Góry Druidów[Las u podnóża gór] Natura bestii, a ludzka

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Widząc jak maie praktycznie rozkleja się siedząc na ziemi, demon miał wrażenie, że coś w sercu mu drgnęło. Gdzie się podział ten egoistyczny nemorianin, który jeszcze nie tak dawno temu bez skurpułów był skłonny zabezpieczać sobie drogę ucieczki wykorzystując niewinną elfkę, a rzeczywiście pomagając lichowi szykować wojnę z elfami i całą resztą krainy? Widocznie zgubił się gdzieś na tych zapomnianych przez bogów bagnach. Teraz stał tu Akkarin, szlachcic, którego znajomość z tą chwilę wcześniej wspomnianą elfką odmieniła, chyba na dobre. Nie potrafił patrzeć na cierpienie tej drobnej istoty, która teraz zdawać by się mogła najkruchszą na całej łusce Prasmoka. Jeszcze kilka tygodni, a może kilkaset lat, zależy jak na to spojrzeć, demon wykorzystałby tą sytuację. W końcu taka rozbita istotka, będąca w zasadzie stałym źródłem najczystszej magicznej energii mogłaby być idealnym kompanem. I niekończącym się źródłem pożywienia... Ale nie dziś. Dziś demon wyjątkowo chciał ją ochronić, choć sam nie wiedział czemu.
Uklęknął przy zielonookiej niewieście, i poczekał aż ich oczy się spotkają.
- Pani, wyrusz więc wraz ze mną do Ekradonu. Jeśli nie znajdziemy tam magów, zdolnych rozwikłać zagadki jakie im postawisz, wyruszymy dalej na poszukiwania. A ja pozostanę z Tobą do końca tej podróży. - Powolnym ruchem, niczym do dzikiego, przestraszonego zwierzęcia, ujął jej dłoń. Delikatnie acz zdecydowanie pomógł naturiance wstać na nogi i wolną ręką przytrzymując ją w talii przypilnował, coby ta się nie przewróciła.
- Pani, proszę dosiądź wraz ze mną mojego wierzchowca. Nie wiem czy już was sobie przedstawiałem, to jest Arkad. Mój oddany druh i przyjaciel. Na pewno odnajdziecie wspólny język. - W tym czasie koń, również zbliżył się do nich i pochylił łeb przed dziewczyną.
- Witaj. Mam nadzieję, że umiesz jeździć konno i zbytnio cię nie wytrzęsie na moim grzbiecie. Mamy przed sobą wiele dni drogi. - Arkad przekazał tą wiadomość zarówno w języku zrozumiałym dla zwierząt jak i tym wyjątkowy połączeniem dla Akkarina, coby demon nie czuł się wykluczony z rozmowy.
- Bardzo mi miło, ale... Nie potrzebuję konia. Polecę sama. Powiedzcie mi tylko, gdzie. - Odpowiedź maie, choć zdziwiła zarówno demona jak i demonicznego wierzchowca, to tylko skinęli głowami, a Akkarin dodatkowo pokrzepiająco się uśmiechnął.
- Jeśli tylko dasz radę, nie będziemy oponować. Jeśli jednak zmęczysz się pani proszę powiedz, a zrobimy postój. Udamy się na wschód. Nie wiem gdzie dokładnie jesteśmy, więc może się okazać, że przekroczymy jeszcze dopływy rzeki motyli. Jednak gdy już opuścimy las, będziemy musieli jeszcze znaleźć bród na Diharze, a stamtąd do Ekradonu to już rzut kamieniem. - Nemorianin wyjaśniał trasę podróży przy okazji dosiadając Arkada. Gdy znalazł się już w siodle zwrócił się jeszcze do zmiennokształtnego. - Wybacz panie, ale wolałbym żebyś Ty udał się w inną stronę. Nie chciałbym narażać tej niewiasty na dalsze ryzyko utraty życia, gdybyś stracił nad sobą kontrolę.
- Ruszajmy pani. - Po tych słowach zwrócił konia na wschód i ruszył stępa pomiędzy drzewami. Za sobą usłyszał tylko przerywany śmiechem komentarz dotyczący śmiesznej mowy, która dla niej była nietypowa i łopot skrzydeł, zwiastujący przemianę maie w ptaka. Nim jednak zdążył się odwrócić i sprawdzić jakiż to gatunek wybrała - jej już nie było. Zepwne teraz szybowała ponad drzewami, tylko obserwując czy jej nowi towarzysze wciąż kierują się wraz z nią. Ku nowej przygodzie.

[Ciąg dalszy: Enadelia, Akkarin]
Awatar użytkownika
Istrathil
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wilkołak (przemieniony z człowie
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Istrathil »

Istrathil po prostu siedział, jego umysł całkowicie był ogarnięty przez myśli o klątwie i sposobie jej zdjęcia. *Musi być jakiś inny sposób! Nie dam rady zabić własnego przyjaciela! Czemu to coś wymaga ode mnie czegoś takiego?* Chyba pierwszy raz w swoim życiu czuł taki niepokój, pierwszy raz nie wiedział jaką decyzję podjąć, ale wiedział, że żadna z opcji wyboru nie jest tą, którą by wybrał. W międzyczasie jego towarzysze zapragnęli opuścić wojownika, co wyrwało go z obecnego stanu i skupiło jego uwagę właśnie na nich.
- Szerokiej drogi. - odpowiedział do oddalającego się już demona i naturianki, a na jego ustach pojawił się mimowolny uśmiech, który jednak nie gościł zbyt długo na jego twarzy, bo wraz ze zniknięciem ich z pola widzenia to do jego głowy znów zaczęły napływać myśli, na które zdecydowanie Is nie miał ochoty.

Spojrzał się na swego przyjaciela, widział, że był on zakłopotany swym panem, a przynajmniej na takiego mu wyglądał, ale tak naprawdę wilk był spokojny. Wiedział on co się musi stać i był w każdej chwili gotowy, by oddać swe życie dla tego, którego zwał najbliższym. Wojownik wstał, a następnie zbliżył się do Harvora. Przyklęknął, przyłożył twarz do jego pyska i objął go ramieniem.
- Nigdy nie chciałem, by to się tak kończyło. Nigdy właściwie nie sądziłem, że to wszystko tak będzie wyglądać - westchnął ciężko wojownik.
- Ale nie jestem w stanie zabić kolejnego przyjaciela, nie po tym wszystkim - wyciągnął rękę w stronę swego połamanego miecza, chwycił za ostrze, a po policzku spłynęła mu jedna, ta najbardziej gorzka łza wojownika.
- Niestety jestem zmuszony zakończyć tę klątwę, bo nie chce krzywdzić niewinnych - kontynuował, jednocześnie zaciskając dłoń na ostrzu miecza, której skóra rozerwała się i krew pociekła z ran na trawę. W tym momencie Is uśmiechnął się tym swoim zawadiackim uśmiechem jak to robił za młodu. Ostrze powędrowało prosto w stronę brzucha mężczyzny, a on sam mocnym szarpnięciem rozerwał całe podbrzusze pokazując swoje wnętrze. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w wilka, którego zszokowało zachowanie mężczyzny, a zaraz potem osunął się na ziemie, krew zalewała trawnik dookoła. Do Harvora dopiero dotarło co jego pan tak naprawdę zrobił, zaczął piszczeć i skomleć jednocześnie próbując pyskiem pomóc wstać wojownikowi. Is pogłaskał go, chciał go uspokoić w tej ostatniej chwili swego życia.
- Wiesz co Harvor, chyba nigdy nie było mi pisane umrzeć jak wojownik - Spojrzał się prosta na wilka, który jakby mógł to pewnie by się rozpłakał.
- Nie, zdecydowanie nie zasłużyłem na ten honor po wszystkim co zrobiłem... - kaszlnął krwią - Ale wiesz co? Gdy patrzę na całe swoje życie to uważam, że tyle mi wystarczy, nie miałbym celu w dalszym życiu - uśmiechnął się jednocześnie zamykając oczy.
- Udanych Łowów! - rzekł w swych ostatnich słowach to co wypowiadała jego kompania każdemu, który wyruszał w podróż - I niech twe ostrze nigdy nie rdzewieje... - wyszeptał w swym ostatnim tchnieniu. Teraz już było pewne, że nie żyję. Tak zakończyła się podróż wojownika, mordercy, bratobójcy, ale i wiernego przyjaciela...
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości