Góry Druidów[Okolice Thenderionu] Człowiek, elf i pies wchodzą do baru

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

[Okolice Thenderionu] Człowiek, elf i pies wchodzą do baru

Post autor: Tioyoa »

        Są takie miejsca, w których czas jakby się zatrzymał i wcale nie chodzi tu o doskonale wszystkim znaną anomalię czasoprzestrzenną, tak typową dla Alaranii. Chodzi o niewielkie azyle, gdzie wszystko toczy się własnym, spokojnym tempem, gdzie trwa jakby wieczne lato i nieważne, czy widzi się tę okolicę pierwszy czy setny raz, nic się w niej nie zmienia, można w nich zaznać ukojenia i odetchnąć w przeczuciu, że tutaj nie sięga żadne zło ani troski. Takim miejscem była wioska bez nazwy położona trzy dni drogi na wschód od Thenderionu. Tutejsi mieszkańcu zajmowali się głównie uprawą winogron - bogata gleba, lekko pofalowany krajobraz bez lasów i zbyt wysokich gór, które zasłaniałyby słońce, sprzyjały produkcji wina. Życie w tym miejscu było więc regulowane przez naturalny cykl zmian pór roku, gdzie najpierw trzeba było pielęgnować krzewy, później dbać o owoce, zebrać je i tak dalej. W ogromnej karczmie, gdzie zatrzymywali się zmierzający do Thenderionu podróżni, wino - z reguły młode, z zeszłorocznych zbiorów - nalewano do dzbanów z ogromnych beczek, tak wielkich, że po napełnieniu musiało je przesuwać dziesięciu chłopów. Albo w pojedynkę lokalny kowal, wystarczyło odlać dla niego butelkę za wyświadczoną przysługę.
        Wiosna była w rozkwicie, wszystko wkoło pokrywała soczysta zieleń, a mieszkańcy wsi zajmowali się swoimi pracami, których w tym okresie był aż nadmiar. Przez ostatnie kilka tygodni trwał też ożywiony ruch na trakcie - to pewnie kupcy, którzy wyruszyli z daleka tuż po wiosennej odwilży, właśnie docierali do kresu swej wędrówki. Wszyscy zatrzymywali się w karczmie na nocleg bądź posiłek w drodze, przez co nagle w wiosce zrobiło się jakby tłoczno, lecz nikomu to nie przeszkadzało - przejezdni to zysk, więc nikt się nie uskarżał, tylko zajmował się swoimi pracami.

        - Wracaj tu ty leszczu!
        Krzyk przyciągnął uwagę wszystkich przebywających na zewnątrz. "Leszcza" łatwo było dojrzeć - był to nastoletni chłopak, z tych chudych i długich, którzy nagle wystrzelili w górę, a ciało nie nadążało z obudowywaniem tej tyczki w mięśnie. Młodzieniaszek uciekał ile tylko sił w nogach, a po zadowolonym wyrazie jego piegowatej twarzy można było zorientować się, że wyciął komuś niezły numer. Tym kimś był pewnie kowal, gdyż właśnie z kuźni uciekał gagatek - zakład kowalski stał w pewnym oddaleniu od drogi, był to porządny budynek z podmurówką, gankiem i zewnętrznym warsztatem przytulonym do bocznej ściany. Drzwi do środka były otwarte na oścież i po chwili wyleciał z nich z ogromną prędkością niewielki czarny przedmiot, który spadł tuż za nogami uciekiniera. Pociskiem okazała się być grudka węgla, a miotaczem - kowal. Kowalka. Tarunn wyszła właśnie na próg swego królestwa, podrzucając w ręce kolejny okruch opału. Zamachnęła się i rzuciła po raz kolejny, tym razem przerzucając - tak naprawdę nie chciała trafić gagatka, bo nawet kruchym węglem mogłaby mu zrobić krzywdę, chciała go tylko nastraszyć.
        - Czekaj no! - zawołała za nim. - Niech no tylko twoja matka przyjdzie do mnie bym jej podrutowała garnek, wtedy pożałujesz!
        Tioyoa prychnęła, po czym dmuchnęła w górę, by pozbyć się wpadającej do oczu grzywki. Jej złość szybko minęła - z rezygnacją kręcąc głową sięgnęła do półki tuż przy drzwiach i zgarnęła fajkę i ziele do palenia. Z pieczołowitością nabiła cybuch, po czym wzięła fajkę w zęby i rozejrzała się, jakby szukała ognia. W końcu prychnęła i wróciła do środka, by odpalić tytoń od paleniska. Spomiędzy płomieni wyciągnęła niewielki węgielek i chwilę przytrzymała go u wylotu cybuchu, by tytoń się zapalił, po czym odrzuciła rozgrzaną do czerwoności grudkę. Jej palce tylko lekko piekły, za to runy na przedramionach delikatnie się jarzyły. Na elfce już dawno nie robiło to wrażenia - pykała sobie fajkę jakby nigdy nic. Z jedną ręką wspartą na pasku wyszła przed zakład. Stanęła w progu i oparła się ramieniem o futrynę, nogi swobodnie skrzyżowała w kostkach. "Wypalę to i idę do karczmy...", postanowiła, rozglądając się po osobach tłoczących się na drodze, miejscowych jak i podróżnych. Tego dnia nie miała nic ciekawego do roboty.
Awatar użytkownika
Petro
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Petro »

Ostatnio nie miał szczęścia do podróżowania, zdecydowanie znów się zgubił, a skrót, który mu wskazał kupiec, zaprowadził go gdzieś indziej niż oczekiwał. Zamiast do miasta Thenderionu trafił do jakiejś małej wioski, gdzie głównym plusem była wielka karczma, gdzie przybywali coraz to kolejni podróżnicy, co wiąże się z łatwym zarobkiem. W sumie sam wygląd okolicy sprawiał wrażenie dosyć spokojnej, bezpiecznej, aż do chwili gdy stary najemnik zbliżał się do stanowiska kowalskiego. Gdy był w pobliżu, zauważył uciekającego chłopca i kowala rzucającego węglem...
Samo zajście wyglądało dosyć komicznie ze strony Petra. Rzadko zdarzały się takie widowiska jak to, nawet przy tym się lekko uśmiechnął, ale i tak potem wrócił ponury wyraz twarzy. Po całym zajściu zaczął rozglądać się po okolicy. Niby nic ciekawego: ubogie budynki, wielu podróżnych, kupcy, ale za to krajobraz był przepiękny.
Czym prędzej udał się w kierunku karczmy, ale w połowie drogi stanął i popatrzył się na kowala. Jego ubiór nie sprawiał jakiegoś wielkiego wrażenia, ale mięśnie hartowane przez lata kowalskiej pracy już trochę więcej. Ewidentnie był niższy od najemnika, miał długie włosy dość rzadko spotykane w takiej pracy oraz najwidoczniej lubił palić jak pewnie większość mieszkających tutaj.
To wszystko jeśli chodzi o cechy szczególne, które udało mu się zauważyć.
Promienie słońca odbijały się od napierśnika Petra i rzucały zajączki zarówno na kowala, jak i wszystkich wokół. Petro spojrzał w niebo i mrukną do siebie:
- Nie zapowiada się na deszcz... - Po tych słowach spuścił głowę i zaczął szukać wzrokiem tablicy z ogłoszeniami czy coś podobnego, jeśli jakaś tutaj jest. Nic nie zapowiadało. żeby ktoś go zatrzymał, przynajmniej do czasu.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tarunn poczuła skupione na sobie spojrzenie jednego z podróżnych - odzianego w zbroję mężczyzny o pochmurnych oczach, który przy pasie dzierżył miecz. Tioyoa uśmiechnęła się do niego jednym kącikiem ust i niedbale zasalutowała fajką - myślała, że może to klient, chciała go zachęcić do podejścia, najwyraźniej jednak nieznajomego zaintrygował jedynie wygląd elfiego kowala ćmiącego fajkę. Jego strata - ona tylko wypuściła dym z ust, robiąc przy tym kilka efektownych kółek, po czym wróciła do palenia. Zmrużyła lekko powieki i nawet osłoniła je wolną dłonią, gdy w jej oczy zaświeciły odbite od pancerza ponurego najemnika promienie słońca. Odruchowo pomyślała, że napierśnik musi być zadbany, skoro daje refleksy - pytanie, czy jednocześnie jest używany, czy to tylko pokazówka.
        Ledwo Tioyoa opuściła dłoń, zaraz stanął przed nią jeździec prowadzący za uzdę kulejącego konia. Nie trzeba było być ani profesjonalnym hodowcą ani kowalem, by dostrzec, że wierzchowiec zwyczajnie zgubił podkowę.
        - Nowe buty dla panienki, co? - zagaiła Tarunn, ustnikiem fajki wskazując niepodbite kopyto. Mężczyzna, jakby trochę zbity z tropu słowami elfki, najpierw spojrzał z zaskoczeniem na swojego wałacha, a później tylko potaknął ruchem głowy. Tioyoa uśmiechnęła się tryumfalnie i ostatni raz zaciągnęła się z fajki, po czym wystukała resztę o podeszwę buta, dokładnie oglądając sobie przy okazji jeźdźca. Z pewnością nie był to goniec, bo tacy z reguły wpadają jak burza do zakładu i "już, teraz, na ten tychmiast trzeba podkuwać!", jak na kupca był za to zbyt skromnie ubrany. Pewnie zwykły podróżny, w drodze do rodziny czy gdzieś. Wyglądał jednak na takiego, który bez problemu zapłaci.
        - Tam ją przestaw - powiedziała, wskazując zewnętrzny warsztat swej kuźni. Zza paska wyciągnęła chustkę, by zabezpieczyć nią włosy przed robotą. Chociaż, co to za robota - kowal z Tarigornu konie podbija pijany, nad ranem, w mrozie i deszczu jednocześnie, drugą ręką drapiąc się po tyłku, tak łatwe to jest dla niego.
        - Sądzisz, że faktycznie nie będzie padać? - zagaił podróżny, gdy Tarunn już brała się za ratunek dla konika.
        - Nie będzie - zgodziła się ze słowami nieznajomego ponuraka. - W runach nie ciągnie, to nie będzie.
        - Słucham?
        Tioyoa bez słowa odsłoniła brzeg swojej szaty i pokazała runę na mostku, otoczoną siateczką czarnych naczynek, jakby w ranę wdało się zakażenie. Podróżny aż się wzdrygnął, co wywołało śmiech kowalki.
        - Ciągnie jak stara rana, gdy robi się wilgoć - zauważyła. - Ale jest magiczna, to warto się pomęczyć.
        - To stal księżycowa?
        - Ależ - żachnęła się elfka. - Zwykła. A czemu pytacie?
        - Ponoć pojawiła się niedawno w okolicy...

        Zmierzchało już, gdy Tioyoa zamknęła kuźnię i poszła do karczmy. Skończyłaby wcześniej, ale kto by przypuszczał, że tamten podróżny przywiezie tak ciekawe plotki? Musiała go wypytać, a przy okazji podkuć konia, sprzątnąć po robocie, ogarnąć palenisko na noc... Trochę czasu to zajęło. Była jednak zadowolona jak cholera, co widział każdy, kto ją znał - krok miała dziarski, wylewnie witała się ze stałymi bywalcami karczmy, ściskając im ręce i klepiąc po plecach. Jedną z kelnerek złapała wpół, co dla postronnej osoby wyglądałoby, jakby kowalka była narzeczonym dziewczyny, kto jednak wiedział, co Tioyoa chowa w spodniach, interpretowała ten gest jako siostrzany.
        - Cześć, co ci nalać? - zapytała kelnerka, spoglądając na kowalkę z uśmiechem.
        - Wina, a jakże. Twój brat znowu próbował zgasić mi palenisko końskimi szczynami.
        - Pogadam z nim, a pierwszego kielicha masz na koszt lokalu.
        - Złota dziewczyna z ciebie - zauważyła z zadowoleniem kowalka, rozsiadając się przy barze.
Awatar użytkownika
Petro
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Petro »

Kowal nie zwrócił większej uwagi Petro, a on sam udał się w przeciwnym kierunku. Ewidentnie wkroczył do biedniejszej części wsi, same budynki sprawiały wrażenie niezadbanych, wręcz zapadających się konstrukcji, niektóre nawet miały ogromne dziury w dachu.
Najemnik w tym miejscu czuł się nieswojo, zachowanie ludzi było podejrzane, czuł się tu jakby ktoś miał mu wbić nóż w plecy. W tej chwili rozmyślanie przerwał starzec, o włosach szarych jak popiół, był niższy od najemnika, jego ręce ciągle się trzęsły pewnie z choroby albo uwiarygodnienia swojego złego stanu. Podobnie jak wy przypadku rąk, nogi również się lekko telepały i w dodatku były krzywe co pewnie utrudniało poruszenie się po okolicy. Opierał się o długą drewnianą laskę o okrągłym zakończeniu. Oczy starca były błękitne jak bezchmurne niebo.
- Panie, podaruj kilka ruenów choremu, bezbronnemu, bez domu starcowi. - Wtedy starzec zrobił wręcz smutną minę, a jego zmęczone oczy spojrzały błagając na Petra, a po chwili wysuną zmarszczoną rękę w kierunku brunatnowłosego najemnika, sam on przybliżył się do niego o dwa kroki.
- Cztery rueny powinny ci starczyć na strawę w karczmie. - Po tych słowach sztywnie się uśmiechnął, a chwile potem otworzył skórzaną torbę i zaczął grzebać po niej, próbując wymacać skórzany mieszek. W końcu udało mu się wyjąć go z lekkim oporem i wyciągnął dokładnie cztery rueny. Dał starcowi prosto do rąk, ale wcześniej zamkną torbę, a mieszek schował na samym dnie.
- Dziękuje tobie, niech Prasmok ci sprzyja, nieznajomy. - Uśmiechnął się lekko już powoli chowając się do swojej prowizorycznej chaty, zrobionej z kilku desek, a dach był wykonany z czegoś podobnego do koca, nawet drzwi nie posiadał w. W tej chwili przypomniała mu się scena z jego młodego życia, potrząsną głową mając nadzieję, że wyrzuci myśli z swojej głowy. Chwilę stał w tym samym miejscu, po czym udał się dalej, coraz bardziej zagłębiając się w biedniejszą okolice. Usłyszał rozmowę małżonków przez otwarte okno - zatrzymał się, żeby trochę jej posłuchać, a może i nawet się pośmiać.
- Byś się wreszcie wziął się do roboty przeklęty pijaku. - Głos wydobywający się z budynku był tak głośny, że sprawiał wrażenie, że całą wieś to słyszy.
- Ja.. nie jestem jakim tam pijakiem - odpowiedział do małżonki majacząc, o wiele ciszej od kobiety, sprawiając wrażenie uległego
- Wynoś się stąd śmieciu! - W ten mężczyzna wyleciał przez otwarte okno wpadając do krzaków, a sama kobieta wyjrzała za nim krzycząc. - Wróć jak znajdziesz pracę! - Trzasnęła oknem i właśnie wtedy nastała cisza. Petro kontynuował przerwaną przechadzkę po ubogiej części wsi. Wreszcie nastał wieczór, najemnik był już zmęczony wędrówką oraz zgłodniał trochę, postanowił, że wybierze się do ogromnej karczmy, którą miał przyjemność zauważyć rano. Wreszcie wlazł do gospody przy tym lekko trzasną drzwiami, a potem usiadł przy najbliższym stole, wtedy podbiegła zgrabnie do niego młoda kelnerka uśmiechając się od ucha do ucha.
- Coś podać, przystojniaku? - Sam Petro ucieszył się z miłego komplementu, ale nie dało się to po nim poznać. Po chwili odezwał się.
- Może... dobry posiłek by się dla mnie znalazł? - Z chęcią wyjął 25 ruenów podając kelnerce prosto do dłoni.
- Zaraz przyniosę. - Pobiegła w ten do drewnianych drzwi znajdujących się obok lady.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Po odnalezieniu dawnej kryjówki, Paulina skierowała się w stronę Gór Druidów, gdzie miała ją zaprowadzić stara mapa, którą odnalazła w jaskini. Niezwłocznie wyruszyła w ich stronę, a po drodze nawet wynajęła konia, który pozwolił jej na dotarcie w pobliże interesującego ją celu. Nie miała zamiaru zostać tam na długo, gdyż mapa wskazywała całą siatkę kryjówek naukowców, a ona nie miała ochoty szukać ich w nieskończoność. Jedyną wskazówką, która właśnie podpowiedziała jej cel, była rozpiska z tyłu mapy, która zawierała lata, kiedy ci zmieniali kryjówki i wybory jakie padały między nimi z danego miejsca. Zdziwiła się, że mogli zostawić tak cenne informacje na ich temat, ale mogła to też być pułapka albo też ich poziom arogancji był tak wysoki, że myśleli, iż nikt tego nie znajdzie. Jeśli to było to drugie, to miała zamiar ich za to wyśmiać przed śmiercią z jej ręki, bądź Kła. Miała jednakże pewien problem. Jej broń, podczas walki z pozostawionym strażnikiem, bardzo się stępiła i wyszczerbiła w kilku miejscach, przez co była praktycznie nie do użytku, a ona nie mogła sobie na to pozwolić. Co prawda miała przy sobie jeszcze jeden miecz, lecz nie spełniał on jej wymagań, a były one wysokie.

Podczas podróży wiele słyszała o kowalu z okolic Thenderionu. Postanowiła zaufać miejscowym i wyruszyła w kierunku, który wskazywali jej właściciele wielu stajni, które mijała podczas podróży. "Jeśli ten kowal jest naprawdę taki dobry, to zapłacę ile chce, by tylko stworzył jakąś magiczną broń", powiedziała do siebie w myślach.

Po wielu dniach podróży udało jej się dotrzeć do wsi, w której miał mieszkać ów kowal. Każdy opisywał jej go dokładnie, lecz Paulina miała przeczucie, że coś przed nią ukrywają, coś istotnie ważnego.

Jako że był wieczór, to Paulina skierowała swoje kroki w stronę miejscowej karczmy. Podczas podróży udało jej się zarobić sporo ruenów, na różnych zleceniach, lecz mogło być ich niedostatecznie dużo, by sprostać jej wymaganiom w kontekście broni. Wchodząc do karczmy zauważyła znajomą twarz. Wysoki mężczyzna ze szramą na policzku. Przypominał on jej coś, lecz nie mogła sobie przypomnieć co, ale nie zajmowała sobie tym głowy, gdyż już po chwili dostrzegła opisywanego jej kowala. Skierowała więc swoje kroki w jego stronę, a za nią szedł jej wierny wilk, Kieł. Kiedy dotarła do stołu, przy którym był kowal ustała i spytała.

- Czy ty jesteś miejscowym kowalem?
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Jak zawsze gdy Tioyoa szła do karczmy, zaraz robiło się wokół niej głośno. Nie, by kowalka szybko się upijała i awanturowała, wręcz przeciwnie - lata spędzone wśród krasnoludów sprawiły, że miała głowę twardą jak skała, a wątrobę jak stal, a gdy robiło jej się ciepło od wina, stawała się wesolutka i jeszcze bardziej skora do rozmów i spoufalania się niż zazwyczaj. Jej śmiech co chwilę niósł się po pełnej gości karczmie, a słuchacze wokół zmieniali się jak w kalejdoskopie.
        - Sia! - sapnęła z zadowoleniem Tarunn, opróżniając do dna swój kielich i odstawiając go na blat. Zaraz uniosła go ku górze i zaczepiła przechodzącą kelnerkę, by ta jej dolała. Dziewczyna spełniła jej prośbę dopiero po chwili, gdyż właśnie niosła kolację dla brodatego najemnika. Mężczyzna z pewnością nie wiedział, że ta wioska to nie Thenderion i przez to ludzie żyją tu skromniej, ceny są niższe, a kwota jaką wręczył miłej kelnerce, wystarczyła na naprawdę bogaty posiłek, na który składały się kotlety z siekanej baraniny i charakterystyczne dla lokalnej kuchni gołąbki z kaszy z grzybami zawijanej w liście winogron, których przecież wszędzie było pod dostatkiem. Oprócz tego wojownik dostał kielich młodego wina, które pili wszyscy wkoło, ale jeśli wolał, mógł wybrać sobie co innego do picia. Kelnerka z uroczym uśmiechem życzyła mu smacznego i zaraz odeszła do Tioyoi, która nadal siedziała z wzniesionym do góry pustym kielichem.
        - Maria, w tym roku wino wam wyszło jak złoto - pochwaliła, gdy napełniano jej kielich. - Głupi ten, kto przychodząc tu zamówi jakieś importowane szczyny!
        Dziewczyna zaśmiała się i odeszła, karczmarzowi dając ręką znak, by zapisał pierwsze wino na rachunek kowalki - Tarunn w ferworze zabawy często zapominała zapłacić, ale następnego dnia rano zawsze regulowała dług. Elfka była jedną z niewielu osób w tej wiosce, które zawsze miały pieniądze - jej sława sięgała daleko poza granice Thenderionu i nie cierpiała ani na brak większych zamówień, ani drobnych napraw wykonywanych dla podróżnych i lokalnej społeczności.
        - Spotkałam dzisiaj wędrowca - podjęła Tioyoa niedawno rozpoczętą opowieść. Mówiła donośnie, tonem wytrawnego bajarza, chociaż przecież nigdy takowym nie była, lubiła jednak zabawiać towarzystwo różnymi opowieściami i robiła to jak to ona, porządnie. Historii towarzyszyła wyćwiczona gestykulacja niezachwiana jeszcze wpływem alkoholu. - Pomyślałam sobie "podróżny jak podróżny, ileż tu takich przewija się przez ten warsztat". Nie do końca się myliłam, gdyż jego historia ciekawa nie była. Za to jednak dwoma słowami sprawił, że oczy mi się w złote orły zamieniły. Rzekł on, iż w okolicy księżycowa stal się pojawiła. Każdy ambitny kowal poczuje dreszcz rozkoszy na dźwięk tych słów, po tym pozna się mistrza. Księżycowa stal to nie byle jaki materiał, rzadki i cenny, ale przy tym praktycznie doskonały. Miecze z niego są lekkie jak piórka i tną każdą inną stal jak kostkę masła. A zaklęcia kleją się do nich jak panny do bogatych kawalerów. Jest to jednak przy tym materiał trudny, delikatny i kapryśny, kowal który się za niego bierze staje przed takim wyzwaniem, jakby chciał bez mała posiąść elfią księżniczkę na pierwszej schadzce. I to nie taką jak ja - dodała, co wywołało rechot radości wśród słuchaczy. Tioyoa zwilżyła usta winem i zaraz podjęła, widać było przy tym, jak jej oczy lśnią z podniecenia.
        - Moi drodzy, ja jestem z Taringornu, wszyscy to wiecie, więcej czasu spędziłam przy kowadle niż w łóżku. Kimkolwiek był ten człowiek, przyniósł mi najradośniejsze nowiny pod słońcem. Ileż bym dała, by dostać w swoje ręce choćby grudkę takiej stali! Wykułabym z niej miecz, który wkrótce stałby się sławnym w całej Alaranii artefaktem! Tylko, na zafajdane gacie Króla Gór, sama jej nie zdobędę - oświadczyła z niesłychaną irytacją. Wtedy to stanęła przed nią uzbrojona dziewczyna, której towarzyszył wywołujący pewien niepokój wśród reszty gości wilk. Bez zbędnych wstępów zapytała Tioyoę o jej fach, co momentalnie wywołało uśmiech zadowolenia na twarzy elfki.
        - Ano ja. Tarunn - przedstawiła się wstając i podając dziewczynie dłoń na powitanie. - Jakaś pilna robótka, co? Pęknięty dyszel, zgubiona podkowa, może miecz trzeba osełką potraktować?
        Tioyoa niedbałym gestem kazała towarzystwu się posunąć, by zrobić dziewczynie miejsce, aby mogła spocząć. Wilk nie robił na kowalce żadnego wrażenia, zauważyła go, ale nie zlękła się ani nie potraktowała go jak zwykłego pchlarza.
Awatar użytkownika
Petro
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Petro »

Najemnik rozglądał się po karczmie, a to po kątach, gdzie widniały sporej wielkości pajęczyny, o dziwo bez pająków, a przy okazji po ludziach siedzących niedaleko niego, oraz słuchał plotek na ciekawszy bądź nudniejszy temat. Po chwili rzucił wygłodniały wzrok na drzwi, przez które kelnerka wyszła po złożeniu zamówienia. Wreszcie ujrzał zgrabną sylwetkę kobiety, która niosła talerz pełny smakowitego jedzenia oraz kielich z czerwonym jak krew winem, po dojściu do stolika ostrożnie położyła talerz, a zaraz obok kielich. Uśmiechnęła się do ponurego Petra i powiedziała:
- Życzę smacznego przystojniaku.- Ten sam komplement co poprzednio, jak składał zamówienie. Miał wrażenie, jakby do każdego to mówiła, żeby tylko zachęcić do dania napiwku, a możne była zwyczajna uprzejmość? Zanim zdołał podziękować, kelnerka pobiegła do kowala otoczonego słuchaczami. Zajadał się posiłkiem podanym wcześniej popijając co chwile smakowitym winem.
- Co jak co, ale wino tu mają wyśmienite - stwierdził uśmiechając się kącikiem usta. Jak to często bywa po chwili zmieniła się na ponurą minę.
Nagle drzwi się otworzyły wpuszczając zimne wieczorne powietrze. Siedział na wprost drzwi, więc nietrudno było mu zauważyć kobietę o długich brązowych włosach. Ona sama spojrzała się na Petra. Skądś ją kojarzył, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć. Po chwili udała się do kowala siedzącego i popijającego przy tym czerwone wino. Aż nagle Petro usłyszał coś o ,,Księżycowej stali" - właśnie to słowo przyciągnęło jego uwagę - wstał leniwie z krzesła dając znak kelnerce, że skończył jeść i podszedł do kowala, który co prawda już skończył swoją opowieść i rozmawiał z kobietą ujrzaną wcześniej. Petra zatrzymał chłop widziany już wcześniej albo ktoś bardzo podobny do niego, tak czy siak był pijany.
- Panie, poratuj mnie srebrnym orłem. - Jego bełkot ledwo można było zrozumieć, a sam wlepiał w najemnika dziwny wzrok, coś w pokroju zdziwionego a wściekłego.
- Najpierw to ty znajdź sobie robotę, pijaczyno. - Ręce oparł o stół, mierząc mężczyznę ponurym jak zawsze wzrokiem, czekając na odpowiedz bardziej lub mniej brutalną. W tej chwili pijak siedzący przy pustym kielichu wstał i krzyknął:
- Nie będzie mnie obrażał jakiś przybłęda! Jak z tobą skończę, to cię własna matka nie pozna! - Wziął krzesło i cisną nim celując w Petra, który nie był dość zaskoczony sytuacją, więc szybko usunął się z drogi lecącego taboretu, który trafił w inną osobę, która odwróciła się wściekle i podbiega do najbliższej osoby i uderzyła, najwidoczniej również była pod wpływem alkoholu. Zaczęła się bójka, wszyscy zaczęli się okładać wszystkim co można: kielichami, krzesłami, a nawet deską z podłogi. Petro został zmuszony do wzięcia udziału w bójce z innymi. Obrywając to w pancerz, to w głowę, najemnikowi udało się nawet wywalić kogoś za ladę. Sama bijatyka trwała w najlepsze - kto by pomyślał, że przez błahostkę stanie się coś takiego?
Ostatnio edytowane przez Petro 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Pierwsze na co zwróciła Paulina uwagę, to to, iż kowal nie był kowalem, a raczej kowalką, teraz rozumiała dlaczego miała wrażenie, że pewne informacje nie były jej podawane. Powodem zapewne było to, że nie każdy miał pewność, jakiej płci jest owa kowalka.
Pytanie nie rozdrażniło Pauliny, w końcu mogła przyjść z każdym problemem, który dotyczy podróżnych bądź miejscowych. Spojrzała na gest, jaki wykonała i na to, że wszyscy posłusznie odsunęli się na jej skinienie ręką, i to bardzo niedbałe. Pokazywało to jedynie, że musi być tu bardzo poważana i szanowana i że musi zajmować wysokie miejsce w hierarchii, wśród miejscowej społeczności. Nie myśląc wiele, zajęła miejsce.

- To nie będzie nic tak trywialnego, lecz najpierw... - przerwała na chwilę, by zaczepić przechodzącą obok kelnerkę i poprosić o jakiś miejscowy alkohol. - Przechodząc do sedna, potrzeba mi magicznej broni, która wytrzyma starcie nawet z piekielnym ogniem, a jednocześnie będzie poręczna i lekka.

Kiedy kelnerka przyniosła kufel miejscowego wina, Paulina dała jej kilka ruenów i upiła trochę, rozkoszując się smakiem znakomitego wina.

- Czy jest to możliwe do wykonania? Cena dla mnie jest nieistotna - powiedziała poważnym głosem, zupełnie ignorując burdę, jaka rozpoczęła się w karczmie.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tarunn cierpliwie czekała aż uzbrojona pannica zajmie przygotowane dla niej miejsce i zamówi sobie coś do picia. Zainteresowały ją słowa "nic tak trywialnego" - jasno zapowiadały bardziej skomplikowane zlecenie, a co za tym idzie, pewnie również dobrze płatne. Jakkolwiek Tioyoa była kowalem z zamiłowania, nie mogła zapominać o tak przyziemnych sprawach jak wynagrodzenie, bo coś do gara włożyć trzeba, a i palenisko na samym chruście długo nie podziała. Ba, w ogóle nie podziała.
        Kowalka nachyliła się z wyraźnym zainteresowaniem do swej rozmówczyni, gdy ta podjęła temat. Wystarczyło wspomnienie o magicznej broni, by na jej twarzy pojawił się tryumfalny półuśmiech, a oczy zaświeciły się jak u dziecka - w końcu jakieś wyzwanie. Tarunn dawno nie robiła porządnej broni na zamówienie, kuła zwykłe miecze, takie na jakie mógł sobie pozwolić przeciętny obywatel w nadziei, że będzie umiał się tym obronić. Zaklęty oręż to już zupełnie inna śpiewka - broń musi być porządna, dopasowana do właściciela i możliwa do zaklinania, a i przydałoby się, by ładnie się prezentowała, bo w końcu nie będzie byle czym...
        - Oczywiście, że jest - zapewniła Tarunn z zadowoleniem, jakby była to dla niej bułka z masłem. Ponownie nachyliła się do swojej rozmówczyni. - Powiem więcej, dosłownie przed chwilą mówiłam o ksi...
        Słowa kowalki zostały brutalnie przerwane, gdy między nią a potencjalną zleceniodawczynię padł jeden z bijących się chłopów i przypadkiem uderzył on Tarunn w twarz. Tioyoa zamarła na moment, po czym uśmiechnęła się diabolicznie.
        - Przeproszę na moment - odezwała się do najemniczki, po czym złapała delikwenta za kołnierz, podniosła go i odrzuciła w tłum. Wstała, podkasując rękawy i prezentując całemu światu swe runy ogniomistrzów.
        - Hans! - wrzasnęła. - Wyrzucamy!
        Hans był najstarszym synem właściciela karczmy, mężczyzną postawnym i silnym, choć niespecjalnie bitnym. Tarunn jednak dobrze się z nim dogadywała i gdy zdarzały się właśnie takie awantury (co miało miejsce średnio raz na dwa, trzy tygodnie), razem zajmowali się opanowywaniem sytuacji w najprostszy możliwy sposób - wyrzucając awanturników na zewnątrz. Kowalka była chętna do bitki, więc to ona brała się za rozdzielanie walczących pijaków, a Hans wyprowadzał ich za drzwi. W porządkach brało udział również kilku innych mieszkańców wioski, którzy żyli w dobrej komitywie z właścicielem karczmy.
        Tarunn z kopa wpadła w tumult walczących i zaraz jednego z nich znokautowała. W tym momencie nie biła się dla przyjemności, więc uderzała raz a konkretnie, wyłuskując z tłumu tych, którzy byli najagresywniejsi. Nagle okazało się, że nikt nie chce zginąć z ręki szalejącej kowalki i awantura zaczęła się wyciszać. Hans wywalał kolejne osoby na zewnątrz, a Maria ośmieliła się wyjść zza lady i dalej obsługiwać gości, którzy okazali dość rozsądku, by nie dać się wmieszać w tę potyczkę. A Tarunn stanęła między swymi ofiarami, sapnęła z irytacją i poprawiła swój pas. Ktoś na nią wpadł, odwróciła się więc gotowa do ciosu, dostrzegła jednak ponurego najemnika, który cały dzień przewijał się jej przed oczami.
        - Spokojnie - uznała opuszczając pięść. - Masz szczęście, widziałam, że nie ty zacząłeś.
        Tioyoa wróciła do stołu, gdzie siedziała jej potencjalna zleceniodawczyni. Usiadła i odszukała swój kielich, wypiła całą jego zawartość jednym haustem i znowu wydała z siebie to charakterystyczne ni to westchnienie, ni to parsknięcie, które brzmiało jak "sia!".
        - Mam nadzieję, że nie zajęło to zbyt długo - zagaiła. - Wracając do tematu, chodziło mi o stal księżycową, to doskonały materiał na naprawdę porządny miecz, taki wiadomo, niezniszczalny i przecinający piórka w locie. Nie posiadam go, ale wiem, gdzie można taki zrobić. Co powiesz na to, że zdobędziemy razem ten metal, a zapłacisz mi tylko standardową stawkę za robociznę?
        Tarunn mówiła z dużą pewnością siebie - była przekonana, że to dobry interes dla obu stron. Pannica mogła słyszeć o stali księżycowej albo i nie, ale miecze z niej wykonane czasami były warte więcej niż posiadłość ziemska z kawałkiem lasu, zwłaszcza gdyby były zaklęte, zaproponowana przez kowalkę kwota była więc śmiesznie mała. Ona jednak po prostu chciała się spróbować z tym metalem, zobaczyć jak się razem dogadają. Sława jaką zdobędzie wykonując broń dla tej dziewczyny to wystarczająco dobra inwestycja.
Awatar użytkownika
Petro
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Petro »

Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu wypełnionym awanturnikami, poszukiwał drzwi, przez które nie tak dawno przechodził. Chciał wreszcie wyrwać się z tego chlewu i ruszyć w dalszą drogę do Thenderion. W sumie sam nie wiedział gdzie jest, a zresztą popyta okolicznych, prędzej czy później dotrze do miasta. Drogę zagrodzili mu jednak dwaj mężczyźni, wyraźnie opici jak większość przebywających tutaj, w dodatku byli dwa razy więksi od najemnika oraz zdecydowanie bardziej umięśnieni. Sam raczej nie miał większych szans, jedyne co przychodziło mu do głowy, to chwycić za jedno z pobliskich krzeseł i cisnąć w przeciwników. Po krótkim namyśle zrobił to rzucając drewniany obiekt w przeciwnika, który lekko się zachwiał dając wystarczająco czasu, żeby umknąć z linii ciosu drugiego z nich i zniknąć w tłumie był już nie daleko drzwi aż ktoś z tłumu wpadł na niego, przy tym popychając go na osobę, która bardzo szybko się odwróciła. Ku wielkiemu zaskoczeniu był to kowal, a raczej kowalka, dopiero teraz mógł dokładniej się przyjrzeć, sama była gotowa już uderzyć Petra, ale opuściła pięści mówiąc.
- Masz szczęście, widziałam, że nie ty zacząłeś. - Po chwili odwróciła się i wróciła do stołu, przy którym poprzednio siedziała i zaczęła ponownie gadać o tej "Stali księżycowej". Oparł się o ścianę niedaleko ich stolika, na jego twarz padał lekki cień dając wrażenie podirytowanego całą tą sytuacją. Czekał i czekał wsłuchując się przy tym w kolejne szczegóły i mając nadzieję, że będzie mógł sobie na tym dorobić u boku. Aż ktoś wreszcie do niego podszedł - wyglądał na jednego z tutejszych, jego wygląd nie budził większych zastrzeżeń, ale również nie był to ubiór bogaty. Uśmiechał się lekko patrząc na najemnika z lekką chciwością, przynajmniej tak mu się wydawało.
- Coś taki ponury? Chodź, napij się z nami będzie weselej! - krzykną tak głośno, że bez problemu usłyszała to cała karczma.
- Może innym razem... - odpowiedział najemnik, gapiąc się prosto w oczy nieznajomemu, który stał przed nim.
- Następnym razem to się nie spotkamy! Chodź, napijmy się, ja stawiam! - Ponownie zaproponował już trochę wkurzonym tonem.
- Czy ty mnie słuchasz? - spytał się irytującego mężczyzny. Mimo że Petro był spokojnym człowiekiem, to ta osoba działała mu na nerwy i to dość mocno.
- No pewnie! Czyli idziemy pić? - krzyknął jeszcze raz, ale znaczniej głośniej niż poprzednio, a uśmiech mu się nie zmieniał - nadal uśmiechał się od ucha do ucha, najwyraźniej wkurzanie Petra bardzo przypadło mu do gustu, w końcu najemnik nie wytrzymał, chwycił za rękojeść miecza mając nadzieję, że odstraszy żartownisia. Chłop stojący przed nim nerwowo spojrzał się na oręż i zaczął się cofać Petro odetchną z ulgą dalej wpatrując się potajemnie w rozmowę między kowalką a najemniczką.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Paulina widziała z jaką łatwością przyszło kowalce uspokoić burdę, jaka powstała w karczmie. Nie spodziewała się, że kowalka jest aż tak bardzo charyzmatyczna, a zwłaszcza, kiedy na jedno zawołanie, podszedł do niej jeden z ludzi. To wyglądało w taki sposób, jakby to ona miała sprawować władzę we wiosce, bądź chociażby jakąś ważniejszą funkcję albo może po prostu zajmowała tylko wysoką pozycję w miejscowej hierarchii. Nie miało to dla Pauliny większego znaczenia, najważniejsze było dla niej to, że ta jej zaimponowała.

Nie miała najmniejszej ochoty dołączać do burdy, lecz z ukrywanym zadowoleniem przyglądała się całemu wydarzeniu. Obserwowała dokładnie ruchy kobiety i przyglądała się jej jak uczeń mentorowi. Kiedy wreszcie wszystko się uspokoiło, powróciły do rozmowy, którą im tak brutalnie przerwano. Była ciekawa, co ta chciała jej powiedzieć. Kiedy już usłyszała "stal księżycowa", w jej oczach pojawił się błysk ciekawości. Podczas podróży słyszała kiedyś o tym materiale i o tym, że wykuta z niej broń była nie do zdarcia, jednakże spodziewała się bardzo wysokiej ceny, jakiej by nie była w stanie zapłacić, ewentualnie musiałaby dorobić, bądź dla niej pracować i w ten sposób spłacić miecz, lecz była w stanie poświęcić wiele, by go zdobyć. Rozmowa w końcu zeszła na temat ceny - kiedy usłyszała ile będzie musiała zapłacić, podrapała Kła za uchem, by dać mu znak, że dziś sobie dobrze zjedzą.

- Zgadzam się na takie warunki, lecz nie mam odpowiedniej broni. Mój miecz już od dawna nie jest w stanie zadać poważniejszych ran. Byłabym wdzięczna, jeśli mogłabyś mi pożyczyć jakikolwiek - odpowiedziała jej wyciągając miecz z pochwy. - Jak widać swoje lata świetności ma już za sobą.

Miała nadzieję, że kowalka jej nie wyśmieje. Ostrze wyglądało jak siedem nieszczęść, było zardzewiałe, wyszczerbione i tępe, lecz mimo tego Paulina nie była w stanie wyrzucić tego miecza. Kiedyś dostała ów miecz od najemnika, który ją szkolił i była bardzo do niego przywiązana.

- W sumie byłoby dobrze, gdybyś była w stanie przerobić to ostrze na ostrze ze stali księżycowej. Ma po prostu dla mnie wartość sentymentalną - powiedziała głaszcząc wilka.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tarunn siedziała okrakiem na ławie, podpierając brodę na ręce, a w wolnej dłoni trzymając pusty kielich, który tylko czekał, aż Maria upora się z resztą klientów i przyjdzie dolać kowalce. Ta mała bójka sprzed chwili zapewniła jej kolejną darmową kolejkę - miała dzisiaj zdecydowanie dobry dzień, co wyraźnie odbijało się w jej zadowolonym wyrazie twarzy. Jednak mimo radości i alkoholu krążącego w żyłach, Tioyoa pozostawała czujna. Jednym uchem słuchała swej zleceniodawczyni, a drugim nasłuchiwała, co też działo się wkoło i czy jeszcze komuś nie trzeba przylać. Przeczucie jej nie zawiodło - nie musiała wcale być długouchym elfem, by usłyszeć, jak jeden z miejscowych dowcipnisiów zaczepiał ponurego najemnika, próbując go sprowokować do kolejnej bójki. A raczej do pościgu - Tarunn znała to przedstawienie, chłopak zaczepiał przejezdnych wojowników i prowokował ich tak długo, aż nie zrywali się do walki, wtedy im zwiewał, a że z reguły jego przeciwnicy byli toporni, tylko się ośmieszali, próbując złapać lawirującą między stołami ofiarę. Rzadko kto jednak sięgał po miecz, to mocno ostudziło zapał żartownisia i jednocześnie lekko podniosło ciśnienie kowalce. Powoli wstała ze swojego miejsca i tym razem nie usprawiedliwiając się odeszła od stolika. Nie uszła daleko, ledwo zrobiła dwa kroki i już była przy najemniku.
        - Chodź, przyjemniaczku - zarządziła, po czym bez specjalnych ceregieli zarzuciła mu ramię na szyję, jakby byli dobrymi kumplami. Ściągnęła go trochę w dół, bo nie zamierzała stawać na palcach, po czym pociągnęła go za sobą z powrotem do stołu.
        - Ściągasz na siebie kłopoty jak kotka w rui - oświadczyła, sadzając ponuraka koło siebie. - Siedź tu, będę cię pilnować. Chyba, że chcesz dostać po mordzie.
        Tarunn mówiła wbrew pozorom przyjacielskim tonem, jakby zapewniała, że przy niej nikt go nie ruszy. Miejscowi na pewno nie zaczepialiby nikogo będąc w zasięgu ramion kowalki, życie im było miłe, dlatego jeśli na kogoś się uwzięli, tylko jej protekcja mogła zapewnić spokój, a jeśli to nieznajomy był prowokatorem, Tioyoa była w wygodnej pozycji, by znokautować go jednym ciosem. Bez względu na opcję, spokojny wieczór był zagwarantowany, można było wrócić do rozmów.
        Tarunn teatralnie uderzyła się w czoło.
        - No tak, ależ ze mnie osioł - zaśmiała się z samej siebie. - Mówiłaś, że chcesz ode mnie miecz, więc jakim cudem miałabyś mieć jakiś zdatny do użytku. Bo na kolekcjonerkę to mi nie wyglądasz, raczej na konkretną, praktyczną osobę, a takie nie dźwigają ze sobą arsenału - dodała w ramach usprawiedliwienia. - Jasne, coś tam się znajdzie, moja kuźnia to nie byle jaki grajdołek.
        Gdy najemniczka podała kowalce swój wysłużony miecz, ona wcale się nie roześmiała, zrobiła raczej współczującą minę, jakby pokazano jej bardzo schorowanego, ale nadal radosnego szczeniaczka. Wzięła ostrze do ręki i obejrzała je dokładnie, pod różnymi kątami. Niektóre ubytki gładziła palcem, jakby sprawdzała, czy nie są to tylko zabrudzenia, kiwała do siebie głową i coś mruczała pod nosem.
        - Nie no, staruszek jest już po prostu zużyty - uznała. - Inna sprawa, że jakby go na bieżąco konserwować, może by dłużej pożył, chociaż to tu... - Tioyoa wskazała wyjątkowo głębokie wyszczerbienie na ostrzu, kręcąc przy tym lekko głową. - Jest już dość poważne, na jakimś bardzo twardym czerepie go wyszczerbiłaś, chyba na jakimś poborcy podatkowym, co? Ale nie ma problemu, coś tam ci pożyczę, może nawet coś podobnego. Mówisz, że chcesz go przerabiać? - upewniła się i sapnęła przez nos. Przez chwilę znowu oglądała miecz najemniczki, ważyła go w dłoniach i nawet kiwnęła nim kilka razy na próbę. Na jej twarzy malowało się jedynie olbrzymie skupienie, nie wyglądała na zniesmaczoną albo sceptycznie nastawioną do tego pomysłu. Mimo to gdy się odezwała, nie miała dobrych wieści.
        - Będzie problem - przyznała szczerze. - Wiesz co, to specyfika materiału. Stal księżycowa jest troszkę lżejsza od zwykłej, mogłoby się stracić wyważenie, a też nie wiem jak się złapie na stary materiał... Jednak od jelca w dół mogłoby wszystko zostać - uznała, patrząc jednym okiem wzdłuż ostrza. - Wiesz co, możemy zrobić tak: zobaczymy, ile stali udałoby się w ogóle zdobyć, wtedy będziemy kombinować. Jak będzie dużo, to zrobimy sobie z tego co nam się zamarzy, z rozmachem, a jak od biedy kawałeczek, to powlekę tylko ostrze twojego aktualnego miecza i jakoś to wszystko ładnie zaklnę. Bo chciałaś magiczną broń, dobrze pamiętam? - upewniła się kowalka. Przerwała na chwilę, gdyż właśnie Maria przechodziła obok stołu i samym gestem zapytała czy jej nie dolać, a Tarunn należała do tych, którzy alkoholu i modlitwy nie odmawiali nigdy. Chętnie nadstawiła swój kielich.
        - Przejezdny mi mówił, że na północy, w zupełnej dziczy, rozbiły się spadające gwiazdy - powiedziała, gdy znów byli tylko we trójkę. - To z nich pozyskuje się stal księżycową. Ja tam po bezdrożach łazić nie za bardzo umiem, gubię kierunek i kręcę się w kółko, a i pewnie komuś po mordzie trzeba będzie dać, to taka okolica, że albo bandyci, albo głodne potwory, albo goli druidzi palący zioło po górach biegają. Że bitna jesteś, to widzę, a w lasach sobie radzisz? - upewniła się Tioyoa, bo w końcu też miała co do tej wyprawy konkretne oczekiwania.
Awatar użytkownika
Petro
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Petro »

Petro był zadowolony z odstraszenia żartownisia, przez co niezauważalnie się uśmiechnął. Wreszcie miał chwilę spokoju dla siebie. Właśnie.. Na chwilę. Nawet nie minęła minuta od zaczepki, to umięśniona kowalka wykonała dosłownie jeden krok, Najemnik wyciągną w tej chwili dwa wnioski: albo kowalka jest wściekła na niego, albo ma ewentualną propozycję. Nie miał czasu, żeby się namyślić, gdy powiedziała do niego:
- Chodź, przyjemniaczku. - Stanowczo się z nim nie cackała, nie dała wymówić jednego słowa, a ta już zarzuciła mu ramię na szyję i bez większych problemu ściągnęła go w dół. W tej chwili próbował się wyszarpać ale bez skutku, dochodzili powoli do stołu, który znajdował się niedaleko. Postanowił, że spróbuje się jeszcze raz wyszarpać, co skończyło się niepowodzeniem, byli już przy stole, a kowalka posadziła go
koło siebie. Z pewnością miał zapewniony spokojny wieczór, co zdołał zauważyć, że ta kobieta była wpływową osobą przynajmniej w tej okolicy. Gdy ponownie zaczęli gadać o tej księżycowej stali, Petro nieco odsuną się od kowalki przynajmniej o dwa kroki, starał się robić to jak najciszej, żeby nie zwrócić na siebie większej uwagi. Po tej czynności chwycił za manierkę, która widniała z tyłu niebieskiej peleryny, otworzył korek, upił łyka, po czym zatkał otwór i przywiązał ponownie do pasa i zaczął przysłuchiwać się całej rozmowie, czasami zerkając
a to na lewo, a to na prawo. Chwilę potem zwróciło uwagę najemnika, gdy kobieta wyjęła miecz, a potem pokazywała kowalce, podobnie zużyty co jego, ale z pewnością nie był aż tak tępy przynajmniej mu się tak wydawało. Czekał aż cała rozmowa się rozwinie być może coś i z tego zyska.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Słyszała co nieco o spadających gwiazdach i o metalach, które można z nich pozyskać. Każdy kto jej o tym opowiadał, zachwalał właściwości tego metalu. Czuła wewnątrz, że musiała mieć takie ostrze, a informacja o tym, że może powlec jej stare ostrze tymże metalem, który ma magiczne właściwości. Taki miecz mógł jej pomóc w zmaganiach z jej celem, a raczej z celami.

- Dobrze, jutro możemy wyruszyć. - Na jej twarzy pojawia się cień szczerego uśmiechu. - Będę szczęśliwa, jeśli to ostrze znów będzie dobre do użytku.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        - I to jest odpowiedź! - oświadczyła z zadowoleniem Tarunn, gdy najemniczka zadeklarowoała gotowość wyruszenia z samego rana w drogę. Później na twarzy kowalki pojawił się szeroki uśmiech pełen zębów. Znowu bez ostrzeżenia złapała ponurego najemnika za szyję w zapaśniczym chwycie i przyciągnęła go do siebie.
        - Patrz - powiedziała. - Na pewno się ze mną zgodzisz, że gdy taka ładna dziewczyna się tak uśmiecha, to nikt jej odmówić nie może.
        Po wypowiedzeniu na głos tej obserwacji Tioyoa roześmiała się głośno i puściła najemnika. Zwolnioną ręką sięgnęła po kielich i napiła się. Z ukontentowaniem oblizała usta.
        - A, właśnie - zwróciła się do mężczyzny. - Słuchaj no, nie lubię, gdy ktoś w mojej wiosce robi bajzel. Jedz, pij, przekimaj się, ale skoro my jutro z rana wyruszamy, to ciebie również ma tu nie być. Chcesz, chodź z nami, mnie za jedno, ale wybij sobie z głowy zostawanie tu chociaż chwilę dłużej. Rzekłam - zakończyła, po czym dopiła swoje wino i wstała. Zaraz złapała Marię, która przechodziła obok stołu. Uregulowała u niej należności za to, co zdążyła wypić tego wieczoru i czego nie miała na koszt firmy za wszelakie przysługi. Przy okazji trochę poplotkowała - upewniła się jakie były straty po bójce (nic, czego nie dałoby się naprawić młotkiem i tuzinem gwoździ), kto i ile oberwał (nikogo przypadkiem nie zabiła). Gdy kelnerka już odeszła, kowalka poprawiła swój pas i z zadowoleniem obróciła się do najemniczki.
        - Czyli umowa stoi - oświadczyła, po czym napluła na dłoń i wyciągnęła ją w kierunku dziewczyny. - A tak już zupełnie na marginesie, zdradziłabyś mi swe imię? Twój miecz pozwolę sobie zatrzymać do rana, może jak go wezmę na koło, to będzie jeszcze jakiś czas zdatny do użytku. Spotkajmy się pod moją kuźnią gdy nastanie świt.
        Po przyklepaniu umowy, Tioyoa pożegnała się ze swymi przyszłymi towarzyszami i przeciągnęła się z jękiem. “Pora spać” oświadczyła idąc w stronę wyjścia. Jeszcze kilka osób ją zaczepiło, by zamienić ze dwa, trzy zdania, przez co nim kowalka doczołgała się do swojego domu, było już naprawdę późno. Mimo to nie od razu położyła się spać: w pierwszej kolejności chciała się zająć zarekwirowanym mieczem. Gdyby chcieć to zrobić porządnie, roboty byłoby na jakieś dwa dni, a kto wie, czy nie musiałaby w to angażować ognia, jednak pobieżną konserwację mogła zrobić. Porządnie oczyściła ostrze, z namaszczeniem wytrawiając miejsca dotknięte przez rdzę, po czym usiadła przy kole szlifierskim. Pogwizdując wesoło rozpędziła kamienny krąg i zaczęła robotę. Co jakiś czas przerywała, by skontrolować jakość swojej roboty. Przerwała, gdy wiedziała, że już więcej cudów nie dokona bez zbyt głębokiego szlifowania. Zmarszczyła nos i podrapała się po skroni, krytycznie patrząc na swoje dzieło.
        - Psia jucha, trzeba będzie zrobić to, czego nie lubię - westchnęła, po czym popukała się kułakiem w czoło. - Jak to szło…
        Kowalka odetchnęła, po czym dotknęła palcem najgorszego wgłębienia. Powoli zaczęła recytować krótkie zdanie zaklęcia, powtarzała je w kółko i w kółko, aż jego słowa straciły sens, cały czas gładząc opuszkiem uszkodzone ostrze. W lepszym świetle widać by było, jak metal poddaje się jej dotykowi i powoli zasklepia bruzdę, lecz i tak nie udało się jej usunąć na zawsze. Tarunn przerwała swoje czary, głęboko wzdychając jak po dużym wysiłku.
        - O jasna niebieska anielska - parsknęła, po czym przyjrzała się swemu dziełu. Z zadowoleniem kiwnęła głową. - Będzie - orzekła, po czym jeszcze przetarła szmatką naprawiane ostrze i odłożyła je na blat z myślą, że zasłużyła sobie na odpoczynek. Powlokła się do swojego lokum na tyłach zakładu i padła na łóżko w ubraniu, by złapać jak najwięcej snu.

        Rano Tarunn czekała na ganku przed kuźnią. Siedziała na drewnianej ławie i ćmiła fajkę, przez zamknięte oczy, skulone ramiona i szarą pelerynę przypominającą koc z dziurą na głowę, ona sama przypominała bardzo dużego i bardzo obrażonego kurczaka.
Awatar użytkownika
Petro
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Petro »

Siedział sobie spokojnie kłócąc się z własnymi myślami, aż nagle umięśniona kowalka złapał zamyślonego najemnika za szyję bez żadnego ostrzeżenia szybko przeciągłą go do siebie. W tej chwili Petro nie mógł oddychać, próbował się wywiercić z uścisku, ale bez większego skutku, a kowalka powiedziała.
- Patrz, na pewno się ze mną zgodzisz, że gdy taka ładna dziewczyna się tak uśmiecha, to nikt jej odmówić nie może. - Po czym buchnęła śmiechem puszczając po chwili najemnika, który ledwo trzymał się na krześle. Jego wyraz twarzy dalej pozostawał bez zmian.
- Pewnie... - odpowiedział łapiąc wdech po morderczym uścisku kowalki, od razu wykrzyczał w myślach: ,,Ile to bydle ma siły?!". Po dojściu do siebie rozejrzał się po całym pomieszczeniu mając nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Już po chwili kowalka ponownie się odezwała.
- A, właśnie słuchaj no, nie lubię, gdy ktoś w mojej wiosce robi bajzel. Jedz, pij, przekimaj się, ale skoro my jutro z rana wyruszamy, to ciebie również ma tu nie być. Chcesz, chodź z nami, mnie za jedno, ale wybij sobie z głowy zostawanie tu chociaż chwilę dłużej - rzekła do niego kowalka. Teraz miał podjąć decyzję, która by decydowała o jego samopoczuciu na najbliższy tydzień...
- Dam odpowiedz jutro - zwrócił się do kowalki, po czym wstali udał się do karczmarza czyszczącego ladę po wieczornej bójce.
- Ile za jedna noc? - rzekł do niego opierając się rękami o drewnianą ladę, sam karczmarz się lekko uśmiechną i odpowiedział mężczyźnie.
- Hmm, tak z dziesięć ruenów. - Po tych słowach Petro wygrzebał z torby sakiewkę, odliczył kwotę i rzucił ją na ladę.
Karczmarz wskazał mu pokój, już bez zbędnych pytań dał klucze i nakazał, żeby od razu jak wstanie oddać. Po wejściu do pokoju rozejrzał się po pomieszczeniu. Nic nadzwyczajnego - łóżko z poduszką wypchaną sianem, stolik i małe okno. Odpiął pas, który potem rzucił na podłogę a po chwili całą torbę. Pancerza nie zdejmował i tak było parę godzin do ranka więc bez różnicy, położył się i szybko zasną zamykając wcześniej drzwi. Po obudzeniu zabrał cały swój ekwipunek i posprzątał jak należy, żeby oszczędzić sprzątania pokojówkom i szybko oddał klucz karczmarzowi, który mu go wczoraj dawał. Uzupełnił prowiant, a zamiast wody wlał wino dla kowalki, a sam pomyślał ,,Jeśli tak bardzo lubi wino to może oszczędzi mi cierpień w drodze..." .
Nastał ranek, Petro już przygotowany do podróży wyszedł z karczmy przyzwyczajając się do porannego światła. Stawił się przed kuźnią, od razu zauważył kowalkę z fajką w ustach, sam zaś stał niedaleko niej czekając na ostatnią osobę.
Ostatnio edytowane przez Petro 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości