przez Swain » Cz lip 12, 2018 2:33 pm
Dostanie się do cel więziennych nie było takie łatwe jakby się przypuszczało. Swain musiał spędzić trochę czasu na zasięgnięciu języka i sypnąć groszem. Ale przynajmniej się udało, choć jego położenie było ciężkie to i praktyczne. Siedział na samej górze muru odgradzającego dziedziniec straży od cywilnych ulic. Wiał mocny wiatr, a upadek z tej wysokości groził śmiercią. Dlatego Swain musiał pozostawić większość swojego ekwipunku w ukryciu, zostawił sobie tylko miecz, do ewentualnej obrony. Z miejsca w którym był, mógł swobodnie obserwować, kiedy strażnicy zmieniają wartę i jak patrolują resztę kompleksu. Choć patrolowanie to było złe słowo, nikomu się nie chciało tak po prawdzie wykonywać swojej pracy w tym miejscu. W końcu, kto by chciał pakować się tu, gdzie jest najwięcej straży? Najwidoczniej ojciec krnąbrnej córki. Przynajmniej leniwa postawa straży była mu na rękę.
Gabriel zawiesił się na murze, próbując wyczuć stopami odchylone cegiełki, które miały mu pomóc zejść. Znalazł jedną, potem drugą i tak dalej. Czuł się jak młodzik uciekający z domu kochanki, kiedy jej rodzice wrócili, tylko w bardziej niebezpieczny sposób. Gabriel prawie nie miał czegokolwiek się chwycić. Opuszki palców aż drżały od ciężaru jakie musiały znieść. Jeden błąd, jeden zły krok lub chwyt i Swain mógł poczuć się jak ptak... zestrzelony ptak.
Późna godzina wieczorowa pomagała mu zamaskować swoją obecność. Zachodzące słońce na horyzoncie rzucało cień w miejsce gdzie się znajdywał, musiał tylko pozostać cicho do końcowego stopnia. Nagle usłyszał głosy dochodzące z okna będącego pod nim, trochę bardziej na prawo. Teoretycznie miał teraz szansę zeskoczyć na dach jednego z budynków i spróbować się wgramolić do jednego z okien, ale skoro usłyszał głosy w jednym z nich, to ten pomysł odpadał. Nawet sam skok mógłby narobić rabanu. Jeszcze tego brakowało, by trafił na słabą konstrukcję i wleciał do pomieszczenia przez sufit, witając się ze wszystkimi wewnątrz. Musiał wytrzymać, ale i tak czekał go niemały skok. Pod jego stopami zabrakło wysuniętych cegiełek. A znajdował się jakieś cztery, może pięć metrów nad ziemią, między murem a ścianą budynku, który chyba był jakimś magazynem. Gdy się przygotowywał do skoku, zauważył samotnego strażnika przechodzącego pod nim. Na złość Gabrielowi, zatrzymał się tuż pod nim, by zapalić, fajkę? Tak, Swain poznał ten zapach bez namysłu. Palił żółte ziele w trakcie służby, inaczej by się tu nie chował. Strażnik się oparł o mur i zrelaksował, kiedy Swain z ledwością się utrzymywał w miejscu, jego palce już drżały z zmęczenia a nogi odmawiały posłuszeństwa w takiej pozycji. Wyglądał jak sprasowana żaba rzucona o mur. Strażnik z pewnością nie opuści tego miejsca prędko, Swain musiał zeskoczyć czy tego chciał czy nie. Szybko obrócił się plecami do muru i osunął się w dół na strażnika. Nim ten się spostrzegł, dostał od Gabriela kolanem i później łokciem w głowę pozbawiając go przytomności. Swain upadł na ziemię wraz z nim, ale przynajmniej taki upadek był bardziej miękki. Problem leżał tuż pod nim. Swain miał nadzieję, że nikt nie zobaczy strażnika, a jak już tak się stanie, to wina zostanie zrzucona na fajkę, którą palił. Chociaż, każdy wie, że żółte ziele nie pozbawia przytomności, to ta sprawa zostanie pod znakiem zapytania.
Gabriel ułożył strażnika, tak by był oparty o mur, a w ręku trzymał wypaloną fajkę. ''Może to pomoże'' - pomyślał.
Zostawiając za sobą nieprzytomnego mężczyznę, ruszył wzdłuż muru w zgarbionej pozycji. Starając się unikać wzroku innych przypadkowych strażników, sunął przed siebie aż do budynku, w którym mieściły się cele pod ziemią. Teraz musiał tylko, wdrapać się do okna nad nim, którego nigdy nie zamykają z powodu duszności i stamtąd zejść w dół przez parter. Podobno mało kto tam przebywał, ale za to przed wejściem do piwnicy z celami, wisiały klucze.
Gabriel oddalił się o parę koków w tył i z rozpędem naskoczył na mur próbując chwycić się parapetu okna. Udało mu się, ale wisiał jak świąteczna ozdoba. Z ledwością podciągnął się i zauważył, że drzwi prowadzące na korytarz i pewnie na schody prowadzące w dół, były uchylone. To dobrze.
Wychodząc na korytarz niedużego budynku znalazł się w prawie całkowitej ciemności. Nikt nie oświetlał tego piętra, przez co Swain musiał zdać się na instynkt i trzymając się ściany szukał zejścia. Gdy w końcu znalazł wyjście, podsłuchał rozmowę dwóch strażników z dołu. Nic ciekawego, zwykłe rozmowy na temat swoich kobiet i typowe marudzenie na pracę. Swain zszedł jeszcze niżej, gdzie znalazł się na półpiętrze. Lekko wychyliwszy spróbował dostrzec niebezpieczeństwo, którego i tak nie znalazł. Wszedł na parter, trochę dalej od głównego wejścia, gdzie znajdowała się recepcja. Z pewnością ktoś tam przebywał, tylko z tej strony nie miał widoku na korytarz, co zapewniało Gabrielowi spokojny, lecz cichy pobyt na korytarzu, na którym mógł poszukać wejścia do cel.
- Są - wyszeptał Gabriel, widząc pęk kluczy zawieszonych przed drewnianymi drzwiami. Zabrał je wszystkie i próbował każdego klucza z osobna do otwarcia drzwi. Spieszył się, nie wiedział który jest właściwym a w tym miejscu był odsłonięty z dwóch stron. Z jego prawej i z tyłu od strony wejścia. Gdyby go tu nakryto, miałby wąskie opcje do obrony. Gdy przekręcił żelazny klucz, drzwi zwolniły zasuwę i stanęły otworem. Swain wślizgnął się za nie i zamknął. Przed nim kolejne schody prowadzące w dół i kraty. Kolejna zgaduj zgadula z kluczami i kolejne otwarte przejście, zajęło Gabrielowi nie więcej niż dwie minuty. Udał się przed siebie, mając widok na cele po przeciwnych stronach. Były słabo oświetlone, więc musiał prawie wchodzić do nich, by dostrzec kto się w nich znajduje. Jak na razie, nie widział nikogo, kto by był przynajmniej podobny do elfki. Ale Swain miał teraz inny problem, którego nie przewidział. Gdy się przyglądał każdej celi, co poniektórzy więźniowie zdążyli zauważyć, że nie był strażnikiem, co pozwoliło im na dość śmiałe krzyki typu" Uwolnij mnie! Nie, to mnie uwolnij! Swain poczuł presję, jeśli ci się nie zamkną to zaraz skończy tak samo jak oni. Pospieszył się w swoich poszukiwaniach. Paru z więźniów wysunęło swoje ręce zza krat by chwycić Gabriela i jego pęk kluczy, ale on trzymał już dystans od cel.
Będąc prawie przy końcu, zauważył siedzącą elfkę przy ścianie. To była ona, ale jej oczy błyszczały w inny sposób. Teraz Gabriel dostrzegł, że to nie była elfka tylko kolejny z rasy tych jaszczurów podających się za elfów. Ale skoro tak, to czemu sama jeszcze się stąd nie wydostała? Z tego co wiedział, to osobnicy pokroju jej rasy posiadają zdolności wykraczające poza normalność. Swain nie miał czasu na myślenie o takich rzeczach, sprawdzał kolejne klucze.
- Uwolnię cię stąd, ale ty musisz mi pomóc - powiedział w pośpiechu sprawdzając, co kolejny klucz, do charakterystycznego odgłosu zasuwy.
Więźniowie stawali się coraz głośniejsi, co w końcu doprowadziło do tego, że jeden ze strażników przyszedł sprawdzić co się dzieje.
Gdy zauważył, co się wyrabia i dostrzegł Swaina na końcu korytarza, próbującego wyzwolić zmiennokształtną, usłyszał ''klank'', a zasuwa krat zwolniła się.
-

Swain
- Błądzący na granicy światów
-
- Inne Postacie: Ravaan, WeKona, Swain, Sarethias, Rhavant, Revan, Viktor, Raveth, Nihil, Skarliath, Krane, Estor,
Rasa:
Aura: Emanacja wygląda na słabą, jednakże kryje w sobie jeszcze pewien potencjał, nie jest on widoczny na pierwszy rzut oka. Dopiero pod silnie żelazną powłoką, będącą w niektórych miejscach nieco wytartą, widać ruch. Pchane podmuchami wiatru drobinki miedzi oraz srebra wirują w szaleńczym tańcu wraz z kobaltowymi liśćmi, które wydają z siebie cichy szept, jakby jakąś tajemniczą melodię lub zaklęcie. Czasami szmaragdowe światło znika na rzecz rubinowego. Nie pozwala jednak tak po prostu się zmienić, przez co można podziwiać, jak oba odcienie mieszają się, przypominając zorzę. Walce towarzyszą iskry oraz podwyższona temperatura, niebędąca jedynie wynikiem emocji. Zależnie od blasku, który ostatecznie otuli aurę, można wyczuć woń ludzkiego potu lub zapach dziwny, obcy, niebędący podobnym do niczego co ludzkie. W dotyku bardzo twarda i jednocześnie wciąż odważnie giętka i z dumą prezentująca swe ostre brzegi. W niektórych miejscach bywa aksamitna, w innych zaś chropowata, nie kryje się jednak z żadnym z nich, akceptując swój wygląd. Zostawia po sobie lepki posmak, sprawiający, iż wciąż wraca się myślami do tejże emanacji.
Wygląd: