Oaza Mia-Alkhama[Oaza Mia-Alkhama] Musicie być jak szalona rzeka, jak...

Niewielka oaza znajdująca się na terenach należących do Na'Zahiru. Pustynne miasteczko, jakich wiele pośród wydm, różniące się jedynie liczbą stacjonujących tam wojsk. Oaza zbudowana wokół zbiornika, czystej, słodkiej wody, lecz nikt do tej pory nie nadał mu jeszcze żadnej nazwy.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadikowi nie umknęło to jak Sarabi na niego spojrzała. Niezła bestyjka – przed chwilą wyglądała, jakby miała wyzionąć ducha, ale i tak kąsała i ewidentnie nie podobało jej się, gdy była traktowana z góry. Dumna, ewidentnie, a jeszcze chyba pewna siebie. Nie spodobało jej się to, że zarzucił jej jakiekolwiek emocje i wytknęła mu to zdanie o zaskoczeniu, jednak jego to nie ruszyło. W myślach wywrócił oczami, że ma nie łapać go za słówka, a później wrócił już do ich przesłuchania.
        Pierwsze wyznanie – to takie bezczelnie rzucone zdanie o kradzieży – sprawiło, że pułkownik ściągnął brwi w nieprzyjemnym grymasie. Ten jednak trwał krótko, a kolejne słowa – te o ucieczce z domu, ucieczce przed ślubem – sprawiły, że kiwnął głową, jakby ją rozumiał. I co więcej, o nic nie miał do niej pretensji. Odwrócił na moment wzrok, jakby się zadumał. To wcale nie był rzadkie zjawisko w Na’Zahirze. Tu nadal mocno kultywowane były aranżowane śluby i czasami zdanie dzieci nie miało absolutnie żadnego znaczenia. Wiele dziewcząt uciekało przed wyjściem za jakiegoś brutala albo starucha, bo zostały mu obiecane. To była desperacja, ale on nie mógł mieć do Sary o to pretensji. Sam nie wyszedł wcale za dobrze na tym, że się ożenił z kobietą, której nie znał…
        Nagle Sadik lekko drgnął i skierował na nią czujne spojrzenie. Powiedziała, że ma dwadzieścia trzy lata? Przyjrzał jej się. Nie, nie wyglądała. Jego zdaniem miała jakieś siedemnaście, no, dziewiętnaście lat – to już maksimum. Naprawdę sprawiała wrażenie bardzo młodej, tak ją do tej pory odbierał i tak ją traktował. Teraz okazało się jednak, że ma do czynienia z dojrzałą kobietą, niewiele młodszą od niego. Był zaskoczony i przez moment nie był w stanie tego ukryć. Później jednak opamiętał się i skupił na tym, co mu mówiła. Nie obeszła go szpilka, którą próbowała mu wbić.
        - Sądzisz, że cię ścigają? Że złapali twój trop? – upewnił się. I o dziwo teraz nie brzmiał wcale jak wcześniej, jak na przesłuchaniu. Wręcz przeciwnie, teraz sprawiał wrażenie, jakby chciał jej pomóc. Nie z uczucia, trosko – mówił jak podczas odprawy, gdy rozpatrywał wszystkie opcje, aby misja się udała.
        - Skąd uciekasz? – zapytał jeszcze. To też była dla niego ważna informacja, bo trakty były mniej lub bardziej uczęszczane, zarówno przez podróżnych, jak i strażników dróg.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

- Z Lirin-Dahr - odparła.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. To, że ktoś mnie szuka, to na pewno, ale mogłam przecież uciec w dowolną stronę. Zakładam, że już szukają mnie w Kerendirze i Xan-Lovar, bo to znajome strony. Ale do Na'Zahiru też w końcu dotrą, dlatego chcę uciekać na wschód. Mojemu ojcu tylko wydaje się, że mnie zna, więc prawdopodobnie stawia, że uciekłam na południe, w tropiki, bo wiem jakiego klimatu się spodziewać. Na wschodzie muszę przekroczyć Szare Jezioro, ale jeśli ktoś tam dotrze będzie szukał mnie w Suni, a ja nie zamierzam tam płynąć. Wolę obejść jezioro i dotrzeć do Landur, a potem... Zobaczymy.
Zorientowała się, że nagle zaczęła mówić o swojej dalszej ucieczce, jakby Sadik swoim łagodniejszym tonem ją do tego zachęcił. A przecież miał ją zdemaskować! Tylko, że jak do tej pory nie zadał takiego pytania, na które musiałaby odpowiedzieć wprost, że jest księżniczką. Jeszcze przed chwilą była pewna, że wpadła, że ma przechlapane i koniec ze zwiedzaniem świata, a teraz jakby odebrało jej rozum, mówiła obcemu o swoich planach. Brawo, chyba ci rozum odjęło, noga rzutuje ci na mózg? Co? Gadasz do kogoś, kto i tak wie kim jesteś i zaraz cię wyda, o planach dalszej podróży. Można być bardziej głupim, hm? Jej upierdliwy, wewnętrzny głos miał rację i nienawidziła go za to.

Zachowuję się jak obłąkana. Za dużo tego wszystkiego, nie mam już siły, głowa chce mi eksplodować. Po co tyle gadam? Po co się zdradzam? Bez sensu, poznałam człowieka wczoraj, a dzisiaj... Leżę u niego w domu. Po prostu fantastycznie... Jestem beznadziejna, naiwna, głupia i mam pusty łeb. Niech już mi wszyscy dadzą święty spokoju, bo naprawdę zwariuję.

- Sadik, możemy przełożyć to na jutro? Nikogo nie zamordowałam ani nie zamierzam zamordować. Powiedziałam co chciałeś. Jestem zmęczona, boli mnie, głowę mam ciężką. Atakujesz mnie pytaniami, więc ja też atakuję, chociaż staram się odpowiadać sensownie i szczerze. Ale dzisiejszy dzień nie był dla mnie szczególnie udany. Staram się skupić, ale myśli mi uciekają, chciałabym po prostu odpocząć, pójść spać, jeśli mogę.
Sadik jej nie zdemaskował, póki co, a ona naprawdę nie miała już. Plotła bzdury, raz bała się, że zostanie wydana strażom ojca, raz rozgadywała się o swojej ucieczce, raz była zła i agresywna, a raz potulna jak baranek.
- Widzisz, że nie myślę trzeźwo. Nigdzie nie ucieknę.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik słuchał planów Sary w skupieniu i bez żadnej kpiny w spojrzeniu. Mógłby ją zgasić, że na razie to nawet na piętro sama nie wejdzie, nie wspominając o podróży gdziekolwiek, ale chciał jej wysłuchać. Choć nie wyciągnął z tego żadnych rewolucyjnych wniosków. Wiedział tylko, że pochodziła z serca pustyni, a jej ojciec musiał być obrzydliwie bogaty i zdeterminowany, skoro pościg ruszył w tylu kierunkach i było pewne, że i do Na’Zahiru dotrze. Poczuł jednak niepokój. Ile osób mogłoby sobie pozwolić na zaangażowanie takich sił? Nieliczni. Naprawdę nieliczni. Jej rodzina musiała być więc obrzydliwie bogata: może byli wojskowymi, może byli u władzy, a może handlowali czymś wyjątkowo cennym. Każda z tych ewentualności niosła za sobą innego typu kłopoty.
        Nagła prośba o zakończenie tego “przesłuchania” sprawiła, że pułkownik jakby ocknął się z zadumy. Spojrzał na Sarę, jakby jej słowa go zaskoczyły, skrzywił się w trudnym do nazwania grymasie. Skinął jednak w końcu głową.
        - Niech będzie - przytaknął, ale jego słowa świadczyły o tym, że nie był z tego specjalnie zadowolony. Wstał ze swojego miejsca.
        - Zdejmij opatrunek, niech rana się powietrzy. Wrócę i wtedy założę ci nowy.
        Nie czekał na żadne potwierdzenie - poszedł przygotować posłanie dla Sary. Nie by kosztowało go to specjalnie dużo wysiłku. Noce były ciepłe, wyciągnął więc dla niej prześcieradło i ubrał poszewkę na poduszkę, to było wszystko. Jednak przez cały czas gdy się tak krzątał po domu, zastanawiał się kim też ona mogła być. Mógł ją przycisnąć, ale w sumie nie miał ku temu żadnego powodu. Nie podejrzewał jej o żadne przestępstwo, bo choć przyznała się, że okradła ojca, to on jednak rzadko zajmował się takimi sprawami - kazał obu stronom się dogadać, bo nie w każdą kłótnię rodzinną powinny interweniować służby porządkowe. Jeśli jednak stary zdecydowałby się złożyć zawiadomienie… Czcze domysły. I tak, jak mówiła, póki co nie było szans, aby ktokolwiek się po nią pojawił.
        Po pościeleniu Sarze, Sadik wrócił do salonu. Sięgnął po pakunek, który dostał od medyka, i podszedł do dziewczyny.
        - Oprzyj tu nogę - zarządził, wskazując jej wiklinowy podnóżek. - Założę ci nowy opatrunek.
        Sadik nie odzywał się do niej podczas zabiegu. Minę miał zaciętą, skupioną i choć nie pieścił się z ranną, dało się poznać, że jakikolwiek ból jej zadawał, był on przypadkowy albo niemożliwy do uniknięcia. Starał się zresztą, by było go jak najmniej - nie był bydlakiem, którego cieszyłoby cierpienie kobiety. A ona już dość tego dnia przeszła.
        - Boisz się psów? - zagaił, bo w sumie go to zastanawiało. Te ogary by jej nie zaatakowały, gdyby nie dostały odpowiedniego bodźca. Ona zaczęła uciekać, ale to chyba zanim rzuciły się w jej stronę.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Sarabi czuła, że powoli zaczyna wariować. Była już tak zmęczona... A jeszcze opatrunek... Czy nie mogła iść po prostu spać? Wiedziała, że jeszcze trochę i zacznie się denerwować. W sensie - złościć. No bo ileż można było. Kiedy poszedł zaścielić jej łóżko, odwiązała bandaże ze swojej nogi i to co zobaczyła ją przeraziło. Jej noga była sina, spuchnięta, a ślady po psich zębach świeże i widoczne. Nie było na nich strupów, a zielona maść, której użył medyk sprawiała wrażenie, że jej rany wyglądały jakby sączyła się z nich zielona ropa. Pewnie na wojownikach takie rzeczy nie robiły wrażenia, ale na niej owszem. Spróbowała poruszać stopą, bo ta wyglądała najgorzej, ale nawet najdrobniejszy ruch sprawiał ogromny ból. Miała zsiniałe wszystkie palce, ale to środkowy był największy. Bardzo mocno spuchł. Obejrzała swoją kostkę i łydkę. Dotarło do niej, że to nie zagoi się w ciągu tygodnia. Była tu uziemiona i to zdecydowanie na zbyt długo. W dodatku zrobiła z siebie sensację.

Kiedy rano wisiała Sadikowi na szyi, zakładała, że za kilka dni już jej tu nie będzie i wszyscy o niej zapomną. Ale teraz sprawy się skomplikowały. Miała tu zostać i to w jego domu, nie wiadomo na jak długo. Nie umiała ocenić ile rany będą się goić, ale samo zsinienie zejdzie pewnie dopiero po jakimś tygodniu. A rany zagoją się później, o ile nie wda się żadna infekcja, co nie było takie oczywiste, bo w gorącym klimacie bywało różnie.

Kiedy mężczyzna wrócił, posłusznie wyciągnęła nogę i dała sobie ją opatrzyć.
- Tak - odpowiedziała na jego pytanie, choć była zmęczona.
- Kiedy byłam dzieckiem nie rozumiałam, że do takich psów nie należy się zbliżać. Myślałam, że można się z nimi bawić. Pogryzły mnie. Cudem przeżyłam. Od tamtej pory przeraża mnie już samo szczekanie. Nie wiem co robić w takich sytuacjach, mój umysł się wyłącza, działa tylko instynkt samozachowawczy - nie miała już ani sił, ani ochoty by powiedzieć więcej. Pułkownik skończył opatrywać jej nogę i zaniósł ją do jej pokoju, przyniósł jej później nawet wodę i owoce ze stolika.

Kiedy jej głowa dotknęła poduszki zasnęła natychmiast. Jej umysł wręcz błagał o odpoczynek. Nawet się nie przebrała, nie ruszyła swoich rzeczy. Po prostu usnęła mając dość absolutnie wszystkiego. Obudziła się po północy, noga bolała ją i cierpła. Zmieniła pozycję i udało jej się na powrót zasnąć. Godzinę później ból się wzmógł, kilkakrotna zmiana pozycji w końcu przyniosła ulgę. Jednak przed świtem znów obudziło ją to samo uczucie. Mrowienia i przeszywającego bólu. Cała była spocona i ciężko jej się oddychało. Wierciła się z boku na bok, z nadzieją, że choć trochę się polepszy, ale było co raz gorzej. Próbowała uspokajać swój oddech, siadała na brzegu łóżka, licząc, że jeśli noga będzie w innej pozycji to nieprzyjemne odczucia ustąpią. Za oknem zaczął wstawać świt. Zaczęła płakać i gryźć poduszkę. Ból był taki, że z chęcią dałaby sobie teraz odciąć całą nogę. I co miała teraz zrobić?
- Saaaaadiiik! - zawołała wreszcie przez łzy, mając nadzieję, że mężczyzna nie wścieknie się, tylko jej pomoże. Mógł ją nawet upić do nieprzytomności, była gotowa wlać w siebie czysty spirytus byle tylko przestało boleć.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik rzucił ten temat z psami, ale wcale nie miał pomysłu jak mógłby go kontynuować. Przytakiwał, bo słuchał jej, ale nie dopytywał, bo w sumie nie było o co. Nie było też sensu pouczać jej, że ma nie uciekać jak pies na nią biegnie - jak sama mówiła, wtedy nie myśli się logicznie i takie rady były bezsensowne. Milczał więc do końca zmiany opatrunku i nie był rozmowny również gdy kładł ją spać. Gdy zaś zamknął za nią drzwi, a sam poszedł do swojej sypialni, odetchnął, jakby zrzucił z ramion wyjątkowy ciężar. Nie spodziewał się, że ściągnie sobie na łeb takie kłopoty. Nie chciał angażować się w żaden sposób z nikim w tej oazie - nawet z przejezdną. I to taką… Będzie miał przez nią kłopoty, już to czuł. Zaczął robić się nerwowy i nawet nie zauważył, gdy w swojej ręce miał już szklankę z alkoholem. Leżał w łóżku i pił, a butelka stała na podłodze obok. Jego myśli to zasnuwała mgła spokoju, to uderzała go agresja. Myślał czy by nie wyrzucić Sary - niech sobie radzi, on nie był jej przecież nic winien, to nie przez niego miała wypadek. Może wepchnie ją do opieki temu, który nie dopilnował psów? Ta… Najpierw musiałby znaleźć winnego. Niby sprawa była prosta, ale właśnie: niby. A tymczasem on miał w domu obcą dziewczynę uciekającą przed ojcem, który chciał zmusić ją do małżeństwa. Ciekawe czy ją tu odnajdzie? I co on wtedy zrobi? Powinien jej pilnować czy wydać? To nie była w sumie jego sprawa…
        Trzy szklanki później Sadik miał już ciężkie powieki i równie ciężką głowę od tych domysłów. Warknął na siebie, jakby sam kazał sobie przestać i podniósł się do pozycji siedzącej. Zrzucił z siebie ubrania i ponownie padł na posłanie, tym razem od razu ciężko zasypiając.

        Ze snu wyrwał go krzyk. Jak zawsze, pobudka na alkoholu była dla niego dość nieprzyjemna, ale nie pieścił się ze sobą. Słyszał, że ktoś go wołał, że wzywał pomocy. Zerwał się najpierw do pozycji siedzącej, a gdy tylko adrenalina uderzyła mu do głowy, błyskawicznie wyskoczył z łóżka i zaraz był poza swoją sypialnią.
        - Co jest?!
        Sadik wpadł do pokoju Sary zaaferowany, jakby spodziewał się, że znajdzie u niej jadowitego węża albo innego napastnika. Nie przejmował się tym jak będzie wyglądał, choć może powinien. Pokazał się rannej dziewczynie ubrany w samą przepaskę biodrową (i tak dobrze, że miał chociaż to na sobie, bo ileż razy spał nago), z rozpuszczonymi włosami i wojskowym nożem w ręce. Błyskawicznie ogarnął dzikim spojrzeniem pokój i zaraz zorientował się, że dziewczyna była w nim sama. Wyglądał na skonsternowanego. Wyszedł z pozycji bojowej i opuścił swobodnie uzbrojoną rękę. Odetchnął.
        - Co jest? – powtórzył już trochę spokojniejszym głosem, choć nadal daleko mu było do troskliwego opiekuna. W skromnie urządzonym pokoju nie miał za bardzo gdzie odłożyć swojej broni, a nie miał też przy pasie żadnej kabury, więc z braku opcji wychylił się z sypialni, rzucił broń na kanapę i dopiero wtedy wrócił do Sary.
        - Wołałaś mnie – powiedział. – Co się dzieje, coś cię wystraszyło?
        Głos pułkownika był lekko zachrypnięty. Odkaszlnął, by pozbyć się tej – cóż – pijackiej chrypki, ale i tak gdy zbliżył się do rannej, ta mogła poczuć, że sobie golnął wieczorem. Gdy wstanie słońce, a on porządnie się umyje i wypłucze usta miętą, nie będzie śladu po tym, że poprzedniego dnia cokolwiek wypił. A teraz… czy w ogóle się przejmował? Nie bardzo. Nadal był spięty i gotowy do interwencji, bo nie wiedział co sprawiło, że Sara zareagowała tak gwałtownie. Nie zastanawiając się nawet nad swoim zachowaniem i gestami, nachylił się do dziewczyny i położył jej wierzch dłoni na czole - sprawdzał czy nie miała gorączki.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

- Boli mnie! - wrzasnęła. W nosie miała to, że jego klejnoty zapewne dyndały sobie swobodnie pod czymś, co zdecydowanie nie było ubraniem.
- Nie widzisz? – Zmarszczyła czoło w grymasie bólu. Myślała, że oszaleje. Noga piekła, rwała, pulsowała, miała ochotę ją sobie odgryźć. Czuła, że albo za chwilę zabije siebie, albo Sadika. Ktoś musiał zginąć. Przepełniał ją ból, złość, bezradność. Kiedy dotknął jej czoła z pewnością poczuł, że jest mokre od potu, ale raczej zimnego. Zresztą, nieważne, miała gorączkę, czy nie, miał coś zrobić i koniec. Chwyciła go za ramiona i przyciągnęła do siebie. Tak, by mieć jego oczy na wysokości swoich. Śmierdział jak gorzelnia – znowu. Ale, tak jak jego dyndającymi klejnotami, tak nie przejmowała się też tym. Jej oczy wyglądały teraz bardziej jak ślepia jakiegoś dzikiego zwierzęcia niż człowieka.

- Musisz coś zrobić, rozumiesz!? - Potrząsnęła nim, jakby to miało w jakiś sposób pomóc.
- Daj mi jakieś lekarstwa! Przecież staruch na pewno ci coś dał. Daj mi cokolwiek, człowieku! Cokolwiek! - Miotała się jak wściekła, dzika kotka.
- Upij mnie. Daj mi spirytus, wódkę, coś co mnie powali. Weź kawał drewna i mnie ogłusz! Zaraz zwariuję! Jeśli czegoś nie zrobisz to najpierw zabiję ciebie, a potem siebie. Albo odgryzę tę cholerną nogę. Błagam, weź siekierę i ją odrąb. – Sara była zdesperowana, ale zaraz zaczęła opadać z sił, puściła mężczyznę, opadły jej ręce, a głowa zwisła na piersi. Zaczęła płakać, a raczej wyć. Wsadziła dłonie we włosy, jakby chciała je wyrwać.
- Błagam cię – zaszlochała. – Już nie mogę. Zrób coś. Ona boli, piecze, czuję, jakby chciała eksplodować. Naprawdę, możesz mi ją odjąć, byle przestała. Nie wytrzymam dłużej. Zawołaj tego medyka, niech mi coś da. Zapłacę. Wypiję nawet najgorsze lekarstwo albo alkohol. Wlej mi do gardła spirytus i zamknij pysk, żebym nie wypluła. Inaczej naprawdę odgryzę sobie tą nogę.

Sarabi czuła, że popada w obłęd. Byłą zmęczona, ale chciała wrzeszczeć. Była gotowa na wszystko, nawet na odcięcie kończyny. W tej chwili nie zdawała sobie sprawy, że to wygenerowałoby jeszcze większy ból. Nie zaznała do tej pory takiego odczucia. W pałacu miała pod dostatkiem środków, medyków i magów. Nawet jeśli stałoby się coś takiego, to uśmierzaliby jej cierpienie. Nie pamiętała co czuła, kiedy była dzieckiem, bo dostawała silne środki, wspomagane magią. Ale teraz była na środku pustyni, na zadupiu, a za opiekuna miała nieczułego pijaczka. Ból był jednak coraz silniejszy i nawet gdyby Sadik był zalany w trupa to i tak błagałaby go o pomoc.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        - Nie, nie widzę - odparł jej chłodno. Co miał widzieć? Było ciemno, a ona po prostu siedziała wykrzywiona i zapłakana. Mogła się bać a mogła zwijać się z bólu. Może gdyby było jasno to szybciej by załapał… I choć uważał, że niepotrzebnie narobiła aż takiej paniki i nie musiała wrzeszczeć na cały dom to nie zamierzał jej tak zostawić. Stąd wzięła się ta próba sprawdzenia jej gorączki. Nie spodziewał się, że Sara go wtedy złapie i przyciągnie do siebie. By na nią nie wpaść - bo przez procenty nie był za bardzo stabilny - zaparł się jedną ręką o ścianę za jej plecami. Spojrzał jej w oczy twardo i nieprzychylnie - wielu by pod wpływem tego spojrzenia zabrało ręce i przeprosiło, ona jednak najwyraźniej była za bardzo pogrążona w swoim cierpieniu, by zwracać uwagę na niemą groźbę, która czaiła się w źrenicach pułkownika. I jeszcze potrząsała nim jak jakimś gówniarzem. To zirytowało Sadika - jednym ruchem ręki strącił jej dłonie ze swoich ramion i wyprostował się. Choć być może to ona chwilę wcześniej go puściła… Nieważne. Irytowała go. Rozpieszczona gówniara.
        - Nic nie muszę - warknął na nią. Naprawdę coś jej się pomyliło. Musiał jej przypominać w czyim domu teraz jest? Kto nosił ją na rękach przez pół miasta i zajmował się jej sprawą. Pomagał jej znacznie bardziej niż to konieczne, a ona jeszcze miała wymagania i mu rozkazywała? Żadnego “proszę”, żadnego “dziękuję”? No to zobaczymy…
        A jednak im mniej zła i gwałtowna była Sara, im bardziej ulatywała z niej energia, tym mniej Sadik był w stanie ją ignorować i próbować pokazywać swoją siłę. Choć przez moment chciał jej kazać, by zagryzła zęby na poduszce i nie zawracała mu głowy, teraz nie mógł tego zrobić. Ona nie była wojownikiem. Była młodą kobietą pod jego opieką, wystraszoną i samotną. A on choć pozował na łajzę, w głębi serca wcale taki nie był.
        - Zamknij się - warknął na nią, ale zamiast wyjść,ponownie się nad nią nachylił. Tym razem jednak skupił się na nodze. Dotknął delikatnie łydki i stopy - były nabrzmiałe i ciepłe, nic dziwnego, że ją bolało. Sadik nie musiał wiedzieć wiele więcej.
        - Wytrzymaj jeszcze chwilę - rozkazał Sarze, po czym nie tłumacząc jej niczego wyszedł. Mogła podejrzewać, że zostawił ją w tym stanie, bo nie było nic słychać po jego wyjściu, ale to przez to, że starał się być cicho, a poza tym przez moment był w dość odległych końcach domu.
        Wrócił po pewny czasie, ubrany w spodnie, ze związanymi byle jak włosami. Niósł ze sobą tacę, na której miał kilka różnych naczyń. Postawił to na jednej z półek, po czym zabrał ze sobą kubek i podszedł do Sarabi.
        - Wypij to - nakazał jej. - To nie wódka, tylko by ci zaszkodziła. To mieszanka ziół na takie przypadki jak twój.
        Sadik wcisnął dziewczynie kubek z napojem, który miał uśmierzyć ból i zbić gorączkę, po czym wrócił do półki. Zabrał tym razem miskę i kawałki płótna, które wrzucił po drodze do naczynia. W środku była zwykła woda ze studni - chłodna i czysta. Sadik zrobił z niej okłady i ułożył je na łydce Sary. Miał coś mocniejszego, ale na razie chciał spróbować w ten sposób. W międzyczasie zaś milczał, nie zagajał żadnej rozmowy, nie pytał dziewczyny o samopoczucie. W głowie mu dudniło i nie miał ochoty jej zabawiać. Zresztą irytował się, że wkrótce będzie musiał wstać i iść na służbę, a zamiast spać i trzeźwieć siedział tu z nią.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Wykrzyczała swoją frustrację i ból, a potem opadła z sił. Nie, z nogą nie było lepiej, ale adrenalina opadła. I nie miała już sił krzyczeć ani nawet się ruszyć. A to co mówił do niej Sadik nie miało znaczenia. Mógłby nazwać ją w tej chwili suką i tak nic by nie odpowiedziała. Mogła się zamknąć. Mogła nawet paść tu trupem. Może to byłoby lepsze. Tak po prostu, zdechnąć na środku niczego, w mieście, w którym nikt jej nie znał. Czy byłoby to aż takie straszne? Ojciec wziąłby sobie konkubinę i machnął z nią dzieciaka. Przecież po jej śmierci w rodzinie musiał pojawić się nowy potomek ze skrzydłami. Właściwie to nie wiedziała, czy tak to powinno zadziałać. Ale skoro ich ród skalała magia, to może objawiałby się ona także w innym dziedzicu.

Siedziała ze spuszczoną głową, ciekło jej z nosa, z oczu kapały łzy. Sadik coś mówił, wyszedł, wrócił. Dał jej do wypicia zioła. Nie marudziła, chwyciła kubek i wypiła do dna. Nawet nie wiedziała jaki miały smak. Mogłyby śmierdzieć łajnem, a i tak by je wypiła. Wyciągnęła nogę, uznając, że jeśli mężczyzna chce coś z nią zrobić - niech robi - nawet jeśli miałby ją odciąć. Obtarła rękawem nos i po prostu siedziała. Co miała powiedzieć? Że przeprasza? Pewnie powinna, ale w tej chwili nie miała ochoty.

Chłodne okłady dały na początku dużą ulgę, ale wkrótce przestały działać. Ból niby był mniejszy, ale noga znów zaczęła pulsować. Sara zagryzła zęby, miała jednak wrażenie, że wszystko wraca do stanu początkowego. Pot lał się jej z czoła. Po plecach przechodziły dreszcze. Nie miała pojęcia ile minęło i jak długo trwali z Sadikiem w tej ciszy, ale z każdą kolejną minutą czuła, że ziółka pomogły tylko na trochę i to w małym stopniu.
- Sadik... - odezwała się w końcu. Miała słaby, zachrypnięty głos, musiała odkaszlnąć kilka razy by móc powiedzieć cokolwiek więcej.
- To nie pomaga. Nie wiem co mi dałeś, lepiej było tylko przez moment i to chyba bardziej dzięki okładom. Ale teraz znów jest tak samo źle, jak wcześniej.
Była taka zmęczona. Oczy same jej się zamykały, ale ból nie pozwalał zasnąć. Oddychała ciężko, a jej głos stał się matowy, bezbronny i beznamiętny jednocześnie. Jakby naprawdę, w tej chwili, wolała wyzionąć tutaj ducha.
- Po alkoholu w końcu padnę, jestem zmęczona i jest mi słabo. Jeśli będę piła powoli, niczego nie zwrócę, a w końcu stracę przytomność. Tak będzie łatwiej i dla mnie i dla ciebie. - Jej słowa były zaskakująco rozsądne. Nie darła się jak dziecko, żądające czegoś od matki, nie płakała. Mimo to było widać i słychać, że bardzo cierpi.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Łzy Sary poruszały Sadika, ale tylko odrobinę. Był skupiony na tym, aby działać, by załatwić jej problem, z którym ona sama nie potrafiła sobie poradzić. Był trochę sfrustrowany, bo nie miał wykształcenia medycznego i nie wiedział jak najlepiej mógłby jej pomóc. Nie była poza tym wojownikiem i był przekonanym, że być może ból wcale nie był taki zły, tylko ona nie była z nim oswojona – nikt jej nigdy porządnie nie zlał ani nie zranił. Chociaż… mówiła, że kiedyś pogryzły ją psy, więc powinna mieć doświadczenie z tego typu ranami, prawda? Tak podpowiadał chłopski rozum. Lecz może mu ściemniała? A może była tak mała, że nie pamiętała tego? Mówiła, ile miała wtedy lat? Sadik w sumie nie pamiętał. Uznał dla własnego bezpieczeństwa, że po prostu była delikatna. Nie dokładał jej kolejnego bólu swoim niezgrabnym zachowaniem i po prostu robił swoje.
        Widział zmiany w obliczu Sary jak maski zmieniające się na twarzy aktora w teatrze. Zmęczenie, później gwałtowna ulga, na koniec stopniowo narastająca boleść. Wiedział, że nie odniósł sukcesu i to go frustrowało. Spodziewał się, że okłady wystarczą, że to tylko kwestia zbicia gorączki.
        W końcu dziewczyna się odezwała i rozwiała już wszelkie jego nadzieje. To nie pomogło. Musiał więc wymyślić co innego… I na pewno nie zamierzał słuchać jej propozycji. Gdy ponownie wspomniała o piciu, spojrzał na nią bardzo nieprzychylnym wzrokiem.
        - Nie ma mowy – oświadczył oschle. – Nie wiem jak zareagujesz na alkohol, nie zamierzam cię wlec do lekarza na odtruwanie, jeśli wódka ci się z lekami zetnie… Daj mi chwilę – poprosił, choć ton był bardziej rozkazujący niż proszący. W zamyśleniu nadal przemywał nogę Sary i patrzył na rany.
        - Nie mam mocnych prochów przeciwbólowych… - mruknął nieobecnym tonem, jakby zły z tego powodu. - Spróbuję jeszcze raz z maścią od łapiducha, tą, którą dostałaś wcześniej, za dnia. Jeśli to nic nie da… Jeśli to nie pomoże, wtedy dam ci się napić – postanowił w końcu. No nie miał innych pomysłów, po prostu nie miał. Cały czas tylko myślał nad tym, by jednak się ubrać i zabrać ją do lekarza. Już jednak powoli świtało, to była kwestia godzin, by słońce wstało i by mógł pójść do medyka bez podnoszenia alarmu. Po prostu jeszcze przed musztrą pójdzie i kupi dla niej coś mocniejszego przeciwbólowego. Nie mógł jej wiecznie niańczyć, więc taki lek zdawał się być dla niego dobrą inwestycją. Będzie miał spokój. Tylko teraz sprawić, by dotrwała do rana…
        - Daj nogę wyżej – rozkazał jej, samemu jedną ręką trzymając ją za kostkę, a drugą tworząc wałek z pościeli, by miała na czym oprzeć stopę. Gdy już ułożył dziewczynę w miarę wygodnie i stabilnie, znowu wyszedł z jej pokoju, by tym razem udać się po maść. Liczył, że zadziała, bo naprawdę nie chciał jej dawać alkoholu. To nie pomagało ranom, zawsze to mówiono. Alkohol rozrzedzał krew i przez to wszystko się wolniej goiło. Wóda nadawała się tylko do odkażania, miejscowo, od zewnątrz. Jednak jeśli nie będzie miał innego wyjścia... Może będzie musiał spełnić jej prośbę.
        Gdy wrócił do pokoju, znowu był milczący. Zajął się zabiegiem, po raz kolejny nawet nie próbując zagaić rozmowy. Tym razem jednak coraz częściej łypał na oblicze Sary, jakby starał się z niego wyczytać coś, cokolwiek, co mogłoby mu pomóc przynieść jej ulgę.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Była zmęczona, potwornie zmęczona. O ile wcześniej głos Sadika był jej obojętny, tak teraz jego rozkazujący ton i wypowiadane słowa sprawiały jej ból. Może po prostu chciała by psychika bolała ją bardziej niż ciało, wtedy, być może, nie myślałaby tak intensywnie o nodze. Było jej przykro, bo nie chciała nikomu robić bałaganu w życiu. Miała być niezauważalna, a zrobiła wokół siebie sensację. Kilka łez spłynęło jej po policzkach, ale już nie z czysto fizycznego bólu. Siedziała i nic nie mówiła. Jej twarz była obolała i przeraźliwie smutna. Oddała się w ręce mężczyzny. Nic innego nie mogła zrobić. Brała w miarę głębokie, regularne oddechy, mając nadzieję, że to pomoże uspokoić ból. Rzucanie się i wrzaski, tylko pogarszały jej stan. Zamknęła oczy, kiedy pułkownik smarował maścią jej rany.

- Może powinnam zostać w domu - powiedziała cicho.
- Przecież najgorsze co mogło mi się tam stać, to ślub ze starym, zgrzybiałym facetem. Nakręciłam się, że ojciec rzuci mnie na pożarcie jakiemuś brutalowi, ale przecież matka by na to nie pozwoliła. A może nie byłoby tak źle. Przecież większość małżeństw to polityka, pieniądze albo prestiż. Nawet chłopki nieraz nie mogą sobie pozwolić na jakiekolwiek uczucia. A mnie zamarzyła się wolność. Zawiodłam rodziców. Zawiodłam moją nianię. I po co? Żeby teraz wpakować w kłopoty też ciebie. - Wcześniej miała zamknięte oczy, ale teraz spojrzała na Sadika.

- Powinnam dać ci spokój. Przepraszam. Na pewno jest w tej oazie jakaś dziewczyna, która potrzebuje pracy i chętnie się mną zajmie. Jeśli znasz kogoś takiego... Zapłacę za opiekę i zniknę stąd tak szybko, jak się da. - Nie chciała już nikomu zawracać głowy. Dla Sadika była utrapieniem i wiedziała to. Tylko wcześniej myślała zbyt chaotycznie, zbyt gwałtownie. Teraz, mimo okropnego bólu, przejaśniło jej się w głowie.
- Jak tylko noga będzie w miarę sprawna, podczepię się pod jakąś karawanę i będziesz mógł o mnie zapomnieć.
Bolało ją serce. Zniszczyła życie tak wielu bliskim osobom, a teraz jeszcze robiła rewolucję żołnierzowi. Chociaż wcale tego nie chciała.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik nie spodziewał się, że swoim zachowaniem rani Sarę. Czy był dla niej zły? Nie, przecież starał się jej pomóc. Dobrze, nie głaskał jej, ale cholera, przecież robił co mógł, by jej ulżyć. Nie zostawił jej tak. Nawet nie kazał jej przestać się mazgaić – bez komentarza robił jej okłady i smarował ją maścią. Powinna zrozumieć, że po prostu nie był specjalnie sympatyczny, ale stara się. No ale cóż… Nie wiedział po jakich krętych ścieżkach podążają jej myśli. Nie przypuszczał nawet, że swoim zachowaniem może pogorszać jej stan. Nawet gdy zaczęła mówić nie spodziewał się co usłyszy. „Może powinna zostać w domu” – tak, to myśl, która na pewno nieraz pojawiła się w jej głowie podczas trudności, tak przynajmniej mu się wydawało. Sam nieraz tak miał. Może powinien nie iść do wojska. Może powinien nie przyjmować tamtego rozkazu. Może powinien dać się zabić w pałacu, by oszczędzić sobie życia w poczuciu zdrady, beznadziei i bezsensu…
        Ten monolog o małżeństwie również go niespecjalnie ruszył. Sam ożenił się z kobietą, którą dla niego wybrano, której nie kochał, choć miał z początku szczere chęci, aby się dogadać. Przez jego głowę – nie pierwszy raz – przemknęła myśl, czy Antsu kiedykolwiek go chociaż lubiła. Może od początku myślała o nim to samo, co Sara o swoim potencjalnym mężu? Nie był stary, zgrzybiały i nie był brutalem, ale może uważała go za dopust boży i również by uciekła, gdyby nadarzyła się ku temu okazja? Może nie miała na to dość odwagi…
        Dopiero, gdy odniosła się bezpośrednio do niego, Sadik podniósł na nią wzrok. Łypnął na nią jakby wcale nie chciał być w to mieszany i stawiany na równi z jej rodzicami i niańką, ale… Trochę miała rację. Przez jej fanaberie on teraz miał kłopoty. Nie jakieś wielkie, ale daleko odbiegające od prozy codzienności. Czuł jednak, że nie może przyznać jej racji. Wcale na to nie zasłużyła. Zamiast więc podejmować z nią dyskusję, wrócił do zajmowania się jej nogą. Powolnymi, dokładnymi ruchami, wcierał maść w jej łydkę i stopę. Nie reagował, gdy wspominała o dziewczynie do pomocy, nie odezwał się, gdy mówiła o tym, że zniknie z jego życia. Dopiero na wzmiankę o karawanie zareagował. Westchnął, jakby nie chciał, ale nie miał wyboru i podniósł na nią wzrok. Palce, którymi wcierał maść w jej skórę, wytarł o pościel, a słoiczek odstawił gdzieś dalej na materac. Spojrzał na nią poważnie.
        - Nie opowiadaj głupot – upomniał ją. – Nie możesz ruszać w drogę póki ta rana się dobrze nie wygoi. W podróży nietrudno o zakażenie. Zabrudzisz ranę, zwyczajnie się spocisz, piasek dostanie się pod szwy… Dbaj o swoje zdrowie, masz je jedno.
        To powiedziawszy Sadik na moment zamilkł. Sięgnął po słoiczek i zakręcił go, po czym odstawił na parapet okna, by nie przeszkadzał. Chwilę się wahał, po czym znowu spojrzał na Sarę.
        - W garnizonie spędzam prawie cały dzień – oświadczył. – Do domu wracam tylko spać. Więc i tak załatwię ci kogoś do opieki w ciągu dnia… Ale nie będziesz się wlekać po całej oazie, by gdzieś się przenieść. Nie w tym stanie - dodał jakimś dziwnym tonem, jakby z czułością, ujmując Sarę pod brodę, by patrzeć jej w oczy.
        - To przez moich durnych podwładnych zostałaś pogryziona i biorę za to odpowiedzialność - oświadczył z przekonaniem. - Chyba, że po prostu boisz się zostawać ze mną sam na sam? – zasugerował, przyglądając się jej czujnie, unosząc jedną brew. – Jeśli to kwestia tego… Uznajmy, że to rewanż za wczoraj. Przedwczoraj. Nieważne, wiesz o co chodzi – podsumował z lekką irytacją, zbierając okłady, słoiczki i inne graty, by wynieść je z pokoju.
        - A małżeństwo z przymusu to gówniana sprawa. Dobrze zrobiłaś, że zwiałaś - ocenił, po czym opuścił jej sypialnię, nawet na nią nie spoglądając, choć po jego głosie i tak dało się poznać, że nie było w tym kpiny a głębokie przekonanie o prawdziwości tych słów.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Smutek był jakimś lekarstwem na fizyczny ból. Nie powodował wyzdrowienia, ale faktycznie dzielił cierpienie. Trudno było to wszystko znieść, zwłaszcza jeżeli całe życie spędziło się w pałacu, gdzie najmniejsza rana była leczona w mgnieniu oka. Była przyzwyczajona do luksusu, a wybrała podróż w nieznane. I tak, zastanawiała się, czy zrobiła dobrze, czy źle, czy powinna wracać, czy dalej uciekać. Miała wrażenie, że to ostatni moment by zdecydować. Była wystarczająco blisko domu by zawrócić, przeprosić i żyć swoim dawnym życiem. Wyjść za mąż, urodzić dzieci i zasiąść na tronie. Być władczynią Lirin-Dhar, tak jak chciało tego przeznaczenie. Ale czy potrafiła? Czy umiała stać się kimś, kim nie chciała być? I czy byłaby dobrą królową? Jej dusza i serce pragnęły swobody i wolności. Bycie władcą trzymało na smyczy. Dłuższej, lub krótszej, ale ciągle na smyczy.
Wszystkim wokół wydawało się, że bycie królem to nieograniczone możliwości i właśnie wolność lecz to nie była prawda. To ciągłe nakazy, zakazy i rozkazy. Można posłać tysiące ludzi na wojnę, można też tej wojnie zapobiec. Wszystko zależy od wypowiadanych słów i nieraz drobnych czynów. Nieustanna odpowiedzialność za lud, gotowość o każdej porze dnia i nocy. Życie zaplanowane od początku do końca, w każdym drobnym szczególe. I dnie wypełnione pracą, harmonogramem. Przymus rodzenia potomków, a więc i ślubu i seksu z nieznajomą osobą. Życie zbudowane na byciu królową, nie na własnych zainteresowania, osobowości, pragnieniach.

Bała się zrobić krok wstecz, zaczęła też bać się zrobić krok w przód. Ten wypadek mógł być dla niej czasem na zastanowienie się. Pytanie tylko czy nim wyzdrowieje do oazy nie wtargną żołnierze jej ojca.
Nagle poczuła silne ukłucie w nodze, aż cała drgnęła. Ale były to tylko dalsze zabiegi, które wyrwały ją z beznadziei myślenia. Zaczęła słuchać co mówił do niej Sadik. Normalnie, w sytuacji, w której się znaleźli odsunęłaby się natychmiast, ale w tym wszystkim nie było nic normalnego. Utkwiła wzrok w oczach pułkownika.
- Nie boję się - odparła. Gdyby byli w pałacu, gdyby jej życie było takie jak dawniej, speszyłaby się, uciekła wzrokiem, zaczerwieniła. Jak to młoda dziewczyna. Jednak to co przeżywała od kilkunastu godzin sprawiło, że nie miała na to siły i nie czuła się w żaden sposób speszona. I faktycznie, nie bała się. Gdyby Sadik chciał zrobić jej krzywdę, to już by to zrobił. Tymczasem, choć gburowaty i gruboskórny, starał się jej pomóc. Zanim wyszedł, rzuciła w jego stronę krótkim i bardzo cichym "Dziękuję".
Nie wiedziała co pomogło. Czy leki, czy maść, czy okłady, czy krótka rozmowa, a może po prostu zmęczenie. Coś jednak pomogło i dziewczyna położyła głowę na poduszce. Zupełnie opadając z sił szybko zapadła w głęboki sen.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        ”Nie bała się”. Jasne, na pewno. Choć może faktycznie się go nie bała, bo teraz była zajęta czym innym, a że on jej jawnie nie groził, mogła nie zwracać uwagi na to jaką łajzą był. Choć… Sadik sam sobie sporo odbierał myśląc o tej sytuacji. Jakoś nie zastanawiał się nad tym, że właśnie smarował jej rany maścią, że starał się uśmierzyć jej ból - tylko myślał o tym, że ma dość, a Sara nie ma najmniejszego powodu, by go lubić. Że ją boli, a on nie za dobrze jej pomaga, że nie dał jej wcześniej żadnego powodu, by zapałała do niego sympatią, a i teraz nie spisywał się jako pocieszyciel. Gdyby było idealnie, dałby jej prochy, przytulił, pogłaskał, zapewnił, że będzie dobrze i że dobrze postąpiła i że jest dzielna… Ach, cholera z nią.
        Pułkownik wychodząc z pokoju usłyszał jakiś pomruk ze strony Sarabi i nawet wydawało mu się, że były to podziękowania… Ale pewności nie miał. Przystanął, zawahał się, ale nie dopytywał. Poszedł ogarnąć ten bałagan, którego narobił przy zajmowaniu się Sarą, a gdy wrócił… A gdy wrócił, ona już spała. El-Bihtu stanął krok za progiem jej pokoju i sapnął, zaplatając ręce na piersi. Patrzył na nią by upewnić się, że nie udawała, a gdy nabrał pewności, że faktycznie kryzys został zażegnany, zebrał ostatnie graty jakie zostały gdzieś na parapecie czy szafce. Nim wyszedł, zawahał się. Podszedł do Sary i delikatnie dotknął samymi opuszkami palców najpierw jej łydki, a później czoła. Chyba było lepiej, a na pewno skóra na jej nodze nie była już tak twarda i rozpalona. Maść działała. Szkoda tylko, że przy tym całym ogarnianiu jej rany prawie zastał ich ranek. Sadik wrócił do swojego pokoju, ale uznał, że nie ma już sensu kłaść się spać. Położył się na chwilę, ale natłok myśli nie pozwolił mu zasnąć. Szkoda mu było tej dziewczyny… Tak daleko od domu, od bezpieczeństwa. Od razu taka beznadziejna przygoda i widmo pościgu dyszącego w kark… Cały czas sarkastycznie kasował każde jej słowa o wyruszeniu dalej, ale wiedział, że to byłoby dla niej najlepszym rozwiązaniem. Ale nie był uzdrowicielem, a w oazie też takowego nie było - musieli polegać na tradycyjnej medycynie. Oby tylko Sara dochodziła do siebie szybciej niż przeciętna osoba, chociaż odrobinę szybciej…
        Naprawdę nie było sensu już tak leżeć. Sadik warknął pod nosem przekleństwo i wstał. Zakręciło mu się w głowie, więc usiadł. Dobra, nie był w najlepszym stanie. Musiał jednak doprowadzić się do porządku, zastosował więc typowe dla siebie zabiegi - zimny prysznic, kilka eliksirów wzmacniających, klin. Tak, klin - nie był w stanie tego dnia iść do garnizonu nie napiwszy się. Zagryzł jednak alkohol świeżymi liśćmi mięty, by nikt go nie wyczuł. Mógł wychodzić… A nie, jeszcze nie. Sara…
        Nie obudził jej. Zerknął do jej sypialni, a gdy zorientował się, że spała, wycofał się. Chwilę krzątał się po domu, po czym wyszedł, bo nie zamierzał z jej powodu zwlekać. Gdy jednak Sara za jakiś czas wstanie, koło swojego łóżka znajdzie tacę ze śniadaniem: dzbanek miętowej herbaty, placki kukurydzianego chleba, miseczka słodkiej kaszy z rodzynkami i masłem, pasta z ciecierzycy, oliwki, obrana pomarańcza. Nic wielkiego, ale można się było tym najeść. A poza tym między naczyniami znajdował się liścik napisany prostym, drobnym pismem pułkownika:
        ”Smacznego.
        Gdybyś chciała się odświeżyć, w łazience jest czysta woda i ręczniki. Uważaj by nie zamoczyć rany. Koło południa ktoś przyjdzie z obiadem i opatrunkami. Maść jest na półce koło drzwi.”

        I tyle - bez podpisu, bez życzeń miłego dnia albo powrotu do zdrowia. Sadik nie był specjalnie wylewny, ale zdawało mu się, że w ten sposób zaopiekował się Sarą najlepiej jak umiał.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Wykończona bólem tak fizycznym, jak psychicznym spała mocno i spokojnie. Nie miała żadnych snów. I dobrze, niepotrzebne jej były w tej chwili koszmary. Obudziła się już po wyjściu Sadika. Pierwsze co do niej dotarło to zapach mięty. Dopiero potem, kiedy otwarła oczy, zobaczyła, że jest już jasno. Temperatura powietrza była dość wysoka, więc musiało być przed południem.
Teraz miała okazję przyjrzeć się jak wygląda jej pokój. Proste, piaskowe ściany, w większości puste. Tylko na tej nad łóżkiem powieszono kolorową makramę. Poza tym wyglądało tu raczej jak w domu, który ktoś opuścił zabierając ze sobą cały dobytek. Surowo. Gdyby nie to, że łóżko było wygodne, a ścianę zdobił ten jeden, mały element, przypominało to dużą, więzienną celę. Nie to, żeby Sarabi narzekała, były to tylko obserwacje. Następny docierający do niej bodziec był mniej przyjemny. A był to ból mięśni w całym ciele, zapewne od gorączki. Dopiero potem poczuła nogę. Nadal bolała jak diabli.

Z trudnością usiadła na łóżku. Czuła piasek pod oczami. Choć dopiero się przebudziła, nadal chciało jej się spać. Wtem zobaczyła, że stolik obok łóżka jest pełen przysmaków. Od razu nalała sobie herbaty. Och, jak dobrze było się napić czegoś orzeźwiającego. Gdy zaspokoiła pierwsze pragnienie, dostrzegła kartkę napisaną przez Sadika. Przeczytała, spojrzała na jedzenie i uśmiechnęła się do siebie.
- Nie jesteś taki zły, co? - powiedziała do siebie, ale mając na myśli pułkownika. Kreował się na mruka i bywał okropny, ale w środku musiał mieć ciepłe uczucia. Jaki gbur zostawiałby takie jedzenie obcej, znienawidzonej dziewczynie? Starał się na swój, czasem mało czuły, sposób. Westchnęła, po raz kolejny spoglądając na stolik, zastanawiając się, czy najpierw powinna coś zjeść, czy pójść się umyć. Ostatecznie zdecydowała, że zje pomarańczę, umyje się, a potem przegryzie coś jeszcze.

Jedzenie szło jej powoli, ale to dokuśtykanie do łazienki trwało wieki i nie należało do przyjemnych. Sama toaleta też trwała dość długo, ale miło było się odświeżyć i obmyć z piachu. Wróciwszy do pokoju rozczesała włos, zaplotła je w gruby warkocz i przerzuciła go przez amię. Przebrała się w czyste ubrania. Zamiast spodni założyła przewiewną, długą spódnicę z rozporkami. Musiała - spuchnięta noga nie zmieściłaby się nawet w luźne nogawki. Zmieniła też bluzkę. A właściwie przewiązała tylko piersi kolorową szarfą odsłaniając brzuch, ramiona i ręce. A co za tym idzie także "skrzydła". Chciała dać piórom odpocząć. Oczywiście przyszykowała sobie narzutkę z długim rękawem - sięgała ona co prawda jedynie pod biust, ale poniżej miała fantazyjnie wiązane frędzle. Co oczywiste najważniejsze było to, by zakrywała ręce, ale dawała odetchnąć reszcie ciała. Sara wiedziała co prawda, że w południe ma ktoś przyjść, ale była pewna, że zanim ten "ktoś" dotrze do jej pokoju, ona zdąży się ubrać.

Wypiła kolejną porcję herbaty, zjadła trochę placków z pastą i oliwkami, a potem wzięła się za opatrywanie nogi. Patrząc na nią, na rany, na opuchliznę, na maść, martwiła się. Po pierwsze bała się, że może wdać się infekcja, po drugie zaczęła zdawać sobie sprawę, że zostaną szpetne blizny. Nie miała fioła na punkcie swojego wyglądu, ale był dla niej ważny. Starała się nie myśleć o bólu, kiedy zmieniała bandaże i smarowała nogę maścią. Próbowała go wyprzeć ze świadomości, ale kiedy zrobiła już wszystko była cała spocona ze zmęczenia. Udało jej się jeszcze sięgnąć do pakunków po książkę, którą miała ze sobą, ale to wszystko. W pokoju panował bałagan. Nie była w stanie tego posprzątać. Brudne ubrania rzuciła na stertę swoich rzeczy. Maść postawiła na stoliku, a brudne opatrunki złożyła i wsunęła pod niego. Potem położyła się i zaczęła czytać. Nic lepszego nie miała do roboty.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        W koszarach kto nie wiedział, że pułkownik ma gości, ten nie zauważyłby żadnej zmiany w jego codziennej rutynie. Przyszedł punktualnie, jak zawsze od progu rozstawiając wszystkich po kątach. Nikt jednak nie wiedział, że ich dowódca przed służbą zaszedł jeszcze w parę miejsce otwartych o tej barbarzyńskiej godzinie (karczma, piekarnia, stajnia), wypytując o kogoś, kto mógłby robić za opiekunkę dla Sary. Spodziewał się, że nie będzie z tym problemu - ileż było kobiet, które nie pracowały tylko siedziały w domu, na pewno chciałyby sobie dorobić… Otóż nie, okazało się, że to wcale nie jest takie łatwe. Niektóre w ogóle nie były zainteresowane, inne wykręcały się opieką nad dziećmi, od kilku poczuł jawną niechęć do swojej osoby, silniejszą niż chęć zarobku. Ostatecznie więc Sadik został z niczym - tylko w karczmie obiecano mu, że mogą przygotowywać posiłki dla Sary i nawet jej je przynosić, ale nikt nie będzie zmieniał jej opatrunków, bo ponoć ledwo sami wyrabiali ze zmianami i szukali kelnerki, nie mogli oddelegować jednej osoby do roli opiekunki. Cholera jasna! To była dla el-Bihtu frustrująca sytuacja, bo na Łuski Prasmoka, przecież niemożliwe, by nikt w tej zasmarkanej oazie nie chciał zarobić…
        Przynajmniej u medyka udało mu się coś wskórać. Sadik poszedł do niego jeszcze przed służbą, by ten dał mu coś mocniejszego przeciwbólowego i by zdać relację z tego, co działo się z Sarą w nocy. Nie odmówił sobie narzekań na delikatną dziewczynę, którą nazwał wprost “utrapieniem”, ale jednak czuć było, że chciał o nią zadbać. W przeciwnym razie wziąłby tylko proszki przeciwbólowe i nie upewniał się już czy ta scena w nocy była aby na pewno czymś normalnym. Łapiduch zachował jednak wszelkie komentarze dla siebie.

        Nadeszło w końcu południe - moment, gdy całe życie na ulicach zamierało, a mieszkańcy oddawali się odpoczynkowi. Nawet w garnizonie zrobiło się cicho. Pułkownik Sadik zaś - który zawsze spędzał ten moment w ciągu dnia w swoim biurze - wyszedł i poszedł do siebie do domu. Znowu musiał robić wszystko sam…

        - Sara! - zawołał, gdy tylko przekroczył próg. Powolnym ruchem zdjął z głowy kefiję i odrzucił ją niedbale w bok. Od razu udał się do pokoju swojej tymczasowej podopiecznej, oczywiście wcześniej pukając, by nie zastać jej w krępującej sytuacji. Jeszcze tego by brakowało, gdyby zaczęła się na niego drzeć bo byłaby nie do końca ubrana…
        - Przyniosłem ci coś do jedzenia - oświadczył, pokazując jej gliniane naczynie z pokrywką, które przyniósł z karczmy. Była to jakaś potrawa z jagnięciny z kaszą i suszonymi owocami, typowe danie dla tych stron. Sadik postawił wszystko obok jej łóżka, robiąc sobie miejsce wśród pustych naczyń ze śniadania. Później sięgnął do kieszeni i wyjął słoik, w którym znajdowały się pakieciki z białym proszkiem.
        - To środek przeciwbólowy i przeciwzapalny - oświadczył. - Możesz go brać doraźnie, ale nie dłużej niż przez pięć dni. Rozpuszcza się na języku, nie musisz popijać - wyjaśnił, po czym przysiadł obok, opierając dłonie na kolanach. Był w takim samym uniformie jak poprzedniego dnia, jakby nie miał innych ubrań.
        - Jak się czujesz? - zapytał. - Dalej cię boli? Jak gorączka? - I zadawszy to ostatnie pytanie sam sięgnął do jej czoła, by sprawdzić czy jest rozgrzane.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Usłyszawszy otwieranie drzwi, jak dzika rzuciła się by chwycić narzutkę. Ustawiła odpowiednio pióra i w pośpiechu nasunęła ją na ręce. Zdążyła się jeszcze popoprawiać i ułożyć na łóżku z książką, tak by wyglądało, że cały czas czytała. Jakoś wcześniej nie zdawała sobie sprawy jak problematyczne będzie jej pochodzenie. Przez krótki moment, podczas podróży tutaj, zastanawiała się, czy może nie powyrywać sobie piór. Ale uznała, że to nie ma sensu. Sprawi sobie ogromny ból, a one i tak wkrótce odrosną. Kiedy będzie wystarczająco daleko od ojczyzny, ludzie przestaną rozumieć co znaczą jej "skrzydła". Póki co musiała je ukrywać.
Zdziwiło ją bardzo mocno, że do domu przyszedł Sadik. Przecież miał przysłać kogoś do pomocy. Może nie miał czasu nikogo poszukać? Nie wiedziała. Gdy znalazł się w jej pokoju, uśmiechnęła się.
- Czeeeść - przywitała się melodyjnie. Słowo "cześć", nie było dla niej normalne, w pałacu używało się słów "witaj" czy innych wykwintnych zwrotów. Ale tutaj nie musiała silić się na fikuśne powitania.
- Dziękuję za śniadanie. - Podniosła się na rękach i usiadła na łóżku, opierając plecy o wezgłowie. - I za obiad. - Rzuciła okiem na garnuszek. - I za leki.
- Jest lepiej. Troszkę. Nadal boli, ale jest znośnie. Przepraszam za wcześniej, nie chciałam wrzeszczeć. Po prostu bardzo bolało, długo męczyłam się sama i nie wiedziałam już co zrobić. A tylko ty jesteś jedyną życzliwą duszą w promieniu wielu staj - mówiła spokojnie i z wdzięcznością. Nie uchyliła się, kiedy zbliżył do niej rękę. To co mówiła w nocy było prawdą. Nie bała się go. Nie miała ku temu żadnych powodów. Kiedy chciał się odsunąć, niespodziewanie chwyciła jego dłoń w swoją.
- Dziękuję, naprawdę - powiedziała patrząc mu w oczy, które, swoją drogą, miały piękny, niebieski, wręcz hipnotyzujący kolor.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oaza Mia-Alkhama”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość