Strona 1 z 2

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Czw Cze 21, 2018 2:47 pm
autor: Swain
        Siwy mężczyzna w czerwonym płaszczu został sam na ulicy. No prawie sam... Vuldrim jako stały towarzysz podróży nie miał zamiaru przepuścić okazji, gdzie może trochę pokomentować poczynania swojego nosiciela. A gdy wyszło na to, że teraz sam musi się bawić w bandyckiego bohatera i uwolnić elfkę z więzienia to Vuldrim wykazał się mądrością. W pewnym sensie.

''A dlaczego by nie tylko zapytać co chcemy wiedzieć i zostawić tą marną istotę za kratami? Po co się narażać?''


        Gabriel lekko się uśmiechnął. ''Też racja w sumie''. Astrid oczekuje informacji a nie samej osoby.
        - Co jeśli będzie chciała najpierw wyjść a potem przekazać informacje? - zapytał Gabriel Vuldrima na głos, idąc w stronę, w którą prowadzili nieprzytomną elficę.
        ''Ja bym złamał jej rękę na zachętę.'' - Stwierdził Vuldrim bez zastanowienia. Gabriel postanowił już nie pytać upiora o zdanie. Najpierw musiał się przekonać czy cokolwiek z tego wyjdzie.

        Opuściwszy bazar, Gabriel musiał minąć parę domostw i zakładów by dotrzeć do posterunku straży. Wysoki na trzydzieści stóp gmach stał otworem. Strażnicy wychodzili i wchodzili zmieniając warty i patrole. Ci w środku albo trenowali niczym wojsko albo zabawiali się w przy zabawach typu gra w karty czy kości. Idąc dalej, wchodziło się na główny dziedziniec gdzie stała stajnia z przygotowanymi końmi i po przeciwnej stronie mieścił się zapewne gabinet komendanta. Areszt musiał się znajdować gdzieś pod ziemią w jednym z budynków.
        - Pomóc w czymś? - zapytał strażnik z zaskoczenia.
Gabriel odwrócił wzrok w stronę strażnika. O połowę młodszy od Gabriela, strażnik wyłupił oczy patrząc na oręż Swaina.
        - Owszem - odpowiedział. Chcę się zobaczyć z niedawno zatrzymaną elfką. Gdzie mogę ją znaleźć?
        - Przyjaciel?
        - Nie, mam parę pytań, to wszystko.
        - My też. Proszę stąd odejść i jutro zgłosić się do komendanta w południe. Pora odwiedzin minęła.
Gabriel nie chciał zrezygnować. Mógł to załatwić na spokojnie, ale wątpił by czekanie do jutra pomogło w czymkolwiek.
        - Czy można zrobić wyjątek? Podejrzewam, że mogła coś ukraść co należało do mojej córki.
        - To przyszedł Pan złożyć oskarżenie czy rozmawiać?
        Strażnik nie odpuszczał. Był typowym służbistą Gabriel wątpił by nawet łapówka była stanie go przekonać. Dlatego Gabriel lekko się ukłonił i odwrócił się w stronę wyjścia. Będzie to musiał zrobić w mniej przyjemny sposób.



''Gdzieś indziej''


        Mężczyzna w niebiesko-złotym stroju trzymał w dłoni błękitny kryształ, który świecił jak pochodnia oświetlając tunel przez który szedł. Była to jakaś jaskinia z wyrastającymi z ścian kolorowymi kryształami podobnymi do tego, który trzymał zamaskowany mężczyzna. Odziany w niebieskie szaty i złoty pancerz mąż, posiadał także dwa Chopesze na plecach. Ten kto już widział wcześniej tego mężczyznę, stwierdziły od razu, że to ta sama osoba, która towarzyszyła Viktorowi podczas jego wykopalisk.
        Gdy dotarł do końca tunelu, zastał jedynie osuwisko i stertę pękniętych kryształów. Przyglądając się bliżej, mężczyzna chwycił jeden z nich i pociągnął. Chwilę później, całe osuwisko zniknęło w mgnieniu oka. Mechanizm otwierający był na wpół magiczny. Iluzja prysnęła do momentu jak przekroczył próg osuwiska. Jak postawił parę kroków w przód, za jego plecami pojawiły się ogromne kamienne drzwi, a przed nim sala odpowiadająca wielkości drzwi za nim. Sala rozświetlona większymi kryształami posiadała jedynie na środku coś na wzór krągłego ołtarza z podestem otoczonym szklanymi szybami. Zamaskowany ruszył przed siebie, jego kryształ w dłoni zgasł a on sam stanął na środku sali, na podeście między szkłem. Z kieszeni wyjął przedmiot i ustawił go przed sobą. Był to skarabeusz w tej samej kolorystyce co on sam.
        Gdy to zrobił, szklane szyby rozświetliły się a w ich wnętrzu pojawiły się postaci ubiorem mu podobne. Jednak każdy z nich posiadał jakiś fragment ubiory wyróżniający jednego od drugiego. Razem było ich sześciu. Gdy wszyscy z wnętrz szklanych zwierciadeł spostrzegli swego gościa, jeden z nich zapytał:
        - Wykonałeś zadanie?
        Mężczyzna chwilowo nie odpowiedział. Chwycił za swą złotą maskę i ją zdjął ukazując niebieskie oczy i kruczoczarne włosy z siwym kosmykiem włosów.
        - Czy kiedykolwiek zawiodłem? - odpowiedział posyłając szelmowski uśmiech i wilcze spojrzenie wszystkich wkoło.
        - Dobrze, zatem możesz odejść.
Mężczyzna skinął głową i odwrócił się. Gdy postawił pierwszy krok, usłyszał za plecami.
        - Raveth... Przygotuj się do fazy drugiej.
        - Już to zrobiłem - poinformował i zniknął w cieniu opuszczając salę tą samą drogą, z której przybył.

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Śro Cze 27, 2018 3:15 pm
autor: Lieselotta
Kiedy jeden ze strażników ich opuścił, Lieselotta przybliżyła twarz do krat i zaczęła szczerzyć się od ucha do ucha.
- Wspaniale! To jak? Wychodzimy? - Spojrzała na mężczyznę podekscytowana. Po chwili dostrzegła na jego twarzy pewien grymas, który... nieco ją zaniepokoił.
- Że jak? A, nie, nie mogę cię teraz wypuścić. To, co powiedziałem nie było prawdą, a miało na celu jedynie zdenerwowanie tamtego typa. Wybacz dziewczyno, ale posiedzisz tu jeszcze jakiś czas, pewnie do wieczora.
Po tych słowach mężczyzna odszedł, a za nim ruszył posłaniec. Liza oczywiście była oburzona, wygląda na to, że miała złudne nadzieje i wyciągnęła zbyt pochopne wnioski. Ale chwila, nie chciało jej się siedzieć w tym miejscu kolejne kilka godzin! Co prawda kryminaliści nie odnoszą wrażenia, że to jest długo, jednak ona była porządnym człowiekiem! Przynajmniej takie miała o sobie zdanie...
Cofnęła się parę kroków w tył, a potem usiadła, opierając się o ścianę. Wciąż była dosyć głodna i zastanawiała się, czy nie zawołać któregoś ze strażników, aby przyniósł jej chociaż chleb. Oczywiście jako, że była smokołaczką, to mogła zjeść... praktycznie wszystko, jednak ludzkie jedzenie zdecydowanie bardziej przypadło jej do gustu niźli metal, którego miała teraz pod dostatkiem.

Siedziała... i siedziała. Próbowała zasnąć, lecz za każdym razem przeszkadzało jej dziwne zgrzytanie, dochodzące z celi obok. Z początku myślała, że minie szybko, jednak po dziesiątej minucie nie wytrzymała. Westchnęła głośno, "Przeklinam swój czuły słuch!".
- Hej! Kto tam jest? Siedź cicho, bo ten odgłos jest denerwujący! - Szepnęła oschle i szorstko. Zirytował ją, jednak nie chciała zwrócić uwagi strażnika podniesionym głosem. Nie otrzymała jednak odpowiedzi, a zgrzytanie nie ustało. Zbliżyła się do dzielącej ich ściany i uderzyła w nią raz, dwa, aż w końcu usłyszała szuranie, jakby ktoś przekręcał się z boku na bok.
- Co ty wyprawiasz!? Nie widzisz, że próbuję spać!? - Odparł, nie zwracając przy tym uwagi na ton swojego głosu. Smokołaczka oszacowała wiek mężczyzny na około trzydzieści lat.
- Mogłabym zapytać o to samo! - Zdenerwowana uderzyła w ścianę ponownie, tym razem nie ograniczając zbytnio swojej siły. Więzień obok widocznie się przestraszył, gdyż odsunął się niespokojnie i głośno wciągnął powietrze w płuca. Nieco się jednak opanował i, wciąż oszołomiony jej siłą, zagadnął do dziewczyny.
- Co ty jesz?! - Mężczyzna wytrzeszczył oczy i zagapił się w jedno miejsce. Po chwili jednak, gdy usłyszał tylko ciche prychnięcie, zmienił temat i postanowił przybrać łagodniejszy ton. - To nie do końca moja wina, cierpię na... na bruksizm. - Powiedział to tak, jakby naprawdę wstydził się tego zaburzenia. - Poza tym siedzę tu już od jakiegoś czasu, trudno się nie zdenerwować. - Dziewczyna wykrzywiła twarz w dziwnym grymasie. Odpuściła mu, sama nie była jakąś specjalnie cierpliwą osobą, więc jedynie pokiwała do siebie głową i po chwili również zaczęła mówić nieco spokojniej.
- Znam to uczucie... Ale czy nigdy nie próbowałeś się stąd wyrwać? - Przygarbiła się nieco i zgięła jedno kolano, po czym oparła o nie swoją rękę. Siedzenie ciągle w jednym i tym samym miejscu nie leżało w jej naturze. Choć czasem lubiła sobie pospać... ale nie wtedy, kiedy była zamknięta, a w celi obok przebywał zgrzytający zębami człowiek. Bądź elf. Albo inny zmiennokształtny. W sumie, to nie miała pojęcia nawet czym on jest. Z drugiej strony... skąd ten mężczyzna miałby wiedzieć, że ona jest smokołaczką? Nie miała wątpliwości co do tego, że ta wiedza mogłaby zepsuć ich miłą pogawędkę, więc postanowiła, że na tą chwilę pozostanie anonimowa.
- Czy próbowałem? - Mężczyzna zaśmiał się, jakby to, co przed chwilą powiedziała było doprawdy absurdalne. - Jasne, że próbowałem! Ale czy ja ci wyglądam na osobę, która z łatwością mogłaby rozwalić te potężne drzwi jednym uderzeniem? - Po chwili odchrząknął. Przecież ona go nie widziała, więc tylko się poprawił. - Podpowiem tylko, że tak nie wyglądam. I chociaż sposobów na ucieczkę jest wiele, to mi nie udało się zrealizować żadnego. Jestem tylko prostym złodziejaszkiem, któremu już jutro mają zamiar odciąć kilka palców. - Odparł z rezygnacją. Widocznie już się poddał i myślał, że nie ma dla niego nadziei. Bo nie ma. Chyba że...
Lizie przeszło przez myśl, że przecież byłaby w stanie uciec. Po przemianie byłaby to bułka z masłem! Choć z drugiej strony... lada moment ją wypuszczą, więc nie miałoby to sensu. Pomyślała, że jednak mogłaby pomóc temu mężczyźnie. Miała do dyspozycji magię, magię chaosu! Może dałaby radę użyć jej w taki sposób, że uwolniłaby złodzieja i nikt by jej przy tym nie nakrył.
Postanowiła spróbować, choć przecież nie była jeszcze w rzucaniu zaklęć taka świetna i nigdy nie używała jej w ten sposób. Pomyślała, że jego cela byłaby całkiem podobna do tej, w której znajdowała się ona. Jeśli wyobraziłaby ją sobie w taki sposób, może sprawiłaby, że zamek w drzwiach się otworzy. Użyła do tego całej siły swojej woli, a kiedy już pomyślała, że się udało...
Drzwi się otworzyły, jednak nie w jego celi a w jej, na przekór wszelkim chęciom. Dziewczyna westchnęła przeciągle i oparła się o ścianę.
"To się nigdy nie udaje..."

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Nie Lip 01, 2018 5:42 pm
autor: Dantheron
        Jakoś nie był zadowolony z otrzymanej odpowiedzi. Liczył na konkretne informacje. Powoli tracił cierpliwość. Nie należał wprawdzie do gwałtowników, ale mimo wszystko poczuł pewien niesmak, gdyż czuł się oszukany. "Zapłaciłem i dalej nic... Zero informacji. Na dodatek mam szukać jakiegoś strażnika Zygfryda... który i tak mi nic nie powie. Biedna Beatrice... Tak chciałbym jej pomóc a tu znikąd jakichkolwiek wiadomości."
Tak rozmyślając, opuścił mroczną tawernę, udając się w kierunku więzienia. Jeszcze przez jakiś czas czuł zapach spalonego mięsa, ale świeży powiew wiatru nastrajał go bardziej optymistycznie i żwawszym krokiem ruszył przed siebie. Niebawem znalazł się w pobliżu bazaru. Zauważył strażników, ale nie było wśród nich Zygfryda. Sugerowano mu, żeby poszukał go w więzieniu, gdyż mógł mieć tam akurat służbę. Toteż, acz niechętnie, udał się we wskazane miejsce. Nie zajęło mu to dużo czasu, ponieważ więzienie znajdowało się niedaleko.

        Nietrudno było rozpoznać najsmutniejszy, najbardziej obskurny budynek na ulicy. Próbował otworzyć ciężkie, ciemne drewniane drzwi, ale nic z tego. Były dobrze zaryglowane. Dantheron nie chciał tak szybko zrezygnować i odejść z niczym. Dlatego mocno uderzał obiema pięściami, aż ktoś otworzy. W końcu wyszedł zaspany strażnik, który złowrogim spojrzeniem zapytał o co chodzi.
- Nie wiem, czy jest Zyg - tak go nazywał- i nie wiem czy będzie.
Znowu rueny pomogły w uzyskaniu dalszej odpowiedzi.
- A... chyba jest w środku, ale zajęty, musisz poczekać. - To idź, zobacz czy jest a ja zaraz przyjdę. Strażnik pobiegł wzdłuż ulicy.
"Na pewno kupi coś do picia... moczymorda jeden" - pomyślał mężczyzna. I miał rację. Jedyną rozrywką strażników to była gorzała i chętne dziewki w celu dotrzymania towarzystwa i nie tylko - w czasie popitki.
Dantheron wszedł do środka. Smród i ubóstwo to jedyne słowa, które przyszły mu na myśl. Skąpe promienie światła wdzierały się przez małe okna, niektóre były zabite deskami. Musiała upłynąć chwila, zanim przyzwyczaił się do półmroku i stęchlizny drażniącej nozdrza. Wytarł dłonią pot z czoła i zauważył na stole dopalającą się świecę. Wziął ją do ręki i szedł wolno korytarzem, wsłuchując się w trzeszczące deski na podłodze. Zatrzymywał się przy drzwiach, nasłuchując uważnie. W pewnym momencie zrobiło mu się ciemno przed oczami i upadł. Poczuł okropny ból z tyłu głowy i już nic nie słyszał..

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Czw Lip 12, 2018 2:33 pm
autor: Swain
        Dostanie się do cel więziennych nie było takie łatwe jakby się przypuszczało. Swain musiał spędzić trochę czasu na zasięgnięciu języka i sypnąć groszem. Ale przynajmniej się udało, choć jego położenie było ciężkie to i praktyczne. Siedział na samej górze muru odgradzającego dziedziniec straży od cywilnych ulic. Wiał mocny wiatr, a upadek z tej wysokości groził śmiercią. Dlatego Swain musiał pozostawić większość swojego ekwipunku w ukryciu, zostawił sobie tylko miecz, do ewentualnej obrony. Z miejsca w którym był, mógł swobodnie obserwować, kiedy strażnicy zmieniają wartę i jak patrolują resztę kompleksu. Choć patrolowanie to było złe słowo, nikomu się nie chciało tak po prawdzie wykonywać swojej pracy w tym miejscu. W końcu, kto by chciał pakować się tu, gdzie jest najwięcej straży? Najwidoczniej ojciec krnąbrnej córki. Przynajmniej leniwa postawa straży była mu na rękę.
        Gabriel zawiesił się na murze, próbując wyczuć stopami odchylone cegiełki, które miały mu pomóc zejść. Znalazł jedną, potem drugą i tak dalej. Czuł się jak młodzik uciekający z domu kochanki, kiedy jej rodzice wrócili, tylko w bardziej niebezpieczny sposób. Gabriel prawie nie miał czegokolwiek się chwycić. Opuszki palców aż drżały od ciężaru jakie musiały znieść. Jeden błąd, jeden zły krok lub chwyt i Swain mógł poczuć się jak ptak... zestrzelony ptak.

        Późna godzina wieczorowa pomagała mu zamaskować swoją obecność. Zachodzące słońce na horyzoncie rzucało cień w miejsce gdzie się znajdywał, musiał tylko pozostać cicho do końcowego stopnia. Nagle usłyszał głosy dochodzące z okna będącego pod nim, trochę bardziej na prawo. Teoretycznie miał teraz szansę zeskoczyć na dach jednego z budynków i spróbować się wgramolić do jednego z okien, ale skoro usłyszał głosy w jednym z nich, to ten pomysł odpadał. Nawet sam skok mógłby narobić rabanu. Jeszcze tego brakowało, by trafił na słabą konstrukcję i wleciał do pomieszczenia przez sufit, witając się ze wszystkimi wewnątrz. Musiał wytrzymać, ale i tak czekał go niemały skok. Pod jego stopami zabrakło wysuniętych cegiełek. A znajdował się jakieś cztery, może pięć metrów nad ziemią, między murem a ścianą budynku, który chyba był jakimś magazynem. Gdy się przygotowywał do skoku, zauważył samotnego strażnika przechodzącego pod nim. Na złość Gabrielowi, zatrzymał się tuż pod nim, by zapalić, fajkę? Tak, Swain poznał ten zapach bez namysłu. Palił żółte ziele w trakcie służby, inaczej by się tu nie chował. Strażnik się oparł o mur i zrelaksował, kiedy Swain z ledwością się utrzymywał w miejscu, jego palce już drżały z zmęczenia a nogi odmawiały posłuszeństwa w takiej pozycji. Wyglądał jak sprasowana żaba rzucona o mur. Strażnik z pewnością nie opuści tego miejsca prędko, Swain musiał zeskoczyć czy tego chciał czy nie. Szybko obrócił się plecami do muru i osunął się w dół na strażnika. Nim ten się spostrzegł, dostał od Gabriela kolanem i później łokciem w głowę pozbawiając go przytomności. Swain upadł na ziemię wraz z nim, ale przynajmniej taki upadek był bardziej miękki. Problem leżał tuż pod nim. Swain miał nadzieję, że nikt nie zobaczy strażnika, a jak już tak się stanie, to wina zostanie zrzucona na fajkę, którą palił. Chociaż, każdy wie, że żółte ziele nie pozbawia przytomności, to ta sprawa zostanie pod znakiem zapytania.

        Gabriel ułożył strażnika, tak by był oparty o mur, a w ręku trzymał wypaloną fajkę. ''Może to pomoże'' - pomyślał.
Zostawiając za sobą nieprzytomnego mężczyznę, ruszył wzdłuż muru w zgarbionej pozycji. Starając się unikać wzroku innych przypadkowych strażników, sunął przed siebie aż do budynku, w którym mieściły się cele pod ziemią. Teraz musiał tylko, wdrapać się do okna nad nim, którego nigdy nie zamykają z powodu duszności i stamtąd zejść w dół przez parter. Podobno mało kto tam przebywał, ale za to przed wejściem do piwnicy z celami, wisiały klucze.
        Gabriel oddalił się o parę koków w tył i z rozpędem naskoczył na mur próbując chwycić się parapetu okna. Udało mu się, ale wisiał jak świąteczna ozdoba. Z ledwością podciągnął się i zauważył, że drzwi prowadzące na korytarz i pewnie na schody prowadzące w dół, były uchylone. To dobrze.
        Wychodząc na korytarz niedużego budynku znalazł się w prawie całkowitej ciemności. Nikt nie oświetlał tego piętra, przez co Swain musiał zdać się na instynkt i trzymając się ściany szukał zejścia. Gdy w końcu znalazł wyjście, podsłuchał rozmowę dwóch strażników z dołu. Nic ciekawego, zwykłe rozmowy na temat swoich kobiet i typowe marudzenie na pracę. Swain zszedł jeszcze niżej, gdzie znalazł się na półpiętrze. Lekko wychyliwszy spróbował dostrzec niebezpieczeństwo, którego i tak nie znalazł. Wszedł na parter, trochę dalej od głównego wejścia, gdzie znajdowała się recepcja. Z pewnością ktoś tam przebywał, tylko z tej strony nie miał widoku na korytarz, co zapewniało Gabrielowi spokojny, lecz cichy pobyt na korytarzu, na którym mógł poszukać wejścia do cel.

        - Są - wyszeptał Gabriel, widząc pęk kluczy zawieszonych przed drewnianymi drzwiami. Zabrał je wszystkie i próbował każdego klucza z osobna do otwarcia drzwi. Spieszył się, nie wiedział który jest właściwym a w tym miejscu był odsłonięty z dwóch stron. Z jego prawej i z tyłu od strony wejścia. Gdyby go tu nakryto, miałby wąskie opcje do obrony. Gdy przekręcił żelazny klucz, drzwi zwolniły zasuwę i stanęły otworem. Swain wślizgnął się za nie i zamknął. Przed nim kolejne schody prowadzące w dół i kraty. Kolejna zgaduj zgadula z kluczami i kolejne otwarte przejście, zajęło Gabrielowi nie więcej niż dwie minuty. Udał się przed siebie, mając widok na cele po przeciwnych stronach. Były słabo oświetlone, więc musiał prawie wchodzić do nich, by dostrzec kto się w nich znajduje. Jak na razie, nie widział nikogo, kto by był przynajmniej podobny do elfki. Ale Swain miał teraz inny problem, którego nie przewidział. Gdy się przyglądał każdej celi, co poniektórzy więźniowie zdążyli zauważyć, że nie był strażnikiem, co pozwoliło im na dość śmiałe krzyki typu" Uwolnij mnie! Nie, to mnie uwolnij! Swain poczuł presję, jeśli ci się nie zamkną to zaraz skończy tak samo jak oni. Pospieszył się w swoich poszukiwaniach. Paru z więźniów wysunęło swoje ręce zza krat by chwycić Gabriela i jego pęk kluczy, ale on trzymał już dystans od cel.
        Będąc prawie przy końcu, zauważył siedzącą elfkę przy ścianie. To była ona, ale jej oczy błyszczały w inny sposób. Teraz Gabriel dostrzegł, że to nie była elfka tylko kolejny z rasy tych jaszczurów podających się za elfów. Ale skoro tak, to czemu sama jeszcze się stąd nie wydostała? Z tego co wiedział, to osobnicy pokroju jej rasy posiadają zdolności wykraczające poza normalność. Swain nie miał czasu na myślenie o takich rzeczach, sprawdzał kolejne klucze.
        - Uwolnię cię stąd, ale ty musisz mi pomóc - powiedział w pośpiechu sprawdzając, co kolejny klucz, do charakterystycznego odgłosu zasuwy.
        Więźniowie stawali się coraz głośniejsi, co w końcu doprowadziło do tego, że jeden ze strażników przyszedł sprawdzić co się dzieje.
Gdy zauważył, co się wyrabia i dostrzegł Swaina na końcu korytarza, próbującego wyzwolić zmiennokształtną, usłyszał ''klank'', a zasuwa krat zwolniła się.

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Śro Lip 18, 2018 4:34 pm
autor: Lieselotta
Po ujrzeniu wysokiego, siwego mężczyzny znajdującego się naprzeciwko, smokołaczka zrozumiała, że to nie jej magia ją uwolniła, a właśnie ten człowiek. Westchnęła przeciągle. Czarowanie to jednak nie jest jej bajka. Powinna przestać się łudzić, że takie coś się w końcu uda.
Pomijając zdziwienie, spowodowane nagłym pojawieniem się mężczyzny, szybko rozpoznała w nim jednego z gapiów na targu. Nie miała jednak czasu na kontemplacje na ten temat, gdyż usłyszała kroki strażnika, zwabionego okrzykami więźniów. w tym mężczyzny z celi obok.
- Cholera, złodzieju! Gdybyś zachował spokój, mogłabym cię nawet wypuścić. - Szepnęła przez ścianę, choć tak naprawdę nie obchodziło ją to, że mógł tego nie usłyszeć. Wystarczająco zdenerwował ją ten hałas, by odpuścić sobie ratowanie kieszonkowca.

Spojrzała na siwowłosego. Nie miała teraz czasu na czytanie jego aury aby sprawdzić, czy naprawdę jest taki w porządku. Po chwili stwierdziła, że tak może będzie nawet ciekawiej, więc wstała i podbiegła do niego, mimo że odległość była niewielka.

"Powiedział, że mam mu pomóc?", uśmiechnęła się na krótką chwilę. "Zobaczymy! Teraz to mnie zaciekawiłeś..."

Strażnik niemal natychmiastowo po zauważeniu przyczyny tych wrzasków, wydarł się na cały głos i rzucił się na włamywacza. Zanim jednak miało dojść do bezpośredniej konfrontacji, Lieselotta wyczarowała między nimi ścianę ognia, co nie było takie proste. Omal nie podskoczyła z radości, kiedy po wyobrażeniu sobie czegoś takiego, ten niszczycielski żywioł naprawdę się pojawił! Oczywiście, w postaci hybrydy dokonałaby czegoś takiego bez problemu, jednak póki co wolała nie ujawniać tej formy ani przed strażą, ani przed siwowłosym.
Strażnik zatrzymał się tuż przed płomieniami, choć jeden z nich zdążył go już "liznąć" po twarzy, pozostawiając swojej ofierze osmolone brwi i nieznośny kaszel. Ogień jednak szybko zaczął gasnąć, toteż smokołaczka złapała siwowłosego za materiał płaszcza i zaczęła biec, ciągnąc go za sobą i czekając, aż może sam weźmie nogi za pas. Po chwili rzuciła za plecami:
- Choć! Muszę odebrać swoje rzeczy!

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Pią Lip 20, 2018 3:45 pm
autor: Dantheron
        Gdy otworzył oczy, poczuł przenikliwy ból z tyłu głowy. Leżał na brudnej podłodze o szerokich deskach w jednym z pomieszczeń socjalnych więzienia. Chciał poruszyć rękami, ale nic z tego, ponieważ z przodu były skrępowane grubym sznurem. Nogi również. Usilnie próbował przypomnieć sobie przebieg ostatnich wydarzeń... Pamiętał trochę, jak przez mgłę. Wszedł do budynku, rozmawiał ze strażnikiem i ... aaa - syknął na skutek bolącej głowy. I dalej już nic nie przypominał sobie. Ciemność i pustka.
Wkrótce wzrok przyzwyczaił się do jasnego światła, które raziło go w oczy. Były to promienie słońca, przedostające się przez zamknięte okno. Zapach stęchlizny, skór i uryny, jaki wyczuł nozdrzami, był nie do zniesienia. Wtem usłyszał jakieś mamlanie. Przez chwilę pomyślał, że to pies... Ale wzrok go nie mylił. To była kobieta z rozczochranymi, rudymi włosami, która rzuciła w niego obgryzioną kością i głośno zaśmiała się. Kość uderzyła go prosto w głowę, zadając dodatkowy ból. Siedziała za drewnianym stołem.
- Głodnyś? - zapytała.
Dantheron nic nie odpowiedział tylko rozglądał się po pomieszczeniu.
- Jesteś bardzo uprzejma, ale jeżeli już... to chętnie napiłbym się wody... - oznajmił pełen nadziei zakosztowania życiodajnego płynu.
- Ale jesteś marudliwy - podeszła do niego z wiadrem wody i chlusnęła mu prosto w twarz. Mężczyzna musiał aż zaczerpnąć dodatkowo powietrza, bo zaczął się krztusić, nie przypuszczając, że w ten oryginalny sposób zaspokoi swoje pragnienie.
- No, już dobra, nie żałuję ci i po raz drugi powtórzyła poprzednią czynność, wylewając na niego resztki wody z wiadra.
- Zadowolony?! - śmiała się przy tym do rozpuku i nagle przestała.
Dantheron spojrzał nieco przestraszony na nią, obawiając się najgorszego. Ona patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, w jedno miejsce poniżej pasa.
- Mmm... - zamruczała jak kotka i pobiegła po nóż.
Mężczyzna wstrzymał na chwilę oddech. Nie wiedział o co jej chodzi. Wróciła i wprawnym ruchem wzięła jego sakiewkę do ręki. Nóż był ostry, więc bez większego trudu odcięła ją od pasa. Zawartość schowała w dekolt i uśmiechnęła się ukazując braki zębów z przodu. "Nie dość, że zostałem napadnięty to jeszcze okradziony. Jest pazerna na kasę jak każda kobieta. Muszę to wykorzystać."
- Wiesz, co dobre, mała złodziejko - patrzył na nią mrużąc oczy - mam jeszcze jedną, bo jestem bogaty.
Ruda uklękła przy nim. Była gruba, niska w rozchełstanej sukni. Gdy się nachyliła, wyczuł od niej opary alkoholu, jej krągłe piersi wystawały kusząco z dekoltu.
- Ładniutki jesteś - ostrzem noża drasnęła go po policzku i niewielka strużka krwi spłynęła po policzku. - Powiesz mi, gdzie ją masz? - przymilała się do niego w fałszywym uśmiechu.
- Taak.. - odpowiedział mężczyzna udając przestraszonego - mam ją na brzuchu, pod koszulą, o tu - wskazał oczami i związanymi rękami.
Kobieta wyczuła ręką coś twardego pod materiałem i zadowolona uniosła jego ręce do góry, zapominając o niebezpieczeństwie w jakim się znalazła. Dantheron wykorzystując jej nieuwagę, z całej siły ścisnął jej głowę związanymi rękami, aby ją udusić. Zaczęła się miotać całym ciałem, ale uścisk był zbyt mocny i po chwili szamotaniny opadła bezwładna na podłogę. Dantheron przeciął sznur krępująy ręce i nogi. Zabrał sakiewkę i ruszył przed siebie. Chciał jak najszybciej opuścić budynek, w którym doznał upokorzenia a nie uzyskał żadnych informacji na temat Beatrice.

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Sob Lip 21, 2018 12:20 pm
autor: Swain
        Podczas gdy ściana ognia buchała przed Gabrielem, ten zdążył ogarnąć, że Ifan-Tar będzie najmniej uczęszczanym przez niego miastem. Włamanie do aresztu, wyzwolenie więźnia, próba zabójstwa i ucieczka, zwiastowała Gabrielowi piękny szal wykonany ze sznura.
Biegnij idioto!

Vuldrim, jak zawsze pełny namiętnych i oczywistych komentarzy nie pomagał. Gabriel pociągnięty za koszulę przez smokołaczkę w elfiej postaci rzuciła do niego zza pleców:
        - Chodź! Muszę odebrać swoje rzeczy! - ''Pięknie'', pomyślał Gabriel dodając do listy przewinień kradzież mienia. Bo prawdę mówiąc, był sceptyczny co do słowa ''odebrać''.

        Gabriel jak i smokołaczka znaleźli się obok strażnika, który próbował nabrać tchu. Gabriel obawiając się, że jeśli ta elfica bawi się w piromankę w ciasnych pomieszczeniach, równie dobrze może zabić strażnika bez przeszkód. Temu też Gabriel wyskoczył przed nią i zręcznym uderzeniem trafił mundurowego w skroń. Mundurowy upadł na ziemię nieprzytomny i w pewnym sensie bezpieczny.
        Dalej, czekały ich schody i główny korytarz prowadzący do recepcji i na lewo w nieznaną stronę. Po przekroczeniu progu jak Swain się spodziewał, do korytarza wtaczali się kolejni strażnicy przez główne wejście. W całym kompleksie podniesiono alarm gdy zauważono siwego mężczyznę i butną elfkę u jego boku.

''Uwolnij mnie! Daj mi się nimi zająć! Nikt się nie dowie, nikt nie przeżyje!''

Wrzeszczał Vuldrim chcący załatwić sprawy po swojemu. Z całą pewnością taki rozwój wydarzeń by go zadowolił. Minęły miesiące od ostatniego razu, kiedy Vuldrim przejął władzę nad ciałem Gabriela.
        - Tędy! - krzyknął Swain prowadząc elfkę wzdłuż lewego korytarza. - Czy ty w ogóle wiesz, gdzie się znajdują ''twoje'' rzeczy? - zapytał w pośpiechu. Minęli parę różnorodnych drzwi po bokach, ale Swain nie spodziewałby się, jakiegokolwiek wyjścia przez większość z nich. Ostatnie przed nimi były zamknięte i nie wyglądały na solidne. Gabriel kopnął drzwi z impetem wybijając je z zawiasów, jeszcze raz i trochę siły jego rąk pomogły na utworzenie sobie dalszej drogi. Ku zdziwieniu Swain'a, na swej drodze napotkał tego ziomka w kapturze z targu, za jego plecami leżała martwa kobieta lekkich obyczajów.

Swain zmarszczył brwi widząc taki zbieg okoliczności.

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Nie Lip 22, 2018 7:26 pm
autor: Lieselotta
Całkiem sprytny, jak na człowieka... w dodatku staruszka! To trzeba siwowłosemu przyznać!
Liza zaczęła się zastanawiać, czy mężczyzna aby na pewno jest taki stary... i czy w ogóle jest człowiekiem? Wiele ras mogło przybierać ludzką postać, więc tego nie wykluczała. Widząc, jak powalił strażnika, zagwizdała z entuzjazmem. Może i go nie zabił, ale ten człowiek przynajmniej nie rzuci się za nimi, utrudniając ucieczkę.
A ona? Ona w sumie też mogła go obezwładnić... po prostu... nie miała takiej ochoty.

Dalej biegli łeb w łeb, choć wybieranie drogi smokołaczka i tak pozostawiła siwowłosemu. Pomyślała, że może lepiej się orientuje, skoro włamał się na własną rękę, a ją przynieśli nieprzytomną. Szybko jednak zmieniła zdanie. Pewnie tylko strzelał, ale jak coś się stanie, to przynajmniej winę będzie mogła zrzucić na niego.
Widząc zwiększającą się liczbę strażników zaklęła pod nosem, lecz nie zamierzała przystawać i wdawać się z nimi w walkę. Przynajmniej dopóki nie będzie naprawdę źle. A jeśli przyprą ich do muru, niewykluczone, że będzie musiała zmienić formę. Tylko co z siwowłosym? Pomagać mu, czy nie? Z jednej strony przecież przyszedł ją uratować, ale z drugiej powiedział, że ma ku temu swój własny powód. O co mogło mu wtedy chodzić?
Na szybkie pytanie mężczyzny, odpowiedziała tępym "yyy".
- Nie za bardzo. - Dodała, nie polepszając tym jednak sytuacji. Może powinna się lepiej rozglądać, gdy szła na spotkanie z Zygfrydem? O swoim ekwipunku przypomniała sobie dopiero wtedy, gdy pojawił się staruszek. Miała tylko nadzieję, że leży w jakimś... dość oczywistym miejscu.

Gdy mężczyzna stanął w drzwiach, dziewczyna bez zbędnego ostrzeżenia wepchnęła go do środka, po czym sama tam wbiegła. Udało jej się jednak zahamować tuż przed zakapturzonym człowiekiem. Widząc obok martwą ladacznicę, przekrzywiła głowę, a z jej ust padło coś na kształt "hę?". Gdy ponownie spojrzała na człowieka, rozpoznała w nim typa, który jakiś czas temu zatrzymał ją na targu. Natychmiast się skrzywiła i zmieniła postawę. Nic nie wskazywało na to, że Liza puści mu to płazem.
- O ty suczysynie! Już ja ci dam tak mnie wsadzać do celi! - W tamtej chwili nie myślała ani o strażnikach, ani o niczym innym, niż sprawienie mu porządnego łomotu. Podeszła i chwyciła go za poły płaszcza, po czym wzięła spory zamach, szykując się do mordobicia.

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Śro Lip 25, 2018 2:12 pm
autor: Dantheron
        Chciał się natychmiast podnieść, ale odczuł przenikliwy ból mięśni nóg od uciskającego grubego sznura. Rozmasował nogi tuż przy kostkach, gdzie jeszcze widniały ślady po wiązaniu. Z pewnym trudem wstał z podłogi. Przymocował z powrotem sakiewkę do pasa. Podszedł do stołu i sięgnął po kubek z napojem, wypijając go do dna. Podszedł do okna. Zastanawiał się nad tym, w jaki sposób najszybciej opuścić budynek. Gdy zerknął przez okno, zauważył, że nie jest wysoko. Kiedy podszedł do drzwi, usłyszał skrzypienie desek i tumult kroków. Zrezygnował z tej możliwości ucieczki, obawiając się najgorszego - spotkania ze strażnikami.
        Wtem drzwi raptownie się otworzyły i zobaczył kobietę, którą osobiście powierzył miejskiej straży za kradzież... Nie tego oczekiwał. Obok niej stał starszy mężczyzna o siwych włosach. Ich twarze były pełne zdziwienia. Dziewczyna była zdenerwowana i podbiegła do niego. Chwyciła go za część płaszcza, okazując niesamowitą agresję. "O ty, suczysynie..." - pobrzmiewało mu w uszach. Słowa, które wypowiedziała do niego zabrzmiały groźnie. Dantheron obawiając się ciosów, odepchnął ją nogami w brzuch, rzucając na podłogę.
- Uspokój się narwana elfico! - krzyknął z podłogi. - Jeszcze raz się zamachniesz, to pożałujesz...
Wtem przystąpił do niego mężczyzna o siwych włosach. Dantheron spojrzał na elfkę i siwego.
- Nasza obecność jest tu niepożądana. Lepiej opuśćmy to miejsce - powiedział głośno. - Musimy uciekać i to szybko. Można przez okno, nie jest wysoko. Lepiej unikać walki ze strażnikami.
Nie czekając na ich odpowiedź, pobiegł w stronę okna, otworzył je i nie oglądając się za siebie, wyskoczył na zewnątrz. Miał duże szczęście, że skoczył na trawę, bo obok stały połamane wiadra i na pewno upadek byłby mniej szczęśliwy, a nawet mógłby zakończyć się trwałą kontuzją. Nikogo w pobliżu nie zauważył. Skok przez okna wydawał mu się czymś właściwszym niż znoszenie nienawiści i napaści ze strony elfki. Udał się w stronę kilku, niewielkich krzaków i obserwował okno, czy ktoś jeszcze skorzysta z jego drogi ucieczki. Czekał, uważnie nasłuchując...

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Śro Sie 01, 2018 12:02 pm
autor: Swain
        Swain widząc cały ten teatrzyk między mężczyzną a kryptoelfem, stwierdził, że znalazł się w żenującej sytuacji. Vuldrim także nie był zachwycony. Ale musiał się przyzwyczaić, że nie ważne gdzie się znajdzie i tak zawsze będzie na niego czekało zagrożenie, nawet jeśli Astrid nie ma w pobliżu.
         Gdy mężczyzna wyskoczył przez okno, nakazał kryptoelfce zrobić to samo.
        - Szybko! Potem dokończycie swoje niesnaski!- krzyknął popychając dziewkę przodem. Niestety nim się obejrzał, straż była tuż za nim. Krótka sprzeczka między obydwojgiem nieznajomych opóźniła ucieczkę. - Gabriel Swain wydał z siebie agonalny krzyk i upadł na parapet okna. Jeden ze strażników wystrzelił z kuszy w odległości paru metrów i trafił Gabriela w ramię. Bełt wystawał mu z lewego ramienia, grot ugrzęzł między kośćmi powodując paraliżujący ból. Gabriel upadł na deski, plecami do okna, patrząc jak grupa mężczyzn wyciągnęła ku niemu ostrze.

''Kretynie! Nie pozwolę nam umrzeć!''

Ciało siwego mężczyzny zadrżało, a w jego prawej dłoni zatańczyły iskierki, które zostały uwolnione kilka sekund później w postaci błyskawicy.
Elektryczny pocisk uderzył jednego z strażników w twarz, nie zdążył nawet wydać z siebie dźwięku. Jak kłoda upadł na swych towarzyszy za nim niosąc ze sobą zapach palonego mięsa i wydźwięk cichego skwierczenia. Wzrok Swaina się wyostrzył, tak jakby bełt, który utkwił w ramieniu nie był już odczuwalny. Wstał niezwłocznie nie dając straży czasu na opanowanie sytuacji, gdzie musieli się dostosować do walki z magiem. Gabriel dobył ostrza i trzymał go w jednej ręce. Lewy bark odmawiał posłuszeństwa i cała ręka także. Lewa dłoń wisiała bezwładnie, kiedy Swain wyprowadził długie cięcie na ukos swoim mieczem, który normalnie wymagał obu rąk. Ale teraz, gdy to Vuldrim był u władz nad ciałem Swain'a nie patrzył na etykietę walki. Ciął i pchał mieczem na każdą stronę, nienaturalnie szybko jak na starszego mężczyznę. Vuldrim, miotał się w każdą stronę trafiając pierwszych dwóch przeciwników w głowę i tors. Mieli na sobie częściowy pancerz, który chronił ich przed większością ataków opętanego mężczyzny. Ale nawet pancerz nie wystarczył przy serii szybkich i niespodziewanych cięć z każdej strony. Ciasny korytarz ograniczał ruchy tylnych strażników zmuszając ich do czekania, aż ich kompani z przodu wkroczą do pomieszczenia. Teraz jednak to Vuldrim zmusił ich do wycofania się, a za tym każdy mąż, próbujący walczyć z nieznanym im przeciwnikiem musiał czekać w kolejce...

        Na zewnątrz nocne ciemności pozwalały uciekinierom na chwilę wytchnienia, przed wzrokiem patrolujących wartowników z wież. Główna brama została zamknięta a ci na wieżach rozpalili ogniska w szklanych kloszach, które służyły jako wielkie soczewki pozwalające na oświetlenie terenu. Gdy rozpalony ogień dzięki oliwie był wystarczająco silny, wartownicy obracali klosz dzięki mechanizmowi u podstawy, pozwalając im na operowanie światłem na różne strony. Cały plac po kilku chwilach został oświetlony kilkoma kulistymi plamami, wyszukującymi zagrożenia. Ucieczka z tego miejsca była trudna, a z cała pewnością trudniejsza niż Swain się spodziewał, ale teraz to nie było jego zmartwienie tylko Vuldrima. Pozostawiony w tyle dał wystarczająco dużo czasu na ucieczkę dwóm innym postaciom czającym się w mroku nocy. Chociaż sytuacja na dziedzińcu wyglądała patowo, to główna brama, która powinna pozostać zamknięta, powoli stawała otworem. Ktoś majstrował przy mechanizmie bramy, bo z pewnością nie był to pomysł pracujących tutaj stróżów prawa.
        - Kto otwiera bramę?! Zamknąć ją! Zamknąć! - można było usłyszeć z daleka.
        Większa część świateł z wież, została skierowaną w stronę owej bramy, rozświetlając sabotażystę, a bardziej sabotażystkę. Kobieta o brunatnych włosach, odziana w biały strój z całych sił kręciła mechanizmem. Gdy ją wypatrzono, puściła ster bramy zostawiając ją uchyloną a sama dobyła szablę u pasa...

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Pon Sie 06, 2018 3:33 pm
autor: Lieselotta
Nie pierwszy raz emocje wzięły nad nią górę i nie pierwszy raz zdarzyło się, że rzuciła się na kogoś bez ostrzeżenia. Tym razem jednak swoją "ofiarę" uprzedziła i być może dlatego mężczyźnie udało się ją zaskoczyć, rzucając zmiennokształtną na podłogę. Nie odniosła przy tym większych obrażeń, a tym, co najbardziej ucierpiało był jej tyłek. Auć!
Wstała i warknęła na zakapturzonego. Szybko jednak jej złość przerodziła się w zdziwienie, a ona sama wybuchnęła gromkim śmiechem.
- Elfica? Że niby ja? - Śmiała się niemal do łez, choć przecież wiedziała, że do elfa jest wręcz łudząco podobna. Po prostu nie mogła wyobrazić sobie siebie jako słabego, chuderlawego elfa.
Nim się obejrzała, mężczyzna zwiał, choć Liza wciąż była rozbawiona. Spojrzała na siwowłosego, lecz zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, on zaczął ją popychać.
- Czekaj! A a co z moimi rzeczami?! - Co prawda strażnicy skonfiskowali tylko jej miecz, ale musiała przecież czymś się bronić. Oczywiście miała jeszcze do dyspozycji magię, zionięcie oraz własne pazury, jednak... to nie to samo!
No trudno. Wyjrzała za okno, oceniając wysokość. Nie było tak źle, a skoro nie zobaczyła na dole ciała zakapturzonego to znaczy, że przeżył. Jeżeli jemu się udało, to czemu z Lizą miałoby być inaczej?
Bez oglądania się za ramię, rzuciła naprędce do mężczyzny - Czekam na dole, staruszku! - po czym skoczyła.

Wylądowała miękko na trawie, przykucając pod koniec. Zaczęła się rozglądać, lecz nigdzie nie dostrzegła zakapturzonego. "Skubany..."
Usłyszawszy krzyk dochodzący z okna, zmarszczyła brwi. To był przecież siwowłosy!
- Mogłam zostać tam wraz z nim... Cholera! - Zacisnęła pięści na tyle mocno, że kłykcie jej zbielały. "Poczekam... w końcu mu to obiecałam."
Oparła się plecami o mur i skrzyżowała ramiona. Wzięła głęboki wdech, po czym powoli wypuściła powietrze. No, trochę się już uspokoiła. Zaczęła obserwować okolicę, szukając drogi ucieczki. Było ciemno, lecz miała dobry wzrok. Coś jednak bardzo ją zaniepokoiło. Skąd się wzięły te kule światła? W dodatku przemieszczały się...
Z początku wyglądało to na robotę jakiegoś potężnego maga, jednak już po chwili Liza dostrzegła na wieżach źródła tego ewenementu.
"Jak oni to robią?"
Zerwała się gwałtownie, gdy brama zaczęła się otwierać. To była szansa!
Zrobiła parę kroków w tamtą stronę, lecz już za moment gwałtownie się zatrzymała. Mało brakowało, a zapomniałaby o staruszku...
Zniecierpliwiona, przestępowała z jednej nogi na drugą, bacznie obserwując okno.
"Szybko..."

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Czw Sie 16, 2018 12:33 am
autor: Dantheron
        Spojrzał na stopę... W tym momencie doznał silnego skurczu. "A niech to! Chyba coś poszło nie tak..." Postawił stopę na podłoże i naciskał z całej siły. Skurcz powoli przechodził. Kilka razy poruszył palcami i ból ustał. "Jeszcze tego brakowało, abym miał problemy z nogą." Mimo woli przypomniało mu się zdarzenie, w którym na skutek nieszczęśliwego upadku, miał kłopoty właśnie z tą nogą. "Gdyby nie fachowa pomoc lekarza, kto wie, czy nie zostałbym kaleką do końca życia. Beatrice, jak zawsze okazała się pomocna i zaradna. Dzięki jej staraniom powróciłem dosyć szybko do zdrowia. Jednak człowiek to kruche stworzenie" - pomyślał.

        Nieopodal zauważył skaczącą "elficę", która bezpiecznie wylądowała na trawie. Starał się nie być blisko niej, gdyż stanowiła dla niego zagrożenie. Obawiał się, że znowu go zaatakuje. A tego chciałby uniknąć za wszelką cenę. Nerwowo rozglądał się wokoło, szukając drogi wyjścia. Wtem zauważył z daleka, że jakaś postać kobieca otwiera bramę... "Czyżby to była Beatrice? Tak, to na pewno ona, moja ukochana... Wreszcie się odnalazła. A to dranie, trzymali ją tutaj i w końcu udało się jej uciec. Moja Beatrice, już biegnę do ciebie, kochana..." Kiedy tak rozmyślał, przyśpieszył kroku. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że to nie była Beatrice. Zatrzymał się. Kobieta o ciemnych włosach z całych sił kręciła mechanizmem, otwierającym bramę. Była ubrana na biało. Wydawało mu się, że gdzieś już ją spotkał. "Czy przypadkiem nie była w towarzystwie siwego mężczyzny? Tak, to była ona."

Sytuacja zmieniła się w jednej chwili, gdy kilku strażników niezadowolonych z tego, co zrobiła, biegło prosto w jej stronę. Nagle puściła ster bramy, zostawiając ją lekko uchyloną i dobyła szabli, którą miała u pasa. Dantheron natychmiast pośpieszył jej z pomocą. Wyciągnął sztylety i od tyłu zaatakował strażnika, walczącego z kobietą. Zobaczył, że radzi sobie całkiem nieźle.
- Dobrze walczysz, pani - pochwalił ją mimochodem.
Kobieta odpowiedziała uśmiechem, nie przerywając walki. Gdy nadbiegli pozostali strażnicy, szybko wykonał salto nad ich głowami. Zanim zdążyli się zorientować - silnymi pchnięciami ugodził ich w szyje. Ktoś ze straży zdążył zawiadomić pozostałych i zanosiło się na poważną potyczkę. Mężczyzna kątem oka obserwował rozwój wydarzeń. Starał się walczyć blisko dzielnej kobiety, którą otaczało coraz więcej strażników. Obawiał się najgorszego, aby któryś z atakujących nie zakończył jej życia. Toteż dwoił się na wszystkie strony, odpierając nieustanne ataki straży. Zaniepokoił się, gdy dostrzegł zmęczenie i pot na twarzy kobiety. "Mam nadzieję, że jeszcze trochę wytrzyma..."

Re: [Ifan-Tar] Złote Łzy Królowej Khepr

: Pon Paź 01, 2018 10:37 am
autor: Pani Losu
        Sytuacja wyglądała nieciekawie, ale i wcale nie najgorzej. Przy takiej liczbie strażników (obecnie wrogów) niezwykłym było, że żaden z uciekinierów nie został jeszcze powalony, a część z nich w ogóle trzymała się nieźle. Dziwiło to tym bardziej, że ciemność nie pomagała ludzkim oczom, a byli na nieznanym sobie terenie - a mimo tego każdy dawał sobie jakoś radę. Pojawienie się Astrid na pewno było jednak kluczowym elementem nie do końca zaplanowanej ucieczki - gdyby nie otworzyła bramy kto wie w którą stronę rozbiegłoby się rozgrzane towarzystwo. Tak cel był jeden - główne wejście. Wystarczyło dotrzeć do niego by zyskać przewagę. Zniknąć w bocznych uliczkach, rozpłynąć się w mroku nocy.
        Tak, na tym należało się skupić.

Dantheron jednak zamiast wiać dzielnie trwał u boku kobiety, Liza zaś zgodnie z szybko rzuconą obietnicą czekała na siwowłosego. Choć każde było tu z innego powodu, często bardzo egoistycznego lub przypadkowego (jak smokołaczka właśnie) to jakimś cudem ta niemieniąca się mianem drużyny grupa nie rozpadała się dzięki wzajemnym zależnościom. Dantheron - Astrid - Gabriel - Lieselotta… i znów Dantheron, bo w końcu chciała się z nim rozmówić. I tak się koło toczyło.

Toczyły się także walki, coraz bardziej zacięte, ale wyraźnie uszczuplające miejskie zasoby straży. Aż trudno pojąć jakim cudem to miasto tyle przetrwało skoro w najbardziej strzeżonym miejscu czterech obcych panoszyło się prawie jak chciało.
No, prawie.
Powoli tracili przewagę.
Swain co prawda (a raczej Vuldrim) pokonał już pierwsze potoki władzy brutalnej, ale nie mógł tak w nieskończoność.
Przepłoszywszy mężczyzn tak magią jak walecznością, nie zważając na zranioną rękę skorzystał wreszcie z tej samej drogi ucieczki co reszta. Na jego widok Liza mogła się nawet ucieszyć - w końcu mogła biec dalej! Uzbrojeni mężczyźni oczywiście i jej nie dawali spokoju, ale czym byli dla smokołaczki? Tak kapryśnej w dodatku?
Poradziła sobie z nimi dość łatwo i już niedługo wraz z siwowłosym znaleźli się przy bramie, gdzie powoli wycofywali się Dante i Astrid. Gabriel widząc ją zdecydował od razu - nie ma co zwlekać!
- Idziemy! - Krzyknął, niby to do córki, ale w sumie odnosiło się to i do pozostałych. Jeszcze parę uderzeń, bloków, cięć i wypadli za wrota, by pognać szaleńczo… w trzy różne strony świata.

Ciąg Dalszy - Lieselotta