Trytonia[Trytonia] Druga i pół szansy

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Zablokowany
Gregor
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Trytonia] Druga i pół szansy

Post autor: Gregor »

Chłód nocy koił poszarpane przez upał panujący w dzień ulice. I to dosłownie! Przez ostatni tydzień słońce nie dawało za wygraną, jakby postawiło sobie za cel wypalenie wszystkich niegodziwości i brudów tutejszych uliczek, a trzeba przyznać, że pracy by mu nie zabrakło.
Gregor, który przybył zaledwie wczorajszego wieczora, miał cichą nadzieję, że wyjedzie przed świtem i na własnej skórze, a raczej nosie nie przekona się, jaki aromat mają trytońskie alejki w porze rozkwitu. Już teraz, przemykając najmroczniejszymi zakątkami, wiedział, że tylko dzięki porządnej kąpieli zmyje z siebie swąd gnijących rybich łbów, warzyw niechlujnie uprzątniętych z targu i... nawet nie chciał myśleć, co jeszcze mogło się tu znaleźć! Wiedział jedno: jego być tu nie powinno. Gdyby nie miał dobrego powodu, przez myśl by mu nie przeszło, aby tu się zjawić, ale właśnie: powód miał i ściskał go w dłoniach, te znowu ukrył głęboko pod szerokim płaszczem.
– Doki są tam, po drugiej stronie – wyszeptał Saylon, elfi towarzysz i partner Gregora w spisku, wychylając się zza rogu. Przed mężczyznami roztaczał się zbieg paru uliczek, niewielki placyk, który z jakichś względów wydawał im się zbyt otwartą przestrzenią, a do tego podejrzanie spokojną. Zwykle w takich miejscach stało choć parę osób, mruczących do siebie ubarwione alkoholem historie lub panie do towarzystwa, a tu? Pusto, cicho...
Przeczucie ich nie myliło, o czym przekonali się jeszcze zanim na dobre wyszli z zaułka. Za nimi dosłownie znikąd pojawiło się dwóch mężczyzn, zaś w alei naprzeciwko trzech. Żadna dyskusja nie przyniosła efektów, a nawet pogorszyła sytuację. Napastnicy zapędzili naszych nieszczęśników pod ścianę, coraz ostrzej żądając, aby oddali im to, po co tu przyszli. Cudownie, ktoś puścił parę! Albo, co gorsza, zostali wyśledzeni i zdemaskowani przez własne błędy. Gregor sam miał ochotę rzucić się na Saylona, bo ten obiecywał, że panuje nad sytuacją i wszystko pójdzie zgodnie z planem. Oczywiście, bibliotekarz pojawiał się w nowym miejscu i nie wpadłby w kłopoty? Szczęście w nieszczęściu z tą jego praktyką w pakowaniu się w opały, bo teraz nie byłby sobą, gdyby do końca zaufał współpracownikowi i jego dobrej passie.
Gdy przywódca zbirów wymierzył solidny cios w brzuch Leammiele'a, ten zatoczył się i wpadł na elfa, pomimo bólu i narastających mdłości zręcznie wsunął jeden z małych pakunków w dłoń sojusznika. To, co nieśli było na tyle ważne, że naginało silny instynkt samozachowawczy człowieka, który teraz zaprzeczał, jakoby miał coś ważnego, notabene nie kłamiąc. Sakiewka? Tak, tak, ma sakiewkę, ale tylko z pieniędzmi. Same drobne. Coś cenniejszego? On nic nie wie! On ma tylko... to.
Podał najbliższemu z napastników zawiniątko. Dryblas łypnął podejrzliwie. Nawet jego małemu móżdżkowi wydało się dziwne, że poszło tak łatwo... Przywódca bandy wyrwał pakunek z rąk podwładnego, zerwał sznurek i przechylił sakiewkę. Na jego otwartą dłoń nie wypadło to, po co tu przyszedł, tylko posypały małe, szklane kulki, ze zgrzytem i stukaniem rozsypując po bruku. Sam Saylon wydawał się zdziwiony, ale szybko zauważył szansę i nie zamierzał jej zaprzepaścić. Przepchnął barkiem pilnującego go osiłka i puścił biegiem w stronę doków. Napastnicy ocknęli się, a trzej z nich, poganiani krzykami przywódcy, ruszyli jak psy gończe za elfem.
To była akcja! Skromny pan bibliotekarz odwrócił uwagę, dał pole do popisu zwinnemu elfowi! Gdy Say tylko dotrze do umówionego miejsca, wejdzie na przygotowaną łódź i... odbije od brzegu z pakunkiem... zostawiając Leammiele'a tu samego... z dwoma przerośniętymi kawałami mięsa...
– Ani się waż! – zagroził Gregor, ale jego nowy przyjaciel miał to za nic, szarpnięciem zdejmując mu kaptur z głowy i łokciem przyszpilając do muru.
Awatar użytkownika
Mortimor
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf Pustynny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mortimor »

Przez ostatnie dwa tygodnie Mortimor miała ciągłego pecha. Najpierw dołączyła do karawany w celu umilenia podróży, gdy już się odłączyła, okazało się, że została okradziona. Następnie napotkały ją ulewne deszcze, jako że nie miała pieniędzy za nocleg w suchym pokoju, zapłaciła koniem. Ostatecznie dalszą podróż musiała kontynuować pieszo. W taki sposób właśnie elfka dotarła do tego miasta. Z początku chciała zjeść coś, co nie będzie suszonym mięsem. Gdy jest się nowym w jakimś miejscu, naturalnym jest spytanie o drogę, jednak tylko nieliczni posiedli tajemną sztukę zgubienia się na prostej ulicy. Po kilku godzinach bezsensownej tułaczki po zaułkach, prowadzących wciąż w to samo miejsce, dziewczyna dała za wygraną. Spokojnie usiadła na przesiąkniętej zapachem morza skrzynce i delektowała się gorącymi promieniami słońca. Mając przymknięte oczy, pozwalając sobie przypomnieć pustynne ciepło, elfka nie zauważyła, jak dzień zmienił się w noc. Gorące powietrze powoli ustępowało chłodowi ciemności. Dziewczyna podniosła się i postanowiła ruszyć w pierwszym lepszym kierunku, byle do ciepłego i zadaszonego pomieszczenia.
- Z drogi, dziwko. - To były trzy szybko rzucone słowa, po których nastąpiło odepchnięcie w bok i uderzenie ramieniem w ścianę pobliskiej kamienicy. Mort nie potrafiła określić, o co mijającej ją bandzie chodziło, wiedziała jednak, że określanie ją takimi słowami nie ujdzie im płazem. Wzięła kilka głębokich wdechów, pozwalając całemu ciału przygotować się do walki, i spokojnie ruszyła za mężczyznami. Znalezienie ich okazało się całkiem proste. Grupka osób otaczających dwóch w kapturach. Dziewczyna już miała skoczyć do ataku, gdy nagle jeden z nich uciekł dołem pomiędzy napastnikami, a drugi popędził w przeciwnym kierunku.
- Hmmm… ene, due, rike, fake… ty - powiedziała, ruszając rytmicznie palcem w prawo i lewo. Gdy wreszcie zdecydowała, popędziła biegiem przed siebie. Serce dziewczyny biło jak oszalałe, jej mięśnie były napięta i gotowe na absolutnie wszystko, słowem całe jej ciało było podekscytowane. Dobiegnąwszy do zakrętu stanęła i powolnym krokiem zbliżała się do wielkoluda.
- Dzień dobry - powiedziała, opierając się plecami o mur. - Zdaje się, że powinien pan mnie przeprosić - dodała tonem, którego zazwyczaj używają rodzice względem rozwydrzonych dzieci. To był ton mówiący, że nie ma się innego wyjścia. Pytanie brzmi tylko, czy osiłek załapał?
Gregor
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregor »

Gregor nie zauważył pojawienia się nowej postaci, bo akurat zaczęła pochłaniać go ciemność. Oprych przydusił Leammiele'a przyciskając ramieniem do ściany, reszty dokonując nieświadomie kwaśnym smrodem potu zmieszanego z odorem przetrawionego piwa. Jednak coś sprawiło, że nacisk ramienia olbrzyma zelżał. Bibliotekarz złapał głębszy oddech i oprzytomniał trochę, zaraz zerknął w stronę, w którą patrzył jego oprawca. Spodziewał się czegoś wielkiego i strasznego, a tymczasem zobaczył... dziewczynę. Mimowolnie zmarszczył brwi z niedowierzaniem. Czy ona włada magią potężniejszą od bezmyślnej przemocy tej bandy? Nie, to by w niej wyczuł... Więc umiała walczyć? Oby, bo jeśli nie, to nie wróżył dobrze ani jej, ani sobie. Chociaż, gdyby drugi raz spróbował wykorzystać szansę...? Niewiele ma do stracenia, skoro i tak sytuacja z chwili na chwilę się pogarszała. Przeklęty Saylon, który zostawił go tu na pastwę tych dwóch!

Przeniósł dłonie z ramion mężczyzny na jego twarz i wbił palce w szorstką skórę, celując w oczy. Szlag, to nic nie dało: od razu został przybity do muru nie tylko łokciem, ale i całym cielskiem olbrzyma, który teraz skrzywił się i warknął na wpół boleśnie, na wpół złowrogo. Gregor miał wrażenie, że nieporadne próby tylko nakręcają przeciwnika do działania, ale postarał się wytrzymać i wykrzesać z siebie kolejną porcję wiary w powodzenie. Wymierzył najsilniejszego kopniaka na jaki go było stać w łydkę osiłka, potem uderzył otwartymi dłońmi w uszy. Udało mu się na krótką chwilę zamroczyć dryblasa, ale to wystarczyło. Wymknął się i w pierwszej kolejności odsunął od ściany, a zaraz rozejrzał panicznie. To nie miało tak być! Przywódca bandy skupił się na nieznajomej dziewczynie, najprawdopodobniej elfce, sądząc po posturze. Chuda czy nie, przynajmniej nie był sam!
– Chcą nas obrabować! – krzyknął do niej. – I zabić!
Awatar użytkownika
Mortimor
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf Pustynny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mortimor »

Dla osoby patrzącej z boku, sytuacja musiała wyglądać przekomicznie, mała blondyneczka mordująca spojrzeniem człowieka dwa razy wyższego oraz trzykrotnie cięższego. Coś jakby wąż kontra słoń, pierwsze wrażenie mówi jasno słoń wygra bez dwóch zdań, jednak są węże, których jad jest śmiertelny dla słoni. I w ten sposób widziała to Mor. Durny mięśniak, nie mający pojęcia w sumie o niczym, góra mięśni i zero mózgu.
- Czekam - powiedziała słodkim głosikiem i w chwilę później osiłek znów skoncentrował się na swojej ofierze. Co za ... zamiast wykorzystać sytuację do ucieczki, to pakuje się w walkę, pomyślała i pokiwała głową z dezaprobatą. Jednak cóż miała zrobić, przecież nie zostawi człowieka na pastwę tego mięśniaka. Elfka głośno zagwizdała na palcach, co trochę zdezorientowało przeciwnika, a przynajmniej na tyle, by nie mógł odeprzeć ogłuszenia przez mężczyznę.
- To było całkiem szybkie - stwierdziła i na wszelki wypadek kopnęła wielkoluda w sam środek twarzy. - Akurat okraść to nie mają mnie z czego - rzuciła i chwyciła mężczyznę za rękę, następnie pobiegła, ciągnąc go za sobą. Jak już zostało powiedziane, Mor jest osobą nieposiadającą zmysłu kierunku, tak więc czy tego chciała, czy nie, zabłądziła.
- Okej - powiedziała, stając na moście i puszczając dłoń, którą jeszcze przed chwilą ściskała tak, by się nie wymsknęła.
- Huh, jesteśmy daleko od nich, znaczy chyba... nie wiem, moja orientacja w terenie jest koszmarna. - Wypluła nagromadzoną w ustach ślinę i spojrzała na mężczyznę.
- Czemu go atakowałeś? Ja bym sobie poradziła z nim lepiej, a ty zaprzepaściłeś idealną szansę na ucieczkę.
Gregor
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gregor »

W takich sytuacjach średnio racjonalne myślenie Gregora stawało się jeszcze mniej racjonalne niż na co dzień, a brak praktyki w bójkach wcale nie ułatwiał wyjścia obronną ręką. Pewnie w tamtej chwili widział w swoim zachowaniu logikę, ale pomyśli nad nią w bardziej przyjaznych okolicznościach, dobrze? Szalony bieg brudnymi uliczkami nie wspomagał zdolności dedukcji, za to znacząco pobudził wolę przetrwania mężczyzny, który pędził przed siebie na oślep. Nieznajoma wybawczyni wcale nie musiała go poganiać! Nawet, gdy krzyki i odgłosy kroków ucichły, Leammiele sam pociągnął elfkę jeszcze parę zaułków dalej, by nie stali odsłonięci na moście, tylko mogli się gdzieś przyczaić.
– Ćśśiii... – syknął i przystanął w milczeniu, nasłuchując. Oczywiście, byłoby o wiele łatwiej coś usłyszeć, gdyby serce poganiane adrenaliną i wysiłkiem nie waliło mu w piersi jakby chciało z niej wyskoczyć. Odetchnął, odrobinę uspokajając oddech i już–już zamierzał coś powiedzieć, ale zauważył, że dziewczyna pluje. Momentalnie zacisnął usta, przewrócił oczami i pod płaszczem zaplótł ramiona na piersi. Cudownie, świetnie. Zaczynał się zastanawiać, czy aby na pewno nie wpadł z deszczu pod rynnę.
– Ponieważ! – zawiesił głos. No właśnie? Ponieważ... co? Zabrzmiał pewnie, ale pauza zdradziła, że sam Gregor nie ma przygotowanej odpowiedzi. – Ponieważ... wolałem się pozbyć problemu, a nie od niego uciekać. – Oho... W głowie to uzasadnienie brzmiało bardziej wiarygodnie. – Zresztą, sam bym im nie uciekł – sprostował już łagodniej, ale nadal zachowywał uprzejmy, choć wyraźny dystans. Złapał parę oddechów i obejrzał się w stronę, z której spodziewał się ewentualnego nadejścia napastników. Cisza, pustka. Dobrze.
– Nie stójmy tak. Chodźmy... gdzieś, gdzie jest bezpieczniej. – Zerknął na elfkę pewny, że chociaż ona zna to miasto i spokojnie wcieli się w rolę chwilowego przewodnika – w końcu wydawało się, że pasuje tu idealnie, umie sobie radzić, bić się, uciekać, gubić pościg i nawet pluje jak ci tubylcy. – Mam niewiele czasu, a muszę mieć pewność, że za mną nie pójdą. Odwdzięczę ci się! – zapewnił pospiesznie.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości