Wyspa Syren[Blisko rzeki] Poranek

Mityczna kraina Syren, położona gdzieś w głębi oceanu. Pełna wodospadów, rzek i soczysto-zielonych dolin otoczona błękitną woda. Zamieszkała również przez nieliczna grupę Nereid, na których czele stoi królowa Aria.
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

        Nereidzie nie uszło uwadze, że pogoda na Wyspie Syren z niewiadomych przyczyn uległa zmianie. Naraz niebo zostało przysłonięte ciemnymi chmurami i zbierało się na deszcz, który zresztą lunął, jak z cebra. Poczuła dojmujące zimno, trzęsła się na całym ciele, zaś jej usta nabrały fioletowej barwy – zsiniały od niskiej temperatury. Co tu się dzieje?, już same niecodzienne warunki pogodowe przeraziły Enitię. Nie wiedziała, że to dopiero początek nieprzyjemnych doznań tego dnia... Liczyła, że pogoda szybko się unormuje. Może to ten mag w jakimś stopniu wpłynął na pogodę?, zastanawiała się i ponownie spojrzała podejrzliwie w jego stronę, lustrując go od góry do dołu. Nie zauważyła jednak, aby wydobywał z siebie jakąś moc, zdaje się, iż jego aura nie zmieniła zapachu, ni konsystencji, a przynajmniej taką miała nadzieję. To nie może być on...
         Skierowała sztywne od zimna palce w stronę czarnego kota, którym trzeba było się zaopiekować, aby nic mu się nie stało. Była pewna, że to kot starszego mężczyzny – no bo skąd mógłby się tutaj wziąć? Sam raczej nie mógł dostać się na teren wyspy, nawet na statku. No chyba, że... kot to tylko przykrywka. Enitia rozglądnęła się za czworonogiem, ale pomknął w przeciwnym kierunku, wychodząc zza kamienia za ogromnym krzewem.
        Dzięki swojemu dobremu słuchowi, do naturianki również doszedł czyiś przeraźliwy, rozdzierający krzyk. Nie potrafiła go jednak zlokalizować, miała wrażenie, iż wydobywa się z głębokiej studni. Zauważyła, że Qualcias także nasłuchuje, ale z pewnością miał znacznie lepszy słuch od nereidy, bo spojrzał na Enitię i rzekł, iż wie, skąd dochodzą odgłosy. Niewiele myśląc, pobiegł w stronę, od której zanosił się krzyk. Nereida, wiedziona impulsem oraz przeświadczeniem, że wrzask może pochodzić od Therannon, wzywającej pomocy, pobiegła za starcem. Alchemik już po odległości wynoszącej cztery i pół sznura był na miejscu, zaś krzyki ucichły. Gdy naturianka przekonała się, że miała rację i nieopodal chatki Iris rzeczywiście znajduje się syrena w potrzebie, doznała szoku. Nie wiedziała, co się wokół niej dzieje i co dolega Therannon, ale czuła, że jest to bardzo poważna sprawa. Nie pozwoliła jednak zaszklić się oczom- musiała być silna i pomóc jej! Ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa i, mimo że nie osunęła się na ziemię, nie mogła ruszyć się z miejsca. Szok był zbyt ogromny, aby mogła cokolwiek zdziałać.
        Gdy tak patrzyła na Qualciasa ratującego życie jej przyjaciółce, poczuła ukłucie serca oraz przeogromny strach o jej życie.
- To niemożliwe! To nie może być prawda! - krzyczała, przekonana, że Therannon uratować się już nie da i że jej życie dobiegło oto kresu.
        Alchemik podszedł do niej i umiejscowił nieprzytomną Therannon na ramionach przerażonej nereidy. Wiedziała, że nie może zwlekać, każda sekunda przesądza o być albo nie być dla syreny. Starała się ze wszystkich sił zrozumieć, co mówi do niej Qualcias, ale szok był zbyt ogromny, aby mogła racjonalnie myśleć. Zrozumiała tylko jedno. Therannon musiała zanurzyć się w wodzie. Enitia dopilnowała, by tak się stało, bo w niedługim czasie nereida znalazła się przy rzeczce obok swojego domku. Była pewna, że w tym miejscu syrena będzie bezpieczna i odzyska w niej siły.
- Olena? Potrzebuję twojej pomocy!- zawołała w kierunku znajomej, z którą pokłóciła się jeszcze tak niedawno o Tilgora. - Zostań tu z nią – poprosiła, ciężko dysząc i z obawy o życie syreny, i przez ciężar jej ciała. Nie miała pojęcia, jak udało jej się ją tutaj dostarczyć. Najwyraźniej dostała cudownych sił, dzięki którym to było fizycznie możliwe. W innym wypadku, potrzebująca mogła znaleźć się w wodzie o wiele za późno.
        Olena zgodziła się towarzyszyć syrenie. Nereida poinstruowała ją, aby nacierała jej skrzela specjalnymi specyfikami i wręczyła niewielką karteczkę z przepisem na medykament, który ma pomóc Therannon. Całe szczęście, że przez to całe zamieszanie nie zgubiła karteluszka. Ale staruszek mówił coś jeszcze o jakichś ziołach... Pal licho, najważniejsze, że dał mi przepis... W takim wypadku Therannon na pewno odzyska siły, cieszyła się. Miała tylko nadzieję, że nie przedwcześnie.
- Wrócę za niedługo – odparła. - Muszę komuś podziękować...
Zdawała sobie sprawę z faktu, iż gdyby nie pomoc Qualciasa, nie byłoby czego ratować. To musiało oznaczać, że posiada jakieś zdolności magiczne, a więc intuicja ją nie zawiodła. Postanowiła wrócić do miejsca, gdzie znaleźli nieprzytomną syrenę. Kto wie, może tym razem to alchemik potrzebuje pomocy? Niestety, okazało się to prawdą, kiedy dostrzegła, że starzec stoi przerażony pomiędzy dwoma istotami. Jedną z nich okazała się być Iris i to wzmogło czujność nereidy. Czego ta wstrętna wiedźma chce od niego? To na pewno przez nią Therannon teraz walczy o życie!, myślała gorączkowo. Drugiej istoty nie znała, widziała ją po raz pierwszy w życiu. Była jeszcze bardziej niebezpieczna od starej nereidy, bo miała ze sobą nóż, na dodatek, była zakapturzona. Wysoki mężczyzna ze spojrzeniem rzucającym błyski, wyszedł zza krzaków – Enitii nie umknęło, że uśmiechnął się złowrogo, nawiązując dialog z Qualciasem.
        - Ciesz się ostatnimi chwilami. - Te słowa doszły do uszu nereidy i wzbudziły stanowczy prostest. Jak to?! On nie może umrzeć! Nie po tym, jak uratował Therannon! Wiedziona przeczuciem, ukryła się za drzewami, by móc z tego położenia obserwować dalszy rozwój wypadków. Musiała się spieszyć, działać w tym momencie. Jako że nie potrafiła władać bronią, ba!, nawet, gdyby potrafiła, nie miała żadnej przy sobie, całą swą uwagę skupiła na morskich falach, na ocenie, który mienił się granatowym blaskiem. Uniosła ręce do góry, zamknęła oczy i, raz prostując, raz zginając palce, szepnęła słowa zaklęcia. W tym momencie Ocean Jadeitów ze spokojnego zbiornika wodnego przemienił się w złowrogą bestię. Wirował, cofał się i zbliżał w kierunku zgromadzonych, aż niebezpiecznie znalazł się tuż przy nich. Nereida wdrapała się na drzewo i, obserwując jak woda pochłania Iris i jej kompana, wyciągnęła rękę w kierunku alchemika i krzyknęła:
        - Szybko! Wejdź na drzewo, a nic ci się nie stanie! - I tak rzeczywiście zrobił. Nie miał innego wyjścia, bowiem jego życie leżało w rękach Enitii, która go po prostu uratowała. Starzec, podpierając się na kosturze, jakoś zdołał wgramolić się na drzewo i dzięki temu, uniknął pochłonięcia przez groźny ocean.
Ostatnio edytowane przez Enitia 10 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Araenyell
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Araenyell »

No to się porobiło... Alchemik od razu ruszył na pomoc kobiecie, która wydawała z siebie wcześniej wspomniane krzyki. Czarodzieja doskonale opisuje powiedzenie ,,stary, ale jary'', ponieważ przyniósł Therannon do Enitii używając własnych rąk - pewnie sporo istot znajdujących się na wyspie ogarnęło zdziwienie, że taki staruszek ma jeszcze siły ciągnąć za sobą dziewczynę z wyrastającym ogonem, który z pewnością był wielki i ciężki. Araenyell niestety nie miała czasu się nad tym zastanawiać - wydarzenia toczyły się bardzo szybko, zaraz syrena została przekazana nereidzie, a czarodzieja powitali ludzie, którzy nie wyglądali na przyjaznych. Wysoki, zakapturzony mężczyzna wraz z kobietą, która najwyraźniej była jakąś czarownicą, grozili Qualciasowi śmiercią. Już mieli go zabić, gdy nagle pojawiła się Enitia, która użyła jakichś czarów kontrolujących pobliską wodę. Kotołaczka ponownie uciekła za jakieś krzaki, zadowolona, że nikt nie zwrócił na nią uwagi. Szybko wdrapała się na najwyższe, pobliskie drzewo, gdy woda z oceanu, którą kontrolowała nereida, zbliżyła się w stronę niebezpiecznych przybyszy i wszystkiemu w ich okolicy. Kotka miała przeczucie, że fala skierowana w stronę dwójki ludzi o niecnych zamiarach nie zrobi na nich większego wrażenia. Wiedźma na którą został przeprowadzony ten atak też miała umiejętności magiczne i mogła łatwo pozbyć się wody, bądź przed nią ochronić. Araenyell nadal pozostawała obserwatorem, tym razem na drzewie, na którym schronienie znaleźli także alchemik z nereidą.
Awatar użytkownika
Qualcias
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Qualcias »

Zakapturzony jegomość pchnął swym mieczem alchemika, przebiwszy mu brzuch na wylot. Z ust staruszka chlusnęła krew, a on sam padł bez sił na ziemię. Paraliż nie pozwalał mu się bronić, nie było też mowy o ucieczce... Obcy miał już zadać śmiertelny cios, gdy oto z niewiadomych przyczyn Enitia postanowiła uratować mu życie. Cóż, teraz mag był całkiem pozbawiony umiejętności umiejętności racjonalnego myślenia. Nad umysłem maga zawisło śmiertelne fatum, już nieraz próbowano go zabić, lecz wówczas jego ciało było bardziej wytrzymałe, teraz percepcja trzymała wybitnie niedołężny poziom. Alchemik widział i czuł przed sobą tylko śmierć. Sparaliżowany, ranny i przerażony nie był w stanie podnieść się z ziemi. Naturianka zapewne nie zdawała sobie z tego sprawy, ale szok wywołany uderzeniem fal rozwścieczonego oceanu ocucił Qualciasa i zniwelował paraliż. Teraz mógł bez przeszkód poruszać się, a tym samym złapać wyciągniętą ku niemu rękę i wgramolić się na drzewo.
- Dlaczego mnie ratujesz? Przecież jestem nieproszonym gościem. Nie powinnaś aby wierzyć waszej wiedźmie? - spytał z niedowierzaniem.
Jeszcze nie za bardzo wiedział, co zaszło między Therannon, a Iris. Całe szczęście. Gdyby o tym wiedział, zamroczenie trwałoby o wiele dłużej... Cóż, Enitia może i uratowała mu życie, jednak w zamian zagroziła swojemu. Zalanie dwójki magów wściekłymi wodami poskutkowało zagęszczeniem się mgły i zajęciem przez nich niebezpiecznej pozycji. Kobieta i starzec z trudem trzymali się konaru, na którym się schronili. W takim położeniu nie mieli jak obronić się przed potencjalnym atakiem. Uniemożliwiała im to choćby mgła, teraz tak gęsta, że przysłaniała już cały obraz wyspy, nie przepuszczała choćby promyka słońca.

Wtem spod wody wynurzyli się ich oponenci rozwiewając znacznie mglę. Ociekali nie tylko wodą, ale i wściekłością. Chcieli tylko pozbyć się przybyłego tutaj maga, dokonać rzezi na mieszkańcach wyspy i wrócić bezpiecznie do magokracji za pośrednictwem portalu. Przecież ktoś tak słaby nie mógł tak łatwo im się wywinąć!
- To wasz koniec, zginęła już jedna z was, więc czemu wy macie przeżyć?... - spytał ironicznie mężczyzna z mieczem w dłoni.

Qualcias bez chwili namysłu oparł się ręką o swoją towarzyszkę i uniósł kostur w górę rzuciwszy zaklęcie, pod wpływem którego wezbrana pod nimi woda uformowała się w falę i uderzyła we wrogów, pozbawiając równowagi.
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

        Niecodziennie Enitia ratowała czyjeś życie – a już po raz pierwszy zdarzyło się, że uratowała je aż dwukrotnie. Była z siebie dumna. Patrzyła, jak fale pochłaniają niegodziwców. „To już jest koniec”, zacierała ręce. Dostrzegła, że starzec jest ranny, niewątpliwie potrzebował pomocy. Jedynie, co mogła zrobić, to pomyszkować w swojej torbie, w której znalazła bandaże. Nie wiedziała, jak opatrzyć ranę, poza tym, alchemik musiałby wpierw zdjąć swoje odzienie, aby to było możliwe. Niezgrabnie opatuliła opatrunkiem malachitową szatę na wysokości brzucha i miała nadzieję, że to – przynajmniej na jakiś czas – wystarczy. Nie minęło kilka sekund, a bandaż cały lepił się od krwi. Enitia zagryzła wargi, krzywiąc się w bezradności. „Co teraz?, myślała w gorączce. Nie poddawała się jednak. Nagle poczuła zapach ziół – to liście drzewa, na które się wdrapali wydobywało tak kojącą woń. Nereida domyśliła się, że mają zastosowanie magiczne, w przeciwnym wypadku nie pachniałyby tak intensywnie. Wzięła do ręki spory pęczek listowia, a następnie przytknęła je do rany. Po krótkim czasie zaczęła się goić, więc naturianka odetchnęła głośno. Serce przestało jej już tak łomotać. Spojrzała na staruszka z uprzejmym uśmiechem, jednak na jego pytanie mocno się rozgniewała:
        - Jak to: dlaczego ratuję? Czy ty nie pomógłbyś bezbronnemu stworzeniu w opresji?! Miałabym wyrzuty sumienia, gdybym ci nie pomogła – odparła stanowczo. - I nikt nie twierdzi, że jesteś intruzem. A co do wiedźmy... Dlaczego miałabym stać po jej stronie? Wiem, ile było z nią problemów. Jestem pewna, że syrena, której pomogłeś, walczy teraz o życie właśnie przez nią. Nie pozwolę, aby kogokolwiek jeszcze skrzywdziła. Ani ty, ani Therannon nie zasługujecie na to, aby cierpieć przez jej nikczemność. - Przez rozwój wypadków Enitia porzuciła formę grzecznościową odnośnie staruszka. Wiedziała, że to wydarzenie zbliży ich do siebie, więc o żadnych konwenansach nie było mowy. Poza tym, w takim położeniu raczej nie była w stanie się do nich uciec.
        Enitię zdziwiła mgła, która niestety, jeszcze bardziej przybrała na sile. Tak, jakby warunki pogodowe sprzysięgły się przeciwko starcowi i nereidzie. Martwiła się o ich życie.
        - A co z kotem? Czy należy do ciebie? - spytała z obawą w głosie. No właśnie – co się z stało z czarnym czworonogiem? I czy rzeczywiście był tylko kotem, czy kimś przemienionym w kota? Może potężnym czarnoksiężnikiem, który przyjdzie im na pomoc? Enitia gorączkowo prosiła w duchu Opatrzność, aby jej przypuszczenia okazały się prawdą.
        Jednak towarzysze nie zdążyli pociągnąć tego tematu. Z wody wynurzyli się ich wrogowie, buchający prawdziwą wściekłością. Enitia mogła dać sobie rękę uciąć, że widziała w oczach Iris żywe płomienie. Zauważyła, że alchemik nie traci zimnej krwi, jednocześnie – co tu się oszukiwać – tracił witalne siły. Nie wiadomo, jak długo będzie w stanie wisieć przy konarze drzewa. Enitia, trzymając się mocno gałęzi, usiadła na tej znajdującej się pod nią i ulokowała na niej starca. Widząc, że próbuje zatopić dwójkę nieprzyjaciół, postanowiła mu pomóc. W końcu, przez całe życie studiowała pilnie wiedzę odnośnie magii z dziedziny wody. Jako jedna z nielicznych magów na świecie była w posiadaniu bardzo potężnej magii, więc dzięki temu mogła kontrolować ocean.
        - Jak silna jest twoja moc w zakresie wody? - spytała z powątpiewaniem alchemika. Coś jej podpowiadało, że nie była to imponująca wiedza. Przede wszystkim, mężczyzna był już w słusznym wieku, zaś wyprodukowanie odpowiedniej ilości energii przeznaczonej na magię nie była rzeczą łatwą.
        Tylko raz użyła swojej pełnej mocy. I w tamtym wypadku również uratowała czyjeś życie. Chodziło o marynarza, który wypadł za burtę i zalałby go sztorm, gdyby nie fakt, że Enitia znacznie uspokoiła wodę, dzięki czemu mógł wdrapać się na pokład.
Desperacko próbowała skupić się na wymawianym zaklęciu, ale widok zbliżającej się doń Iris wraz z mężczyzną pokaźnej postury, sprawił, że nie była w stanie się skupić. "No dalej, nie trać czasu!”, podpowiedział głos wewnątrz niej.
Tak też zrobiła. W tej samej chwili ocean, który zaczął się powoli uspokajać, aby wypluć z siebie parszywą dwójkę, ponownie wezbrał na sile. Ale była to siła potężna.
        - Trzymaj się mocno. Umiesz pływać? - ponownie spytała z nadzieją w głosie. - Chwyć się moich pleców, wydam z siebie najpotężniejsze zaklęcie, którego nauczyłam się chyba ze sto lat temu. Mam nadzieję, że jeszcze je pamiętam. Na kilka chwil musisz wstrzymać oddech, bo znajdziemy się pod wodą. Utopię ich. - Zacisnęła szczęki z wściekłością i zmrużyła oczy. Następnie głośno wypowiedziała słowa, jakich mag nie zrozumiał. Przypominały dziwny bełkot, ale miały sens. Niosły potężną moc. Taką, którą posiada tylko kilka ludzi na całym świecie.
        Spod opuszek palców Enitii wydobyło się kilka groźnych skier. Na środku oceanu zrodził się gigantyczny wir, formujący się w wielką, morską kulę, która zbliżała się w kierunku Enitii, Qualciasa, ale również ich dwóch wrogów. Zdziwienie malujące się na twarzach nieprzyjaciół przemieniło się w strach, następnie rozpacz. Nic nie mogło ich uratować – wir gwałtownie wessał ich do środka, natomiast Enitia i Qualcias zanurzyli się pod wodę. Palce alchemika rozpaczliwie trzymały się pleców nereidy, która podpłynęła w kierunku lądu. Niedługo potem oboje stąpali już po ziemi, czując przyjemną woń szyszek i grzybów. Tak – znaleźli się w gęstym lesie. A wraz z nimi, czarna kotka, obserwująca ich z ukrycia.
        Iris i mag nie przeżyli, a kiedy było już po wszystkim, zaś po mgle nie było ani śladu i znowu zaświeciło słońce. Enitia spojrzała z uśmiechem na Qualciasa i zaproponowała mu odpoczynek.
        - Ktoś musi ci opatrzyć rany, bo będzie źle. Niestety, nie jestem w tym dobra.- Zmarszczyła czoło. Zaraz jednak przypomniała sobie o czymś niezwykle ważnym. - Chwileczkę. Byłoby dobrze, gdybyśmy poznali swoją godność. W końcu, wciąż nie wiem, coś ty za jeden. Więc: jak ci na imię? - Spojrzała bystro, wyczekując odpowiedzi niecierpliwie, przestępując z nogi na nogę.
Ostatnio edytowane przez Enitia 10 lat temu, edytowano łącznie 3 razy.
Awatar użytkownika
Araenyell
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Araenyell »

Cała sytuacja straszliwie bawiła Araenyell. Bawiła ją głupota istot, na które była skazana. Przecież wiedźma i zakapturzony mężczyzna, którzy ,,odwiedzili'' alchemika byli cholernie niebezpieczni, a ta śmieszna blondynka zamiast ratować siebie, skupiła całą uwagę na staruszku, który też doprowadzał kotołaczkę do śmiechu. Oni wszyscy mogli zginąć. Zamiast ukrywać się, uciekać, oni bawili się w jakieś ratunki narażając własne życie. Kotka tego nie rozumiała i nie zdążyła się nad tym zastanowić, bo zaraz wpadła do wody stworzonej przez Enitię. Wir, który także nereida stworzyła w celu pokonania swoich wrogów, zaczął przyciągać Araenyell. Dziewczyna w postaci kota nie była w stanie oprzeć się tej sile. Musiała zmienić się w człowieka, jeśli chciała przeżyć. Wiedziała, że to by ją najprawdopodobniej ujawniło, ale nic na to nie mogła poradzić. Kotołaczka przeszła przemianę. Niestety, to wcale nie pomogło - ona była z natury niezbyt silna, więc dalej zbliżała się w stronę wiru, tyle, że wolniej. Dziewczyna przez chwilę myślała, że to jej koniec, jednak w pewnym momencie przed oczami mignęła jej wiedźma, która chciała zabić Qualciasa. Araenyell i Iris były niemalże tak samo blisko wiru. Kotołaczka wpadła na szalony pomysł, który mógł się jej nie udać, a właściwie to musiał się jej nie udać, ale nic lepszego jej nie przychodziło do głowy. Wiedźma, wraz z którą zmiennokształtna wciąż kręciła się w kółko, stopniowo przybliżając się w stronę wiru, miała kostur podobny do tego, którego używał Qualcias, aby czarować. Kotka czekała, aż znajdzie się wystarczająco blisko Iris, wyczuła odpowiednią chwilę i sięgnęła w stronę kostura. Złapała go i zabrała wiedźmie, którą ogarnęło duże zdziwienie. Araenyell nie potrafiła czarować, jednak to była jej ostatnia deska ratunku. Dziewczyna zaczęła wymachiwać przedmiotem, który trzymała w ręce, jednak nic się nie działo. Kotołaczka się nie poddawała, wciąż starała się stworzyć coś za pomocą magii. Nagle, wbrew własnej woli, zaczęła unosić się ponad wir. Wyleciała z wody i zaczęła unosić się w powietrzu. Nie miała pojęcia co zrobiła, ale na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, że szczęście jej nie zawiodło. Teraz tylko musiała wrócić w jakiś sposób na ląd, ale nie czekała na to zbyt długo. Araenyell zaczęła kręcić się wokół własnej osi, a następnie spadła na ziemię. Podniosła głowę, żeby zobaczyć, gdzie się znajduje. Była w jakimś lesie, a przed nią siedzieli Enitia z Qualciasem.
Awatar użytkownika
Qualcias
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Qualcias »

Kiedy jeszcze siedzieli z Enitią na drzewie, zakapturzony czarodziej jakimś cudem znalazł się w pobliżu maga i spróbował ponownie pchnąć go mieczem. Spudłował, a starzec złapał za ostrze, poważnie kalecząc się w dłoń. Tymczasem zaklęcie Enitii wciągnęło agresora w kotłujące się wody. Tak oto w ręce Qualciasa wszedł porządny miecz, niewątpliwie pochodzący z krasnoludzkiej kuźni.

Potem już wszystko zaczęło dziać się już tak szybko i gwałtownie, że przestał za tym w ogóle za tym nadążać; Enitia okazała się posiadać kwalifikacje magiczne o stokroć większe od jego, co zademonstrowała zalewając po raz wtóry całą rzeczną dolinę. Woda przyzwana przez jego partnerkę pochłonęła nie tylko wiedźmę i przybysza z magokracji, ale i ich samych, choć i na ten mankament naturianka znalazła rozwiązanie... Nim zdążył skomentować sytuację, złapała go i zanurzyła pod wodę poleciwszy mu wstrzymać oddech. Na szczęście ich pobyt w głębinach był na tyle krótki, że zebrany wcześniej zapas tlenu w zupełności mu wystarczył. znaleźli się w lesie, a pogoda na wyspie wróciła do normy. Zniknęła też wroga energia. Po raz kolejny udało mu się ujść żywym z kolejnego zamachu na jego egzystencję... Za każdym razem wrogowie byli silniejsi i zaciągali go w coraz wymyślniejsze pułapki.
- A więc sprawa mojej ucieczki jeszcze nie ucichła... - mruknął pod nosem zrezygnowany i położył się na trawie, ciesząc się chwilą wytchnienia.
Niby nic już nie trzymało go tutaj, ale postanowił zostać tu jeszcze przez jakiś czas, mimo że po powrocie sam mógłby się opatrzyć. O swojego wierzchowca nie martwił się zbytnio, w końcu wyuczył go, co miał robić w sytuacji takiej jak ta, kiedy byli odcięci od siebie. Śmierć wrogów nie była dla Qualciasa wystarczająca, jedna rzecz nie dawała mu spokoju:
- Skąd pewność, że to wiedźma usiłowała zabić twoją przyjaciółkę? Jaki miała w tym cel? - spytał, może i był zbyt bezpośredni, ale nie przejmował się tym.
Awatar użytkownika
Tilgor
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tilgor »

Gdy Tilgor oczekiwał powrotu którejś z naturianek, nagle przez okno do pokoju wleciała mały, fioletowy, migoczący ognik. Zaintrygowany jego pięknem, sięgnął ku niemu dłoń. Czyżby kolejne piękno tutejszych lasów? Gdy jego dłoń spotkała się ze świecącą kulką, jego ciało przeszył dreszcz. Mięśnie skurczyły się boleśnie, stracił panowanie nad ciałem.
- Co jest!? - zdążył wydusić, nim do jego umysłu wkradł się ponury cień, który odciął jego świadomość od rzeczywistości. Nie czuł swojego ciała, a jego umysł został tak przyćmiony, że nie był w stanie złożyć myśli. Mimo otwartych oczu nic nie widział. Wyczuł jednak pewną obcość w swoim umyśle. Nie wiedział jak to opisać, ale magia która nałożyła na niego tą klatkę jednoznacznie kojarzyła mu się z Iris. Mógłby to porównać z na przykład podobnym zapachem albo smakiem, lecz jako bodziec interpretowany przez do tej pory nieznany mu zmysł.

Po jakimś czasie zaklęcie ustąpiło. Upadł na ziemię i próbował łapać oddech. Całe ciało miał obolałe, kręciło mu się w głowie. Poczuł się jak obudzony ze snu. Nie bardzo wiedział co się dzieje dookoła niego. Oparł się o coś i z trudem starał się przypomnieć cokolwiek. Po chwili dopiero doszedł do tego gdzie jest, co tu robi i co się stało. W sam raz, akurat wtedy, gdy wstał z ziemi i zamierzał poszukać zaginione przyjaciółki, pochłonęła go wielka fala. Pod wodą, mimowolnie zmienił się w postać trytona. Zauważył, że coś bardzo mocno ściąga go ku jakiemuś punktowi. Od razu poznał wir wodny, nie raz go spotykał. Wiedząc, co zrobić w tej sytuacji, najpierw pędząc z nadaną mu siłą oddalał się jak najbardziej od środka. Gdy tylko dotarł do granic możliwości, szybko nawrócił i przyspieszył, kierując się ku epicentrum. Wykorzystując własną siłę i siłę rozpędu udało mu się wydostać poza granice wiru. Gdy woda się uspokoiła, wypłynął na brzeg, opodal jakiegoś lasu. Zmienił postać na ludzką i pomaszerował w głąb lądu. Jakież było jego zdziwienie gdy spotkał Enitię. Ucieszył się niezmiernie, toteż bez zastanowienia podbiegł doń. Wtedy zauważył też, że ma nietęgą minę, a obok niej leży jakiś brodaty starzec o rzucających się w oczy ozdobach. Był ranny, został przebity w brzuch i miał pozacinane palce.

- Enitia! - krzyknał - Nareszcie. Co tu się stało? Zostałem uwięziony przez Iris, znaczy nie wiem czy to na pewno ona, ale mam takie przeczucie, nie mogłem nic zrobić, nawet nie wiem ile czasu minęło, a potem jeszcze ta fala i prawie wpadłem w wir... - mówił tak szybko, że bez oddechu zawroty głowy nasiliły się. Usiadł obok nich i spytał: - Co tu się właściwie stało? Skąd ta woda? Co się stąło z Iris i Ther'Annon? Makabrycznie boli mnie łeb...

Spojrzał na brodacza. Wyglądał dziwnie, jeszcze nie widział nikogo o takim wyglądzie. Jednak bardziej niż zbyt duże kolczyki czy nierówno zgolona broda uwagę przykuwała rana w brzuchu na wylot. Z przejęciem rzekł:
- Trzeba się panem zająć i to szybko! Przydałaby się tu jakaś magia, same rośliny raczej nie pomogą. Kim pan właściwie jest? I co pan tu robi?

W tej sytuacji zupełnie nie zauważył dziewczyny, która obserwowała ich z odległości. Był zbyt przejęty tym, co zaszło podczas gdy był ogłuszony.
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

        - Mi na imię Qualcias. - Mag uścisnął dłoń swojej wybawicielce, dało się zauważyć błysk wdzięczności w jego oku. Żadne słowo jednak nie padło na ten temat - za wiele się wydarzyło, aby ot tak sobie o tym rozmawiać, leżąc na trawie w lesie.
- Dam sobie radę - rzekł znowu, patrząc na odniesione rany. Enitia uwierzyła i nie przekonywała alchemika do opatrzenia ran. Możliwe, że starzec sam sobie poradzi. Zresztą, rana na brzuchu już częściowo się wygoiła, bo przestała tak obficie krwawić.
- Zgoda, jednak na twoim miejscu udałabym się do ustronnego miejsca i przebrała tę brudną szatę. - Wskazała na bordowe ślady po krwi. - O ile masz coś na przebranie.
- Skąd pewność, że to wiedźma usiłowała zabić twoją przyjaciółkę? Jaki miała w tym cel? - Gdy Enitia usłyszała pytanie, początkowo zapomniała języka w gębie. Czy to nie jest oczywiste, że to sprawka Iris? To w niej tkwiło wszelkie zło, więc należało się go pozbyć, póki nie było za późno. Była pewna, że Therannon się coś stało przez starą wiedźmę, która teraz już nie mogła im zagrozić. Odparła spokojnie:
- Qualciasie, poznałam Iris na tyle, że wiem, do czego jest zdolna. Zostawiłam ją sam na sam z Therannon, więc jestem pewna, że znalazła się w niebezpieczeństwie. Wiele bym dała, aby móc cofnąć czas i zostać przy niej.
        Ni stąd ni zowąd, usłyszała nadchodzące kroki. Z chwili na chwilę były coraz głośniejsze, czyjeś stopy szurały po liściach i deptały szyszki. Nereida nie odwróciła się, nagle ogarnął ją strach. Trudno to wytłumaczyć, ale była pewna, że Iris z magiem przeżyli i zbliżają się do nich, aby zgładzić. Ale gdy usłyszała znajomy głos, jej serce przepełniło się słodyczą. Odwróciła się i zobaczyła wysokiego, przystojnego bruneta z koszulą zapinaną na guziki i skórzanymi spodniami. Przez chwilę nie rozpoznała w tej postaci swojego przyjaciela, jednak po paru sekundach porwała się do biegu, aby go uściskać.
        - Tilgor! Myślałam, że nigdy cię nie zobaczę. Ta wstrętna wiedźma chciała zabić Therannon. - Spojrzała na alchemika. - Qualcias ją uratował, zawdzięcza mu życie. Ale nie uwierzysz, co dalej! Kiedy zostawiłam Therannon w bezpiecznym miejscu, tuż obok mojej chatki, wróciłam się, by podziękować Qualciasowi. Stał pomiędzy Iris oraz jakimś mężczyzną, dzierżącym miecz w ręce. Chciał go zabić. Musiałam go ratować, więc utworzyłam wir. Nie przeżyli.
        Enitia wskutek dramatycznego obrotu sprawy, nie mogła skupić się na wypowiadanych słowach. Mówiła pourywanymi zdaniami, żywo gestukulując, raz za razem łapiąc się za czoło, by nerwowo odgarnąć niesforne pukle.
- Tak bym chciała, aby to był tylko zły sen... - Westchnęła, po czym dodała pewnym tonem:
        - Tilgor ma rację. Koniecznie trzeba opatrzyć tę ranę. Mówiłam od początku, ale on niezbyt się przejął. - Rozłożyła ręce bezradnie. - Nie wiem, w jaki sposób się tym zająć. Tu jest potrzebny jakiś medyk.
Ostatnio edytowane przez Enitia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Araenyell
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Araenyell »

Pora wyjść z ukrycia... - co zmusiło Araenyell do takiej myśli? Nudziła się. Cholernie się nudziła. No i musiała jakoś się stąd wydostać, a sama by sobie nie poradziła. Poza tym miała kostur tej całej Iris, nie był jej do niczego potrzebny, a nereida i alchemik na pewno coś by z nim zrobili. Kotołaczka już miała wyjść zza drzew, gdy nagle Enitia zaczęła się kleić do jakiegoś mężczyzny, który przyszedł tu niedawno. Zmiennokształtna czekała więc jeszcze chwilę, aż cała trójka się ze sobą zapozna, a kiedy zaczęli martwić się o rany czarodzieja, z ukrycia wyszła zgrabna i wysoka dziewczyna z bladą cerą, ubrana w jakieś luźne ubrania. Poprawiła swoje długie, czarne włosy, a następnie położyła jedną rękę na biodrze, a w drugiej trzymała kostur wiedźmy.
- To chyba należy do tej waszej Iris. - Araenyell rzuciła kostur pod nogi nereidy - Chcę się stąd wydostać. Jak najszybciej. - dziewczyna usiadła na najbliższym kamieniu, skrzyżowała ręce na piersiach i założyła nogę na nogę. - Czekam na propozycje.
W głosie czarnowłosej nie było żadnych emocji, tak samo jak na jej twarzy. Nagłe pojawienie się zmiennokształtnej, brak przywitania i natychmiastowe żądanie pomocy w wydostaniu się z wyspy było niemiłe i niekulturalne, ale ona doskonale o tym wiedziała. Nie dbała o to jak wypadnie w oczach Enitii, Qualciasa czy Tilgora, dbała tylko o swoje potrzeby. A jej potrzebą na tą chwilę była ucieczka z wyspy.
Awatar użytkownika
Qualcias
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Qualcias »

Oto zabrał się za opatrywanie ran, zdjąwszy uprzednio bandaże od Enitii i przepłukawszy je potem w rzece. Zdjął z siebie górną część togi, by owiązać nimi rany. Ta dwójka tak go załatwiła! Krucho z nim będzie jeżeli przy następnym razie da sobie tak zatruć umysł. Teraz kiedy mag myślał już jasno, przypomniał sobie, że nie był osobą, która narażałaby własne życie za kogoś, niby zdarzało mu się pomagać pseudo - bohaterom chcącym ratować ciemiężone panienki i oczyszczać świat z wszelkiego zła, ale tylko wtedy, gdy mu się to opłacało... W zamian za to mieszkańcy wyspy wzięli go za człowieka o dobrym sercu i intencjach, i nie kazali mu się wynosić. Chociaż... Czy rzeczywiście był taki, za jakiego się uważał?... Nie było po co się oszukiwać - człowiek dbający tylko o siebie, w takiej sytuacji myślałby tylko o tym, by przeżyć, tutaj jednak było inaczej, po odzyskaniu zdolności ruchu i racjonalnego myślenia wdał się w walkę z dwójką terrorystów, niby chciał wtedy przeżyć, ale dlaczego w takim razie osłaniał też naturiankę? Nie miał w tym przecież żadnej korzyści. Idąc tym tropem, egoista nie ratowałby też umierającej syreny. Zapytany o imię, przedstawił się - nie miał przecież żadnego celu w ukrywaniu swojego imienia teraz, kiedy nie było tu już żadnych szpiegów z magokracji.
- Miałaś rację, moje umiejętności w dziedzinie magii wody rzeczywiście są niewielkie, ale umiem z nich korzystać. - odpowiedział po chwili na pytanie nieznajomej, gdyż w wirze walki nie zdążył udzielić odpowiedzi. Właśnie... Nieznajomej? - Jak ci na imię?
W momencie, gdy kocica postanowiła w końcu się ujawnić, skinął do niej w geście powitania.
- Jestem pod wrażeniem tego, jak przypadkowo uaktywniłaś swoje neuroprzekaźniki powodując spięcie w synapsach, a tym samym wyzwoliłaś magię. Nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie zakładałem, że jest to w ogóle możliwe... Myślałaś o studiowaniu magii? - skomentował krótko całe zajście, by zamilknąć na jakiś czas. Nie śmiałby nawet myśleć, że kundle magokraty okażą się takie cwane. Najpierw uwięzili go tutaj, wcisnąwszy mu wzruszającą historyjkę, a kiedy poczuł się tu bezpieczny, zaskoczyli go bezpośrednim atakiem... Pozostawała tylko jedna rzecz. Czy zamach na życie Therannon był częścią większego przedsięwzięcia, czy zbiegiem okoliczności? Jeśli miał rację i faktycznie miało to ciągnąć za sobą coś większego, musiało być powiązane w jakiś sposób z jego osobą... Należało więc ostrzec Enitię, zrobił to wypowiadając na głos swe obawy. Tylko dlaczego to właśnie on musiał zostać wrobiony w morderstwo przez tego gówniarza? Dlaczego właśnie on. Zastanawiał się nad tym od piętnastu lat. Przypuszczał, że dzieciak obawiał się, że Qualcias odkrył jego sekret. Chociaż i taka opcja odpowiadała starcowi, to właśnie dzięki wygnaniu zdobył swoją wiedzę i majątek, a co najlepsze - nie był ograniczony przez żadne kodeksy.
Awatar użytkownika
Tilgor
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tilgor »

Tilgor z uwagą wysłuchiwał się w słowa Enitii. Starał się ułożyć wszystko w spójną całość i zrekonstruować zaistniałe wydarzenia. Choć nie miał pojęcia co robi tu Qualcias ani skąd się wziął, wiedział, że starzec jest, a raczej był w niebezpieczeństwie. Więc Iris okazała się być w zmowie z tym skrytobójcą. Od początku wiedziałem, że coś z nią nie tak. Jeszcze skrzywdziła Ther'Annon. Och, niech no ja ją tylko... Nie dokończył zdania, gdyż wnet jego umysł zaprzątnęła inna myśl. Gwałtownie przeniósł wzrok na Enitię.
- Wir? - spytał - Ty go przywołałaś?
Nie dowierzał w to, co usłyszał, więc delikatnie się uśmiechnął. Pomyślał, że to mógł być jakiś dowcip, choć nie pora na żarty. Gdy jednak napotkał wymowne, pytające spojrzenie Nereidy, od razu pojął, że mówi prawdę. Rozdziawił usta. Zamrugał nerwowo. W życiu był nie przypuszczał, że ta kobieta posiada tak wielką moc! Jak to możliwe, stworzyć wir wodny, do tego tak blisko brzegu? Przecież to graniczy z niemożliwością... Poczuł ukłucie zazdrości. Lata, które spędził na szkoleniu magii w terenie lądowym okazały się niemal niczym w porównaniu ze zdolnościami jego przyjaciółki naturianki.
- Wow. Jestem pod wrażeniem. - posłał jej pełne podziwu spojrzenie. Zarumieniła się.

Wtem zza drzew wyłoniła się zgrabna dziewczyna. Z właściwą szlachcicom gracją stanęła przed nimi, jakby pozwalała im przebywać w jej blasku. W ręce dzierżyła kostur. Widział go już wcześniej w domu Iris. Rzuciła go między nich i krzyżując ręce na piersiach zażądała wydostania się z tej wyspy. Tilgor podrapał się po głowie i z uniesioną brwią spojrzał na współtowarzyszy. Widzę, że sporo mnie ominęło.
- Ale właściwie, kim pani jest? - rzucił niepewnie tryton zanim zdążył ugryźć się w język. Chcąc, aby nie zabrzmiało to zbyt niegrzecznie, skierował się do maga - Yyyy, zapewne pan zna tą kobietę, prawda? Razem tu przybyliście? Może jesteście rozbitkami, albo coś? Jeśli chodzi o wydostanie się z wyspy to poza statkiem nie widzę innej możliwości, skoro nie macie skrzeli. No, chyba że portalem...
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

        Do Enitii dopiero teraz dotarło, co uczyniła. Dokonała niemożliwego, to prawda. Widząc zszokowaną minę Tilgora, uzmysłowiła sobie, że jej moc faktycznie jest nadludzka. Ale jak to się stało? Owszem, uczyła się swojej magii sporą ilość czasu - w końcu miała ku temu sposobności- ale żeby aż tak? Teraz to nereida nie wiedziała, co odpowiedzieć. Na pytanie trytona, czy to własnie ona jest odpowiedzialna za powstanie wiru, utkwiła wzrok w swoich palcach u nóg. Podczas gdy wisiała na drzewie z alchemikiem, zdążyła w ostatniej chwili zdjąć buty. Nie były jej potrzebne.
        Zanim pojawił się Tilgor, ukryła się za drzewami po to, żeby się przebrać - nie trzeba dodawać, że była cała mokra, zaś sukienka, którą miała na sobie, nie nadawała się do ponownego użytku. Zwinęła swoje odzienie i umiejscowiła pod drzewem, może będzie służyć jako mieszkanie dla mniejszych zwierząt lasu. Gdy starzec wymówił swoje imię, Enitia uczyniła podobnie:
- Nazywam się Enitia Detras - odparła słabym, matowym głosem od nadmiaru wrażeń i położyła na trawie, obok Qualciasa. Usłyszawszy pochwały maga, skuliła się w sobie speszona, a zarazem zadowolona. Posłała sześćdziesięciopięciolatkowi wymowne spojrzenie. Skinęła głową. - Zgadza się, myślałam kiedyś o studiowaniu magii, ale to chyba nie dla mnie. W każdym razie, zapomnijmy o tym, co się stało. Odpocznijmy - zasugerowała.
        Po tym, jak przytuliła się do Tilgora, zrobiło jej się głupio. "Chyba nie powinnam okazywać uczuć w ten sposób", zamyśliła się, w dalszym ciągu wpatrując się w swoje stopy bezradnie. Podniósłszy wzrok, napotkała dyskretny uśmiech uznania trytona. Nie speszył jej, za to dodał otuchy.
        Pojawienie się szczupłej kobiety wywołało małe zamieszanie. Nikt nie wiedział, kim jest i skąd się wzięła. Jedynym wyjaśnieniem był fakt, że to ona jest tym czarnym kotem. "Ciekawe, co stało się z kotem...", zastanawiała się. Przyjęła dwa warianty: albo kot nie przeżył (o ile znajdował się dostatecznie blisko wiru), albo kot stoi przed nią, tyle że w innej postaci. Podrapała się po głowie i spojrzała w kierunku dziewczyny nieufnie. Pierwsze skrzypce grał Tilgor - to on zwrócił się do niej bezpośrednio. Enitia nie zamierzała zabierać głosu, przynajmniej na razie. Dziwne, ale poczuła ukłucie zazdrości. W końcu, dziewczyna brzydka nie była, a Tilgor nie był jej obojętny. Gdy uświadomiła sobie stan swojego ducha - choć chwilowy - zmieszała się i odchrząknęła. Następnie obserwowała dalszy rozwój wydarzeń, stojąc trochę z boku i grzebiąc w swojej torbie. Czuła się nieswojo przy nowej towarzyszce.
Awatar użytkownika
Araenyell
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Araenyell »

Araenyell wraz ze swym ujawnieniem wprowadziła niemiłą atmosferę. Wiedziała o tym i bardzo jej się to spodobało. Mogłaby starać się dobrze wypaść, zachowywać się miło, ale po co? Zauważyła nieufne spojrzenie Enitii, która najwyraźniej nie była szczęśliwa z tego, że ma nową towarzyszkę. Zmiennokształtna czuła się z tym znakomicie, dlatego też w dalszym ciągu zachowywała się szorstko. Nic nie odpowiedziała na pytanie trytona, kim ona właściwie jest. Zabrała głos dopiero wtedy, gdy usłyszała o portalu.
- Ty. - wskazała palcem na alchemika - Możesz przywołać portal, którym się tutaj dostałam? Wolałabym, żebyś mógł, bo nie zamierzam tutaj z wami siedzieć. Mam nadzieję, że wam - kotołaczka spojrzała na Enitię i Tilgora - rybi ogon z tyłka nie wyrasta.
Araenyell zachowywała się jak hipokrytka, bo sama najnormalniej nie wyglądała - może skrzeli nie miała, ale koci ogon i uszy tak. Zresztą dziewczyna doskonale o tym wiedziała, taki był jej cel - zamieszać tu jak najbardziej. Była prawie pewna, że jeden z wcześniej wspomnianej dwójki jest w połowie rybą. Gdyby tak się okazało, byłaby jeszcze szczęśliwsza - obraziłaby ich swoim zachowaniem i dopiero wtedy rozpoczęłaby się zabawa. Na razie jednak siedziała na kamieniu z twarzą pozbawioną jakichkolwiek emocji i spoglądała na każdego po kolei, co chwila przeczesując swoje włosy na bok. Siedząc tak bezczynnie zastanawiała się nad jedną rzeczą - co się stało z syreną, której na ratunek porwał się Qualcias? Przecież nereida zostawiła ją samą w swoim domku, a Iris nie musiała być jedynym zagrożeniem tej wyspy. Zmiennokształtna podzieliłaby się swoją myślą z innymi tu obecnymi, ale najzwyczajniej w świecie nie chciała mówić o kimś kto nie był nią.
Awatar użytkownika
Qualcias
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Qualcias »

Starzec przez dłuższą chwilę leżał na trawie w milczeniu wpatrując się w okaleczone dłonie. Nie odpoczywał. Po prostu nie był w stanie, kiedy już okazało się, że był ścigany na nowo. Teraz myślał już tylko, w jaki sposób kundle magokraty spróbują go zabić. Te ponure myśli nie pozwalały mu się odprężyć. Myślał już za to, w jaki sposób im się odwdzięczy. Ha! Qualcias nie był miłym staruszkiem chętnym do niesienia pomocy ciemiężonym panienkom i umierającym odmieńcom. Dbał tylko o własny interes, a wspomógł Enitię, gdyż w przyszłości mogła okazać się cennym sojusznikiem. W takim świetle nie muszę już chyba wyjaśniać, że ów miły dziadzio niosący pomoc był tylko zręczną mimikrą służącą zdobywaniu konfratrów , ewentualnie do kamuflażu.

Możliwe, że w pewnej części był jednak tym staruszkiem, którego uznał za fikcyjny charakter, wszak uratowanie życia syreny i walka u boku Enitii nie były działaniami zaplanowanymi, nawet, jeśli przyniosły mu korzyść. Był miłym staruszkiem... Częściowo, w końcu dbał też o własny zysk, w pierwszej kolejności.

Po paru minutach spokoju wpadła między nich kobieta o nienagannej urodzie wściekle rzucając obelgami niczym rozjuszona kotka. Gdy zwróciła się do niego, alchemik pokazał swe prawdziwe oblicze; skrzywił wargi w drwiącym uśmiechu, a w jego aurze dało się wyczuć ujmujący chłód i rozdrażnienie. Co za bezczelność, wchodzić w cudze towarzystwo pokpiwszy sobie z niego... W niektórych kręgach za podobny wybryk wbijało się delikwentowi nóż w żebra. No, skoro już wspomniane zostało, że od starca zawiało chłodem, trzeba dopowiedzieć, iż podniósł się z ziemi i stanął naprzeciw Aranyell
- Ty - Możesz przywołać portal, którym się tu dostałam?
A więc to ona była trzecim przybyszem... Nie wyglądała mu na psa magokraty, jej aura nie wykazywała żadnej aktywności magicznej czy pokładów energii. Mimo to, postanowił mieć na nią oko. Jej pytanie świadczyło o niepojętej głupocie. W końcu oświadczenie, że przekroczyła portal razem z nim budził spore podejrzenia. Kotołaczka albo była wrogiem, albo skończoną idiotką, bynajmniej tak ocenił ją alchemik.
- Nawet gdybym potrafił, po co miałbym pozwolić ci przejść przezeń razem ze mną? - zapytał ironicznie.
W głosie starca nie było już śladu przyjaznej barwy, stał się za to szorstki, a każde słowo przezeń wypowiedziane zdawało się być śmiertelnym szyderstwem. Zaraz po wypowiedzeniu tych słów ujął spojrzeniem kostur, który trzymała w ręce.
- Oddaj mi go. - rozkazał.

Po chwili jednak ponownie zwrócił się nereidy, tak samo przyjaźnie jak wcześniej:
- Myślę, że mimo wszystko powinnaś praktykować w jakiejś gildii lub pod okiem kogoś bardziej doświadczonego.
Oczywiście nie miał na myśli siebie. Jakże niby miałby nauczać kogoś, kto był silniejszy od niego?...
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

Enitia wymieniła wymowne spojrzenie z Tilgorem. Tryton już nie sprawiał wrażenia, jakoby cieszył się z obecności wśród nich obcej kobiety. Skoro nie zamierzała się im przedstawić, ani nawet być w miarę uprzejma, niepotrzebnie spodziewała się od nich pomocy. Nereidzie postawa Araenyell wydała się co najmniej dziwna - ona, kiedy czegoś chce, stara się to zyskać uśmiechem. Tak jest najbezpieczniej, bo wówczas większe prawdopodobieństwo, iż inni będą mieć do niej na tyle zaufania, aby pomóc. Ta jednak nie zamierzała bawić się w ceregiele czy konwenanse - ot, usiadła na kamieniu, niczym rozpieszczona królewna i oczekiwała gotowej recepty do wydostania się z wyspy.

- Skoro tak ci zależy na ucieczce stąd, kieruj się do portu - zwróciła się również oschle do Araenyell, nie patrząc na nią, ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Zignorowała kompletnie zaczepkę dotyczącą rybich ogonów. Zmiennokształtnej najwyraźniej zależało na wytrąceniu z równowagi towarzyszy, ale nic sobie z tego nie robiła, niech gada sobie, co chce.
- Ale nie jest to tania inwestycja. Marynarze na ładne oczy nie przewożą wszystkich. Aby pozwolono ci wejść na pokład, najpierw włącz do swojego słownika słowa takie, jak "proszę" lub "czy mogłabym", droga księżniczko zadzierająca noska.

Enitia nie patyczkowała się. Co jej zależało? To jej teren. Nie musiała przyjmować obcych z otwartymi ramionami. Nie zdążyła dłużej zastanowić się nad propozycją Qualciasa odnośnie gildii, bowiem naraz przypomniała sobie o Therannon. Wciągnęła głęboko powietrze w geście przestrachu i pociągnęła Tilgora za ręce.
- Musisz mi pomóc - wyszeptała, kiedy byli już w pewnej odległości od dwójki towarzyszy, którzy zostali w lesie. - Jeśli nie będzie chciała się obudzić, spróbujemy natrzeć jej skrzela ziołami tak, jak zalecał alchemik. Pomożesz mi, Tilgorze?
- Oczywiście, że ci pomogę. - Uśmiechnął się, uspokajając tym nereidę. - Na mnie możesz liczyć. Mam nadzieję, że Therannon nic nie będzie.
- Ja też mam taką nadzieję... - westchnęła kobieta głośno.

Po chwili było już widać chatkę Enitii oraz niewielkie jeziorko porośnięte wodorostami, w którym znajdowała się zdezorientowana syrena. Miała oczy szeroko otwarte i chyba bała się poruszyć. Enitię aż ścisnęło serce ze wzruszenia, że Therannon żyje.
Awatar użytkownika
Tilgor
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tilgor »

Tilgor zbył milczeniem słowa nowo przybyłej kobiety. Zmierzył ją od stóp do głów. Uroda i młody wygląd w zestawieniu z co najmniej niestosownym zachowaniem przynosiły na myśl rozkapryszone dziecię, które przywykło do dostawania wszystkiego wraz z pstryknięciem palcami. Nie lubił negować dopiero co poznanych ludzi, postanowił zatem zwyczajnie nie poświęcać uwagi dziewczynie. Jej problem był do rozwiązania, ale z takim nastawieniem niech nie liczy na pomoc od kogokolwiek.

W głowie wciąż mu dudniło od emocji, już miał usiąść pod drzewem i zebrać myśli, lecz nagle ktoś chwycił go za ręce i pociągnął za sobą z taką siłą, że omal nie upadł. Wraz z Enitią oddalili się od towarzystwa, cały czas biegli. Wysłał jej pytające spojrzenie.

- Musisz mi pomóc - wyszeptała, kiedy byli już w pewnej odległości od dwójki towarzyszy, którzy zostali w lesie. - Jeśli nie będzie chciała się obudzić, spróbujemy natrzeć jej skrzela ziołami tak, jak zalecał alchemik. Pomożesz mi, Tilgorze?
- Oczywiście, że ci pomogę. - Uśmiechnął się, uspokajając tym nereidę. - Na mnie możesz liczyć. Mam nadzieję, że Therannon nic nie będzie.
- Ja też mam taką nadzieję... - westchnęła kobieta głośno.

Tilgor dopiero po gdy dotarli na miejsce zorientował się, że przez cały czas trzymali się za ręce, mimo, że tryton biegł już samodzielnie. Wcale mu to jednak nie przeszkadzało. Puścili się dopiero gdy stanęli przed jeziorem, a Enitia podbiegła do dryfującej i, na całe szczęście, świadomej syreny, zostawiając go na brzegu. On spokojnym krokiem wszedł do wody, nie zmieniając swojej postaci. Woda była płytka, a poza tym nie było takiej potrzeby. Poczuł wilgotny chłód w nogach, kiedy zanurzył się do pasa. Rzadko doświadczał tego uczucia. Amulet pod jego koszulką delikatnie się zaświecił, co oznaczało, że zaklęcie działa. Dotknął spodni. Były zupełnie suche. To paradoksalne uczucie stanowiło zagadkę dla jego umysłu.

Ther'Annon nie miała się dobrze. Otaczała ją przejrzysta plama rozrzedzonej krwi. Dopiero po chwili zauważył paskudnie wyglądające skrzela po bokach szyi. Wzdrygnął się. Wiedział, że syrena oddycha teraz przez nos, co jednak w tej postaci może spowodować niedotlenienie. Jej skrzela nie mogły funkcjonować, gdyż zniszczeniu uległy naczynie krwionośne. Spojrzał na Enitię.
- Nie jest z nią dobrze. Musimy jak najszybciej odkazić skrzela i przywrócić w nich krążenie. Nie wiem co się stało, ale ona nie może przez nie oddychać. - popatrzył ze współczuciem na Ther'Annon - Spróbuj przez chwilę pooddychać przez skrzela.
Syrena bez słowa wykonała polecenie. Momentalnie skrzywiła się i jęknęła. Skrzela się rozwarły i uleciała z nich kolejna fala krwi. Ther'Annon zaczęła zwijać się z bólu. Uspokoił ją dotykiem i słowami: Już dobrze, spokojnie, zaraz coś na to poradzimy. Przypomniał sobie ten ból, kiedy sam miał uszkodzone skrzela po oddychaniu tlenem z wrzącej wody. Zrobiło mu się jej strasznie żal.

- Enitio - spojrzał na nią poważnie - Musimy jej pomóc. Widzę, że krwawi od niedawna, adrenalina spowodowała skurcz mięśni, tamując krwotok. Nie wyjmujmy jej z wody. - polecił. - Mówiłaś coś o jakiejś maści? Masz ją przy sobie?

Może nie był medykiem, ale co nieco wiedział o prostych skaleczeniach i ranach. W końcu znał większość roślin morskich i musiał też wiedzieć na co je stosować. Jedno wynika z drugiego. Kilka rzeczy pamiętał też ze słów matki. Cóż to za stare dzieje były...
Zablokowany

Wróć do „Wyspa Syren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości