Podziemne KorytarzeFellarianka, żabołak i podziemia

Ciąg podziemnych tuneli prowadzący na druga stronę gór. Pełen nietoperzy i ślepych zaułków. ten kto odważy się tutaj wejść będzie nie lada śmiałkiem. Tylko nieliczni przeszli przez śmiertelny górski labirynt...
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

Eugona zwęziła oczy ze zniecierpliwieniem.

- Nie życia waszego pragnę, lecz wiedzy - warknęła mistrzyni. - Na wasze szczęście moje węże przeżyły, lecz nie uszłoby wam to na sucho, gdybyście nie odsłonili przede mną swej techniki wydobywania liwanag z szarpoliścia.

Szybkim ruchem zmniejszyła odległość między twarzą jej a Ezechiela do zaledwie paru centymetrów.
- Twa aura mówi o mistrzostwie w sztuce magii wody, naturianinie - niesforny wężyk zwieszający się na czoło eugony liznął twarz Ezechiela. - Czyżbyś to ty wykształcił sekretną technikę, na której poszukiwaniach spędziłam już dziesiątki lat?

Schowana za plecami maie fellarianka z każdą chwilą coraz mocniej czuła, że ma już tego wszystkiego dosyć. Burzliwe emocje eugony dusiły ją, dramatyczne oświadczenie przyjaciela przytłoczyło. Jedynym jej pragnieniem stało się to, żeby zapanował w końcu spokój. Skulona przy ścianie zaczęła postrzegać dwie stojące przed nią postacie jako ruchliwe kłębowiska barw różniące się od aur tym, że nieustannie zmieniały się i przeplatały. Nie mogąc znieść już tej sytuacji, Hirondelle zdecydowała się na niepopartą żadnym logicznym argumentem próbę przygaszenia płomiennych barw płonących w miejscach gdzie powinni stać jej napastniczka i obrońca. Instynktownie uniosła ręce, wyobrażając sobie, że zamraża jaśniejące kule, tak jak robiła to manipulując wodą. Gdy jednak po chwili jeden kształtów zamarł i stał się lodowato niebieski, poczuła, że coś mogło pójść nie tak.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Brak złych zamiarów ze strony eugony był miłym zaskoczeniem. Nie wzruszyło to jednak zachowującego pokerową twarz starca. Nawet zmniejszenie dystansu przyjął najchłodniej jak tylko mógł. Nie cofnął się ani o włos.

- I my po wiedzę tu przybyliśmy, acz odmówiono nam tego przywileju - odpowiedział poważnym tonem. Teraz i on dokładniej zaczął badać aurę rozmówczyni. -Twa zaś wykazuje perfekcję we władaniu ziemią, acz ma swoiste braki w materii magii wody. Niemniej, myślę że możemy wzajemnie sobie pomóc, acz wpierw moja uczennica musi odpocząć i dojść do siebie - skończył, gdy poczuł jak o jego świadomość uderza lekko bezkształtne zaklęcie i rozbija się niczym fala na skale.

        Zerknął przez ramie na Hirondelle. "Jej zaklęcia są dość prymitywne, brakuje im warsztatu, acz ona sam skrywa w sobie większy potencjał niż myślałem." Odwrócił się ku eugonie by szybko dokończyć rozmowę, gdyż sytuacja robiła się z każdą chwilą bardziej niestabilna.

- Dziewczyna musi odpocząć i zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy dojdzie do siebie, wrócimy i wymienimy się naszą wiedzą. - Co prawda Ezechiel nie wiedział co dokładnie zrobiła Hirondelle, dlatego tym istotniejsze było dla niego kupienie czasu na uporządkowanie sytuacji i rozmowę z dziewczyną na osobności.
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

Co było do przewidzenia, bezkształtny wybuch magii ukierunkowany mniej więcej w stronę mistrza i mistrzyni nie uczynił im żadnej szkody. Ezechiel najwyraźniej się nawet nie przejął, wiedząc prawdopodobnie, że fellarianka nie próbowałaby go skrzywdzić. Natomiast nagłe ostudzenie emocji eugony wynikało raczej z tego, że dostrzegła sytuację Hirondelle, która zaczęła już używać magii bez żadnej niemal kontroli, co oczywiście nie mogło oznaczać nic dobrego, niż z działania samej magii. Obrzuciwszy skrzydlatą spojrzeniem zmarszczyła brwi.

- Cóż za mistrz z ciebie, panie, skoro zabrałeś istotę wiatru i nieba do moich podziemi - odparła mistrzyni odsuwając się do tyłu. - Stan, w którym się teraz znalazła, był nieunikniony od chwili, gdy tu wkroczyliście.

Z nagłym znużeniem potarła dłonią twarz, odtrącając zdezorientowane wężyki, które oszołomione przez magię Hirondelle straciły werwę i opadły na ramiona eugony. Tymczasem Hirondelle uświadomiła sobie, że nadal nie ukryła swoich skrzydeł, co pozwoliłoby jej uniknąć niepotrzebnego bólu. Szybko naprawiła ten błąd, magicznie chowając bezużyteczne teraz kończyny razem z opatrunkiem. Pozostał tylko ból obitej ręki i nogi, ale to potrafiła już znieść. Podpierając się o ścianę, wstała i niepewnym krokiem podeszła, by stanąć obok Ezechiela. Ciągle jednak chwiała się jakby miotana przez uderzające w nią z różnej strony wiatry.

- Dobrze - westchnęła w końcu eugona. - Nie zamierzałam przyjmować żadnych wizyt, jednak macie coś czego potrzebuję. Niech będzie tak jak powiedziałeś, mistrzu... - Spojrzała pytająco na Ezechiela. Co prawda gdzieś z tyłu głowy trzepotała się myśl, że ta dwójka mogła się już wcześniej przedstawić, jednak najwyraźniej wyrzuciła tę wiedzę z głowy od razu po jej zdobyciu, gdyż uznała ją wówczas za nieistotną.
Ostatnio edytowane przez Hirondelle 5 lat temu, edytowano łącznie 3 razy.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Ezechiel lekko się uśmiechnął, uświadamiając sobie, że jak na złość losu to Hirondelle okazała wole iść dalej gdy on gotów był już porzucić tę podróż. Gdy dziewczyna znalazła się przy jego boku, znów ujął ją za ramię by zapewnić trochę stabilności. Po twarzy poznał, że wciąż nie oprzytomniała w pełni.

- Było to ryzyko, które gotowi byliśmy ponieść poszukując wiedzy - odpowiedział już neutralnym tonem na słowa krytyki.

- Mistrzu Ezechielu, Serce Sadzawki - przedstawił się, jak oczekiwała tego rozmówczyni. Ukłonił się przy tym lekko, zarzucając wolną ręką elegancko szatę. Co prawda nie wyszło mu to zbyt popisowo, gdyż jego płaszcz był praktycznie w strzępach, acz wciąż miało to walory estetyczne. - A mistrzynię zwą, jeśli łaska?
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

- Zwą mnie Tandili, mistrzyni Tandili - odparła eugona prostując się, by wyglądać bardziej majestatycznie i lekko kiwając głową jako jedyna oznaka okazania szacunku rozmówcy. - Jako że poprawę samopoczucia swojej uczennicy postawiłeś jako warunek interesującej nas wymiany, zabierzmy się do tego. Sądzę, że wyżej położone korytarze, przewiewne i podziurawione otworami na zewnątrz, będą o wiele lepszą lokacją do rekonwalescencji rannej... fellarianki - Mistrzyni Tandili ponownie zmarszczyła brwi, gdy uświadomiła sobie, że ciągle jeszcze nie zna imienia jednego z intru... gości.

- Nazywam się Hirondelle - przedstawiła się Hirondelle słabym głosem, pokazując, że ciągle jeszcze kontaktuje na tyle, by śledzić toczącą się konwersację. "Wydaje mi się, że powinien przedstawić mnie Ezechiel jako mój mistrz...", przypomniała sobie po chwili, lecz było za późno, by cofnąć wypowiedziane słowa, więc wzruszyła ramionami, nie przejmując się zbytnio implikacjami.

Ewentualny nietakt fellarianki pozostał na szczęście pominięty milczeniem, aczkolwiek nie otrzymała skinienia głowy tak jak Ezechiel.
- Podążajcie za mną - rzuciła eugona, odwracając się z powrotem w kierunku, z którego przyszła. Po zaledwie paru krokach zatrzymała się na końcu krótkiego poprzecznego korytarza i dotknęła lekko niewyróżniającej się niczym ściany. Odsłoniło to wejście na strome schody, które kręcąc się prowadziły prosto w górę. Widząc je, fellarianka poczuła, że rzednie jej mina. "Ciekawe, czy Ezechielowi uda się dowlec mnie na samą górę? Bo samodzielnie na pewno tam nie dotrę..." - pomyślała smętnie.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Gdy opadły emocje i adrenalina, starzec poczuł się zmęczony, a jego koncentracja osłabła. Fakt że Hirondelle sama się przedstawiła początkowo nawet nie zwrócił jego uwagi. Przywykł by ją już traktować jak kompankę podróży i przyjaciółkę. Jakby nie patrzeć oficjalny terminarz u niego zakończyła już długi czas temu, a teraz przypomniał ten fakt tylko

        Stanęli przed schodami "Tak jak sądziłem, jaskinia jest pełna mniej lub bardziej ukrytych skrótów. Sprytnie i w sumie rozsądnie dla kogoś kto unika gości". Stanął na pierwszym stopniu schodów. Były wąskie i kręte. Odczuwalnie różniły się od schodów preferowanych przez ludzi. Szedł przy środku, by fellarianka mogła z jednej strony opierać się o niego, a z drugiej asekurować się o ścianę. Czuł jak Hirondelle wraz z każdym stopniem zaczyna coraz bardziej na nim ciążyć. Ciągnął ją jednak dalej.

        Nagle krawędź stopnia, na którym stała dziewczyna, najzwyczajniej w świecie skruszył się pod naciskiem, a fellarianka poleciała do tyłu, wisząc całym ciężarem na ramieniu starca. Ten zaś też jęknął z bólu. Nie był siłaczem, a jego materialna forma była już zmęczona na najbliższe kilka dni. Wzbudzając jednak wiatr ku górze tunelu zdołał przyciągnąć do siebie towarzyszkę. Gdy trzymał ją już obiema rękami, zerknął, że od przejścia zostało z trzydzieści stopni, a na szczycie czekała ukrywająca zniecierpliwienie eugona. Zapewne gdyby tylko miała nogi, potupywałaby jedną miarowo.

        Starzec westchnął. Nie lubił takich rozwiązań, ale nic mniej inwazyjnego nie wymyślił. Mógł co prawda magicznie kontrolować zbolałe ciało towarzyszki, ale to byłaby tortura dla świadomej wszystkiego dziewczyny, gdyż każdy krok dalej by przynosił cierpienie, acz ciało nie unikałoby, a raczej dalej brnęło w tę udrękę. Znów zdecydował poświęcić część swego komfortu. Co najmniej, nie lubił kontaktu fizycznego.

        Podłożył jedną rękę pod kolana Hirondelle i ją podniósł. Wyprostował się z ukrywanym jękiem i zaczął przeć do góry. U zwieńczenia schodów, upadł na jedno kolana, markując jednak ten wypadek odstawianiem fellarianki na ziemie. Sam zaś, spocony, usiadł na tym samym stopniu, na którym był. Dopiero po chwili dostrzegł fakt, że ta sala w przeciwieństwie do poprzednich, nie była rozświetlana mchem, a promieniami słońca delikatnie wpadającymi do wnętrza.
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

Mała Hiro biegła przez wioskę. Przed chatką szalonej Babci Ee zwolniła i czając się za żywopłotem ostrożnie zbadała czy straszna staruszka nie kręci się przypadkiem przed domem. Czując jak serce łomocze jej w gardle, żałowała że zgodziła się przyjąć to wyzwanie. Nie zauważywszy niczego niepokojącego, zaczęła skradać się w kierunku malowniczego ganeczku, by podwędzić ukradkiem jedną z suszących się pięknie zabarwionych wstążek.

- E! e! Ee, pannico! - Usłyszawszy nad głową głos przerażającej starowinki bez namysłu wystartowała i jednym susem pokonała brakującą odległość, chwyciła pierwszy lepszy skrawek materiału, po czym odbiwszy się, wystartowała. Już w powietrzu, będąc bezpieczna, roześmiała się radośnie i odleciała nie słuchając pomstowania obrabowanej babci.

***

Po raz kolejny będąc powalona na ziemię podczas sparringu przez partnerkę pięć lat od siebie młodszą, podniosła się, oblizując krew z rozciętej wargi.

- Hirondelle - odwołał ją na bok Bairre, szkolący młodych wojowników. - Musimy porozmawiać.

***

- Och, moja droga, jakse miło że źnowu wpadłaś - radośnie sepleniła staruszka, nie rozpoznając Hiro jako "tej niesfornej czarnowłosej dziewuszki, która zawsze kradła jej wstążki". Nowa barwa jej włosów i oczu diametralnie zmieniła jej wygląd. Skrępowana fellarianka niespokojnie kręciła się na krześle, podczas gdy babuleńka dalej nawijała, nalewając jej kolejną filiżankę naparu z ziół. - Tak dafno mnie nikt nie odfiedzał, jus myslałam, se o mnie zupelnie zapomnieliscie...

Gdy Myrna kręciła się radośnie po kuchni, Hirondelle z przerażeniem i obrzydzeniem patrzyła na zwęglone kikuty znajdujące się na plecach gospodyni. Nie rozumiała, czemu nie pozwalają jej już przychodzić na treningi, każąc w zamian zajmować się postrachem dzieciarni. Tak bardzo nie chciała tu być, rozłożyć skrzydła i uciec z tej duszącej atmosfery i przygnębiającego domostwa.

***
- Posłuchaj mnie, maleńka - głęboki, lekko zachrypnięty głos Engolira zawsze działał na nią uspokajająco. Niosąc ją biegł przez las wabiąc potwora w pułapkę. - Jeśli coś pójdzie nie tak, uciekaj. Od tego właśnie masz te skrzydlate wyrostki na plecach. Nie zostawaj, nie walcz, bądź bezpieczna, a ja cię odnajdę.

Walcząc z obezwładniającym uczuciem że coś jest nie tak, gwałtownie potrząsnęła głową, czując spływające po policzkach łzy. Tymczasem łagodna twarz towarzysza zaczęła się nagle przeobrażać, wpływały na nią upiorne, czarne jak smoła znaki, o oczy stały się krwawymi dziurami. Nadal znajdowała się w jego ramionach, ale teraz stali szarpani przez wiatry na szczycie skalnej rozpadliny.

- Widać moje słowa nic nie znaczą w twoich uszach. - Istota będąca kiedyś Engolirem wydała z siebie skrzek przepełniony nienawiścią. - Zobaczmy, czy teraz też nie będziesz lecieć! - wrzasnęła, wrzucając oszołomioną fellariankę w przepaść. Ta, spadając, odbiła się parę razy od ścian, lecz nadal nie mogła rozłożyć skrzydeł by uratować się przed śmiercią.

Przerażona, Hirondelle otworzyła oczy. Oddychając szybko, w panice zerwała się i sięga przed siebie, by schwytać występów i zawisnąć chociaż na ścianie urwiska, ale poskutkowało to jedynie zwaleniem się z kamiennego łoża. Nadal nie rozróżniając snu i jawy, dostrzegła nieopodal swoją torbę, do której natychmiast rzuciła się na czworaka, nie zawracając sobie głowy podnoszeniem się z podłogi. Na ślepo znalazła w nim drżącymi rękoma ślimakowaty amulet. Zacisnąwszy go w małej piąstce, aktywowała go.

- Wszystko będzie w porządku, kruszynko - wyszeptała, lecz dało się usłyszeć tylko głos mężczyzny w kwiecie wieku. - Nie jesteś sama.

Dopiero po chwili przestała się trząść i rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się znalazła. Szybko też otarła policzki, które jak zauważyła, były wilgotne.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Eugona udzieliła Ezechielowi i Hirondelle gościny. Popisała się przy tym kunsztem magii ziemi, tworząc całkowicie nową grupę komnat, niczym mały dom letniskowy w całości wykonany z naturalnego kamienia. Dwa małe pokoiki z kamiennymi łożami oraz salon o masywnym bloku służącym za stół, otoczony przez mniejsze skalne walce, służące za taborety. Wszystko był surowe w wykonaniu, proste, acz nad wyraz dokładne. Nieopodal była też żyła wodna, więc ze zdolnościami Ezechiela mieli ciągły dostęp do wody. Gospodyni zaś zadbała by stojąca na stole misa zawsze wypełniona była jakąś strawą. Zwykle były to pieczone mieszanki korzeni i grzybów. Nie był to zbytni rarytas, ale przynajmniej szybko zapychało pusty żołądek.
        Wspólnymi siłami mistrzowie udzielili też Hirondelle należytej opieki medycznej. Tandili zastosowała szereg maści, od przyśpieszających gojenie, przez znieczulające, po wygładzające skórę. Ezechiel zaś wyczuwając już na spokojnie magią wody dokładny stan rannej, oddał jej jeszcze trochę energii witalnej by organizm szybciej wrócił do pełni sił. Pacjentka jednak długo jeszcze leżała bezsilnie.

        Minęły trzy dni. W ich trakcie Ezechiel debatował z Tandili co do sposobów ekstrakcji tak pożądanej przez mistrzynię substancji, a po nocach przesiadywał w rogu pokoju Hirondelle. On sam nie potrzebował snu, więc wolał na wszelki wypadek doglądać swojej przyjaciółki. Przemywał twarz wodą, karmił i poił. Tak spędzany czas wiele go nauczył. Przy rozmowach z mistrzynią sprytnie zagadną ją o kilka tematów, w celu poszerzenia swojej wiedzy, ona zaś udzieliła mu wyczerpujących niemalże wykładów, co rzuciło nowe światło na sposoby wykorzystania ziół.

        Wstał jednak kolejny poranek i w progu kamiennego domostwa pojawiła się eugona tym razem z misą korzeni zapiekanych w miodzie. Ezechiel wyszedł ku niej i razem zasieli przy stole.
- Dalej się nie budzi? - spytała na wstępie mistrzyni.
- Nie, majaczyła trochę dzisiejszej nocy, acz dalej nie podniosła się.
- Och, jaka szkoda - dodała trochę bez przekonania. - Niemniej, moje badania nie mogą stać w miejscu. Nalegam byśmy znów spróbowali wysączyć liwanag z szarpoliścia.
- Sądzę, że to bezcelowe. - Eugona zmarszczyła pochmurnie brwi, naturianin zaś zaczął tłumaczyć: - Ustaliliśmy, że szybkość ekstrakcji osiągalna przy pomocy magii jest podstawą uzyskania chociażby odrobiny liwanagi, lecz wciąż stężenie jakie uzyskaliśmy jest jedynie dwiema trzecimi przypadkowego efektu działań Hirondelle. - Eugona kiwnęła tylko głową, lekko znudzona tym podsumowaniem. Starzec zaś kontynuował. - Sądzę, że wpływ na to może mieć też pochodzenie naszych mocy.
Mistrzyni prychnęła pod nosem.
- Nonsens. Źródło władzy nad żywiołem nie ma tu ani trochę wpływu. Istotniejszym jest jednak przebadanie wpływu temperatury na proces. Twoja podopieczna niemal natychmiast zmroziła ciecz. Możliwe że zapobiegło to rozpadowi czynników na pierwszym miejscu, a dalej utworzenie stabilnych związków.
- A masz pani jeszcze materiał badawczy?
- Oczywiście... - Uśmiechnęła się eugona. - Przez ubiegłe cztery lata nie robię nic innego jak tylko hoduje i eksperymentuje z szarpoliściem.
- No dobrze. Zjemy i możemy ruszać - stwierdził mistrz biorąc w dłoń pierwszy lepki krążek. W smaku panowało istne zamieszanie. Gorycz korzenia walczyła ze słodyczą panierki. Nie był znawcą, acz ani trochę nie dało się tego nazwać czymś smacznym.
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

Skryta za ścianą Hirondelle stwierdziła, że usłyszała już wystarczająco dużo, by nie zawracać sobie na razie głowy mistrzami i mistrzyniami. Istniały o wiele ważniejsze sprawy, jak na przykład zdobycie jadalnego pożywienia. To, co konsumują w tej chwili mistrzowie najprawdopodobniej nie jest jadalne, nawet jeśli niektórzy nazywają to pożywieniem. Natomiast smutek utrzymujący się jeszcze po śnie najlepiej jest przepędzić dobrą dawką słodyczy. Albo swobodnym lotem i ściganiem się z wiatrem. Ciągle jednak obawiając się zbadania rozmiaru szkód poczynionych skrzydłom, fellarianka postanowiła zaangażować się w drugi najlepszy sposób.

Wykorzystując swoje mistrzostwo w zabawie w chowanego, zbadała wzrokiem salę, gdzie posilali się Ezechiel i eugona. Szybko zrezygnowała z pomysłu przekradnięcia się za ich plecami. Następnie, poruszając się tak bezgłośnie jak tylko się dało, zakradła się do okna w "swojej" komnacie i wychyliła się, by zbadać możliwości ulotnienia się przez nie. Zamarła na chwilę, z podziwem chłonąc potęgę gór, które ukazały się jej oczom. Zwykle latała zbyt wysoko, by podziwiać takie widoki. A teraz, gdy powoli przywykała do myśli, że na jakiś czas jest przykuta do ziemi, zmieniało się jej spojrzenie na świat. Jeszcze parę dni temu znalezienie się na szczycie widocznym w dali nie stanowiło dla niej większego problemu. Mogłaby tam podlecieć, objeść się jagodami i wrócić, zanim ktokolwiek zorientowałby się o jej nieobecności. Teraz, gdy spróbowała ocenić drogę, nasilił się strach, który czuła również we śnie. Dłuższa obserwacja skalistych wypiętrzeń i olbrzymich, starych drzew sprawiła że Hirondelle poczuła się mała, prawdziwie mała i nieporadna.

Oczywiście, nie powstrzymało jej to przed złapaniem torby i wylezieniem przez okno, by zejść nieco po zboczu, do zauważonego nieopodal krzaka malin. Małego, bo małego, i skulonego wśród rzadkich krzewinek, ale dzielnie się trzymającego, i co ważniejsze, posiadającego trzy czy cztery maleńkie owocki. Po objedzeniu biednego krzaczka fellarianka dostrzegła kolejny, i tak, od krzaka do krzaka, zaczęła się oddalać od schronienia, ostrożnie manewrując na stromym zboczu. Ciągle jeszcze widziała przez oczyma przepaść w którą upuścił ją koszmar, ale nigdy nie cierpiała na lęk wysokości, a maliny wzywały. Czeka ją jeszcze długa wędrówka, jeśli zamierza się najeść. Nie pozbywając się jednak nadziei, uważnie rozglądała się w poszukiwaniu większej zdobyczy.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

- Zobaczę jeszcze jak miewa się moja uczennica i możemy ruszać - stwierdził Ezechiel.
- Na litość wszechmagii... leży nieprzytomna od kilku dni. Nie zerwie ci się na nogi z godziny na godzinę. Ruszajmy - postawiła na swoim eugona. Maie zwrócił głowę w stronę pokoju rannej i kiwną głową na znak zgody.

~ ~ ~


        Minęło kilka pełnych godzin. Wpierw mistrzowie zlokalizowali salę z najbardziej dojrzałymi okazami porostu. Przeprawa między korytarzami jaskini była o wiele łatwiejsza z Tandili u boku. Gospodyni miała wszędzie poukrywane niezliczone skróty, które skrzętnie otwierała i zamykała na nowo, gdy je opuszczali. Ezechiel darzył uznaniem małostkowość z jaką mistrzyni dbała o maskowanie swoich dróg. Co prawda odczuwał, że mistrzyni ciągle ukrywa coś przed nim, jak i przed całym światem, lecz nie przeszkadzało im to w prowadzonych badaniach.

        Na miejscu rozbili całe obozowisko. Jedna ściana jaskini została wyprofilowana na kształt komody z blatem. Gdy eugona ustawiała menzurki, probówki oraz wagi, maie przygotował sprzęt do destylacji i rozpalił małe ognisko pod nim. Byli gotowi do pracy.

        Ezechiel naczarował się tego dnia dość dużo. To on odpowiadał za schładzanie pomieszczenia, naczyń na wyciąg z porostu, późniejsze ogrzewanie oraz wyciąganiu soków z szarpoliścia. Przeprowadzili cztery serie po dwadzieścia prób przy różnej temperaturze. Zaczęli poniżej temperatury krzepnięcia wody i podnosili ją, aż była wyższa niż w słoneczne lato. Zgodnie z miarą Felcjusza na termometrze, pierwszą próbę wykonali przy -4 stopniach i kolejne co 2 stopnie w górę, co daje ostatni pomiar przy 34 stopniach. Te wahania temperatur były dla Ezechiela obojętne, lecz nie umknęło jego uwadze, że eugona znosiła je źle. Mimo to zacisnęła zęby i dalej przeprowadzała swoją cześć zadania polegającego na pobraniu kondensatu i odpowiednim opisaniu go.

        Dalej przystąpili do analizy danych. Uzyskane stężenie dobrze było obrazowane krzywą o rozkładnie logarytmicznie normalnym. Przy -2 stopniach wynosił zero. Następnie gwałtownie rósł. Osiągał maksimum około 10-12 stopni i lekko malał z dalszym przyrostem temperatury. Jak stwierdziła eugona, "uzyskany maksymalny kondensat jest... akceptowalny". Tym też zakończyli dzisiejszą pracę. Mistrzyni odprowadziła Ezechiela do korytarza prowadzącego do gościnnej posiadłości i sama udała się do siebie.

        Mistrz gdy tylko wszedł do mieszkanka, zerknął do pokoju Hirondelle i zamarł. Nie było ani fellarianki, ani jej dobytku. Stał dobrą chwilę w szoku. Pobiegł do swojego pokoju. Też pustka, nawet większa. Starzec podszedł do okna by zebrać myśli. Na niebie zbierały się chmury burzowe. Ciężki, gęste obłoki sunęły po nieboskłonie bez końca. Wtem dostrzegł drobną skórzaną sakiewkę między lokalną roślinnością. Przeskoczył przez framugę i zsunął się po zboczu do znaleziska. Nie mylił się to była ta sama sakiewka, w której to Hirondelle trzymała mączkę z żołędzi.

- "Nie zerwie ci się na nogi z godziny na godzinę"? - Przypomniał sam sobie słowa mistrzyni z ranka. I zaśmiał się lekko pod nosem. - A jednak. Zdolna z niej psotnica.
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

Malinowy szlak ciągnął się wzdłuż łańcucha górskiego i zaprowadził Hirondelle na oddalony o trzy wzniesienia szczyt, nadal jednak nie zdołała znaleźć nic bardziej pożywnego. Przygotowana na taką możliwość, już przy drugim krzaku wyciągnęła woreczek, do którego wrzucała część owoców z każdego objedzonego krzaczka. Teraz znajdowały się tam głównie maliny i jagody, a gdzieniegdzie liście mięty. Zmęczona parogodzinną wędrówką i obolała mimo spożytego specyfiku z kurkuminy i ekstraktu z owoców czarnego pieprzu, fellarianka znalazła sobie miejsce na skale stanowiącej jeden z najwyższych punktów szczytu i siedziała przymykając oczy i napawając się powiewem wiatru.

Zaraz jednak jej uwagę zwróciły ciche piski i chichoty dobiegające zza załomu skalnego. Zaciekawiona, bezszelestnie zeskoczyła ze swojego miejsca i krzywiąc się z powodu igiełek bólu promieniujących z obszernych, ale powoli znikających sińców, podkradła się, próbując niezauważona zbadać sytuację. Gdy ujrzała zgraję błękitnawych chochlików, latających w kółko z ptasimi jajami w objęciach, zamrugała zdziwiona, ale nie ujawniła swojej obecności, obserwując dalej. Szybko odkryła, co broiły małe psotniki. Wymieniały jaja w różnych gniazdach, podrzucając każdej parze ptaków nieswoje potomstwo. Natychmiast wyszczerzyła się, gotowa przyłączyć się do zabawy.

- Hej, drobna braci, mogę przyłączyć się do igraszek? - spytała słodko, schowana pod maskującym płaszczem udającym przedłużenie załomu skalnego, na którym leżała. Błękitne istotki, przypominające skrawki nieba śmigające wśród krzewinek porastających szczyt góry, zamarły, a jedna z nich upuściła pstrokate jajko, które prawie już zdołała donieść do zręcznie ukrytego nieopodal gniazdka. Na szczęście nie stłukło się, a fellarianka błyskawicznie porzuciła swe ukrycie, by uratować jajo przez stoczeniem się po stoku ku drastycznemu końcowi.

- To jak będzie? - spytała, delikatnie odkładając jajko do gniazdka podejrzanie na nie za małego. Chochliki zaczęły krążyć wokół skulonej Hirondelle, świergocząc w obcym jej języku. Nawet nie próbowała ich przedrzeźniać, stwierdzając, że nie wie nawet w jaki sposób wydać z siebie podobne dźwięki. "Hmm... Warto byłoby podłapać chociaż parę zwrotów..." Poliglotką nie była, jednak świergotanie było nader irytujące, na pewno zdoła dobrze spożytkować ewentualne nowe zdolności. W końcu nie wytrzymała. - Hej, przecież wiem, że znacie Wspólną Mowę! Próbujecie moją cierpliwość? Nie mam jej teraz zbyt wiele!

Nagły wybuch fellarianki nie zrobił większego wrażenia na chochlikach. Po dłuższej jednak chwili doszły najwyraźniej do jakiejś zgody. Te trzymające wciąż niedostarczone jajka rozleciały się, by pozbyć się balastu, a reszta zawisła w powietrzu otaczając Hirondelle.

- Mówisz o igraszkach, wędrowczyni... - stwierdził surowo chochlik przypominający humanoidalną ważkę. - Podczas gdy my, chyba po raz pierwszy w życiu, pracujemy w słusznej sprawie.

Nieprzekonana Hirondelle uniosła brew, wymownym spojrzeniem obdarzając chichoczące istotki ozdabiające jajka malunkami z soku czarnych jagód. Ważkopodobny chochlik wzruszył ramionami.
- Nikt nie zakazał nam mieć przy tym niezłej zabawy.
- No dooobra... - odpowiedziała Hiro przeciągle. - W takim razie jaki jest wasz cel? Nadal mogę wam pomóc.
- Na naszej górze pojawiło się zło! - wypalił wyraźnie młodszy chochlik o zaskakująco ludzkim wyglądzie. Gdyby zignorować zielonkawy puszek, przypominający obfity futrzany kołnierz i futrzane obszywki rękawów i nogawic, oraz niebieską barwę wszystkich pozostałych elementów ciała, wyglądałby jak miniaturka ludzkiego wyrostka.
- Zło? - zaintrygowana fellarianka przechyliła pytająco głowę i usadowiła się wygodniej, gotowa, by wysłuchać dłuższej opowieści.
Zaraz obsiadły ją unoszące się dotąd wokół istotki, najwyraźniej również zainteresowane rozrywką. W końcu wysłuchanie opowiadania odrywa je od ciężkiej pracy, jaką jest psocenie w słusznej sprawie.

- Pojawił się dwie pełnie temu, u schyłku najkrótszej nocy w roku... - rozpoczął Ważek, jak w myślach nazwała go Hiro.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Chwilę zajęło Ezechielowi znalezienie tropu fellarianki. Jednak gdy spostrzegł krzew malin objedzony do czysta z owoców i odcisk małej stópki wiodący do niego, zaczął się domyślać motywów tej samowolki. Widocznie była bardzo głodna, a znając upór Hirondelle, prędzej zadrze z niedźwiedziem o krople miodu, niż zgodzi się zjeść coś czego nie lubi.

        Ruszył, kierując się okazjonalnymi śladami na ziemi i pustymi krzaczkami. Nie problemem było również znalezienie miejsca, gdzie uciekinierka zatrzymała się. Wytarty ślad pośrodku pyłu na skale świadczył o tym niepodważalnie.

        Gdy tylko przekroczył pierwsze półki skalne, ozwał się wszem i wobec jastrząb, czymś szczególnie zafrasowany. Przy pomocy zdolności telepatycznych mędrzec wypytał spotkanego ptaka, co się stało. Ten zaś opowiedział mu z dość wielkim oburzeniem, o podmienionym w gnieździe jaju. Szybko na myśl maie przyszło, że to na pewno jego młoda podopieczna stoi za spowodowanym w okolicy zamętem. Potarł się więc po brodzie i poprosił rozgoryczonego rodzica o pomoc w poszukiwaniu dziewczyny. Jastrząb przekonany obietnicą odkręcenia sytuacji, wzleciał w niebo wypatrując Hirondelle. W tym czasie Ezechiel ruszył dalej, bazując na tropach jak poprzednio.
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

- Pojawił się dwie pełnie temu, u schyłku najkrótszej nocy w roku... Wielu już widzieliśmy tu magów i druidów, a ten na pierwszy rzut oka nie wyróżniał się niczym dotąd niespotykanym. Patykowaty wyrostek, potykający się o własne nogi i plączący nieproporcjonalnie długie kończyny. Z daleka widać było jego płomiennorudą szopę na głowie, nie było więc obawy, że zdoła kogokolwiek niepostrzeżenie podejść. Niektórych z nas zainteresowała początkowo intensywna zieleń jego oczu, jednak po paru dniach żałosnych prób śpiewania z ptakami i uczenia zwierząt tańca zdołał odstraszyć nawet największych zapaleńców. Stracił naszą uwagę i przestaliśmy go zauważać, traktując rudzielca jako kolejnego nieszkodliwego dziwaka, jakich w naszych lasach jest pełno... To był błąd. - Ważek zamilkł ze zmarszczonymi brwiami, pogrążając się w ponurych myślach.

Chochliki, w ciszy oblepiające dotąd Hirondelle, zaczęły świergotać z niepokojem. Sama fellarianka zauważyła, że nad górami zebrały się ciemne burzowe chmury, a słońce znajdowało się o wiele niżej nad horyzontem niżby tego pragnęła. "Ups, mistrz musiał już zauważyć, że zniknęłam...", pomyślała bez skruchy. "I tak nie zdążę już wrócić przed burzą, poza tym muszę dowiedzieć się, co właściwie się tu niedobrego dzieje...". Wzruszyła ramionami, by zaraz poczuć wszystkie sińce i poobijane mięśnie. W oczach stanęły jej łzy, a wiercące się chochliki wcale nie polepszały sytuacji.

- Czy jest tu gdzieś miejsce, gdzie możemy się schować przed burzą? - spytała, wytrącając Ważka z melancholijnego nastroju w którym topił się on już od paru minut. Gromadka obsiadająca fellariankę zaświergotała z aprobatą dla przedłożonej propozycji i szybko wzbiła się w powietrze, by w wirze niebieskich ciałek zaprowadzić Hiro do przytulnej groty położonej niżej na zboczu. Z równie entuzjastyczną odpowiedzią spotkała się również sugestia rozpalenia ogniska, a chrust błyskawicznie wypełnił niemal połowę zagłębienia skalnego.

Gdy wygodna norka została urządzona, ognisko rozpalone, a na zewnątrz zaczynało już siąpić, gromadka na nowo skupiła się dookoła Hiro, grzejąc się w cieple ognia gotowa do wysłuchania dalszej części opowieści. Próbując bezskutecznie pozbyć się ruchliwej braci, która znowu ją obsiadła, Hiro ponosiła kolejne porażki. W końcu zrezygnowana postanowiła z ciężkim sercem podjąć ostateczne kroki. Fellarianka wyciągnęła z ociąganiem zebrane w ciągu dnia owoce i odrzuciła od siebie całą paczuszkę, z której wysypały się maliny i jagody, które w mgnieniu oka zostały rozkradzione przez łakome chochliki. Cel został osiągnięty, istotki rozpierzchły się po grocie, zachłannie strzegąc swoich stosików zagarniętych owoców. Wkrótce w grocie rozlegało się już tylko ciche ciamkanie, a Ważek odchrząknął i zaczął dalej opowiadać.

- Kiedy dostrzegliśmy swój błąd, zaledwie parę wschodów słońca temu, było już za późno. Kryjący się od początku ze swoimi zamiarami pozornie nieszkodliwy dziwak porzucił wówczas wszelkie pozory. Już wcześniej zaczęły przypadkowo znikać z okolicy ptaki. Podczas zabaw zaczęliśmy znajdować coraz więcej porzuconych gniazd z jajami pozostawionymi bez opieki. Lecz pewnego dnia o wschodzie słońca nad górami rozległ się osobliwy, nasycony magią dźwięk. Wtedy też wszystkie magiczne rasy ptaków wzbiły się w powietrze i odleciały w jednym kierunku. Od tamtej pory staramy się ratować jaja, które znajdujemy, poprzez podrzucanie ich innym ptakom - zakończył ważkowaty chochlik, z dumą wypinając pierś i czekając na pochwały za nader obywatelską postawę okazaną przez lokalną niesforną gromadkę psotników.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Deszcz zaczął kropić, a w oddali ozwały się pierwsze grzmoty. Jastrząb z uwagi na pogodę musiał zakończyć swe poszukiwania, lecz nim zawrócił do gniazda, poinformował maie o dymie unoszącym się niedaleko. Ezechiel podziękował i skierował swoje kroki we wskazanym kierunku.

        Podczas dalszej drogi mędrca uderzyła aura magiczna roztaczana po okolicy. Ktoś igrał z wielką, nie całkowicie naturalną, energią. Starzec pesymistycznie uznał, że musi za tym stać jego podopieczna. Przyśpieszył kroku, brnąc w coraz silniejszych strugach deszczu. Dla zwykłego śmiertelnika taka pogoda byłaby utrapieniem przy schodzeniu ze szczytów górskich i pagórków, jednak dla maie każda kropla była zastrzykiem sił. Był w swoim żywiole. Ruchy stawały się płynniejsze, a on niemal sunął wraz z nurtem potoczków.

        Błyskawice uderzały rozświetlając na chwilę okolice. Tak też, przy jednym z takich rozbłysków, w pobliżu schronienia Hirondelle można było dostrzec sylwetkę starca, zbliżającego się ku wejściu. Nie był zły, potrzebował jedynie wyjaśnień. Nie wiedział kogo znajdzie w środku, ale zamierzał przemaglować nieszczęśnika na temat swej uczennicy i tego co dzieje się w lesie poniżej.
Awatar użytkownika
Hirondelle
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 65
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Fellarianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hirondelle »

- Hmm... - mruknęła z zadumą Hiro, dorzucając drwa do ognia. Na zewnątrz burza rozszalała się na dobre, na szczęście ognisko było na tyle głęboko, że zacinający deszcz nie był w stanie mu zaszkodzić. Ciamkanie chochlików stawało się coraz cichsze, gdy kolejne istotki najadłszy się zasypiały w ciepełku promieniującym od ognia. Fellariance również kleiły się już oczy, a każdy ruch wykonywała ospale i z trudem. Wędrówka w poszukiwaniu jadalnego jedzenia poważnie osłabiła jej i tak już mocno poobijany organizm, który rozpaczliwie domagał się snu. Szum deszczu stał się w jej uszach kojący, a okazjonalne błyski i grzmoty nie robiły większego wrażenia na Hiro, która powoli zapadała w otępienie. Historia chochlików wymagała dokładnego przemyślenia, lecz niestety nie miała na to już siły. "Jutro wrócę do mistrzów i razem na pewno znajdziemy dobre rozwiązanie", obiecała sobie, zawijając się w wydobytą z torby derkę.

Fellarianka znajdowała się już w połowie drogi do krainy snów, gdy nagle chochliki śpiące wokół niej wzbiły się z niepokojem w powietrze i zaczęły świergotać na alarm. Nie mając nawet siły, by zerwać się do obrony, zaczęła niezdarnie szukać po omacku swojego sztyletu. Złapawszy go w dłoń po dłuższej chwili, z wysiłkiem uniosła głowę, by dostrzec sylwetkę mężczyzny na tle nieba rozjaśnionego błyskawicą. Wiedząc, że gdyby okazał się on wrogiem, w obecnym stanie nie jest w stanie go pokonać, skuliła się pod derką. Z napiętymi i niemożliwie bolącymi mięśniami czekała, gotowa by w razie niebezpieczeństwa rzucić w nieznajomego rozpalonym polanem i dać nogę podczas jego chwilowej nieuwagi.
Awatar użytkownika
Ezechiel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 125
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Ezechiel »

        Starzec stał u wejścia do jaskini. Dał jeszcze jeden krok ku ognisku i znalazł się w kręgu światła rzucanego przez płomienie. Był cały zmoknięty, co w tajemniczy sposób nadawało jego wyglądowi więcej autentyczności, naturalności, niż gdy był w suchym stroju. Stanął, podparł się pod boki i pokręcił głową widząc dziewczynę. Z jednej strony odnalezienie jej uspokoiło Ezechiela, acz szybko miejsce niepokoju o nią zajęło rozdrażnienie jej swawolnym zachowaniem.
- Tu się podziewasz. Powinnaś odpoczywać, a nie skakać po zboczach górskich. Liczę, że miałaś dobre powody by w takim stanie oddalać się w nieznane bez naszej wiedzy. - Odwrócił wzrok na kotłujące się, niczym pszczoły w roju, chochliki. Jeden śmielszy, który wysunął się z grupy, został obdarzony popisowym lodowatym spojrzeniem maie i szybko stracił animusz wracając do swoich. - I o co chodzi z tymi... chochlikami?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Podziemne Korytarze”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości