Grydania[Droga z wioski do miasta] Kiepski początek przygody...

Mała wioska położona na Równinach Andurii. Mieszka tutaj niewiele osób, bardzo spokojne miejsce mimo iż odwiedzane przez wielu podróżnych.
Moderator Strażnicy
Awatar użytkownika
Quidditch
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Artysta , Bard
Kontakt:

Post autor: Quidditch »

        Podniecenie i ekscytacja chłopca na aprobatę Lieselotty była tak wielka, że również nie zauważył kusznika strzelającego do niej. Lecz gdy usłyszał skamlenie swojego psiego towarzysza natychmiast podbiegł do niego i przytrzymał rękę w miejscu, w którym był wbity bełt w ciało zwierzęcia. Spróbował wypowiedzieć proste zaklęcie lecznicze.
Zrobił tak ponieważ nie miał żadnej dalekosiężnej broni. A wiedząc, że Lieselotta jest w pobliżu postanowił skupić się na Rufim i zaufać zdolnością elfiej smokołaczki. Na szczęście rana nie była zbyt głęboka, a Liza okazała się nad wyraz sprytna i z uznaniem Quid przysłuchiwał się jej ''wołaniem o pomoc'', o czym sam nie pomyślał, chociaż pewnie by tak postąpił na jej miejscu, z czego nie był dumny, ale cieszył się, że przynajmniej nauczył ją jak wykorzystywać pewne atuty i sytuacje na swoją korzyść.
Zaraz po tym jak strzelniczy rozbójnik zniknął z zasięgu wzroku, chłopak się zmobilizował i tak jak go uczono w świątyni, udzielił pierwszej pomocy swoim towarzyszom. Co trzeba przyznać nieźle mu wyszło.
        - Nie traćmy czasu. Jeżeli to faktycznie był jakiś niedobitek od Dario, to może ich być więcej, trzeba nam się wydostać z miasta niezauważonymi, chociażby do tego stopnia by nikt nas nie śledził. - Quid zaczął rozglądać się nerwowo. - Musimy wrócić do miejsca gdzie się spotkaliśmy. Chodzi mi o drogę prowadzącą do miasta, tam gdzie grałem moją ulubioną pieśń. Schowałem tam pierwszy fragment mapy. No wiesz… jakby miejscowi strażnicy chcieliby przeszukać moje kieszenie lub ktoś bardziej ''utalentowany'' w działalności przestępczej by mnie oskubał. Nikt poza Rufim i mną o nim nie słyszał, ale gdyby ktoś się na niego natknął to na wszelki wypadek zabezpieczyłem go drobnymi pułapkami i zwodniczą magią ze zwojów, które podarowali mi moi nauczyciele ze świątyni.

        Będąc w drodze powrotnej przez las, Quid opowiedział Lieselottcie o tym jak to odnalazł cześć mapy w zakurzonym domu pewnego arcymaga. I o tym jak to zręcznie podczas jego nieobecności ''pożyczył'' kilka magicznych ksiąg, które i tak musiał spieniężyć by starczyło mu na przeżycie w trudnych warunkach, jakie były obecnie w Grydanii a także jego rodzinnym mieście, a raczej wsi, która nie miała nazwy i po prostu mówiono na nią ''wieś w pobliżu Andurii". Jednakże nie mógł zapomnieć o swoich rodzicach i z tego co wiedział skarb był czymś, co było w pewnym sensie z nimi powiązane. Ojciec chłopaka często wspominał, że kiedyś wielkie skarby były źródłem nie tylko wspaniałego bogactwa, ale i magicznych artefaktów pomagających w dążeniu do celów niedostępnych zwyczajnym śmiertelnikom. A z tego co zdążył przestudiować Quidditch w księgach, można było się domyślić, że im większe niebezpieczeństwo tym większa szansa na odnalezienie potężnych przedmiotów. Poza tym Quid zawsze chciał zostać poszukiwaczem przygód, takim jak w opowieściach o błędnych rycerzach czy też sławnych bohaterach.
        - Nie wiem czy to dobry moment, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że poszukuję skarbu dlatego, że moi rodzice zniknęli jak kamień w wodę i choć wielu sądzi, że już nie żyją, ja wciąż wierzę, że istnieje chociaż niewielka szansa na ich odnalezienie. A z tego co czytałem skarb ten może spełniać najskrytsze marzenia, a moim największym jest posiadanie prawdziwej rodziny, a nie takiej jaką mi podarował Dario. Nie spodziewam się, że mnie zrozumiesz, ale przynajmniej wiesz z kim chcesz podróżować i czego możesz się spodziewać. Chociaż znając mnie i Rufiego pewnie nie raz cię zaskoczymy.

        Gdy już cała drużyna była na miejscu, zapadał zmrok. Oczy Quida był przystosowane nawet do większych ciemności (bo w końcu w nocy najczęściej ''pracował'') i z łatwością znalazł fragment mapy, co było nie tylko zasługą wzroku, co także pamięci i znaków pozostawionych tam przez chłopca.
        - Widzisz? Długo musiałem to zabezpieczać, choćby po to żeby nikt nas nie ubiegł. Teraz tylko musimy znaleźć się na głównym szlaku i zorientować się gdzie aktualnie jesteśmy, bo samo to, że jest tu droga handlowa w okolicach Grydanii niezbyt dokładnie określa nasze położenie, a przynajmniej nie zaznaczono jej na tej mapie. Jak już mówiłem, musimy wyruszyć, do miejsca zwanego Wybrzeżem Cienia, tam ponoć jest sporo skarbów, ale z tego co wiem większość jest niedostępna dla nieznających szczegółowej drogi, bowiem nieostrożni trafiają tam tylko na swój własny grób. Skoro wiesz już jakie jest ryzyko i korzyści, mam czyste sumienie… Możesz wiec podążyć za mną a ja będę spełniał rolę przewodnika. Wiedz bowiem, że niestraszne mi są przeszkody, choć po prostu staram się je omijać w tym dziwnym i skomplikowanym świecie, bo tak jest mi łatwiej. Rufi, do nogi! Czas na podróż po nieznanych lądach!
Awatar użytkownika
Lieselotta
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lieselotta »

Nie zwracając uwagi na kulejącą nogę, Lieselotta uważnie wsłuchiwała się w historię Quida. Odnalezienie w czyimś domu kawałka mapy prowadzącej do skarbu potwierdziło wcześniejsze przypuszczenia smokołaczki - Quidditch to prawdziwy farciarz, pomimo młodego wieku. Zdobyć coś takiego w jakikolwiek sposób to z pewnością doskonała okazja na wzbogacenie się, czy, jak sam wspomniał, zagarnięcie jakichś magicznych artefaktów. Obie opcje wydały jej się niezmiernie kuszące, lecz tym, co pociągało najbardziej była sama przygoda. Wyprawa po skarb mogła kryć w sobie mnóstwo niebezpieczeństw, równie motywujących dla Lizy, co odstraszających dla pozostałych śmiałków.
- Ach tak... - Zerknęła na chłopaka. Od początku jej się wydawało, że jego determinacja ma jakiś większy cel, niż tylko chęć wzbogacenia się. Z tego powodu nie zaskoczyła się zbyt mocno słysząc, o jego poszukiwaniach. Zapewne sama czepiłaby się wszelkich środków, chcąc uratować swoich rodziców. Na myśl o nich, przypomniała sobie, jak wiele czasu minęło, odkąd się rozstali. Sześć... może siedem lat. To więcej, niż się jej na początku zdawało. To więcej, niżeli by tego chciała... - Skarb... może nie być tym, czego szukasz. Nie masz stu procentowej pewności, że dzięki niemu odnajdziesz rodziców, a jednak porywasz się na to. - Uśmiechnęła się zadziornie. - No, to mi się podoba!

Dotarłszy na miejsce, Liza uważnie obserwowała dalsze poczynania jej młodocianego kamrata. Poruszał się sprawnie... jak na człowieka. Wyglądało na to, że "wyrobił się" i ciemność nie przeszkadzała mu tak, jak wielu innym. Smokołaczka oczywiście również nie miała z tym problemów, choć to głownie z racji swojego, bliskiego zwierzęciu, pochodzenia.
Quidditch z łatwością znalazł ukrytą część mapy. Lieselotcie rzecz jasna zajęłoby to o wiele więcej czasu, gdyż przecież nie znała jej lokalizacji. Gdyby nie miała przy sobie Quida, z pewnością (po raz setny) pomstowałaby na brak zmysłu węchu. Choć nigdy nie zaznała tego uczucia, to wiedziała, że wyczuwanie zapachów (w szczególności tych przyjemnych) jest czymś niesamowitym. Trudnym do wyobrażenia, przez co tak upragnionym, ale, niestety, nieosiągalnym. Nie dla niej...
- Masz ty zapał! - Roześmiała się, może nieco za głośno, jak na tak późną porę. Chwilę później ziewnęła przeciągle, przecierając w międzyczasie dłonią zaspane powieki. - Ten dzień był dość męczący, Quid. - Przypomniała, mając w pamięci swoje ostatnie przeżycia. Ucieczka z więzienia, latanie na tak długie dystanse... tony piachu, braki w sakiewce oraz pusty żołądek. Następnie walka z szefem zbójów i oberwanie bełtem. Wszystko to sprawiło, że pomimo swojej nadludzkiej wytrwałości, nawet Lizie wyczerpała się w pewnym momencie niemal cała energia. - Nie wiem, co o nas słyszałeś, ale smokołaki też potrzebują czasem wypocząć. Proponuję odłożyć wszystkie plany na jutro.
Awatar użytkownika
Quidditch
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Artysta , Bard
Kontakt:

Post autor: Quidditch »

        Quid zawsze był porywczy jeżeli chodzi o entuzjazm. Czasami chodził w kółko przez cały dzień w poszukiwaniu zarobku i nie odczuwał zmęczenia. Tak samo było gdy był jeszcze mały i jego rodzice ganiali za nim by poszedł do żłobka - co naprawdę śmiesznie to wyglądało, bowiem latał nagusieńki po cały domu i zazwyczaj dopiero kiedy zapadał późny zmrok kładł się do łóżka swoich rodziców i tam zasypiał.
        - Wiesz, to dziwne. Zawsze gdy mam jakiś cel nie jestem w stanie się powstrzymać, by go dopełnić do końca. Ponoć czasami jest to uciążliwe dla innych, ale ja nie widzę w tym problemu… No dobrze, mój organizm może nie potrzebuje odpoczynku tak często jak inne, ale też nie jest tak dobrze zbudowany jak na przykład twój. Więc mogę walczyć cały dzień z chochlikiem bez skutku, a ty powalić go jednym ciosem w ułamku sekundy.
        Uśmiech na twarzy Quidditcha był szczery i zaprawdę miał jeszcze sporo energii jak na człowieka, jednak postanowił posłuchać rady smokołaczki i wykorzystać swój wigor do rozbicia obozu. Poprosił Lizę o jeszcze trochę wysiłku i o podążanie za nim i Rufim nad pobliską zatokę.
        - Tak, to tutaj! Widzisz te świetliki nad jeziorem? Prawda, że wyglądają pięknie? A te splecione drzewa? Kołyszą się majestatyczne w rytmie wiatru. I te kamienie pokryte mchem są naprawdę urocze, i… i… to miejsce zawsze mnie uspokaja. Tak! Och… - Quid nagle ziewnął jakby upłynęły całe weki od jego ostatniego odpoczynku. Jednak miał wystarczająco dużo w sobie zapału i zaangażowania by wspólnie uzbierać z okolicy niezbędne surowce do stworzenia czegoś w rodzaju tipi dla siebie i Lizy.
        Gdy już znalazł wystarczająco dużo gałęzi na rozpałkę, Rufi upolował dorodnego zająca. Chłopak zauważył, że mimo zmęczenia jego towarzyszki ona również bierze czynny udział w przygotowaniach. Pomogła mu rozpalić ognisko i również upolowała sporą zwierzynę. Takie kobiety były po prostu samowystarczalne i z tego co zauważył chłopak, nie lubiła ona być na łasce innych, co od początku ich znajomości było dla Quidditcha bardzo imponujące, mimo że taka postawa dla smokołaczki była czymś naturalnym.

Ciąg dalszy: Quidditch, Rufi, Lieselotta
Zablokowany

Wróć do „Grydania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości