Góry DruidówListy pisane piórem i atramentem.

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Uczona zawiązała kokardki. Jedną na wysokości karku, drugą na plecach, by ukryć chwilową niedogodność w związku z koszulą. I z jednej strony było jej zimno, gdy lekki wiatr obejmował mokre miejsca, z drugiej zaś na jej policzkach wciąż gościł żar i istna gorączka. Ten moment... Będąc w jego ramionach; silnych, mocnych i zdecydowanych, był najgorszy, a zarazem najlepszy. Nie wypadało jej wspominać tego, co zaszło między nimi ponad rok temu, a tym bardziej nie mogła sobie przypominać, że Yastre na tle wszystkich mężczyzn szczególnie wyróżnił się czułością oraz dzikością, specyficzną mieszanką, która sprawiała, że pozostali byli od niego najzwyczajniej w świecie gorsi. O ile czasem nie tragiczni. Jego zaś wspominała z niemałą przyjemnością i chyba to było w tym najtrudniejsze. Gdyby okazał się dupkiem albo gdyby chociaż kiepsko... kochał, pocieszał i wspierał, to byłoby łatwiej. Niemalże już czuła na swoim ramieniu jego dłoń i słyszała głos mówiący „uda ci się”.
        Kavika pacnęła się plikiem dokumentów w czoło. „Zachowuj się normalnie!”, upominała się.
        - Wszystko z tobą w porządku? - Usłyszała głos Leima, a to sprawiło, że oderwała twarz od papierów.
        - Tak. W porządku – stwierdziła bardzo surowo, po czym zdecydowanym krokiem zbliżyła się do drzwi magazynu z mięsem by odhaczyć ilość pobranych produktów, a następnie je zamknąć. - Pośpieszmy się, Hannie na pewno potrzebuje mleka – dodała nie bez celu przywołując imię elfki. Chciała przypomnieć panterołakowi o istnieniu dziewczyny, o ile miała dla niego większe znaczenie i nie hulał z każdą ładniejszą na prawo i lewo. Nie, nie powinna się tym interesować! W końcu to ona go pogoniła więc miał pełne prawo robić ze sobą (i kobietami) co tylko chciał!
        - Możecie już iść – rzuciła jeszcze pośpieszając dwóch mężczyzn, by za moment ich dogonić. Na szczęście uparta kłódka od magazynu z warzywami zamykała się łatwiej niż otwierała.
        „Muszę ją wymienić...”


        A na kuchni działo się zaskakująco dużo. Mimo ogólnego opóźnienia i kłopotów, pracownicy śmiali się w najlepsze, jakby pijany Kregl nigdy się nie pojawił i nic nie popsuł. Na twarzy Hannie pojawił się promienny uśmiech, gdy tylko dostrzegła panterołaka. Doskoczyła do niego z kilkoma woreczkami kolejno je otwierając i chwaląc się zdobytymi przez nią smakołykami.
        - Tu niedaleko rozstawili się z wypiekami! I odbędzie się konkurs na najlepsze ciasto... Mhmmm! Panie dały mi czekoladki, sok z borówek, winogrona i... zobacz, takie cukierki! - zdradzała po cichu Yastre, po czym pstryknęła go w czubek nosa. - Możesz sobie jeden wziąć... - zachichotała.
        O tak, zdecydowanie nagle zrobiło się słodko. Aż Kavkę przeszedł dreszcz i odruch wymiotny, ale nie miała zamiaru tego po sobie pokazać. Odłożyła plik papierów rozglądając się po kuchni i próbując wytropić Britę, która po ówczesnym przedstawieniu się, teraz ćwierkała do... Wichury.
        - Kochanienki, moim sekretem na gulasz nie jest mięso, choć jest ono bardzo istotne, ale ostra papryka! Gulasz bez pikanterii to jak popijawa w karczmie bez ładnej kobieciny! Zero emocji!
        - Brita! - upomniała ją Kavika, choć znała bezpośredni styl wymowy pracownicy i wiedziała, że ta nie będzie się długo powstrzymywać.
        - Oj tam, oj tam! Spójrz lepiej, jak tu produkcja ruszyła! Placuszki się pichcą, ciasto perfekcyjnie ugniecione, tylko czekałam na dostawę!
        Uczona uśmiechnęła się potrząsając głową. Już po chwili w kuchni na nowo zapanowała wrzawa. Brita dla każdego potrafiła znaleźć zajęcie, jednak posiadała jedną wadę. Gadulstwo. Usta nie zatkały jej nawet placuszki, na które nakładała dżem z żurawiny. Ostatecznie to Kavka musiała trzymać rękę na pulsie, upominać i kontrolować czy wszystko idzie zgodnie z nowo ustalonym planem. Porzucała wykonywaną czynność by oblecieć inne stanowiska, przez co miała trudności by wyrobić się z własnymi obowiązkami, ale ku zaskoczeniu lekarki, w pobliżu często pojawiał się Leim gotowy do podjęcia kolejnego zadania. Elfowi ostatecznie udało się stanąć na stanowisku tuż obok Kavki i z niebywałą kontrolą oraz wyczuciem do niej zagadywał. Na twarzy uzdrowicielki, co jakiś czas pojawiał się uśmiech rozbawienia. Wydawało się, że oboje łączy wieloletnia znajomość, jakby nie widzieli się multum czasu i teraz nadrabiali stracony czas.
        - Może tam po prostu zajrzyj? - mruknął, niby obojętnie, gdy Kavika po raz kolejny zerknęła w stronę wypieku.
        - Po prostu martwię się o tort – wyjaśniła.
        - Bo słyszysz za dużo chichotu Hannie? - spytał Leim prowokująco unosząc przy tym brew.
        - Ta... to chyba wystarczająca powód do tego by zacząć się martwić. Wydaje się... lekkoduchem – skomentowała ostrożnie.
        - Skończone!
        Jak na życzenie krzyknęła urocza, młoda elfka i gestem zaprosiła Kavikę do obejrzenia dzieła. Uczona cierpko spojrzała na dwójkę, czyli na Yastre i Hannie, ale nie miała zamiaru fukać na nich czy też irytować się z powodu ich relacji. Enthe spodziewała się, że dziewczyna porwie ze sobą panterołaka pod pretekstem pomocy kuchennej, choć oczywiste było, że chciała być jak najbliżej niego. I nikomu to nie przeszkadzało (no... prócz Kaviki!).
        Organizatorka zbliżyła się do stanowiska Hannie, po czym odsłoniła kotarę i... aż wszystkim wokół szczęka opadła. Chwila milczenia była idealnym odzwierciedleniem zachwytu, jaki objął całe towarzystwo.
        Wielostopniowy wodospad z bitej śmietany cieniowany na fioletowo-niebiesko, barwą uzyskaną dzięki borówkom. Pokrojone cukierki układające się w kwiatki oraz kawałki czekolady, niby pokruszone skarpy stromych skał. To nie był tort, tylko dzieło sztuki!
        - Wow... Hannie, to... to naprawdę piękny tort – przyznała bardzo szczerze Kavika oszołomiona starannością elfki z naturą nastolatki. Wydawała się nieodpowiedzialna, a przerosła wszelkie oczekiwania uzdrowicielki, która nagle uświadomiła sobie z jakiego to powodu tak bardzo przypadła Yastre do gustu. Nie chodziło tylko o to, że była ładna i lubiła piec (choć były to już wystarczające argumenty). Była wesoła, wolna od stereotypów, nie przytłaczały jej zasady, a w razie czego potrafiła się im postawić. Miała w sobie odwagę, a przy tym emanowała lekkością. Przy Hannie wszelkie problemy znikały, czego nie mogła o sobie powiedzieć Kavika, która wręcz je do siebie przyciągała. Nawet teraz, gdy pozornie od siebie wolni, Yastre i ona, wydawali się wracać do tego co było. Zniewoleni wspomnieniami z okolic Rapsodii i Rododendronii.
        Oczy Kaviki stały się szkliste. Tym razem nie wpadała w popłoch ani w panikę, po prostu czuła, że zaczęła się w sobie rozpadać i pękać jak cienkie szkło zalane wrzątkiem. Nabrała jednak porządnego wdechu, gdy tylko poczuła na swoim ramieniu męską dłoń. Obróciła się i... ujrzała Leima. Była zaskoczona tym napływem uczuć i nieco zawiedziona, że nie spotkała na swej drodze zmiennokształtnego.
        - Za piętnaście minut jest otwarcie – powiedziała imponująco opanowanym i organizacyjnym głosem. - Błagam, donieście ten tort w całości na scenę, jest zbyt ładny by zniszczyć.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Zaatakowany cukierniczymi frykasami Yastre z początku wyglądał na zupełnie zdezorientowanego. Nim zdołał odstawić skrzynkę z warzywami i wszelkimi innymi składnikami niemięsnymi, zostały mu już podstawione pod nos trzy woreczki, a zawartość każdego z nich pachniała o jeny…
        - Pokaż to, pokaż! - poprosił z fascynacją zmiennokształtny, gdy poczuł wyjątkowo nęcący zapach z jednej z paczuszek. Przytrzymał ją sobie i wsadził do środka nos, by mocno zaciągnąć się aromatem.
        - To płatki róży w cukrze - wyjaśniła Hannie.
        W głowie Yastre jakby coś przeskoczyło. W pierwszej chwili gdy poczuł ten zapach był on dla niego słodki, przyjemny, apetyczny i dziwnie znajomy. I teraz wiedział co to za zapach. Te kruche rogaliki, które ukradł leśnym strażnikom szukając Fresii, miały w środku takie same płatki. Zjedli je wtedy razem z Kaviką siedząc tylko we dwójkę i rozmawiając… Piękne wspomnienie nie było jednak słodkie - miało w sobie gorycz tego, co już nie wróci. Panterołak zerknął nawet w stronę swojej ukochanej, ale nie miał czasu, by pogrążyć się w smutku, gdyż Hannie zaraz podsunęła mu kolejną paczuszkę.
        - A to jest bez, powąchaj jak słodko pachnie - zachęciła go kolejnym woreczkiem, w którym znajdowały się fioletowe płatki w cukrze, przypominające pokruszony ametyst.
        - O jeny… - mruknął z ukontentowaniem Yastre. A później został pociągnięty przez elfkę w stronę jej stanowiska cukierniczego, gdzie przepadł bezkrytycznie. Stanął oniemiały tuż za przesłoną, gapiąc się na tort. Ideał! Nawet jeśli nadal nosił ślady uszkodzenia, był wielki, kremowy i na pewno słodki, bo aż w nosie kręciło od woni karmelu i śmietanki. Yastre był w siódmym niebie, a kremowe ciacho wskoczyło na pierwsze miejsce w jego sercu, spychając na drugi plan obie dziewczyny. Ale na bardzo krótko, bo przecież nie można go było zjeść!
        - Coś ci pomóc? - zapytał Hannie.
        - O tak, właśnie potrzebuję pomocy. Chcę wykończyć górę i ktoś musi mi przytrzymać taboret, bo się strasznie chybocze!
        Yastre więc pomagał. Złapał ten taboret, na który chciała wejść elfka i twardo go trzymał… Ale trudno mu się było skupić, oj trudno. Hannie - specjalnie albo tylko przypadkiem - wiecznie się o niego opierała i niemal cały czas stał z jej brzuchem przytulonym do swojej twarzy. A ona jeszcze wspierała się ręką o jego ramię, za każdym razem przepraszając i chichocząc, piszcząc gdy tylko za daleko się wychyliła, a zmiennokształtny odruchowo łapał ją w talii bądź na wysokości ud, by się nie przewróciła.
        - Skończone, już schodzę… Iiiik!
        Hannie nie zeszła samodzielnie. Panterołak pod wpływem impulsu złapał ją za nogi i wstając zarzucił ją sobie na ramię jak porywaną pannę. Hannie piszczała i wierzgała, szczerze rozbawiona tym zachowaniem.
        - Wei, ty ośle, puść mnie! - zażądała, bijąc go po plecach.
        - Już, już, jeeeny… - dramatyzował bandyta, ale dziewczynę odstawił. I dopiero teraz odwrócił się w stronę tortu, tak by go zobaczyć w całej okazałości. Aż mu ogon oklapł z wrażenia.
        - Łoooo… - wyrwało mu się i już, już wyciągał palucha, aby spróbować kremu, ale dostał po łapie od cukierniczki, która stworzyła to dzieło sztuki.
        - Ani mi się waż! - skarciła go. - Nie po to go ratowałam, by mi kot wszedł w szkodę.
        - No dobra, dobra, powstrzymam się… Ale jeny, tak wygląda i tak pachnie, że normalnie sam bym go zjadł. Taaaki bym był, ale byłoby warto - oświadczył, szeroko rozkładając ręce by zobrazować jak bardzo by przytył. Jego entuzjazm wywołał słodki dziewczęcy chichot elfki.
        - Oby reszta była podobnego zdania - odparła, wychodząc za kotarkę, by przywołać wszystkich na prezentację swojego dzieła.

        Od patrzenia na Britę i Wichurę również mogło zrobić się słodko, ale przy tym przyjemnie przaśnie - to nie była gruchająca para ślicznej młodzieży. Byli dojrzalsi, krzepcy, a ich rozmowa orbitowała wokół zupełnie innych tematów, ale było w tej scenie po prostu coś rozczulającego. Olbrzymi bandyta z werwą zagniatał ciasto i dyskutował z kucharką na temat tajników gotowania. Nie by Wichura umiał gotować, nie. Ale za to uwielbiał jeść. I lubił, gdy kobita umiała ugotować taki porządny obiad, z dużą ilością mięsa i ziemniaków. Nieliczni pozostali bandyci, którzy zostali zagonieni do pracy w kuchni, nazywali już Wichurę pantoflarzem, oczywiście za jego plecami, bo gdyby powiedzieli to na głos mogliby skończyć jak zagniatane przez niego ciasto.
        - Pani szefowo, pani się tak nie nerwuje - oświadczył Wichura, wywalając na stolnicę kolejną porcję ciasta. - Drwal to chłop jak każdy inny, jak będzie piwo i golonka będzie, to wybaczą jak coś będzie trochę krzywe…
        I jakby wywołała tym zarzutem, do głównej kuchni wróciła Hannie, oświadczając z dumą, że tort uratowany.

        Yastre odsłonił razem z elfką kotary do tej pory przysłaniające epicko piękny wypiek, a dumny był przy tym, jakby własnymi łapami krem nakładał. Była jednak wśród nadchodzących osób taka jedna, której reakcję najbardziej chciał usłyszeć, choć nie miał bladego pojęcia jakiej reakcji oczekiwał. Radości, smutku? A w sumie czemu go to obchodziło? Chyba przez to, że to była Kavika. Nie chodziło o to, że on pomagał ani że Hannie wykonała piękną i smaczną robotę - chodziło tylko o to, by uczona była zadowolona, bo biedna tak się wszystkim przejmowała, a on chciał, by jednak ten festiwal wyszedł, by była dumna, zadowolona i wszyscy ją chwalili. Spróbowaliby nie!
        - Piękny, a taki dobry, że o jeny! - przytaknął z entuzjazmem Yastre, gdy jego ukochana blondyneczka wyraziła zachwyt nad tortem. Uchwycił przy tym wzrok Hannie, która przyglądała mu się podejrzliwie i zaraz domyślił się co ją boli.
        - Tylko łyżkę wylizałem, nie wkładałem do środka paluchów! - obronił się. W sukurs pośpieszyła mu Kavika, każąc zanieść tort na miejsce.
        - Góral, cho, trzeba nosić! - zawołał zaraz panterołak, ale nie usłyszał odpowiedzi. - Góral, kurza twarz, gdzie jesteś?! No nic… Leim?
        Nie to, że Leima nie lubił (no, może trochę, za Kavikę), ale oni za bardzo różnili się posturą i gorzej się przez to nosiło, ale w ostateczności dadzą sobie radę.
        - Bokiem, bokiem chodź, jest dużo miejsca! - oświadczył zmiennokształtny, gdy oboje uchwycili za tacę i pilnując, by nic się nie przewróciło, powoli zaczęli dreptać na miejsce rozpoczęcia festiwalu.
        - Z drogi, tort idzie!
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Głosy ekscytacji rozchodziły się po wypełnionym po brzegi placu przed sceną. Kavika, nim jeszcze znalazła się w polu widzenia widowni, mogła objąć wzrokiem całe towarzystwo i szczerze zdziwił ją przekrój uczestników. Festyn, na którym niegdyś znajdowali się tylko drwale i osoby z pobliskich wiosek, teraz odwiedziły osoby zamożne, z wyższego szczebla, jakby robili sobie wycieczkę po wsi i chcieli odetchnąć, odpocząć od natłoku centrum wielkich królestw. To mogło się nie podobać mieszkańcom Skov Hugger, ale gdy Germund Rotoker bierze w czymś udział to przyprowadza za sobą łańcuszek bogaczy, a to oznaczało ni mniej ni więcej niż gwarantowaną kasę w kieszeni oraz kolejne nadwyżki w miesiącu. Perfekcyjnie obmyślony plan teraz wisiał na włosku z powodu jednego, wyjątkowego gościa – Yastre.
        Uzdrowicielka poleciła przenieść bandytom tort trasą mniej uczęszczaną – to zmniejszało ryzyko wypadku, zniszczenia, ale także tworzyło prowizoryczną niespodziankę dla gości. Nieważne, że wypiek powinien już godzinę temu stać na scenie! Scenie, która też powinna już być uszykowana godzinę temu!
        Jeszcze raz uczona nabrała wdechu. Musieli podołać temu zadaniu, nie mieli innego wyjścia. Poza tym, Kavka przydzieliła im do pomocy Hannie oraz Sharon więc powinni dać sobie radę z tak prowizorycznym i prostym zadaniem. Uczona doskonale wiedziała co robi. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że gdy tylko tłum ją zauważy to nie będzie miała spokoju. Panicznie się go bała. I nie chodziło o to, że musiała wystąpić przed publicznością, ale o to, co owa publiczność powie.
        W końcu nadszedł ten moment, gdy pierwsi mężczyźni zaczęli ją dostrzegać. W ciągu kilku chwil u jej boku znalazła się pokaźna grupa potencjalnych zawodników. Każdy chciał jej pogratulować, podziękować i rzucić komplementem, a Kavika uśmiechała się z zakłopotaniem powoli przedzierając się przez swoich fanów. Ratunkiem dla niej okazał się sołtys, którego nie dało się tak po prostu zignorować. Przepuszczono go do organizatorki i już po chwili dwójka znalazła się obok sceny omawiając ostatnie błahe sprawunki. Grali na czas, ponieważ tortu wciąż nie było widać...


        - Auuu... - odezwała się Leim zerkając pod stopę. - Głupia szyszka!
        - Nie jojcz, jesteś dużym chłopcem – odpowiedziała Hannie krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
        - Dużym chłopcem z dużym tortem... i nie tylko, hehe.
        - Ale ty masz tępe poczucie humoru! - skrytykowała go młodsza elfka.
        - I gdzie mamy iść? Gdzie Sharon?
        - Łoooooo jaki duży tooooort!
        - Hmmm? - Leim wychylił głowę poza okrąg jednej warstwy ciasta dostrzegając niskiego, pulchnego chłopca. Wyglądał jakby ten piętrowy tort był dla niego tylko przekąską przed prawidłowym podaniem smakołyków. - Nawet grzdylu nie próbuj... - mruknął elf, gdy chłopiec wyciągnął pękatego palucha w stronę słodkości.
Upomniany chłopiec zmarszczył brwi i spojrzał groźnie na uszatego.
        - Ale ty jesteś brzydki.
        - A ty gruby. Idź sobie stąd – powiedział obojętnie elf czując, że cierpną mu ręce od trzymania wypieku w jednej pozycji.
        Dzieciakowi momentalnie zeszkliły się oczy. Chłopiec zacisnął dłonie w pięści. Hannie jednak nie zdążyła się odezwać, gdy grubasek uciekł krzycząc „jeszcze pożałujesz!”.
        - Leim, idioto! To było tylko dziecko!
        - Grube dziecko. I niegrzeczne, rozpieszczone oraz z kokardką na gardle – skomentował. - Że też się nie udusił.
        Hannie warknęła, bo grube i niegrzeczne, a w dodatku bogate dziecko mogło sprowadzić tylko kłopoty. I sprowadził. Banda pulchnych dzieciaków stanęła im na drodze.

        - Już mamy opóźnienie – mówił nerwowo sołtys wskazując skinieniem głowy na zegar słoneczny znajdujący się nieopodal.
        - Poczekajmy jeszcze chwilę... - nalegała Kavika.
        - Nie mamy na to czasu!
        - Trzeba było o tym myśleć przed zatrudnieniem Kregla – odpowiedziała zirytowanym głosem uczona.
        - Dobra, dobra. Co się stało to się nieodstanie – mruknął mężczyzna.
        - Rozumiem, ale chyba zasłużyłam sobie na kilka minut marginesu...
        Sołtys być może i był wyrozumiały, ale uczestnicy festynu już nie. Do Kaviki zaczęły dochodzić niepochlebne słowa i krytyka, a to sprawiało, że miękły jej nogi i żołądek utknął w gardle.
        - Zacznij coś gadać! - powiedział sołtys wypychając uczoną na scenę, która nie zdążyła się nawet zająknąć.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        - Jeny, ja jestem niby zwykłym kocurem, ale z ciebie to zwykła świnia… - skomentował Yastre, marszcząc przy tym z dezaprobatą nos. On takich wulgarnych podrywów nie używał, no bez przesady, to czysty obciach! Żadna na to nie leciała, jedynie głupio im się robiło. Nic dziwnego, że to on, Yastre, przyszedł na ten festiwal z koleżanką, a Leim w pojedynkę.
        Tylko że… on miał u Kaviki szanse. A panterołak nie miał już żadnych, bo ona już mu powiedziała, że go nie chce. Więc po co mieć ładne teksty na podryw, skoro i tak nie poderwie się tej najważniejszej? Ech… Świat był naprawdę niesprawiedliwy.
        Markotny zmiennokształtny dopiero po chwili zwrócił uwagę na grubego dzieciaka, który pętał się w pobliżu. Widział go jakoś kątem oka, jak pierwszą lepszą przeszkodę i nawet nie zwracał uwagi na to, że to jeden z tych małych bogatych grubasów… No i oczywiście dzieciak musiał wdać się w pyskówkę z Leimem, który nie pozostawał mu dłużny i błyskawicznie zszedł do poziomu swojego przeciwnika w walce na argumenty. Yastre wywrócił oczami, ale nie skomentował.
        - No chodź, czekają na nas - zganił elfa, byle ten dał sobie spokój z tymi słownymi przepychankami. Wszyscy na ten tort czekali. Kavika czekała!
        Dzieciak zwiał po ostrej docince elfa. Panterołak popatrzył za nim chwilę, zaniepokojony rzuconą przez ramię groźbą, zostawiając ruganie elfa Hannie. On też by mu przygadał, ale wtedy to mogłoby dojść do rękoczynów albo chociaż do obsuwy. Co za chory dzień!
        - O masz - mruknął koci bandyta, marszcząc nos na widok bandy dzieciaków. Uszy mu opadły, bo kurcze, z deczka się ich zaczął obawiać. Dorośli faceci to co innego, im można spuścić bęcki. Ale dzieci? Przecież ich nie może bić, zwłaszcza jak nie były jego! Tylko co teraz wymyślić, co teraz…
        - Morda w kubeł, Leim - syknął za tortem panterołak do elfa, przez którego wpadli w te kłopoty, a później zwrócił się do… kurcze blade, młodocianych napastników!
        - Ej, chłopaki, przepuścicie nas? - zapytał miłym tonem. - Serio, spieszy nam się.
        Cóż, Yastre wiedział, że taka zwykła prośba nie ma szans powodzenia, ale i tak wypadało spróbować. Teraz przyszła pora na negocjacje. W wykonaniu nieokrzesanego bandyty, bosko. Bandyty negocjującego z grubymi dzieciakami, o jeny. Tego jeszcze nie grali, bo i nikt normalny by na to biletów nie kupił.
        - Ej no weźcie, spieszy nam się, wszyscy czekają na ten tort - kontynuował. - Jak nie zdążymy wszyscy będą zmartwieni, a szczególnie pani Kavika i Hannie. No spójrzcie, ta urocza dziewczyna upiekła ten tort i patrzcie jak się teraz martwi, pokażcie że jesteście dobrze wychowanymi młodymi facetami, nie to co ten elf. No, przepuście nas.
        Ta, tylko po samej prośbie to sobie można. Tym dzieciakom chyba tylko dobra materialne przemówią do rozumu, zważywszy jakie były grubiutkie…
        - Jak nas przepuścicie dopilnuję, abyście dostali dwa razy większe kawałki tortu, zobaczycie, nie pożałujecie, objecie się po uszy! - obiecał. Jeny, co za paranoja. I w ogóle jak można tak dzieci wychować, by później to nieokrzesany bandyta musiał im pokazywać co to honor?!
        - Wybacz, stary - bąknął półgębkiem zmiennokształtny do Leima. Nie to, by faktycznie nie uważał go za idiotę, ale wolał by elf na ten moment myślał, że to tylko gra dla większego dobra i Yastre wcale nie uważa go za niewychowanego buraka.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Tymczasem na scenie stała skamieniała Kavika z dłońmi uniesionymi ku górze, jakby chciała się przed kimś bronić. Uzdrowicielka uśmiechnęła się niepewnie do tłumu, lecz wszyscy wciąż patrzyli na nią pytająco. Nie mogła odnaleźć źródła plotek, dopóki wyraźne szepty nie dotarły do jej uszu „jak ona się ubrała?”. Wówczas blondynka spojrzała w dół i z zakłopotaniem chwyciła ubrudzony w kuchni fartuszek. Miała go wznieść wysoko i z siebie niemalże zedrzeć, gdy przypomniała sobie o tym nieszczęsnym mleku. Materiał koszuli wydawał się być już suchy, ale czy pozostała po nim plama? Nie mogła przecież tak bezczelnie się sobie przyglądać, to by wywołało jeszcze większe zainteresowanie jej własną osobą, a nie daj Luanelino, przyniosło niechybną sławę.
        Postanowiła zaryzykować, przeprosiła zebranych, po czym ostrożnie zdjęła fartuszek i jeden promyk szczęścia postanowił jej dzisiaj sprzyjać. Koszula była czysta. To dodało mówczyni odrobinę pewności siebie. Spojrzenie widowni również złagodniało, a na kilku twarzach pojawił się uśmiech. Uczona ostrożnie podeszła do drewnianego piedestału odejmując jego ramy. Miała przed sobą kartki z tekstem, starannie przygotowane na tę wielką dla niej chwilę, ale... nie mogła go przeczytać. Nie w obecności Yastre. Kartki nagle straciły sens. Kavika położyła na papierach dłonie, po czym zgięła je w pół czując ogromny zawód, że poddała się tej słabości, zamiast dumnie iść przed siebie.
        Jej wzrok jeszcze chwilę trwał wlepiony w notatki. W końcu zebrała się w sobie i podniosła spojrzenie na tłum. Czekali niecierpliwe, część na to by w końcu usłyszeć jej głos, część w oczekiwaniu na jej potknięcie. Zupełnie jak na targach naukowych.
        - Witajcie... - zaczęła jakże prostolinijnie. - Witam was na naszym dorocznym festynie, który jeszcze nie miał okazji gościć aż tak wiele barwnych osobowości. Poczynając od naszych sponsorów, aż po oczywiście najważniejsze tu dla nas jednostki, czyli uczestników festiwalu. Jest mi niezmiernie miło widzieć z jak dalekich krańców Alaranii przybyli niektórzy z was, mam nadzieję, że będziecie się tutaj wyśmienicie bawić i to nie dlatego, że to mój pierwszy, w pełni samodzielnie zorganizowany festyn – zażartowała, a tłum podłapał jej humor, dzięki czemu Kavika odczuła niesamowitą ulgę. - Nie jestem świetnym mówcą rozrywkowym, w ten roli na pewno świetnie sprawdzi się nasz specjalny gość, wodzirej Romuald Tensi... - mówiła dalej, niebywale płynnie, choć nie tak chciała rozpocząć swój pierwszy festyn. Mimo to musiała wlepić kilka wiązanek, które dałyby odrobinę czasu, ponieważ tort wciąż się nie pojawiał...


        Rozpoczynająca rozmowę prośba panterołaka nijak nie zadziałała na dzieciaki, ale trzeba było jakoś grzecznie zacząć. Pierwsze negocjacje wydawały się tylko pogorszyć sytuację. Gdy tylko bandyta przywołał imię uczonej, ten najgrubszy i najbogatszy dzieciak będącym najbardziej pokrzywdzonym a zarazem dowódcą w stadzie, aż poczerwieniał na twarzy. Zadarł okrągły łeb, aż mu kosmyk włosów zsunął się na twarz.
        - Mój tata mówi, że Kavika jest głupia – sparował momentalnie dorosłego jeszcze bardziej oczekując jakiejś prawdziwej, a przede wszystkim godnej zapłaty. Do Hannie chłopiec absolutnie nic nie miał, była ładna i miła, ale wykładowczyni oddziaływała na młodego jak płachta na byka.
        To w pewien sposób ubliżało elfce, której na moment stężała mina i choć jeszcze nikt tego nie widział, a więc też i nie wiedział, to dziewczyna powoli odczuwała pewien dyskomfort z tym związany. Kavika okazywała się być prawdziwą sensacją, dokładnie taką jak opisywali ją wszyscy mijający Mein'harel. Hannie była tego jak najbardziej świadoma, ale dopiero teraz, gdy fizycznie ją to dotyczyło, bo cały czas była druga w kręgu zainteresowania, zaczęła odczuwać szczerą irytację. Bo nieważne było jak mówią, ale to że w ogóle mówią.
        Jednak dziewczyna nie odezwała się ani słowem, bo jedyne co ją powstrzymywało przed doprowadzeniem do katastrofalnego pożarcia tortu przez bandę grubasów, był Yastre. Nie mogła przecież zniszczyć wypieku i doprowadzić do ośmieszenia uczonej, gdy tak bardzo zależało zmiennokształtnemu na wykonaniu zadania. Niepokojącym było to, jak bardzo mu na tym zależało, ale przecież istniało wiele innych opcji niż wbicie pięści w środek ogromnego ciasta.
Ostatnia propozycja bardzo przypadła młodym do gustu. Mały rozbójnik podrapał się w zamyśleniu po brodzie głośno mówiąc „hmmmmmmmm”.
        - Dwa kawałki tortu, plus wasze kawałki! - zażądał chłopiec, na co Leim głośno westchnął, ale nie zdołał się zgodzić na układ, gdy dzieciak ponownie się odezwał. – I brzydki elf ma przeprosić.
        - CO?! - wzburzył się najemnik na tyle mocno, że aż ręce mu zadrżały.
        - To co słyszałeś, przeproś.
        - Ty to nie za dużo od życia wymagasz gn....
        - Leim! - wcięła się w rozmowę Hannie.
        - ...gnając tak do przodu? - odwarknął czysto politycznie elf.
        - Mój tata zawsze wymaga przeprosin, gdy narozrabiam.
        - Ale to ty mnie pierwszy wyzwałeś! I w dodatku teraz to jeszcze powtórzyłeś!
        - Bo jesteś brzydki – stwierdził chłopiec, a Leim aż poczerwieniał na twarzy. Zaraz bandyta potrząsnął głową zdając sobie sprawę z absurdu sytuacji.
        - Nie przeproszę cię, ale stwierdzę głośno, że nie jesteś gruby. Plus dorzucam ciasto Sharon, naszej koleżanki.
        - To nie są przeprosiny – zauważył tęgo chłopiec.
        - Nie, ale kawałek Sharon uzupełni lukę w waszej diecie, znaczy w waszym gronie! Jest was czterech, macie po dwa kawałki, a jeśli oddamy wam nasze to są tylko trzy kawałki. Jak podzielicie trzy kawałki na was czterech?
Gruby chłopiec zmrużył cienkie oczy mierząc starannie elfa i analizując logistycznie jego propozycję. Milczał i milczał, a elfowi już ręce drżały od ciężaru tego cholernego ciasta.
        - Dobra – zgodził się, po czym chłopcy odgrodzili im drogę.


        Kavika rozejrzała się po gościach. Powoli na jej czoło wstępował pot, bo tortu wciąż nie było, a jej gadanie zaczęło być tak płytkie jak to tylko możliwe. Nie miała już kogo przedstawiać ani nie było komu bić oklasków więc sytuacja wydawała się być bardzo napięta.
        - Tradycyjnie zapraszamy was do odwiedzenia każdego ze stoisk. Nie uświadczycie tu wyłącznie kulinarnych pyszności, ale także możecie posłuchać wykładów doświadczonych drwali, zakupić odpowiedni sprzęt oraz to co osobiście najbardziej kojarzę z tym festynem to stanowiska zabaw dla dzieci, gdzie doświadczyłam moich pierwszych, jakże chwalebnych odkryć, na przykład rozpuszczanie cukru w wodze z barwnikiem – na te słowa z rozbawieniem zareagowali rdzenni mieszkańcy wioski, którzy kojarzyli małą dziewczynkę z burzą loków, którą ojciec mógł zostawić w jednym namiocie na cały dzień i nie musiał się o nią martwić. Taka właśnie była Kavika. Ot, mały pracoholik.
        W ciągu jednej sekundy oczy słuchaczy zwróciły się w prawo. Uczona również skierowała swój wzrok w wyznaczonym kierunku i odetchnęła z niebywałą ulgą widząc tort. Miała wrażenie, że jej przemowa jest długa i nużąca, czyli dokładnie taka jaka nie powinna być, ale najważniejsze, że wypiek dotarł.
        - Ręce mi zaraz odpadną... - mruknął pod nosem Leim wciąż widzący kątem oka bandę grubych dzieci. Cieszył się jednak, że byli już blisko sceny. W dodatku odnalazła się Sharon. Elfka stała sprzeczając się z sołtysem. Mężczyzna szybko olał swoją rozmówczynię widząc docierający do punktu cel, co wywołało na twarzy Sharon irytację.
        - Zanieście tort na scenę - rzucił informacją, na co Sharon westchnęła z dezaprobatą.
        Elf zmarszczył brwi. Te cztery płytkie schodki nie zrobią mu już różnicy. Sołtys bardzo chciał by tort był widoczny dla wszystkich, by mógł się pochwalić, jakie to wypieki potrafią zrobić w jego okolicy, a Sharon najwidoczniej wolała jak najszybciej zakończyć szopkę. Kavika w myślach popierała starszą z elfek - wolała już zejść ze sceny i zająć się rzeczami, którymi potrafiła. Działać logistycznie, liczyć, przewidywać, rozdzielać towar a nie być jak małpka w klatce. Dla niej i tak to było już za wiele, bo wiedziała, że na ten moment to ona i plotki o niej stanowią największą rozrywkę!
Kavka spojrzała na sołtysa z pretensją, ale musiała pamiętać, że jest na scenie. I na scenie znajdował się również stolik na piękny wypiek. Jeszcze tylko kilka minut i będzie po wszystkim. Nie chcąc napotykać spojrzenia panterołaka, zaczęła opowiadać o torcie oraz piekarni, która zaoferowała się go wykonać. Nie zamierzała omijać również Hannie, która ze zdziwieniem przyjęła przedstawienie. Na chwilę tłum skupił na nią swoją uwagą kiwając z uznaniem, a młoda elfka nie spodziewająca się takiej reakcji skinęła głową dziękując za niewypowiedziane komplementy oraz delikatnie rumieniąc się na twarzy.
        A w tym samym czasie Leim i Yastre patyczkowali się ze schodami.
        - Wejdź pierwszy, będzie mi chyba łatwiej go dźwignąć. Już mi ścierpły ręce – powiedział szeptem do zmiennokształtnego zaklepując sobie to, według elfa, wygodniejsze miejsce.
Schody podlegały krytyce Leima, bo przecież mogli zrobić je długie i szerokie, nie byłoby wtedy żadnego problemu wnieść ciasto, ale w pośpiechu i braku czasu postanowili ustawić wąskie schodeczki, kilka złożonych desek, które miały jedynie za zadanie kogoś wpuścić na scenę lub z niej wypuścić.
        - Szczerze przyznam, że jestem podekscytowana tą chwilą. Chwilą, która będzie trwała bardzo krótko, jednak w Skov Hugger jest to pewien symbol, w którym to...
        Kavika nie zdążyła dokończyć zdania, gdy nagle usłyszała trzask. Trzask niszczący podniosłą atmosferę, ale i nie tylko. Yastre był już nogami na scenie, gdy Leim ustawił stopę na ostatnim schodku, który nie wytrzymał ciężaru. Oczy Kavki rosły z każdą sekundą widząc jak tort przechyla się powoli w bok, a Leim nie miał szans utrzymać wypieku w rękach. Razem z ciastem polecił w stronę widowni, która była na tyle daleko by bezpośrednio nie oberwać jedną z warstw tortu, a na tyle blisko by śmietana i mniejsze części do nich doleciały. Panie pisnęły, niektóre podwijając bardziej lub mniej zgrabne nogi, inne chroniąc się parasolkami, a panowie wstali. Niestety ci bardziej eleganccy musieli znajdować się na przodzie by z czystej pychy pochwalić się swoim statusem. Cóż, karma wraca.
        - Leim! - krzyknęła Kavika nie myśląc o ofiarach w postaci kremowej koronki na sukience, a o faktycznych szkodach na ciele najemnika.
        Elf dźwignął się na łokciach i jedną ręką starł ciasto z twarzy, kusiło go by oblizać palce, ale eleganckie panie wydawały się być już wystarczająco oburzone wypadkiem.
        - Nie podchodź – zastrzegł nim uczona zeskoczyła ze sceny. - Ubrudzisz sobie koszulę. – Uśmiechnął się pogodnie i podwinął do siebie nogę, która utknęła w drewnie. Syknął przy tym, ale oglądając ją pobieżnie uznał, że nie jest złamana. To mu wystarczało.
        Kavika wbrew zakazowi i tak zgrabnie zeskoczyła ze sceny przeklinając w myślach trzewiki uciskające jej w stopy.
        - Oszalałeś, nie myśl o koszuli, co z twoją nogą? - spytała zbliżając się do elfa by obejrzeć uraz, zaś sołtys bardziej przejął się piskliwymi głosikami skarżących się pań.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre zorientował się, że coś powiedział nie tak, źle dobrał argumenty, ale za nic w świecie nie umiał dojść co zaś palnął. Przecież nie obraził tego dzieciaka, cały czas był miły i spolegliwy, więc…
        ”Zabiję gnojka!”, pomyślał, a niewiele brakowało, by powiedział to również na głos. Jak ta mała karykatura człowieka mogła tak mówić o Kavice?! Jak jego stary mógł o niej tak mówić?! Co za fajfus, niech no tylko go panterołak dorwie, to odszczeka wszystko piskliwym głosikiem! Kavika była mądra, sprytna, ładna, elegancka, dobrze wychowana i w ogóle wzór kobiecości, a kto twierdził inaczej, bluźnił okrutnie i Yastre był tym, który zamierzał to udowodnić.
        Ale niech to, nie mógł! Nie mógł, bo musiałby puścić tort, by dopaść tego małego grubasa, a wtedy ciasto by się przewróciło i byłaby katastrofa. Uczona byłaby pewnie wściekał albo smutna i to byłaby jego wina… Więc zacisnął zęby, uspokoił bijący na boki ogon i przepraszając w myślach swoją złotowłosą sarenkę za to, że nie stanął w jej obronie, dalej prowadził pertraktacje z tymi gnojkami. Chociaż czy można było nazwać to pertraktacjami, skoro musieli im ulegać na prawie każdym polu? No musieli, nie było innego wyjścia, teraz właśnie ważył się los całego przedsięwzięcia i niczyja duma nie mogła stanąć temu na przeszkodzie. Dlatego zmiennokształtny bandyta cały czas czujnie patrzył to na dzieci, to na Leima, by w razie czego zainterweniować, gdy dogadywali warunki ugody. Serce miał w gardle, gdy elf tak się upierał by nie przepraszać, a w jego oczach widać wręcz było presję “przestań gadać głupoty i przeproś natychmiast!”. Jeny, to było tylko słowo! A od niego zależał los tortu! No ale jakoś wybrnęli, hurra… Choć szczęście takie sobie, bo jakiś taki niesmak pozostał. Nie przez to, że Yastre musiał tym smarkom oddać swój kawałek tortu, ale przez to, że zostały w to wmieszane dziewczyny, Shannon i Hannie. Dlatego gdy już zostali tylko we trójkę - on, Leim i elfia cukierniczka - panterołak zaraz po tym jak odetchnął z ulgą, zwrócił się do niej:
        - Wybacz, że tak wyszło, nie jestem najlepszy w rozwiązywaniu takich sytuacji… Ale na pewno lepszy, niż ty, Leim! - dodał zaraz, gromiąc elfa wzrokiem. - Nie dość, że świnia, to jeszcze osioł, jeeenyyy - skomentował, ale ton głosu miał pogodny, teraz to tylko się droczył. - Bez urazy, stary, nie? Ale jeny, kłopoty byśmy przez ciebie mieli, weź się opanuj, no! Nie ma co się kłócić z głupszym, bo to wiesz, jak zapasy ze świnią w błocie.
        - Znaczy? - upewniła się Hannie, bo ona tej metafory nie znała.
        - No z czasem dociera do ciebie, że świnia to lubi!

        I w końcu dotarli pod scenę - co za ulga! Jeszcze tylko parę kroków i ciężar odpowiedzialności - dosłownie i w przenośni - zostanie z nich zdjęty, będą mogli się bawić i już nie będzie trzeba się o nic martwić, a wszyscy będą zadowoleni! Zwłaszcza Kavika, która tak pięknie przemawiała na scenie. Yastre nie wiedział, że uczona tak już opowiadała od dłuższego czasu i towarzystwo zaczęło się nudzić, dla niego to było piękne, bo to było jej dzieło, a brzmiała przy tym tak pewnie i swobodnie. Na pewno wszyscy byli pod wrażeniem, gdy występowała na uczelniach ze swoimi mądrymi odczytami! Tak w każdym razie podejrzewał bandyta, błogo nieświadomy tego, jak trudno miała kobieta w towarzystwie tych skostniałych tetryków, którzy trzęśli renomowanymi uczelniami.
        - Idziemy, idziemy! - oświadczył nagle z ekscytacją bandyta, bo dostrzegł znak, że mają wnieść tort na scenę. Tylko znowu pojawił się problem: Leimowi już ręce od trzymania tego tortu odpadały. No nie dziwota, bo kawał z nim szli i jeszcze szmat czasu stali, a jednak to Yatre był silny, a Leim… no po prostu trochę mniej.
        - Jasna sprawa, stary - zgodził się bez dyskusji i docinek, po czym odwrócił się plecami do schodków i powoli zaczął się po nich wspinać. Pozycja była przerąbana, bo musiał się lekko pochylić, aby utrzymać poziom ciasta, ale nie mógł się też za mocno przechylić, bo wtedy wpadłby pyskiem w tort, a dodatkowo istniało ryzyko, że kolanem uderzy w tacę albo się potknie… Jeny, co za stres, co napięcie! A co jeśli to nie wyjdzie? Jeny, Yastre jeszcze nigdy się tak nie spocił jak przy przechodzeniu tych paru kroków! Taki stres! Ale tak, udało się! On już był na górze, a Leim…
        - Kurza stopa, trzym…! - krzyknął bandyta, gdy poczuł, jak jego kumpel się przewraca, a tort leeeciii… Te kilka sekund trwały dla niego w nieskończoność, serce miał w gardle, ogon najeżony jak szczotka, a oczy szerokie z tego napływu adrenaliny. Próbował łapać tort, ale no - to był tort, miękki i delikatny, gdy więc próbował go łapać, tylko dokończył dzieła zniszczenia, rozwalając piętro, w które wraził łapę.
        - O żesz… no i szlag bombki trafił - mruknął, patrząc na to dzieło zniszczenia. Sytuacja była tak tragiczna, że chyba nie pozostało nic jak się śmiać…
        Yastre jakoś tak machinalnie oblizał palce… i nagle na jego twarzy pojawił się wyraz błogiego szczęścia i bezgranicznego zachwytu. Zaraz oblizał wszystkie pięć palców, a później usta z wyraźnym ukontentowaniem.
        - Ej, to jest pyszne! - zawołał. - Ej, ludzie, kto nie jest taki ą ę delikatny chodźcie, łyżką będziemy podawać, nie możecie tego przegapić, zabawa będzie jak za dzieciaka! Ej, Hannie, zostały ci jeszcze te takie fikuśne owoce, weź przynieś, będziemy sypać, będzie zabawa! - oświadczył z entuzjazmem, zeskakując z podestu. - Ustawiać się w kolejkę!
        - Wei, ty zostawiłeś rozum u Hannie za dekoltem czy jak? - sarknął na niego Wichura, który przydreptał z kuchni z całym przybornikiem do krojenia ciasta akurat gdy już nie było co zbierać.
        - No co? Weź nie bądź sztywny, jak będzie zabawa to się ludziom udzieli, trzeba ratować sytuację.
        - No niby… To komu torta?! - zawołał Wichura, podejmując narrację panterołaka. - Bałagan z Skov Hugger, jedyne takie cudo na Łusce!
        - Idioci… - sarknął kolejny z bandytów, który mimo wszystko zamierzał pomóc. Tymczasem Yastre szybko poszedł do Leima i Kaviki.
        - Jak noga, stary? - zwrócił się do elfa. - Trzeba cię zanieść do punktu medycznego?
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Kto nie jest taki ą ę? Kavika chciała wierzyć, że się przesłyszała, ale podnosząc wzrok szybko dostrzegła obrażone miny gości. A obrazili się właściwie tylko ci z grupy niosących (według pnaterołaka) miano ą ę. Zapewne w prywatnej rozmowie zaśmiałaby się szczodrze przysłaniając usta dłonią i delikatnie czerwieniąc się na twarzy, bo nie wypadało się tak z ludzi wyśmiewać, choć nie mijało się to z prawdą. Jednak przy Yastre nie musiałaby się z tym kryć. Jemu ufała... nadal, bezgranicznie. Tylko teraz nie wypadało mu tak ufać ani powierzać się całkowicie. Nie wypadało również głośno klasyfikować wyższych rangą z prześmiewczą dozą: nawet jeżeli był to tylko niewinny żart to uczona doskonale wiedziała, że zabawne anegdoty mówią tylko ci ważni. Przynajmniej do momentu, w którym sami nie uznają, że inni mogą się wypowiedzieć (albo nie było ich w pobliżu). Tacy byli ważniacy. A ważniaków było tu sporo, skoro pojawił się Germund Rotoker. Przywlókł za sobą garść inwestorów i interesantów. Ot, bogaci przyjechali na imprezę biedaków.
        Z czym Kavika absolutnie się nie zgadzała. Nie spodziewała się takiego zainteresowania festynem. Choć działo się to w niewielkiej wiosce drwali, to nie uważała większości mieszkańców za zwykłych wsioków. Owszem, były wyjątki, jak na przykład pijaczyna Kregl, który doprowadził do zniszczenia sceny, tortu i nie tylko. To przez niego to nieszczęsne ciasto leży rozpaćkane na wilgnej trawie, a ważne osobowości mierzą ją wzrokiem.
        Ona ich tu nie zapraszała. Festyn był imprezą otwartą, nie też tak wytrawną i drogą niczym bale królewskie, ale nie chodziło tu o przepych a dobrą zabawę. O coś, czego oni nie rozumieją.
        Popełniła błąd zapraszając Germunda, bo to on nagłośnił całe to przedsięwzięcie, za co nie była mu ani trochę wdzięczna. Sołtys i wielu innych pałało dumą widząc znakomite twarze w Skov Hugger, a ona była tym niewzruszona. Obecnie nawet wściekła. Na Germunda i na siebie, że wpadła na ten nieintuicyjny pomysł. Chciała się odkuć za to... za to co miało miejsce ponad rok temu. Potrzebowała tego. Na złość zjawił się tu Yastre z piękną Hannie. Miała wrażenie, że apokalipsa jej życia powoli spełnia swoje klątwy. Brakowało tylko szarańczy i rycerzy na koniach pędzących pośród czarnych, ciężkich chmur.
        Uczona odprowadziła wzrokiem nadętych gości niewiele przejmując się ich opinią. Miała ją kompletnie w nosie, ale wiedziała, że wielu innych się tym bardzo mocno zmartwi. Wodzirej w akcie próby nadania pokojowego nastroju zaprosił gości do zapisywania się do zawodów, sołtys był cały mokry na czole oraz karku, a gdy tłum odrobinę się rozrzedził padły pierwsze ciche śmiechy. Nie były one gardzące czy też kpiące, a wesołe i promienne.
        - Zastanawiałam się ile ta ponura atmosfera będzie jeszcze tutaj wisieć – powiedziała jedna z tutejszych żon.
        - Kolego, kiepsko celowałeś – zaśmiał się któryś z drwali.
        - Pamiętacie, jaką w Żyle Złota odbębniliśmy zimową kolację? Pierogi lepiły się do ściany!
        - Lepiej nie wspominaj, musieliśmy skrobać wszystko widelcami...
        Zapanował wesoły nastrój. Kavika uśmiechnęła się nieznacznie, lecz ciepło. Przy scenie pozostali mieszkańcy Skov Hugger oraz znajomi z dalszych wiosek. To była czysta esencja festynu, tak to pamiętała. Albo też chciała pamiętać.
Dziewczyna pośpiesznie wstała widząc płonącego na twarzy sołtysa. Zmiennokształtny zajął się w tym czasie elfem, który łatwo nawiązał kontakt z mieszkańcami. Ludzie zaczęli niemalże obstawiać zakłady ile razy wywróci się i wpadnie do ciasta nim uda mu się wstać. A Kavika wyprostowała dumnie pierś i pogłaskała koszulę chcąc ją wygładzić.
        - Co to miało być?! - wyparował bez zastanowienia mężczyzna.
        - A jaki szczegół pana ominął? - uczona spytała politycznym tonem, co jeszcze bardziej rozzłościło sołtysa.
        - Może odejdźmy na bok – burknął, ale Kavka cofnęła się o krok.
        - Nie mam nic do ukrycia. Był to nieszczęśliwy wypadek.
        - Nieszczęśliwy wypadek? - zakpił sołtys. - Nieszczęśliwe wypadki nie dotyczą tortu lecącego na Koan de Lure, ani Pertle Iuan czy też Elberta Krytaldung... - mówił ściszonym, aczkolwiek wściekłym głosem.
        - Za to dotyczą moich pracowników, panie Tedrishen. Chciałby pan wymienić ze mną kilka słów na osobności? Chętnie wspomnę o braku zapewnienia bezpieczeństwa moim pracownikom, narażenie ich życia a także ośmieszenie pani Koan de Lure, Pertle Iuan czy też Elberta Krytaldunga z powodu oszczędności. Stanowczo odradzałam zatrudnienie do tego typu pracy Kregla, ale pan jak zawsze musiał postawić na swoim i udowodnić swoją upartość, o ile nie dziecinną wyższość – sama nie wiedziała kiedy te słowa wylały się z jej ust. Nagle poczuła, że znowu kurczy się w obliczu kogoś wyżej ustawionego, dlatego szybko postanowiła się ewakuować. Zanim jeszcze sołtysowi zmaleją oczy z powodu zdziwienia, równie ogromnego co jej. Ich rozmowa była dyskretna, mieszkańcy wioski wciąż żartowali uznając, że organizatorka i sołtys muszą uzgodnić między sobą dalsze działania, by załagodzić konflikt. A on wciąż wydawała się narastać.
        - Panie Leim, zapraszam pana do punktu informacyjnego – rzuciła obracając się na pięcie i kierując w odpowiednim kierunku.



        - Chyba jednak masz rację – rzucił zniesmaczony Leim, gdy po raz kolejny próbował zmyć krem ze swojej drogocennej kurtki.
        Kavika stała ze skrzyżowanymi rękoma na wysokości klatki piersiowej i cierpliwie czekała, aż elf się podda. Sięgnęła michy, do której Leim pobierał czystą wodę z beczki by próbować odratować wizerunek. Wylała brudną ciecz na trawę, po czym pozwoliła najemnikowi rzucić kurtkę do cynowego naczynia.
        Obok stała Hannie, kurczowo trzymając się panterołaka. Żwawo wypowiadała się na temat zaistniałej sytuacji. Trochę szkoda było jej ciasta, jedynie zabrała odrobinę kremu z palców Yastre by go spróbować, ale chociaż wszyscy go widzieli i przez chwilę podziwiali. A potem bandyta starał się załagodzić sytuację. Rdzenni mieszkańcy okolic wydawali się popierać absurdalny plan bandyty, choćby w formie żartu. Wydawało się, że nie są tak szyderczo nastawieni wobec uczonej, ale Kavika nie komentowała. Sama nie do końca rozumiała dlaczego, może powoli dopadało ją zmęczenie, choć festyn dopiero się zaczął, a może starała się za bardzo nie spoufalać. Nie, nie mogła zbliżyć się do Yastre.
        - W końcu się poddałeś. Olivia ma naprawdę teraz mnóstwo czasu w pustej karczmie. Ucieszy się, gdy znajdzie jakiekolwiek zajęcie – poinformowała po raz kolejny uczona, po czym zbliżyła się do tyłu namiotu. Beczka znajdowała się na zewnątrz, odrobinę na uboczu festynu. Kolejki ustawiały się do informacji, by uczestnicy mogli zapisać się na listę do poszczególnych zabaw lub spytać o inne atrakcje.
        - Mogę?... - spytał Leim, a uzdrowicielka spojrzała na niego przez ramię. Dopiero teraz zorientowała się, że już dawno zapomniała o jego bliźnie, której skrawek jawił się pod lekko rozpiętą koszulą a obejmowała również sporą część twarzy.
        - Oczywiście – odparła nieco zmieszana, po czym weszła do namiotu.
Hannie zatrzymała Yastre przy sobie, by nie wchodził z nimi do środka tłumacząc, że tam i tak jest już wystarczająco ciasno.
        Biała płachta nie zakrywała dokładnie wszystkiego. Lekka szpara pozwalała na dopływ powietrza. Kavika i Leim ustawili się za wysokim regałem z papierami. Uzdrowicielka mogła się tu swobodnie krzątać nie zwracając na siebie zbyt wielkiej uwagi.
        Leim wyłożył się na krzesełku i westchnął przeczesując włosy. Na krótką chwilę odchylił głowę do tyłu prostując nogi.
        - Spojrzę na twoją ranę – rzuciła sucho uzdrowicielka.
        - Nie trzeba – mruknął bandyta.
        - Jestem uzdrowicielką – zaprotestowała, na co elf westchnął i machnął ręką. A w sumie to mu wszystko jedno.
Dziewczyna uśmiechnęła się pogodnie, gdy przyjaciel z listów nie wdał się w dyskusję, która z góry była przegrana więc najzwyczajniej w świecie ukrócił te sprzeczkę. Zdjął but i podwinął nogawkę, niezbyt chętnie, ale posłusznie. Kavika obejrzała nogę.
        - Boli?
        - Raczej piecze – rzucił obojętnie pacjent.
        Dziewczyna zastanowiła się jeszcze chwilę, ucisnęła delikatnie łydkę.
        - Zdarłeś sobie tylko skórę – powiedziała spokojnie.
        - Mówiłem – odparł Leim.
        - Tylko odkażę...
        - O matko! - stęknął elf jeszcze bardziej kładąc się na krześle niczym obrażone dziecko. Coś go ukuło.
        - I wyjmę drzazgę.
        - CO?! - uniósł się najemnik chowając nogę pod krzesło. - Nie ma żadnej drzazgi!
        - Owszem, jest. Tutaj. – Uśmiechnęła się zadziornie Kavka trzymając w dłoni niewielką drzazgę.
Leim zmarszczył czoło obejmując badawczym wzrokiem jedną z przyczyn jego bólu, po czym wzdrygnął się na myśl o wyjmowaniu drzazgi z ciała. Mógł wyszarpnąć sztylet ze swojej śledziony, ale drzazga był mała, irytująca i kująca. Rana po mieczu wydawała się mniej bolesna niż to.
        Ktoś w namiocie zawołał Kavikę. Był to jeden z pracowników festynu - przekazał jej zastępcze ubranie dla Leima, o które już zapobiegawczo poprosiła. Wróciła nim ktokolwiek z pchających się do przodu za bardzo zwrócił na nią uwagę, jakby tylko przemknęła niczym duch przez korytarz. Schowała się za regałem i powiesiła ubrania na odstającym gwoździu.
Leim obejrzał kraciastą koszulę oraz ciepłą, brązową kamizelkę.
        - Jak prawdziwy drwal – zakpił, ale bardziej w formie żartu niż chęci urazy. - Dobrze, że chociaż spodnie mam już czyste – zadarł podbródek, bo faktycznie cenił sobie wygodne ubranie. Nie był to warunek konieczny do pracy, ale jeżeli mógł się czuć swobodniej, to czemu nie? W koszuli drwala nie miał raczej takiej pewności siebie. Nie wiedział jak taki wizerunek przyjmą ładne panie, czy się nim zainteresują?
        Kavika sięgnęła cynowej michy, gdy Leim odpiął pierwszy guzik. Na krótko jej myśli pobiegły gdzieś indziej. Układała listę obowiązków, całkowicie w nich tonęła, a ona zamiast je wykonywać zajmuje się ubraniem Leima. Dzięki temu mogła być blisko Yastre... Utrzymywała dystans zapewniając sobie coraz to większy kraker w sercu, ale z drugiej strony odrobinę cieszyła się jego obecnością. Nie widzieli się ponad rok...
        Tego było jednak już za dużo. Za dużo jego w tym interesie i za dużo obowiązków, lecz one sprawnie pomogą jej się wycofać oraz pozwolą by panterołak wraz z elfką cieszyli się swoim towarzystwem. Czyż nie tego właśnie chciała, jego szczęścia?
        Kavikę zapiekły oczy, cicho przełknęła ślinę, po czym obróciła się do Leima, gdy usłyszała jego głos.
        - Ale pas sobie zostawię – powiedział jakby kontynuował wypowiedź. Nie słuchała go w ogóle, za co skarciła się w myślach.
        Najemnik mocował i poprawiał pas przecinający jego tułów. Mimo, że był w wiosce to nadal trzymał blisko siebie jakąkolwiek broń. Nie paradował po Skov Hugger z mieczem przy biodrze, lecz koszula doskonale maskowała sztylet i inne drobne przedmioty wywołujące szkodę. Jednak to nie one przykuły szczególną uwagę organizatorki, a nagie plecy elfa. Był węższy od Yastre, ale nie zasługiwał na miano wątłego elfika, jakby cały Leim, od duszy aż po serce był skonstruowany z wykluczających się nawzajem faktów. Zahartowane ciało pełne nic nie znaczących niuansów w postaci gładkich, bardzo drobnych blizn w okolicy łopatek, poddawało się cieniom jakie tańcowały na jego skórze.
        Leim przyuważył, że dziewczyna mu się przygląda. Wąski uśmiech zagościł na jego twarzy, po czym sięgając wolno po kraciastą koszulę obrócił się do niej przodem. Kavika jeszcze przez chwilę stała nie dorywając swojego spojrzenia od bandyty, jakby zahipnotyzowana. Poczuła, jak jej ciało staje się cieplejsze, jak zasycha jej w gardle oraz wargi intuicyjnie się rozchyliły. Oddech stał się nieco głębszy, a on nie chciał jej przeszkadzać. Zorientowała się nie w porę, że tak bezczelnie mu się przygląda przypominając wygłodniałego psa. Wzdrygnęła się napotykając jasno-błękitne oczy elfa. Zaniemówiła, bo i co miała mu powiedzieć?
        - Dziś chyba czeka nas sporo zabawy – powiedział pochylając się do przodu by położyć koszulę na kurtce znajdującej się w misce, którą trzymała uzdrowicielka. Jej oczy poszerzyły się jeszcze bardziej, to... to nie tak, że o nim myśli! W... w ten... w ten sposób!
        I czyżby specjalnie rzucił takim tekstem?
        - Blizna – odezwała się nagle uczona.
        - Hm? - spytał niemo Leim.
        Kavika nagle straciła zainteresowanie jego dostojną posturą, a faktycznie skupiła się na dawnej ranie. Prędko odstawiła michę na bok, po czym zbliżyła się do niego o krok i wyciągnęła szyję.
        - Blizna – powtórzyła. - Wydaje się bardzo poważna. Wręcz śmiertelna musiała być ta rana – dzieliła się swoimi przemyśleniami, następnie wysunęła na przód dłoń chcąc zbadać skórę, lecz ku jej zaskoczeniu, elf chwycił ją za śródręcze. Zaskakująco mocno, na tyle mocno by poczuła ból. Wzrok Leima się wyostrzył, a na jego twarzy pojawił się cień.
        - Kavika... - powiedział łagodnie, choć bijąca od niego energia wyraźnie wskazywała zupełnie co innego. - Wiesz kim jestem z zawodu, nie możesz się spodziewać, że ktoś z takim stażem i doświadczeniem będzie miał pupcie niemowlaka.
        - Ale... - odważyła się wtrącić po raz kolejny.
        - To stara, wielodziesiętna... ponad setna rana. Należy okazać jej szacunek – zażartował puszczając jej dłoń, a potem klepiąc ją jakby dla złagodzenia napięcia. - Dziękuję za ubranie – dodał prostując się i zarzucając na siebie koszulę.
        Kavika stała oniemiała. Nie wiedziała czy Leim zdążył już wyjść, czy też w ogóle się ubrać. Zdała sobie sprawę, że przyjaciel z listów wcale nie musiał być taki, jakim go widziała. Jakim sobie go wyobraziła. Czyż nie łatwiej jest zagrać piękną rolę, gdy do dyspozycji ma się tylko pióro i kartkę? Jego słownictwo było bogate, zwroty uprzejme oraz z pewnością wyuczone manier, odpowiednich zwrotów, ale to tylko list. Skrawek papieru, a on był najemnikiem z nieprzychylną opinią, ale dużą skutecznością. Na Luaneline, z kim ona się zadała?
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre w sumie to nie miał zamiaru nikogo obrażać - kto miał się poczuć urażony, już taki był. On miał na celu rozluźnienie atmosfery, by ludzie się nie przejmowali tym, że tort wylądował na trawie. Owszem, dla niektórych nie było to fajne: biedna Hannie, pewnie bardzo przeżywała to, że jej piękne dzieło zostało zniszczone nim ktokolwiek dotknął je nożem. Tym bardziej musiała dostać jakieś pochwał - jak nie za prezentację to chociaż za smak. A że tort to nie zupa, można było sporą jego część jeszcze zebrać z ziemi i zjeść, byle trawy albo ziemi nie zagarnąć. Rozumiał to każdy, kto kiedykolwiek zaznał głodu albo był zmuszony mieszkać w głuszy. I od razu jak na dłoni dało się poznać kto się do tej grupy zaliczał. Albo też nie zaliczał - była to cała naburmuszona banda bogaczy, którzy okolice sceny opuścili.
        - Ej, nie idźcie, ten tort jest naprawdę pyszny, będziecie żałowali, że nie spróbowaliście! - zawołał jeszcze za nimi panterołak, ale nie liczył na specjalny efekt i na to, że chociaż jedna osoba wróci. I się nie przeliczył.
        - Phi! - parsknął jakby go to nie obeszło. - I dobrze, więcej dla nas! - oświadczył, zacierając ręce i podchodząc do Wichury, który razem z kilkoma kucharkami z festiwalu właśnie ogarniali jakby tu ogarnąć tę cukierniczą katastrofę.
        Po zniknięciu bogaczy atmosfera zrobiła się miła, wesoła i taka, jaka powinna być na festynie. Ludzie z chęcią ustawiali się po talerzyki, na których zamiast pięknego kawałka tortu z warstwami ciasta, kremu i konfitury wszystko było pomieszane i chaotyczne… Ale dzięki temu jeszcze lepsze, gdyż smaki zmieszały się ze sobą. Szczególnie zachwycone były dzieciaki, bo one zawsze lubiły babrać się w jedzeniu, a taki nietuzinkowy tort mogły bez skrępowania jeść rękami, nawet jeśli matki nadal kręciły na takie zachowanie nosem. Po stronie personelu zaś panowała równie wesoła atmosfera, lecz nie dało się nie dostrzec werwy i profesjonalizmu, z jakim podeszli do tego tematu. Porcjowaniem tortu zajęły się dziewczyny z kuchni, które pomagały sobie łyżkami i chochlami, a talerzyki w tłum dystrybuował Wichura, jako największy członek zespołu z najdalszym zasięgiem rąk. Potężny bandyta radził sobie doskonale jako kelner i często zwracał się do osób, które częstował, wywołując je po jakiś charakterystycznych cechach wyglądu i czasami rubasznie żartując, a jego docinki nigdy nie ostały się bez odpowiedzi. Zdawało się, że przynajmniej dla większości uczestników festynu zabawa została uratowana. Reszta zaś… No różnie było.

        - Widzisz, Hannie, nie jest tak źle, ludzie są szczęśliwi - oświadczył Yastre zbliżając się do elfki, której dzieło było właśnie konsumowane w niekonwencjonalny sposób. - No, uszka do góry - dodał bandyta, czule smyrając ją w szpiczaste ucho. To w końcu wywołało zadowolenie na twarzy dziewczyny.
        - Głuptas - zganiła go dla formalności. - Widzę, widzę, ale szkoda, że nie dotarło do tego by je normalnie pokroić.
        - E tam, na pewno wszyscy je widzieli, przez moment było nawet na scenie, nie? No bo ja z nim wszedłem i Leimowi prawie też się udało, na ostatnim stopniu nam nie poszło. Widzieli tę kaskadę i te kryształki i te jagodowe takie wzorki, na bank - tłumaczył, z przejęciem machając rękami gdy opowiadał o tym co jednak udało się zobaczyć nim tort wylądował na ziemi. Jego entuzjazm był zaraźliwy, więc Hannie zaczęła się w końcu śmiać.
        - Oj przestań już - upomniała go lekko.
        - I dobry jest - zapewnił. - Mówię ci, połowę miałem na rękach nim mi przez palce przeleciało, delicje normalnie, cały bym sam zjadł choćbym miał pęc.
        - Jesteś bardzo miły - odparła Hannie. - A… Zostało ci coś z tego tortu?
        - Co? Nie no, nie za wiele, tyle że łapy mam brudne, ale zaraz ci…
        Nie dokończył, bo gdy zaprezentował swoją utytłaną w kremie dłoń, Hannie jakby od samego początku to planowała, pewnym ruchem sięgnęła i palcem zdjęła z jego ręki krem, który zaraz włożył sobie do ust. Ten widok zaś sprawił, że Yastre odebrało mowę i patrzył na Hannie z lekko opadniętą szczęką, nawet nie starając się wymyślić jakiejś celnej riposty.
        - Faktycznie dobry - oświadczyła elfka z uśmiechem. Nim jednak kot jej odpowiedział, usłyszał swoja uczonej i zaraz spojrzał na swojego rannego kumpla.
        - Chodź, pomogę ci, stary - oświadczył Yastre, gdy Kavika zawołała Leima do namiotu informacyjnego, a on poobijany ledwo stał na nogach, nie mówiąc o chodzeniu. Z racji tego, że z panterołakiem byli kumplami, elf przyjął jego pomoc bez specjalnego gadania, ale nie zgodził się na to, by kot złapał go wpół - wsparł się jedynie na jego ramieniu tłumacząc, że jeszcze nie umiera.
        - Spoko, wiesz, że mnie nie kręci przytulanie się do ciebie - oświadczył lekko zmiennokształtny, asekurując Leima do namiotu medyków.
        - Nie dotykaj mnie tą brudną łapą, bo mi się włosy będą lepić.

        W namiocie nie było za wiele miejsca, dlatego panterołak przyprowadził Leima na miejsce i zostawił go z Kaviką, choć chyba widać było jak trudno przyszło mu wyjść na zewnątrz. Usiadł zresztą tak, by cały czas coś widzieć przez uchylone poły namiotu… Przypadkiem! Nie no, na wszelki wypadek… Znaczy ten, po prostu tak sobie usiadł. O. Zresztą miał teraz inne towarzystwo - Hannie, która przyszła tu razem z nimi. A że w pobliżu nie było gdzie usiąść, gdy Yastre zrobił siedzisko z worków z jakimiś szpargałami, ona zmusiła go, by zajął miejsce i wprosiła mu się na kolana.
        - Uważaj, brudny jestem, nadal się cały lepię - mruknął panterołak, ale jakoś bez specjalnego oporu.
        - To będę uważała - odpowiedziała rezolutnie elfka, ale z jego kolan nie zeszła, a panterołak był tym typem mężczyzny, który nigdy by nie zrzucił dziewczyny z kolan, bo był przecież dobrze wychowanym kocurem. Wolałby jednak, aby kto inny okupował jego kolana. Taka jedna blondynka, która teraz siedziała w namiocie z jego kumplem, który wymieniał z nią listy. Pisali do siebie! Znali się! I na pewno dogadywali lepiej niż on z nią… Niech to, czy gdyby umiał pisać byłoby lepiej? Gdyby był mądrzejszy i lepiej wykształcony to by do niej bardziej pasował. Ciekawe skąd ta łajza Leim znał to wszystko, żeby jej zaimponować? Niech to, skopałby mu tyłek za samo to, że był i że miał większe szanse u Kaviki niż on… Życie jest niesprawiedliwe! I jeszcze spotkali się tak po roku, gdy już wydawało się, że będzie spokój. Yastre już prawie udawało się myśleć o Kavice bez żalu, a jakieś głupie zrządzenie losu sprawiło, że znowu na nią wpadł i wszystkie rany na sercu znowu się otworzyły. To wina Leima! To on wymyślił ten festyn, wcale nie mieli tu jechać!
        Nie no, naprawdę trzeba będzie go dziabnąć, należy mu się…
        - Ej, a może by się tak zapisać na jakiś konkurs? - wypalił nagle panterołak, z zainteresowaniem patrząc na stolik, gdzie prowadzono zapisy. Oczy mu się rozszerzyły, a ogon podrygiwał radośnie, zwiastując, że chce się bawić i już przestał myśleć nad dawnymi bolączkami. Hannie się ten pomysł chyba podobał.
        - Jasne, chodź! Obiecałeś mi wygraną, pamiętasz? - zagaił.
        - Pamiętam! - odparł z dumą panterołak. - Ej, Leim, my idziemy się zapisać na zawody! Też idziesz czy trzeba ci tę nogę jednak uciąć? - upewnił się bandyta, bez pardonu wparowując do namiotu.
        - Widziałem już tam Wichurę, chodź, bo on nam wszystkie miejsca zajmie!
        - Przecież może zapisać się tylko raz do każdej konkurencji - zauważyła uprzejmym głosem Hannie.
        - On jest taki wielki, że dla niego zrobią wyjątek!
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Gdy Yastre wparował do namiotu, Kavika stanęła sztywna niczym kłoda zaciągając się sporą dawką powietrza. Uśmiechnęła się grzecznie zwracając wzrok ku wkraczającej do środka parze, choć w jej oczach kłębiły się przeróżne emocje. Od nowego zmartwienia, jakim była znajomość z niepewnym bandytą, po widok szczęśliwej, przepięknej Hannie u boku jej Yastre. Uczona cicho chrząknęła by poprawić się w myślach, przecież nie należał do niej!
        - Konkurencja? - zagaił swawolnie Leim. - To brzmi jak wygrana, hah!
        Zawsze pewny siebie elf uderzył się w pierś zaciśniętą dłonią. Potem pochylił się lekko ku uzdrowicielce, która spojrzała na niego niepewnie. Skuliła się wciąż utrzymując wymuszony uśmiech, poliki zaczęły ją boleć od tak kiepskiego zgrywania uprzejmości, ale trudno było jej wykrzesać w sobie więcej siły. Chciała opuścić ten namiot, oddalić się od grupy najemników i zająć problemami organizacyjnymi. Nic więcej!
        - Nie dałoby się nas wcisnąć, tam gdzieś między tych ludzi? - Uniósł znacząco brwi Leim, na co w pierwszej chwili Kavika zareagowała ze zdziwieniem. Jeszcze chwilę temu sądziła, że będzie jej czymś groził, chwyci za włosy i rzuci na ziemię, był taki niebezpieczny, a teraz zwraca się do niej tak swobodnie!
        - Ehm... - zająknęła się uczona, ale była tak spłoszona towarzystwem i sytuacją, że na pomoc ruszyła jej Hannie.
        - Zamiast tak stać i domniemywać to już dawno byś się na te listę wpisał! Nie zrzędź na kolejki tylko chodź! - prychnęła elfka ciągnąc za sobą mężczyzn.
        Cała czwórka wyszła na zewnątrz. Kavika wskazała trójce uczestników poszczególne namioty z danymi zapisami, zdradziła im również jak najszybciej dostać się na przód kolejki, bo te zaczynały być coraz bardziej szersze niż dłuższe. Zasada „kto pierwszy ten lepszy” wydawała się dominować w owym towarzystwie, gdyż nagrody były tego warte! Także zaproponowała kilka konkursów dla Hannie, a na koniec uczona życzyła im powodzenia.
        - To widzimy się na pierwszym konkursie? - podpytał Leim zanim Kavka odeszła.
        - Rąbanie drewna i przyśpiewki? - zdawała się przypomnieć sobie elfka. - Dobrze, że dla zabawy jeszcze nie ścinają drzew na naszych oczach – prychnęła.
        Kavika zignorowała zaczepkę mieszkanki lasu, która po raz kolejny zdawała się zachęcić uczoną do sprzeczki. Jednak uzdrowicielka nie miała zamiaru wtrącać się do relacji uszatej i panterołaka! Dlaczego tak się czepia?! A może Kavce się tylko tak wydaje?
        - Nie... nie sądzę. Muszę zająć się sprawami na kuchni i do medycznego zajrzeć i... inne – tłumaczyła się oddalając się od grupy o kolejny krok. - Będziecie mogli mi pogratulować jak nic więcej się nie zawali – zażartowała Kavka i pomachała im na pożegnanie.
        - To jeszcze cię znajdę – obiecał Leim, na co Enthe przytaknęła, ale i już zaczęła żałować tej obietnicy.


        Oddaliła się od trójki, która skierowała się ku namiotom by zawalczyć o nagrody albo i zwyczajnie się zabawić. Kavika spojrzała ciężkim wzrokiem za niewielką grupą, po czym westchnęła spuszczając głowię i kierując się ku kuchni, lecz szybko spotkała się z kolejną przeszkodzą. Wysoką i dostojną. Uczona podniosła głowę głaszcząc się po czole i mrużąc oczy.
        - Andrew? - zdziwiła się wielce i na niedawno smutną twarz wkradło się zaskoczenie.
        Andrew był niezwykle podobny do Brauna. Można by ich uznać za jedną i tę samą osobę, gdyby nie gęste i ciemne włosy tego pierwszego. Ten drugi zaś był łysy, lecz bujne i wykręcone wąsy od razu zdradziły u obojga ten sam zmysł estetyczny. Także wszystko inne było kropka w kropkę – szeroka szczęka, szparki kryjące przenikliwy wzrok czy też krzaczaste brwi. Choć różniło ich coś jeszcze; strój i charakter.
        Andrew był ubrany o wiele lepiej niż karczmarz, choć Kavika znała go na tyle by wiedzieć, że jest to i tak jego mniej wyjściowy strój. Jasna koszula skrywała się pod krótką, ciemną kamizelką, zaś ta okryta była rozpiętym surdutem. Niemalże czarne spodnie wetknięte zostały w buty z wysoką cholewą, Andrew prezentował się doprawdy wyśmienicie! Szczególnie jak na pomocnika w kuchni.
        - Co ty tutaj robisz? - fuknęła Kavka.
        - Tak się witasz z rodziną? - odparł przeciągle mężczyzna patrząc na blondynkę z wyrzutem.
        - Nie spodziewałam się ciebie. DZISIAJ – odpowiedziała zerkając na niego podejrzliwie. Chwilę milczeli, aż w końcu Andrew zaśmiał się starając się rozładować sytuację.
        - Pięknie wszystko przygotowałaś!
        - Dziękuję. Włożyłam w to bardzo dużo wysiłku, każda kropla potu była tego warta – mówiła nadal grzecznościowo Kavka. - A teraz wybacz, mam palącą sprawę w ku...
        - Zorganizowałem mięso – wtrącił Anrew.
        - Co? - Uczona nie zdążyła wyminąć mężczyzny, gdy spojrzała na niego wzburzona.
        - Zaprosiłem też jeszcze jednego medyka na festyn, przyjechaliśmy razem, ma ze sobą medykamenty więc nie powinno niczego zabraknąć. Magazyny kazałem...
        - Nie powinieneś! - uniosła się Kavka.
        - Ale chciałem – wyjaśnił Andrew.
        - Braun obiecał! - nie dawała za wygraną.
        - Skarbie, nie mam zamiaru zbierać za ciebie chwały. Wręcz przeciwnie, uważam, że na tobie powinna skupić się cała uwaga. Należy ci się...
        - Ale ja nie chcę uwagi – odparła przez zaciśnięte zęby Kavka.
        - To ja mam tam wyjść? - zdziwił się rozmówca.
        - Nie!
        - To się zdecyduj.
        - To mój festiwal, moja kuchnia i moje sprawy. Nie miało cię tu być, nie prosiłam cię o pomoc i miałam właśnie wszystko doprowadzić do porządku!
        - Zapraszamy, zapraszamy miłych państwa! Jeszcze sporo miejsc zostało przed naszą pierwszą konkurencją! Któż to nie czeka na przyśpiewki naszych drwali? Wszak nie mają tylko naostrzonych siekier, ale i cięte riposty!
Tłum zaśmiał się klaszcząc, a Kavika była czerwona na policzkach ze złości.
        - Pomagam Braunowi w zorganizowaniu tego festiwalu już od tylu lat, że nie możesz mi zarzucić błędów w zarządzaniu. On by sobie nie dał rady beze mnie i odwrotnie, choć to nie mój pomysł by co roku wszystkich tu sprowadzać. Wyśmienity plan na zarobek, przyznaję, lecz pierwszy raz widzę takie tłumy więc, proszę, nie odrzucaj drobnej pomocy wujka. Wszystkie pochwały i kwiaty będą sypane na ciebie, o to nie musisz się martwić. Szczerze to się nawet cieszę, że tak się tym przejęłaś, bo wreszcie będę mógł sobie podjeść trochę placuszków Brity. Przy okazji pójdę na jakiś konkurs... - W zamyślaniu Andrew pogładził wąsa.
        - Ale tu nie chodzi o... - zdenerwowała się Kavka, lecz pobladła w ciągu jednej sekundy słysząc wodzireja imprezy. W mgnieniu oka zniknęła z oczu wujka żegnając go jedynie głośnym prychnięciem. Na nic nie było czasu!
        - … pamiętajcie, że spotykamy się tu dzięki „Żyle złota”, której przedstawicielką jest dzisiaj pan...
        - Kavika! - zawołała głośno uzdrowicielka pojawiając się nagle w polu widzenia gości i machając im grzecznie na powitanie. - Romualdzie, nie musimy być tak oficjalni. Przecież winna panować tu prosta i otwarta atmosfera! Taka, jak u drwali ma zazwyczaj miejsce, prawda? - zagaiła przyjaźnie i została odebrana bardzo pozytywnie przez zgromadzone towarzystwo. Uczestnicy wydawali się interesować przyszłym konkursem oraz jej osobą, ale Kavika nie czuła się zbyt pewnie. Dłonie miała spocone, choć na twarzy nie jawiła się żadna zmarszczka zwątpienia.
        - Rozumiem, że zasiądziesz w naszym skromnym jury? - zainteresował się Romuald, a wieść ta na nowo wzbudziła życie w oczekujących na konkurs.
        - Ja? - jęknęła uzdrowicielka, która w mig utraciła rumieńce na twarzy.
        - Po coś do nas przyszłaś! Chyba nie chcesz zawieść naszych gości? - nagle do rozmowy włączył się sołtys, który już zarządził dostawienie nowego krzesła do stołu jury.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Yastre dostrzegł, że Kavika była jakaś spięta i od razu się zmartwił, że nakrył ją z Leimem na jakiś obściskiwankac - to wcale nie poprawiło mu humoru. Jednak rozmowy o konkurencjach i panująca wśród reszty swobodna atmosfera sprawiły, że jakoś nie zdołał się nakręcić i ostatecznie mu przeszło. Choć cały czas pilnował gdzie były łapy tej uszatej łajzy!
        - Ej, weź, to część rywalizacji, zapiszą się najlepsi! - oświadczył, już rozgrzewajac w sobie ducha rywalizacji.

        Yastre drwalem nigdy nie był. Owszem, drzewo zdarzało mu się rąbać jak każdemu innemu chłopakowi spoza wąskiego kręgu bogaczy, za których robią to inni, ale na tym jego doświadczenie w obróbce drewna się kończyło. Nie umiał posługiwać się piłą do ścinania drzew, rzeźbić siekierą ani nie znał lokalnych przyśpiewek. Mimo to po zapoznaniu się z konkurencjami (w czym pomogła mu Hannie, bo on przecież nie umiał czytać) znalazł coś dla siebie.
        - Ja idę tam! - oświadczył elfce, gdy wśród wymienianych przez nią konkursów znalazł się ten idealnie pod niego skrojony. - Zaczekaj, zaraz wracam!
        I nie czekając na odpowiedź Hannie, Yastre popędził by wbić się do kolejki. Tupetu mu nie brakowało, wił się jak piskorz i wciskał w każdy kawałek wolnej przestrzeni, jaką przed sobą znalazł. Niektórzy drwale głośno komentowali jego zachowanie, ale jego to nie obeszło - nie był jedynym, który tak robi, a obrywało mu się po prostu za to, że robił to skutecznie i tamci zazdrościli.
        W końcu Yastre dopchał się do stolika z zapisami. Tam to dopiero panował gwar i chaos, bo tak jak w tym miejscu nie obowiązywały kolejki, tak nie obowiązywały również zasady kulturanej konwersacji mówiące o tym, że odzywa się tylko jedna osoba na raz. Wszyscy się więc przekrzykiwali licząc, że młody chłopak prowadzący listę usłyszy właśnie ich i wprowadzi ich na kolejną pozycję. Yastre takie zachowanie nie oburzyło - wręcz chętnie przyłączył się do tych wrzasków. On miał jednak jeszcze jedną przewagę nad resztą potencjalnych zawodników - wyróżniał się wyglądem. Nie był aż tak brodaty (tylko troszkę), a poza tym miał kocie uszy, które teraz sprawiły, że chłopak z listą utkwił w nim na moment wzrok.
        - Jestem Wei! - zawołał mu prosto w twarz bandyta. - Pisz pan, W-E-I!
        Zmiennokształtny poparł swoje słowa pokazując skrybie paluchem następną wolną kratkę, a ten - chyba nadal lekko zaskoczony - posłusznie wpisał jego imię.
        - Wei i... - zachęcił, by panterołak podał więcej swoich danych.
        - E tam, styknie - zbagatelizował go Yastre.
        - Konkurencja zaczyna się po rzeźbieniu siekierą...
        - Dzięki! - zawołał panterołak nie czekając na dalsze instrukcje. Chciał się wycofać, by zrobić miejsce reszcie, ale to wcale nie było takie łatwe przy napierającym tłumie. Yastre jednak niespecjalnie się tym zraził i w myśl zasady, że po co pchać gdy reszta ciągnie, on również "pociągnął" i zmienił swój kierunek przemieszczania się. Bez żadnego namysłu a tym bardziej ostrzeżenia wskoczył na stolik z zapisami i goniony gniewnymi okrzykami skryby ("Jak ja mam pracować w takich warunkach?!") zeskoczył po drugiej stronie, gdzie było już znacznie luźniej. Grupę nieszczęśników, którzy czekali jeszcze na swoją kolej obszedł łukiem i bardzo z siebie dumny wrócił do Hannie.
        - Zrobione! - oświadczył.
        - Widziałam, coś ty tam wyrabiał?
        - Szukałem wyjścia awaryjnego - odparł bandyta, bardzo z siebie zadowolony. - A ty coś dla siebie znalazłaś?
        - Na razie nie - mruknęła Hannie. - Te wszystkie konkurencje są takie… brutalne. Niszczenie drzew dla zabawy, to okropne!
        - Ale ja będę się tylko wspinał - zastrzegł Yastre, by elfka się na niego nie gniewała.
        - Wiem, wiem - odpowiedziała mu, tarmosząc z czułością jego włosy na głowie. Panterołak chętnie się nadstawił, choć pieszczota była bardzo krótka. Gdy jednak Hannie zabrała rękę, Yastre znalazł jeszcze jedną konkurencję, do której mógłby przystąpić.
        - Rzut do celu, idę! - zawołał i tyle go widziała. Znowu powtórzył całe te ceregiele z przedzieraniem się do przodu. Tu jednak listy pilnowała twarda babka, która nie pozwoliła wrzeszczeć sobie w twarz: to ona wskazywała osobę, która miała w danej chwili głos. Całe szczęście koci magnetyzm podziałał i na nią, więc wskazała bandytę ledwie po krótkiej chwili czekania, przed nim wpisując raptem dwie osoby.
        - A co można wygrać? - upewnił się zmiennokształtny. - Obiecałem misia… koleżance! - wyjaśnił, widząc to troszkę nieprzychylne spojrzenie skryby.
        - Nie będzie misi - odpowiedziała mu znad kartki. - Ale weźmiesz swoją “koleżankę” na wino i ci wybaczy. Następny!
        I więcej Yastre się nie dowiedział - musiał odejść od stolika, bo już stamtąd przemocą wypychano, aby pozostali mogli się zapisać.

        - Jestem! Ej, a wiesz co tu można wygrać?
        - To ty się zapisywałeś i nie wiesz? - zaśmiała się Hannie.
        - E tam, liczy się zabawa! Ale obiecałem ci misia i teraz nie wiem skąd go wziąć, bo nigdzie żadnych nie widziałem - mruknął lekko nadąsany na wszechświat panterołak, jeszcze kontrolnie rozglądając się po okolicy.
        - A w budach festynowych?
        - Co? - zapytał jakże elokwentnie Yastre.
        - Może w tamtych budkach będziesz mógł go dla mnie wygrać - wyjaśniła elfka, pokazując kawałek dalej kramy i typowe festynowe zabawy.
        - O! - Bandycie ten pomysł bardzo się spodobał. - Jesteś genialna! Cho, idziemy!
        - A konkursy?
        - Co?
        - Zaraz zaczynają się konkursy.
        - E tam, jak będzie ktoś z naszych to na pewno usłyszymy. Zaufaj mi, chłopacy nie pozwolą nam tego przegapić - zapewnił, bo poznał już swoich “chłopaków” dość, by wiedzieć, że narobią takiego rabanu jako wierni i zagorzali (albo “za gorzałę”) kibice, że będzie ich słychać aż w Efne. Tak jest, po drugiej stronie gór.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Kavika usiadła na drewnianym krzesełku, gdzie od razu zaczęto podsuwać jej papiery, pracownicy zalali ją falą pytań i ogólnie została zbombardowana ilością obowiązków, które do niej wróciły. Tego było jej zdecydowanie potrzeba! Nie miała czasu myśleć. Nawet w jednej milisekundzie swojego życia ucieszyła się z obecności Andrew, który zdeklarował się pomóc przy kuchni. Zdołała zapomnieć także o tłumie, bowiem ten usilnie się jej przyglądał i łypał na najmniejsze potknięcie organizatorki. Czas mijał, a wolne miejsca zaczęły być zajmowane przez ciekawskich gapiów. Pierwsza konkurencja zbliżała się do nich ogromnymi krokami. Nareszcie. Pierwszy rok pod jej całkowitą kontrolą. Panuje nad wszystkim, nie ma się już o co martwić.
        Uczona wypełniała właśnie ostatni dokument, gdy jej stół pokrył się muskularnym cieniem. Kobieta na moment przystanęła w piśmie, po czym spojrzała na gościa przed nią.
        - Panie Rotoker... - zauważyła Kavka marszcząc delikatnie brwi. W jej głosie rozbrzmiała drobna pretensja, chciała coś jeszcze dodać, ale mężczyzna szybko wtrącił się jej w zdanie.
        - Kavika, bo tak kazałaś się nazywać – rozpoczął spoufalając się bez przeszkód. - Jest mi niezmiernie miło, że znajdujesz się w komisji.
        - Cóż... Takie moje obowiązki.
        - Zarzekałaś się, że będzie inaczej...
        - I inaczej wyszło – odparła podejmując próbę dalszego wypełnienia dokumentu.
        - Nie mam o to do ciebie pretensji. To miła niespodzianka. Odmiana. Bardzo się z tego powodu cieszę, bo będziesz mogła usłyszeć... - spauzował by na nowo zwrócić uwagę rozmówczyni. – Co dla ciebie przygotowałem.
        Kavika odłożyła pióro. Przez moment milczała, by po chwili w niemej rezygnacji spojrzeć w bok. Między uczestnikami zabawy dostrzegła z daleka budki, a przy jednej z nich znajdował się Yastre i Hannie. Elfka żywo gestykulowała, często dotykała panterołaka po ramieniu, ściskała za palec u dłoni. Nie mogła oderwać od nich spojrzenia, to było wręcz niemożliwe! Widok pary pochłaniał ją całkowicie.
        - Kavika, słuchasz mnie?
        - Ehm, co? Przepraszam Germundzie, naprawdę mam głowę zawaloną informacjami – wytłumaczyła się uczona wstając i kiwając znacząco głową. - Nie powinieneś rozmawiać z jury przed konkurencją. Jeszcze pomyślą, że wygrywasz niesłusznie – zauważyła zaczepnie, choć w żartobliwym tonie uzdrowicielka.
        - Ach, plotki innych mnie nie obchodzą! Chcę, żebyś wiedziała, że wszystko co zrobię na tym festynie jest dla ciebie. – Rotoker poruszył znacząco brwiami i uśmiechnął się zawadiacko odkrywając białe zęby. Kavka zaś uśmiechnęła się nerwowo odprowadzając wzrokiem wielbiciela, gdy zaczął się oddalać.
        - Mili państwo, zapraszamy, zapraszamy! I rozpoczynamy naszą pierwszą zabawę! Czy już czujecie ten dreszczyk emocji? Który z naszych drwali posiada największą siłę? Czy starczy im tchu by wydukać z siebie hojne przyśpiewki? Drogie panie, nie zatykajcie uszu!
        Widownia wzdychała z ekscytacji, zabawowicze szeptali między sobą wstępnie obierając faworytów z czego największe uwielbienie przypadło znanemu bogaczowi – Germundowi Rotokerowi, o tak! Niejedna panna o nim śniła. Jego nazwisko przywoływało pisk, a stado wachlarzy od razu ujawniło swoje barwy, gdy nieco bardziej wychowane damy zakrywały zarumienione policzki. Jednak swojskie kobiety nie miały tyle nieśmiałości w sobie. Wykrzykiwały imię Germunda, który pozdrawiał dziewczęta z uśmiechem. Pewnie dlatego nikt nie skupił się na wodzireju przedstawiającym jury i innych uczestników. Kavika uśmiechnęła się pogodnie widząc w gronie sześciu zawodników Wichurę. O tak, z pewnością chłop ma w sobie sporo werwy! A i dłużny w słowach na pewno nie był.
        - Zasady mamy proste. Najważniejszym jest to, kto ile kołków zdoła porąbać, to chyba oczywiste! Wszak o miano Złotego Drwala walczymy! Lecz nie tylko w sile a i złotą mową powinien ów mieszkaniec wioski Skov Hugger się posługiwać! Moi drodzy widzowie, czy zechcecie nam pomóc w ocenie naszych mężów?
        - Taaak! - tłum zawołał radośnie, a Kavika widząc zaangażowanie ze wszystkich stron bardzo się ucieszyła. Poczuła dreszczyk ekscytacji i nie mogła się doczekać pierwszej konkurencji. Czuła się jak małe dziecko oczarowane sztuczkami iluzjonisty, tyle że nie chciała posądzać festynu o jakiekolwiek kłamstwo czy nierealność. Wszyscy się cieszyli, dlaczego i ona by nie miała?
        - Świetnie! Krzyczcie więc, wołajcie, możecie piszczeć, a przede wszystkim bawcie się razem z nami! Im głośniej tym lepiej!
        Dźwięk trąbki i fruwające serpentyny rozpoczęły zabawę. Wszyscy wokół krzyczeli, czekali na pierwsze przyśpiewki, a Germung nie miał zamiaru zwlekać. Jako pierwszy, w rytm uderzającej o drewno siekiery, począł śpiewać:

Hej, witajcie przeciwnicy!
czy nie wiecie, że się ćwiczy?
Co ja pocznę wszak w tej chwili,
gdy ci wszyscy ludzie mili
wciąż czekają na sensację
a tu widać waszą kompromitację!

        Jego pewną siebie przyśpiewkę przerwał drugi uczestnik zabawy:

Hah! Rąbać umiem i potrafię,
i też mogę dać po autografie!
Nie potrzebuję nazwiska znanego,
bo uchodzę za gościa wytrwałego.
Krzepy ani trochę mi nie braknie
i też niejedna panna mnie tutaj łaknie!

        Zabawa rozpoczęła się na dobre. Wszyscy szybko podchwycili klimat festynu. Niektórzy momentami buczeli przy słabo złożonych rymach, inni klaskali w rytm piosenki lub też gwizdali, gdy ktoś wtrącił swoje cztery rueny! Kavika całkowicie wciągnęła się w zabawę, gdzie obok niej zasiadła jeszcze jedna kobieta i dwóch mężczyzn. Uzdrowicielka zaśmiała się głośno na jedną z ripost i przysłoniła usta niemalże doprowadzając siebie oraz koleżankę obok do łez. Mężczyźni byli niesamowici pod względem docinek a zarazem niebywale uroczy, gdy tak hardo ze sobą rywalizowali.
        Nie trzeba było jednak też długo czekać, gdy pierwszy zawodnik wycofał się z konkurencji. Niestety jego rymy nie spotkały się z entuzjazmem, a kolejny mężczyzna odpadł niedługo po nim z powodu zmęczenia. Rotoker zaś błyszczał, jak tylko mógł i sprawnie wykorzystywał swój urok.

Koledzy moi wątpić mogą
że się zalałem tutaj trwogą,
że nie wygram konkurencji
ale ja mam dobre chęci!
Wobec jednej ładnej pani,
my w jej blasku wręcz skąpani.
Dla niej mogę zrobić wszystko,
bo rozpala w mym sercu ognisko!
Drzewa, rzeki więc przeniosę,
a nawet dla niej góry uniosę!
Głowę chylić będę nisko,
bo chcę być niej bardzo blisko!

        Po tych słowach tłum zgodnie nabrał wdechu zdradzając swoje zaskoczenie i zaraz potem niektórzy się zaśmiali, inni klaskali, a panowie gwizdali jakby chcieli Germunda co najmniej poklepać po plecach. Twarz Kaviki zaś zalała się rumieńcem, jej krępację dało się odczytać po mowie ciała gdyż delikatnie skuliła się w ławce sędziów. Zawstydziła się ogromnie, ale jeszcze bardziej zezłościła na drwala. Jak on może sobie na takie rzeczy pozwalać?! Niemniej jednak z wybawieniem pojawił się Wichura!
Taka z niego chwalipięta
i ta mina wciąż nadęta,
słuchać tego już się nie da
zaraz duszę nam tu sprzeda!
Ja gór za to nie potrzebuję
za to z miłą chęcią przypilnuję
placuszków pewnej kuchareczki
i poznać też chcę inne cukiereczki.
Napić trzeba się tu piwa!
Choć ta chwila bardzo ckliwa,
bądźmy drwalem nie zaś ciotą,
bo cie tutaj wszyscy zmiotą.
W Skov Hugger jesteś przecie!
Lepiej pograj na swym flecie.
Na wygraną nie masz szansy,
bo w głowie ci tylko romansy!
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Nie minęły dwa pacierze, gdy Yastre i Hannie spacerowali już nie z gołymi rękami, ale z tutką zrobioną z brzozowej kory, w której znajdowały się smażone na głębokim oleju chrupiące ćwiartki ziemniaków. Przysmak wybrał panterołak, gdy tylko usłyszał, że elfka nigdy nie miała okazji spróbować czegoś tak dobrego - musiała to nadrobić! A on był głodny, więc w ten sposób załatwili przyjemne z pożytecznym. Częstując się smażonymi pyrkami spacerowali między straganami i żartowali albo głośno komentowali to co tam było wystawione. Bandyta z godną podziwu determinacją szukał maskotek, ale niestety, na tym festynie królowały wyroby drewniane. Któż by pomyślał, prawda?

        Yastre nie mylił się w ocenie swoich kamratów. Gdy zaczęły się zawody słychać było charakterystyczny, dość monotonny dwugłos: komentator mówił kilka zdań, widownia klaskała i gwizdała. W pewnym momencie do tego gwaru dołączyły jednak zupełnie nowe dźwięki: mieszanina bojowych okrzyków, gwizdów i bardzo specyficznego pohukiwania, które miało zagrzewać do boju.
        - O, nasi! - zawołał panterołak, stawiając na baczność swoje uszy i ogon. Z ogromnym zadowoleniem odwrócił się od oglądanej zawartości kramu i dostrzegł w oddali, na scenie gdzie gromadzili się uczestnicy nowej konkurencji, Wichurę.
        - Te, faktycznie! Cho, Hannie, trza mu kibicować! - oświadczył zmiennokształtny, z tej ekscytacji połykając końcówki słów. Złapał elfkę za dłoń i razem z nią lekkim truchtem udał się pod scenę. Tam wbił się w tłum z olbrzymią łatwością, by dotrzeć do reszty swojej grupy.
        - No, jesteś! - zawołał jeden z nich, klepiąc Yastre po plecach. - W samą porę, trzeba naszego wspierać! Wygrywa ten, który zbiera największy ten... pauzę? Płozę?
        - Aplauz! - podpowiedział mu ktoś z tyłu.
        - O to to! Trza się drzeć po jego występach!
        - Jasna sprawa, damy radę! Och... Hannie, widzisz coś? - upewnił się, widząc, że wokół zebrali się sami drwale i panie drwalowe, a elfka, cóż, była jak to elfka dość malutka wśród tego tłumu. Z pewnym niesmakiem dziewczyna musiała więc przyznać, że prawie nic nie widzi... Ale od czego się jest bohaterem! Bandyta nie zastanawiał się ani przez chwilę nad rozwiązaniem.
        - Wei, co ty robisz... Iiiik! - pisnęła, gdy nagle Yastre schylił się i porwał ją z ziemi. Nim się obejrzała, siedziała na jego ramionach i miała najlepszy widok na scenę ze wszystkich.
        - Dziękuję! - zawołała, przytrzymując się jego głowy. Później, gdy nie klaskała ani nie musiała łapać równowagi, bawiła się jego uszami, co wyraźnie panterołakowi pasowało, bo za każdym razem robił bardzo zadowoloną minę z gatunku „o tak mi rób”.

        - To nasz Wichura? – zapytał po pierwszej przyśpiewce zszokowany zmiennokształtny. Nie ukrywał tego jak wielkie było jego zaskoczenie: gapił się na potężnego brodacza z szeroko otwartymi oczami i ustami, wskazując go jeszcze paluchem.
        - No on, a coś ty myślał? Nie ma tu drugiego takiego wielkoluda, nikt by się pod niego nie podszył.
        - Ale… skąd on zna tyle słów?!
        Góral roześmiał się, gdy dotarło do niego z czym miał problem jego kotowaty podwładny. Chciał nawet poklepać go po ojcowsku po ramieniu, ale no: na drodze znajdowała się noga Hannie, a nie wypadało klepać po udzie dziewczyny, do której cholewki smali twój towarzysz. Dlatego też herszt grupy rękę po prostu zabrał.
        - Każdy z nas ma coś w zanadrzu, Koteczku – oświadczył wymijająco. W sumie sam nie wiedział skąd ten wielkolud mógł być taki dobry w składaniu rymów, ale niespecjalnie go to obchodziło. Może po prostu był samorodnym, tylko źle spożytkowanym talentem.

        Chwacka odpowiedź Wichury na ckliwe wyznanie Germunda spowodowała bardzo zróżnicowaną, ale na pewno przy tym gwałtowną reakcję. Jego kamraci zgodnie ryknęli z radości, zaczęli wiwatować, pohukiwać i robić tyle hałasu ile tylko się dało. Gdzieś dalej zaś, przy namiotach stanowiących polową kuchnię, dało się słyszeć kobiece piski i gniewne okrzyki tej jednej, jedynej. Stojący na scenie Wichura gapił się w tamtą stronę, bardzo dumny z tych reakcji, a gdy zauważył, że jego kuchareczka była świadkiem popisów, bardzo sugestywnie poruszył brwiami góra-dół, wywołując tym samym jeszcze głośniejszy ryk swoich kumpli. Ktoś zaczął wołać „gorzko, gorzko!”, lecz tłum tej zachęty nie podjął – i tak bez tego było nie tylko śmiesznie, ale przede wszystkim ekscytująco. Pojedynek między bandytą a bogaczem zapowiadał się naprawdę poważnie – reszta konkurentów w mig to pojęła i wycofała się, bo nie mieli szans w starciu z takimi gigantami, którzy zaskarbili sobie serca tłumów.
        Rotokerowi kibicowały przede wszystkim niezamężne panny, którym w głowie jeszcze był rycerz na białym koniu. Wichura bezapelacyjnie zdobył uznanie panów ceniących sobie odwagę oraz takich kobiet jak jego wybranka – charakternych, bardziej swojskich i czasami ciutkę korpulentnych. Wyjątek w tej wyliczance stanowiła Hannie, która siedząc na ramionach Yastre nie mogła kibicować nikomu innemu, jak jego kamratowi. Zresztą i bez tego uważała go za lepszego zawodnika - festyn drwali nie był miejscem na takie nadęte teksty jak tego drugiego gościa!
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Kavika za wszelką cenę próbowała ukryć się za drobną dłonią, którą przykładała do czoła. Po wsze czasy zaklinała Germunda, jednak po ciętej ripoście Wichury zrobiło się jej odrobinę lżej. Nie na długo! Bo gdy podniosła spojrzenie by wybadać zachowanie tłumu, dostrzegła w nim Hannie. Cóż, dosyć mocno rzucała się w oczy. Szczególnie, że siedziała na ramionach Yastre!
        Oczy uczonej na nowo nabrały okrąglejszego kształtu. Wodzirej podsycał jeszcze widownię by wycisnąć z mężczyzn jak najwięcej poświęcenia, by wprowadzić jeszcze więcej emocji, ale dźwięki straciły swój wyraz, bo w zasięgu wzroku organizatorki znajdował się tylko jeden punkt.
        Hannie pochyliła się nieco do przodu, by z wyciągniętą ręką kibicować bandycie, przez co zmusiła panterołaka do nagłej kontroli sytuacji. A to nie oznaczało nic innego jak przesunięcie się jego palców jeszcze wyżej na kobiecych udach! Zaraz po tym dłonie elfki spoczęły za kocimi uszami zmiennokształtnego. Dziewczyna przepraszała go czule za swoje zachowanie. Jakby miała za co! Kavika szczerze wątpiła by którejś ze strony było z tego powodu niedobrze!
        - Co o tym sądzisz, Kavika?! - W stół nagle uderzył Romuald, który spojrzał na przywołaną kobietę wyczekująco, a uzdrowicielka w absolutnym szoku wpatrywała się w mężczyznę.
        - Myślisz, że już powinniśmy zakończyć nasz konkurs? - powtórzył wodzirej, co niewiele pomogło uzdrowicielce.
        - Myślę... - Enthe spojrzała na tłum, który tkwił w napięciu czekając na złotą myśl organizatorki. - Myślę, że powinni złożyć rym do jeszcze jednego słowa!
        - Ooo! Kto przystaje na ten pomysł?! - spytał Romuald, a widownia odpowiedziała z aprobatą. - To jakie to słowo?
        - Eeee... - Kavika spięła się na całym ciele mając jedynie pustkę w głowie. - „Rąbać” - wypaliła zaraz żałując swojego pomysłu, ale jedyne o czym myślała to o Hannie, która nie lubi krzywdzić drzew.
        - Oho, widzę, że podchodzimy do tego tematycznie!
        Jak można się domyśleć, panowie podjęli się rzuconemu wyzwaniu dopasowując rymy do swoich pragnień. Germund, mimo gasnącemu poklaskowi, nadal układał rymy dla Kaviki, a Wichura, jak to Wichura, skupił się na widowni znajdując złoty środek by nikogo nie urazić, ale by wszystkich zadowolić, co przychodziło mu z niebywałą łatwością.
        - Moi drodzy, nasi rywale są nie do pokonania! Czas zakończyć trwającą rywalizację, bo zapewne rąbać tak potrafią do samej nocy, albo i też do rana, a my oczekujemy obecności naszych panów w jeszcze kilku innych konkurencjach, prawda? Hihi! - zażartował Romuald puszczając oczko do pobliskich dziewcząt, po czym zakręcił się kontynuując gadkę.
        - Nasza komisja zapisywała ilość porąbanych pni więc szybko podliczymy wyniki! Zostańcie na swoich miejscach, byśmy już za kilka sekund mogli ogłosić zwycięzcę naszego konkursu!
        Werdykt okazał się być tym niełatwy do podjęcia, ponieważ Germund przeważał w ilości porąbanych pni, ale widownia polubiła Wichurę, który wkupił się w łaski tutejszej kucharki, a to oznaczało, że uzyskał poparcie lubiących ją mieszkańców. A że Brita gotowała wyśmienicie, dzieliła się jedzeniem, gdy za dużo upichciła i była wojowniczą babką za wszelką cenę broniąca tutejszej kultury oraz mieszkańców, to wbrew pozorom posiadała sporo fanów. Niektórym nawet wstyd by było głosować za Germundem, skoro ich korzenie wywodzą się z tutejszych ziem!
        Ostatecznie to widownia za pomocą wrzasków pomogła komisji stwierdzić, że zwycięzcą w tej konkurencji został Wichura. Hannie piszczała ciesząc się, że kolega Yastre wygrał. Chciała wesprzeć przyjaciół panterołaka, jako, że razem się tutaj wybrali na wspólną zabawę. Miała jednak nadzieję, że nie będą musieli się już zbliżać do żadnej podobnej konkurencji.
        Zwycięzca otrzymał medal, który założyła znajoma z komisji kobieta, ponieważ Kavikę akurat ktoś zaczepił zagadując o sprawy organizacyjne. Podeszła do Wichury dopiero, gdy nieco się uspokoiło, tłum rozszedł się na krótką przerwę między konkurencjami. Niedługo miało rozpocząć się rzeźbienie siekierą, ale mimo braku czasu wypadało pogratulować mężczyźnie.
        - Świetnie się sprawdziłeś – pochwaliła ze szczerym uśmiechem bandytę Kavka.
        - Wichura poczuł napływ poezji – zaryzykował się zażartować Leim szturchając znacząco kompana. - A to nagrodą są tylko medale?
        - Tak – potwierdziła ze zdziwieniem uczona. - Nie jesteśmy jeszcze Kryształowym Królestwem! - zaśmiała się. - Możecie go sprzedać. Hm... Za jakiegoś gryfa dałoby się go opchnąć, czasem nawet i więcej w zależności od królestwa. Ten kto zdobędzie najwięcej medali otrzymuje Złotą Siekierę, ale pieniądze z wygranej przeznaczone są na cele charytatywne.
        - Co? Cele charytatywne? - zdziwiła się Leim.
        - Oczywiście! Ten festyn powstał tylko z dobrodusznych pobudek. – Kavika wydawała się być rozbawiona miną Leima, który nagle jakby stracił zapał do rywalizacji.
        - Wichura wszystkich zmiótł! - do rozmowy wtrąciła się Hannie, która jeszcze chwilę temu słodko podgadywała Yastre na boku.
        - Z takimi wyjątkowo zaangażowanymi kibicami nie ma się co dziwić – odparła wolno Kavika nie odrywając spojrzenia od elfki, a na czole Hannie pojawiła się delikatna zmarszczka.
        - Oczywiście! Z takimi potężnymi głosami kolegów trudno było rywalizować! - elfka odpowiedziała z rozbawieniem, choć nie była pewna, jak naprawdę powinna zareagować na słowa organizatorki.
        - Jasne... - odparła Kavka. - Widziałam, że odwiedziliście już kilka stoisk.
        - O tak! Pyszne były... ehm, jak to tutaj nazywają? Te ziemniaki na patyku. – Hannie zdawała się zaczepić panterołaka. - Jeszcze musimy poszukać misia... Chyba widziałam takiego małego z różową kokardką. – Głos elfki brzmiał słodko, choć trochę zniżyła ton aby nabrał on bardziej intymny kształt.
        - Ten miś jest wypchany trocinami – wyparowała nagle Kavika. - Wybaczcie, skorzystam z przerwy. Od rana prawie nic nie jadłam. Mam nadzieję, że widzimy się na kolejnej konkurencji w rzeźbieniu siekierą!
        Uczona odeszła od grupy bandytów zdając sobie po kilku krokach sprawę, że jeszcze dodatkowo zaprosiła Hannie na kolejną dla niej bolesną konkurencję. Uzdrowicielka zagryzła wargi i zacisnęła powieki zaklinając swoją nagłą wybuchowość. Niepotrzebnie do nich podeszła, mogła pogratulować Wichurze kiedy indziej.
        Kavice zaburczało w brzuchu od tych wspomnianych pyrek. W swoim polu widzenia dostrzegła stoisko z przekąskami, ale niestety nie doszła do niego, gdy na jej drodze stanęła młoda, słomianowłosa nastolatka.
        - Brigit! - Uczona ponownie wymusiła uśmiech na twarzy.
        - W końcu odeszłaś od tej bandy brudasów. – Kavika usłyszała kolejny głos i zaraz koło wspomnianej Brigit pojawiła ciemnowłosa dama z wachlarzykiem. - Nie wiem czy wiesz... - Dziewczyna wysunęła do Kaviki dłoń w rękawiczce prezentując pierścionek na palcu. Enthe spojrzała na zgrabną rękę wyraźnie przyjmując ten gest z cynizmem.
        - Tak, pamiętam, Pamelo. Na wiosnę bierzesz ślub.
        - Z tobą nie ma żadnego kontaktu to nie wiem ile pamiętasz z życia – prychnęła Pamela. - Ojciec pewnie już na kuchni? - Brunetka omiotła wzrokiem pobliskie stoiska.
        - Raczej nie przyjeżdża tu bez powodu – odparła uczona.
        - Jest świetnym organizatorem! Bez jego pomocy ten festyn by się zawalił!
        - Pamelo, nie bądź niegrzeczna! - wtrąciła się młodsza.
        - To ty mnie nie poprawiaj – zirytowała się brunetka.
        - Gdzie szłaś? Słyszałam, że zgłodniałaś – Brigit starała się załagodzić sytuację żartem.
        - Pewnie po te tłuste ziemniaki! Lepiej, żebyś przyszła na mój ślub tak szczupła jak jesteś teraz! I lepiej ubrana... Och, tam jest Lora Redrech! - ucieszyła się Pamela.
        - Nie chcę do niej iść... - zajęczała Brigit.
        - Nie wygłupiaj się! Przecież jest miła, poza tym niegrzecznie jest się nie przywitać! - Pamela pociągnęła za sobą blondynkę zostawiając rozdrażniona Kavikę samą.
        Uzdrowicielka zaś... w nosie miała ilość tłuszczu w ziemniakach. Była głodna i zmęczona, potrzebowała chwilę przerwy więc uparcie podeszła do stoiska witając się ze znajomym sprzedawcą i wybierając najbardziej tłusta opcję z jego jadłospisu.


        Gdy Yastre z Hannie odeszli od jego grupy znajomych, na twarzy elfki pojawił się smutek. Bez energii rozejrzała się za wspomnianym misiem, ale nagle jakoś tak straciła na cokolwiek ochotę. Dziewczyna westchnęła nie za bardzo wiedząc jak zacząć temat, ale czuła potrzebę wyrzucenia z siebie wątpliwości.
        - Wydaje mi się, że twoja znajoma mnie nie polubiła – wyznała niepewnie. - Chciałam jej pomóc przy festynie na tyle, ile potrafiłam, ale mam wrażenie, że ją denerwuję. Zrobiłam coś nie tak? - spytała wprost panterołaka oczami pełnymi nadziei. - Nie chciałam jej niczym urazić! A ona doskonale wie, że nasza wioska znajduje się niedaleko i zna nasza kulturę. Nie mieszka tu pierwszy dzień... Dlaczego tak wspomina o tych drzewach? Och, Wei... nie podobają mi się te konkurencje, ale staram się nie prychać by nikogo nie urazić, choć to dla mnie trudne... - dodała ze smutkiem Hannie.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        - Cha, chcesz już kończyć, bo ci już pary brakuje! - oświadczył dumnie Wichura, gdy Germund zagadał do Kaviki. Ta odzywka spotkała się jednak z umiarkowanym odzewem ze strony publiczności, więc bandyta nie kontynuował kpin z bogacza. Cóż, był w miejscu, gdzie liczyło się coś więcej niż poniżenie przeciwnika, to nie był spęd najemników tylko kulturalny festyn. Jak dobrze, że w porę się zorientował, bo dzięki temu miał jeszcze szansę wygrać!
        - Rąbać! - zawołał, gdy Kavika podrzuciła temat do składania nowych rymów. - Doskonale, do dzieła! - dodał, po czym podciągnął spodnie, zakasał na nowo rękawy i… łaskawie oddał pierwszeństwo Germundowi, który aż się palił, by tworzyć nowe pieśni pochwalne pod adresem pięknej blond uczonej. Aż dziw brał, że dał radę przy tym wykorzystać słowo “rąbać” i nie być obscenicznym… Nawet Wichura skinął mu z uznaniem głową, gdy rymowanka dobiegła końca i nadeszła jego kolej. On nie starał się już za wszelką cenę przypodobać Bricie - jego przyśpiewka dotyczyła przyjemnego, sielskiego życia drwala… Na którego w domu czekała żonka z pysznymi placuszkami - a co! To, że nie odniósł się bezpośrednio do kucharki nie znaczyło, że nie mógł docenić jej kucharskiego kunsztu. Wszyscy od razu poznali się na jego zabiegu i nagrodzili go gromkimi brawami. Był pewny, że zwycięstwo będzie miał w kieszeni… A jednak przez moment werdykt był niepewny! Nie, by po przegranej Wichura miał się jakoś załamać, bo to tylko zabawa, ale jednak dobrze jest utrzeć nosa takiemu bogaczowi!
        Podczas ogłoszenia werdyktu banda znajomych Wichury ryknęła tak, że nic ani nikogo poza nimi nie było słychać. Yastre również się cieszył - wyrzucił ręce do góry, lecz zaraz pisk tracącej równowagę Hannie zwrócił jego uwagę i w mig się uspokoił, aby ratować sytuację. Z powrotem mocno złapał ją za uda i szeroko stanął na nogach, a ona przytrzymał się jego głowy, ciągnąc go przypadkiem za włosy i uszy. Panterołak syknął cicho.
        - Jej, przepraszam, nie chciałam! - zapewniła zaraz Hannie, głaszcząc go z czułością.
        - Nie ma sprawy, to ja byłem osioł, że cię puściłem - odparł lekko Yastre, zerkając na nią z szerokim uśmiechem.

        - Wichura, ale dałeś do pieca, skąd ty tyle słów znasz?! - zawołał do niego panterołak, gdy już było po rozdaniu medali i cała banda poszła pogratulować swojemu kamratowi. Zmiennokształtny odstawił już Hannie na ziemię i choć niemal wszędzie łaził z nią, teraz ona została nieco z tyłu, tłumacząc, że nie chce się wpychać i prosząc tylko, by on pogratulował zwycięzcy w jej imieniu.
        - Nie każdy może nadrobić ogonem, Wei - odparł dumnie Wichura, ściskając grabę Yastre. Nie pogadali dłużej, gdyż kolejka do gratulowania zwycięzcy była chyba dłuższa niż podczas zapisów do konkurencji, zmiennokształtny musiał więc szybko czmychnąć na bok.

        Yastre momentalnie dostrzegł zmianę w usposobieniu elfki - nagle oklapła, posmutniała i jakby zmarniała. On jednak był przy niej, by ją pocieszyć - bardzo nie lubił, gdy ktoś się smucił w jego obecności, zwłaszcza gdy była to taka urocza dziewczyna jak Hannie.
        - Co jest? - zapytał, czule otaczając ją ramieniem. Dyskretnie pokierował nią, aby odejść gdzieś na bok w razie jakby nie chciała mieć świadków tej rozmowy. Chyba dobrze zrobił, bo dziewczyna zaczęła mówić dopiero gdy przeszli kawałek, a bezpośredniość jej obserwacji zaskoczyła nieco panterołaka. Sam w tym momencie zwiesił ze smutkiem ogon, ale poza tym nie odezwał się tylko najpierw pozwolił, by Hannie się wygadała. Nawet gdy skończyła i tak smutno westchnęła, on najpierw przygarnął ją do siebie i w pocieszającym geście pogłaskał po plecach, nim w końcu coś powiedział.
        - Wiesz… Wydaje mi się, że nie wszystko co mówi Kavika jest złośliwe z jej strony - zaczął. - No bo jesteśmy na festiwalu drwali, więc… trudno nie mówić o rąbaniu drzew. Przepraszam - dodał szybko, bo na dzień dobry przywołał te ciężkie, nieprzyjemne klimaty. - No ale wydaje mi się, że to nie tak, że ona nie lubi ciebie… Tylko mnie. A tobie obrywa się, bo stoisz za blisko, no. Poprztykaliśmy się mocno jak się ostatnio widzieliśmy i widać ją nadal trzyma. Do mnie nie gada jak absolutnie nie musi, ale w stosunku do ciebie jest widać bardziej odważna. Przepraszam, Hannie, nie wiedziałem, że tak będzie - zapewnił ją, święcie przekonany, że to co mówi ma sens i dokładnie o to chodzi Kavice. - Hej, ale wiesz, ja bardzo doceniam to co tu robisz, naprawdę! Ten tort był, oooo ja cię, ale dobry! Na pewno wszystkim smakował. No, nos do góry - rzucił pocieszającym tonem, trącając ją lekko palcem w policzek, by się w końcu uśmiechnęła. Sam wyszczerzył do niej zęby, by trochę dodać jej odwagi.
        - No, od razu lepiej - ucieszył się, gdy zobaczył pierwszy uniesiony w górę kącik jej ust. - Chodź, nie musimy iść na następną konkurencję jak ma ci być przez to źle. Chłopaki nie będą mieli do nas o to pretensji, a ty przynajmniej będziesz się dobrze bawiła. A potem ja startuję, więc mnie chyba przyjdziesz kibicować, co? - zapytał, łasząc się do dziewczyny. - Ja nie będę krzywdził drzew, zobaczysz, nawet nie poczują, że miały ze mną do czynienia!
        Yastre zaśmiał się trochę mało elokwentnie, po czym otoczył elfkę ramieniem i zaprowadził ją w miejsce, gdzie urzędowali zielarze, tkacze i inni przedstawiciele lokalnego rękodzieła, które nie miał nic wspólnego z rąbaniem drewna. A co, niech chociaż ona na moment się rozluźni. On, choć robił dobrą minę do złej gry, humor miał taki sobie. Miło było włóczyć się po straganach ze śliczną elfką… Ale jednak niechęć Kaviki stanowiła bolesny cierń w boku, którego nie dało się tak łatwo wyjąć. Zwłaszcza, gdy co chwilę się na nią wpadało. Gdyby nie Hannie, Yastre pewnie już dawno by się stąd zawinął i uciekł, ale nie mógł jej zostawić samej, bo to on ją tu wyciągnął.
        - O pieronie, patrz! - zawołał nagle, bo niedaleko dostrzegł to, czego szukał. Misie! Co więcej fioletowe, małe, pękate i pachnące, bo wypchane lawendą. Nie można było ich wygrać a zwyczajnie kupić, ale co tam, panterołak mógł się szarpnąć, by poprawić Hannie humor. Dla tego uśmiechu naprawdę było warto.
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Kavika tak jak postanowiła zjeść coś najbardziej tłustego, tak też zrobiła. Smakowało wybornie, nie tylko satysfakcją, ale już tylko przez to, że najpyszniejsze jest to co najmniej zdrowie. Jednak już chwilę po objedzeniu z patyka pyszności zaczęła żałować, że dała ponieść się tak dziecinnemu zachowaniu. Uparcie wycierała dłonie w chusteczkę, jaką podarował jej znajomy sprzedawca, ale nadal czuła tłustość na ustach... i brzuch miała pękaty, choć jak można się domyśleć, z patykowatą figurą uczonej nie było tego w ogóle widać. Samopoczucie marnej jakości już od rana, teraz się pogłębiło. Jedyny plus sytuacji był taki, że nie była tak potwornie głodna jak wcześniej i brzuch nie będzie burczeć podczas zawodów. Powinna cofnąć się do kuchni po jakiś wartościowy posiłek, a nie tak bezmyślnie opychać!
        Nie było jednak czasu na wyrzucanie sobie obżarstwa, ponieważ zbliżała się kolejna konkurencja. Nim jednak odeszła, starszy pan zatrzymał ją jeszcze przy stoisku pytając o to, czy nie ma może jakiegoś młodego znajomego do pomocy, ponieważ handlarz musiał przenieść kilka ciężkich skrzyń, a sam nie był w kwiecie wieku. Uzdrowicielka zakłopotała się, ale szybko podjęła decyzję o tym by poprosić jednego ze swoich pracowników o pomoc. Jednak jeszcze szybciej u jej boku pojawił się mężczyzna o świetnie prezentującej się sylwetce i oferujący swoją pomoc. Jakoś tak też wyszło, głównie z grzeczności, że Kavika była zmuszona wymienić z uczestnikiem festiwalu kilka zdań. A gdy się pożegnała i wysypały się jej papiery, to pomógł jej kolejny przemiły pan. A gdy ten przekazał jej papiery to zaczepił ją kolejny, tym razem drwal wychwalający kuchnię tutejszej karczmy. Organizatorka czuła się z każdym krokiem coraz bardziej osaczona tą nagłą odwagą mężczyzn, którzy najwidoczniej uznali, że od momentu jej pojawienia się w komisji, istnieje idealna okazja aby się z nią zapoznać. Kavka nie należała do osób nieuprzejmych, a poza tym, był to jej pierwszy festiwal, który zorganizowała. Czuła, że zniszczy dobrą reputację corocznej tradycji jeżeli z tymi wszystkimi osobami nie porozmawia. Realnie jednak ryzykowała nieprzychylnymi spojrzeniami zazdrosnych kobiet, które już wyrobiły sobie na jej temat opinię.
        W końcu uczona, z wielkim trudem, przedarła się do stolika komisyjnego licząc na odrobinę przestrzeni, lecz i tam zawalono ją pytaniami odnośnie magazynów, pojazdów oraz tym, czym organizator powinien się zająć. Dziękowała Luanelinie, że koszmarna ilość osób wokół niej nareszcie się skończył i teraz mogła odetchnąć pod pretekstem oceny zawodników.
        Rzeźbienie siekierą okazało się niebywale wciągające. Zatrudniony wodzirej naprawdę wyczyniał cuda by pobudzić publiczność. Tym razem nie było wątpliwości przy ogłaszaniu zwycięzcy. Germund, mimo że miał cholernie dużo kasy, to nie bez powodu zasłużył sobie na miano znakomitego drwala. Już w poprzedniej konkurencji udowodnił, że z drewnem, jak i zapewne z pannami, potrafi się obejść. W ciągu zaledwie piętnastu minut wyrzeźbił księgę na piedestale z liśćmi. Wiadomo, że nie było to wszystko idealne, ale jak na mocno ograniczony czas wydawało się, że wystarczyło drugie tyle do ukończenia dzieła. Kavika obdarowała zwycięzcę medalem nie omieszkując mu pogratulować. Właściwie i po tej konkurencji drwal postanowił ją zagadać i jak się okazało, Rotoker nie zawsze był irytującym gogusiem. Czasem dało się z nim porozmawiać, ale nie dłużej niż przez te studenckie piętnaście minut. Potem wchodził na niewygodne dla Kaviki tematy starając się jej zaimponować lub też podpuścić by inni podejrzewali, że między dwójką coś się święci. Organizatorka ulotniła się przy pierwszej nadarzającej się okazji, znowu skazując się na towarzystwo innych mężczyzn. Sama już nie wiedziała, którędy powinna pójść by ominąć swoich wielbicieli, aż znowu, nagle, nie wiedząc kiedy, wylądowało przy stoliku oddychając pełną piersią. Wszyscy się teraz na nią patrzą i podszeptywali. Czy zrobiła coś nieodpowiedniego? Na tyle nieodpowiedniego by powstały na jej temat kolejne plotki?
        Jakże brakowało Kavice w tym momencie wsparcia. W tłumie gapiów nie dostrzegła choćby Leima, czym była wyjątkowo zawiedziona. Potrzebowała kogoś! Na chwilę!
        Romuald podsunął komisji listę uczestników opowiadając przy okazji jakąś zabawną anegdotę. Wszyscy się śmiali, ktoś jadł ciasto na talerzyku. Przecież nikt nie ma powodu do bycia niezadowolonym, prawda?
        Kavka uśmiechnęła się słysząc słowa plotkujących mężczyzn. W jakiś sposób dodało jej to otuchy więc sięgnęła po przyniesioną listę. „Wei”, przeczytała w myślach i jej ciało objął palący gorąc. Romuald uznał, że czas już przywołać uczestników i przygotować się do zbliżającej konkurencji. Uczona przypatrywała się, jak wodzirej podszedł do znajomej pary i najwidoczniej komplementując misia, jakiego trzymała Hannie, spytał o godność panterołaka kojarząc go już z pomocy przy torcie.
        Zaraz, misia?! Kavika kompletnie zapomniała o tych pluszakach z uroczymi oczami z guzików oraz wstążeczkami na szyi. A ten, którego trzymała elfka był jednym z najładniejszych w sprzedaży! Dodatkowo przepięknie pachniał i pachnieć miał jeszcze wiele miesięcy. Co noc przywoływać będzie wspomnienia z tegorocznego festynu, gdzie dziewczyna miała okazję spędzić wolny dzień u boku mężczyzny. Przytulając go do piersi będzie myślała o tym, jak robił to Wei. Jak długo ta para ze sobą była? Czy naprawdę byli tak szczęśliwi jak to wyglądało?
        Romuald zaprosił zmiennokształtnego obok stolika z komisją poszukując w gronie obserwatorów kolejnych zapisanych na liście. Jednak nim Yastre odszedł, Hannie ujęła jego dłoń na chwilę go zatrzymując by złożyć pocałunek na poliku zmiennokształtnego.
        - Powodzenia – szepnęła słodko, jeszcze kilka razy trzepocząc rzęsami.
        Kavika nie mogła znieść tego widoku. Delikatnie wypieki wstąpiły na jej policzki i chyba resztki rozsądku nie pozwoliły jej narobić rabanu. W końcu ostatnio już pożałowała, że jest tak niemiła dla Hannie.
        Gdy jednak panterołak znalazł się blisko stolika, Kavka wstała. Z boku wyglądało jakby chciała go przywitać, ale w rzeczywistości zmierzyła go spojrzeniem.
        - Ty w konkurencji? - zdziwiła się. - Myślałam, że dla niej sobie odpuścić już wszelkie zabawy – bąknęła ukradkowo zerkając na elfkę, do której dołączyłam Sharon.
        - Myślę, że nie muszę ci życzyć powodzenia – dodała pijąc do kilku spraw naraz, bo już pocałunek złożyła mu odpowiednia osoba, a poza tym... był też panterołakiem, w dodatku sprawnym bandytą, miał więc ułatwioną sprawę!
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Widok uradowanej Hannie tulącej otrzymanego misia ogrzał bandycie serce lepiej niż najlepsza gorzałka - czy było coś piękniejszego niż uśmiech uroczej dziewczyny?
        - Jesteś cudowny, Wei!
        Dobra, było - właśnie takie piski uwielbienia. Oj panterołakowi humor poprawił się zdecydowanie. A jaki był uradowany, gdy widział błyszczące oczy elfki na wieść, że może sobie wybrać który jej się najbardziej podoba. Kramiarz zaś - który obsługiwał stoisko razem z żoną - posłał bandycie znaczącej spojrzenie “Dobra robota, stary!”. No raczej, że dobra. Yastre był być może słabo obyty i tym “lepszym” dziewczynom nie odpowiadał, ale takie proste i sympatyczne jak Hannie potrafił uszczęśliwić. I bardzo go to cieszyło!

        Yastre wykazał się ogromnym zainteresowaniem, gdy wąsacz zwrócił się do niego po imieniu - zaraz obrócił głowę w jego stronę, uszy stawiając na baczność, a jego ogon zaczął podrygiwać, zdradzając ciekawość. Chętnie przytaknął, że on to on, a na wieść, że zaraz zacznie się jego konkurencja, już miał podążyć za prowadzącym, gdyby nie Hannie, która jeszcze na chwilę go zatrzymała, by życzyć mu powodzenia. Oj widać było, że bardzo spodobał mu się ten buziak w policzek, a elfka mogła nawet usłyszeć jak zamruczał!
        - Nie mają ze mną szans! - oświadczył bojowo i zaraz ruszył do stolika bardzo dziarskim krokiem.
        A na miejscu jego przyjemny nastrój trafił szlag. Cały czas nie wiedział jak zachowywać się w pobliżu Kaviki, bo ona z jednej strony zdawała się być tak miła jak zawsze, ale z drugiej bywała obcesowa i łatwo przychodziło jej robienie innym przykrości. Tak jak choćby teraz - jednym celnym zdaniem całkowicie popsuła panterołakowi humor.
        - To jest tylko wspinanie się na drzewo - burknął by się usprawiedliwić. Wcale mu się nie podobała ta rozmowa: uczona zachowała się jak pies ogrodnika albo jego matka, która uważała Hannie za nieodpowiednią dla niego kobietę.
        Kavika nie powiedziała jednak ostatniego słowa, bo już chwilę później powiedziała coś, od czego kot poczuł się najprawdziwiej zraniony. “Nie musi życzyć powodzenia”? Dlaczego? To było strasznie niemiłe. Jakby wręcz życzyła mu, żeby przegrał.
        - I tak sobie poradzę - oświadczył. - Jak zawsze - dodał, odchodząc od stolika pod pretekstem tego, że wokół zaczęli gromadzić się inni uczestnicy i niby go zepchnęli na dalszy plan. Jeszcze chwilę trawił słowa uczonej, które zaległy mu na wątrobie tak, bardzo, że wolałby chyba po prostu dać sobie spokój i opuścić ten festyn raz na zawsze. Nie mógł tego zrobić z dwóch względów: zaprosił tu Hannie i na dodatek była tu jego banda, której póki co nie chciał opuszczać. Zaczął się jednak mocno zastanawiać, czy nie odpuścić sobie kolejnej konkurencji, byle nie musieć przebywać blisko Kaviki. To byłoby łatwe do zrobienia - wystarczyło unikać centrum zamieszania. A przecież dało się spędzić tu całkiem miło czas bez podchodzenia w pobliże podium i stolika szanownej komisji.
        Tak intensywnie myśląc Yastre znalazł się na starcie swojej konkurencji - wspinania się na drzewa. Założenia były proste - dowolną używaną przez drwali techniką uczestnicy mieli wspiąć się na odpowiednią, zaznaczoną kreską wysokość, zerwać stamtąd szyszkę i wrócić. Bez szyszki się nie liczyło - w końcu właśnie zbieranie szyszek było jednym z powodów, dla których takiej wspinaczki drwale się podejmowali. Konkurencja ta była okupowana przez zupełnie inny typ drwali niż pozostałe - ci tutaj byli z reguły młodsi, a na pewno lżejsi i bardziej wysportowania niż napakowani. Sporo z nich miało już założone specjalne buty z kolcami i trzymali w zanadrzu liny, którymi obejmowali pień podczas wspinaczki. Inni używali specjalnych szorstkich rękawic, a nieliczni - tak jak Yastre - stali przed swoimi pniami bez żadnych wspomagaczy. Mieli ruszyć jednocześnie, na dany przez prowadzącego znak, a wygra ten, który pierwszy dotrze na podest z szyszką. Prościzna…

        - Nie przejmuj się, Wei, i tak wygrałeś tę konkurencję.
        - Do chrzanu! - irytował się mimo wszystko Yastre. - Wygrałem, a i tak medal dostał ten drugi, to niesprawiedliwe!
        - No wiesz, zasady były jasne, zostałeś zdyskwalifikowany…
        No i było w tym trochę racji, choć panterołak i tak uważał werdykt za niesprawiedliwy.
        Zaczęło się praktycznie zaraz po gwizdku. Yastre od samego początku nie zamierzał się rozdrabniać i żeby wygrać przemienił się w panterę. Na drzewo wskoczył nawet nie wiedząc jak wielkie poruszenie wywołał wśród zgromadzonych na dole widzów - poszło mu szybko, widowiskowo i bez wysiłku. Na górze trochę się pokręcił by znaleźć szyszkę i gdy już miał ją w pysku, zeskoczył, a następnie nonszalancko podreptał w stronę szanownej komisji - mógł sobie pozwolić na taką pokazówkę, bo jego przeciwnicy jeszcze nawet nie dotarli na górę. Problem pojawił się, gdy dotarł na miejsce, bo… nikt nie chciał do niego podejść! Ludzie rozstępowali się przed nim, no bo przecież był dzikim kotem, a gdy w końcu Romuald wziął się w sobie i podszedł do kocura, temu się odwidziało i szyszki nie chciał oddać - droczył się z prowadzącym jak pies, który nie chce oddać aportowanego patyka. Taka zabawa (dla pantery i widowni, bo na pewno nie dla wąsacza!) trwała, aż Yastre nie dojrzał kątem oka, że jeden z drwali już złaził z drzewa. Wtedy to bandyta w końcu wrócił do swojej naturalnej formy i wypluwszy szyszkę na dłoń, podał ją łaskawie prowadzącemu. Trochę nie do końca rozumiał tych pisków i niewieścich krzyków… Aż nie zajarzył, że w sumie stoi w swojej BARDZO naturalnej formie - znaczy bez gaci. Jego to nigdy nie krępowało, ale zamieszanie zrobił… I chyba za to został zdyskwalifikowany. Choć ponoć chodziło o to, że szyszki nie oddał.
        - Jak ja ją miałem oddać, skoro zaraz się ci, tfu!, obrońcy moralności na mnie rzucili! W tyłki bym im się wgryzł to by była dopiero afera!
        Góral udławił się własnym śmiechem słysząc jak jego koci kamrat potrafi czasami w swoich pogróżkach być komiczny.
        - Ej, ale patrz jak dziołszki tera na ciebie leco… - zauważył Rudy, trącając panterołaka znacząco w ramię i uśmiechając się porozumiewawczo.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości