TrytoniaBandera Róży

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Zablokowany
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Bandera Róży

Post autor: Darogan »

Późno w nocy, a może już bardziej o porannych godzinach, do portu w Trytonii przybył dość sporych wymiarów okręt.
Nie był to jednak okręt nikogo z tutejszych handlarzy, czy też innych możnych panów owych ziemi. Na maszcie, szarpana porywistym wiatrem, znajdowała się bandera ze znakiem róży. Znak ten już od dawna, tak wyjątkowy w swym wyglądzie i zapomniany przez wielu, nie pojawiał się na tych ziemiach. A wcześniej, historia która trwała, została wymazana z kronik i z pamięci wielu. Co się takiego wydarzyło i kim byli ludzie z pod tego znaku ? Może nowe historie to wyjaśnią...

- Panie, przybyliśmy do...
- Wiem, nie musisz mi meldować rzeczy oczywistych. Jednak nowe zadania czas zacząć realizować. Pierwej, zwiadowców wysłać na ląd, niech odnajdą tu wszelkie mapy szlaków morskich jakie są dostępne. Niech także ktoś ogłosi po tutejszych karczmach, ze poszukujemy najemników, poszukiwaczy przygód, którzy chętni są na dobry zarobek. Jednak niech wiedzą, niech stosowne ostrzeżenie będzie im dane, ze dobry zarobek, to ciężka i niebezpieczna praca. W międzyczasie, przygotujcie też nowe zapasy, kupcie co potrzebne. Nie mówiąc już o naprawach.
- Czy to wszystko, lordzie ?
- Niezupełnie, także ruszę na ląd. Mam już dość tego okrętu i podróży morskiej. Stały ląd dobrze mi zrobi.
Jak rzekł Darogan, tak uczynił, gdyż on był owym lordem, który przybył na okręcie. Nim jednak to uczynił, przygotował się odpowiednio. Schodził na ląd, nie jako rycerz, lecz bardziej jako podróżnik z dalekich krain, o dość biednym wyglądzie. Ze swego stałego ekwipunku, z którym się nigdy nie rozstawał, został mu tylko czarny napierśnik zbroi płytowej i wilcze ostrze, przypięte do pasa. Jednak było to niewidoczne dla oczu mieszkańców portu, bowiem wszystko to było ukryte pod grubą lnianą szatą z kapturem, który także zakrywał twarz mężczyzny.

W międzyczasie, w paru przybytkach, rozwieszone przez majtka z okrętu, pojawiło się takie o to ogłoszenie.

Poszukujemy śmiałków, którzy ruszą z kompanią dalekomorską
Oferujemy : 100 sztuk srebrna na każde 30 dni współpracy
Zaopatrzenie : Każdy najemnik i poszukiwacz przygód winien sam się zaopatrzyć.
Termin ważność : Do czasu wypłynięcia okrętu, spod bandery róży
Przewidziane : Dodatkowe srebrniki, za sprawne działanie.


- Srebrniki ? A ileż to tu warte ? - zapytał jeden jegomość drugiego, zainteresowany ogłoszeniem
- Gdybym ja to wiedział przyjacielu, lepiej chodźmy pić dalej, z pewnością nie jest to wiele warte...
Awatar użytkownika
Damriel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Damriel »

Porywisty wiatr szumiał nad przejeżdzającym czarodziejem. Zatrzymał się na chwilę, by dać odpocząć Ramonie. Zwierzyna była wycieńczona po tylu godzinach jazdy. Klacz wyległa się na mokrej od wczorajszego deszczu trawie, by dać odpocząć swoim kopytom. Jeszcze trochę, pomyślał Damriel, który żywił nadzieje, że szybko dostanie się do portu. Po odpoczynku, Damriel dosiadł wierzchowca i wyruszył wzdłuż głównego traktu. Będąc na miejscu rozglądał się po okolicy, po porcie przechadzało się wiele istot z krain. Pewien jegomość zaczepił czarodzieja przy karczmie, lecz zanim ten zdążył odpowiedzieć, obcy zniknął tak szybko, jak się pojawił. Już miał zamiar wejść do przybytku, gdy pewna elficka kobieta zwróciła uwagę na nowoprzybyłego
- Domyślam się, że zawitał do nas, co ostatnimi czasy rzadkie, młody czarodziej. Niezwykle przystojny mhm... Powiedz, ileż to masz wiosen?
- Piekna elfko, trochę się naliczy mego wieku. Czterysta, dla wiadomości
- Toż musisz być jednym z potężniejszych swoich przedstawicieli. Jeśli mogłabym zadać pytanie, co porabiasz w Trytonii?
- Wypatruje nowych przygód, albowiem zmierzam do karczmy. Niestety muszę już odejść bo czas nagli.
- A więc żegnam, miłej podrózy.
Otworzywszy skrzypiące drzwi oberży, wstąpił do środka, pozostawiając zwierzę na zewnątrz. Leżący na ziemi zskrawek papieru informował o morskiej wyprawie. Wygodnie usiadł przy stoliku sącząc piwo, jakiego dawno nie czuł na podniebieniu. Co w takim razie zrobię z Ramoną? Dręczyło go jedynie to, gdyż była jego najlepszą przyjaciółką. Miał wiele czasu na przemyślenia, istoty nie przechadzały się obok jego stolika, a sam on nie zwracał na nich większej uwagi. Jego myśli wypełniały wątpliwości takie jak "czy to aby dobry pomysł". Mijały minuty, a on siedział myśląc i popijając...
Ostatnio edytowane przez Damriel 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Iyliam
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Iyliam »

Chłodny świt wypierał zmarzniętą zasłonę nocy. Orzeźwiający powiew morskiej bryzy maskował smród miasta. Zapachy świeżego chleba, przemieszane z urynaliami wylewającymi się z kanałów, woń porannego połowu ze wczorajszymi, podgnitymi warzywami z miejscowego targu, zwierzęca sierść i ludzki pot. Wrażliwy węch sanginerki przyniósł jej odpowiedzi na pytania, których wcale nie chciała zdawać. Historia miejskiego, zaspanego poranka malowała się przed jej oczyma, a wydarzenia toczyły się obok niej. Nigdy z nią – odzianą w skórzany płaszcz, odcinający ją od ludzkiego tłumu. Nie była jedną z nich, nie chciała być. To oni byli winni jej krzywd… Dobroci z ich ręki nie było jej dane poznać. Z niczyjej strony jej po prawdzie przez wieki nie zaznała. Poza jednym wyjątkiem, który dziś zagnał ją pod mury miasta.

Kobieta stanęła pod drzwiami karczmy. Nie chciała jeść, nie ufała temu co mogli jej tam zaserwować. W torbie skrytej pod płaszczem trzymała zapasy ze wczorajszego polowania – krwawe ochłapy, zasuszone skóry i zasolone mięsa. Przeczucie pchnęło ją do wnętrza budynku. Wiedziała, że można tam znaleźć informacje, choć jej język odwykł od posługiwania się inną niż zwierzęcą mową. Omiotła wzrokiem ławy i szynkwas, nie pasowała tam… Nie pasowała praktycznie nigdzie. Zbliżyła się do kontuaru i spróbowała wydobyć ze ściśniętego gardła głos, jednak zamiast choćby jednego ludzkiego słowa wyrwał się z jej krtani zwierzęcy warkot. Spojrzenie przyjaznego karczmarza zmieniło natychmiast wyraz i teraz już srogie, zatrzymało się na wysokiej sylwetce tuż przy barze. Instynktownie dłonie kobiety zacisnęły się na drzewcu włóczni. Ogromnym wysiłkiem woli zignorowała nieprzyjazne spojrzenie i zwróciła swoją uwagę na zapisaną czarnymi znakami kartę wiszącą nad barem. Nie były to runiczne symbole, więc nie mówiły jej nic… W efekcie tylko tam stała, więcej nic…
Awatar użytkownika
Damriel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Damriel »

nicy, bo jego myśli i tak skupione były na anonsie i smaku utęsknionego trunku. Gdy wychylił ostatni łyk bursztynowego, lekko mętnego płynu nareszcie podniósł się z zajmowanego miejsca. Chcąc wyjść chwycił z oparcia krzesła opadający na podłogę, poniszczony płaszcz, w którym znajdowały się ostatnie monety. Podnosząc się, kątem oka dostrzegł zarysy postaci przy kontuarze. Aby lepiej przyjrzeć się owej postaci, podszedł bliżej i stanął tuż przy filarze. Pierwszy ogląd obcej kobiety ujawnił jedynie tyle, że w całości przyodziana była w skórzany płaszcz zasłaniający każdą część jej ciała. Choć może nie było co oglądać, bo jej sylwetka w najmniejszym nawet stopniu nie przypominała zwiewnej elfki z pierwszego przystanku w tym mieście. Dużo więcej zaś mówiła mimika karczmarza, która wyrażała oczywiste niezadowolenie nową klientką. Zwyczajnie patrzył na nią "bykiem”, a ta zupełnie nie zwracając na niego uwagi wpatrzona była w wiszącą nad barem tablicę. Damirel odniósł wrażenie, że przybyszka nie rozumiała tekstu z ogłoszenia, które w dodatku było dokładnie takie samo, jak to, które odnalazł na podłodze. Zdziwiony jej nieporadnością, postarał się przyjrzeć jej bliżej. Jego wzrok zatrzymał się na enigmatycznym tatuażu, łudząco przypominającym runiczne pismo smoków. Oczu kobiety nie dostrzegł, ponieważ przykrywał je opadający na twarz kaptur.
Jeślibym pomógł tej kobiecie, być może dowiedziałbym się od niej czegoś więcej na temat jej rasy. Wydaje się być taka nieporadna. Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem wydaje się to, że nie zna tego języka. Czy i jak mogłaby posługiwać się w takim razie runicznym pismem? Tego nie wiem, ale mam nadzieje, że to odkryję...
Czując na sobie obce spojrzenie, tak uporczywie wpatrujące się w jej twarz, kobieta odciągnęła kaptur z oczu i zwróciła się do obcego z płaszczem w ręku. W jej oczach płonął gniew, który powinien wzbudzić strach w sercu każdej żywej istoty. Odsłoniła też całą twarz, na której wyraźnie jawił się tatuaż i pięć rzędów głębokich blizn.
Nuty ucichły i choć postać ukazała swe oblicze, nikt ze zgromadzonych się tym nie zainteresował. Wyjątkiem był Damriel, na którym spoczywał jej wzrok. Mężczyzna postanowił podejść do nieznajomej. Jednak zanim do tego doszło, bardziej przyjrzał się znakom na jej twarzy. Miał pewność, że jest ona związana z pismem runicznym bardziej niż sądził. Zza otwartych okien gaworzyła Ramona, ale czarodziej nie zwrócił na to uwagi, wciąż był na swoim miejscu. Podjął decyzję i wciąż intrygująco się jej przypatrując, podszedł bliżej by zamówić coś dla siebie i dla kobiety. Ta, nie odzywając się ani słowem, wodziła za nim wzrokiem, jakby polowała na dziką zwierzynę. Była skupiona i czujna. Dłonie oderwane na chwilę od broni wróciły na swe zwykłe miejsce. Ludzie byli rasą, do której odczuwała największą niechęć, nie miała jednak z nią tyle obycia by wiedzieć co się dzieje.
 Opierając ręce o lśniący blat i patrząc na stojącą obok kobietę o niepokojących oczach napił się tego co karczmarz zaserwował. Nie reagowała jak spotykane przez niego dotychczas kobiety, niezależnie od rasy, więc wciąż milcząc odwrócił wzrok za futrynę. Mógł przysiąc, że cień jej sylwetki poruszał się chaotycznie, nim jednak miał czas to rozważyć, z zamyślenia wyrwał go pomruk kobiety. Znów próbowała coś powiedzieć, a on ją zrozumiał. Posługiwała się ojczyście smoczą mową, a jej słowa brzmiały:
 - Potrzebuję informacji.
 Zdziwiony Damriel, nie wpadł na nic innego niż przetłumaczenie jej ogłoszenia z tablicy.
 - Nie takiej. Szukam kogoś. Mężczyzny.
 Krztusząc się ze zdumienia, mag odsunął napitek na drugą stronę. W karczmie wciąż panował zgiełk, a wielkie firany powiewały na w skutek wiatru. Pomyślał sobie: „Jakiego to ona mężczyzny szuka? Wtem odezwał się mroczny głos w świadomości Damriela. Ona nie chciała pozwolić by ukochany miał kogoś. Nagle wybuchnął doniosłym głosem w ludzkim języku:
 - Zostaw go!
 Do tego wszystkiego zaczął jeszcze jak opętany rzucać się po stołkach. Po dłuższej chwili jego amok został przerwany. Tym razem siedzący w karczmie popatrzyli na niego. Na co ten jak rażony piorunem usiadł do najbliższym stołku. Dokańczając swój napój, jakby nigdy nic, podjął przerwaną rozmowę w języku smoków:
- Dobrze trafiłaś.
 Wojowniczka odsunęła się od szaleńca, nie rozumiała jego krzyków, nie rozumiała całej sceny. Nie wiedziała dlaczego zaczął zwracać na siebie uwagę wszystkich obecnych, a co gorsza nie mogła pozwolić by zwracał ich uwagę na nią. Nim zdążyła się odwrócić i wyjść, mężczyźnie wrócił rozum i odezwał się do niej w słowach, które rozumiała. Słysząc to, zawróciła, ale znów skryła twarz pod kapturem z dobrze wyprawionej króliczej skóry. Żeby skryć się przed wścibskimi spojrzeniami miejscowych, gapiów przysiadła na stołku obok niego i zadała mu pytanie:
 - Dlaczego?
 Jej pytanie pozostało bez odpowiedzi, być może przez to, że na sali znów podniósł się gwar. Mężczyzna przetarł pot z czoła, przeprosił kobietę i odszedł do wychodka. Podłoże pomieszczenia wypełniała pleśń i brud, a całość wcale nie prezentowała się lepiej. Patrząc w zbitą ze spróchniałych desek ścianę, ujrzał ją - swoją ukochaną, która z niego drwiła, wciąż powtarzając, że zawsze z nim zostanie. Ten nie mogąc już znieść jej głosu, rąbnął w stare dechy, aż spod sufitu posypało się próchno. Ale ona odzywała się w jego ciele, tak jak zawsze.
Wróciwszy do kobiety, chciał odpowiedzieć jej na pytanie… Nie zastał jednak już nikogo na zajmowanym przez nią wcześniej miejscu. Zapłacił karczmarzowi za zamówione drinki, chwycił płaszcz i wyszedł z lokalu. Usiadł konia, i powędrował po wąskich drogach w nieznane.


Ciąg dalszy. Damriel
Awatar użytkownika
Iyliam
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Iyliam »

Iyliam nie rozumiała ludzi, zwłaszcza tego, którego chwilę temu spotkała. Nagłe opuszczenie sali głównej przez człowieka znającego mowę smoków, jedyną poza zwierzęcą, którą potrafiła się jeszcze posługiwać kobieta, nie pozostawiło jej wątpliwości, że i na nią był już czas. Tym bardziej, że nie znalazła żadnych odpowiedzi, dla których przybyła do tego miasta i poświęciła swój tak cenny, umykający coraz szybciej czas na rozmowę z przedstawicielem znienawidzonej rasy.

Po wyjściu z karczmy intuicja skierowała ją nad Wybrzeże Cienia w okolice samego portu. Szła przed siebie...
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

Ową istotę, nagle minął wielki czarny wilczur, prowadzący swego pana przed siebie. Ludzie będący w pobliżu czym prędzej schodzili z drogi zwierzęcia które mogło budzić przerazie, wśród zwykłego mieszczaństwa. Zważywszy na fakt, ze zwierze było jak na wilka, ogromnych rozmiarów, a w okół niego dziwna aura chłodu się roztaczała. Pan jego natomiast, lekko uzbrojony i odziany, jak na elfa przystało, którym był szedł z dumą patrząc jedynie przed siebie, nie zwracając uwagi na gawiedź. Jego długi płaszcz szargany porywistym morskim wiatrem, miał na sobie pewien symbol, symbol przedstawiający łeb smoka...

Był to sam Ornion, dowódca łowców z wielkiego okrętu zakonnego. On jak i jego siostra, z grupą elfów z pod smoczego sztandaru przybyli na okręt by pomóc w wyprawie do dalekich stron, ze swą własna misją. Która jedynie Daroganowi, ostała ujawniona. Legendy głosiły, ze za morzem Cienia na jednej z wysp, lezącej po za Alaranią, znajduje się smocza grota. A ze okręt miał przybyć na ową wyspę. To i elficki oddział mógł skorzystać na tej wyprawie.

W między czasie, na samym okręcie trwałą burzliwa narada, zakonnych dowódców, jednak bez udziału samego Darogana, który wciąż po wyruszeniu w miasto, nie powrócił na okręt. Mimo iż upłynęło już parę dni od tamtego wydarzenia, nikt nie przejmował się niepojawianiem się na okręcie lorda zakonnego. Przyzwyczajeni już byli, ze ten potrafił znikać nie tylko na parę dni, ale i na miesiące, nie wyjawiając nikomu powodu, ani celu swej wędrówki.

- Według tego co widzę, zgłosiło się zaledwie osiemnastu najmitów, co do ich wyszkolenia czy też uzbrojenia, cóż. Powiem tylko ze nasi rekrutacji i giermkowie, niższej klasy, są w stanie lepiej zdziałać niż ta banda z portu. Wśród nich, nie znalazł by się w zasadzie, żaden, który byłby lepiej wyszkolony lub też miał lepszy oręż. Jedynie to jeden włócznik, no i może jegomość co używa strutego ostrza, ma jakieś doświadczenie. - Rzekł do zebranych dowódca okrętu, na co zaraz odpowiedział mu jeden z wyższych rangą rycerzy zakonnych.
- Czekaliśmy i tak wystarczająco długo w porcie, a wiatry pomyślne teraz mamy. Więc albo możemy wciąż czekać i liczyć ze nam pogoda się pogorszy, albo ruszyć na wyprawę, i liczyć ze przynajmniej jeden z nich do końca jej przetrwa ?
- Na to wygląda, w prawdzie na samej wyspie po za rabusiami, którzy na niej przebywają nic bardziej niebezpiecznego możemy nie spotkać, jednak morze w okół owej stanowi większe zagrożenie, zwłaszcza iż nie znamy bezpiecznego szlaku morskiego by ominąć tereny większego zagrożenia - odrzekł dowódca okrętu.
- Większe zagrożenie, iście dyplomatyczny język przyjacielu. Jednak tu jesteś wśród swoich, a wiemy co czeka nas na tych wodach. Jednak cel został oznaczony, i musimy się go podjąć. Jednak do decyzji poczekajmy aż wróci, lord. - W końcu przemówił ważniejszy człowiek na statku, sir Agaron, dowódca zakonnej straży. Drugiej formacji która przebywała na okręcie. Formacji, której sztandarem był łeb wilka.
Bowiem zakonna straż, była bezpośrednio odpowiedzialna, za ochronę i utrzymanie przy życiu, swych lordów. Chociaż zakon nie był już tym czym dawniej. Niegdyś wszyscy wywodzili się z pod znaku róży. A dziś, był to zlepek odłamów, pod różnymi sztandarami. Niczym pomniejszych lordów, z swymi kohortami. Których trzymały trzy rzeczy, była to wierność do złożonej przysięgi. Był to cel który był wspólny dla każdego, oraz najwyższy lord, zakonu róży, który potrafił łączyć tych ludzi czy też inne istoty, sprawiać ze wszystkie te istnienia łaczyły swe siły, podążając za jego głosem. Czym więc się więc różnili ? Głównie metodami swych działań, chociaż czasem i tym, jakie rasy i jakie przekonania im towarzyszyły. W jednych grupach można więc było znaleźć, tych co ruszyli by pomóc, biednemu wieśniakowi, a w innych z kolej, nekromancji i ich sługi. Chociaż w tym drugim wypadku, największy z nich, istota nieumarła, zwana "Krukiem" należała do formacji "środka" której symbol był niezmienny, a była to własnie róża...
Awatar użytkownika
Iyliam
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Iyliam »

Wielkie zwierze zwróciło uwagę Iyliam, w pierwszym odruchu chciała za nim ruszyć, ale zatrzymał ją człowiek, który kroczył za nim jak za przewodnikiem. Wilk szedł pewnie rozpędzając zebraną gawędź, jakby doskonale wiedział, gdzie ma skierować swój krok. Sanginerka wyciągnęła z jednej ze skórzanych sakiew ukrytych w torbie kawałek świeżego mięsa. Taki zapach powinien przykuć uwagę bestii i spowodować, że będzie nieludzką kobietę kojarzyć z czymś dobrym. Z chęcią poczęstowałaby by zwierzaka wyciągniętym podarunkiem i nawiązała rozmowę. Nie chciała jednak przerywać przemarszu, zwłaszcza, że wilk nie zwrócił uwagi na kuszący zapach. Trzymając krwawy ochłap w dłoni schowanej w rękawie długiego płaszcza ruszyła więc w pewnej odległości za dwuosobowym orszakiem.

Zwiadowca z wilkiem doszli w końcu do jednej z uliczek portowych, gdzie spotykali dwóch innych zwiadowców i podjęli rozmowę ze sobą, którą kobieta dobrze słyszała, ale nie rozumiała. Skupiła się wiec na wilku, jej odczuwanie emocji osłabło przez ostatnie lata. Przebywanie w samotni nie dawało wiele okazji do obierania niewerbalnych sygnałów z otoczenia, a przez sześćdziesiąt lat, nie dało się nadrobić braków tak łatwo jak mogłoby się wydawać. Fartowne zrządzenie losu przyniosło jej jednak potrzebną wiedzę i elfy i zwierze dali jej odpowiedź na to czego mogłaby szukać. Istoty zdawały się być spokojne jak przystało na ich rasę. W głosach dało się wyczuć spokój, z wielką dozą cierpliwości. Wszak elfy mają wieczność na swe sprawy. Sangwinierzy również mieli setki lat dla osiągania swoich celów, jednak nie Iyliam. Wyrzekła się ona wieczności w zamian za przejęcie misji... Najistotniejszej dla losu jej rasy. Zanim jednak w myślach kobieta zdążyła roztrząsnąć jeden ze swych życiowych wyborów wilk począł się niecierpliwić, chciał już wrócić do domu i odpocząć. Był zmęczony wędrówką po mieście, zwłaszcza, że nie odkrył nic, co by interesowało jego panów. Uznawał wyprawę za bezowocną. Biła z niego irytacja niepowodzeniem. Wszystkie te odczucia towarzyszyły też Iyliam, która od rana marnowała swój cenny czas na puste rozmowy i nieudane poszukiwania. Dopiero kontakt z bestią dał jej poczucie sensu i oparcia w tym obcym świecie, do którego przywiodło ją nieznane przeczucie. Odezwała się do wilka w języku zwierząt wiedząc, że słuch zwierząt jest o wiele czulszy od percepcji innych stworzeń:

- Rozumiem. Sama szukałam czegoś czego w tym mieście odnaleźć nie jestem w stanie. Czego szukasz? Czego potrzebujesz? Może będę pomocna.

W odpowiedzi wilk zastroszył uszami i zapytał:

- Czego szukasz? Może to co jest Twym zainteresowaniem, mi w oczy wpadło.

W efekcie ich pytania praktycznie się na siebie nałożyły. Zamiast okazać zdziwienie tak doskonałym odbiciem zwierzęcej logiki bestia wyjaśniła cel swojej misji:

- Szukali map morskich, sięgających po za tereny Morza Cieni, ale żaden z tutejszych nie posiadał takowych.

- Ja posiadam jedną mapę. Czy wyznacza ona morskie szlaki, nie jestem w stanie stwierdzić z całą pewnością. Sama szukam smoka, w postaci elfa, pięćsetletniego, młodego i ciekawskiego, władającego mocną nadawania symbolom znaczenia i magicznej siły.

- Nie widziałem takiej istoty, jednak moi panowie mają kontakt z smokami i oni mogli by pomoc. Zważ jednak na to istoto, że nie każdy godzien tej wiedzy i tej pomocy.

- Zważ na to wilku, że sam ze mną mówisz i że ja mogę doprowadzić ciebie do celu podróży, a i ty możesz mi pomoc. Czego godzien ma być wybraniec twego pana, nie wiem. Wiem zaś co mogę zaoferować sama. Powiedz mi więc czego pragną panowie potężnych bestii takich jak ty? Ciebie o pragnienia pytać nie będę, bo ty pragniesz służyć. Sama jednak mam na uwadze jedynie odnalezienie końca swojej podróży.

- Rusz za nami, w stronę statku. Tam zgłoś się do człeka i zaproponuj mu pomoc. Wtedy może ich cele odkryjesz sama.

- Ruszać mogę choćby zaraz. Potrzebuję jednak przewodnika, tłumacza. Nie mówię w ich mowie. Jeśli ciebie wilku tam nie będzie, nie będę mogła mówić.

Wilk nie odpowiedział, nie zdarzył, gdyż elf, z którym był ruszył dalej w stronę statku, a ten miał za zadanie mu przewodzić. Samo oddanie elfiemu panu i wyznaczenie im obojgu drogi na reję wystarczyło kobiecie za deklarację pomocy. Ruszyła za nimi wpatrując się jak zahipnotyzowana w emblemat smoczego łba na płaszczu poprzednika w korowodzie.
Awatar użytkownika
Darogan
Szukający Snów
Posty: 197
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darogan »

Po krótkiej wędrówce, w końcu wilk jak i zwiadowca, dotarli do wielkiego okrętu stojącego w porcie. Okrętu Zakonu Róży. Nawet jeżeli zwiadowcą przyuważył idącą za nimi Iyliam, nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Na sam okręt prowadził wąski trap. Jednak był on strzeżony przez dwóch jak się zdaje najmitów, doglądanych przez jednego z rycerzy zakonu. Okręt był dobrze strzeżony, wszelka próba wślizgnięcia się na statek mogła się złe skończyć dla próbującego. Co raz jakiś mieszczan przystawał w pobliżu, by chwile podziwiać ogromną konstrukcje. Inni z kolej podchodzili do najmitów, próbując od nich dowiedzieć się czegoś, o samym zakonie, czy też celu przybycia do portu. Na co strażnicy odpowiadali milczeniem. Jedynie odpowiedz mogła paść od rycerza zakonnego, do którego byli kierowani chętni do zapisu i służby na statku.

Po jakimś czasie, ze statku zszedł dość mizernie wyglądający starzec, idąc z ciężkością, podpierając się długą orzechową laską. Prowadził go ten sam wilk, którego wcześniej spotkała Iyliam. Po zejściu na ląd starzec, przysiadł na jednej z beczek, jak by czegoś wyczekując. Być może wyczekiwał właśnie kobiety...

Ciąg dalszy
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości