Valladon[Sklep z bronią] Do wesela się zagoi.

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nina dosłownie trzymała ją za suknię, więc Rakel nie mogła się nawet odwrócić. Dziwnie się czuła, gdy Lucien na nią patrzył, ale mogła uciekać tylko wzrokiem. Chciałaby móc go obserwować, gdyby o tym nie wiedział, a teraz brakowało tylko podestu, by w pełni znalazła się w centrum uwagi. Jeszcze ten nieszczęsny ślub! On sam przecież był dla niej zupełnym zaskoczeniem; czy oni myślą, że w takiej sytuacji ma w ogóle głowę do tego, by zastanawiać się nad partnerem? Przecież i tak nie będzie tańczyć. Nieustanna obecność Luciena ostatnimi czasy jakoś też nic nie zasugerowała. Rakel po prostu kompletnie o tym nie pomyślała. Teraz było to niemal oczywiste, ale wciąż wypadałoby go oficjalnie zaprosić. Och, koszmarna z niej gospodyni!
        Nie mogła też udawać, że nie widzi, że się jej przygląda. Oczy bruneta jakby podążały za wskazaniem Niny, która zaciągała kolejne fragmenty sukni, zaznaczając je szpilkami. Gdy więc w końcu napotkała spojrzenie Luciena, minę miała co najmniej niepewną, ale uśmiechnęła się, słysząc jego odpowiedź i skinęła lekko głową. Cieszyła się zarówno z jego towarzystwa, jak i z tego, że cała ta szopka dobiegła już końca. Na wzmiankę o obławie spoglądała na demona przez chwilę bez zrozumienia, a gdy w końcu zaświtało jej, co ma na myśli, żachnęła się zaraz z oburzeniem.
        - Nie opowiadaj głupstw – powiedziała poważnie i obejrzała się niecierpliwie.
        - Już kończę, no – zamruczała Nina, trochę niewyraźnie, bo w ustach miała jeszcze trzy szpilki. W końcu wyprostowała się z cichym stęknięciem i kazała koleżance obrócić się kilka razy, podnieść ręce i opuścić, po czym zasunęła za nimi kotarkę. – Zaraz sobie pójdę, tylko pomogę ci z tego wyjść, bo sama zaraz mi wszystko zepsujesz – mruknęła i rzeczywiście za chwilę wyszła zza zasłonki, poprawiając ją skrupulatnie.
        - Dobrze, czyli wszystko jasne. – Uśmiechnęła się do Luciena już normalnie, poprawiając sukienkę i włosy, nieco w nieładzie po beztroskim sposobie poruszania się blondynki. Po chwili też pojawiła się Rakel, już w swoim własnym ubraniu i zdecydowanie bardziej rozluźniona.

        Na schodach zwolniła, czując na biodrze dłoń i o ile nagłe objęcie nieco ją zaskoczyło, ale specjalnie nie zdziwiło, to wyszeptane do ucha słowa już owszem. Nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć, skupiła się, by nie potknąć na stopniach. Dopiero wtedy spojrzała szybko na Luciena i przez moment wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko uśmiechnęła się z zakłopotaniem i spuściła oczy.
        - Dzięki – szepnęła tak cicho, że słowo mogło zniknąć pod odgłosem ich kroków.
        Na górze jednak dłoń z jej boku nie zniknęła, a przesunęła się po brzuchu, zatrzymując dopiero na drugim biodrze i sprawiając, że Rakel odruchowo wciągnęła powietrze. Ciasno przytulona przez Luciena niewiele mogła poradzić na nagły przypływ wspomnień. A to, co miało miejsce w dworku, jakkolwiek dla kogoś innego niewinne czy niewarte nawet wzmianki, ją wciąż przyprawiało o rumieniec i nagłe uczucie ciepła. Dotyk warg na policzku przypieczętował sprawę.
        Przymknęła na moment oczy, siłą woli próbując doprowadzić się do porządku i mając tylko nadzieję, że gdy wychodziła na ulicę i ujmowała demona pod ramię była w najgorszym razie nieco zbyt uśmiechnięta. Dopiero słysząc drwinę prychnęła lekko, wciąż rozbawiona, ale szturchając demona łokciem w żebra. I temat wydawałby się zamknięty, gdyby po chwili nie odezwała się znowu.
        - Wystarczy mi, jeśli będę podobała się tobie – powiedziała uśmiechając się lekko, ale widać było tylko uniesiony kącik ust, gdy dziewczyna twardo wbijała wzrok przed siebie. I tak dało się poznać, że wciąż nie jest pewna, czy dobrze zrobiła w ogóle się odzywając, ale tak samo oznaczało to, że mówiła szczerze.

        I cały czas o tym myślała. Wracając do jej mieszkania rozmawiali jeszcze o innych rzeczach, drobiazgach zazwyczaj, ale Rakel podświadomość pracowała nieustannie, próbując poradzić sobie z nietypową sytuacją. To nie tak, że próżnie analizowała swój wygląd i to jak mógł wypaść w oczach Luciena. Gdyby taka myśl w ogóle przemknęła jej przez głowę to pewnie i tak nie w pozytywnym wydźwięku, prędzej ukazując dziewczynie jej braki, na które do tej pory nie zwracała uwagi. Rakel jednak analizowała sprawy pod nieco szerszym kątem. Starała się okiełznać własne życzenia i spróbować spojrzeć na sytuacje obiektywnie, ale jak silne nie byłoby jej wyparcie, nie była ślepa. Coś było na rzeczy i o ile z jej strony nie było to raczej nic zaskakującego (również ogółem patrząc, bo zauroczenie zbrojmistrzyni mężczyzną można było uznać za ewenement w skali miasta), to w stosunku do Luciena ciągle była podejrzliwa. Wiedziała, że to niesprawiedliwe, dopatrywać się drugiego dna w jego zachowaniu, było jej wręcz wstyd z tego powodu, ale nie miała na to wpływu. To, że jej nigdy nie okłamał wypłynęło przecież w tym samym momencie co fakt, że demon jednocześnie uznawał, że nie wszystko musi wiedzieć. Więc praktycznie dopóki o coś nie zapytała, dopóty to było przed nią „ukryte”. O krwi na jego rękach nawet nie miała już siły pamiętać. Umysł zdawał się zwyczajnie ratować ją przed sytuacją, z którą sobie nie radziła, upychając tę wiedzę głęboko w głowie i nie ukazując świadomości, ani nawet podświadomości.
        A Rakel ciągle się zastanawiała, czy mogła jednak źle zinterpretować jego ostatnie zachowanie. Nie chodziło nawet o ten komplement, ale pocałunek i samą jego obecność tutaj. Od kilku dni nie opuszczał jej na krok, spał u niej i najwyraźniej zapragnął remontować zapuszczony dwór pod Valladonem. Jednocześnie niedługo miał się żenić. Był długowieczny. Mieszkał na innym planie. Miał wobec rodziny zobowiązania, których nie sposób zbyć listem. I mimo wszystkiego, co ostatnio jej powiedział, to nie, nie potrafiła przetrawić faktu, że to wszystko dla niej. Przecież… brakowało jej nawet słów na taką oczywistość. Kimże była? Nie wyróżniała się nawet na ulicy we własnym mieście, nie była ani piękna, ani wybitnie uzdolniona, ani… ani nawet w jego wieku, mniej więcej chociażby. Nie miała w sobie nic, co mogłoby kogokolwiek zainteresować. Te wszystkie podejrzenia nie miały jednak na celu umniejszeniu czegokolwiek Lucienowi. Rakel nawet przed sobą nie udawała już, że nie jest w niego zapatrzona. Ale i tak nie pozwalały jej uwierzyć. Banalnie i dziewczęco mówiąc, nie pozwalały jej uwierzyć, że ktoś taki jak on, zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ona. Nigdy nie miała niskiego poczucia własnej wartości, ale właśnie okazało się, że miała się zawsze za dobrą osobę, w ogóle nie spoglądając na siebie w kontekście kobiety. Teraz to się na niej odbijało.

        Dopiero pod drzwiami kamienicy zdała sobie sprawę, że się zamyśliła. Wyjęła szybko klucze i wpuściła Luciena do środka, zamykając za nimi drzwi na klucz.
        - Jestem! – zawołała odruchowo, ale odpowiedziała jej cisza. Zwinięta na czworo karteczka na ladzie zwróciła jej uwagę i Rakel idąc po schodach rozwijała papier, przebiegając wzrokiem naskrobane szybko słowa.
        - Dzisiaj też nie ma co się ich spodziewać – westchnęła. – Dobrze, że ślub jest wieczorem, bo jeśli tak balują teraz, to ciekawe ile zajmie wam wytrzeźwienie po kawalerskim – mruczała pod nosem, ni to do siebie, ni to do Luciena.
        Weszła prosto do kuchni, wyrzucając zmiętą karteczkę do kosza i od razu biorąc się za przyrządzanie kawy i herbaty. Wodę na herbatę podgrzała dosłownie w chwilę, zalewając sobie zioła. Później przygotowała kawy z cynamonem dla Luciena i pozwoliła jej parzyć się nieco dłużej, stopniowo zwiększając temperaturę. W końcu zalała filiżankę i postawiła obok swojego kubka, zamiast podać od razu demonowi. Zamiast tego podeszła do niego blisko, początkowo nie podnosząc wzroku i tylko przesuwając palcami po rantach niedopiętej koszuli.
        - Naprawdę ci się podobam? – zapytała z wahaniem, nie patrząc na demona. Pierwszy raz z bliska przyjrzała się obrączce wiszącej na łańcuszku na szyi Luciena. Zebrała ją w dłoń, obracając z ciekawością w palcach i porównując ze swoją. Nie licząc rozmiaru były identyczne.
        - Pocałuj mnie tak jeszcze raz – szepnęła nagle Rakel, podnosząc na Luciena wzrok. Był niepewny, ale nie dlatego, że żałowała tego co powiedziała. Bała się tylko reakcji demona, w duchu już zastanawiając się, jak godnie przyjąć odmowę, oraz wciąż nie dowierzając, że w ogóle powiedziała to na głos.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon nawet nie zastanowił się czy nie przesadza z tym spoufalaniem się, a chyba powinien. Problem tylko tkwił w pewnym drobiazgu: gdy już raz przekroczyło się granicę, bardzo trudno wracało się na przeciwną stronę, a co gorsza jeszcze mniej chętnie.
        Tylko, że z ich dwojga to chyba on powinien zachowywać się jakby zachował resztki rozsądku i nie utrudniać im obojgu. Cicha, niepewna odpowiedź na komplement, też powinna skłonić do odpuszczenia dziewczynie, ale Lucien brnął dalej. Buziak w policzek niby niewinny, podobnie jak przytulenie dziewczyny, tylko co innego mówił jej rumieniec i sposób w jaki wstrzymała oddech. Grał w grę, której nie powinien był nawet zaczynać, a teraz należałoby może wreszcie spoważnieć, nabrać odwagi i się pożegnać. Zrywanie opatrunku i tak otworzy ranę, będzie bolało tak czy inaczej, ale czy przedłużanie pomagało w jakikolwiek sposób? Raczej nie. Niestety było przyjemne. Ostatnie chwile szczęścia, gdyby wydostanie z sideł się nie powiodło. Niezłe wytłumaczenie.
        Kolejnym z nich było, że zresztą przecież, poza obopólnym graniem na uczuciach, nie robili nic złego… Poza ewentualnym graniem na emocjach dziewczyny nie robił nic, co mogłoby ująć jej godności… Nawet w jego myślach brzmiało to źle. Tylko dlaczego szczęście miało być czymś złym? Raz w życiu czuł, że naprawdę żyje, że jego egzystencja ma dla kogoś znaczenie, że ktoś by go wypatrywał gdyby nagle go zabrakło… Co w tym było złego? Sposób osądzania zależał od punktu spojrzenia i rodzaju zadawanych pytań… Całe szczęście zaraz mieli wyjść na ulicę.
        Za żarty oberwało mu się z łokcia. Kara wywołała cichy śmiech mężczyzny i już zdawało się, że zostawiają zbyt kuszące tematy za sobą, gdy Rakel odezwała się ponownie. Dopiero teraz domknęła rozmowę. Tym razem to ona nie ułatwiała albo właśnie pokazywała jak pokomplikował sprawę. Wszystko zaczynało sypać się jak domino, raz trącone było nie do zatrzymania, i demon musiał pilnować się, żeby dalej prowadzić dziewczynę pod rękę, zamiast bezczelnie ją objąć. Mógł się przytrafić ktoś znajomy, nie chciał tworzyć niepotrzebnych plotek wokół zbrojmistrzyni. Jednym był spacer pod ramię, mogła iść ze zwykłym znajomym, zupełnie czym innym chodzenie przytulonymi jak para, którą nie byli.
        Spojrzał na dziewczynę, ale nie udało się dojrzeć spojrzenia Czarnulki, które twardo wpatrywało się w drogę przed nimi. Nabroili, oboje. Rakel swoim uroczym jestestwem, demon w naiwnych poszukiwaniach, i teraz nie mieli jak się wykaraskać bez strat.
        Mimo wszystko do sklepu dotarli rozmawiając o drobiazgach albo zwyczajnie milcząc. Ta cisza jednak nie męczyła Luciena. Nie była ciężka i przytłaczająca. Nie wynikała z kłótni. Rakel zbierała myśli, a demon z kolei swoimi pływał od tematu do tematu, przyglądając się miastu, przechodniom czy właśnie brunetce, zastanawiając się co dalej.
        Na miejscu, przywitało ich ciche, ciemne i puste wnętrze. Demon rozejrzał się wokół, podczas gdy Rakel znalazła notkę na ladzie. Zupełnie nie pojmował na co były te codzienne libacje, z drugiej strony pusty dom wyglądał całkiem… normalnie. Dokładnie tak jak go zapamiętał z odwiedzin u dziewczyny. Ale gdy Rakel przeszła do tematu wieczoru kawalerskiego, Lucien zrobił zbolałą minę.
        - Nie zrozum mnie źle, naprawdę bardzo mi miło, że Dorian mnie zaprosił - zaczął demon. Naprawdę poczuł się wyróżniony, czy może lepiej, zaliczony do grona znajomych, co było wyjątkowo sympatyczne, tym bardziej biorąc pod uwagę opinie reszty mężczyzn z otoczenia Rakel na swój temat.
        - I powiedzmy, że rozumiem ideę zabawy, ale całonocna libacja? Marnie to widzę... - dodał z nieszczęśliwym uśmiechem, bo w końcu wciąż były to zachowania ludzkie z serii niezrozumiałych, ale pociesznie nieszkodliwych, chyba... To się pewnie okaże w wieczorem. W sumie na pewno będzie bogatszy o nowe doświadczenia, i powinien też być w lepszej formie niż reszta mężczyzn po ich zakończeniu.
        Wszedł za dziewczyną na górę, w ciszy ciesząc się na kawę, jednocześnie powstrzymując się od zabawno-gorzkiego komentarza, czy to druga z dwóch wyliczonych w nagrodę i pora była się pożegnać. Lecz na rozłąkę było za wcześnie, na szczęście i niestety, wciąż musieli dotrwać do ślubu. A może należałoby na tej kawie zakończyć ryzykowną zabawę, zanim ostatecznie wymknęła się spod kontroli.
        Stanął bokiem przy blacie, czekając na napar, ale się nie doczekał. Zerknął na odstawianą filiżankę i na brunetkę, która zbliżyła się do niego w niecodzienny sposób. Uniósł brew gdy Rakel musnęła palcami brzegi koszuli.
Nie widział teraz jej twarzy, była zbyt blisko, i zupełnie nie miał pojęcia co dziewczyna kombinowała, ale o dziwo tym razem kawa zeszła na drugi plan. Uważniej śledził jej ruchy, które w następnej kolejności znalazły obrączkę zawieszoną na łańcuszku, samemu nie ruszając się z miejsca, poza wodzeniem źrenicami za drobną dłonią. Wzięła pierścionek w palce, przy okazji opuszkami trącając skórę na mostku. Demon mruknął cicho, pytająco, ale w ramach ewentualnych podpowiedzi usłyszał pytanie.
        - Naprawdę - odpowiedział spokojnie, marszcząc lekko brwi. - Nawet bardzo. Też pytanie... - prychnął cicho, starając się złowić spojrzenie Czarnulki. Gdy mu się wreszcie udało, dziewczyna zupełnie go zaskoczyła. Przez uderzenie serca patrzył w niepewne oczy próbując się upewnić czy dobrze usłyszał. Zaraz jednak otrząsnął się z szoku budowanego wpierw dziwnym pytaniem, a teraz niespodziewaną prośbą. Przybliżać się nie musiał. Rakel stała tuż obok. Uśmiechnął się lekko, trochę kątem ust, ostrożnie obejmując ją w talii.
        - A jednak kokietka - wyszeptał zmuszając brunetkę do odwrócenia się plecami do mebli. Zsunął dłonie na biodra Rakel i podsadził ją na blat, samemu wchodząc między uda dziewczyny. Była teraz trochę wyżej, było więc wygodniej, i... przyjemniej, ale to już z innych przyczyn.
        - Nie ułatwiasz grzecznego prowadzenia się, wiesz... - wymruczał już w usta Czarnulki, wplątując palce w jej czarne włosy. Reszta potoczyła się sama. Z tym, że tym razem przyczyną zamieszania nie było wzburzenie, demon ani myślał uciekać, nie było też powodów do pośpiechu skoro bracia nie planowali wrócić, a oboje wiedzieli na co się pisali, przynajmniej mniej lub bardziej. I przynajmniej chociaż co do jednego Lu miał pewność, nie działał wbrew Rakel i nie wyglądało żeby miał ją wystraszyć zbyt odważnym zachowaniem.
        Oparł się o blat po bokach dziewczyny i spojrzał na nią lekko przechylając głowę.
        - I jak, zadowolona? - szepnął, z psotnym wyrazem oczu, chwilowo nie paląc się do wypuszczenia brunetki, chociaż kawa i herbata stygły.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Wchodząc po schodach zerknęła krótko przez ramię, słuchając Luciena i uśmiechając się pod nosem. Sam fakt, że demon zaczął mówić tak na okrętkę już o czymś świadczył i Rakel naprawdę doceniała jego starania, by nie wyjść na niemiłego czy niewdzięcznego. Nie chciała jednak, by coś co miało być rozrywką, tak go niepokoiło. Obejrzała się na niego w korytarzu i już uśmiechnęła się na widok tej nieszczęśliwej miny.
        - Będzie dobrze – powiedziała spokojnie. – Mówiłeś, że lubisz obserwować ludzi. Teraz będziesz miał świetną okazję, by zaobserwować różnice w zachowaniu, gdy przestają się przejmować… - zawiesiła na chwilę głos, zastanawiając się, jak ująć to wszystko w jedno słowo, ale w końcu wzruszyła ramionami. Pierwsza myśl zawsze najlepsza. – No przestają się przejmować czymkolwiek właściwie. A jak będziesz bardzo cierpiał to powiesz, że musisz załatwić jakieś nemoriańskie sprawy i znikniesz – zakończyła już w kuchni, wciąż wyraźnie rozbawiona. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że rzadko widywała Luciena niepewnego. To znaczy, gdy nie chodziło o nią. Wtedy prawie zawsze wydawał się niepewny.
        I nie wiedziała, czy to przez to pokusiła o taką bezpośredniość, ale kawa i herbata odeszły nagle na dalszy plan, chociaż zdawały się być jej celem, gdy wchodziła do kuchni. Nagle jakby zmieniła zdanie i zaskoczyła chyba Luciena tak samo jak siebie. Jeszcze to jego prychnięcie, że to niby takie oczywiste. Skąd na los mogła w ogóle podejrzewać, że mu się podoba? No nie uciekał z krzykiem niby, ale to też nie było w jedną albo w drugą stronę… No i w porządku, pocałował ją dzisiaj, ale właśnie wtedy zaczęła poważnie brać to pod uwagę. A spytała… och, bo jest sierota i sama nie umie się zorientować, ot co!
        Później musiała jeszcze pokonać własne zażenowanie i obawę. Jakby nie patrzeć trochę się narzuciła, ale pomimo całej tej niepewności, naprawdę nie mogła się powstrzymać. Jak nie teraz, to palnęłaby to przy innej okazji, bo zwyczajnie miała problem z wyrzuceniem demona z głowy. Później zamilkła, speszona własnym wyskokiem, wielkimi oczami obserwując reakcję Luciena. Oczywiście dopatrzyła się krótkiego przebłysku zaskoczenia na jego twarzy i w panice zdążyła zakląć w myślach, ale po chwili demon uśmiechnął się kątem ust. Wcale jej to nie uspokoiło. Była teraz spięta z innego powodu, prawie wstrzymując oddech, ale to było raczej przyjemne zdenerwowanie.
        Evans wyraźnie zareagowała na nazwanie jej kokietką, ale nie powiedziała słowa, pozwalając się lekko okręcić. Podsadzenia na blat już się nie spodziewała i westchnęła zaskoczona, po chwili lądując tyłkiem na ladzie. Lucien za to znalazł się między jej kolanami, przysuwając jeszcze bliżej i obejmując ją już bardziej znajomo. Krótko mówiąc, Rakel kompletnie nie nadążała za wydarzeniami, więc nawet nie próbowała, trochę dając sobą sterować. Ufała demonowi na tyle, że w ogóle się nie opierała, nawet nie będąc pewną, co dokładnie robi na kuchennej ladzie. Była jednak teraz bliżej bruneta i nie musiała tak zadzierać głowy, co bardzo jej się spodobało. Ogólnie wszystko teraz jej się podobało. Czując oddech Luciena na ustach i jego palce w swoich włosach trochę już odpłynęła myślami, dlatego jego słowa dość nagle wywołały rozum do raportu.
        - Przepraszam… - zdążyła tylko szepnąć odruchowo, pytająco wręcz, próbując podnieść na demona wzrok, ale jego twarz była już za blisko i pozostawało jej tylko zamknąć oczy. Chyba się nie gniewał.
        Rakel rozplotła ręce, spuszczając je z szyi Luciena na jego pierś. Wciąż bezpiecznie trzymała się rantu koszuli, ale czasem przypadkiem musnęła obojczyk, zapatrzona w morskie oczy o wąskich źrenicach. Uśmiechała się lekko cały czas, zupełnie bezwiednie. Słysząc pytanie rozciągnęła kąciki jeszcze bardziej, zaciskając już tylko usta i przygryzając wargę, by nie szczerzyć się, jak głupi do sera.
        - Uhm - wymruczała, prostując się i niespiesznie sięgając po jeszcze jednego całusa. Później już spuściła głowę z cichym śmiechem, próbując doprowadzić się do porządku, ale gdy czołem opadła na ramię demona, rozmarzyła się na nowo i przymknęła oczy. Było jej z nim tak dobrze teraz. "- Pamiętasz, jak w dworku mówiłeś, że chciałbyś, żebym była szczęśliwa? Z tobą jestem". I o mało co nie powiedziałaby tego na głos. Powstrzymała się w ostatniej chwili, przygryzając wnętrze polika i tylko wzdychając cicho.
        Po głowie zaczęły jej się kołatać złośliwe pytania i uwagi, które jakby wyczuły moment jej słabości i teraz zleciały się jak sępy. A Rakel nie wiedziała, co może powiedzieć, a o czym nie powinna wspominać, by nie zepsuć miłej atmosfery. Miała jednak wrażenie, że cokolwiek nie powie, co nie będzie codzienną błahostką, będzie niosło ze są konsekwencje. Chciałaby z Lucienem porozmawiać, ale bała się, że jednym niewłaściwym słowem może zmyć ten zaczepny uśmiech z jego ust, a tego nie chciała.
        W końcu, nieco niezbyt odważnie jak na nią, ale chyba sprawiedliwie, uznała że właściwie wszystko zależy od demona i jego dotyczy, więc jeśli będzie chciał z nią o czymś porozmawiać to sam poruszy temat. Ona nie będzie psują. Nie wiedziała co prawda nawet kiedy jest ten jego ślub, ale chociaż na związkach i innych relacjach damsko-męskich nie znała się wcale, to nawet ona wiedziała, że to nie jest dobre pytanie w tym konkretnym momencie. Nie miała też zamiaru próbować ustalać ich aktualnej relacji, bo to raczej nie było proste i nie było wystarczająco dobrym powodem, by psuć im humor. Poza tym trochę się bała. Byłaby nawet gotowa powiedzieć mu wprost, że nawet jeśli będzie musiał jechać później to ona się nie pogniewa, ale stwierdziła, że mogłaby go wręcz urazić. Do cholery, skomplikowane to było wszystko, a przecież sprowadzało się do tego, że chciała… Nie, nawet myślenie o tym, czego by chciała było kuszeniem losu. W końcu uznała, że jest jej zdecydowanie zbyt wygodnie teraz, by zaprzątać sobie głowę nieprzyjemnymi myślami.
        - Nie jestem kokietką - prychnęła za to nagle, podnosząc głowę. Spojrzała na Luciena z udawaną urazą w oczach, “gniewnie” marszcząc brwi. Teraz jej się przypomniało, a wtedy brakowało słów. Wesoły uśmiech oczywiście przeczył wszelkiemu udawanemu oburzeniu, ale mimo rozbawienia własnym refleksem, dziewczyna i tak uparła się przy swoim. Kokietka! No tak jej jeszcze nikt nie nazwał.
        - Zrobię ci może świeżej kawy, co? - zapytała już łagodnie, zabierając już dłonie z Luciena koszuli i splatając je przed sobą, żeby zacząć dozować sobie kontakt fizyczny. Tak szybko się do tego przyzwyczaiła, że pewnie trudno jej będzie zachowywać się normalnie w towarzystwie, ale do licha! Bez sensu to wszystko. Wszelkie wewnętrzne irytacje zamknęła jednak w cichym westchnięciu.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Oburzony przebłysk w oczach, gdy Rakel stroszyła się na kokietkę, nie umknął uwadze demona. Przy innej okazji pewnie by się nieźle nasłuchał. Ale w tej chwili Rakel trochę się rozproszyła, a jej uwaga popłynęła w inne kierunki. On też miał lepsze rzeczy do robienia, więc nawet nie śmiał się z jawnego niezadowolenia, słowne przepychanki zostawiając na inną okazję. Rakel mogła protestować, ale potrafiła skutecznie namotać, uderzając do głowy niczym wiosenne wino, słodkie, niepozorne, a niebezpieczne w swojej skuteczności. Może właśnie dlatego, że dziewczyna nie próbowała żadnych manipulacji. Była naturalna i niewinna, może właśnie to działało na demona lepiej niż wszystko inne. Podobnie zbliżając się nieśmiało, bardziej dawała pozwolenie, jeszcze nie wiedział na co, niż wywierała presję. Tak samo jak bawiła się materiałem koszuli. Korciła, ale nie była natrętna.
        Samo zachowanie było trochę zaskakujące, nie wspominając o pytaniu - to właśnie z zaskoczenia wynikało wahanie Luciena. Potem podsadził dziewczynę na meble, zanim dopadło go kolejne wahanie. A gdy wreszcie pojawiła się wątpliwość czy nie lepiej dla Czarnulki byłoby zrezygnować z przyjemności, odpędził ją jak najszybciej. Niepewne spojrzenie Rakel było najlepszą odpowiedzią na wszystko. Wycofanie się nie przyniosłoby nic dobrego, co najwyżej poczucie odrzucenia. A, że naprawdę miał ochotę dziewczynę pocałować, czytelniejszego pozwolenia nie mógł dostać. Pozostało zmartwienia pozostawić na jutro, przelać emocje w pocałunek i pilnować się, żeby nie wyjść poza niego.
        Nie żałował, chyba, że ograniczeń. Na koniec przyblokował ewentualne drogi ucieczki, chociaż nie wyglądało jakby Rakel się dokądś wybierała i półprzymkniętymi oczami obserwował rozkojarzone spojrzenie brunetki oraz jej uśmiech. Wszystkiemu towarzyszył łobuzerski wyraz twarzy demona, który się tylko nasilił, gdy dziewczyna ukradła jeszcze jednego całusa z uśmiechniętych warg. Ostatnie "słowo" zostawił jej i delikatnie pogłaskał włosy dziewczyny, która zaraz potem skryła się w jego ramieniu. Oparł policzek na głowie Czarnulki i oplótł ją ręką, drugą wciąż opierając się o blat.
         Rakel jednak dość szybko wymknęła mu się spod policzka, a demon prychnął cichym śmiechem na prawie-oburzone wypomnienie określenia, z którym zbrojmistrzyni się nie zgadzała. Teraz sobie przypomniała. Przesunął dłoń z pleców dziewczyny, po drodze z premedytacją ginąc w poskręcanych kosmkach, żeby trafić na policzek brunetki. Musnął kciukiem dolną wargę Rakel, przez chwilę śledząc wzrokiem róż przemykający pod opuszką, potem ponownie zagłębiając się spojrzeniem w oczach dziewczyny.
        - A rozpatrujemy pod kątem zamiarów czy finalnego efektu? - zapytał z psotnym uśmiechem. Czego by nie powiedział Rakel była niezbyt skłonna, żeby mu uwierzyć, więc przestał obstawać przy swoim zdaniu. Wciąż go nie zmienił, Czarnulka pewnie też nie, ale temat celowo pozostawił niedomkniętym.
        Śmieszna i nielogiczna sprawa, ale zabrane dłonie wydały się dokuczliwe jak zimny wiatr smagający ciało, nagle poczuł się porzucany, chociaż dziewczyna wciąż była tuż obok.
        Przechylił lekko głowę, gdy brunetka splotła ręce na podołku, samemu zaplatając dłonie na jej krzyżu. Zerknął krótko na kawę, dość nietypowo wyjątkowo mało zainteresowany. Ponownie spojrzał na Rakel i po widocznym namyśle pocałował dziewczynę, ale tylko w policzek, zaraz potem zsunął się w stronę szyi dziewczyny ciesząc się delikatnym dotykiem skóry. Zostawił drugi pocałunek tuż pod uchem dziewczyny, za które tak często zabierała włosy, a swoją krótką podróż zakończył chowając twarz w zagłębieniu między szyją a ramieniem.
        - Niech całkiem ostygnie, nie ucieknie - wymruczał z zamkniętymi oczami, bezczelnie się przytulając. Tak było mu dobrze, kawa mogła jeszcze chwilę zaczekać.
        Mógłby tak zostać znacznie dłużej, albo jeszcze lepiej, przejść do recydywy i znacznie częściej przytulać się do Czarnulki. Wtedy świat i jego czas jakby płynął obok. Ale wszystko było jedynie złudzeniem i wypadało się z niego otrząsnąć.
        - Nie miałaś wcześniej nikogo bliskiego, poza rodziną? - zapytał w pewnym momencie, delikatnie ale dość bezpośrednio, wychylając się z bezpiecznej kryjówki, żeby popatrzeć w oczy Rakel. Wyprostował się, ale jeszcze dziewczyny nie wypuszczał.
        - Przepraszam - szepnął cicho, delikatnie głaszcząc dziewczynę - Przepraszam, że nie potrafiłem odejść kiedy powinienem się pożegnać, zanim całkiem namotałem. - Obiema rękoma odgarnął włosy dziewczyny za jej ramiona.
        - I dziękuję... Wciąż nie wiem dlaczego nie kazałaś mi się wynosić, ale jesteś jedynym szczęściem jakie spotkałem i chyba przez to zbyt późno zorientowałem się, albo nie chciałem widzieć oczywistego, że powinienem przedłożyć twoje dobro nad własną radość - westchnął bezgłośnie, zsuwając dłonie z pleców dziewczyny niżej. Przysunął brunetkę bliżej do siebie, aż dosłownie oparł ją sobie na brzuchu. Dopiero odsunął się od mebli i pozwolił Rakel zsunąć się, powoli opadając stopami na ziemię.
        - Przyjacielskie wpadanie na kawę chyba nie zda egzaminu... - mruknął cicho, na koniec zawłaszczając dłoń brunetki. Jeszcze przez chwilę głaskał szczupłe palce, zanim pocałował ich wierzch, ostatecznie wypuszczając Czarnulkę.
        - Teraz poproszę nowej kawy, zajmijmy myśli czymś innym - szepnął stając grzecznie przy blacie, obserwując ruchy dziewczyny.
        Czarny napój odebrał bezgłośnie, prawie niechcący muskając palce brunetki swoimi. Ktoś kiedyś mówił, że igranie z uczuciami było najniebezpieczniejszą z gier. Miał chyba rację. Oplótł Rakel ramionami w pasie, kierując do sypialni, potem puścił ją przodem, przez drzwi. W pokoju przynajmniej można było wygodnie usiąść.
        Spojrzeniem odprowadzał Czarnulkę i gdy tylko się usadowiła, zanim zdążyło zrobić się niezręcznie od wzajemnego obserwowania się, usiadł na podłodze, bez pardonu opierając głowę o jej kolana (jakby to nie nie mogło być niezręczne) i zamknął oczy. Rękę, w której trzymał pitą kawę, oparł na zgiętej nodze, palce zamykając dookoła na górnym brzegu.
Potrzebował jeszcze chwili, żeby przebywanie obok Czarnulki wróciło na zwykłe tory, żeby nie musiał pilnować swoich działań. Nagłe sztywne zachowanie byłoby dziwne i nasilało by niezręczności. Poza tym nie chciał rezygnować ze spania obok, więc demon starał się wypośrodkować, możliwie unikając zbędnych podtekstów, ale utrzymując swobodę jaką prezentował oswojony demon.
        Później ogólnie wieczór przebiegł podobnie do poprzedniego. Pozwolił sobie skorzystać z łazienki i umościł się obok dziewczyny. Do snu pocałował ją delikatnie w czoło z cichym “dobranoc” i przytulił brunetkę do siebie ignorując obecność dwóch poduszek. Brodę oparł tuż nad jej głową i delikatnie głaskał dziewczynę, aż nie usłyszał, że zasnęła, mając potem całą noc na rozmyślania.

        Chciał wymknąć się przed świtem, lecz z tych samych powodów dla których przyjemnie spędził noc, nie mógł zniknąć niepostrzeżenie. Dziewczynę wybudził jego ruch, więc nachylił się nad brunetką, podnosząc się na łokciu, drugą ręką opierając się po jej przeciwnej stronie.
        - Idę potrenować, wrócę na poranną kawę - szepnął cicho, przychylając się, żeby pocałować policzek dziewczyny. Nieco przedłużył dotyk, podczas gdy włosy zsuwały się z ramienia demona, chowając Rakel za ciemną zasłoną. Potem dosłownie zniknął.

        Znalazł się na jednym z lubianych, odosobnionych miejsc. Już w pierwszych krokach upewnił się, że po nie tak dawnym osłabieniu nie pozostał ślad. Musiał walczyć z rozproszonymi myślami, pilnować skupienia, ale poza tym był w normalnej formie. Chociaż każdemu ruchowi nemorianina towarzyszyło więcej agresji. Tak jak zawsze każda sekwencja była perfekcyjna, ale i pozbawiona emocji, tak teraz demon wyglądał na solidnie wzburzonego lub zmotywowanego do walki. Do tego przy ćwiczeniach Lucien walczył pojedynczą bronią, a nie jak ostatnim czasem - ekstrawagancko obiema rękoma.
        Nocą gdy słuchał spokojnego oddechu, gdzieś pomiędzy odpoczynkami przypominającymi letarg, a obserwowaniem nocnych cieni pełzających po zarysie Rakel, pomysł na podważenie układu z Saide przyszedł sam.
        Zakończył napastliwym atakiem, ubrał koszulę i wrócił do miasta, gdy świt już dawno przegonił noc, a sklepy już pracowały. Jednak nie skierował się od razu do sklepu z bronią, a wpierw odwiedził szewca zakładając, że później nie będzie miał czasu, podczas gdy ten wcześniej zobowiązał się uwinąć z pracą. Wizyta w innym kramie była już mniej planowana, chociaż szybko po odbiorze butów wydała się zasadna. Plusem Valladonu było dość praktyczne planowanie dzielnic. Sklepy i kramy ciągnęły się czasami jeden za drugim, więc nie musiał długo szukać.
        W sklepie Evansów zjawił się trochę po śniadaniu, ale ponieważ bracia i inni domownicy mogli już być na nogach, pojawił się na parterze, tuż przy drzwiach i praktykowanym przed wyjazdem zwyczajem, palcem trącił dzwoneczek od drzwi. Dopiero potem kierując się w stronę schodów.
        Wygląd Luciena już wcześniej powiewał nonszalancją, ale teraz i bez napisów prezentował się bardziej jak "zły chłopiec", z którego swojego czasu Rakel miała taki ubaw, czy łobuz z ulicy, niż szlachcic. Koszula zapięta jak zawsze, była dość niedbale schowana za paskiem nowych spodni, z czarnej, grubo tkanej bawełny. Te podkreślały szczupłą sylwetkę demona, dodatkowo opadając na biodrach jakby trzymał je jedynie skórzany pasek, do którego przytroczony został rapier. Miejsce oficerek zastąpiły sztyblety z garbowanej, ale nie licowanej skóry, już na starcie dając butom wygląd lekko znoszonych.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Przez moment liczył się tylko Lucien. Nie było nikogo innego, ona nic nie musiała zrobić i leniwie zatopiona w objęciach, nigdzie się nie wybierała. Dopiero po chwili zobaczyła zaczepny uśmiech, zdając sobie nagle sprawę z własnego maślanego wzroku. Ale chociaż zawstydzało ją to okrutnie, to niewiele mogła poradzić na to, że autentycznie czuła się jak kostka masła rzucona na rozgrzaną patelnię. Zbieranie się w sobie trwało więc chwilę, a to, że demon ciągle ją głaskał i przytulał, wcale nie pomagało. Chyba tak muszą czuć się rozpieszczone domowe koty.
        Dłoń przy policzku nie była niczym nowym, ale przeciągnięcie palcem po ustach już owszem i Rakel na nowo zamarła, śledząc czujnie wzrok demona. Lucien dopiero po czasie spojrzał jej w oczy z pytaniem, na które oczywiście nie miała odpowiedzi, bo chwilowo bystrością nie grzeszyła. Psotny uśmiech bruneta wywołał jednak odruchowe buntownicze mruknięcie, ale Rakel już nie drążyła tematu, który był dla niej niewygodny. Miała też wrażenie, że cokolwiek nie powie, to wystarczy jeden Luciena uśmiech, by to zakwestionować i pozbawić ją woli walki, zwłaszcza o jakąś pierdołę.
        Demon jednak też zachowywał się inaczej niż zwykle. Zapytany o kawę, spojrzał na nią niedbale, a później znów utkwił wzrok w oczach Rakel, jakby rozważał losy wszechświata. Już chciała się odezwać, ale uśmiechnęła się tylko w milczeniu, pocałowana w policzek. Później kąciki ust opadły, podobnie jak powieki, gdy dziewczyna poczuła dotyk warg na szyi i pod uchem. Westchnęła przez nos, pochylając głowę i opierając ją na ramieniu Luciena, który został już zanurzony w jej szyi. Ciepły oddech regularnie drażnił skórę, nie pozwalając się skupić. Uśmiechnęła się tylko lekko na porzucenie kawy, rozbawiona własną refleksją, że jakimś cudem wygrała z naparem.
        Następne pytanie Luciena sprawiło, że tak jak on, podniosła lekko głowę, by złapać kontakt wzrokowy. I początkowo ze spokojem chciała wspomnieć o Meve, Morganie i innych, ale w połowie wyliczanki w głowie zamarła, a oczy lekko jej się rozszerzyły, gdy spoglądając w morskie oczy zdała sobie sprawę, że nie o to demon pyta.
        - Emm… nie – powiedziała, odchrząkując nerwowo, i uciekając wzrokiem. Cisza niemal biła w uszy, gdy dziewczyna zastanawiała się, co jeszcze mogłaby powiedzieć. – Poznałeś wszystkich moich bliskich – dorzuciła jeszcze, ale momentalnie tego pożałowała, słysząc jak durnie to brzmi. Już lepiej było siedzieć cicho, nawet jeśli niezręcznie.
        Zastanawiała się tylko, skąd to nagłe pytanie i czy to po niej aż tak widać, że nigdy nikogo nie miała? Pojedynczych randek nawet nie liczyła, bo wszystkie były nieudane, a niektóre po prostu fatalne. No ale Lucien przecież nie mógł o tym wiedzieć. Zanim jednak doszła do katastrofalnych w skutkach rozważań, po czym dokładnie demon poznał, że nikogo wcześniej nie miała, padły przeprosiny, które tak ją zaskoczyły, że zapomniała o temacie. Spojrzała zdziwiona na Luciena, po chwili zaś marszcząc nieznaczenie brwi, w lekko widocznym niezadowoleniu. Nie zdążyła się jednak odezwać, a po przeprosinach pojawiło się podziękowanie i łuk brwi złagodniał na nowo, gdy Rakel próbowała nadążyć.
        - Przestań, Lucien – powiedziała w końcu. Spoglądała na bruneta z każdą istniejącą formą niedowierzania w oczach.
        - Co to są za przeprosiny, za co? – mruknęła chyba niezbyt zadowolona. Wciąż miała problem z nazywaniem tego wszystkiego, czym dodatkowo była zakłopotana, więc rozmawianie o tym było podwójnie trudne. – Do tanga trzeba dwojga, jakbyś nie słyszał – powiedziała, wciąż niepewna, czy jest w ogóle jakieś tango, o którym można mówić.
        Wiedziała jednak, że takie przeprosiny są zupełnie bez sensu. Przy podziękowaniach zaś niedowierzanie uderzyło w drugą stronę skali, sprawiając, że brunetce brakowało słów, mimo że chciała odpowiedzieć. Złapała twarz Luciena w dłonie, przyglądając mu się z widocznym niezrozumieniem.
        - Co jest nie tak z moim „dobrem”? – zapytała, uśmiechając się kątem ust, nim znów spoważniała. – Lucien, ja… ugh – mruknęła rozczarowana, gdy przez dłuższą chwilę nie mogła nic z siebie wycisnąć. Jakby miała gulę w gardle. Dlaczego on może powiedzieć, że jest szczęśliwy, a ona nie? Przecież jest!
        - Nie chcę, żebyś odchodził – powiedziała w końcu, zaraz strzelając oczami gdzieś w bok i szybko prostując. – Wiem, że musisz, rozumiem to i nic nie szkodzi… to znaczy, nie, że jest mi wszystko jedno, tylko, że nie mam ci nic za złe… Szlag – wyrwało jej się na koniec tej nierównej walki z własnym językiem. Aż się nieco zdenerwowała, spinając cała pod objęciem.
        ”Jestem z tobą szczęśliwa”. Powiedz to.
        „Jestem z tobą szczęśliwa”. Na głos, sieroto.

        Milczała jednak. Szlag by to. Czemu nie mógł czytać jej w myślach?
        Zaraz… Może mógł. To było okropnie dziecinne, co w ogóle rozważała, ale trudno, jak się jest tchórzem, to trzeba cierpieć.
        Nim jednak cokolwiek zdążyła zrobić, Lucien przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej, jakby chciał znów podnieść. Tym razem jednak pozwolił zsunąć się z blatu, wypuszczając z objęć i całując dłonie, jak zawsze. Spojrzała na demona niepewnie, obserwując jak stopniowo się wycofuje. Rany, jak on to robił. Zaczęła parzyć kawę, by zająć czymś myśli, ale wciąż się nie odzywała. Całowanie się było fajne, ale ta atmosfera już zdecydowanie straszyła.
        Swoją herbatę już odpuściła, za późno się zrobiło. Podała filiżankę demonowi i uśmiechnęła się lekko, gdy znowu ją objął, prowadząc do pokoju. Weszła pierwsza, zmęczona zupełnie nieadekwatnie do aktywności dzisiejszego dnia. Najbardziej wykończyła się sama, gdy dopadły ją własne myśli.
        Usiadła na brzegu łóżka, wyciągając przed siebie nogi i splatając je w kostkach. Spodziewała się, że Lucien usiądzie obok, ale ten zupełnie swobodnie przysiadł na ziemi, wspierając rękę z kawą na kolanie, drugim ramieniem obejmując jej nogi i składając głowę na kolanach. Rakel najpierw zamarła, jakby nie chciała go spłoszyć. Mężczyzna momentami potrafił być zaskakująco zdecydowany, przez większość czasu prezentując jednak obojętność. Ale takie chwile były rzadkie i dziewczyna nie chciała ich zepsuć.
        Nie skomentowała więc słowem, ale pochyliła się lekko, przechylając głowę i zaczynając delikatnie głaskać Luciena po włosach. Przyzwyczajona była do swoich dość sztywnych loków, a długie jedwabiste pasma dosłownie sypały się między palcami, sprawiając, że obchodziła się z nimi ostrożniej niż z własnymi. Lewy łokieć wsparła na kolanie, prawą dłonią gładząc spokojnie demona po głowie. Jednocześnie oparła brodę na pięści, przytulając obrączkę do ust.
        "Lucien. Jestem szczęśliwa. Powiedziałeś w dworku, że chciałbyś, żebym była i jestem… ale z tobą. Rozumiem, że nie może tak być zawsze, ale nie będę się przez to gniewać na nic, to bez sensu. Cieszę się po prostu, że jesteś. Tylko, jak widzisz, jestem strasznym tchórzem. Nawet nie wiem czy mnie słyszysz. Ale cieszę się, że się poznaliśmy, nawet jeśli to ma krótko trwać".
        Ciekawym wrażeniem było mentalne ugryzienie się w język, by nie „powiedzieć” nic więcej. Aż odsunęła od siebie dłoń z obrączką, zastanawiając się ile artefakt wyłapie sam, ponad to, co ona chciała przekazać. A chciała to wyjaśnić, chciała żeby Lucien wiedział. Ale nie chciała też powiedzieć zbyt wiele. Bała się po prostu, mimo tego, że brunet otworzył się przed nią bardziej niż ona przed nim. No, do teraz. Nie chciała mu więcej dokładać, i tak ma wystarczająco dużo zmartwień, po co mu jeszcze zakochana ludzka małolata na głowie.

        Gdy Lucien wyprawił się do łazienki, ona przebrała się szybko w pokoju. Głowę i tak musi umyć jutro, jeśli ma z tego gniazda zrobić coś sensownego na panieński. A przydałoby się przetestować fryzurę przed ślubem.
        Zaścieliła więc łóżko i wsunęła się pod kołdrę, oglądając tylko na demona, gdy wrócił i przeszedł na swoje miejsce. Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na niego, jak mościł się na poduszkach, pozwalając się przytulić i pocałować w czoło. A wtedy już nie chciało się wycofywać na swoje miejsce. Została tam gdzie była, z głową pod brodą Luciena i do niego przytulona, rękę składając na piersi demona i w spokoju przymykając oczy.

        Obudził ją ruch i to nie chwilowy, a natrętnie postępujący i zmuszający do otwarcia oczu. Do połowy. A właściwie uchylenia jednej powieki, ale akurat by zobaczyć wiszącego nad nią Luciena. Teraz jakoś nie było to w ogóle dziwne. Mimo zaspania usłyszała słowa bruneta i mruknęła, zaznaczając przyjęcie do wiadomości. Na całusa w policzek uśmiechnęła się już leniwie i przytuliła jeszcze twarz Luciena do siebie, nim zniknął jej spod dłoni. Westchnęła, zanurzając się głębiej w pościeli, ale sen miał już nie wrócić. Poleżała więc jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami, wmawiając sobie, że wszystko jest w porządku, nim w końcu wstała, by zmierzyć się z brutalną rzeczywistością.
        Otworzyła okno w pokoju i oporządziła lekko, by później ruszyć do kuchni na bosaka i ziewając przeciągle. W drodze związywała sobie włosy w wysoki koński ogon, więc za własnego ramienia mignęła jej tylko sylwetka brata. Obróciła się w marszu.
        - Cześć Rand – mruknęła.
        - Dobry, młoda – odpowiedział z pełną buzią, ale Rakel spoglądała już na drugą osobę w kuchni. Początkowo chciała się z Alec’iem od razu przywitać, ale przyłapała go akurat na gapieniu się na jej odsłonięty brzuch, więc opuściła szybko ręce, pozwalając koszulce opaść.
        - Hej…
        - Dzień dobry – odpowiedział jej uprzejmie, podnosząc do ust kubek z kawą, ale nie przestając się jej przyglądać. Rakel odwróciła się w stronę lady.
        - Na śmierć zapomniałam, że tu śpicie – powiedziała już spokojniej, podchodząc do dzbanka. Upewniła się, że w środku jest woda i oparła się biodrem o blat, naczynie obejmując dłońmi i podgrzewając je szybko. – Chcecie więcej kawy? – zapytała i uśmiechnęła się szerzej na zgodne i wdzięczne potwierdzenia. – Świetnie, to Rand, rusz tyłek i podaj mi kawiarkę – powiedziała, otrzymując w zamian marudne mruczenie. Zajęli jednak taboret, więc w końcu brat od niechcenia wstał i podał jej dzbanek, zaraz wracając na miejsce. Jako jedyna chyba korzystała z niej do robienia kawy.
        - To zrób jeszcze dwie, Dorian i Remy zaraz będą.
        - Coś jeszcze do tego? – prychnęła złośliwie dziewczyna, ale brunet nawet jeśli wyczuł kpinę, to nie miał zamiaru się jej poddać.
        - Tak, przydałaby się szarlotka. Myślisz, że dałabyś radę wyciągnąć jeszcze jedną od Marlene?
        - Chciałabym zauważyć, że już tamtą mi zjedliście – mruknęła z niezadowoleniem, ku rozbawieniu Randa. – Nie udław się tą bułką – dopiekła mu, spoglądając na brata przez ramię, podczas gdy Alec rechotał obok.
        - Bardzo śmieszne, siostra. Sprawdzaliśmy po prostu czy nie zatruta, wiesz? Marlene mogłaby chcieć mieć pewność co do Simona…
        - Rand! – Rakel obróciła się oburzona, robiąc wielkie oczy. Głupek rechotał ze śmiechu, zadowolony, a ona mogła tylko zaciskać usta. Rzuciła go bułką, którą niestety i na szczęście złapał, wsadzając od razu do buzi.
        - Łamiesz męskie serca, Rakel? – odezwał się na dokładkę Alec i dziewczyna już tylko westchnęła ciężko przez nos, łypiąc kątem oka na szatyna.
        - Zaraz nie dostaniecie kawy – warknęła ostrzegawczo, mierząc do obu po kolei łyżeczką i wywołując w kuchni ogólne rozbawienie.
        Zioła zostawiła do zaparzenia i mimo gróźb podeszła do stołu, zalewając nadstawione naczynia. A przynajmniej Randa zalała do pełna, bo gdy nalewała kawy Thornowi, jego kubek drgnął razem z właścicielem, a kawa polała się po blacie.
        - Szlag – syknęła Rakel, cofając szybko kawiarkę.
        - Pojebało cię, Evans? – warknął Alec, schylając się i masując łydkę.
        - Chyba ciebie! – odpyskował Rand, łypiąc nagle na kumpla. – Jak masz problem z zawiasami w gębie to powiedz, pomogę ci ją domknąć – groził mu cicho.
        - Wybacz, Rakel – powiedział Thorn, karcąc znajomego spojrzeniem i nadstawiając na nowo kubek. Dopiero po chwili podniósł wzrok na dziewczynę, która stała z uniesionymi brwiami, spoglądając to na jednego, to na drugiego. – Nie chcesz wiedzieć… - zapewnił szatyn i Rakel wzruszyła ramionami, znowu lejąc kawę. Zapewne naprawdę nie chciała. Urwał jednak dlatego, że dostał ścierką do naczyń w twarz.
        - Rand, cholera, co ty wyprawiasz dzisiaj? – zapytała, cofając się w końcu i odstawiając kawiarkę na ladę. – Dom wariatów – westchnęła, opierając się o blat i popijając herbatę. Oni wylali, więc niech sprzątają.
        - Masz, ślinę sobie wytrzyj – prychał Evans do Aleca, tak, żeby jego siostra nie słyszała, ale zamiast skruchy zobaczył tylko wyszczerzone zęby kumpla. No co za gość!
        - Co tu taki raban od rana?
        Rakel spojrzała na wchodzącego do kuchni Doriana i Remy’ego. Obiema dłońmi trzymała kubek, więc tylko pomachała im lekko palcami jednej ręki, a na pytanie brata wskazała tylko wzrokiem winowajcę. Dorian wzruszył ramionami, podchodząc do szafki i wyciągając więcej bułek. Któryś z nich musiał być rano na zakupach.
        - Rakel, zrób kawy proszę.
        - Już jest. Daj kubki – powiedziała, zalewając kolejne dwa naczynia i odstawiając kawiarkę. Sięgnęła sobie po bułeczkę i wskoczyła na blat, pogryzając ją na zmianę z herbatą.
        - Fajna piżamka, Evans – wyszczerzył się Remy, opierając koło niej na łokciu i przyglądając dziewczynie. Łypnęła na niego z góry (ha! Wreszcie mogła!), po czym rzuciła mu w twarz kawałkiem bułki.
        Dorian się za to zainteresował, oglądając przez ramię i bystrym wzrokiem przyglądając siostrze, a później łypiąc na Aleca i Remy’ego, obu zdecydowanie zbyt zainteresowanych krótkimi szortami dziewczyny i cienką bluzką. Wtedy zaskoczył.
        - Rakel. Idź się ubierz.
        - Co? – Spojrzała na niego zdziwiona, a Remy jęknął, tylko mocniej drażniąc Evansa.
        - Stary, no daj spokój.
        - Idź coś załóż na siebie – warknął. Rakel spojrzała na niego urażona, ale po chwili zerknęła znów na Remy’ego i Aleca, którzy nie spuszczali z niej wzroku. Zwłaszcza, gdy zeskoczyła z lady, ale wtedy już z hukiem odstawiła kubek.
        - Faceci – prychnęła oburzona i zażenowana jednocześnie, ale czym prędzej zwinęła się z kuchni. Alec odchylił się na krześle, ciągnąc za nią spojrzeniem, przez drzwi, ale po chwili jego krzesło na nowo uderzyło czterema nogami w podłogę, gdy Dorian trzasnął kumplowi przez łeb.
        - Au, szlag! Tak jest, poruczniku – jęknął szatyn, pocierając tył głowy.
        - Tak ładnie jej przebijało światło z okna przez tę bluzkę – rozmarzył się Bennet, też przyciągając ostrzegawcze spojrzenie Doriana.
        - Remy… - zaczął spokojnie, ale tę taryfę ulgową elf oczywiście zignorował.
        – No, nie tylko światło… - dokończył już ze śmiechem, wycofując się ostrożnie z kawą przed wstającym z przekleństwem na ustach Randem.

        Rakel na szczęście małych zamieszek w kuchni już nie słyszała, kąpiąc się, a później susząc włosy, ostrożnymi pchnięciami gorącego powietrza. W pokoju uszykowała sobie na wieszaku spódnicę na wieczór, tą długą, czarną; dobierając do tego szarą bluzkę i kozaki pod kolano, bo robiło się już zimno. Schowała całość na nowo do szafy, póki co wciągając zwykłe spodnie i bluzkę. Już chciała brać książkę, żeby poczytać chwilę zanim Lucien wpadnie, ale przerwało jej pukanie do drzwi.
        - Proszę.
        - Rakel? – W uchylonych drzwiach pojawiła się głowa Randa. – Ostrzyżesz nas?
        - Ach, tak. Nina mówiła. Jasne, idź do łazienki, zaraz przyjdę.
        Brat kiwnął jej głową i zniknął, a Rakel podeszła do biurka, przeszukując narzędzia. Na moment się zamyśliła, widząc jak długo niektórych nie ruszała. Trąciła palcami porzucone pasma skóry, kilka grotów i na koniec osełkę. Nie chciała jednak zagłębiać się znowu z samego rana w ciężkie tematy, więc złapała najostrzejsze nożyce, jakie miała i wyszła na korytarz.
        - Siostra, i weź brzytwę! – rozległo się wołanie.
        Rakel westchnęła i zawróciła po brzytwę.
        - Masz taboret?
        - A, no tak.
        Teraz Rand zawrócił do kuchni, a brunetka wzniosła oczy ku niebu i poszła do łazienki.
        - Jasna cholera – wyrwało jej się, gdy weszła prosto na dopinającego dopiero spodnie Aleca. Odwróciła się natychmiast. – Drzwi mają zamek! – ofuknęła go od razu przez ramię. Normalnie pewnie by przeprosiła zamiast opieprzać, ale podpadli jej rano. Wszyscy.
        - Ale mi nie przeszkadza – usłyszała rozbawiony głos za plecami. Zacisnęła usta i w milczeniu podniosła ostrzegawczo nożyczki i brzytwę, które trzymała w jednej dłoni.
        - O, będziesz strzygła chłopaków? Możesz mnie też?
        Głos był już bliżej i Rakel odwróciła się gwałtownie. Thorn przeczesał mokre po kąpieli włosy jedną ręką, obsypując siebie i dziewczynę kroplami wody. A Rakel zagapiła się na obnażony tors dosłownie tchnienie za długo i szatyn uśmiechnął się bezczelnie.
        - Dzisiaj wszyscy są jacyś rozproszeni… coś w powietrzu wisi, czy…?
        - A ja się podzieliłam z tobą dżemem – odezwała się Rakel ze złością i poczuciem zdrady w głosie. Alec się roześmiał.
        - Dobra, już będę grzeczny. Obiecuję! – dodał, widząc podejrzliwie spojrzenie, rzucane spod zmarszczonych brwi. Wtedy jednak przyszedł Rand z taboretem i Rakel już machnęła ręką.
        - Dobra, do kolejki – mruknęła i westchnęła, stając za bratem, który usiadł na stołku.
        - Elegancko, kawalersko, ślubnie i tak, by kobiety padały na kolana – zażyczył sobie i zadarł głowę, spoglądając w zmrużone oczy siostry. Wyszczerzył zęby. – Czyli tak jak zawsze, kochana siostrzyczko.
        - Dobra, już nie słodź – mruknęła i wyprostowała sobie jego głowę.
        - I nie uprzedzaj faktów z kawalerskiego. – Thorn parsknął śmiechem razem z młodszym Evansem, a Rakel tylko spojrzała po nich bez zrozumienia.
        Później jedną dłonią przejeżdżała po głowie brata, mierzwiąc mu włosy palcami, podczas gdy władane przez drugą rękę długie nożyce klekotały groźnie, odcinając wystające poza szczupłe palce końcówki włosów. Alec na ten widok uniósł brwi.
        - Imponujące i przerażające jednocześnie – powiedział, wreszcie wywołując uśmiech na twarzy dziewczyny.
        - Dziękuję – odpowiedziała spokojnie.
        O ile Rand golił się codziennie, jeśli mógł, o tyle Dorian wtedy, gdy mu się przypomniało. A od teraz najwyraźniej również wtedy, gdy Nina mu kazała. Usiadł więc trochę niezadowolony, nadstawiając kilkudniowy już zarost najpierw do przycięcia, a później do golenia. Rakel mogłaby już to robić z zamkniętymi oczami, ale i tak uważała, przejeżdżając brzytwą po gardle brata. Chwila nieuwagi i zamiast wesela byłyby dwa pogrzeby. Jeden Doriana i jeden jej, gdyby Nina dopadła winnego.
        Alec do tej pory czekał na swoją kolej siedząc na rancie wanny, ale teraz wisiał jej nad głową, patrząc na ręce. Niespecjalnie jej to przeszkadzało, ale Dorianowi już owszem.
        - Czekasz, aż zrobi mi drugi uśmiech?
        - Chyba pierwszy – mruknęła pod nosem Rakel.
        - Ależ skąd, poruczniku, krew sikałaby aż na sufit, to się inaczej załatwia – odpowiedział spokojnie szatyn, a Dorian uśmiechnął się pod nosem. Zaraz dostał pstryczka w ucho od Rakel.
        - Nie ruszaj się, bo naprawdę mi się ręka omsknie – mruknęła i od tej pory był już nieruchomy niczym posąg, dzielnie ignorując gadanie kumpla.

        Lucien w kuchni zastał więc tylko Randa i Remy’ego. Obaj ucichli, gdy wszedł niespodziewanie; dzwonienie dzwonka na dole zniknęło gdzieś w porannym zamieszaniu. Po chwili jednak Evans uśmiechnął się lekko, wyciągając rękę na powitanie. Rakel doszła z nim do porozumienia, ale to Dorian ostatecznie kazał się bratu zachowywać. Zważywszy zaś na to, że Rand nie był skomplikowanym człowiekiem, to gdy nie mógł kogoś nie znosić, to zazwyczaj go lubił.
        - Cześć, Lucien. - Remy też przywitał się normalnie.
        - Rakel jest w łazience. Strzyże chłopaków, więc możesz tam podejść, jeśli chcesz – dodał zaraz Rand. – Ja idę na dół, bo jednak nie słychać nic tutaj, zaraz nas okradną. Lucien, weź moją kawę, jak chcesz.
        - Ja mogę iść, jeśli wolisz – zaoferował się Remy, ale Rand parsknął śmiechem, zbiegając już po schodach.
        - Nie wystarczy odróżniać noża od widelca, Remy! – zakrzyknął, a elf żachnął się urażony i spojrzał zaraz na Luciena, w odruchu solidarności. Później przypomniał sobie ich starcia i westchnął, pocierając czoło dłonią.
        - Dotarła bezpiecznie – powiedział w końcu, potwierdzając słowa, spisane wtedy na notce, w której prawdziwość tak wątpił. Teraz wyciągnął rękę do demona. – Wszystko gra?
        Później tylko skinął głową i podał demonowi kubek świeżej kawy. Sobie wziął drugi i jeszcze jeden do drugiej ręki, łokciem pokazując Lucienowi drogę. Bo skąd miał wiedzieć, że ten doskonale wie, gdzie łazienka się znajduje? A ta na moment zamieniła się w pokój spotkań, bo Dorian dopiero co zszedł z krzesła, ale widząc nowo przybyłych, usiadł na rancie wanny, zamiast wychodzić. Z podziękowaniem odebrał kawę od elfa i spojrzał na demona.
        - Cześć, Lucien – mruknął na powitanie, nawet już nie zdziwiony jego obecnością.
        W tym momencie Rakel podniosła wzrok na nemorianina i odruchowy uśmiech zamarł jej na ustach, gdy zobaczyła nowy strój znajomego. Niby nic, przebrał się po prostu, ale wyglądał… wyglądał tak, jak zachowywał się wczoraj. Uśmiechnęła się znowu lekko, na zbyt długo jednak przerywając pracę, bo Alec zadarł głowę, spoglądając na nią z dołu.
        - Już?
        - Nie, nie, jeszcze chwilka – mruknęła, dłonią popychając jego głowę do przodu i zerkając ostatni raz na Luciena, nim wróciła do strzyżenia.

        – Rand gdzie? – kontynuował rozmowę Dorian.
        - Pilnuje sklepu – odparł Remy i przeciągnął się. – O której wychodzimy?
        - Jak Rakel skończy z Thornem – odparł Dorian i uśmiechnął się krzywo kątem ust. – W jedną lub drugą stronę – dodał i spojrzał na kumpla, który pokazywał mu środkowy palec.
        – Remy, a ty nie siadasz? – zapytał Alec, zerkając na długie blond włosy.
        - Żartujesz? Moje włosy są idealne – prychnął Bennet, a Dorian tylko pokręcił głową i przymknął oczy, chyba wyobrażając sobie, że wcale tego nie słyszał. Dopiero po chwili spojrzał na Luciena.
        – Jedziemy z chłopakami pozałatwiać parę spraw przed weselem – wyjaśnił. – Wiem, że macie wpaść jeszcze do Niny dzisiaj, więc spotkamy się po prostu po południu i stąd wyjdziemy wieczorem na miasto. Pasuje? W razie czego Rand będzie na miejscu.
        Nożyce klekotały sprawnie nad głową szatyna, który wyglądał na rozluźnionego, ale wzrok uciekał mu czasem w tył, gdy w polu widzenia pojawił mu się łokieć lub dłoń dziewczyny.
        - Nie bój się, nic ci nie utnę – mruknęła rozbawiona, uśmiechając się szerzej, gdy usłyszała butne prychnięcie. Obeszła taboret, stając przed mężczyzną i w skupieniu przyglądając się, czy wszystko jest równo. Raz tylko opuściła wzrok na utkwione w niej oczy, by się upewnić i przestała się uśmiechać.
        - Nie gap się – mruknęła cicho, wracając do przerwanej czynności.
        - Dlaczego? Ty mi się przyglądasz. Czuję się oceniany – komentował złośliwie, ale też cicho, by Dorianowi się zaraz jakieś nożyce na jego szyi nie zamknęły.
        - Bo jesteś. Nie ruszaj się – westchnęła i w kilku ruchach poprzycinała jeszcze pasma z przodu. – Dobra, gotowe – powiedziała w końcu, prostując się.
        - Dziękuję uprzejmie! – Alec wstał, podążając za Rakel, która podeszła do umywalki, opłukać nożyce. Przejrzał się za nią w lustrze, a dziewczyna podniosła rozbawiony wzrok, widząc jak podejrzliwie ogląda włosy. Najwyraźniej jednak jej dzieło przeszło kontrolę, bo zadowolony szatyn podszedł do Luciena.
        - Cześć, Alec Thorn – przedstawił się, wyciągając rękę.
        - Luciena nie obcinasz? – zapytał Remy.
        - Nie, on też ma idealne włosy – odpowiedziała ze śmiechem, odwracając się w ich stronę, i spoglądając krótko na Luciena. – Chyba, że chcesz?
        - Dalej panienki, bo późno się robi – zarządził Dorian, wstając i wychodząc. – Ostatni oporządza konie po powrocie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Atmosfera była naprawdę miła. Prozaiczne słowo, dla większości mało ekspresyjne i niedostateczenie pozytywne, ale dla demona najlepiej określało uczucia, a samo słowo “miłe”, znaczyło wiele. Rzadko kiedy określał coś “miłym”. Ale przecież nie mogli spędzić nocy na przytulaniu się w kuchni. I chociaż dziewczyna nie zgadzała się z wyrzutami demona, Lucien wiedział swoje, tylko zaniechał dalszego psucia atmosfery. Szczególnie, że Rakel dość wyraźnie dawała do zrozumienia jak bardzo uważała inaczej, nawet jeżeli swoimi słowami podkreślała tylko obawy demona.
        Nie obawiał się, że teraz była szczęśliwa, ale tego co będzie się działo gdy zmuszony będzie odejść. Nie bał się niezrozumienia, Rakel była rozsądna, potrafiła przyjąć racjonalne i niezbijalne argumenty. Dręczyły go obawy związane z tą nieracjonalną stroną. Z tym, że jeśli będzie musiał ją zostawić, zrani dziewczynę nawet gdy potrafiła go usprawiedliwić. To było najgorsze i niesprawiedliwe. Dlaczego szczęście musiało pociągać za sobą cierpienie? Dlatego zastanawiał się czy brak szczęścia nie był lepszy, a przynajmniej mniejszym złem niż późniejsze nieszczęście.
        Odsunąć się wcale nie było łatwo, ale Lucien nie od dzisiaj tłumił emocje i trzymał temperament krótką smyczą, więc i z pragnieniami sobie poradził, zostawiając Rakel trochę przestrzeni. Przynajmniej w kuchni. W sypialni na powrót zerwał dystans, tym razem przytulając się do kolan dziewczyny.
        Zamknął oczy i cieszył się odrobinkami, które im pozostały. Dotyk we włosach wywołał niemal niewidoczny uśmiech na twarzy bruneta. Po chwili odstawił kawę na podłogę i powoli uchylił powieki. Obserwował twarz Rakel ze smutkiem i radością mieszającymi się w spojrzeniu. Właśnie dokładnie o tym mówił. Twarz demona momentalnie spoważniała, co w połączeniu z łagodnym wzrokiem dawało raczej melancholijne połączenie. Mimo to nie odezwał się. Odgrywanie tego samego kawałka było bezsensownym zataczaniem kręgu. Bolesnym i bezproduktywnym. Powiedział co chciał, zwierzył się ze swoich wątpliwości i zrzucił z serca przynajmniej część ciężaru odsłaniając swoje myśli przed dziewczyną. Reszta była nie do ruszenia w obecnej sytuacji. W zamian sięgnął po rękę Czarnulki. Pocałował wierzch palców, dłoni zaopatrzonej w obrączkę, i zamknął oczy.
        Czuł się szczęśliwy i nieszczęśliwy zarazem. Tak nie powinno być. Rakel nie powinna cierpieć z powodu jego problemów, nie powinien nikogo ciągnąć za sobą na dno. Czy wystarczającym zadośćuczynieniem będą krótkie, miłe wspomnienia? Jakoś nie czuł się przekonany.
        Przytulił dłoń Rakel do swojego policzka i tak przez chwilę pozostał. Nie odezwał się jednak słowem. Wszystko co pojawiało się w myślach demona, wydawało się błahe albo nie na miejscu.
        Tym razem nabranie dystansu zajęło brunetowi trochę więcej czasu. Gdy się wreszcie pozbierał, wypił zimną kawę idąc w stronę łazienki. Przy okazji zahaczył jeszcze o kuchnię, żeby umyć kubek, później sam doprowadził się do porządku.
Noc spędzona z dziewczyną w objęciach, była urocza. Nawet poranne pożegnanie, z wizją powrotu na śniadaniową kawę, miało swój czar. Mógłby tak spędzać każdy poranek do końca świata.

        Wrócił, zjawiając się w sklepie, ale jego wnętrze okazało puste. W przeciwieństwie do piętra, z którego dochodził gwar. Wszedł po schodach, zwalniając gdy usłyszał męskie głosy, do kuchni zajrzał tym ostrożniej, gdy zobaczył siedzących Randa i Remiego.
        - Dzień dobry - przywitał się jak zawsze grzecznie, uważnie obserwując obu potencjalnie nieprzychylnych mu mężczyzn.
        Jak się okazało jednak, niezupełnie zasadnie. Rand był wyjątkowo przyjazny, szybko powiedział gdzie przebywała Rakel i zaproponował własną kawę, znikając w sklepie. Całkiem słusznie. Jeśli nikt nie pilnował, bezpieczniej byłoby zamknąć drzwi, skoro klienta i tak by nie usłyszeli. Skinął krótko brunetowi głową, gdy ten znikał na schodach. A słysząc nawiązanie do sztućców, Lu nawet uśmiechnął się kątem ust, ale nagłe napotkanie wzrokowego kontaktu z elfem szybko ten uśmiech starło. Po prawdzie to Randowi przyznałby rację, nawet z rozbawieniem chętnie dogryzając uszatemu, ale przez chwilę skupił się na tym co mogło wyniknąć z niespodziewanego spotkania. Remy również szybko się skonfundował, łapiąc się na spojrzeniu z przyzwyczajenie, dopiero potem przypominając sobie na kogo patrzył. Ale o dziwo nie wyglądał wrogo. Więcej, odezwał się bezpośrednio do niego potwierdzając oczywiste.
         Lucien zmrużył lekko oczy, czekając rozwinięcia. Następne słowa szlachcic poczytał najpierw jako pytanie o samopoczucie. Dziwnie to brzmiało. Dopiero po chwili zrozumiał bardziej prawdopodobny sens pytania. Lu zmarszczył lekko brwi. Przecież to elf rozpoczął nagonkę, on sam urazy nie żywił. Nie znaczyło to jednak, że miał wtedy pozwolić się rugać tylko dlatego, że blondyn był znajomym rodziny Rakel. To był zły dzień dla wszystkich, ale to również było marnym wyjaśnieniem. Więcej, nie czuł się w obowiązku nic prostować, a tym bardziej się tłumaczyć. Milczenie również nie wchodziło w grę. Westchnął cicho, wybierając bezpieczną i prawdziwą opcję, bez zbędnego komplikowania.
        - Nigdy nic do ciebie nie miałem i nie mam mały elfie - mruknął cicho, celowo dodając złośliwy przytyk i podał Remiemu rękę.
        Do łazienki podążył za nim, grzecznie i nie wychylając się niepotrzebnie. Siedzącym przywitał się jak zwykle, kurtuazyjnym “Dzień dobry”, dodając jeszcze skinienie głowy w stronę Doriana. Rakel dla odmiany powitał krótkim uśmiechem. Później pozostało obserwować sceny rozgrywające się w łazience, mając namiastkę tego co zapowiedziała Czarnulka. Przytłaczające i zabawne zarazem.
        Nie wtrącał się w rozmowy obserwując je z wejścia. Dopiero gdy najstarszy z Evansów odezwał się bezpośrednio w jego stronę, demon ponownie milcząco skinął Dorianowi. Komentarz wydawał się zbędny. I faktycznie mieli odwiedzić Ninę, ale to było już przerażające. Ta dwójka funkcjonowała jak najsprytniejsi szpiedzy. Tym bardziej więc potrafił sobie wyobrazić co tak stresowało Rakel.
        Z nieznajomym przywitał się za pomocą imienia, podając rękę, jednocześnie gestem głowy sugerując dodanie słów ”tak jak słyszysz”. Zaraz też zerknął na Czarnulkę, unosząc brew na niespodziewany komplement czy żart albo jedno i drugie, ciężko było zdefiniować. Ogólnie panowała dość wesoła atmosfera. Ale działo się sporo na raz, i jednocześnie czuł się lekko zagubiony, przy okazji coraz bardziej obawiając się wieczoru.
        - Jestem przesądny i postrzyżyny ograniczam do niezbędnego minimum - odpowiedział żartobliwie, z przepraszającym wzruszeniem ramion.
        - Zresztą, długie lepiej się zaplata w warkocz - dodał zaczepnie przymykając oczy.
        Chwilę później mężczyźni zeszli na dół, czyniąc jeszcze więcej zamieszania niż gdy tylko rozmawiali, a Lucien podszedł do Rakel i pocałował dziewczynę w policzek.
        - Pracowity poranek...- pogodnie zapytał i zasugerował w jednym czasie, zaraz nabierając łobuzerskiej maniery.
        - Przyjaciel Doriana? Czyli podczas plagi ślubów, miejsce obok elfa, zamiast blondaska Simona, zajął całkiem wyględny znajomy brata? - demon żartował sobie bezczelnie.
        - Jesteś pewna, że to nie cisza przed burzą i w ramach kawalerskich rozrywek nie planują polowania na demona? Bracia mieliby potencjalny kłopot z głowy, a ciebie po zamieceniu śladów miałby kto pocieszyć - kontynuował, zerkając kątem oka na dziewczynę, idąc w ślad za nią.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Remy skinął głową uznając taką odpowiedź za absolutnie wystarczającą. Żadnego konkretnego konfliktu między nimi nie było, bo obaj mieli na względzie dobro Rakel, ale jednak wyszło jak wyszło i Bennet potrzebował właśnie takiego zapewnienia, że wszystko między nimi w porządku. Lepiej się powtórzyć niż domyślać. Oczywiście to wszystko dotyczyło tylko pierwszej wypowiedzi Luciena, bo słysząc skierowany do siebie epitet, elf spiął się i zadarł głowę jak zaskoczony koń. Szok szybko ustąpił miejsca niezadowoleniu i niebieskie oczy zmrużyły się pod jasnymi brwiami.
        - Mały el… Nie zaczynaj, stary – ostrzegł. Chciał zakopać topór, nie wszcząć nową dyskusje, ale „mały”?! Nie był aż tak bardzo niższy od demona, no bez przesady! Mruknął coś jeszcze pod nosem, ale sam też już nie ciągnął zaczepki. Zamiast tego skierowali się do łazienki, żeby zobaczyć postęp prac.

        Rakel przyglądała się chwilę Lucienowi, gdy wszedł. Nawet wtedy, gdy już otrząsnęła się po zaskoczeniu jego nowym strojem. Po prostu dobrze było go widzieć. Bez znaczenia było, że dopiero co się rozstali. Z przyjemnością obserwowała demona w swoim domu, rozmawiającego normalnie z jej bratem, żartującego. Co prawda jako jedyna otrzymała rzadki uśmiech bruneta, ale tym lepiej się poczuła. Jakiś czas temu zastanawiała się, co by go tutaj trzymało, jakby się odnalazł… wyglądało jednak, że już teraz nieźle się zadomowił.
        Uśmiechnęła się kątem ust, widząc jego zdziwienie, po czym lekko kręcąc głową wróciła do pracy. Nie wiedziała czy udaje, czy naprawdę nie zdaje sobie z tego sprawy, ale ona mu za wiele słodzić nie będzie. Już i tak wystarczająco się przy nim kompromituje. Dodawanie do tego kolejnych westchnięć nad jego osobą było zdecydowanie zbędne.
        Opłukała nożyce i wytarła je w szmatkę, po czym schowała od razu do tylnej kieszeni, żeby nie zapomnieć ich z łazienki. Gdy chłopacy wychodzili pomachała im ręką i wzięła miotłę. Jak zwykle, do strzyżenia każdy chętny, ale sprzątnąć, to już nie ma komu. Odstawiła taboret na bok, spoglądając na Luciena, gdy się odezwał. Początkowo skinęła głową, przytakując. Nawet nie pamiętała, że się nie poznali z Alec’iem. Później od razu zabrała się za zamiatanie, wzrok skupiając w podłodze, więc gdy dotarł do niej lekko kpiący głos wraz z drażliwymi słowami, przerwała powoli pracę, spoglądając na Luciena.
        - Humor ci dopisuje od rana, jak widzę – odpyskowała krótko, wracając zaraz do zamiatania i nie wdając się w dyskusję ani o Simonie, ani o Remym, ani tym bardziej o Thornie. Jej zdaniem nie było o czym mówić, ale Lucien wyraźnie czuł się zbyt pewnie, bo zaraz znowu wyciągnął temat rzekomo planowanego polowania na demony. To zbyłaby nawet wywróceniem oczu, ale ostatnimi słowami brunet podpadł jej o wiele bardziej niż prawdopodobnie sądził. Przez chwilę milczała, przyglądając mu się, po czym wróciła do sprzątania, na tym skupiając swoje spojrzenie.
        - Gdy walczyłeś z Saide, Sheitan też powiedział, że przyjdzie mnie pocieszyć, gdy przegrasz. No wiesz. Gdy zginiesz. Powinnam była się wtedy ugryźć w język, ale się zapomniałam i mu odpyskowałam. Tak właśnie powstało to nieszczęsne zamieszanie, przez które dałeś się zranić – mówiła spokojnie, zmiatając włosy na jedną kupkę, a później schylając się, by wmieść je na szufelkę. Wyrzuciła je do kosza i ustawiła miotłę pod ścianą. W milczeniu umyła ręce i usiadła na brzegu wanny, zadzierając głowę, by spojrzeć na Luciena.
        - Jak tak bardzo nie chcesz iść na ten kawalerski to nie idź, wytłumaczę cię jakoś, cykorze – zakpiła, kładąc nacisk na ostatnie słowo i unosząc kąt ust w uśmiechu, żeby nie było, że jest sztywniakiem. Wiedziała, że demon żartuje. Po prostu temat był zbyt bliski prawdziwe, by ją bawić, i wkrótce nawet ten słaby uśmiech spłynął z jej ust. Po tym, jak Lucien odejdzie, żeby wziąć sobie za żonę jakąś nadętą szlachciankę, to tutaj pewnie nie będzie już nikogo, żeby faktycznie ją pocieszyć, gdy będzie tego potrzebowała. Nawet w zupełnie niewinnym tego słowa znaczeniu. No ale cóż, życie. Zniesie to jak prawdziwa kobieta i po prostu zaopatrzy się w spore ilości wina i czekolady. Nina mówiła, że to działa.
        Otrząsnęła się w końcu i wstała, kierując do swojego pokoju. Przytrzymała drzwi dla Luciena, by nie czuł się porzucony. Nie miała do niego pretensji, tak wyszło po prostu. Poczekała więc, aż wejdzie z kawą i zamknęła drzwi.
        - Muszę się spakować. Rozmawiałam z Randem, mogę mieszkać z nim, aż… nie wymyślę czegoś lepszego – powiedziała spokojnie, wyciągając spod biurka dwa spore worki, które pożyczyła dzisiaj od braci. Nie chciała powtarzać, co dokładnie powiedział jej brat, a mianowicie, że może tam zostać jak długo chce, aż nie znajdzie męża i się do niego przeprowadzi. Co za koszmarny pomysł na zaznaczenie terminu, jej skromnym zdaniem.
        – Salon krawiecki jest gotowy, a jak Dorian skończy remont obok, to to mieszkanie będzie wystarczająco duże bym spokojnie mogła z nimi zostać, ale nie chcę – wyjaśniała, nawet nie pytana. – To zawsze był mój dom i wcale nie uśmiecha mi się przeprowadzanie do domu przyjaciółki, ale już wolę to, niż mieszkać „u nich” – powiedziała, nieudolnie skrywając gorycz w głosie.
        - Nie wiem czy masz jakieś plany, czy nie… - zawiesiła głos, spoglądając na Luciena. – W każdym razie nie powinno zająć mi to dużo czasu, wiele nie mam. Chciałabym cię tylko prosić o pomoc w przeniesieniu tego do Niny. Mam tylko dwa worki, ale wielkie jak diabli, więc tak samo będą ciężkie, podejrzewam.
        Było widać, że mimo całkiem przyjemnej pobudki, Rakel nie ma dzisiaj najlepszego dnia. A będąc szczerym była w okropnym humorze. Dawno chyba jej nic tak nie przygnębiło, jak ta przeprowadzka. Oczywiście, to był jej wybór. Mogła zostać. Ale sama myśl o tym, że wpadnie rano, po ślubie, na Ninę w kuchni była zbyt abstrakcyjna i z jakiegoś powodu dla niej trudna. To wszystko było dla niej trudne. Nie rozumiała, czemu jej to tak przeszkadza i to drażniło ją jeszcze bardziej. Właśnie ta nieracjonalność. Gdyby z jakiegoś powodu musiała się wyprowadzić, czułaby się usprawiedliwiona. Człowiek wyrzucony ze swojego domu ma prawo być tym przygnębiony. Ale to był jej wybór, żeby się przenieść. Sama to wybrała. Więc dlaczego do jasnej cholery tak to przeżywała?
        Sama podała Lucienowi książkę, którą nie raz już przewracał. Nie chciała pomocy ani niepotrzebnego zamieszania wokół siebie. Z pełnym spokojem przyklęknęła i rozwiązała oba worki, by zrobić sobie miejsce i na zmianę je zapełniać. W razie czego chciała mieć pewność, że ciężar będzie rozłożony równomiernie, gdyby musiała sama poradzić sobie z bagażem. Dorian oczywiście powiedział, że ze wszystkim jej pomoże, ale nie chciała czekać. Najwyżej Randa poprosi, gdyby Lucienowi nie pasowało.
        Później systematycznie ściągała z półek kolejne książki, układając je starannie na dnie, by zajęły jak najmniej miejsca i jednocześnie nie uszkodziły się po drodze. Materiał worków się zapełniał, a gdy półki nad biurkiem były puste, Rakel wyciągnęła niewielką drewnianą skrzynkę spod biurka i pochowała tam wszystkie swoje narzędzia, również te rozrzucone na blacie i nożyce z kieszeni spodni. Jakieś leżące luzem drobiazgi związywała rzemykiem i schowała razem ze skrzynką do worka. Na wierzch powędrowała para butów, dwie pary spodni, trzy swetry, trzy koszulki, dwie koszule, bielizna i piżama. Wszystko czarne. Rakel przez moment gapiła się skonsternowana na wiszącą w szafie barwną sukienkę i jasne sandałki, które odziedziczyła po jakiejś artystce, gdy stanęła w ogniu na jarmarku. Wyjęła obie rzeczy i zwinęła w tobołek, a ten zostawiła na biurku. Ninie bardziej przypadną do gustu.
        Rakel z dna szafy wyciągnęła jeszcze niewielką, rzeźbioną szkatułkę i ostrożnie schowała ją do jednego z worków. W szafie został jeszcze wieszak z ubraniem przyszykowanym na wieczór, ale poza tym była pusta. Dziewczyna pochyliła się, zaglądając do niej i oglądając wewnętrzne ścianki.
        - Lubię tę szafę – rozległo się ze środka, nim Evans cofnęła się i odwróciła w stronę Luciena. – Myślisz, że mógłbyś pomóc Randowi ją przenieść? Jest okropnie ciężka, ale chciałabym ją zabrać ze sobą.
        Jej spojrzenie padło też na biurko i dziewczyna przygryzła wargę, bijąc się z myślami. To biurko też lubiła. Bardzo. Było idealne. Miało nawet lekko wypalony krąg w miejscu, gdzie zawsze stawiała gorący kubek. Ale o ile szafa była naprawdę konkretnym kawałkiem mebla, miała szuflady, drążek na wieszaki, delikatnie rzeźbione drzwi z zamkiem na kluczyk i w ogóle była piękna… o tyle biurko było blatem zbitym z desek i z jednej strony przykręconym do ściany, a z drugiej opartym na koźle z morganowej kuźni. U Niny stało wielkie rzeźbione biurko z nadstawkami i w ogóle. Trochę głupio byłoby powiedzieć, że woli to, nawet jeśli tamto miałby Rand. Albo może zrobiłaby sobie nowe?
        Rakel westchnęła cicho, a ramiona jej oklapły. Podeszła do łóżka i klapnęła obok Luciena, opierając głowę na jego ramieniu. Nic nie powiedziała, po prostu musiała zebrać myśli. Zabierze jeszcze jedną ulubioną pościel, dwa swoje ręczniki, szczotkę... Popatrzyła na zapełnione raptem do połowy dwa worki. Zmieściłaby się w jeden.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Obserwował Rakel przy zwykłych czynnościach, stojąc z boku, blisko przejścia. Nie miał pewności czy miał w czym pomagać, więc zwyczajnie starał się nie przeszkadzać. Początkowo brunetka wyglądała na pogodną, ale gdy tylko mężczyźni zniknęli, powoli jakby zaczynała się spinać.
        Rozmowę Lucien zagaił, trochę dlatego, że faktycznie był w dobrym humorze jak uszczypliwie stwierdziła. Częściowo ponieważ chciał chociaż odrobinę rozluźnić nastrój Rakel (co jak się za moment okazało, wyszło mu jak zawsze - lepiej radził sobie z drażnieniem dziewczyny niż poprawianiem jej humoru), a trochę z ciekawości jaką minę zaprezentuje dziewczyna i czy powie chociaż słówko o znajomym, który jakiś czas temu odwiózł ją do domu. Nie sądził by wielką pomyłką było przypuszczenie, że Dorian wolałby swojego znajomego w pobliżu Rakel niż jakiegoś tam demona, do tego uwikłanego we własne problemy, chcąc nie chcąc ściągając je również na Czarnulkę. Do zazdrości nie miał praw. Niestety nijak nie zmieniało to faktu, że niestety zazdrosny chyba był. Jak dzieciak. Problem w tym, że jakby faktów nie wypierał, powoli musiał godzić się z kolejnymi z nich. Nie podobało mu się nawet nie to, że Rakel przebywała w grupie mężczyzn (głównie z dwójką, bracia należeli do trochę innej kategorii), takim narwańcem nie był. Ale nie podobało mu się jak Thorn spoglądał na Evansównę. Jakby była w jego zasięgu. I największy problem w tym, że w pewnym sensie dokładnie tak było. O ile kiedyś Lu gotów był zaakceptować wszystko co wróżyło Rakel szczęście, tak teraz jakaś część niego wyjątkowo się bulwersowała na zainteresowane spojrzenia młodziana, niezależnie ile razy sobie powtarzał, że nie powinien. Rakel zupełnie nie pomagała, swoim odwzajemnionym zainteresowaniem, ale wobec demona. Rozsądek łatwiej kontrolowałby emocje, gdyby Czarnulka go odepchnęła, zamiast podjudzać uczucie.
        Nieudany, lekko złośliwy żarcik, nie spotkał się jednak z oburzeniem. Wpierw pojawiło się milczenie, na które Lucien szybko spoważniał. Jak się później zorientował, całkiem słusznie. Wspomnienie pojedynku i dokładne wyjaśnienie zakulisowych wydarzeń zasnuło spojrzenie demona cieniem. Nawet kpina, która padła później, nie przywróciła rozbawienia nemorianina. Może gdyby drwina była lepiej udawana, może gdyby nie wyraźnie wymuszony uśmiech. Do tego nawet on szybko spłynął z twarzy Rakel, pozostawiając oboje w lekkiej melancholii.
        - Przepraszam, to był bardzo głupi żart - Lucien odezwał się cicho, gdy Rakel wstała zamykając dyskusję, po czym poszedł za dziewczyną w milczeniu, pogrążając się we własnych bezproduktywnych myślach.
        Tylko skinął krótko głową na wzmiankę o pakowaniu, powoli zaczynając się domyślać, że nie tylko on był przyczyną marnego nastroju Czarnulki. Działo się prawdopodobnie za wiele na raz. Przysiadł na łóżku w ciszy, obserwując Rakel, kolejny raz niemo szukając rozwiązań, których nie było zbyt wiele.
        Popatrzył na Rakel łagodnie i ponownie skinął głową, na znak, że rozumiał jej rozdarcie i podjęte decyzje. Niestety nie potrafił zrobić nic więcej ani powiedzieć nic na pociechę. Żadne słowa nie wydawały się dobre, a nawet jeśli chciał zapewnić, o tak wielu rzeczach, żadnej tak naprawdę nie mógł obiecać. Uczucie było jeszcze cięższe i boleśniejsze, po cichych wyznaniach rzuconych do pierścionka. Tak, wszystko usłyszał. Momentami bardziej na poziomie emocjonalnym niż werbalnym, ale wiadomość, chyba zbyt nieśmiała by powiedzieć ją na głos, została przekazana. Czy to coś zmieniało? Niespecjalnie. Nawet nie wiedział czy artefakt powinien tak działać, czy zawiniła bliska odległość, wplątane w więź uczucie, którego nie powinno być, czy może zwykła pokrętna natura czarownicy. Ale świadomość uzyskana dzięki nie opisanym właściwościom, niewiele ułatwiała.
        Możliwie swobodnie i nienatarczywie przyglądał się Rakel, dopijając kawę, ale odezwał się dopiero gdy padło trochę łatwiejsze zdanie. Odwzajemnił się łagodnym spojrzeniem.
        - Ten czas mam tylko dla ciebie - odpowiedział możliwie ciepłym głosem, nie rozwijając co dokładnie miał na myśli, mówiąc o czasie. Informowanie Rakel o nieuchronnym terminie, który niedawno uformował się w głowie szlachcica, według niego zupełnie by nie pomagało. Zamiast cieszyć się wspólnymi chwilami, pozostałoby odliczanie dni. Czarnulka i tak bardziej niż radowała, martwiła się wszystkimi nadchodzącymi zdarzeniami. Demon uznał, że niepewność mimo wszystko będzie lżejsza od wytyczonego dnia pożegnania, łatwiej się było zapomnieć, przynajmniej na moment.
        - Żaden problem - dodał z pogodną miną, starając się nie dodawać kłopotów, jak zrobił z głupimi żartami, a wesprzeć Rakel wedle swoich możliwości.
        Książkę przyjął z krótkim uśmiechem w ramach podziękowania, ale chociaż opuścił wzrok na stronicę, na której skończył, bardziej niż skupiał się na lekturze, spod rzęs przyglądał się dziewczynie. Książka zawsze stanowiła dobre alibi i teraz była jak znalazł, żeby pod pozorem zajęcia powieścią, ukryć wzrok i rozbijającą się w nim troskę z jaką śledził poczynania dziewczyny. Gdy więc z szafy rozległ się głos, demon był jak najbardziej na bieżąco z przeprowadzkowymi postępami, wystarczyło tylko podnieść oczy znad kartek. Wpierw przechylił głowę, gdy zastanawiał się chwilę, w milczeniu taksując mebel wzrokiem. Spora szafa, ale we dwójkę powinni sobie poradzić. Skinął głową, z niewielkim uśmiechem.
        - Powinno się udać, tylko wpierw zaniesiemy bagaż i pokażesz mi dokładnie gdzie chcesz ją ustawić - odpowiedział spokojnie. Wolałby dodać "Dla ciebie wszystko", ale termin znów był zbyt płynny by mógł być prawdziwy. Zganił się w myślach, akurat gdy Czarnulka powoli kierowała tęskne spojrzenia w stronę biurka.
        Słysząc westchnięcie, Lucien przestał udawać, że czyta i podążył źrenicami za Czarnulką. I chociaż spędzili ze sobą tyle czasu, moment gdy dziewczyna oparła się o jego ramię, wciąż był dla demona lekko zaskakujący.
        Również cicho westchnął, spoglądając na Rakel kątem oka i objął dziewczynę ramieniem, odstawiając niepotrzebny kubek. Chciał powiedzieć, że nie była sama, że jej nie zostawi, ale słowa chociaż pocieszające, były zbyt ryzykowne, zbyt bliskie zwykłemu kłamstwu, które chociaż miłe dla ucha, z samych pragnień nie potrafiły stać się rzeczywistością. Przygarnął dziewczynę mocniej, delikatnie całując czubek głowy, o który potem oparł policzek.
        - Wszystko będzie dobrze - wyszeptał. Do wypowiedzenia miał jedynie frazesy, ale przynajmniej nie były one pustą obietnicą. Nawet przez chwilę nie wątpił, że Rakel da sobie radę. Tylko musiała się oswoić ze zmianami, których jak wcześniej nie było, tak spadły na dziewczynę ostatnimi dniami jak lawina.
        - Przed świtem zawsze jest najciemniej, ale zobaczysz, wszystko się ułoży - mówił cicho, ale w pełni przekonany co do prawdziwości swoich słów.
        Kilka kosmyków swoim nawykiem opadło na twarz dziewczyny. Odgarnął je palcami wolnej ręki, żeby potem zamknąć brunetkę w pełnym objęciu. Przez cały ten czas musiał pilnować się, żeby nie powiedzieć, że jej pomoże, że zawsze będzie dla niej. W obliczu najnowszych planów nawet nie mógł zapewnić, że na wezwanie przybędzie, co do tej pory było jedyną stałą wartością, jaką mógł Rakel zapewnić.
        - Dasz radę, a Rand i Dorian, zawsze będą obok ciebie, niezależnie jak się potoczy życie - wyszeptał w kręcone włosy. Tak bardzo chciałby do tej listy dodać siebie, ale chęci nie dawały monopolu na kreowanie świata. Mogły pomagać podejmować decyzje, skłaniać do działań, ale o ich skuteczności rozstrzygał los. Nie chciał skłamać. Danie Rakel nadziei tylko by ją wydrzeć z dziewczęcych rąk ze słowami “chciałem dobrze”, było gorsze niż nie budzenie daremnych złudzeń.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Mimo że wcale nie chciała wywoływać w Lucienie złego samopoczucia, to trochę tak wyszło. Nie miała jednak humoru do żartów, zwłaszcza tych niezbyt śmiesznych w jej opinii, ale nie była przecież o to na demona zła.
        - Nic się nie stało – powiedziała łagodnie, dotykając lekko jego dłoni, by dać mu do zrozumienia, że naprawdę nie chowa urazy. Po prostu nie jest w nastroju. Dotyk urwał się naturalnie, gdy poszła do swojego pokoju.
        - Dzięki – odpowiedziała z lekka ulgą, bo trochę niestosownie założyła z góry pomoc Luciena, mimo że dopiero o nią pytała. Do wygody łatwo przywyknąć, wobec czego oczywiście się buntowała. Uśmiechnęła się nieco naturalniej, chociaż zaraz kąciki jej ust znów opadły, gdy Rakel nieświadomie popłynęła myślami w tym samym kierunku, co rozważania demona. Ale podobnie uznając je za chwilowo bezproduktywne, skupiła się na pakowaniu.
        Nie miała wiele, a do jeszcze mniejszej ilości rzeczy była prawdziwie przywiązana. Z rozsądku i logicznie rzecz biorąc po prostu nie zostawiała nic, co mogła ze sobą zabrać. Jednak biorąc na przykład uniwersalny pożar, uciekałaby chyba tylko ze szkatułką matki. Wszystko inne było… zastępowalne.
        Ukradkowych spojrzeń w swoją stronę nie zauważała. Kątem oka dostrzegała demona pochylonego nad książką i to jej wystarczało, by założyć, że to powieści poświęca pełną uwagę. Spakowała się więc skrupulatnie, by niczego nie zapomnieć i odezwała się dopiero, gdy napotkała na problem, z którym poradzić sobie sama nie mogła. Znów uśmiechnęła się lekko, widząc jak Lucien taksuje mebel wzrokiem. Lubiła na niego patrzeć, gdy tego nie widział. Obserwować go z boku. I wyjątkowo nawet nie z tchórzostwa, ale ciekawości.
        - Dziękuję – powtórzyła znów.
        Później rzeczywistość trochę ją dopadła. Puste półki i szafa wyglądały ponuro. Ściany wydały się brudniejsze, niż były wcześniej, a pokój nagle stał się tylko pomieszczeniem. Usiadła koło Luciena, opierając głowę o jego ramię, szukając niewerbalnego nawet wsparcia, w samym jego towarzystwie. Objęcie było tylko trochę niespodziewane. Chociaż zbliżyli się do siebie to wciąż nie mieli wykształconych nawyków i właściwie każdy ruch i gest były czymś nowym. Poczuła się jednak lepiej, przymykając na moment oczy i oddychając głębiej. Gdyby tylko lubiła zmiany, to ta przeprowadzka mogłaby być czymś nowym, fascynującym, przygodą może. Ale Rakel nie lubiła zmian. Mimo ostatnich podróży wciąż odczuwała potrzebę rutyny, czegoś znajomego. Zmieniła się jednak i miasto stawało się dla niej małe, a do tej pory dobrze znane kąty stały się obce. Czy to podróż, czy wszystkie zmiany wokół niej, tego nie wiedziała. Była realistką i to całe „pozytywne myślenie” zawsze unosiło jej brew, ale teraz było jej zwyczajnie niewygodnie we własnym życiu i wszelki optymizm zdawał się poza jej zasięgiem.
        Przytuliła policzek do materiału koszuli, czując pocałunek w czubek głowy. Włosy opadły jej na twarz, ale zanim zdążyła je odgarnąć, w polu widzenia pojawiła się dłoń Luciena, delikatnie zbierająca kosmyki za jej ucho i domykająca objęcie. Rakel słuchała pocieszających słów z właściwą sobie rezerwą, ale i tak je doceniała. Wiedziała, że Lucien ma dobre chęci. Po prostu… jego też chciała w swoim życiu. Przyszedł i namotał, a teraz odchodzi. To było niesprawiedliwe myślenie i tak naprawdę wcale nie miała o to żalu. Tak jak mówiła, cieszyła się, że go poznała. Ale marudny mózg nawijał swoje.
        - Lucien… - powiedziała nagle, prostując się lekko, by na niego spojrzeć. Po krótkiej chwili cofnęła się jeszcze. Podświadomie wolała się wycofać zanim zada trudne pytanie, by nie zmuszać demona by to on się od niej odsunął. Nie wiedziała nawet czy robi to dla niego, czy dla siebie. Trwało jednak mgnienie.
        - Kiedy właściwie masz ten ślub? – zapytała spokojnie. – Bo tak cię wkręcam w kawalerski i ślub Doriana, i jakby cały czas pamiętam, że się żenisz, ale trochę chyba zapomniałam, że musisz tam być. Osobiście – powiedziała pokrętnie i nawet uśmiechnęła się nieco. Na chwilę. Nim znowu spoważniała. Ciężko było uśmiechać się na myśl o Lucienie przy jakiejś demonicy w sukni ślubnej. Ale może nie powinna tak myśleć. Wieczór to był czas gwałtownych decyzji i egoistycznych zachcianek. To rankiem przebudzał się rozsądek, by spojrzeć z pobłażaniem na swoją podopieczną i rozpocząć naprawę zniszczeń dokonanych wczoraj przez serce.
        Okręciła się lekko, by siedzieć przodem do Luciena. Podciągnęła jedną nogę na łóżko, bawiąc się sznurowadłem od buta, nim odważyła się na kolejne pytanie.
        - Zastanawiałam się też… Wiem, że cię zmuszają do tego ślubu. Ale właściwie… trochę długo już żyjesz – powiedziała koślawo, z gorzkim rozbawieniem powstrzymując się od stwierdzenia „jesteś stary jak świat”. – Tak po prostu myślałam o tym, że to w sumie dziwne nawet, że jeszcze nie masz żony. Chyba że miałeś jakąś? – zapytała, spoglądając na niego niepewnie i z wyraźnym wyczekiwaniem.
        Nie lubiła ciągnąć go za język, ale nie umiała się czasem powstrzymać, a ty bardziej zbyt długo hamować uzasadnioną ciekawość. Przecież nawet gdyby się tylko przyjaźnili... to znaczy się tylko przyjaźnią... Och, no chodzi o to, że chyba może więcej o nim wiedzieć, prawda? Przecież on wie o niej wszystko. Już nie pierwszy raz to ją zastanawiało przecież. Ale starała się być taktowna. Oczywiście nie była to jej najlepsza strona, ale mimo wszystko wiedziała, o co na pewno nie powinna pytać. Na przykład czy ma jakieś dzieci. Albo wnuki. Albo prawnuki. Albo czy są starsze niż ona. Albo czy nie uważa, że jest dzieckiem. Albo co on ciągle tu robi, dlaczego z nią jest, dlaczego już nie wróci do Otchłani? Nie chciała, żeby odchodził, ale i tak ją to zastanawiało.

        - Chodźmy już do Niny, odbierzemy od razu nasze rzeczy – powiedziała w końcu, wstając i kierując się do drzwi.
        - Ach, moment! – zawołała nagle i weszła do kuchni, szukając kawiarki. Znalazła ją umytą, jak miło, więc wytarła szybko w ręcznik i owinęła nim dzbanek, by dorzucić go do worka, który niosła.
        - Oni i tak nie robią w nim kawy – wyjaśniła trochę zawstydzona i zeszła na dół.
        Rand wychylił się, by spojrzeć na nich, gdy schodzili i uniósł lekko brwi. Czytaną książkę założył rzemieniem i zamknął, odkładając na blat i skupiając się na siostrze i jej znajomym.
        - Już się wynosisz?
        - Tak, wolę teraz, zanim będzie zamieszanie.
        - Fakt. Zastanawiam się, czy Nina się w ogóle zapakuje na jeden wóz.
        - Oczywiście. Tylko na kilka razy – odpowiedziała Rakel i śmiech brata sprawił, że i ona lekko się uśmiechnęła. – Dzięki, że mogę…
        - Daj spokój, młoda. Mi casa es tu casa! – zawołał, a brunetka zatrzymała się, spoglądając na niego dziwnie.
        - Eee… co z twoją kasą?
        - Powiedzenie takie z zagranicy… Z południa chyba? Nie pamiętam skąd był ten koleś… - Evans gadał do siebie cicho, wyraźnie się skupiając.
        - Aha… - mruknęła Rakel, spoglądając na brata jak na istotę nie z tej Łuski. Obruszył się na ten wzrok.
        - No nieważne. W każdym razie bierz, jaki pokój chcesz, mi to obojętne. Albo nie! Byle nie sypialnia jej matki. Nawet jak ją przemaluję to będzie dziwnie.
        - Dobra – zaśmiała się już Rakel i zawahała jeszcze, spoglądając na Luciena, a później znów na brata, który wrócił już do książki. – Rand?
        - Mmm?
        - A mógłbyś później z Lucienem przenieść moją szafę do Niny?
        - To wielkie bydle? – Rand spojrzał na nią dziwnie. – Przecież jeżeli czegoś jest dostatek w tamtym domu to szaf właśnie.
        - Ale Nina na pewno je pozabiera, a ja bym chciała tę! – powiedziała Rakel trochę marudnie, typowym głosem młodszej siostry proszącej o coś brata. Działało jak czar.
        - No doobra. Lucek, to weźmiemy ją, jak będziemy szli do knajpy, co? Wieczorem.
        - Ale my mamy panieński! – zaprotestowała Rakel zaskoczona zarówno pomysłem, jak i zdrobnieniem imienia Luciena. Takie samo słyszała już od Gadriela. Śmiesznie brzmiało w ustach jej brata.
        - Daj spokój, na chwilę wlecimy, zostawimy szafę i spadamy. Uwierz mi, że mam lepsze plany niż wbijać na przyjęcie małolat – uśmiechnął się złośliwie Evans, a dziewczyna skrzywiła się wyraźnie, ale nic nie powiedziała. No bo miał rację.
        - No dobra.
        - Dobra, dobra… co się mówi?
        - Dziękuję – powiedziała posłusznie Rakel, uśmiechając się już normalnie i Rand skinął głową z zadowoleniem. Dziewczyna spojrzała krótko na Luciena i wyszli w stronę ulicy Długiej.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Kiedy Lucien zapewniał o swojej pomocy, udawało mu się zaobserwować krótkotrwałe uśmiech Rakel, ale pogodny nastrój wciąż nie wracał. Wolał gdy dziewczyna była wesoła, ale jednocześnie rozumiał jej prawo do gorszego samopoczucia i zwyczajnie próbował być obok. Starał się stanowić dla dziewczyny wsparcie na tyle ile potrafił. Chwile, w których twarz brunetki się rozpogadzała, były dobrą wskazówką.
        O skuteczności przytulania też już miał okazję się przekonać, w kilku różnych momentach. Co więcej polubił tę formę bliskości. Było w niej coś magicznego i prywatnego. Pozbawione było podtekstów, a jednocześnie stanowiło o całkowitym zaufaniu i oddaniu się drugiej osobie. Przyznaniu się do bezbronności, lub odwrotnie, było jak otoczenie bliskiej osoby pełną opieką, nawet jeśli miała to być ochrona przed całym światem.
        Obejmował dziewczynę w ciszy, co jakiś czas głaszcząc włosy, starając się być tym azylem, którego Rakel tak brakowało ostatnimi czasy. Jednocześnie cały czas pilnował się, żeby nie powiedzieć czegoś niepotrzebnego. Nie mógł zostać, ale buntowniczy pomysł ucieczki co jakiś czas plątał się w umyśle nemorianina. Butny i egoistyczny w jednym. Podobna myśl, by dla własnego widzimisię odciąć dziewczynę od jej świata i jej rodziny, zakładając, że jego osoba wystarczyłaby Rakel w zamian za wszystko, nigdy nie powinna była się pojawić, a jeśli już się narodziła, powinna zostać zduszoną w zarodku. Jakim cudem co jakiś czas wracała jak natrętna majaka?
        Imię wyrwało demona z zamyślenia. Zerknął na Rakel uważniej, po chwili pozwalając jej całkowicie wymknąć się z ramion. Ze spokojem malującym się na twarzy, wyczekał aż brunetka zbierze myśli. Potem to samo rozluźnione oblicze postarał się utrzymać, gdy padło pytanie. Najwyraźniej Czarnulka nie była w stanie wytrwać w niewiadomej, nawet jeżeli szlachcic sądził, że tak byłoby dla niej lepiej.
        - Za jakieś dwa tygodnie jak mniemam, mniej lub więcej, to orientacyjny czas zaręczyn. Ślub pewnie będą się starali przeforsować jak najszybciej po nich - westchnął spokojnie. Nie był to temat, na który chciał w tej chwili marnotrawić czas, ale Rakel pytała. Nie chciał też niepotrzebnie, swoim rozdrażnieniem czy niezadowoleniem z racji nieszczęsnego kontraktu, pogarszać jej samopoczucia. Chociaż na stwierdzenie o konieczności osobistego pojawiania się na własnym ślubie, demon uśmiechnął się półgębkiem. Szkoda, że nie mógł wysłać notariusza albo innego pełnomocnika, przynajmniej szopkę miałby z głowy. Czysta formalność. O ile byłoby lżej, gdyby nie dało się uniknąć mariażu.
        Możliwie zrelaksowany, a teraz i trochę rozbawiony absurdalnym pomysłem i jego ewentualnymi konsekwencjami (chciałby zobaczyć minę Felicity, małej harpii i Beala, widzących notariusza), odezwał się do poważniejącej Czarnulki.
        - Nie wkręcasz mnie - odpowiedział wolno, jakby smakował dziwne słowo, podobne “wymiksowywaniu się”. Osobliwe zwroty.
        - Na kawalerski zaprosił mnie Dorian. Na ślub zostałem zaproszony przez ciebie i chyba Ninę... - dodał z uśmiechem, przypominając sobie, że zaproszenie było lekko dziwne i ciężko było stwierdzić kto tak naprawdę z zapraszaniem wyskoczył i czyj był to pomysł.
        - I na jednym i drugim pojawię się z przyjemnością - dokończył łagodnie, i całkiem poważnie, podczas gdy dotychczas prezentowane obawy, te tyczące się kawalerskiego były raczej żartobliwe, przynajmniej w większości.
        A Rakel dopiero się rozkręcała w niezupełnie wygodnych pytaniach. Przechylił głowę na bok, przysłuchując się jak Czarulka dobiera słowa. Gdy padło zapytanie demon oparł się ręką na materacu, co dodatkowo przechyliło całą sylwetkę bruneta. Włosy zsunęły się z ramienia, teraz niektórymi kosmykami dotykając koca, podczas gdy Lucien zastanawiał się jak odpowiedzieć na takie pytanie, by słowa brzmiały możliwie dyplomatycznie, ale nie nadmiernie pruderyjnie, oraz żeby możliwie udzielić dziewczynie wyczerpujących wyjaśnień. W sumie cóż się dziwić pytaniu. Większość skojarzeń, nawet jeżeli rozmijających się z prawdą, nasuwała się sama. Albo musiał być w jakiś sposób wybrakowany, albo "grał w przeciwnej drużynie" jak kpił elf, albo, przynajmniej powinien być wdowcem, nie kawalerem. Było wiele opcji, tylko niestety żadna nie pasowała do rzeczywistości.
        - Nie, nie miałem żony - odpowiedział powoli, po chwili już nie próbując tłumić rozbawieniem, uznając, że czego by nie powiedział, zabrzmi marnie.
        - W dużej mierze większość mojego czasu pochłaniały treningi i nauka, nie miałem czasu na bzdury jak szlacheckie romanse i schadzki - tłumaczył spokojnie, to była część najprostsza do wytłumaczenia, przynajmniej taką miał nadzieję.
        - Nie lubię politycznych gierek, a tym bardziej nie trawię bycia pionkiem. Jak się powoli przekonujesz, związki i relacje Otchłani opierają się głównie właśnie na nich. Nie bawią mnie kłamstwa, fałszywa życzliwość i piękna otoczka, gdy jednocześnie opuszczenie gardy w każdej chwili może się obrócić przeciw tobie. Do tej pory udawało mi się skutecznie uciekać i ukrywać przed zakusami potencjalnych kandydatek - kontynuował, wciąż z lekkim rozbawieniem, obserwując reakcje na twarzy dziewczyny.
        - Bezpieczniej było unikać związków, niż pozwalać się komuś zbliżyć - dokończył równie spokojnie, ale tracąc wesołość odbijającą się w oczach. Potem zorientował się, że może przydałoby się jeszcze jedna informacja.
        - Spotykałem się z kobietami, ale nigdy z żadną na stałe - dokończył z uśmieszkiem, nie wiedząc jak jeszcze mógł zaspokoić ciekawość dziewczyny.

        Wstającej Rakel skinął głową i podążył za nią. Zszedł z łóżka i złapał za oba worki, zarzucając je sobie na ramię już w drodze do wyjścia z pokoju. Ledwie wyszli na korytarz, a gwałtowna reakcja brunetki zatrzymała w półkroku demona, który zerknął na nią zaskoczony. Moment potem wesoły uśmiech z nutką szelmy (czy był czymś właściwym czy nie, bo przecież miał za moment stąd odejść) pojawił się na twarzy demona. Rakel nie piła kawy, na co więc była jej kawiarka, dodatkowo jeżeli sama powiedziała, że pozostali mieszkańcy i goście tak parzonej kawy nie pijali. Tylko dla niego przyrządzała napar w ten sposób. Chwilowo demon postanowił cieszyć się drobiazgiem, zamiast skupiać na smutnych aspektach związanych z pożegnaniem.
        Po zejściu na dół, przywitał ich Rand, a szlachcic ponownie miał okazję przyglądać się rodzinnym scenkom, wywołującym u niego pogodny wyraz twarzy. Ciekawe gdyby udało mu się jednak uwolnić z umowy, czy dane by mu było doświadczać podobnego codziennego szczęścia? Odepchnął marzenia na bok i radował oczy tym co pewne, a nie mrzonkami.
        Szerzej uśmiechnął się słysząc wzmiankę o szafie. Faktycznie mebel do drobiazgów nie należał, ale mimo wszystko przekomarzanie rodzeństwa była pocieszna.
        Demon skinął Randowi głową, po czym odezwał się zadziornie.
        - Dosłownie - podchwycił brunet, na wzmiankę, że wpadną na chwilę. - Wyjaśnię ci później - dodał z nieco bezczelną nutą, tym bardziej słysząc tego nieszczęsnego Lucka, trącącego Gadrielem.
        Potem udali się do Niny. Brunet wpierw zaniósł rzeczy na piętro, gdzie zostało mu wskazane, dopiero w następnej kolejności zeszli do piwnicy, na dalszy ciąg tortur, znaczy, żeby przymierzyć przygotowane stroje.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Chociaż zerkała na niego ukradkiem, spojrzenie miała uważne, gotowa wyłowić najmniejszą zmianę mimiki w reakcji na jej pytanie. Twarz demona pozostała jednak spokojna, podobnie jak odpowiedź. Rakel skinęła głową, myśląc. Dwa tygodnie to całkiem sporo. Sam fakt, że był w ogóle jakiś określony termin, kiedy Lucien będzie musiał zniknąć, był nieprzyjemny, ale teraz przynajmniej wiedziała, że nie pożegnają się na przykład już jutro. Nastąpienie ślubu zaraz po zaręczynach jej aż tak nie zdziwiło, skoro małżeństwo było aranżowane do tego stopnia. Wciąż nie mogła ogarnąć rozumem, jak można zmusić do czegoś, kogoś takiego jak Lucien. Zawsze był taki zdecydowany i stanowczy, że żadnym sposobem nie dało się zmienić jego zdania, jak się na coś uparł, a teraz musiał ugiąć kark przed czymś tak trywialnym, jak kojarzone małżeństwo. Przecież nawet ona nie dałaby się po prostu wydać za mąż, a była młodą dziewczyną. Jak więc można było do tego zmusić kilkusetletniego demona?
        Rakel nie potrafiła jednak zarzucić mu oszustwa, nawet jeśli niektóre rzeczy wymykały się jej logice. Nie miał przecież powodów, by ją zwodzić. Do tej pory przejawiał tylko troskę o nią, więc jakiekolwiek podejrzenia o złe intencje byłyby niesprawiedliwe wobec Luciena. Zdawała sobie sprawę, że jej umysł szuka rozwiązań, które mogłyby złagodzić odejście szlachcica i po prostu musiała pilnować własnych myśli, by nie psuły jej czasu spędzonego z Lucienem. Pytania zaś nasuwały się same i gdy już w końcu je z siebie wyrzuciła, poczuła ulgę, że nie musi dłużej pilnować też języka. Nie rozumiała tylko rozbawienia, które plątało się w oczach i na ustach demona, gdy zaspokajał jej ciekawość.
        Osypujące się z ramion czarne włosy nemorianina na moment przykuły uwagę Rakel, ale szybko powróciła niepewnym spojrzeniem do morskich oczu, gdy padła odpowiedź na pierwsze pytanie. Skinęła głową, marszcząc nieznacznie brwi, gdy wciąż nie rozumiała, co zabawnego jest w tym temacie. Lucien rozwijał odpowiedź, a ona wcale nie pojęła więcej. W porządku, mogła powiedzieć, że nie miała czasu na romanse, bo zajęta była pracą, ale jak bardzo można być zajętym przez siedemset lat?
        Dalsze wyjaśnienia miały już więcej sensu i Rakel znów skinęła machinalnie głową, nie mając problemu już z wyobrażeniem sobie podobnych sytuacji. Poznała raptem kilkoro nemorian, tylko rodzinę Luciena, a już widziała, że nie ma tam miejsca na najmniejsze, prawdziwe uczucie. Tylko on zdawał się wyjątkiem, niepokojąco potwierdzającym zauważoną regułę. Co prawda wciąż dyskutowałaby na temat gierek, kłamstw i innych zarzutów, jakie szlachcic miał wobec swojego otoczenia, bo niestety jej zdaniem sam był trochę przez nie skrzywiony. Ale sam fakt, że je dostrzegał, był wystarczającym argumentem za prawdziwością jego słów. Nawet jeśli jego poczucie odmienności było nieco na wyrost, może nawet aroganckie dla kogoś, kto go nie znał, było wystarczające jako argument za niewikłaniem się w związki. A przynajmniej on wyraźnie w to wierzył. Nie rozumiała jedynie nieustannego rozbawienia, odbijającego się w oczach Luciena, co wciąż ją konsternowało. Dla niej to wcale nie było śmieszne.
        - Musiałeś być bardzo samotny – wyrwało jej się cicho. Komentarz nie był zbyt taktowny, ale najlepiej oddawał refleksję Rakel. Każdy przecież miał kogoś bliskiego, nawet najbardziej aspołeczne jednostki, jak ona chociażby. Samotność nie przeszkadzała jej aż tak, ale nawet ona raz na jakiś czas potrzebowała towarzystwa, chociażby po to, by usłyszeć inny głos niż własny, w swojej głowie na dodatek. Mimo wszystko trochę palnęła i zawstydziła się nieco, milczeniem próbując zamknąć temat, ale odpowiedź Luciena pokazała, że niezupełnie jej to wyszło. Na widok dość znaczącego uśmiechu bruneta, Rakel momentalnie poróżowiała na policzkach.
        - Och, jasne. Oczywiście, że się… spotykałeś, nie to chciałam powiedzieć… – tłumaczyła się pozornie spokojnym tonem, urywając, gdy poczuła, że za dużo mówi. - Wybacz, nie chciałam być wścibska – powiedziała w końcu cicho, by się bardziej nie pogrążać. Po co w ogóle zaczynała temat? "Musiałeś być bardzo samotny", na wszystkich bogów, jak mogła coś takiego palnąć... Teraz ma przynajmniej nauczkę. Szybko wymówiła się odwiedzinami u Niny i zdezerterowała z pokoju nim jej twarz przybrała barwę piwonii.

        Cały czas skutecznie unikała spojrzenia Luciena, ale gdy rozmawiali na dole z Randem, spojrzała uważniej na demona. Chyba nie zamierza się z tą szafą teleportować, zabiją się oboje! Taka przynajmniej myśl ją naszła, gdy słuchałą znajomego. Ten ton zazwyczaj nie wróżył nic dobrego. Faktycznie humor mu dzisiaj dopisywał, niech go licho porwie. Może nawet lepiej, że wieczór spędzą osobno. Musiała ochłonąć i nabrać dystansu, bo zaczynała ginąć już w tym co było prawdą, a co chciała, by nią było.
        Gdy dotarli do domu Niny, przed jej kamienicą stał już wóz, prawdopodobnie pożyczony od Morgana, który prawdopodobnie pożyczył go od kogoś innego. Chwilowo bez konia, czekał na załadunek wcale nie skromnego dobytku młodej panny na wydaniu. Rakel zapukała do drzwi prawie z duszą na ramieniu, a jej podejrzenia się sprawdziły, gdy Nina niemal wciągnęła ich za ubrania do środka.
        - No nareszcie! Pospało się dzisiaj, co? – zanuciła, spoglądając na nich spod rzęs i wybuchając chichotem, gdy napotkała mordercze spojrzenie przyjaciółki.
        - Strzygłam chłopaków od rana. Na twoje życzenie, przypomnę – fuknęła Rakel, ale zaraz urwała, porwana w objęcia i wycałowana na powitanie. Lucienowi zaś standardowo podstawiono szczupłą dłoń.
        - R., tyle mam rzeczy do zrobienia! A czasu tak mało!
        - Może ci z czymś pomóc? Poważnie wczoraj pytałam…
        - Niee, nie możesz. – Nina machnęła ręką, jakby odganiała natrętną muchę.
Ci, którzy nie byli przyzwyczajeni do sposobu bycia blondynki mogli łatwo poczuć się urażeni takim traktowaniem, ale Rakel miała to niemal na co dzień. Nina naprawdę nie miała nic złego na myśli, po prostu jej umysł pracował jeszcze szybciej niż poruszały się jej różowe usteczka podczas nieustannego trajkotu.
        - Ja to wszystko muszę zrobić sama! Wiesz, spakować się, rany ile to trwa! Meblami zajmie się Dorian, oczywiście…
        - Oczywiście – wtrąciła Rakel z nieco złośliwym uśmiechem, ale przyjaciółka tylko spiorunowała ją wzrokiem i kontynuowała, prowadząc ich do pracowni.
        - W każdym razie – podjęła znaczącym tonem, podkreślając, jak to jej przerwano. - Nie chodzi tylko o meble! Ty wiesz, ile ja mam sukni!? Na los, nawet ja nie wiedziałam, że tego się tyle nazbierało! Trzeba je popakować przecież, bo luzem na wóz nie wrzucę! Do tego wszystkie moje osobiste rzeczy, kosmetyki, biżuteria, nagle się okazuje, że brakuje mi szkatułek! Pomyślałabyś? Biednemu zawsze wiatr w oczy! - rzuciła dramatycznie Nina. Rakel dosłownie ugryzła się w język, by nie pokusiło ją o komentarz.
        - Może popakuj je w garnki i zawiąż, żeby pokrywka nie spadła? – zaproponowała zamiast tego.
        - W garnki! – żachnęła się blondynka, zatrzymując w miejscu tak, że koleżanka dosłownie na nią wpadła. Nie odsunęła się jednak, przyglądając Rakel, jakby widziała ją pierwszy raz na oczy. – Ty wiesz, to w sumie wcale nie jest takie głupie…
        - No co ty? – rzuciła kąśliwie brunetka i westchnęła, wymijając już Ninę, która zamarła w ciężkim zamyśleniu. – To co, możemy zabrać rzeczy? – zawołała Rakel, rozglądając się po pracowni. Dopiero to ocuciło mieszczankę, która zaraz ruszyła za nią.
        - Nic tu mi nie ruszaj! – fuknęła, klepiąc brunetkę po dłoniach i zabierając jej materiały, które przeglądała. – Jeszcze nic nie zabieracie, musicie przymierzyć. Rakel, ty pierwsza, suknię masz już w przymierzalni, no, dalej – pogoniła ją Nina, na nowo w swoim żywiole i z powracającym na usta uśmiechem. A że równowaga w przyrodzie musi być, Rakel jęknęła z niezadowoleniem, zapierając się lekko, jak uparty wierzchowiec prowadzony wbrew swojej woli.
        - Przecież wczoraj przymierzałam – protestowała, ale zaraz pisnęła i podskoczyła w panice, gdy Nina bezceremonialnie klepnęła ją w tyłek. – Nina!
        - Nina, Nina... Wczoraj przymierzałaś – prychała blondynka, zamaszyście zasłaniając za koleżanką kotarę. – Przecież poprawki ci robiłam, przymierz czy wszystko dobrze leży i już nie marudź.
        Blondynka odwróciła się w stronę Luciena, niemal zziajana, ale dumnym i wprawionym gestem odrzucając złociste pasmo włosów z twarzy. Wyprostowała się, a oczy błękitne, jak bezchmurne niebo latem, upolowały kolejną ofiarę.
        - Lucien…
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Jeśli wcześniej demon zastanawiał się skąd Nina czerpała energię, teraz był niemal pewien, że znalazł źródło jej niewyczerpanych życiowych sił. Ta dziewczyna jakimś cudem musiała karmić się energią innych, ot co. Jak inaczej wyjaśnić jak jej wigor wpływał ujemnie na siły otoczenia. Demon poczuł się zmęczony jak tylko blondyneczka zaprosiła ich do środka. Przywitał się jak zawsze grzecznie, z pewną ulgą znikając na schodach, żeby zanieść bagaż Rakel. Przetransportował rzeczy dziewczyny na piętro, zostawiając je w możliwie bezpiecznym miejscu pośród wszech panującego rozgardiaszu, ale po powrocie do piwnicy ponownie poczuł się niemal wyczerpany, a na pewno zaś skołowany.
        Akurat właśnie trafił na końcówkę dyskusji o garnkach. Za wiele zdań, za wiele słów, zbyt dużo bieganiny. Jednym słowem Nina chociaż naprawdę sympatyczna, była męcząca, czy jak to dyplomatycznie Rakel ujmowała - intensywna, pewnie mając na myśli to samo co on. Sprawiała wrażenie jakby zaraz zamierzała stanąć w dwóch miejscach na raz. Całe szczęście nie było to możliwe. Jednocześnie ku chwilowej uldze demona i jego rozbawieniu, Nina skupiła się wpierw na Czarnulce, której zmagania ze strojem mogły zająć nieco więcej czasu niż zmiana spodni.
        Lucien uśmiechnął się kątem ust, przyglądając się scence pod tytułem zmuszenie Rakel do założenia sukni po raz drugi, która skończyła się bezczelnym klapsem. Dopiero on przeważył szalę na korzyść blondyneczki. Wtedy właśnie przyszła kolej na niego.
        Złotowłosa panna, podobna do zielonookiej zarazy, skupiła się na nemorianinie, wymownie wymawiając imię bruneta, który tym razem uśmiechnął się kątem ust. Chociaż młoda krawcowa była wyczerpująca i lubiła zachowywać się w sposób zwykle irytujący albo przynajmniej odpychający bruneta, Lucien zaczynał się do niej przyzwyczajać. Nawet gotów był przyznać, że jej ten sposób bycia pasował, podczas gdy stopniowo oswajał się z Niną, jak z pozostałą częścią otoczenia Rakel, jednocześnie orientując się, że przeciwnie do małego sukkuba, blondynka była nawet zabawna i niegroźna. Do tego, jak Czarnulka wcześniej zauważyła, Lu faktycznie był w całkiem dobrym humorze, co znacznie wszystko ułatwiało.
        Asmodeus nie potrafił tego wyjaśnić, ale ludzkie towarzystwo miało na niego coraz lepszy wpływ. Nawet jeśli początkowo obawiał się reakcji Alaranian i podchodził do nich ostrożnie i z dystansem, jakby sam nie wiedział czy to on nie chce skrzywdzić ich, czy obawia się krzywdy z ich strony. Teraz zaczynał traktować ich jako może wciąż obce i nie zawsze zrozumiałe byty, ale bliższe mu i zdecydowanie przyjaźniejsze niż nemorianie. Na pewno też nie bez znaczenia były osoby, które dane było demonowi spotkać, sprawiając, że Lu nabierał coraz więcej swobody, coraz mniej obawiając się ludzkich reakcji.
        - Jak widzisz bryczesów już nie ma - odezwał się łypiąc spode łba na blondynkę, jak ona spoglądała spod rzęs na niego.
        - Mam więc alternatywny strój jakbyś przesadziła z cekinami - dodał, ze złośliwym uśmieszkiem, wytrzymując gromy momentalnie rzucone błękitnymi oczami. Oswojony demon okazywał się być stworzeniem całkiem zaczepnym, zupełnie niepodobnym do zdystansowanego szlachcica jakim prezentował się przed bliższym poznaniem. Co najwyżej lekko złośliwy sposób bycia stanowił wspólny mianownik wraz z oschle zjadliwym wizerunkiem nemorianina w Otchłani. W tej chwili drażnił się celowo, jednocześnie prawdziwie nie rozumiejąc czemu wszystkim tak mocno zależało na rodzaju odzienia.
        - Ale do przebieralni poganiać mnie nie musisz - wciąż się uśmiechając, dodał nawiązując do klapsa sprzedanego Czarnulce. Krótko rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym odezwał się ponownie.
        - Nie będziemy zajmować ci za wiele czasu, skoro masz tyle pracy - trochę zażartował, a na wpół stwierdził mając też jeszcze jeden, bardziej podstępny cel - jak najszybszą ucieczkę z piwnicy. Sięgnął po ubrania już przygotowane dla niego, po czym wszedł za stół ze stosem materiałów, gdzie bez pardonu ściągnął koszulę przez głowę. To był kolejny dowód na całkowicie praktyczne podejście do jej noszenia. Nie musiał martwić się koniecznością rozpinania i zapinania guzików. Z kolei chowając się za blatem, uniknął oczekiwania aż zwolni się miejsce za kotarą, jednocześnie nie negliżując się na samym środku pomieszczenia.
        Założył nową koszulę, którą również zapiął dość roboczo, oszczędzając sobie fatygi. Na nią zarzucił marynarkę, po czym przebrał spodnie. Skończył akurat, żeby moment później zobaczyć wychodzącą dziewczynę. Zerknął z uśmiechem na Czarnulkę w tym razem nienagannie dopasowanej sukni.
        - Naprawdę jesteś zdolna. - Uśmiechnął się wymieniając z blondynką porozumiewawcze spojrzenia, po czym ponownie skupił się na kreacji brunetki. Do swojego stroju przywiązywał tyle uwagi co zwykle. Ważne, że krawcowa nie próbowała wciskać go w smoking i postawiła na elegancki minimalizm w ciemnych barwach. Ale Rakel - to była inna sprawa. Ładniej byłoby brunetce chyba tylko w bieli. Szaloną myśl przywiała z kolei pewnie nieszczęsna plaga ślubów. Może faktycznie coś było w powietrzu i pchało umysł w niewłaściwe regiony, sprowadzając pomysł, że niewinna i czysta biel doskonale pasowałaby do samej Rakel. Do tego pięknie kontrastowałaby z czarnymi włosami i rumieńcem, takim jaki widział dzisiaj rano. Czarnulce ogólnie było twarzowo z zagubieniem, nawet jeżeli przed wyjściem wywołał je niecelowo. Nie planował peszyć dziewczyny. Zwyczajnie łatwiej było odpowiedzieć na pytanie czymś ogólnym, prawdziwym i jednocześnie kończącym potencjalne inne niewygodne pytania lub nieco żałosne konkluzje. Lżej, niż przyznawać się, że to między innymi właśnie samotność wywabiła go z Otchłani. Na cóż było bardziej mieszać w ich i tak skomplikowanej relacji ckliwymi kawałkami o poszukiwaniu chociaż jednej bratniej duszy. Wygodniej było trzymać się rozbawienia jakie wnioski mógł wywoływać kawalerski stan w jego wieku, niż pochylić się nad prawdą odartą ze złudzeń, że był naprawdę samotny od bardzo długiego czasu. A spotkania z kobietami lub ich brak, zmieniały niewiele, gdy tyczyły się zupełnie innych relacji. Odpędził niepotrzebne myśli, w pełni poświęcając się ładnym widokom, starając się chociaż na najbliższe dwa dni zapomnieć o nieuchronnym upływie czasu.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Chcąc nie chcąc wylądowała znowu za kremową kotarą, spoglądając na własne odbicie w wysokim lustrze opartym o ścianę. I chyba potrzebowała zobaczyć swoją niezadowoloną i zmęczoną minę, by wreszcie odpuścić i przestać się wszystkim denerwować. Nina zawsze ją strofowała, że zmarszczek na czole dostanie od tego marszczenia brwi i chociaż wciąż były to zarzuty absurdalne, zaczynała rozumieć pokrętną filozofię przyjaciółki, nawet jeśli ubraną w powierzchowne sformułowania. Musiała przestać się wszystkim zamartwiać, bo w takim tempie naprawdę nie będzie potrzebowała niczyjej pomocy i sama się wykończy. Przymknęła oczy i poruszyła głową na boki, później rozluźniając ramiona. Postanowienie pierwsze – nie martwić się na zapas. Co ma być to będzie, a jak będzie to się z tym zmierzy. Po drugie, wziąć się w garść i zacząć cieszyć szczęściem przyjaciółki i brata. Póki co naprawdę wygląda jak strach na wróble i Ninę powinna po rękach całować, że w całym tym rozgardiaszu miała jeszcze czas i chęci, by uszyć dla niej sukienkę. Właśnie…
        Spojrzała na lejącą się z wieszaka głęboką zieleń i przesunęła dłonią po materiale. Nina wiedziała co robi. Długa suknia, długie rękawy. Poszalała z dekoltem, ale nie będzie przecież marudzić, że pod szyję chce być dopięta. Rakel otrząsnęła się w końcu i zaczęła przebierać w sukienkę.

        W międzyczasie Nina taksowała demona wzrokiem, na jego pierwsze słowa uśmiechając się z zadowoleniem. Skinęła głową, niczym szef zadowolony z zadania wykonanego przez podwładnego. Była dobrze urodzona, ale wciąż jedynie na statusie mieszczanki. Mimo to, gdyby wpuścić ją na przyjęcie na jakimkolwiek zamku, zawstydziłaby wszystkie szlachcianki i księżniczki. Nikt nie wiedział, skąd bierze aż taką pewność siebie.
        Dopiero na wzmiankę o cekinach łagodne do tej pory spojrzenie błysnęło ostro. Po chwili jednak dziewczyna uśmiechnęła się lekko, jakby uznając złośliwy docinek i niemal łaskawie odpuszczając dyskusję na ten temat. Szczerzej uśmiechnęła się dopiero na wzmiankę o poganianiu do przymierzalni.
        - Z nią czasem trzeba twardą ręką, bo za bardzo wszystko analizuje – powiedziała szeptem do Luciena, wzrokiem wskazując przymierzalnię, gdzie Rakel walczyła z suknią. – Ale cieszę się, że będziesz współpracował. Naprawdę, czasem się zachowujecie, jakbym wam krzywdę chciała zrobić – nuciła wesoło, przekładając stosy ubrań, by po chwili podać Lucienowi wieszak z koszulą i marynarką oraz złożoną parę spodni. Na stwierdzenie o zajmowaniu jej czasu machnęła tylko ręką i przysiadła na jednym z wyższych stołków.
        - To naprawdę nie kłopot. Sam widziałeś jak wygląda piętro. Gdy żyła moja mama to spędzałyśmy jeszcze czas w salonie, ale na górze tylko spałyśmy. Odkąd jej nie ma praktycznie stąd nie wychodzę – dodała, rozglądając się po swojej pracowni.
        Przez moment wydawała się zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa. Niegroźną i po prostu miłą. Potem jej wzrok padł na przebierającego się Luciena i Nina na nowo pokazała w uśmiechu białe ząbki. Koszule uszykowała mu dwie, ale podała teraz ciemnoniebieską, wchodzącą nawet w lekką szarość. Niektórych ludzi niejednoznaczność koloru odstraszała, ale Nina nie lubiła jaskrawych barw. Akurat Lucienowi nawet w soczystym indygo byłoby dobrze, ale takie „nocne niebo”, jak nazywała ten kolor, pasowało mu o wiele bardziej. Do tego proste czarne spodnie, z bardzo, bardzo daleka skutecznie udające garnitur, w rzeczywistości zaś zwyczajnie bawełniane, chociaż ze sztywniejszego materiału. Marynarka czarna. Krawat mu odpuściła - widziała jak chodzi na co dzień i nie miała złudzeń.
        Nawet nie mrugnęła, gdy demon zdjął koszulę i ewidentnie nie miała najmniejszego zamiaru odwracać wzroku. Być może inaczej byłoby, gdyby bruneta do pasa nie zasłaniał zawalony materiałami stół, ale teraz był pod ścisłą obserwacją.
        - Co jest z tą dziewczyną, naprawdę – westchnęła, rzucając karcące spojrzenie na kotarę, nim błękitne oczy wróciły do Luciena. Już otwierała znowu usta, by zaczepić swojego gościa, ale w tym momencie wyszła Rakel i Nina momentalnie zasznurowała buzię. R. może i była drobniutka, ale też zdecydowanie lepiej było jej nie denerwować, bo potrafiła porządnie ugryźć. Poza tym Nina lubiła podziwiać swoje dzieła na kimś. Suknie były zawsze piękne na stojakach, ale dopiero na kobiecych sylwetkach nabierały kształtów i życia. Tak, nie mogłaby robić nic innego. Kochała materiały, a one ją.
        - Dziękuję – zamruczała ukontentowana na słowa Luciena, zerkając na niego krótko i puszczając oko. Później wróciła czujnym spojrzeniem do Rakel, szukając na sukni ewentualnych mankamentów do poprawy. Była jednak idealna. Jak wszystkie jej dzieła.

        Nawet Rakel tak uważała.
        - Jest piękna, N.
        - Wiem – westchnęła blondynka, wstając i podpływając do koleżanki. Evansówna spoglądała na Luciena z niepewnym uśmiechem, gdy Nina krążyła wokół niej ze swoim oceniającym spojrzeniem. Wyglądał świetnie. Na tyle dobrze, że nawet się nie zastanowiła, gdzie i kiedy się przebrał.
        – W porządku, wszystko jest dobrze – powiedziała w końcu Nina, strząsając niewidoczny gołym okiem pyłek z talii dziewczyny. – Możesz się przebrać – powiedziała łaskawie, a Rakel dygnęła lekko prześmiewczo, ale wciąż uśmiechnięta, po czym zniknęła w przymierzalni.
        Blondynka zaś otrzepała teraz swoją suknię i wróciła na swój taborecik, znów fiksując spojrzenie na demonie.
        - Lucien, powiedz mi proszę, jeśli to nie sekret oczywiście, jakie dokładnie masz plany w związku ze swoim ślubem? – mówiła na tyle cicho, by Rakel jej nie dosłyszała, ale Lucien już owszem. – Bo po twojej obecności tutaj zakładam, że jakieś istnieją? Jakkolwiek cieszysz oczy, nie zostawałbyś chyba tutaj z Rakel tylko po to, by ją później zostawić, prawda? – zapytała tonem łagodnym tylko dla kogoś, kto nie słyszałby jej słów i nie widział bystrego spojrzenia. Zaraz uśmiechnęła się i zatrzepotała rzęsami. – Nie miej mi za złe tych pytań. Wynikają oczywiście z troski o Rakel i by w razie możliwości, służyć skromną pomocą, gdyby taka była konieczna. Jestem tylko prostą dziewczyną, ale w potrzebie warto mieć oko na wszystkie opcje – powiedziała znacząco, zupełnie, jakby wiedziała coś, o czym nie wiedział demon, co było przecież niemożliwe i tylko to pokazywało, jak groźnym wrogiem mogłaby być Nina, gdyby ktoś niefortunnie jej podpadł.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Niezależnie od charakteru, Nina była przyjaciółką Rakel i wyraźnie całkiem sporym źródłem wiedzy o niej. Jak przystało na bliską znajomą, znała brunetkę dość dobrze, chociaż w pierwszym momencie mogłoby się wydawać, że znajomość mogła być bardziej jednostronna i egocentryczna.
         Lucien uśmiechnął się lekko, słysząc jakoby Rakel trochę za wiele myślała i czasami trzeba było pozbawić ją tej możliwości. Nawet jeśli Nina wyglądała jakby w centrum uwagi miała tylko siebie, troszczyła się o Czarnulkę, przynajmniej na swój ekspresyjny sposób.
        W trakcie rozmowy na moment jednak nawet blondyneczka spoważniała i straciła część energii, przez co nemorianin zerknął na nią łagodniej. Wszystko przez wzmiankę o matce, która musiała odejść chyba dość niedawno. Nie wiedział co mógłby powiedzieć i co byłoby na miejscu, więc odebrał materiały w ciszy i zniknął czy może lepiej powiedzieć prowizorycznie schował się za stołami, a Nina na powrót stała się prawdziwą sobą.
        Brunet faktycznie chciał oszczędzić czasu im i krawcowej. Nawet jeśli Ninie mogłoby być raźniej chociaż mówiła odwrotnie, niestety naprawdę miała jeszcze przeprowadzkę na głowie, przy której nie chciała pomocy, a on też nie czuł się na miejscu, żeby nalegać. Im z kolei nie potrzebne było przesiedzenie w piwnicy połowy popołudnia. Może w innych okolicznościach, w możliwie jak najszerszym pojęciu krótkiego zdania. Tak też przyspieszenie przymiarek było jego główną intencją. Stoły wydawały się dostateczną osłoną, szczególnie jakby komuś zachciało się zstąpić w czeluści piwnicy zapełnionej materiałami.
        Ze spojrzenia zdał sobie sprawę moment później i przebieranie demona nabrało odrobinę zaczepnego aspektu. Uśmiechnął się lekko, wyciągając włosy zza kołnierzyka. Faktycznie może nieco niepokojące było z jakim spokojem Rakel strzygła Thorna, ale to głównie było dowodem, że dziewczyna nie rozpływała się nad każdym napotkanym mężczyzną, przy odległym czy przy bliższym kontakcie. Zwyczajnie skupiała się na rzeczywistości i swoim zadaniu, chyba nieświadoma jaką konsternację w otoczeniu wywoływała (w przypadku blondynki na przykład) lub zbyt baczną uwagę (w przypadku Aleca i tu lista pewnie byłaby dłuższa). Swoimi myślami się nie dzielił. Nie skomentował również, że według niego z dziewczyną raczej wszystko było w najlepszym porządku. Co najwyżej brakowało jej blond-tupetu.
        Uśmieszek podniósł kącik ust bruneta, gdy Nina wyraźnie miała chęć coś dodać, i zaraz zamienił się w pełnoprawny uśmiech gdy zobaczył Rakel.
        Wieczorem chyba powinni trzymać się razem, jeśli chcieli uniknąć pociągłych spojrzeń rzucanych przez salę. Demon niespecjalnie by ich unikał, a poza tym nieśmiały uśmiech Czarnulki gdy teraz nawiązywała wzrokowy kontakt, nie dawał wielkich nadziei. I tak dostatecznie trudno będzie utrzymać wersję, że nic ich nie łączyło. Co w większości było prawdą, szczególnie jeśli rozważać znajomość ściśle wedle znaczenia słów. Tęskne spoglądanie na siebie przez tłum z pewnością nie mogło pomóc w utrzymaniu pozorów. Pewnie nieustanne trzymanie się razem również nie… Jednym słowem nikt im nie uwierzy. Lu nawet przez chwilę zawahał się czy wciąż jeszcze samemu sobie wierzy. Całe szczęście nie zdążył pomyśleć nad odpowiedzią. Rakel dygnęła niknąc za zasłoną, a Lucien wrócił na swoje miejsce, pozbywając się nowej, całkiem udanej, garderoby. Na stosie materiałów ułożył marynarkę i koszulę. Zaraz obok wylądowały spodnie. Zerknął na Ninę akurat gdy sięgał po codzienny strój. Na wzmiankę o jego ślubie prychnął cicho, właśnie wciągając nogawki. Wiedziało chyba już pół Valladonu i każdy zastanawiał się jakie on miał plany. Uniósł jeszcze brew na bezczelną formę komplementu i wyszedł zza blatu z koszulą wciąż w ręku. Do blondynki podszedł niespiesznie, pozwalając jej skończyć.
        - Wszyscy mają na względzie dobro Rakel - stając tuż przy młodej krawcowej, szepnął dość dwuznacznie, gdy słowa mogły zarówno komentować zachowanie wszystkich, których do tej pory poznał, jak i wliczać jego osobę. Ogólnie nie lubił głośno mówić, a tym bardziej nie chciał przerzucać szeptu nad stosami materiałów. Poza ty chyba musiał coś wyjaśnić, adekwatnie do zadawanych pytań. Przeprosiny za wścibstwo zostały puszczone mimo uszu. Kurtuazyjne słowa, nie wpłynęły na działanie z premedytacją, przez co w pojęciu nemorianina straciły na znaczeniu już na starcie. Całe szczęście Nina ze wszystkich wyglądała na najbardziej pojętnego rozmówcę, więc brunet uznał, że mógł sobie pozwolić na względne wyjaśnienia a nie tylko urywanie rozmowy. Podszedł na tyle blisko, że dziewczyna zadarła głowę, ale i tak nie chcąc rozmawiać z tułowiem, musiała wstać ze stołka. Nie cofnęła się jednak jak założył Lucien i teraz spoglądała na niego równie bystrymi, jak jedynie powierzchownie niegroźnymi oczami, wyraźnie czekając odpowiedzi.
        - Jestem tu, bo Rakel mnie potrzebowała - odezwał się cicho, patrząc na złotowłosą spod rzęs, co chwilowo mogło uchodzić na równi za groźbę jak zmęczenie.
        - I zniknę, bo niezależnie od moich chęci, nie mogę zwyczajnie powiedzieć “nie”. Nie wynikłaby z tego rodzinna kłótnia, a przynajmniej nie w waszej skali, a szafot. A znając moją kochaną rodzinę, jak już nieszczęśliwie dowiedzieli się o Rakel, kara wpierw dotknęłaby Czarnulki, dla samej choćby rozrywki - demon mówił cicho, ale nieprzyjemnie chłodnym głosem, dodając wymawianym słowom siły.
        - Nawet jeśli zamierzam rzucić wszystko na jedną kartę, nie mogę uczynić tego korespondencyjnie, a ostatecznie i tak moje plany niewiele mają do możliwego efektu - prychnął z cynicznym uśmiechem plączącym się gdzieś po ustach nie sięgając oczu. Nie tłumaczył co dokładnie miał na myśli. Z wyjaśnień wynikało jedynie, że tak czy inaczej demon zamierzał odejść, nie wiadomo jednak było ani na jak długo, ani czy wróci.
        - A ty nie piśniesz nawet słówka o tej rozmowie - kontynuował z naciskiem, jednocześnie palcami podnosząc podbródek dziewczyny, żeby mieć pewność, że cały ten czas będzie patrzyła mu w oczy. - Rakel chociaż przez chwilę ma się mniej martwić a więcej cieszyć waszym szczęściem - dokończył przytrzymując blondynkę jeszcze przez moment.
Szelesty w szatni sugerowały pośpiech, więc Lucien odsunął się od Niny i wciągnął koszulę.
        - Rakel wie, że muszę odejść, ale chciała, żebym został póki pozwala mi czas - rozwinął czysto informacyjnie, żeby udowodnić, że nie okłamywał brunetki. - A ty jak zawsze, jak dobra przyjaciółka będziesz przy niej, gdy będzie cię potrzebować - dodał na koniec stając pod ścianą akurat jak Rakel wyszła z przymierzalni.
Uśmiechnął się do brunetki, po czym już znacznie łagodniej pożegnał się z Niną krótkim “Do zobaczenia” i zostawili krawcową samą.

        - Mamy jeszcze chwilę do wieczora - odezwał się lekkim tonem, ale widząc, że Rakel nie wydaje się mieć szczególnych planów, a siedzenie w pustym pokoju mogło mieć raczej przygnębiający wpływ, Lu sprawnie zarządził, że idą na targ. Cały czas demon nie zdradził powodu wyjścia na zakupy, uśmiechał się tylko tajemniczo prowadząc Rakel między kramy. Wpierw znaleźli stoisko z kolorowymi paciorkami, gdzie wybrał kilka odbijających światło tęczowym blaskiem. Potem do niewielkiego worka z pakunkami dołączył kawałek białego sera.
        - Lepsze byłoby mleko, ale na obecną chwilę musi wystarczyć - odezwał się w jedynym wyjaśnieniu, pytania dziewczyny zbywając prośbą, żeby wybrała dwa słodkie owoce. Osławionych bułeczek o tej porze już nie było, więc wzięli jeszcze dwa precle, po czym wciąż tajemniczo milczący demon wyprowadził dziewczynę do zaułka, chowając ich przed tłokiem i spojrzeniami.
        - Zamknij oczy - odezwał się rozbawiony, obejmując Rakel jak zawsze czynił przed przeniesieniem.

        Pojawili się w salonie opuszczonego dworu.
        - Obiecałem, że się z nim zaprzyjaźnimy - Lucien wreszcie raczył wyjaśnić (przynajmniej wstępnie) powód całej wyprawy na targowisko. Poprowadził Rakel w pobliże dziury i przyklęknął obok otworu.
        - Nie pragniemy nieszczęścia tego domu, ani twojej krzywdy - odezwał się splątanymi słowami, języka zupełnie odmiennego od Czarnej mowy, którą Rakel miała do tej pory okazję słyszeć.
        Na podłodze rozłożył kolorowe paciorki i zachęcił brunetkę, żeby to samo uczyniła z twarogiem. Jedynie przy pozostałym jedzeniu przyhamował dziewczynę z uśmiechem.
        - Pół na pół. - A dopiero widząc konsternację Rakel, uśmiechnął się szerzej. - Jeden precel i owoc dla ciebie, drugie dla niego - wyjaśnił rozbawiony. Dziewczyna jak zawsze nic nie jadła do tej pory.
        - Idziemy zobaczyć górę? - zapytał, otrzepując spodnie, bo chociaż dwór był wysprzątany, to wokół dziury sporo było kurzu i piasku.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nina spoglądała na swojego gościa spokojnie, nawet gdy przerwał ubieranie się i skierował w jej stronę z koszulą w ręku. Wyprostowała się dumnie na stołku, ale trochę nie doceniła rozmówcy, bo Lucien zdawał się tak samo dobrze umieć kierować rozmową, jak ona. Wstała, zanim obnażony tors przysłoniłby jej widok, ale mimo wcześniejszego taksowania mężczyzny wzrokiem, teraz utrzymywała kontakt wzrokowy. Równowaga relacji zachwiała się, gdy Lucien przestał zachowywać się tylko jak uprzejmy gość, ale Nina i tak całkiem nieźle radziła sobie w niewygodnej nagle sytuacji. Nie byłaby przecież sobą, by byle poślizg w ocenie drugiej osoby strącał ją z pantałyku.
        Słuchała uważnie i ze spokojem. Nawet nie mrugnęła, gdy Lucien wspomniał o szafocie, jednak gdy do odpowiedzialności miałaby zostać pociągnięta również Rakel, błękitne oczy nagle drgnęły niespokojnie, a zgrabne brwi zmarszczyły się lekko. Nie była głupia, podejrzewała zamieszanie, jakie wprowadzić może relacja nemoriańskiego szlachcica z ludzką dziewczyną, ale wcześniej nie przeszło jej przez myśl, że Rakel może znaleźć się w niebezpieczeństwie.
        Oczywiście napięcie sytuacyjne podkręciła z pełną świadomością i premedytacją, poniekąd mając zamiar przedstawić swoje zdanie niezależnie od tego, czy ktoś o nie pytał, ale przede wszystkim sprawdzić trochę, z kim ma do czynienia. Do tej pory Lucien był do bólu kurtuazyjny, nawet mimo kilku zaczepnych spojrzeń czy uśmiechów. Nina doskonale wiedziała, że sama je wywołała, więc nie liczyły się do prezencji mężczyzny. No cóż, teraz granica cierpliwości gościa z Otchłani powoli zaczęła się zarysowywać.
        Blondynka nie szarpnęła się, złapana pod brodę, chociaż drgnęła minimalnie. Gdyby nie dyskretnie przełknięta ślina, pewne siebie spojrzenie podtrzymałoby idealnie obojętną prezencję. Nie bała się o siebie oczywiście. Co też on jej mógł teraz zrobić i jednocześnie ukryć przed Rakel? To było zwyczajnie nieracjonalne. Mimo wszystko był zupełnie innym typem człowieka (no właśnie, w tym pewnie różnica, że nie człowieka), niż spotykała do tej pory. Po fakcie pewnie nawet doceni przeciwnika, ale teraz przede wszystkim trzymała fason. Gdy więc Lucien dość bezpośrednio nakazał milczenie, uśmiechnęła się lekko i przesunęła złączonymi palcami po swoich ustach w pantomimie zamykania ich na klucz. Akurat tego nie trzeba było jej mówić, ale nie czuła się na tyle pewnie, by prychnąć demonowi w twarz, że rozmawia z najlepiej poinformowaną osobą w tym mieście. A nie byłaby dobrym źródłem informacji, gdyby paplała o wszystkim, co wiedziała. Rozróżnianie, co można powiedzieć, od tego co zachowuje się dla siebie, było kluczowe.
        Mimo wszystko odetchnęła ukradkiem, gdy demon się wycofał. Machinalnie poprawiła suknię i włosy, by nienaganna prezencja dalej odzwierciedlała jej osobowość. Na rzucone już spod ściany słowa, spojrzała na Luciena w tym momencie z niedowierzaniem.
        - Oczywiście – prychnęła, niemal urażona. O dziwo, dopiero teraz. Bo wiele można jej było zarzucać, ale nie niewywiązywanie się z obowiązków! A dbanie o przyjaciół takim właśnie było.

        A Rakel przyspieszyła przebieranie się w momencie, w którym głosy za kotarką ucichły. W tym jednak problem, że nie zupełnie, ale zmieniły się w szmer, którego stąd nie mogła nazwać nawet szeptem, ale mimo wszystko podejrzliwość kazała jej zwiększyć tempo. Wyszła więc z przymierzalni nieco rozczochrana, próbując jedną dłonią okiełznać włosy, podczas gdy drugą przytrzymywała wyżej wieszak z suknią
        - Dziękuję jeszcze raz, N. Sukienka jest śliczna.
        - Nie ma za co, cieszę się, że ci się podoba – odpowiedziała blondynka, podchodząc do dziewczyny, by ją przytulić, póki jest nieco unieruchomiona. – Ach! Weź jeszcze krawat dla Randa. Ten bezczelny uparciuch już trzeci raz udał, że zapomniał, ale nie odpuszczę mu, jak ma być Doriana świadkiem! Możesz mu to powiedzieć.
        - Jasne, N.
        – Widzimy się wieczorem! – krzyknęła jeszcze za Evansówną, gdy ta wchodziła po schodach. Odprowadziła gości wzrokiem i westchnęła, biorąc się pod biodra. Czas wrócić do roboty!

        Rakel wróciła z Lucienem do kamienicy. Oboje nieśli nowe ubrania, a brunetka dodatkowo krawat dla brata, który zarzuciła mu na szyję, mijając go w sklepie. Na marudzenie tylko wzruszyła ramionami uznając, że nie ma żadnego wpływu na ich przyszłą bratową i zostawiła Randa samego na dole, parskając cicho śmiechem, gdy usłyszała, że walnął głową w ladę.
        - Możesz zostawić ubranie u mnie, i tak będę wychodziła przed wami – powiedziała Rakel do Luciena, wchodząc do swojego pokoju. Powiesiła sukienkę koło stroju na wieczór i odwróciła się w stronę znajomego akurat, gdy ten planował dla nich najbliższy czas. Uśmiechnęła się na to i skinęła głową, dając się poprowadzić w miasto. Zawsze chętnie obserwowała Luciena w nowych sytuacjach, a on prowadzący ją na rynek był naprawdę ciekawym zjawiskiem.
        Zainteresowana zagłębiła się z nim między kramy, dosłownie idąc pół kroku za nim, ciekawa, gdzie ją zaprowadzi. Stoisko z koralikami było wyborem, którego zupełnie się nie spodziewała.
        - Po co ci one? – zapytała, gdy brunet ruszył dalej. Najciekawsze było to, że wydawał się wiedzieć, czego szuka. Rakel sama rozglądała się w międzyczasie, niedługo poruszając płatkami nosa, gdy dotarł do niej zapach nabiału.
        - Dlaczego? I po co ci mleko? Czy tam ten twaróg teraz? – pytała, przyglądając się na zmianę Lucienowi, jego pakunkom i kramowi, który opuszczali. Jej pytania jak zwykle puszczono mimo uszu i o zgrozo zaczynała się do tego przyzwyczajać. Posłusznie rozejrzała się za stoiskiem z owocami i z lekkim już uśmiechem zaczęła polować na coś pysznego. Po chwili pokazała dumnie dwie brzoskwinie, dołączając je do siatki Luciena, w której znalazły się też precle.
        - Będziesz robił dla mnie obiad? – zapytała z uśmiechem, nieco rozbawiona ale i zawstydzona własnym żartem. Zaułek uliczki powitała już podejrzliwym spojrzeniem, ale znowu się rozpogodziła, gdy nakazano jej zamknąć oczy. No zwariowałby, jakby czasem powiedział coś wprost. Przewidując jednak przeniesienie, posłusznie wykonała prośbę i objęła Luciena w pasie.

        Chociaż teleportację przewidziała (ach, cóż z niej za detektyw!), nie wiedziała dokąd Lucien ją zabiera. Dopiero czując, że ziemia znów pojawiła się pod jej stopami, otworzyła niepewnie oczy i rozejrzała się, a na widok otoczenia uśmiechnęła szeroko. Bardzo podobał jej się dworek, a pojawienie się tutaj znowu było przyjemną niespodzianką.
        - Och! – zawołała, rozumiejąc nagle powód zakupów i jednocześnie dziwiąc się takiemu wyborowi. Przykucnęła szybko koło Luciena, wzrok utkwiwszy jednak w ziejącej w ścianie dziurze. Sam stworek nie był być może taki groźny, ale niewiadoma skryta w wyrwie ściany straszyła, że coś może zaraz z niej wyskoczyć. I to ta niepewność rozbijała uwagę Rakel pomiędzy Luciena i tajemnicze stworzenie, skryte jeszcze pomiędzy murami.
        Spojrzała z zaskoczeniem na demona, słysząc jego słowa. A właściwie to coś, co wypowiadał, bo nie było to wspólną mową, którą by zrozumiała. Co ciekawe jednak, nie było też czarną. Może i nie umiała jeszcze posługiwać się tym językiem, ba! nie znała nawet słowa, a jedynie alfabet, ale potrafiła stwierdzić, że lejące się lekkie sylaby na pewno nie były mową Otchłani. Skrzywiła usta, by się nie odezwać, chociaż zżerała ją ciekawość. Zamiast tego śledziła uważnie działania Luciena, a zachęcona do pomocy nawet się nie zawahała, chętnie biorąc udział w ciekawym przedsięwzięciu. Ułożyła twaróg koło paciorków, powoli podejrzewając, co dokładnie robią, i to samo chciała zrobić z pieczywem i owocami. Lucien powstrzymał ją w połowie i spojrzała na niego zaskoczona, potrzebując chwili, by zrozumieć, o co mu chodzi, ale wtedy uśmiechnęła się miło i skinęła głową.
        Tak samo gorliwie potaknęła, gdy demon zaproponował zwiedzanie. Wgryzła się w brzoskwinię, stawiając pierwsze kroki po schodach. Jedną ręką ciągnęła po rzeźbionej balustradzie, żeby utrzymać równowagę, gdy nie patrzyła pod nogi, a wodziła spojrzeniem wszędzie dookoła. Wysprzątany dwór wyglądał niesamowicie. Wycyklinowane schody błyszczały, okna przepuszczały nowe ilości promieni słonecznych. Zamontowane na ścianach złote kinkiety mrugały zdobieniami, oczyszczone z zaległego wosku i kurzu. Piętro otworzyło się przed nimi niewielkim balkonem nad schodami, dalej ciągnąc się długim korytarzem. Rakel zatrzymała się, spoglądając pytająco na Luciena.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Biorąc pod uwagę fakt, że z Randem mieli się jeszcze uporać z szafą, a reszta mężczyzn nie wyglądała jakby spieszyła się z rozpoczęciem wieczora przed zmrokiem, Rakel pewnie faktycznie dane będzie wyjść wcześniej.
        Lucien z pogodnym uśmiechem skinął głową, ciesząc się, że brunetka sama wyszła z inicjatywą zostawienia weselnego odzienia w jej pokoju, szczędząc mu ponownego wpraszania się. Przecież dosłownie chwilowo nie miał się gdzie podziać, nie wynajął sobie żadnego pokoju, więc niestety te same prawa tyczyły się ubrań.
        Na zakupy ruszył z przyjemnością, celowo nie zdradzając szczegółów wyprawy i jej celów. Miał wrażenie, że zaciekawiona Rakel umysł miała zajęta zagadką, a nie troskami, które potrafiły nasuwać się same w chwilach bezczynności. Dlatego pytanie o obiad zbył uśmiechem. W pewnym sensie dziewczyna się nie pomyliła, a przynajmniej nie całkowicie. Do tego lubił robić dziewczynie niespodzianki. Wtedy mógł do woli napawać się widokiem wesołego zaskoczenia, jeśli niespodzianka się udała.
        Robił to właśnie dokładnie dla takiego szerokiego uśmiechu i okrzyku, jaki wywołał przenosząc ich do “nawiedzonego dworu”, gdy dziewczyna pojęła gdzie i w jakim celu się znaleźli.
        Mimo wszystko wciąż nie odzywał się zbyt wiele, szczególnie przy norze domownika, ale tym razem z grzeczności wobec stworzonka. Nie wątpił co prawda, że mieszkaniec będzie podsłuchiwał rozmowy obcych mu przybyszy, ale na śledzenie wpływu nie miał, zaś rozmowa tuż przy wejściu, o nim właśnie, wyglądałaby na niegrzeczną, zupełnie jakby obmawiali stwora za jego plecami licząc, że nie słyszy. Poza kilkoma słowami więc, chwilę po tym jak odezwał się w języku obcym dla Czarnulki i do tego nowym dla niej wymienił z Rakel porozumiewawcze spojrzenie, licząc, że brunetka domyśli się, że zaraz jej wszystko wyjaśni.
        Język nie bez przyczyny nie był dziewczynie znany. Poliglotą Lucien nie był, ale jednocześnie miał dość czasu i chęci, by lepiej lub słabiej, ale zapoznać się z językami spoza Otchłani, podczas gdy wielu mieszkańców jego krainy pozostawało przy znajomości Czarnej Mowy i czasami ci bardziej obyci - Wspólnego.
        W Czarnym mogli się porozumieć zarówno między sobą (nota bene jedynymi istotami wartymi atencji) oraz w razie potrzeby z piekielnikami. W Piekle również obowiązywał Czarny, chociaż piekielny dialekt był znacznie prostszy od nemoriańskiego. Niemal całkowicie pozbawiono go form grzecznościowych czy wyszukanych słów. Podczas gdy diabeł używał w rozmowie zwykłego “ty”, nemorianin potrafił stosować odmienne “ty” zależnie od tego do kogo się zwracał i czy chciał uczynić to grzecznie czy z obelgą. Ostatecznie każda ze stron potrafiła rozpoznać skąd pochodziła używana odmiana Czarnego, ale jedna nacja potrafiła porozumieć się z drugą bez większych problemów, chyba że akurat padło na jednostki od początku dążące do konfliktu. Z Czarnej mowy pochodziło wiele słów mocy i również w tym języku rzucano większość zaklęć, szczególnie pochodzących z mrocznych dziedzin. Jednym słowem w opinii większości inne języki były zbędne.
        Lucien zaś lubił poznawać dokładniej to co go ciekawiło, a że interesowały go inne rozumne rasy, znał wspólny na poziomie umożliwiającym sprawną komunikację. Przez lata możliwie nauczył się elfickiego również na komunikatywnym poziomie, chociaż nie opanował wielu zawiłości gramatyki i niuansów wymowy i niestety każdy elf bez problemu rozpoznawał nemoriański akcent, o ile w swoim życiu miał styczność z Czarnym. Z nauką krasnoludzkiego demon nie wytrwał i znał jedynie ogólne zwroty grzecznościowe, jak powitanie, oraz kilka przekleństw, których i tak nie używał. Podobny poziom prezentował w zakresie mowy magicznych stworzeń, chociaż tu główny problem sprawiało jego zróżnicowanie, a nie brak zapału Luciena.
        Większość bytów miała swoje dialekty, czy to wróżki, chochliki, driady czy jeszcze inni. Wiele z nich w mniejszym lub większym stopniu opierało się na elfickim, nieraz jednak jedynie brzmienie było podobne i zbytnia pewność swojej wiedzy mogła zaprowadzić rozmówcę w maliny. Znacznie bezpieczniej było więc opierać się na czystym języku uszatych, żeby uniknąć nieporozumień. Wielokrotnie też działały zwroty i rozkazy w Czarnej Mowie, co jednak już znacznie rzadziej spotykało się z zadowoleniem stworzenia.
        Dodatkowo jednak istniał język uniwersalny dla wszystkich magicznych bytów zdolnych posługiwać się mową, niezależnie od rasy i używanego języka. Niemal jak odpowiednik Wspólnego łączący Alaranian z różnych zakątków świata, ale znacznie uboższy i nieskomplikowany, opierający się na niewielkiej ilości zwrotów.
        To właśnie w nim Lucien znał kilka podstawowych sformułowań, obejmujących pozdrowienia i zapewnienia o przyjaznych zamiarach. W tym też języku odezwał się do domownika w momencie zostawiania prezentów. Najlepszy wyraz dobrej woli jaki mogli dać.
        Potem skierowali się na schody a brunet dobrą chwilę obserwował jak Rakel rozgląda się wokół. Przygląda się zdobieniom i robi wszystko inne, tylko nie patrzy gdzie idzie. Demon uśmiechnął się delikatnie, przypominając sobie słowa, że do prawdziwego szczęścia potrzeba było naprawdę niewiele. Niby faktycznie, wystarczyła jedna szczęśliwa Czarnulka. Z drugiej strony wciąż było to zbyt wiele by wymagać od losu, któremu pewnie nie bez przyczyny przypisywano ironiczny charakter, bo czymże był ten impas jeśli nie jego złośliwą kpiną.
        - Domownik bardzo lubi być doceniany, lubi podarki, więc małe przekupstwo nie zawadzi - odezwał się wreszcie, gdy uznał, że stworzonko by nie usłyszało, oczywiście o ile nie szło w ślad za nimi, skryte gdzieś w murach.
        - Przyda się chociażby, żeby nie przeszkadzał w zwiedzaniu - kontynuował pogodnie, nie wdając się w szczegółowe kwestie dworku. Wystarczył dzisiejszy dzień i opłata za niego, dalej w przyszłość nie wybiegał, chwilowo nie zakładając, że jakaś istniała.
        - Poza tym nie mam pojęcia o niczym więcej, również zwiedzam pierwszy raz - dopowiedział z bezradną miną na pytające spojrzenie Rakel.
        - Ale myślę, że możemy zacząć od uważania na dziury w podłodze - zażartował wskazując cień ziejący w pewnej odległości od nich.

        Potem zaczęli ostrożnie zaglądać do pokojów. Nie było to pełnoprawne myszkowanie. Lucien skupił się na znalezieniu sypialni, w której Saya miała zostawić dokumenty. Znaleźli ją za drzwiami numer trzy, podczas gdy poprzednie dwa pokoje były wypełnione jedynie całkiem zrujnowanymi meblami, przy czym różniły się między sobą głównie tym, że jeden miał sporą dziurę w stropie, przez którą widać było poddasze w równie marnym stanie oraz kolejną dziurę tym razem w dachu, zaś drugi prezentował podobne ubytki, ale podłogi, którymi bez problemu dostrzegali spore pomieszczenie na dole.
        Do trzeciej sypialni weszli stąpając ostrożnie, mając na uwadze niekoniecznie pewną podłogę. Deski skrzypiały złowrogo, ale ostatecznie pomieszczenie wydawało się bezpieczniejsze od wcześniejszych dwóch. W rogu stała niewielka biblioteczka, w której niestety większość książek była spróchniała i zniszczona przez rozmaite szkodniki i dosłownie rozpadała się w rękach. Zaraz obok stało niewielkie biurko, ze stosem dokumentów na blacie, oraz ochronnym kręgiem rozrysowanym wokół mebla.
        Demon prychnął pod nosem, kręcąc głową w lekkim niedowierzaniu. Z jednej strony nie było to działanie, którego Sayi by nie przypisał, z drugiej i tak wydawało się przesadą.
        - Tak wygląda magiczny krąg - odezwał się, wskazując Rakel magiczne ryty.
        - Możesz w ten sposób chronić siebie lub to co zamkniesz w środku. Saya w swoim zamyśle uniemożliwiła domownikowi zabranie i pochowanie dokumentów, gdyby ten zamierzał się złośliwie spsocić - tłumaczył spokojnie, obchodząc krąg dookoła.
        - Możesz w ten sposób też coś lub kogoś uwięzić. To właśnie do odpowiedniego kręgu przyzywasz demona, żeby nie mógł cię skrzywdzić i nie mógł uciec. Wtedy wiążesz go umową - mówiąc do dziewczyny co jakiś czas pomiędzy słowa wplatał szepty w Czarnej mowie.
        - Rodzaj kręgu definiują zawarte w nim znaki. Ale dla zwykłej ochrony często wystarczy zwykły, zamknięty krąg wyryty lub narysowany - Lucien opowiadał coraz bardziej dochodząc do wniosku, że miał Rakel jeszcze tyle do przekazania, a tak mało czasu. A może tylko mu się zdawało, że był aż tak niezastąpiony...
        Dokończył obchód magicznych symboli z ostatnim ostrym syknięciem, wraz z którym pociągnięciem buta przerwał główną linię okręgu. Z podłogi poderwał się niewielki wiatr, zupełnie jakby ktoś gwałtownie otworzył okno. Kartki papieru zatrzepotały lekko, ale wszystko uciszyło się równie szybko jak zostało rozpętane, wraz z rozsypującymi się liniami kręgu.
        Dopiero wtedy demon podszedł do biurka biorąc plik kartek i kopert, i zagłębiając się w lekturze, obejmując plecy Czarnulki skierował się do kolejnego pokoju. W tym nawet nie było gdzie usiąść. Sypialnia była określeniem na wyrost. Łóżko było przepróchniałe i zarwane, a z materaca pozostały smętnie wyglądające strzępy.
        Demon szedł z oczami zagłębionymi w licznych zapiskach, co jakiś czas tylko zerkając czy nic im nie grozi.
        - Z pism wynikałoby, że ostatnia właścicielka odeszła nie mając komu przekazać włości - zaczął powoli i ostrożnie, przerzucając kolejny list.
        - Wedle prawa, posiadłość odziedziczyli dalecy krewni, z którymi nie żyła w najbliższych kontaktach. Subtelnie ujmując… - kontynuował odkrywając coraz kolejne zdania.
        - Skłóciła się z rodziną, która chyba uważała ją za spora dziwaczkę. Osiedliła się tutaj, i tu dokonała swojego żywota… Może naprawdę mamy do czynienia z nawiedzonym dworem - Lucien zażartował, odrywając oczy od kartek i spoglądając na Rakel.
        - W każdym razie, rodzina skuszona ładnym dobytkiem próbowała tu zamieszkać, a później go sprzedać, ale dziwne zdarzenia zmusiły ich do zaniechania obu pomysłów. Tyle wiem po ogólnym zapoznaniu się z listami. Nie są kompletne, część jest prywatną korespondencją rodziny, część jest pozostałością rozmów z notariuszem, jednak wiele informacji brakuje. To nie są wszystkie listy, a te co mam są mocno zniszczone - wyjaśnił, kierując się do ostatniego pokoju na piętrze jaki pozostał im do sprawdzenia.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości