TrytoniaMordercza farsa

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

Deszcz ponownie dzisiejszego dnia przypomniał sobie o Trytoni przynoszą ze sobą burzę, a skoro burzę – to grzmoty, błyski, dziki wiatr i cały ten pogodowy zamęt tak dobrze znany mieszkańcom nadmorskich mieścin. Z dzwonnicy świątyni Pana położonej nieopodal rezydencji zmarłego Erga
rozcierał się dobry wizerunek na miejsce akcji, ilość straży na zewnątrz (ze względu na pogodę zapewne bardzo niewesołej straży) i ich zadęcia. Dotychczas Mantus czynił obserwacje przy użyciu lunety. Nie czuł się najlepiej. Przyjęte po zamachu na własną osobę specyfiki lecznicze dały głosu. Kuglarz pocił się jak mysz, stawy mu drętwiały, a gdyby obejrzał swe plecy dojrzałby krwawe wybroczyny. Wiedział, że nie są to reakcje zwiastujące śmierć. Naturalna wręcz i pozytywne objawy pokazujące jak ciało wraca do swego ładu. Otarł pot z czoła zamyślony. Znaki na niebie, sploty wydarzeń ale i prozaiczna obserwacja donosiły, że pojawiły się spore komplikacje.
Spoglądał na kotłujące się niebo przybierające barwy ciemnego granatu przeistaczającego się w niemal krwawą barwę podczas krótkich błysków. Lubił burze. Burza to życie, to jego gwałtowność i dzikość. To także zniszczenie jakże podobne do tego które sam nie raz czynił? Z całą stanowczością siła która niszczy aby z popiołów wyłonił się żar i aby ze śmierci nastało życie była spokrewniona z pradawnym dziedzictwem Apsh. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Mantusa gdy siedzący do tej pory nieruchomo gawron wzbił się w powietrze.
Już czas było ruszać.
***

Ailis nie mogła wiedzieć, iż owszem – wykonała zadanie – lecz nie na tego z braci. Nie mogła wiedzieć, że niedźwiedziej postury Maurycy kończył ostatnie wpisy w księgach na piętrze. Był to poniekąd owoc kłamstwa Mantusa który stwierdził, że Maurycy krzepą nie grzeszy. Rzeczywistość prezentowała się zgoła inaczej. Zabójczyni nie mogła też wiedzieć, że to jego młodszy brat, Fiodor stygnie w piwnicy. Cóż za fatalna pomyłka, chciałoby się rzecz. Niemal tak sami fatalna jak los dwójki strażników schodzących do piwnicy.

Kładła dłoń na klamce, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Sekundę później usłyszała męski głos.
- Wszystko w porządku?
Ailis spojrzała na zwłoki leżące na kamiennej posadzce, które zdawały się mówić „no nie do końca w porządku”. Jej umysł pracował na podwyższonych obrotach, próbując znaleźć najlepsze wyjście z tej nieciekawie rysującej się sytuacji. Wzrok błyskawicznie przesunął się w stronę kolekcji broni, która wisiała na ścianie. Nie miała czasu na obmyślanie żadnego planu, każde wyjście z sytuacji niosło ze sobą masę konsekwencji i nieopisane ryzyko. W ułamku sekundy podjęła więc decyzję.
Kiedy strażnik ponownie zapukał do drzwi, z nieskrywanym zdziwieniem zaobserwował, jak te się uchylają na kilka centymetrów. Dał więc znak swojemu kompanowi i z jedną dłonią trzymaną na rękojeści miecza, przekroczył próg pomieszczenia. Kiedy drugi z mężczyzn znalazł się w pomieszczeniu, zabójczyni wysunęła się zza drzwi. Topór wojenny wbił się do połowy w gardło nieszczęśnika. Sięgnęła po miecz który upadł na posadzkę, akurat w chwili kiedy rozwścieczony strażnik brał zamach. Uczona doświadczeniem, nie próbowała nawet odseparować uderzenia, tylko zrobiła unik. Po krótkiej, ale zażartej, wymianie ciosów, zabójczyni w końcu powaliła swojego przeciwnika. Kiedy ten padł bez życia na ziemię, ona oparła się ciężko o ścianę, przyciskając dłoń do pulsujące bólem rany. Jeden ze strażników miał przytroczony do pasa długi nóż, który zabójczyni wzięła, zapominając o większym orężu, które było dla niej dość ciężkie, nieporęcznie i zwracało zdecydowanie za dużo uwagi. Wymknęła się z piwnicy, mając naiwną nadzieję, że nikt jej nie będzie zaczepiał.

Zaiste, nadzieja była to uzasadniona – oczom zabójczyni ukazało się skąpane w deszczu podwórze otoczone stosunkowo niskim murem który w zasadzie nie stanowił większej przeszkody. Nie widziała już straży patrolującej okolice od której zaiste roiło się. Oczywiście, dalej ktoś musiał ruszał na patrol. Lecz zdecydowana większość strażników grzała się w drewnianej altanie nieopodal zejścia do piwnicy – co pozwalało stwierdzić, że nadzieja na przejście dyskretne pozostała próżna. Momentalnie trochę pijany wzrok powędrował na zabójczynię, a dwóch zbrojnych odstawiło czary aby ruszyć w jej stronę. Wszak fakt był to doskonalone znany – z piwnicy kobiety nie wychodziły.
Deszcz wsiąkał we włosy dziewczyny, niszcząc misternie ułożoną fryzurę i powoli rozmazując makijaż. Musiała dokonać błyskawicznej oceny sytuacji, która po raz kolejny nie rysowała się zbyt korzystnie. W jej stronę zmierzało kilku zbrojnych, do pokonania miała dość rozległy teren na którym roiło się od innych uzbrojonych mężczyzn, a ona nie miała ze sobą swojego standardowego wyposażenia. Po raz kolejny klęła w duchu na Mantusa, który najwyraźniej zostawił ją samą z tym całym bałaganem. Siląc się na spokój spróbowała spokojnie odejść w stronę bramy. Była przygotowana by rozpocząć ucieczkę w każdej chwili.
Natomiast jedna ucieczka już się zaczęła – ucieczka gruntu spod nóg pary strażników. Przewrócili się jak ludzie pijani, lecz jakby było to i dlań zaskoczeniem. Wtedy dopiero zabójczyni mogła dostrzec, że i straż w altanie może i siedzieli, ledwo coś bełkocząc lub błądzą nieprzytomnym wzrokiem po okolicy gdy ich znajomi czołgali się po ziemi jak pijak któremu nie przychodzi na myśl się poddać. Lecz już po chwili leżaki z błogimi minami. Zmoknięty Manus zsunął się z niskiego drzewa przy murze i gestem zawołał kobietę do siebie.

- To czego się napili powinno jeszcze trochę działać. Ale nie masz dużo czasu, część w trasie nie chała niestety. Tylko wiesz – moneta zakręciła się na palcu Mantusa – nie wiem z kim siedziałaś w piwnicy, ale cel jeszcze kończył rachunki...
Ailis zmierzyła kuglarza morderczym spojrzeniem.
- Cokolwiek poszło nie tak jak powinno, to twoja wina. To ty opracowałeś ten genialny plan i powinieneś był się upewnić, że w piwnicy znajdzie się odpowiedni mężczyzna. Ten który tam zszedł odpowiadał twojemu wcześniejszemu opisowi, więc logicznym dla mnie było, że to Maurycy.
- Prawda, fałsz. Tracimy tutaj czas kłamiąc. Biegnij zawołać ratunku...
- Już pędzę jaśnie panie robić cokolwiek sobie życzysz – syknęła. – Nie lepiej się zmyć niż robić niepotrzebny szum i zamieszanie?
Pokiwał przecząco głową rozbawiony. Może coś powiedział, donośny grzmot zagłuszył kuglarza.
Ailis skrzyżowała ręce na piersiach w geście protestu. Nie miała najmniejszego zamiaru wykonywać poleceń tego zarozumiałego dupka. Tym bardziej, że działania te były zupełnie sprzeczne z jakimikolwiek zasadami logiki. Szkoda, iż zabójczyni nie wiedziała iż w odróżnieniu od większości istot, dziedziców prostej logiki Mantus mógł nie tylko jednocześnie zaprzeczać prawie i fałszowi lecz i łamać logikę jej nie łamiąc. Prawda, fałsz, rzut monetą...
- Chcesz jakiś środek na łzy? Wiesz, ci tutaj. Oni zaraz się obudzą – kłamał, specyfik nie miał stałego czasu działania lecz powinien wytrzymać – i zgadnij kogo będą ścigać.
Groźby zwykle bardzo źle działały na Ailis. Sprawiały, że robiła się wściekła jak osa. Jednak groźba powtórzona po wielokroć traci na mocy, tak więc zabójczyni nawet nie mrugnęła, gdy kuglarz po raz kolejny straszył ją pościgiem. Dziewczyna jedynie przekrzywiła głowę i przyglądała się chwilę Mantusowi z wyraźną uwagą.
- Widmo pościgu mi nie straszne. Tak mocno ci zależy na przekonaniu mnie, że powinnam zostać, iż mam wrażenie, że straciłbyś więcej niż ja gdyby coś się nie udało.
- Pośpiesz się – stwierdził odchodząc czy może kryjąc się w deszczowe ciemności w sposób absolutnie mistrzowski. Zapewne też jakoś nieludzki gdy zabójczyni nie dostrzegła maga w mgnieniu oka. Trawa pod jego stopami była sucha i martwa. Zabójczyni zmrużyła gniewnie oczy, ale po chwili wzruszyła z lekceważeniem ramionami i oddaliła się, również znikając w ciemnościach.
Ciemne chmury tłoczące się na nieboskłonie skrywały miejskie uliczki przed bladym światłem księżyca, pogrążając je w ciemności. Strugi rzęsistego deszczu nie były w stanie ostudzić wzburzenia targającego kobietą o niepozornej posturze. Była całkowicie przemoczona. Włosy miała w nieładzie, kosmyki lepiły się do twarzy. Nieskromna sukienka w którą była ubrana nie chroniła przed podmuchami zimnego wiatru. Dziewczyna jednak zdawała się tego nie zauważać. Brnęła w tylko sobie znanym kierunku, wśród szalejącej ulewy, skupiona na irytacji która ją ogarnęła. Co też ten Mantus sobie myślał? Że pobiegnie posłusznie wypełniać jego polecenia? Nie lubiła kiedy się ją traktowało jak służkę. Nie zamierzała pracować z kimś kto nie umie uszanować jej autonomii i jest takim aroganckim gnojkiem. Denerwowały ją polecenia mniemające żadnego logicznego wytłumaczenia. W swojej pracy nie kierowała się zachciankami, a za taką uznała życzenie kuglarza by pobiegła wołać pomoc. Co on też sobie wyobrażał? Ciągle zła na swojego byłego współpracownika, załomotała do niepozornych drzwi. Dom nie wyróżniał się absolutnie niczym na tle bliźniaczych budynków stojących nieopodal. Niewiele osób też wiedziało, że kobieta, która otworzyła drzwi przybytku była zielarką. Nie była jakąś specjalnie uzdolnioną uzdrowicielką, ale zabójczyni w tej chwili nie potrzebowała tak fachowej opieki.
***

Zabójczyni siedziała na wąskim, twardym łóżku w milczeniu pozwalając zielarce zająć się paskudnym rozcięciem na boku. Rana, chociaż dość obficie krwawiła, nie była zbyt głęboka. Kobieta właśnie skończyła zakładać opatrunek i wyszła po napar mający przyspieszyć proces gojenia się rany. Ailis wyjrzała przez zabrudzone okno na ciemną, pustą uliczkę skrytą za zasłoną deszczu. Zielarka wróciła po dłuższej chwili, podając jej kubek z naparem. Zabójczyni obrzuciła ją czujnym spojrzeniem i upiła kilka łyków napoju. Nagle wszystko zaczęło się jej rozmywać przed oczami. Kubek wysunął się z bezwładnej dłoni, roztrzaskując na podłodze.
***

Nie wszystkie przedsięwzięcia Mantusa rozgrywały się całkowicie z jego zamysłem. Prawdę mówiąc nie rozgrywały się tak nigdy – i nawet gdy z biegiem lat kuglarz prawie nic nie planował zupełnie – los dalej sprawiał mu niespodzianki. Takie jak odejście Ailis. Nie pozostało mu nic więcej jak wziąć sprawę w swe ręce. Pierwsza grupa trzech zbrojnych wpadła pod wejście piwnicy i niemal nieoniemiała widząc swych śpiących jak dzieci kumów. Po niej i sam Maurycy pojawił się z dodatkową obstawą.
Mag cienia zamknął oczy. Gdzieś poza nim warczał cień. Teraz nie kusił z zstąpieniem w mocy i chwale, nie mówił o sprawiedliwym gniewie – chociaż Mantus zawsze mówiąc o sprawiedliwości nie mógł przestać się uśmiechać – cień tylko wył po wilczemu na skraju jaźni Mantusa. Bo on, gniew – zostało odrzucone.
Pierwsze uderzenie serca kuglarza. Umysł nad nicością. Ciemność spogląda na niego, on w nią. Zabuża się, on, nie on. Boli, boli ciało jak pewnej zimowej nocy w rynsztoku Arturon. Palce zimno, nie otwiera oczu. Słyszy odgłos dobywanych kusz. Tak jak tamtego wieczoru gdy ścigał wesołego rzeźnika z Leonii. Ta sama noc. Bolało gdy uczynił krok do tyłu i spadł jakby w przepaść skakał.
Drugie uderzenie serca. Błysk i grzmot na nieba, a potem tylko ciemność. Gęsta ciemność, strażnicy coś krzyczeli. Lecz i własny głos, każdego z osobna zdawał się odległy. Mantus nie otwierał oczu. Czuć, nie widzieć. Na krawędzi własnej samozagłady, tańczył w entropicznych prądach z których każda kruszyna mogła zakończyć jego żywot. Jak płatek okrutnego śniegu co przez skórę wsiąka do ciała i wraz z cieczą życia płynie do serca – aby to życie odebrać.
W ciemności zatańczyła sylweta, Maurycy krzyknął.
Trzecie uderzenie serca. Krew z podciętego gardła syna Erga popłynęła do wilgotnej ziemi. Gdzieś świsnął bełt. Kolejny taniec pomiędzy światem, a cieniem – serca Mantusa nie biło. Całym wysiłkiem swej oświeconej (czy też ociemniałej jak ślepa wyrocznia) woli szarpnął struny krainy.
Mantus wypadł z cienia przecznicę dalej kolanami w błoto. Tamtejsze odbicie świata w krainie było stanowczo zbyt pełne żalu za straconym życiem i bólu sączącego się z piwnicy jak ropa z wiecznie rozdrapywanej rany na metafizyce tego świata. Wędrówka w niej nie należała do przyjemności.
Strzepnął z ręki resztki suchego pyłu krainy i zgiął się w pól wymiotując krwią.
***

Ailis obudziła się w obcym jej pokoju z wielkim bólem głowy. W pierwszych promieniach wschodzącego słońca mogła dostrzec, że łóżko wstawiono tutaj niedawno. Czuła kamienie w żołądku, a obrazy wydarzeń kilku ostatnich godzin zlewały się w kolorową, jakby narkotyczną masę emocji i dziwów. Za drwami poznała głos Mantusa rozmawiającego w dość doniosłym tonie z innym mężczyzną.
- Rebe, obiecałeś.
- Nu, co obiecałem! Mam trzymać morderczynie pod swym dachem? Nu, człek w potrzebie, Rebie w pomocy. Potem nu, nu...
- Może i masz racje. Za wczoraj powinienem ją po prostu zabić.
- Nu, nu! Nie pod moim dachem, to nie czyste! Panuj nad sobą.
- Jest za jej głowę nagrodą.
- Idę po szmaty...
- Ej, nie!
- Żartowałem. Dziwię się, że te wczorajsze specyfiki cie nie wykończyły. Nu, dziwne...
- Widać za dużo śmierci już się wydarzyło. I nie powinno być więcej czy to mojej czy jej.
- Ale jedną jeszcze...
- Tak, wiem. Ale teraz chyba mam większy problem, jeśli masz racje.
Zabójczyni z trudem usiadła na łóżku, starając się przezwyciężyć mdłości. Rękoma obejmowała głowę, jakby w obawie, że jeśli tego nie zrobi, ta rozpadnie się na kawałki. Powoli podeszła do drzwi zza których dało się słyszeć rozmowę. Otworzywszy je, stanęła w progu i w milczeniu przyglądała się Mantusowi rozmawiającemu z jakimś krasnoludem.
- Możesz ustać na nogach? - Zapytał wyraźnie zaskoczmy Rebe – nu, dziwne.
Ailis nie raczyła skomentować. Obrzuciła krasnoluda nieprzychylnym spojrzeniem i rozejrzała się w poszukiwaniu wyjścia. Jej wzrok spoczął na schodach.
- Nu, nie radzę. Siadaj młódko i słuchaj starego krasnoluda.
Rebe zaprosił ją gestem do stolika w holu przy którym siedział z ciągle milczącym Mantusem. Dziewczyna w odpowiedzi uniosła kpiąco jedną brew, wciąż uparcie milcząc. Nie miała zamiaru dosiadać się do stolika.
- Do czorta z tymi babami, nu Mantus? Moja to była jeszcze gorsza. Gdy kto jej złe spojrzenie posłał, ta już z pazurami. A wiesz jak to często bywało, nu?
- Ta skacze z nożem – niemrawo uśmiechnął się Mantus popijając słabe wino.
- Nu... Nie po to cie ratowałem abyś wyszła bez zapłaty. No i szanuj pracę czyjąś, wyjdziesz i umrzesz, nu? Nu nie wiedziała, klątwa, zły urok, czar.
Ailis prychnęła pogardliwie słysząc słowa Rebe odnośnie części związanej z ratunkiem i skierowała się w stronę schodów.
- Rebe ma racje. Tutaj jesteś względnie bezpieczna. Tylko proszę, zero krwi na podłogę. Jakiejkolwiek – dłonią wskazał delikatnie zarysowane kredą runy na pierwszym schodku.
- Bezpieczna przed czym niby? – spytała, marszcząc brwi na widok dziwacznych szlaczków zdobiących stopień.
- Dybuk elementarny, demon uderzający w południe jak to mój ojciec mawiał – rzekł poważnie krasnolud.
- No, z dybukami to nie przesadzajmy. Ale równie upierdliwe – skomentował kuglarz.
- O czym wy w ogóle mówicie? - spytała skołowana patrząc na Rebe i Mantusa jak na szaleńców.
- Nie rozmawiam ze stojącą kobietą gdy sam siedzę – stwierdził uparcie krasnolud pozostając w tym przypadku wierny swemu ludowi w charakterze. Ailis zmroziła go spojrzeniem, ale powlekła się w stronę stołu, siadając jak najdalej od Mantusa. Nie byłaby sobą gdyby nie rzuciła zjadliwej uwagi w stronę zrzędliwego krasnoluda.
- Teraz i tak musisz wstać żebym nie musiała patrzeć na ciebie z góry.
- Skąd takie dziewuchy się biorą – krasnolud szepnął pod nosem zdegustowany lecz dość szybko poprawił się mu humor. Wyjął z kieszeni papier z zapisanymi preparatami i cenami.
- Najpierw finanse. Wyjątkowo nie liczę za robociznę i stukniecie w łeb tamtego jegomościa.
- Tylko podwójnie z laudanum – stwierdził gorzko Mantus – dopisz na mój rachunek. Jakoś się chyba rozliczę.
Ailis uniosła wysoko brwi, ale nie skomentowała. Spokojna, opanowana i czekająca cierpliwie aż mężczyźni skończą rozmowę, nie przypominała samej siebie. Nie znaczyło to bynajmniej, że czuje się swobodnie w towarzystwie w jakim przyszło jej przebywać. Wręcz przeciwnie. Za grosz nie ufała Mantusowi, a skoro krasnolud był jego znajomym, to również był na czarnej liście. Siedziała zatem, bębniąc palcami w stół i przysłuchując się wymianie zdań. Krasnolud kiwnął głową ze zrozumieniem i spojrzał na zabójczynię z zastanowieniem.
- Ile wiesz o magicznych konstruktach?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Jestem zielona w tej materii.
Krasnolud westchnął ciężko. Chyba nie uśmiechało się mu tłumaczyć o co konkretnie chodzi. Lecz w porę wyręczył go Mantus.
- Coś takie, dużego, piekielnie twardego i zawziętego poluje na nas. Ot klątwa dość utalentowanego maga – po czym uśmiechnął się szeroko zupełnie nie adekwatnie do sytuacji. Jakby go to... bawiło?
- To w czym problem? Wykończmy to draństwo zamiast siedzieć tutaj o pustych żołądkach – mruknęła niezadowolona.
- Ostatni dybuk jakiego widziałem – krasnolud zaniósł się kaszlem – nu, miał pazury na łokieć tnące skałę jak siano. Nu, rozumisz?
Mantus milczał. Wiedział, że chodzi o twór kuzyna Rebe mający nie ścigać, a chronić tamtejszą gminę krasnoludów. Niestety, zwariował.
- Rozumiem, że lepiej się nie zbliżać. Zupełnie jak do tego typka tutaj – wskazała kciukiem na Mantusa. - Ale co z bronią miotającą? Na pewno jest sposób żeby to wykończyć.
- Jeśli masz na porędzi maga bojowego – kuglarz wzruszył ramionami.
- Więc co? Zamierzasz tu siedzieć na dupsku i czekać aż ten stwór straci zainteresowanie?
- W sumie Rebe ma dość dobre wina w piwnicy, mogłoby być przyjemnie. Bo ostatnio nie było – wspomniał poprzednią akcje.
- Wspaniale – warknęła – po prostu cudownie. Jak zwykle jesteś kompletnie nieprzydatny.
- Taki mój urok – uśmiechnął się. Krasnolud siedział z założonymi rękami zamyślony.
Ailis prychnęła.
- Nie schlebiaj sobie. Jesteś ostatnią osobą którą bym posądziła o posiadanie uroku osobistego. Nawet Rebe ma go więcej od ciebie.
- Wybacz panno, religia zabrania wdowcowi brać kolejnej żony – stwierdził szczerze Rebe – i do tego z innego ludu, nu...
- Co za pech – zakpiła.
Mantus i Rebe zasępili się na kilka dobrych chwil przed drewnianymi kubkami z winem. Krasnolud popadł w jakieś dziwne odrętwienie podczas gdy kuglarz obracał między palcami monetę.
Ailis popatrzyła na napoje i westchnęła:
- Cokolwiek knujecie, nic nie zrobię dopóki się nie najem – mruknęła niezadowolona, wiercąc się niecierpliwie na krześle.
- Mamy dzisiaj post. Prorok Ur wyprowadził wtedy klan spod cienia góry...
- Tak Rebe. Ty już go złamałeś dając po łbie tamtemu aptekarzowi.
Krasnolud machnął niepocieszony dłonią i wstał zejść na dół kuchni. Zmęczone oczy Mantusa wciąż tkwiły w wirującej monecie. Kobieta mogłaby przysiąść, że mimo tego czuje na sobie czyjś wzrok. Martwy i gniewny. Po chwili gospodarz wrócił z trochę przypaloną macą kładąc na stole. Westchnął ciężko.
- Morderczyni jesteś i do tego ścigana – Rebe rzekł do kobiety poważnie – nu, zła wróżka pod domem. Ty też Mantus. Nu, mordercy. I musieliście zrobić coś strasznego.
Kuglarz nie przejął się za bardzo marudzeniem starego krasnoluda. Znał go za długo, wiedział o jego humorach i gadaniu. Lecz krasnolud miał mętne pojęcie o misji Mantusa. To znaczyło naprawdę dużo. Rebe po chwili milczenia znowu przemówił przegryzając macę.
- Ten rodzaj klątwy można rzucić tylko jako zemstę. Słuszną karę, nu? Nu. Wina musi być silna i wiązać się z wielkim żalem, nu. Khu! Mag musiał być zdeterminowany. Czy potężny? Nu, nu nie wiem. To się zobaczy.
Ailis przyglądała się podejrzanie wyglądającej potrawie. W końcu jednak głód zwyciężył i zabrała się do jedzenia.
- Macie jakikolwiek pomysł na to kim ten mag może być? – spytała między jednym kęsem a drugim.
- Zginął ojciec i jego dwaj synowie – cicho, z niezrozumiałego powodu szeptem wyartykułował Mantus – matka czy jakiś przyjaciel rodziny?
- Czemu szepczesz? – spytała zabójczyni, zmarszczywszy brwi.
- Gdybym to ja wiedział – odparł już całkiem normalnym głosem szczerząc się radośnie i zupełnie niepoważnie. Ten człowiek był w jakimś ułamku szalony.
Ailis w odpowiedzi pokręciła jedynie głową i wróciła do jedzenia.
- Myślę, że warto zacząć od żony. Nawet jeśli nie ona jest wiedźmą, to istnieje spora szansa, że będzie wiedziała kto za tym wszystkim stoi. Powinna bowiem znać osoby które były blisko związane z jej rodziną.
- Nu, nu.. - krasnolud pokręcił głową – nu. Jedyne. Czaru nie rozpleciecie, a przebaczenie to jedyna droga do zdjęcia klątwy.
Mantus uśmiechnął się. Chyba nie o proszeniu o przebaczenie myślał. Nie aby wynikało to z dumy. Po prostu nie wierzył w skuteczność takiej akcji. Zabójczyni również nie spodobał się ten pomysł.
- Możemy pomówić o jakiś realnych sposobach na rozwiązanie problemu?
Krasnolud zmierzył ją ostrym spojrzeniem jakby nie chciał się mieszać do innych rozwiązań. Ailis wyszczerzyła ząbki w ślicznym uśmiechu. Ktoś kto nie wiedziałby jaką profesją para się dziewczyna, mógłby ją w tej chwili uznać za wcielenie niewinności. Kuglarz westchnął. Sprawy się komplikowały. Był pewny, że przy ostatnim zabójstwie nikt nie mógł wiedzieć, że to on. Nawet wytrawny mag miałby problemy z identyfikacją tej mocy. Lecz mimo tego ktoś wiedział.
Obrobił monetę palcami przypominając sobie całość splotu losu. Erg i troje jego krewnych. Synowie i żona – tak myślał. Potem postanowił jeszcze oszukać żonę staruszka i przyjąć zlecenie na jej męża i synów. Lecz gdy w momencie klątwy wszystko wydawało się nazbyt skompilowane.
Milczał gry moneta spadła mu na ziemię.
Awatar użytkownika
Ailis
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Ailis »

        Moneta potoczyła się łagodnym łukiem po podłodze, kończąc swoją wędrówkę tuż przy trzewiku Ailis. Podniosła ją i obróciła w dłoni, po czym położyła na stole.
        - To jaki właściwie mamy plan?
        - A co wypadło? – W odpowiedzi kuglarz otrzymał karcące spojrzenie.
        - Reszka. Co to ma do rzeczy?
        - Nic w sumie - powiedział zbierając monetę. - Najlepiej pójść do mojej kryjówki, jest tam parę rzeczy co mogą się przydać. W międzyczasie... dobrze aby było cię mniej widać. - Wymownie zwrócił się do Rebe. Krasnolud, mrucząc coś pod nosem o wciąż nieuregulowanych płatnościach, oddalił się, by po chwili wrócić z jakimiś flakonikami. Wręczył je Ailis, mówiąc, że ma wetrzeć niewielką ilość w skórę. Ten dziwny zabieg miał jej ponoć zapewnić w jakiś sposób ochronę przed dybukiem. Zabójczyni sceptycznie do tego nastawiona, sądziła, że Rebe po prostu chce jej wcisnąć jakieś tanie olejki. Dopiero krótkie wyjaśnienie ze strony Mantusa, spowodowało, że mimo oporów zdecydowała się użyć dziwacznych specyfików. Kiedy nacierała przeguby ładnie pachnącymi olejami, Mantus i Rebe oddalili się by porozmawiać.
        Usłyszała mimochodem jak Mantus dość pogodnym tonem stwierdza, że Rebe może z niej zedrzeć dwakroć ceny, a wtedy będzie i wtedy sama zapłaci za swe leczenie. Po kilku chwilach krasnolud wrócił domagając się zapłaty. Mantus najwidoczniej miał w tym domu jeszcze inne cele.
        Ailis nie odpowiedziała, sięgnęła w poły skąpej sukienki i nie wiadomo skąd wydobyła niewielką sakiewkę, którą niedbale rzuciła w stronę Rebe.
        - To za fatygę – stwierdziła. – A to dla ciebie! – stwierdziła, błyskawicznym ruchem dobywając noża i rzucając nim w Mantusa. Kuglarz po raz kolejny wykazał się nie tylko nadnaturalną czujnością ale i niemal nadludzkim refleksem, pozostając tyłem, uchylił się na bok pozwalając wbić się nożowi w ścianę. Milczał chwilę.
        - Zero krwi, pamiętasz? - Powiedział i ruszył dalej po wino.
        Ailis, zła, że kuglarz jakimś cudem uniknął noża, skierowała się w stronę schodów.
        - Szkoda mojego czasu – mruknęła najeżona, pokonując kolejne stopnie.
        Mag cienia nie za bardzo się tym przejął. Również idąc w dół, raczył zauważyć:
        - W takim stroju będziesz raczej zwracać uwagę. – Po tych słowach poczuł, pacnięcie w tył głowy.
        - Myślisz, że to zabawne? Że chcę tutaj z tobą gnić?!
        - Chcę się napić czegoś mocniejszego i idziemy do mnie. Będzie tam też ubranie - celowo uczynił minę jaką zwykle marynarze zapraszali do siebie portowe dziewki.
        Ailis prychnęła jak rozjuszona kotka.
        - Zapomnij. Nigdzie z tobą nie idę.
        - Pomyślmy, masz na głowie list gończy, maga, uparty konstrukt, a Rebe podejrzewam nie ma zamiaru cię tu na wieczność trzymać - stwierdził przy drzwiach do piwnicy - napijesz się też przed drogą?
        - Wszystko lepsze od twojego towarzystwa – wypaliła. – Mam się z tobą napić?! To chyba kpina. Pewnie mi czegoś do napoju dosypiesz – syknęła. Zaufanie do Mantusa spadło poniżej poziomu krytycznego i zabójczyni tego nie kryła.
        Wzruszył ramionami i wrócił z dwoma butelkami, jedną otwartą. Pozwolił sobie otworzyć i drugie wino, pociągnął solidnie. Chyba mu smakowało.
        - Rebe! Czyli na czysto, my już będziemy wychodzić! - Krzyknął w kierunku piętra trzymając dwie butelki. – W tym momencie Ailis chwyciła jedną z butelek trzymanych przez Mantusa, próbując mu ją wyszarpnąć z dłoni, celem roztrzaskania jej na głowie kuglarza. Ostatecznie mężczyzna puścił butelkę i po prostu przygotował się do uniku z niejakim znużeniem. Butelka, ku irytacji Ailis, chybiła celu, trafiając we framugę drzwi przy których stali i rozbijając się o nią. Dziewczyna jednak nie straciła bojowego zapału i dysponując potłuczoną butelką, ponowiła atak. Mantus w samoobronie, pochwycił przegub dziewczyny, starając się utrzymać dłoń dzierżącą potłuczoną butelkę z dala od swojej szyi. Rozpoczęła się szamotanina, która mogła się skończyć rozlewem krwi, gdyby nie donośne łomotanie we frontowe drzwi.
        - Otwierać! Mamy nakaz przeszukania domostw w tej części miasta! – Ailis i Mantus zamarli. Z piętra dobiegło marudzenie Rebe.
        - Nu, chałupę im się zachciało przeszukać, nu, nu.
        - Chodź – Ailis ze zdziwieniem spojrzała na Mantusa, który nie wiedzieć w którym momencie wyjął jej z ręki butelkę.

        Podczas gdy Rebe wyzywał oficera straży za próbę przeszukania jego domostwa, Ailis i Mantus wymknęli się z budynku. Przemykając w cieniu wąskich uliczek, oddalili się nieco od patrolu przeszukującego domy. Wówczas Mantusa zatrzymały słowa skrytobójczyni:
        - Oddaj mi swój płaszcz. W tych zacienionych uliczkach mogę zostać niezauważona, ale gdy tylko wyjdziemy na otwartą przestrzeń, będę przyciągać zbyt dużo uwagi.
        Zauważyła, że mężczyzna uśmiechnął się kpiąco i zamierza coś powiedzieć, jednak zawczasu uciszyła go nieprzychylnym spojrzeniem i słowami:
        - To twoja wina, że paraduję w tym stroju. A teraz oddawaj płaszcz – oznajmiła, ponaglając go gestem. Bez zbędnych dyskusji mężczyzna zsunął okrycie z ramion, lecz zanim podał je dziewczynie musiał opróżnić zawartość kieszeni. Ailis była szczerze zdumiona, a zarazem zaciekawiona jak kuglarz upchnął tyle szpargałów. Nie dała jednak po sobie poznać zaciekawienia, tylko niecierpliwie czekała aż skończy. Gdy w końcu Mantus podał jej okrycie i zarzuciła je na siebie, mało nie zaginęła w połach płaszcza. Wyglądała nieco śmiesznie, jak dziecko ubrane w za duży kostium, jednak z pewnością nie przyciągała już takiej uwagi. Mimo to przeprawa przez miasto okazała się niełatwa. W związku z ostatnimi morderstwami znacznie zwiększyła się liczba patroli, których trzeba było unikać. W ciemnościach nocy nie mieliby większych trudności, jednak w słonecznym blasku przemykanie ukradkiem kosztowało ich wiele wysiłku. Boczne uliczki dawały schronienie przed zbyt dużą ilością wścibskich oczu, jednak nie sposób było dostać się do kryjówki Mantusa bez przekroczenia jednej z głównych ulic miasta. Ailis podążała za kuglarzem, nie od razu zorientował się więc, że jego towarzyszkę coś zatrzymało. Tym czymś okazał się jego własny płaszcz. Odzienie było na tyle za długie na dziewczynę, że gdy przedzierała się ona przez zatłoczoną ulicę, ktoś nadepnął jego na koniec, w wyniku czego zabójczyni wywinęła popisowego orła. Tego na szczęście kuglarz nie widział, odszukał ją wzrokiem w momencie kiedy wznowiła wędrówkę przez tłum. Gdy znalazła się koło niego, prychnęła gniewnie widząc zdziwione spojrzenie mężczyzny.
        - Coś mnie zatrzymało. To co idziemy dalej? – fuknęła.

***


        Dom w którym się znaleźli nie należał do najpiękniejszych. Po prawdzie była to straszna ruina. Połowa dachu się zapadła, w większości okien brakowało szyb, a otwory okienne zabito spróchniałymi deskami. Przylegający do domu ogród porastał chwastami, miejscami dało się też dojrzeć jakieś uschnięte krzewy.
        Mantus z niejakim trudem pchnął zniszczone drzwi, przerdzewiałe zawiasy jęknęły przeraźliwie głośno. Wnętrze budynku było jeszcze bardziej obskurne niż jego fasada. Na ścianach niemal nie pozostało nic z ongiś pokrywającej je farby, znajdowała się na nich natomiast warstwa pleśni i grzybów. Ailis zmarszczyła nos czując zapach wilgoci, stęchlizny i kurzu - charakterystyczną woń dawno opuszczonych budynków. Kiedy jej wzrok przyzwyczaił się do panującego wewnątrz półmroku, dojrzała, że stoi w sali wejściowej, gdzie po przeciwnych stronach ciągnęła się balustrada schodów. Jej bystre oczy szybko dostrzegły, że w schodach po lewej stronie brakuje kilku stopni, skierowała się zatem w ślad za kuglarzem do tych po prawej. Minęli paskudny posąg, który znajdował się pomiędzy schodami, Mantus poklepał gargulca po plecach. Ten był gorący w dotyku. Przywitał się zeń jak ze starym przyjacielem. Zabójczyni powstrzymała się od komentarza i oboje weszli na zniszczone schody. Stopnie trzeszczały i uginały się złowieszczo, zabójczyni odetchnęła więc z ulgą, kiedy stanęła na solidnej podłodze piętra.
        - Chcesz się przebrać, tak?
        - Byłoby miło – mruknęła, rozglądając się nieufnie wokół.
        Kuglarz zaprowadził ją do niedużego pomieszczenia ze śpiworem. Przeszukał leżący nieopodal mały tobołek rzucając w kierunku kobiety a tu koszulę, a tu spodnie, a tu dziurawego trzewika…
        Trzewiki zignorowała zupełnie – i tak by na nią nie pasowały, poza tym miała dość wygodne buty na nogach. Tęskniła co prawda za swoimi solidnymi butami do kolana w których miała poupychane trochę broni, ale w sytuacji w której się znalazła, nie wybrzydzała.
        - Dooobra, to tyle - stwierdził kuglarz dając jej sumarycznie dość żebraczy strój czy raczej żebraka przy bogatej świątyni. Z własnym domem. Spakował do torby śpiwór i teatralnie obrócił się do niej plecami pozwalając się przebrać. Wzrok skierował na potłuczone szkło okna. Ailis również zauważyła potłuczoną szybę i odbijającą się w niej swoją sylwetkę i prychnęła kpiąco. Odwróciła się plecami do kuglarza by ten miał jak najmniejszą uciechę ze striptizu jaki zamierzała urządzić. Przez kilka dłuższych chwil mocowała się z tasiemkami gorsetu, lecz te splątały się w takim stopniu, że nie była w stanie ich rozsupłać – zwłaszcza że ich nawet nie widziała. Zrezygnowała westchnęła i rzuciła od niechcenia:
        - Skoro i tak tu stoisz to mógłbyś mi pomóc z tym paskudztwem.
        Mantus spokojnie podszedł do niej i delikatnie uciął wiązania gorsetu w jednym miejscu. Jakie to było miejsce pozostało tajemnicą kuglarza. Pozostało jednak faktem, że zanim zdążył się obrócić gorset trzymał się i po chwili... Opadł jak zaczarowany. Ailis nawet nie starała się przytrzymać opadającego materiału. Spokojnie zarzuciła na siebie koszulę i spodnie, które musiała mocno przewiązać w pasie, były bowiem na nią wiele za duże. Podwijając rękawy przydługiej koszuli, odwróciła się do Mantusa z pytaniem:
        - Co dalej?
        - Ładne piersi - stwierdził kpiąco - idę zebrać resztę rzeczy z pokoju obok, chyba nic się nie spaliło, poczekaj. Ailis tylko wyszczerzyła ząbki w uśmiechu i kiwnęła potakująco głową.
        Kuglarz powędrował do zapadniętego w połowie pokoju naprzeciwko miejsca gdzie sypiał. Pod sufitem suszyły się mchy i zioła które zdążył nazbierać w drodze. Na przewróconym kredensie gotowały się fiolki bliżej nieznanych preparatów, dogasając. Dokładnie zebrał swoją własność, pakując wszystko do torby z należytą delikatnością. Skończył składać gorące naczynie gdy jego uszu dobiegł potworny hałas. Wychylił głowę zza futryny...
        Ailis krążyła po pokoju w którym zostawił ją Mantus. Zatrzymała się na dłuższą chwilę przy oknie i wyjrzała przez nie. Okolica była bardzo cicha i spokojna. Patrząc na monotonny obraz malujący się na zewnątrz, dziewczyna zatopiła się w rozmyślaniach nad ich następnymi poczynaniami. Nic więc dziwnego, że podskoczyła jak oparzona, słysząc rumor dobiegający z wnętrza domu. Z walącym sercem podeszła do drzwi i wyjrzała przez szparę. Dostrzegła Mantusa wychylającego się z innego pomieszczenia, a potem jej wzrok spoczął na tym, co spowodowało tyle hałasu.
        Między nią a kuglarzem stała jedna z najbrzydszych kreatur jakie dziewczyna miała okazję oglądać. Po chwili zorientowała się że to przecież posąg, który jeszcze nie tak dawno stał na dole… teraz miał skrzydła, a w szczelinach jego kamiennej skorupy żarzył się ogień. Górne kończyny, które trudno było nazwać rękoma, były zakończone długimi szponami. Stwór skierował swoje ślepia w stronę zabójczyni. Były to dwa czerwone punkciki – niczym otwory w skale wypełnione płynną lawą. Ailis nie czekała aż stwór zaatakuje, zrobiła jedyną rzecz jaką mogła w tej chwili uczynić – wzięła nogi za pas. Wbiegła z pokoju i dwoma susami dopadła zniszczonych schodów. Dybuk, mimo iż z kamienia, poruszał się zadziwiająco szybko. Łapa zakończona kamiennymi szponami o mały włos nie rozszarpała dziewczynie pleców. Opadając, zniszczyła dwa najwyższe stopnie schodów, rozsypując wokół drzazgi. Ailis nawet się nie oglądała – chwyciła za poręcz schodów i przez nią przeskoczyła, lądując miękko na podłodze.
        Kuglarz po chwili wrócił z pokoju dzierżąc kilka starych szmat niewiadomego pochodzenia, porwane zasłony i coś co kiedyś było firanką. Tak brawurowo uzbrojony skoczył na gargulca w iście cyrkowym stylu, izolując się od żaru i zasłaniając paskudny pysk bestii szmatami. Ta wzbiła się w powietrze z magiem na plecach, zawyła gdy sztylet wbił się jej w kark - idealnie w miejscu pęknięcia kamiennej skóry - i runęła w dół. Mantus czuł, że kopcą się mu podeszwy. W ostatniej chwili, tuż przed upadkiem potwora, kuglarz odbił się w górę...
        Ailis spojrzała ku górze akurat w chwili gdy kuglarz zarzucał stertę szmat na łeb potwora, który ryknął przeraźliwie. Z jego paszczy buchnęły płomienie.
        Zaskoczona patrzyła jak kamienny potwór wraz z magiem cienia spadają na dół. Uskoczyła, chcąc uniknąć kolizji, lecz ciężar kamiennej bestii spowodował zarwanie się podłogi. Dziewczyna runęła w dół razem z Mantusem i dybukiem.
Wylądowała wraz ze stertą gruzu kilka metrów od ognistej bestii. Zakryła nos i usta ręką by stłumić kaszel jaki wywołały unoszące się kłęby kurzu. Obolała podniosła się z rumowiska.
        Piwnica była ciemna i śmierdząca. Otwór w suficie nie dawał niemal w ogóle światła, znajdował się zbyt wysoko. Żar bijący od dybuka stanowił jedyne, bardzo słabe źródło światła do którego zabójczyni nie miała ochoty się zbliżać. Miała paskudne przeczucie, że gdyby maszkara nie żyła, to przestałaby się świecić. Stwór poruszył się, a na ziemię z brzękiem spadła do połowy roztopiona rękojeść sztyletu…
        W tej samej chwili Ailis podskoczyła przerażona, wydając stłumiony okrzyk, bowiem czyjaś ręka znalazła się na jej ramieniu. Nie zdążyła uspokoić walącego serca, kiedy gargulec buchnął płomieniami w mgnieniu oka spopielając pozostałe na nim szmaty.
        - Zachowaj kamienny spokój – oznajmił Mantus, za co dostał lekkiego kuksańca.

        W ciemności kuglarz czuł się dobrze i w takie objęcia wciągnął zabójczynię. Bestia potrząsnęła łbem szukając ich. Tak jak mag był w stanie ją wyczuć tak ona ich wyczuwała - zaklęte ostrze kary. Bijące żarem ślepia na nich spojrzały. I wnet skoczyły z hukiem w bok za przypadkowym hałasem niosąc zniszczenie. Kuglarz pokierował kobietę delikatnie w bok. Musiała mu ufać.
        Kilka kolejnych uderzeń serca, obchodzili bestię bokiem. W zupełnej ciemności, gdzie na skraju tańczyły upiorne cienie - rzucane przez zrujnowane krzesło, pęknięty filar czy dziwną kukłę którą gargulec właśnie rozrywał szponami. I to samo gotów zrobić z człowiekiem. W ciemności wszystko było możliwe. Jak teraz gdy skoczył na nich i... Ala mrugnęła oczami. Nie skoczył. Rozglądał się. Było jej zimno, za zimno. Czuła mrowienie na skórze, jakby jakiś pył, sól się o nią obijała. Mantus prowadził. Była zdana na kuglarza, sama nie byłaby w stanie poruszać się tak cicho w panującej ciemności, dlatego bez oporów dała się prowadzić. Bestia cudem ich nie widziała, szukała błądząc w gęstym, dziwnie gęstym mroku. Na górze rozszalał się pożar. Kuglarz nie wiedział, czy to resztki palenisk w jego laboratorium czy też żar potwora. Lecz czy to ważne? Prawda, fałsz.
        Trzask, kuglarz pchnął Ailis na schody. Zakręciło się jej w głowie, widziała dybuka, po chwili tylko płonące belki spadająca na kamienną istotę. I Mantusa stojącego przy tym jak dziwny stróż. Jak jeden z tych słabo opłacanych gwardzistów znudzonych, czekających do końca przemarszu dworu księcia. Wreszcie ruszył po raz kolejny popychając ją ku schodom pośpiesznie. Dom się walił, a tam gdzie stała przed chwilą sterczał wbity metalowy, mały element konstrukcji. Ailis nie potrzebowała dodatkowej zachęty – pomknęła po schodach i już po chwili wypadli przez drzwi znajdujące się u szczytu schodów. Na piętrze zdążyło się rozpętać prawdziwe piekło. Ogień strawił schody i antresolę na którą ongiś prowadziły. Płomienie lizały ściany, a dym, mimo zniszczonych okien, spowijał pomieszczenie. Z miejsca w którym stali niemożliwym było dostać się do drzwi wyjściowych. Na szczęście całkiem niedaleko znajdowało się na wpół wybite okno. Czym prędzej pognali w jego stronę, starając się uniknąć płonących odłamków sypiących się z sufitu rezydencji, po czym stłukli pozostałą część szyby i wydostali się z płonącego budynku. Oddalając się od płonącej ruiny słyszeli krzyki ludzi, którzy biegli by gasić ogień. Kilka przecznic dalej Ailis chwyciła Mantusa za koszulę i warknęła mu w twarz:
        - Nie chcesz mi przypadkiem o czymś powiedzieć?!
        Mantus uraczył kobietę uśmiechem numer pięć jakim zwykł raczyć kobiety chwytające go agresywnie koszule w celach rozrywkowych. Uśmiechem nad wyraz wymownym.
        - Nie czaruj mnie tu uśmiechem – rzuciła ze złością. – Wiedziałeś, że tego gargulca wcześniej tam nie było, prawda?!
        - Nooo tak.
        - Niewiarygodne! – wykrzyknęła, puszczając go i odwracając się by odejść kilka kroków. Zaraz jednak się odwróciła, celując w niego oskarżająco palcem i spytała: - Nie przyszło ci do głowy żeby mi o tym powiedzieć?!
        - Moneta, wtedy.
        - Co? – spytała zdezorientowana.
        - Podniosłaś reszkę, pamiętasz - stwierdził z całą powagą jakby było to wystarczające wytłumaczenie.
        - I reszka ci powiedziała, że masz mi nie mówić istotnych rzeczy?! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
        - Mniej, więcej. I poklepać naszego gargulca po plecach na przywitanie - stwierdził dziwnie chłodno przywracając obraz ich wejścia do domostwa. Chyba był szalony.
        - Znakomicie! – wykrzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze i odwracając się od Mantusa by ze złością pomaszerować uliczką.
        Bez słowa ruszył za nią. Czynił tak kilka metrów nim teatralnie szepnął:
        - Idziemy do jakiegoś konkretnego miejsca?
        Kobieta nie odpowiedziała, była ewidentnie obrażona na swojego towarzysza.
        - To może nie mijajmy tych wszystkich listów gończych za tobą - wskazał na rząd papierów przybitych do ściany dużego domostwa.
        Ailis zerknęła na wspomniane listy gończe i parsknęła śmiechem, podeszła bliżej i przyjrzała się portretowi na nich widniejącym.
        - Nie postarali się zbytnio – spojrzawszy na kwotę którą oferowano za jej głowę, parsknęła zdegustowana – Mogliby mnie wyżej wycenić.
        - To cena oficjalna - stwierdził spokojnie - w skład nieoficjalnej dla zawodowców wchodzą łaski rodu i pewnie pięć razy tyle. A to? Jakby cię jaka ciura we śnie zaciuka to jej dadzą ochłap.
        Zabójczyni nie wyglądała na zbyt przejętą, w odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami i podjęła przerwaną wędrówkę. Kuglarz chrząknął wymownie.
        - Co znowu? – spytała, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
        - Chodzimy w kółko.
        W odpowiedzi usłyszał kpiące prychnięcie.
        - Nie dam się na to nabrać.
        Dłuższą chwilę szli w milczeniu.
        - Ty wiesz, że nasz w gorący przyjaciel wcale nie umarł?
        Ailis zatrzymała się tak gwałtownie, że kuglarz o mało na nią nie wpadł.
        - Zwalił się na niego cały budynek, jak miałby to przeżyć?
        - Gdyby to był dybuk, to mogłyby nawet zamek. Tego typu bestie temu są tak silne. Nie je, nie śpi, niesamowicie uparcie dąży do celu, sążeń po sążniu i nie tak łatwo go zniszczyć.
        - Jak więc się go pozbędziemy?
        - Nie możemy cały czas uciekać. Trzeba zacząć go gonić - odparł trochę szaleńczo - i w taki sposób dotrzeć do maga który rzucił zaklęcie. Pamiętasz co Rebe mówił?
        Ailis zmarszczyła brwi, szukając w pamięci słów krasnoluda.
        - O ile dobrze pamiętam, to nie podsunął nam żadnego sensownego sposobu na zabicie tego ustrojstwa.
        - Wspominał o wybaczeniu autora zaklęcia.
        Zabójczyni wydęła wargi i mruknęła:
        - A co ja niby mówiłam? Żadnego konstruktywnego pomysłu.
        - Może też zwyczajnie odwołać czar, jak go zaboli. Niestety, tylko po gargulcu dowiemy się kto. Nikt z podejrzanych nie zna się na sztukach tajemnych.
        - Czyli będziemy śledzić dybuka? – upewniła się. - Tak czy owak potrzebna mi będzie jakaś broń, a po nią właśnie się wybieram.
Mantus kiwnął głową.

***


        Miejsce do którego się udali, znajdowało się niemal na drugim końcu miasta. Wbrew wszelkiej logice, Ailis nie wybrała miejsca ustronnego, wciśniętego w jakąś boczną uliczkę, lecz jedną z najbardziej popularnych karczm w mieście. Przed budynkiem kręciło się sporo dość podpitych klientów, lecz zabójczyni, lawirując w labiryncie wąskich uliczek, bez problemu doprowadziła ich od zaplecza. Bardzo uważali by nikt ich nie dostrzegł gdy wkradali się do stajni.
        - Zaczekaj tutaj chwilę – poprosiła Ailis, po czym zniknęła w drzwiach prowadzących do izb mieszkalnych. Nie minęło dużo czasu, gdy pojawiła się z powrotem. Ubrana na czarno, z łukiem i kołczanem wypełnionym strzałami. Uzbrojona po zęby w noże i sztylety. W ręku niosła niewielką torbę, którą zaniosła do jednego z boksów. Czarny rumak zarżał radośnie na jej widok. Zabójczyni poklepała zwierzę po szyi, po czym przeszła do oddalonej części boksu i ukryła torbę.
        - Jak znajdziemy tego dybuka? – spytała, zamykając boks i podchodząc do kuglarza.
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

Kuglarz ponownie wyczuwał potwora na ich tropie. Więź między ofiarami a katem, na mocy zaklęcia była silna. Tak jak on ich czuł tak oni go czuli. Za-jadąc się kanapka analizował sytuacje która nie prezentowała się wesoło. Wszak poza gargulcem na pewno byli jeszcze podobni zawodowcy jak na cmentarzu. Pomiędzy jednym gryzem a drugim postanowił odpowiedzieć kobiecie.
- To nie jest dybuk, mówiłem.
Ailis krążyła w te i z powrotem, jak zwierze uwięzione w klatce. Rzuciła rozdrażnione spojrzenie w stronę Mantusa.
- Więc co to jest?
- Bo ja wiem – wzruszył ramionami – inny twór magiczny. I ciesz się, że to nie dybuk. Ciesz się mocno bo jak skończę jeść to nie będzie wesoło – zażartował.
Zabójczyni prychnęła tylko w odpowiedzi, nie przerywając swojej wędrówki. Sama nie była głodna, nakręcała ją adrenalina. Niespokojnie kręciła się zatem w kółko, czekając aż jej towarzysz zakończy jedzenie kanapek.
- Dobre były. Czujesz tego potwora, wyczuwasz go?
Ailis zatrzymała się raptownie i obrzuciła kuglarza zdziwionym spojrzeniem.
- O czym ty mówisz?
Kuglarz zdziwił się – czyżby zmysł magiczne kobiety były tak słabe? Gdyż nawet nie praktykując czarów winna coś czuć.
- Trudno, mi musisz zaufać, że go wyczuwam. I być może jestem w stanie na bazie tej więzi wyczuć tego który rzucił zaklęcie.
Pokiwała głową na znak zgody, po czym wykonała naglący ruch ręką.
- No to na co czekasz?
- Potrzeba do tego bliskiego kontaktu z tym gargulcem. Przez długi czas.
- Jak bliskiego kontaktu?
- Około dziesięciu, piętnastu sążni.
- W porządku, podkradasz się do stwora. Gdzie mam na ciebie poczekać? – spytała ze złośliwym uśmiechem na ustach.
- Potrzeba pomocy. Zresztą on mnie wyczuje samego - odpowiedział dziwnie radosnym uśmiechem.
- Nie możesz wymyślić planu który nas nie pozabija? – jęknęła niezadowolona.
- Nie jęcz, jeszcze nie ten etap znajomości - stwierdził prowadząc alejką - ilu tu może być zawodowych najemników z tych nie głupich?
-Nie wiedziałam że do tego potrzeba jakiejś znajomości – mruknęła pod nosem. – Tych niegłupich to co najwyżej kilku – stwierdziła po chwili namysłu.
- To dwa razy tyle pewnie mamy dodatkowo na głowie. Chciałem cię pocieszyć.
- Całkiem skutecznie, dziękuję – zakpiła.
- Do usług. Właśnie idziemy w stronę gargulca.
***

Dotarli o dziwo nie niepokojeni przez tych którzy powinni ich niepokoić – zabójców, najemników i zwykłych ludzi zwabionych listem gończym za głowę kobiety czy inne szumowiny – dotarli na nabrzeże portowe dość nieśpiesznie. Wokół o dziwo było mało ludzi, głównie żebracy i małe złodziejaszki. Po ostatnich sztormach bano się dziś wypływać.
- Umiesz szybko biegać?
Na ustach dziewczyny pojawił się delikatny cień złośliwego uśmiechu.
- Boisz się że nie nadążysz? – spytała lekko rozbawiona.
- Spójrz na dach tej wieży załadunkowej, za tobą.
Zrobiła jak kazał i zamarła widząc kamiennego stwora. Nieświadomie ściszyła głos, gdy pytała:
- Myślisz, że nas widzi?
- Widzi i wyczuwa jak ja jego. Ty też powinnaś gdybyś nie była tak głucha magicznie - stwierdził spokojnie. Jak się ruszy biegnij w stronę tamtego statku.
- Nic nie poradzę na to jaka się urodziłam – prychnęła gniewnie, nie odrywając wzroku od gargulca. – Na czym dokładnie twój plan polega?
- Ty go zajmujesz, ja staram się wyczuć po nici kłębek.
- Żartujesz sobie?! – zagrzmiała. – Czym niby mam go zająć?! Zaprosić na kolację?!
Gargulec zerwał się momentalnie z dachu, skalista skórą pękła lecz tym razem chociaż było widać żar to stosunkowo mało płomieni przebiegało po pikującym ciele potrwa. Ktoś zawył, ktoś uciekł, ktoś rzucił się do wody, a kto inny wznosił błagalne modły. Bestia zmierzała wprost na nich.
- No i patrz co żeś narobił! – wrzasnęła, uderzając Mantusa otwartą dłonią w tył głowy, nim pomknęła w stronę statku. Biegła szybko, lekko, robiąc długie kroki i zwinnie przeskakując przez napotkane po drodze przeszkody, zamiast tracić cenne sekundy na ich omijanie. Długie włosy powiewały za nią niczym czarna chorągiew. Bestia przefrunęła nad Mantusem który pochylił się zwinnie, i ruszyła za zabójczynią lotem szybowym. Niemal czuła za sobą podmuch gorącego powietrza, żar i ten potworny rumor ruchu potwora i paniki ludzi. Lecz po chwili...
Biegła dalej w ciszy. Tylko po to aby zobaczyć jak gargulec niezwykle zwinnie ją wyprzedził i wylądował tuż przed nią. Odległość była zbyt mała by dziewczyna zdołała się zatrzymać lub wyminąć stwora, który właśnie zamierzał się do zadania ciosu. W pełnym rozpędzie rzuciła się na ziemię i stopami w przód prześlizgnęła się między masywnymi bryłami kamienia tworzącymi nogi gargulca. Zanim stwór zdołał się odwrócić w jej stronę, ona już poderwała się na ziemię i podjęła bieg. Kamienna łapa opadła na ziemię z hukiem, o włos mijając Ailis, która uskoczyła w boczną alejkę. Gargulec nie był w stanie jej tam dosięgnąć, odwrócił się zatem w poszukiwaniu Mantusa. W tym samym czasie kuglarz pognał w drugą stronę. Nie mógł czynić tego tak efektywnie jak zabójczyni, przeszkadzał mu stan ogólnego skupienia który musiał utrzymać, a który to teraz zerwał unikając rozgrzanych szponów bestii która jednym susem doskoczyła do alejki w której kucał. Raz, dwa, trzy – unik – raz, dwa, unik, raz, raz, raz – taniec śmierci nabierał tępa gdy mag cienia balansował ciałem, uskakiwał, padał i niemal dziesięć stai przebiegł w taki sposób. Kres temu przypadł gdy bestia zionęła ogniem, a on upadł płasko na ziemię, w tym momencie coś odwróciło uwagę gargulca. Strzała wypuszczona przez zabójczynię nie wyrządziła krzywdy kamiennej bestii, lecz nie to było celem dziewczyny, wiedziała już bowiem, że potwora nie tak łatwo zabić. Gdy tylko stwór wzbił się w powietrze, Ailis ponowiła swoją ucieczkę. Kuglarz odetchnął z ulgą. Cieszył się, że nie zajął się od ognia tej bestii – on tylko się cieszył podczas jego cień wył na granicy świadomości jak zranione zwierzę. Jak zraniona duma która krwią pragnie przemyć swe rany. Lecz krwi nie było. Kobieta pognała z bestią w stronę podtopionej wieży załadunkowej, wpadła do środka, a za nią wpadł gargulec wraz z fragmentami ściany. Tymczasem nabrzeże zaludnili gapie, marynarze oraz straż miejska. Mantus zasłonił twarz i ruszył w stronę serca wydarzeń.
***

Wieża osunęła się do morza już dawno. Teraz, wchodząc przez duże okno do niej trafiało się na pierwsze piętro, podczas gdy parter został zalany wodą. W środku pachniałoby gnijącymi glonami gdyby nie woń jakby z pieca hutniczego którą cuchnęła bestia. W świetle potężnej wyrwy w ścianie prezentował się naprawdę upiornie wydając z siebie coś w rodzaju warkotu przemieszanego z bulgotem przywodzącym na myśl bulgotanie wrzącej cieczy. On i Ailis na przeciw siebie. Kobieta miała kolejne drogi ucieczki lecz zewsząd dobiegali ludzie. Teraz potwór zbliżał się powoli. Jak kot do zdobyczy. Trzask. Zbutwiałe deski pękły, za nimi posypały się cegły, a po nich poszło z górki. Reszty wieży runęły w wodę zostawiając po sobie tumany kurzu, zniszczenia i wypiętrzone wody.
***

Aleję dalej kompletnie przemokniętą Ailis z gracją wesołka zaczepił nie kto inny jak Mantus szczerząc się wesoło. Chyba pogwizdywał pod nosem. Trudno było się dziwić, przeznaczenie ponownie nabrało klarowności w oczach maga – dzięki temu czuł się pewniejszy i spokojny. Taki typ człeka co mając poczucie otaczającego go splotu losów nawet na śmierć idzie z uśmiechem.
- Gratuluje. Zimno ci?
Ailis obrzuciła mężczyznę wściekłym spojrzeniem i nie odpowiedziała. Starała się opanować drżenie ciała i szczękanie zębów. Dygotała z zimna, więc widać było, że przemarzła, a jednak zaciskając zęby udawała że jest inaczej.
- To dobrze. Odnalazłem rzucającego zaklęcie.
***

Kuglarz nawet nie łudził się, że zdołali powstrzymać bestię na długi czas. Wiedział, gargulec wygrzebie się i ruszy za nimi ponownie. Trochę go zastanawiało co konkretnego myśli o całej sprawie Ailis. Dla niego wszystko było oczywiste. Tak głosiło przeznaczenie, śmierć Erga i jego synów. Jego żona też miała umrzeć, ale wcześniej chciał odebrać pieniądze za nieuczciwe zlecenie. Wszystko w imię tego tajemnego splotu losów którego finału być może nigdy nie ujrzy. Lecz wierzył, że przyniesie to skutki dobre dla naturalnego stanu rzeczy. Uśmiechnął się gdy wchodzili do zaniedbanej kamienicy – jednakże prezentującej się znośnie. Pomijając paskudny zapach wilgoci, moczu, zgnilizny oraz ryb który rozciągał się na podwórzu co było szczególnie niepokojące biorąc pod uwagę zostawiony na jego środku wóz ze siedziami oraz sporą grupę much nad nimi lecących. Podwórze wyłożono marnej jakości żwirem. Trudno było stwierdzić ilu lokatorów znajduje się w budynku. Szyby okien były ciemne z sadzy. Tylko nieliczne postanowiono umyć. Kuglarz rzucił monetą i udał się do wskazanej przez nią klatki schodowej.
- Zdajesz sobie sprawę, że zabić go nie możemy.
Nie usłyszał odpowiedzi od próbując nie zamarznąć zabójczyni. Na zewnątrz zanosiło się ponownie na deszcz. Piętro dalej i kilka rzutów monetom stanęli przez drzwiami z czarnego drewna, kutymi żelazem. Nie odróżniały się od reszty budynku stopniem zadbania lecz widać było, że właściciel nie szczędził pieniędzy. Kuglarz nie przejmując się hałasem, postanowił skorzystać w wytrychów. Zajęło mu to jednak dużo czasu.
Drzwi otworzyły się, wkroczyli do ciemnego pomieszczenia, pachniało nawet przyjemnie. Mieli przed sobą ubranego całkiem zwyczajnie, pewnego siebie maga. Tak, maga – kuglarz nie czuł odeń mocy lecz zawsze rozpoznałby ospowatą twarz nadwornego maga Erga, specjalisty we wróżbach i dalekowidzeniu. Trzymał on przed sobą drewniany, powyginany kostur jakoby tarczę przed nimi. Spojrzeli na podłogę, stali w centrum wymalowanego barwną kredą kręgu. Lśnił on delikatnie krwistą czerwienią.
- Nie jestem jebanym demonem – stwierdził Mantus wychodzą z pułapki i strzelając maga w zęby.
***

Teraz w mieszkaniu śmierdziało niesamowicie wręcz. Mag siedział związany i zakneblowany, spokojnym wzrokiem błądził po ścianach. Nasłuchiwał odgłosów w innym pomieszczeniu Ailis, innym razem próbował znieść ten okropny smród roztaczający się z wiadra na stole. I sam sztukmistrz próbował wytrzymać ten odór. Należało się śpieszyć. Kolejna śmierć. Chciał już zakończyć ten cykl. I chyba się napić na spokojnie.
- Rozumiem, że Erg był twym ojcem. Prawda? Wychędożył jakąś kobiecinę na boku, no ale dość sprawiedliwie, pracować u tatusia.
Mężczyzna oczy miał smutne. Mantus nie chciał sprawiać mu bezcelowego bólu lecz w tych oczach dostrzec potwierdzenie swych przypuszczeń. I je znalazł. Uśmiechnął się lekko i zdjął magowi knebel. Pokazał mu łyżkę.
- Zdejmiesz z nas klątwę albo nakarmię cię tym całym wiadrem. I kolejnym jeśli będzie trzeba, tym całym gównem i ohydą – stwierdził głosem zimnym jak żelazo. I to wystarczyło, mag jakby pogodzony z losem, obojętny, apatyczny. Zielony na twarzy.
- Dobrze.
Wymówił spokojnie inkantacje, prostą formułę a kuglarz poczuł jak spada mu kamień z serca. I wtedy wszystko było jasne. Nie przysparzając zbędnego cierpienia zatkał mu usta i poderżną gardło czekając aż cenny dar życia skapnie na podłogę.
- Ciiii... nie bój cię, ciiii... spokojnie. Ciii... to już koniec wszystkiego. Ciiii...
Ostatnia kropa spadła w zupełnej ciszy.
Grzmot wyważanych drzwi zwiastował przybycie straży miejskiej. Nie wnikając jak się dowiedzieli, Mantus chlusnął w nich zawartością wiadra – na zawsze grzebiąc szanse zaprzyjaźniania się z nimi - - skoczył przez okno prosto w wóz ryb.
A po nim skoczyła Ailis amortyzując się jego szanowną osobą.
- Pięknie, teraz będziemy jeszcze cuchnąc rybą, syrenko – jęknął.
Awatar użytkownika
Ailis
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Ailis »

        Wszystko było takie dziwne. Począwszy od wymyślnego malunku na podłodze, aż po nazwanie Mantusa demonem… nie zadawała jednak pytań. Kończyła przywiązywanie maga do krzesła, kiedy kuglarz wrócił z wiadrem o cuchnącej zawartości. Ailis nie była przesadnie wrażliwa na zapachy, lecz na czas przesłuchania postanowiła opuścić pomieszczenie. Pusty żołądek buntował się bowiem okrutnie, a zapach rynsztoka tylko pogarszał sytuację.

***

        Zajrzała do pokoju w momencie kiedy Mantus przykładał nóż do gardła czarodzieja. Całkowicie pochwalała to zachowanie, mag zasłużył sobie po tym jak nasłał na nich tego kamiennego stwora. Stała w progu i obserwowała jak krew spływa na podłogę. Z nieznanych jej przyczyn ogarnął ją niepokój. Tyle razy podcinała ludziom gardła i nigdy jej to nie przeszkadzało. Jednak widok maga przywiązanego do krzesła, którego kuglarz pozbawił życia, w dziwny sposób tchnął w nią niepokój. Podświadomie czuła, że była kiedyś świadkiem podobnej egzekucji, nie umiała sobie jednak przypomnieć…

        Grzmot wyważanych drzwi wyrwał ją z zamyślenia. Ledwo w progu pojawili się strażnicy, kuglarz chlusnął w nich cuchnącą zawartością wiadra, po czym skoczył przez okno. Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, Ailis poszła w jego ślady. Szczęście w nieszczęściu, na dole stał wóz pełen ryb w którym wylądowali. Dziewczynie udało się uniknąć kontaktu z rybami, wylądowała jednak na kuglarzu. Wpadła na niego z takim impetem, że na moment oboje stracili oddech.
        - Pięknie, teraz będziemy jeszcze cuchnąc rybą, syrenko – jęknął Mantus, za co dostał lekkiego kuksańca. Z góry dało się słyszeć przekleństwa strażników miejskich, nie tracąc zatem czasu oboje czym prędzej wygramolili się z wozu by zniknąć w labiryncie uliczek.
        Udało im się dostać niezauważonym do plugawej i niechętnie patrolowanej części nabrzeża. Było to miejsce w którym kręciło się mnóstwo szumowin i niebezpiecznych ludzi. Znaleźli ustronne miejsce w którym mogli odpocząć i zastanowić się co zrobią dalej. Ailis kończyła jeść chleb który przygotowała sobie w mieszkaniu maga, uznała więc że najwyższa pora zadać nurtujące ją pytanie.
        - To jak wydostaniemy się z miasta?
        - Chcesz uciekać bez pieniędzy - zaśmiał się.
        Ailis westchnęła zrezygnowana. Miała serdecznie dosyć tego miasta.
        - To co robimy?
        - Trzeba odebrać pieniądze za staruszka i jego synów. I dopiero potem wypływamy.
        - Wypływamy? – spytała lekko zaskoczona.
        - Owszem. Boisz się wody, biedroneczko?
        Posłała Mantusowi groźne spojrzenie.
        - Znowu zaczynasz z biedroneczką? - nie kwapiła się odpowiedzieć na pytanie. Jej myśli zajmowało teraz coś innego.
        - Nie, nie skończyłem - stwierdził szczerze, ale Ailis nie usłyszała odpowiedzi. Wpatrywała się zmyślonym wzrokiem w dal i w nieświadomie przygryzała wargę. W końcu się ocknęła.
        - Nie ma lądowej drogi ucieczki? – Mantus mógł bez problemu dostrzec, że dziewczynę coś trapi.
        - Są, z poinstruowaną strażą oraz twoim portretem. Wysadzą nas blisko miasta, przy brzegu. – na te słowa oczy dziewczyny rozbłysły.
        - Możesz określić gdzie dokładnie?
        Kuglarz wzruszył ramionami. Kompletnie nie interesował go ten szczegół.
        - Wysil się trochę – rzuciła zbulwersowana, wymierzając mu kopniaka w piszczel. – To ważne.
        Kuglarz nic nie odpowiedział. Bo i co było mówić jak o to nie pytał? Ailis w końcu westchnęła zrezygnowana.
        - To gdzie musisz te pieniądze odebrać? – spytała bez entuzjazmu.
        - Do żony Erga - stwierdził Mantus entuzjazmem na myśl o reakcji zabójczyni na taki obrót spraw. Wszak zlecenie matki na męża i synów to była rzecz spora.
        - Fajna mamuśka – mruknęła zabójczyni, podnosząc się z miejsca i strzepując okruszki z koszuli i dekoltu.

***

        Drogę pokonali w absolutnym milczeniu, co zabójczyni bardzo odpowiadało. Dzieliła uwagę między szukaniem rozwiązania na dręczący ją problem, a dyskretną obserwację otoczenia. Nigdy nie pozwalała sobie na komfort swobodnego poruszania się po mieście, mając na uwadze fach którym się pałała. Jednakże teraz, kiedy jej twarz ozdabiała znaczną część zabudowań miejskich, musiała szczególnie uważać. Pocieszała się myślą, że podobieństwo nie było jakieś wybitne, wizerunek na plakatach pasowałby do wielu niewiast, więc chociaż tyle dobrego, że strażnicy miejscy zawahaliby się chwilę nim posłaliby ku niej grad strzał. Zresztą to nie kiepsko wyszkoleni strażnicy miejscy ją martwili, lecz profesjonalni zabójcy. W ich gronie kobieta zawsze zwraca na siebie niepotrzebną uwagę i miała absolutną pewność, że wcześniej czy później któryś z nich natrafi na jej trop. W zasadzie to dziwiła się czemu jeszcze żaden ich nie wyśledził.
        Przerwała rozważania, gdy dotarli na miejsce. Łącznika z którym miał się skontaktować Mantus można było spotkać nieopodal wieży załadunkowej kiedy zaczynał się odpływ. Ailis dostrzegła go bez trudu. Był to otyły mężczyzna po czterdziestce z rzadkimi włosami przyprószonymi siwizną. Także on ich dostrzegł. Nawet mimo dzielącej ich odległości, można było dostrzec szok który odmalował się na jego twarzy na widok zabójczyni. Nie było w tym nic dziwnego, zważywszy na fakt że jej twarz należała teraz do najbardziej rozpoznawalnych w całej Trytonii. Jak się okazało w dalszej rozmowie, nie spodziewał się iż Mantus przyprowadzi wspólnika. Zabójczyni przysłuchiwała się rozmowie jednym uchem, wykorzystując fakt że się zatrzymali do zlustrowania otoczenia.

***

        Kuglarz prowadził ją jakimiś, zdawało się zapomnianymi, uliczkami Trytonii. Zabójczyni nie oponowała, wiedziała, że mężczyzna zna o wiele lepiej miasto niż ona. Nie zaszli daleko kiedy Ailis zorientowała się, że ktoś ich śledzi. Starając się nic po sobie nie okazywać, niespiesznie zrównała krok z Mantusem, po czym chwyciła go lekko za przegub, licząc na to, że mężczyzna również zauważy ogon. Mężczyzna jednak nic nie zauważył, lub ją zignorował. Ailis tymczasem główkowała zawzięcie nad sposobem pozbycia się niechcianego kompana.

***

        Znalezienie jej było trudne, nie spodziewał się, że pochłonie to tyle czasu i środków. Uważał się za jednego z najlepszych w swoim fachu i nigdy nie miał takich trudności ze znalezieniem kogokolwiek. Aż do teraz.
        Przywdziany w szary, trochę zniszczony płaszcz, nie rzucał się kompletnie w oczy. Szedł lekko zgarbiony by ukryć swój wzrost i masywną sylwetkę. Dostrzegł ją koło wieży załadunkowej, lecz nie od razu ją rozpoznał. Po pierwsze nie spodziewał się dojrzeć jej w towarzystwie mężczyzny. Nie wyróżniał się on niczym szczególnym – ot, powoli starzejący się mężczyzna o średniej posturze. Zabójczyni z kolei przykuła jego uwagę na dłużej, była niższa i o wiele drobniejsza niż się spodziewał. I co najważniejsze – dużo młodsza. Podobizna na listach gończych nie była zbyt precyzyjna, zdecydowanie nie oddawała urody i młodego wieku dziewczyny. Odprężył się nieco, do tej pory sądził że Ailis jest profesjonalnym zabójcą, okazała się jednak młodą dziewuszką, która zapewne ma nie więcej jak kilka zabójstw na koncie.
        „To będzie dziecinnie łatwe” przemknęło mu przez myśl, na co uśmiechnął się lekko pod obszernym kapturem w przekonaniu że nie będzie miał problemów z tą dwójką. Szybko jednak został wyprowadzony z błędu. Śledzenie ich było proste, nie wymagało niemal żadnego wysiłku. Toteż spotkało go wielkie zdziwienie kiedy Ailis i Mantus skręcili w kolejną uliczkę i zniknęli…
        Mężczyzna zdezorientowany rozglądał się po uliczce, po czym próbował odnaleźć ślad tej dwójki, lecz na próżno…

***

        Według słów informatora Aurelię, wdowę po Ergu, można było znaleźć w świątyni Pana, gdzie opłakiwała śmierć najbliższych. Albo przynajmniej udawała że to czyni. Ailis nie była święta, jednak gardziła ludźmi którzy zlecają morderstwo własnych dzieci.
        Przekroczyli próg świątyni, która była dość prosta i surowa w wystroju. Wnętrze na pierwszy rzut oka wydawało się puste, dopiero kiedy przeszli w głąb sali, dostrzegli dwie kobiety zajmujące jedną z ławek we wnęce nieopodal ołtarza. Zabójczyni bez problemu odgadła która z nich jest Aurelią. Była to kobieta o ostrym podbródku, małych oczach i silnie zarysowanych kościach policzkowych. Wąskie usta miała zaciśnięte w cienką linię, na jej twarzy malował się wyraz niezadowolenia. Niewiasta która jej towarzyszyła była skromnie, lecz schludnie ubrana, a jasne włosy miała zebrane w ciasny kok.

        Sytuacja nie podobała się zbytnio kuglarzowi. W świątyni, poza nimi, nie było ludzi. Mantusowi nie przypadła do gustu osoba służki. Skoro stara Ergowa chciała pokazać żal, to musiała wybrać najgorszą plotkarę pośród swych sług. Na szczęście Ailis z własnej inicjatywy odprowadziła służącą na bok. Kuglarz przysiadł się do wdowy.
        - Nie sądziłam, że uda ci się pozyskać kogoś, kogo wynajęto na ciebie. Zadziwiasz mnie Mantusie.
        - Siła przypadku. Tobie pani zawdzięczam brak listu gończego w mej sprawie?
        - Oczywiście mój drogi. Kiedy znowu mnie odwiedzisz?
        - Żyję powietrzem lecz koń niestety nie – uśmiechnął się dwuznacznie.
        Kobieta przekazała mu do ręki dwa małe mieszki. Same w sobie musiały prezentować sporą wartość. Mag cienia nie zajrzał do środka. Domyślał się, że będą zawierać parę klejnotów i biżuterii. Płacidło poręczne, łatwe w transporcie. Lecz wymagające czasu na wykorzystanie. Sztukmistrza zasępił się. Z jednej strony świat ponownie zwalniał, a wszystkie sploty losu zostaną za chwilę dokonane. Lecz jak zawsze, żałował wszystkich śmierci. Skąd kobieta mogła wiedzieć, że przeznaczenie ma dla niej wyrok, niepojęty strzępek nigdy nie kończących się planów.
        Przyłożył kobiecie do ust chustę ze środkiem usypiającym, a potem poderżnął gardło. Nim służka zdążyła wrzasnąć, zabójczyni ją wykończyła.

***

        Odnalezienie tej dwójki zajęło mu dłuższą chwilę, cały czas zachodząc w głowę jakim cudem mu umknęli. W końcu dostrzegł ich gdy opuszczali teren świątyni. Nie mógł się nadziwić, że Ailis ma tupet chodzić jawnie po ulicach, podczas gdy na każdym rogu widniał plakat z jej podobizną. Nie tracąc czasu na dalsze rozważania i obawiając się, że może tę dwójkę znów stracić z oczu, wyszedł im naprzeciw, udając zwyczajnego przechodnia. Pod połami szarego płaszcza skrywał sztylet, który zamierzał umieścić między żebrami dziewczyny. Szedł przygarbiony, powłócząc nogami, by jak najmniej zwracać na siebie uwagę. Dziewczyna najwyraźniej nie zwróciła na niego uwagi, bowiem szła spokojnie u boku swojego towarzysza. Jego teoria się sprawdzała – dziewczyna była młoda i niedoświadczona, nie rozpoznała w nim niebezpieczeństwa. Gdy mijał Ailis, wymierzył jej śmiertelny cios, wymierzony między żebra. Przy jej drobnej posturze istniała spora szansa, że ostrze przebije serce, uśmiercając ją niemal na miejscu.

***

        Jej uwagę przykuła dziwaczna sylwetka zbliżającego się do nich człowieka. Przywdziany on był w obszerny, szary płaszcz. Mężczyzna był zgarbiony, lecz mimo to można było dostrzec że jest imponującej postury. Błyskawicznie rozpoznała, że to właśnie ten sam człowiek niedawno szedł ich tropem. Westchnąwszy w duchu, nie przerwała swojej wędrówki. Gdy mężczyzna wymierzył cios sztyletem, odparowała go za pomocą jednego z długich noży, które trzymała u pasa. Zdążyła dostrzec jeszcze zdziwienie na jego twarzy gdy zagłębiła drugie ostrze w jego grdyce. Rzuciła przelotne spojrzenie na człowieka, który krztusząc się własną krwią, dokonywał żywota. Jeszcze jeden płomień życia zgaszony jej ręką…
Awatar użytkownika
Mantus
Szukający Snów
Posty: 160
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Mantus »

Kuglarz nawet nie przejął się szczególnie kolejnym zamachowcem. Jego życie zgasło, tak jak zgasło życie Erga, jego synów oraz żony. Pozostała co prawda córka lecz jej zemrzeć przeznaczenie wzbraniało. Inny słowy wszystko zostało wykonane należycie. Rękami Mantusa wykonało swój wyrok. Zegarmistrz wykonał swoją rzecz – mimo że nie rozumiejąc całości mechanizmu - ustawił tryby losów. Mag cienia powinien być zadowolony z wykonanej pracy, świat ponownie zwolnił, a on nie odczuwał pchającej go w plecy konieczności.
Czuł smutek. Nie było tego widać po nim, lecz żal kręcił się w głębi duszy, na samym jej dnie. I bardzo sobie tą emocje cenił. Co pozostało człowiekowi któremu ani nienawidzić nie wolino było ani kochać czegokolwiek namacalnego? Więc miłował ludzkość poprzez smutek. Żal oznaczał, że nie podchodził do swej misji chłodno, że zachował litość do innych. Ostatecznie, oznaczało iż wciąż, po tylu dziwnych latach służby Mantus zachował człowieczeństwo. Je cenił równie mocno, gdyż z jego powodu to przeznaczenie używało i ludzi. Nie tylko aby byli ślepymi narzędziami. Więc smucił się gdyż zbyt wiele zbędnej śmierci zadano ostatnio. Nawet jego cień milczał w żałobie. Pozostał ostatni problem, wściekłego psa którego miał u boku. Lecz czuł, że kolejne śmierci nie są na miejscu.
Widać trzymał to wszystko naprawdę głęboko bowiem do Ailis zwrócił się z głupowatym uśmiechem.
- Za zakrętem jest kolejna rudera, w sam raz na noc przed wypłynięciem.
***

Za brudnym oknem panowała cisza tej mroźnej nocy. Tylko księżyc oświetlał małe pomieszczenie na piętrze pełne przegniłych, zawilgoconych mebli. Dom miał być niebawem wzburzony, do tego czasu sztukmistrz przygotował w nim awaryjną kryjówkę. W tej chwili na przykład zza rozwalanej szafki wydobył już świecę i szukał tylko butelki wina.
- Pijemy na toast, z gwinta – zachęcił zabójczynie mrugnięciem oka.
Ailis nawet nie spojrzała w jego stronę, stała na środku pomieszczenia i rozglądała się od niechcenia. Nie była zgorszona warunkami w jakich przyszło jej przebywać, przynajmniej miała dach nad głową.
- Nie mam w zwyczaju opijać czyjejś śmierci - mruknęła niezbyt zadowolona, trąc oczy. Wydarzenia minionych dni zaczęły dawać się jej we znaki, była spięta, rozdrażniona, wrażliwa na każdy szelest. Tym większe było jej zdziwienie, gdy Mantus zbliżył się do niej ze słowami:
- Oj, nie bądź taka niedostępna…
Odkorkował trunek i upił porządny łyk – wszak szkoda aby całe wino zmarnowało się. Następnie ruszył ku niej z miną karczemnego podrywacza która wskazywała na karczemne zwyczaje obłapiania i dalsze implikacje. Korzystając z zaskoczenia kobiety bezceremonialnie grzmotnął ją butelką w głowę, gdy ta zatoczyła doprawił fachowym ciosem dłoni w kark.
***

Kobieta ocknęła się pokój dalej leżąc przywiązana do łóżka, rozłożona na krzyż. Trochę pulsowało jej w głowie, była zalepiona winem z butelki. Dłonie osobno, na krańcach szeroko rozpostarte związano do ramy łóżka tak aby widać było węzły. Nogi ze sobą, a przed nią nikły płomień świecy oraz Mantus przy prowizorycznym stoliku siedzący. Poza świecą leżał na nim nóż. Kuglarz uśmiechnął się spokojny, zakończył tasować karty i przystąpił do ich rozdawania ich na stół.
- Zasady gry znasz. Ja zadaję pytania, ty odpowiadasz. Czasem pytam o rzeczy które wiem, brak odpowiedzi lub kłamstwo boli. Jak wygrasz grę to włos ci z głowy nie spadnie.
Dziewczyna szarpnęła więzy raz, drugi, trzeci... bez rezultatu. Nie powstrzymało to jej jednak przed kolejnymi próbami uwolnienia dłoni. W uszach jej szumiało, nie była pewna czy to z powodu urazu głowy, czy ze złości która ją ogarnęła.
- Imię, nazwisko. Liczba wiosen i miasto rodzinne.
- Nic ci nie powiem ty zakłamany draniu. Równie dobrze możesz mnie od razu zabić - warknęła, niezaprzestająca prób oswobodzenia dłoni.
- Nie zabiję cię – stwierdził spokojnie – lecz okaleczę, permanentnie. Będziesz tak żyć.
- I tak cię zabiję...
Odpowiedziało jej milczenie. Mag cienia czekał. Dobrych kilka chwil nim wstał, nie miał zamiaru jej jeszcze nic zrobić. Po alchemicznej regeneracji ciągle rwała go wieczorami noga. Zrobił kilka kroków dla rozchodzenia.
- Nie wierzysz mi, co? W sumie sam bym sobie nie wierzył.
- Oczywiście że ci nie wierzę, od samego początku mnie okłamujesz – usłyszał w odpowiedzi.
- A widzisz, to wszystko po to aby właśnie cię nie zabijać. Po to są informacje.
- Po co ci właściwie jakiekolwiek informacje na mój temat? – stęknęła próbując się uwolnić.
- Po co, to, po co tamto – podszedł i poprawił więzy – poratuj to jako spowiedź. Na koniec dostaniesz rozgrzeszenie i jutro wypływamy.
- Zapomnij. Jesteś ostatnią osobą na świecie której miałabym ochotę się z czegokolwiek zwierzać – warknęła, szarpiąc ręką. Sznur boleśnie wbijał jej się w nadgarstek i ocierał skórę, ale nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
- Nawet za cenę bólu – spojrzał jej w oczy – nie jesteś w stanie zawierzyć? Uchylić przyłbicy?
Posłała mu zdeterminowane spojrzenie, a przynajmniej próbowała taki efekt osiągnąć, co nie za bardzo jej wyszło. Pod pancerzem hardości i zawziętości dało się dostrzec ból i rozpacz. Pokręciła przecząco głową.
- Ocal się – głos miał spokojny, zimny, lecz nie okrutny. Przypominał bardziej coś niewzruszonego, pradawnego i odwiecznego. - Proszę, pozwól się ocalić.
Ailis patrzyła na niego kompletnie zaskoczona, po czym oznajmiła dobitnie:
- Oszalałeś.
Kuglarz ponownie przysiadł przy stoliku. Wzrok wbił w lezące karty. Pozwolił kobiecie namyśleć się przez pewien czas.
- Skąd pochodzisz?
Ailis posłała mu nieufne spojrzenie.
- Chcesz mnie wydać strażom że o to wypytujesz?
- Po co? Nagrody nie będzie już.
- Więc do czego ci potrzebne te informacje? – cały czas przeszywała kuglarza nieufnym wzrokiem.
- Chyba zapomniałaś, że to przesłuchanie.
Ailis nie odpowiedziała, pracowała dalej nad uwolnieniem z więzów, mrucząc coś pod nosem:
- I tak skończę jak ten mag Erga… - marudziła, ale Mantus to usłyszał.
- Niczego mu nie obiecywałem – Mantus wstał zabierając nóż. Z jakąś dziką szybkością przetrzymał jej głowę razem z powieka. Najpierw pokazał nóż koło źrenicy, bardzo blisko. Mogłoby wydawać się,ze niemal jej dotyka.
- Dobra – wysapała zaskoczona bojąc się niemal oddychać. Kuglarz czekał na słowa.
- Moim miastem rodzinnym jest Rubidia.
Odszedł. Na stoliku przełożył jedną kartę bez odkrywania.
- Rodzice, kim byli. Kochałaś ich?
Ailis zmarszczyła brwi, prawie nie pamiętała swoich rodziców.
- Nie wiem, tak sądzę.
Odwrócił karty. Dama do górny nogami. Nad nią król. Karta z dziwnym malowidłem, miał berło z kości.
- Nie żyją?
- Zginęli w pożarze.
Zdjął ze stołu trzy karty. Skrzypka oraz dwie służące do gry. Zmarszczył czoło. Świeca tańcowała dziwnie jakby płomień się rozdwajał. Odsłonił trzecią. Krzywy giermek znany w elfim systemie wróżb. Bokiem.
- Opowiedz o swym pierwszym morderstwie, dokładnie. Co zrobiłaś po nim?
Ailis westchnęła, to przesłuchanie było pozbawione sensu.
- To w zasadzie był przypadek. Byłam jeszcze dzieciakiem, miałam dziesięć, może jedenaście lat. Broniłam się, nawet nie zauważyłam momentu kiedy nóż wszedł w ciało. I zrobiłam to co każdy by zrobił na moim miejscu – uciekłam.
- Zależy ci na kimś teraz?
- Nie.
Prawa karta, odsłonięty wisielec, do góry nogami. Pod nim dziewiątka kier. Z lewej strony drzewo, zima. Powracająca przyroda? Kuglarz milczał gdy świeca się dopalała. Robiło się coraz ciemniej.
- Jest zima. Jedna z wielu, jesteś sama – kuglarz odsłaniał kolejne kart – tylko nędzny ogień z książek. Kilka przecznic dalej słychać psy. Chciało się spać lecz nie można było, sen to była śmierć. Potworne zimno, rozcieranie palców, aby tylko nie gangrena. Ogień się dopalał, książka spalała się szybko. Jakieś romansidło... Ailis zaschło w ustach, czuła że serce jej wali w piersi jak oszalałe. Wiedziała o czym Mantus mówi. Miała wówczas dwanaście lat, a zima była wyjątkowo sroga. Tej nocy głód jej dokuczał bo oddała skradziony chleb małemu chłopcu, który brudny błąkał się po ulicach miasta. To była noc kiedy pierwszy raz odkąd znalazła się na ulicy zatęskniła za domem. Wcześniej wszystko było tylko przetrwaniem… Nic jednak nie powiedziała, wpatrywała się w kuglarza zatrwożona. Jemu natomiast wystarczyła reakcja kobiety.
- Wszystko wskazuje na to, że twój ojciec żyje. ”I zabił matkę” – dodał w myślach. Zebrał ze stołu karty i wyszedł.
- Wiem, że potrafisz się wyswobodzić. Jutro odpływamy. Będę cię uczył.
***

Kuglarz klęczał w pokoju na parterze, medytował. Zrzucił z siebie zbędne przedmioty, w tym górne okrycie. Pozostał tylko w spodniach. Oczy zamknął, przed sobą miał ułożoną Różę. Kiedy rozpoczynał medytacje nawet cieszył się, że nie musi zabijać kobiety, że jest dla niej jakaś mętna, odległa w splotach świata – lecz dalej szansa. Teraz natomiast nie cieszył się. Potrzebny był mu spokój i wyciszenie się które tradycyjnie odnajdował w medytacji, w mantrze liczb.
Zaczął od jedynki. Wszak z jedności wszystko przychodzi do jedności wraca. Kuglarz wymawiając w duchu imię jedności zaprzęgał wszystkie myśli. Była to wszak liczba skupienia. Gdyby kończył na niej mantrę – również spokoju. Więc trwał zamyślony, oddychając płytko. Jeden do wielu, wiele na jeden. Ego rozbijało się na fragmenty i momentalnie scalało, z każdym oddechem. Upiorne doświadczenie – być w sobie i poza sobą, zostać człowiekiem w całości, idealnie kompletnym bytem. Przynajmniej do końca danej liczby.
Wyswobodzenie się z więzów trochę Ailis zajęło, kiedy już jednak tego dokonała miała nadgarstki otarte do krwi. Minęło dość czasu żeby przetrawić szokującą informację o tym że jej ojciec żyje i dziewczyna doszła do wniosku, że kuglarz okrutnie sobie z niej zażartował. Rozeźlona wpadła do pokoju zajmowanego przez Mantusa.
- Uważasz że to było zabawne tak sobie ze mnie zakpić?! Gdyby mój ojciec żył to nie zostawiłby mnie na ulicy na niemal pewną śmierć!
- Uspokój się i prześpij z tym– odparł bez otwierania oczu – nikt nie karze ci mi wierzyć.
- Jeśli chciałeś żebym była spokojna to było nie żartować sobie ze mnie w taki okrutny sposób – powiedziała z wyrzutem, w jej oczach błysnęły łzy, które otarła gniewnym ruchem, ale kuglarz nie mógł tego widzieć, bo wciąż miał zamknięte oczy. – Co ci się stało? – spytała, przyglądając się osobliwej mieszance blizn i tatuaży.
- Tak wyglądało moje szkolenie – odparł chłodno i wrócił do liczy pięć.
Ailis bez słowa odwróciła się i opuściła pomieszczenie, a następnie budynek. Miała jeszcze kilka rzeczy do załatwienia w mieście.
***

Jeszcze trwała ranna szarówka gdy Mantus witał się z kapitanem małego, kupieckiego statu – co było pozytywne, taki nie osiądzie na mieliźnie łatwo. Aż trudno było uwierzyć, że jest to kapitan statu handlowego. Bernard Siekiera wyglądał jk rasowy pirat. Pół twarzy miał zorane bliznami, nie to od gorąca ni ostrzy, bardziej jakby mieszaniną wpływu kwasu i zwierzęcych pazurów. Jakby tego było mało, wyraz twarzy miał hardy i bandycki, zęby różne – złote, srebrne, drewniane, bardzo mało własnych. U pasa trzymał sporych rozmiarów toporek zaraz obok noża. Na bogów, ten nóż. Czy w zasadzie miecz konstrukcji noża, trudno się decydować co to za potworność, jak tym walczyć, do czego ma służyć. Kuglarz jednak musiał przyznać, że dla prostej gawiedzi widok kogoś z takim „nożem” równy był narobieniu w spodnie. Widząc Mantusa z Ailis uśmiechnął się niepokojąco, a następnie... objął i wycałował kuglarza jak dawno nie widzianego przyjaciela – z jeszcze milej widzianą zapłatą za rejs.
Bramy miejsce obserwowano dokładnie lecz nikt nie mógł sobie pozwolić na podobną izolacje portu, kosztowałaby po prosu za drogo. Dlatego też mogli po pokładzie poruszać się dość swobodnie w gronie załogi. I grać z nimi w karty, co Mantus chętnie poczynił.
***

Wysiedli z łódki na piaszczystym brzegu zatoki, dobre kilka godzin żeglugi od portu miejskiego. Beczułkowaty marynarz ociągał się z wiosłowaniem gdy wracał na macierzysty statek – kaprawym spojrzeniem raczył kobietę nieprzerwanie. Kuglarz cierpliwie poczekał aż ten odpłynie. Ziewnął przeciągle i wyjął z torby jeden z dwóch mieszków z zapłatą. Jeden podał zabójczyni.
- Twoja działka – stwierdził odsypując sobie z własnej części dwa klejnociki oraz pierścień. Resztą zakręcił nad głową i sprawnym zamachem wyrzucił w głąb morza, topiąc kosztowności. Tak jak złoto i klejnoty opadły na dno, tak kamień spadł z serca kuglarzowi. Ostatnia zapłata regule, bilans czysty, nie ma długów wobec losów. Poza jedną, małą drobnostką której to ziszczenie miało dać mu całkowitą wolność. Strata pieniędzy nawet go nie ruszyła. Zabójczyni bez słowa schowała zapłatę. Przyzwyczaiła się do myśli że Mantus jest jakimś obłąkańcem, dlatego też nie zwróciła większej uwagi na to, iż wyrzucił on drugi mieszek w głębiny morza.
- Proponuję wędrować jakiś czas razem, do możliwego miejsca rozejścia się.
Ailis zmierzyła kuglarza nieprzychylnym spojrzeniem. Nie wierzyła mu: najpierw bredził coś na temat nauki, a teraz proponował jej wspólną podróż. Piorunowała go wzrokiem przez chwilę, po czym odwróciła się bez słowa i podjęła wędrówkę.
***

Wędrowali brunatną, rozmokłą, leśną drogą. Kuglarz opierał się na metalowym kiju, na głowie posiadał brązowy kapelusz – nie wiadomo skąd go wytrzasnął. Dzień był wyjątkowo zimny i raczej mokry. Chociaż jeszcze nie podało to wydawało się jakby ciągle było po deszczu. Z drzew leciały liście.
Zatrzymali się widząc nienadjeżdżających znad przeciwka konno zbrojnych. Kuglarz jak i kobieta rozważali ucieczkę. Ta jednak szybka stała się bezcelowa gdy mag cienia dostrzegł na przodzie oddziału znajome twarzy. Czy oddając cały kształt sytuacji: znajome, zakute mordy zbirów.
- Patrz uważnie. Ten na samym przodzie, z napierśnikiem to Ulrike von Atten, ostatnio ścigany na spalenie klasztora. Straszny skurwysyn, do tego herbowy. Ten wielkolud po jego prawicy to Maciej Wilk, gwałciciel, rabuś, ojcobójca. W Arturon nie ustało na niego trzech paladynów. Sprytny ale raptus. Dalej Misza, ten zorany bliznami oraz jego brat Szelom. Zasadniczo trzeba wyczuć, raz jeden jest psubratem raz drugi, na przemian. Ne lewo masz tylko Alberta, herb podobno kiedyś miał. Przyjrzyj się mu dokładnie, ostre rysy, łysieje, nie za duży. To szef tej bandy. Mówiłem, że Ulrike to kurwysyn? No to ten jest jest królem skurwieli. Szalenie niebezpieczny człowiek.
I gdy tak szeptem przedstawił Ailis jadących na czele oddziału zbójów, ci zatrzymali konie i przyglądali się Mantusowi jakby zobaczyli ducha. I oto zarówno Ulrike jak i Albert zeskoczyli z koni i krzykliwe niemal chóralnie:
- Mantusie, jak dobrze was widzieć!
I Z dziwną, zdawałoby się naturalną szczerością uściskali go aż kuglarz stracił dech jak to starego przyjaciela.
- No dobrze, dobrze. Też się cieszę z waszego towarzystwa.
- Podróżujecie gdzieś, konia wam trzeba – stwierdził Albert z uśmiechem.
- Prawdę mówiąc, to byle dalej od miasta – wzruszył ramionami – może i być z wesołą kompanią.
- To świetnie – szef klasnął w dłonie. - Konia dla przyjaciela! Mamy akurat trzy luzem, ot się kolorowych cudaków obiło. Twoja dziwka?
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości