właśnie przez coś takiego… jednak wydawało mu się, że tutaj wyjaśnienie ruszających się cieni nie będzie tak łatwe.

Ruszył za kapłanką, nie mając problemów z chwilowym utrzymaniem równowagi na gruncie twardszym niż pustynny piasek. On również podszedł do czarnego kształtu, który z bliska wyglądał bardziej na jakąś ciecz, która wystrzeliła spod powierzchni i chwilę później znalazła się pod wpływem czegoś, co sprawiło, że zastygła i, może, zmieniła swój kolor. Ruszyli dalej, a Seviron czasem rozglądał się na boki, zatrzymując na chwilę wzrok na jednej z czarnych, błyszczących kolumn, jeśli ta akurat miała jakiś ciekawy kształt. Z zamyślenia wyrwały go słowa Hashiry, których nie należało bagatelizować, bo jeśli mówiła prawdę, to właśnie weszli w jakąś – prawdopodobnie magiczną – pułapkę, która mogła tu powstać także wtedy, gdy powstawało to miejsce.
On też zaczął przyglądać się skale, o której mówiła kapłanka. Tylko, że on nie widział w niej nic znajomego, może po prostu dlatego, że nie przyglądał się wszystkim kryształowym kolumnom, a tylko tym, które go zaciekawiły. Chociaż… jeśli podejrzenia Hashiry są słuszne, to najpewniej za jakiś czas natknął się na dwa, dość specyficzne twory, które Seviron na pewno rozpozna, jeżeli będą to te same, które mijali wcześniej.
         – Nie jestem pewien, czy zgodzić się z tobą, czy nie… Może chodźmy dalej, bo niedługo powinniśmy trafić w miejsce, w którym mijaliśmy ciekawie wyglądające kolumny i, jeżeli masz rację, to miniemy je ponownie – powiedział do kapłanki. Tym razem to on ruszył do przodu, prowadząc ich dwuosobową grupę i licząc też na to, że dziewczyna zgodzi się na jego pomysł, no i pójdzie za nim.
Przeszli kawałek, zanim półelf zatrzymał się nagle i szerzej otworzył oczy, czego jego towarzyszka nie mogła widzieć, bo przecież stał do niej plecami. Wcześniej nie do końca wierzył w jej słowa, jednak teraz dowód na ich prawdziwość miał przed swoimi oczyma.
         – Spójrz – wypowiedział do niej tylko to słowa i dłonią wskazał na czarną i błyszczącą kolumnę, o której wcześniej wspomniał. Właściwie, było ich dwie – co było widać przy samym podłożu, gdzie „wykiełkowały” z dwóch miejsc, które znajdowały się blisko siebie. Sprawiło to, że na wysokości niespełna dwóch dłoni łączyły się w jedną, grubszą kolumnę, wcześniej, niemalże od samej powierzchni, powoli zbliżając się do siebie. Dodatkowo – tam, gdzie kończyła się kolumna – oba kryształowe „strumienie” rozdzielały się ponownie.
         – Identyczną konstrukcję mijaliśmy wcześniej, więc teraz mam pewność, że możesz mieć rację co do tego, iż wcześniej także mijaliśmy skałę, którą wskazałaś – odezwał się w końcu. To oznaczało, że wpadli w jakąś magiczną pułapkę, jednak wydawało mu się, że tego nie musi wypowiadać na głos, bo Hashira też się tego domyśliła.

         – Teraz powinniśmy… - przerwał nagle i odwrócił się, przez krótką chwilę spoglądając dziewczynie w oczy, a później nad jej ramieniem, kierując wzrok gdzieś za nią. Zmarszczył brwi, mrużąc tym samym oczy, aby po chwili już tego nie robić, przeniósł też wzrok na dziewczynę.
         – Przed chwilą poczułem na sobie wzrok… czegoś. Wewnętrzny głos podpowiedział mi, że to na pewno nie był twój wzrok – wytłumaczył się, a już po krótkiej chwili mogli usłyszeć coś, co tylko mogłoby potwierdzać jego wcześniejsze słowa. Jedna z kryształowych konstrukcji, które znajdowały się w ich pobliżu, nagle pękła i rozpadła się na drobne, czarne kawałeczki, czemu towarzyszył stłuczonej szyby w oknie, jednak… był on bardziej metaliczny. W każdym razie, Seviron od razu odwrócił się w tamtą stronę, jednak jedyne, co zauważył, to ciemne drobiny leżące na lekko kontrastującej z nimi, kamiennej powierzchni.
         – Nie wydaje mi się, żeby to zniszczyło się samo z siebie albo przez jakiś czynnik naturalny – podzielił się swoimi uwagami z towarzyszką.
         – Chodźmy i najlepiej miejmy oczy dookoła głowy – dodał. Przypomniał sobie też jej wcześniejsze słowa o tym, że w kraterze znajduje się dużo cieni i coś może żyć na jego terenie.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pią Wrz 06, 2019 10:19 pm
autor: Hashira
        Las szklanych kolumn robił się coraz bardziej mroczny. Hashira również poczuła niewypowiedzianą obecność czegoś za swoimi plecami, choć znacznie później niż półelf. Odwróciła się, jednak nie dostrzegła niczego, poza hipnotyzującym bezruchem kolumn.
        Dźwięk pękającego kryształu przypominał grzmot w przesyconej niepokojem ciszy. Kapłanka ostrożnie podeszła do dziesiątków ostrych odłamków, połyskujących przy każdym jej ruchu. Kucnęła, podnosząc jeden z nich, ten o najbardziej zaoblonych brzegach.
- Strzaskane w drobny mak. A jednak nie słyszeliśmy żadnego uderzenia… Myślisz, że coś rozbiło tę kolumnę z powietrza? A może jakieś podziemne drgania ją rozkruszyły?
Wiedziona niewytłumaczalnym odruchem schowała kawałek skały do torby i wyjęła z niej pelerynę. Kiedy zarzuciła ją na plecy, momentalnie zrobiło jej się gorąco. ”Podziwiam Sevirona, że jest w stanie wytrzymać w niej na pustyni.” pomyślała mimochodem.
- Wydaje mi się, że cokolwiek tu jest, doskonale zdaje sobie sprawę z naszej obecności. Dzięki temu, gdybyśmy się rozdzielili, łatwiej się odnajdziemy.
Spojrzała ponownie na bliźniacze kolumny, które nie pozostawiały żadnych wątpliwości - krążyli w kółko. Ich czerwone sylwetki odbijały się karykaturalnie w przydymionych krzywiznach.
- Myślisz, że przy którymś z głazów mimowolnie skręciliśmy? Wydawało mi się, że słońce mieliśmy cały czas po tej samej stronie, ale może w tym upale się pomyliliśmy?…
Usiłowała sobie przypomnieć co mówił jej podróżnik Rammi na temat nawigowania w tego typu miejscach. Jak zwykle bardzo naokoło opowiadał jakiś mit z wyspy Arrantalis, o dzieciach które zabłądziwszy w lesie sypały za sobą okruszki...
- Gdybyśmy mieli jakiś barwnik, możnaby oznaczyć kolumny które mijamy i w ten sposób określić, gdzie jeszcze możemy skręcić - zaproponowała. Zdawała sobie sprawę z tego, że może to być żmudna praca, jednak w obecnej sytuacji wydawała się całkiem sensowna. Zwłaszcza, że cały czas czuła złowrogą obecność, znajdującą się nieopodal nich.
- Gdyby te głazy nie były tak absurdalnie gładkie, możnaby się na nie wspiąć. Z tego miejsca nie widać nawet gdzie jest krater… - zauważyła, wyciągając szyję.
        Nagle ziemia pod ich stopami zadrżała, a powietrze wypełniło głuche dudnienie, rezonujące wielokrotnie między kryształami. Przypominało powolne kroki, choć z powodu echa dziewczyna nie była w stanie określić, z której dobiega strony.
- Cokolwiek zamierzamy zrobić, chyba powinniśmy robić to szybko - mruknęła, rozglądając się niespokojnie dookoła. Przez chwilę wydawało jej się, że w jednej z płaszczyzn odbiła się olbrzymia sylwetka. Po sekundzie jednak cień przemknął po innym krysztale, znajdującym się dokładnie naprzeciwko, a kapłanka straciła pewność, gdzie może znajdować się jego właściciel. Za ich plecami rozbrzmiała kolejna symfonia tłuczonego szkła. Atmosfera panicznego osaczenia zaczęła zaciskać się wokół nich jak sidła.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Sob Wrz 14, 2019 4:27 pm
autor: Seviron
On też zastanawiał się, co mogło strzaskać kolumnę. Mimo, że wydawały się one być czymś kruchym, to Sevironowi wydawało się, że były to tylko pozory – inaczej na pewno zostałyby zniszczone już dawno przez czynniki naturalne, które występowały na obszarze pustynnym. Dobrym przykładem mogłaby być burza piaskowa, która na pewno dałaby radę zniszczyć to wszystko przy pomocy masy ziaren piasku rozpędzonych przez wiatr tak mocno, że można byłoby je uznać za maleńkie ostrza. Z drugiej strony, sam mógłby też dość łatwo sprawdzić wytrzymałość tych dziwnych konstrukcji – wystarczyłoby zatrzymać się na chwilę i spróbować zniszczyć jedną ze „szklanych” kolumn.
         – Myślę, że zniszczyło ją coś żywego – odezwał się, przyglądając się małym kawałkom kolumny. Sądził, że gdyby za jej zniszczenie odpowiadały jakieś drgania powierzchni, to oni także by je poczuli, jednak taką uwagę postanowił zachować dla siebie. W przeciwieństwie do Hashiry, on nie zdecydował się na zabranie pamiątki z tego miejsca.
         – I temu czemuś łatwiej byłoby nas dopaść… Według mnie lepiej będzie, jeśli będziemy trzymać się razem – odparł, licząc na to, że dziewczyna jednak zgodzi się na to, co on powiedział i nie będzie próbowała namówić go na rozdzielenie się i szukanie wyjścia w pojedynkę.
         – Nie wydaje mi się, żebyśmy skręcili. To wszystko zaczyna być jakieś dziwne – odezwał się znów, tym razem dzieląc się swoimi przemyśleniami na temat tej sytuacji.
         – Możemy za sobą ciągnąć coś, co będzie zostawiało ślad. Mogę ułożyć swoją broń tak, żeby koniec jej drzewca ocierał się o ziemię – zaproponował. Co prawda, powierzchnia, po której się poruszali, nie była sypkim piaskiem, jednak nie była też twarda jak kamień, więc może to się udać, jeśli zdecydują się na właśnie taki plan.

Chciał jej zaprezentować nawet, o co mu chodziło i dobył już włóczni, próbując ułożyć ją przy swoim ciele w sposób, który pozwoliłby na to, aby jej drugi koniec – ten bez ostrza – przesuwał się po ziemi, gdy nagle pustynna powierzchnia zadrżała z niewiadomego powodu. W dodatku, do ich uszu dobiegł też odgłos dudnienia, który chyba nie zwiastował nic dobrego. Dźwięk ten powtarzał się w równych odstępach czasu i zdawał się zbliżać do miejsca, w którym teraz stali, jednak ciężko było określić konkretny kierunek, z którego on dochodzi.
         – Może zacznijmy iść przed siebie, z braku innego planu działania – odparł i od razu ruszył się z miejsca, szybko maszerując. Nie zrezygnował też z wcześniejszej propozycji, dlatego też teraz koniec włóczni ciągle dotykał ziemi, sunąc po niej i zostawiając za sobą lekkie, ledwo widoczne wyżłobienie.
Sam Seviron ciągle rozglądał się wokół, raz dostrzegając dziwny cień przy jednej z kolumn, jakby jakiegoś dużego stwora. Później już go nie zobaczył, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że nie było to tylko trochę inny kształt kolumny, który z daleka mógł przypominać mu cień sylwetki jakiegoś potwora, a rzeczywiście coś, co może żyć na tym terenie i właśnie obrało ich sobie za swoje ofiary. Dźwięk tłuczonego szkła – tutaj związany z tym, że kolejna kolumna uległa zniszczeniu – w ogóle nie sprawiał, że kapłan myślał inaczej, bo było wręcz przeciwnie. Im częściej słyszał lub widział nawet najmniejsze oznaki tego, że oprócz niego i Hashiry znajduje się tu coś jeszcze, tym bardziej uważał, że właśnie tak jest.
Im szybciej i dalej szli, tym oznaki obecności czegoś wobec nich wrogiego robiły się coraz rzadsze, aż w końcu nie widzieli żadnych cieni w kącie oka, ani nie słyszeli też dudnienia, które mogłoby przypominać kroki. Seviron zwolnił trochę, gdy miał pewność, że w okolicy znowu są tylko oni, jednak nie zrezygnował z oznaczania drogi, co jakiś czas poprawiając chwyt włóczni – albo, żeby nie wyśliznęła się z jego dłoni, albo po to, żeby nieść broń bardziej komfortowo. Nie chciał, żeby jego ręka zmęczyła się tym zbyt szybko, dlatego dość często regulował chwyt.

Szli dalej i nic nie wskazywało na to, że gdzieś skręcili czy coś podobnego, gdy nagle… Dotarli do miejsca, w którym zaczynał się niezbyt głęboki, zaokrąglony ślad, który ciągnął się dalej, w przód i kończył się, cóż, w miejscu, w którym stali.
         – Szliśmy ciągle do przodu, a znaleźliśmy się w miejscu, z którego wyruszyliśmy – podsumował Seviron. Stwierdził też, że nie ma zbytnio sensu w tym, żeby kontynuował zostawianie śladu, więc jego włócznia po chwili znalazła się z powrotem w specjalnej uprzęży umiejscowionej na jego plecach.
         – To miejsce chyba faktycznie musiało kiedyś być miejscem uwolnienia potężnej magii, która zmieniła je wtedy na zawsze – powiedział trochę ciszej, co mogłoby podpowiedzieć Hashirze, że właściwie to bardziej mówi on do siebie, a nie do niej.
         – Hmm… Myślisz, że w innym świecie znaleźlibyśmy jakąś wskazówkę co do tego, jak się stąd wydostać? - zapytał. Nie był pewien, czy Hashira domyśliła się już, co też może mieć na myśli, więc postanowił, że wyjaśni jej to.
         – Wiem, że może być to niebezpieczne, zważywszy na to, że prawdopodobnie nie jesteśmy tu sami, ale… Pomyślałem o tym, żeby jedno z nas wykorzystało magię ducha i sprawdziło, czy miejsce to różni się w świecie astralnym i, czy może będą tam jakieś wskazówki, jak stąd wyjść. Drugie cały czas czuwałoby przy „podróżniku” - powiedział jej o swoim pomyśle. Spojrzał też na nią pytającym wzrokiem, czekając na to, aż powie mu, co o tym myśli i, czy byłaby w stanie odbyć taką podróż. Wydawało mu się, że właśnie on będzie lepiej nadawał się do tego, żeby ochraniać, a ona lepiej sprawdziłaby się przy odbywaniu podróży astralnej i szukania w świecie astralnym tego, czego w rzeczywistym mogą nie widzieć.

[Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Lis 06, 2019 12:00 am
autor: Hashira
        Hashira pokiwała głową, zgadzając się na propozycję towarzysza. Skoro tradycyjne metody oznaczania drogi zawiodły, a rzeczywistość w wyraźny sposób płatała im figle, być może to właśnie było metodą. Świat ducha, choć pokrętny i dziwny, często pokazywał obiekty i istoty w bardziej prawdziwy sposób niż zwodnicza, fizyczna powłoka. ”Jest w tym szaleństwie jakaś metoda”, pomyślała sentencjonalnie, przypominając sobie książkę o dziewczynce, która utknęła w krzywym świecie po drugiej stronie lustra. Byli trochę jak ona - uwięzieni za gładkimi taflami kryształów, musieli odrzucić racjonalne rozwiązania i sięgnąć tam, gdzie kończyła się logika. Do świata duchów.
        Astralum, jak mówiono potocznie na świat dusz, rządziło się własnymi prawami. Emocje znacznie bardziej wpływały tu na otoczenie. Malutkie stworzenia mogły być potężnymi potworami, a wielkie potwory zaledwie niegroźnymi królikami. Nigdy nie wiedziało się, czy idąc w górę nie dojdzie się w bok, a jeśli chciało się coś zdobyć, nie należało tego szukać. Znając podstawowe zasady “niebycia” po drugiej stronie lustra, można było wyciągnąć z niego całkiem przydatne informacje.
- Spróbuję wejść do Astralum i się rozejrzeć. Może uda mi się ustalić co się tu stało i jak stąd wyjść. Potrzebuję przez chwilę pomedytować - zazwyczaj osiągnięcie skupienia zajmuje mi kilka minut. Co prawda warunki nie są sprzyjające relaksacji, ale wierzę, że mnie obronisz. Gdyby było naprawdę źle, po prostu walnij mnie mocno w twarz. Nie wybudzi mnie to od razu, ale powinno zdekoncentrować na tyle, żeby moja astralna forma odebrała pewne sygnały i zaczęła ciążyć z powrotem do ciała.
Spojrzała z powagą w szmaragdowe oczy Sevirona i usiadła po turecku na ziemi. Przez chwilę korciło ją by oprzeć się o jeden z kryształów, jednak nie była pewna, co zastanie po opuszczeniu ciała. Wolała nie ryzykować. Ułożyła dłonie na podołku, zamknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać. Jej słuch powoli zaczął się wyostrzać, wyławiając coraz to nowe elementy otoczenia. W oddali usłyszała zgrzyt czegoś ostrego przesuwającego się po szkle. Gdzieś nad nimi zawył wiatr, ptak unoszący się na powietrznych prądach szeleścił dużymi skrzydłami. Kapłan odetchnął nieco głębiej, zapewne wzmagając czujność i koncentrując się na analizie bodźców. Materiał jego okrycia szemrał cicho, ocierając się o skórę…

        Po chwili nie było już nic. Otoczyła ją cisza, z której, narastając coraz głośniej wyłonił się wysoki, wibrujący dźwięk. Podejrzewała, że to rezonowanie kryształów, jednak nie miała pewności. Otworzyła oczy i zamarła.
        Zamiast lśniących, szklanych kolumn, z ziemi - czerwonej, suchej i spękanej - wyłaniały się potężne słupy energii. Przypominały sploty tysięcy czarnych błyskawic i uderzały w niebo, wywołując w górze odległe grzmoty. “Burza na odwrót”, pomyślała Hashira, unosząc się lekko w swoim astralnym ciele. Widziała, że kolumny piorunów łączą się ze sobą grubymi niczym liny okrętowe wiązkami, które ciągnęły się pod ziemią. Nie powinna móc ich dostrzec pod czerwonym piachem, jednak od czasu do czasu powodowały dziwny błysk, echo grzmotu, przypominające negatyw. Prześwitywały wtedy od spodu, uświadamiając dziewczynie, że wszystkie kryształy są ze sobą połączone.
        Wzbiła się lekko w górę i obrzuciła uważnym spojrzeniem okolicę. Przesunęła wzrokiem po astralnej formie Sevirona, taktownie nie wpatrując się w niego, choć musiała przyznać, że spodobało jej się to co zobaczyła. Skupiła się jednak na zadaniu, wiedząc, że sytuacja w realnym świecie może być dużo mniej spokojna niż tutaj.
        Wiedziała już, że wszystkie kolumny są połączone i teraz była zadowolona, że nie weszła do Astralum oparta o jedną z nich. Nawet tutaj czuła piekące w ustach elektryzowanie, które rozsiewały wokół siebie. Nie wiadomo co zrobiłyby z jej duchem, gdyby obudziła się pozostawiona na ich łaskę.
        Prześledziła wzrokiem rumowisko - z góry wyglądało jak olbrzymia pajęczyna sięgających samego nieba piorunów, schodząca się koncentrycznie w stronę krateru. Na ścieżkach pomiędzy kolumnami widziała drgania powietrza - to pewnie były zawirowania czasowe, których doświadczali. Znajdowały się niemal na każdym skrzyżowaniu, więc nie mieli praktycznie żadnych szans, żeby wyjść z labiryntu tradycyjnymi metodami. Jedyna droga pozbawiona zawirowań prowadziła do samego serca tego szaleństwa.
”Rozumiem! Żeby wyjść z labiryntu, musimy do niego Wejść!” pomyślała podekscytowana kapłanka, opuszczając się gwałtownie w dół. Kiedy już niemal stopami dotykała ziemi, kątem oka wyłowiła olbrzymi kształt, załamujący się w dziesiątkach elektrycznych kolumn w całym labiryncie. Zatrzymała się przerażona, próbując zrozumieć to co widzi.
        Potworne stworzenie, nie przypominające niczego, co dziewczyna kiedykolwiek widziała, zdawało się istnieć we wszystkich miejscach jednocześnie. Być może podczas tak potężnej magicznej eksplozji, że odcisnęła piętno zarówno w świecie realnym jak i duchowym, znajdowało się w samym epicentrum i zostało rozerwane na tysiące osobnych kawałeczków? A może powstało zrodzone z energii, która uwolniła się podczas tego wybuchu i istnienie w wielu płaszczyznach jednocześnie było dla niego naturalnym stanem rzeczy? Jak by nie patrzeć, czarne jak noc, skłębione macki, ostre jak brzytwa zęby i potężne kończyny znajdowały się jednocześnie w wielu odnogach labiryntu, i wszystkie - bez wyjątku - zbliżały się w stronę Sevirona.
        Hashira, opanowując przerażenie, zerwała się w stronę swojej cielesnej formy. Zamknęła oczy i skoncentrowała się na powrocie do ciała, jednak bezskutecznie. Przeklęła w myślach, zastanawiając się, co jest powodem jej blokady. Owszem, wejście do Astralum w tak naładowanym magią miejscu było niebezpieczne, ale nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, że może tu utknąć. Dlaczego nie mogła wrócić?! Tak bardzo chciała ostrzec Sevirona i wytłumaczyć mu, że wie dokąd powinni się udać! Zaczęła bezradnie rozglądać się, próbując zlokalizować powód swojej blokady. W końcu, z trudem koncentrując wzrok na swoim fizycznym ciele, dostrzegła małą, pulsującą czernią błyskawicę, schowaną bezpiecznie w głębi jej torby. To było to! To była blokada! Wściekła na siebie za swoją głupotę skoncentrowała się na tym, żeby skupić uwagę Sevirona na torbie. Wystarczy, że ją kopnie, odsunie od ciała, wysypie jej zawartość… Nie wierzyła, że to się uda - ostatecznie nie bez powodu duchy nie mogły tak łatwo przemawiać do śmiertelnych ze swojego świata - ale nie pozostało jej nic innego jak próbować.

[Co stało się z Krwawą Kapłanką]

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pon Lis 11, 2019 2:38 pm
autor: Seviron
Hashira zgodziła się na to, żeby zajrzeć w świat astralny i tam poszukać rozwiązania. On miał być strażnikiem jej ciała, gdy ona będzie podróżowała po innym planie. I, chociaż poza tym niewidzialnym zagrożeniem, nie było tu niczego, co mogłoby być niebezpieczne, to i tak Seviron musiał jej pilnować, czekając też na to, aż z powrotem kapłanka wróci do tego świata i powie mu, co też widziała w świecie astralnym.
Stanął obok siedzącej Hashiry, po jej prawej stronie. Włócznię trzymał w pogotowiu, w razie gdyby to „coś” postanowiło zaatakować ich, a on musiałby bronić zarówno siebie, jak i ją – postawił broń grotem w górę, a drugi jej koniec oparł o płaską powierzchnię ziemi, leciutko wbijając go w nią. Czuł się trochę jak wartownik, strażnik czegoś konkretnego, czego musiał pilnować i czuwać nad bezpieczeństwem tego, czego strzegł i… może teraz rzeczywiście tak było, w końcu kapłanka na ten niedługi czas powierzyła mu bezpieczeństwo swojego ciała i najpewniej ufała, że będzie jej strzegł. Co jakiś czas przemieszczał się też, żeby móc obserwować inny obszar i trochę bardziej skupić się na jednym skrawku terenu, zamiast ciągle się rozglądać. Skupił się też na nasłuchiwaniu, bo możliwe, że dźwięk niszczonych kolumn może zdradzić mu zbliżające się niebezpieczeństwo, a także podpowiedzieć, z której strony ono nadchodzi.
Chociaż nie, zdał sobie sprawę, że różnił się nieco od zwykłego wartownika i nie chodziło tutaj o to, że był kapłanem i walczył o wiele lepiej, niż zwyczajny strażnik miejski. On wiedział, że niebezpieczeństwa czai się gdzieś w okolicy i możliwe, że czeka tylko na odpowiedni moment, żeby nadejść i zaatakować, a wartownik nie miał takiej pewności – ktoś taki mógł mieć tylko na uwadze to, że w czasie jego warty może zdarzyć się coś, co będzie wymagało jego interwencji i, może, użycia broni, którą ma ze sobą. Seviron natomiast był tego niemalże pewien i zostało mu jedynie czekać na ten moment konfrontacji.

Dźwięk podobny do tłuczonego szkła od razu zwrócił na siebie jego uwagę. Od razu spojrzał w stronę, z której wydawało mu się, że nadszedł, ale… niczego tam nie zauważył. Nie było tam jednej z kolumn, z której teraz zostały jedynie małe fragmenty, a także nie widać tam było też sprawcy tego zniszczenia, który zresztą swoją obecność ujawnił przed nim już nie pierwszy raz. Czuł jego obecność, coś podpowiadało mu, że stworzenie to znajduje się gdzieś w pobliżu, ale wiedział też przecież, że jeśli tak jest, to musi się ono w jakiś sposób ukrywać przed jego wzrokiem.
Czuł też jeszcze coś innego, co chyba było jeszcze dziwniejsze, a przynajmniej pod pewnymi względami. Nie wiedział dlaczego, ale coś sprawiało, że chciał co chwilę spoglądać na torbę Hashiry, jakby znajdowało się tam coś, czym powinien się zainteresować. Przez siłę woli opierał się temu, uważając i wmawiając sobie, że obserwacja okolicy jest ważniejsza od sprawdzenia torby kapłanki, jednak uczucie to powracało co chwilę. Nie wiedział, dlaczego tak się dzieje i o co tu chodzi, ale zaczął trochę zastanawiać się nad tym i wnioski właściwie przyszły same. Jego towarzyszka znajdowała się w na innym planie, jednak był on przecież połączony też z tym, w którym znajduje się on i jej ciało, więc… może to ona próbowała zwrócić jego uwagę na coś, co znajduje się w torbie i objawia się to właśnie w ten sposób. Na początku wytłumaczenie to wydawało mu się trochę dziwne i może nawet naciągane, jednak po niedługim czasie zaczął uważać je za coś możliwego. Tylko… czego miał tam szukać? Pewnie czegoś dziwnego, może czegoś, co przeszkadza jej w podróży astralnej albo w samym przebywaniu w tamtym świecie. Coś, raczej, magicznego i jednocześnie przedmiot, który raczej nie znajdował się na jej podstawowym wyposażeniu, więc najpewniej coś, co musiała zabrać w trakcie ich podróży. Postanowił, że w końcu posłucha tego „głosu” i zrobi coś z torbą kapłanki. Zdjął przedmiot z jej ramienia i ułożył kilka kroków dalej. Owszem, mógł zawsze zacząć w niej grzebać i poszukać przedmiotu, który mógłby pasować do jego domysłów, ale zwyczajnie nie chciał tego robić, w pewnym sensie szanując prywatność osoby, z którą podróżuje.

Kolejny dźwięk obwieszczający zniszczenie kolumny przeszedł przez okolicę, niszcząc tym samym ciszę, która panowała tu od jakiegoś czasu. Sevironowi wydawało się, że był on nieco głośniejszy niż ten, który usłyszał ostatnio, więc naturalnie stwierdził, że zniszczeniu musiała ulec kolumna, która znajdowała się bliżej miejsca, w którym znajdowali się teraz on i Hashira. To oznaczałoby, że stworzenie je niszczące także zbliża się i jest już coraz bliżej, a szansa na spotkanie z nim wzrosła. Jednak… nadal nigdzie go nie widział. Kapłan wytężał wzrok i próbował dostrzec coś, co mogłoby tu nie pasować, ale wszystko na nic. W ogóle mu się to nie podobało, bo przez to nie mógł wiedzieć, skąd padnie atak, jeżeli stwór zdecyduje się go zaatakować. Na chwilę nawet przelał w swe oczy trochę magii, aby móc dostrzegać aury i nawet przez krótką chwilę wydawało mu się, że dostrzega aurę wielkiego stworzenia, jednak znikła ona bardzo szybko – zupełnie, jakby wyczuło ono, że zostało dostrzeżone i ukryło w jakiś sposób swoją aurę. Z drugiej strony, zawsze mogło mu się tylko wydawać i tak naprawdę niczego tam nie było albo zobaczył tylko magiczną aurę tego miejsca. Nie mógł zrobić nic więcej, nie mógł działać. Zostało mu tylko oczekiwanie na to, aż Hashira wróci do tego świata i powie mu, co zobaczyła w świecie astralnym.

[Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Wto Maj 26, 2020 2:37 pm
autor: Pani Losu
Kapłan jednak przekonał siebie samego, żeby sprawdzić torbę towarzyszki. Przypomniał sobie też, że dziewczyna przecież wzięła coś z tego miejsca i schowała w torbie, może po to, żeby mieć jakąś pamiątkę, albo chciała może zbadać to później i sprawdzić, cóż to takiego. Udało mu się to znaleźć – był to kawałek czarnej błyskawicy, która teraz wydawała się wewnątrz pulsować czernią, jakby moc w niej była tylko uśpiona, a nie „martwa”. Seviron czym prędzej odrzucił ją, aby znalazła się jak najdalej od miejsca, w którym aktualnie przebywał on i ciało Hashiry.
Możliwe, że zadziałało, bo krótko po tym obudziła się ona i od razu zaczęła opowiadać mu o tym, co widziała. Oczy mężczyzny powiększały się, a brwi wędrowały ku górze w wyrazie zaskoczenia, gdy słyszał jej relację. Rzadko kiedy decydował się na to, żeby udawać się do świata astralnego, jednak wyglądało na to, że takie podróże czasami mogą okazać się naprawdę pomocne, a świat ten może skrywać coś, czego nie widać na planie materialnym. Dzięki temu, co widziała, będą mogli wydostać się z tego miejsca i uciec potworowi, którego tutaj nie widzieli, jednak w świecie materialnym był on widoczny w całej swej strasznej okazałości.
Seviron na chwilę spojrzał tam, gdzie wydawało mu się, że znajduje się środek tego miejsca. Tej pułapki. Jednak gdy tylko z powrotem odwrócił się w stronę towarzyszki ona… zniknęła. Nie miał pojęcia, co mogło się stać, jednak domyślił się, że musiała być w to zaangażowana magia, może nawet ta, która szaleje właśnie tutaj. Może przypadkowo znalazła się pod wpływem siły magicznej, która wypaczyła się raz jeszcze i przeniosła ją w całkowicie inne miejsce? A może ten potwór był silniejszy, niż im się wydawało i to jego sprawką było to, że Hashira zniknęła? Nie wiedział. Zostało mu tylko liczyć na to, że prawdziwe okaże się to pierwsze, bo jednak nie chciał, żeby dziewczyna straciła życie. Musiał liczyć na to, że Krwawa Matka objęła ją swoją opieką właśnie wtedy i sprawiła, że wylądowała ona w jakimś innym miejscu i, że była bezpieczna.

Teraz on musiał się stąd wydostać. Miał szczęście, że anomalia nie zabrała Kapłanki wcześniej, bo dzięki temu zdążyła powiedzieć mu o wszystkim, czego się dowiedziała. Dzięki temu mógł spróbować wydostać się z tego miejsca, aby później kontynuować misję, którą na początku mieli zająć się razem. Nie lubił zostawiać czegoś niedokończonego, dlatego też miał zamiar doprowadzić to do końca i udać się w miejsce, w którym będzie mógł odnaleźć Szalonego Skrybę.

[Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Sob Sie 15, 2020 9:04 pm
autor: Nataniel
Rapsodia, 7 dni temu...

Trzydziestu młodych czarodziejów i czarodziejek kończyło właśnie czwarte okrążenie wokół katedry, podczas gdy pilnujący ich profesor zasnął pod dębem z podręcznikiem w charakterze poduszki. Opasła, oprawiona w niedźwiedzią skórę księga, traktująca o właściwościach kamieni szlachetnych sprawdzała się w tej roli o wiele lepiej niż tomiki poezji ponieważ wydały ją krasnoludy, a tylko one potrafiły poświęcić dzwadzieścia stron grubych, pergaminowych kart na opisywanie jednego samorodku zwykłego złota. Gdyby nie one, śpiący w tej chwili nauczyciel mógłby się nabawić poważnych problemów z kręgosłupem.
Jego prawa powieka drgnęła lekko, gdy usłyszał czyjeś niepewne kroki oraz dobiegające zza pleców, zachęcające te kroki szepty.
- Profesorze Flint? - zaczął młody czarodziej, ścierając pot z czerwonego czoła.
- Rozumiem, że zrozumieliście swój błąd podczas tej krótkiej rozgrzewki? - zapytał, nawet nie zadając sobie trudu żeby otworzyć oczy.
- Rozgrzewki? Jest trzydzieści stopni.
- Jest lato - odparł nauczyciel oczywistym tonem. - Zimą biegalibyśmy w minus piętnastu, w błocie, po lodzie lub w śniegu.
Nie wiedząc co na to odpowiedzieć, chłopak odwrócił się w stronę ściany trzydziestu par oczu, rzucając im pełne przerażenia spojrzenie. Zanim jednak uczynił krok żeby się oddalić, osoba leżąca pod dębem westchnęła i z widocznym wysiłkiem emocjonalnym, powstała.
- Niech wam będzie - szepnął do samego siebie i ujmując księgę pod pachę, ruszył w kierunku mdlejących studentów. - W szeregu zbiórka! Równać!
Sześćdziesięcioosobowa grupa wykonała rozkaz szybciej niż zajęłoby spragnionemu opróżnić kufel zimnej wody. Z ich min można było wyczytać wiele, jednak przodująca myśl była tylko jedna: niech no tylko rektorka się o tym dowie. Problem jednak tkwił w tym, że profesor-kat miał gdzieś zdanie rektorki, dziekana i rodziców uczniów, co również wyrażał miną, spacerując wzdłuż równego szeregu.
Inne grupy, również mające w tym samym czasie zajęcia na świeżym powietrzu nie mogły powstrzymać się od głupich żartów i komentarzy. Wszyscy ćwiczyli magiczne pojedynki, ujarzmianie natury, latanie, teleportacje, leczenie i odnajdywanie magicznych przedmiotów, tylko oni - studenci z katedry Magii Wysokich Energii musieli ćwiczyć jakby byli w szkole dla zwykłych śmiertelników.
- To was powinno nauczyć, że ściąganie na testach jest u mnie zabronione - wyjaśnił profesor Flint na spokojnie, zatrzymując się przy ostatnim uczniu. - Jeszcze jeden taki numer i cała grupa obleje. I jeśli myślicie, że nie mam takiej władzy to śmiało, możemy się założyć o moją posadę. Przypomnę jednak, że gdy sam się tu uczyłem to obecnemu dziekanowi cztery razy podpaliłem włosy. A teraz rozejść się!
- Jeszcze chwila! - rozkaz padł od nadchodzącego alejką, wspomnianego dziekana, Gabe'a Westa, za którym pokornie podążał strapiony dzieciak. - Pan Coby chciałby coś dodać.
- Słuchamy zatem.
- Przepraszam, że ściągałem na teście. To już się nie powtórzy.
- Świetnie - mruknął z lekkim rozbawieniem profesor, wskazując chłopcu zdyszanych przyjaciół. - Ale ich przeproś, nie mnie. Ja tu jestem tylko opiekunem.

Pół godziny później profesor Flint został wezwany do gabinetu dziekana na rozmowę, która oprócz tego, że przy zamkniętych drzwiach, odbyła się także przy szklance czegoś mocniejszego.
- Nawet w szkole robisz sobie wrogów - mówił Gabe, który od dawna znał konsekwencje i problemy, z jakimi będzie się musiał potykać jeśli zatrudni swojego przyjaciela w chatakterze konsultanta i opiekuna katedry. - Cztery razy po tysiąc dwieście metrów w południowym słońcu wokół budynku. Postradałeś rozum?
- Nie. Wychowuję tu młodzież - wyjaśnił Nataniel, wilżąc usta w burbonie. - Odrobina ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, pamiętasz?
- Ernest Deli, profesor od magicznych stworzeń. Miał chłop kondycję, nie ma co. Często zabierał nas do lasu i wypuszczał parkę gryfów. Kogo złapały kończył z tróją.
- Solidny był, prawda. Sprawiedliwy i rzetelny. Gdzie się podziali tacy teraz? Dzisiejsze dzieciaki mają wszystko pod nosem, nie wiedzą nawet jak porządnie ściągać na testach.
- Jeszcze się wyrobią, zobaczysz. Jednak nie zwołałem cię żeby o tym rozprawiać. Mamy mały problem. Pamiętasz Emanuela Ferrona?
- Niski, kulejący, siwa broda, bordowy kaftan w lilie. Chyba archeolog.
- Właśnie. Od miesiąca nie daje znaku życia. Wyjechał na Pustynię Nanher za tropem Zatopionego Miasta i nie wrócił do obozu. Ludzie, którzy z nim byli przyslali wczoraj list z prośbą o pomoc w poszukiwaniach. Sprawa podobno cuchnie magią na kilometr, ale niewiele o tym wiemy. Więcej sam ustalisz na miejscu.
- Nie jestem poszukiwaczem zaginionych.
- Wiem, ale kiedyś byłeś niezły w szukaniu "pewnych" ludzi.

Pustynia Nanher, obecnie...

Karawana zatrzymała się pół dnia drogi od miejsca, gdzie poszukiwacze pozostałości po Zatopionym Mieście ostatni raz widzieli Emanuela Ferrona. To od nich Nataniel dowiedział się o tajemniczym mężczyźnie, który odwiedził archeologa dwa dni przed jego zniknięciem, przedstawiając się jako Sługa Jedynej Wiary. Nie widziano go nigdy wcześniej ani nigdy później, co od razu wzbudziło podejrzenia zespołu ponieważ na pustyni, gdzie w promieniu tysiąca mil jest tylko piasek, mijanie się żywych istot w oazach jest raczej doświadczeniem pamiętanym. W żadnej z nich nikt jednak nic nie wiedział o tym mężczyźnie. Sprawę komplikował również fakt, że razem z archeologiem zniknęły jego notatki oraz mapa, ale nie kostur, którym się podpierał.
Na miejscu były łowca czarowników nie znalazł jednak nic, co mogło wskazywać na porwanie oraz jednoczesne, samodzielne odejście. Nic do siebie nie pasowało, w powietrzu czuć jednak było magię. Ledwie wyczuwalną, ale to już coś. Jej ślad doprowadził Nataniela najpierw na skraj obozu, a potem na pustynny szlak, w którego pokonaniu pomogła mu karawana kupców.
Trzy godziny później trafił właśnie w to miejsce: pustą dolinę otoczoną wydmami, za jedną z których rozprzestrzeniał się widok na tajemniczy lej pełen wystających, czarnym monolitów. Przeklinając w duchu swoje szczęście, Nataniel ruszył w ich kierunku, osłaniając nos i usta od wędrującego z wiatrem piasku.

[Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Czw Sie 20, 2020 10:45 am
autor: Seviron
Wiedział już, gdzie powinien iść, żeby wydostać się z tej pułapki. Miał zamiar kontynuować podróż i samą misję, mimo że teraz musiał robić to w pojedynkę. Niektórzy wyższą rangą Kapłani – tacy, którzy mogli już zlecać zadania innym członkom Zakonu – wiedzieli już o tym, że nie należy on do osób, które zostawią przyjęte zadania. Miał zamiar doprowadzić je do samego końca, może dopiero po tym zdecyduje się na poszukiwania Hashiry… jeżeli w ogóle będzie mógł je rozpocząć. Nie był pewien, czy będzie mógł zająć się nimi na własną rękę, czy może zleci mu je ta sama osoba, której będzie zdawał sprawozdanie z aktualnego zadania. Zresztą, całkiem możliwe, że będzie próbował zrobić to nawet wtedy, gdy będzie w trakcie wykonywania innych zleceń od Wysokich Kapłanów – przecież zawsze może zdobywać jakieś informacje lub szukać śladów przy okazji robienia czegoś innego, czegoś, do czego został oficjalnie oddelegowany.
Tym zajmie się później, na pewno, a teraz miał inne zmartwienia i wizja zbliżającego się, niewidzialnego i wielkiego potwora, który może go zabić, nie była czymś, co chciał przeżyć na własnej skórze. Dlatego właśnie postanowił ruszyć, prosto w sam środek tego miejsca. Omijał te dziwne, szklane i pozwijane kolumny. Te, które zostawiał za sobą, co jakiś czas niszczyły się – dla niego i innych, jeżeli ktoś jeszcze tu przebywał, mogło to wyglądać tak, jakby pękały same z siebie, jednak Seviron doskonale wiedział, że właśnie to było oznaką tego, iż podąża tamtędy niewidzialne i niebezpieczne stworzenie.

Zauważył inną osobę we wnętrzu tej anomalii. Na samym początku pomyślał, że może jest to Hashira, jednak gdy tylko przyjrzał się uważniej, zauważył, że osoba ta nie dość, że jest ubrana inaczej niż jego towarzyszka, to dodatkowo jest to prawdopodobnie mężczyzna. Kapłan zaczął rozważać, co powinien w takiej sytuacji zrobić. Nieznajomy mógł w końcu nie tylko wejść na ten teren nieświadomie, ale mógł też przecież przebywać tu dłużej od niego, błąkając się w tym magicznym labiryncie i próbując w tym czasie odnaleźć wyjście. Wyjście, którego znalezienie graniczyło z cudem albo z wielkim łutem szczęścia, przynajmniej jeśli chodziło o kogoś, kto nie posiadał informacji, które miał w głowie Seviron. Czyli… Chyba powinien mu pomóc. Dlatego też zboczył nieco z drogi i ruszył w stronę nieznajomego.
Z daleka mógłby wyglądać jak jakiś pustynny wędrowiec lub nomad, czy nawet bandyta – z włócznią na plecach, ubraniem odpowiednim do przemieszczania się po pustyni i turbanem, którego dodatkowy pas materiału zakrywał dolną część jego twarzy, zostawiając jedynie nieodkryte oczy. Tylko, że czerwona peleryna całkowicie psuła ten obraz i od razu miało się wrażenie, iż Seviron nie jest kimś takim. Znaczy, był osobą wędrującą przez pustynię, jednak na pewno nie był kimś, kto zamieszkuje jakąś z jej części, prawdopodobnie w pobliżu jednej z oaz rozsianych po całej powierzchni Pustyni Nanher. Poruszał się właściwie truchtem, bo jednak było to zbyt szybkie, żeby nazwać to szybkim marszem, ale też nie zbliżał się na tyle szybko, żeby wyglądało to na bieg. Gdy zbliżył się do postaci, poświęcił tylko chwilę na przeczytanie aury mężczyzny i przyjrzenie się mu. Tylko, że z tej aury nie dowiedział się praktycznie niczego. Wyczuł magię, więc wiedział, że osobnik ten jest w jakiś sposób z nią powiązany, czyli mógł być, na przykład, magiem lub czarodziejem.
         – Jeśli chcesz się stąd wydostać, to chodź za mną. Nie mamy czasu na rozmowę, jeśli masz jakieś pytania, zachowaj je na czas, w którym znajdziemy się poza tą anomalią – powiedział do niego szybko i, nawet nie oglądając się za siebie, żeby sprawdzić, czy mężczyzna za nim podąża, zaczął iść w sam środek leja.
         – Nie radzę też wchodzić w interakcję z czarnymi kolumnami – dopowiedział tylko. Nadal nie patrzył na nieznajomego, jego wzrok skupiony był na miejscu, w które próbował dotrzeć.
Im bliżej środka byli, tym częściej dało się słyszeć pękanie kolumn i „szkło”, które sypało się na twardy piasek wewnątrz anomalii. Widać było, że Seviron wyraźnie przyspieszał za każdym razem, gdy słyszał niszczenie kolumn. W końcu on wiedział, co oznaczają te dźwięki, a osoba podążająca za nim mogła nie być świadoma niebezpieczeństwa, jakie zwiastuje ten dźwięk. Ostatecznie udało im się dotrzeć do samego środka leja. Oznaczony on był przez cztery skręcające się za sobą kolumny – niby były podobne do tych, które „rosły” wokół, bo również sprawiały wrażenie, że były stworzone ze szkła, ale te były przezroczyste z cienkimi, białymi paskami w losowych miejscach. Wcześniej ciężko było je zobaczyć i widoczne stały się dopiero wtedy, gdy znaleźli się blisko nich. Seviron nie miał zamiaru czekać i przyglądać się im, więc wziął głęboki wdech i dotknął tej konstrukcji. Po chwili ogarnęło go blade, białe światło i zniknął.

Kapłan Krwawej Matki wylądował na piasku. Miękkim, lekko zapadającym się piasku. Szybko wstał, otrzepał się i rozejrzał wokół. Od razu zauważył, że lej z magiczną anomalią znajduję się za jego plecami, chociaż od tamtego miejsca dzieliło go wyłącznie kilkanaście kroków. Półelf szybko przeszedł kilka kroków do przodu, nie tylko zwiększając odległość między nim i tamtym miejscem, lecz także zostawiając miejsce „lądowania” puste, żeby tamten mężczyzna wylądował prosto na piasku, a nie na nim. Nie poszedł też dalej, nie ruszył w swoją stronę, w końcu wcześniej powiedział tamtemu, że odpowie na jego pytania, jeżeli jakieś miał. Dlatego też czekał i liczył na to, że tamten nie tylko poszedł za nim, lecz także nie wahał się i zrobił to samo, co on. Samopoczucie mogłoby mu się pogorszyć, jeśli okazałoby się, że nieznajomy nie przeżył.

[Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Sob Sie 22, 2020 11:56 am
autor: Nataniel
Magia w tym miejscu była niemal namacalna, skraplała się po wewnętrznej stronie dłoni czarodzieja jak lepki syrop, a jednocześnie pozostawała ulotna niczym wiatr. Wszelkie próby jej zaczerpnięcia odzywały się silnym, kłującym bólem w opuszkach palców i mrowieniem stawów, po których następowało nieodparte wrażenie obracania się pojedyńczych kości wzdłuż własnej osi. Mimo to Nataniel zaprzestał kuszenia losu dopiero przy trzecim ostrzeżeniu ze strony swojej wątroby i innych organów, cały czas posuwając się w stronę środka trasą wytyczaną mu przez osuwiska białego piasku. Wszelkie czarne kolumny omijał szerokim łukiem, udając, że nie widzi ani ich falującej struktury, ani nie czuje bijącego żaru. Energia w nich zgromadzona była czystym chaosem, nie płynęła wartko jak górski potok ze źródła do ujścia, bo nie miała obu. Po prostu była obecna. A potem znikała przy akompaniamencie eksplozji i deszczu szklanych odłamków. Ciekawość jednego z takich zjawisk zaprowadziła czarodzieja bliżej, ale to zdrowy rozsądek powstrzymał jego dłoń przed podniesieniem odłamka.
A także widok czegoś, co natychmiast wolał wyrzucić z pamięci żeby wieczorem wyzbyć się problemów ze snem. W końcu nie przybył tu aby zajmować się tajemnicami leja, tylko odnaleźć człowieka. Na tym powiniem się skupić.
A no właśnie... Ferron. Jak poinformowali Nataniela jego towarzysze oraz profesor West, stary archeolog miał bzika na punkcie Zatopionego Miasta. Gadano nawet po kątach, że sam mógł maczać palce z tym całym zatopieniem, jednak to nie pasowało do obrazka starszego dżentelmena chodzącego o lasce, pijącego herbatę z cienkiej filiżanki punktualnie w południe. Zastanawiającym jednak było dlaczego opuścił obóz bez swojej trzeciej nogi, zabierając ze sobą jedynie mapy i notes. Co też go zmusiło do podjęcia takich kroków. Z akt jakie prowadził Uniwersytet wynikało też, że za młodu Ferron należał do kilku organizacji zrzeszających magów i że był krytyczny wobec polityki Zakonu. Jego zakonu, musiał dodać Nataniel, rozumiejąc nagle dlaczego to on został poproszony o interwencję. Inkwizycja nie polowała na ludzi, których czyny nie przelały pewnej granicy, a szukanie kogoś kto za młodu błądził nie stanowiło priorytetu. Sprawa znalazła się jednak na ustach niektórych ponieważ ten ktoś zniknął, a wiadomo, że szukał potężnych artefaktów po nieznanej cywilizacji. Dlatego on, Terier musiał pełznąć w gorącym piachu pustyni, obcierając sobie kostki i pięty do żywego mięsa.
Teren nagle zrobił się bardziej płaski i czarodziej wszedł na coś w rodzaju półki odrastającej od ścian leja. Było tu dość miejsca aby rozbić namiot, jednak pogoda nie specjalnie dopisywała. Mini burza piaskowa wewnątrz anomalii przybierała na siłę, ograniczając zasięg widzenia maga do wyciągniętej ręki. Oczy jednak nie były mu potrzebne by wyczuć czyjąś obecność.
Gdyby głosu za jego plecami nie poprzedził trzepot peleryny i szuranie, Nataniel odskoczyłby jak poparzony i cisnął w nieznajomego kilkoma kulami ognia, ale zamiast tego, zrobił szczerze zaskoczoną minę i zerknął na obcego od góry do dołu. Nie dane mu było wymówić choćby sylaby ponieważ ten zaraz się odwrócił i zniknął w pyle, na co czarodziej zareagował równie instynktowanie. Dogonił nieznajomego chwilę później i wyrównał z nim krok, kurczowo przyciskając do ust kawałek tkaniny. Rzeczywiście kilka pytań wspinało mu się po języku, jednak prawdą było też to, że miejsce i czas są ku temu nieodpowiednie. Jego aura była twarda i mroczna, ale nie należała do człowieka przesiąkniętego złem. Raczej balansującego pomiędzy. Do tego jeszcze ten zapach lasu.
Po kilku krokach mężczyźni znacząco zbliżyli się do centrum leja, skąd wyciekała magia. Nataniel czuł ją teraz bardzo wyraźnie, pulsowała zamknięta w niewidzialnej sferze pomiędzy czterema, poskręcanymi kolumnami, które nie eksplodowały jak poprzednie. Widząc jak nieznajomy podchodzi do nich bliżej, czarodziej zrobił to samo. Jeśli ten człowiek wiedział, jak stąd wyjść i bez wachania zabrał go ze sobą to chyba musi być w porządku.
Obcy dotknął szklanej powierzchni kolumny i zniknął w białym świetle, mag jednak nie od razu poszedł w jego ślady, próbując przeanalizować wszystkie informacje, jakie udało mu się zdobyć. Raz jeszcze spróbował zaczerpnąć pływającej tu energii, jednak znów "zatrzeszczały" mu organy. Za jego plecami kolejny monolit eksplodował w chwili kiedy dłoń dotknęła konstrukcji.

Czarodziej wylądował na plecach, a upadek opróżnił jego płuca ze wszystkiego co tam posiadał. Łapiąc oddech nerwowym haustem udało mu się podnieść do pozycji siedzącej i rozejrzeć. Znów był na pustyni, kilkanaście stóp od miejsca, z którego zaczął się osuwać po ściankach leja, znajdującego się teraz kawałek od niego. Czuł, że nieznajomy także tu jest. Obserwował go. Nataniel już wcześniej dostrzegł, iż jest uzbrojony, a on nie, niestety włócznia w starciu z magią była tylko lichym narzędziem do nadziewania dzika na ognisko.
Nie wykonując gwałtownych ruchów mag powstał, otrzepał ubranie i podszedł do krawędzi anomalii, przyglądając się jej jeszcze raz. Dopiero wtedy przypomniał sobie coś, o czym chciał zapomnieć, co widział przy roztrzaskanych kolumnach i na moment przed teleportacją.
- To coś nie wyjdzie tym samym sposobem co my? - zapytał, zwracając się po części do obcego, a po części do świata jako całości. Zaraz też sprecyzował wypowiedź. - Sądząc po śladach miało ze cztery metry i spory apetyt. Nie ukrywam, że też widziałeś odciski pazurów przy monolitach.
Potem odwrócił się i ściągnął prowizoryczną zasłonę z twarzy.
- Dziękuję za pomoc.
Chciał zrobić krok w stronę nieznajomego, ale coś przykuło jego uwagę. I to coś migotało w piasku, miało długość palca i było zrobione z czarnego szkła. Odłamek kolumny, tutaj? Pomyślał czarodziej, pochylając się, jednak czując na sobie wzrok towarzysza, nie sięgnął po niego ręką. Zamiast tego wyciągnął z rękawa kartę i ostrożnie dotknął nią dziwnego czegoś w nadzieji, że zostawi na papierze swoją aurę, jeśli wogóle takową posiadało.
- Nie wiesz może którędy do najbliższej oazy? - zapytał, wstając. - Wolałbym porozmawiać w bezpieczniejszym miejscu.