Trytonia[Dzielnica stoczniowa w Trytonii] Poszlaka

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

[Dzielnica stoczniowa w Trytonii] Poszlaka

Post autor: Quirrito »

        Po ucieczce z Utahii, miasteczka oddalonego o jakieś pół dnia na południe od Adrionu, Quirrito musiał znowu się ukrywać. Przez krótki czas udawało mu się to wyśmienicie, kilka dni spędził w samym Szepczącym Lesie w szałasie, zapolował też na drobną zwierzynę i całkiem dobrze się miewał. Pewnego dnia jednak zobaczył wbitą w jedno z drzew w okolicy jego pułapek na zwierzęta strzałę. Wykonana z ładnego, białego drewna, wyraźnie strzelec, który jej użył był bogaty. Zdobiona na całej powierzchni drzewca, zakończona posrebrzanym grotem. I nie byłoby w tym nic specjalnie zadziwiającego, gdyby nie fakt, że przywiązany był do niej drobny liścik.

Witaj wędrowcze. Twoja ukryta siedziba niestety wpadła do moich wyostrzonych oczu.
Nie chciałem Ci przerywać odpoczynku, gdyż jeszcze musiałbym Cię zabić. Nie o to w
tym chodzi. Jeżeli wiesz, kim jesteś, a nie chcesz być tą samą osobą w oczach innych,
podczas swojej wędrówki zahacz o Trytonię. W stoczni szukaj krasnoluda imieniem
Beckhard. On Ci pomoże
F.R.


        Wygnaniec przeczytał ową notatkę kilkukrotnie, schował do kieszeni i jeszcze przez niecały tydzień zabawił pośród drzew Szepczącego Lasu, spokojnie odpoczywając z dala od wzroku wszystkich natrętnych łowców nagród.
        Ów liścik obudził w Magu jednak spore nadzieje, najpierw drobna iskierka tliła się w jego duszy po to, by po tym tygodniu zapłonąć żywym pożarem. Pradawny zniszczył obozowisko, w którym mieszkał przez ostatnie półtora tygodnia i wyruszył w stronę niebieskiego szlaku handlowego. Planował podróżować nim przez Smoczą Przełęcz aż do Ostatniego Bastionu, a potem na przełaj polami dostać się do celu swej podróży - Trytonii.

***

        Jego płonne nadzieje na spokojną podróż szybko się rozwiały. Maszerując udeptanym traktem co jakiś czas mijały go kupieckie karawany, bardziej i mniej zamożni podróżnicy oraz zwyczajni chłopi. Quirrito oczywiście szedł niestrudzenie, skrzętnie skryty w cieniu kaptura i choć wolał spać w dzień i iść w nocy, tym razem jego marsz skupiał się w ciągu dnia.
        Nie wiedział, że jego trop podchwycił jeden z bardziej łasych łowców nagród, znany przede wszystkim w Adrionie, pod fałszywym imieniem Tyu. Polował on na ukrywających się w lasach złoczyńców i wszystkich, za których głowę wyznaczona jest nagroda. Należał on do wyższej klasy mieszczan w Menaos, poza granice drzew podróżował z rzadka, przede wszystkim do Ostatniego Bastionu, by sprzedawać łupy i zdobytych więźniów-kryminalistów.
        Pech chciał, że właśnie na tej drodze do Ostatniego Bastionu jego łowiecki zmysł się wyostrzył, gdyż poczuł zdobycz. Quirrito, nieświadomy niebezpieczeństwa, nie zdążył nawet się obronić. Yui pod osłoną nocy zaatakował śpiącego na skraju Szepczącego Lasu Wygnańca, pojmał go i uniemożliwił jakąkolwiek walkę. W prostu sposób również poradził sobie z jego zdolnościami magicznymi związując magiczną liną swoją zdobycz. X'orr'da, bezsilny, mógł tylko patrzeć, jak magiczna lina wysysa z niego wszystkie siły i energię. Czując się jak zwyczajny śmiertelnik Pradawny, przywiązany do konia Yuiego, maszerował w stronę Ostatniego Bastionu, wzdłuż niebieskiego szlaku.

***

        Tym razem jednak Quirritowi sprzyjał los, a Prasmok czuwał nad nim. Yui w czasie przeprawy przez Nową Aerię (bowiem ominął on Ostatni Bastion szerokim łukiem, jakby wyraźnie nie chciał tam zawitać) został zabity, zaś więźniowie, których przetrzymywał (a było ich czterech: poza X'orr'dą jeszcze nieznana mu pokusa i dwóch mężczyzn) rozpierzchli się po mieście. "Wybawca" maga nie zamierzał gonić uciekających, zaś gdy spotkał się twarzą w twarz z Pradawnym, który tylko odbierał swój ekwipunek przetrzymywany przez Yuiego, zasalutował mu i... czmychnął.
        Potem Dźwiękowiec podróżował dalej wzdłuż niebieskiego szlaku, tym razem jednak dużo ostrożniej. Nie znał swojego wybawcy, nawet nie widział jego twarzy, ale wyraźnie ktoś mu chciał pomóc. Mag pragnął serdecznie podziękować tej osobie, która zabiła Yuiego, ale nie miał możliwości. Kontynuował więc podróż do Trytonii.

***

        Następnym etapem jego podróży było Fargoth. Od wschodu i północy miasto otoczone było górami, za którymi właśnie Wygnaniec postanowił się przedostać na drugą stronę. Nie chciał wędrować dokładnie przez środek miasta, zwłaszcza w środku dnia, mógłby zostać rozpoznany i schwytany. Postanowił dlatego okrążyć pasma górskie, które oddzielałyby go od wścibskich spojrzeń mieszkańców i strażników.
        Pomysł okazał się bardzo dobry i już pod wieczór był na szlaku do Arturionu. Do lasów otaczających to miasto dotarł pod wieczór dnia następnego, i to jedynie dzięki dobroduszności chłopa, który pozwolił mu jechać na wozie z sianem. Mężczyzna, prosty w zwyczajach i sposobie życia, nie pytał o imię, tożsamość, nie zadawał głupich i nurtujących pytań, nie martwił się i nie wciskał nosa w nie swoje sprawy. Mimo tego całkiem przyjemnie było czasem zamienić z nim kilka zdań. "Gdyby cały świat był taki dobry i prosty, jak ten facet...", myślał Quirrito gdy wjeżdżali między drzewa.
        Dalej niestety X'orr'da musiał wędrować pieszo, bowiem chłop przeprosił go i poprosił o to, aby tutaj zsiadł z wozu. Quirrito nie stawał okoniem, podziękował serdecznie za pomoc i zaoferował coś w zamian, mężczyzna jednak pokręcił przecząco głową, powiedział, że nie ma sprawy i ruszył dalej.
        Tę noc Pradawny spędził pośród drzew otaczających Arturion.

***

        Przed następnym zmrokiem Wygnaniec był u granicy Trytonii. Zabudowa, choć zwyczajna dla miasta portowego, dla Maga była niczym istna stolica luksusu. Nawet wszechobecny zapach ryb i soli mu nie przeszkadzał. Bez namysłu gdzie iść i co robić skierował swoje kroki do stoczni, gdzie mógł oczyścić się z zarzutów.
        Po kilku godzinach poszukiwań Quirrito doszedł do wniosku, że stocznia jest wystarczająco duża, nie wspominając już o samym mieście, aby znalezienie jednego pieprzonego krasnoluda imieniem Beckhard graniczyło z cudem. Czasem Mag dopytywał się mieszkańców, czy kogoś takiego nie znają, oczywiście pod osłoną nocy i skrzętnie schowany pod kapturem, zaś swój głos w magiczny sposób modulował. Nikt jednak mu nie pomógł. Mimo późnej pory, bo zmrok zapadł już dobrych kilka godzin temu, i dosyć niskiej temperatury, Czarodziej wędrował przez stocznię oglądając każde kolejne drzwi i poszukując na nich nazwiska tego, który mógł mu pomóc.
Awatar użytkownika
Sirmione
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, korsarz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sirmione »

Uśmiechnęła się sama do siebie. Tuż przed nią były otwarte misternie rzeźbione drzwi, prowadzące do ładowni. Samo pomieszczenie nie było w żaden sposób niezwykłe, za to ogromne wrażenie wywierał przewożony przez Szarego Smoka ładunek. Były nim dwie skrzynie, z niedomkniętymi wiekami, z których wręcz wysypywały się brązowe i srebrne monety, a tu i ówdzie połyskiwały złote krążki. W jednej ze skrzyń był nawet złoty puchar, przykryty warstwą monet, co do którego podejrzewano że ma właściwości magiczne, tak jak jej amulet. Niestety, jak na razie nikt nie zamierzał sprzeciwić się zakazowi kapitana i sprawdzenia tych pogłosek. Dlatego też ona zamierzała być pierwsza.

Klucze, uprzednio dobrze schowane, teraz wisiały w zamku w otwartych drzwiach, tuż obok jedynej kobiety na statku. Wsunęła się do środka i zamknąwszy drzwi. Otworzyła całkiem wieko jednej ze skrzyń.
W środku pełno było monet oraz trochę ładnie wykonanych sztućców, ale w miarę rozgrzebywania skarbów miała coraz więcej pewności ,iż magiczny kielich jest w drugim kufrze. Zatrzasnęła wieko i już miała zabrać się za obszukiwanie następnego, gdy na górnym pokładzie usłyszała wydawane rozkazy. Wydawać by się mogło, iż jest to całkiem normalne, jednakże na pewno związane były ze zmianą kursu lub prędkości. Co pewnie oznaczało przyszłą wizytę w porcie lub statek kupiecki, który zapuścił się zbyt blisko Szarego Smoka.
Zostawiła kufry, postanawiając, że jeszcze się po nie wróci. Zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła w stronę drabiny, po czym zaczęła wspinać się na górny pokład.

- Nie ociągać się! Napiąć pierwszy żagiel! I ster parę stopni na bakburtę! - Doskonale słychać było wydawane polecenia, od których wykonywania nikt nie śmiał odstępować. Szary Smok wykonał nieduży zwrot, a patrząc teraz przez dziób statku widać było miejskie zabudowania.
- Będziemy w Trytonii dopiero po zachodzie - stwierdziła patrząc na słońce, choć była absolutnie pewna, że nikt jej nie usłyszał.
Przeszła do grupki, której przewodził Meab i razem z resztą chłopaków zaczęła pociągać za olinowanie, w określony sposób, w określonej sekwencji.

Zeszła po trapie na drewniany pomost jako pierwsza. Reszta załogi nadal pozostawała na statku i upodabniała się do kupców.
- Stój, kto idzie? - usłyszała. Na pomoście stał strażnik, ubrany w całkiem przyzwoitą zbroję.
- Sara. Sara Bjorns, kupcowa - oświadczyła, korzystając ze swojego dawnego nazwiska. - Mój mąż handluje bronią i przypłynął by sprzedać swoje towary. Jest jeszcze mój kuzyn, też będzie handlować. Wnoszę o trzy pozwolenia na handel i zezwolenie na wejście dla reszty mojej załogi - skłamała, a jej głos nawet nie drgnął. - Musimy zdobyć zapasy na dalszą podróż do Arturonu.
- Nie ma panna nic przeciwko, bym sprawdził prawdziwość tych słów? - zapytał podejrzliwie. Miała szczęście, że zmrok już powoli zapadał i nie dało się dobrze przyjrzeć ani statkowi, ani załodze.
- Ja nie mam - oświadczyła i odgarnęła włosy z czoła. - Ale w naszym statku jest dziura w poszyciu, która w każdej chwili może się powiększyć i nas zatopić. - stwierdziła, korzystając z faktu, że mało kto, nieparający się danym zawodem będzie o nim cokolwiek wiedział. Ten tu pewnie nie miał zielonego pojęcia o poszyciach statków.
- Ale... - zaoponował strażnik.
- Nie martwmy się o jutro - odparła, wzdychając i zbliżając się lekko, tak by celowo naruszyć jego przestrzeń osobistą. - Czy tyle, wystarczy?
- Eee... - oświadczył inteligentnie, gdy w jego dłoni pojawiło się kilkanaście złotych gryfów. - Idę po dokumenty.
Sirmione uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a potem wycofała się, wchodząc na trap i oświadczyła:
- Wchodzimy panowie!

Przechadzała się samotnie po pustych już ulicach portowego miasta. Czuła się świetnie, bowiem nareszcie mogła rozprostować nogi i oddalić się na tyle od reszty piratów, żeby nie czuć ich smrodu. Ciemności ani samotności się nie obawiała, była przecież kimś będącym w stanie sobie poradzić.
W pewnej chwili w środku jednej z mijanych uliczek zauważyła człowieka, który z zaciekawieniem oglądał każde drzwi mijane przez niego. Był pod kapturem i nie mogła zobaczyć jego twarzy, ale musiała mu przyznać, że był interesujący. Zastanawiała się, czy nie podejść bliżej do tajemniczego, ale ostatecznie słusznie zauważyła, że i tak nie ma nic do roboty, więc może się trochę zabawić. Obróciła się i zaczęła powoli zmierzać ku zakapturzonemu.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Festiwal w Nawii miał się ku końcowi, przynajmniej dla Dżariego i Laury. Tak właściwie sądzili, jednak nie mogli opuścić tych rozweselonych ludzi, mieszkańców miasteczka bez uprzedniego spełnienia obietnicy. Bardka była pewna, że oboje z aniołem zapadną w pamięci nawijczyków jeszcze na długo, pozostaną na ustach opowieści w karczmach podobnie jak z resztą cała biesiada.
        — Eh, dz-dziękuję - wydukała na komplement Anioła, ponieważ w sumie nawet nie wiedziała jak powinna się w takim momencie zachować. — Jesteś tego pewien? — zdziwiła się, gdy skrzydlaty zaproponował jej wspólny występ. Tak naprawdę nie wiedziała co może zagrać, jak na złość żadne tytuły jej nie przychodziły do głowy... Ale bardzo chciała akompaniować przyjacielowi, toteż ani chwilę nie oponowała, natychmiast się zgodziła i z ogromną chęcią dali wspólny koncert.
        Tak naprawdę Niewidoma nie wiedziała co grać, instynktownie nuty popłynęły spod jej palców, struny skrzypiec zadrżały pod smyczkiem i po chwili wydobywał się z nich piękny utwór, a wyśpiewany przez Anioła był niesamowicie magiczny. Przy drugim Chroma grała nieco pewniej, nawet nie zauważyła, w którym momencie zaczęła dośpiewywać refreny wraz z Niebianinem.
        Ostatnia ballada była dla Jasnowłosej znana od dawna, nawet nie pamiętała dokładnie skąd, po prostu... Znała ją i zagrała. Najwyraźniej również Dżari ją już słyszał, bowiem jego głos idealnie do niej pasował. Tym razem bardka nie śmiała wtrącać swojego głosu do piosenki, która wydawała się niemal stworzona dla wojownika.
        Gdy zakończyli, Laurę uderzyło ogromne zdumienie. "Co to był za język i skąd, u licha, znam go? Skąd znam te utwory?". Nie zdążyła jednak bliżej przeanalizować tego tematu, który zapewne przyprawiłby ją o ból głowy, jak to już bywało, gdy zbytnio skupiała się na tym, aby przypomnieć sobie coś z przeszłości.

***

        Zgodnie z obietnicą bard, któremu uratowała życie dzień przed festynem w karczmie wyciągnął ją do tańca. Ku zdumieniu wszystkich gości, a zwłaszcza anioła, podniósł ją i, trzymając w objęciach cały jej drobny ciężar, prowadził, jakby tańczyła. Oparł jej stopy na swoich i w ten sposób dawało to złudzenie, jakoby tańczyli razem. Wyraźnie to mężczyzna prowadził, ramę trzymał sztywno i pewnie, z doświadczeniem, Laura natomiast miała niesamowitą frajdę. Pierwszy raz w życiu mogła zatańczyć! Przeżycie to było niemal porównywalne z tym, co ją jeszcze w niedługim czasie czekało...
        Późnym wieczorem Dżari odprowadził zmęczoną dziewczynę, która mimo zmęczenia nieustannie się uśmiechała.
        — Dobranoc — powiedziała do skrzydlatego cicho, gdy ten opuszczał jej pokój. Równie szybko potem zasnęła.

***

        Późnym porankiem chromą obudziło niedalekie pianie koguta. Wypoczęta już dziewczyna z niewielką trudnością ubrała magicznie wyczyszczoną bieliznę, sukienkę, pantofelki, ogarnęła włosy i przepłukała twarz w misie z zimną wodą. Czuła się rześko i postanowiła szybko opuścić pokój. "Dzisiaj wyruszamy w podróż. Nie mogłabym zaspać..." zaczęła się martwić. Laura nagle pomyślała, że niebianin odleciał bez niej. A co gorsza - bez słowa pożegnania.
        Jej negatywne przeczucia jednak szybko się rozwiały, gdy opuściła wynajęty pokój. Przy karczemnej ladzie stał nikt inny, jak właśnie Dżariel rozmawiający z wyraźnym zainteresowaniem. "Może natrafił na na trop...? Albo jakąś poszlakę?" przemknęło przez myśl skrzypaczce, gdy pomyślała o celu przyjaciela. Zaczęła się powoli zbliżać do nich, jednak przede wszystkim chciała po prostu zdać klucze od pokoiku.
        Ledwo zatrzymała się niedaleko karczmarza i odłożyła na zbyt wysoką dla niej ladę kluczyk, gdy Dżari zasypał ją informacjami.
        — Doskonale, czyli wiesz, gdzie szukać — podzieliła jego entuzjazm. — Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. — Jej uśmiech, którym obdarzyła przyjaciela był szczery i ciepły. — Tobą też musi się ktoś opiekować — powtórzyła swoje słowa z dnia poprzedniego w odpowiedzi, czy nadal chce podjąć się tej wyprawy. "Z nim? Nawet do samego piekła" uśmiechnęła się do własnych myśli.
        Szybko się przygotowali i nie minął jeszcze poranek, nim Dżari i Laura, już po śniadaniu, znajdowali się poza zabudowaniami wioski gotowi do lotu. Podekscytowanie wymalowane na twarzy muzyczki, choć starała się skrzętnie je ukrywać, przyprawiało pierzastego o mimowolny uśmiech. Niewidoma, zgodnie z prośbą anioła, objęła go wokół szyi i całkowicie zaufała jego sile. Nie spodziewała się, że niebianin weźmie również jej wózek. "To może być dla niego ciężar..." pomyślała planując, że musi wymyślić lepszy sposób na poruszanie się, jeżeli nie chce utrudniać temu majestatycznemu wojownikowi jego misji.
        Z takim postanowieniem unieśli się w niebo.
        Dżari jeszcze długo będzie mieć przed oczami pełną emocji twarz i błękitne oczy bardki, gdy lecieli wysoko nad Alaranią. I choć niebianin już miał okazję raz zobaczyć kolor tęczówek chromej nie spodziewał się, że tak zapadną w pamięć...

***

        — Więc to jest Trytonia? — zapytała Laura już po lądowaniu. Do jej nozdrzy docierał silny zapach soli oraz niespecjalnie świeżych ryb. Wokół panowała względna cisza, mimo iż byli obecnie w okolicy stoczni, przynajmniej zgodnie z tym, co powiedział przyjaciel. Wokalistka nie wiedziała, że jest już zmrok i po prostu wszyscy pracownicy portu udali się na spoczynek. Tylko pojedyncze osoby kręciły się po okolicy, bardziej lub mniej szemrane...
        Wzrok Dżariego padł w kierunku pewnej przygarbionej, dosyć wysokiej sylwetki w szarym płaszczu. Nie ujrzał twarzy, bowiem skryta była pod kapturem, jednak jego uwagę przykuło zachowanie nieznajomego - przyglądał się po kolei każdym drzwiom.
        W dodatku zmierzała w jego kierunku szczupła kobieta...
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari patrzył na tańczącą z bardem Laurę z nikłym uśmiechem na twarzy. Cieszył się, gdy widział ją uśmiechniętą, zadowoloną, jednak trochę miał żal do siebie, że sam na to nie wpadł. Zaraz jednak i to mu przeszło - gdy patrzył na umiejętności tanecznego partnera bardki, wiedział, że sam by tego nie zrobił, gdyż nie tańczył nawet w połowie tak dobrze jak on. W swoim życiu nauczył się raptem kilku wiejskich "przytupańców" i jednego prostego walca, gdyż od zawsze wolał być po tej drugiej stronie instrumentu - grać, a nie bawić się przy muzyce. Taki już po prostu był.

        Dżari podczas lotu cały czas zerkał na Laurę, aby mieć pewność, że nic jej nie dolega. Zawsze jednak na jej twarzy widział uśmiech, a niesamowity wyraz jej błękitnych oczu sprawiał, że jego serce na moment gubiło rytm. Uśmiechał się wtedy mimo woli - warto było przejść przez to wszystko, by widzieć ją taką szczęśliwą, by móc podziwiać te piękne, niebieskie tęczówki.
        W trakcie podróży anioł potrzebował jednej przerwy, krótkiego przystanku, by dać odpocząć skrzydłom. Uprzedził o tym bardkę i wylądował, gdy tylko znalazł dobre miejsce. Była to rozległa łąka, którą przecinał trakt biegnący do Fargoth, aktualnie jednak okolica była dość pusta i cicha. Dżari spokojnie zniżył lot i wylądował jak najdelikatniej potrafił, by nie szarpać za bardzo Laurą. Niestety, nie dało się tego zrobić zupełnie gładko, wszak nie bez powodu mówiło się, że lądowanie to kontrolowane spadanie. Aniołowi zdawało się jednak, że zrobił co mógł, by wyszło jak najlepiej, zostawił sobie sporo miejsca i po zetknięciu z ziemią zrobił jeszcze kilka kroków, aby nie tracić zbyt gwałtownie szybkości. Przeszedł jeszcze kawałek i posadził Laurę na stercie kamieni wystarczająco sporych, by można było na nich wygodnie usiąść, jak i oprzeć o nie plecy. Sam zaczął powoli chodzić w kółko. Chociaż milczenie mu nie przeszkadzało, uznał, że chce coś opowiedzieć Laurze. Chciał, by wiedziała, czego tak naprawdę szuka na ziemi.
        - Była nas trójka - zaczął bez zbędnego wstępu. - Ja, Tallas i Dżariel. Od najmłodszych lat byliśmy nierozłączni niczym bracia. Wiedzieliśmy o sobie wszystko... Tak przynajmniej mi się wydawało, teraz niestety nie jestem już tego tak całkiem pewny... Dżariel miewał swoje tajemnice, ale wynikały raczej one z faktu, że tak pochłaniała go praca, nauka, magia, że czasami zapominał nam o czymś powiedzieć, czasami też zwyczajnie byśmy go nie zrozumieli. Tak twierdził, choć był przy tym bardzo dobrym nauczycielem, to on uczył mnie czarować, odczytywać aury...

        - Spróbuj jeszcze raz. Spójrz na mnie i powiedz co widzisz - zachęcił mag bardzo ciepłym głosem. - Spokojnie, nie śpieszy nam się. Skupiaj się na pojedynczych aspektach, będę cię kierował. Więc, co widzisz?
        Milczenie chwilę trwało, Dżari w skupieniu patrzył na swojego przyjaciela, który siedział w bezruchu, skulony w swoim ulubionym fotelu, dłońmi obejmując parujący kubek rumianku. Ciemnowłosy mag nie wywierał żadnej presji na swego ucznia, dawał mu czas, by sam do wszystkiego doszedł na podstawie otrzymanych wskazówek.
        - Jak rozbity kryształ na moment przed tym, gdy zamieni się w pył - zaczął nagle Dżari cichym, nieobecnym głosem. - Albo nie. Jak szklane wietrzne dzwonki. Jasne, lśniące okruchy zawieszone w chmurze fioletowej mgły...
        - Ametystowej - poprawił go Dżariel, by Laki od samego początku używał poprawnego słownictwa. Upił niewielki łyk gorącego naparu. - Okruchy mają jakiś kolor. Jaki?
        - Srebrny... Nie, nie tylko. - Dżari machinalnie zmrużył oczy, jakby chciał dzięki temu lepiej widzieć. - Jedne są srebrne, inne kobaltowe. I jeszcze jeden kolor... Cynk.
        - Dobrze. Czujesz coś jeszcze na tym etapie?
        - Słyszę dźwięki, ale tyle dźwięków, że nie potrafię ich rozróżnić. Mieszają mi się, jakby głosy zwielokrotnione echem...
        - To zostaw - zasugerował Dżariel. - Dźwięk jest powiązany z magią, którą władam, to dla ciebie za trudne na tym etapie. Spróbuj może poczuć zapach, to powinno być łatwe.


        Dżari opowiedział Laurze o nauce z Dżarielem, o całych dniach, które spędzili w bibliotece maga i w ogrodach w domu złotowłosego anioła, gdy przyszedł czas na opanowywanie magii ognia. O tym, jak starszy z przyjaciół opiekował się swym uczniem, gdy ten się poparzył, jak zawsze ze stoickim spokojem tłumaczył wszystkie zawiłości i zależności. O tym, jak po prostu milczeli w swoim towarzystwie, jeden grał na guzhengu, a drugi czytał traktaty filozoficzne w cieniu kwitnących na biało drzew owocowych. W głosie Dżariego słychać było żal i tęsknotę - mag był bardzo bliski jego sercu i bolesny był sam fakt, że istniała między nimi tajemnica, która rozdzieliła ich drogi.
        - Jeden za drugiego oddałby życie - zapewnił cicho. - I nawet gdybym nie otrzymał rozkazu by go szukać i tak bym to zrobił. Nigdy nie zostawiłbym go w potrzebie, był mi zbyt bliski, bym mógł w niego zwątpić, odwrócić się od niego. Niektórzy myślą, że szukam złoczyńcy, ale tak nie jest. Staram się go dogonić, byśmy razem poradzili sobie z tym, przez co musiał uciekać, cokolwiek by to nie było... Nie wierzę, by zrobił cokolwiek złego. Nigdy nie zwrócę się przeciw niemu.
        Na tym Dżari zakończył swoją historię. Laura mogła pomyśleć, że anioł jest naiwny, skoro tak ślepo wierzy w osobę, która już zdążyła pokazać, że chyba nie do końca mu ufa. Z drugiej strony chciało się wierzyć w jego bezgraniczną lojalność i oddanie, gdyż były to z pewnością dobre cechy. I chociaż anioł nie powiedział tego na głos, Laura mogła być pewna, że dla niej również mógł się taki stać. W końcu ziarenko przywiązania już zdążyło między nimi zakiełkować.

        Do Trytonii dotarli po zmroku. Dżari kołował chwilę nad miastem, szukając odpowiedniego miejsca do wylądowania. Wolał, by nastąpiło to już wewnątrz murów miejskich, by przypadkiem strażnicy nie kazali mu czekać do rana na otwarcie bram, jednocześnie wolał unikać zatłoczonych placów, aby nie robić zbędnego zamieszania. Nie liczył oczywiście, że będzie mógł od razu rozpocząć poszukiwania, ale jednak odpoczynek w cywilizowanym miejscu dobrze by zrobił i jemu i Laurze. W końcu cały dzień spędzili w przestworzach, mieli prawo być trochę zmęczeni.
        I tym razem anioł wylądował najdelikatniej jak się dało, chociaż gdy uderzył skrzydłami będąc już pomiędzy budynkami, towarzyszył temu dźwięk głośny niczym grzmot. Nagły ruch powietrza wzbił z ziemi tuman kurzu, całe szczęście nie była to tłoczna główna ulica, gdzie ktokolwiek mógłby się skarżyć. Przez to też Dżari nie złożył zbyt ciasno skrzydeł, pozwoli by te ułożyły się swobodnie, aby mięśnie mogły odpocząć. Słychać było jak lekko dyszy, niektórzy jednak podobnie reagowali po wejściu na drugie piętro - słowem nie było czym się przejmować.
        - Jesteśmy na miejscu - zgodził się z Laurą, a w jego głosie słychać było zadowolenie. Ostrożnie postawił na bruku jej wózek, po czym posadził ją w nim. Dłonią złapał za oparcie pojazdu, gest ten podświadomie kojarzył się z trzymaniem za rękę osoby, którą chce się pilnować, by nie stała się jej krzywda. Nie patrzył jednak na nią - jego wzrok przykuła scena dziejąca się przed nim. Nie rozumiał, co tak naprawdę widzi - jedna dziwna postać przyglądała się każdym napotkanym drzwiom, a druga się do niej skradała. Dżari podświadomie poczuł niepokój i zdawało mu się, że musi się wtrącić. Co jednak powinien uczynić? Nie wiedział w co się pakuje, kto był "Tym Dobry", a kto "Tym Złym".
        - Mam złe przeczucie, bądź ostrożna i wołaj w razie czego - zwrócił się cicho do bardki. Przelotnie położył dłoń na jej ramieniu w opiekuńczym geście, po czym ruszył w stronę tamtej dwójki. Uderzyła go aura postaci chodzącej od drzwi do drzwi - silna, świadcząca jednoznacznie o tym, że ma się do czynienia z czarodziejem. Jej szmaragdowa poświata pozwalała aniołowi myśleć, że nie jest to osoba niebezpieczna. Ledwo jednak Dżari spojrzał w kierunku drugiej postaci, dostrzegł coś jeszcze. Z cienia między budynkami wypadła nagle drobna postać i zaraz puściła się biegiem w dół ulicy.
        - Uważaj! - krzyknął anioł. Postać wpadła na kobietę idącą za czarodziejem, Laki dostrzegł krótki błysk, który jemu skojarzył się ze światłem odbijającym się od powierzchni noża. Mógł się mylić, ale nie myślał o tym w tym momencie. Zaraz zerwał się do biegu.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Opustoszała ulica, wzdłuż której Quirrito maszerował, wydawała się drgać, wibrować. Czy może tylko tak się mu wydawało? "No nie, znowu to dziwne przeczucie... Muszę szybko znaleźć tego krasnoluda". Zerknął na kolejne drzwi. Nie było nich nic ponad numer dwadzieścia trzy. Żadnego nazwiska, zawodu, nawet klamki nie było widać. Wystarczyło się jednak porządniej skupić, by wypatrzyć i ją z ulgą stwierdzając, że ktoś sprytnie zamaskował ją zwyczajną iluzją optyczną. "Ciekawe...". Mag już wyciągał dłoń, by zapukać, gdy wyczuł nagle nieznajomą emanację.
        Natychmiast odwrócił się skrzętnie ukrywając się pod płaszczem. Szła wyraźnie w jego kierunku. Dla X'orr'dy jasnym było, że nieznajoma sylwetka nie jest tutejszym mieszkańcem. Wystarczył szybki rzut oka i chwila skupienia na aurze by zrozumieć, z kim ma do czynienia. nie obawiał się jednak, z emanacji czuć wyraźnie było, że nieznajoma kobieta nie para się magią.
        — Nie sądziłem, że pozwalają piratom wpływać do oficjalnych portów kupieckich — rzucił niby od niechcenia zniekształcając swój głos na kobiecy. Póki piratka nie odkryje płaszcza dźwiękowca albo nie odsłoni jego kaptura nie domyśli się, że ma do czynienia z mężczyzną. Zaś odgrywanie roli miłej dziewczyny, która zgubiła się w mieścinie mogło uratować jego poszukiwane listem gończym cztery litery. Tak więc zbliżająca się do Pradawnego kobieta musiała uznać, że ma do czynienia z nastoletnią dziewczyną, nie trzynastowiecznym czarodziejem.
        Nim jednak postać odpowiedziała z zaułku wyczłapał się inny obleśny typ. Jego aura nie zachęcała do bliższego poznania ani nawet rozmowy. Coś w jego dłoni błysnęło. "Ostrze? Butelka?". Nie zdążył jednak sprecyzować, co się dzieje, gdy kolejny głos "znikąd" krzyknął "Uważaj". Oblech skoczył do pirackiej dziewczyny, wyraźnie ją atakując!
        "Cholera, nie mogę użyć magii!" zdążyło przelecieć Czarodziejowi przez głowę i skoczył przed ciało nieznajomej zasłaniając ją przed atakiem. Ból rozdarł bok jego ciała, zaś mag, już swoim prawdziwym głosem, cicho jęknął. Dłoń napastnika właśnie wyciągnęła nóż z boku pradawnego i szykowała się do zadania kolejnego ciosu.
        I w tej paradoksalnej chwili X'orr'da uświadomił sobie, nie wiadomo jak, że bardzo blisko są dwie inne aury. Obie niebiańskie. Jedna znajoma. Kolejny sztych ostrza rozbrzmiał w jego głowie alarmowym dzwonkiem. Śmiertelne ciało wołało o ratunek.
        — Ty świński odchodzie...! - zaklął ponownie dziewczęcym głosem Quirrito i "z dyńki" uderzył napastnika. Przynajmniej na razie nie powinien za prędko zdradzać swoich zdolności. Jeżeli drugi niebianin też jest magiem, to życie Wygnańca nie będzie łatwe. O ile w ogóle "będzie", oto napastnik niewzruszony atakiem wykonywał trzeci zamach.
Awatar użytkownika
Sirmione
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, korsarz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sirmione »

Postać obróciła się w jej stronę, zanim nawet zdążyła podejść na pół strzału z łuku. Osoba nie posiadała broni, nawet ukrytej, bo jej postawa nie wskazywała na to by miała nagle wyciągnąć skądś ostrze. Fakt ten tylko ją ośmielił, ale nie dała niczego po sobie poznać, dalej zdecydowanie krocząc w stronę postaci. Osoba ta nagle zapytała ją, w jaki sposób dopuszczono osobę taką jak ona do dokowania w tych okolicach.
- Nie... - przerwała, zauważając nagle coś niezbyt oczywistego. Głos młodej dziewczyny, skrytej pod kapturem zapytał niezbyt jak kobieta. Nie miała pojęcia o co jej chodziło, ale najlepszym sposobem na to, było by sama wszystko jej wyśpiewała. Powtórzyła więc po niej, lekceważącym tonem. - nie sądziłeś? - kładąc nacisk na ostatnią sylabę. Była niemal pewna, że osoba się zmiesza.

Zwolniła lekko kroku, by dać rozmówcy czas na odpowiedź. Uśmiechnęła się, ale nie był to jeden z tych przyjemnych uśmiechów, wyraz jej twarzy był raczej tryumfalny.
Z tej odległości, w jakiej znajdowała się od postaci, dało się już ocenić, że nie nosi się bogato i raczej nie posiada pieniędzy. Ale owa osoba była interesująca i to też się liczyło. Była idealna, a może raczej idealny, na spędzenie ciekawej nocy.

Kiedy jednak doszła na tyle blisko do postaci, by móc dosięgnąć jej dłonią, zachowanie osoby w kapturze nagle się zmieniło. Zauważyła lekkie drgnięcie jej głowy i chyba mimowolne zgięcie palców. Postać pokazała w ten sposób, zupełnie tego nie podejrzewając, że jest lekko zaskoczona i zdenerwowana. Musiało się właśnie wydarzyć coś, czego ta osoba nie chciała, lub też nie spodziewała. Pierwszą rzeczą, o której wtedy pomyślała, był napad na jej skromną osobę.
Miała się właśnie obrócić, by sprawdzić swą teorię, ale skutecznie odwiódł ją od tego pomysłu okrzyk "uważaj!". Instynktownie zwróciła się w tamtą stronę, jednak atak nadszedł z właśnie z drugiej. Kiedy już usłyszała kroki, dosłyszała również cichy jęk bólu. Odwróciła się, w samą porę, by zobaczyć jak zakapturzona postać atakuje napastnika, krzycząc dziewczęcym głosem obelgi. Cała ta sytuacja wyglądałaby nawet zabawnie, gdyby nie fakt, że osoba stanęła naprzeciw napastnikowi właśnie w jej obronie.

Nie miała zamiaru czekać dalej, aż ktoś ją uratuje jak jakąś pieprzoną księżniczkę. Już dość się poniżyła, pozwalając by ktoś stawał w jej obronie.
Wyciągnęła sztylet, a następnie zepchnęła postać na bok, po części dlatego by usunąć ją z linii ataku, a po części dlatego, że była na nią wkurzona i nie miała zamiaru jej obchodzić dookoła. W mgnieniu oka zorientowała się, że oblech wcale biedy nie klepie. Miał całkiem drogo wyglądający pas i kolczyki, co oznaczało iż mogła nawet na nim zarobić.
Zamachnęła się od prawej strony, nie wkładając w uderzenie dużo siły ani prędkości. Zbir zablokował je z łatwością, po czym uśmiechnął się. Przeszedł wtedy do szybkiego kontrataku, wyprowadzając jedno pchnięcie za drugim. Każde z nich zablokowała, ale zaniechała cięcia przeciwnika i przeszła do defensywy. Nagle oblech wykonał trudny, acz bardzo skuteczny sztych, który miał rozciąć jej bok. Usunęła się szybko z linii ataku i uśmiechnęła się. Zbir zobaczył to i stracił część pewności siebie. Sirmione uderzyła na niego z lewej, od góry, zaskakująco szybko. W tym samym czasie podcięła go nogą i mimo że sztylet napotkał pustkę, przeciwnik wylądował na ziemi. Nawet chwilę się nie zastanawiając podcięła zbirowi gardło. Chwilę później pozbawiła trupa zarówno pasa, jak i kolczyków, które następnie schowała gdzieś w kurtce. Spojrzała na zakapturzoną postać, która z trudem oddychała. Normalnie, zostawiłaby ją tak na pastwę losu, ale w końcu ocaliła jej skórę. Nie znosiła się za to, ale musiała się jej odwdzięczyć. Schowawszy sztylet w sposób, by nie było go widać i podała jej rękę.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Laura zakryła usta dłonią widząc, jak zakapturzony osobnik z ludzką, acz przeraźliwie złą aurą doskakuje do kobiety. Nieznajoma jednak wydawała się cała. Bardce dłuższą chwilę zajęło zrozumienie, co się właściwie stało. Oto pierwszy nieznajomy, z emanacją żywego szmaragdu, zasłonił własnym ciałem, przyjął cios na siebie, ale chwilę potem kontratakował. Niewidoma cicho pisnęła, gdy usłyszała przekleństwo kobiecym głosem. Rozpoczęła się walka dwóch na jednego, gdy właścicielka pirackiej aury otrząsnęła się i rozpoczęła bój.
        Niestety ich potyczka nie należała do cichych, a ponieważ zapanował niedawno zmrok, ale nie wszyscy mieszkańcy położyli się jeszcze spać, kilkoro drzwi się otworzyło, a zza nich wyjrzały ciekawskie oczy istot zamieszkujących stocznię. Laurę uderzyły dziesiątki zwyczajnych emanacji, najczęściej już matowych, choć i niekiedy błyszczących.
        Dziewczyna związana z pirackim trybem życia, co było wyraźnie widoczne po złoto-żelaznej barwie jej aury, odtrąciła drugą, ranną osobę, która zrobiła z siebie żywą tarczę. Emanacja tej drugiej, wyraźnie magicznej istoty wydawała się bardzo usilnie znajoma, jednak muzyczce nieco zajęło nim zrozumiała, z kim ma do czynienia. Na nieszczęście Wygnańca zapomniał on o maskowaniu dźwięków nie tylko swojego głosu, ale i emanacji otaczającej go, przez co Laura, gdy tylko nieco bardziej skupiła się, rozpoznała kto taki zawitał do stoczni w Trytonii.
        Wtem złoto-bursztynowa aura zbira, który ranił X'orr'dę, i z którym walczyła Sirmione zgasła, zniknęła. Piratka zamordowała przeciwnika pozbawiając go przy okazji biżuterii, o czym oczywiście żadne z aniołów nie mogło wiedzieć, bowiem znajdowali się za daleko. Laura pisnęła nieznacznie i cichutko, wciąż mając zasłonięte usta. Ostatnio była świadkiem śmierci, gdy wraz z Dżarim spędziła kilka godzin w okolicach opuszczonego młyna na południe od Meot. Już prawie udało jej się o tych wydarzeniach zapomnieć...
        — Nic wam nie jest? — zapytała z odległości bardka po chwili, gdy już się otrząsnęła. Chciała być usilnie bardzo silna, by nie zawieźć Dżariela. Anioł bowiem stał tuż obok niej. Postanowiła, nie zważając na trupa napastnika, podjechać bliżej nieznajomych. Nadal niesamowicie intrygowała ją ta znajoma aura. Czarodziej? Ale kto? Zdawać mogło się, że Laura nie przypomni sobie, z kim ma styczność z powodu swoich czarnych dziur w pamięci. Mógł to być ktoś z jej dawnej przeszłości. Tak jednak przecież nie było, przed nią stał Quirrito, choć sama niewidoma znała go pod innym imieniem.
        Nagle Laura doznała niejako olśnienia.
        — Roberth? — zapytała zaskoczona tym spotkaniem chroma, gdy już zbliżyła się do mężczyzny i kobiety. Miała nadzieję, że anioł był zaraz obok niej. Nieco obawiała się, że piratka okaże się zagrożeniem, nie dała jednak po sobie poznać tego strachu. Wózek jasnowłosej powoli podjechał, niby samodzielnie, choć poruszany magicznie przez wolę Laury, ku osobnikowi, który to nadał jej imię. Dzięki niemu wiedziała, kim jest. I choć nie pamiętała i wciąż nie pamięta kim była, to wiedziała kim jest obecnie. I to tylko dzięki Roberthowi, a właściwie dzięki Wygnańcowi, Dźwiękowcowi, Pradawnemu, dzięki Quirritowi, który na początku znajomości ze skrzypaczką przedstawił się fałszywym imieniem.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari zawahał się - interweniować, czy strzec Laury? Nie chciał jej angażować po raz kolejny w konflikt i narażać ją na cierpienie, z drugiej zaś strony nie był osobą, która potrafiłaby stać bezczynnie w chwili, gdy innym działa się krzywda, nie mógłby obrócić wzroku i odejść. Postąpił kilka kroków w stronę przepychającej się trójki osób, a gdy doszło do konkretnego starcia i polała się krew, przyspieszył. Jednak kobieta o wyglądzie jednoznacznie kojarzącym się z piratką zdawał się doskonale radzić sobie z napastnikiem, walczyła z nim na swoich zasadach i anioł mógł być spokojny o wynik starcia. Tylko ta druga osoba, czarodziejka o tak charakterystycznej aurze, wyraźnie się słaniała, musiała oberwać, pytanie tylko jak mocno.
        Dżari drgnął gwałtownie, a mięśnie jego ramion napięły się jakby szykował się do walki - kobieta o długich ciemnych włosach poderżnęła gardło swemu przeciwnikowi jakby ten był zwykłą tuczną świnią. W aniele zawrzała krew - to zachowanie było podłe, niegodne i bestialskie. W końcu już go pokonała, mężczyzna leżał bezbronny u jej stóp, nie musiała tego robić. Dżari sięgnął do rękojeści jednego z mieczy, gdy usłyszał obok siebie pełne troski pytanie Laury - "nic wam nie jest?". Jej głos momentalnie go uspokoił, chociaż nadal nie mógł odgonić od siebie poczucia zagrożenia i niesprawiedliwości. W tym momencie zaczęły do niego docierać też szepty ludzi tłoczących się w oknach i w uchylonych drzwiach okolicznych domostw.
        - Zabiła go...
        - To pewnie jakieś porachunki...
        - Może trzeba kogoś o tym powiadomić...
        Te głosy zaniepokoiły anioła - jeśli ludzie zaczęliby panikować, cała sytuacja mogłaby się bardzo nieciekawie rozwinąć, jeszcze ktoś wpadły na pomysł zlinczowania dziewczyny albo to on i Laura zostaliby w to zamieszani. Uznał, że musi działać, jeśli nie chce wpaść w kłopoty. Wyprostował się i godnie uniósł głowę, skrzydła uniósł jakby były gotowe do lotu.
        - Wracajcie do domów, to nie wasz interes! - odezwał się zdecydowanym głosem, patrząc kolejno w każde okno, w którym świeciło się światło. Majestatyczny wygląd anioła o klasycznej dla tej rasy urodzie w połączeniu z brakiem zawahania w mowie i w gestach sprawił, że część osób zamknęła okiennice. Dżari doskonale wiedział, że jeszcze pewnie wielu ciekawskich zerka przez szpary między deskami, ale już coś udało mu się osiągnąć.
        Ledwo piratka pomogła wstać z ziemi drugiej zamieszanej w bójkę osobie, anioł złapał ją zdecydowanym gestem za ramię i osłonił obie postacie skrzydłami od strony ulicy, jednak czy ruch ten miał utrudnić im ewentualną ucieczkę czy też ukrywał je przed spojrzeniem ciekawskich mieszkańców Trytonii, to już było trudno orzec.
        - Nie róbcie nic głupiego, jeśli nie zależy wam na kłopotach - zastrzegł, mówiąc tak cicho, by tylko one go słyszały. Przyjrzał się przez chwilę piratce, jakby mimo ciemności chciał z rysów jej twarzy wyczytać jaką jest osobą i co też zamierza uczynić. Później zaś obrócił wzrok na drugą postać. Z zaskoczeniem spostrzegł pod kapturem męskie oblicze, skojarzył, że przemawiał on jeszcze chwilę temu damskim głosem, co w połączeniu z jego aurą...
        - Ty jesteś... - zaczął prawie szeptem, gdy Laura nieświadomie dokończyła zdanie anioła, wypowiadając jakieś imię. Dżari spojrzał na nią z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, już miał się ją zapytać skąd zna to imię i dlaczego tak nazwała tego mężczyznę, skoro cała Alarania zna go pod zupełnie innym mianem... Jednak zaskoczenie słyszalne w głosie bardki nie było podszyte strachem, słychać było w nim swego rodzaju ciepło, może żal - takim tonem mówi się do osoby, której dawno się nie widziało i już prawie się o niej zapomniało, chociaż przecież była do tej pory tak bliska...
        - Znasz go? - zapytał mimo wszystko Dżari, patrząc to na Laurę, to na czarodzieja. Gdzieś za sobą znowu usłyszał szepty gapiów. W mgnieniu oka podjął decyzję co z tym począć.
        - Bez numerów, ratuję wam skórę - zastrzegł, po czym puścił ramię Sirmione. Zbliżył się do Maga Dźwięku, bez proszenia o zgodę spojrzał na jego ranę. Wyglądała poważnie, ale dało się ją wyleczyć. Anioł położył dłoń na rozcięciu i zaledwie dwa oddechu później ją odjął. Czarodziej mógł poczuć się już lepiej, na tyle, by poczekać na jakąś bardziej fachową pomoc.
        - Nie zaleczyłem jej do końca, ale nie ma na to teraz czasu - zastrzegł Dżari, dając w ten sposób jasny sygnał, że jest w stanie dokończyć dzieła później. - Chodźcie. Oboje. Zaraz zjawi się tu pewnie straż przybrzeżna. - Po tych słowach wyprostował się i znowu spojrzał na wyglądających z okien gapiów. - Wracać do domów, jeśli nie chcecie kłopotów! Ja z tym zrobię porządek!
        Te słowa zadziałały prawie jak magiczne zaklęcie. Nie minęło tchnienie, gdy okna się pozamykały i nikt już otwarcie nie wyrażał zainteresowania niedawną bójką i morderstwem. Dżari nie czekał ani chwili dłużej, tylko pchnął piratkę i czarodzieja w jakąś boczną uliczkę, by nie stać tak nad stygnącym trupem. W życiu by tak nie postąpił gdyby nie Laura - to jej zachowanie pchnęło go do tego, że pomógł morderczyni i mężczyźnie, którego poszukiwano jak Alarania długa i szeroka. Liczył, że wkrótce dowie się co łączy czarodzieja i bardkę i wtedy nie będzie żałował, że stanął po niewłaściwej stronie.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Nie spodziewał się, że dziewczyna zmierzająca w jego kierunku będzie taka pewna swego. Co gorsza, słusznie zauważyła błąd w formie odmiany słów "nastolatki". "Cholera, tak się wkopać... Jak ja to...?!". Nie zdążył jednak się zbyt długo zastanawiać, bo po chwili już zasłaniał ją przyjmując sztychy w bok. Jednak Czarodziej nie pozostał dłużny.
        Cios Wygnańca nie należał do silnych, ale wystarczająco zaskoczył napastnika, aby ten nieco się odsunął. Nim jednak oponent zdążył wykonać kolejny atak na Quirrita, ten został zepchnięty przez ugodzoną w kobiecą dumę piratkę. Dziewczyna rozpoczęła potyczkę, początkowo wyraźnie defensywnie, choć starała się wybadać przeciwnika. Mag obserwował to spod kaptura, jednocześnie starając się cicho, za pomocą magii, zatrzymać krwawienie boku. Na chwilę zapomniał o obecności dwójki niebian tuż obok. Szkarłatna strużka się wreszcie zatrzymała.
        Nie minęła minuta. Nawet nie pół. Oblech padł podcięty nogą Sirmione. Ta natychmiast poderżnęła mu gardło. Pradawny nie oponował - facet był sobie winny. Tylko dlaczego zaatakował? Musiał mieć jakiś motyw. A zaatakował nie jego samego, a niewinną (względnie, z punktu widzenia Dźwiękowca) niewiastę. Nawet fakt, że była piratem i wpłynęła do tego portu zapewne nielegalnie, jak to piraci mieli w zwyczaju, nie powodował, że to miało jakikolwiek sens. Obecnie martwy gość miał zwyczajną aurę, raczej nie posiadał wyjątkowych umiejętności magicznych, więc nie mógł wyczytać z emanacji, kim jest osoba, która go zabiła.
        — Nic wam nie jest? — zapytał bardzo ciepły, melodyjny i jakby znajomy głos gdzieś zza pleców maga. Gdy odwrócił się w tamtym kierunku ujrzał bardzo młodą dziewczynę, poruszała się w ich kierunku na wózku inwalidzkim, miała zamknięte oczy. Nawet mimo ciemności jej jasne włosy i niemal biała sukienka były wyraźnie dostrzegalne.
        Quirrito doskonale znał tę osóbkę. Sam nadał jej niegdyś imię. Laura. Niezwykłe dziecko, niesamowicie uzdolnione. Opiekował się nią wtedy, był szczęśliwy, że mieszka w spokoju. To było jeszcze nim zaczęto go poszukiwać... Ale jakim cudem? Ona nawet się nie zmieniła... To było tyle lat temu... Czyżby była wystarczająco daleko, że na nią czas oddziaływał, jak to miał w zwyczaju, inaczej? Wszak "czas" to jednak pojęcie względne, jeśli mówimy o Alaranii...
        Zewsząd uderzyły wygnańca głosy, spojrzenia i aury. Miejscowi. Robiło się nieciekawie. "Trzeba było pomyśleć i wytworzyć kapsułę dźwiękoszczelną..." przemknęło przez myśl X'orr'dzie i spróbował wstać, aby się stąd jak najszybciej wydostać. Nie może zostać rozpoznany, zwłaszcza przez Laurę, która wtedy już nie da mu spokoju. "Nie mogę jej znowu narażać. Ten anioł... Chyba się nią opiekuje. Czyżby odkryła już, kim jestem?" zastanowił się mag upadając na kolano. Próba odejścia nie była dobrym pomysłem. Ledwo zaleczona naddźwiękowymi wibracjami rana znowu się otworzyła, popłynęła z niej ciepła strużka.
        Niebianin towarzyszący niewidomej podbiegł, wcześniej starając się zniechęcić postronnych widzów. Takie oświadczenie z ust anioła wystarczyło, by nikt niepowołany już nie obserwował sytuacji. Ludzie po prostu ufali wszystkim wysłannikom Pana. Skoro takowy wojownik się tu zjawia i zapewnia, że wszystko jest pod jego kontrolą, to nie ma potrzeby nikogo wzywać. Sam anioł sam w sobie jest stróżem prawa i dobra. Nadal jednak część z nich podglądała przez szyby okien i szpary w drzwiach.
        — Nie róbcie nic głupiego, jeśli nie zależy wam na kłopotach — powiedział cicho skrzydlaty, gdy był już przy dwójce. Chwilę patrzył w oczy piratki, potem przeniósł nagle wzrok na maga, który nie zdążył ukryć twarzy w cieniu.
        X'orr'da nawet nie wiedział, że został już rozpoznany przez wszystkich uczestników tego dziwnego zdarzenia.
        — Ty jesteś... — zaczął zaskoczony pierzasty, ale w jego oczach błysnęła determinacja. Jako stróż prawa i dobra powinien tępić wszelkie zło. A do takowego zła należeli zarówno piraci, jak i Wygnaniec.
        — Roberth? — głos chromej dziewczyny był jak zawsze ciepły i spokojny, choć zaskoczony, i to on najbardziej zabolał pradawnego.
        — Znasz go? — jednak zaskoczenie Anioła na słowa bardki było o wiele większe. Nim jednak zdążył zapytać rozejrzał się po okolicznych domostwach. Znowu coraz więcej par ciekawskich oczu spoglądało na trupa i czwórkę nieznajomych. — Bez numerów, ratuję wam skórę — dodał niebianin i pochylił się nad raną dźwiękowca. Po kilku sekundach uraz wydawał się zaleczony, choć pradawny wiedział, że to jedynie chwilowe rozwiązanie, w czym utwierdził go słowa wojownika — Nie zaleczyłem jej do końca, ale nie ma na to teraz czasu — Quirrito przytaknął — Chodźcie. Oboje. Zaraz zjawi się tu pewnie straż przybrzeżna — rzucił jeszcze i znowu się wyprostował rozkładając skrzydła — Wracać do domów, jeśli nie chcecie kłopotów! Ja z tym zrobię porządek!
        Ostatnie zdanie wystarczyło, by pozbyć się gapiów. Wszak kto nie zaufa prawdziwemu aniołowi, którzy znani są ze swoich nietypowych dla ludzi misji? Anioł to anioł. Dobry, prawy, chroniący samych pozytywnych wartości. Skoro zapewnia, że się tym zajmie, to nie ma się czym przejmować. Tak przynajmniej pomyśleli mieszkańcy.
        Po chwili Dżari zaciągnąć nieco siłą zarówno X'orr'dę, jak i korsarza w boczną uliczkę, gdzie byli bardziej skryci w mroku. Laura poruszała się za nimi, zaś pradawny chciał przez chwilę pomóc jej poprzez pchanie wózka. Gdy jednak napotkał karcący wzrok niebianina zaniechał tego pomysłu. Zresztą - i tak kulał, bowiem ból z rany promieniował do prawej nogi skutecznie utrudniając chodzenie. Gdy wreszcie stanęli w miejscu Wygnaniec usiadł pod ścianą, wyjął bukłak z torby i zaczął obmywać ranę samodzielnie pobudzając komórki ciała do regeneracji za pomocą drgań fal podłużnych.
        — Widzę, że to koniec teatrzyku... — zaczął mówić — Tak, Lauro, to ja — odpowiedział swojej dawnej wychowance. Na zaskoczone spojrzenia kobiety i anioła szybko odpowiedział.
        — Roberth - takie ma być moje imię, przynajmniej przy niej. Nie zdradzajcie jej, kim na prawdę jest ktoś, kto uratował jej życie, nadał imię i opiekował się... — oczywiście te słowa padły zupełnie bez użycia ust. Quirrito za pomocą magii sprawił, że usłyszeli je jedynie Dżariel i Sara, zaś skrzypaczka nie mogła wiedzieć, że takie coś zaszło. Przynajmniej póki ktoś jej nie zdradzi, czego pradawny wolałby uniknąć...
        — Czy ktoś mi wytłumaczy co tu wszyscy robimy? I czemu ten gość na ciebie napadł? — zapytał już normalnie, w naturalny sposób, Wygnaniec wskazując na kobietę, która przypłynęła to Trytonii statkiem. Każde z nich dostało się tu inną drogą: ziemią, wodą, powietrzem.
Awatar użytkownika
Sirmione
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, korsarz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sirmione »

Gdy tylko pomogła osobie wstać, zorientowała się, że miała rację, zwracając uwagę na dziwną wymowę. Pod kapturem był nie kto inny, jak mężczyzna, który najwyraźniej miał bardzo damski głos, lub po prostu potrafił taki udawać. Zresztą, z bardzo dobrym skutkiem, chociaż to nie zmieniało faktu, że próbował ją oszukać... A skoro chciał sfałszować swą tożsamość, to mogło oznaczać iż jest niespełna rozumu, albo też, bardziej prawdopodobne, że nie chciał być rozpoznany, z bardziej istotnego powodu. Nie udało jej się przyjrzeć dokładnie twarzy mężczyzny, ale miała wrażenie, że skądś go kojarzy, ale nie była do końca pewna skąd...

Z okien przy ulicy zaczęły wyglądać ciekawskie twarze. Było to dziwne uczucie, przebywać tu nie jako zdobywczyni, ale jako podróżniczka. Nie powinna była wszczynać więcej konfliktów niż to konieczne, bo groziło jej pozostanie w mieście. Zresztą nie tylko jej to dotyczyło, reszta załogi również musiała się tego wystrzegać. Dookoła pojawiało się coraz więcej twarzy, a ona zastanawiała się, jak by wyglądał sztylet w każdej z nich.

Zanim zdążyła się namyślić, usłyszała cichy i nieśmiały głos. "Nic wam nie jest?" - pytał. Od walki zawrzała w niej krew i dopiero teraz przypomniała sobie, że ktoś tuż przed potyczką ją ostrzegał, krzycząc. Pewnie to była ona. Gdy się odwróciła, spostrzegła, że dziewczyna, nie tylko nie stoi na własnych nogach, ale siedzi na wózku, który na dodatek sam się poruszał. Sama konstrukcja byłaby wiele warta, ze względu na jej złożoność, ale magia czyniła to bardzo cennym przedmiotem, na który łakomie spoglądała. Dopiero po chwili zauważyła obok właścicielki wózka ochroniarza, bo chyba tylko tak można nazwać anioła, z groźnym wyrazem twarzy i mieczem u boku.

Anioł chyba się na nią zdenerwował, co wnosiła po mocnym chwycie za jej nadgarstek, oraz osłonięciem jej skrzydłami. Zresztą, nie tylko ją, bo fałszywa kobieta również została przez niego pochwycona. Rozgonił "publiczność" za pomocą krótkiego okrzyku. Ciekawe, miał na celu pozbycie się świadków, ale czy tego, co już się stało, czy tego, co zamierzał zrobić, to nie było do końca jasne.
Oceniła swoje szanse, na wypadek, gdyby jednak do czegoś miało dojść. Anioł był uzbrojony tylko w miecz, a raczej dwa, przy czym znacznie zyskiwał gdyby chodziło o starcie na średni dystans. Miał skrzydła, co oznaczało iż ucieczka również nie wchodziła w grę. Jedynym sposobem, w razie wypadku, było więc uderzenie z bliska, za pomocą sztyletu. Ale miała wątpliwości co do tego, czy byłaby w stanie sobie poradzić nawet w ten sposób, a nie sądziła, że facet-kobieta, czy jak to się tam nazywało zamierza stanąć po jej stronie, więc uznała, iż lepiej będzie na razie się słuchać.

Anioł zaciągnął ich w jakąś boczną uliczkę. Ale gdy ich zaprowadził, nie wyglądał jakby się do czegoś szykował. Po prostu stanął, jakby pilnując kobiet na wózku, która z jakichś przyczyn również się tu znalazła.
Usiadła pod ścianą, udając iż interesuje ją w jaki sposób ułożona jest farba na fasadzie i patrząc w przeciwnym kierunku do pozostałych, nasłuchując szczęku stali, albo przyciszonych kroków. O dziwo, okazało się, że po chwili nikt jeszcze nie próbował jej zabić, więc odwróciła się ku nim.
Wysłuchała odpowiedzi zakapturzonego. A jednak miał coś do ukrycia! Tylko co to było, a co ważniejsze - ile było warte. Gdyby nie to, że chciał to ukrywać tuż przy osobie, która tu była, od razu zaczęłaby sprawdzać, ile gotów jest dać za swą tajemnicę. Jednakże postanowiła zaczekać na dogodniejszy moment.

- Ja? - zapytała, udając zdziwienie. - Jestem na urlopie i zabieram pracę ze sobą - oświadczyła arogancko. - Napatoczył się i tyle. Zdarza się. - Nie miała ochoty rozmawiać o tamtym trupie. Co się stało, to się stało no i trudno. Niech sobie leży, na wilgotnych dechach. Zasłużył sobie.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        To był Roberth. Musiał być on. Żył. Był przy niej. Nikt nie ma takiej aury, jest ona na tyle wyjątkowa i tak głęboko zapadła w pamięć dziewczynie, że nie mogłaby zapomnieć i nie poznać maga. Przez chwilę w głowie Laury zakwitła jedna myśl: "To on". Spotkała po tylu dniach osobę, która była najbliższa jej sercu. Roberth był dla niej jak ojciec. Wtedy, w strugach deszczu uratował ją. Nie wiedziała do tej pory, od czego, ale czuła, że jej pomógł. Potem się nią opiekował, do czasu, aż okrucieństwo innych ludzi zniszczyło i jemu, i jej życie. Spalili też mu dom. Bardka kochała dobro i szczodrość tego człowieka. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego wtedy się tak stało. Dlaczego zawsze dobre osoby są znienawidzone przez wszystkich, a cały świat dąży do ich zniszczenia?
        Chroma nie wiedziała jednak, że pradawny został ranny. To Dżariel mu pomógł i uratował ich z tego całego bałaganu. Majestat, z jakim rozgonił tłoczące się wokół grupki, spojrzenia i emanacje potwierdził tylko jasnowłosej, że to z nim chce kontynuować podróż. Roberth był jej bliski i na zawsze pozostanie, ale los chciał, że musieli się rozdzielić, ich drogi się rozeszły, teraz się wyłącznie splotły i nie miała prawa porzucić przyjaciela tylko dlatego, że spotkała osobę z przeszłości. Zresztą - dawny opiekun wyraźnie miał swoje problemy. Nie bez powodu oglądał każde kolejne drzwi, bardzo usilnie czegoś szukał. Czegoś lub kogoś...
        Niebianin zabrał czarodzieja i piratkę w boczną uliczkę, a Laura, jak ten wierny piesek, ruszyła za nimi nieświadomie poruszając kołami swojego pojazdu zastępującego jej nogi. Jednak uwagę niewidomej zwróciły słowa "Nie zaleczyłem jej do końca" wypowiedziane przez wojownika Pana. To dzięki temu, że anioł podszedł do Robertha, a po chwili, w której czuć było jak jego magiczna, niebiańska aura się nasiliła wypowiedział te słowa, Laura domyśliła się, że komuś się coś stało. Ktoś został ranny w tej potyczce. Nie tylko napastnik był poszkodowany, choć raczej lepiej powiedzieć, że był martwy. "Czy wszystkim się tak bardzo opłaca mordowanie, zabijanie i ranienie innych?!" oburzyła się w myślach śpiewaczka z silnym postanowieniem, że doleczy do końca swojego "ojca".
        Stanęli w bocznej dróżce, skryci przed niepowołanymi spojrzeniami i plotkami. Wcześniejsza wymiana zdań pomiędzy Laurą, Quirritem i Dżarim mogłaby być zabawna, gdyby nie fakt, że najwyraźniej pierzasty... Również znał opiekuna bardki. Tylko skąd?
        — Tak, Lauro, to ja — odpowiedział niewidomej mężczyzna, a skrzypaczka chciała z całego serca przytulić go. I zapewne gdyby nie fakt, że jakakolwiek próba ruszenia się z wózka spowodowałaby wyłącznie upadek na zimną ziemię i zapewne śmiech Dżariego i tej nowej, obcej kobiety, zrobiłaby to. Tymczasem mogła jedynie wsłuchiwać się w rytm swojego przyspieszonego serca, bowiem na chwilę zapadła cisza.
        — Owszem, znam — odpowiedziała na wcześniejszy zaskoczony ton towarzysza. — I to dużo lepiej, niż się może wydawać. — I nie pytając nikogo o pozwolenie zbliżyła się do Robertha, położyła dłonie na jego ranie, przy okazji rozsuwając jego własne, nieco zniszczone ręce, i pomyślała "Chcę". Drobne niteczki magii popłynęły w kierunku skóry maga by po kilku uderzeniach serca przynieść ulgę i ukojenie w boku.
        Chyba nikt, poza Laurą, nie interesował się drugą kobietą w tym towarzystwie.
        — Proszę, powiedz prawdę. Nie wiemy kim jesteś i nie będziemy twoimi wrogami. Uratowałaś nas — powiedziała z całą możliwą stanowczością w głosie (czyli w sumie niewiele...) odsuwając się od pradawnego. Był zdrowy. — I dlaczego was zaatakowano? — słowa brzmiały, jakby Laura sądziła, iż Roberth jest w towarzystwie Sary, że przybyli tu wspólnie. — I nareszcie: czego szukasz? — Ostatnie pytanie, bardzo śmiało jak na siebie, zadała Roberthowi. Pewność, że poszukuje czegoś ważnego przekraczała pewien oczywisty stopień. Nie trudno było się domyślić, iż X'orr'da ma jakiś ważny cel.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari stał u wlotu uliczki, swoimi potężnymi skrzydłami tarasując przejście i uniemożliwiając komukolwiek spojrzenie, co też dzieje się w zaułku. Szczęście sprzyjało przypadkowo zebranej tu czwórce osób - uliczka była ślepa, nie wychodziły na nią żadne okna, jedynie gdzieś w głębi dało się dostrzec drzwi prowadzące zapewne na tyły jednego z zakładów bądź magazynów. Mogli się rozmówić bez świadków, którzy narobiliby niepotrzebnego zamieszania.
        Anioł przez moment nieprzychylnie przyglądał się piratce i czarodziejowi. Drgnął zauważalnie, gdy mężczyzna osunął się pod ścianę, przez myśl przemknęło mu, że przecież rana nie była aż tak poważna, na dodatek dość dobrze ją zaleczył. "Może jest ogólnie wykończony... Wieczną ucieczką", przemknęło mu przez myśl. Dżari zrobił minę, jakby dał za wygraną i już drgnął chcąc podejść do czarodzieja i skończyć go leczyć, lecz pierwsza przy rannym była Laura. "Ma o wiele lepsze serce niż ja...", przemknęło mu przez myśl. Słowa "Robertha" gryzły go i nie pozwalały podjąć decyzji, bo jednocześnie poruszyły bardzo czułą strunę i były w niezgodzie z jego światopoglądem. Anioł bezwiednie zacisnął pięści. "Zrobił sobie z niej tarczę przede mną, pewnie doskonale o tym wie..."
        - Napatoczył się? Zdarza się? - wycedził przez zęby anioł, patrząc nieprzychylnie na piratkę, która mówiła tonem, jakby nie zrobiła nic złego i w ogóle jakim prawem ktoś śmie ją wypytywać. - To był człowiek, którego zabiłaś z tak błahego powodu, że aż wstyd o tym mówić. Masz szczęście, że tak to się dla ciebie skończyło.
        W ostatnich słowach Lakiego kryła się groźba - w każdej chwili mógł zmienić zdanie i przestać jej pomagać, a może wręcz zawlec ją za włosy na najbliższy posterunek. Tak naprawdę od początku nie powinien wyciągać do niej ręki, ale czuł, że w przeciwnym razie sytuacja skończyłaby się jeszcze gorzej. Nie był przedstawicielem prawa, nie był na ziemi by wymierzać sprawiedliwość, miał więc pewien margines swobody, po którym mógł się poruszać, na razie więc z tego korzystał. Może jeszcze ta krnąbrna dziewczyna sama dostrzeże swój błąd, prędzej czy później...
        - Lauro, rozumiem, że chcesz z nim spędzić trochę czasu? - zapytał w końcu Dżari. Powiedział to tonem tak wypranym z emocji, że aż jego samego to zaskoczyło. Nie miał nic złego na myśli, ale zabrzmiało, jakby był niezadowolony albo zazdrosny. - Chodzi o to, że w takim wypadku należałoby w miarę szybko opuścić te okolice. To nie jest bezpieczne miejsce, a zważywszy na niedawne okoliczności...
        Dżari zawiesił głos, by każdy sam dopowiedział sobie, że chodzi o popełnione przez piratkę morderstwo i jego konsekwencje. Nie mieli wszak żadnej pewności, że typ nie miał w okolicy jakiś znajomych, którzy zechcą go pomścić.
        Anioł westchnął. Podszedł do czarodzieja i podał mu rękę, by pomóc mu wstać, nawet lekko popędził go do tego gestem. Złapał Robertha mocno za nadgarstek i pociągnął w górę. Był zaskoczony, jak łatwo mu poszło - Mag Dźwięku był wyższy od niego, a mimo wszystko wydawał się być bardzo lekki. "Wybiedzony", uznał, "Żyje już tyle lat w wiecznym napięciu".
        - Nazywam się Dżariel Laki. Wystarczy Dżari - oświadczył, bo skoro już czarodziej mu się przedstawił, nie wypadało zachowywać swego imienia w tajemnicy. - Jestem przyjacielem Laury. Trafiliśmy tu niedawno w związku z moją misją, a na was napatoczyliśmy się zupełnym przypadkiem. Jeśli można, zdaje mi się, że tamten człowiek również wpadł na was przypadkiem. Pewnie połasił się na łatwy pieniądz.
        Kolejne niedopowiedzenie, bo o jaki "łatwy pieniądz" mogło chodzić aniołowi? O ograbienie czarodzieja i piratki z kosztowności czy może o zdobycie nagrody za głowę jednej czy drugiej osoby? Tego się nie dowiedzą - napastnik nie żył, a żadne z nich nie parało się nekromancją, by go wskrzesić i zapytać. No chyba, że ktoś z obecnych coś wiedział i ukrywał to przed resztą, czy był jednak sens by drążyć temat w nieskończoność? Mleko i tak już się rozlało.
        Dżari podszedł do piratki i jej również podał rękę, by pomóc przy wstawaniu. Miał zadziwiająco łagodne oblicze, więc chyba już pogodził się z sytuacją i nie myślał o niedawnym incydencie.
        - Zmywajmy się stąd - zarządził.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Słowa anioła, towarzysza Laury, zmusiły Quirrita do rozmyślań. "Łatwy pieniądz? Czyżby ten cały F.R. tylko mnie tu zwabił? Wyrafinowany sposób polowania na zwierzynę..." zastanawiał się mag i wyciągnął z kieszeni spodni zwinięty skrawek materiału. Faktura papieru nabrała wielu odkształceń, była wygnieciona i nieco zmyta, atrament również się trochę rozmazał. Na tyle, że większość listu była nieczytelna już. "Ale dlaczego więc mnie nie zabił tam, w lesie?" ciągła refleksja zaprzątała umysł pradawnego. "Może obawiał się, może jest słabszy ode mnie i potrzebuje pułapki, aby mnie schwytać. Jeśli tak, to miał wystarczająco czasu, aby ją przygotować...".
        X'orr'da podjął decyzję.
        — Rozumiem. Lauro, Dżari, Pani — zwrócił się do obecnych. Niestety nie znał imienia piratki, musiał więc zdać się na dobre wychowanie. — Opuszczę was. Nie zamierzam pakować niepotrzebnie niewinnych osób w moje problemy. — W tym czasie Laura zakończyła leczenie rany, zaś sam czarodziej odetchnął z ulgą. — Dziękuję ci, moja droga. Ale to czas, gdy znów musimy się rozdzielić.
        Quirrito nawet nie dał czasu bardce na odpowiedź skrzydlatemu. Nie mogą spędzać ze sobą czasu. Nikt więcej nie powinien ich połączyć ze sobą. Niewidoma mogłaby wpaść w tarapaty. Mężczyzna nie oceniał również tego, co dokonała korsarz. Sam zapewne też zabiłby napastnika. Dopiero potem ugodziłyby go wyrzuty sumienia, najpierw jednak odezwałby się instynkt samozachowawczy. Przez te stulecia, gdy zmuszony był uciekać przed gonitwą, nauczył się dbać tylko o siebie. Nauczył się egoizmu.
        — Gdzie niby mamy iść? I dlaczego razem? To nie jest dobry pomysł. — Wygnaniec wstał z pomocą niebianina i założył kaptur na głowę.
        "Zaopiekuj się nią i nie pozwól, by ruszyła za mną" - te słowa usłyszał tylko Dżari, usta maga nawet jednak nie drgnęły.
        — Powodzenia w waszej misji — rzekł i poszedł w kierunku wyjścia z uliczki. Coś go jednak tknęło, przez chwilę chciał zawrócić i sprawdzić te drzwi na końcu ślepego zaułka. "A co z tymi nieoznakowanymi z iluzją na gałce?" przypomniał sobie i zaniechał powrotu. Coś mu jednak mówiło, że reszta ruszy jego tropem.
        Ledwo wyszedł na główną ulicę dostrzegł trójkę zbrojnych ludzi. Ich aury wyraźnie mówiły kim są. "Wojsko...". Czyli ktoś jednak wezwał straż. Quirrito nie odwracając się w kierunku uliczki, gdzie zostali piratka, Laura i Dżari, wysłał im sygnał, który wszyscy usłyszeli. "Nie wychodźcie stamtąd, mamy towarzystwo" - te słowa wybrzmiały w uszach całej trójki, zaś dookoła nich mag nałożył barierę dźwiękoszczelną.
        Nie trzeba było czekać długo, aż straż usłyszy kroki butów z grubą podeszwą. Dwójka z nich odwróciła się w stronę X'orr'dy, jeden nieustannie kucał przy truchle napastnika.
        — Straż przybrzeżna, zatrzymaj się — krzyknął rycerz do zakapturzonego osobnika. Ich aury zdradzały, że nie parają się magią. — Pokaż dokumenty.
        Wygnaniec niewiele myśląc ruszył w przeciwnym kierunku.
        — Hej, stój!!!
        Dwójka wojskowych ze szczękiem zbrój wystrzeliła w jego kierunku. Mag przyspieszył kroku. Jeszcze dziesięć łokci i go dopadną. Dobyli mieczy. Pięć łokci. Cztery. Trzy. Dwa. W momencie, gdy dźwiękowiec znalazł się w zasięgu srebrzystych kling, zniknął. Puf, i tyle.
        Teleportował się na dach budynku obok. "Doskonale, zgodnie z planem" przemknęło mu przez myśl i powoli położył się na chłodnych dachówkach. Budynek nie został wybrany przypadkowo. Quirrito doskonale wycelował, aby znaleźć się ponad drzwiami "bez klamki".
        — Gdzie on jest? — zapytał jeden ze strażników naburmuszonym głosem. Drugi się w tym czasie rozglądał, jednak ciemny płaszcz na tle nocnego nieba stawał się dla niego niewidoczny, tym bardziej, że wygnaniec obecnie leżał.
        — Nie wiem...
        — Tam jest — odpowiedział trzeci zbrojny ze spokojem pochylając się nad ciałem w kałuży krwi i wskazując na niewidoczną sylwetkę maga. "Jakim cudem?!" X'orr'da wybałuszył oczy w szoku. — Ale jest mój. W uliczce jest jeszcze inna trójka. Schwytać ich, to rozkaz!
        — Tak jest! — odkrzyknęli rycerze i ruszyli szczękającym biegiem do ślepego zaułka, tam, gdzie znajdowali się towarzysze czarodzieja.
        — Złaź tu, nie chce mi się z tobą ganiać... — rzucił ze stoickim spokojem mężczyzna wstając od truchła. Jego przyłbica była pokryta szkarłatną cieczą, podobnie jak rękawice.
        "O co tu chodzi?! Nie jest człowiekiem?!" pomyślał Quirrito wciąż nie ruszając się z miejsca.
        — Tak, nie jestem człowiekiem, tylko wampirem. I czytam w twoich przestraszonych myślach. A teraz złaź i daj się pojmać. Jesteś aresztowany, Quirrito "X'orr'da" Ecevhessha'hanghuennthesstle.
        Więcej nie trzeba było mówić pradawnemu. Z lekką, starczą trudnością podniósł się z klęczek i zeskoczył pomiędzy budynki. Lądowanie nie należało do przyjemnych, ale dzięki drobnej fali akustycznej nie było też zbyt twarde.
        Obok niego zadzwonił łańcuch.
        — Nieładnie tak wiać... — chłód, z jakim zdanie zostało wypowiedziane przyprawił czarodzieja o gęsią skórkę. Bez namysłu wystrzelił w tamtym kierunku pocisk energii, który wysadził szyld szewca. Ponad nim jednak unosił się nietoperz, który nagle zniknął w kłębie dymu, a zamiast niego pojawił się zbrojny mężczyzna.
Awatar użytkownika
Sirmione
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, korsarz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sirmione »

- A ma kogo ci wyglądam? Jestem piratem i nic ci do tego - zbyła Laurę, bo tak najwyraźniej dziewczyna miała na imię. Nie widziała sensu by się kryć, bo przecież, czemu nie? Nic wielkiego stać się nie mogło.
- A... Skąd mam to wiedzieć? - odpowiedziała dziewczynie na wózku pytaniem na pytanie. - Wziął, przylazł, zaatakował. Tyle w temacie, tak myślę.

Chwilę potem anioł, który jak dotychczas stał na wyjściu uliczki, zdenerwował się na nią, twierdząc, że zabiła człowieka z błahego powodu.
- Ach... - powiedziała, protekcjonalnym tonem. Co jak co, ale droczenie się z aniołem było dla niej czystą przyjemnością, ponieważ z tego co zaobserwowała nie chciał jej zabić, toteż mogła sobie pofolgować. - Już więcej nikogo nie zabiję w odwecie za niezapowiedziany zamach na moje życie. - Potem uśmiechnęła się, odrobinę szyderczo.
Niestety, co do jednego musiała przyznać aniołowi rację. Nawet jeśli byli w stanie pokonać oddział straży przybrzeżnej, to nic by im to nie dało, bo zaraz pojawiłby się następny. Powinni się stąd zabierać i to jak najszybciej.

Nie zamierzała słuchać się nikogo z tu obecnych, nawet jeśli była na straconej pozycji. Kiedy anioł podał jej rękę, by pomóc jej wstać, udała, że nie zauważyła tego gestu i wstała samodzielnie. Dobrze wiedziała, że dla Lakiego mogło to być jak cios wymierzony prosto w twarz. Powstrzymała jednak przemożną chęć, by zobaczyć jak zareagował.
Nie sądziła, by pójście gdziekolwiek całą grupą było dobrym pomysłem. Może dlatego, że chciała po prostu negować czyjeś pomysły, lub też dlatego, że obecność anioła była jej niewygodna. Chociaż z drugiej strony... Jeżeli pozwoli Lakiemu się oddalić, ten z pewnością na nią, czy też na nich, doniesie.
- Ja uważam, że lepiej będzie iść grupą - zwróciła się do wszystkich, a w jej tonie nie było już ani krztyny arogancji, mimo że dalej dbała tylko o siebie. - Będzie bezpieczniej.

Nie zatrzymywała Robertha przed wyjściem z uliczki. Sama chciała raczej jak najprędzej znaleźć się na otwartej przestrzeni, gdzie nie czułaby się tak przytłoczona. Miała ochotę ruszyć za nim, jednak gdy usłyszała, że ma zostać gdzie jest, z powodu wojska, zatrzymała się. Ilu ich tam było? Pięciu, czterech? Tego jednak nie wiedziała. Ale nie usłyszała żadnych dźwięków walki.
Dopiero później usłyszała dialog dwójki zdezorientowanych żołnierzy. Widać Roberth znał sposoby, by się wymknąć. Odnotowała ten fakt w pamięci.
Nagle trzeci głos ze spokojem oznajmił, najprawdopodobniej wskazując kierunek, gdzie ukrywa się mężczyzna. Miała wrażenie, że ten głos skądś zna... Ale nawet gdy wyjawił pozostałym również ich położenie, nie była pewna kto to. Kiedy w uliczce pojawili się dwaj żołnierze, odetchnęła z ulgą. Byli tylko we dwóch, a miejsce, w którym się obecnie znajdowali, nie pozwalało na zajście od tyłu, co dawało im znaczną przewagę. No i po jej stronie był anioł, prawdopodobnie mogący nawet poradzić sobie z nimi samemu.
Gdy już upewniła się, że jej sojusznik nie będzie stał bezczynnie, dobyła oręża.

- Złaź tu, nie chce mi się za tobą ganiać... - usłyszała z szerszej uliczki, ten sam, zimny i spokojny głos. - Tak, nie jestem człowiekiem, tylko wampirem.
Wampir?! Tutaj? Wampiry z tego co wiedziała, trzymały się bogatszych miast i miejsc. Trytonia była raczej przykładem miasta, gdzie nie ma wiele pieniędzy. Wampiry przeważnie posiadały spore majątki i służbę. Część z nich miała nie tylko wille, ale nawet małe pałacyki. Na dodatek wampir na tamtej ulicy sam przyznał się, że czyta w myślach. Był więc bardzo trudnym przeciwnikiem, jeżeliby ktoś chciał z nim walczyć... Wtedy wpadła na dość interesujący pomysł. Byl niekonwencjonalny, ale obejmował wzbogacenie się, ba, może i nawet więcej. Nie zwlekając ani chwili przeszła do jego realizacji.

W chwilę po wyciągnięciu szabli ruszyła na pierwszego przeciwnika, tego znajdującego się po lewej. Zrobiła to szybko, tak, że tamten ledwo zdążył wyprowadzić atak. Odbiła jego ostrze w prawo, a sama, nie przestając biec wpadła na niego, a potem z całej siły odepchnęła wprost w drugiego żołnierza. Nie zatrzymywała się, chciała dotrzeć do wampira, a wiedziała, że zbrojnych zatrzyma anioł, a co z nimi zrobi to już jego sprawa.

Wypadła na uliczkę w samą porę, by zobaczyć jak nietoperz zmienia się w mężczyznę w pełnej zbroi. Chciała zwrócić jego uwagę na siebie, jak na razie odciągnąć od Robertha.
- Nie masz z nami szans. Jest trójka przeciwko jednemu. Poddaj się! - krzyknęła na niego. Jednakże wcale nie o to jej chodziło. Po przeanalizowaniu układu sił uznała, że może to się udać. "Masz jeszcze jedną opcję." pomyślała, a wiedziała, że wampir to usłyszy. "Wynagrodzisz mnie, za pomoc w pojmaniu anioła i tego tu. Niekoniecznie w monetach". Nie sądziła, by ktokolwiek prócz wampira zorientował się co do jej intencji. Miała więc jeszcze element zaskoczenia... A po walce czekała ją nagroda. Uśmiechnęła się do własnych myśli.
Awatar użytkownika
Laura
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Laura »

        Słyszała to prześmiewcze, sarkastyczne podejście do jej osoby. Starała się jednak puścić mimo uszu słowa piratki. Laura nie wiedziała, jak dziewczyna wygląda. Oceniała ją wyłącznie na podstawie jej emanacji oraz zachowania. Niemniej - słowa potrafią zranić. A bardka poczuła, że ponownie jest dla kogoś kulą u nogi.
        Tymczasem Dżari wyraźnie dogadał się z Roberthem. I choć początkowo od anioła biła chłodna aura, taka, której niewidoma jeszcze nie doświadczyła, zdawał się tolerować obecność maga. Prawdopodobnie jedynie ze względu na nią samą. "Muszę o tym z nim potem porozmawiać...".
        Roberth jednak dosyć szybciutko się otrząsnął.
        — Opuszczę was. Nie zamierzam pakować niepotrzebnie niewinnych osób w moje problemy — rzekł pradawny. "Co za idiota! Nie rozumie, że to też nasze problemy?". Laura jednak nie zdążyła wypowiedzieć tych myśli na głos. — Dziękuję ci, moja droga. Ale to czas, gdy znów musimy się rozdzielić — dodał jeszcze i przerażająco szybko jak na swój wiek i sprawność opuścił uliczkę.
        Laura została z Dżarim i Korsarzem, którzy wyraźnie przekomarzali się. W ich słowach chroma czuła ogrom niechęci do siebie nawzajem, choć nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak się nie lubią. Ledwo się poznali... Nagle jednak, zupełnie niespodziewanie, Sara stwierdziła, że powinni poruszać się razem. Skrzypaczka kiwnęła głową na znak zgody, ale chyba nikt obecnie na nią nie patrzył, co więcej - nikogo nie obchodziło jej zdanie.
        Na ich nieszczęście noc im nie sprzyjała. Straż już wykonywała swoje obowiązki, o czym poinformował Quirrito, który przed chwilą ich opuścił. Mimo wszystko ostrzegł ich i zalecił wiać. Tylko jak?! Poza Dżarielem nikt z obecnych nie potrafił latać. Kolejna sekunda zastanawiania się i Laurę oświeciło. Anioł mógł bez problemu zniknąć. Sądziła, że podobnie jak piratka, na pewno miała swoje sposoby na takie sytuacje. A ona sama? Nikt nie połączy osoby takiej jak ona z morderstwem, zostanie przesłuchana, zatrzymana na jakiś czas, a potem puszczona wolno. Prawdopodobnie... Przez chwilę chciała się swoimi przemyśleniami podzielić z towarzyszami, ale doszła do wniosku, że i tak nikt jej teraz nie posłucha. Co ona może, jest tylko niewidomą, słabą dziewczynką... "Zawsze tak się to kończy..." naburmuszyła się zła na samą siebie "Miałam stać się silniejsza, nie zawadzać Dżariemu, a jedyne co potrafię, to siedzieć i nic nie robić...".
        Nagle z szerszej ulicy dosłyszeli dźwięki i głosy. Rozmowa, groźby, wyraźna potyczka psychiczna następująca przed walką. "Quirrito? O kim mówi ten wampir? O Robercie? Nie, musiał natknąć się na kogoś innego..." próbowała oszukać samą siebie, choć aury tuż obok mówiły co innego. Choć z drugiej strony... Aura osobnika, który podawał się za wampira raczej kojarzyła się Laurze z Lokstarem... Z iluzjami, oszukiwaniem, kartami... Zapach na pewno nie należał do nieumarłego, w dodatku dźwięk emanacji przypominał dziedzinę Pustki, tę samą, nad którą panował Loki. Z tym, że tamten był demonem, a ten tu podaje się za wampira... Muzyczka ponownie skupiła się na zapachu, na wrażeniach w nosie. I zdawało jej się, że czuje... Zapach sierści? Nie... Drzew, lasu, wilgotnego runa? Tak, to już było bliżej...
        Wtem Sirmione zdobyła się na szczyt odwagi! Rzuciła się do przodu z okrzykiem, że nie mają szans. To co prawda było ostatnie, na co mogłaby Laura liczyć od strony korsarza, ale to tylko upewniło bardkę, że nie powinna była oceniać nieznajomej na podstawie wyglądu, aury, czy pierwszego kontaktu. "Wiedziałam, że nie jest zła!". Jakże bardzo niewidoma była w błędzie nie wiedząc, jakie zamiary naprawdę miała żeglarska kobieta!
        — Leć. Pomóż im. Poradzę sobie — szepnęła z całą pewnością siebie do Dżariego i uśmiechnęła się. — Schowam się i mnie nie znajdą, na razie nawet nie wiedzą o moim istnieniu. — I cofnęła się odrobinę głębiej w cień.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari gniewnie zmrużył oczy, ale nie podjął pyskówki z piratką - nie był tu, by ją nawracać, szkoda było na nią sił i nerwów. Przeszkadzało mu jednak to, jak kobieta zwracała się do Laury, traktując ją jak gorszą, bezwartościową. Bardka z oczywistych przyczyn nie stanowiła dobrego materiału na towarzystwo takiej osoby - była delikatna, zbyt miła i zbyt ufna, opiekuńcza ponad wszelką miarę, czasami w ten sposób samej sobie szkodząc. Piratka wpasowywała się zaś w stereotyp swego fachu - egoistka bez kręgosłupa moralnego, cyniczna i nastawiona na zysk. Anioł jej nie polubił i nie zamierzał jej zaufać - przezorny ubezpieczony. Może dlatego jej nagła zgoda na wspólne opuszczenie portu tak go zaskoczyła - węszył podstęp, chociaż przecież sam zaproponował takie rozwiązanie. ”Za wiele powietrza się nawdychałeś podczas lotu, Dżari - majaczysz…”.
        Gdy do rozmowy wtrącił się Roberth, zdecydowanie negując sugestię złotowłosego wojownika, ten w milczeniu spuścił głowę jakby w pojedynczym, zrezygnowanym potaknięciu. Zaproponował wspólną podróż, gdyż zdawało mu się, że czarodzieja i Laurę łączą jakieś dawne czasy i może chcieliby mieć dla siebie chwilę… Lecz Wygnaniec miał rację, że nie był to dobry pomysł - dyktowały go uczucia, a nie rozum. ”Może później wytłumaczę to Laurze, może zrozumie. Nie wiem, czy dam radę ją przekonać i jednocześnie nie zdradzić jej jego prawdziwej tożsamości… Czemu jednak tak bardzo boi się zdradzić jej kim jest? Laura ma serce jak kryształ, zrozumiałaby, nie odrzuciła go. Cóż za los…”.
        - Szczęśliwej drogi - zawołał za oddalającym się czarodziejem anioł. Chwilę stał bez ruchu i czekał, aż Roberth zniknie im z oczu, a gdy to się stało, podszedł do Laury i przyklęknął obok jej wózka - chciał porozmawiać, a nie lubił patrzeć na nią z góry. Dlatego też gdy mógł, siadał na ziemi tuż obok jej nóg, jak to uczynił podczas występu w wiosce, którą niedawno opuścili.
        Anioł już nabrał tchu, by się odezwać, gdy usłyszał w głowie głos czarodzieja, który niedawno ich opuścił. ”Czyli jednak ktoś wezwał straż…”, pomyślał z niechęcią, prostując się. Przymknął oczy, by móc lepiej skupić się na aurach, by mieć jakiś obraz tego, co działo się poza uliczką. Poczuł aury trzech mężczyzn tak mocno wysycone żelazem, że aż pozostawiające smak krwi na języku, zdawały się one jednak słabe i blade w porównaniu z aurą Wygnańca.

        - Tu są! Stać, nie ruszać się! - krzyknął jeden ze strażników, gdy tylko dostrzegł trójkę przypadkowych sojuszników w uliczce. Dżari od razu dostrzegł brak wahania w ich postawie, broń trzymali pewnie, wysoko, gotowi użyć jej w każdej chwili. Walka była raczej nieunikniona, mimo wszystko jednak nie sięgnął po broń. Postąpił krok do przodu i wyciągnął do nich rękę w powstrzymującym geście. Mięśnie na jego ciele były napięte, gotował się do ewentualnej obrony, a skrzydła bezwiednie rozłożył tak szeroko, by osłonić nimi Laurę - żołnierze pewnie nawet jej nie spostrzegli.
        - Odstąpcie - nakazał im bardzo spokojnym, pewnym głosem. - Nie jesteśmy w to zamieszani.
        Dżariemu zdawało się, że jego słowa podziałały - strażnicy chwilę stali bez ruchu, po czym wyraźnie opuścili gardę. Anioł wiedział, że cuda nie istnieją, że będzie musiał ich jeszcze do siebie przekonać jakimiś sensownymi tłumaczeniami albo po prostu dać się przesłuchać, na co by przystał, wszak nie miał z tym morderstwem nic wspólnego. Co by się jednak stało z piratką, tego nie wiedział - może los tak chciał, by jednak ją złapano i ukarano? Nawet całkiem by go to cieszyło.
        Nagle brunetka bez ostrzeżenia ruszyła do ataku. Anioł sięgnął w jej kierunku ręką, aby ją powstrzymać, ale było już za późno. "Niech ją szlag trafi! Zachowuje się jakby była niespełna rozumu, sama pakuje się w niebezpieczeństwo i jeszcze ciągnie w nie nas!", zirytował się w myślach, bo wiedział, że teraz żadne słowa już nie przekonają żołnierzy - gdy tylko obaj odzyskali równowagę, zaraz zwrócili się w jego stronę, gotowi do walki. Dżari nie stał bezczynnie - wyszedł im naprzeciw, nadal jednak nie dobył broni, bo nie chciał walczyć i przelewać krwi niewinnych, a miecze w ich rękach go nie przerażały. Ten zaułek nie był jednak dla niego korzystnym polem do pojedynku, miał tu mało miejsca, musiał więc pozbyć się przeciwników szybko, bez zbędnej wymiany ciosów. Uchylił się przed sztychem pierwszego z nich, na odlew uderzył go w rękę władającą, by wybić mu oręż z dłoni, po czym od razu zaatakował, by wyeliminować go z walki. Jeden silny cios obiema dłońmi w szyję pozbawił mężczyznę przytomności, jego ciało z łoskotem zwalił się na ziemię. Dżari zaraz obrócił się do drugiego strażnika, złapał go za rękę i założył mu dźwignię na bark. Docisnął, aż mężczyzna klęknął, a później się położył, wtedy cios w potylicę posłał go do krainy snu. To było łatwe, może wręcz zbyt łatwe. Anioł odetchnął jednak, jakby ta walka wiele go kosztowała. Obrócił się w stronę Laury, nachylił się i ujął ją za dłoń, jakby chciał ją przeprosić tym jednym gestem za to, że była świadkiem przemocy.
        — Leć. Pomóż im. Poradzę sobie — odezwała się do niego. — Schowam się i mnie nie znajdą, na razie nawet nie wiedzą o moim istnieniu.
        Dżari pokiwał głową - tak, propozycja bardki była rozsądna, jednak mimo wszystko obawiał się zostawić ją samą. Westchnął.
        - Uważaj na siebie - poprosił cicho. - I nie wahaj się mnie wezwać, gdyby... Nie pozwolę cię skrzywdzić.
        Anioł bez namysłu pochylił się i pocałował Laurę w dłoń, za którą ją obejmował, po czym wyprostował się i pośpiesznie wyszedł na ulicę. Gdy już wyłonił się spomiędzy budynków, w końcu rozprostował skrzydła, jedna z jego dłoni zawisła nad rękojeścią miecza, gotowa w każdej chwili go dobyć. Wbrew pozorom się wahał. Pomagał dwóm złoczyńcom, morderczyni i czarodziejowi poszukiwanemu za sprowokowanie wojny - czy na pewno słusznie czynił? Ziarno niepewności zasiała w nim znajomość Dźwiękowca i Laury, samo zachowanie mężczyzny też odbiegało od tego, co się o nim opowiadało - nie sprawiał wcale wrażenia złego do szpiku kości, jego aura również temu przeczyła. Co innego przesycona topazowym blaskiem aura wampirzego rycerza... Na razie więc Dżari nie interweniował - wolnym, lecz nie zdradzającym strachu krokiem zbliżył się do czarodzieja i strażnika. Milczał, był jednak gotowy w każdej chwili zareagować.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości