Pustynia NanherPodróż do Teneb Tumul

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

        Przyjrzała się łódce czujnie. Wyczuwała przy niej jakieś zawirowania magii, ale nie znała się na tym.
- Co mamy zrobić - westchnęła - Coś czuję, że płynięcie wpław to nie jest dobry pomysł. Co do tego, dlaczego dopiero teraz... - Wzruszyła ramionami. - Klany dopiero niedawno się o tej sekcie dowiedziały. I tyle. A tak przy okazji, możesz mi mówić Cień. Jak się gdzieś pogubimy to trochę niezręcznie będzie wołać "Hej, ty!". Choć szczerze mówiąc, same wołanie będzie niezręczne, kiedy w pobliżu może się czaić nie wiadomo co...

        Zaryzykowała ostrożne dotknięcie łódki. Nic się nie stało. Zastanowiła się, podniosła jakiś kamyk i wrzuciła go do środka. Wciąż nic.
- Wsiadajmy - mruknęła, ostrożnie wchodząc do łódki. Wyrzuciła z niej kamień. - Jakby co, to jak najprędzej płyniemy do brzegu.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Po wrzuconym do gęstej cieczy ożywieńcu pozostały jedynie kręgi na wodzie oraz kilka brudnych plam na butach Lydie. Kobieta odczekała chwilę ale nie wyglądało, żeby miał wrócić na brzeg. Z obrzydzeniem strząsnęła z ze stopy cuchnącą zawiesinę, po czym wsiadła do jednej z łodzi. Zaraz za nią podążyła półwampirzyca. Chwyciły się za brzegi i wkrótce mały statek zaczął przemieszczać się dalej w głąb jaskini. Dookoła panowała kująca w uszy cisza, przerywana tylko co chwilę delikatnym szumem fal.
Płynęły przez dość długi czas obserwując uważnie powierzchnię jeziora. Lydie przypomniała sobie treść ostatniego listu od znajomego oraz zawarte tam informacje na temat dawnych wierzeń pustynnych elfów. Czy to naprawdę było to jezioro, w którym żyło starożytne bóstwo Mlaclitonatio?
Wygoniła z pamięci tą niedorzeczną myśl. W takie bzdury mógł sobie wierzyć Oren i jemu podobni fanatycy antropologii. Nie od dziś wiedziała, że w Alaranii żyło wiele stworzeń, które chciały, by oddawano im boską część. W myślach zaczęła popędzać niewielki pojazd wody. Miała już dosyć tego miejsca i chciała się stąd wydostać jak najszybciej.
Wkrótce obie podróżniczki zobaczyły przed sobą drugi brzeg oraz zarys jakiegoś dużego budynku. Wyciągnęły łódź na kamienistą plażę i rozejrzały się dookoła. Budowla, którą zauważyły z wody okazała się być czymś na kształt świątyni. Jej ściany pokryte były płaskorzeźbami od których włos się na głowie jeżył. Okrutne obrazy mordu i okaleczania powodują, że momentalnie chciało się odwrócić wzrok.
Po środku budowli znajdowały się ogromne, zdobione drzwi. Nigdzie wokoło nie widziały żadnego z elfickich strażników ani żadnego ożywieńca. Lydie ścisnęła w dłoni ostro zakończoną kość i zrobiła kilka ostrożnych kroków naprzód.
Nagle dotarł do niej odgłos trzepotania skrzydeł. Stanęła zdziwiona. Co ptak mógł robić we wnętrzu jaskini?
Zignorowała to i podążyła za tropicielką prosto do wejścia do świątyni. Orenowi groziło niebezpieczeństwo więc liczyła się każda sekunda.

***

        Bez najmniejszego szmeru drzwi za plecami Cień zamknęły się. Jej serce zaczęło bić tak szybko, że o mało nie wyskoczyło z piersi. Powoli, krok za krokiem, zbliżyła się do sporej wielkości sali. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu była oślepiająco jasna kula unosząca się nad kamienną tablicą ołtarza. Zmrużyła oczy i dostrzegła w bijącym od kuli blasku zarysy niewielkiej, przypominającej dziecko postaci. Wkrótce zobaczyła wyraźnie, że na ołtarzu stał humanoidalny, groteskowy stwór. W rysach jego twarzy trudno było dopatrzyć się czegoś ludzkiego. Otaczająca go aura była potężna i nie nosiła znamion żadnej z powszechnie znanych dziedzin magii.
Monstrum wykonało gest ręką a półwampirzyca mimo woli podążyła w kierunku oświetlonego przez kulę ołtarza. Wkrótce jej śladem ruszyła także Lydie. Cień kątem oka dostrzegła, że od jej lewej strony do stwora zbliżał się nieznany, ludzki mężczyzna. Jego kroki były sztywne a wzrok nieobecny. Wyglądał jakby był w transie.
Oczy potwora zalśniły zimnym, błękitnym blaskiem jaki tropicielka widziała wcześniej u ożywieńców z jaskini. Wyciągnął w jej stronę szponiaste ręce. Nogi półwampirzycy jakby nie należały już do niej nieubłaganie zbliżają ją do kamiennej płyty. Zacisnęła zęby i zaczęła rozpaczliwie szukać jakiegoś sposobu ratunku.

Co zrobić? Zacząć krzyczeć do Orena w nadziei, że obudzi się z transu? Rzucić w monstrum wciąż trzymaną w ręce nadłamaną kością udową? Skorzystać z magii? Spokojnie podejść do monstrum i zaatakować z bliska?
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Nowa towarzyszka zdawała się nie panować nad własnym ciałem. Szła szybko, z zadartą głową, uparcie wpatrując na znajdujące się przy ołtarzu monstrum.
Lyd zgrzytnęła zębami, mrużąc powieki ze wściekłości. Zamiast jednej osoby miała do uratowania dwie i nie uśmiechało jej się decydować, która szybciej otrzyma pomoc. Podrzuciła kość w ręce i ustawiła w bojowej pozycji, celując do potwora.
Prowizoryczna broń przeszyła powietrze z donośnym świstem, wbijając się w klatkę piersiową ożywieńca. Stwór zawył dziko, zamachnął gwałtownie rękoma i począł wyrywać kość z przegniłego ciała, wydając przy tym okrutnie żałosne jęki. Lydie przez chwilę pożałowała swojego ataku. Lecz tylko przez chwilę. Rzuciła się prędko w stronę przyjaciela i, zderzając, poturlała z nim po zimnej posadzce świątyni. Nie chciała, by znajdował się w bezpośrednim kontakcie z potworem. Liczyła, że udało jej się przerwać trans poprzez przeszkodzenie w kontakcie wzrokowym. Oren nie okazywał żadnych oznak życia, więc nerwowo przystawiła ucho w pobliże ust przyjaciela i westchnęła głośno, z nieukrywaną ulgą, gdy dosłyszała cichy, niepewny jakby oddech. Poderwała się z ziemi i oceniła sytuację pośpiesznym spojrzeniem.
Kość opadała na podłogę z nieprzyjemnym chrupnięciem, przełamując się na kilka części.

Skorzystała z rozkojarzenia, spowodowanego niedawno zadanym ciosem, stwora i podbiegła do Cień. Wampirzyca zdawała się już odzyskać pełną władzę w kończynach. Rozejrzała się uważnie na boki.
- Dobrze się czujesz? – Zapytała, nie starając się nawet zamaskować troski. – Przez chwilę wyglądało to niezbyt ciekawie. Dasz radę w razie czego się bronić?
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

- Tak sądzę - odparła ponuro. "Czyli nie patrzymy się w oczy", pomyślała. Wyjęła Miecz z pochwy. Zamknęła oczy, przestawiła się całkowicie tylko na zmysł nietoperzy. Walczyła już w ten sposób parę razy, kiedy było zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć i nie było to takie trudne - i tak nieustannie wspomagała się sonarem, więc brak wzroku nie był zbyt dotkliwy.
        Pewnym krokiem podeszła do ołtarza i dla pewności przebiła stwora Mieczem. Na razie nie zanosiło się na to, by monster miał się odrodzić. I dobrze.

- Zastanówmy się nalepiej, jak się stąd wydostać - mruknęła do kobiety (jak ona w końcu miała na imię?). Wiedziała, że może już otworzyć oczy, ale nie chciała ryzykować- takich stworów mogło czaić się w pobliżu więcej. - Rozumiem, że znasz tego mężczyznę? - wskazała leżącego. - Weźmy go za ramiona i chodźmy sprawdzić, czy da się otworzyć któreś z drzwi.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Co dobrze działa na wampiry niekoniecznie sprawdza się w przypadku demonów.
Kiedy Cień oraz Lydie zaczęły podnosić nieprzytomnego mężczyznę ze świątynnej podłogi do ich uszu dobiegł szelest. Jego źródło znajdowało się w okolicy kamiennego ołtarza. Przedwcześnie uznany za martwego Mlaclitonatio podniósł pokryty posoką łeb i odwrócił go w stronę Orena. Można było zauważyć jak jego źrenice zmieniają się, rozszerzają i wkrótce pokrywają całe oko. Demon wyciągnął dłoń w stronę twarzy antropologa. Nieświadomy zagrożenia Oren zamrugał i zmarszczył brwi, jakby, mimo braku pełnej przytomności, starał się pozbyć czegoś szczególnie dokuczliwego. Wkrótce jego twarz zrobiła się szara i nieruchoma a ułamek sekundy później z gardła dobył się krzyk przerażenia. Lydie zdała sobie sprawę, że jej przyjaciel znów był w pełni świadomy. Kątem oka dostrzegł ją a strumienie łez momentalnie przecięły mu policzki.
- OStwórcoStwórconiepozwólmunatoLyd…nnn…!!! - Krzyk Orena umilkł jak ucięty nożem.
W wyciągniętej dłoni monstrum zaczęła jarzyć się coraz jaśniejsza sfera światła. Nagle w powietrzu rozszedł się odgłos przypominający uderzenie pioruna i zakrwawiony awatar Mlaclitonatio opadł na kamienną posadzkę. Znieruchomiał. Głowa antropologa zawisła luźno ale mimo to można było dostrzec, że jego klatka piersiowa wciąż się poruszała. Oddychał. Wyglądało na to, że nic mu się nie stało. Powoli i niepewnie mężczyzna wyprostował się. Silnym szarpnięciem przyciągnął obie ręce do siebie, uwalniając się z obu chwytów jednocześnie. Kiedy podszedł do Cień, opuszczając zacieniony fragment otoczenia, półwampirzyca mogła dokładnie zobaczyć jego twarz. Uśmiechał się w brzydki, nieprzyjemny sposób. Zamiast przerażonych, szeroko otwartych oczu wpatrywały się w nią dwa smoliście czarne punkty.
Mężczyzna nagle odwinął się a jego pieść wystrzeliła w stronę drugiej kobiety. Ruch był za szybki jak na zdolności uniku Lydie. Cios trafił ją w brodę, szczęknęły zęby, runęła do tyłu jak trafiona dębowym taranem. Zobaczyła serię jasnych błysków. Zanim zapadła ciemność zdążył jeszcze pomyśleć, że jak na przesiadującego w bibliotekach mola książkowego ma wyjątkowo mocny sierpowy.

***

        Obudziły ją odgłosy walki. Rozchylali powieki. Kilka metrów przed nią klęczało kolejne wcielenie „bóstwa” Mlaclitonatio. Twarz Orena Skelarda zwrócona była ku dołowi, gdzie przybita do podłogi własnym mieczem leżała Cień.
- To była dobra walka. Szkoda byłoby pozbawiać świat tak utalentowanej wojowniczki. – demon powolnym ruchem rozwarł i zacisnął palce, poprawiając chwyt na rękojeści broni. – Ale to już będzie zależeć od decyzji twojej koleżanki. – powrócił wzrokiem do drugiej kobiety. – Nasz wspólny znajomy miał na twój temat sporo ciekawych rzeczy do powiedzenia, Lydie Myriel. Czy wiedziałaś, że od dawna zbierał informacje o tobie oraz twoim ojcu dla Ligi Magów? Nie, oczywiście, że nie. Każdy szpieg wie, że dyskrecja jest najważniejsza. Niestety, czasami to nie wystarcza. – Nie odwracając wzroku przekręcił lekko miecz i uśmiechnął się. Uśmiech miał lepki i śliski. – Znałem twojego ojca z czasów, kiedy jeszcze nosił białe skrzydła. To on i jego oddział zamknęli mnie w tym podziemnym jeziorze. To przez nich nie mogę opuścić granic rezerwatu. Próbowałem na wszelkie sposoby złamać pieczęć, niestety zaklęcie zostało zawiązane z użyciem jego krwi. Czekałem długo. Bardzo długo. Aż pewnego dnia, dzięki niedobrowolnej pomocy pana Skelarda, pojawiła się nowa możliwość.– rysy twarzy Orena stężały a głos stał się twardy i zimny. – Zawrzyjmy układ, bohaterko. Wampirzyca i człowiek przeżyją ale najpierw musisz coś dla mnie zrobić. Wpuść mnie do swojego umysłu. Kiedy uczynię z ciebie moje naczynie bez problemu wydostanę się z rezerwatu, poza obszar działania wiążącego mnie zaklęcia. Niestety ze względu na twoje niebiańskie pochodzenie nie mogę uczynić tego samowolnie. Potrzebuję twojego świadomego zezwolenia. Obiecuję, że odstawię cię bezpiecznie poza granice wioski. Jeśli odmówisz, cóż, pozabijam was wszystkich po kolei. - Mlaclitonatio oparł się całym ciężarem na rękojeści broni, przesuwając ostrze nieznacznie ku górze. – Lepiej pośpiesz się z decyzją. Sadząc po ilości krwi wypływającej z twojej towarzyszki wkrótce jej zdolności regeneracyjne mogą nie wystarczyć.
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Leżała na zimnej posadzce, otępiona uderzeniem. Szczęka bolała ją okrutnie, a w ustach wyczuła nieprzyjemny, jakby metaliczny posmak.
Podniosła się z ziemi i, widząc pochylającego się nad wampirzycą opętanego, oprzytomniała wręcz natychmiast. Na spojrzenie czarnych jak podziemne jezioro oczu po plecach przebiegł jej zimny dreszcz.
Wysłuchała całego monologu w zupełnej ciszy, a na jej twarzy z każdym kolejnym zdaniem odmalowywało się coraz większe zdziwienie. W środku wręcz dygotała ze złości i ciekawości. Przedsięwzięła sobie jednak nie okazywać emocji. Przynajmniej nie nazbyt dosadnie.
„Cudownie” rzuciła cierpko, przeklinając swoją osobę w myślach. „Oren był szpiegiem. Wspaniale. Lyd, oficjalnie stwierdzam, iż jesteś najgłupszym i najbardziej naiwnym człowiekiem na świecie.”

Przymknęła lekko oczy. Szczerze powiedziawszy, układ nie wydawał się zbyt korzystny.
„Naczyniom” rzadko udawało się przeżyć…
- Mój… Ekhm, ojciec, nie uwięził cię tu bez przyczyny. Ilu ludzi już pozbawiłeś życia? – Usilnie starała się nie spoglądać na twarz przyjaciela, tak bardzo zmienioną przez zamkniętego w ciele demona. Usłyszała, jak strasznie drży jej głos. Spojrzała na ciągle rosnącą wokół ciała Cień szkarłatną kałużę i poczuła, jak coś mocniej zacisnęło zimną pięść na jej sercu.
- Co mam dokładnie zrobić?
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Mlaclitonatio uśmiechnął się samymi oczami. – Doskonale. - Najwyraźniej usłyszał tylko ostatnią część wypowiedzi kobiety. Podniósł się z ziemi, przyciskając dodatkowo miecz, by jeszcze mocniej wszedł w podłogę. Będąc już wyprostowanym spojrzał z góry na półwampirzycę i zmarszczył czoło. – Masz szczęście tropicielko. Dzięki uprzejmości tej młodej damy pożyjesz jeszcze kilka dekad dłużej a na dodatek dostaniesz coś na zaleczenie tej paskudnej rany. Zdrową porcję krwi. – demonstracyjnie klepnął otwartą dłonią w wewnętrzną część swojego przedramienia. – Nie martw się, zabieram waszą łódź więc po moim odejściu człowiek nie ucieknie ci daleko. Jeśli będziesz umiała opanować swój głód, kto wie, może przeżyjecie to oboje? – zarechotał tubalnie, po czym odwrócił się i podszedł prosto do Lydie. Przykucnął przy niej i luźno oparł ręce na kolanach. – Pora ruszać na powierzchnię. Zbyt długo nie widziałem świata zewnętrznego, zbyt długo.
Wyciągnął przed siebie dłoń nad którą zaczęła kształtować się kula iskrząca się jasnoniebieskim blaskiem.
- Patrz na światło. Nie odrywaj od niego wzroku. Kiedy poczujesz, że moja świadomość zaczyna przejmować nad tobą kontrolę nie broń się. Pamiętaj o naszej umowie.
Blask energii gromadzącej się na dłoni antropologa stawał się coraz ostrzejszy.
- Patrz na światło.
Lydie odruchowo spróbowała zasłonić się rękoma ale słysząc słowa demona opuściła je. Czuła jak do jej umysłu zaczyna wdzierać się jakaś obca siła. Coś obcego i bardzo starego. Coraz trudniej było jej skoncentrować się na czymkolwiek. Zaczęła tracić czucie w kończynach. Świat przed oczami stawał się coraz bardziej zamazany. Wszystko okrywa teraz jasnoniebieska poświata.

***

        Kiedy odzyskała przytomność ze wszystkich stron otaczał ją piasek. Zacisnęła z całej siły powieki kiedy ostre światło zaczęło zalewać ją z każdej strony. Przebywając pod ziemią jej oczy odwykły od pustynnego słońca.
Wyglądało na to, że po opuszczeniu rezerwatu Mlaclitonatio nie zamierzał zabić jej od razu. Zamiast tego pozostawił ją gdzieś pośrodku morza piasków, by oszalała z gorąca i umarła powolną śmiercią z pragnienia.
Tak, jej ojciec musiał mu wyjątkowo zaleźć za skórę.
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

- To było do przewidzenia – wyszeptała zachrypniętym głosem. Miała wrażenie, że gardło zdążyło już zeschnąć na wiór, z popękanych od gorąca warg sączyła się kropelkami krew. – To było nadzwyczaj pewne. Dzięki tatku – posłała oczy ku górze, w stronę rozżarzonego słonecznymi promieniami nieba, po czym przeniosła wymowne spojrzenie pod nogi. – Doprawdy, wielkie dzięki.
Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła już na pustyni, w skwerze i upale. Wiedziała jedno – miała jej perfidnie dosyć, ale jak to w takich przypadkach bywa – pustynia zdawała się wcale nie mieć dosyć dziewczyny i coraz bardziej zachęcała do pozostania razem ze swoimi złotymi piaskami. Tak mniej więcej na zawsze.
Wypuściła demona. Pewnie cholernie potężnego demona, który kichnięciem może doprowadzić do zawalenia się miasta.
„Szlag by to trafił” pomyślała gorzko, nawilżając spuchnięte usta językiem, który sam potrzebował natychmiastowego zwilżenia. Napadła ją mało przyjemna myśl, że skoro wypuściła tego przeklętego Mlaclitonatio, to posiadał on teraz wręcz wolny wstęp do Otchłani. Oraz, że najpewniej wyraża wielką ochotę nieźle otłuc rzyć jej… Tatusiowi.
- Jesteś głupia – rzuciła w przestrzeń. – Tak niesamowicie głupia, iż najgłupszy człowiek na świecie w twoim świetle wypada o niebo lepiej.
Miała jedynie nadzieję, że „bóg” dotrzymał słowa i puścił wampirzycę oraz Orena wolno. Po kimś takim można się było jednak spodziewać wszystkiego, więc nie oczekiwała szczęśliwego zakończenia całej tej historii.

Nagle na kolejnej z rzędu, jakże niespodziewanej, piaszczystej wydmie dostrzegła zarys jakiejś postaci, ubranej w jasny, najprawdopodobniej czerwonozłoty płaszcz.
„Fatamorgana” przebiegło przez głowę dziewczyny. „Źle ze mną. Bardzo źle. Pewnie zaraz zacznę „pić” piasek, otumaniona własnym pragnieniem. Ciekawe, czy jeżeli podejdę bliżej, to zniknie?”
Nie pozostało jej nic innego, jak się przekonać.
Awatar użytkownika
Cień
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pół wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cień »

        Udało jej się powstrzymać. Odłożyła ciężko dyszącego człowieka na bok, wciąż jednak przytomnego. Za jakiś czas zdoła wstać i może nawet się wydostanie. Tymczasem Cień postanowiła zatroszczyć się o siebie. Wspięła się po ścianie aż na sufit. Tamtędy, niczym ogromny pająk, przemierzała korytarze, przeszła też nad jeziorkiem. Jej rany, dzięki świeżej krwi, już się zasklepiły. W końcu, po kilku godzinach mozolnego pełzania, dotarła do upragnionego wyjścia. Dopiero wtedy zeskoczyła na podłogę i szybkim krokiem zaczęła się oddalać. Niestety, nie wiedziała, gdzie demon powiódł kobietę, a trop zapachowy był już zbyt słaby, by za nim iść. Zresztą, Cień wątpiła, by udało jej się pokonać demona, szczególnie, że teraz była słabsza niż przy pierwszym starciu. Ruszyła więc w kierunku wioski. Teraz pozostawało tylko zawiadomić Klany o tym, że tajemniczy kult za niedługo się rozwieje - za to na wolności znalazł się potężny demon, którego może warto by zlikwidować. Ale tym pewnie zajmie się jakiś uzdolniony magicznie wampir, nie ona.

Ciąg dalszy: Cień
Awatar użytkownika
Lydie
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lydie »

Była zaskoczona.
Tym że doszła, że przeżyła. Że z pustyni wyprowadziło ją… Przywidzenie. Bo czymże innym, jeżeli nie iluzją, mogła być czerwonawa zjawa, dzięki której bezpiecznie dotarła do granic wioski?
W miasteczku praktycznie nic się nie zmieniło. Wszystko znajdowało się w takim samym stanie, w jakim pozostawiła je tu nocą. Tylko Elfów było jakoś nad wyraz mało, nieliczni spacerowicze wyglądali, jakby z domostw wyszli bynajmniej nie po to by zażyć przyjemności z ruchu. Wędrowali prędko, zmierzając w, tylko sobie znanych, jasno określonych kierunkach.
Weszła do środka. Nie zaprzątając sobie głowy czymś tak zbędnym, jak chociażby powiadomienie któregoś z pracowników o powrocie. Tak w sumie mogłoby to wyglądać dość dziwacznie, zważywszy, iż hotelu nie opuściła dobrowolnie...Udała się więc prosto do swojego pokoju, starając jak najmniej hałasować. Pochwyciwszy wszystkie graty i tobołki, przewiesiła przez ramię łuk i przypięła do pasa kuszę.
- Od razu lepiej - zamruczała niemalże z czułością, przejeżdżając dłonią po drewnie.
Wybiegła z budynku śpieszno, rzucając na ladę klucze, które zabrzęczały cicho w akompaniamencie metalicznego dźwięku monet.
***
W jaskini nie odnalazła niczego, co mogłoby wskazywać na obecność demona bądź jakichkolwiek istot żywych, nie wyczuwała żadnych wibracji magicznych.
Znalazła Orena po drugiej stronie jeziora. Bladego, z podkrążonymi oczami, przerażonego niemalże na śmierć. Nie był w stanie złożyć chociażby jednego, w miarę poprawnego zdania. Pomogła mu wstać i wsiąść do magicznej łódki, którą miała nadzieję widzieć po raz ostatni w życiu. Właśnie w tym momencie poczuła, jak wdzięczna jest wampirzycy.
Za to, że udało się jej powstrzymać oraz za to, że Lyd miała jeszcze po kogo wrócić. Uspokoiła roztrzęsionego przyjaciela magią, gdyż słowa pocieszenia i otuchy zdawały się do niego nie docierać.
Dali radę.
Doszli do miasta, z którego od razu przeszli w stronę Teleportu. Chociaż sama miała ochotę na powrót konno, wolała nie męczyć Orena dodatkowymi wybojami i nierównościami na drodze.
W końcu wracali do domu.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości