Strona 1 z 5

[Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Nie Lip 15, 2018 10:46 pm
autor: Hashira
Wola Matki

        Miło było po długiej podróży wyciągnąć nogi i rozluźnić się w pięknej, zdobionej arrasami izbie. Ciepłe płomienie grzały w stopy, a cicha, grana na lirze muzyka o egzotycznym motywie przewodnim wprawiała w lekko melancholijny nastrój. Złote promienie zachodzącego słońca wpadały przez łukowate okna, nadając siedzącym na poduszkach ludziom nierzeczywistą, anielską aurę. Część z nich popijała trunki z małych, kolorowych czarek, siedząc po turecku i gestykulując żywiołowo. Kilka osób paliło fajki wodne. Parę tańczyło. Jakaś kobieta zaśmiała się dźwięcznie, wywołując uśmiechy na twarzach mężczyzn. Powietrze wypełniał delikatny, perłowy opar o przyjemnym, kwiatowym zapachu.
        Po tylu dniach w drodze, po tylu przejściach, które były ostatnio jej udziałem, po mroku i strachu, Hashira z zadowoleniem oddała się błogiemu lenistwu. Ciepłe, korzenne piwo i ostro przyprawiony gulasz były wszystkim, czego teraz potrzebowała. Powoli sączyła trunek i przysłuchiwała się pobliskim rozmowom.
Zerkała też z sympatią na towarzyszącego jej Sevirona, który siedział tuż obok. Starszy Kapłan przybył jej z pomocą na rozkaz Najwyższego, kiedy najbardziej tego potrzebowała. Przez ostatnie tygodnie dużo rozmyślała o wizji Matki, która ukazała się im po uratowaniu miasta. Wiele z jej myśli zaprzątała też Kerhje, Pustelniczka z którą połączyła ją wyjątkowa więź. Obie czuły obecność Matki i choć każda z nich inaczej interpretowała swoją boginię, ta przemówiła do nich i poprowadziła je we wspólnej sprawie. Od tego czasu Hashira z tyłu głowy przeczuwała przyjazny umysł niewidomej przyjaciółki, choć nie umiała się z nią skontaktować. Przyjęła to jednak z pogodą ducha, oddając się zasłużonemu wypoczynkowi i pozwalając by niesamowity dar rozwinął się sam, jeśli taka będzie wola Pani.
        Teraz, gdy nie wisiało nad nią żadne zagrożenie, pozwoliła żeby alkohol lekko zaszumiał jej w głowie. Udobruchana smacznym jedzeniem i piękną muzyką wstała i wyciągnęła rękę do towarzysza. W końcu jak często zdarza się możliwość odpoczynku w egzotycznym przybytku na skraju pustyni Nanher?
- Zatańczymy? - zapytała, uśmiechając się lekko. Jej policzki zaróżowiły się delikatnie, a lodowe oczy błyszczały jasno. Ciemne, kręcone włosy miała związane w niedbały warkocz - na czas wypoczynku pozwoliła sobie porzucić zbroję i pelerynę, zakładając znacznie wygodniejsze szaty, jakie nosili tubylcy. Na nogach miała luźne szarawary z cienkiego, czarnego muślinu i lekkie, ozdobione koralikami buty o mocnej podeszwie. Do tego wybrała bordową bluzkę o szerokich rękawach. Kiedy znowu wyruszą w drogę, wróci do praktycznych i wytrzymałych ubrań. Póki co jednak mogła pozwolić sobie na odrobinę luksusu.
        Uśmiechając się, patrzyła na Kapłana z sympatią. Był jednym z tych, którzy obserwowali ją podczas Inicjacji. Później rozmawiali tylko raz, ale czuła, że może mu zaufać. Za kilka dni, gdy zgromadzą zapasy i zasięgną niezbędnych informacji, wyruszą z miasta, prosto w gorące piaski pustyni. Nic dziwnego, że póki mogła, zamierzała korzystać z wygody i uroków, jakie oferowała ta jakże urzekająca i egzotyczna okolica.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Czw Lip 19, 2018 7:29 pm
autor: Seviron
Podróż z Valladonu w pobliże Pustyni Nanher nie zajęła im mało czasu, dlatego też postanowili odpocząć, a także uzupełnić zapasy i spróbować zebrać jakieś informacje na temat Szalonego Skryby i przybliżonego miejsca, w którym mogliby go znaleźć… nawet, jeśli byłyby to tylko opowieści, które osoba opowiadająca je uważałaby za nieprawdziwe. Cóż, każda informacja może się przydać, gdy wie się tylko, że człowiek ten powinien ukrywać się gdzieś na Pustyni. Seviron oczywiście nie winił Najwyższego Kapłana za to, że podał im niewiele informacji, bo domyślał się, że i tak trudno było je zdobyć.
Teraz akurat odpoczywali po długiej drodze – co prawda, Kapłan nie przepadał za zbyt długim odpoczynkiem, jeśli wie, że ma coś do zrobienia, jednak musieli też poczekać na niektóre rzeczy składające się na zapasy, które chcieliby ze sobą zabrać. Akurat złożyło się tak, że na niewielkim targu ich nie znaleźli, jednak kupiec powiedział im, że karawana jest już w drodze i, jeśli poczekają nie dłużej niż kilka dni, ta na pewno pojawi się w tym miejscu i będą wtedy mogli kupić to, czego aktualnie nie mogą.
Oczywiście, towarzyszyła mu też Hashira, z którą wspólnie miał wypełnić to zadanie. Mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, w czym jest od niej lepszy i, co lepiej ona robi od niego – dobrze walczył i mógł ochronić ich przed niebezpieczeństwem, jednak jej lepiej szły rozmowy z innymi, targowanie się i ogólnie dyplomacja.
Seviron też miał na sobie inne ubranie. Zamienił strój podróżny, w większości złożony ze skórzanego ubioru i założył lżejsze, stworzone z cieńszego materiału – białą koszulę, a także brązowe spodnie, które kolorem były zbliżone do skórzanych, jednak nie przylegały tak do ciała. Mimo wszystko, na nogach półelfa i tak znajdowały się jego skórzane buty. Co prawda, nie nosił na głowie kaptura, jednak z tym poradził sobie przy pomocy kwadratowej chusty w kolorach bieli i czerni. Stworzył z niej coś na wzór turbanu, który zakrywał także jego uszy mieszańca. Widział, że część mężczyzn także nosi podobne nakrycia głowy, więc nie wyróżniał się wśród nich – później planował też wykorzystać chustę do zakrycia ust i nosa, gdy już będą podróżować po pustyni.

Pytanie Hashiry wyrwało go z zamyślenia, a nawet zaskoczyło nieco, bo nie spodziewał się, że dziewczyna zapyta go o coś takiego.
         – Zgodziłbym się, jednak problem w tym, że nie umiem tańczyć – odpowiedział jej po chwili. Co prawda, jeszcze nie powiedział jej, że odmawia, ale możliwe, że właśnie to zrobi. Z drugiej strony, uśmiechała się do niego i jeszcze patrzyła w sposób, który sprawiał, że ciężko przychodziło mu powiedzenie jej, że „przykro mu, ale musi odmówić”… Wiedział też, że styl jego walki może dla niektórych wyglądać, jakby tańczył z wrogiem, jednak było to czymś całkowicie innym od tańca towarzyskiego.
         – Chyba, że zgodzisz się mnie poprowadzić i dać mi jakieś wskazówki… - zaproponował z nutą niepewności w głosie. Podejrzewał, że fizyczne atrybuty jego ciała mogą pozwolić mu na to, żeby nie był sztywny jak jakaś kłoda, nawet jeśli wcześniej nigdy nie miał okazji, żeby zatańczyć z kobietą. A może… kiedyś miał, tylko że zapomniał już o tym? Przez krótką chwilę nawet skupił się na tym, żeby jakoś przypomnieć sobie takie wspomnienie, jednak nie dało to rezultatu, jakiego by oczekiwał, więc uznał, że jednak nigdy nie zdarzyło mu się tańczyć.
Ostatecznie, po prostu wyciągnął w jej stronę dłoń i czekał z pytającym spojrzeniem – przez jego oblicze nawet przebiegł lekki uśmiech. Zastanawiał się, czy Hashira zgodzi się na to, co zaproponował, czy może uzna, że jednak przeszła jej ochota na taniec? Cóż, niedługo dowie się, jaką decyzję podjęła. Złapie jego dłoń, co będzie oznaczać, że może nauczy go czegoś nowego? A może stanie się coś przeciwnego?

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Sob Sie 04, 2018 12:58 am
autor: Hashira
        Hashira uśmiechnęła się, słysząc niepewną odpowiedź towarzysza. Dotychczas miała okazję obserwować go z zupełnie innej strony - jak wirował w walce z przeklętymi roślinami, a później prowadził ich w wyznaczonym przez Zakon kierunku bez najmniejszego wahania. Uświadomiła sobie ze zdumieniem, że przez zmęczenie ostatnich tygodni tak naprawdę nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Owszem, wędrowali ramię w ramię, jedli wspólne posiłki i razem załatwiali formalności, jednak komunikacja między nimi była bardzo uboga. Oboje byli pogrążeni w zadumie po spotkaniu Matki i zbierali na nowo siły. Tak przynajmniej sądziła, patrząc na milczące, zamyślone oblicze Sevirona.
        Jak dużo wiedziała na temat Kapłana? Nie umie tańczyć, to wyraził jasno. Gracja z jaką się poruszał w walce dawała jednak nadzieję na to, że poradzi sobie też przy delikatnych dźwiękach muzyki. Melodia grana na lirze była skoczna i łatwo wpadała w ucho - wyrazisty rytm niewielkiego bębenka sam zapraszał nogi do ruszenia w tan. Chwyciła mocno dłoń chłopaka i pociągnęła go za sobą w stronę środka sali. Wybrała miejsce z brzegu, tak by nie przeszkadzać innym tańczącym. Kilka osób wirowało już razem, a kolorowe szaty i brzdękające cekiny przyszyte do rąbków kobiecych chust tworzyły ładne dopełnienie tanecznej melodii.
- Taniec to nic trudnego, jeśli tylko uda ci się wyczuć rytm. To tak jakbyś wsłuchiwał się w bicie serca drugiej osoby. Zamknij oczy i posłuchaj. Skup się na bębnie.
Czekała przez chwilę, pozwalając chłopakowi przyzwyczaić się do nowego sposobu odbierania muzyki.
- Bez turbanu byłoby ci pewnie łatwiej - zasugerowała, ośmielona działaniem korzennego piwa. Normalnie nie skomentowałaby pewnie jego nakrycia głowy, bo jak zaobserwowała, nigdy do końca jej nie odsłaniał. Nie zamierzała jednak być wścibska - tym razem umknął jej po prostu nietakt, który mogła popełnić.
- Do tańca najłatwiej trzymać dłonie w taki sposób - kontynuowała, układając jedną z jego dłoni na swojej talii, a drugą trzymając w pewnym chwycie - To melodia grana na lirze jest dla nas wyznacznikiem. To ona powinna cię prowadzić… - mówiła łagodnie, delikatnie napierając na chłopaka i pociągając go za sobą, tak by razem z nią zaczął obracać się na lekko nierównej posadzce. Poruszała się z gracją, pozwalając by dźwięki przepływały przez nią jak przez otwarte naczynie. Nie przeszkadzało jej prowadzenie w tańcu. Nie byli w końcu na żadnym z wyniosłych, pełnych fałszu i arogancji bali, na jakie zabierał ją ojciec, kiedy była mała. Tam wszyscy ją oceniali, a ona, jako młodziutka dziewczyna bardzo się tym przejmowała. Teraz czuła się szczęśliwa i to było wszystko, co się naprawdę liczyło.
- Ale wiesz co jest największą tajemnicą udanego tańca?
Zawiesiła głos, łapiąc jego spojrzenie.
- Nie przejmować się. Tańczysz dla siebie, dla nikogo innego. Najważniejsze to czerpać z tego radość i wtedy każdy taniec będzie udany.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Sie 08, 2018 7:16 pm
autor: Seviron
Może akurat taniec nie przyjdzie mu tak trudno, jak mu się wydawało. Podejrzewał, że fizyczne cechy jego ciała mogą pozwolić mu na to, żeby z łatwością przyszło mu podążanie za muzyką, a także za Hashirą, która wcześniej zaproponowała mu taniec. Był zwinny i miał lekki chód, poza tym wiedział też, że będzie uważny i raczej ani razu nie nadepnie na stopę dziewczyny. Dobrze, że Hashira wybrała miejsce na uboczu tej części karczmy, która przeznaczona była do tańczenia – nie lubił czuć na sobie wzroku innych, zwłaszcza nieznajomych, a teraz zasłaniały ich pary obok poruszające się w rytmie dźwięków wygrywanych na lirze.
         – Może… Ale i tak nie mam zamiaru go ściągać – odparł, cały czas mając przymknięte oczy, co zresztą przed chwilą poleciła mu kapłanka. Seviron wiedział, że przecież nie zawsze ludzie negatywnie reagują na to, że jest mieszańcem, jednak i tak zdecydował się na ciągłe zakrywanie swoich uszu. Może nawet robił to z przyzwyczajenia, bo teraz, gdyby ktoś zdecydował się go zaatakować, to przecież i tak by się obronił – zarówno słowami, jak i pięściami.
Znów spojrzał na Hashirę, gdy poczuł, że przenosi ona jego dłoń na swoją talię. W pierwszym – i także trochę dziwnym – odruchu chciał ją stamtąd od razu zabrać, jednak krótko po tym znów wylądowała ona tam, gdzie wcześniej położyła ją dziewczyna.
         – Dlatego wcześniej powiedziałaś mi, żebym się w nią wsłuchał – odezwał się, chociaż brzmiał bardziej tak, jakby tłumaczył to samemu sobie.
Bez problemu pozwalał kapłance na to, żeby to ona prowadziła w tańcu i przy okazji nauczyła go czegoś właśnie na temat tej aktywności związanej z muzyką. Zresztą, on sam nie hamował jej i dość płynnie podążał za nią, a także nie zachowywał się jak jakaś kłoda – to zawdzięczał głównie temu, w jaki sposób walczył z wrogami. Nie mylił się, gdy pomyślał, że jego starcia przypominają mu czasami taniec – chociaż on akurat różnił się od tego, którego doświadczał teraz, bo ten z bronią był bardziej brutalny i to od jego wykonania zależało też to, kto przeżyje, a kto umrze.
         – A gdy tańczy się z kimś w parze, to tańczyć nie tylko dla siebie, lecz także dla osoby, z którą się tańczy? - zapytał. Dla niego miało to sens, jednak chciał też wiedzieć, co myśli o tym Hashira.

Po jakimś czasie, gdy już przyzwyczaił się do tańca i tej dziwnej bliskości partnerki, z którą tańczył, a także po tym, jak podpatrzył kilka ruchów od par tańczących w pobliżu… Postanowił powoli przejąć prowadzenie. Robił to stopniowo, przy okazji pokazując kapłance, że jego umysł jest chłonny, a przez to on sam szybciej uczy się nowych rzeczy – w końcu teraz to on prowadził w ich tańcu. Oczywiście, nie sprawiał też problemów, gdy Hashira chciała wykonać jakiś nowy ruch, którego on nie znał lub poprawić ten, którego akurat nie wykonał do końca poprawnie. Tylko, że nie mógł robić tego długo, bo zabrzmiały ostatnie dźwięki liry i utwór się skończył, a grajkowie postanowili dać tańcem chwilę odpoczynku.
         – Dziękuję za taniec – powiedział szczerze i udał się w stronę ich stolika. Mógłby nawet złapać dłoń kapłanki i zaprowadzić ją za sobą, jednak wypił zdecydowanie za mało alkoholu, żeby robić takie rzeczy.
         – Eh, odnoszę wrażenie, że przebywamy tutaj zbyt długo… Przeważnie nie lubię siedzieć bezczynnie w jednym miejscu, chyba że dochodzi do tego, co stało się w Valladonie i po prostu musiałem odpoczywać, żeby móc wyleczyć rany. Co ty na to, żebyśmy przeszli się na targ, odszukali tego kupca i zapytali go, czy karawana z nową dostawą już dotarła? - odezwał się, kończąc pytaniem połączonym z propozycją. Mieli przy sobie sakiewki z potrzebnymi pieniędzmi, więc mogliby udać się tam od razu, gdyby Hashira się zgodziła. Jeśli nie będzie chciała, zawsze może pójść do handlarza sam, jednak miał dziwne wrażenie, że dziewczynie uda się wynegocjować korzystniejsze ceny i przez to za wszystko zapłacą trochę mniej niż normalnie.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Sob Sie 18, 2018 10:41 pm
autor: Hashira
        Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc trafną uwagę swojego nowo nabytego partnera do tańca.
- Tak! A obserwowanie jaką radość daje to innym sprawia, że sam taniec staje się jeszcze przyjemniejszy.
Przez kilka chwil kołysali się spokojnie mijając inne pary, a ciepłe kolory egzotycznych arrasów otulały ich ze wszystkich stron. Z czasem Seviron przejął prowadzenie. Mile zaskoczyło ją to jak łatwo przyszła mu nauka i z lekkością dała się poprowadzić. Dla niej taniec był czymś odruchowym, choć już od jakiegoś czasu nie miała okazji korzystać z tej formy zabawy. Powoli muzyka zaczęła się uspokajać, a gdy ucichły ostatnie, słodkie dźwięki liry, odetchnęła głęboko i odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Jej policzki zaróżowiły się od lekkiego wysiłku. Spojrzała ciekawie na Sevirona, a gdy podziękował za taniec, wdzięcznie skinęła głową.
- Ja też dziękuję. Dawno nie czułam się taka… szczęśliwa.
Zdziwiła się słysząc własne słowa i postanowiła, że nie będzie mówić więcej takich rzeczy. Posłusznie ruszyła do stolika, wpatrując się w szerokie plecy Kapłana.
        Kiedy tylko usiedli na różnokolorowych poduszkach, uczynny gospodarz podał im kruche, szklane czarki wypełnione miętową herbatą. Ten orzeźwiający napój z dodatkiem przypraw był bardzo popularny w pustynnym klimacie, skutecznie zaspokajając pragnienie.
- Myślę, że masz rację - odparła, upijając łyk słodkiego płynu - Najwyższa pora zabrać się za powierzone nam zadanie. Z tego co wiem karawana rano zawitała do miasta, a nasz znajomy kupiec już powinien rozpakować najnowszą dostawę. Zanim wyruszymy potrzebny nam będzie prowiant, mapa i odpowiedni strój, żeby piach i słońce nie dały nam się za mocno we znaki. Najwyższy Kapłan Arion wspominał też o jakiejś lokalnej wieszczce, która może coś wiedzieć na temat kryjówki Skryby. Powinniśmy ją przepytać. Z tego co wiem jej chata znajduje się zaraz za targowiskiem, na skraju wioski, nie będziemy więc musieli iść zbyt daleko.
Przez chwilę obracała szklankę w dłoni, patrząc jak światło świec załamuje się na kolorowych szkiełkach.
- Powinniśmy też pomyśleć o czymś żeby przekupić Skrybę, jeśli będzie gotowy wymienić zwój na coś innego. Ciekawe czy to prawda, że podyktowała go sama Matka…
”Którą oboje widzieliśmy ” dodała w myślach, wspominając niedawne wydarzenia z Valladonu. Spotkanie z boginią dało jej zupełnie inną perspektywę patrzenia na wiele różnych spraw. Z jednej strony w samą Matkę wierzyła mocniej niż kiedykolwiek przedtem, z drugiej dotarło do niej, że boskie ścieżki są nieprzewidywalne i czasami nie wystarczy być wiernym wyznawcą żeby dostąpić łaski. Tak jak Kerhje. Ta dziewczyna sądziła, że widzi Matkę Naturę, a mimo to stanęła przed obliczem Pani.
        Hashira zapłaciła za herbatę i ruszyła w stronę drzwi. Gdy je uchyliła, zalał ich łagodny, czerwonawy blask zachodzącego słońca. Przed nimi ciągnęły się szerokie uliczki otoczone niskimi, okrągłymi budowlami z jasnego piaskowca. Chatki miały w większości ładnie zdobione fasady, rzeźbione w misterne, florystyczne wzory. Gdzieniegdzie stały donice z dużymi, gruboszowatymi roślinami o mięsistych liściach. Poza tym w okolicy nie było ani jednego drzewa. Pomni tego mieszkańcy w wielu miejscach porozwieszali prowizoryczne, materiałowe baldachimy, które teraz rzucały pierwsze cienie.
        Dziewczyna skinęła głową sprzedawcy fajek wodnych, który wyszedł przed swój kram zaczerpnąć wieczornego powietrza. Na horyzoncie, tam gdzie czerwień nieba mieszała się już z granatem, rozbłysnęły pierwsze gwiazdy. Ktoś chodził pomiędzy domami rozpalając pochodnie. W oddali było słychać wesoły gwar targowiska. Mimo że zapadał zmierzch, miasteczko dopiero zaczynało żyć w pełni. Niższa temperatura sprawiła, że część ludzi wyległa już na ulice i rozmawiała pomiędzy ustawionymi pod ścianami stoiskami z jedzeniem i wejściami do okolicznych tawern. Hashira ruszyła żwawym krokiem w stronę targu, wypatrując kupca u którego zamierzali się zaopatrzyć.
        Gdy weszli między stoiska, ich nozdrza uderzył zapach oliwy, orientalnych owoców i ziół. Przekupki nawoływały głośno, zachwalając najdelikatniejsze materiały i prezentując piękne, miedziane lampy i czarki. Mnogość instrumentów muzycznych, ręcznie tkanych dywanów i przedmiotów codziennego użytku zapierała dech w piersiach. Oczywiście byli tam również ci handlarze, których twarze skrywały kaptury, a by obejrzeć ich towary trzeba było udać się z nimi w zacienioną uliczkę. Kapłanka skierowała jednak swe kroki ku stoisku z materiałami i po kilku chwilach namysłu wybrała błękitny, muślinowy szal i bawełnianą chustę do ochrony głowy i twarzy.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Sie 22, 2018 5:23 pm
autor: Seviron
Dobrze, że Hashira zgodziła się z nim i także uważała, że nadszedł czas, żeby zabrać się za misję, którą zlecił im Najwyższy Kapłan. Odpoczęli chwilę, przy okazji czekając na karawanę z nowym towarem dla handlarza, z którym umówili się, że kupią u niego potrzebne rzeczy, ale teraz powinni zacząć działać. Skinął też twierdząco głową, gdy Hashira wspomniała o odwiedzeniu wieszczki, gdy już zakupią na targu wszystko to, co jest im potrzebne. Może kobieta ta rzeczywiście pomoże im w ustaleniu dokładniejszej lokacji, w której znajduje się kryjówka Skryby.
         – Tylko co może okazać się dla niego tak cenne, że będzie gotów wymienić to na zwój, o którym jest on przekonany, że jego treść podyktowała mu sama Matka – odezwał się, chociaż przez ton jego głosu można by było przypuszczać, że mówi to do samego siebie, a nie kobiety, która siedzi przed nim i jest jego towarzyszką. Zawsze musieli być trochę sceptyczny, jeśli chodzi o wszelakie artefakty i inne rzeczy związane z Zakonem i Matką, co do których nie mieli pewności, że rzeczywiście takie są. Po prostu nie mogli od razu zakładać, że dany artefakt jest związany z Wojną Koszmarów – czasem nawet bywało tak, że dany przedmiot w ogóle nie istniał albo już wcześniej został przez kogoś zabrany z miejsca, w którym powinien on się znajdować. Oczywiście, jeśli jednak artefakt istniał i posiadał go ktoś inny, wtedy Zakon próbował go odzyskać, co często kończyło się na tym, że wystarczyło zaproponować odpowiednią ilość ruenów jego aktualnemu posiadaczowi, aby ten rozstał się z przedmiotem i przekazał go Kapłanowi, który go odwiedził.

Wyszedł z budynku za Hashirą. Przez krótką chwilę przyglądał się zachodzącemu Słońcu, a później oboje ruszyli w stronę targu. Razem z nadejściem nocy robiło się chłodniej, co z kolei sprawiło, że tak naprawdę dopiero teraz w tym miejscu zaczynało się życie. Upał bym nieznośny za dnia i sprawiał, że mieszkańcy woleli przeczekać go w chłodnych wnętrzach budynków – to samo dotyczyło też handlarzy, bo zdecydowana ich większość wystawiała swe towary wtedy, gdy dzień zaczynał się kończyć.
Najpierw zatrzymali się przy straganie z ubraniami – Seviron akurat miał już na sobie chustę, którą później ułoży sobie na głowie tak, żeby chroniła przed piaskiem jego włosy i drogi oddechowe. Teraz rozglądał się za szalem w podobnym kolorze, co chusta, bo to właśnie nim zasłoni szyję. Znalazł tę część ubrania – szal nie był specjalnie długi, jednak był biały z czarnymi wstawkami i dzięki temu kolorystycznie pasował do jego chusty. Mężczyzna zapłacił za niego i schował do torby. Teraz nie miał zamiaru go zakładać, zrobi to, gdy już wyruszą w drogę.
Następnie musieli uzupełnić zapasy, gdy już na straganie z ubraniami kupili wszystko to, co chcieli. To zamierzali zrobić u konkretnego handlarza, który powiedział im, że czeka na karawanę z nowym towarem, gdy pierwszy raz do niego przyszli – właściwie był to główny powód, dla którego postanowili tu zostać, bo gdyby udało im się uzupełnić wodę i prowiant od razu, to teraz pewnie szukaliby już Skryby.
         – Kapłani! Mam wszystko, czego wcześniej szukaliście – odezwał się opalony, czarnowłosy mężczyzna w średnim wieku i uśmiechnął się nawet, gdy tylko zobaczył klientów. Był to właściciel straganu i handlarz, z którym już wcześniej rozmawiali – teraz przyglądał się im niebieskimi oczami, oczekując na to, aż jedno z nich się odezwie.
         – Niedługo wyruszamy na Pustynię. Czekają nas poszukiwania, więc będziemy potrzebować sporo wody i prowiantu, chociaż jego trochę mniej… - odezwał się Seviron. Paski suszonego mięsa i suchary powinny być najlepszym typem jedzenia, które ze sobą zabiorą – długo się nie psuły i to bez względu na to, w jakich warunkach się podróżuje.
         – Przydałaby się nam także mapa z zaznaczonymi osadami i znanymi oazami… Chociaż jedno najpewniej łączy się też z drugim – dopowiedział. W międzyczasie, kupiec przygotowywał już ich zamówienie, słuchając też o kolejnych przedmiotach, których będą potrzebowali.
         – Coś jeszcze? - pytanie to Seviron skierował w stronę Hashiry, także spojrzał na nią, żeby miała pewność, że odpowiedzieć na to powinna właśnie ona.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Sie 29, 2018 1:31 pm
autor: Hashira
        Zastanawiając się nad słowami Sevirona, Hashira rozglądała się po targowisku. Kupiec który przyszykował dla nich prowiant, wodę i mapę raczej nie mógł pomóc im w tej konkretnej sprawie. Odpowiedziała mu więc uprzejmie i wzięła od niego część zakupów.
        Czy mogło istnieć coś, co skłoniłoby obłąkanego fanatyka do oddania bezcennego artefaktu? Co najwyżej inny, równie bezcenny artefakt.
Z tego co udało się Kapłance dowiedzieć, mężczyzna określany jako Szalony Skryba faktycznie był szalony. Wiele lat temu zaszył się na pustyni, gdzie kolekcjonował rzadkie zwoje i księgi, a co jakiś czas spisywał słowa dyktowane mu przez to czy inne bóstwo. Typowy przykład schizofrenika. Normalnie Zakon zignorowałby doniesienia o zwoju Krwawej Matki, jednak treści, które dotarły do uszu Najwyższego brzmiały jak wyjęte żywcem z innych świętych ksiąg. Odnosiły się bezpośrednio do Wojny Koszmarów i zawierały coś, co mogło być inkantacją ochronną lub innym potężnym zaklęciem.
- Myślę, że musimy jeszcze znaleźć księgę lub zwój, który wyda się na tyle wyjątkowy, żeby Skryba był skłonny dokonać za niego wymiany. Czy jest tu jakiś kupiec, który mógłby posiadać podobne towary? - zapytała niebieskookiego handlarza. Ten uśmiechnął się ciepło i wskazał ręką czarnowłosego mężczyznę, rozstawionego po drugiej stronie targu. Wokół jego stoiska zgromadziło się kilka osób, jednak żadna nie wyglądała na faktycznie zainteresowaną.
- Kazim zwozi tu księgi ze wszystkich stron świata. To miała miejscowość, więc większość z nich leży u niego miesiącami, zanim uda mu się ją sprzedać. Na boku dorabia sobie jako rzeźnik. Warto zapytać, może będzie miał coś, co was zainteresuje.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła w stronę rzeczonego handlarza. Z bliska widać było znudzony wyraz jego twarzy, choć bystre, ciemne oczy nie straciły drapieżnego błysku. Ubrany w ciemne szaty mężczyzna wyglądał, jakby nie zajmował się sprzedażą książek przez większą część swojego życia.
        Kapłanka przejrzała szybko większą część jego wystawki, jednak tytuły dotyczące zamorskiej kuchni, podstaw budownictwa czy nawet nietypowych pozycji miłosnych nie były tym, czego szukała. Dwa magiczne zwoje jakie leżały na ladzie dotyczyły magii wody i nie zawierały w sobie nic z mistycyzmu.
- A nie ma pan czegoś bardziej… duchowego? - zapytała z nadzieją w głosie. Nie powinna okazywać desperacji, to nie jest dobre dla handlu, jednak czuła coraz wyraźniej, że w tej wiosce mogą nie znaleźć niczego, co choćby w przybliżeniu sprosta ich oczekiwaniom.
- Jak to? - Kazim wyciągnął spod lady migotliwy, na wpół przezroczysty zwój, który emitował blady, fioletowy blask. Drobne punkty na jego powierzchni skrzyły się niczym gwiazdy, a całość opatrzona była pieczęcią z okrągłą, wyszczerzoną czaszką. Jej puste oczodoły zdawały się śledzić każdy ruch swojego właściciela. Wydawało się że najlżejszy podmuch powietrza rozwieje pergamin niczym dym. Hashira delikatnie wzięła go w ręce.
- Co to jest? - zapytała zaintrygowana. Nie była nigdy zbyt wyczulona na magię, zdawało jej się jednak, że zwój emanuje niesamowitą duchową energią.
- To Zwój Tysiąca Umarłych Dusz - odparł Kazim, stanowczo zabierając go z ręki Kapłanki - Został zaklęty przez pradawnego czarodzieja imieniem Oshima. Przy jego pomocy, znając legendarną inkantację można przywrócić do życia Wielką Armię…
- Jest wystarczająco mistyczny. Resztę dorobimy sobie sami. Osoba, której chcemy go przekazać i tak nie będzie znała tej inkantacji - przerwała Hashira, zbijając sprzedawcę z tropu. Zdecydowanie sięgnęła po mieszek. Zaczynały się negocjacje.
- Ile?
        Dwadzieścia minut później, z nieco lżejszym (lecz nie tak lekkim, jak życzyłby sobie tego Kazim) mieszkiem i zwojem ukrytym bezpiecznie w torbie, Kapłani skierowali swe kroki w stronę chaty lokalnej wieszczki. Jeśli uda im się wydobyć od niej jakieś informacje, będą mogli wyruszyć skoro świt.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Czw Sie 30, 2018 11:25 pm
autor: Seviron
Przekupienie Szalonego Skryby jakimś rzadkim i wyjątkowym zwojem albo księgą mogło być naprawdę dobrym pomysłem. Na początku Seviron zwątpił jednak i podejrzewał, że tutaj raczej nie dostaną niczego takiego… ale okazało się, że było całkowicie inaczej, a oni już za chwilę stali przy innym stoisku i oglądali magiczny zwój, który już nawet swoim wyglądem sprawiał wrażenie bycia czymś naprawdę rzadko spotykanym. Poza tym… sama nazwa magicznego pergaminu sugerowała też jego niezwykłość.
”Zwój Tysiąca Umarłych Dusz” – powtórzył w myślach Kapłan. Seviron podejrzewał, że ta „Wielka Armia”, o której wspomniał im sprzedawca, może liczyć sobie właśnie tysiąc członków i prawdopodobnie są to jacyś nieumarli wojownicy, których dusze mag uwięził w tym zwoju i sprawił, że osoba korzystająca z tajemniczej inkantacji może przejąć nad nimi kontrolę. Z jednej strony ciekawiły go słowa inkantacji, jednak z drugiej… zwój wydawał się potężny i może lepiej, żeby nikt nie znał słów pozwalających skorzystać z jego mocy. Miał też nadzieję, że Skryba zaakceptuje ich propozycję wymiany i, że później nie będzie szukał sposoby na wezwanie armii nieumarłych, a jeśli już to zrobi… to może lepiej, żeby mu się nie powiodło.

         – Miejmy nadzieję, że nie będzie jej znał – powiedział do Hashiry, gdy już zakupili zwój i oddalali się od straganu, kierując się teraz w stronę chaty wieszczki.
         – Znaczy… Podejrzewam, że będzie próbował ją odszukać. Szczerze mówiąc, gdybym był magiem, sam próbowałbym znaleźć słowa inkantacji do tego zwoju. Cóż, mam nadzieję, że będzie chciał się z nami wymienić – dopowiedział po chwili. W zasięgu wzroku mieli już chatę kobiety – ta wygląda dość zwyczajnie, jakby mieszkała tam zwyczajna osoba, jedynie wyróżniała się tym, że była postawiona w pewnej odległości od pozostałych budynków.
Seviron postanowił, że to on jako pierwszy postawi stopę w środku i pierwszy też stanie twarzą w twarz z wieszczką. Spodziewał się, że wewnątrz będzie panował półmrok, jednak okazało się, że było przeciwnie – na niewielkich półkach przy ścianach, na stojakach, a nawet i na ziemi stały różnorakie świeczki. Na jednej z półek w płytkim i miedzianym naczyniu paliło się kadzidło, co zresztą dało się też wyczuć wewnątrz. Co prawda, świeczek było tu naprawdę dużo, jednak nadal dało się tu wyczuć atmosferę mistycyzmu, a sama wieszczka siedziała w miejscu, które akurat nie było zbyt dobrze oświetlone. Przed nią znajdowało się kilka poduszek, na których prawdopodobnie siadali jej klienci.
         – Wejdźcie Kapłani. Spodziewałam się was – do ich uszu dotarł głos mogący należeć do dziewczyny będącej w podobnym wieku, co Hashira. Seviron akurat spodziewał się zastać tu kogoś starszego, jednak wiek przecież nie musiał oznaczać, że dziewczyna nie zna się na tym, co robi.
         – Wiem też, czego szukacie… A raczej, kogo szukacie – wieszczka odezwała się znów, wstając i robiąc krok do przodu. Dopiero teraz mogli się jej lepiej przyjrzeć, chociaż i tak mogli dostrzec wyłącznie jej zielone oczy – reszta twarzy ukryta była pod białą chustą. Dziewczyna ubrana była w lekką tunikę koloru beżowego, którą przywiązała w talii pasem tkaniny koloru naprawdę jasnego błękitu – niemalże podchodził pod biały. Miała też na sobie spodnie w kolorze zbliżonym do piasku, a także materiałowe buty w odcieniu podobnym do spodni. Wzrostem dorównywała Kapłance, jednak jej sylwetka wydawała się bardziej zaokrąglona, a piersi większe. Nie, żeby Seviron przywiązywał wagę do takich cech wyglądu u towarzyszki czy coś… Właściwie, nawet nie patrzył na nią pod względem zainteresowania się nią jako kogoś więcej niż kapłankę i towarzyszkę w misji powierzonej im przez Najwyższego Kapłana... Poza tym, dlaczego tłumaczył się przed samym sobą? To było zwyczajnie głupie... ale mniejsza z tym, czas wrócić do rzeczywistości i tego, co działo się w środku budynku, w którym teraz się znajdowali.
         – Usiądźcie na chwilę. Lepiej się wam przyjrzę i powiem wam, gdzie będziecie mogli znaleźć osobę, której szukacie – powiedziała do nich i zapraszającym gestem wskazała różnokolorowe poduszki. Sama cofnęła się i zajęła miejsce, na którym siedziała wcześniej. Seviron zajął wskazane miejsce, a wieszczka nie odezwała się nawet, dopóki Hashira także nie usiadła.
         – Nie powiem wam, gdzie ukrywa się konkretnie… Ochrania się jakąś barierą magiczną, która uniemożliwia namierzenie go też za pomocą magii i jeszcze dezorientuje zmysł magiczny… Musicie iść za zachód od tego miejsca. Cały czas na zachód. Po jakimś czasie miniecie oazę, a później dotrzecie do kolejnej, tylko że będzie ona wyschnięta… W jej pobliżu znajdziecie wejście do miejsca, w którym z kolei znajdziecie cel swojej podróży… - dziewczyna wypowiadała zdania z przerwami, przymykając przy tym oczy i spojrzała na nich dopiero po tym, jak skończyła mówić.
         – Chcecie zapytać mnie o coś jeszcze, Kapłani? - zapytała w końcu. Co prawda, taka okazja może zdarzać się raz na jakiś czas, jednak Seviron nie miał żadnych pytań do wieszczki. Prawdopodobnie pomogła im, jeśli jej słowa są prawdziwe i rzeczywiście doprowadzą ich do Skryby, jednak tyle mu wystarczyło.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Wto Wrz 04, 2018 6:39 pm
autor: Hashira
- Jeśli to ode mnie zależy, w ogóle bym mu nie mówiła prawdy o tym zwoju. W ten sposób nie będzie ryzyka, że przywoła tę armię tysiąca umarlaków - odparła Hashira pewnym siebie głosem. Być może jej pewność zakrawała na ignorancję, ale dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy. Dla niej wszystko w tym planie było proste i logiczne - Zwój wygląda tak magicznie, że równie dobrze możemy mu powiedzieć, że to proroctwo jakiegoś świętego albo sposób skontaktowania się z Otchłanią. Będziemy mieli jeszcze trochę czasu żeby się zastanowić. Skryba jest szalony. Nie sądzę żeby się zorientował.
Uśmiechnęła się do Kapłana, zadowolona, że przynajmniej tę część zadania udało im się załatwić tak łatwo.
        Po chwili oddalili się od zbitych na obrzeżach wioski domów i dotarli do samotnej chatki. Z pozoru wydawała się taka jak wszystkie, ale Hashira wyczuła otaczającą ją aurę duchowości, tak jakby budynek był spowity w gęstym półmroku. Nawet strzecha miała nieco ciemniejszy odcień niż pozostałe.
        Drzwi skrzypnęły cicho gdy weszli do środka. Dziewczyna była zadowolona z tego, że znajduje się za bezpiecznymi plecami Sevirona - nie to, żeby bała się wieszczki, ale stara niania zawsze przestrzegała ją przed wioskowymi czarownicami. Opowieści o nich bywały naprawdę przerażające.
Powitał ich blask dziesiątek świec, rzucających niepokojące cienie. Zdawało się, że każdy kawałek drewna i każda figurka porusza się i żyje własnym życiem. Zapach kadzidełka był miły ale Hashira postanowiła zachować czujność. Nieufnie (choć z pełnym profesjonalizmem) spojrzała na siedzącą na ziemi dziewczynę. Choć jej głos był młody, w jej obecności człowiek miał wrażenie, jakby stał przed wiekową kobietą. A może to tylko złudzenie wywołane obawami z dzieciństwa? Wieszczka była obleczona w biel i pochodne jej odcienie, a jej twarz skrywała gruba chusta. Tylko intensywnie zielone oczy obserwowały ich uważnie.
        Na zaproszenie dziewczyny Hashira usiadła krzyżując nogi i kiwnęła jej uprzejmie głową. Słuchała jej wypowiedzi bez słowa. Zachód. Więc to tam powinni się kierować? Zastanawiała się czy czarownica faktycznie przewidziała ich przyjście czy po prostu dobrze przygotowała się do tej wizyty. W pierwszej oazie natrafią zapewne na jakąś cywilizację. Dobrze, będzie można uzupełnić zapasy. Druga, wyschnięta, będzie kryła wejście do kryjówki Skryby.
        Hashira zastanawiała się nad tym jak będzie wyglądała konfrontacja ze Skrybą. Jeśli faktycznie jest szalony to będą musieli uważać. Wariaci zawsze stanowili zagrożenie, a fanatycy byli z nich najniebezpieczniejsi. Kapłani byli jednak sprawni, wypoczęci i prowadziła ich Matka. Poza tym oboje potrafili walczyć. Miała co prawda nadzieję, że nie będzie to koniecznie, jednak w razie czego umieli się obronić.
        Jej myśli zaprzątała jeszcze jedna rzecz. Za kilka dni nadejdzie ostatni dzień miesiąca, a co za tym idzie przyjdzie pora na odprawienie przez nią Rytuału. Miała nadzieję, że do tego czasu uda jej się znaleźć na pustyni coś żywego. Zawsze wolała do Plecenia Snów używać roślin niż zwierząt, ale nawet skorpion się nada jeśli zajdzie taka potrzeba.
        Na pytanie wieszczki pokręciła przecząco głową. Zielonooka musiała dostrzec iskrę sceptycyzmu w jej wzroku, bo wbiła w nią świdrujące spojrzenie.
- Nie ufasz mi Kapłanko Hashiro. Tak naprawdę jednak nie ufasz samej sobie. Podążasz za słowami Krwawej Matki, ale w twoim sercu zrodził się cień wątpliwości pod postacią niewidomej dziewczyny. Ten cień będzie rosnąć, jeśli mu na to pozwolisz.
Kapłanka zmrużyła oczy i zacisnęła usta
- Dość już się nasłuchałam o Skrybie, kobieto. Reszta twoich… “przepowiedni” mnie nie interesuje - odparła oschle i podniosła się na równe nogi. Ukłoniła się grzecznie, składając ręce w tradycyjnym podziękowaniu - Dziękuję za twoją wiedzę.
Pożegnawszy wieszczkę grzecznościową formułą stosowaną wobec osób o jej pozycji, odwróciła się na pięcie i wyszła z chaty. Serce waliło jej jak szalone. Skąd ona mogła wiedzieć o Kerhje i o tym, jak połączyły się ich umysły? Owszem, czuła obecność Pustelniczki na skraju swoich myśli i wiedziała, że dziewczyna jest bezpieczna w miejscu wypełnionym starymi przedmiotami, gdziekolwiek to było.
        Było jednak coś jeszcze. Nie dająca Hashirze spokoju myśl, pytanie palące boleśnie jak kolec wbity w oko. Dlaczego? Dlaczego Kerhje ujrzała Krwawą Matkę, choć sama w nią nie wierzyła, a tak wielu Kapłanom nigdy nie było dane doznać tej łaski? Czy bogini nie powinna obdarowywać swoimi względami przede wszystkim wierzących? Owszem, dziewczyna była bardzo ważnym członkiem ich misji, jednak nie była jedynie ślepym narzędziem. Pani ją pobłogosławiła, a Kapłanka nie rozumiała dlaczego.
Czy to kaprys bogów, tak bolesny dla śmiertelników? A może tak naprawdę Krwawa Matka była również Matką Naturą? Co jeśli cała ich wiara była oparta o fałszywą boginię?
        Hashira odepchnęła od siebie tę myśl z całą mocą, jaką była w stanie w sobie odnaleźć. Wierzyła w Matkę. Wierzyła w Sny Prasmoka. Wierzyła w Wojnę Koszmarów. Otworzyła oczy i uświadomiła sobie, że stoi oparta o ścianę chatki, blada niczym śmierć. Jej wzrok skierował się na Sevirona, który w całym tym zamęcie wydawał się uspokajającą ostoją. Być może nie bez powodu Matka wysłała ich razem na kolejną misję. Kiedy sprawy trochę się uspokoją, będzie musiała z nim porozmawiać. Może jego wiara da jej ponowne zrozumienie. W końcu on również był uczestnikiem tego wszystkiego.
        Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Nerwowo odgarnęła złośliwy kosmyk z gładkiego czoła.
- Przepraszam. Czasami nadal ciężko mi odzyskać równowagę po wydarzeniach z Valladonu, a ta wieszczka nadepnęła mi na odcisk. Ale wiemy już w którą stronę zmierzać. Zachód. Myślę, że powinniśmy wypocząć i wyruszyć skoro świt. Spacer nocą po pustyni może być romantyczny, ale lepiej nie zaczynać naszej podróży od zgubienia się.

        Sen długo nie przychodził tej nocy. Dziewczyna obracała się z boku na bok, irytując się coraz bardziej z każdą mijającą chwilą. Wiedziała, że powinna być wypoczęta, bo najbliższe dni z całą pewnością będą wymagające, jednak słowa wieszczki ciągle dzwoniły jej w głowie.
W końcu wstała i usiadła na parapecie, spoglądając w niego. Gwiazdy mrugały spokojnie na granacie nieba, a wstęga drogi mlecznej tkwiła w górze tak niezmiennie jak przez ostatnie tysiące lat. Czy jej wątpliwości mają jakiekolwiek znaczenie dla wszechświata? Czy Prasmok czuje jej wahanie? A może dla niego ważne jest tylko to, żeby zasilić jego sny i żeby się nie przebudził?
        Z westchnieniem zamknęła okno i wróciła do łóżka. Tej nocy nie zaznała już zbyt wiele snu, ale leżenie w półmroku dawało jej ukojenie. Mieli już wszystko co potrzebne do drogi. Zaczynała się kolejna podróż na zlecenie Zakonu.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Sob Wrz 08, 2018 11:28 pm
autor: Seviron
Prawdę mówiąc, spodziewał się, że wieszczka będzie mówić bardziej zagadkowo i będą musieli domyślać się tego, o co może jej chodzi – a jeśli zapytaliby ją o wyjaśnienie, powiedziałaby im, że sami powinni go odszukać. Tymczasem informacje przekazane im przez kobietę okazały się dość przejrzyste i takie, które od razu nakierowały ich na kolejny cel. Nawet wiedzieli, w którą stronę powinni się udać, żeby dotrzeć do dwóch oaz – jednej z wodą, a drugiej wyschniętej. To właśnie przy tej drugiej tak naprawdę zaczną się ich poszukiwania, bo to w jej pobliżu ma znajdować się wejście do miejsca, w którym ukrywa się Szalony Skryba.
On nie miał pytań do wieszczki, jednak nie oznaczało to, że może od razu wyjść – wydawało mu się, że kobieta nie wypuściłaby go, jeśli przedtem nie usłyszałaby odpowiedzi Hashiry. Dlatego też siedział i zwyczajnie czekał. Mimo, że kapłanka nie odezwała się, to zrobiła to wieszczka, a to z kolei sprawiło, że Hashira lekko się zdenerwowała… a przynajmniej tak mu się wydawało. Ostatecznie i tak skończyło się na tym, że oboje nie mieli do niej pytań i wyszli krótko po tym, jak ona i kapłanka przeprowadziły między sobą krótką rozmowę.
         – Nic się nie stało – odezwał się cicho, gdy usłyszał głos towarzyszki. Może tamta kobieta akurat trafiła w punkt, który sprawił, że głos i uczucia Hashiry zmieniły się na chwilę – za to przecież nie mógł obwiniać kapłanki, bo zareagowała tak, jak zrobiłaby to normalna osoba. W końcu nadal mieli uczucia, a Rytuał nie odbierał im ich.
         – Wolałbym wyruszyć teraz, ale jeśli chciałabyś odpocząć przed wyprawą, to nie będę się spierał i nie będę miał nic przeciwko – dodał. W takich chwilach – gdy zdania jego i towarzyszącej mu osoby różniły się – czasami żałował, że podróżuje z kimś, a nie samotnie. Wykonał już dość sporo misji dla Zakonu i musiał przyznać, że rzadko kiedy Najwyższy Kapłan przydzielał mu kogoś do pomocy albo po prostu jako towarzysza czy uzupełnienie w kwestii umiejętności, których sam Wędrujący Płomień nie posiadał lub miał je rozwinięte słabiej niż pozostałe.

Zasnął dość szybko. Tym razem ponownie śnił o tym, o co pojawia się w jego snach dość regularnie od czasu, w którym Najwyższy Kapłan polecił mu dowiedzenie się czegoś więcej na temat Włóczni, a także odkrycie jej nieznanych właściwości… A jaki był to sen? Cóż, najprościej mówiąc, śniło mu się to, że w końcu dowiedział się, jaką moc ukrywa w sobie broń, którą ze sobą nosi i w śnie tym musiał dość szybko użyć tej mocy… Mogłoby wydawać się, że nie jest to koszmar – tylko, że to nie do końca prawda… Nie wiedział, czy są to wizje zesłane mu przez Matkę, jednak jego sen zakończył się tym, że aktywnie uczestniczył w Wojnie Koszmarów i… cóż, obrazy, jakie ona ze sobą przyniosła, nie były czymś przyjemnym. Nawet dla osoby, która niejednokrotnie zabijała i ma na swoich rękach krew niemałej ilości osób.

Obudził się nagle i od razu poczuł, że jego ciało pokrywa pot. Seviron wiedział, że nie powstał on dzięki temperaturze w tym miejscu, a przez intensywność wizji w koszmarze, którego doświadczył we śnie. Gdy wyjrzał przez okno, zauważył, że Słońce dopiero wschodzi. Wiedział, że już nie zaśnie i nie miał zamiaru się do tego zmuszać, więc wykorzystał chłodną wodę w misie i obmył się nią porządnie, następnie wycierając się i dopiero po tym ubierając. Był już gotowy do podróży, poza tym mieli przecież wyruszać właśnie dzisiaj, dlatego też założył już strój przeznaczony do podróży – wzbogacił go też o dwie chusty. Na głowę założył sobie tę samą, która była tam wczoraj, a druga spoczywała pod jego szyją.

Zszedł na dół i nigdzie nie ujrzał Hashiry, więc zamówił im śniadanie, a później zajął jeden z wolnych stolików, który wcześniej wskazał karczmarzowi, mówiąc mu, żeby właśnie tam zanieść zamówione jedzenie. Posiedział tak przez chwilę, a gdy zauważył kapłankę, pomachał do niej, żeby przywitać się i także zwrócić na siebie jej uwagę.
         – Zamówiłem nam śniadanie – powiedział, gdy podeszła do stolika i zajęła miejsce naprzeciw niego.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pon Wrz 17, 2018 1:26 pm
autor: Hashira
        Przed świtem Hashira zasnęła, lecz był to sen krótki i wcale nie dający odpoczynku. Przebudzenie przyjęła z ulgą, tak jakby rzeczywistość wyświadczyła jej przysługę. Uniosła się na poduszce i przez chwilę nasłuchiwała, próbując zlokalizować to, co wyrwało ją ze snu. Słońce nieśmiałą, rozrzedzoną czerwienią wstawało za horyzontem, na razie wytwarzając przy ziemi jedynie cieniutkie pasmo poświaty. Za kilka chwil wybuchnie promienistym spektaklem, jednak póki co pojedyncze, szarawe cienie przesuwały się po wnętrzu izby.
        Ponownie usłyszała stłumiony jęk dobiegający zza ściany. Odgłos szamotania w pościeli i niewyraźne pomruki świadczyły o tym, że ktoś w pomieszczeniu obok też przeżywał koszmary.
”To izba Sevirona” pomyślała, ubierając się i szykując do śniadania. “Ciekawe jakie tajemnice on skrywa. Z tego co zaobserwowałam, mało który członek Zakonu nie ma za sobą przeszłości, o której wolałby nie mówić”.
Założyła szerokie, beżowe spodnie, ściśnięte u dołu lekkimi, wygodnymi butami. Tęskniła już za swoim podróżnym obuwiem, jednak obcas, nawet niewielki, nie sprawdziłby się w tych warunkach. Na ramiona wciągnęła białą bluzkę, a szyję owinęła szeroką, bawełnianą chustą, którą zakupiła wieczorem na bazarze. Ułożyła ją tak, by mogła szybko przykryć nią głowę i zasłonić usta w razie burzy piaskowej. Do torby spakowała zwinięty w kostkę czerwony płaszcz - podróżowanie przez nieznane tereny pustyni w tak jaskrawym kolorze byłoby nierozsądne. W okolicy i tak nie byłoby komu prezentować swojej wiary, a mogło ich to wpakować w kłopoty.
Ostatnio często zdejmowała pelerynę. Niektórzy, bardziej konserwatywni członkowie Zakonu stwierdziliby, że za często. Sama uważała kiedyś, że to symbol, który należy nosić z dumą w każdych warunkach. Teraz jednak zmieniła zdanie, przedkładając bezpieczeństwo swoje i towarzysza oraz powodzenie misji nad bezsensowną dumę. W końcu Matka cały czas była w jej sercu, a ona pozostawała wierna jej ideałom.
        Przytroczyła do pasa szablę i dziękując w myślach Prasmokowi za nowy dzień, ruszyła schodami na dół. Czerwone promienie słońca, które wlewały się już przez okna głównej izby, wydobywały z półmroku poduszki, niskie stoliki, arrasy i pojedynczych ludzi, którzy musieli wcześnie wstać. Każda z twarzy była zaspana, tak jakby ich właściciele wycofali się do swojego wnętrza, gdzie kontynuowali sen. Jeden z mężczyzn nieprzytomnie popijał napar z czarki, inny podpierał głowę, grzebiąc w talerzu pełnym ryżu. Słońce zabarwiło ich rysy na czerwono, nadając im widmowy, krwiożerczy wygląd.
Hashira również została oblana tą niesamowitą poświatą, gdy podeszła do karczmarza i pozdrowiła go skinieniem głowy. Jej jasna cera zdawała się płonąć, a włosy utworzyły na karku zabarwioną na rudo burzę. W jasnoniebieskich oczach odbił się piekielny błysk.
        Karczmarz zamarł zaniepokojony, zastanawiając się kim jest ta dziwna kobieta. Po chwili słońce przesunęło się jednak, a magia prysła, przywracając Kapłance normalny wygląd. Uspokojony mężczyzna odetchnął z ulgą i uśmiechnął się w odpowiedzi.
        Z każdą chwilą słońce robiło się coraz bardziej złote, choć jeszcze daleko było do pełnego wschodu. Hashira wyszła na chwilę, by odetchnąć świeżym powietrzem, a gdy wróciła, Seviron siedział już przy stoliku i machał do niej przyjaźnie. Odmachała i ruszyła w jego stronę raźnym krokiem.
Nigdy nie pokazuj po sobie zmęczenia, choćbyś za chwilę miała zemdleć!” zabrzmiał jej w głowie surowy głos ojca. Powróciło też wspomnienie godzin wycieńczającego treningu i świdrującego wzroku, gdy uczył ją, jak wcielić te słowa w życie.
Skrzywiła się lekko i odgoniła niemiłe myśli, siadając obok Kapłana.
- Dzień dobry! Jak spałeś? - spytała, nakładając na talerz wypieczone, okrąglutkie placki burek z mięsno-serowym farszem. Dodała do tego kilka warzyw i wlała do ich czarek tradycyjnie przyprawioną kardamonem herbatę.
- Chyba miałeś złe sny? Ja też nie spałam najlepiej. Ale po porządnym śniadaniu z całą pewnością poradzę sobie w drodze.
Kiedy skończyła jeść, wyciągnęła z torby mapę i położyła ją na stole.
- Z tego co widzę, od pierwszej oazy dzieli nas kilka dni marszu. Będę w tym czasie odprawiać Rytuał, za dwa dni kończy się miesiąc. To moja pora - oznajmiła, zerkając na towarzysza. Dotychczas nie miewała towarzystwa przy odprawianiu Rytuału i lekko denerwowała się na tę myśl. Co prawda cały proces nie trwał zbyt długo, jednak nie kontrolowała wtedy swojego ciała. Seviron był osobą, której dotychczas mogła zaufać, a mimo to się niepokoiła.
- Po drodze, jeśli nadłożymy jakąś godzinę marszu, znajduje się również kapliczka Krwawej Matki. Możemy tam zajść i sprawdzić, czy wszystko w porządku. To chyba rzadko uczęszczany punkt, ale naszą powinnością jest dbać o dobry stan kapliczek.
Zerknęła przez okno na jaśniejący świt, który unosił się nad miastem. Po drugiej stronie widnokręgu, na zachodzie, pustynia skrywała się jeszcze w cieniu, pozostałym po niespokojnej nocy. To właśnie tam mieli się udać.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pią Wrz 21, 2018 10:55 pm
autor: Seviron
Czyżby jego koszmary fizycznie oddziaływały na niego bardziej, niż podejrzewał? Na początku wydawało mu się, że Hashira zapytała go o jakość snu z grzeczności i, żeby jakoś zacząć rozmowę – jednak po chwili okazało się, że kapłanka śpiąca w pokoju obok, mogła słyszeć jak, prawdopodobnie, przewracał się w łóżku z jednego boku na drugi, gdy spał i śnił koszmary.
         – Moje sny nie były dobre, jednak i tak czuję się wyspany. Nie budziłem się przez nie co chwilę, ale nie zmienia to faktu, że… nie były czymś, co chciałem widzieć w swoich snach – odpowiedział, nakładając sobie porcję jedzenia, które wcześniej zamówił im na śniadanie. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie mówił jej wszystko – na przykład tego, co mu się śniło – ale robił to dlatego, że… no nie znali się dobrze, mimo że oboje byli Krwawymi Kapłanami i w dodatku uczyli się i przeszli inicjację w tej samej siedzibie. Może to zadanie i podróż zmieni to, przez co lepiej się poznają i będzie mógł jej zaufać… Wtedy może będzie mógł powiedzieć jej więcej o sobie i snach, które czasami go nawiedzają.
         – Mnie też niedługo czeka odprawienie rytuału. Wypadnie on, gdy dotrzemy do pierwszej oazy albo będziemy dzień drogi za nią, zależy, jak szybko będziemy się poruszać – odpowiedział jej i chwilę później zaczął jeść. Tak naprawdę, nie był bardzo głodny, tylko że wiedział o tym, iż i tak powinien zjeść, aby dostarczyć swojemu ciału jedzenia, które później będzie wykorzystywane jako energia do poruszania się i robienia innych rzeczy. Oczywiście, ze względu na temperaturę panującą na pustyni i tak zdecydowanie częściej będą sięgać po manierki z wodą, a nie po jedzenie, którego zresztą i tak zakupili mniej niż wody.
         – Myślę, że i tak powinniśmy sprawdzić kapliczkę, jeśli znajdujemy się w jej okolicy – odparł. Teoretycznie jednym z obowiązków Kapłanów było doglądanie kapliczek, więc Seviron nawet nie myślał o tym, żeby zasugerować, że powinni po prostu przejść obok i nawet nie sprawdzić tego, w jakim stanie jest kapliczka Matki.

Nigdy nie przepadał za jedzeniem w pośpiechu – kiedyś słyszał o tym, że może przynieść to niekorzystne skutki i raz nawet sam ich doświadczył… dlatego też od tamtej pory stara się utrzymać „umiarkowaną prędkość”, jeśli chodziło o jedzenie. Widać, że nie je szybko, ale nie można też powiedzieć, że robi to powoli. Mimo takiego sposobu, i tak jedzenie zniknęło z jego talerza szybciej niż z talerza Hashiry, a przynajmniej tak mu się wydawało. Mogliby ruszać od razu po tym, jak dziewczyna skończy jeść śniadanie, w końcu pokoje mieli opłacone z góry, a za śniadanie zapłacił, gdy je zamawiał – dlatego też nie mieli u karczmarza żadnych zaległości w postaci ruenów.
         – Chcesz załatwić tutaj coś jeszcze, zanim udamy się na pustynię? Może przypomniałaś sobie o czymś, czego nie zdążyłaś zrobić czy coś? - zapytał. Wcześniej zadał podobne pytania samemu sobie, chociaż to zrobił w myślach, i wyszło na to, że jest gotowy do drogi i poszukiwań kryjówki Szalonego Skryby. Gdy już oboje byli gotowi do drogi, Seviron wstał z krzesła i wypił resztę płynu, który miał w kubku.
         – To w drogę. Misja czeka – odparł krótko i skierował się w stronę wyjścia z budynku. Wiedzieli, w którą stronę iść i, gdzie zatrzymać się, aby zacząć poszukiwania. Przypomniał sobie przez to wczorajszą wizytę u wieszczki. Miał nadzieję, że kobieta nie myliła się i rzeczywiście podała im dobre informacje. Jeśli nie… to nie będzie jej winił za to, że wśród piasku i gorąca spędzą więcej czasu, niż zakładali na początku. Co prawda, nie powiedziała im, że jej wizje mogą się mylić, jednak Seviron sam nie miał zamiaru być pewnym tego, że wskazówki te są prawidłowe i doprowadzą ich prosto do celu. Musiał mieć na uwadze także sytuację odwrotną – gdy słowa wieszczki mogą okazać się nieprawidłowe.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Pią Wrz 28, 2018 1:46 pm
autor: Hashira
        Hashira pokiwała głową, nie komentując słów Sevirona. Rozumiała dlaczego chłopak nie chce opowiadać jej o swoich złych snach. Co prawda spotkali się wcześniej w Zakonie, jednak nie znali się na tyle dobrze, żeby zwierzać się sobie z męczących ich problemów. Ona również nie wspominała mu o dręczących ją wątpliwościach i niesamowitej więzi, jaką nadal czuła z Kerhje Uną.
Wspomnienie niewidomej dziewczyny szybko ją uspokoiło. Dokończyła śniadanie, uważnie słuchając dalszej wypowiedzi towarzysza. Więc i jego Rytuał wypada w czasie podróży? Była ciekawa tego widoku, choć również nieco zaniepokojona.
- Może to i dobrze, że odprawimy Rytuały przed spotkaniem ze Skrybą. Nie wiadomo ile czasu spędzimy w jego siedzibie, a taki obrzęd mógłby zostać przez niego źle odebrany. Jeśli twój dzień przypadnie wtedy, kiedy będziemy w oazie, być może trzeba będzie poszukać jakiegoś ustronnego miejsca. Nie wiadomo jak tubylcy odniosą się do naszego zachowania, zwłaszcza że będzie ono obejmowało uśmiercenie zwierzęcia albo rośliny. Ale to zmartwienie na później. Na razie musimy dotrzeć do pierwszej oazy.
Kapłanka pokręciła przecząco głową, wstając razem z nim od stolika.
- Wszystko załatwiłam wczoraj, możemy ruszać w drogę.
Obrzuciła ostatnim spojrzeniem senne wnętrze izby i wyszła razem z Sevironem na rozjaśniony porannym światłem dwór.
        Szybkim krokiem, nie rozmawiając ze sobą za dużo, skierowali się ku wyjściu z miasteczka. Piaski, zabarwione wschodzącym słońcem wydawały się czerwonawe, a cienie wędrowców wyglądały jak dwa drogowskazy, wskazujące ciemnoszare niebo zlewające się z linią horyzontu. Na razie aż po widnokrąg ciągnęła się pustynia - jak okiem sięgnąć nie było widać ani jednego drzewa, żadnej budowli czy skały. Obraz, póki co mieniący się kolorami świtu, już niedługo stanie się bardzo monotonny. Dziewczyna naciągnęła na głowę chustę, czując jak z każdą chwilą robi się coraz bardziej gorąco. Czekała ich ciężka przeprawa, ale w tej sytuacji nie wolno jej było narzekać. Wiedziała, że każdy krok przybliża ją do wypełnienia rozkazu Krwawego Zakonu i tego zamierzała się trzymać. Patrzyła pod nogi, obserwując jak jej stopy zagłębiają się w piasek, zostawiając na nim wyraźne odciski. Nie czuła nawet najlżejszego ruchu powietrza.
- Byłeś już kiedyś na pustyni? Dosyć dużo wędrowałam po kontynencie, byłam też na… dalekiej północy, ale pierwszy raz widzę tyle piasku w jednym miejscu. To… nienaturalne.
Nie chciała wtajemniczać towarzysza w fakt, że pochodzi z bogatego rodu na północy i to właśnie stamtąd przybyła do Alaranii. Była za to ciekawa jego doświadczeń, jako że służył Zakonowi nieco dłużej niż ona.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Paź 03, 2018 10:21 pm
autor: Seviron
Mogli ruszać – oboje nie mieli tu już nic do załatwienia i mieli też odpowiednią ilość zapasów… chociaż najpewniej i tak będą musieli je uzupełnić, chociażby w okolicy niewyschniętej oazy, na którą także ponoć się natknął. Możliwe, że właśnie tam trafią na jakąś niewielką wioskę lub obóz zbudowany właśnie wokół źródła wody na pustyni. Takie obszary są cennymi punktami wtedy, gdy ktoś podróżuje przez pustynię.
Był ranek, a słońce dopiero wschodziło, więc jeszcze nie dało się wyczuć pustynnego gorąca, które za jakiś czas będzie im dokuczać i może okazać się naprawdę niebezpieczne. Zostawili wioskę za sobą, a przed nimi rozciągał się pustynny krajobraz, który zresztą i tak ograniczał się do piasku i różnej wielkości wydm. Co prawda, nie było jeszcze wiatru, który mógł przenosić drobiny piasku w ich stronę i wsadzić je pod ubranie, jeśli nie byliby dobrze zakryci… ale Seviron i tak użył jednej chusty do zakrycia górnej części głowy i uszu, a drugą zasłonił sobie szyję i drogi oddechowe, czyli usta i nos. Akurat on nie zrezygnował z charakterystycznego, czerwonego płaszcza, którego teraz nie widział u Hashiry. Zdawał sobie sprawę, że kolor płaszcza jest dość dobrze widoczny na tle krajobrazu, gdy podróżowali po pustyni, ale… nie chciał go schować. Po prostu jeog życie potoczyło się tak, że naprawdę był dumny z tego, że jest Kapłanem.
         – Nie bezpośrednio, ale w trakcie jednej z misji przechodziłem przez Opuszczone Królestwo, aby dotrzeć na teren Równinę Drivii i wtedy droga powiodła mnie właśnie w pobliżu Pustynii Nanher – odpowiedział po chwili. Najpierw musiał sobie o tym przypomnieć, żeby mieć pewność, czy na pewno coś takiego miało miejsce. On akurat nie miał doskonałej pamięci, więc mógł o czymś zapomnieć – zwłaszcza, że dane wspomnienie nie było czymś, o czym musiał pamiętać.
         – Wtedy pierwszy raz mogłem zobaczyć na oczy Pustynię… Może dla ciebie jest to nienaturalne, ale ktoś inny widząc zaśnieżone Szczyty Fellarionu, mógłby powiedzieć, że tam jest za dużo śniegu i to uznałby za coś nienaturalnego – dopowiedział. Według niego miało to sens, jeśli ktoś nigdy nie widział właśnie pustyni albo śniegu, to mógłby uznać, że miejsce, w którym jest tego dużo i może wyglądać jak coś, co może być nawet nierealne. On lubił i właściwie chciał podróżować po świecie, a wykonywanie misji dla Zakonu pozwalało mu właśnie na to. To i także tytuł, który został mu ofiarowany, gdy przeszedł rytuał, po którym stał się Krwawym Kapłanem.

         – Ogólnie na pustyni najgroźniejsze są cztery rzeczy – piasek, burze piaskowe, upał i zbyt szybkie skończenie się zapasów, jeśli źle oszacowałaś ich liczbę – powiedział po dłuższej chwili, którą przeszli w milczeniu. Wcześniej powiedział, że nigdy nie był nas pustyni, ale to nie oznaczało, że nie wiedział nic na temat takiego miejsca.
         – Burza piaskowa powstaje, gdy silny i zimny wiatr przebywa przez obszar pustynny i łączy się z ciepłym powietrzem, które tu jest. Przez to wiatr ten podnosi też piasek w górę i, gdy widzisz burzę piaskową, masz wrażenie, że wielka ściana piasku porusza się prosto w twoją stronę… I właściwie tak jest naprawdę, tylko że piasek ten jest naprawdę niebezpieczny, dlatego wtedy najlepiej poszukać jakiegoś schronienia w postaci jaskini czy czegoś podobnego – rozwinął temat. Nie wiedział, czy Hashira wie, czym jest i jak wygląda burza piaskowa, dlatego zdecydował się wyjaśnić jej to zjawisko. Z jednej strony chciałby ujrzeć to na własne oczy, a z drugiej… może lepiej byłoby, gdyby uniknął spotkania z burzą piaskową.
         – O pozostałych rzeczach chyba nie muszę za dużo mówić, bo domyślasz się, jak z nimi walczyć, prawda? - zapytał. Akurat tych rzeczy – jeśli dziewczyna o nich nie wiedziała – to mogła się zwyczajnie domyślić. One po prostu były częściej spotykanie poza Pustynię, czego nie można było powiedzieć o burzach piaskowych.
         – Teraz mamy dobrze, bo słońce jeszcze nie uderzyło z pełną siłą w pustynię i rankiem podróżuje się lepiej niż za dnia… Natomiast noce są tu naprawdę zimne – dodał na koniec.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Wto Paź 23, 2018 1:31 pm
autor: Hashira
        Kapłanka słuchała z zainteresowaniem odpowiedzi Sevirona. Widać było, że ma dużą wiedzę, choć sam również nigdy nie był na pustyni. Przez chwilę zastanawiała się czy to powód do niepokoju - byli dwójką niedoświadczonych w tym temacie wędrowców, którzy zagłębiali się coraz bardziej w piaskową paszczę. Na razie jednak okolica wydawała się spokojna i nic poza temperaturą nie zwracało jej uwagi.
- Masz rację. Pochodzę z północy, więc nigdy nie brałam pod uwagę tego, że śniegu może być dla kogoś za wiele - wyznała w przypływie szczerości. W Zakonie nikt nie wiedział o jej korzeniach. Unikała tego tematu, jednak miała wrażenie, że Seviron nie będzie bez potrzeby go drążył.
- A co z dzikimi zwierzętami? Z tego co wiem jest tu dosyć dużo jadowitych stworzonek, gnieżdżących się pod powierzchnią piasku. Jedna czy dwie plotki mówią też o dużych drapieżnikach przemieszczających się we wspomnianych przez ciebie burzach piaskowych, a być może nawet je wywołujących. One chyba żyją bliżej serca pustyni, prawda?
- Z resztą oboje umiemy walczyć - dodała po chwili namysłu. Nie zamierzała martwić się na zapas czymś, co może być jedynie legendą, tłumaczącą tubylcom naturalne zjawiska przyrody.
        Zarejestrowała również fakt, że chłopak nie zdjął czerwonej peleryny z pleców. Nie miała mu tego za złe, choć zdawała sobie sprawę, że będą musieli wykazać się wzmożoną czujnością.

        Przez jakiś czas szła bez słowa, obserwując zmieniające się barwy piasku i ślady, jakie zostawiali na wydmach. Miejscami piasek tworzył niesamowite, kolorowe wzory - beżowe, czerwone i złote. Pojedyncze ziarenka błyszczały w słońcu, które niepodzielnie zawładnęło nieboskłonem. Wysoko nad ich głowami przeleciał ptak, z tej perspektywy wydający się zaledwie czarną linią na tle wszechobecnego błękitu. Jego dziwny, jękliwy skrzek poniósł się echem po okolicy.
- Czytałam kiedyś co nieco na temat lokalnych wierzeń. O ile dobrze kojarzę, ten ptak to Skowyj, a tubylcy wierzą, że wznosi on skargi do nieba, użalając się na niesprawiedliwości świata. Ponoć jego obecność świadczy o bliskości duchów, bo jest on swojego rodzaju łącznikiem ze światem umarłych.
        Gdy zawodzenie ptaka ucichło, coś nieokreślonego zaniepokoiło Hashirę. Cisza była bardziej przejmująca niż zawsze, tak jakby pustynia próbowała coś przed nimi ukryć. Dziewczyna wytężyła wzrok i wskazała towarzyszowi palcem ciemny zarys w oddali. W miarę jak zbliżali się do niewyraźnych początkowo kształtów, ich oczom ukazały się szczątki karawany. Potrzaskane wozy, smętne pasy podartego, muślinowego materiału i towary, rozrzucone po okolicznej wydmie. Z tej odległości Kapłanka nie widziała jeszcze żadnych zwłok, choć duży kształt na środku mógł być truchłem zwierzęcia zaprzężonego do niesienia ciężarów.
- Jak myślisz, co tu się stało? - zapytała szeptem, ściskając przezornie rękojeść szabli.

Re: [Na skraju pustyni] Słowa Krwawej Matki

: Śro Paź 31, 2018 6:46 pm
autor: Seviron
Zastanowił się przez chwilę nad tym, o co zapytała go Hashira. Miał nadzieję, że nie uważa go za jakiegoś eksperta lub kogoś, kto wie dużo na temat pustyni, stworzeń nań żyjących i innych rzeczy, które związane są z tą krainą, którą można by było nazwać „morzem piasku”. Wcześniej już wspomniał, że właśnie teraz przebywa na terenie pustynnym pierwszy raz, a to, że coś już o tym wiedział, po prostu oznaczało, że wcześniej poczytał sobie trochę.
         – Te „jadowite stworzonka” nie powinny być dla nas zagrożeniem, jeśli same nie poczują się zagrożone i nie zdecydują się na to, żeby nas zaatakować… Hmm… Chyba pierwszy raz słyszę o tym, żeby żyło tu coś, co przemieszcza się razem z burzą piaskową, ale to nie oznacza, że takie stworzenia nie istnieją – odpowiedział po chwili. Wydawało mu się, że jeśli coś takiego rzeczywiście miałoby zamieszkiwać obszary pustynne, to takie istoty mogłyby być w jakiś sposób związane z magią – może w pewnym stopniu władałyby jakimś arkanem lub coś podobnego – i właśnie dzięki temu mogłyby podróżować w tak niesprzyjających warunkach… w dodatku polując na ofiary. Ewentualnie sama natura mogła stworzyć ich tak, że ich ciała odporne są na wszystkie te niekorzystne warunki, które powodowała burza piaskowa.
         – Musielibyśmy natknąć się na burzę piasku, żeby sprawdzić, czy te plotki są prawdziwe, czy może niekoniecznie – dodał jeszcze. Seviron trochę dziwnie czuł się, będąc po obu stronach medalu – jedna była bardziej racjonalna i wolała, żeby ich pustynna wędrówka przebiegła bez szukania schronienia, w którym mogliby przeczekać nadchodzącą ścianę piasku, a po drugiej przeważała ciekawość i chęć zobaczenia na własne oczy burzy piaskowej, a także próba sprawdzenia, czy wewnątrz niej rzeczywiście żyją stworzenia, o których wspomniała Hashira.

Słońca wdrapywało się na nieboskłon, a przez to na pustyni podnosiła się temperatura – już niedługo będą mogli poczuć, jak to jest podróżować w pełnym słońcu po takim terenie. Ziarna piasku nie były wyłącznie pyłem, który nadawał mu… „piaskowy” kolor, stanowiły większość jego składu, jednak poza nimi znajdowały się tam także różnorakie minerały i małe fragmenty różnych kamieni – czasem nawet można było zobaczyć je gołym okiem.
Cisza nie przeszkadzała mu, bo pozwalała na lepsze słyszenie własnych myśli… a także na rejestrowanie zmian w otoczeniu, które mógłby zwiastować nowy dźwięk. Taką właśnie zmianą był ptak, który przeleciał nad nimi, co jakiś czas wydając z siebie dźwięki.
         – Ciekawe… - odpowiedział kapłan, spoglądając w górę, prosto na latające stworzenie. Możliwe, że w jego głosie dało się usłyszeć tą „nieobecność”, która jest doskonale słyszalna w głosie osób wyrwanych z przemyśleń tylko dlatego, że ktoś odezwał się do nich, a oni powinni mu odpowiedzieć. Później, będąc już bardziej skupionym na otaczającym go świecie, zaczął rozglądać się po okolicy – powodem tego było to, że spostrzegł, iż uwagę Hashiry mogło przykuć coś, czego on właśnie teraz nie widział. Przyjrzał się miejscu, które wskazała mu dziewczyna i zobaczył tam to, co ona dostrzegła wcześniej.
         – Nie jestem pewien… Może będę miał pewność, gdy podejdziemy bliżej – odezwał się i ruszył w stronę szczątków karawany.

Fragmenty wozów i towarów były rozrzucone po okolicy, co już samo w sobie powinno powiedzieć coś na temat tego, co tu się wydarzyło. Seviron nie widział nigdzie ciał, zarówno ludzkich, jak i zwierzęcych, chociaż przykryty piaskiem kształt możliwe, że właśnie był nieżywym zwierzęciem.
         – Na pierwszy rzut oka wygląda to na działanie burzy piaskowej. Silny wiatr mógł zniszczyć wozy i towary, a później rozrzucić po okolicy ich fragmenty. Piasek natomiast mógł pozbawić życia osoby, które przemieszczały się w karawanie, a także zwierzęta, które ją ciągnęły… a później obsiadł martwe ciała i przysypał je – powiedział w końcu. Podszedł też do piaszczystego wybrzuszenia, odgarnął trochę piasku dłonią w rękawicy i rzeczywiście natrafił w końcu na skórę pokrytą włosiem.
         – Ciało jeszcze nie zaczęło się rozkładać, więc burza ta musiała przejść naprawdę niedawno – dodał. Nie tylko stan martwego zwierzęcia przemawiał za prawdziwością tego zdania, bo przecież w powietrzu nie czuli też zapachu zgnilizny.
         – Chodźmy dalej… pewnie za jakiś czas pojawią się tu małe i duże zwierzęta, które żywią się padliną – zaproponował. Stworzenia takie mogłyby wziąć ich za inny gatunek padlinożerców i przez to mogłyby ich zaatakować, próbując odebrać im pożywienie – bez różnicy czy poprzez zabicie ich, czy może przez próbę przestraszenia. Poza tym, może uda im się szybciej dotrzeć do celu, jeśli będą zatrzymywać się jak najmniej razy.