Grydania[Pustkowia] Życzenie pokusy

Mała wioska położona na Równinach Andurii. Mieszka tutaj niewiele osób, bardzo spokojne miejsce mimo iż odwiedzane przez wielu podróżnych.
Moderator Strażnicy
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

[Pustkowia] Życzenie pokusy

Post autor: Aaliya »

Grydania wydawała się idealnym miejscem dla Aaliyii, która nie miała sił na dalszą podróż. Zeskoczyła z konia i powłócząc nogami, schowała się pod pobliskim drzewem. Mieli ją. Jej dni są już policzone, a tak bardzo tego nie chciała. Rotohusa, z którym kiedyś coś ją łączyło, nie widziała od dobrych kilku lat. Mimo to, czasem jej się śnił. Zastanawiała się, jakby to było, gdyby spełniła jego prośbę. Teraz to jednak nie miało znaczenia. Zatrzymała się w pobliskiej chatce. Wyglądała na opuszczoną, więc nikt jej tutaj nie znajdzie. Usiłując oswobodzić się z kajdan, zraniła się boleśnie w nadgarstek. Rana po chwili sama się zagoiła, pokusy już tak mają. Chociaż nie ukazywała się za dnia nikomu w swojej naturalnej postaci, tylko przybierała wygląd różnych ludzkich kobiet, i tak nie miała najmniejszego problemu z regeneracją. Kajdany mocno trzymały, męczyła się z nimi bite pół godziny, nim znalazła coś na tyle małego a zarazem ostrego, by je otworzyć. Trzask. Kajdany spadły na ziemię. Piekielna szybko odwróciła się, rozglądając na wszystkie strony. Nie widziała wokół siebie żywej duszy.

Nastał świt. Obudziła się na twardym podłożu. Nie spała najlepiej. Przed oczami ciągle miała to, co się wydarzyło kilka dni temu. Straże pojmali ją i długo torturowali, nie zdając sobie sprawy z bezsensowności swoich działań. Mimo bólu, dzięki regeneracji nic jej się większego nie stało. Niestety, jej moc znacznie osłabła i zdążyli ostrzem przekuć jej stopę. Nim rana się zasklepiła, sączyła się z niej gęsta krew. Podejrzewała, że ślad po przekuciu pozostanie na wiele dni. Z tego powodu ciężko jej było chodzić. Znalazła kilka starych szmatek w zakamarkach chatki oraz substancję niewiadomego pochodzenia. Cóż miała zrobić, zaryzykowała i posmarowała nią obolałą stopę. Przygryzła wargi. Bolało nad wyraz, na ranie powstało kilka mniejszych, w tym bąbli, które niewyobrażalnie szczypały, doprowadzając pokusę do furii. Zawyła i położyła się na podłodze. Musiała kogoś poprosić o pomoc.

Kulejąc, podeszła do nadgniłych drzwi chatki. Właściwie, nie były to drzwi, a zwykły kawałek drewna nałożony na przód chatki, krzywo sterczący na jednym zawiasie. Przybrała formę niskiej i skromnej, bosej dziewki, nawet urodziwej, chociaż niezmiernie smutnej. Na głowie miała czepek, jak to chłopki miały w zwyczaju oraz fartuszek z paroma wzorkami w kształcie drobnych kwiatków. Włosy sięgające do ramion, gładkie, choć raczej cienkie i zniszczone, schowane częściowo pod czepkiem. Niebieskie oczy pozbawione wyrazu i błysku, rumiana jak dorodne jabłko cera oraz krągła figura czyniła z niej przeciętną śmiertelniczkę. Bez skrzydeł, rogów i w zmienionej postaci prezentowała się całkiem inaczej. Zauważyła, że nieopodal chatki znajduje się małe jeziorko. Wzięła do rąk pierwszy z brzegu kij i opierając się o niego, pokuśtykała do niego z zamiarem przejrzenia się w jego tafli. Dotykała raz po raz swojej delikatnej i drobnej twarzyczki w kształcie serca, spoglądając niedowierzająco, jakiego cudu dokonała. Teraz nikt jej nie rozpozna.

Dnie mijały jej spokojnie. Przyzwyczaiła się do swojego nowego domu, chociaż tęskno jej było do tamtego życia w Piekle. Na razie jednak nie mogła wrócić, musiała załatwić swoje ziemskie sprawy. Poza tym, i tak nie była tam zbytnio potrzebna od czasu pewnych afer powstałych ku jej uprzejmości. Inne pokusy wściekły się na nią za to, że nie potrafiła powstrzymać się przed umizgami w stronę pewnego urodziwego diabła. Miał powodzenie u pań piekielnych, a że upatrzył sobie akurat Aaliyę, z czego chętnie skorzystała w typowy dla niej sposób, to już nie było jej winą. Cóż, warto w tym momencie rzecz, że pokusa miała nadto złą opinię u swych koleżanek - nawet jak na diablicę była nad wyraz rozwiązła. Poza tym, niezmiernie lubiła knuć za plecami, co nie spodobało się reszcie grupy. I w ten oto sposób, Aaliya rozpoczęła swój ziemski padół, uwięziona w obcym ciele, z obcymi dla niej istotami, które nic dla niej nie znaczyły.

W pewnym momencie, usłyszała ciche pukanie do jej chatki. Przelękła się, biorąc do rąk sztylet, przygotowana na atak. Była ciekawa, kto zakłóca jej spokój. Wpatrywała się we właz z rosnącym napięciem.
Alter
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alter »

Minęło już kilka tygodni od wydarzeń w Turmalii. Alterowi i reszcie współwięźniów udało się dopłynąć do miasta, by tam rozstać się ze sobą. Obiecali sobie, że nigdy tu nie wrócą i nikomu nie będą opowiadać o tamtejszych wydarzeniach. Potem każdy poszedł w swoją stronę, załatwiać własne sprawy. Oberżysta wraz z kelnerką zapewne udał się do swojego lokalu, co do reszty nie był pewien. Nie dbał z resztą o to. Choć zdążył polubić Emisa, zdobył się na zdawkowe pożegnanie, po czym po prostu zniknął za murami miasta. Co do rebelii, została stłumiona i wszystko wróciło do normy. Ludzie nadal wykorzystują nieludzi, a niezadowolenie wciąż rośnie. Tak skończyła się ta historia. Takie życie - zwykł kwitować mag.

Po opuszczeniu raz na zawsze Turmalii, postanowił już nigdy więcej nie eksperymentować z teleportacją. Dopóki nie opanuje tej sztuki perfekcyjnie, nie będzie przenosić się na tak dalekie dystanse. Wciąż myślał nad tym, co mógł schrzanić w strukturze zaklęcia, że zamiast w Trytonii pojawił się na drugim końcu Alaranii. Z tego powodu stwierdził, że dostanie się do miasta bez pomocy magii. W gruncie rzeczy, nie było tak źle. Udało mi się trochę zarobić. Skarby, które ukradł zabity przez Altera złodziej pobrzękiwały wesoło w połach jego płaszcza. Na oko wycenił to wszystko na sto ruenów plus dwa Srebrne Orły, które miał w gotówce. Dla niego była to mała fortuna i zamierzał prędko ją stracić. Jako, że nie potrafił jeździć konno, wynajmował wozy, by przemieszczać się wgłąb lądu.

W końcu trafił do miejsca zwanego Grydanią. Tak mu powiedział przewoźnik. Alter wysiadł, by rozprostować nogi. Okolica była doprawdy piękna. Wioska była mała, ale zadbana, nadając miejscu folkloru. Drewniane chatki, niekiedy podmurowane, stały tutaj w sporej odległości od siebie. Niedaleko traktu płynęła rzeka, której nazwy nie znał. Dookoła rozpościerały się przestronne kwieciste polany i łąki. Gdzieś niedaleko usłyszał beczenie kozy. Całkiem mu się tu spodobało. Miał na razie dość jeżdżenia, rzyć go świerzbiła od ciągłego siedzenia na twardych deskach, więc postanowił tu zostać na jakiś czas. Przecież Trytonia mi nie ucieknie.

Był głodny. Cały prowiant, który posiadał to trochę owoców, kiszonej cebuli i butelka grogu. Wszystko to znalazł na statku, którym uciekli z wyspy więziennej. Oczywistym jest również, że wszystko to już dawno zostało zjedzone, a pozostało mu tylko odrobinę alkoholu w szklanej butli. Postanowił znaleźć jakąś gospodę. Wioska, mimo że mało było tu mieszkańców, rozciągała się naprawdę daleko. Przemierzył ją wzdłuż i wszerz, lecz nigdzie nie widział żadnej karczmy, ani nawet bajzlu. W końcu poddał się i postanowił udać do którejś z chatek licząc na to, że za opłatą dostanie jakiś ciepły posiłek. Spośród drewnianych domów, jeden z nich przykuwał jego uwagę. Stał z dala od reszty, pośród drzew. Miała w sobie coś, przez co nie mógł sobie odmówić zajrzeć do niej.

Podpierał się na swoim kosturze. Jego rubin błyszczał jasno w słońcu. Miał na sobie popielaty płaszcz, który kupił w jednej z miejscowości. Ten stary, podarty, czarny, który zabrał złodziejowi, wywalił do rynsztoka. Przesiąkł zapachem krwi i smrodem więzienia. Pod płaszczem miał swoją lnianą koszulę i długie, czarne spodnie. Ubierał się grubo, aby zakryć swoje tatuaże. Większość ludzi zwykła o nie wypytywać, a on tego bardzo nie lubił. Podszedł do drzwi chaty. Były w okropnym stanie. Pomyślał, że na miejscu gospodarza naprawiłby je, gdy tylko się zepsuły. No ale cóż, nie wszyscy są robotni. Dolnym czubkiem kostura zapukał do drzwi, które z cichym skrzypnięciem same się uchyliły. Zajrzał do środka. Było tu ciemno i panował bałagan. Wszędzie walały się jakieś przedmioty codziennego użytku. Zdziwił się. Nagle zza winkla wyszła młoda niebieskooka dziewczyna w jasnym fartuszku i czepku na głowie. Mag chciał z uśmiechem ją przywitać, kiedy zobaczył w jej dłoni sztylet. W połączeniu z jej ciekawskimi, a za razem przestraszonymi oczami robił makabryczne wrażenie. Ktoś inny uciekałby teraz gdzie pieprz rośnie, ale nie Alter. Rzadko się bał, a zwłaszcza śmiertelników. Zmarszczył brwi w wyrazie zaskoczenia i spytał:

- Przepraszam, wszystko w porządku? Nie przeszkadzam? - Brak reakcji u dziewczyny przyjął jako potwierdzenie. - Jestem podróżnikiem, szukam miejsca, gdzie mógłbym spędzić noc. Tak, wiem, wiem, słońce jeszcze wysoko, ale z chęcią pomogę w pracach domowych. To jak? Mogę wejść?

Gospodarz była najwidoczniej skołowana. Zupełnie jakby ktoś wybudził ją ze snu i zaczął wypytywać o przedziwne rzeczy. W końcu niezgrabnym ruchem dłoni zaprosiła maga do środka, sama znikając gdzieś w otchłani pomieszczeń. Alter wiedział, że coś tu jest nie tak. Czuł to. Nie wiedział jak to opisać, ale coś nie dawało mu spokoju. Zamiast strachu, czuł zaintrygowanie. Chciał się za wszelką cenę dowiedzieć o co tu chodzi. Jeszcze ta dziewczyna z nożem... Po co jej broń? Kim jest? To wszystko było dla niego niezmiernie ciekawe.

Zdjął buty przy wejściu. Postawił do pionu przewrócony wieszak i zostawił na nim płaszcz. Kostur wziął ze sobą. Nigdy się z nim nie rozstawał.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

"Spokojnie, tylko spokojnie..."
Serce dudniło jej jak oszalałe. Już myślała, że przyszli po nią, gdy tylko zaczęła czuć się bezpiecznie. Zastanawiała się, kto jej przeszkadza. Gościem okazał się wysoki mężczyzna, na oko mógł mieć jakiś metr osiemdziesiąt wzrostu. Włosy były szarego koloru, długie i błyszczące. Stał tak niepewnie, rozglądając się wokół, że Aaliyii zrobiło się go żal. Spojrzała na niego, teraz dużo uważniej. Dzierżąc kostur z lśniącym rubinem, wyglądał na bogatego maga. Pokusa ciekawa kim jest, zrobiła tajemniczą minę i uśmiechnęła się do siebie. Nie spodziewała się, że będzie mieć towarzystwo. Odłożyła sztylet, dając znak, że nie zrobi mu krzywdy.
Poprawiła czepek i dała sygnał, żeby wszedł. Co jej pozostało? Może faktycznie się jej przydać. Z trudem wstała, ale tak chyba czynią ludzie, gdy się z sobą witają, więc postanowiła wczuć się w swoją rolę. Fartuszek wygładziła dłońmi, bo zdążył się trochę wymiętosić.
- Nie radzę zdejmować butów - rzekła zamiast "dzień dobry". - Nie sprzątałam tu, pobrudzi się pan. - Zapomniała, iż sama jest bosa. Miała nadzieję, że mężczyzna nie zwróci uwagi na jej obolałą i zakrwawioną stopę, która dodatkowo zaczęła ropieć.
Następnie wyciągnęła powoli rękę, oczekując na gest powitania.
- Zatem z kim mam przyjemność? - spytała grzecznie, ściszając głos. Miała wrażenie, że są obserwowani. W myśl zasady "przezorny zawsze ubezpieczony", podeszła do włazu i dokładnie mocując na drugim zawiasie, przymknęła prowizoryczne drzwi chatki.
Odchrząknęła.
- Tak... - zaczęła, nie wiedząc co ma powiedzieć. - Owszem, przydasz mi się.
Młodzieniec twierdził, że potrzebuje noclegu. Mogła go mu udzielić, zwłaszcza, że domek nie należał do niej. Nie chciała mu tego mówić, wolała, by sądził, że to ona jest właścicielką tego skromnego dobytku. Czuła się lepiej z tą myślą, że jest panią sytuacji.
- Obierzesz ziemniaki, marchewki, ogórki i groch. Następnie wrzucisz to wszystko do gara, weźmiesz wody ze studni i podgrzejesz palenisko. To będzie nasz obiad - powiedziała do Altera, znikając w drugiej izbie, udając się na spoczynek. Musiała oszczędzać nogę.
- Podać ci krzesiwo czy sobie poradzisz? - spytała kuśtykając, celem opuszczenia pokoju.
- A, chyba zapomniałam się przedstawić. Jestem Aaliya.

"Nie wydaje się groźny", zastanawiała się, oparta o poduszkę. Gdy Alter szykował posiłek, zajęła się studiowaniem książek, jakie znalazła w kuferku przy łóżku. Liczyła na to, że znajdzie chociaż jedną wzmiankę o przyspieszeniu gojenia ran. Ta, którą miała na stopie, niezmiernie jej ciążyła. Coś jej podpowiadało, że nie tak łatwo będzie się jej pozbyć.
Odczuła nagłe zmęczenie. Pomyślała, że utnie sobie krótką drzemkę. Nie obawiała się, że człowiek sobie pójdzie, wyglądał na kogoś, kto naprawdę potrzebuje schronienia.
Wyciągnęła ze swej podróżnej torby błękitną bawełnianą bluzkę oraz długą spódnicę do ziemi koloru białego. Wolała nie ryzykować, stosując magię. Bała się, że jej tożsamość zostanie odkryta przez Altera. Na wszelki wypadek, zawsze miała ze sobą kilka fatałaszków.
Wcisnęła się w kąt izby i rozebrała to, co miała na sobie. Nie nosiła stanika, gdyż pod ludzką postacią nie miała się czym pochwalić, jej figura była dosyć przeciętna, tak że nie było na czym zawiesić oka. Szybko zdjęła lnianą bluzkę razem z fartuszkiem oraz spódnicę. Na nagie ciało nałożyła nowe i czyste ubrania, które kupiła na jakimś bazarku.
Po paru chwilach wcisnęła się pod koc i zasnęła.

Śniło jej się to, co zwykle, czyli Rotohus, którego musiała ratować. Widziała go bardzo dokładnie, zarówno jego męską sylwetkę, jak i imponujące ciemne skrzydła. Stęskniona, rzuciła się mu w ramiona, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił. Sen nie był zbyt długi, po przebudzeniu pamiętała tylko pourywane strzępki. Po godzinie obudziła się rześka jak jutrzenka, wzięła kij, żeby się na nim podeprzeć i pokuśtykała w stronę głównej izby. Posiłek już się gotował, Alter wyglądał na zadowolonego, choć jednocześnie zestresowanego. Spojrzał na nią, przygryzając wargi, oczekując najwidoczniej pochwały.
Ale Aaliya nie zdobyła się na żaden miły gest w jego kierunku. Zamiast tego usiadła na drewnianej ławie z książką medyczną w dłoni, zaś obolałą nogę wyprostowała pod stołem.
Posiłek zjedli w krępującej ciszy. Na serdeczne "smacznego" Altera, kobieta o blond włosach nawet nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się półgębkiem, siląc się na uprzejmość, ale niezbyt jej to wychodziło. Po krótkiej pauzie spojrzała na wędrowca. Nie wydawał się jakoś bardzo piękny, ale nie był też maszkaronem. Ot, przeciętny szary człowiek z pytającym wyrazem twarzy.
- Co chciałbyś wiedzieć? - spytała młodzieńca, wpatrzona w jego kostur. Chciała zadać pytanie, ale ugryzła się w język. Skoro woli chodzić z podpórką, to nic jej do tego.
Głos należący do Aaliyii był w połowie zachrypnięty, a w połowie aksamitny, co robiło piorunujące wrażenie. Raz z chęcią się jej słuchało, a za drugim razem miało się uczucie, jakby sto żyletek nieprzyjemnie jeździło po kawałku szkła.

Na zewnątrz rozhulał się wiatr i rozpadało się. Co ciekawe, nie było nawet zimno, zaś deszcz był ciepły, wręcz wiosenny. Nie zmieniało to faktu, że trzeba było czymś uszczelnić okna. Na ich nieszczęście mogło dojść do pogorszenia warunków pogodowych, a chatka i tak nie była przytulnym miejscem. Ale tym zajmie się w najbliższej przyszłości, nie miała głowy na to w tej chwili.
Alter
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alter »

Zachowanie gospodyni było dla Altera dość niecodzienne i intrygujące. Nie była to zwyczajna kobieta, widział po zachowaniu, że nie specjalnie robi na niej wrażenie obecność maga w jej domu. Zwykle ludzie zaczynają pytać, dociekać, czasem obrażać albo się płaszczyć przed nim. Ona nie. Zupełnie nie przejęła się nawet tym, że po domu chodzi z kosturem, a twarz i ręce ma wytatuowane jak pantera. Po dłuższym namyśle uznał, że to nawet lepiej - był dość zmęczony i nie miał ochoty po raz kolejny drążyć ten sam, nudny jak flaki z olejem temat.

- Jestem Alter Ateda, mag i podróżnik - odpowiedział na pytanie. Często podawał swoje prawdziwe imię, nie miał powodu by go ukrywać. Nikt go nie ścigał i mało kto go znał.

Zgodnie z poleceniami przygotował posiłek i rozpalił ognień w izbie. Aaliya, choć sama palcem nie kiwnęła, nie podziękowała mu i od razu wzięła się za jedzenie. Alter przysunął sobie taboret do stołu i przyłączył się. Zapadła beznadziejna, niezręczna cisza. W malutkiej kuchni roznosił się dźwięk uderzania sztućców o miski. Kobieta nie odezwała się słowem, on zaś myślał nad tym, co powiedzieć. Pierwsze co przyszło mu na myśl, to spytać o chorą nogę, ale pomyślał, że to byłoby niekulturalne. Nie wiedział jak się zachować, bo nie wiedział czego oczekiwać. Czemu ona nic nie mówi? Jakaś zamknięta w sobie ta dziewuszka. Alter nie lubił ludzi, z którymi ciężko nawiązywało się kontakty. Będzie musiał ją czymś sprowokować, tak bardzo lubił manipulować ludźmi. Nagle jednak Aaliya odezwała się pierwsza, widząc jego zamyślenie i pytający wzrok.

- Ja? Tak tylko... - Doszedł do wniosku, że nie powinien się niczym krępować, w końcu i tak następnego dnia zamierzał ruszyć w trasę skoro świt. Usiadł wygodniej, łokciami oparł się o blat, bawiąc się kamieniem w lasce. - Chciałem powiedzieć, że nie zabawię tu długo. Jutro z samego rana opuszczam wioskę, nie czekaj na mnie ze śniadaniem. Wybieram się do Trytonii, muszę tam z kimś się spotkać, ale to pewnie cię nie interesuje... Ciekawi mnie to miejsce, wiesz? To twoja chatka? - Dziewczyna odpowiedziała tylko niewyraźnym kiwnięciem głowy, przenosząc wzrok na książkę. - I co, mieszkasz tutaj sama? - Znów jedyną odpowiedź, jaką uzyskał, to kiwnięcie głową. Zaczęło go to irytować. Co z nią jest nie tak? - Na tym odludziu? Jak sobie sama tu radzisz? Nie widziałem żadnych zwierząt ani plantacji, pewnie jesteś jakimś rzemieślnikiem. Co produkujesz? Em, a tak w ogóle... może pomóc ci z tą nogą? Widzę, że nie jest z nią najlepiej... powinnaś ją czymś odkazić. Definitywnie. Masz może jakiś alkohol w domu?

Alter zasypał ją gradem pytań. Chciał poznać na nie odpowiedź i jednocześnie sprowokować swoją towarzyszkę do rozmowy. Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciał uzyskać. To był podstęp, którym chciał odwrócić jej uwagę. Gdy tylko Aaliya otworzyła usta, zaczął przygotowywać czar. Użył magii umysłu by przeczytać jej myśli. Jego misterny plan spalił na panewce, gdy napotkał ogromny opór jej podświadomości. Jego myśl, którą wysłał w jej stronę została od razu przez nią wykryta, uznana jako obca i od razu wypchnięta. Nie uszło to uwadze kobiety, poczuła, że coś jest nie tak. Alter w odruchu wziął gwałtowny wdech. Spojrzał na nią z niedowierzaniem. Zabrakło mu słów. To nie mogła być zwyczajna mieszczanka.
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

Tuż po zjedzonym przez przypadkowych mieszkańców chatki posiłku wydarzyło się coś niezwykłego: w pewnym momencie na niebie błysnęło oślepiające światło, wyrzucające ze swych otchłani jakąś postać spadającą teraz z ogromną prędkością ku ziemi.
I pewnie po zderzeniu z twardym gruntem zostałaby po niej tylko mokra plama, gdyby owa postać nie trudniła się w magii.

Kilka stóp nad ziemią jasnowłosy mężczyzna o twarzy wiecznego chłopca zatrzymał się z lekkością pióra, tworząc w ostatnim momencie obłok, który działając jak wielka, puchowa poduszka, uchronił go przed śmiercią.
Nim chmurka całkowicie zniknęła, mężczyzna z gracją postawił swoje bose stopy na niewielkim, obskurnym ogrodzeniu, które oddzielało wypalony do suchej ziemi, przydomowy ogródek.
Jednak zanim z niego zeskoczył, zdążył już się potknąć i przywitać z twardą glebą, nawet specjalnie się przed tym upadkiem nie broniąc. Monety przypięte do jego ubrania i nakrycia głowy, które trzymał przez cały lot w dłoni, głośno przy tym zadźwięczały.

- Niech diabli wezmą tego, który stworzył grawitację! – psiocząc pod nosem sam do siebie, zebrawszy się z ziemi, otrzepał swoje dłonie i jedwabne ubranie (które w tym momencie więcej odsłaniało, niż przysłaniało) z kurzu, po czym poprawił na głowie stożkowy, słomiany kapelusz, który ukrywał jego jasną twarz w półcieniu.
Dopiero teraz się rozejrzał.
Wokół nie było żywej duszy. Nawet ptaki w tym przeklętym miejscu nie ćwierkały.

- No i doigrałeś się, Cecilu Oomayah! Trzeba było nie pakować się do pierwszego lepszego portalu, który spotkałeś na swej drodze… Dokąd teraz? Wschód, zachód? Północ? Południe...? - Na pewno wielu by stwierdziło, że ów czarodziej nie ma zbyt równo pod sufitem, skoro rozmawiał sam ze sobą i raczej by się nie pomylili. Nawet w świecie czarodziejów uchodził za ekscentryka i dziwaka...
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Człowiek okazał się wyjątkowo ciekawski. Trudno powiedzieć, czy zdenerwował tym pokusę. Wolała skupić się na posiłku, niż rozmawiać z nim. I tak wkrótce wyruszał w dalszą podróż, więc jego obecność była pokusie całkowicie obojętna. Spojrzała na jego liczne tatuaże i wzruszyła ramionami na jego pytania. Z neutralnym wyrazem twarzy, z której skądinąd nie dało się odczytać żadnych emocji, odpowiedziała spokojnie na pytania:
- To nic wielkiego. – Spojrzała na zsiniałą stopę. – Wypadek przy pracy, nic więcej. Spadł na nią ciężki przedmiot i widać, ucierpiała.
Kłamstwo przyszło jej z łatwością. Nie zamierzała spowiadać się siwowłosemu, tym bardziej, że był dla niej obcy. Wolała nie ryzykować, nie zdradziła toteż zbyt wiele.
- I nie, nie mam alkoholu, bo mi szkodzi – odparła z chłodem pokroju sporego lodowca.
Nawet nie przyszło jej do głowy, by podziękować młodzieńcowi za przyrządzenie posiłku. Może gdyby znała się trochę na etykiecie, uczyniłaby to. Zauważyła, że zaczęła go irytować reakcjami, które nic mu nie mówiły, ale to dobrze. Po co miała się mu spowiadać? Mówiła tylko tyle, ile chciała.
- Lubię samotność – stwierdziła tylko cierpko na dalsze pytania mężczyzny o to, czemu mieszka na takim odludziu. – Ludzie mnie denerwują swoim ciągłym gadaniem i komplikowaniem najprostszych spraw…
W porę ugryzła się w język. No tak, nie mogła krytykować rasy ludzkiej, będąc pod postacią człowieka. Ale było już za późno, gdyż Alter nabrał podejrzeń. Usłyszała ciche, acz natarczywe głosy w swej podświadomości oraz dźwięk przypominający pukanie do drzwi. To znak, że próbował grzebać w jej umyśle. Nie spodobało się to piekielnej. Wejrzała na niego spode łba i przymrużyła oczy.
- Co ty kombinujesz, hm? – zdziwiła się lekko. – Aż tak jesteś ciekaw, kim jestem?
W istocie, była zdumiona dociekliwością młodziana. Dawno nie spotkała kogoś równie wścibskiego.
- A gdybym to ja teraz pogrzebała w twoim umyśle, byłoby ci miło? Nie po to udzielam ci gościny, młody człowieku, byś w ten sposób mi odpłacał. Mam nadzieję, że to się już nie powtórzy – rzekła poważnie, nie spuszczają z niego wzroku.
Czuła się niezręcznie, a to poczucie rosło im więcej zadawał jej pytań. Zdziwienie powoli przekształcało się w większe, by w efekcie urosnąć do rangi oburzenia. Westchnęła przeciągle, kręcąc wymownie głową w geście niezadowolenia.
- Mogę ciebie spytać o to samo. Czemu kręcisz się po tym pustkowiu?

Postanowiła nie tracić czujności. Człowiek okazał się magiem, co zmieniało postać rzeczy. Miał bowiem dostęp do czarów, a że jej kondycja była osłabiona, mógł wziąć ją z zaskoczenia, gdy tylko przestanie pilnować podświadomości. Do tego jednak nie mogła dopuścić.
Uznała, że Alter nie odpuści, póki nie będzie z nim choćby częściowo szczera. Zdobyła się na odwagę, odchrząknęła i odezwała się:
- To nie jest moja chatka. Przybyłam tu przed kilkoma dniami. Służy mi jako schronienie.
Po tych słowach zatopiła zęby w przygotowanej strawie, długo żując młodego ziemniaka z kawałkiem marchwi. Noga bolała ją coraz bardziej, chociaż nie chciała tego pokazywać. Faktycznie, trzeba skądś wziąć alkohol, ale jak to zrobić, nie wiedziała. Od centrum miasta dzieliła ich co najmniej setka kilometrów.
- Cóż… - zawahała się. – Chyba będziesz mógł mi pomóc. Skoro uważasz się za maga, to czy potrafisz zasklepić tę ranę? – Wskazała na swoją stopę, którą delikatnie uniosła ku górze, by w efekcie umieścić na ławie, mając nogę zgiętą w kolanie.
- Bo ja, mimo usilnych starań, nie potrafię tego uczynić – przyznała uczciwie, zaś jej buzia posmutniała.
Rozmowę przerwał oślepiający błysk firmamentu. Aaliya nie wiedząc, co się dzieje, uciekła do drugiego pokoju, zasłaniając się tym, co miała pod ręką. Mianowicie, była to zwykła patelnia do smażenia potraw. Zadrżała na całym ciele, po czym usadowiła się na przybrudzonej podłodze. Na jej twarzy pojawiły się dziwne plamy, a usta poczęły sinieć.

Alter natomiast siedział wciąż przy stole z nietęgą miną, jednak po krótkim czasie, zbliżył się do niej.
- Odejdź - rozkazała piekielna. - To twoja sprawka, jak rozumiem?
Jej nieufność przybrała monstrualne rozmiary. Nic nie wskazywało na to, że połączy ich choćby najmniejsza nić porozumienia. Przykurczyła obolałą nogę i opatuliła ją w szmatkę, którą znalazła pod łóżkiem, następnie mocno ścisnęła, gdyż z rany ponownie sączyła się krew. Zamknęła oczy i cicho załkała, zasłaniając twarz.
"Nawet pokusy mają swoje słabości", przemknęło jej przez głowę. Była to prawda, szczególnie, jak są ranne i słabe, a dodatkowo, znajdują się pod ludzką postacią.
Przygryzła wargi z bólu, wlepiając wściekłe spojrzenie na niewinnego Altera. Zacisnęła pięści ze złości. Była teraz naprawdę niebezpieczna. Mimo to, niedyspozycja fizyczna nie sprawiła, że mogłaby kogokolwiek skrzywdzić. Była jak zwierzyna zamknięta w klatce.

Naraz wróciły wszystkie te tragiczne wspomnienia, siedzące w jej głowie. Powoli wydostawały się na zewnątrz, doprowadzając kobietę do obłędu. Szamocząc się z raną i swoją przydługawą spódnicą, usiłowała wstać. Rozglądając się za kijem, którego akurat nie było w pobliżu, wykonywała nerwowe ruchy. Dotknęła dłońmi swoich wątłych ramion tak, jakby zrobiło jej się zimno. Ponownie zadrżała i usiadła z trudem na łóżku.
- Proszę, proszę... odejdź - powiedziała jakby do siebie, chociaż tego Alter nie mógł być pewny. Aaliya wyglądała w tym momencie na opętaną, co go jeszcze bardziej przerażało.
Swoją prośbę nie kierowała do człowieka, a do myśli, które obezwładniły jej umysł. Przez jakiś czas nie było z nią żadnego kontaktu.
- Czemu... nie możecie... zostawić mnie w spokoju?
Oddychała szybko i dosyć nieregularnie. Chwytając się to za splot słoneczny, to głowę, próbowała odpowiedzieć sobie na pytanie, co z nią dalej będzie.
Alter
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alter »

Alter wpatrywał się w kobietę z dociekliwym uśmieszkiem na twarzy. Czuł, że ją denerwuje i sprawiało mu to satysfakcję, nie wiedzieć czemu. Lubi odgryzać się ludziom, którzy z nim zaczynają. Ala zauważyła, że mag próbował szperać jej w umyśle. Przyjął nagonkę z mistrzowsko udawaną niewinnością. Przywołał na twarz zdumienie, po czym zmarszczył brwi delikatnie kiwając głową na prawo i lewo. Trzeba przyznać, że gdyby pokusa nie wiedziała, że kłamie, dałaby się nabrać. Był urodzonym kłamcą.

W końcu Aaliya opowiedziała mu o tym, że to nie jest jej chatka. To było zrozumiałe, że nie chciała się do tego przyznać, mogłoby to odrzucić podróżnika, pozostawiając niezbyt przyjemny wizerunek jej osoby. Jednak teraz, gdy oboje pokazali swoje karty, zasady gry uległy zmianie. Nie były już ważne pozory, a to, co dzieje się za kurtyną. Alter w każdym jej słowie doszukiwał się słabości, choć szczątkowych informacji o tym kim na prawdę jest ta przedziwna i jakże intrygująca białogłowa w czepku i fartuszku. Była taka niewinna i delikatna. Samemu trudno mu było uwierzyć, że ma tak silną wolę i wychwyciła jego próbę czytania w myślach. A może to coś innego...?

- Oczywiście, że nie byłoby mi miło. - odrzekł z granym zawstydzeniem. - Masz rację, Aaliyo, przepraszam. To było nie na miejscu... Ale obiecuje, że to się już nie powtórzy! - wykrzyczał niemal, otwierając szeroko oczy w proszącym o wybaczenie grymasie. Potem uniósł dłoń do serca a drugą w stronę nieba. - Klnę się na swój honor.

Aaliya westchnęła przeciągle, kręcąc wymownie głową w geście niezadowolenia, ale w końcu machnęła ręką na znak, że nie ma mu tego za złe. Ciekawe, ile było w tym prawdy. Na pytanie Altera o jej-nie-jej dom, dodała:

- Mogę ciebie spytać o to samo. Czemu kręcisz się po tym pustkowiu?

- A to, moja przyjaciółko, jest bardzo ciekawa kwestia. - Mag rozsiadł się wygodniej, zakładając nogę na nogę i chwycił miskę z potrawką do ręki, podkładając ją sobie pod brodę, by nie pobrudzić ulubionej koszuli. - Do Trytonii jadę, jak już rzekłem, a ta chatka była mi bardzo po drodze. Karczmy w okolicy ni ma, ni noclegowni, nawet przytułku czy burdelu. Rozumiesz? Nawet burdelu! - powtórzył się z przejęciem, akcentując jego udawanie. - To jest cywilizacja czy jakaś kpina? Dlatego wpadłem tutaj, liczyłem, że jak domek na uboczu to pochędożyć się można głośniej. - Patrzył jej prosto w oczy, wypełniając w pośpiechu zupę. Z rozbawieniem przyglądał się jej reakcji. - A co do twojej rany... - Zmienił temat, zanim cokolwiek zdążyła odpowiedzieć. W pośpiechu przeżuwając ziemniaki, na wpół pełnymi ustami rzekł niewyraźnie. - To kłamałem. Nie umiem jej zasklepić żadnym czary-mary-bum-cyk-cyk. Wiem natomiast, i to ci mówię szczerze, że jak rana ropieje, to już jest źle. Odkazić, przemyć i siedzieć na rzyci, tak powiadam. Mówisz, że nie masz alkoholu, ja na szczęście zawsze...

Niestety nie dokończył powiedzieć co on na szczęście zawsze, albowiem w tej samej chwili rozległ się potężny trzask, zupełnie, jakby w ziemię uderzył piorun. Na niebie nie było jednak ani jednej chmurki, co było naprawdę dziwne. Dopiero po chwili Alter wyczuł, że było to wyładowanie magiczne. Nie zdążył się tym przejąć, bo Ala dostała dziwnego ataku paniki. Zaczęła tarzać się w kącie w brudzie podłogi i porozwalanych przedmiotach. Strąciła wazon z uschniętym na wiór kwiatem, tłucząc go na drobne kawałki. Zaniepokoił się tym zachowaniem.

- Co ci odbiło? To tylko huk, nic więcej... - rzucił starając się ją uspokoić i podejść do niej.

Kobieta kazała mu odejść i zaczęła go obwiniać. Nic nie rozumiał. Nie wiedział, czy to aby nie jakiś podstęp, więc zmarszczył brwi z delikatnym uśmieszkiem. Uśmiech szybko jednak zszedł mu z twarzy. Ala zaczęła majaczyć i panicznie łapać oddech. Nerwowymi gestami czegoś poszukiwała albo macała swojej głowy. Zrobiło się niebezpiecznie. Alter nigdy nie widział człowieka z padaczką, ale gdyby miał go opisać, wyglądałby własnie tak. Przestraszył się. Nie wiedział co zrobić, bał się podejść, kobieta nie wyglądała na racjonalnie myślącą w obecnej chwili. W końcu postanowił skorzystać z magii. Znów zaatakował jej umysł, który tym razem nie był tak oporny jak wcześniej. Od razu wyczuł kotłujące się w niej emocje i przedziwne myśli, których jakoby nie potrafił przeczytać, zrozumieć. Wyglądały jak zlepki wspomnień, które nie miały dla niego najdrobniejszego sensu. Zostawił je więc w spokoju. Przygotował się teraz do rzucenia zaklęcia. Rubin na kosturze zajaśniał wewnętrznym blaskiem. Alter wyinkantował czar, w jednym momencie uspokajając Aaliye. Było to proste, acz skuteczne zaklęcie ogłupienia. W jej stanie bardzo łatwo uległa jego efektowi. Wiedział, że to pomoże odgonić jej natrętne myśli i uspokoić umysł. Już po chwili poczuł jej błogi spokój. Stopniowo zaczął powoli osłabiać zaklęcie, aż w końcu zupełnie je zneutralizował i wycofał się z jej świadomości.

- Już? Lepiej? Możesz być trochę senna, ale to niegroźne. - powiedział, zostawiając ją samą w pokoju, dając czas na pozbieranie się.

Tymczasem udał się do okna i rozejrzał się. Wiedział, że owe magiczne rozładowanie musiało rozlec się gdzieś niedaleko, w przeciwnym razie nie odczułby go tak intensywnie. Poszukiwał jakiegokolwiek znaku, niestety na próżno. Nagle jednak w oddali dostrzegł mała, czarną kropkę pośród gęstych łąk. Zaniepokoiło go to. Znów skorzystał z magii, by dalekowidzieć. Na polanie znajdował się, jak sądził, mężczyzna o bujnych blond lokach na głowie, dość skąpo odziany w szaty. Wyglądał na skołowanego, nie bardzo wiedząc co tu robi i gdzie pójść. Nagle poruszył się nerwowo i rozejrzał się. Alter poczuł się bardzo słabo w tym momencie, więc od razu wrócił myślami do ciała, gdzie wszystko wróciło do normy. Rany, to było dziwne. Zupełnie jakby wiedział, że go podglądam. Czy to w ogóle możliwe?
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

Cecil, otrzepawszy swoje jedwabne ubranie, przeszedł kawałek przed siebie, wchodząc na zarośnięte pole, które być może kiedyś nadawało się do zasiewania różnych warzyw i ziół, teraz jednak nie zdradzało żadnych śladów użytkowania: było kompletnie zaniedbane, a suche trawy sięgały mu niemal po pierś.

Gdy czarodziej tak stał na środku i rozglądał się to w prawo, to w lewo, zastanawiając się którą drogą pójść, poczuł nagle mocne źródło magii, które uderzyło z tyłu w jego świadomość, niespodziewanie i mocno, jak celnie wypuszczona strzała. Z impetem odwracając się, spojrzał w kierunku z którego dochodziło.
Dopiero teraz dostrzegł niewielką chatę w oddali. Oomayah był pewien, że to w niej znajdowało się to źródło

- "Nie wiem kim jesteś, ale jesteś tam na pewno..." - pomyślał, ruszając się z miejsca w kierunku chaty. - "...Mam nadzieję, że jesteś gościnną osobą, albo chociaż powiesz mi dokąd mam pójść."

Droga zdawała się nie mieć końca i litości dla jego bosych stóp, które, złośliwie, raz po raz natrafiały na jakiś kamień.
Gdy czarodziej znalazł się już niedaleko chatki poprawił poły swojej szaty, aby wyglądać w progu godnie, a nie jak jakiś byle obdartus.
Odchrząknął, by barwa jego głosu podczas powitania była czysta jak u słowika i lekko zapukał do drzwi. Miał nadzieję, że mieszkaniec chatki (wciąż myślał, że jest to jedna osoba), jest pokojowo nastawiony i obejdzie się bez niepotrzebnej walki.
Ale czy w miejscu takim jak to, zapomnianym przez boga, mogła żyć normalna, cywilizowana osoba...?
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

- GIŃ!!! GIŃ!!! NO GIŃŻE, KIMKOLWIEK JESTEŚ!!! - brzmiało w jej głowie. Ach tak, ktoś wypowiedział do niej te słowa... Po chwili przypomniała sobie wszystko.

Śmierdzące lochy chyba nigdy nie były bardziej śmierdzące, niż w tym miejscu. Po kątach leżały rozkładające się zwłoki, gdzieniegdzie szczury robiły sobie ucztę, wykorzystując do tego spleśniały stary ser. Pokusa czuła niesmak i była bliska omdlenia z powodu smrodu. Gdyby tylko mogła, zatkałaby sobie usta i nos, by zapach nie docierał do niej, ale było to niemożliwe. Miała związane ręce i to dosłownie, zaś nadgarstki poczęły krwawić z powodu ciasno związanego sznura. Wzięła głęboki oddech, a następnie zwymiotowała prosto na stojącego przed nią strażnika. Mężczyzna łypnął nań złowrogo, drąc się wniebogłosy:
- Dziwka! Głupia, brudna dziwka! Mów kim jesteś, inaczej zmuszę cię do zjedzenia tego, co z siebie wydaliłaś. - Wskazał na ekskrementy leżące nieopodal niej. - Wsadzę ci twoje własne gówno do ust, jak mi nie powiesz, kim jesteś, suko.
Uderzenie nastąpiło tak szybko i niespodziewanie, że Aaliya nawet nie zarejestrowała, jak strażnik unosi rękę i policzkuję ją z całej siły, zostawiając ślad na jej bladym policzku.
To, co działo się przez najbliższe dni było tak obrzydliwe i złe, że nie sposób tego nawet powtórzyć. Ten, kto widział podobne rzeczy, do końca życia będzie o tym pamiętał. Dużo mogła znieść, lecz gdy zobaczyła, że któregoś dnia przyszli z rozpaloną igłą, by następnie okaleczyć jej ciało haniebnym napisem, rozpłakała się. Nie był to zwykły płacz, bardziej zawodzenie połączone z błaganiem, by przestali. Strażnikom wyraźnie poprawił się humor, gdy zaczęli łamać swoją ofiarę. Rana powstała po rozgrzane igle goiła się dłużej, niż poprzednie, lecz w około dwa tygodnie po napisie nie było śladu. Strażnicy byli wściekli, że w żaden sposób nie mogli jej zranić. Przyszło im do głowy, że uciekną się do podstępu.

Pomimo długiego torturowania, nie złamali jej silnej woli. Nie wyznała, kim jest i nie próbowała uciec. Znosiła ciosy z pokorą, chociaż niektóre były bardzo bolesne. Strażnicy nie pozostawili na długo ran na jej ciele, ale udało się to uczynić z psychiką. A jak wiadomo, rany powstałe na duszy są dużo gorsze od fizycznych.

Puścili ją niedługo po przekuciu na wylot jej stopy. Ich podstęp polegał na tym, że domyślili się, iż nie może być ludzką kobietą, w wyniku czego zawołali jakiegoś podstarzałego maga, który podsunął, by nasmarowali ostrze noża trucizną.

Chociaż pozwolili jej uciec z lochów, a nawet załatwili jej konia, miała dziwne poczucie, że ją gonią. Nie czując się bezpiecznie, musiała zamieszkać w chatce w Grydanii.

***


Pokusa wpatrywała się w oblicze Altera, nie wiedząc, co ma o nim myśleć. Czy jego przeprosiny były szczere? Czy nie uciekł się do podstępu? Coś podpowiadało jej, iż powinna na niego uważać. Widziała, że nabiera względem niej podejrzeń. Kiedy sądził, że ona na niego nie patrzy, lustrował ją od stóp do głów. Czuła na sobie jego podejrzliwy wzrok, ale nie zamierzała mu ułatwiać. Wciąż była milcząca i odzywała się do niego, gdy zmuszały ją do tego okoliczności. Właściwie, mógł się jej jeszcze przydać.
- Nie jestem twoją przyjaciółką – odparła sucho, przerywając Alterowi odpowiedź na jej pytanie. W czasie gdy opowiadał jej, czego szuka na tym pustkowiu, podeszła wspierając się kijem do paleniska, następnie wróciła do stołu. Wahała się nad czymś, ale starała się tego nie ukazywać. Człowiek wywołał w niej rozbawienie, gdy zaczął mówić o chędożeniu. Zapewne spodobałby jej się, gdyby znajdowała się w swojej naturalnej postaci. Niestety, jako prosta chłopka musiała grać teatr, udając niewinną i niedomyślną kobiecinę. A szkoda.
Alter zajął się wcinaniem zupy, tymczasem Aaliya uśmiechnęła się chytrze, ledwo dostrzegalnie, gdyż wówczas schyliła się, by podnieść to, co spadło jej z rąk. Była to zwykła kuchenna łyżka.
Obrazy z jej głowy zaczęły przemieszczać się szybko jak slajdy. Najczęściej towarzyszył im głuchy wrzask, jęki, zawodzenia przeróżnych istot połączone z trzaskiem błyskawic. To właśnie ten ostatni dźwięk zapamiętała bardzo dokładnie z tamtej nocy. Nic dziwnego, że gdy usłyszała podobny, ogarnął ją atak paniki. Czuła w sobie moc demona, który zawładnął jej umysłem. Gdyby Alter w porę nie rozproszył magii, duch mógłby opanować ją do tego stopnia, że zniszczyłby jej silną wolę z nawiązką. Oczy Aaliyii poczęły świecić się stłumionym blaskiem, wykrzywiała też niebezpiecznie szyję, wydobywając z siebie dźwięki przerażającej bestii. Wpatrywała się w jeden punkt, nie widząc go przed sobą. Nie było z nią żadnego kontaktu. Naraz tęczówki uciekły do góry z jej oczu tak, że było widoczne jedynie mętne białko.
Po chwili wszystko wróciło do normy, łącznie z oczami pokusy oraz oddechem. Demon, który obezwładnił jej umysł, przeląkł się mocy człowieka i uciekł. Zarazem obrazy powstałe w głowie Ali również odeszły w niebyt. Kobieta, nie będąc świadoma tego, co się z nią działo, spojrzała pytająco na człowieka. Ten wyjaśnił, że przed chwilą nie było z nią żadnego kontaktu, wskazując na wazon, który rozbiła. Usiadła osłabiona przy palenisku, chcąc się na chwilę ogrzać.
- Wybacz – wyszeptała lakonicznie, patrząc na Altera. Podziękowała również za udzieloną jej pomoc. – Jestem posiadaczką groźnego demona, który nawiedza mnie co jakiś czas.
Zdawała sobie sprawę, jak to brzmi, ale nie mogła tego dłużej przed nim ukrywać. Była opętana przez tajemne siły magii. Spojrzała na swoją stopę, która zdążyła solidnie spuchnąć i zsinieć.
- Em... to masz jakiś alkohol? - spytała Altera krótko przed tym, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Poprosiła człowieka, by otworzył, przygotowana na wszystko.

W czasie gdy Alter poszedł otworzyć właz, Aaliya obmyślała plan zemsty. Chciała zemścić się na swych prześladowcach, a jako że potrafiła nasyłać na ludzi demony, jej zdolności nie mogły się zmarnować. Najpierw musiała jednak wyleczyć stopę.
Alter
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alter »

Alter przyjął do wiadomości, że pani gospodarz jest opętana przez jakiegoś demona. To by wyjaśniało zaistniałą sytuację i aurę, którą mógł sklasyfikować tylko jako piekielny. Nie rozumiał natomiast czemu powiedziała to z takim spokojem i obojętnością. Zamyślił się. Kim ona właściwie jest? Człowiekiem? Na pewno nie chłopką. Granie niewinnej, zapracowanej, samotnej kobiety przestało być wiarygodne w momencie gdy próbował zbadać jej umysł. Przyjrzał się jej. Udawała, że ma wszystko pod kontrolą, że nic się nie stało. Wiedział jednak, że gdyby jej nie pomógł, mogłaby postradać zmysły. Szybko jednak puścił to w niepamięć, a właściwie odłożył na później, bo jej kolejne słowa wyrwały go z letargu. Trochę zagubiony powiedział:

- Tak, mam. - Sięgnął do torby i wyciągnął litrową, szklaną butelkę o zmyślnym kształcie. Otoczona była przywiązanymi do niej sznurkami wysuszonymi już liśćmi jakiegoś egzotycznego krzewu. - To grog, ale raczej nie nada się dla tej rany. Raczej chciałem powiedzieć, że mam pewną maść...

Znów nie dane było mu dokończyć zdania. Rozległo się donośne pukanie do drzwi. Przeląkł się. Obawiał się, że to może być ta osoba, którą wtedy podglądnął. Miał nadzieję, że nie był to nikt niebezpieczny. Rzucił Aaliyi pudełko z maścią, nakazał wodą obmyć ranę i potem ja posmarować. On sam poszedł w stronę drzwi. Powoli, lekko podnosząc je do góry, otworzył je na oścież. Zawiasy zaskrzypiały donośnie. Alter ujrzał to, czego się obawiał - stał przed nim czarodziej o blond lokach, ten sam, którego widział na polanie. Spojrzał na niego niepewnie, trochę ze zniesmaczeniem. Zmierzył go od stóp do głów. Zbadał aurę. Była bardzo intensywna i niepozorna, ale wyczuł silną magię w jego pobliżu. Lepiej nie będę go denerwował. Nie wiem do czego jest zdolny. I czego właściwie chce? Wysilił się na uśmiech, Postanowił zagrać tak, jak z Aaliyą.

- Witam pana. - Skinął kulturalnie głową. - W czym mogę pomóc?
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

Gdy tylko drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem zawiasów, Cecil zobaczył przed sobą wysokiego i szczupłego gentlemana o przeciętnej urodzie i charakterystycznych szarych włosach niezbyt pasujących do jego wieku. Złapał wtedy za rondo kapelusza i lekko mu się skłonił, na powitanie, dźwięcząc przy tym srebrnymi monetami.
- Witam. - Odezwał się blond-włosy czarodziej, spokojnym głosem o tajemniczym wydźwięku. Pierwszym na co zwrócił uwagę była aura człowieka stojącego przed nim: bez wątpliwości była ciepła i raczej przyjazna... Zastanawiające było w niej echo czyiś głosów napływające z daleka... Nie był pewien co mogło oznaczać. Poczuł jednak, że nie musi się go obawiać.
- Znalazłby się ciepły kąt dla skromnego wędrowca, by mógł przeczekać noc?
Dopiero wtedy w jego świadomość uderzyła obecność drugiej aury, zdecydowanie nieprzyjemnej. Smród palonych włosów sprawił, że czarodziej cofnął się o krok, a jego twarz przybrała wyraz niepewności...
Ostatnio edytowane przez Cecil 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Aaliya nie zamierzała otwierać przybyszowi. Zamiast tego, wcisnęła się w sam kąt izby i przyglądała buteleczce ofiarowanej przez Altera. Na jej twarzyczce pojawił się mały rumieniec, bowiem kształtem ów przedmiot przypominał jej coś nader sprośnego. Nie mogąc powstrzymać chichotu, zerknęła w stronę siwowłosego. Po chwili odsunęła na bok brudne myśli i, zasłaniając dość brzydko wyglądającą ranę na stopie dłonią, zaczęła rozwiązywać ją ze szmatek. Następnie wylała powoli i ostrożnie zawartość naczynia na fatalnie gojące się cięcie po mieczu, cicho sycząc przy tym z bólu. Wzdrygnęła się, kiedy pojawił się nad nim obłoczek, który wskazywał na to, że miała do czynienia z parą. Rana z sekundy na sekundę przestawała ropieć, jednak nadal była dość głęboka. Ponownie obwiązała ją prowizorycznie ścierkami i wstała ze swojego siedziska.
Przybysz okazał się być jasnowłosym i chyba dość miłym chłopcem. Ubrany w kapelusz z szerokim rondem sprawiał wrażenie dosyć tajemniczego jegomościa. Kiedy spytał o gościnę, pokusa mimowolnie się skrzywiła. Zauważyła, że czarodziej dostrzegł jej reakcję i zawahał się. Machnęła na niego ręką, bardziej skupiona na swojej stopie, którą umieściła na kamieniu, usadawiając się przy drewnianej ławie, gdzie całkiem niedawno spożywała z Alterem posiłek.
- Dzień dobry - odezwała się lekko chrypiąc. - Usiądź. Jesteś głodny?
Nie chciała, by gość miał o niej złą opinię, dlatego czym prędzej pozbyła się grymasu i uśmiechnęła samymi kącikami, nie pokazując zębów. Jej oczy pozostały obojętne i na swój sposób puste. Westchnęła przeciągle, nie wiadomo, czy z bólu, czy z powodu niezadowolenia i podziękowała Alterowi za buteleczkę. Wyznała, że rana ma już się lepiej, chociaż tego nie mogła być pewna. Nie spytała o imię czarodzieja, bo prawdę mówiąc, niezbyt ją to interesowała, gdyż i tak niedługo chciała się stąd wynieść. No i sama nie chciała wyjawiać o sobie zbyt wiele, nie zamierzała nawiązywać z kimkolwiek bliższych relacji.
Alter
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alter »

Alter zauważył dziwną reakcję jegomościa. W odpowiedzi cofnął lekko głowę i zmarszczył brwi, nie pozbywając się jednak uśmiechu.
- W czym problem? - zapytał troskliwie, po czym udał, że go oświeciło. - Ah, to pewnie przez te moje tatuaże. Niech się pan nie obawia, tam skąd pochodzę wszyscy takie noszą. Ach, gdzie moje maniery, nie powinno się rozmawiać przez próg. Zapraszam, zapraszam, niech pan wejdzie! - Chciał nakazać gościowi, aby nie zdejmował butów, kiedy zobaczył, że jest całkiem bosy. To akurat na prawdę go zdziwiło, więc nie musiał się wysilać na sztuczne emocje. - A cóż to? Gdzie pańskie obuwie? Chyba nie przybywa pan ze zbyt daleka, skoro jeszcze ma pan pięty, ha, ha!

Mag przyjrzał się czarodziejowi. Podejrzewał, że nie jest głupi i nie da sobie w kaszę dmuchać. Czuł bijącą od niego moc. Im bliżej niego stał, tym była intensywniejsza i tym bardziej się go obawiał. Choć nie wyglądał na takiego, który mógłby bez powodu coś im zrobić, pozory mogą mylić. Gestem zaprosił jasnowłosego do kuchni, ciałem zasłaniając mu wejścia do innych, kompletnie zniszczonych pokoi. Podsunął mu taboret i nakazał usiąść.

- Właśnie ugotowałem zupę warzywną, może zechciałby pan skosztować, panie...? - Urwał, oczekując na podanie imienia. - Od razu chciałbym przeprosić za taki bałagan, nie spodziewaliśmy się gości z małżonką. Ech, cholera, sami niedawno wróciliśmy z wyprawy, rozumiesz pan, z Turmalii. Mam tam rodzinę, a właściwie to... miałem. Przed tym całym zajściem z pogromem nieludzi. Mój ojciec zginął, zatłuczony cepem przez krasnoluda. - Zamilkł na chwilę, opuszczając wzrok. Szybko się otrząsnął i sięgnął po drewnianą, czystą miskę i czerpakiem nalał ciepłej, parującej polewki. Podstawił ją pod nos chłopca. Z tej perspektywy jego włosy wyglądały jak rozgotowany makaron. Cudem powstrzymał się od śmiechu, przeistaczając go w smutny uśmiech. - Ale co było to było, czasu nie cofniemy. Żałobę już skończyliśmy i teraz czas iść przed siebie, prawda kochanie? - zwrócił się w stronę Aaliyi. Podszedł do niej i usiadł obok, obejmując ramieniem. - Małżonka też ucierpiała. Nie mogę sobie wybaczyć, że nie mogłem jej pomóc. Ale to nie jest temat do rozmowy. Jak już mówiłem, było minęło.

Spojrzał na kobietę. Widział w jej oczach wiele różnych emocji. Zaskoczenie, złość, podziw... Wszystko jednak wskazywało na to, że zatańczy tak, jak jej zagrał. Bo i jaki ma wybór? Przyznać się do swojej przedziwnej natury? Powiedzieć, że to nawet nie jest ich dom, a mężczyznę, który ją obejmuje widzi pierwszy raz w życiu? Nie sądził, aby wykazała się taką głupotą, zwłaszcza, że widział na jej twarzy, że i ona wyczuwa aurę chłopaka.

- To może opowiesz nam, miły panie, co cię do nas sprowadza? Dokąd zmierzasz?
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

- Właściwie... - Zaczął w odpowiedzi na pytanie Altera, spoglądając przez jego ramię, na dziewczynę siedzącą przy stole. W ułamku sekundy dostrzegł jej z pozoru niewinny uśmiech. Ale nie podobała mu się ta osóbka. Było w niej coś niepokojącego. Mimo wszystko, uśmiechnął się lekko do srebrnowłosego. - ...Właściwie to nic. Nie chodzi o tatuaże... Choć z pewnością są interesujące!

Zaproszony do środka, wszedł tam pewnym krokiem, zdejmując przedtem kapelusz, bo tak nakazywała kultura. Jako, że był naprawdę spory, oparł go o ścianę, tuż przy drzwiach wyjściowych.
- Od dawna nie noszę butów... Nie ma nic wspanialszego od romansu nagiego ciała z naturą! - Zawtórował Alterowi śmiechem, starając się nie pokazywać swoich wątpliwości co do osoby ślicznej niewątpliwie kobietki przy stole.
- Nie wiem skąd przybywam, bo i nie wiem gdzie się znajduję... Wie pan jak kłopotliwymi tworami bywają magiczne portale? Człowiek nie zorientuje się, że wkroczył w ich czeluści, a już po chwili... Bach! - Opowiadając wykonał obrazujący wybuch gest dłoni. - ...I już jesteśmy po drugiej stronie...

Podczas swoich opowieści, machinalnie usiadł na podstawionym taborecie, jakby jego gadanina była spowodowana lekkim zdenerwowaniem, które tylko w ten sposób się przejawiało.
Szata, którą miał na sobie, rozeszła się na piersi, odsłaniając część ramienia. Jednak czarodziej zbytnio się tym nie przejął.
- ...Cecil. - Dokończył jego zdanie, tym samym przedstawiając się.
- Pani jest jego żoną? Dawno nie spotkałem się z tak... Podniecającą kontrowersją! Żeby kobieta rządziła gospodarstwem! Niebywałe! - Oczywiście chodziło mu tutaj o gotowanie, które było przecież typowo damskim zajęciem. Nie długo jednak widać było uśmiech na jego twarzy.
Alter był niezłym aktorem. Jego słowa w połączeniu z przygnębiającym wizerunkiem pokusy odzianej w szaty chłopki z okaleczoną nogą zyskiwały na wiarygodności.
- Że też ludzi musi spotykać tyle cierpienia... - Zadumał się krótko, wzdychając przy tym pod nosem.
- Przykro mi też z powodu pańskich rodziców. Niech nasza słodka matka, natura, ma ich w swej opiece. - Zdawało się, że czarodziej naprawdę uwierzył w jego słowa. Powoli nabrał łyżką zupy, nie spuszczając wzroku z podejrzanej dwójki. Mogłaby być zatruta? Mogłaby. Ale właściwie kto chciałby otruć skromnego barda-wędrowca?
- Przybywam z Rododendronii... Jakiś czas temu wyruszyłem drogą interesujących przypraw i aromatów, którymi można by wzbogacić smak i zapach miodu. Wiesz, szanowny panie... Jestem spadkobiercą i obecnym właścicielem miodosytni Wiciokrzewnik.
Awatar użytkownika
Aaliya
Szukający Snów
Posty: 151
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Włóczęga , Kurtyzana , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Aaliya »

Aaliyę lekko zdziwiła obecność nowego przybysza w skromnej chacie. Nie spodziewała się przyjścia kolejnego gościa i początkowo nie spodobało jej się to. W końcu uznała, że może być ciekawie, a nie chciała wyganiać jasnowłosego z chałupy, bo nie należała do niej. Zmusiła się na uśmiech, kiedy przekroczył próg, jednak nasłuchiwała, jakaż to dyskusja nawiązała się między Alterem a Cecilem. Człowiek zaskoczył ją swoją bezpośredniością i otwartością, nie przypuszczała, że przywita tak uprzejmie i radośnie gościa. Cóż, postanowiła również wejść w rolę przykładnej gospodyni, w końcu co jej zależało. Pokusie przemknęło przez myśl, że chyba wszyscy w tym gronie odgrywają jakiś teatr, ukrywając przed sobą swoje prawdziwe oblicze. Była ciekawa, co się stanie, jeśli komuś w końcu odechce się tej maskarady, ukazując swoją naturę. Nie chciała być pierwsza, która się odkryje, jednak liczyła, że noga powinie się właśnie Alterowi, bowiem wątpiła, że na co dzień jest taki gościnny i wesoły. Co prawda, pomógł jej w pozbyciu się okropnej rany, ale to nie czyniło z niego od razu kogoś o szlachetnym sercu. Widziała, w jaki sposób na nią patrzył, tak jakby domyślając się, że nie jest tym, za kogo się podaje, zaś próba grzebania w umyśle Piekielnej stanowiła najlepszy dowód dla tego argumentu. Miała nadzieję, że czarodziej nie ucieknie się do podstępu, próbując dowiedzieć się różnymi metodami, kim właściwie jest. Zawładnęła nią złość, kiedy uświadomiła sobie, że Alter już nie uwierzy w to, że może być zwykłą ludzką kobietą, szczególnie po tym ataku, który niespodziewanie ją nawiedził. Aczkolwiek mocno wierzyła, że Cecil da się omotać, jeśli tylko trochę się postara i o ile żadne opętanie nie będzie się jej trzymać w jego obecności. Westchnęła, wpatrując się nieufnie w przybysza, ale robiła to w taki sposób, że nie wychwycił jej spojrzenia. Głowę lekko skierowała w kierunku Pradawnego, mając go cały czas na uwadze, jednak bardziej koncentrowała się na swojej pulsującej stopie. Mimo leczniczego płynu, rana wciąż była obecna na jej ciele i nie mogła chodzić o własnych siłach. Po chwili wzięła drewniany kij i pokuśtykała na jednej nodze w stronę Cecila, chcąc podać mu rękę, a jednocześnie wchodząc w rolę skromnej gospodyni domowej. Wygładziła swoją niebieską spódnicę, która zdążyła już się odrobinę pobrudzić. Gdy to zauważyła, na jej twarzy pojawiło się widoczne zmieszanie, skrzywiła usta i wyraziła niezadowolenie brudem, jaki panował w izbie. Wokół unosiły się kłębki kurzu, które były dostrzegalne gołym okiem, co wprawiało Alę w niesmak. Nie miała jak zabrać się za sprzątanie, ale pomyślała, że może Alter da się przekonać, bo nieporządek stanowił przyczynę frustracji Piekielnej. W dodatku, zawsze lepiej spędza się czas w czystym i zadbanym pomieszczeniu, niż w jakiejś norze. Z powodu obolałej stopy nie mogła wziąć się za porządki.

Kiedy Alter na wstępie wytłumaczył się ze swoich tatuaży (które nie zrobiły na pokusie najmniejszego wrażenia), Aaliya mimowolnie uśmiechnęła się. Było to na swój sposób urocze, kobieta pierwszy raz poczuła się w jego towarzystwie po prostu dobrze. Gość chyba uznał, że gospodarz jest na tyle w porządku, że bez jakichkolwiek przeszkód może do nich zawitać, bo rozgadał się na temat swojej wędrówki. Człowiek poprzez zastosowanie żartu w kierunku czarodzieja, rozluźnił atmosferę, sprawiając, że gość zyskał na pewności siebie. ”Jak on to robi?”, zastanawiała się diablica, wpatrując w Altera, wręcz wytrzeszczając oczy, gdyż nawet ona nie potrafiła zrobić czegoś takiego. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, atmosfera zrobiła się lżejsza i towarzystwu rozmawiało się nad wyraz swobodnie, tak jakby znali się od lat. Kilkukrotnie ktoś wypowiedział coś zabawnego, skutkiem czego stał się gromki śmiech.
Dopiero kiedy bezpośrednio zwróciła się do Cecila zrozumiała, że użyła niepoprawnej formy. Zamiast przejść na „ty” winna pozostać przy wersji grzecznościowej, ale było już za późno. Odchrząknęła, zdając sobie sprawę ze swojej gafy, licząc zarazem, że gość puści to w niepamięć albo wcale nie zauważy tej pomyłki.
Zauważyła, że Alter specjalnie zasłania plecami zniszczone pokoje i musiała przyznać, że było to wyjątkowo pomocne z jego strony. Nie zamierzała tłumaczyć się z panującego wszędzie rozgardiaszu, natomiast kuchnia była prawdopodobnie jedynym pomieszczeniem, gdzie panował względny porządek. Było czysto na tyle, że szło zjeść posiłek nie martwiąc się, że mucha ci do niego wpadnie.
Aaliya zabrała się za spożywanie zupy warzywnej, skądinąd całkiem smacznej, choć najczęściej z niechęcią brała się za jedzenie zwykłych śmiertelników. Kiedy już miała w ustach płyn, usłyszała zdanie, które spowodowało, iż zakrztusiła się z wrażenia:
- Od razu chciałbym przeprosić za taki bałagan, nie spodziewaliśmy się gości z małżonką.
”Mał- żon – ką?!”, sylabizowała w duchu całkowicie zaskoczona. Nie wypowiedziała tego na głos, gdyż szok był zbyt wielki, co zresztą później okazało się zbawienne. Gdyby wygadała się, że nie są małżeństwem, wszystko by popsuła, a przecież przedstawienie musi trwać.
- Czy coś się stało, najdroższa? – „Zatroszczył” się Alter.
- Ależ nic, kochanie. Po prostu nieczęsto używasz tego określenia przy gościach. – Zachichotała. – Wie pan, panie Cecil, jesteśmy już tak długo małżeństwem, że czasem łapię się na tym, iż całkowicie o tym zapomniałam. Po kilku latach pojawia się rutyna, powiadam panu i wówczas ludzie nie starają się o siebie tak bardzo jak kiedyś. Ale cóż, trzeba przyznać Alterowi, że jest dobrym mężem, bo i posprząta, i ugotuje, i zatroszczy się o mnie, kiedy trza… No wie pan, także w TEN sposób.
Wymawiając te słowa, Ala podkreśliła słówko „ten”, by wiadomo było o co się rozchodzi... Alter miał nieodgadnięty wyraz twarzy tak, że nie sposób było rozeznać, czy to co przed chwilą powiedziała jakoś go zdziwiło.
To, co się wydarzyło po paru minutach również mocno zszokowało Alę. Kiedy Alter ją objął, uznała, że trochę przesadził, ale ostatecznie zrobiła dobrą minę do złej gry. Uświadomiła sobie, że jej umowny małżonek jest naprawdę dobrym kłamcą, co wprawiło pokusę w oszołomienie. Miała cichą nadzieję, że skończy się na objęciu, jako że siwowłosy nie był stanowczo w jej guście. Westchnęła przeciągle, próbując zrobić smutną minę, gdy człowiek wspomniał o śmierci jego ojca. Niezbyt jej się to udało, ponieważ na nieszczęście, Alter za mordercę swego tatuńcia wybrał… krasnoluda. Aaliya zasłoniła swoje usta dłonią i udała, że kaszle. Wyszło jej to po mistrzowsku, bo Cecil zrobił przejętą minę na widok kasłającej kobieciny. Na ten temat nie dodała ani słowa, bo wciąż nie potrafiła powstrzymać śmiechu, dlatego z całych sił starała się, by wyszedł jej grymas. Przygryzła mocno wargi w taki sposób, że praktycznie je schowała i siedziała tak wpatrzona w podłogę. Gorąco prosiła Opatrzność, by wyszło jej to wiarygodnie, inaczej cały plan mógłby się rozsypać. Odchrząknęła i przez chwilę wyglądała tak, jakby właśnie walczyła ze łzami (w rzeczywistości, oczywiście, tak nie było, a jak już, to walczyła raczej ze śmiechem).
- Drogi panie, ja nie tylko w kwestiach gospodarstwa lubię dominować – odparła nieoczekiwanie, kiedy Cecil zadał pytanie, czy jest jego żoną. Nie zdążyła w porę ugryźć się w język, ale było już po ptakach. Tym nieoczekiwanie kontrowersyjnym wyznaniem spowodowała, że czarodziejowi zaróżowiły się policzki. Aaliya w środku zatriumfowała i wejrzała wyzywająco na przybysza.
- A pan lubi, kiedy kobieta dominuje? – zaciekawiła się, doskonale się bawiąc, jednak na zewnątrz pozostając spokojną i nieporuszoną. Jeśli faktycznie był taki niewinny jak usiłował pokazać, zapewne i tak nie odpowie na to pytanie albo obróci w żart. Ale jeśli nie jest tym, za kogo się podaje, podejmie dyskusję, nadając jej pieprzności. Pokusa oblizała wargi, wpatrując się uważnie z nieco obleśnym uśmieszkiem na delikatnej buzi.
Oczywiście, będąc świadomą, że nie jest zwykłym człowiekiem, nie próbowała z nim zadzierać, bowiem mogło się okazać, że dysponuje o wiele potężniejszą magią od niej. Zresztą Cecil sam wyjawił, że posługuje się magią, wspominając o portalu, jakim się przemieścił.

Rozmawiało im się dosyć miło, chociaż Ala nie mogła wyjść z podziwu, jak to możliwe, że spotkała osobę gorszą od siebie, w dodatku ta jest... zwykłym śmiertelnikiem?
Alter
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Alter »

Wszystko szło jak po maśle. Popatrzył na Aaliyę, był pełen podziwu. Nie spodziewał się, że kobieta aż tak wczuje się w intrygę. Zwykle ludzie w takich sytuacjach milkną, nie chcąc się zdradzić w kłamstwie, ona natomiast mówiła swobodnie, z biegu kontynuując ich "wspólną" historię. Miał tylko nadzieję, że Aaliya nie zdemaskuje ich jakąś wtopą. Póki co, szło jej całkiem nieźle, więc nie miał się czego obawiać. Nagle zaczęła mówić coś o dominacji w sprawach łóżkowych i zadała wkraczające z niezręczną dziedzinę pytanie.

- Alu! - krzyknął karcąco, jednocześnie z zaskoczonym, niepoważnym uśmiechem. - Opanuj się, to nieprzyzwoite! Przepraszam za nią, ma dziś wyjątkowo dobry humor, mimo swojej dolegliwości. Wnioskuję, że masz się już znacznie lepiej?

W pokoju było ciepło. Nawet bardzo. Dziwne, skoro na dworze było tak pochmurno. Dom też nie należał do najszczelniejszych, przykładem były ledwo trzymające się zawiasu drzwi wejściowe. Mimo to, czuł wszechogarniającą go falę przyjemnego gorąca. Przeszedł go dreszcz. O co chodzi? Ukradkiem rozglądał się po pokoju, niby to nie wiedząc na czym wzrok zawiesić, gdy "małżonka" przejęła inicjatywę w rozmowie z Cecilem. Jego wzrok mimochodem spoczął właśnie na niej. Przyjrzał się jej zgrabnej sylwetce, zadbanym blond włosom niesfornie wydostającym się spod czepka, szeroko otwartym oczom i długim rzęsom. Dziwne, że wcześniej nie zauważył, jaka była piękna. Jego ręka wciąż obejmowała Aaliye w talii. Zamroczyły mu oczy, wszystko było takie... pomarańczowe. Poczuł się bardzo rozluźniony. Różne nieskładne myśli przelatywały mu przez głowę. Nie słyszał już ani słowa. Dłoń, niemal niezauważalnie, przesunął nieco niżej, opierając ją na jej biodrze. Czuł pod palcami delikatny materiał sukni. Przez chwilę pomyślał...

Otrząsnął się. Nagle wszystko wróciło do normy. Ciepło powoli go opuszczało, przyprawiając go o gęsią skórkę. Wstał niemal natychmiast, na szczęście na tyle zgrabnie, żeby nie wyglądało to jakby się oparzył.

- Przepraszam was na moment, zimno się zrobiło, pójdę po płaszcz. Kochanie? - Zwrócił się do zaskoczonej, tajemniczo uśmiechającej się kobiety. Coś tu jest nie tak, coś, co go niepokoiło. Czuł to wcześniej, ale przez swoją ignorancję i pewność siebie nie przykuwał do tego wielkiej wagi. - Masz wystarczająco dużo siły, aby napalić w piecu? Marznę niemiłosiernie, niech i nasz gość czuje się komfortowo. Poza tym, robi się już ciemno, spójrzcie za okna...

Czmychnął prędko za winkiel. Oparł się o ścianę plecami. Miał nierówny oddech, a myśli wciąż zmącone. Co tu się przed chwilą stało? - wciąż pytał samego siebie. - Kimkolwiek lub czymkolwiek jest, muszę się tego dowiedzieć. I na nią uważać. Zdjął z wieszaka swój beżowy płaszcz i nałożył go na siebie. Chcąc nie chcąc, wrócił do kuchni. Zgodnie z prośbą, Aaliya zaczęła majstrować przy piecu, próbując krzesiwem wzniecić płomień. Usiadł na swoim miejscu. Cecil skończył jeść zupę, nakazał mu nie przejmować się talerzem i odłożyć go na bok.

- A więc... - zaczął z podekscytowaniem. - Potrafi pan podróżować przez portale, tak? To musi bardzo ułatwiać podróże, czyż nie? Wie pan, panie Secyl, ja też param się magią! - Podniósł leżący na ziemi kostur z osadzonym rubinem. - Może nie jestem jakimś mistrzem, wciąż się uczę, ale znam parę prostych sztuczek jak dalekowidzenie. Tak sobie myślę... Czy podróżowanie portalem to coś trudnego? Wie pan... a z resztą, nieważne. Nie chciałbym pana męczyć moim antytalentem magicznym. Jeszcze bym przeniósł tylko połowę siebie i miałby mnie pan na sumieniu. W każdym razie, para się pan może magią? No bo skąd inaczej umiałby pan podróżować portalami?

W tym czasie Aaliyi udało się rozniecić ogień. Dorzucała teraz małe, pocięte kawałki drewna do pieca. Pochylała się do przodu, wypinając się zgrabnymi lędźwiami. Alterowi znów zrobiło się ciepło, jego umysł zamącił się niczym toń stawu, do którego wrzucono głaz. A właściwie dwa głazy. Duże, jędrne i wypięte w jego stronę. Stawiał opór zbereźnym odczuciom, ale z drugiej strony dobrze mu było z nimi. Tylko dzięki silnej woli i wytrenowanemu umysłowi udało mu się je odepchnąć, odrywając wzrok od kobiety. Przełknął ślinę. Skąd biorą się te myśli? To jej sprawka? A może Cecila? - popatrzył na czarodzieja w blond lokach. - Może to on macza w tym palce? Muszę mieć się z nimi oboma na baczności.
Ostatnio edytowane przez Alter 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Grydania”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość