Wybrzeże CieniaCzy to dżinn?

Niezwykle tajemnicze wody tego Morza Cienia, kryją w sobie wiele skarbów i niebezpieczeństw, już wielu zginęło w wyprawach poszukując przygód i bogactw. Największym jednak łupem dla każdego z nich było by odnalezienie legendarnej Wyspy Maar.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Czy to dżinn?

Post autor: Yve »

3 miesiące i 4 zamtuzy wcześniej

        I znów Trytonia... Najwidoczniej trudno się całkowicie odciąć od tego rozkosznego miasta pełnego kultury, wzajemnej tolerancji i wszechobecnej serdeczności ze strony sąsiadów. Śmierdzi szczochami, a dwie przecznice dalej w jednej z uliczek jest świeżo rozkładający się trup? Kto by pomyślał. A może by się pokusić, że Trytonia jest jak choroba weneryczna? To, to na pewno, ale jak to z chorobami wenerycznymi bywa - lepiej nie wchodzić w szczegóły.

        Oj, dużo się działo ostatnimi czasy. Z siedziby tamtego maga, który ją stworzył, błąkała się po okolicy i rozpaczała nad brakiem możliwości przebrania się w jakieś czyste i ładnie wyglądające ubrania. Życie w dziczy nie było ani trochę przyjemnością, przez krzaki jej futro na ogonie się kołtuniło, nie miała go jak rozczesać, co chwila jakiś niedźwiedź albo wataha wilków ją goniła - i dlaczego? Bo chciała się przespać! Ale najgorsza była chyba katorga kąpieli w zimnych strumieniach, bez zmiękczających i pielęgnujących jej skórę olejków, jak również samo jedzenie.
        - Głupie pchlarze, głupia dzicz! Spalić to wszystko! Ja chcę już do miasta! - żaliła się niejednokrotnie w przestrzeń.

        Któregoś dnia jej życzenie się spełniło - przynajmniej częściowo - i wkroczyła na jeden ze szlaków handlowych. Jej szczęściu nie było końca, gdy napotkany stary kupiec, wcale przez nią nie zmanipulowany ani nie zaczarowany, postanowił zaoferować jej pomoc w postaci transportu do najbliższego miasta oraz skromnego prowiantu przez drogę. W końcu Yve zaczęła odżywać na nowo. Co prawda z niewiadomego dla siebie powodu wciąż paskudnie się czuła, choć nie mogła sprecyzować dlaczego, lecz obecnie liczyła się jedynie wizja powrotu do cywilizacji. A dokładniej do Ekradonu.

        To w nim lisica wróciła do pełni sił, od razu zatrudniając się w tamtejszym zamtuzie. Z początku była wściekła, bo przez podarte ubrania, niemal rozsypujące się od samego patrzenia, dłuższy czas bez porządnej kąpieli i potargane włosy, w których jeszcze gdzieniegdzie znajdowały się kawałki gałązek i młode listki, burdel-mama niezbyt była zainteresowana jej "pomocą", a inne kurtyzany wyśmiewały i wyszydzały lisią przybłędę z lasu. Yve musiała jednak przełknąć dumę i zachować spokój, nie mogła im się rzucić do gardła, bo po pierwsze: nikt by już jej nigdy nie zatrudnił w zamtuzie, jeśli rozeszłaby się po Łusce wieść, że zmiennokształtna jest zabójczynią, po drugie: zostałby za nią wysłany list gończy i również nie mogłaby sobie dorobić w cechu. Chociaż... Gdyby tak ich wszystkich zabiła i przejęła zarządzanie nad tym burdelem? Za dużo problemów i przeszkadzających ludzi. Niepotrzebne jej to było.

        Po zarobieniu nieco grosza, skompletowaniu kilku sztuk garderoby i skomponowaniu nowego, dużo nowocześniejszego Zestawu Małego Truciciela, wyruszyła z Ekradonu za swoim celem. A konkretniej ze swoim celem, gdyż miała zabić gońca i przejąć jego przesyłkę oraz dokumenty skierowane do władz Nowej Aerii. Ale po co to robić na szlaku między miastami, gdzieś w lesie i znów przechodzić przez to dzikie piekło na własnych nogach, kiedy można się nieco zabawić, wyciągnąć "legalnie" kasę za umilanie czasu, a przede wszystkim mieć zapewniony transport? Naiwnego chłopaczka zabiła w stajni przy jednej spod nowoaerijskich karczem, pół stai od bram miasta. Tam oddała wykonane zadanie, odpoczęła nieco, znów zarabiała w przybytku uciech cielesnych, gdzie to ona bardziej wykorzystywała niż była wykorzystywana, zarabiała niemały pieniądz z dodatkiem ekstra od swoich otumanionych zaklęciem klientów i z kolejnym zleceniem ruszyła w świat.

        Tym razem był to kilka lat od niej starszy arystokrata, niezwykle przystojny, który podczas jej ostatnich dni w Nowej Aerii dość często odwiedzał ją w zamtuzie. Nie trudnym więc było zaszczepienie mu w umyśle mikroskopijnego pomysłu, czyby nie poprosić Yve o rękę. Dzięki temu nie musiała się użerać z zakompleksionym, nadpobudliwym właścicielu domu publicznego z małą ilością intelektu i jeszcze mniejszym przyrodzeniem. Niemniej lisica pozwoliła sobie przed swoim wyjazdem zgarnąć od niego jeszcze wypłatę z góry za dwa najbliższe miesiące, coby zostawić po sobie miłe wspomnienia.

        Podróż poślubna do rodziny arystokraty w Fargoth była cholernie długa i Yve jeszcze nigdy w życiu tak się nie wynudziła jak właśnie wtedy. Co prawda wygoda, ciepełko, spełnianie wszelkich zachcianek i jedzonko miała pod ręką, ale niemal dwutygodniowe towarzystwo niezbyt interesującego (jak się okazało) mężczyzny w pewnym momencie doprowadziło do tego, że dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy jednak spędzenie tego czasu w dziczy nie byłoby bardziej interesujące.
        Będąc już na miejscu od razu się z nim rozstała, a jako prezent przeprosinowy podarowała mu bardzo egzotyczną herbatę dla niego i jego rodziny, więc gdy się jego krewni wraz z nim potruli, nikt nie mógł powiązać tego z pewną lisołaczką, która była co chwilę wynajmowana w fargothowym zamtuzie z przydomkiem najlepszej kurtyzany w tej części Alaranii. Yve brała z życia całymi garściami, kochała się, była wielbiona, zarabiała, manipulowała i wydawała pieniądze. Bawiła się mężczyznami jak szmacianymi lalkami i w całej jej karierze jako prostytutka może tak naprawdę dziesięciu dostąpiło tego zaszczytu, że naprawdę pozwoliła im się z sobą kochać. Inni zostali jedynie przez nią zmanipulowani albo przeżywali podesłany przez jej magię sen, który spełniał ich najskrytsze, najbardziej odrażające i perwersyjne fantazje, o których ona sama wolała raczej nie myśleć. Jeszcze innym po prostu mąciła z pamięcią, by całkiem wymazać z ich głów fakt, że się z nimi w ogóle nie zabawiała, a oni i tak jej zapłacili, niekiedy nawet podwójnie. Żyć, nie umierać. Przynajmniej do czasu aż ludzie tamtego czarodzieja, co ją stworzył, nie wywęszyli jej i nie zaczęli przeszukiwać Fargoth. Po prostu musiała uciekać.

        W Arturonie zabawiła tak naprawdę najkrócej. Cały czas czuła na karku nieprzyjemny oddech pościgu, a najgorsze w tym, że z czasem zaczęła mieć coraz mniej sił i coraz częściej dręczyły ją nudności. Prawdziwą zagadką natomiast było to, czy stała się również bardziej rozdrażniona, opryskliwa i agresywna, czy po prostu zawsze taka była, a frustracja spowodowana tym, że była goniona jedynie to potęgowała. Na to nikt nie mógł odpowiedzieć, bo nikt tak naprawdę nie znał Yve, przyjaźnie traktowała jak chwilową rozrywkę, wyrzucając z głowy twarze i imiona osób, z którymi spędzała w danym mieście najwięcej czasu. Wyjątkiem był nierozgarnięty, dziecinny tryton Rubiniento, który przepadł jak kamień w wodę oraz jeden wilkołak w Valladonie, który najchętniej zabiłby i wypatroszył lisicę za to, że kiedyś zabrała jego małą córkę do burdelu. Fakt, może nie był to najmądrzejszy pomysł w życiu ogoniastej, ale małej się nic nie stało, a według kobiety było całkiem zabawnie.
        W arturońskim domu uciech, opływającym w luksusy spędziła niecały tydzień, póki nie natknęła się na pewnego, wyjątkowo niesympatycznego diabła, dla którego lisica była najgorszym, na równi z innymi śmiertelnikami, ścierwem. Dumna zmiennokształtna nie mogła darować takiej zniewagi i nikomu wcześniej nie darowała, więc mało interesując się tym, że oto właśnie chce się narazić diabłu, postanowiła się zemścić. Nie, nie traciła na niego swoich cennych składników na trutki, nie tępiła swoich sztyletów na jego twardej niczym kamień skórze. Przejęła kontrolę nad jedną z jego konkubin, nowiuteńką zabaweczką o niezwykle słabej woli i gdy doszło do kłótni i zamieszania - inne pokusy postanowiły stanąć w obronie bitej małolaty - Yve capnęła z jego gabinetu pewną księgę, której cały czas od momentu zakupu dwa dni wcześniej, pilnował jak oka w głowie. Nie wiedziała, co to za księga, ale była przesycona magią, a jej zdobienia tworzyły przepiękne refleksy na ścianach przez odbijające się promienie słońca. Niestety, piekielny zbyt szybko uporał się z problemem i nakrył lisicę na kradzieży, wysyłając za nią pogoń. Tę zgubiła dopiero w lesie nieopodal Trytonii i tak oto właśnie się tu znowu znalazła.

        - Gdzie ten twój zielonoskóry przydupas, co go szef zawsze pałką tłukł, bo zostawiał smugi na podłodze i śladów krwi nigdy nie domywał? - zapytała złośliwie jedna z kurtyzan, która objęła pieczę nad tą burdelo-karczmą, gdy tutejszy szef został zabity. To w tym przybytku wyruszyła z Rubinem w świat i wszystko się niemożliwie pokomplikowało.
        - Chędoż się, Mia, nie twój interes, mój zresztą też nie - warknęła z gniewem, piorunując młodszą koleżankę karcącym spojrzeniem, co z tego, że jej przełożoną.
        - Zanieś piwo tamtym dwóm dżentelmenom i możesz iść do siebie odpocząć, nie wyglądasz najlepiej - powiedziała kurtyzana, uśmiechając się triumfalnie, gdy Yve zamiast podjąć zaczepkę i nieco się rozluźnić, postanowiła swoją odpowiedzią kategorycznie zakończyć temat. Jak nie Yve. To dało też Mii do zrozumienia, że choć lisica dość często sama pogardzała trytonem, był on tak naprawdę dla niej kimś ważnym, niemal jak starszy (młodszy umysłowo) brat.

        Zmiennokształtna zarzuciła kilka razy swoją kitą na boki od niechcenia, wzięła tackę z kuflami piwa i poszła wykonać polecenie. Po oddaniu połowy napiwku zza stanika Mii, poszła na piętro do swojego pokoju, gdzie położyła się na łóżku z okropnym bólem brzucha i wyjęła z szuflady tajemniczą książkę. Odkąd ją miała co noc się zastanawiała, co to w ogóle może być, lecz za każdym razem wahała się przed otworzeniem. Obecnie wodziła palcami po złotych zdobieniach, które w słabym świetle świec nie wyglądały już tak oszałamiająco.
Awatar użytkownika
Quan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quan »

        Magia na Łusce nie istnieje w czasie ani po za nim. Ona po prostu jest tu i teraz, przenika wszystkie byty jednocześnie i oddziałuje na nie na zasadzie akcji-reakcji. Jej skupiska potrafią zmieniać całe pasma górskie w dymiące kratery lub rozdzierać przestrzeń tak, że patrząc pod nogi, dobry obserwator nie dostrzeże tylko garści marnego piachu, a przemieszczające się w przestrzeni jedno z oczu Prasmoka (drugie mając nad głową naturalnie). Jednak sztukę tę opanowało dotychczas tylko kilku nielicznych i bardzo potężnych czarodziejów, którzy odcięli się od realnego postrzegania rzeczywistości. Dla nich, podobnie jak dla pewnej istoty nieśmiertelnej, czas przestał grać pierwsze skrzypce.
        Echo zatrzaskującego się metalu unosiło się między kartkami już od stu lat, choć Quan wiedział doskonale, iż ten jeden wiek mógł być także pojedynczą i nic nie znaczącą godziną. Tu, w sercu Octavo, czas nie płynął niczym rzeka. Był pojęciem stałym, jak głaz i podobnie co on miał namacalny dowód istnienia. Dla jedynego mieszkańca księgi było to rozdzierające umysł doznanie. Podczas gdy on siedział w zamknięciu, świat mógł przechodzić kolejne fazy ewolucji lub cofać się w rozwoju, tak jak miało to miejsce w Otchłani, kiedy najwięksi i najmądrzejsi z Nemorianów postanowili pobawić się pulsującą dookoła magią. Mógł tylko wertować własne myśli, zapisane na starych kartach, które z radością posłałby w ogień, gdyby tylko nie wiązała go klątwa umarłego. Tak bardzo pragnął wyrwać się na wolność, opuścić Octavo raz na zawsze i zamieszkać w bardziej podatnym na opętanie ciele. Ależ mógłby wtedy sobie naużywać.
        Nieoczekiwanie Quan wyczuł delikatne drgania na zapleczu własnej świadomości. Dom, który go więził, jednocześnie ostrzegał przed wszystkim, co mogłoby mu zaszkodzić. Tym sposobem upiór musiał choć w minimalnym stopniu chronić swoją celę, a przynajmniej nie stawiać oporu, gdy księga broniła się sama. Już raz uwolniła swoją potęgę, kiedy jacyś amatorzy, znalazłszy ją w mrocznym mauzoleum i nie mogąc jej otworzyć, postanowili rozłupać ją siekierą. Krater w miejscu starego cmentarza pewnie dymi do dnia dzisiejszego, a na złotych zdobieniach nie osadziła się ani jedna rysa.
Ktoś znów naruszał spokój księgi, choć sądząc po wibracjach, ten ktoś nie miał wobec niej złych zamiarów. Złote klamry odskoczyły, pozwalając staremu pergaminowi odetchnąć świeżym powietrzem i...
        Quan od razu wykorzystał lukę i opuścił Octavo niczym wystrzelony z kuszy bełt. Materializując się w małym pokoju oświetlonym kilkoma świeczkami, zamrugał niewyraźnie i przeciągnął się, aż trzasnęły mu wszystkie nieistniejące stawy. Znów był wolny, w ograniczonym tego słowa znaczeniu, bo gdy tylko zbliżył się do przeciwnej ściany, magia Octavo zabłyszczała mu na nadgarstkach. Upiór z wolna obrócił się i podążył wzrokiem za cienką nitką, zakończoną wystraszonymi oczami jakiejś kobiety. Po pierwszym, przelotnym skupieniu demon uznał, że to nie ten sam diabeł, który uwolnił go w parku. Istota przed nim miała długie włosy, błyszczące, fioletowe oczy i ogon, który nerwowo poruszał się na pościeli.
        - Kim jesteś? - zapytał czarny kształt, podlatując bliżej. Z aury, jaką dziewczyna emanowała zdołał jedynie odczytać jej zmiennokształtność i to, że się boi, ale wszystko inne pozostawało tajemnicą.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        - Drogi pamiętniczku, czym jesteś i jak wiele mogłabym na tobie zarobić? - mruknęła po raz wtóry śledząc palcami złote zdobienia.
        Cały czas starała się omijać gębę szkaradnej, rogatej bestii pośrodku okładki, jakby ta miała ją udziabać w momencie dotknięcia jej. Cóż... niby mało prawdopodobne, ale nikt normalny nie dodałby takiej ozdoby powieści romantycznej by pełniła funkcje czysto estetyczne... Z drugiej strony za to, nienormalny właśnie by zaklął tę paskudną mordę by odgryzała dłonie nieostrożnych czytelników, albo by od razu pochłaniała ich dusze po choćby przelotnym spojrzeniu na tę potworę.
        Westchnęła ciężko, nie wiedząc co począć z tajemnicą księgą. Jej obecny stan zdrowotny znajdujący się pod ogromnym znakiem zapytania również nie pomagał jej w myśleniu nad zdobionym złotem łupem i już miała go z powrotem schować, gdy nagle zatrzaski odskoczyły, a księga sama z siebie się otworzyła. Yve się zlękła, myśląc, że to bestia z okładki chce się wydostać i ją pożreć, lecz jak zmaterializował się przed nią jakiś cień, nie miała wątpliwości, że jest jeszcze gorzej niż odwiedziny rogatej pokraki. Przerażenie szybko jej minęło zastąpione złością i oburzeniem, tym bardziej gdy intruz zadał jej to bezczelne pytanie.
        - Kim ja jestem?! Do diabła! To ty wtargnąłeś do mojego pokoju! To ja chcę wiedzieć kim ty jesteś zboczeńcu i jakim prawem masz czelność panoszyć się po MOIM pokoju bez pukania czy pozwolenia?! - warknęła na niego wkurzona.
        Kątem oka zerkała w stronę wnęki między łóżkiem i szafką nocną gdzie chowała swoje rzeczy, a przede wszystkim ostrza. Nie mogła jednak ich od tak dobyć. Facet (bo myślała, że to jakiś ubrany na czarno mężczyzna, może inny zabójca, albo co gorsza jeden z ludzi czarodzieja, któremu uciekła, bądź diabła, któremu spłatała psikusa) był stanowczo za blisko by mogła od tak sięgnąć do przestrzeni między meblami i wyjąc sztylet by bez wahania podziękować nim gościowi za przybycie. Nie musiała jednak długo myśleć nad swoją sytuacją i jak z niej wybrnąć, po prostu chwyciła za księgę i nią cisnęła w nieznajomego - zawsze był to bardziej niebezpieczny pocisk niż poduszka. Ku jej zdziwieniu tomiszcze przeleciało przez niego jak garść piachu przez palce i z hukiem rąbnęła o podłogę.
        - Yve?! Wszystko w porządku?! - Dobiegł z dołu zmartwiony głos Mii, gotowej w każdej chwili ruszyć z pomocą, czyli wysłać na górę w ramach ochrony kilku jeszcze trzeźwych klientów, którzy w zamian mieli by nockę za pół ceny (i tak przez piwo czy hazard zostawią w zamtuzie więcej kasy, a ta i tak im z każdą chwilą przebywania tu ubywa. Krzątające się tu i tam kelnereczki uwielbiały napiwki i nie pilnowane mieszki tutejszych klientów.
        - Jest dobrze, zaczęłam przysypiać przy książce! - odkrzyknęła jej, a po tym spojrzała z jadem w oczach na cień. - Wynoś się stąd popaprany dewiancie - syknęła pusząc ogon. Wiadomo przecież, że najlepiej jest być straszniejszym i groźniejszym niż ten co cię przestraszył. Zaraz jednak coś w niej zaskoczyło i nieco się uspokoiła, a po kolejnych dwóch uderzeniach serca jej oczy błysnęły jak dwa złote gryfy.
        - Czekaj moment, czy ty nie jesteś dżinem? Rozumiem na lampę nie było cię stać, poza tym są już dawno nie modne... Zaraz! Czyli możesz spełnić moje wszystkie życzenia?! - uśmiechnęła się chytrze z jednoczesnym entuzjazmem, a jej ruda kita raz po raz przecinała z podekscytowania powietrze. - Po pierwsze nieograniczona ilość życzeń oraz nieśmiertelność i wieczna młodość! Drugim życzeniem jest elegancka czapka niewidka, a na koniec niech wszyscy mnie wielbią, niech składają mi ofiary, kochają, karmią i obsypują złotem oraz prezentami! Tylko migiem! Nie mam całego dnia - prychnęła jak do służącego, bo skoro cień był dżinem, istniał po to, by spełniać jej życzenia i nic poza tym. Jakby nie patrzeć za to że ją napadł i wtargnął do jej pokoju, a przede wszystkim ja wystraszył, należało jej się jakieś dodatkowe odszkodowanie.
Awatar użytkownika
Quan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quan »

Ponownie wolny - to było wspaniałe uczucie, a przynajmniej byłoby takie, gdyby pewien czarodziej nie rzucił klątwy na własną duszę, zamykając ją w starej, wyblakłej przez czas księdze razem z upiorem, chcącym ją pożreć. Niebywałe do czego były w stanie posunąć się istoty śmiertelne, jeśli uznały coś nieznanego sobie za niebezpieczne. A przecież jakiego to zniszczenia mógł dokonać jeden demon, w dodatku nie tak potężny jak jego potępieni bracia i siostry. Z resztą nie ważne - tylko Prasmok posiadał dość mocy, by kształtować historię świata, więc to co się już stało należało do przeszłości. Teraźniejszość leżała w szponach Quana, którego gniew sączył się ogniem przez pożółkłe kartki.
Obecnie przyglądał się on uważnie kobiecie przed sobą, trzymającą w rękach jego więzienie, jakby to było coś cennego. Owszem, złoto z oprawy, gdyby je wydłubać, można by sprzedać za ładną sumkę, lecz znaki jakie owo złoto tworzyło nie przekonałoby do kupna żadnego znawcy spraw okultystycznych. Ale próbować zawsze warto. W tym momencie demon zdał sobie sprawę, że dziewczyna na łóżku coś do niego powiedziała, co chyba zasługiwało na część jego uwagi i odpowiedź. Podlatując bliżej, Jetro raz jeszcze przyjrzał się księdze i z niezadowoleniem na pozbawionej mięśni i kości twarzy, przeniósł wzrok ponownie na lisołaczkę.
- Nie jestem dżinem, a ty nie masz nade mną żadnej władzy - odezwał się w jej głowie, wykrzesując spomiędzy dymnych palców iskry, które z rozmachem rzucił na pościel.
Ogień jednak nie strawił materiału, a przebiegł po nim, zamykając dziewczynę w okręgu. Inne, obecne w pokoju źródła światła momentalnie pogasły, zalewając wszystko mrokiem, w którym paliły się błękitne ślepia potwora.
Życzenia kobiety były śmieszne, ale upiór nie przejawiał emocji, by to zakomunikować i ją uświadomić. Istoty śmiertelne zawsze szukały sposobu na ucieczkę od śmierci. Praktykowali czarną magię, podpisywali cyrografy i wywoływali byty, o których nic nie wiedzieli w nadziei, że podadzą im one cały świat na talerzu. Quan pod każdym względem nie był jedną z takich istot. Dopóki arogancki czarodziej nie postawił swojej stopy w Otchłani był jednym z upiorów, duszą zniszczoną w trakcie Wielkiego Magicznego Wybuchu, który przetoczył się po krainie Nemorian jak wałek po cieście. Odżywiał się magią, napadał na osoby o słabszej woli i wykorzystywał je do własnych, niecnych celów albo po prostu zabijał je dla zabawy. Nie targały nim żadne wyższe emocje i uczucia, nie rozumiał praw wszechświata, wiedział jedynie, że żyje i że w przeciwieństwie do innych, jest nieśmiertelny.
Zaraz też, kiedy z twarzy kobiety dało się odczytać nić zrozumienia dla tego, kogo przed sobą ma, Jetro wyciągnął ku niej dłoń i siłą wdarł się w głąb jej umysłu, przedstawiając wizję jej własnego trupa leżącego na skotłowanej pościeli. Pobielałe kości w plamie zakrzepłej krwi były dość realistyczne, jak wyjęte z najprawdziwszych koszmarów. Nieco dalej, w cieniu pomieszczenia dało się dostrzec mężczyznę w szatach czarodzieja, lecz jego twarz była rozmazana. Wizji tego, jak dokładnie wygląda upiór nie mógł się doszukać, wyczuwając opór ze strony zmiennokształtnej. Najwyraźniej już dawno zadbała o to, by pozbyć się przykrych wspomnień, ale magia zła uwielbiała wykorzystywać to, co zostało, by tworzyć horrory.
- A teraz odpowiadaj, skąd masz tę księgę i kim tak właściwie jesteś! - rozkazał, kończąc pokaz falą energii, którą rzucił kobietę do tyłu, tak, by jej ogon i włosy przejechały się po ognistym kręgu.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        - Nie zmienia to faktu, że dalej jesteś zboczeńcem bez krzty kultury osobistej i manier, co widać po twoim wtargnięciu do alkowy damy! - burknęła oburzona jego szarogęszeniem się i arogancją, patrząc na niego nieprzychylnie i z gniewem. - Łaaaa! - wykrzyknęła zaraz i nieco spuściła z tonu szybko zgarniając swoją kitę i przytulając ją do siebie, gdy na łóżku pojawił się ogień. - Ty nie-dżinie uważaj trochę z tymi iskierkami! Mamusia nie mówiła ci, że nie wolno bawić się ogniem?! - zawarczała eksponując szereg białych, ostrych zębów z lekko wydłużonymi kłami jak u zwierzęcia.
        Zaraz też zaczęła się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu czegoś co mogłoby ugasić ogień, nie chciała by zamtuz poszedł z dymem. Niestety w zasięgu ręki miała jedynie pościel i poduszkę, a przecież chciała pozbyć się płomieni, a nie je wzniecić. Skoro więc nie mogła z obecnego miejsca zapobiec pożarowi postanowiła wyskoczyć płomiennego okręgu, lecz była jak uwięziona. Ściana ognia natychmiast rosła, gdy tylko chciała jakąś część ciała wystawić poza obręb konturu. Przy tym poparzyła sobie nawet przez przypadek rączkę. Jej cierpliwość powoli się kończyła. Co prawda nie miała najmniejszego pojęcia o co chodzi i co się tak właściwie dzieje, a ból brzucha i nudności tylko pogarszały jej samopoczucie i tłumiły rozsądne myślenie, jednakże to nie znaczyło, że zaraz miała się poddać i stać się potulna jak baranek dla tego czarnego zbereźnika. W końcu Yve miała swoją godność!
        Nagle wszystko znikło, a ją ogarnął paraliżujący chłód i przerażenie. Udało jej się dostrzec kontur pokoiku, w którym obecnie przebywała i świeży szkielet na łóżku, któremu przyglądała się z boku. Ba! W kącie prawdopodobnie miał stać jej oprawca, lecz lisica szybko się uspokoiła i nawet uśmiechnęła drwiąco w przestrzeń. W prawdzie nie mogła wyrzucić ze swojej głowy demona, ale poczuła jego obecność, no i pozostawał jeszcze sam fakt, że oglądała "swoje szczątki" z boku, a sama jeszcze stała i żyła. Do tego jeszcze zamazana twarz maga, przed którym uciekała - tania sztuczka, którą już nie tak trudno było ją zniwelować, bądź wnieść mentalne bariery by się przed nią uchronić, gdy już się ją przejrzało. Poza tym naprawdę wybielałe, rozpuszczone do nagiej kości szczątki i plama krwi miały ją przestraszyć? Była zabójczynią, parała się warzeniem naprawdę paskudnych trucizn wywołujących różne przerażające rodzaje śmierci - samymi swoimi umiejętnościami kulinarnymi potrafiła zabić! - była twórczynią wielu makabrycznych zgonów i sama nazwałaby się nieskromnie artystką w tej dziedzinie, więc facet przed nią musiałby się naprawdę postarać by zrobić na niej wrażenie i imitacją jej własnego zgonu by choć dostała gęsiej skórki. Obecnie czuła się jedynie zażenowana.
        - Dobrze kombinujesz ptysiu, ale tak wyglądały trupy na samym początku mojej kariery. Musisz się bardziej postarać, kochanie - prychnęła pogardliwie i się zaśmiała.
        Zakiełkowała w niej myśl czy może by nie nawiązać współpracy z demonem, bo skoro już się pojawił to czemu by nie, a nóż jeszcze lepiej zaczęłoby jej się wieść w życiu, no i zawsze była to jakaś kontra na czarodzieja, któremu uciekła. W końcu z takim demonem u boku, byle abra-kadabra-mistrz od razu podkuli ogon i ucieknie do swej zatęchłej nory, z której jeśli wychynie, to na pewno już się nie zbliży na staję od jej pięknej rudej kity. To był dobry plan, wystarczyło go tylko ubrać w odpowiednie słowa i...
        Jęknęła gdy została z tak potężną siłą odrzucona, ale najgorsze było to, że jej włosy i piękny ogon zostały w kilku miejscach przypalone. Yve patrzyła na osmoloną kitę mocno zszokowana, a w oczach wezbrały jej łzy. Cała też dygotała i była na skraju całkowitego załamania się.
        - Mój piękny ogonek... - mamrotała cały czas, aż w końcu nie zaczęła szlochać.
        Wyraz jej twarzy nagle się okrutnie zmienił, a określenie go mianem dzikiego czy czystej furii było poważnym niedopowiedzeniem. Nie panując nad sobą, rozhisteryzowana kobieta tracąc nad sobą kontrolę przybrała hybrydzią postać i bez mrugnięcia okiem rzuciła się demonowi do gardła... A przynajmniej do miejsca gdzie powinien jej mieć. Oczywiście skończyło się to przeleceniem lisicy przez niego, ale dla niej to nie był żaden problem. Zwinnie wylądowała na podłodze po drugiej stronie upiora, błyskawicznie się odwróciła i zaatakowała znów. Trochę to trwało, aż nie ogarnęło jej zmęczenie, ból brzucha się nie nasilił, a emocje się wyciszyły. Siadła zmęczona pod ścianą zmachana z trudem łapiąc oddech, a pod ręką miała otworzoną stronami do dołu księgę, do której przykuty był upiór, lecz to obecnie nie miało dla niej znaczenia.
        - Każąc komuś się przestawić, należy najpierw samemu to zrobić wieśniaku - burknęła z jadem w oczach i głośnie, zaraz jednak westchnęła i zgarnęła potargane włosy z przypalonymi końcówkami za ucho.
        - Księgę mam od pewnego diabła, a ja jestem Yve Ava'nah najwspanialsza skrytobójczyni, trucicielka i kurtyzana jaką tylko Prasmok mógł sobie wymarzyć! A tobie nie radzę ze mną zadzierać, bo mam dość duże znajomości wśród kręgów egzorcystycznych i nie jeden z egzorcystów za godzinę spędzoną ze mną wygnałby cię z powrotem do twojej zatęchłej dziury demonie! - zawarczała pod nosem mówiąc to i nie spuszczała z niego swojego spojrzenia. - Chyba że jednak będziesz rozsądnym demonem i zechcesz ze mną zawszeć układ, przecież musi ci być strasznie niewygodnie i nudno w tym zakurzonym tomiszczu, czyż nie?
        Zerknęła kątem oka na księgę i wyciągnęła po nią dłoń. Skoro demon się pojawił jak księga się otworzyła, może dałby dziewczynie spokój gdyby ta ją zamknęła i na wszelki wypadek zawiązała czymś grubym i wytrzymałym albo postawiła na okładce coś ciężkiego, żeby tomiszcze nie otworzyło się ponownie. Upiór w niej mieszkający nieznośnie działał jej na nerwy, jednakże zamierzała mu dać szansę. W końcu należy jej się odszkodowanie za zniszczone włosy i ogon!
Awatar użytkownika
Quan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upiór
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Quan »

Furia w oczach kobiety nie robiła na nim wrażenia, była wręcz dziecinna i śmieszna, z lekką nutą irytacji. Mimo to Quan się nie zaśmiał, nie powiedział, ani nie zrobił nic, co by wskazywało na jakieś zainteresowanie sytuacją z jego strony. Po prostu wisiał w powietrzu, jako czarny kłąb dymu o wiecznie zmieniającej się formie, ze wzrokiem utkwionym to na postaci lisołaczki, to na księdze. Dwa niebieskie ogniki służące mu za oczy przygasały i rozpalały się naprzemiennie ilekroć upiór "oddychał", czego nie można było stuprocentowo stwierdzić. Mimowolne opady i wzloty niematerialnego ciała ciężko przypisać pod jakiekolwiek fizjologiczne mechanizmy. Filozofowie i myśliciele wielu narodów rwaliby włosy z głowy, próbując zrozumieć naturę Jetra i istot jemu podobnych.
Kiedy głos lisołaczki rozbrzmiał na nowo, upiór postanowił jeszcze raz zaszczycić ją spojrzeniem tak lodowatym, że nawet piekło by zamarzło, a następnie złożył dwie z czterech swoich łap, jakby próbował w nie klasnąć. Ognisty krąg na pościeli zaczął przygasać, lecz zanim pokój zalała ciemność, ostatni z jęzorów wystrzelił w górę i przeistoczył się w pomarańczową kulę światła, w której, jeśli się dobrze przyjrzeć pływał kształt podobny do ludzkiego embriona. Z czasem jednak i on zmienił się w ledwie tlący się płomyk, przechodząc przez wszystkie i ilustrując kolejne stany ludzkiego istnienia, by na koniec zostać wchłonięty przez czarne ciało demona.
- Twoje życie jest ulotne. - Wyszeptał upiór, nie spuszczając oczu z Yve. - Jesteś słaba i strachliwa. Chowasz się za maską, ale gdy przyjdzie co do czego, uciekniesz. To takie typowe dla was, śmiertelnych.
Quan nie potrafił zaglądać we wnętrza swoich ofiar, nie będąc chwilowym panem ich ciał, ale nie był głupi. Istoty w tym świecie z zasady nie żyły wiecznie, nie wiedziały kiedy umrą, wiedziały jedynie, że kiedyś na pewno. On z kolei posiadał tę świadomość, że człowiek i czas nic nie są w stanie mu zrobić. Będzie żyć do końca, obejrzy śmierć wielkiego Prasmoka, a potem zniknie wraz z jego ostatnim, sennym mirażem. Kobieta przed nim może i była w stanie ukryć strach przed widokiem własnej śmierci, ale na pewno była tego świadoma. A o więcej Jetro nie prosił.
Atak na jego skromną egzystencję nastąpił tak nagle, że w pierwszym odruchu upiór zasłonił się ręką, którą to następnie błyskawicznie skierował przeciwko kobiecie. Fala energii ponownie uderzyła w nią i z impetem posłała na półkę z książkami. Odgłos łamanych desek nie był jednak jedynym, który towarzyszył zniszczeniu. Nim lisołaczka odzyskała pion, kolejna fala eksplodowała za komódką, posyłając mebel na głowę najwspanialszej skrytobójczyni, trucicielki i kurtyzany, jaką tylko Prasmok mógł sobie wymarzyć. Jednak co by to była za walka, gdyby na tym się zakończyło. Pokój powoli zamieniał się w pobojowisko i stało się więcej niż pewne, że cały budynek już o tym wiedział. A jeśli nie to płomienie przeżerające podłogę zaraz to wszystkim uświadomią.
- Ta przeklęta książka niewiele ci pomoże. - Zaryczał upiór na poczynania lisołaczki i formując ognisty pocisk, wystrzelił w jej kierunku. Niestety właśnie wtedy do głosu poderwały się stronice, Octavo dosłownie wyfrunęło z rąk dziewczyny i zasłoniło ją niby tarcza. Magia Quana odbiła się od niej i tylko jego refleks uchronił go przed rykoszetem. Ogień trafił w drzwi za nim, zmieniając je w grudę popiołu, za którą stał drab z pałką i kilka wystraszonych dziewczyn. Na widok upiora wszystkie pisnęły i pouciekały, w przeciwieństwie do mięśniaka, który otrzymał wyraźny rozkaz pozbycia się intruza. Więcej jego mały móżdżek nie potrafił zarejestrować, nawet tego, że gdy tylko przekroczył próg, czarny dym skoczył ku niemu i przez usta i oczy opanował jego wnętrze. Wykształceni lekarze nazwaliby ten stan skurczem, ale to, co wykonało ciało mężczyzny przechodziło wszystkie książkowe definicje. Jego mięśnie napięły się jak struna, stawy prawie wykonały pewien obrót, łamiąc się w pewnych miejscach, a oczy zalały się głęboką czernią.
- Nazywamy się Jetro - powiedziały usta osiłka, po czym cała jego sylwetka ruszyła na Yve.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        - Powiedział byle pierd Prasmoka - fuknęła oburzona. Naprawdę miała już dość aroganckiego i przekonanego o własnej wyższości nad innymi upiora, który pojawił się w ogóle nie wiadomo po co!
        Skoro nie chciał spełniać jej życzeń, to jego osoba nie miała dla niej najmniejszego znaczenia. Mógł po prostu jak zwykły bąk się wywietrzyć i w końcu zostawić powietrze wolne od swojego smrodu, ale niestety, temu zebrało się na wykłady pod tytułem "Marność nad marnościami i wszystko marność". Tak po prawdzie to Wyspy Syren nie odkrył, ale może jak się nagada to zaspokoi jakieś swoje nieprzyzwoite fetysze i da jej w końcu spokój? Wtedy mogłaby go nawet całować po... Cóż tu był problem, ale do rozwiązania.
        Niestety więcej czasu nie dostała na zgłębianie jego "wspaniałości", jakże uprzejmy wielmożny demon postanowił zasadzić się na życie jej biednego ogona i spalić go żywcem. I tu miarka się przebrała. Co prawda wciąż to lisica najgorzej na tym wychodziła, ale miała swoją dumę, a poza tym... ON ŚMIAŁ PRZYPALIĆ JEJ OGON!!!!!!
        Uderzenie w regał nie należało do najprzyjemniejszych i choć będzie długi czas odchorowywać bolący kręgosłup, nie był to jej najmniejszy, ponieważ przez tę falę energii jej ręka uderzyła w kant biblioteczki i niestety kość w ramieniu pękła. Ból był nie do zniesienia, a w jej oczach zalśniły łzy, lecz nie było czasu na mazgajenie się, bo oto demon chciał wbić jej całą książkową wiedzę znajdującą się na regale solidnie do głowy. I to dosłownie. Widząc, że coś może przebić złamaną rękę w jej wyimaginowanym rankingu najbardziej beznadziejnych obrażeń jakich się nabawiła w przeciągu ostatnich pięciu minut, od razu rzuciła się w bok robiąc fikołka, po ziemi i sięgając szybko po sztylet schowany we wnęce między łóżkiem i szafeczką nocną, z przyjętą hybrydzią formą. Dziewczyna nie tylko warczała wściekle, jej ogon zamaszyście przecinał powietrze za jej pośladkami i nie było nadziei na to, że szybko przestanie.
        - To ją zabieraj i wywietrzej tam skąd tu przypełzłeś! - warknęła gotowa rzucić raz jeszcze cisnąć książkę w jego stronę, obronny odruch bezwarunkowy, gdyż na podziurawienie tomiszcza i podarcie go na kawałki odpowiednie do podtarcia się niestety nie było wystarczająco czasu. Widząc lecącą w swoją stronę kulę ognia chciała rzucić w płomień księgę i uciec, lecz okazało się, że w przeciwieństwie do upiora lektura w jej rękach jest piekielnie dobra.
        - Zapomnij, nie oddam! - zmieniła zaraz zdanie i zgarnęła tomiszcze przyciskając je do piersi. Taką tarczę to ona mogła mieć. Tym bardziej na ten psychopatyczny smog.
        - Khhh, do diabła spadajcie stąd! - krzyknęła widząc za spalonymi drzwiami zaciekawione rumorem towarzystwo.
        Kurtyzanom nie trzeba było powtarzać, niestety do Rogera mało co dochodziło i słuchał tylko wtedy kiedy widział pieniądze za swoje zadanie. Obecnie więc składał się w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach z brutalnej siły i mięśni, a jego mózg, rozum i całe logiczne rozumowanie to może jedna miliardowa procenta, nie wiele by przemówić mu do rozumu. Tym bardziej, że zaraz demon wszedł w niego jak... Jakieś przyzwoite określenie nie związane z jej profesją i obecnym miejscem... Jak nóż w masło, o! Co prawda miało nie być zawodowo, ale w sumie noże to nie sztylety.
        Widząc opętanego draba zmierzającego w jej stronę, ścisnęła mocniej sztylet wycelowany w jego stronę w sprawnej dłoni i na szybko starała się wymyślić co powinna zrobić. Nie trwało to jednak długo.
        - Jeszcze jeden krok, a pożałujesz Pierdzie Jetro! - rzuciła ostrzegawczo.
        Co prawda go to nie zatrzymało, ale w sumie ona też nie zamierzała czekać, a co gorsza mu ufać, więc przytrzymując książkę najmocniej jak mogła kontuzjowaną ręką - dzięki Prasmokowi za coś tak doskonale znieczulającego jak adrenalina i wysokopoziomowy stres - obróciła sztylet tak, że przy kciuku miała jelec, a ostrze wystające po drugiej stronie dłoni i warcząc dziko rzuciła się w stronę opętanego draba. Minęła go błyskawicznie o włos podcinając mu przy tym nogę z tyłu kolana i jak najprędzej czmychnęła w stronę spopielonych drzwi. Przez okno przecież wyskakiwać nie będzie, nie wiele mogłaby zrobić z połamanymi nogami. Nie zmieniało to faktu, że i tak zamierzała jak najszybciej uciec z zamtuzu.
        Przebiegając obok draba, podrzuciła mu pod nogi księgę niezgody, coby mieć pewność, że upierdliwy i zarozumiały demon za nią nie poleci i wybiegła z pokoju. Po drodze złapała za rękę Mię i zaczęła z nią zbiegać ze schodów, by namówić ją, by mogła przenocować w jej rodzinnym domu, aż upiór się od niej nie odczepi i nie zniknie z zamtuzu. Niestety na niespecjalnie dysponowaną i skorą do aż takiego wysiłku fizycznego w obecnym stanie lisicę czekało na dole aż nazbyt znajome towarzystwo, które skutecznie było zatrzymywane przez pilnującą na dole porządku Mahiyę. Czarodzieje-studenci chcieli się za wszelką cenę dowiedzieć, gdzie mogliby znaleźć ognistowłosą kobietę z lisim ogonem, a ona uparcie odpowiadała, że nie ich interes i jeśli nie chcą się zabawić ze starą Olgą (przez swój niegrzeczny ton nie zasłużyli na którąś z bardziej urodziwych dziewczyn) to mogą, lekko mówiąc, zobaczyć czy nie ma ich za drzwiami.
        Lisołaczce i jej przyjaciółce udało się wyjść niezauważone z przybytku i na jakiś czas Yve mogła w spokoju odsapnąć od ostatnich wydarzeń.

Ciąg Dalszy: Yve
Zablokowany

Wróć do „Wybrzeże Cienia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości