Revendor[Revendor]''Milczenie jest Złotem''

Na dalekim wschodzie, niedaleko Gór Księżycowych, na wschodnich stepach, znajduje się królestwo Revendor. Już sama jej lokacja świadczy, że nie jest ono zbyt popularne. Mimo dostępu do morza nie prowadzi handlu dalekomorskiego. Najbliżej znajduje się Arila i to głównie jedyne sprzymierzone królestwo, z którym utrzymuje się kontakty handlowo-kurierskie.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        "Jeśli musisz iść po swoją siostrę, to idź. Ja w tym czasie się pokręcę po dziedzińcu" - usłyszał Neretheal. Camryn nie zdawała sobie sprawy, że to co musi zrobić jest o wiele trudniejsze niż się spodziewała. Szczególnie, że nie zamierzał dawać półelfce wolnej ręki w takiej sytuacji. Ale... Jeśli by się udało jej przekonać Laehteren do kontynuowania śledztwa? Szlag by to, nie miał żadnego papieru do zostawienia wiadomości, a o powrocie do komnaty mógł zapomnieć. Zbyt dużo czasu by stracił. Nie chciał zostawiać wszystkiego w limbo ale musiał zdać się na... półelfkę i na dobrą wolę siostry.
        - Słuchaj - zwrócił się do Camryn, próbując zejść z oczu największej ilości gapiów. - Za chwilę spotkasz się z moją siostrą. Nie mów jej nic o naszym planie, odnośnie... Króla. Stracimy wystarczająco dużo czasu z tego powodu więc ogranicz się do tego, że pracujesz dla mnie, dla królowej i jej obecność jest wymagana u Wyciszonych. Nie daj się jej spławić i nie zgub jej z oczu - Neretheal użył tonu, jakby pouczał niegrzeczne dziecko. Widać było, że sytuacja mu wybitnie nie odpowiada.
        - Kiedy załatwi sprawę z Wyciszonymi, ma niezwłocznie oddać kontrolę. I na bogów, nie wspominaj nic o naszej przybranej siostrze. Zapomnij co mówiła i że w ogóle ją widzieliśmy - ostatnie zdanie wypowiedział tak, że prawie zaciskał zęby na samą wzmiankę o członkini dziwnej rodziny.
        Wyprostował się i spojrzał na Camryn z wyniosłością, czyli normalnie, bo tak patrzył na wszystkich.
        - W porządku. Gotowa? - zapytał jakby półelfka miała wiedzieć na co ma być gotowa ale z pewnością nie spodziewała się tego, że inkwizytora przed nią ogarną skurcze i wygnie go w sposób, jakby wziął do ust coś bardzo kwaśnego. Pokręcił głową kilka razy i na oczach elfki zaczął się zmieniać. Włosy zaczynały przybierać odcień ciepłego blondu, postura zwężać a skóra, przypominająca korę drzewa wygładzała się i stawała o wiele smuklejsza. Ubiór zaczynał dopasowywać się do nowej postaci... postaci kobiety o aparycji bardzo podobnej do osoby, która dopiero co przed nią stała. Minęła chwila nim przemiana dobiegła końca, a o jej końcu świadczyło to, że zielonoskóra kobieta, wyglądająca na siostrę bliźniaczkę inkwizytora zaczęła wpychać dłonie do wszystkich kieszeni kolejno, szukając czegoś w nich.
        - No gdzieś to wsadził? - zapytała pod nosem penetrując każdy możliwy otwór ubioru. Jej głos był delikatny, jakby należał do nimfy lub driady, na którą faktycznie wyglądała. Dopiero po chwili zauważyła, że wszystkie kieszenie są puste, a przed nią stoi półelfka, która wyglądem stanowczo odbiegała od wszystkich, których widziała ostatnimi czasy. Stwierdziła, że musiała być świadkiem zmiany matrycy i jest typowym gapiem.
        - No już już, nieładnie się tak przyglądać. Możesz wracać do swoich. Z pewnością się zgubiłaś. - Pochyliła się lekko nad półelfką i odprawiła dłonią w stronę, z której przyszła z inkwizytorem. Później się odwróciła i przyjrzała się całej kolorowej gromadce na dziedzińcu, stanęła skupiając równowagę na jednej nodze, obserwowała wszystko w zamyśleniu. Prawną dłoń ułożyła na podbródku, palcem wskazującym zastukała kilka razy po wardze w zastanowieniu, aż w końcu zapytała głośno:
        - Co się stało, że mój brat mnie wezwał w towarzystwie nieznanej elfki? - odwróciła się, potwierdzając, że pytanie jest skierowane do Camryn.
        - Jaką wiadomość zostawił dla mnie? Z pewnością wiesz o czym mówię, prawda?
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Ochroniarka przypatrywała się uważnie jak maie staje się coraz bardziej zdenerwowany i jakby sfrustrowany. Coś było nie tak z jego siostrą, skoro wywoływała ona tyle nieprzyjaznych emocji u niego. Jeśli zachowywała się jak jego przybrane rodzeństwo, które mieli okazję spotkać przy bramie, to nic dziwnego, że się cały spiął. Tamta rogata dama była wyjątkowo nieprzyjemna i opryskliwa. Czy z tą drugą było podobnie? Zapewne tak. Tymczasem Neretheal po usłyszeniu tego, co miała do powiedzenia, zaczął opowiadać jej o czymś, co ją zupełnie zaskoczyło. Choć pewnie i tak nie tak mocno, jak to, co nastąpiło potem. Inkwizytor poinformował ją, że z siostrą to się spotka, ale nie on tylko półelfka. Było to o tyle zaskakujące, że Camryn jej wcale nie znała i nie wiedziała jak jej obecność wiąże się z zadaniem, które dostała. Tym bardziej było to dziwne, że miała o swojej misji w ogóle nie informować siostry zielonoskórego. Miała nic nie mówić o potrzebie wizyty w miejscu przechowywania zwłok króla. Czyżby nie była godna zaufania? A może wręcz podejrzewał ją o udział w spisku? Jeśli tak, to lepiej było się mieć na baczności, bo, jak przeczuwała, siostra owa miała co najmniej takie same uprawnienia jak inkwizytor. Czyli duże.
        Dalej, miała poinformować tę obcą kobietę, że pracuje dla Neretheala oraz dla królowej, co wydawało się oczywiste, bo z jakiej innej racji miałaby się znajdować tu, w pałacu? Wygląd ochroniarki odbiegał w sposób widoczny od tych wszystkich wystrojonych gości z wyższych sfer. Wyróżniała się z tego tłumu jak jedyna czarna owca w stadzie. Także to musiała powiedzieć, kiedy owa osoba już tu przyjdzie. No i oczywiście musiała przekazać informację, że siostra inkwizytora jest potrzebna u Wyciszonych, kimkolwiek oni by nie byli. Kiedy się nad tym zastanawiała, to oczyma wyobraźni widziała grupę osobników różnych ras i każdy z nich miał obcięty język. Słyszała o takich praktykach wśród organizacji przestępczych. Ludziom i nieludziom obcinano języki, kiedy za dużo gadali i niewłaściwym osobom. Kto wie, może i tu mieli podobne praktyki? Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to wkrótce miała się o tym przekonać, bo zielonoskóry nakazał jej towarzyszenie jego siostrze tam, gdzie miała się udać. Za wszelką cenę. Camryn nie wiedziała po co miałaby to robić, zamiast zająć się przygotowaniem do rytuału, ale nie dyskutowała. Miała tylko nadzieję, że cała sprawa nie potrwa długo i będzie mogła wrócić do przerwanego zadania. Inkwizytor powiedział również, żeby nie wspominała o spotkaniu przy bramie.
        Półelfka wzruszyła tylko ramionami. Jeśli sobie tak życzy, to niech tak będzie. Dalej jednak powiedział coś dziwnego, czego nie do końca zrozumiała. Przynajmniej na tym etapie rozmowy. Coś o „oddawaniu kontroli”, kiedy załatwi sprawę z Wyciszonymi. Miała nadzieję, że kobieta, którą miała spotkać będzie wiedziała o co chodzi. I tyle.
        Ni z tego, ni z owego, Neretheal spytał, czy jest gotowa. Tylko zamrugała zaskoczona tym pytaniem - zupełnie nie wiedziała, co miał na myśli. A potem stała się rzecz przedziwna. Na miejscu, gdzie stał mężczyzna, pojawiła się całkowicie inna osoba. Na domiar wszystkiego kobieta. Sam proces transformacji był dla Camryn tak odbiegający od normy, że zaskoczona zrobiła dwa kroki w tył, na zupełnie sztywnych nogach. Przełknęła ślinę, wytrzeszczyła oczy, przypatrując się temu dziwu.

        - O, Najwyższy… - jęknęła.
        "Rzeczywistość wywołuje u mnie zadziwienie...", pomyślała zaraz po tym.
        Przez pewien trudny do określenia czas po prostu stała i gapiła się na maie, nie mogąc odnaleźć języka w gębie. A potem owa istota, która przed chwilą była inkwizytorem, odezwała się. Jej pierwszych słów zupełnie nie zrozumiała. Ochroniarka była w szoku. Dopiero, gdy wspomniała coś o swoim bracie, trybiki w głowie półelfki powoli zaczęły się obracać. "W niezły cyrk mnie wpakowałeś, inkwizytorze", przemknęło jej przez myśl, "Jeszcze będziesz się z tego tłumaczyć".
        Czyli tak wyglądała ta słynna siostra. Faktycznie, nawet bliźnięta nie są ze sobą tak blisko związane. Nie dane jednak było jej się dłużej nad tym fenomenem zastanawiać, bo z ust zielonoskórej padło owo ważne pytanie. Co miała do przekazania? Chrząknęła, dając sobie kilka sekund na uporządkowanie rzeczy w skołatanej głowie.
        - Nazywam się Camryn. Camryn Stanton.
        Tak, najlepiej zacząć od podstaw. Potem język jej się już rozplątał i poszło łatwiej.
        - Twój… brat wynajął mnie, żebym dla niego pracowała, jako ochrona.
        Stanęła pewniej na nogach, splotła ręce na plecami, wyprostowała się.
        - Jest pani potrzebna natychmiast u Wyciszonych, a ja mam pani towarzyszyć. Koniecznie - zaakcentowała ostatnie słowo, po czym dodała. - Gdy pani sprawa zostanie rozwiązana, ma pani oddać kontrolę, ponieważ pani brat również ma tu zadanie do wykonania.
        Miała nadzieję, że powiedziała wszystko tak, jak nakazał jej inkwizytor. Popatrzyła pewnie w oczy maie, na moment jednak jej wzrok zjechał na to, co działo się za jej plecami. Jeden z koni przypiętych do eleganckiego wozu robił placka na powierzchnię dziedzińca.
"A fuj".
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Kobieta, która przed chwilą była mężczyzną, zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy słuchając elfki. Gdy ta skończyła, zielonoskóra na koniec przewróciła oczami lekceważąco i westchnęła.

        - W porządku, wierzę ci. Częściowo. Przy okazji nazywam się Laehteren więc lody przełamane. Ale skoro ciche bąki z klasztoru coś ode mnie chcą to faktycznie trzeba to sprawdzić. Ale, klasztor jest kawałek stąd. Co tutaj robiliście z moim bratem? Znam go na tyle by wiedzieć, że by cię nie zatrudnił, a szczególnie by nie łaził między innymi inkwizytorami na przesłuchaniach. - Laehteren zastygła na moment, jakby się jej coś nagle przypomniało. - A właśnie. Wspominał coś o Merry i Mariannie? Pewnie nie. - Zamyśliła się na chwilę po czym wyciągnęła zza pleców z kabury broń, przypominającą pistolet skałkowy tylko masywniejszy. Uważnie ją sprawdziła. Chwytając za kurek nad rękojeścią, mogła go odciągnąć i zobaczyć wnętrze broni. Zobaczyła coś co się jej nie spodobało. Złożyła broń i schowała. Zacisnęła szczękę i zamknęła oczy na moment. Po krótkiej chwili namysłu odwróciła się w stronę elfki.

        - Sytuacja w jakiej zostałam postawiona śmierdzi jak łajno za mną i wybacz, że nie będę biegać jak mi każą. - Jej ton się zmienił. Była zła. Z początku wydawała się być o wiele bardziej energiczna od swojego brata. Nagła zmiana charakteru kobiety nastąpiła po sprawdzeniu broni.
        - Mam sprawę do załatwienia. Tamci poczekają jeszcze trochę, a mój brat złamał obietnicę. Więc nie mogę być dłużna. - Odwróciła się w stronę pałacu. - Ale skoro już tu jesteśmy to dobry moment na odwiedziny. Chodź, panno Camryn Stanton. Jesteś w samym środku burdelu, w którym mój brat cię umieścił i możesz czuć się faktycznie oszukana.
        Laehteren zaprosiła elfkę do spaceru. Ten gest był dokładnie taki sam jak jak u jej brata Neretheala. Mogło to wskazywać na to, że posiadają jakieś cechy wspólne poza wyglądem i dzieleniem, jednego ciała.

        - Po pierwsze - zaczęła jak ostra nauczycielka do uczniów. - Mój brat działa sam. Najęcie cię było tylko zagrywką byś nie pracowała dla kogoś innego. Jestem pewna, że nigdy z nim nie ustaliłaś ceny i jakie wynagrodzenie masz otrzymać? - Zlustrowała elfkę wzrokiem przez ramię. - Tak myślałam. Mój brat robi to co chce i to co przyniesie mu korzyści w swoich własnych prawach. Po drugie, sama widzisz, że wszyscy tutaj biegają i szukają igły w stogu siana. Mój brat przyprowadzając cię tu miał jakiś plan, względem tego miejsca i twojej osoby. Więc proponuję, byśmy zagrali w otwarte karty. Jestem, czy tam jesteśmy, rasy maie. Normalnie maie zmienia wygląd poprzez matryce i tylko tyle, ale ja i mój brat jesteśmy efektem eksperymentów czarodzieja. Stąd dwa różne charaktery. Wychowaliśmy się w tutejszym ogrodzie pod opieką naszej matki Levinne. Stąd ta zielona skóra i driadzi wygląd. Chociaż bliżej nam do irminsulanów czasami - Laehteren może była teraz dość wygadana, ale zerknęła na elfkę gdy wspomniała o ogrodzie i swojej matce.

        - Powiedz mi to, czego kazał ci nie mówić, a ja postaram się byś nie musiała chodzić za nim jak posłuszny piesek. Obie na tym zyskamy, szczególnie, że kiedy nie potrafi dotrzymać obietnicy siostrze, to obietnica zapłaty dla ciebie została złamana, zanim ci ją zaproponował. A zakładam, że głównie to rueny cię sprowadzają? Szkoda by była, gdyby cię wyrzucono z Revendoru bez grosza. W ogóle, nie masz konia przypadkiem? Czuję po nogach, że spacerujecie z Nerethealem już od dłuższego czasu.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Koń zrobił to, co koń zrobić był powinien, po czym na powrót skupił się na staniu w miejscu i posępnym wglądzie w wewnętrzną pustkę. Konie czasem tak mają. Tymczasem Camryn, podczas przysłuchiwania się monologowi zielonoskórej, miała chwilę, by przyjrzeć się jej jako osobie. Było to o tyle konieczne, że poza pewnymi detalami, kobieta owa różniła się w wyglądzie od Neretheala. Jeśli miały razem gdzieś iść, to półelfka powinna zapamiętać jak nowa maie wygląda, by przypadkiem nie zgubić jej w tłumie gości przybyłych na pogrzeb władcy tego miejsca. Ochroniarka starała się zapamiętać, że poza charakterystycznym kolorem skóry Laehteren, bo tak się przestawiła, jest mniej więcej tego samego wzrostu, co jej brat. No i nosi podobne szaty. Tylko ten głos, zupełnie różny, niż u inkwizytora. Z drugiej strony nie było się czemu dziwić. Koniec końców należał do kobiety, więc miał inną barwę. Camryn postarała się utrwalić go w pamięci.
        Co się zaś tyczy tego, o czym zielonoskóra mówiła, to w pierwszej kolejności padło pytanie o to, co jej brat oraz półelfka tu robili. Było to nawet logiczne, że kobieta była ciekawa nerethealowych planów związanych z ich osobą oraz ochroniarką, ale ponieważ inkwizytor zabronił o tym mówić, Camryn milczała. Laehteren zdawała się tego nie zauważyć, bo mówiła dalej. W następnej kolejności zapytała o dwie osoby, o których półelfka wcześniej nic nie słyszała. Merry i Mariann. Ponieważ oba imiona były jej obce, tylko pokręciła przecząco głową. Mogła się jedynie domyślać, że to kolejni członkowie tej zakręconej rodzinki.
        Maie na moment sięgnęła po broń, której na oczy nigdy wcześniej ochroniarka nie widziała. Kobieta zaczęła sprawdzać jej budowę, natomiast Camryn zastanawiała się w jaki sposób to działa i jak można walczyć czymś tak dziwnym. Prawdopodobnie był to jakiś lokalny wynalazek, o którym wiedzę mieli wyłącznie tubylcy. I raczej nie był zbyt użyteczny na polu walki. Inaczej zbrojmistrzowie zamieszkujące tereny poza miastem Revendor podchwyciliby pomysł i sprzedawali kopie tego ustrojstwa. A tak nie było. Revendor był jedynym miejscem, gdzie odkryła coś takiego, a podczas wielu lat wędrówki szlakiem widziała wiele rodzajów broni i odwiedzała różnych zbrojmistrzów. Wiedziała swoje. W walce nic nie zastąpi porządnego miecza.
        Nagle humor Laehteren się popsuł, a Camryn nie do końca wiedziała z czym to jest związane. Może ustrojstwo miało defekt? Tak, czy inaczej, kobieta zakomenderowała, żeby ruszyć w drogę. Półelfka nie mogła jej stracić z oczu, więc czym prędzej podążyła za nią. Po drodze opowiedziała ochroniarce co nieco o swoim bracie i sobie. O pobudkach jakie poniekąd nim kierowały oraz o pochodzeniu nietypowego rodzeństwa. Wspomniała o rasie maie, o której Camryn nie wiedziała za dużo. Po prawdzie to nic. Chyba dopiero tu, w mieście, widziała przedstawiciela tej odnogi naturian pierwszy raz w życiu. Więc brat i siostra dzielili jedno ciało w wyniku eksperymentów czarnoksięskich. Jako matryce. Postanowiła tego nie zapominać. Kto wie kiedy w przyszłości mogą się przydać takie detale.

        Idąc dziedzińcem i mieląc w głowie usłyszane informacje spojrzała w bok, na mężczyznę w czarnym, skrojonym na miarę stroju, z fioletowymi dodatkami. Miał czarne, elegancko ułożone włosy i przenikliwe spojrzenie. Było w nim coś, co przykuwało uwagę półelfki. Coś niepokojącego. Być może fakt, że ten gapił się prosto na nią. Camryn zmrużyła oczy, oddając spojrzenie bez mrugnięcia. "I czemu się gapisz?", zupełnie bez ostrzeżenia usłyszała słowa prosto w swojej głowie. "I bez tego wiem, że dobrze wyglądam". Głos w jej czaszce zamilkł, a mężczyzna nonszalancko odsunął kosmyk włosów za ucho, uśmiechając się przy tym półgębkiem. Jeszcze jeden bogaty buc. Ochroniarka odwróciła się z powrotem w kierunku marszu, nie zawracając już na niego uwagi.
        Laehteren, ni z tego, ni z owego, znowu zadała jej pytanie o to, czym zajmowała się razem z inkwizytorem. Musiała być bardzo ciekawa, skoro podnosiła tą kwestię już drugi raz. I jak teraz z tego wybrnąć? Kobieta sprawiała wrażenie milsze od jej brata, a przynajmniej dobrze udawała, i półelfka nie chciała jej urazić. Jednocześnie nie mogła jej okłamywać. Postanowiła więc, że powie prosto z mostu, jak sprawy stoją. Wzięła oddech nosem i powiedziała.
        - Dziękuję ci, że naprostowałaś mi parę rzeczy. Te informacje na pewno będą dla mnie użyteczne. Jednak nie mogę ci powiedzieć, pani, czym się tu razem z inkwizytorem zajmujemy. Nie mnie oceniać dlaczego nie zostawił ci na ten temat wiadomości, ale skoro on tego nie zrobił, widać miał ku temu jakieś ważne powody, o których nie wiem. To jest sprawa, którą powinniście rozwiązać między sobą. Ja dałam słowo, że będę milczeć, a u mnie słowo droższe pieniędzy. Także tak.
        Przez głowę Camryn przemknęła myśl, że może zielonoskóry podejrzewał własną siostrę o udział w spisku. W końcu mieli różne charaktery.
        Po chwili padło pytanie o jej konia.
        - Mój wierzchowiec jest zaparkowany przed budynkiem Konsorcjum. To biała klacz, a na siodle są moje inicjały - powiedziała na wypadek, gdyby maie chciała sprowadzić tu jej zwierzę.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        - No no, dziewczyna honoru. Podobasz mi się - powiedziała patrząc na Camryn wzrokiem, który mówił więcej, niż samo uznanie jej zawodowej profesjonalności. - No to by nie tracić czasu idź po swojego konia. Albo nie! Po co masz tracić czas na bieganie w dwie strony. Pokaż komuś ten zdechły kamyk i porządnie opieprz, dlaczego nie ma tu twojego konia jak miał być. Z pewnością ktoś po niego poleci. Może nawet na rzęsach, jak się postarasz. Nie chcemy by twoja kobyła zdechła z głodu czy pragnienia prawda? - Laehteren postawiła krok przed siebie i objęła Camryn ramieniem.

        - A mówiąc o głodzie, sama umieram z głodu. Neretheal może sprawdza się jako ogar. Głodny jest bardziej zażarty, ale nie ja. Ty chyba już się uraczyłaś jedzeniem prawda? - zapytała wyczuwając delikatną mięsną woń. - Więc najpierw skoczę coś zjeść i załatwimy jedną moja sprawę. No i Lizuś też się przyda. - Maie wymusiła na Camryn krok w stronę pałacu. - A skoro masz mi towarzyszyć to i musisz się zgodzić na małe detour. W końcu i tak nie masz wyboru w tej kwestii, a kija w tyłek nie mam zamiaru sobie wkładać jak mój brat. Później udamy się do klasztoru wyciszonych, bo akurat do tego czasu nie będziemy chodzić tylko jeździć. I spokojnie, mamy czas by dorwać skurwieli, których szukamy. Jeśli mam być czegoś pewna, to tego, że nic teraz nie opuści murów Revendoru. Widzisz, rączka rączkę myje. - Uśmiechnęła się szczerze, zamykając przy tym oczy.
        - Chyba, że wolisz utrudniać i zignorować moją dobrą wolę i zrobić scenę, która skończy się przypiekaniem stóp przez inkwizycję? - Zielonoskóra uwolniła Camryn spod jej ramienia zadając jej to pytanie.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Camryn powiedziała zielonoskórej prosto z mostu jak sprawy wyglądają, jeśli chodzi o jej interesy z inkwizytorem. Nie mogła jej nic zdradzić na ten temat, bo taką zawarła umowę z Nerethealem i już. Ponadto, z tego co zdążyła się zorientować, brat nowo poznanej kobiety szukał wszelkich sposobów, by zapłacić ochroniarce jak najmniej i z pewnością przy rozliczeniu wywlókłby ten moment, gdy się wygadała przed jego siostrą. Nie chciała tak ryzykować. Mimo to trochę było jej głupio, bo Laehteren sprawiała zdecydowanie bardziej ludzkie wrażenie niż jej brat i, kto wie, może byłaby bardziej pomocna w sprawie poszukiwań zabójcy króla. A może nie. Może to tylko gra, by wydobyć z Camryn informacje? Z jakichś powodów jej brat jej nie ufał. Lepiej było pozostać czujną w jej obecności.
        Tymczasem powrócił temat jej konia oraz tego, jak go sprowadzić na dziedziniec. Laehteren zasugerowała, by zwrócić się z tym do kogoś trzeciego i pokazać mu runę otrzymaną od inkwizytora. Półelfka, po krótkim namyśle, zdecydowała, że tak chyba będzie najlepiej. Rozejrzała się wśród otaczającego ją tłumu gości pałacowych i wyłapała z tej zbieraniny osobników, którzy wyglądali jak służba. Konkretnie to nosili podobne uniformy i nie były to oczywiście mundury inkwizytorskie. Podeszła do jednego z mężczyzn w eleganckim uniformie, który przytrzymywał właśnie konia za uzdę. Stał był do niej tyłem, więc postukała go palcem w ramię, czekając aż się odwróci.
- Witam. Potrzebuję, żeby…
- A ty... kto ty jesteś? - odfuknął mężczyzna. - Służysz któremuś z gości? Nie mam dla ciebie czasu.
Po tych słowach ustawił się do niej plecami i na powrót zajął się zwierzęciem. Camryn powoli wzięła wdech nosem i wypuściła ustami, następnie złapała służącego za ramie i gwałtownie odwróciła w swoją stronę.
- Wiesz co to jest? - Wyciągnęła runę z sakiewki przy pasie i zamachała nią mężczyźnie przed nosem. - To oznacza, że pracuję dla inkwizycji. I jeśli nie chcesz ich wkurzyć, a uwierz mi, nie chcesz, to będziesz mnie słuchać, tak?
- To jest, eee…
- Przed budynkiem Konsorcjum stoi uwiązany mój koń. To klacz o białym umaszczeniu. Na siodle wyryte ma inicjały „C.S.”. Przyprowadzisz ją tu. Zrozumiałeś? To powtórz.
- Konsorcjum. Biały koń. Inicjały „C.S.”
- Dobrze. Tylko na jednej nodze. - Poklepała go po ramieniu, dając do zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca.
        Mimo to mężczyzna nadal stał w miejscu, gapiąc się na nią i zastanawiając się nad czymś. Dopiero, gdy ochroniarka powtórnie wyciągnęła runę, służący ruszył się w stronę bramy wjazdowej. Następnie półelfka zwróciła się w stronę zielonoskórej, mając nadzieję, że teraz bez przeszkód będą mogły udać się do wyciszonych, kimkolwiek by oni nie byli. Ale los chciał inaczej. Laehteren oświadczyła, że była głodna i chciała coś zjeść. Teraz. Camryn opadły witki, ale cóż było robić? Przecież nie złapie ją za kudły i nie pociągnie w stronę Wyciszonych, bo nawet nie wiedziała, w którą stronę się udać. To miejsce było dla niej zupełnie obce. Musiała się zdać na łaskę i niełaskę kobiety. Więc tylko teatralnie przewróciła oczami i powiedziała.
        - Jak sobie życzysz, pani. Prowadź.
Z drugiej strony od rana na ruszt wrzuciła tylko dwie kiełbaski z targowiska. Może pomysł z przekąszeniem teraz małego co-nieco nie był taki zły? Po chwili coś jej przyszło do głowy, więc się odezwała, nie przerywając marszu.
- Dla sprostowania, pani, ty także jesteś inkwizytorem, jak twój brat?
Ochroniarka potrzebowała tej informacji, by wiedzieć, jakim tytułem się do niej zwracać.
Etykieta.
Tfu.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Laehteren zaśmiała się z pytania o przynależność do Inkwizycji.
        - A owszem należę, mimo wielu sprzeciwów, ale nie mogli na to nic poradzić. Takie rozkazy otrzymali od samej królowej Meredith. Mnie to nie robi wielkiej różnicy poza immunitetem i władzą. Hm, czyli jednak jakąś robi... - Przez chwilę wpadła w konsternację. - Cóż. Nie lubię myśleć o sobie jako Laehteren, Inkwizytorka revendorskiego woru czy coś tam. Wystarczy, że brat cieszy się wieloma tytułami. Tam gdzie jest wymagany kij w tyłku tam mój brat się wykaże. Ja podchodzę do spraw delikatniej, co się kłóci z ogólnym szkoleniem inkwizytorskim. Co nie znaczy, że nie potrafię tego co on. Może nawet i sprawdzam się lepiej w korzystnych mi momentach - Laehteren zauważyła, że zwyczajnie zaczęła ''bablać'' wiec zmieniła temat.
        - W tej chwili, o ile nic się nie zmieniło, mamy wiele tropów i na oko są ze sobą wszystkie powiązane, to uważam, że sprawdzenie każdego kolejno tylko przedłuży śledztwo. Dlatego tyle osób jest na nogach i to bada, ale mi, czy też nam, potrzeba złotego środka.
         Maie minęła okrężnie tłum wraz z elfką i znaleźli się bliżej pałacu. Czekał ich krótki spacer, bo nie kierowały się do żadnej tawerny czy gospody, bo tych tutaj po prostu nie było. Jeśli chciało się dobrze zjeść, to trzeba było mieć do tego własnego kucharza i służbę. Lub być bardzo ekscentrycznym szlachcicem, by samemu zajmować się przygotowywaniem posiłków we własnym domu. Choć, faktycznie pora obiadowa się zbliżała, to uliczki był opustoszałe. Zrozumiałe, kiedy na głównym placu znajdowała się inkwizycyjna zagroda podejrzanych. Zwracając uwagę na architekturę, to nie wiele się różniła od reszty, która się widziało. Biały kamień, roślinność, kryształy, i zdobienia. Tych ostatnich ukazywało się coraz więcej, więc małe poczucie, że się zmienia lokację na bardziej bogatą było, ale nie bijące po oczach.

        - Jesteśmy - poinformowała zielonoskóra stojąc przed samym głównym wejściem do budynku o nieregularnym kształcie. Nie był ani spiczasty, ni kwadratowy. Składał się z kilku połączonych ze sobą figur geometrycznych tworzących wrażenie, malutkiego zamku z pojedynczą wieża i balkonami. Wielkością jak jednorodzinny dom postawiony specjalnie jak najbliżej pałacu, by zamieszkujący go osoby mogły się stawić jak najszybciej. I zwracając uwagę na inskrypcję na drzwiach było to prawdą.

Nerethealaehteren
Driad'a z Revendoru


        Czytając to można było sobie połamać język. Jak na jedną zamieszkującą ją personę, minizamek wyglądem był zbyt ekskluzywny dla przeciętnej osoby. Stalowy klucz, wyciągnięty przez kobietę z płaszcza, przekręcił się w zamku. Słysząc charakterystyczny ''klik'' Laehteren zastygła w miejscu jakby ktoś zamienił ją w kamień. Z wnętrza jej domostwa dobiegł dziwny syk, coś jakby odgłos zasysanego powietrzna lub gwizd przy wciąganiu powietrza ustami. Laehteren puściła klucz i rzuciła się w stronę Camryn. Drzwi eksplodowały fantazyjnym światłem wyrywając drewno z ram i krusząc kamień wokół drzwi. Laehteren objęła Camryn, ale nie uchroniła się przed falą uderzeniową. Kolejna magiczna eksplozja, przypominająca mydlaną bańkę nastąpiła tak szybko jak pierwsza. Powietrze zamieniło się w gęsty i szary pył rozświetlany na kilka sekund jaskrawym światłem. Minizamek runął jak domek z zapałek zostawiając po sobie gruz, kilka fragmentów wieży i poręczny balkonu, która nie uległą zniszczeniu od upadku. Nie było przy tym ognia, tylko ciężkie i ogłuszające bum.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Kiedy pałacowy służący oddalił się w podskokach w kierunku, gdzie pozostawiła swojego konia, Camryn mogła się skupić na rozmowie z maie. Miała tylko nadzieję, że jej zwierzę zostanie przyprowadzona na dziedziniec w jednym kawałku, oraz że jej koń nie pogryzie zanadto służącego. Mimo że Kiyohime była zwierzęciem spokojnym, to nie zawsze odnosiła się dobrze do obcych osób próbujących je prowadzić. Nie to co wobec jej pani. Przy półelfce była posłuszna jak baranek.
Tymczasem Laehteren zdążyła odpowiedzieć na zadane pytanie, okraszając to śmiechem, jakby ochroniarka powiedziała dobry żart. Inkwizytorka przyznała, że należy do tej samej organizacji co jej brat i, co za tym idzie, przysługiwały jej te same przywileje i tytuły. "Dobrze wiedzieć", pomyślała Camryn. Teraz wiedziała, że zielonoskóra była na tyle ważną osobą, że nie wyrzucą ich z terenu pałacu przed zakończeniem śledztwa. Kiedy jednak będzie mogła do niego powrócić, tego nie wiedziała. Półelfka martwiła się w duchu, że mogą nie zdążyć z pozyskaniem materiału organicznego ze zwłok króla do przeprowadzenia rytuału. Podczas gdy ona będzie ucztować z Laehteren, królewski trup może zostać zakopany albo co gorsza - spalony. No ale nie było co się martwić na zapas. Może miała jeszcze trochę czasu w zapasie. Przecież jeszcze muszą się odbyć uroczystości pogrzebowe, wystawienie ciała, ostatnie pożegnanie, kilka słów od głowy rodu do zebranych gości i tego typu pierdoły. To wszystko wymagało od nich czasu i przygotowań. Mimo to ochroniarka westchnęła, wlokąc się krok za krokiem za nowo poznaną kobietą. Nie była zadowolona.
        Tymczasem, jakby czytając Camryn w myślach, maie wspomniała o prowadzonym przez inkwizycje śledztwie w sprawie zamachu na rodzinę królewską. Półelfka podniosła brew, przysłuchując się jej słowom. Inkwizytorka skarżyła się, że sprawa dochodzenia do prawdy idzie im jak krew z nosa. I trudno się dziwić. Chodziło przecież o głowę państwa, nie o zwykłego przechodnia. Zamachowcy z pewnością zatarli za sobą wszelkie ślady. No, może prawie wszelkie. Ochroniarka była coraz bardziej ciekawa, co w tej sprawie będzie miał do powiedzenia duch króla Revendoru. Zakładając oczywiście, że do tej rozmowy w ogóle dojdzie.
Z drugiej strony patrząc, dobry posiłek z pewnością nie zaszkodzi przed czekającym ją wysiłkiem związanym z używaniem magii ducha.

        Idąc przed siebie w nieznanym kierunku Camryn zauważyła, że zbliżają się do pałacu. Kilka minut później obie kobiety zatrzymały się przed całkiem zgrabnym kawałkiem zameczku. Półelfka gwizdnęła z uznaniem. Była to z pewnością jedna z tych budowli, na które nie byłoby stać przeciętnego mieszkańca Revendoru. A ją to już w ogóle. Zielonoskóre rodzeństwo musiało zarabiać niemałą sumę, skoro było ich stać na wykup, a później utrzymanie tego cuda. Ochroniarka ciekawa była, czy Laehteren ma kucharza, czy też będzie pichcić samodzielnie. Obstawiała to pierwsze. Trzeba się szanować, jak się ma tyle forsy. Camryn uniosła ramiona do góry i przeciągnęła się czekając, aż inkwizytorka otworzy drzwi. Kilka sekund później wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Zameczek eksplodował, a półelfka została powalona na ziemię przez maie. Ochroniarka automatycznie zamknęła oczy i skuliła się. Cały świat wypełnił jeden ogłuszający huk, a potem, po trudnym do określenia czasie, nastała cisza, przerywana jedynie przez nieznośny, jednostajny gwizd w uszach.
        Najpierw Camryn się zdało, że ktoś wypreparował mózg z jej czaszki. Miała poczucie, że pojedyncza myśl tłucze się po pustym łbie, odbija się od kości, zanika i dopiero potem pojawia się następna. Trwało to dość długo, zanim pojawiła się pierwsza rozsądna: "skoro myślę, to znaczy, że mam mózg. Myślę więc jeszcze żyję". Huczało jej w uszach i paliły gałki oczne zakryte powiekami. Ale czemu się dziwić? Ktoś próbował zawalić jej na głowę cały dom. Poobracała trochę oczami i rozwarła powieki, szara płaszczyzna zawirowała, ale po chwili się ustaliła i zobaczyła gruzy zameczku. Następną chwilę zajęło jej zorientowanie się, że ktoś na niej leży. To była Laehteren.
        - Cholera… - zachrypiała półelfka i rozkasłała się. Do jej płuc dostał się chyba cały kurz z okolicy. Ochroniarka powoli podniosła się na łokciach, pojedyncza strużka krwi popłynęła po jej skroni. Następnie przekręciła się na bok, zsunęła zielonoskórą z siebie i ostrożnie ułożyła na plecach. Co teraz? Camryn przeszła tylko podstawowe szkolenie z pierwszej pomocy, a właśnie w tej chwili trudno było jej się skupić na przebytych naukach. Nachyliła się nad nosem poszkodowanej, żeby sprawdzić, czy oddycha, ale gwizd w uszach był tak intensywny, że nic nie słyszała. Spojrzała na jej klatkę piersiową, by sprawdzić, czy się unosi, przetarła oczy, bo obraz zaczął jej zjeżdżać w bok.
- Cholera.
Zaraz potem naszło ją olśnienie, że być może powinna sprawdzić puls. Zdjęła rękawice. Przyłożyła palec wskazujący i środkowy do boku szyi maie. Odczekała moment. Nic.
- Cholera!
Camryn puściły nerwy. Odchyliła rękę i z całej siły spoliczkowała inkwizytorkę.
- Zbudź się!
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Pisk w uszach to było jedynie co Laehteren słyszała kiedy otaczała ją ciemność. Czuła, ze coś się dzieje z jej ciałem, że pierw straciła nad nim panowanie a później przeszył ją ból w kilku miejscach na raz. Na chwilę całkowicie zapomniałą o tym co się stało i pojawiła się w bardzo znajomym miejscu.
        Znajdowała się w ogrodzie, tuż koło drzewa matki Levinne. Nigdy się nie dowiedziała dlaczego to miejsce było centrum ''podświadomości'' ale nie była w nim sama. Jej drugie ja, brat, Neretheal siedział na jednym z pni bajecznego drzewa, z którego biła spokojna aura. Czego nie można było powiedzieć o Nerethealu. Jego noga podrygiwała nerwowo kiedy sam był wpatrzony w przebijające się obrazy w szczelinach drzewa. Tak, gdziekolwiek się nie spojrzało, to w losowych miejscach, jakby we mgle unosiły się ruchome obrazy. Wspomnienia, myśli, być może nawet sny, których nie doświadcza Laehteren i z pewnością Neretheal także. Gdy udała się w stronę brata pod jej nogami rosły kwiaty z każdym jej stąpnięciem. Dulteie, płaczące lilie, merahie i zwiastuńce. Kiedy Neretheal zauważył, że nie jest sam podniósł się z pnia i stanął twarzą w twarz ze swoja siostrą. Jak lustrzane odbicie przyglądające się sobie przez dodatkowe zwierciadło między nimi.
        - Twoja obecność tutaj z pewnością nie jest wynikiem popijawy z wyciszonymi, bo ci nie piją. Więc zakładam, że nie działasz w interesie Revendoru - stwierdził Neretheal spokojnie, choć jego twarz zdradzała niezadowolenie.
        - Ja zawsze działam - odparła Laehteren. - Przyznaję jednak, że nastąpiła komplikacja. Jesteśmy martwi? - zapytała zastanawiając się czy to właściwe pytanie. Widzenie się z swoim bratem nie było czymś nowym, lecz naprawdę rzadkim zdarzeniem. Przejście w stan ''podświadomości'' jak teraz, było efektem ogłuszenia, ale czasami wystarczy zwykłe pójście spać, alkohol lub narkotyki czy wycieczenie poprzez zużycie większej części swojej energii.
        - Nadal tu jesteśmy, więc zakładam, że straciłaś przytomność. Wiesz jednak co, to było prawda? To ta sama eksplozja, która miała miejsce w pałacu. Ta, w której król został zamordowany.
        - Skąd wiesz? - zapytała, wiedząc, że raczej jej brat niezbyt może widzieć, słyszeć świat rzeczywisty kiedy jest ''uśpiony''.
        - Poczułem ogromne zgromadzenie aury, która ulotniła się zostawiając po sobie jedynie cień swej mocy. Ten cień jest mi znajomy z sali tronowej gdzie doszło do zamachu.
        Laehteren zastanowiła się nad tym przez chwilę, też to czuła. Tak jakby delikatne mrowienie na jej skórze, które biegło wzdłuż ciała i wiło się w jej umyśle posyłając ledwo wyczuwalne impulsy energii.
        - Czy do wybuchu doszło u wyciszonych?
        - Nie. Nasza mała posiadłość legła w gruzach. W zamku był nowy mechanizm, gdy przekręciłam klucz, zamek wydał z siebie inny dźwięk. Musiałam szybko zareagować.
        - Oddałem ci kontrolę byś spotkała się w wyciszonymi, a sama wiesz, że doskonale sobie zdają sprawę, że Ja i Ty, to nie to samo. Nie zdziwiłbym się, gdyby chcieli ci przekazać wiadomość o pułapce. A ta półelfka, była z tobą?
        - Och tak, tak ją poustawiałeś, że nie zrobi nic przeciwko tobie.
        - Dobrze, teraz tylko pytanie czy żyje. Jeśli tak, to przestań się wygłupiać i załatw co masz załatwić, a jak już nie ma zastosowania, to niezwłocznie oddaj kontrolę. Mam interes do załatwienia z panną Camryn.
        - Wtajemniczysz mnie? - zapytała krzyżując dłonie nie piersi.

        Laehteren nie doczekała się odpowiedzi. Została zbudzona uderzeniem półelfki. Zielonoskóra została oślepiona nie tak intensywnym światłem. Promienie słoneczne tylko częściowo przebijały się przez gęstą i szarą zasłonę dymu. Maie zadławiła się nim i musiała odkaszlnąć parę razy. Wszystko ją niemiłosiernie bolało. Zmysł słuchu zaczął powoli wracać, więc zaczynała powoli zdawać sobie sprawę, że żyje i chyba ma się dobrze.
        - Oj - cicho jęknęła chwytając się za śródbrzusze. Między łączeniem metalicznego i skórzanego pancerza wystawał kawałek szkła, element witrażu jej posiadłości.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Camryn wciągnęła głośno powietrze przez zaciśnięte zęby. Przywitała z przytłaczającą ulgą fakt, że danie z liścia kobiecie przyniosło oczekiwany efekt. Inkwizytorka z Revendoru poruszyła się, otworzyła oczy i nawet wydała z siebie jakiś dźwięk. To był dobry znak. Sądząc po tym co Cam zdążyła się dowiedzieć na temat tych zamordystów z Pacanowa na końcu świata, to byli raczej twardzi zawodnicy i nie umierali od pojedynczego ciosu. Mogła więc z dużym prawdopodobieństwem przypuszczać, że Laehteren nie zemrze jej na rękach. Byłoby to wysoce niefortunne.
- Spokojnie. Wyliżesz się - powiedziała ni to do kobiety, ni to do siebie.
Ochroniarka zauważyła, że poszkodowana łapie się za brzuch. Przyjrzała się temu bliżej. Dopiero teraz zauważyła, że w ciele inkwizytorki tkwił fragment szkła. Półelfce rozszerzyły się oczy. Niedobrze. Co na ten temat mówiła jej matka na lekcji medycyny? Na pewno coś ważnego, ale młoda Cam niespecjalnie jej wtedy słuchała, bardziej zaaferowana lekcjami fechtunku u wuja Lulka. Teraz tego żałowała.
- Nie ruszaj się. - Przytrzymała Laehteren za ramię.
        Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się pewna myśl, że być może nie najlepszym pomysłem byłoby usuwanie samodzielnie odłamka. Póki co działał on jak korek. Po jego wyjęciu maie mogłaby się wykrwawić. A przynajmniej tak reagowali w takiej sytuacji ludzie. Tak, teraz sobie przypomniała, postępowanie przy utknięciu noża w bebechach. Do usunięcia obcego obiektu potrzebny był wykwalifikowany medyk, a ochroniarka mogła co najwyżej obłożyć tkwiący w ciele przedmiot jakimś materiałem do zatamowania krwi. Niewiele myśląc wyjęła sztylet i odcięła sobie rękaw koszuli. To samo zrobiła z drugim. Kawałkami tkaniny obłożyła dokładnie obszar dookoła szklanego odłamka. Dobrze, teraz potrzebny był lekarz. Camryn uniosła głowę i rozejrzała się po okolicy. Mimo gęstego dymu, wciąż unoszącego się nad zburzonym zameczkiem, udało jej się dojrzeć pierwszych gapiów. Półelfka wstała na nogi i zwróciła się w stronę obserwatorów.
- Sprowadźcie medyka! Ranny funkcjonariusz.
        Po wypowiedzeniu tych słów przycisnęła pięść do ust i rozkasłała się, bo w jej gardle wciąż zalegał pył po wybuchu. Tubylcy, którzy zjawili się zobaczyć co się dzieje, wciąż stali w miejscu, ani myśląc ruszyć się gdzieś po pomoc. Typowe. Ochroniarka zacisnęła zęby z frustracji. Sama nie mogła się oddalać od poszkodowanej, potrzebowała pomocy, nawet jeśli musiała na miejscowych tą pomoc wymóc. Sięgnęła do sakiewki i po chwili wyjęła z niej inkwizytorską runę. Uniosła ją wysoko w górę i powiedziała.
- Wciórności! Sprowadźcie medyka, bo jak matkę szanuję, wszyscy pójdziecie pod sąd za nieudzielenie pomocy!
Jakąś reakcje osiągnęła. Obserwatorzy w pierwszego rzędu zaczęli jakoś niemrawo cofać się w tył.
- Już!
        Tubylcy, jak jeden mąż, odwrócili się na pięcie i szybkim krokiem oddalili się skąd przybyli. Pytanie, czy po to, by sprowadzić medyka, czy po prostu uciekli przed odpowiedzialnością? Camryn musiała wierzyć, że to pierwsze, bo i jaki miała wybór? Schowała runę do sakiewki. Następnie uklękła przy maie i obiema rękami ucisnęła ranę, by ta jak najmniej krwawiła.
- Zaraz powinni tu się zjawić twoi kumple z inkwizycji, więc mi tu nie odpływaj - powiedziała do Laehteren. - Ktoś musi się za mną wstawić, żeby mnie nie aresztowali.
Jako obcy w Revendorze półelfka z pewnością brana byłaby jako jedna z podejrzanych o wysadzenie zameczku. Lepiej byłoby więc dla niej, gdyby inkwizytorka pozostała przytomna jeszcze przez jakiś czas.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

Laehteren była na wpółprzytomna, jednak słysząc o momentalnym aresztowaniu elfki przez inkwizytorów, co było zresztą prawdopodobne, zachichotała. Później chichot przeszedł w kaszel, a to wszystko sprawiło jej tylko większy ból.
        - Kuźwa jego maciora do mordy wzięła mać - wydumała bezsensowne przekleństwa, gdy chciała się poruszyć. - Nie rozśmieszaj mnie - powiedziała próbując pozbyć się smaku pyłu z języka.
        Maie poczuła, że szkło blokuje jej zakres ruchów, ale nie przestała próbować cokolwiek zrobić z tym odłamkiem. Pierw pogładziła dłonią po mokrym od krwi rękawem. Zabawne - zapomniała, że ma zieloną krew. W końcu nieczęsto się jej zdarzało oberwać, bo od tego był Neretheal. Oczywiście dość głupim pomysłem by było w tej chwili się zastanawiać nad sensem posiadania krwi jako istota energetyczna. Zalążek tej myśli musiał z pewnością poczekać na później. Teraz próbowała ogarnąć co zrobić, by pozbyć się odłamka witrażu. Szklana cholera jedna utkwiła między łączeniami ubioru co utrudniało sprawę, bo rozebranie się w takim stanie graniczyło z cudem, a kto wie o co jeszcze odłamek może zahaczyć przy wyciągnięciu na siłę.
        Na całe szczęście pojawili się inkwizytorowie, paru szlachetków i ktoś kto wyglądał na obeznanego w medycynie, bo miał już naciągnięte rękawice i owiniętą chustę na twarzy. Całe szczęście, że jednak ktoś pomyślał o kimś kto... Laehteren wyłupiła oczy widząc kim był ten ''konował''.
        Zigfrid Kranc, młody i szanowany syn magnata Arnulda Kranca. Przystojny, zadbany i kochający zwierzęta człek. Osoba zdatna czynić cuda na polu... weterynaryjnym. Tak, w końcu gdzie by znaleźli najbliższego znachora, skoro są na pałacowym dworze, większość pewnie siedzi w areszcie albo gdzieś aktualnie łata człowieka podczas pracy. Zaś pan Zigfrid był pod ręką a jakże.
        - Sprowadzono mnie do psa - stwierdziła maie kładąc głowę na ziemię. Gdyby nie odczuwała teraz bólu i mogła się ruszać to zdzieliłaby kogoś w łeb za taki pomysł. Ale Zigfrid był aż zbyt podekscytowany tą szansą na zabłyśnięcie przed inkwizycją. Podbiegł bez zaproszenia, położył skórzaną torbę obok Camryn i ją otworzył. W środku było sporo srebrnych narzędzi.
        - Lady Laetheren. Inkwizytorko i driado z Revendoru. To zaszczyt móc pani pomóc w tej trudnej chwili. Jestem pewny, że doceni pani moje starania. - Zigfrid skupił się bardziej na ładnej mowie jak nad samym faktem, że z brzucha jej szkło wystaje, ale zielonoskóra nie mogła sobie pozwolić w tej chwili na wybrzydzanie. Przynajmniej głośne. Była pewna, że Zigfrid ma dobre intencje, ale czuła, że bardziej go obchodzi uznanie przy gapiach. Stąd ta szopka. Szczególnie, że reszta bacznie go obserwowała. W końcu dopuścili weterynarza do łatania inkwizytorki. Chyba, że to był bardzo dosadny żart.
        - Lady? - zapytał Zigfrid widząc, że Laehteren nie odpowiada, tylko jest pogrążana w swoich myślach.
        - Rób co musisz - odpowiedziała po krótkiej chwili.
***

        - Gotowe! - krzyknął Zigfrid ucinając ostatnią nić. Trzeba było przyznać, że chłopak dał radę. Z początku był problem by dostać się pod pancerz inkwizytorki, ale asortyment narzędzi w tym pomógł. Praktycznie operował Laehteren na miejscu, gdzie miał widoczny tylko urywek jej skóry. Wydobył odłam szkła i pozbył się mniejszych drobin. Nawet był na tyle miły, że podał Laehteren środki przeciwbólowe, więc większą część operacji była znieczulona i mogła tylko rozmyślać patrząc w niebo, na Camryn i Zigfrida, który co rusz coś do niej mówił. Miał chłopak szczęście, że był miły dla oka, bo by nie zniosła typowego starego brodacza w kulistych szkiełkach kilka palców od twarzy. Na jego nieszczęście pojawił się prawdziwy lekarz i przegonił chłopaka wyzywając go od nieudaczników, a sam przysiadł przy inkwizytorce i z niesmakiem spoglądał na pracę weterynarza. Był niezadowolony, nie z powodu złej wykonanej pracy swojego nieprzyuczonego poprzednika, lecz odwrotnie. Było to tak dobrze wykonane, że gryzł wargi by tylko znaleźć jakiś szczegół by się przyczepić. Typowe. Młody się spisał, ale stary tetryk musiał utrzymać pozycję w hierarchii. Wyciągnął dłoń w stronę zaszytej rany, ale Laehteren go chwyciła za nadgarstek i ścisnęła na tyle na ile umiała.
        - Skończyliśmy tu - warknęła, nie dopuszczając już nikogo do dalszych oględzin. Puściła go po chwili, gdy ten zdał sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji. Wstał, otrzepał się z kurzu i dumnie obrócił się na stopie.
        - Pomóżcie mi wstać.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Camryn siedząc przy leżącej na ziemi zielonoskórej rozglądała się co chwila, czy aby przypadkiem nie nadejdzie wyczekiwana pomoc lub ktoś z inkwizycji. Miała bardziej nadzieję na to pierwsze i to tak szybko jak to możliwe. Pomoc z jej strony ograniczała się w tej chwili do uciskania rany i tamowania jej urwanymi rękawami koszuli. W pewnej chwili coś mignęło jej na horyzoncie. Kątem oka zauważyła jakiś ruch. Gdy odwróciła głowę w tę stronę, zauważyła małego chłopca, który z odległości przypatrywał się jej i maie. Półelfka wpatrzyła się w jego duże, okrągłe oczy koloru orzecha i momentalnie przypomniała sobie o obietnicy złożonej nieznajomej matce w drodze do pałacu. Czy aby nie był to zaginiony syn tamtej kobiety? Jak on miał na imię? Z tego wszystkiego zupełnie wyleciało jej to z głowy.
- Hej! Mały…!
        Zawołała do niego, ale malec najwyraźniej wystraszył się jej, bo zaczął uciekać skąd przybył. Ochroniarka zauważyła, że zatrzymał się dopiero, gdy jakiś mężczyzna przytrzymał go za ramiona. Chłopak nie bronił się, gdy brał go za rękę i prowadził gdzieś dalej, więc raczej to jego rodzic. Tamtego smarka szukała matka, więc to pewnie nie było to zaginione dziecko, tylko jakieś inne. Camryn westchnęła i powróciła spojrzeniem na twarz Laehteren, która była mniej zielona niż zwykle i zdecydowanie bardziej przykurzona. Przez pewien trudny do określenia czas panowała cisza i nic się nie działo. Nagle, jakby spod ziemi, pojawił się nieznajomy. Czyli jej nawoływanie do tłumu gapiów na coś się zdał. Miał on zawiniętą chustą twarz i rękawice na rękach, znaczy się medyk. Półelfka odetchnęła z wyraźną ulgą. Wstała z klęczek i zrobiła miejsce lekarzowi. Zauważyła, że mężczyzna był wyraźnie młodszy niż wyobrażała sobie stereotypowego medyka, ale machnęła ręką. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Jeśli tylko nie da zginąć inkwizytorce, to był w porządku w jej księdze.

        Medyk ukucnął przy poszkodowanej i zajął się pracą, mającą na celu usunięcie fragmentu szkła bez uśmiercania pacjentki. Tymczasem Camryn, mając wolne ręce i trochę czasu, mogła się przyjrzeć gruzom zameczku. Jeśli maie była tak majętna, że stać ją było na mieszkanie w takim miejscu, to niedługo zaroi się tu od złodziei pragnących z gruzów wydobyć co cenniejsze dobra. Ale tym kobieta powinna się martwić już później. Ochroniarka zakończyła oględziny miejsca zamachu i odwróciła się akurat w momencie, by zobaczyć, że przy pracującym na ziemi medyku na powrót zaczyna się zbierać tłum gapiów. Przeklęte hieny. Zwietrzyły krew i już się nie odczepią. Półelfka stanęła między leżącą na ziemi Laehteren i opatrującym ją lekarzem a resztą tubylców i zaczęła ich odganiać ruchem rąk jak natrętne muchy.
- No już. Koniec przestawienia. Nie ma tu nic ciekawego do oglądania.
        Oczywiście na niewiele się to zdało, ludzi przybywało, każdy chciał zobaczyć potencjalnego trupa. Camryn mogła tylko przypuszczać, co się działo w mieście, gdy odbywała się jakaś publiczna egzekucja. Pewnie place pękały w szwach od żądnych krwi gapiów. Ochroniarka, chcąc nie chcąc, nadstawiła ucha na to, co zgromadzeni wokół inkwizytorki i medyka mieszkańcy szeptali między sobą. W większości były to wymiany pełnych podekscytowania i zaciekawienia uwag, ale w pewnym momencie usłyszała też parę przekleństw. Ktoś tu wyraźnie nie lubił maie, czy raczej tego, co reprezentował jej mundur. Bystry wzrok półelfki wyłuskał w tłumie jednego człowieka, który przeklinał najgłośniej. Był to chudy mężczyzna o czarnych, zlepionych od potu włosach i czymś niepokojącym w oczach. Zwracał uwagę nie tylko tym, że klął na czym świat stoi w kierunku poszkodowanej, ale również tym, że w pewnym momencie zaczął się przepychać wśród zgromadzonych w stronę inkwizytorki. Camryn przeszedł dreszcz, gdy zobaczyła, jak czarnowłosy sięga za pazuchę, żeby coś stamtąd wyjąć. "On ma broń!" – błyskawicznie przemknęła jej przez głowę myśl. Ochroniarka momentalnie uwolniła miecz w pokrowca. Czarnowłosy chyba dopiero teraz w ogóle ją zauważył. Zatrzymał się, mierząc ją wzrokiem, po czym odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać, przewracając przy tym kilku tubylców. Camryn ruszyła za nim, ale nie było to łatwe. Najpierw musiała się przepchać przez tłum gapiów. Uciekający czarnowłosy zostawił ją w tyle, ale zdążyła jeszcze zauważyć, jak znika w wąskiej uliczce, między wysokimi domami. Na jednej nodze pognała za nim. Trzymała się śladu niedoszłego zabójcy jeszcze przez dwie uliczki, gdy nagle zniknął jej z oczu. Półelfka stanęła w miejscu, łapiąc oddech i opierając się o ścianę piętrowego budynku. Zaczęła rozglądać się dookoła. Pusto.
- Niech to...

        - Uwaga! - gdzieś nad nią usłyszała donośny kobiecy głos, a ułamek sekundy później z okna na piętrze budynku wylało się na ochroniarkę wiadro mydlin. Cóż było robić? Camryn z nietęgą miną otrzepała się jak zmokły pies, po czym udała się w drogę powrotną do miejsca, gdzie pracował medyk. Wróciła akurat w momencie, gdy nad maie pochylał się inny lekarz, którego wcześniej nie widziała. Laehteren zaczęła się podnosić, więc wyglądało na to, że miała przeżyć jeszcze jeden dzień. Półelfka podała zielonoskórej rękę i ubezpieczyła drugą.
- Chyba nie wszyscy w Revendorze cieszą się na wasz widok - powiedziała do inkwizytorki. - Dasz radę iść?
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Laehteren uniosła brew widząc Camryn całą mokrą. Nawet nie zauważyła, kiedy zniknęła by wziąć kąpiel. Ostroucha spryciara nie raczyła nawet zaczekać by podzielić się okazją do zmycia z siebie całego pyłu. Ale... w jej oczach widziała coś co mówiło, że jej aktualny stan nie był zaplanowany.
        Laehteren wyprostowała się na tyle na ile mogła, pod publikę stanęła jak Pani Admirał mierząc stado gapiów wzrokiem tak ostrym, że mógłby ciąć diamenty. Komentarz Zigfrida odnośnie zwracania uwagi na świeżą ranę został zignorowany. Maie czując dość spory ból nie miała zamiaru stękać przy wszystkich.
        - Na co się do cholery gapicie?! Każdy z obecnych tutaj jest zobligowany do zgłoszenia się do najbliższego posterunki Inkwizycji. Wszelkie utrudnianie śledztwa może doprowadzić do kolejnych zamachów! Rozejść się i pozwolić służbom wykonywać swoja pracę... - Z każdym zdaniem jej głos zanikał. Miała tylko nadzieję, że uda się ogarnąć ten cały syf.

        Z biegiem czasu pył coraz bardziej opadał odsłaniając dalsze zgliszcza budynku i jego zniszczonej zawartości. Laehteren stała naprzeciw tego co kiedyś było jej miejscem zamieszkania. Nie była smutna, nie poczuła nostalgii. To były tylko cegły i błyskotki, które miały po prostu nie odbiegać wyglądem od typowej posiadłości szlachcianki. Do momentu jak zobaczyła, że spod większej części rozwalonego dachu wystawało czyjeś ramię. Zbliżyła się trzymając się jedną ręką za bok. Wystająca dłoń należała do kobiety. Paznokcie nie pokrywały barwniki, na palcach, które o dziwo się zachowały, nie było śladów po pierścionkach czy sygnetach. Mimo zaschniętej już krwi i dość naderwanego kawałka ciała, Laehteren bez problemu stwierdziła, że nie była to sprzątaczka lub ktoś z służby.
Na miejscu pojawiły się służby Konsorcjum, straż, inkwizytorowie a między nimi odziany w białe jak mleko, sięgające podłogi szaty kapłan. Wyciszony.
        - Camryn. Chyba musimy przełożyć posiłek. - Chwyciła ją za ramię jakby chciała się podeprzeć. - Czas przestać się wygłupiać - powiedziała pod nosem kierując swoje kroki w stronę wyciszonego w towarzystwie dwóch innych inwizytorów.

        - Driado Laehteren. Inkwizytor Vydm i inkwizytor Daks. Dobrze widzieć, że nie padłaś ofiarą kolejnego ataku - rozpoczął pierwszy z inkwizytorów. Był starszy od drugiego o jakieś dwadzieścia lat, a drugi, sądząc po szpakowatej brodzie do młodych też nie należał.
        - Wiesz kto za tym stoi? Poszlaki? Z pewnością wiesz dlaczego byłaś teraz celem a nikt inny. - Drugi był bardziej gadatliwy, a głos miał zrzędliwy. Pierwszy trzepnął go w ramię, by przestał. Byli inkwizytorami, ale póki jeden z drugim nie uzgodni, że pracują razem, dopytywanie się o szczegóły śledztwa jest odbierane za brak szacunku. Dlatego ten młodszy poprawił się:
        - Jeden z wyciszonych domagał się widzenia z tobą. Lecz nie miał pozwolenia na wejście. Został aresztowany do czasu wyjaśnienia sytuacji. Która, jak widzę, się skomplikowała.
        - A jakże - potwierdziła Laehteren.
Pierwszy, zwany Vydm, przyjrzał się Camryn.
        - Przydzielono ci najemnika z Konsorcjum? Ja i Deks postanowiliśmy pracować razem. Może się znajdzie i dla ciebie miejsce, Driado. Bez bagażu lżej - zaproponował, patrząc w prosto oczy Camryn.
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Półelfka zamrugała kilka razy, marszcząc przy tym twarz. Mydliny, które wylała na nią mieszkanka Revendoru, dostały jej się do oczu i piekły niemożebnie. Gdy tylko zielonoskóra powtórnie stała na nogach i Camryn miała wolne ręce, przetarła wierzchem dłoni swoje ślepia. Musiała uważać na przyszłość. Atak mógł nadejść z dowolnego kierunku i przybrać różną formę. Na przykład resztek po praniu. Tymczasem Laehteren wydarła się na zgromadzony przy pozostałościach po zameczku tłum. Najwyraźniej miała dosyć bycia w centrum niezdrowej uwagi stojących w około tubylców. I dobrze im tak. Ochroniarka uśmiechnęła się pod nosem, zaraz jednak przestała, bo naszła ją niewesoła refleksja. To ona, nie inkwizytorka, powinna oberwać w tym ataku. Jakby nie patrzeć miała spisaną umowę na bycie ochroną dla rodzeństwa maie, a jak do tej pory spisała się powiedzmy średnio. Dała się zaskoczyć. Źle to o niej świadczyło, że pozwoliła klientce zasłaniać się własnym ciałem przez zagrożeniem, gdy powinno być na odwrót. Jej profesja tego wymagała. Powinna stać na straży bezpieczeństwa klienta w każdych okolicznościach. Camryn przysięgła sobie solennie, że od tej pory będzie dwa razy bardziej uważna. Laehteren, w jej stanie, drugiego ataku mogłaby nie przetrzymać. To by dopiero była plama na jej reputacji.
        Korzystając z chwili przerwy między wrzaskami na zgromadzony tłum, półelfka zwróciła się do inkwizytorki.
        - Dziękuję za ocalanie życia i jednocześnie przepraszam, że nie wywiązałam się ze swojego zadania lepiej. Może gdybym działała sprawniej nie zostałabyś ranna.

        A może nie. Trudno jej było teraz to oceniać, gdy wciąż odczuwała skutki wybuchu i szumiało jej w głowie. Jej przeciętny klient życzył sobie ochrony w przejeździe z punktu a do punktu b i tyle, nic skomplikowanego. Tymczasem teraz znajdowała się w ogromnym obcym mieście, gdzie tak naprawdę za każdym rogiem mogło się czaić niebezpieczeństwo. Plus rodzeństwo maie doskonale znało te tereny, w przeciwieństwie do niej, i dlatego pozwoliła im przewodzić. Może to był błąd. A może po prostu nie miała innego wyjścia. Sprawa, którą się obecnie zajmowała, sięgała najwyższych stopni władzy na tym terenie. Nie posiadała stopnia inkwizytora, by dostać się w różne rejony miasta, więc, chcąc-nie chcąc, musiała zdać się na wiedzę i możliwości Neretheala i jego siostry. A to wiązało się z utrudnieniem ochrony ich obojga.
W międzyczasie, gdy sobie to wszystko układała w głowie, nie zauważyła, że pod gruzami znajduje się trup. Dostrzegła za to na horyzoncie pojawienie się nowych postaci. Troje mężczyzn. Dwóch z nich ubranych było w mundury podobne do tego, który nosiła Laehteren i jej brat. Znaczy się inkwizycja. Prędzej, czy później, musieli się pokazać. Coś tak nieoczekiwanego jak zamach na jednego z nich, musiało wywołać jakąś reakcję. Tym bardziej w obecnej sytuacji, gdy wciąż były prowadzone szeroko zakrojone poszukiwania sprawcy ataku na głowę Revendoru. Camryn zmierzyła ich uważnym wzrokiem, tak samo jak oni przypatrywali się jej. A co? Niech sobie nie myślą, że się ich boi. Trzeci z nadchodzących mężczyzn odziany był cały na biało. Tego ochroniarka nie rozpoznawała, musiał należeć do jakieś innej organizacji. Jak się okazało w trakcie rozmowy między maie a pozostałymi mundurowymi był to ten tajemniczy wyciszony, o którym tyle słyszała. Teraz mogła zobaczyć go na własne oczy. Robił wrażenie… nijakie. Może dlatego, że został aresztowany i nie pozwolono mu się odzywać. A może nie mógł, bo nie miał języka. Nazwa "wyciszony" z czegoś przecież się wzięła.

        Przysłuchując się rozmowie Camryn mimochodem zaczęła drapać zasychającą na jej skroni strużkę krwi. Przestała, gdy Vydm zwrócił się w jej kierunku. Założyła ręce na piersi, stanęła w lekkim rozkroku i odpowiedziała mu, zanim zdążyła to zrobić zielonoskóra.
- Jestem ochroną tej pani i nigdzie się nie wybieram.
Inkwizytor prychnął śmiechem pod nosem. Demonstracyjnie omiótł spojrzeniem smutne pozostałości po zameczku, potem powtórnie popatrzył półelfce w oczy.
- I jak do tej pory nie za dobrze ci idzie, co?
Vydm wyprostowanym palcem dwa razy stuknął Camryn w ramię.
- Bądźmy szczerzy, przy takim poziomie ochrony nie potrzebuje realnych zagrożeń. Wystarczy twoja obecność. Spójrz na siebie, mieszańcu. Ja znam taki typ jak ty. Ściągasz kłopoty. Kim ty właściwie jesteś, co? Dlaczego się tu znalazłaś? Może miałaś coś wspólnego z tym zamachem? Może powinnyśmy ciebie również przesłuchać?
Ochroniarka poczuła nadciągający gniew. Zacisnęła zęby, powstrzymując się przed tym, by nie złapać na dźgający ją inkwizytorski paluch i go nie wykręcić.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć - wycedziła.
Awatar użytkownika
Neretheal
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Opiekun , Inna
Kontakt:

Post autor: Neretheal »

        Inkwizytor Vydm nigdy nie należał do najprzyjemniejszych. W zachowaniu lubił wyprowadzać z równowagi innych, a to często pomagało mu osiągnąć wyznaczone cele. Jedna z taktyk perswazji. W złości każdy reaguje inaczej. Laehteren pamiętała szkolenie, gdzie uczyła się najróżniejszych obelg i docinków by wyprowadzić kogoś z równowagi. Vydm był w tym dobry. Problemem było to, że robił to z przyjemności, a nie obowiązku czy potrzeby. Taki człek lubi mieć publikę. Nie dziwota, że za towarzysza obrał sobie Deksa. Ten był służbistą i wszędobylskim podglądaczem. Bliżej było mu do upierdliwego szpiega jak inkwizytora. Laehteren by się nie zdziwiła, jakby prowadził na boku notatki z każdej konwersacji, a te przekazywał Vydmowi na pamiątkę po jego soczystych ripostach słownych. Ale to były tylko przekonania i wrażenia oparte na obserwacji z ubocza. Po prawdzie, Laehteren nie miała wiele do czynienia z innymi inkwizytorami. Od tego był jej brat. Co nie znaczyło, że pozwoli Vydmowi na słowne sztuczki.

        - Oskarżając moją współtowarzyszkę, insynuujesz także mój udział w tym incydencie - rzuciła w stronę Vydma, lekko unosząc dłoń. Gest wskazywał by się uspokoił. Miała nadzieję, że zrozumie. Zabawy kto jest winien na każdym kroku do niczego nie prowadziły. Teraz liczyła się najważniejsza kwestia, czyli Wyciszony, który tylko stał jak słup. Niewzruszony, jakby nic nie widział, nie słyszał i nie czuł. Tylko ubiór go wyróżniał, bo z twarzy wyglądał... jak pospolity chłop. Jego rysopis mógłby pasować do połowy mieszkańców Revendoru... i może nawet większej części wschodnich stepów.
        - Jednakże, dziękuję za eskortę Wyciszonego. Jak widać... - Laehteren zerknęła na miejsce gdzie stał jej dom. - Okolica nie jest aktualnie bezpieczna. - Laehteren zgięła się lekko, gdy krótki impuls bólu z jej rany dał o sobie znać.
        - Kapłanie Cichej Damy. Proszę prowadź mnie do swojego mistrza.
        Wyciszony nie odpowiedział, tylko skinął głową i odstępując inkwizytorów wolnym krokiem prowadził zielonoskórą i jej towarzyszkę. Prawdziwy Wyciszony. Zero słowa, chrząknięcia, odkasłania czy pierdu. Laehteren nie spieszyła się by dotrzymać mu kroku.
        - Podoba mi się twój zapał - skomentowała nawiązując do krótkiej sprzeczki z Vydmem, który z tyłu miał skrzyżowane dłonie na piersi i wpatrywał się w odchodzące dziewczyny. Laehteren posłała mu jedno spojrzenie i zwróciła się do Camryun z uniesioną brwią.
        - A tak w ogóle, dlaczego jesteś cała mokra?
Awatar użytkownika
Camryn
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Ochroniarz , Strażnik , Chłop
Kontakt:

Post autor: Camryn »

        Camryn mierzyła wzrokiem inkwizytora, z którym przyszło jej wymienić kilka nieprzyjemnych zdań. W przeciwieństwie do tego jegomościa dokładnie wiedziała po co tu była i czego od niej oczekiwano. A czego nie. Na pewno nie musiała się tłumaczyć pierwszemu lepszemu mundurowemu ćwokowi, który się napatoczył. Zwłaszcza, gdy się ją obrażało ze względu na takie, a nie inne pochodzenie. To, że była z mieszanych rodziców to wiedziała od dawna i nie widziała potrzeby, by jej to wypominać, jak czynił to złośliwie imć Vydm. Kiedy więc padło ostatnie zdanie półelfka zaraz spojrzała na mężczyznę zeźlona takim wzrokiem, jakby chciała mu wkopać klejnoty do czaszki. Na szczęście dla wszystkich zainteresowanych Laehteren interweniowała w całe to zamieszanie, przerywając coraz bardziej zaognioną wymianę uprzejmości. Inkwizytor zamilkł i tylko gestem dłoni wskazał na swoje oczy, a następnie na Camryn, dając kobiecie do zrozumienia, że będzie ją obserwował. Półelfka demonstracyjnie wzruszyła ramionami, po czym wróciła uwagą do tego co działo się dalej.
        Maie zwróciła się tym razem do człowieka, którego nazwała Wyciszonym. Był to osobnik nie wyróżniający się niczym szczególnym z tłumu, według kryteriów ochroniarki, no ale może to były tylko pozory. Według słów zielonoskórego rodzeństwa miał on pełnić jakąś ważną funkcję w mieście, o której to Camryn nie wiedziała zbyt wiele. Mogła się tylko domyślać tego, czy owego, ale to za mało. Postanowiła spytać o to Laehteren, gdy tylko będą miały chwilę na rozmowę.
Klientka ochroniarki powiedziała do Wyciszonego, żeby zabrał ją do kogoś, kto był jego mistrzem. Zostało również wspomniane o kimś, kogo nazywano „Cichą Damą”. Półelfka zastanawiała się czy chodzić może o jakieś tutejsze bóstwo, o którym nigdy nie słyszała. To by się nawet zgadzało. Wyciszony wyglądał i zachowywał się jak ktoś w rodzaju kapłana, który złożył śluby milczenia. A może źle rozumowała? Może Wyciszeni to organizacja bardziej militarna, jak inkwizycja? Tylko w takim razie dlaczego ten Wyciszony tak się czaił, zamiast stroszyć piórka i wywijać szabelką, jak inni wojownicy? Tego wszystkiego miała się niebawem dowiedzieć. A przynajmniej taką miała nadzieję.

        Tymczasem razem z Laehteren ruszyły za owym Wyciszonym w nieznanym kierunku, zostawiając za sobą złowieszcze zgliszcza dworku. Camryn idąc obserwowała klientkę, czy aby nie potrzebuje podpory podczas marszu, ale okazało się, że to kawał twardej baby był. Dawała sobie radę sama. Maie nagle zapytała o to, dlaczego półelfka jest cała mokra. No tak. Ochroniarka nagle zdała sobie sprawę ze swojego niestandardowego wyglądu. Westchnęła i powiedziała.
        - Kiedy byłaś zajęta przez medyka podczas opatrywania i szycia twojej rany w tłumie pojawił się jakiś człowiek. Był uzbrojony. Kiedy chciałam go zatrzymać, uciekł. Pobiegłam za nim, ale zdołał mnie zgubić w tych wszystkich uliczkach. - Zrobiła obszerny gest ręką. - I wtedy z piętra domu wylano na mnie mydliny - zakończyła.
Trudno było się przyznawać, że na chwilę straciła czujność, ale miała przeczucie, że inkwizytorka i tak odgadłaby, gdyby skłamała. Takie osoby jak ona z pewnością są wprawione w przeprowadzaniu wszelkiego rodzaju przesłuchań, więc nie było sensu teraz ściemniać. Poza tym każdemu mogła się zdarzyć chwila nieuwagi, prawda?
Camryn rozglądała się na boki idąc przed siebie, starając się wypatrzeć potencjalne niebezpieczeństwo. Teraz, po wysadzeniu w powietrze dworku, wiedziała, że jej przeciwnicy się nie patyczkują. I najwyraźniej obrali na cel jej klientkę. Tylko dlaczego? Co takiego szczególnego było w tej kobiecie i jej bracie? Czy coś wiedziała, czego nie powinna?
        - Jeśli to nie tajemnica, powiedz mi proszę coś więcej o Wyciszonych. Co to za organizacja? Czym się zajmuje?
Półelfka miała nadzieję, że dowie się czegoś więcej. Znajdowała się w obcym środowisku, wobec nieznanego wroga. W jej sytuacji każda informacja była cenna.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Revendor”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości