Góry Druidów[Dzikie ostępy] Jaka księżniczka taki rycerz

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Gdy Mniszek pytał - zwłaszcza na takim etapie znajomości, gdy tak naprawdę miał do czynienia z osobą prawie całkowicie sobie obcą - nie robił tego z grzeczności, a z prawdziwej potrzeby otrzymania odpowiedzi. Dlatego słuchał z taką uwagą, jakby zależało od tego jego życie, ale jednocześnie widać było, że bardzo go to interesuje. Nie powiedział tego na głos, ale z reguły ci, którzy przedstawiali mu się pseudonimami albo po prostu ksywkami, byli ukrywającymi się bandytami albo wojownikami, których zalety były tak wielkie, że stały się ich drugim imieniem. Tylko wystarczyło spojrzeć na tę dziewczynę, by wykluczyć i jedną i drugą opcję, musiała więc istnieć jakaś trzecia. Przecież widać było, że ona nigdy broni w rękach nie trzymała, a gdyby była jakąś złodziejką czy innego typu złoczyńcą, cóż… pewnie radziłaby sobie lepiej, nawet w tak nietypowych dla niej okolicznościach. Bez urazy.
        O pseudonimach wśród artystów Mniszek zaś słyszał, ale bardzo dawno temu i nic na ten temat nie wiedział. Sztuka i jej twórcy robili na nim wrażenie jak na większości prostych osób. Podobał mu się obrazek Funtki, bo był estetyczny, ale gdyby kryła się w nim jakaś metafora, nawiązanie czy przesłanie - to już by mu umknęło. Interpretacja abstrakcji czy poezji byłaby czymś zupełnie nie na jego rozum i to wcale nie przez to, że był ociężały umysłowo - po prostu w lesie nie mógł nabrać odpowiedniej wrażliwości i poznać kulturę na tyle, aby móc dostrzec drugie dno. Tak samo czarną magią były dla niego ksywki, ale dzięki swojej nowej znajomej mógł chociaż nadrobić te braki w swojej wiedzy. Dlatego tak pilnie słuchał.
        - Och, czyli jesteś jakby dwiema innymi osobami jednocześnie? - podłapał na koniec, aż wiercąc się w swoim miejscu z wrażenia. - Dla jednej grupy osób w jednym miejscu jesteś artystką pod pseudonimem, a dla drugich uczennicą magii pod swoim zwykłym imieniem? I jedni i drudzy wiedzą o obu twoich wersjach? To… trochę jak ja! Choć w sumie nie… - stropił się po chwili. On również miał dwie twarze, w legendach był krwiożerczą bestią albo płochliwym młodzieńcem, ale cały czas występował pod tym samym imieniem: Maorcoille. Nikt nie wiedział, że ta złotowłosa wersja, która teraz prezentowała się dziewczynie z pomarańczowym smokiem, miała na imię Mniszek i kiedyś była zwykłym elfem. Czyli jego porównanie nie wyszło, były różnice. Popełnił gafę i przez to trochę się nadąsał, ale zaraz odzyskał humor i podniósł wzrok na swoją rozmówczynię, uśmiechając się do niej ciepło.
        - Dla mnie będziesz Funtką - oświadczył, jakby był bardzo dumny z tego, że ją zna. - Wolę ciebie jako artystkę niż jako uczennicę magii. To do ciebie pasuje - dodał z przekonaniem. Zachował dla siebie ten drobny mankament, że nie przepadał za adeptkami magii. To kwestia złych doświadczeń: jedyna czarodziejka, jaką spotkał, chciała go zabić. I choć wiedział, że nie wszyscy są tacy sami, podświadomie nie ufał kobietom, które były zbyt piękne, bogate i jeszcze potrafiły czarować. Funtka miała przy tym to do siebie, że nie wyglądał na osobę zamożną, a i jej uroda była jeszcze dziewczęca, a nie oszałamiająco kobieca, przez to łatwiej było mu jej zaufać. Zresztą dała mu się już poznać jako osoba trochę nieufna i ostrożna, ale dzięki temu o szczerych intencjach.
        No, tylko nie wiedział o jednym drobiazgu…

        Mniszek lekko przechylił głowę na bok, gdy dziewczyna tak stała po jego propozycji noclegu tu, w lesie i ewidentnie ją rozważała, może lekko zaskoczona taką opcją. Dał jej czas, by wysnuła własne wnioski, bo jemu tam było obojętne jak daleko tego dnia zajdzie i jak bardzo się przy tym zmęczy. Dla niego chodzenie po lesie było tak naturalne jak oddychanie, ale wiedział, że stanowił wyjątek na tle osób z miasta, a zwłaszcza młodych dziewczyn, które jeszcze dojrzewały i przez to nie były tak krzepkie, jak dorośli (a co więcej - kilkusetletni) mężczyzna.
        - Masz rację - przytaknął jej sentencji o złych doradcach. Nie wytykał jej, że gdy podejmowała decyzję, widać było jak odrobinę straciła fason i dała po sobie poznać zmęczenie. Zdawało mu się, że chyba z każdą kolejną chwilą Funtka odrobinkę się przy nim rozluźniała. Nie liczył, że kiedyś będzie przy nim zupełnie swobodna, bo to chyba nie był ten typ osoby, ale i tak było to dobry znak.
        - Będą naprawdę dobre! - zapewnił z entuzjazmem. - Są podobne jak ziemniaki, ale trochę też jak seler, posmakują wam. I wiem, że gdzieś tu muszą rosnąć, one lubią takie polany na mocno nasłonecznionych stokach.
        Mniszek w końcu zlazł ze swojej gałęzi, zgrabnie i lekko jak puma... Kociak pumy, bo dorosłe były jednak dostojne, a w nim była ta młodzieńcza radość.
        - Nie będziemy daleko szli, tam będzie dobrze - oświadczył, wskazując odpowiedni kierunek, gdzie upatrzył miejsce na nocleg. - Dziękuję, że chcesz… Chcecie pomóc! - poprawił się szybko. Zastrzeżenie dotyczące smoka przyjął szczerząc się szeroko: bawiło go to, ale przyjął cenną poradę i już nawet wiedział co mu każe robić.

        Upatrzone przez Mniszka miejsce jednak nie spełniło jego wymagań, bo widać było jak kręcił się po tej małej przestrzeni, marszcząc z niezadowoleniem nos. Zaraz wzruszył ramionami i poszedł dalej - pod górkę. U samego szczytu maliniaka w końcu trafił na to, co go zadowoliło: niewielki, w miarę prostu fragment polany, gdzie nie było ani przeszkadzających gałęzi, ani krzaków. Miejsca było zaś dość, aby rozpalić ognisko i cała trójka mogła się przy nim ułożyć do snu.
        - Tu będziemy spali - oświadczył, jakby był odkrywcą wbijającym flagę w szczyt zdobytej po raz pierwszy góry. - To… To ja idę pozbierać pyrki. A wy… Funtko, pozbierasz gałązki na ognisko? Tam jest jakieś zwalone drzewo, możesz brać stamtąd, ale nie łam takich, na których już coś rośnie - zastrzegł z troską, nim zwrócił się do motylej istoty. - A ty, smoku, oczyściłbyś teren? Wyrzuć szyszki, gałązki i kamienie, które mogłyby kłuć w plecy przy spaniu, dobrze?
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        W pierwszej chwili spojrzała na niego zaskoczona. Cóż… kwestię nazewnictwa i związanych z tym stanów psychicznych ujął w wyjątkowo prostym, wręcz dosadnym zdaniu, które wręcz biło swoją łopatologią. Ale miał rację. Wszystkie jej wewnętrzne rozważania na ten temat dałoby się sprowadzić do tego jednego stwierdzenia - w jakimś nieznacznym stopniu patrzyła na siebie jak na dwie inne osoby i tak też kazała widzieć się innym - jaki to wniosek dodał po chwili. Przez chwilę ucieszyła się na myśl, że nie tylko ją zrozumiał, ale że być może, dzieli z nią jakieś cechy, lecz z tego ostatniego szybko się wycofał. Miała jednak wrażenie, że dobrze powiedział. Jeżeli w ogóle przyszło mu do głowy (i przeszło przez gardło!), że z podwójnego miana wynikają u nich jakieś podobieństwa, to pewnie tak było. Może rozmyślił się, bo jego sytuacja była jednak inna - za mało podobna, by pasowała mu do definicji kogoś kto jest ,,trochę jak on”. Na pewno jednak te słowa nie były kwestią przypadku czy głupoty. To co u niej opierało się na zmianie miejsca, towarzystwa i zajęcia, u niego pewnie miało inne podstawy - ale na pewno istniało coś, co skojarzyło mu się z jej sytuacją. Ciekawe co… jakie dwie natury, zawody, stanowiska można sobie przeciwstawiać będąc elfem mieszkającym w rozległej puszczy? Może żył w dwóch różnych wioskach? Albo gdzieś kiedyś zawinił, a w drugim miejscu wyrobił sobie na nowo dobrą opinię? Nie… znów błądziła przy tym samym. Może pytanie nie brzmiało ,,gdzie”, lub ,,przy kim“, lecz ,,kiedy”? Ostatecznie zawsze zachowanie zmieniało się nieco w zależności od tego z kim i gdzie w danej chwili się przebywało. Ale kiedy była w Efne była Funcią w zasadzie cały czas. Może on, jak stereotypowy wilkołak, zmieniał się po zmroku?
        Jeśli tak to powinna jeszcze raz przemyśleć zostawanie na noc.

        A jednak blondynek znowu ją uspokoił, a nawet ucieszył, kiedy wybrał sobie jedyną znaną sobie wersje jej imienia (osoby) jakby naprawdę tego właśnie chciał. Jego zadowolenie się udzielało. I chyba właśnie dlatego była w stanie oddać leciutko uśmiech, ale raczej spojrzeniem niż ruchem warg - w środku była bowiem obok przyjemności zaniepokojona.
,,Wolę ciebie jako artystkę”… ,,niż uczennicę magii”. Bardzo bezpośrednie… ciekawe czy inni też tak myśleli…
        Nie mogła się nad tym nie zastanawiać - oczywiście opinia ledwo poznanego elfika, który głowy za las nie wystawił, nie determinowała jeszcze jej decyzji, ale była tak szczera i naturalna, że ciężko było nie przywiązywać do niej wagi. Czy nie opuściła szkoły, bo nauka magii nie była do końca tym co chciała robić?
Po odpowiedź udała się do Efne, ale nawet nie pamiętała już zbytnio odbytej tam rozmowy. Piękne słowa Lalego zamazały jej się w umyśle - zakrył je warkot Berlota, krzyki Lanta, pisk Mimi… nie dowiedziała się chyba tego czego chciała. Ale słowa tego tutaj elfika były jasne i proste: ,,To do ciebie pasuje”. Nie wiedziała czy bardziej jest zawiedziona, że nie słyszy ,,ależ magia jest wspaniała!” czy odczuwa ulgę i satysfakcję, że komuś (niestety pewnie się nieznającemu) podoba się ta artystyczna droga i nie próbuje jej od tego odwodzić.
Oczywiście tyle porad ile osób - z tego co mogła przypuszczać turmalijski chabrooki bardziej skłaniałby się ku magii. Bo się nie znał!
        I na tym polegał problem - za bardzo chciała być w czymś najlepsza, by znieść konkurencję i własne ograniczone możliwości. Jeżeli obok niej trafiał się geniusz rysunku - skupiała się na magii. Jeżeli dziki elf - odwrotnie. Zaś przy rodzinie w ogóle robiła to co mogłoby ich zadowolić. Ostatecznie dziwne, że wylądowała tylko pomiędzy Yuumi i Funtką, a nie dziesięcioma innymi mianami. Nie - powinna zostać zwyczajną kurą domową i się nie wychylać. Ot co!
        A jednak ganiała po obcych chaszczach z magicznie zdobytymi koszulami.
        Może nie było tak źle?
        - Mogę być Funcią - zgodziła się uprzejmie, odzyskując humorek. ,,A ty będziesz dla mnie złotowłosą, jeśli pozwolisz”. - Swoją drogą… mój towarzysz, pewnie słyszałeś, to Amari. Nazywam go też Chaosem, nie obraża się. I em… jak mam się zwracać do ciebie? - spytała, bo choć ,,złotowłosa” kusiła, to nie miałaby odwagi tak się do niego odezwać. No i nie pytała go nawet o prawdziwe imię - może zechce, aby mówiła do niego ,,przewodniku”?

        Ale w końcu ruszyli na poszukiwania noclegu. Niedługie, choć młodzieniec nie wydawał się zadowolony z pierwszego wyznaczonego miejsca. Funcia była mu jednak w stanie w tej kwestii zaufać i spokojnie podążała za nim aż dumnie zaprezentował polanę i wyznaczył każdemu zadanie. Próbowała ukryć rozbawienie kiedy przyszła kolej Chaosa. Heh - dobrze, że smok był tak zapatrzony w siebie, że wielu rzeczy nawet się nie domyślał.
        - FUMM FUM! - wymamrotał wyginając się z ekscytacją i w końcu wypluł to co miał w pysku - nie jednego, lecz dwa zające - po czym zakołysał się, rozejrzał po polanie dziwnie rozradowany i z godnością odparł, że on się już wszystkim zajmie. Tak, tak - szyszka na ich drodze już nie postanie!
        Zastanawiając się jakim cudem to się udaje, Funcia poszła do wskazanego drzewa nazbierać gałązek. Normalnie szukałaby może i dalej, ale naprawdę bała się rozzłościć elfka. Mógł wyglądać niewinnie, ale właśnie takie roześmiane, płochliwe stworzonka stawały się potworami jeśli je wkurzyć. Była tego pewna.
        Dlatego urywała martwe gałązki - najpierw mniejsze, potem radząc sobie z nieco grubszymi, aż w końcu poddając się przy naprawdę potężnych. Parę mogło by się przydać, ale bez odpowiednich narzędzi była w stanie ułamać tylko jeden, już naderwany konarek, a i tak z myślą o tym, że potem to Amari podzieli go na mniejsze. Szczęściem dla nich zwalone drzewo okazało się być dębem, a jeżeli dobrze pamiętała ich drewno dawało dużo żaru, idealnie do pieczenia. Dodatkowo udało jej się zdobyć parę suchych gałęzi świerka pod rozpałkę. Miała nadzieję, że się nie pomyliła i ich gospodarz będzie zadowolony z tej pracy.

        Tymczasem smok, omijając jedynie stertę patyków, dwa króliki, torbę i miejsce na ognisko, szurał z łbem przy ziemi, skrupulatnie wypatrując wszelkich niedogodności w postaci kamyczków, igieł czy martwych żuków, na których nieprzyjemnie by się spoczywało. Kiedy coś znalazł nieruchomiał i niezdarnie, lecz bardzo teatralnie chwytał to w pazury i kuśtykając na trzech łapach biegł na skraj polanki, żeby wyrzucić intruza w krzaki. I tak za każdym razem. Żuki zaś najpierw nabijał na patyk, żeby ich przypadkiem nie dotknąć żadną częścią swego szlachetnego ciała. Pomagał tak w najlepsze, ratując swych dwunogich kompanów od wszelkiej niewygody - aż nagle znalazł szyszkę. Znów przywarł do ziemi, tym razem cały i wytrzeszczył oczy. Przez dłuższą chwilę nie ruszał się, jakby padł ze zdziwienia. Aż drgnął końcówką ogona. Raz, drugi… naprężył się i skoczył jak opętany, podrzucił niedoszłą ofiarę, wywinął fikołka, spłoszył się i zwiał.
        Funcia wracająca z naręczem badyli, o mało się nie wywaliła. To tak brak snu działał na magiczne stworzenia? Ostrożnie odłożyła zdobycze, podeszła do szyszki i rzuciła gdzieś w okoliczną dal. Mignął pomarańczowy kształt i zaraz Chaos popędził za nią.
        Fajnie.
        Pozostało czekać na elfika.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        O proszę, uśmiechnęła się! Mniszkowi zrobiło się z tego powodu bardzo miło, bo lubił, gdy ludzie wokół niego odzyskiwali humor. Do tej pory Funtka była taka… Chyba po prostu poważna. Chociaż też pewnie trochę zmęczona i przez to w gorszym nastroju. Może gdy się naje i wyśpi będzie weselsza? To by bardzo ucieszyło leśnego strażnika - on rozumiał oczywiście, że gdy jest się zagubionym w lesie to nie ma się najlepszego humoru, ale przecież jak już się trafiło na kogoś, kto chce i może pomóc to już nie ma czym się przejmować. No tak, tylko trzeba jeszcze tej osobie ufać i wierzyć w jej dobre intencje, a o to czasami trudno.
        Mniszek kiwnął głową - tak, zorientował się, że pomarańczowy smok miał na imię Amari, ale jakoś tak w myślach nadal nazywał go sobie pomarańczowym smokiem. Podobało mu się to.
        No i padło pytanie jak zwracać się do niego. Elfik z początku sprawiał wrażenie, jakby nie usłyszał tego pytania. Zeskoczył z gałęzi, zaczął się szykować do drogi, cały czas się przy tym z zadowoleniem uśmiechając.
        - Mów do mnie jak chcesz - powiedział w końcu lekko, jakby faktycznie miała jakiś wybór. Nie podał jej swojego imienia, żadnego: ani tego prawdziwego, ani tego, które nosił jako bożek. I co więcej sprawiał wrażenie, jakby nie widział w tym najmniejszego problemu. Nie był jednak złośliwy, wolał tylko zachować póki co swoje imię w tajemnicy - tak było dla niego lepiej. Który bożek by się przedstawił tak po prostu? “Cześć, jestem Maorcoille?”, tak się chyba nie mówi. A o Mniszku w ogóle nie chciał wspominać, wydawało mu się, że to by mu nie pomogło. Nie był zresztą przywiązany do tego jak się do niego zwracano i reagowałby nawet na “ej ty!”.

        - Doskonale! - zawołał zadowolony Mniszek, gdy Funcia i Amari przyjęli powierzone im zadania i zaraz wzięli się za ich wykonanie. - To ja idę nakopać pyrek!
        I to powiedziawszy leśny strażnik zawinął się i poszedł ich poszukać. Z grubsza wiedział, gdzie mogłyby rosnąć, ale tak jak wcześniej nie do końca dobrze ocenił miejsce na nocleg, tak teraz był troszkę ostrożniejszy w tym jak kategorycznie określić miejsce swoich zbiorów. Im jednak był bliżej, tym bardziej się ożywiał - chyba dobrze trafił! Tak, na pewno dobrze! Zachęcił go to do tego, by trochę przyspieszyć kroku i z werwą zabrać się do pracy. Ale gdy już uklęknął na ziemi między roślinami, nagle jego zachowanie uległo zmianie - nabrało łagodności, opanowania i precyzji. Rozejrzał się i przesunął kawałek w stronę jednej z roślin. Dłońmi rozgarnął ziemię przy jej łodydze. Delikatnie, by nie uszkodzić korzeni. W końcu dokopał się do bulwy, którą wyrwał i złożył obok swoich nóg, a następnie zasypał dołek ziemią. Te rośliny były bardzo wytrzymałe i Mniszek wiedział, że jeśli nie uszkodzi ich za mocno, to zdołają się pozbierać po odebraniu sobie zmagazynowanych zasobów w postaci pyrek, o ile nie weźmie się wszystkiego. Dlatego elfik starał się tak kopać, by z jednej rośliny zabrać tylko jedną bulwę na raz. Trochę to trwało, ale czegóż się nie robi, by być w zgodzie ze swoim sumieniem.
        W końcu Mniszek pozbierał swoje rozrzucone wśród roślin pyrki, a że było ich sporo, zbierał je w podwiniętą na brzuch koszulę jak dziewczyna w zapaskę. Wiedział ile ich powinno być, bo liczył, zresztą: przy każdej roślinie jedna bulwa, proste. Gdy miał już wszystko wstał i nawet bez otrzepywania kolan wyszedł z dzikiego zagonka dzikich ziemniaków. Nim jednak poszedł dalej, obrócił się i skłonił lekko.
        - Dziękuję! - powiedział pod adresem roślin, które miały wykarmić jego i Funtkę i pomarańczowego smoka. Z ich strony było to bardzo duże poświęcenie i wypadało zachować albo tę odrobinę grzeczności względem nich - tak przynajmniej myślał elfik. Dlatego już ze spokojniejszym sumieniem udał się w miejsce, które wybrał na obóz w towarzystwie malarki z Efne i jej smoczego towarzysza.

        - Mam, będzie kolacja! - oznajmił z zadowoleniem, gdy już dotarł na skraj polanki. Rozejrzał się, jednocześnie klękając na trawie i wysypując na nią pyrki, a następnie otrzepując koszulę i spodnie.
        - A Amari gdzie zniknął? - zapytał, tym razem klaszcząc w ręce, aby pozbyć się z nich ziemi. - Ale jej, woda… - stropił się. - A, wiem, moment! Tam…
        Zerwał się nagle i udał w stronę kolejnych rosnących w okolicy roślin, które przypominały trochę rabarbar. Z ich pojedynczych liści zrobił sobie tutkę, po czym oberwał łodygę, z której ciurkiem płynął sok - polał nim dłonie, aby trochę je umyć, a nastepnie przyssał się do łodygi i wypił resztę tego co w niej zostało. Płyn był trochę mętny i w smaku przypominał wodę kokosową, tylko trochę jakby bardziej… zieloną. Ale na pewno doskonale gasił pragnienie.
        - Jak będziesz chciała się napić wystarczy oberwać kolejną łodygę - wyjaśnił Funtce. - To się bardzo szybko regeneruje, więc nie ma obaw, możemy się podzielić. No dobrze, to pokaż co udało ci się pozbierać… Doskonale! - pochwalił, gdy zobaczył zbiór mniejszych lub większych gałęzi. - To będzie akurat na rozpalenie. Pozwolisz, że się tym zajmę? - zapytał, już klękając na ziemi i zaczynając robić krąg pod ognisko. Nawet cicho sobie przy tym nucił.
        - Opowiesz coś? - zwrócił się do Funtki po chwili siedzenia w ciszy. Nie przerwał przy tym pracy, bo krąg był już gotowy, a on układał sobie stosik gałązek. Rozpalić zamierzał krzesiwami, które nosił za opaską na nadgarstku - taki jego mały sekrecik, który nie był jednak wcale tak tajny, by się nim z malarką nie podzielić.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Jak się do niego zwracać? Nie była zbytnio zaskoczona odpowiedzią elfika - tacy jak oni zwykle nie czuli potrzeby zdradzania swojego imienia, a kto wie - może było w takim narzeczu, że nie umiała by go wypowiedzieć? Liczyła jednak na to, że poda jej konkretną odpowiedź albo chociaż podpowie za co by się nie obraził… Nie widziało jej się wołanie ,,hej ty!”, a już ustalili, że nie mówi do niego ,,proszę pana”. Może jednak Złotowłosa?… Nie, zdecydowanie nie.
        Nie mogąc na nic się zdecydować chwilowo porzuciła temat, ale myślała o tym. Skoro dał jej wolną rękę to coś mu wymyśli… nic niemiłego, ale lepiej niech nie składa zażaleń. Kiedy tak na niego patrzyła pasowało jej do niego Mleczyk lub Fin… Jedno podpadało pod kategorię typowych elfickich imion odprzyrodniczych, które głupio by jej się wypowiadało, a drugie pod bardziej ludzie standardy, którymi nie umiałaby nazwać elfika. Jakoś… miała z tym problem. A ,,Przewodniku” też brzmiało jakoś tak bez polotu.
        Zastanawiała się chwilę nad tym także podążając za młodzieńcem i potem zbierając gałęzie. Potem zaś skupiła się głównie na swoim zmęczeniu, bo nie dawało się jakoś odpędzić. Do zachodu było jeszcze daleko, ale czuła jak kleją się jej oczy, a świat wokół wydaje się dziwnie uginać. To już ta chwila kiedy można było położyć się gdziekolwiek i zasnąć… a jeszcze czekały ich przygotowania pod obóz i kolacja, której nie chciała opuścić.
W końcu, padnięta, sięgnęła po naszyjnik z gwiazdką i dotknęła nim skroni. Z rozkoszą zarejestrowała szóstym zmysłem magiczną energię i powitała nowe siły - może nie w pełni fizyczne, ale takie jakich potrzebowała. Rozpogodzona, po paru chwilach wróciła na polanę. W końcu zebrali się tam wszyscy (z Amari w krzakach) i można było…
        Pić!
        Była na tyle nieprzytomna, że aż zapomniała o pragnieniu - ale teraz śladem Mniszka niemal rzuciła się na łodygę. Chciała zachowywać się z godnością, więc nie piła jak zwierzę, ale zdecydowanie nie żałowała sobie. Powściągliwość chwilowo szlag trafił - na rzecz dziwnej cieczy. Naprawdę dziwnej. Funcia wolała nie zastanawiać się jak bardzo nie smakowałaby jej ona w innych okolicznościach. Teraz wydawała się pyszna.
        - Dziękuję, już niemal zapomniałam jak potrzebuję wody… - Niemalże się zaśmiała, kiedy skończyła poić wyschnięty organizm. Teraz należytą uwagę poświęciła znalezionym przez elfika pyrkom. Niestety musiało wystarczyć mu samo pełne zadowolenia i podziwu spojrzenie, bo nie pochwaliła go żadnym słowem - nie była dobra w takich rzeczach.
        - Och, pewnie - odparła zaś w kwestii ogniska, jak zwykle szalenie się rozgadując i niemo ciesząc się, że ktoś zajmie się czymś czego ona nie umiałaby (przynajmniej sprawnie) zrobić. Aż strach pomyśleć co byłoby gdyby elfik nie znalazł jej w swoim liściastym domu…

        Przez jakiś czas siedzieli we względnej ciszy (Amari plątał się w pobliżu, kręcąc się niespokojne i czasem coś gryząc), aż padła propozycja. Propozycja opowieści. W normalnych warunkach (to zastanawiające jak odległym wydawały jej się "normalne chwile") spojrzałaby na blondynka z podejrzliwością albo niedowierzaniem, wietrząc podstęp lub żart. Ale teraz… usiadła wygodniej i zastanowiła się bez pośpiechu. Jedna historia chodziła jej od dłuższego czasu po głowie. Miała nie męczyć nią swojego wybawcy, ale skoro sam poprosił… kto wie kiedy będzie miała okazję się wygadać. Trafiła się ku temu szansa, a czego by elfik o niej nie pomyślał, w sumie nie będzie mieć to większego znaczenia - pewnie nawet się już więcej nie spotkają… Tak, zdecydowanie można się było podzielić.

        - Nie przychodzi mi teraz do głowy żadna baśń czy opowieść, ale jeżeli masz ochotę, mogę powiedzieć o tym co mnie spotkało w Turmalii. - Uśmiechnęła się w zamyśleniu, lecz na młodzieńca spojrzała wyjątkowo przytomnie. Dawno już nie mówiła tyle, ile teraz miała zamiar, do kogoś innego niż samej siebie. Chyba naprawdę wierzyła w szczere intencje swojego przewodnika. Nie… w jego dobrą naturę. Albo zwyczajnie potrzebowała towarzystwa.
        - Wyjechałam z Efne ze znajomymi mojego przyjaciela, chciałam wykorzystać okazję. Mieli wielki powóz, bo właściciel jest znanym kompozytorem - na dachu było nawet miejsce dla Amari! - Zaczęła od czegoś co można by nazwać wstępem. - Jak już mówiłam nie zapuszczałam się nigdy poza pewien mały skrawek Alaranii, ale wtedy… chciałam zobaczyć coś nowego albo raczej zrobić… nie odważyłabym się pójść sama, ale szansy na tak wygodny środek transportu nie można było przegapić. Jechali do Turmalii, więc nawet nie wybrałam sobie tego miejsca jako celu - taki został wyznaczony. Ale nigdy wcześniej nie widziałam morza, więc uznałam, że może być to ciekawe doświadczenie.
Sama nie wiem co wtedy myślałam… chyba to co teraz - że nie wiem co robię. Ale miałam towarzystwo i wcale nie chciałam zawracać, co w sumie dla mnie jest dosyć dziwne… nigdy nie byłam zanadto odważna i nie lubiłam niebezpiecznych przygód. Ani tych męczących, niespodziewanych czy innych… wolałam jak wszystko było uporządkowane i proste. Ale wtedy, w trasie, czułam się podekscytowana. Zaniepokojona też, zwłaszcza że jechałam z niemalże obcymi osobami, ale… ostatecznie dogadaliśmy się i nie zostałam w ich towarzystwie w mieście jedynie na własne życzenie - chciałam zrobić coś samodzielnie, rozumiesz… sprawdzić swoje możliwości. Może poczułam się nazbyt pewnie. Miałam trochę oszczędności i tę torbę co teraz, z tymi samymi (no prawie) rzeczami. Amari niestety musiał zostać poza murem. Jego obecność mogłaby zaniepokoić mieszkańców…
Tak czy inaczej dość szybko znalazłam pracę - zatrudniłam się jako pomoc domowa u starszego małżeństwa. Florian i Florencja. Bardzo mili ludzie. Dostałam własny pokoik na poddaszu - codziennie miałam sporo obowiązków, ale to wprowadzało jakieś usystematyzowanie… i chyba lubię pracować. - Uśmiechnęła się do samej siebie. - Jadaliśmy też wspólne posiłki. A kiedy miałam wolne, zanosiłam coś także Amari.
Poza pracą miałam i inne zajęcia - trochę rysowałam, zwłaszcza kiedy w mieście widziałam coś ciekawego, ale przede wszystkim powtarzałam zaklęcia. Nie znam ich wiele, ale zawsze byłam dumna, że chociaż tyle… - Zrobiła pauzę, bo właśnie zaczęła snuć bardziej osobistą, a i absurdalną część historii:
        - Pewnego poranka, o świcie, wyszłam do miasta, żeby przed pracą nieco się pouczyć. Lubię poranki, bo wtedy niewiele osób się mija, mało kto patrzy… doszłam tak na most przy uszkodzonej stoczni. Było chłodno, ale przyjemnie, choć morze wydawało mi się bardzo niepokojące… byłam z nim sam na sam, przynajmniej przez chwilę. Aż usłyszałam kroki. Obawiałam się podnieść głowę, ale ktoś zbliżał się i zbliżał. Zerknęłam na niego by ocenić szanse na ucieczkę… uspokoił mnie nieco (i tylko i wyłącznie nieco) widok młodego chłopaka. Był to człowiek, taki jak ja, może tylko troszkę starszy. Miał ciemne włosy, nie wiem jaką twarz (wtedy wydawała mi się straszna) i ogólnie wydawał się chudy i średnio sprawny. Miał też ze sobą wielki kawał bloku do rysowania, więc pomyślałam, że może jest artystą czy innym kreślarzem… właśnie dlatego poczułam ulgę. Ale usiadł tuż obok mnie. Nic nie powiedział, po prostu usiadł. Zignorowałam go, bo tak (chyba) wypada. Ale nie mogłam się skupić na swojej księdze i zaklęciach. Niby zwykły człowiek, ale serce o mało nie podeszło mi do gardła. Bo choć starałam się nie zwracać na niego uwagi on się przesunął. W moją stronę. Dwa razy! A kiedy już rozważałam zdzielenie go książką i ucieczkę, poważnym tonem oznajmił, że ,,chyba zajęłam mu miejsce”.
        - Bezczelny! - Chaos, który już dawno ułożył się obok, wydał z siebie ryk oburzenia, bo choć znał tę historię to za każdym razem przeżywał ją na nowo.
        - Nie powiem, że nie pomyślałam tego samego… - Funcia zerknęła na elfika i rozłożyła ręce jakby tłumaczyła, że nie miała wyboru. - Most był tak wielki, że bitwa o jeden jedyny jego skrawek, który zajmowałam wydawał mi się idiotyczny. Popatrzyłam nawet ukradkiem na miasto, ale nikogo nie było w zasięgu wzroku. Spanikowałam.
Choć niechętnie, wstałam, odwracając się profilem do napastnika, a na znak urażonej dumy dodatkowo obróciłam głowę i przymknęłam powieki, by już na niego nie patrzeć (mam nadzieję, że zauważył, drań jeden!). Zatoczyłam wokół niego bezpieczny łuk, ściskając kurczowo księgę i w duchu zgrzytając zębami. Wystraszył mnie. Przepłoszył i nawet nakazał ustąpić mu miejsca! Już go wymijałam, nie mogłam się więc cofnąć i dać mu w zęby tak jak należało, ale nie darowałabym sobie zwyczajniej ucieczki… nie. Pomyślałam, że nie pozbędzie się mnie tak łatwo!
        - Słusznie! Chciałby! Most cały dla niego? Niedoczekanie!
        - He he... Z pełną premedytacją, przyznaję, i w przypływie gniewu zatrzymałam się, by usiąść niewiele dalej od poprzedniego miejsca, tam gdzie wcześniej mościł się ten skubaniec. Chciał swoje miejsce - proszę! Ale samotności mu nie oddałam.
        - SŁUSZNIE!
        - Więc tak… usiadłam szybko, aby się nie rozmyślić, wysunęłam nogi za krawędź mostu i łupnęłam księgą o balustradę. Chciałam nauczyć się tego co sobie postanowiłam, czy chłopak będzie tam siedział czy nie. Miałam go zignorować. I nie dać się rozpraszać (choć łatwe to nie było). W końcu jednak udało mi się na powrót skupić i zaczęłam wystukiwać rytm inkantacji, chyba przy okazji lekko go irytując...
Co gorsza to nie był jakiś tam przypadkowy chłopak, co zrozumiałam, kiedy przyjrzałam mu się nieco lepiej. Już kiedyś na mnie wpadł! I to dosłownie; biegł za czymś, gapiąc się w niebo i mnie przewrócił. Ale nie zatrzymał się, był czymś tak mocno zaabsorbowany… trochę to było straszne, że wtedy znów go spotkałam. Ale jak już widzisz odwieczny brak rozsądku zakazał mi uciec. - Wyglądała jakby ta historia i jej własne poczynania coraz bardziej ją bawiły. Opowiadała to niemal jak dowcip, choć nie zmyśliła ani jednego wydarzenia - po prostu wiedziała, że zachowuje się irracjonalnie. Przy elfiku też. Tylko z tego będzie śmiać się później.
        - Ale nie to było najlepsze. Po jakimś czasie chłopak odwrócił się do mnie i powiedział: ,,Przepraszam…” - a mówił bardzo delikatnie, zupełnie inaczej niż wcześniej. Nie wiem o co chciał zapytać czy co powiedzieć, ale po chwili sięgnął do tuby, w której trzymał papier i wyciągnął owoc.
,,… Mam gruszkę”, oznajmił. Dokładnie tak. A potem dodał: ,,Jestem Fabio. Opowiesz mi co to za książka?”
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        - Zdarza się - przytaknął ciepłym tonem Mniszek. - Jak się jest zaaferowanym czym innym, to nie tylko pić ale i oddychać czasami się zapomina! - oświadczył, jakby naprawdę to rozumiał. Może faktycznie: czasami, gdy był bardzo zajęty, nie pamiętał kiedy coś jadł czy pił, a gdy już dopadł się do jedzenia czy picia, rzucał się na nie jak wygłodniałe zwierzę… Którym technicznie rzecz biorąc w tym momencie był.

        Mniszek pracował metodycznie, a przy tym tak, jakby sprawiało mu to ogromną przyjemność - w lekko żółtym świetle słońca, które już powoli chyliło się ku zachodowi, jego usta wyglądały jakby wykrzywiał je tajemniczy uśmiech zadowolenia z siebie. Sprawnie przebierał sobie gałązki, by zacząć od tych drobnych, a później układać te większe. Czasami łamał je na mniejsze części albo coś zmieniał w utworzonym stosie, ale sprawiał wrażenie, jakby to było zamierzone. A że ręce chodziły mu wręcz same, on mógł skupić się na dziewczynie - stąd ta propozycja, aby coś opowiedziała. Spodziewał się co prawda jakiejś bajki, legendy czy czegoś takiego, ale nie śmiał narzekać na coś z jej życia. Wręcz przeciwnie, czuł się zaszczycony, że wybrała taki temat - skłonił jej się lekko, by dać temu wyraz. To była dla niego oznaka zaufania, znacznie większego niż pewnie ona sama mogłaby przypuszczać. Aż z początku przerwał swoją pracę, by móc jej słuchać z odpowiednią uwagą i szacunkiem. Szybko doszedł jednak do wniosku, że może ją tym peszyć, tak jak mu się to zdarzyło wcześniej, gdy leżał na gałęzi, a ona mówiła mu o swojej ksywce. Dlatego powoli wrócił do pracy, a wyraz temu, że ją słuchał, dawał kiwając głową, wydając jakieś pomruki w stylu “aha” albo robiąc jakieś subtelne miny.
        Sama historia… Przypominało mu się to, jaki był on sam gdy był jeszcze bardzo, bardzo młody. Gdy miasto było dla niego miejscem niezwykle fascynującym i odległym, choć jednocześnie od czasu do czasu je widywał. Trochę zazdrościł Funtce, że jak na razie jej historia toczyła się inaczej - miała przyjaciół, ludzie jej sprzyjali. Zaczęła swoją drogę z kimś starszym (tak mu się wydawało, bo “znany kompozytor” kojarzył mu się z dojrzałym mężczyzną), trafiła do miasta, gdzie znalazła pracę u ludzi, którzy nawet chcieli jeść z nią posiłki. Aż się Mniszek na tę myśl rozmarzył - też by tak chciał. Szkoda, że miał takiego pecha, ale co tam, nie ma co rozpamiętywać. Należało się po prostu cieszyć tym, że jej się udało. Że będzie miała piękne wspomnienia i pozna wiele ciekawych ludzi! Tak jak ten chłopak, o którym Funtka opowiadała. Mniszek akurat rozpalił ognisko, więc czekając na to czy ogień się na pewno przyjmie, mógł poświęcić całą uwagę młodej malarce. Szczerzył się w szerokim uśmiechu, bo ten jegomość z jej wspomnienie wydawał się zabawny. A reakcja Amari na to jak ten młodzieniec potraktował jego towarzyszkę sprawiła, że aż elfik podskoczył - jakoś nie zauważył, gdy ten bardzo koci smok podkradł się do nich gdy rozmawiali. Zaraz jednak leśny strażnik odzyskał humor i słuchał. Położył się przy tym na trawie i patrząc przez nikły jeszcze płomień ogniska uważnie słuchał. Jemu też wydawało się zabawne, by tak prawie walczyć o jedno konkretne miejsce. Co innego, gdy to jedyna sucha łacha w zalanym deszczem lesie, ale nie wydawało mu się, by to był ten przypadek - chyba chodziło o jakieś własne silne opodobania, bo o co innego?
        - Ale dziwny typ… - powiedział w końcu na głos Mniszek, po czym podniósł się ze swojej półleżącej pozycji. Sięgnął po pyrki. Zaczął je przeglądać i paznokciem oskrobywać z większych gród ziemi. I znowu dawał Funtce znać, że jej słuchał podnosząc na nią wzrok i mrucząc. Chciał mieć już gotowe bulwy, aby poźniej tylko zasypać je żarem i nie przegapić dobrego momentu.
        - O… - westchnął w końcu, gdy doszło do fragmentu o gruszce. Chyba go to rozczuliło. - Czyli jednak był miły, bo przeprosił! I chciał się podzielić, to miłe, naprawdę. To co, dogadaliście się? - dopytywał, zafascynowany jakby to była jakaś powieść o niezwykle błyskotliwej fabule, a nie zwykła historia z życia wzięta o spotkaniu pary nastolatków. Chciał wiedzieć co było dalej, ale nie pytał o to tak wprost. Tak naprawdę Funtka, gdyby tylko chciała, mogłaby odpowiedzieć tylko “tak” lub “nie”, a on musiałby to uszanować. Teraz jednak nagle uderzyła go jedna obserwacja. Chwilę nad tym myślał, znad pyrek zerkając to na malarkę, to na jej towarzysza i widać było, że walczył ze sobą czy się odezwać czy nie. I w końcu wygrał. Albo przegrał, zależy jak na to spojrzeć.
        - Wybacz, ale… - Mniszek z zakłopotaniem podrapał się po głowie. - Tak dziwnie odmieniasz imię Amariego. Jakby był dziewczyną… - dodał już bardzo speszony elfik. Wydawało mu się do tej pory, że pomarańczowy smok jest samcem, ale teraz zaczął nabierać wątpliwości czy to on czegoś nie pokręcił.
        Tymczasem ogień już w najlepsze buchał - płomienie się przyjęły i jedyne co zostało w tym momencie do roboty dla Funtki i Mniszka, to trzymać go w ryzach. Tak by był wysoki, kiedy to sobie życzą i opadł, gdy będzie im potrzebny. Elfik potrzebował żaru, by umieścić w nim pyrki, na które miał już niezwykłą wprost ochotę.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Obserwowała jego wprawne ruchy, wesołą buźkę i jasne kosmyki; tańczyły żywo nawet tu, gdzie zdawało się nie wita wiatr. Snując swoją opowieść zajmowała jego uwagę, jednocześnie lepiej mu się przyglądając. Ile mógł mieć lat? Na ile się czuł? Jak bardzo naiwna wyda mu się jej historia? A jednak nic nie sprawiło, że przerwała, zamilkła, czy zrobiła choćby dłuższą pauzę. Jego wzrok skupiony był na zadaniach - na patykach, gałązkach i szczapach... nie, tych nie, bo ich nie było, ale dobrze to brzmiało. W żaden sposób jej już nie peszył, a zresztą sądziła, że jeśli opowieść mu się nie spodoba to najwyżej więcej jej nie poprosi o otwieranie ust i będzie miał za swoje, o!
        W końcu zsunęła wzrok z całkiem pilnego słuchacza i poczęła obserwować rosnące ognisko, a niekiedy i zmieniające się zabarwienie liści, które muskały ciepłe szepty kładącego się do snu słońca. Niekiedy ogniste kolory muskały też z odbicia lekką czuprynkę elfika, nosek i jego długie uszka. Wyglądał wtedy jakby czerwieniał od wysiłku, ale za żwawy był, by posądzać go o zmęczenie. Może lepsze byłoby więc porównanie do rumieńców? Ale głupio by było by elf rumienił się na widok własnej pracy. Choć mógł być z siebie zadowolony - dla takich jak on to pewnie żaden wyczyn, ale wszystko przygotował (zdaniem Funci) śpiewająco. I w samą porę, bo czuła, że robi się odrobinkę chłodniej.
        Przerwała swoją opowiastkę, bo sama była głodna jak Pokusa w klasztorze i chciała skupić się na pomocy wokół ogniska, by jak najszybciej można było przygotować pyrki. Chciała też przy okazji złapać oddech, bo prawdą było, że od bardzo dawna nie wypowiedziała tylu słów pod rząd. Ojeju, naprawdę wyszła z wprawy.
        - Dziwny był, i owszem - przytaknęła, wspominając turmalijskiego natręta z dziwną nostalgią i myśląc, że jak dziwny nie był, przynajmniej mogli być dziwni razem. Przez te parę chwil, gdy planując jakoś sobie dokuczyć natykali się na siebie w portowym mieście. - Ale kto wie jacy my będziemy w cudzych opowieściach… - westchnęła, bo prawdę mówiąc nie sądziła, by robiła najlepsze wrażenie. Elfik może mógł się poszczycić paroma atutami, których jej brakowało, ale i jego nawyki dałoby się przekuć w całkiem ciekawą opowiastkę o dzikim chłopcu. Ech… ważne, by ostatecznie miło mogli potem o sobie myśleć.
        - To jego ,,przepraszam” było raczej wstępem do rozmowy. Ale i ona sama potoczyła się… ale najpierw kolacja! - Zatarła ręce i poprawiła się w siadzie, dając wyjątkowo otwarty sygnał, że nie może doczekać się posiłku. Przy elfiku, który sam zapewne nie znał się na manierach, nie czuła się skrępowana tak bardzo jak przy oceniających spojrzeniach innych cywilizowanych istot. Czuła, że może wygodnie się rozłożyć, ubrudzić w ziemi i jeść w najlepsze rękami, a i tak będzie dobrze.
        I nagle padło pytanie, przez które zarówno ona jak i sam Chaos znieruchomieli spoglądając na gospodarza z nieszkodliwym zdziwieniem. I o ile smok pozostał względnie poważny to Funcia z lekkim rozbawieniem i widocznym dystansem machnęła ręką i wyjaśniła:
        - Bo Amari nie ma jednej płci. To hermafrodyta, więc i jedna i druga forma jest w porządku. Tylko…
        - To przez wzgląd na ubogi język nie można nazywać mnie inaczej! - wyjęknął zraniony ludzką głupotą smok i wygiął szyję w łuk boleści. - To takie komplikacje! Z tego co wiem, a wiem, w innych da się nazywać istoty takie jak ja o wiele poprawniej! - Dumnie wypiął pierś i naciągnął grzbiet, aż w końcu wylądował na ziemi na podobieństwo skrzydlatej pumoglisty i sapnął ciężko.
        - Więc zanim mądrzy tego świata nie zmienią gramatyki Wspólnej Mowy, Chaos wybiera sobie jak mam go odmieniać danego dnia… godziny… wiesz, tak dla ułatwienia. - Wymownie spojrzała elfikowi w oczy, ale sam Amari pochłonięty pozowaniem nie wyłapał docinki.
        - To wszystko przez te jednopłciowe, dwunożne istotki… jaki sens ma posiadanie jednego, jak można być kompletnym od razu!? Właśnie tak! - mruczał do siebie, ale Funcia to podłapała.
        - Faktycznie, świat wyglądałby zupełnie inaczej gdyby różne role społeczne nie przypadały mężczyznom i kobietom, a to mążkobiety dzieliły się między sobą.
        - Mówisz? A domki? Domki nadal byłyby takie same?
        - Chyba tak… ostatecznie w danej kulturze obie płcie mieszkają w takich samych budynkach (najczęściej), a nawet wspólnie… czasem może udekorują inaczej, ale to raczej nie ma większego znaczenia.
        - A ubrania? Te fikuśne fatałaszki, którymi się zakrywacie, bo wstydzicie się swojej płciowej szkaradności?
        - Och, pewnie byłyby nieco inne… hmm… może byłoby więcej kultur, które skąpiłyby na ubraniach? W końcu tabu obejmuje zwykle… ale dość o tym, mogę jakoś ci pomóc? - zwróciła się do elfika, a Amari mając nad czym się zastanawiać, nawet się nie obraził. Za mało widział by ocenić czy wolałby aby dwunogi były takie jak on i go rozumiały, a ich kultura, czy co tam mają były dla niego prostsze. Z drugiej strony, gdyby wszyscy byli tacy jak on jak mógłby się czuć nadistotą? Pomijając to, że nadal miał sprawniejsze ciało, piękne futro, pióra, ostre kły, pazury, rogi, rozłożyste skrzydła i te zniewalające, dzikie oczy! A u nich? Nie było rasy, która miałaby to wszystko. Ha! Nawet nie wiedzą, kto zaszczycił ich świat! Gdyby wiedzieli nie musiałby plątać się po lasach o głodzie ze swoją… ze swoją Yuumiś. Hmm… no tak, była już w zasadzie jego… może więc gdy uczynią go królem zrobi z niej naczelną niewolnicę? Umiała dużo praktycznych rzeczy, na pewno się nada. No i będzie mu wdzięczna za taki awans!
        I rozmyślając, nagle coś sobie przypomniał. Zerwał się, zakołysał, zrobił okrążenie wokół towarzyszy, po czym ze spojrzeniem pełnym zachwytu nad samym sobą, capnął króliki i jak dobroduszny król (elf mógł być gospodarzem, ale korony mu Amari nie odda!) pokazał im swoją zdobycz i łaskawie położył przed nimi.
        Dzielił się!

        Dzielił. Naprawdę się dzielił!
        Funcia była zdumiona, że ten egoistyczny rododendron potrafi jak piesek sprezentować łup swoim dobroczyńcom i niemal dysząc czekać na pochwałę. Gdy odzyskała mowę i zdolność ruchu, wstała więc i pogłaskała go po rogach mówiąc ,,To dla nas? Och, dziękujemy Amari, świetnie się spisałeś”. Sama nie wiedziała kiedy zaczęła traktować go w ten sposób, ale chyba od początku intuicja nakazywała jej do smoka mówić jak do dużego zwierza skrzyżowanego z dzieckiem i rozpieszczoną panienką z dobrego, góralskiego domu, której niestety trafiła się mocno niebystra niańka.
        I działało to nieźle.

        Zadowolony ze swej wielkoduszności Amari dał się ugłaskać i uwielbić, a w przypływie animuszu zniżył też łeb do elfika, by ten mógł okazać swą wdzięczność za pomocą skromniutkiej pieszczoty. Zachęcająco przymknął oczy (żeby biedaka nie onieśmielać) i wykonał coś na kształt uśmiechu rozciągającego się po bokach pyska.
        Ależ ich dzisiaj rozpieszczał!
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek z entuzjazmem pokiwał głową - tak, Funtka to świetnie ujęła. Jacy my będziemy w cudzych opowieściach… Elfik nie wiedział jeszcze nawet jak będzie wspominał malarkę - na pewno jako cichą, wytrwałą, opanowaną… Ale co więcej, to jeszcze trudno mu było stwierdzić. Nie wiedział czy będzie za nią tęsknił aż tak bardzo jak za Indigo, tak bardzo, że będzie wyrzucał sobie, że pozwolił jej odejść. Wojowniczka o smutnych oczach głęboko zakorzeniła się w jego sercu, stając się niejako siostrą z innych rodziców. Malarka raczej nie zżyje się z nim aż tak mocno, co nie znaczyło wcale, że elfik o niej zapomni. Na pewno nie. Dostał od niej piękne rysunki i bardzo miło się z nią rozmawiało. Jej towarzysz, Amari, był ciekawym stworzeniem, które również na długo zapadnie w pamięć strażnika. Był teraz pewien, że gdyby za sto lat ktoś zapytał go “A pamiętasz taką malarkę, Funtkę?” odpowiedziałby, że tak. I pewnie zaraz przyniósłby z jaskini hołubione szkice, które już pewnie byłyby przetarte na brzegach, wytarte i wiotkie, ale nadal czytelne. On się bardzo mocno przywiązywał, choć niestety wiedział, że w drugą stronę to raczej nie działało. Taki los kogoś, kto został wybrany na ochotnika do grania lokalnego bożka.
        Ale teraz się tym nie smucił i nie zastanawiał się - było dobrze jak było, miło im się rozmawiało, ich malutki obóz ładnie nabierał kształtów, a rozmowa w miarę się kleiła, więc wszystko w porządku. No, w miarę w porządku, bo Mniszek swoją dociekliwością co do płci Amari chyba poruszył jakiś temat, który wywoływał skrajne emocje. Nie o to mu chodziło, ale wolał teraz zadać głupie pytanie niż później kogoś obrazić! On nie znał się na wielu rzeczach spoza lasu, a pomarańczowy smok w lesie na pewno nie żył, więc no, musiał się upewnić…
        A odpowiedź okazała się być zadziwiająco prosta, logiczna i satysfakcjonująca.
        - Ach, rozumiem! - zapewnił zaraz, kiwając głową. Po chwili spojrzał na smoka i uśmiechnął się do niego przepraszająco, by nie pomyślał sobie, że to miało być coś niegrzecznego. Zresztą, leśny strażnik uśmiechał się niemal cały czas, tylko na różne sposoby: czasami radośnie, czasami uspokajająco, czasami z zadowoleniem. Do Funtki uśmiechnął się na przykład porozumiewawczo - doskonale rozumiał co miała na myśli z tym, że Amari podpowiada jak go nazywać w danej chwili. Zdążył się zorientować, że smok był… hm, ekscentryczny. Impulsywny? Zmienny? To by do siebie pasowało! Lecz Mniszka to nie irytowało, dla niego smok był uroczy, pocieszny w swoim zachowaniu. Może gdyby przebywał z nim dłużej - kilka tygodni, miesięcy - uznałby, że jest męczący i kazał mu się zamknąć, ale teraz cieszyło go takie towarzystwo.
        - Ale jest “to” - zauważył nagle. - Ach, ale tak, jak się mówi o sobie to jest tylko kobieta albo mężczyzna… - stropił się po chwili i wręcz było widać, jak pod tą blond czupryną wszystko pracuje, aby wymyślić neutralną płciowo formę czasowników w pierwszej osobie. Nawet parę razy coś mruknął pod nosem na próbę, aby sprawdzić jak brzmi, a Funcia i Amari raczej go nie słyszeli, gdyż byli zajęci rozmowami o domach i ubraniach. A on po chwili machnął ręką na te rozważania, tak samo jak smok, który nagle coś sobie przypomniał. Elfik bacznie śledził go wzrokiem, grzebiąc patykiem w ognisku, a gdy zrozumiał, że Amari poszedł po króliki, aby się nimi podzielić, uśmiechnął się szeroko, pokazując wszystkie swoje białe ząbki - bardzo go to cieszyło.

        Mniszek z lekkim zaskoczeniem, ale przede wszystkim zadowoleniem, przyjął to, że Amari się do niego nachylił, aby elfik mógł mu stosownie podziękować. Elfikowi strasznie się to spodobało. Uśmiechając się ciepło zamknął oczy i oparł czoło o miejsce między oczami pomarańczowego smoka, jak kot wyrażający swoją sympatię. Jednocześnie jedną ręką czule podrapał go pod brodą.
        - Dziękujemy - powiedział cofając się, po czym sięgnął po upolowane przez Amari króliki. Przyjrzał się im, jakby generalnie był zaznajomiony z tematem, ale szukał gdzie powinien zacząć.
        - To ja je oskóruję i upieczemy je nad ogniskiem, tak? - upewnił się, po czym usiadł wygodniej, ze skrzyżowanymi nogami. Z cholewki swojego wysokiego buta wyciągnął nóż, który wyglądał jak jakaś więzienna samoróbka - jak zaostrzony fragment blachy z uchwytem zrobionym z rzemienia. Było to jednak bardzo dobre narzędzie, które służyło mu od lat. Ostre, cienkie, wytrzymałe, co z tego, że przy tym niezbyt estetyczne? W przypadku tego typu narzędzi ich wygląd był na ostatnim miejscu, liczyła się funkcjonalność! Mniszek z łatwością nim operował i było widać to teraz, gdy ułożył na ziemi przed sobą jednego z upolowanych królików, po czym obrócił w palcach swoje prowizoryczne ostrze i zabrał się za skórowanie ofiary. Ani przez moment się nie zawahał ani nie skrzywił - widać to co mówił wcześniej było prawdą i nie miał nic przeciwko polowaniu dla zaspokojenia głodu. Funtka i Amari nie wiedzieli co prawda o jednym, co ich jeszcze w związku z tym spotka, ale może nie będą mieli z tym większych problemów…
        - Funtko, robiłaś kiedyś ziemniaki z ogniska? - zwrócił się do dziewczyny. - Żaru jest już dość, więc można te pyrki zasypać, by się piekły. I z tych patyków które przyniosłaś można wybrać ze dwa, trzy, aby na nich upiec mięsko. Tylko je znajdź, a ja je zaostrzę - wyjaśnił. - Dziękuję. Wiesz, miło obozować z kimś, kto chce pomóc - zauważył ciepłym tonem.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        ,,To”? ,,To”!? Chyba nikt nie przypuszczał, że mógłaby o sobie mówić w sposób jednoznacznie kojarzący się z przedmiotami! Już dość ciężko było jemej się zniżać do formy męskiej lub żeńskiej, o nijakiej nie chcieł myśleć. Zaś kaleczyć mowę wspólną wymyślnymi odmianami było jemej o tyle trudno, że wymagało nadmiaru myślenia. Z tego względu szybko porzuciłe wygibasy słowne na rzecz formy… tym razem kobiecej.
Ale nadal była wdzięczna elfikowi, że także próbował coś wymyślić - nie udało mu się, tak jak i jej, więc można powiedzieć, że zbliżał się do ideału. Do niej.
        Zrobił to zresztą na dwojaki sposób - nie tylko postawą, ale i fizycznie, dotykiem; bo mu pozwoliła. Zaskoczył ją jednak na tyle, że na chwilę zamarła, czując mocniejsze uderzenie serca i dreszcz niepokoju biegnący wzdłuż kręgosłupa. Była już tak przyzwyczajona do zdystansowania swojej towarzyszki i jej zupełnego braku wylewności cielesnej, że powoli nawet zaczęła brać to za normę. Może nie wiedziała, że Funcia jak na swojej standardy nie szczędzi jej pieszczot i jest niemal wylewna, ale tak samo nie wiedziała, że można być… bardziej.
        Otworzyła oczy zdumiona, ale elfik był w martwym polu, więc zamknęła je i wydała z siebie coś na kształt zadowolonego pomruku… a może wręcz mruczenia? Funcia nigdy wcześniej nie słyszała tego w jej wykonaniu. Dlatego gdy smoczyca delikatnie naparła pyskiem, by lepiej poczuć masę chłopca, dziewczyna wykonała kilka kroków do tyłu, zastanawiając się co też się dzieje. Chciała spojrzeć z boku na radosną parkę i zobaczyć mowę ciała Amari - a ta stała jak na siebie wyjątkowo spokojnie, ruszając tylko ogonem i nieco szyją, żeby mieć lepszy kontakt z nieznajomym.
        Nieznajomym?
        Tak to oceniała ona, ale może smoczyca potrafiła innych ocenić szybciej? Na początku znajomości zawsze wariowała, ale potem zdaje się sprawnie decydowała kto jest dla niej ładny, a kto nie i tak już zostawało. Jeżeli właśnie pierwsza faza ostrożności względem elfika minęła mogło to znaczyć, że Chaosowi bardzo się on spodobał. Nawet dostał zające…
        Funcia stłumiła w sobie delikatną niepewność. Dopiero co się poznali… trzeba coś zjeść i mieć do Chaosa choć odrobinę zaufania. No, do roboty!
        Odgoniwszy przymusem mniej cnotliwe uczucia, spojrzała z zadowoleniem na gotowego do oprawienia i wypatroszenia zwierzyny gospodarza i kiwnęła głową. Cieszyła się, że elfik w ogóle ma zamiar je przyrządzić, a nie tylko nadziać na patyk, albo jeść surowiznę, jak smoczyca. Co prawda nie wyglądał na kogoś kto jest w stanie ciąć zębami kawały krwistego mięsa, ale pozory jak to pozory - myliły zbyt często, by można było opierać na nich osądy. A tak swoją drogą, ktoś kto był tak urokliwy jak blond elfik mógł z dużym prawdopodobieństwem być kanibalem. Nawet miał ,,nóż”.
        - Parę razy mi się zdarzyło - przytaknęła nieśmiało, bojąc się zbyt pewnie wyrażać o swoich umiejętnościach, ale bez ociągania przyjęła mniej krwiożercze zadanie i odgarnęła trochę żaru, by potem zasypać bulwy. Z tego co widziała wszystkie były podobnej wielkości, więc łatwo będzie pilnować, by dobrze się dopiekły. Potem wzięła się za szukanie patyków, ale niespiesznie, bo uznała, że nim będą potrzebne minie jeszcze trochę czasu.
        - To obozowałeś kiedyś z kimś kto nie chciał? - zapytała, zerkając jak Amari układa się naprzeciw blondynka i jak zahipnotyzowana spogląda na jego dłonie. - Trochę trudno mi to sobie wyobrazić… ale może w mojej sytuacji - kontynuowała, odwróciwszy się. - W końcu to ty nam pomagasz najbardziej. Chcemy choć trochę… wiesz… się zrewanżować.
        Kiedy znalazła patyki podała mu je i usiadła obok, by mieć dobry widok tak na ognisko jak i swojego smoka.
        - Poza tym spanie pod niebem kojarzy mi się ze wspólną pracą… współpracą. Podróżą, odpoczynkiem. W końcu nie spędza się z kimś tyle czasu po to. żeby uprzykrzać mu życie. - Uśmiechnęła się lekko, po czym podciągnęła kolana pod brodę i oparła się w zadumie. Dawno już z nikim nie obozowała. I faktycznie było miło… że trafili akurat na siebie. I nie odwoła tego, póki elfik nie okaże się ludożercą.

        Spokojne, wieczorne chwile mijały wśród trzepotania skrzydeł, wzmożonego ćwierkania i gasnących jasności - każdy (poza Amari, która spełniała zadania estetyczne) skupiał się na swojej pracy - ptaki zbijały w gromady, zwierzyna wychodziła na żer, rośliny zamykały kwiaty - sprawnie, choć bez pośpiechu, w zgodnym rytmie przyrody. Funcia i jej towarzysz(ka) także byli włączeni w ten spektakl, mimo iż robili za obcych, za gości. A jej nadal było niezręcznie, że najwięcej roboty i tak przypadło złotowłosemu - ona w zasadzie tylko parę razy sprawdziła czy pyrki są już gotowe, czasem coś podała jak trzeba było i ogólnie pilnowała ognia.
        - Jeżeli Amari jest ,,Smokiem” - odezwała się, kiedy cisza przestała być już konieczna. - To czy będziesz zły jeżeli nazwę cię ,,księżniczkiem”? - Uniosła pokorne spojrzenie. - Wybacz, ale jesteś całkiem taki… baśniowy - przyznała, a Chaos drgnął czujnie.
        - No i podoba mi się - dodała, grzebiąc patykiem w popiele, a z jej oczu zniknęła prośba, ustąpiwszy miejsca rozbawieniu. I przerażeniu, gdy smoczyca w ekstazie o mało nie zdeptała ogniska.
        - TAK, OJ TAK! - zawyła okręcając się w kółko; uśmiechem podziękowała Yuumiś za pomysł, ale znów jej uwaga pomknęła do elfa i mimo że pracował, wtrąciła się do niego.
        - Proszę, zostań moim ,,Księżniczkiem”! Jeżeli będziesz moim Księżniczkiem, będę bardzo zadowolona! A jeśli mnie ucieszysz będę dawała ci się głaskać! Nie wiem jak często, ale możemy spróbować… co parę czasu? Ojej, ojej, nigdy nie miałam własnego Księżniczka! Ale wiem jak się z takimi obchodzić! Będę bardzo, bardzo rada! - oznajmiała natrętnie, aż Funcia postanowiła wkroczyć i nieco utemperować zbyt namiętną bestię, która opóźniała nadzianie zajęcy na ruszt.
        - Jeżeli zostanie ,,Księżniczkiem” to naszym - odparła twardo, stając nad elfikiem i ręką odpychając łeb smoka, by nie przeszkadzał. Prawdziwie waleczna postawa.
        - Rrrrrrr. Ale to mi się podoba, to ja go chcę! - burczała smoczyca wijąc się nerwowo, ale nie przesuwając dziewczęcej dłoni choćby o paznokieć.
        - Prawda, że to ja cię lubię bardziej? - zakwiliła do elfika, by znów zawarczeć na swoją kompankę. - Ty go nawet nie dotknęłaś. Tfu, tfu! Zapluty i zaklepany! Jest moim Ładnym!
        Funcia powstrzymała się od zaplucia i zaklepania elfika na spółkę z Amari - westchnęła tylko, przechodząc obok niego i ,,siłą” odganiając bestię, by mógł pracować.
        - Dlaczego się nie chcesz podzielić? - zapytała w końcu, patrząc Chaosowi w ślepia. - Nie zjem ci go przecież.
        - Hmm… no nie wiem… a… a jeśli?
        Malarka uniosła brew. Naprawdę?
        - No dobra… może… ale to ja go przytulam! - Skrzydlata zmiękła i wesoło podbiegła do elfa, by ułożyć się za jego plecami. Pozwoliłaby Funci nawet usiąść gdzieś w pobliżu, ale ta poleciała ratować pyrki. Akurat zdążyła.
        - Widzisz? Chyba musisz zostać Księżniczkiem. - Uśmiechnęła się wygrzebując bulwy z dymiącego gorąca. - Smok cię pilnuje i już zdążyłyśmy o ciebie powalczyć… O, czas na ucztę! - Rozpromieniła się kiedy pozostało już tylko czekać aż kolacja wystygnie.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Mniszek nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak wielkie poruszenie wywołał swoim niewinnym w sumie gestem - przytuleniem się do smoczego pyska. On był z natury bardzo czuły i lubił takie pieszczoty. Wystarczyło odrobinę spuścić gardę, okazać mu sympatię i dać nadzieję na zacieśnienie więzi - zaraz to wykorzystywał. Gdyby żył w normalnym społeczeństwie na pewno miałby grono znajomych albo chociaż jedną bliską osobę, z którą mógłby gruchać dzień i noc. A tak… Na co dzień nie odczuwał tego braku jakoś dotkliwie, ale gdy tylko miał okazję, przyjmował wszystko co otrzymał bez namysłu, jak wygłodniałe zwierzę pokarm. I jeszcze węszył za dokładką.
        - Masz bardzo gładkie futro - pochwalił, wygładzając pysk Amari, który trochę się przy tych czułościach zmierzwił. Później z podobną delikatnością brał się za skórowanie królików, co świadczyło tylko o jego szacunku do natury i wrodzonej wrażliwości… Ale skojarzenia można było mieć różne.
        - No i tacy się zdarzyli - przytaknął po zaskoczeniu Funtki, że nie wszyscy chcą współpracować przy budowie obozu. Cały czas ręce miał zajęte oprawianymi królikami, ale i tak wzruszył ramionami, pokazując jak bardzo go to nie ruszało. - Wiesz, sporo podróżnych się w tych górach gubi. Niektórzy przeceniają swoje siły, a inni się po prostu zapominają, a ścieżkę czasami bardzo łatwo zgubić. Odnajduję ich i odprowadzam… Ale ten kto zgubił się przez własną pychę często nie chce pomocy… Wiesz, z reguły nie nalegam, są dorośli, prawda? No ale są też tacy, wiesz, niezaradni zupełnie. Stoją z przerażeniem w oczach i nie wiedzą nawet którym końcem patyka dźgać drewienka w ognisku. Ci są niegroźni, wystarczy ich ośmielić. Albo są też tacy, co to dla nich wszystko jest… fuj. I się tego nie tkną. Bo śpią w łóżkach, wśród bielonych ścian, codziennie myją się wonnymi olejkami i wydaje im się, że to jest standard, ich absolutne minimum godnego życia. Tacy są najgorsi - burknął, lekko marszcząc nos, zaraz jednak potrzepał głową na boki i odzyskał humor. - No ale rzadko zdenerwują mnie tak, bym ich zostawił. Jak Matkę Naturę tak i mnie nie tak łatwo zdenerwować - dodał, patrząc na Funtkę z tajemniczym uśmiechem. Ktoś znający legendę o strażniku tego lasu mógłby zacząć coś podejrzewać… Ale ona pewnie uznała go za psychopatę.
        - Wiesz… - podjął. - Ludzie chyba z natury są samolubni, nieliczni rodzą się z chęcią pomocy i bezinteresownością. A… w miastach nie mają się jej od kogo nauczyć. Miasta są martwe, można się uczyć tylko od swojego własnego gatunku, życie jest tak szybkie, że nie można przystanąć i popatrzeć. Zobaczyć jak harmonijny jest ten świat i jak pragnąc coraz więcej i więcej przestajemy być szczęśliwi…
        Mniszek mówił coraz ciszej i ciszej, jakby odpływał w świat swoich własnych myśli, wspomnień i marzeń. Kochał naturę i rozumiał jej potrzeby, które stały się również jego własnymi, a zachowania zwierząt bywały dla niego dużo bardziej zrozumiałe niż skomplikowane zasady, którymi kierowali się ludzie, zwłaszcza ci lepiej urodzeni, nazywając swoje przedziwne tańce godowe “etykietą”. Nie by Mniszek nie wiedział z grubsza do czego etykieta służyła, ale dla niego było to zbędne komplikowanie sobie życia, które samo w sobie było dość piękne.
        - Ale tym bardziej jestem wam wdzięczny za pomoc! - ożywił się nagle elfik. - Miło jest trafić na kogoś, kto jest taki miły i uczynny i tak rozumie o co chodzi w takim przebywaniu w lesie - wyjaśnił z zadowoleniem, jakby wcale nie odprowadzał zbłąkanych podróżnych, a raczej z koleżanką i… drugą koleżanką poszedł na biwak w lesie.
        I nagle jak bardzo mocno rzucony bumerang wrócił do nich temat imienia elfika. Mniszek wytrzeszczył oczy słysząc propozycję Funtki, po czym uśmiechnął się skromnie i uroczo, gdy wytknęła mu “baśniowość”. Chyba odebrał to jako komplement i już było widać, że ten argument go bezkrytycznie kupił, ale to nie miało się tak łatwo skończyć.
        - Ajć, uważaj! - zawołał do Amari, która prawie wpadła do ogniska. Nieważne, że musiałby je rozpalać na nowo, ale jej mogło się coś stać! Jakby poparzyła się w łapę mogłaby na kilka dni stracić możliwość stawania na niej, to nie było przyjemne… Ale problem rozwiązał się sam, a strażnik już po chwili radził sobie nie z potencjalnymi poparzeniami, a natarczywym, rozentuzjazmowanym jak dziecko smokiem. I jak każdy mężczyzna, który dzieci nie miał i nie umiał się z nimi obchodzić, zastygł w bezruchu i tylko starał się jej nie prowokować. Funtka radziła sobie wystarczająco dobrze z jej obłaskawieniem, więc lepiej jej nie przeszkadzać…
        - A… Ale… - próbował się bardzo nieskutecznie bronić, gdy nagle nie dość, że kazano mu wybierać kogo kocha bardziej (jakim cudem miał zdecydować?!), to jeszcze później go zaklepywano! I… pluto? No ale metaforycznie!
        - Ale… ja nie jestem do jedzenia - wtrącił się w końcu nieśmiało. - Za chudy jestem…
        Temat zjedzenia go jednak nie wrócił, za to autorytatywnie stwierdzono, że zostanie Księżniczkiem.
        - Nie mam nic przeciwko - przyznał, moszcząc się na boku Amari, która się wokół niego ułożyła. Nie preszkadzał Funtce, która dobrze radziła sobie z wygrzebywaniem pyrek z popiopłu, bo sam w międzyczasie nadział króliki na przygotowane kijki i zaczął je piec. Nie wypatroszył ich, nie poćwiartował, by niczego nie marnować.
        - Widać, że jesteś artystką - odezwał się z uśmiechem do dziewczyny. - Nikt inny by nie wpadł na takie słowo! Księżniczek! A jak jest w sumie poprawnie? Książę? Hej, chcesz nóż do tych bulw? Poparzysz sobie ręce… - zaoferował, podając swój leśny majcher uchwytem skierowany w jej stronę. - A za talerze można użyć tych liści, które oberwaliśmy pijąc z łodyg - zasugerował, po czym skupił się na tym, by nabita na patyki zwierzyna równo się piekła. Odlatując gdzieś daleko myślami zaczął się lekko kołysać na boki i nucić pod nosem melodię starej dziecięcej kołysanki, która jak to wiele tego typu piosenek swój spokój zawdzięczała nieszczęśliwej historii, którą opowiadała.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Komplement absolutnie podbił Amari i było to widać - jako urodzona piękność, miała to do siebie, że nie tylko świadomie rozkoszowała się własną urodą, co jeszcze oczekiwała, że inni zrobią to samo, tylko z większym afektem. I najwyraźniej pochwalenie sierści, bardziej niż oczywiście zasługującej na wyrazy uznania, potraktowała jako oddanie jej pokłonu, a może i serca. Uśmiechnęła się więc przyzwalająco, dumnie niczym królowa, co kontrastowało z nastoletnim poruszeniem sprzed chwili. Elfik był dla niej taki ładny!
        Funcia za to więcej przyjemności, albo raczej pożytku, czerpała z jego opowieści o podróżnikach. Choć mówił bardzo ogólnie, tyle wystarczyło - czyli odprowadzanie zbłąkanych wędrowców, było tak jakby jego zajęciem… czyli w zasadzie nie robił im łaski, tylko wykonywał zadanie! Dobrze wiedzieć. Dzięki temu stała się nieco pewniejsza i nawet zaczęła wierzyć, że przewodnik ich nie zostawi. Zresztą z tego co mówił wynikało, że z przekroju ludzi, na których trafiał ona i Amari byli stosunkowo nieszkodliwi, może nawet mili na swój sposób. Pokrzepiona nie wystraszyła się nawet jego uśmiechu, choć odnotowała go jako późniejszy powód do ewentualnej ucieczki. Chłopak był zbyt… słodki, żeby ufać mu, gdy trzymał nóż w ręku. Tak, zdecydowanie.
        Ale nie zamierzała wariować - jej też coraz lepiej się z elfikiem rozmawiało. Zwykle przy pierwszym spotkaniu była bardziej nerwowa, ale może to przez okoliczności, może przez ostatnie zdarzenia, przez te kilka godzin zdążyła się do blondynka przekonać. Poniekąd. Był tak niezwiązany z cywilizacją i zasadami, jakie znała, że łatwo było się przy nim wyciszyć (byle nie na wieczność!) i faktycznie cieszyć się obozowaniem. Sama Funtka do tej pory była pewna, że zostanie w wielkim lesie będzie katuszą, a tu proszę - w najlepsze piekła pyrki z jakimś tam młodzieńcem, a Chaos nawet nie narzekał na robaki. Niemal sielanka!
        - Jeżeli ludzie z natury są samolubni to właśnie dlatego, że do niej należą - dodała w zamyśleniu do jego pierwszej uwagi. - Może jak na zwierzę społeczne wyjątkowo często myślą o swoim przetrwaniu jako osobników, ale potrafią poświęcić się dla gatunku. A zwłaszcza dla własnych stad. Tego uczy się ich w miastach. - Uśmiechnęła się nikło, bo nie sądziła, by po jakiejkolwiek polemice elfik przyznał jej rację i wcale tego nie oczekiwała. Było aż nazbyt oczywiste, że ich leśny przewodnik wyznaje inne normy i ich będzie się trzymał. Ale musiała jakoś bronić cywilizacji, do której należała. Choćby słownie.
        - Inna sprawa, że faktycznie, w obrębie rasy… ras, uprośćmy, że dwunożnych, mamy wyjątkowe problemy z porozumieniem... - ...A ona sama była tego doskonałym przykładem.
        Chociaż może, nie w tym konkretnym momencie.
        Miała jeszcze trochę przemyśleń odnośnie reguł i wychowania, lecz tym razem została całkowicie wybita z rytmu, prostym, powtórzonym, acz szalenie trafnym komplementem. Gdyby nie ciemna cera zarumieniłaby się lekko, bo i dawno nie usłyszała takiej szczerej i miłej uwagi. Ucięła więc wewnętrzną dyskusję z elfikiem i rozkoszowała chwilą, po raz pierwszy uśmiechając się do chłopaka naprawdę promieniście.
        - Zasługa dobrego gospodarza - odparła wesoło, a Amari mogłaby jej tylko przyklasnąć; gdyby nie sądziła, że gospodarz był taki miły, bo ona była tak olśniewająca.
        Na tyle olśniewająca, że elfik ochoczo i z entuzjazmem (ni cienia w tym nadinterpretacji!) zaoferował, że będzie jej Księżniczkiem. Słusznie! Smoczyca leżąc przy jego plecach aż czuła jak spływa na nią jego księżniczkowate uwielbienie. Dałaby mu się wachlować, gdyby miał odpowiednio duży liść… albo nie, nie! Niech Funcia ich wachluje, to oni są tu arystokracją.

        Ale malarka ani myślała wachlować - chyba, że ognisko - i zamiast tego, oberwawszy niewinną pochwałą, ponownie poczuła ciepło na policzkach. Tym pilniej wzięła się do roboty i w coraz lepszym nastroju oddawała się nastrojowi biwakowania. Już niemal zapomniała, że w tym lesie to się zgubiła.
        - Książę… albo księżniczka. Zależy kto czego oczekuje - odparła z leciutka chytrze. - Dziękuję… wiesz, przy Amari przychodzą do głowy różne pomysły.
        - Ale mi dałaś zwyczajne imię - wtrąciła wywołana smoczyca.
        - Nie jest zwyczajne, pasuje.
        Chwila ciszy.
        - Chaos - wyjaśniła skrzydlata elfowi i popatrzyła na niego wyczekująco. Trudno jednak było zgadnąć co by ją usatysfakcjonowało. Wydawała się akceptować tą ksywkę, ale nie chwaliła się nią tak nachalnie jak całą resztą siebie.

        Funcia w międzyczasie z wdzięcznością przyjęła nóż, by pomóc sobie z bulwami. Choć robił wrażenie prowizorycznego, okazał się zmyślnym i pełnoprawnym narzędziem - do wszystkiego! Do zajęcy, do ziemniaczków, do niewinnych podróżnych… Ale co tam! Ostatecznie został jej przekazany z dobrocią serca. Poza tym kiedy ona go trzymała nie robił tego elfik, a to było coś.

        Czekając na mięso, pierwszy apetyt zaspokoić było można pyrkami - okazały się niezgorsze, a w obecnych warunkach wręcz wyśmienite. Funcia podrzuciła jedną Amari, na spróbowanie, ale smoczyca najchętniej przygarnęłaby zajączka… gdyby nie to, że już upolowała swoje i mogła skupić się na dmuchaniu w puchowe kłaczki Księżniczka. Ależ on był uroczy!
        I jak ładnie nucił… ciekawe o czym? Dziewczęta słuchały go w zamyśleniu, chyba czerpiąc podobną przyjemność z tajemniczej melodii. Lecz kiedy ustała, głuchy trzask ogniska i wieczorny szum przestały być spokojny tłem, a stały się szeptem niosącym mroczne pogłoski - przez pobudzoną wyobraźnię obie poczuły dreszcz niepokoju.

        - Wiesz… wracając do tego chłopaka z Turmalii… - Funcia otrząsnęła się, przełknęła porcję pyrek i ułożyła talerzyk z liścia na kolanach. Amari wybałuszała czujnie oczy i należało ją jakoś uspokoić. - Dokończę może teraz tę historię? - zaproponowała, patrząc tak na elfa jak smoczycę. - Mówiłam, że w zasadzie się dogadaliśmy… ale też się wtedy nie popisałam, bo gdy zaproponował mi gruszkę i zapytał o księgę, zamiast mu odmówić powiedziałam, że i owszem, opowiem mu, ale jeżeli zdejmie i odda mi swoją koszulę. Była ładna, filetowa… - Spojrzała odruchowo na torbę. - Myślę, że wtedy naraziłam się losowi… - Nie wyglądała, jakby żartowała. - To przez koszule zresztą musiałam opuścić Turmalię. - Całkiem poważnie. - Coś, a raczej ktoś… ach, nie wiem jak to określić, ale nie jestem tu z własnej woli. Dotychczas sądziłam, że byty z innego wymiaru szukają skarbów, wywołują wojny albo naprzykrzają się czarownicom… a tu się okazuje, że jeżeli ściągniesz z kogoś odzienie zostaniesz przeklęty - westchnęła, a po jakimś czasie, żeby nie wyjść na wariatkę gorszą niż elf z kozikiem, sięgnęła do swoich pakunków i powoli wyjęła trzy różne koszulki. Jedną fioletową, wiązaną sznurkami na piersi, drugą czarną, lśniącą, z guzikami i najbardziej mężną - jasną i prostą.
        - Moja kolekcja - wyjaśniła nie do końca wierząc we własne słowa, a Amari nachyliła łeb, by nieco powęszyć. Szybko jednak odwróciła się z niesmakiem.
        - Te dwie należały do nieznanych mi demonów, jeden ponoć był kiedyś smokiem - wyjaśniła malarka dziwnie spokojnie, nie wiadomo czy Księżniczkowi, czy może Amari. - A to… - Wyciągnęła z kieszonki mechanicznego, cennego wróbelka. - Prezent od Fabia… kiedyś od niego. Cokolwiek mnie tu przyprowadziło zaklęło go tak, że leci… o, pokażę ci. - Wstała i odeszła parę kroków. Stanęła bokiem do elfa, by nie celować w niego, po czym nakręciła zabaweczkę. A ta z delikatnie metalicznym brzękiem uniosła się w górę, wykonała zwrot i poleciała prosto do młodzieńca.
        - Ta-dam! Twoja koszula jest teraz najbardziej upragnioną koszulą w okolicy. - Funcia mimo absurdu własnych działań, odzyskiwała humor. - Podobno tak to teraz działa. Krótko mówiąc… zostałam "wybrana" i muszę… albo mogę (prawdę mówiąc nie wiem) zbierać koszule. To tak w ramach opowiastki podróżnika. - Uśmiechnęła się, już drugi raz naprawdę przyjacielsko i zaczęła pakować kolekcję. Amari uważnie przyglądała się okazom, chyba oceniając, który jej się najbardziej podoba. Ostatecznie oceniła, że zapach wzięty z fabiowej, materiał czarnej i rozmiar jasnej stworzyłyby razem coś na czym nawet dałoby się spać.
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Funtka bardzo mu imponowała. Była dziewczyną mądrą, wyważoną i odważną, czemu cały czas dawała dowód. Dlatego z taką chęcią odpowiadał na jej pytania, opowiadał jej różne historie i słuchał, gdy dzieliła się swoimi spostrzeżeniami i własną wiedzą. Wydawało mu się, że to mieszkanka miasta, z którą mógłby się jednak zaprzyjaźnić, a to naprawdę spory wyczyn - on raczej nie przepadał za mieszczuchami, nie odpowiadał mu ich styl życia i zachowanie. Ale ona była po prostu ponad to, potrafiła myśleć po swojemu i jemu to się bardzo podobało. Nie powiedział tego na głos - może i dobrze, bo wtedy chyba by przesadził i uznałaby go za jeszcze większego dziwaka i psychola niż do tej pory. Dlatego lepiej było zająć się pieczonymi nad ogniem królikami, które z racji tego że były stosunkowo małe, bardzo szybko się piekły i niewiele trzeba było, aby się przypaliły, a tego Mniszek bardzo by nie chciał - nie lubił marnować jedzenia. A poza tym był już bardzo głodny. Tak bardzo, że nawet wykombinował jak podeprzeć patyki z królikami, aby móc jeszcze uszczknąć sobie kawałek upieczonej pyry. Widać było, że bardzo mu smakowała, bo za każdym razem oblizywał palce, gdy skubnął sobie kawałek żółtego miąższu.

        Mniszek wyraźnie się zainteresował na wieść, że Funtka nadała Amari jakieś imię - był przekonany, że to było jej jedyne imię, Amari. Skoro jednak miała dwa i co gorsza nie miała o nim najlepszego zdania, bardzo chciał je poznać. A smoczyca nie kazała mu długo czekać na zaspokojenie swojej ciekawości.
        - Chaos - powtórzył po niej uważnie, po czym chwilę się na nią patrzył nie dając się sprowokować jej ponaglającemu spojrzeniu. Jego twarz rozpromienił uśmiech, nim zaczął mówić. - Ale to ładne jest! Oryginalne. I takie nawet dostojne. Słychać, że nie można z tobą zadzierać - przedstawił swoją interpretację, zerkając jeszcze na malarkę, by upewnić się czy czegoś nie zepsuł. Zrozumiał już, że pomarańczowa smoczyca to postać o bardzo… złożonym charakterze i on jeszcze nie umiał go interpretować tak dobrze jak znająca ją lepiej Funtka. No i właśnie, przez ten charakter, czy też raczej charakterek, Chaos tak do niej pasowało.

        Przy ognisku zapanowała atmosfera błogiego wypoczynku - cała trójka jadła i w milczeniu regenerowała siły. Już nawet elfik przestał nucić swoją kołysankę, skupiony na pieczeniu królika, który już powoli dochodził nad ogniem, oraz na skubaniu letniej pyrki. Gdy tylko jednak odezwała się malarka, podejmując przerwany wcześniej temat dziwnego znajomego, podniósł na nią wzrok jak czujny jeleń, gdy usłyszy trzask łamanej gałązki. Z tą różnicą, że on nie przeżuwał trawy. Wyszczerzył zęby na wieść, że za informacje Funtka chciała dostać koszulę młodzieńca - był pewny, że to żart. Niestety, daleko było tej opowieści do żartu, a ciąg dalszy był tak przejmujący, że Mniszek aż na moment zapomniał o pieczonych królikach i podniósł kijki, na których miał je nadziane, na sztorc. Zaraz się ocknął i je opuścił, ale nadal słuchał z wielkim przejęciem.
        - Och, nigdy czegoś takiego nie słyszałem… - mruknął na wieść o klątwie, którą można zarobić za rozbieranie nieznajomych i zastanowił się przez chwilę czy i on przypadkiem sobie na taką nie zasłużył, ale nim doszedł do jakiś wniosków jego myśli znowu skupiły się na Funtce i jej historii. No dobrze, teraz nie historii, a jej kolekcji męskich koszul. Każda była inna, jakby specjalnie wybierała zupełnie inne… ofiary. Ale czy to go przerażało? Ani trochę. Był odrobinę zaskoczony, ale przede wszystkim zainteresowany.
        - A co gdybyś przestała? - zapytał nagle trochę nieobecnym głosem, bo w sumie przymus musiał z czegoś wynikać, w przeciwnym razie stawał się po prostu bardzo osobliwym hobby.
        Mniszek w milczeniu gapił się na Funtkę, gdy ta zaczęła chować swoją kolekcję męskich koszul. Mrugał, bo kosmyki włosów wpadały mu do oczu, a minę miał przy tym taką, jakby dziewczyna mówiła do niego bardzo szybko i w obcym języku, który on w miarę znał, ale zdania przekładał jeszcze na tyle powoli, że teraz potrzebował tej chwili przerwy. Aż w końcu zaskoczenie utraciło ten tępy wyraz i stało się po prostu czystym szokiem. Elfik spojrzał na wróbelka, który czekał na spakowanie, po czym złapał ostrożnie za rzemyk, którym wiązana była jego własna koszula i podniósł go trochę, jakby sprawdzał czy to żyje. Później zerknął na Funtkę. Bez żadnego dodatkowego komentarza wzruszył ramionami, po czym skrzyżowanymi rękami złapał za brzeg tuniki i jednym ruchem ściągnął ją przez głowę. Jego złociste włosy nastroszyły się i każdy sterczał w swoją stronę, ale leśny strażnik niespecjalnie na to zważał. Strzepnął swoją koszulę, po czym w miarę ładnie ją złożył i na wyciągniętej ręce podał ją malarce.
        - Proszę - oświadczył. A w jej spojrzeniu dostrzegł chyba coś, co kazało mu się wytłumaczyć. - Jeśli ją chcesz, jest twoja, proszę - zapewnił, podsuwając ją jeszcze kawałek bliżej.
        Tak po prostu - chciała, ma. Jemu nie zależało na koszuli, bo nosił ją raczej z przyzwyczajenia niż faktycznej potrzeby. O tej porze roku było ciepło i nawet noce były znośne, więc nie zmarznie. Na jakiś czas odpuści sobie przedzieranie się przez jakieś straszne chaszcze, a gdy trafi do swojego leża to znajdzie nową koszulę, bo był pewny, że jakąś tam ma. A tymczasem będzie paradował w samych spodniach. Widać było, że to jednak dzikusek, bo mu to nie przeszkadzało, ani na moment się nie speszył, ale też nie prężył się z dumą przed Funtką. Nie by miał co prężyć, bo jego ciało było bardzo szczupłe, młodzieńcze, by nie rzec wręcz, że chłopięce. Typowa dla elfa gładka skóra bez charakterystycznego dla mężczyzn owłosienia jeszcze potęgowała to wrażenie nieletności i niewinności, które tak dobrze grało z jego powierzchownością, a tak gryzło z aurą.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Nie wiedziała jak bardzo zainteresuje go opowieścią - co prawda sądziła, że jest nietypowa, ale czy aby na pewno dla kogoś takiego jak on? No i mógł jej nie uwierzyć. Choć jego reakcje wskazywały, że po pierwszym akcie nabrał przekonania co do jej prawdomówności. Jego mina i gesty nawet cieszyły malarkę, która nie tylko nie wiedziała czy może spodziewać się czegoś (powiedzmy) pozytywnego, ale i wbrew wszelkim pozorom lubiła zagarniać dla siebie całą uwagę rozmówcy. Nawet z lekkim rozbawieniem patrzyła co też elfik wyprawia z królikami, ale nie przerywała. Brakowało jej wygadania się, a tak zwariowanej przygody w swoim życiu wcześniej nie uświadczyła - tym chętniej wyznała szaloną prawdę o opuszczeniu miasta.
Prawdą było, że opuściła wiele szczegółów - ale nie wiedziała jak wpleść je w opowieść. Poza tym bała się przywołać stworzenie, które ją tu przywiodło. Może nie powinna o nim (niej?) wspominać? Na wszelki wypadek więc skupiła się na koszulach, bo i wydawało jej się to bezpieczniejsze i bardziej zabawne.
        Do teraz nie wierzyła, że naprawdę je ze sobą ciąga…
        I właśnie - co by było gdyby przestała? Księżniczek zadał celne pytanie.
        - Nie wiem. - Funcia nie zamierzała ukrywać. - Ale sądzę, że coś gorszego niż ich zbieranie.
        Ostatecznie, choć nie miała powodu by je zaczynać, otrzymała całkiem dobrą motywację, by je kontynuować.
        - Na razie zamierzam… - W zasadzie nie była pewna, więc się namyślała. - Nie dyskutować i zbierać dalej. Tak będzie rozsądniej. O ile ,,rozsądniej” to dobre słowo.

        Zaprezentowawszy wróbelka jedynie żartem rzuciła to o koszuli. Ale ku jej zdumieniu na elfa to podziałało. Zerknął na swój przyodziewek, po czym bezceremonialnie ściągnął go z siebie i… dał… jej? Osłupiała kiedy nastroszył włoski i nie zdążyła przywołać się do porządku kiedy składał ten bardzo osobisty prezent. Dopiero gdy się odezwał zaczęła pojmować sytuację, a na jej buźkę mimowolnie wypływał uśmiech satysfakcji i… chyba zwyczajnej wdzięczności. Była wdzięczna, że tak ułatwił jej zadanie.

        Rozpromieniona skupiła swoją uwagę na podarku i ostrożnie go przyjęła, nawet lekko przy tym dygając.
        - Dziękuję! - odparła jednak bez cienia mistycyzmu, nie jakby młodzieniec się właśnie do połowy rozebrał, narzucając na nią kolejną pętlę klątwy, a podarował jej kwiatek czy czekoladkę. Zresztą podobnie to traktowała - nie wyglądał jakby było to dla niego wielkie poświęcenie. Miała po prostu szczęście trafiając na kogoś, kto nie przywiązywał tak wielkiej wagi do własności (i nagości). Co nie zmieniało faktu, że najchętniej by go uściskała.
        Naprawdę? Za koszulę?
        Choć w zasadzie dlaczego nie?

        Przytulenie to było jednak dla niej o wiele za dużo i poczuła to wyraźnie, gdy tylko zbliżyła się do elfika. Nie dziwiła się nawet, bo to było dla niej aż za bardzo typowe (nawet cieszyła się, że może na sobie w tym temacie polegać), ale czuła się tak lekko i miło, że chciała wyrazić jakoś te emocje. Ostatecznie uniosła rękę i pogłaskała rozgogolonego Księżniczka po głowie, prawie jak chłopca, który sprawił opiekunce przyjemność i mógł być z siebie zadowolony. Wtedy też po raz pierwszy poczuła jak delikatną strukturę mają jego kłaczki i spróbowała im się przez ten moment przyjrzeć, choć nie dała sobie za dużo czasu. Po pierwsze, bo kontakt fizyczny, po drugie - bo Amari.

        Ta stała za elfem z wytrzeszczonymi oczami i kiwała się bardzo niemiarowo, jakby miała dreszcze - chciała się gdzieś ruszyć i pozostać w miejscu, niepewna co ze sobą zrobić. Oszołomiony wzrok wbijała w młodzieńcze plecy, a szczęka drgała jej od jakiś niewypowiedzianych słów - zachwytu może?
        Tak, Mniszek stawał się coraz Ładniejszy i Ładniejszy w niegadzich ślepiach, które nie potrafiły zsunąć z niego spojrzenia. Jaki Ładny! Oczywiście jak na stworzenie bez skrzydeł, futra, pazurów czy rogów… tak, rozebrawszy się, starał wyraźnie przybliżyć się do ideału - czyli do niej! Nie zważając więc na swój brak w kończynach, barwach i upierzeniu postanowił nie kisić się jak głupek pod jakąś szmatą, a uwolnić ciałko i naśladując ją z dumą, pokazać światu: ,,Oto ja, wierny naśladowca! Patrzcie i podziwiajcie niegodne istoty!”.
        Och, jakże go uwielbiała!
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Cóż, szczerość zawsze była w cenie, zwłaszcza gdy chodziło o przyznanie się do niewiedzy. A że najwyraźniej Funtka nie była tym załamana to tym lepiej. Mniszek zastanawiał się tylko co by się stało, gdyby nie udało jej się zdobyć jakiejś koszuli, bo na przykład właściciel zwyczajnie by się na to nie zgodził, bo wiedział, że nie każdy będzie w tej kwestii tak bezproblemowy jak on. To, że się nie stosował, nie znaczy, że nie wiedział czym są konwenanse i zwykła ludzka wstydliwość i czuł, że kiedyś malarka może zderzyć się ze ścianą niechęci.

        - Powodzenia w dalszym powiększaniu kolekcji - pożyczył jej ze szczerym wsparciem, uśmiechając się, gdy przyjęła od niego koszulę, z którą tak się lekko rozstał. Cały czas suszył ząbki w uśmiechu - udzielał mu się nastrój dziewczyny, która tak po prostu mu podziękowała, jakby i dla niej było to coś miłego, ale wcale nie wielkiego, taki prosty gest życzliwości. To mu wystarczyło. Więcej! To było dokładnie to, czego potrzebował. Nie pokłonów i dziękczynnych pieśni, a wypowiedzianych ze szczerego serca słów “dziękuję ci”.
        Szczeniaczki nie reagowały z takim ukontentowaniem na głaskanie po głowie, jak zrobił to Mniszek - z przyjemnością przymknął oczy i uśmiechnął się. Brakowało mu czułości, więc każda była na miarę złota, a gdy jeszcze pochodziła od człowieka było tym przyjemniej. Nie spodziewał się, że za koszulę zostanie tak pogłaskany - dla niego był to tak prosty gest, że wystarczyłoby to wcześniejsze podziękowanie, byłby kontent. Ale dzięki temu wiedział, że naprawdę zrobił Funtce przyjemność. Nie wiedział, że przy okazji poprawił też samopoczucie Amari, bo akurat teraz na nią nie zerkał. Teraz niestety musiał zająć się już kwestiami bardziej przyziemnymi.
        - O, będzie już gotowe - zakomunikował Mniszek, gdy po tych wszystkich czułościach znowu poświęcił trochę uwagi pieczonym nad ogniskiem królikom. Zbliżył jednego z nich do siebie i ostrożnie sprawdził palcami, czy mięso jest już upieczone. Najwyraźniej oględziny wypadły pomyślnie, gdyż elfik kiwnął sam do siebie głową i zsunął pieczyste z patyków na przygotowane liście, służące im za talerze. Nie dzielił niczego na porcje, kawałki królików leżały na jednym stosie, tak by każdy mógł brać ile będzie miał ochotę. On sam mięsa jadł niewiele, ale mimo to chętnie sięgnął po pierwszy kęs, sycząc lekko, bo jednak mięso świeżo zdjęte z ognia parzyło w palce.
        - Częstujcie się, tylko ostrożnie, bo gorące - ostrzegł dziewczyny, zachęcając je do samoobsługi. Sam z entuzjazmem zabrał się do jedzenia, ujmując swój kawałek w palce i obgryzając kawałki mięsa prosto z kości. Choć królik był zupełnie nieprzyprawiony, smakował Mniszkowi jak mało co. Po kilku kęsach sięgnął palcami między kostki i wydłubał podroby, które specjalnie tam zostawił. Nie wszystkie oczywiście, bo wiedział, że nie wszystko nadawało się do jedzenia, ale był też takie, które po upieczeniu były smaczne i pożywne. Jak wątróbka czy serduszko. A jeśli Funtce by to przez gardło nie przeszło, mogła ograniczyć się do samego mięsa.
        - Amari, chcesz kawałek? - zapytał pomarańczową smoczycę, podając jej fragment pieczonego królika na wyciągniętej dłoni, jakby karmił konia jabłkiem. - Wystygło już na tyle, że się nie poparzysz.
        I tak sobie jedli kolację w samym środku lasu, przy trzeszczącym cicho ognisku i odgłosach dzikich zwierząt przemierzających zbocza gór. Mniszkowi bardzo się taki wieczór podobał, wprost lepszego nie mógł sobie wymarzyć. W końcu zrobiło mu się cieplej na sercu po tym jak opuściła go Indigo.
        Gdy Mniszek już zjadł, pozbierał kosteczki i zawinął je w liście, które służyły im za talerze. Przeprosił towarzystwo, po czym udał się na sam skraj tej mikropolany i tam dłońmi wygrzebał niewielki dołek w ziemi, w którym umieścił zawiniątko. Przysypał je i przyklepał dobrze. Nie był to jednak pogrzeb upolowanych królików - chodziło o to, aby zapach jedzenia nie przygnał do nich padlinożerców albo jeszcze gorzej, mięsożerców. Wilków w tych lasach było wszak całkiem sporo i choć leśnego strażnika i jego towarzyszy nikt nie śmiałby ruszyć, lepiej było nie kusić losu.
        Po powrocie do Funtki i Amari Mniszek dołożył kilka gałązek do ognia i rozsiadł się wygodnie przy boku pomarańczowej smoczycy. Wyciągnął noszony przy pasku flet, obejrzał go nie wiedzieć czemu i już prawie przytknął go do ust, gdy nagle jakby coś mu się przypomniało.
        - Tutaj dzień wstaje wcześnie - wyjaśnił. - Rozsądnie byłoby już teraz udać się na spoczynek. Nie musicie martwić się o warty, zwierzęta tu nie podejdą, a gdyby coś miało nam zagrażać, leśni bracia na pewno mnie ostrzegą - zapewnił z przekonaniem, choć Funtka wcale nie musiała mu wierzyć. Wszak jego słowa zabrzmiały trochę niedorzecznie.
        - Dobrych snów, do zobaczenia rano - pożegnał się z dziewczynami, po czym w końcu przytknął flet do ust. Z zamkniętymi oczami zaczął grać cichą melodię, która wcale nie zagłuszała odgłosów natury, a jakby z nimi współgrała. Z szelestem liści, ze śpiewem nocnych ptaków, z trzaskiem ognia i z odgłosami nawołujących się zwierząt. Muzyka była kojąca jak kołysanka i wlewała w serca błogie poczucie bezpieczeństwa. Aż dziw, że Mniszek sam nie usnął podczas gry.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Powodzenie by jej się przydało. Teraz jak nigdy, prawdę powiedziawszy. I chociaż to konkretne dotyczyło kolekcji (jak niepokojąco przyjemne słowo!), to Funcia przyjęła je tak z wdzięcznością, jak i nieśmiałą myślą o tym, jak będą wyglądać jej dalsze próby powrotu do domu.
Odłożyła podarek i pogłaskała elfika po łebku, nieco zaskoczona jego aprobatą. Ona sama raczej nie lubiła zanadto tego gestu (ogólnie naruszania przestrzeni osobistej), ale jeżeli jemu sprawiało to radość… zrobiło jej się nieco cieplej na sercu. Miło było widzieć go uśmiechniętego, a jeszcze bardziej satysfakcjonującym uczuciem było posiadanie w rękach możliwości rozpieszczenia kogoś. No, albo skrzywdzenia, bo to się łączyło. Zwłaszcza, że Księżniczkowi w końcu trzeba będzie oddać nóż.

        Tak, nóż mógł się przydać, bo kto tam wiedział, co młodzieniec zamierza zrobić z zającami. Może pokroi je sobie brudnym ostrzem, może zacznie skubać palcami, może połknie w całości. Tak czy inaczej Funcia oddała mu narzędzie, w duchu jednak trochę tego żałując. Bardzo, bardzo nie lubiła jak słodkie, baśniowe istoty chowały broń w bucie - zwłaszcza kiedy musiała z nimi obozować. Nie miała jednakże żadnego argumentu, którym mogłaby skutecznie oddzielić elfika od przyszłego narzędzia zbrodni i mogła je co najwyżej wyrzucić bez wyjaśnienia w krzaki. Albo nie spać całą noc. Niestety i ta opcja odpadała w przedbiegach, mimo podarowanego jej naszyjnika z gwiazdką. Nie spała od tylu godzin, że nawet gdyby wbiła ją sobie w czoło, oczy w końcu by się jej zamknęły. Może nawet szybciej.

        Żeby nie wystraszyć się na dobre skupiła się na pieczystym. Co prawda widziała już dania w takiej formie, ale była zwolenniczką dzielenia tuszek. Zjadłaby sobie spokojnie co lepsze kawałki, comber na ten przykład, a do reszty nie musiałaby się dotykać. Zastanawiała się tylko czy Księżniczek usunął chociaż żołądek i pęcherz, czy czekał, aż wszystko zachlapie się ich treścią. Nie przypilnowała go.
No nic - była nadal na tyle głodna, że potrafiła zaryzykować. Ostatecznie Amari była przegenialną wymówką, by pozbyć się mięsa z talerza nie obrażając przy tym gospodarza. Że też nie mogła jej do tej pory zabierać na rodzinne obiady!
        Ta myśl nieco jej się zamazała, kiedy w końcu spróbowała dania - może to kwestia zmęczenia, ale pieczony w bardzo prymitywny sposób zając naprawdę był pyszny. Bez problemu, a z większym apetytem oddzielała co jadalne od ścięgien i kości, zawahawszy się dopiero przy podrobach. Co innego wyciągać pływające szczątki z rosołu, co innego wydłubywać je z piersi zwierzęcia. W końcu jednak wiejskie pochodzenie dało o sobie znać i Funcia-barbarzyńca wyjadła co lepsze wnętrzności, resztę zostawiając (i tak już dokarmianej) Amari. Ze zmęczenia, wrażeń i nagłej sytości, niemal zakręciło jej się w głowie. I choć miała jeszcze kilka pytań natury organizacyjnej, w końcu nie zadała żadnego z nich, zostawiając sobie resztę pracy na rano.

        Oparła się o bok najedzonej smoczycy, nieco bliżej jej tylnych łap. I resztkami sił zastanowiła się, czy elfik zrobi z nimi w nocy to samo co z zającami. Chociaż wierzyła jego słowom. Kiedy pamiętało się wszystkie jego słowa i gesty i miało się go za elfa, nawet nie dziwiło, że liczy na pomoc jakiś leśnych braci. Funcia nie wiedziała tylko czy chodzi o inne elfy czy może o zwierzęta. Z resztą nie ważne, nie mogła zaufać młodzieńcowi tak czy inaczej, jednocześnie właśnie to robiąc.
        Ułożyła się wygodnie, wcale nie tak daleko od niego i wtuliła w specyficznie pachnącą sierść towarzyszki - ni kot to, ni smok, ale piekący zapach wydawał się malarce wyjątkowo przyjemny. Może bo już przywykła? A może, bo jednak…
Zerknęła jak Chaos zagina szyję i wpycha głowę na kolana elfa. Teraz nie mógł się ruszyć bez jej wiedzy. Dobrze!
        ,,Świetnie Amari” - pochwaliła dziewczyna i dyskretnie pogłaskała towarzyszkę. Ta mruknęła coś cicho i z zadowoleniem dalej pilnowała swojego Ładnego Zdobyczka, piekąc tym samym dwa zające na jednym ogniu. Tak lubiła być chwalona! I tak lubiła tulić się do ładnego!

        - Dobranoc - pożegnała ich w końcu Funcia, odwracając się bokiem i wsłuchując w kojącą melodię…
Awatar użytkownika
Mniszek
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Strażnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Mniszek »

        Ach, gdyby Mniszek wiedział jak wielki niepokój wzbudzał on w Funtce razem z tym swoim niewinnym nożykiem… No w sumie ciekawe, co by zrobił. No bo zapewnienia, że jest niegroźny, niewiele by dały - przecież każdy morderca mógłby coś takiego powiedzieć. Musiałby jakoś inaczej udowodnić, że jest niegroźny, ale to mogłoby być trudne zważywszy, że do tej pory budował swój tajemniczy wizerunek i trudniej mu było zaufać, nawet gdyby było się z natury bardzo ufną osobą. Funcia jednak taka naiwna nie była, ale że przy tym nie wyraziła swoich podejrzeń, Mniszek żył w błogiej nieświadomości i tak po prostu gdy odzyskał swój nóż, wytarł go o nogawkę i schował z powrotem do buta, po czym wrócił do jedzenia.
        Tuszki były zaś oprawione na tyle, że elfik wyjął z nich to, co było “fuj” i mogło zaszkodzić, ale zostawił całą resztę tego, co jednak się do jedzenia nadawało. Oczywiście wszystko zależało od definicji, bo niejedna bogata miejska pani nawet by nie tknęła tak oczyszczonej zwierzyny, ale jednak każdy, kto nie był zbyt wybrzydzający mógł to bez problemu zjeść. Funtka była gdzieś pośrodku, ale radziła sobie tak, że Mniszek był zadowolony, że tak chętnie jadła - jakoś nie zwrócił uwagi na to, że wiele kąsków podrzucała smoczycy, odebrał to tylko za przyjacielskie dzielenie się. Oj słodka naiwności…

        Mniszkowi nigdy w życiu by nie przyszło do głowy, że Amari mogłaby położyć głowę na jego kolanach nie po to, by dostać pieszczoty, a po to, by go uziemić. No bo po co, przecież był niegroźny? No tak, ale dziewczyny o tym nie wiedziały… A on nie wiedział o ich niewiedzy więc wszyscy żyli sobie w błogiej nieświadomości. Elfik był przekonany, że smoczyca chce być głaskana, więc chwilę pogładził ją pomiędzy oczami, po czym odrzucił do tyłu włosy i przytknął flet do ust.
        - Dobranoc - odpowiedział cicho Funtce i dopiero wtedy zaczął grać kołysankę dla dziewcząt.
        Później zaś grał i grał, mijały godziny, ognisko zaczęło przygasać, a jego muzyka nadal niosła się wśród drzew. Zwierzęta w promieniu wielu staj słysząc ją przystawały na moment, a potem szły dalej jakby spokojniejsze. Jednak melodia ta nie sprawiała, że górski lew zmienił się w potulnego baranka, a naturalni wrogowie zasiedli razem do roślinnej wieczerzy - nie w tym celu leśny strażnik grał. Nie zamierzał udawać, że świat jest inny niż w rzeczywistości, ale chciał przekazać, że to dobre miejsce.
        W końcu jednak i Mniszka dopadł sen. Gdy minęła północ, a ogień był już prawie niewidoczny, on dorzucił kilka szczap do paleniska, a gdy dojrzał, że te się przyjęły, schował swój flet za pasek i pogładziwszy Amari po szyi oparł się na niej, tak jak ona na jego udach. Sapnął z ukontentowaniem, po czym zamknął oczy. I niemal natychmiast zasnął, bo przecież nic mu w tym lesie nie mogło zagrozić.

        Rano Mniszka obudziły promienie wschodzącego słońca. Leżał już na wznak, z rozrzuconymi beztrosko rękami, jakby miał robić orła na trawie. Choć nie miał materaca, nie był obolały - przywykł do takiego snu na twardej ziemi. Zresztą wcale tak źle nie było, bo chyba z pół nocy spędził przytulony do Amari. Teraz zaś, gdy już przetarł zaspane oczy i podniósł się do pozycji siedzącej (włosy sterczały mu na wszystkie strony jakby piorun uderzył w stóg siana), po raz pierwszy od poprzedniego wieczoru zdecydował się podjąć próbę wyjęcia nóg spod pyska smoczycy. O dziwo przyszło mu to bez większego trudu, choć był lekko ścierpnięty od tego nadmiaru miłości. Szybko jednak rozchodził co go bolało i już było wszystko w porządku. Stanął na środku polanki, twarzą do słońca i przeciągnął się jak kot w plamie ciepłych promieni. Aż mu się zdarzyło stęknąć z ukontentowaniem, gdy rozczapierzał palce wysoko nad głową. Już w pełni przytomnym wzrokiem powiódł po okolicznych koronach drzew, a po chwili zaczął gwizdać. Odpowiedział mu ptasi śpiew - jego skrzydlaci przyjaciele prześcigali się w trelach, by odpowiedzieć mu na zadane pytanie “Co słychać?”. Dla większości osób nie byłoby to nic ciekawego, ale on lubił słuchać o codziennym życiu mieszkańców lasu - znał je i rozumiał i dla niego troska o gniazdo była tak samo ważna, jak troska o dom. Uśmiechnął się radośnie słuchając tych wszystkich wieści i zaczął gwizdać odpowiedzi - jednym gratulował, innym współczuł, czasami rzucił jakąś poradę albo dopytał o interesujące go szczegóły. Wyglądał przy tym wręcz na zachwyconego. Kochał swój las. A na dodatek mógł zdobyć interesujące go informacje: na przykład to, że w okolicy nie było żadnego niebezpieczeństwa, ani takiego w postaci zwierząt, ani też zbójów. Ptaki dostrzegły kilku grzybiarzy w niższych partiach gór, jakiegoś samotnego wędrowca na jednej ze ścieżek i tyle. Cisza, spokój. Gdy Funtka wstanie będzie można podjąć drogę do cywilizacji bez martwienia się o to, by nie wpakować się w kłopoty.
        Mniszek nie zamierzał jednak budzić malarki. Jeśli wstała na jego ptasie trele, to w porządku, ale jeśli potrzebowała jeszcze odpoczynku to jej go po prostu dał. Usiadł przy wygasłym ognisku, wyciągnął z popiołu ostatnie upieczone pyrki i zaczął je obierać na śniadanie dla nich obojga. Albo trojga, jeśli Amari też będzie miała ochotę. Zaczął sobie przy tym cicho śpiewać elficką piosenkę o pastuszku, który zakochał się w nimfie, ale był zbyt nieśmiały by do niej podejść i tylko podziwiał ją z daleka.
Awatar użytkownika
Funtka
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 148
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Uczeń , Artysta
Kontakt:

Post autor: Funtka »

        Funcia dawno już nie spała tak błogo jak tej nocy. Było to dziwne o tyle, że nie miała ani łóżka, ani dachu nad głową, a i obyć się musiała bez wieczornej kąpieli. Ubrana w to co za dnia, z bolącymi nogami, spała półsiedząc przy smoczej towarzyszce, w cieple jej ciała, chłodzie nocy i zapachu gasnącego ogniska. Lecz mimo tego, zmęczony umysł wraz z melodią Księżniczka ukołysał ją i dał odpocząć - również ciału. Niekiedy podobnie czuła się gdy Kinalali zsyłał na nią dobre sny… lecz czy teraz śniła? O czym? Gdy otwierała zaspane oczy pamiętała już tylko jasne plamy nieba, miasta i ciepło czyjegoś towarzystwa. Być może wspominała niebieskie oczy Fabia i niepokój jaki w sobie budzili… pamiętała też uśmiech nie kogo innego jak jej przewodnika… w jej śnie spotkali się wszyscy i chyba mieli wyruszyć w podróż okraszoną słońcem i śmiechem. I czy słyszała też świergot małych ptaków?

        Zamrugała i przeciągnęła się, patrząc na biel poranka zerkającą zza ciężkich liści. Podróż… samotna i niewygodna, możliwa tylko dzięki Amari i temu, że nie była zdolna do samodzielnej egzystencji w tym świecie. Żaden humanoid; czy elf, czy człowiek czy maie nie towarzyszyłby jej tak długo jak istota o rogach i ogonie, która uczyć musiała się jak żyć na wolności, poza wielkim, magicznym ogrodem.
Ze wzbudzoną nagle nieufnością, podniosła się i wzrokiem szukać zaczęła ich wczorajszego kompana. Z ulgą, a może nawet zdziwieniem stwierdziła, że nadal tu jest i czeka aż się obudzą. Miło z jego strony. Nie uciekł, nie zadźgał… miały szczęście tym razem.

        Westchnęła rozkosznie i przeciągnęła się po raz wtóry, a i smoczyca w półśnie przegięła swe ciało i ruszyła ozdobnym skrzydłem nielota. W zasadzie… przydało by się nauczyć ją latać. Jednak wszystkie osoby mające cokolwiek wspólnego z tym rodzajem ruchu, każdy kto posiadał minimum empatii i wiedzy pozostał w tyle, gdzieś na początku podróży. A nawet gdyby Amari latała - czy Funcia odważyłaby się wsiąść na jej grzbiet? A może nawet nie miałaby szansy?

        Pogodne myśli zastąpiła w końcu bardziej rozsądnym i dającym nieco więcej gapieniem się na Księżniczka. Majstrował coś przy pyrkach, nucąc miłą melodię, a roztargane włosy stroszyły się wesoło nad wygiętymi w łuk, nagimi plecami. Prawie jak na łodyżce - z tym, że nie Funcia miała tak poetyckie skojarzenia, a Chaos, który łypnąwszy rano na elfika, oblizał się myśląc o mleczach na łące i skubiących je zającach… Jego oddanie nie było jednak aż tak kruche i upodobawszy sobie kogoś wieczorem, wierny mu był i o poranku - aż wstał i wykonując kocią gimnastykę doszurał do Mleczyka i liznął go w nagą skórę. Otrząsnął się potem i prychnął, bo dwunogi smakowały dziwnie, jednak zaraz mruknął przychylnie i trącił młodzieńca nosem. Usiadł leniwie u jego boku i z zaciekawieniem popatrzył na skubane pyrki. Pomachał łbem, pacnął ogonem i po jakimś czasie zerknął na Funcię, która szukała w torbie nowego ubrania. Chowała też koszulę Mleczyka, na której (szczęściara!) spała i ogólnie zajmowała się jakimiś sprawami, które w wykonaniu elfika byłyby ciekawe, ale u niej jak zwykle proste i nudne. Ale przynajmniej zrozumiałe.
        - O czym nucisz? - zapytał nagle, odwracając się od towarzyszki i skupiając na ładnej istocie, co dawało mu wiele radości. Funci zresztą nie potrzebna była uwaga smoka, bo miała sporo rzeczy do przemyślenia i zabrania. Postanowiła nie być tak nieśmiała jak pastuszek, lecz za to zabawić się w nimfę. Wziąwszy więc co koniecznie, podeszła do Księżniczka i zapytała o możliwość kąpieli. Może mieli tu strumyk przeznaczony właśnie do mycia, a nie picia? Nie wierzyła, by nikt się tutaj nie obmywał wodą. Choć samo pytanie wymagało od niej tyle samozaparcia, że aż potem w niepodobnym do siebie geście położyła dłoń na głowie strażnika, by nieco okiełznać te dzikie kłaczki.
        - Dzień dobry, tak swoją drogą. - Uśmiechnęła się i przykucnęła obok, zastanawiając się czy zamiast porannego łapania pijawek, nie byłoby może lepiej coś zjeść… sądziła, że jest bardziej brudna niż głodna, ale ostatecznie zdała się na pomysłowość blondynka.
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości