Valladon[Sklep z bronią] Do wesela się zagoi.

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Uśmiechnęła się na komplement dopiero odwrócona plecami. Wciąż jednak w nawyku odgarnęła włosy za ucho, gdy poszukiwała koszulki mającej być jej pretekstem do ucieczki przed nagłym zakłopotaniem. Złożyła ją razem z bordowymi spodniami na komódce i podeszła do łóżka. Lucien sprawnie się przesunął, a ona szybko zniknęła pod pościelą, przyciskając ją łokciami, czujnie śledzona spojrzeniem morskich tęczówek. Na sprecyzowanie jej stwierdzenia mruknęła tylko cicho, opadając na poduszki. Światło zgasło, a ona poczuła jak brunet obejmuje ją przez pościel i przysuwa do siebie. Uśmiechnęła się, słysząc mruczenie nad głową i żartobliwie skryła się za włosami, ale pasemka wyjęto jej z dłoni, przenosząc za ramię. Oczu nie otwierała, pozwalając by uśpił ją delikatny, monotonny dotyk, będący prawie jak głaskanie po głowie.
        Obudziła się nadal w dobrym humorze. Nie wyskoczyła jak zwykle z łóżka, ruszając naprzeciw nowemu dniu, ale przeciągnęła się, chwilę polegując i przyglądając się Lucienowi. Dziwne uczucie odrealnienia podpełzło do niej ukradkiem, próbując podważyć sens zachowań bruneta, ale Rakel szybko przegnała wszelkie negatywne myśli. Zawisła nad demonem, trochę złośliwie przypatrując mu się jak „śpi”, bo wiedziała, że on tak czasem zerka na nią. No, nie wiedziała czy tak, ale podroczyć się można. Żartobliwy humor szybko się zmył, gdy Lucien otworzył oczy, witając się z nią z uśmiechem i odgarniając włosy za ucho. Na moment spuściła wzrok, ale zaraz podniosła go na nowo, wciąż uśmiechnięta i tylko westchnęła cicho przez nos. Czemu tak nie mogło być? Odpowiedź na to pytanie była tak złożona i poważna, że dziewczyna niemalże świadomie odłożyła ją na razie gdzieś na tył głowy, próbując cieszyć się tym, co ma w tej chwili.
        Zwinęła się z łóżka i zabrała ubrania, kierując się do łazienki. Do kuchni wróciła już ubrana i prosto na herbatę, a mniej więcej w jej połowie pojawił się w wejściu Dorian. Kubek oddała mu bezwiednie, zbyt zaskoczona, by protestować lub zaproponować coś więcej do jedzenia lub picia. Gdy jej brat wyszedł, przemyślała szybko jego słowa, dochodząc do wniosku, że właściwie nic się nie stanie, jeśli cały dzień nie pokazywałaby się tu na oczy. Doriana może i zbudziła spadająca mydelniczka, ale wiedziała, że niedługo i tak by sam wstał, żeby zająć się sklepem. Oczywiście, jak już doprowadzi się do porządku. I wcale nie dlatego, że ona wychodziła. Żaden z nich się od rana do roboty na budowie nie nadawał, więc pewnie trochę tu posiedzą, a Dorian przypilnuje sklepu.
        Słysząc ponownie zagrzewającą się wodę, spojrzała na dzbanek, a później na Luciena. Uśmiechnęła się lekko na jego słowa, ale pokręciła głową na boki.
        - Pozwoleniem bym tego nie nazwała… - zanuciła dyplomatycznie, odbierając świeżą herbatę i uśmiechając się nieco szerzej, gdy usłyszała pytanie.
        - Wiesz co, teraz jest mu chyba naprawdę wszystko jedno – zdradziła z cichym śmiechem.

        Pojawili się obok jakiejś gospody przy trakcie i Rakel w pierwszej chwili rozejrzała się oszołomiona. Ostatnimi czasy zazwyczaj wiedziała, gdzie się przenoszą i nowe otoczenie lekko ją zdekoncentrowało. Zbystrzała dopiero na widok siwki.
        - Echo! – rzuciła entuzjastycznie, a kobyłka postawiła uszy i parsknęła kiwając łbem, jakby mówiła „hej, pamiętam cię!”. Dziewczyna odebrała klacz od koniuszego, zerkając na niego przez ramię, gdy mówił coś do Luciena. Skupiona jednak była na Echo, głaszcząc klacz po smukłej szyi, a później dosiadając jej i obracając się w stronę Luciena.
        - Da radę z nami dwojgiem? – dopytała, ale demon potwierdził skinieniem, zaraz wskakując za nią. Ruszyli wolnym stępem, ale tym razem to Rakel trzymała wodze wierzchowca, prowadząc go spokojnie traktem. Mijali pola i mniejsze zagajniki, a dziewczyna przymykała czasem oczy, zatapiając się w sielskiej atmosferze i odgłosach przyrody. Od czasu do czasu Echo następowała na kępę suchych liści, przypominając o zbliżających się chłodach. Jesień była tu piękna, ale szybko robiło się zimno, więc Rakel tym chętniej korzystała z ostatnich promieni słońca.
        Gdy las wokół nich zgęstniał, zatrzymała się nagle na hasło Luciena, podążając wzrokiem za jego wskazaniem. Zarośniętą dróżkę przegapiłaby z pewnością. Nie wiedziała, jak demon mógł napotkać dworek „przypadkiem”. Ruszyła jednak posłusznie odnogą, a po chwili drzewa ustąpiły na boki, pozostawiając przed sobą wciąż nieco zaniedbaną, ale teraz widowiskową aleję, której brzegów strzegły wysokie, świeżo przycięte cyprysy.
        - Łał – mruknęła cicho Rakel, spoglądając na zadbane drzewa i wolnym stępem docierając do zapuszczonego budynku. Zatrzymała konia kilka kroków od głównych schodów, z otwartą buzią zadzierając głowę, by ogarnąć wzrokiem całokształt domu. Lucien zdążył już zeskoczyć z konia i teraz rozmawiał z kimś, więc dziewczyna szybko obróciła się w jego stronę. Przy świeżo naprawionym ogrodzeniu kłusował właśnie Onyx, by przywitać pana, ale Lucien rozmawiał akurat z Palughem, który leżąc na belce wyglądał jak najprawdziwszy dachowiec.
        - Witaj, Palugh – przywitała się z domownikiem, po czym zsiadła z konia, prowadząc Echo do zagrody. Siwka protestowała lekko przed zbytnim zbliżeniem się do umbrisa, ale puszczona luzem poszła galopem wokół ogrodzenia, zaraz zwalniając do kłusu i badając padok.
        Rakel spojrzała na Luciena i uśmiechnęła się, widząc jego zadowolenie. Naprawdę się tym cieszył, a ona wciąż nie posuwała się do niczego więcej poza przypuszczeniami, które przecież i tak nie miały sensu. Skinęła głową, odprowadzając go wzrokiem i spoglądając na Palugha.
        - Co tutaj się dzieje? – zapytała wprost, ale wcale nie konspiracyjnie, więc domownik spojrzał na nią normalnie, bujając zwieszonym w dół ogonem.
        - Pan kazał naprawić ogrodzenie i stajnię, i dowiedzieć się jak najwięcej o budynku – odparł i bardzo nie-kocio wzruszył ramionami. Rakel tylko skinęła głową i zostawiła ziewającego kota, kierując się ostrożnie do wewnątrz budynku.
        Widok starych jak czas desek i ścian, wypucowanych jednak na błysk, był tak zaskakujący, że Evans przez moment podziwiała samo puste wnętrze. Wzrok od razu przyciągały schody, pnące się lekką spiralą ku górze, zadbane jak wszystko tutaj – nie jeden stopień dorobił się ubytku przez lata, ale za to dębowa poręcz wypolerowana była na błysk. Rakel podeszła bliżej, ale nagle podskoczyła wystraszona słysząc łupnięcie. Spojrzała w stronę salonu i dostrzegła sylwetkę Luciena, więc podeszła do niego, jednocześnie oglądając pokój.
        Salon był ogromny, a przynajmniej taki wydawał się pozbawiony wszystkich mebli. Z pewnością był co najmniej rozmiaru całego piętra jej kamienicy. Duże okna wpuszczały mnóstwo światła, a kominek aż prosił się, by rozpalić w nim ogień. Urok psuła jednak sterta szkielecików, zebrana na kupkę pośrodku pomieszczenia. To w niej Rakel utkwiła zaskoczone spojrzenie, po czym znowu drgnęła, słysząc kolejne łupnięcie. Dopiero wtedy dostrzegła pod ścianą Sayę, która zachowywała się co najmniej oryginalnie. Cicho mamrotane przekleństwa były jedynym dźwiękiem, gdy pokojówka zamierzała się powoli z uniesioną miotłą, a gdy tylko coś chrobotnęło za ścianą, zaczęła ją dziko okładać w tym miejscu.
        - Co tu się dzieje? – zapytała cicho Rakel i akurat na to pojawiła się w dziurze jakaś łapa, która za chwilę dostała miotłą z pełnego zamachu. Gdyby dziewczyna nie była w tak wielkim szoku, byłaby pod wrażeniem siły, jaka drzemie w drobnej pokojówce, która z miotłą w rękach i wyraźnie zdenerwowana, zdawała się teraz dość niebezpiecznym przeciwnikiem.
        - Co to było? – szepnęła znowu Rakel, spoglądając na Luciena i ewidentnie domagając się wyjaśnień.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Wszedł do domu zorientować się w sytuacji, podczas gdy Rakel zostawiała Echo i zatrzymała się jeszcze moment przy kocie. Nie miał jeszcze okazji zobaczyć wnętrza, ale wyglądało schludnie, więc Saya raczej wywiązała się ze swojego zadania. Hol prowadził wprost do salonu. Tam właśnie znalazł pokojówkę i dokładnie tam dołączyła do niego Rakel. Pogodne spojrzenie demona, który do tej pory w ciszy obserwował widowisko, spotkało nadchodzącą dziewczynę.
        - Dobre pytanie, chyba Saya sprząta... - szepnął lekko rozbawiony. Pokojówka na wesołą nie wyglądała. W pełni poświęciła się zadaniu, przez co hałasowała niemiłosiernie. Rakel również dziwaczna sytuacja chyba nie bawiła. Lucien skonfundował się na chwilę. W sumie podobne stwory do tej pory dla Czarnulki żyły tylko w baśniach i zanim zaakceptuje więcej takich nienaturalnych dla niej zjawisk mogła potrzebować trochę czasu. Może powoli, ale demon zaczął domyślać się, że dla niej prawdopodobnie stwór w ścianie niewiele różnił się od zjawy.
        - Myślę, że domownik - odpowiedział przysuwając się bliżej do brunetki, żeby się nie obawiała. Niepotrzebnie ją zostawił, ale też nie chciał przesadzać z prowadzeniem wszędzie brunetki. Nie chciał być zbyt natarczywym. Liczył, że w Rakel odezwie się zwykły czupurny i ciekawski duch. - Ale taki przywiązany do miejsca, nie osoby - wytłumaczył do wtóru kolejnych uderzeń miotły.
        - Prawdopodobnie powód legend o nawiedzonym dworze. - Uśmiechnął się łagodnie, starając się dodać Rakel otuchy. - Nie sądzę, żeby był niebezpieczny, ale potrafią być dość uciążliwe i zawzięte - dokończył zerkając na pokojówkę z rodzącą się naganą. Od tego łomotu głowa mogła rozboleć.
        - Saya, dajże spokój - mruknął, na co pokojówka odwróciła się szybko z krótkim dygnięciem, jakby dopiero zauważyła przybyłych.
        - Co tu się wyrabia? - zapytał w upomnieniu.
        - Próbuję wykurzyć tego szkodnika - z pełnym spokojem odpowiedziała demonica, podczas gdy z dziury odpowiedział jej rozeźlony syk.
        - Zostaw go, dobrze się spisałaś - uznał Lucien, na co pokojówka bezgłośnie skinęła głową.
        - Dokumenty jakie udało mi się znaleźć, zebrałam i ułożyłam w sypialni - powiedziała spokojnym, delikatnym głosem, który zupełnie nie pasował do prezentowanej chwilę temu zajadłości.
        - Dobrze. - Demon skinął jej krótko. - Na obecną chwilę skończyłaś. Palugh... - podsumował i zawołał kociego demona. Saya kiwnęła głową i ponownie dygnęła, gdy obok pojawił się kocur. Potem pokojówka i domownik zniknęli w smudze ciemnego dymu. Zapadła cisza, ale na krótko. Zza ściany zaraz zaczęły dochodzić pogróżki, warkoty i skrobanie pazurów, które niosły się echem po pustych wnętrzach.
        - Można się wystraszyć - demon ponownie odezwał się do dziewczyny, delikatnie obejmując ją w pasie.
        - Chodź zobaczysz ogród, tutejszy lokator w tym czasie ochłonie. Później spróbujemy się z nim zaprzyjaźnić - zasugerował Lucien. A jako że domownik wciąż hałasował i nie wydawało się by szybko miało mu się to znudzić, wyjście do ogrodu zdawało się niezłym pomysłem. Z salonu wrócili do holu, a stamtąd dużymi tarasowymi, skrzypiącymi drzwiami z kilkoma zbitymi szybami, wyszli na tyły domostwa. O ile Saya uczyniła podjazd przejezdnym i wysprzątała wnętrze dworu, o tyle reszta ogrodu pozostała nietknięta, zdziczała i zarośnięta. Demon poprowadził Rakel wprost do baldachimu i tunelu z glicynii.
        - Jak ci się podoba? - odezwał się cicho, cały czas idąc obok. Nie był pewien jak taki natłok nowinek wpłynie na Czarnulkę, ale cieszył się z możliwości przebywania blisko dziewczyny.
        - Wszystko wygląda tak, jakby nie przejmowało się mijającym czasem, chociaż ten bezlitośnie robi swoje. Chciałbym tu zostać - mówił z nutką melancholii, przyglądając się brunetce i jej reakcji.
        - Wyobrażasz sobie jak niesamowicie by było oglądać mijające tu pory roku? - zapytał wzrokiem otaczając splątane rośliny. Na moment zatrzymał się w najszerszym punkcie, który wyglądał zupełnie jakby kiedyś był lub miał być letnim salonem
        - Tutaj aż się prosi ustawić wygodne fotele, żeby móc czytać pod takim żywym baldachimem - mówił nie kryjąc nutki rozmarzenia w głosie. Ostatni raz, jeśli nie liczyć spotkania Rakel, w ten sposób oczarowało go rozlewisko. Ten świat krył takie piękne i ciekawe miejsca...
        Po wyjściu z tunelu, park i sad bardziej przypominały las, stary i czujny, który właśnie obserwował nowych przybyszów i zastanawiał się czy ich polubi.
        - Takie miejsca jakby żyły własnym życiem, co może nie być aż tak dalekie od prawdy... - zasnuł swobodnie, dzisiaj rozglądając się uważniej. Czuło się energię starego parku. Dzisiaj bardziej wyraźnie, niż przy pierwszej wizycie. Może odwiedziny budziły uroczysko z uśpienia... Ścieżki zarosły, ale pod mchami i zaroślami można było dopatrzeć się resztek ich kamiennych śladów. Obserwując knieje, wyglądały jakby dzieliły ogród na różnorodne, zaprojektowane wcześniej miejsca, ale w ogólnym gąszczu jeszcze ciężko je było rozpoznać. Wymagały zapuszczenia się między drzewa i rośliny by odkryć ich sekrety.
        - Można by też ustawić w ogrodzie kilka lamp i rozpalać je nocami, w ciepłe miesiące. I tak jest tutaj tajemniczo i baśniowo, co dopiero z takimi ognikami pośród drzew. - Lucien mówił lekkim głosem, przyglądając się na przemian parkowi i dziewczynie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Lucien wydawał się całą sytuacją rozbawiony, Saya chyba nawet nie wiedziała o obecności Rakel w salonie, ta zaś stała przy demonie z szeroko otwartymi oczami, starając się nadążyć za wydarzeniami. „Sprząta” byłoby interesującą nazwą już dla kupki kości pośrodku pomieszczenia i ziejącej w ścianie dziury. Przy waleniu miotłą po murach zakrawało już na jakieś rytuały. Lucien chyba jednak zorientował się, jak niewiele Rakel wie o magicznej faunie, bo przysunął się do niej a nad jej głową zaraz rozległy się spokojne wyjaśnienia. Bardzo logiczne, o dziwo. Domownik przywiązany do domu. To miało sens. Fascynujące! Tylko… czym dokładnie był? Łapa wystająca z dziury była szara, chuda i szponiasta; nie znała nic do czego mogłaby ją porównać poza rycinami czarownic w książkach. Wątpiła jednak by złośliwa i wątpliwej urody dama w kapeluszu przebiegała między ścianami irytując Sayę.
        Rakel w milczeniu przytakiwała dalszym słowom Luciena. Nie dziwiła się legendom. Ona na własne oczy widziała co się dzieje, a i tak ciarki szły po plecach, gdy dudnienie rozlegało się wzdłuż sporej części ściany. Nawet trochę szkoda jej się zrobiło istoty, która musiała kryć się w murach, bo ktoś naszedł jej domostwo. W końcu wszystko ucichło, ale tylko dlatego, że Lucien powrócił do swojej bardziej szlacheckiej postawy, przez moment wysłuchując wyjaśnień, a później wydając polecenia.
        Gdy pokojówka z kotem zniknęli, na moment zapadła cisza i dziewczyna, ciągnięta niezdrową ciekawością, najpierw nieświadomie pochylała się w stronę ściany a później zrobiła krok do przodu. W tym momencie domownik znów odezwał się za murem, nagle warcząc i skrobiąc pazurami, co przy braku odzewu ze strony Sayi wydało się głośniejsze i Rakel drgnęła wystraszona. Nie bała się, tylko to było takie nowe i nieznane… no i troszkę niepokojące, owszem. Tak samo wzdrygnęła się, gdy Lucien objął ją w pasie i zaśmiała się cicho z własnej płochliwości.
        - Nie boję się – powiedziała zaraz butnie, ale zawahała się i trochę skrzywiła usta. – Ale w nocy pewnie dostałabym zawału – skapitulowała rozbawiona, oglądając się jeszcze przez ramię, czy z dziury nie wychodzi za nimi dziwny stwór. No dobra, całkiem złowieszczo wyglądała ta wyrwa i widok zasuszonych pazurów chyba solidnie by ją teraz wystraszył.
        - Zaprzyjaźnić? – odezwała się nagle. Niejako przegapiła część wypowiedzi Luciena, oglądając się na salon i gdybając nad naturą domownika, ale podświadomie słyszała jego słowa i teraz spojrzała na demona oszołomiona. – One są… to znaczy mam na myśli, czy to jest coś rozumnego? – dopytała, gdy szli jeszcze holem, zmierzając do ogrodu. Przez częściowo przeszklone drzwi dzielnie przebijały się promienie słońca i powoli historia domownika zostawała za nimi.
        Po przekroczeniu progu domu na nowo poczuła ciepło dnia, które kumulowało się w kwiecistym tunelu, przepuszczając słońce, ale wiatru już nie. Rakel znów nieprzystojnie rozdziawiła usta, oczarowana zadzierając głowę i przyglądając się kwieciu. Nigdy nie widziała tylu kwiatów na raz na oczy. Nawet dzikich, na łąkach. Wtedy pojawiały się gdzieniegdzie. Czy gdy ktoś zaraz za murami miasta zasiał rzepak, oślepiający żółcią. Ale te kwiaty, ich zapach. Przekwitały powoli, ale wciąż wisiały barwnymi snopami z baldachimu. Właściwie polegała tylko na objęciu Luciena, bo w ogóle nie patrzyła gdzie idzie. Do rzeczywistości przywróciło ją jego pytanie.
        - Jest pięknie! – odpowiedziała bez wahania, spoglądając na niego krótko, a gdy zaczął mówić dalej, jej wzrok znów popłynął po kwiatach, teraz ciekawsko wyglądając końca tunelu.
        Kilka słów Luciena szturchnęło jednak te same nuty, które już wcześniej poruszał, mówiąc o dworku. Uśmiech Rakel przygasł, a ona spoważniała nieco, opuszczając wzrok i spoglądając tylko przed siebie. Później to ona spoglądała na niego ukradkiem, obserwując jego reakcje i nie odpowiadając już na retoryczne pytania, gdy brunet rozglądał się rozmarzony. To, co mówił, było piękne. Naprawdę mogła sobie to wszystko wyobrazić. I zasypany śniegiem tunel, i pchane wiatrem uschnięte liście, i bzyczenie owadów latem. Lucien ustawiał fotele pod baldachimem, a ona przyglądała mu się z lekką troską na twarzy. Przytuliła się jednak bardziej i szła z nim dalej, opierając głowę na ramieniu mężczyzny i słuchając, jak opowiadał o ogrodzie. Spoglądała na miejsca, w których ustawiał lampy i wyobrażała sobie rozświetloną ognikami zieleń. Zatrzymała się i złapała bruneta za rękę.
        - Lucien… - zaczęła, spoglądając na niego łagodnie. – Co ty robisz? – zapytała ciszej. Trzymała go wciąż za dłoń, starając się mówić jak najdelikatniej. Nie chciała go urazić, zezłościć, zasmucić, czy rozczarować.
        - Tu jest naprawdę baśniowo – przyznała. – Nigdy nie widziałam tak pięknego miejsca, naprawdę nie wiem, jak je znalazłeś. Ale czemu tu jesteś? – zapytała znowu, spoglądając zmartwionym wzrokiem.
        - Naprawdę nie rozumiem. Cieszę się, że się pojawiłeś. Wiem, że, jakkolwiek dramatycznie to nie zabrzmi – prychnęła wcale niewesołym śmiechem. – Dni twojego towarzystwa są dla mnie raczej policzone. Ale cieszę się nimi po prostu, wiesz? Staram się nie myśleć, że zaraz znowu znikniesz – mówiła powoli i wyjątkowo spokojnie, ale pierwszy raz od powrotu z Otchłani poruszając z nim drażliwy temat.
        - Ale ty znajdujesz dworek, każesz Sayi go oporządzić, planujesz ogród… ja nie rozumiem – przyznała, powoli poddając się ciężarowi sprawy. Chyba też trochę się złamała, bo ramiona jej opadły i wyglądała na zmęczoną, mimo że był dopiero środek dnia.
        - Wiem, że nie chcesz się żenić i wiem, że mówisz, że szukasz wyjścia z tego, ale… no nie wiem, Lucien, nie rozumiem po prostu – mruknęła przecierając twarz dłońmi, po czym rozglądając się bezradnie po ogrodzie. Otoczyła ich cisza nieprzerwana śpiewem ptaków ani szelestem liści. Roślinność była tak gęsta i ciężka, że nawet nie drgała przy podmuchach wiatru, otulając ich lepiej niż ściany.
        – Nawet nie wiesz, jak chciałabym, żebyś tutaj został i żebym mogła cię odwiedzać, i Onyxa i w ogóle… ale możesz? Możesz tu zostać? Po prostu… czy wiesz, co robisz? – zapytała znowu, ale z troską, znowu łapiąc go za rękę obiema dłońmi.
        Nie chciała żeby się na nią gniewał i nie chciała psuć mu tej radości. Cholera, robiła to właśnie, ale… och, może niepotrzebnie się znowu odezwała. Był dorosły przecież, wiedział co robi, na pewno lepiej niż ona.
        - Rety, przepraszam – powiedziała nagle. – To nie moja sprawa, nie powinnam się wtrącać. Nie chciałam zepsuć ci humoru, wybacz – dodała przepraszającym tonem, zaglądając w morskie oczy i szukając w nich emocji.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Zostali sami, chociaż ciszy nie doświadczyli zbyt długo. Demon przez chwilę z zaciekawieniem przyglądał się jak brunetka zbliża się do dziury i straszącej tam istoty, potem sam podszedł bliżej i kiedy Czarnulkę wystraszyły chroboty objął ją w talii, również zaskakując dziewczynę i wywołując podobna reakcję. Uśmiechnął się w odpowiedzi na cichy śmiech i przytaknął ciepłym pomrukiem na pytanie. Lubił gdy Rakel coś ciekawiło. Cieszył się też gdy widział jak z zainteresowaniem poznawała nieznane jej wcześniej strony świata.
        - Zależnie od domownika różnią się poziomem… inteligencji - wyjaśnił po krótkim zastanowieniu. - Ale można się z nimi komunikować, są rozumne - potwierdził słowami użytymi przez dziewczynę.
        - Zadaniem takiego domownika jest opieka nad domem i jego rodziną. Jeśli żyjesz z nim w zgodzie, będzie pracowitym sprzymierzeńcem. Będzie pomagał w prostych domowych zadaniach, przynosił domostwu ogólną pomyślność odstraszając intruzów i osoby o złych intencjach, może cerować ubrania, prać je, a nawet gotować. Wszystko zależy od domownika, jego umiejętności i chęci - wyjaśnił jak zawsze łagodnym głosem.
        - Dlatego właśnie dobrze byłoby się z nim zaprzyjaźnić. Wszystko będzie robił jeśli lubi swoją rodzinę. Warto też dbać o niego, te stworzonka lubią prezenty i wyrazy uznania. Jeżeli poczuje się niedoceniony albo z jakiegoś powodu nie polubi mieszkańców domu, odejdzie i znajdzie inną rodzinę jeśli może, jeżeli zaś jest przywiązany bezpośrednio do domu, zrobi wszystko co potrafi, żeby nielubianych lokatorów się pozbyć - tłumaczył aż wprowadził dziewczynę pod zarośnięte pergole.
        Niesamowitą przyjemnością było prowadzić Rakel przez urokliwe miejsce, patrząc jak i ją pochłaniał widok zwieszających się kwiatów i tajemniczy tunel, który skrywał sekretny dalszy ciąg dla pierwszorazowej spacerowiczki.
Lecz jak to zawsze z jakiegoś powodu bywało, radość i sielanka trwały krótko. Wpierw demon poczuł jak dziewczyna się przytula, potem spina, najpierw nieznacznie, później coraz intensywniej i na koniec wcale nie spodobał mu się sposób w jaki Rakel wypowiedziała jego imię.
        Przechylił lekko głowę, spoglądając na brunetkę. Jak to co robił? Pokazywał jej dworek. Następne słowa brzmiały dobrze, ale jedynie treścią. Ich melodia podobnie jak brzmienie imienia niespecjalnie przypadło brunetowi do gustu. Nie takim głosem mówiło się “tu jest baśniowo”. Nawet zaczął odpowiadać:
        - Galopowałem ścieżką, żeby dobić do głównego traktu, kiedy promienie słońca odbiły się od kamiennych płyt ukrytych w leśnej ściółce… - nie dokończył, bo chyba nie chodziło o kwestie czysto techniczne.
        To że byli tu ponieważ chciał jej dworek pokazać też chyba nie było tym czego Rakel oczekiwała w odpowiedzi.
Wysłuchał więc brunetki do końca, wpierw z lekką konsternacją, powoli rozumiejąc co miała na myśli, częściowo chyba też jej spojrzenie na wszystko i wraz z tym wszystkim markotniejąc. Rakel nie zastanawiała się czy zniknie, ale założyła, że to było kwestią czasu. Nieważne było, że przecież zamierzał wracać. Że planował więcej czasu spędzać w Alaranii niż w Otchłani. Problemem był łańcuch, którym przykuwano go po przeciwnej stronie świata. Pętami, za które w dowolnej chwili ktoś trzymający ich drugi koniec mógł pociągnąć, każąc mu wracać czy odchodzić (sposób nazywania zależał od punktu patrzenia) w dowolnej chwili. Może nawet było to samolubne z jego strony. Czy fakt, że sam liczył odnaleźć się w takiej poplątanej sytuacji dawało mu przyzwolenie, żeby wplątywać w nią Rakel… Młodą dziewczynę, dla której wszystko mogło być znacznie trudniejsze niż dla niego… To jak z zagubieniem przetarła twarz… Jak rozglądała się wokół. Jak ostatecznie chwyciła go dłońmi za rękę, wpierw mówiąc to co tak bardzo chciałby usłyszeć, ale znowu niezbyt dobrze brzmiącym głosem, na koniec zadając dość niewygodne pytanie, które od dawna wisiało nad nimi niczym topór. Jednym było udawać, że wszystko będzie dobrze, drugim stawić czoła rzeczywistości.
        - Nie wiem - odpowiedział ze smutkiem. To była szczera odpowiedź, czy się z nią godził czy nie. Zakładał, że wciąż będzie miał tyle swobody co do tej pory, ale jak naprawdę będzie? Czy mógł z całą pewnością zapewnić, że nic się nie zmieni? Może mógł tu bywać, mógł znikać i kryć się przed rzeczywistością, ale nawet jeśli, czy taka niewiadoma, takie pojawianie się i znikanie ze świadomością, że był ktoś ważniejszy, ktoś ponad wszystkim, ponad ich znajomością nie było gorsze od jednorazowego zniknięcia na zawsze, szczególnie dla Rakel…?
        Westchnął i spojrzał na przepraszającą brunetkę, wciąż ze smutkiem, ale kto tak naprawdę zawinił…
        - Nie masz za co przepraszać - odezwał się cicho, dotykając policzka brunetki. - Zapędziłem się… - starał się poprawić co zepsuł.
        - Nawet jeżeli za chwilę przyjdzie rozliczyć się z pozostałych dni, nawet jeśli nie będę mógł cię odwiedzać albo tak będzie dla ciebie lepiej... - mówił ciepło, gładząc policzek kciukiem. Demon chciał, żeby Rakel zrozumiała co miał na myśli, ale w takich chwilach zazwyczaj źle mu szło…
        - Chciałbym, żebyś była szczęśliwa… Urzekło mnie to miejsce i miałem nadzieję, że spodoba się także tobie. Tym mocniej chciałem ci je pokazać gdy zaczęłaś opowiadać o zmianach w swoim domu… Jak jesteś szczęśliwa… - urwał szukając lepszych słów.
        - Chciałem dać ci jakiś powód do szczęścia, chociaż raz chciałem przyczynić się do twojej radości nie tylko trosk, ponieważ nawet jeżeli będę musiał odejść będziesz miała to miejsce, azyl do którego będziesz mogła uciec lub zamieszkać w nim na stałe… - mówił coraz ciszej czując, że zaczynał plątać i powoli nabierał pewności, że zaraz wszystko zakręci i zepsuje.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Słuchała o domownikach z taką uwagą, z jaką zawsze uczyła się nowych rzeczy. Wydawało jej się oczywiste, że chce jak najwięcej wiedzieć o istotach na tej Łusce, które przecież żyły tu razem z nią, a ona nawet nie miała pojęcia o ich istnieniu! A co dopiero takie ciekawe kreaturki, które opiekowały się domem. Mimo wciąż złowieszczego chrobotania i zdecydowanie niezbyt obiecującego widoku szponiastej ręki, Rakel uznała, że to muszą być niesamowite istoty. Reagują na domowników, chroniąc przed nimi budynek lub pomagając w nim żyć. Pomagając nawet w codziennych czynnościach, jeśli są dobrze traktowane. Z właściwym sobie cynizmem szybko uznała, że to aż dziwne, że wcześniej o nich nie słyszała. Ludzie bardzo chętnie przygarnęliby sobie taką darmową pomoc domową w mieście. Ale może właśnie one żyły tylko w domostwach na odludziu? Oj, jeszcze Luciena czeka długie opowiadanie, żeby zaspokoić jej ciekawość. Teraz pozwoliła, by to ogród skradł ich pełną uwagę.
        Spacerowała z nim powoli, zachwycona otaczającą ją zielenią, która jakby chciała wpełznąć na przechodzących pod nią ludzi, sięgając do nich kwiecistymi ramionami. Rozmarzony głos mężczyzny obok tylko uprzyjemniał te chwile, nim do Rakel powoli zaczęła docierać wredna rzeczywistość. Miała wrażenie, że jest ona jak zimny wiatr, który pełznie za nimi, smagając po kostkach, podczas gdy oni wystawiają twarze na słońce. Przegoniła cały urok w oczach Rakel, zostawiając tą racjonalną do bólu dziewczynę, którą zawsze była. I chociaż chciała udawać, że jest inaczej, i czasami nawet jej się udawało, w końcu nadchodził ten moment, w którym wyrzucała sobie brak zdrowego rozsądku i bujanie głową w chmurach.
        Tym bardziej bolał widok zagadniętego Luciena, który z najczystszym zdziwieniem w oczach, próbował odpowiedzieć na jej pytanie. Że też ją w ogóle pokusiło. To, że ona nie potrafi się cieszyć wizją czegoś niepewnego, nie daje jej prawa odbierania tego komuś innemu! Lucien taki był. Rozglądał się i ustawiał fotele pod kwiatami. Przecież równie dobrze mógł tu wrócić i za sto lat, by podjąć przerwaną powieść. Tylko dla niej czas pędził nieubłaganie, nie pozwalając na mrzonki. Było jej jednak strasznie przykro, że tak brutalnie ściągnęła go na ziemię. Bo w końcu zrozumiał o co jej chodzi i zmarkotniał. Smutek w jego głosie przygnębiał. Spuściła głowę, by nie patrzeć dłużej, jak trawi jej słowa. Podniosła wzrok dopiero, gdy poczuła dotyk na policzku. Uśmiechnęła się krzywo, wciąż zła na siebie.
        - Nie zapędziłeś się, planowałeś. To mnie poniosło. Ciągle mi się wydaje, że…. – urwała, spuszczając głowę i spoglądając pod nogi, gdy czubkiem buta pukała lekko w wystający kamień. Lucien jednak wciąż głaskał ją po policzku więc podniosła na niego przepraszające spojrzenie. Ależ spieprzyła sprawę.
        - Podoba mi się – wtrąciła cicho, spoglądając znów kątem oka na kwiaty.
        Później znów spoglądała na niego, słuchając uważnie, gdy brunet coraz bardziej plątał słowa. Wzrok jej jednak złagodniał i zacisnęła usta, słysząc, że chce, żeby była szczęśliwa. To było zupełnie bezinteresowne z jego strony, tak sądziła. I jak w takich chwilach miała myśleć o nim źle, tak jak wszyscy by sobie tego życzyli?
        Potem zaczął gadać już od rzeczy. Ona miałaby się tu pojawiać? Po co? Żeby za nim tęsknić? A mieszkać tu na stałe? Jak niby miałaby…
        - Głupek z ciebie – mruknęła rozdrażniona i wspięła się na palce, obejmując dłońmi jego twarz. Pocałowała go niepewnie, bo nie wiedziała jak zareaguje, ale sama odpuściła sobie wyrzucanie nieodpowiedniego zachowania, jakąś tam demonicę w Otchłani i ogólnie chyba chwilowo posłała wszystko w diabły. To przez te kwiaty. Na pewno ma alergię. A Lucien najwyżej ją odtrąci. Chociaż nie, za uprzejmy jest na to.
        Nawet gdy przerwała pocałunek, obejmowała go wciąż dłońmi, kciukiem gładząc Luciena po policzku tak, jak on ją wcześniej. Westchnęła cicho, opadając na pięty i zabierając ręce.
        - Gadasz od rzeczy – mruknęła karcąco, ale trochę zduszonym głosem, unikając jego spojrzenia. – Nie powinnam się była odzywać. To twoja posiadłość… chyba… a w każdym razie pewnie niedługo będzie. Mną się nie przejmuj. I nie gadaj głupot, że przysparzasz mi trosk – powiedziała, spoglądając już na niego. – Całe życie będę miała jakieś troski, tak to działa. – Wzruszyła ramionami. – Ty przynajmniej pokazałeś mi, że jest coś więcej poza moimi czterema ścianami w domu. Dziękuję ci za to.
        Odetchnęła głębiej i odchrząknęła. Teraz zaczynała czuć się niepewnie.
        - Czasem po prostu zapominam, że nie masz tylu lat, na ile wyglądasz – powiedziała, uśmiechając się lekko. – Będziesz miał na pewno wiele okazji, by tu wracać. Zapomnij, że w ogóle zaczęłam ten temat – poprosiła, splatając dłonie przed sobą. – I że cię pocałowałam – dodała niepewnie, znów wbijając wzrok w ziemię, ale uśmiechając się kątem ust.

        W międzyczasie w Valladonie na ulicy Żelaznej panowie doszli już do siebie. Potrzeba było do tego sporo kawy, całą szarlotkę od Marlene… właściwie całe jedzenie, które znaleźli w kuchni i jeszcze trochę kawy. Remy z Aleciem zaoferowali się, że skoczą na zakupy, a Rand, że zostanie w sklepie. Obaj bracia wiedzieli, że jeszcze mają jedną rzecz do załatwienia. Dorian postukał więc na pożegnanie w ladę i ruszył na Szeroką.
        Morgan wyglądał, jakby nigdy w życiu alkoholu do ust nie brał. Nie było oczywiście takiego dnia w jego dorosłym życiu, ale od pewnego czasu zdecydowanie lepiej się pilnował wieczorami, a Dorothy szybciej doprowadzała go do stanu używalności z rana. Kowala zastał więc już przy pracy.
        - Dobry – mruknął Evans, wchodząc do środka, a Morgan najpierw uśmiechnął się na jego widok, a później spoważniał, widząc jego minę. – Jest gotowy?
        - Ta… - Kowal zostawił to, co robił i wytarł ręce w spodnie, kierując się na drugą część warsztatu. Schylił się, przewracając na półce trochę rzeczy, marudząc na porządki, a po chwili wyciągając płócienne zawiniątko.
        - Jesteś pewien, że działa? – zapytał Evans, biorąc sztylet i obracając go kilka razy w dłoni.
        - Tak.
        Dorian spojrzał w górę na brodatego kumpla, zaskoczony krótką odpowiedzią.
        - Ale…? – mruknął, spokojnie dając wielkoludowi czas na wypowiedzenie się.
        - Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, Dorian. Tylko go ostrzeżesz. To znaczy ona to zrobi. Nie lepiej pozbyć się gościa od razu…
        - Nie, Morgan. Nic jej nie zrobił.
        - Rand ma rację, co ci się tak odwidziało? Nie znosiłeś gościa!
        - Nadal nie jestem fanem – prychnął Evans, wywracając oczami. – Ale to nie ja się z nim umawiam.
        - Tylko twoja siostra!
        - Myślisz, że nie wiem? – warknął w końcu zirytowany Dorian i kowal ucichł. – Czy mi się to podoba? Nie. Czy mam coś do gadania? Nie. Sprawa zamknięta. Rakel jest dorosła, wie co robi.
        - Jesteś pewien? Nawet z tym jego ślubem?
        - Byłem pewien, że będzie z tobą bezpieczna na targach – wychrypiał Evans bezlitośnie, spoglądając na kowala, który spuścił wzrok jak skarcone dziecko. Jego przemiana przecież nie wzięła się znikąd. Poczucie winy sprawiło, że zebrał się do kupy, a poznanie Dorothy tylko go w tym stanie utrzymało. Wiedział jednak, że spieprzył i nie trzeba było mu o tym przypominać. Dorian mruknął coś pod nosem, niezadowolony z atmosfery.
        - Wszystko gra, gruby. Po prostu… wyjechała i wróciła bezpieczna. Nie bez przygód, jasne. Ale słowa dotrzymał, włos jej z głowy nie spadł. Zasługuje więc na margines zaufania. I ona, i on.
        - Jak chcesz.
        - Tak chcę. Koniec tematu – mruknął i wyprostował się z westchnięciem. – Weź się w garść, psujesz humor – powiedział, klepiąc kumpla w ramię. Ten wyszczerzył się, jak na zawołanie.
        - To kiedy kawalerski?
        - Jutro.
        - Jest! – ucieszył się kowal i zamarł. – Muszę spytać Dorothy…
        - Nawet mnie nie wkurwiaj.
        - Dobra, żartowałem – skłamał. – Ej, kto jeszcze będzie? – zawołał za odchodzącym Evansem, a ten wzruszył ramionami.
        - Ci co wczoraj. Plus Bardeli i Simon, jak go Marlene puści. A, i Luciena zapraszam.
        - Co!?
        - Na razie, Morgan!
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien próbował wytłumaczyć co miał na myśli zabierając Rakel do dworu, ale im więcej mówił, tym gorzej szło. Jak to zwykle bywało. Może, gdyby sam wiedział czego dokładniej chciał i co miał na myśli byłoby łatwiej. Po prostu chciał, żeby Rakel była szczęśliwa, żeby się uśmiechała, żeby miała jak najwięcej powodów do radości, a nie tak jak ostatnio ledwie bracia wrócili, los przetasował swojego tarota z każdego robiąc głupca.
        Chciał jej dać coś, co mogła by nazwać swoim. Co złego mogłoby się stać, gdyby czasami sama odwiedzała uroczysko? Zwyczajnie demon nie przemyślał co chciał powiedzieć, a ubieranie w słowa plątaniny myśli na bieżąco nie wychodziło dobrze i znów go źle zrozumiano... nie zrozumiano? Nawet tego nie dało się prawidłowo i właściwie nazwać. Na pewno nie chciał, żeby go przepraszała, nie było za co. I nie chciał też, żeby się smuciła z jego powodu. Nie było również jego intencją przypominanie o wiszącym nad nimi terminie, ani o rozstaniu ostatecznym czy sporadycznym (chyba to przestało mieć znaczenie). Naprawdę wierzył, że będzie wpadał na kawę? Że życie będzie się toczyło dwoma równoległymi torami i wszyscy będą żyli w ten sposób długo i szczęśliwie. Być tak naiwnym… Przecież tak się nie da nie raniąc siebie nawzajem, nawet nieumyślnie. Co więc było po chęciach gdy wyszło jak zawsze...
        Na ziemię ostatecznie ściągnęły go słowa Rakel. Właśnie ponownie miał wziąć na siebie winę, nierozsądek i przeprosić drugi raz, ale spojrzał na brunetkę całkowicie zaskoczony. Czy właśnie nazwała go głupkiem? I pewnie można się było domyślić intencji dziewczyny, gdyby wcześniej go tak nie zbiła z tropu. Następne zaskoczenie wciąż zszokowanego demona było łatwiejsze.
        Zdążył tylko położyć dłonie na biodrach brunetki, przymknął oczy i ostrożnie odwzajemnił pocałunek, ale Rakel już się cofnęła. Delikatny dotyk na policzku skłonił do uniesienia powiek, ale i on szybko umknął, zaraz ze spojrzeniem, w zamian zostawiając ponowne stwierdzenie, że monolog nie wypadł zbyt mądrze.
        Demon wciąż był w ciężkim szoku, ale rąk z talii dziewczyny nie zabrał, podczas gdy ona właśnie wycofywała się ze wszystkiego co mówiła. Jeśli dobrze zrozumiał, to mógł sobie tu mieszkać i przecież do woli wracać, a Czarnulka cieszyła się jego szczęściem i tym, że miejsce jej pokazał. To tak podsumowując. Ostatecznie nawet z pocałunku się wycofała i przeprosiła, chociaż tutaj przynajmniej ułowił skąpy uśmieszek.
        Tylko zupełnie zgubiła istotę, że dwór miał jakikolwiek sens właśnie z nią obok. Żeby mógł cieszyć się jej radością - na co mu puste, nawet jeśli ładne, domiszcze? Smutek spłynął z bruneta, który teraz coraz poważniej patrzył na Rakel. Nie był zły, ale ewidentnie wyglądał na urażonego.
        - I Kto teraz mówi bzdury? - zapytał głosem niższym, sugerującym budzące się oburzenie.
        - Będę sobie tu bywał? Kpisz? - szepnął robiąc krok w przód, jednocześnie zmuszając Rakel do cofnięcia się, tym bardziej, że wciąż nie zabrał rąk z bioder dziewczyny.
        - Myślisz, że dla kogo wracam co wieczór w jedno miejsce, zamiast zwyczajnie wędrować po Łusce, że co mnie tu trzyma? Przez kogo snułem się lasami jak niekompletny? I dla kogo w ogóle myślę o zrobieniu czegoś wbrew woli ojca zamiast zwyczajnie egzystować obok płynących wydarzeń jak zawsze robiłem? Przez kogo pomyślałem o ty dworze? - pytał, ale nie było aż tak wiele miejsca. Ostatni krok wraz z padającym ostatnim pytaniem zatrzymał jeden z niewielu filarów pergoli, które się ostały i obrośnięty wokół niego pień pnącego krzewu. Demon przyparł brunetkę do żywego muru teraz spoglądając na nią lekko z ukosa.
        - Niepoprawna dziewczyno, jesteś tak uparta, że tego wszystkiego nie dostrzegasz, czy taka z ciebie kokietka, że udajesz? - wymruczał cichym, niby groźnym głosem i pocałował Rakel już bez podchodów i ostrożnego oczekiwania zgody, bez wahania, tak jak miał ochotę już dłuższego czasu. Wplątał palce we włosy dziewczyny, drugą ręką wciąż obejmując ją w pasie, jakby ściana za jej plecami w ogóle pozwalała na ucieczkę.
        Skończył pocałunek, ale wciąż ciasno obejmował plecy dziewczyny ani myśląc się odsunąć, gdy drugim ramieniem zaparł się o plątaninę kłączy nad jej głową. Zmarszczył brwi i zmrużył powieki, bok twarzy opierając o twarz brunetki, próbując odzyskać jasność umysłu.
        - Chodźmy stąd zanim ja zapomnę ile mam lat i zrobimy coś głupszego, czego oboje będziemy żałować - wyszeptał ciężko, ale zanim się ruszył upłynęła kolejna chwila, a Lucien zastanawiał się czy na pewno zgadza się z powiedzianymi słowami. Dopiero gdy jego oddech wrócił do normalnego rytmu, a krew przestawała przyćmiewać rozsądek, pocałował krótko skórę, którą do tej pory miał pod wargami, znalazł jeszcze usta brunetki i ukradł ostatniego pożegnalnego buziaka. Wtedy wreszcie wypuścił Rakel, standardowo cofając się o kilka kroków.
        - To miejsce jest dziwne, zmieniam zdanie, nie przyjeżdżaj tutaj sama - westchnął co jakiś czas jeszcze łapiąc głębszy oddech. Przyglądał się dziewczynie intensywnie, ale ostatecznie uciekł spojrzeniem w bok żeby łatwiej było się doprowadzić do porządku.
        Czy kryła się tu prawdziwa magia, czy zwykła, naturalna i po prostu piękno miejsca pchnęło do czynienia rzeczy pod wpływem chwili. Nieprzemyślanych i jak na nich zbyt spontanicznych, ale wywołanych emocjami, które zbierały zbyt długo, więc prędzej czy później musiały się zdarzyć.
        Tak czy inaczej dwór i ogród były stare, nawet bardzo. A takie miejsca przez lata gromadziły emocje i energię, i potrafiły stawać się maleńkimi odrębnymi światami, zapomnianymi dla rzeczywistości. Zależnie od swojej natury mogły stawać się ostoją wędrowców lub ich zgubą, niemal dosłownie posiadając własną magię. Na pewno łatwiej było wszystko zrzucić na karb sił tutejszego uroczyska niż na poddawanie się impulsom wbrew rozsądkowi. Co jak co, ale tego nigdy mu nie brakowało więc zrzucenie słabości na magiczny ogród płatający figle brzmiał jak lepsza wymówka.
        - Wracamy konno - bardziej zasugerował niż zapytał. Wiatr powinien wywiać resztę głupoty z głów. Tym bardziej na to liczył, że wciąż nie chciał siedzieć sam, wolał tak samo jak mówiła Rakel, cieszyć się pozostałymi wspólnymi chwilami. I wciąż nie miał gdzie spać…
        Osiodłali konie. Za rozgrzewkę wystarczył podjazd i prowadząca do niego ścieżka, a demon co jakiś czas odwracał się podejrzliwie. Musiała to być magia, dlatego czuło się nietypową bajkową atmosferę panującą wokół. Nie dość silna by można ją było rozpoznać po dźwiękach, a jednocześnie dostateczna, żeby wpływać na podatne umysły. Stąd ta nienaturalna euforia na samą myśl znalezienia miejsca i posiadania dworku. Może nawet dlatego spostrzegł ścieżkę, przecież już sam zbieg okoliczności brzmiał dziwnie - prędzej dom zwyczajnie chciał być znaleziony. Sedno tkwiły jednak w jednym “podatne umysły”. Magia czy nie, każde z nich uczyniło to czego pragnęło. Nikt uroku nie rzucił i ich nie zmusił, ogród mógł co najwyżej trochę bardziej ich rozluźnić i opuścić stawiane granice. To był cały problem.
        Gdy tylko kopyta uderzyły o trakt, zerwali się galopem. Nikogo nie trzeba było zachęcać dwa razy, a gnali jakby goniły ich duchy, więc gdy dojechali do sklepu słońce jeszcze nie zachodziło.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Zaskoczyła go tym pocałunkiem, ale chyba niewiele bardziej, niż siebie samą. W jednej chwili była rozdrażniona jego nadmierną troską, a w następnej całowała go delikatnie, jakby do samego końca nie była pewna czy dobrze robi. I co w ogóle robi. Na ziemię opadła objęta w biodrach, tylko krótko widząc niemałe zdziwienie Luciena i przez to uśmiechając się pod nosem, gdy mówiła. Myślała też, że swoimi słowami łagodzi wcześniejsze zamieszanie i jego smutek. Nie chciała go przecież wywołać, zapomniała się tylko, odruchowo uznając, że gdy demon zniknie do Otchłani, to już tutaj nie wróci. A przecież skąd ten pomysł. Co najwyżej może nie wrócić już do niej. Z różnych powodów…
        I była do tego stopnia przekonana, że, jeśli nie słowami, to czynem, zmazała swoje winy, że słysząc niski, niezadowolony głos, spojrzała w górę zaskoczona i wystraszona jednocześnie. Zmarszczyła lekko brwi, niewiele rozumiejąc, a po chwili już cofając się przed napierającym na nią demonem. Co ona znowu powiedziała?
        Zasypana gradem pytań, z których każde więcej mówiło, niż domagało się odpowiedzi, cofała się krok za krokiem, aż nie wpadła plecami na oplatający drewniany stelaż pień krzewu. Drgnęła zaskoczona, obserwując poważną znów twarz demona, musząc coraz bardziej zadzierać głowę. Próbowała jednocześnie nadążyć za zalewającymi ją informacjami i w miarę regularnie oddychać, gdy Lucien obejmował ją mocno, a myśli popłynęły jej w zupełnie innym kierunku. Właściwie rozlały się bezładnie i nawet nie było czego zbierać. Dopiero nazwanie jej upartą, a później, o zgrozo!, kokietką, sprawiło, że spojrzenie barwnych oczu skupiło się porządnie na demonie, a brwi zmarszczyły lekko, zwiastując bunt dziewczyny.
        - Ja wcale…
        I właściwie tyle zdążyła odpyskować. Później tylko mruknęła i westchnęła, gdy zakręciło jej się w głowie. Zresztą mogło. Nawet gdyby nie opierała się plecami o pień krzewu, Lucien trzymał ją tak mocno, że ledwo łapała oddech. Poza tym… tak jej nikt jeszcze nie całował. Rakel nagle zorientowała się, że naprawdę, naprawdę guzik o tym wszystkim wie.
        Brunet w końcu przerwał pocałunek, a Rakel od razu próbowała się pozbierać, bo wiedziała, że chwila jej zejdzie. Oddech miała ciężki, a w głowie pustkę i chaos jednocześnie. Zmąconym spojrzeniem przesunęła po kwiatach nad ich głowami, gdy Lucien wciąż tulił twarz do jej policzka. Słysząc szept przy uchu otworzyła szerzej oczy i zarumieniła się, przytakując mruknięciem. Na karku miała gęsią skórkę. Powieki znów jej opadły, gdy poczuła pocałunek na policzku, a później na ustach. A później demon odsunął się od niej, zmuszając do zdecydowanego utrzymania równowagi przy nieodzownej pomocy konaru za plecami. Jakby uderzyła w nią fala wody, a później cofnęła się, zostawiając dziewczynę na chwiejnych nogach.
        - Dobrze – odpowiedziała tylko. I tak nie przyjeżdżałaby tu bez niego, chyba że poprosiłby o pomoc, czy coś. Poza tym była w wyjątkowo potulnym nastroju. Tak samo potaknęła na decyzję o powrocie wierzchem, ale ruszając za demonem, złapała go od razu za dłoń, splatając z nim palce.

        Jazda rzeczywiście dobrze jej zrobiła. Rakel jak zawsze gnała przodem, bo Echo za Onyxem nie miała najmniejszego zamiaru jechać, natomiast mając piekielnego wierzchowca na ogonie, gnała niczym wystrzelona z łuku strzała. A dziewczyna miała czas pomyśleć. O tym, że to do niej Lucien codziennie wraca, gdziekolwiek by akurat nie był. Że przez nią w ogóle opiera się przed ślubem (co akurat było nieco niepokojące, skoro w innym wypadku byłoby mu wszystko jedno). I że z myślą o niej kręcił się po dworze. Nie mogła powstrzymać się od zastanawiania, czy chciał tam z nią mieszkać, niezależnie od tego ile razy sama na siebie prychała w myślach, że to niedorzeczne. Namieszał jej w głowie okrutnie i nie zapowiadało się, by Rakel miała się z tego szybko otrząsnąć. Ale to dopiero był pocałunek…

        Zwolnili dopiero przed miastem, równając tempo. Ze stukotem podków o bruk dotarli pod kamienicę dziewczyny i Rakel zeskoczyła z konia, uwiązując Echo do pala. Na Luciena spojrzała niepewnie, pytająco.
        - Kawy? – wydusiła z siebie tylko, uśmiechając się lekko i wchodząc do sklepu. Tam atmosfera nie była już tak sielankowa.
        Za ladą stał Dorian, opierając się o blat na łokciach i ze zmarszczonymi brwiami przeglądając księgi. Na wchodzących łypnął więc spode łba, wzdychając bezgłośnie na widok demona.
        - Lucien – przywitał się tylko ochryple, przenosząc ciężkie spojrzenie na siostrę, a później, po chwili wahania, wracając do ksiąg. Z magazynu jednak wychylił się Rand, słysząc newralgiczne słowo i na widok nemorianina zacisnął szczęki, ze złością odrzucając na bok szmatkę, którą miał w dłoni.
        - Co on tu robi? – zapytał siostrę, ale wzrokiem pilnując demona. Rakel szła już z nemorianinem w stronę schodów, ale teraz zatrzymała się przed zastępującym jej drogę bratem. Dorian zerknął kątem oka na scenkę, ale przy Lucienie nie chciał prostować Randa, który jego zdaniem niepotrzebnie się teraz pieklił.
        - Zaprosiłam go na kawę – odparła sucho Rakel. – Zachowałbyś się jak gospodarz – ofuknęła go od razu.
        - Mało ci kłopotów narobił? – zaczął młodszy brunet, ewidentnie szykując się do dłuższego wywodu, ale siostra przerwała mu od razu.
        - Odwal się, Rand – prychnęła, spoglądając groźnie na brata, którego dosłownie zatkało. Rakel ruszyła z Lucienem po schodach, niedługo znikając na piętrze, a Rand tak jak stał, tak został, w ciężkim szoku. Dopiero po chwili odwrócił się do Doriana.
        - Czy ty to słyszałeś? – zapytał wyższym o oktawę głosem ze zdziwienia. Ale jego brat śmiał się bezgłośnie pod nosem już od jakiegoś czasu. Młodszy uniósł brwi jeszcze wyżej, tak że prawie zniknęły mu pod czupryną. – Ciebie to bawi?!
        - Całkiem – mruknął Dorian, niewzruszenie przekładając kolejną stronę. Przyzwyczaił się do upartej, czepliwej i nieraz irytującej postawy siostry, ale takiego zdecydowania jeszcze u niej nie widział. A akurat rozwijanie sobie charakteru u dziewczyny nie uznawał za coś złego. Rand ciągle wpatrywał się w plecy brata z poczuciem najwyższej zdrady.
        - Nie do wiary…

        - Wybacz za nich – powiedziała Rakel do Luciena na piętrze, oczywiście od razu kierując się do kuchni. – Gdy wróciłam, opowiedziałam im wszystko… - zaczęła niepewnie, zerkając kątem oka na Luciena. Po chwili wróciła do przerwanej czynności, szykując na blacie wszystko do kawy i herbaty.
        - Powiedzmy, że… nie byli do końca zachwyceni z mojej wycieczki do Otchłani. O to się Rand tak wkurza, uważa, że naraziłeś mnie na niebezpieczeństwo. Ale nic mi nie jest – dodała zaraz, spoglądając na demona i zaraz uciekając nieco wzrokiem. – No i też o treningi z Gadrielem. Był na mnie bardziej zły niż ty na swojego brata – mruknęła, podgrzewając wodę.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Pierwsze emocje opadły i wraz z kolejnymi spokojniejszymi oddechami, demon szybko zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił reagując pod wpływem chwili. Jeszcze szybciej uznał, że przesadził, i że nie miał prawa się tak zachowywać. Na koniec doszedł do wniosku, że myśleć powinien przed a nie po, gdy już było pozamiatane. Zarządził powrót do domu, a Rakel była przerażająco cicha i posłuszna. Dodatkowo wybrał powrót konno, żeby nie kusić losu. Nawet nie był pewien czy obrałby właściwy kierunek. W końcu jakby teraz zniknął z dziewczyną, kto by ich znalazł…? A brunetka zupełnie nie pomagała. Już doszedł do wniosku, że przekroczył granicę, której nie powinien, a Rakel podeszła bliżej i splotła swoje palce z jego dłonią. Westchnął cicho, bo nawet nie wiedziała jak bardzo mąciła mu w głowie. I jak on miał się odnaleźć przy tej dziewczynie, skoro sprawiała, że zupełnie tracił grunt pod nogami?
        Szalony galop miał jeszcze jedną zaletę - mieli trochę czasu, żeby ochłonąć i nie wyglądać jak dwójka podlotków po schadzce. Jeszcze dziewczynie można było wybaczyć podobną prezencję i stan, ale jemu... Przecież świat się kończył.
Może ojciec miał rację, nawet jeśli tylko urządzał sobie kpiny. Chociaż niechętnie przyznawał rację staremu krętaczowi, może się w dziewczynie zadurzył. Problem tkwił w niemożności zweryfikowania poglądu, skoro nikogo wcześniej podobnym uczuciem nie obdarzył. Czy to, plus świadomość, że nigdy nie czuł się tak jak przy Rakel były wystarczającym argumentem…? To było dobre pytanie, a demon chyba robił wszystko, żeby odpowiedzi nie poznać na siłę szukając innych logicznych wyjaśnień. Tych jednak jak na złość tym razem brakowało.
        Dzięki litościwemu losowi tempo jakie narzucała siwka zmuszało do pilnowania umbrisa i drogi, więc chociaż myśli uciekały w niewłaściwych kierunkach, demon nie mógł poświęcić im się w pełni, jeśli nie chciał skończyć w rowie przy szlaku, gubiąc wierzchowca i później goniąc peleton pieszo.
        Wyrównali i uspokoili tempo dopiero przy bramach miasta, po jego uliczkach poruszając się ze spokojem na zziajanych wierzchowcach, które po takiej przebieżce zachowywały się znacznie spokojniej niż na co dzień.

        Zeskoczył równolegle z brunetką i przytaknął jej jeszcze mniej elokwentnie niż ona spytała, mianowicie niepewnym skinieniem głowy. Jeszcze jakoś nie był w nastroju do żartów, że wciąż wisiała mu kawę za rajd w Fargoth.
        Zostawił umbrisa w odstępie uniemożliwiającym mu drażnienie odpoczywającej Echo i wszedł za dziewczyną do sklepu.
        Wymienił krótkie spojrzenie z Dorianem za ladą i skinął mu głową w ponownym powitaniu, jak on oszczędnie wymieniając jego imię. Nawet zdążył też powiedzieć krótkie “dzień dobry” w stronę w Randa, którego widział dzisiaj po raz pierwszy, a który wyłonił się z zaplecza, ale na tym grzeczności się skończyły.
        Ruganie ze strony elfa było przegięciem, ale cierpkie słowa od brata Czarnulki to już była inna sprawa. Demon opuścił spojrzenie jak książkowy przykład pełnego poczuwania się do winy. Wszystko przyjął w milczeniu i wszystko planował znieść w ciszy i z pokorą, ale wkroczyła Rakel. Zmarszczył lekko brwi, nie chciał, żeby przez niego rodzeństwo się kłóciło. Nie kiedy widział jak dziewczyna potrafiła się cieszyć na widok braci. Rand nie mówił nic nieprawdziwego. Jedyne co się za nim ciągnęło to kłopoty, a on głupio co jakiś czas się zapominał dla własnej przyjemności. O ile ciągłe przebywanie przy Rakel można było nazwać zapominaniem się. Nie robił nic by zmienić istniejący stan rzeczy, wręcz przeciwnie, wszystko pogarszał, więc czy poczucie winy miało znaczenie...? Nawet właśnie zamierzał się odezwać, że faktycznie lepiej sobie pójdzie, ale znowu odezwała się Rakel wchodząc bratu w słowo. Lu zerknął zaskoczony na tak oburzoną dziewczynę spode łba i spomiędzy włosów, które jak zawsze w nieładzie zasłoniły połowę twarzy demona. Do zaskoczenia Randa, doszedł tylko uśmieszek Doriana, który mignął mu krótko gdzieś kątem oka, zanim bardzo grzecznie i potulnie podążył za Czarnulką po schodach na górę.
        Jak zwykle stanął przy blacie, ale lekko z boku, żeby nie przeszkadzać. Słysząc przeprosiny znów nie popisał się rozmownością i oszczędnie pokręcił głową w zaprzeczeniu. Mieli rację, naraził ją, cały czas swoją obecnością narażał dziewczynę. A, że się dowiedzieli co się działo podczas nieobecności siostry było raczej normalne. Przez chwilę zerknął na Rakel, po czym sam również uciekł wzrokiem w podłogę, mrużąc lekko oczy na wzmiankę, że nic jej nie było. Całe szczęście. A ile razy niewiele brakowało?
        - Rozsądny chłopak - westchnął cicho, po czym prychnął lekko, słysząc wzmiankę o Gadrielu i treningu z nim. Wciąż to chyba był numer jeden całej wyprawy. Może dlatego, że w pewnym sensie dziewczyna sama się w takie niebezpieczeństwo wpakowała, a nie została wciągnięta.
        - Nie sądzę - szepnął pod nosem, nie wierząc by młodszy, czy którykolwiek z braci był zły na Rakel w takim stopniu jak on na przyrodniego brata. Może intensywność uczucia byłaby podobna, ale możliwe skutki raczej z goła inne...
        - Trening z demonem... Ostrą bronią... - mruknął, wyraźnie popierając zdanie Randa. - Jakim cudem z tak rozsądnej rodziny wyszła tak nieroztropna panna? - zapytał, powoli się rozluźniając, wracając do bardziej pogodnej maniery.
        - Gdyby Gadriel nie zebrał cięgów i od razu wiedziałbym, że to ustawka, to też dostałabyś burę - prychnął, już jakiś czas temu orientując się jak drażliwym tematem było mówienie Rakel co jej wolno a co nie.
        - Problemem z Gadim jest jego temperament. Sheia można postraszyć. Gadriel jak się złości przestaje myśleć racjonalnie i ciężko przewidzieć co zrobi - mruknął ponownie zerkając w podłogę. Jeszcze nie miał odwagi nieustannie przyglądać się ruchom dziewczyny jak zwykł robić do tej pory.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Tego, że Lucien nie odzywał się już w dworku prawie nie zauważyła. Sama była oszołomiona i nie rejestrowała nawet własnego milczenia, nie mówiąc już o jego. Później w podróży rozmowa była niewykonalna, a gdy wrócili do Valladonu, wszystko stało się dziwnym wspomnieniem. I trochę przeszkadzał jej ten nagły przeskok. Teraz już dostrzeżenie małomówności demona nie było trudne. Nawet na nią nie spoglądał. Westchnęła, ruszając do środka i przez sklep, sprawnie pokonując pierwszą i drugą przeszkodę w postaci braci. Tylko rozmawiając z Randem złapała kątem oka Luciena i o mało nie wytrzeszczyła na niego oczu. Teraz wyglądał jak zbity pies. Nie no, ona nie wytrzyma psychicznie. Fuknęła na Randa i poszła na górę, a demon w milczeniu za nią. By zabić ciszę mówiła do niego, robiąc jemu kawę, a sobie herbatę, ukradkiem spoglądając, czy w ogóle reaguje. W końcu się odezwał, ale musiała mu brata wytknąć.
        - Rozsądny – prychnęła. Tak Randa jeszcze nikt nie nazwał. Dorian był rozsądny. Rand był w gorącej wodzie kąpany i żył chyba jeszcze tylko dlatego, że zawsze miał starszego brata, który go albo za kołnierz złapie, powstrzymując od głupstwa, albo odstraszy potencjalne zagrożenie samą swoją osobą. Słuchała Luciena, nalewając mu kawy i powstrzymując się od walnięcia mu kawiarką w łeb.
        - Nie jestem nieroztropna! – fuknęła teraz na niego. Zaraz jednak zacisnęła usta, ewidentnie powstrzymując się od powiedzenia czegoś. Podała tylko Lucienowi filiżankę, wracając do zalewania swojej herbaty. Przecież mu nie powie, że Gadriel pojawił się u niej w nocy z tą propozycją i raczej nie przyjąłby odmowy. To, że jej ten pomysł wcale nie wydawał się głupi, to osobna sprawa. Niebezpieczny, owszem, ale całkiem kuszący, mimo wszystko. Słysząc, że sama była krok od bury, spojrzała już na demona z niedowierzaniem, unosząc brwi.
        - Och, naprawdę? – zakpiła ze śmiechem. – To rzeczywiście byłoby bardzo rozsądne z twojej strony, skoro wiesz, jak wspaniale reaguję na pouczanie mnie. Postanowiłam się już z tobą nie kłócić, ale czasami naprawdę nie ułatwiasz – powiedziała.
        - W takim razie po prostu postaram się go nie wkurzać – odparła już łagodniej, podchodząc do Luciena. Przechyliła lekko głowę. – Czemu na mnie nie patrzysz? – zapytała trochę smutnym głosem, naprawdę nie rozumiejąc. Czy zrobiła coś źle? Wydawało jej się, że pocałunek był miły. A później on… no też nie wyglądał jakby robił coś wbrew sobie. Rozumiała, że to wszystko nie jest takie proste, ale też już miała mętlik w głowie. Raz ją obejmował, jakby już nigdy nie chciał puścić, a teraz nawet nie patrzył jej w oczy. Opuściła w końcu swoje i westchnęła cicho, wychodząc z kuchni i kierując się do swojego pokoju.
        - Rakel.
        Zatrzymała się, spoglądając na wchodzącego po schodach Doriana. Ten więcej nic nie powiedział, docierając na piętro, więc dziewczyna domyślnie poprosiła Luciena, żeby zaczekał w jej pokoju i ona zaraz przyjdzie. Weszła za starszym bratem do kuchni, ale nie siadała. Spodziewała się, że Dorian coś od niej chce, ale nie oczekiwała dłuższych rozmów. Przez moment stali po przeciwnych stronach pomieszczenia. Ona opierała się o framugę z kubkiem w dłoni, brunet oparł się o ladę, drapiąc się po szczęce w zamyśleniu. Nie był dobry w rozmowach, od tego był ojciec. Ale teraz ojca nie ma.
        - Rakel, krótko cię zapytam – mruknął w końcu. – Wiesz, co robisz? – Spojrzał na siostrę spode łba, a ona przezornie nie wchodziła mu w słowo. Sama przecież się nad tym zastanawiała.
        - Wiem – powiedziała tylko. Skinął głową.
        - Nadal się żeni?
        - Póki co, tak – odparła i westchnęła, widząc pytające spojrzenie brata. Przestąpiła z nogi na nogę. – Próbuje się z tego wymiksować. Ale zakładam, że tak, żeni się – powiedziała i dostrzegła minimalne skinienie aprobaty od Doriana, który pewnie nawet nie był go świadom. Obojgu ich uczono, żeby oczekiwać najlepszego, ale przygotowywać się na najgorsze.
        - W porządku. Ufam ci – powiedział, a Rakel uśmiechnęła się lekko. – Ale chcę być pewien, że jesteś bezpieczna – kontynuował, podchodząc bliżej. Rakel spojrzała na niego zaskoczona, gdy brunet nachylał się do jej ucha.
        – W szafie, pod swetrami, zostawiłem ci sztylet – chrypiał tak cicho, że ledwo go rozumiała. A przynajmniej miała trudność z odnalezieniem sensu w jego wypowiedzi. Oni wszędzie w domu mieli pochowane sztylety! Dorian być może się tego spodziewał, w każdym razie mówił dalej.
        – Morgan ci go zrobił, ale nie ze zwykłej stali. Nim zranisz nemorianina – skończył krótko i odsunął się, krzywiąc lekko na minę siostry. – Rakel – mruknął cicho, karcącym tonem. Twardo zniósł najpierw zszokowane, później rozzłoszczone, a na końcu smutne oczy. Pogłaskał ją po głowie, udając że czochra włosy, jak zwykle. – To tylko na wszelki wypadek, no, weź się w garść – wychrypiał, trącając ją palcem po nosie. Nie uśmiechnęła się. Myślała. Dorian przetarł twarz dłońmi.
        - Rand i Morgan odradzają, ale jeśli chcesz, możesz Lucienowi o nim powiedzieć. Nie chcę, żebyś myślała, że ktoś tu się na niego czai. Po prostu w momencie, gdy powiedziałaś o tym drugim demonie, dotarło do nas, że oni pojawiają się w twoim życiu, a my niespecjalnie jesteśmy w stanie cię przed tym obronić. Więc musisz to robić sama. W porządku? No?
        - W porządku – odpowiedziała, odchrząkując. Ciągle była w szoku, ale ciążące i raniące poczucie zdrady zniknęło, gdy Dorian powiedział, że to nie musi być tajemnica przed Lucienem. Cieszyła się, że mu ufa. To wiele dla niej znaczyło. – Dzięki – dodała, nawet szczerze i brat puścił do niej oko, bez uśmiechu, jak zawsze.
        - Zmiataj – mruknął i cofnął się, wypuszczając ją z kuchni. – I poproś Luciena – rzucił za nią, pocierając palcami nasadę nosa. Co za kurewski dzień.

        Gdy demon pojawił się w kuchni, Dorian stał tak, jak wcześniej, swobodnie opierając się o blat, ze splecionymi na piersi ramionami. Nie wyglądał, jakby miał chęć na tę rozmowę, ale ogólnie miał to w dupie. Chwilę też milczał, nie wiedząc, jak zacząć, ale właściwie było mu trochę wszystko jedno, więc od razu przeszedł do rzeczy.
        - Dobra, Lucien. Nie jestem dobry w te klocki, więc powiem krótko. Rakel cię lubi i się za tobą wstawia, więc ja się do tego wtrącać nie będę – powiedział. – Ciężko też nie zauważyć, że nasze zamki to dla ciebie nie przeszkoda, więc daleki jestem od nakazów i zakazów. Zwłaszcza, że wiem, ile masz lat i wydajesz mi się jednak rozsądny… na swój sposób – mruknął pod nosem i odchrząknął.
        - Zasady spotykania się z kobietami, panujące powszechnie na Łusce, są upierdliwe i zwyczajnie nie do zastosowania w rzeczywistości. Tym durniejsze im w górę statusu się idzie – mówił, bardziej żeby demona doedukować, niż cokolwiek mu sugerować, cały czas patrząc mu w oczy.
        – U nas w domu są tylko takie, że mojej siostrze ma włos z głowy nie spaść i masz ją traktować z szacunkiem. Nie wiem co jest między wami i szczerze mówiąc niespecjalnie mnie to obchodzi. Wręcz im mniej wiem, tym lepiej śpię – burknął. – Chcę po prostu dla niej jak najlepiej i może oceniam pochopnie, ale wydaje mi się, że ty też. Rakel nie jest głupia, nie zaufałaby ci tak, gdyby było inaczej. Ale to wciąż młoda dziewczyna – dodał, podkreślając ostatnie zdanie i rozłożył ręce, opuszczając je po chwili na blat za sobą. – To wszystko, co chciałem ci powiedzieć. Chyba, że chcesz mnie o coś zapytać.
        - A, i jutro wieczorem urządzam wieczór kawalerski, czuj się zaproszony - dodał i uśmiechnął się krzywo. - Rakel i tak będzie u Niny, więc jeśli będziesz w okolicy to wpadnij.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon uśmiechnął się kątem ust, słysząc zbulwersowany głos Rakel. Pomagał mu on wrócić z obłoków do rzeczywistości, na właściwą drogę. Odebrał filiżankę i raczej spodziewając się buntu, dalej celowo naciągał strunę mówiąc, że zmyłby brunetce głowę, kątem obserwując jej reakcję.
        - Może z sentymentu, że tylko ty się ze mną kłócisz - zagaił, na krótko spoglądając w stronę Czarnulki. - A może dlatego, że przy tobie cały mój rozsądek gdzieś się ulatnia - odpowiedział łagodnie, spoglądając w ciemny napój i niewielkie pęcherzyki powietrza, które poruszały się razem z płynem.
        Westchnął tylko, słysząc, że Rakel spróbuje Gadriela nie drażnić. Niepoprawna dziewczyna z niej była, pewnie dlatego zadawała się też z nim i możliwe, że dlatego tak demona do niej ciągnęło. Ale poderwał wzrok znad kawy słysząc smutny ton. Obrócił się w stronę Czarnulki opierając się o blat bokiem. Faktycznie po raz pierwszy od ucieczki z ogrodu patrząc na nią wprost. Tak się pilnował, że nawet nie zorientował się, jak usilnie próbował umykać przed spojrzeniem na brunetkę.
        - Ponieważ próbuję być grzecznym demonem i zebrać myśli do pionu, zanim naprawdę nabroję - odpowiedział łagodnie, patrząc na dziewczynę ciepło. - Tym bardziej, że wciąż nie mam gdzie spać, a na dole czeka co najmniej jeden brat z morderczymi zapędami - dodał uśmiechając się już lekko zaczepnie.
        Już mieli zniknąć z napojami w pokoju, kiedy odezwał się Dorian. Demon posłusznie został w sypialni dziewczyny, zgarniając ostatnio kartkowaną książkę i przycupnął przy parapecie, czekając na powrót brunetki.
        Pomysł rozmowy z siostrą był raczej łatwy do przewidzenia i logiczny. Wywołanie jego do raportu było już niecodzienne, może trochę niepokojące, ale wziął łyk kawy póki była gorąca i znów bardzo grzecznie podążył do kuchni, do czekającego tam starszego brata.

        Dorian nie wyglądał jakby cieszył się na konwersację i pewnie nie było mu się co dziwić. Lucien stanął obok, przy blacie, ale bokiem do bruneta, z jednej strony, żeby być dość blisko by rozmowa nie była nazbyt głośna, z drugiej, żeby nie łypać wprost na mężczyznę prowokując pojedynek na spojrzenia. Nie miał złych zamiarów, i nie planował Doriana prowokować, a taka pozycja zwykle była dość uniwersalnym, między-rasowym komunikatem.
        Zerknął na Evansa z ukosa, trochę uważniej, gdy usłyszał, że Rakel darzy go sympatią. Już się zdążył zorientować, chociaż wciąż nie pojmował dlaczego, pewnie w tym by się z Dorianem zgodzili. Wstawiennictwa, przynajmniej jednego, był świadkiem, ale nie wiedział co rozgrywało się podczas jego nieobecności. Na pewno jednak sporo, patrząc po zmianie zachowania Rakel, czy może jej powrocie do dawnego sposobu bycia, czy porównując Randa z pierwszego spotkania i z dzisiaj, więc tym bardziej słuchał uważnie.
        Na wzmiankę o zamkach demon przechylił głowę jak zawsze gdy się nad czymś zastanawiał, myśląc chwilę, w którą stronę ta rozmowa zmierzała. To musiało być ciekawe przeżycie dla mężczyzny - nie dość, że został głową rodziny dość nagle i w raczej ciężkich okolicznościach, to teraz przyszło mu przeprowadzić pouczający dialog z wielokrotnie starszym od siebie demonem. Ostatecznie Lucien nie potrafił zachować kamiennej twarzy i kącik jego ust uniósł się lekko na nazwanie go rozsądnym na swój sposób.
        Zerknął na Doriana współczując mu coraz bardziej i starał się możliwie współpracować, pozwalając brunetowi powiedzieć wszystko co chciał. Przytaknął przymknięciem oczu i nawet powstrzymał czające się rozbawienie przy niemożności stosowania się do wszystkich zasad rządzących kontaktami damsko-męskimi. Od początku przypuszczał, że z Doriana był mądry mężczyzna. Teraz więc gdy brunet patrzył na Luciena czujnie, demon odwzajemnił spokojne spojrzenie. Chyba domyślał się dokąd Evans zmierzał. Kolejnego uśmiechu już nie powstrzymał, słysząc potwierdzenie szeroko pojętej prawdy, czego oczy nie widzą. Szybko jednak postarał się spoważnieć i spojrzał w stronę ściany.
        - Wiem - odpowiedział cicho i krótko. Doskonale rozumiał, że Rakel była młoda, mądra jak na swój wiek, pechowo przez życie doświadczona, ale wciąż młodziutka, czasami silniejsza od niejednego mężczyzny, a czasem przerażająco wręcz krucha.
        - Nie skrzywdziłbym Rakel. - Jeśli coś było do dodania to właśnie te słowa. - Nie celowo, ale mam wrażenie, że czego bym w tej chwili nie zrobił, będzie źle - Lucien dokończył niemal szeptem. Wciąż spoglądał przed siebie, więc wyglądał prawie jakby rozmawiał sam ze sobą, gdyby nie obecność stojącego obok Doriana. Z przyglądania się ścianie wyrwało go zakończenie rozmowy. Zerknął ponownie uważniej na Evansa.
        - Jesteś na bieżąco? - spokojnym głosem zadał dość ogólne pytanie, ale biorąc pod uwagę, że rozmawiali o Rakel i relacjach z nią, to największe znaczenie mógł mieć jeden temat.
        - Zakładam, że Rakel by mnie udusiła jakby się dowiedziała, że pytam kogoś o zdanie, zanim zapytałem ją, ale czy masz coś przeciw wyjściu ponad przyjaźń z twoją siostrą, jeśli uda mi się uporządkować rodzinne sprawy? Powiedzmy, że pytam ponieważ nie chcę być przyczyną waśni w domu, nie dlatego, że ktokolwiek poza nią może decydować - prychnął na wpół rozbawiony, na wpół poważny. Pamiętał jak zapytał czy w Alaranii panuje patriarchat, Rakel nie wyglądała na uradowaną. Z kolei słowa Doriana były dość sugestywne, żeby ich nie pominąć.
        Skinął tylko głową i miał już wrócić do pokoju, Rakel i stygnącej kawy, gdy usłyszał zaproszenie na wieczór kawalerski. Spojrzał na Evansa nie kryjąc zdziwienia, zatrzymując się w połowie przechodzenia przez futrynę. Zaproszenie było zaskakujące i dziwnie miłe, chociaż sam fakt pędzenie przez Valladon w sposób przedstawiony przez Czarnulkę budził mieszane uczucia.
        - Czuję się zaszczycony zaproszeniem - odparł wreszcie, z krótkim skinieniem głowy. W zachowaniu demona nie było kpiny, a wyuczone zasady. Nie wiedział tylko jak tutaj przyjmuje się zaproszenia, stąd lekko sztywne podziękowanie, rozumiał jednak, że wszędzie ich odrzucenie było niegrzeczne, więc odpowiedział jeszcze. - Będę. - Po czym dołączył do Rakel w sypialni.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Lucien nawet gdy się z nią przekomarzał to uparcie nie podniósł spojrzenia i Rakel podeszła już bliżej, uśmiechając się pod nosem na taką odpowiedź. Nawet gdy demon trochę sam się wkopał, przyznając, że nie zawsze zachowuje się przy niej rozsądnie, co prowadzi do kłótni, nie chciała już tego wywlekać.
        - Spokojnie, nie wątpię, że sprzeczek nie unikniemy – powiedziała tylko, nieco rozbawiona sentymentem do czegoś takiego. I tak bardziej martwiło ją teraz jego spojrzenie uparcie wbite w kawę. Musiała zapytać wprost, by podniósł na nią oczy. Smutek, który był wcześniej w jej głosie, teraz odbił się w spojrzeniu, ale uśmiechnęła się ciepło, żeby go nie spłoszyć. Takiej odpowiedzi jednak się nie spodziewała i uniosła brwi zaskoczona, śmiejąc się krótko i teraz samej uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
        - Bez przesady – mruknęła jednocześnie rozbawiona i trochę zakłopotana. Przypomnienie o Randzie już ją w pełni rozweseliło i barwne oczy wróciły do Luciena.
        - Daj mu czas – poprosiła łagodnie. Znała brata na tyle, by wiedzieć, że nie potrzeba długo, by się do demona przekonał. Teraz wciąż działał pod wpływem emocji, które przecież sama wywołała. Nie chciała jednak mówić Lucienowi, w jakiej była rozsypce jeszcze jakiś czas temu.
        - I spaniem się nie chwal – dodała już poważniej. Tolerancja i zrozumienie z jednej strony, zdrowy rozsądek i święty spokój z drugiej. Nikt nie mógł jej teoretycznie nic dyktować, ale rozmowa na ten temat z którymkolwiek z braci była ostatnia na jej liście planów na dziś.
        Poszliby do pokoju porozmawiać, ale Dorian przechwycił ją po drodze, a gdy w końcu dotarła do sypialni, musiała delikatnie poprosić Luciena, żeby zobaczył się z jej bratem w kuchni. Wyglądał na lekko zaskoczonego, ale na szczęście nie wypytywał, i po chwili została sama. O swojej herbacie, którą wciąż trzymała w dłoniach, praktycznie zapomniała. Teraz dopiero coś jej przeszkadzało i odłożyła na razie kubek na blat biurka, by mieć wolne ręce. Odwróciła się jeszcze w stronę drzwi, nadstawiając ucha, ale i tak by nie udało jej się nic podsłuchać, i przecież nie miała takiego zamiaru. Lucien chyba i tak jej wszystko powtórzy.
        Podeszła do szafy, otwierając ją powoli i spoglądając na stosik raptem trzech swetrów na zimę. Wyglądał jak zawsze, więc Dorian zostawiał pakunek. Rand rozwaliłby pewnie wszystko na boki. Schyliła się, podnosząc materiały, i znajdując w końcu płaskie zawiniątko. Nie zastanawiając się wiele rozwinęła płótno, dosłownie wyrzucając sobie sztylet na dłoń. Wyglądał normalnie. Nieco nadzwyczajnie błyszczący, ale laikowi można by wmówić, że po prostu nowy. Ostrze było wąskie, a rękojeść szczupła; widać było, że Morgan przygotował broń typowo pod nią. W nawyku poobracała sztylet w dłoniach, badając jego ciężar i wyważenie, układając w dłoni materiał, którym owinięto rękojeść. Zgrabny. Ostry. Wsadziła palec do buzi, oblizując z krwi i zamknęła szafę, biorąc sztylet ze sobą i chowając w cholewie buta.
        Lucien jeszcze nie wracał, więc podgrzała sobie w dłoni herbatę, zabrała podręcznik do magii z półki i usiadła ze wszystkim na podłodze, rozkładając książkę przed sobą.

        Dorian obserwował Luciena podczas rozmowy odruchowo. Nie nawykł do spuszczania przed nikim wzroku i nigdy nie próbowano mu tego wpoić, więc może niechcący wyglądał trochę czujnie. Demon jednak wysłuchał go w ciszy i zdaje się ze zrozumieniem. Raz czy dwa razy uśmiechnął się pod nosem, ale Evans nie interpretował. Wystarczyło mu potwierdzenie na koniec i dodatkowa deklaracja, że siostry mu nie skrzywdzi. Późniejsze słowa rzucone luźno w eter zignorował. Nie wchodził w debaty, jeśli nie musiał. Dopiero pytanie sprawiło, że zareagował, najpierw skinąwszy głową w potwierdzeniu, a później słuchając uważnie. Teraz on skrzywił usta w cierpkim uśmiechu. Demon ewidentnie miał głowę na karku i serce po dobrej stronie, jeśli już na tyle znał Rakel, by „obawiać” się jej reakcji na to, co teraz odstawiał. I jak wcześniej, Evans do takich sytuacji nie nawykł i niespecjalnie się w nich odnajdywał, ale i budować wodociągu mu nie nakazano, a tylko poproszono z grzeczności o zdanie.
        - Nie mam – odparł spokojnie, coraz bardziej nabierając sympatii do nietypowego znajomego. Już wcześniej planował zaproszenie go na jutrzejszy wieczór. Był na tyle uczciwy, żeby podjąć próbę zaprzyjaźnienia się z gościem, który ewidentnie był dla Rakel ważny. Co z tego wyjdzie, i czy coś w ogóle, nie wiadomo, ale spróbować nie zawadzi. Skinął głową na wyszukane najpierw słowa, a później raźniej, na pewniejszą siebie deklarację. Bez przedłużania wyszedł za Lucienem z kuchni i wrócił na dół. Po drodze tylko parsknął pod nosem, że w razie czego, to szwagier będzie nie z tej ziemi.

        Rakel poderwała głowę znad książki, słysząc kroki i pytającym spojrzeniem powitała wracającego Luciena.
        - Żyjesz? – Uśmiechnęła się zaczepnie, ale nieco niepewnie, obserwując czy na pewno wszystko w porządku. Gdy okazało się, że tak, wróciła do lektury, ale odstawiając zaraz kubek na deski.
        - Wczoraj nawet nie miałam okazji ci pokazać – powiedziała, prostując się lekko. Siedziała ze skrzyżowanymi przed sobą nogami i uniosła teraz ręce, przyglądając się w skupieniu czemuś, co dopiero miało powstać. I faktycznie, po chwili między jej dłońmi pojawiło się coś na kształt ognistej liny, zwisającej jak prawdziwa pod własnym ciężarem. Rakel spojrzała na demona, odruchowo oczekując uznania na jego twarzy, po czym wróciła do swojej sztuczki. Złączyła dwa końce liny, dosłownie w powietrzu formując krąg z ognia, po czym popchnęła go, jak monetę, by zawirował wokół własnej osi. Płomienie pełzały na boki, ale roznosiły tylko przyjemne ciepło.
        - Teraz zobacz – powiedziała, nie patrząc już na demona, ale znowu kombinując coś przy kręgu, który nagle zmienił płomień na niebieski. Nie powstrzymała się od radosnego podrygu, ewidentnie była to świeża sztuczka, ale zaraz skupiła się na nowo i gestem posłała krąg na ziemię, gdzie opadł, jak wspomniana wcześniej moneta, chwilę podrygując, po czym nieruchomiejąc. Niewielkie błękitne iskierki podskakiwały wesoło, ale drewno pod nim i wokół nawet się nie zaczerniło.
        - Jest zimny! Umiem robić zimny ogień! – zawołała podekscytowana i jednym machnięciem sprawiła, że wszystko zniknęło. Została tylko pełna dumy czarodziejka, oczekując na pochwały.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Dialog przebiegał spokojnie. Raczej krótko i na temat, Dorian nie mówił byle trajkotać, a poruszył to co uważał za stosowne. Nie dramatyzował, ale zaznaczył ważne dla niego zasady. Zachowywał się pewnie tak jak powinien starszy brat, jednocześnie szanując, że jego siostra miała własne życie.
        Lucien uśmiechnął się dyskretnie, uznając podejście Evansa za niepozbawione dystansu do życia, ale nie śmiał się z mężczyzny ani z jego sposobu myślenia. Nie była to drwina. Demon uśmiechnął się doceniając rozsądek mężczyzny, który jako jedyny do tej pory nie pieklił się i nie krzyczał wokół “demon!”. Nie kpił również z powodu przesiadywania w pokoju brunetki, za jego plecami. Przecież Dorian powiedział, że go to nie interesowało, grunt by nikt nie ucierpiał. Podobne podejście miała Rakel, cieszyła się szczęściem brata i przyjaciółki, póki nie musiała mierzyć się z ich wzajemnymi wyrazami uczuć. Chyba właśnie to było dość sympatyczne, żeby wywołać nikły uśmiech.
        A nawet gdyby pytał, w fakt, że większość nocy demon zazwyczaj opowiadał bajki na dobranoc… w to i tak nikt by nie uwierzył, więc tym lepiej Dorian czynił oszczędzając im obu upokarzającej i nieproduktywnej rozmowy. Lu był też daleki od złośliwości czy cieszenia się kombinatorstwem w postaci nocowania u Rakel, po prostu podejście Evansa nie pozostawiało wątpliwości wobec pełnej powagi bruneta, gdyby miał jakiekolwiek wątpliwości co do bezpieczeństwa młodszej siostrzyczki, a jednocześnie zdawało się nieco lekkie i humorystyczne, więc demon zwyczajnie uznał, że w kilku momentach Evans celowo wplatał niewielkie żarty dla złagodzenia atmosfery.
        Własnym pytaniem demon częściowo sam siebie zaskoczył. Może to przez dziwne zapytanie Doriana, które padło całkiem niespodziewanie. Może dlatego, że Lucien chciał polikwidować przynajmniej część niewiadomych, gdy już nie dało się zaprzeczać pewnym faktom. Może też poczuł się zobligowany do przynajmniej podstawowej kurtuazji lub zwyczajnie chciał wiedzieć czy Doriana też powinien dodać do listy chętnych na demonią głowę, wraz z elfem i młodszym Evansem, bo ostatnio lista fanów mu się wydłużyła. A Dorian prezentował się na dostatecznie szczerego jegomościa by poinformować o swoim ewentualnym niezadowoleniu.
        Zaproszenie podsumowało rozmowę, i demon mógł wrócić do sypialni. Rakel napotkał siedzącą na podłodze przy łóżku. Uśmiechnął się pogodnie słysząc niby wesołe pytanie, ale podszyte niewielką troską w spojrzeniu. Przytaknął łagodnie przyglądając się ciekawie obranej lokalizacji.
        - Dorian się o ciebie martwi. Dobrze mieć tak troskliwą rodzinę - odpowiedział ciepłym tonem.
        - Przy braciach zazwyczaj wyglądasz inaczej, aż miło patrzeć - kontynuował pogodnie, samemu woląc siedzieć jak zwykle na parapecie. - Lubię go, podoba mi się jego poczucie humoru - dodał na koniec, spoglądając na Rakel, która cały czas coś kombinowała z książką.
        - I zaprosił mnie na jutrzejszy wieczór - odezwał się po chwili. - Ale to już jest lekko przerażające... - Uśmiechnął się wesoło, zastanawiając się jak było mieć taką rodzinę. Obserwował ludzi nieraz zastanawiając się jak byłoby mieć sprawdzonych towarzyszy. Co dopiero bliscy, których nie musiałeś się obawiać bardziej niż obcych, a mogłeś liczyć na nich w każdej chwili...
        Upił chłodnej kawy. Podgrzewanie nie miało sensu. Odgrzewana nie pachniała jak świeża, zimna też miała słabszy aromat, ale nie chciał narzekać. Rozmowa ze starszym bratem była warta jednej chłodnej filiżanki.
        Po chwili skupił się na dziewczynie i tym co dokładnie chciała mu pokazać. Potem już obserwował z uwagą jak powstawała lina, później krąg. Co jakiś czas kiwał głową z uznaniem, czekając dalszego progresu. Gdy wreszcie na podłogę upadł krąg z błękitnych płomieni, demon uśmiechnął się zadowolony, nie uważając dumy Rakel za przesadzoną.
        - Brawo - przyznał. - Precyzja, opanowanie i zimny ogień. Jestem pod wrażeniem - odpowiedział szczerze. Dziewczyna zrobiła duże postępy, a wszystko osiągnęła własną pracą. Talent sam się nie rozwijał, potrzebował ćwiczeń. Rakel naprawdę się spisała.
        - Już nie potrzebujesz nauczyciela - stwierdził fakt. Najważniejsze było dla Czarnulki pokonanie pierwszych ograniczeń i lęku. Teraz już sama rozwijała skrzydła.
        - Wypadałoby odstawić gdzieś konie - zasugerował co jeszcze za dnia powinni uczynić, uznając, że może Rakel chciałaby mieć Echo pod ręką przez najbliższy czas.
        - Mógłbym też odwiedzić szewca, po ostatnich rozrywkach i z czekającymi kolejnymi - prychnął lekko rozbawiony. Jeśli wieczór kawalerski miał być podobnym maratonem jak bieg przełajowy, to wolał mieć wygodniejsze buty.
        - Ale wpierw, zgaś mnie - rzucił zaczepnie, rozwijając płomień nad ręką. Oparł kostkę na przeciwnym kolanie. Na zgiętej nodze rozłożył książkę, obok spoczęła dłoń z płomykiem, a Lu zaczął czytać pierwszą stronę.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Lucien pojawił się cały i zdrowy, niepoirytowany i chyba ogólnie zrelaksowany. Uśmiechnęła się widząc, że wszystko jest w porządku, a później nieco cieplej na wzmiankę o swojej rodzinie. Nieco niekompletna, ale zawsze wszyscy się o siebie troszczyli, tak to pamiętała. Nawet głupi przykład, że Rand od Doriana oberwał nie raz, ale spróbowałby kto inny podnieść na niego rękę i miałby starszego Evansa na karku. Rakel wiedziała, że nawet jeśli bracia bywają dla niej surowi to tylko z troski właśnie.
        Opuszczała głowę do książki, by tylko słuchać Luciena, gdy ten przechodził w stronę parapetu, ale po chwili podniosła wzrok z nieco głupią miną. „Podoba mi się jego poczucie humoru”? Dobrze słyszała?
        - Jego co? – prychnęła z niedowierzaniem i rozbawieniem jednocześnie. Ale w sumie kto inny mógł uznać, że jej sztywniacki brat ma poczucie humoru, jak nie inny sztywniak. To sprawiło wręcz, że spojrzała łagodniej na Luciena. Urocze.
        Drugi cios w jej spokój wewnętrzny sprawił, że wyprostowała się, spoglądając poważnie na demona. Nie sprostował, że żartuje, a jedynie że lekko się tego obawia. Dziewczyna zaś przez moment milczała zaskoczona, szybko próbując odzyskać pewność siebie.
        - Na pewno będzie fajnie – pocieszyła bruneta z uśmiechem, który szybko zrobił się nieco krzywy. – Ja idę do Niny na panieński – mruknęła. – Cokolwiek się u was nie wydarzy, to na pewno nie będziesz musiał przymierzać welonu i słuchać radosnego szczebiotu dziewczyn takich jak ona. Tylko ją i Marlene będę tam znała, reszta to przyjaciółki Niny – mamrotała z niezadowoleniem, wracając do podręcznika. Kolejny doskonały dowód na to, że Rakel do normalnych dziewcząt nie należała i zmuszanie ją do interakcji z „rówieśniczkami” każdorazowo powodowało nawroty fobii społecznej. Swoją drogą dziewczyna nawet nie wiedziała, jak to się właściwie stało, że znalazła się w kręgu znajomych rozrywkowej blondynki, ale cieszyła ją ta znajomość, naprawdę. Po prostu wolała ją w niewielkich dawkach…
        Dla uspokojenia wróciła do przerwanych ćwiczeń, nie omieszkując też pochwalić się postępami przed Lucienem. W trakcie spojrzała na niego tylko raz, z zadowoleniem rejestrując uznanie na jego twarzy. Dopiero po wszystkim miała okazję w pełni wysłuchać pochwał, które wyjątkowo jej nie peszyły, a bardzo radowały. Wręcz spuchła z, jak się okazuje, uzasadnionej dumy.
        - W tym podręczniku jest też napisane, że władając magią ognia można w ogóle obniżać temperaturę – powiedziała z powagą, kładąc nacisk na newralgiczne słowo. Kto by w ogóle pomyślał! Przecież to się nie nazywa magia ciepła, czy właśnie temperatury, tylko magia ognia! Dla niej to zawsze był żywioł, nie tylko żar czy płomienie.
        - Ale tego mi się w ogóle nie udaje dokonać, w żaden sposób. Ten zimny ogień to jest wszystko, co udało mi się z siebie wycisnąć, a i tak nie jest dosłownie zimny tylko po prostu… no nie jest gorący, jest jak powietrze. – Wzruszyła ramionami, na moment przygasając w zamyśleniu, ale zaraz ożywiła się na nowo. – Ale ważne, że w razie potrzeby niczego już nie spalę. Taki niebieski ognik może siadać nawet na świecy, ładne światło daje – opowiadała, opierając się na łokciach o kolana i spoglądając na Luciena.
        Na wzmiankę o tym, że nauczyciela już nie potrzebuje, nie zareagowała od razu, najwyraźniej nie łącząc tak szybko faktów, ale gdy już zrozumiała, co miał na myśli, potrząsnęła głową z przekonaniem.
        - Oczywiście, że potrzebuję. Przecież nie nauczę się wszystkiego tylko z książki – stwierdziła oczywistym tonem. Później uśmiechnęła się nieco zaczepnie. – Poza tym mam fajnego nauczyciela. Szkoda by było gdybym musiała opuścić się w nauce, żeby nie przestał mnie uczyć.
        Przeciągnęła się, wyciągając ręce nad głowę i spojrzała za okno.
        - Fakt. Możemy odstawić je do Morgana, powinien mieć miejsce jeszcze na dwa wierzchowce. Szewca też znam dobrego… - zamyśliła się, przymykając jedno oko, a w końcu opuściła ręce i wstała, zabierając książkę.
        - Możemy pojechać do Morgana, a wracając wpadniemy do szewca i do Niny, bo musiałabym mieć na to wesele chyba jakąś sukienkę – powiedziała niezbyt zadowolona z tego ostatniego faktu.
        Podręcznik odłożyła na półkę i odwróciła się w stronę Luciena, który rzucił jej wyzwanie. Uniosła lekko brew, spoglądając jak rozsiada się wygodnie na parapecie i nawet książkę sobie otwiera, bezczelny.
        - Łatwizna, jak widzę – zakpiła, podchodząc do demona.
        Stanęła przy nim, przyglądając się podejrzliwie płomykowi, ale wyglądał normalnie. „A jak miał niby wyglądać, Rakel? Trzymać tabliczkę z napisem <<Nigdy mnie nie zgasisz!>>?”, prychnęła do siebie w myślach. Ale żeby nie wyskakiwać z armatą na karalucha, spróbowała najpierw zgasić ogień zwykłym machnięciem z tą lekką nutką energii, którą wplatała zawsze w wygaszanie. Płomyk, oczywiście, nawet nie drgnął. Zgaszenie go poprzez zamknięcie na nim dłoni i wchłonięcie magii, również nie zadziałało. Miała wrażenie, że czerpie z niekończącego się źródła.
        - Jednak przemyślę tę sprawę z fajnym nauczycielem – mruknęła pod nosem, udając niezadowolenie, ale uśmiechnęła się do Luciena, gdy podniósł na nią wzrok. Później skupiła się na próbach zgaszenia płomyczka, co niestety zapowiadało się na zadanie, które można porównać do siłowania się na rękę z demonem.


        - Mooorgaaaan!
        - Idę, idę, czego się drzesz… - zamarudził metalurg, wychodząc z domu.
        - Naszło mnie na wspominki – uśmiechnęła się Rakel, łapiąc też rozbawione spojrzenie kowala. Ile razy darła się pod jego oknem jak zaspał, zanim urosła na tyle, by wejść mu z buta do mieszkania i wytargać z łóżka za kudły. - Możemy zostawić konie?
        - Taa, jasne… eeee… zaraz, a to co?
        - Umbris – odpowiedziała Rakel niewinnym głosem, dzielnie przyjmując spojrzenie spode łba.
        - Pamiętam bydlaka – mruknął Brown pod nosem, mierząc spojrzeniem wierzchowca. Onyx odpowiedział mu dokładnie tym samym, z dodatkowym wyszczerzeniem zębów. – Czego suszysz kły? – parsknął metalurg, podchodząc do umbrisa i łapiąc go za uzdę. Czarny ogier zadarł łeb z oburzeniem, zaskoczony, że ktoś w ogóle odważył się go złapać. Zaraz jednak pysk zapikował w dół, rozwartymi szczękami celując w ramię kowala.
        - O nie kolego, tak się nie bawimy – powiedział spokojnie Morgan, łapiąc pysk pomiędzy wodze i zamykając go przy pomocy skórzanych pasków aż kłapnęły szczęki. Onyx stąpnął i prychnął z oburzeniem, łypiąc na kowala groźnie. Właściwie to przez chwilę tak na siebie spoglądali, ku wyraźnej uciesze Rakel, aż w końcu bestia odpuściła (z litości, oczywiście!), prychając niedbale i postępując za prowadzącym ją mężczyzną.
        - Nie wygląda, ale ma rękę do koni – powiedziała do Luciena Rakel, obserwując jak Morgan oporządza piekielnego wierzchowca, a później wraca po łagodną jak baranek Echo.
        Umówili się z kowalem, że konie zostaną u niego chwilowo na czas nieokreślony, a Rakel da mu znać, jak tylko postanowi, co zrobić z Echo. Nikt nie poruszył tematu, kiedy zniknie Onyx, a razem z nim Lucien.

        Wracali pieszo, wolniej i spokojniej. Rakel sama wzięła Luciena pod rękę, chociaż nie czuła się zbyt swobodnie. Na otwartej ulicy było jej jakoś ciężko udawać, że wszystko jest w porządku. Jakby jednak nie miała wcale prawa się z nim tak przechadzać. Na szczęście czasu na rozmyślanie też miała niewiele. Dotarli do szewca niedługo przed zamknięciem i brunetka zostawiła tam swojego towarzysza, żeby na spokojnie omówił z rzemieślnikiem sprawę, a sama zniknęła w księgarni naprzeciwko. Wynurzyła się z dwoma książkami w objęciach, bo nawet torby ze sobą nie wzięła, a to też dopiero, jak Lucien tam zajrzał, żeby dać znać, że jest gotowy. Później ruszyli do Niny.
        - R!
        - Cześć N. – przywitała się Rakel, tym razem nawet chętnie przytulając na chwilę przyjaciółkę. Zdawała sobie sprawę, że nie wykazuje zbyt wiele entuzjazmu tym ślubem i póki co było jej to darowane, bo Nina sama miała urwanie głowy. Dziewczyna jednak sama poczuła, że wypada się w końcu zainteresować.
        - I witaj, Lucien. Tak myślałam, że jeszcze się spotkamy – zanuciła blondynka, podając demonowi dłoń i spoglądając na niego z wyraźną przyjemnością. Rakel dzielnie ten fakt ignorowała.
        - Nie zapytam nawet co was do mnie sprowadza, bo oburzona jestem, że przychodzicie tak późno! – Nina tupnęła bucikiem, gestem poganiając ich przed sobą korytarzem. Rakel drogę znała, więc poprowadziła demona schodami w dół. Schodzili do piwnicy, ale o ile ta u Marlene zastawiona była znajomo zakurzonymi regałami z przetworami, u Niny nie było w ogóle widać, że zeszło się pod poziom ulicy. Pomieszczenie oświetlone było jak w dzień, dzięki sprawnie skonstruowanym lampom, odpowiednio też rozmieszczonym. Długie stoły zdradzały się tylko drewnianymi nogami, bo blaty zarzucone były belami tkanin. Trzy manekiny prezentowały damskie i męskie stroje, a maszyna do szycia zdawała się wołać o ratunek. Rakel zrobiło się głupio.
        - Przepraszam, że nie przyszłam ci pomóc, N. Radzisz sobie ze wszystkim? Coś ci potrzeba? – pytała zakłopotana, oglądając się na koleżankę, ale ta machnęła tylko ręką i przefalbankowała się koło nich na środek pomieszczenia.
        - Daj spokój, z czym ty byś mi pomogła? Nawet na tobie sukni nie powieszę, bo ci spadnie i z cycków i z bioder – mruczała Nina, rozglądając się za czymś z zaaferowaniem, podczas gdy Rakel obruszyła się delikatnie na takie postawienie sprawy. Jasne, niech powie od razu czego jeszcze jej brakuje!
        - A mam! – zawołała w końcu, wyciągając jakąś lekko połyskującą, zieloną tkaninę i wpychając ją Rakel w ręce, a samą dziewczynę popychając za kotarkę. – Przymierzaj. Znając życie muszę jeszcze ją skrócić i zwęzić, ale od czegoś trzeba zacząć – westchnęła, później gadając już nieco do siebie.
        - Co to jest? – odezwała się Rakel zza zasłonki, a Nina najpierw wzniosła oczy do sufitu, a później spojrzała znacząco na Luciena, niemo pokazując z czym ona się musi na co dzień borykać.
        - Twoja sukienka na mój ślub, ofiaro losu. Chyba nie myślałaś, że pójdziesz w spodniach? – prychnęła przez ramię, obchodząc demona lekkim łukiem i przyglądając mu się uważnie.
        - No nie! Właśnie po sukienkę przyszłam – protestowała zza kotary Evans, ale po odgłosach słychać było, że walczy już z materiałem. – Myślałam po prostu, że będzie mniej… wyrazista.
        - Czyli czarna? – sarknęła Nina, parskając śmiechem na oburzenie zza kotarki.
        - Wcale nie!
        - Dobra, przystojniaku – szepnęła blondynka, podchodząc już blisko Luciena, z miarą przewieszoną przez szyję i notesikiem pod pachą. – Pomierzę cię, póki Rakel nie patrzy, żeby mi głowy nie urwała, a ty powiedz mi, co byś chciał. – Uśmiechnęła się i puściła oczko do demona, po czym ukucnęła, mierząc mu długość nogawki.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien zerknął odrobinę uważniej na zdziwioną Rakel, ale nie dopytywał. Odwzajemnił uśmiech, przy okazji dzieląc się wiadomością o wieczorze kawalerskim. Tymczasem problem demona był taki, że długowłosy brunet założył, że brat Rakel żartował, chociaż wcale tak nie musiało być.
        W międzyczasie Czarnulka próbowała trochę uspokoić Luciena, samej żaląc się na nadchodzące wygłupy wieczoru panieńskiego. Faktycznie noszenie welonu im pewnie nie groziło. Westchnął cicho i przysiadł na parapecie, z zaciekawieniem obserwując magiczne popisy dziewczyny.
        Pochwała wyraźnie ucieszyła Rakel. Nieraz by się pewnie speszyła, ale tym razem uznanie podbudowało Czarnulkę, wyzwalając w niej poczucie dumy. Przytaknął krótko, że można wpływać na temperaturę.
        - I na to przyjdzie pora - pocieszył Rakel bez sztuczności, jakby zwyczajnie stwierdzał fakt. Potem ponownie przyznał jej rację. Niebieski ognik naprawdę był ciekawym, wygodnym i bardzo klimatycznym sposobem na oświetlenie. Fakt, że nie mógł niczego podpalić stanowił dodatkową zaletę.
        Kolejny łagodny uśmiech wywołała wzmianka o opuszczaniu się w nauce, gdy z resztą zgadzał się jedynie częściowo. Miała podstawy, zdobywała teorię, potrzebowała tylko ćwiczeń. Nauczyciel mógł co najwyżej wskazywać lepsze kierunki, ale już nie był niezbędny.
        Potem doprecyzowali plan działania. Przytaknął zostawieniu wierzchowców u Morgana. Co prawda co do wyboru miejsca demon był niezbyt przekonany, ale zdał się w tej kwestii na Rakel.
        Podczas czynienia ostatnich planów przyglądał się dziewczynie trochę uważniej, ostatecznie uśmiechając się szerzej na wzmiankę o sukience. Dzień był jednak młody, więc rzucił małe wyzwanie do zrealizowania przed wyjściem. Komentarz o łatwości zadania spotkał się z kolejnym uśmieszkiem, tym razem upstrzonym nutką złośliwości, która rzadko zdarzała się demonowi.
        - Fajny nie znaczy dobry - wymruczał nie przejmując się groźbą, spoglądając na brunetkę. - A ty z niezrozumiałych powodów i tak mnie lubisz - skomentował czupurnie. Równie zadziorny nastrój był raczej nietypowym u szlachcica, ale nie wydawało się by szybko miał mu przejść.
        - No dalej, nie mamy całego dnia - dokończy prowokująco. Nie wkładał całej energii w utrzymywanie ognika, ale za każdym razem kiedy Rakel zasadzała się na jego zgaszenie z większą mocą, dodawał trochę, żeby jej to uniemożliwić. Przepychanka trwała dobrych kilka chwil, aż zmęczył Rakel. Dopiero wtedy odpuścił i kolejnym silnym uderzeniem pozwolił zgasić płomyk. Zaklaskał cicho w kolejnej pochwale dzisiejszego dnia, szykując się powoli do wyjścia.

        Gdy zjawili się u Morgana, demonowi dosłownie zabrakło słów. To nie był ten sam człowiek. Mimo wszystko negocjacje zostawił dziewczynie. Kowal wyglądał inaczej, ale z tak błahej przyczyny demon nie oczekiwał innego traktowania.
        Dogadywanie się z Onyxem wyglądało już całkiem zabawnie. Lucien nie interweniował przyglądając się jak metalurg sobie poradzi - w końcu ogier miał tu zostać bez nadzoru. Piekielnik zazwyczaj był łagodny, chyba że nadepnęło mu się na odcisk. Łatwo też odbierał cudze emocje. Jeśli ktoś nie darzył go sympatią, potrafił się odwzajemnić.
        - Oby Onyx też doszedł do takiego wniosku - skomentował brunet, gdy Rakel zapewniała o ręce kowala do kopytnych. Mówił jednak wesoło, będąc dobrej myśli po tym jak Brown obronił się przed zębami. Przyjaźni im nie wróżył, ale nikt nie powinien zginąć, ani stracić kończyn.
        Późniejszy pieszy spacer był przyjemny i trochę nostalgicznie trącił znajomością sprzed czasów gdy wszystko się skomplikowało. Demon z zadowoleniem powitał wplatająca się pod rękę Rakel i nieświadom jej rozterek bardziej pozwalał się prowadzić gdy to ona znała kierunek, ale w zamian dżentelmeńsko wspierał dziewczynę w jego obieraniu. Szli w milczeniu, raczej szybko rozdzielając się w pierwszym punkcie.
        Lucien zniknął u szewca, podczas gdy Rakel zajęła się swoimi sprawunkami. Brunet omówił sprawę z rzemieślnikiem, który obiecał potraktować zamówienie priorytetowo, skoro nie miał zbyt wielu pilnych zleceń w międzyczasie.
Po załatwieniu sprawy, znalazł Rakel w księgarni i ruszyli do Niny.

        Lu wszedł ostrożnie za Czarnulką, teraz już niezupełnie wiedząc czego się mógł spodziewać. Blondyneczka oczywiście powitała ich odpowiednio energicznie jak na swoją osóbkę, czyli dokładnie tak jak się obawiał. Ale jako że nemorianin przebywał z ludźmi coraz dłużej, powoli zaczynał rozdzielać swój świat od tutejszego i częściej się rozluźniał a mniej martwił. Teraz stwierdził, że Nina go raczej nie zje.
        - Dzień dobry - przywitał się całując wyciągniętą rączkę, z uśmiechem przyglądając się kokietce spod rzęs.
        - Skąd tak ciekawe przypuszczenia? - zapytał z lekko zaczepną miną, bawiąc się trochę w grę blondynki. Potem okazało się jednak, że nie-obawiał się zbyt pochopnie. W dół, do piwnicy, popędziło ich potupywanie eleganckich budzików i brunet schodził po schodach, prowadzony przez Rakel. Co do tej wycieczki miał już trochę gorsze przeczucia.
        Ostrożnie rozglądał się wokół po oświetlonym pomieszczeniu zasypanym materiałami. Później jednak jego uwagę skradły interakcje obu dziewcząt. Przyglądając się z boku uznał, że była to naprawdę dość ciekawa znajomość.
        Na wzmiankę o pomocy, oraz odpowiedź, że z Rakel nie byłoby nawet wieszaka, Lu wpierw uważnie przyjrzał się Ninie, później wzrok demona podążył do Czarnulki, i znów powędrował od blondynki do brunetki. Rzeczywiście, swojej sukienki Nina nie przymierzyłaby na Rakel, nawet gdyby obie przepełniały dobre chęci. Wciąż jednak szokował go sposób w jaki ludzie potrafili ze sobą rozmawiać. Przyzwyczajał się do niego i nie reagował już tak gwałtownym dystansowaniem się, ale wciąż go zadziwiali.
        Uśmiechnął się pod nosem, gdy brunetkę wygoniono za kotarę, ale zaraz też uśmiech spłynął mu z twarzy, gdy blondyneczka zaczęła go okrążać jak najprawdziwszy drapieżca. Niemal czuł spojrzenie pełzające mu po ciele i najchętniej obracałby się wraz za nią, gdy polująca Nina znajdowała się za jego plecami. Uczucie było niepokojące, chociaż nie stanowiło realnego zagrożenia. Tylko dlatego demon tolerował wszystko cierpliwie, co jakiś czas ponownie się uśmiechając. Czarny przecież był dobrym kolorem, choć może faktycznie nie na śluby bo trochę kojarzył się z pogrzebami… Ale jak to Rakel określała, intensywność Niny nie pozwoliła zbyt długo myśleć nad jedną rzeczą, ledwie dochodził do jednego wniosku, a już musiał reagować na kolejne zachowanie przyszłej pani Evans. Zdecydowanie za wiele i za szybko na raz by mogło być w pełni komfortowo.
        - Aż tak dokładnie zamierzasz mierzyć? - prychnął cicho przyglądając się blondynce z rozbawieniem, jednocześnie zastanawiając się kiedy zostało postanowione, że szedł nie tylko na kawalerski ale też na ślub Doriana. Oraz czy aby Dorian i reszta najbliższych o tym wiedziała. Bezpieczniej jednak było podobne dywagacje zachować dla siebie i skupić się na przetrwaniu.
        - Widzę, że na pewno spodnie… - mruknął spinając się lekko pod nagłym dotykiem, spoglądając w dół na blondynkę, która smyrała go właśnie po nodze.
        - Bez szaleństw proszę. Prosto, wygodnie. Spodnie, marynarka nic ekstrawaganckiego. Koszula, wyjątkowo i jako jedyna może nie być czarna, żeby goście weselni nie pomyśleli, że zaprosiłaś grabarza - zażartował na koniec, akurat gdy Rakel wychodziła zza parawanu.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel tylko raz na jakiś czas spostrzegała zmiany zachodzące w Lucienie. Początkowo przyrównywała go do tego zdystansowanego, zamożnego i zapewne wysoko urodzonego mężczyzny, który wszedł do jej sklepu. Klient dość niespodziewany, zupełnie jakby się zabłąkał, i to nie tylko na ulicy, ale i na Łusce w ogóle. Później już przeszli na ten etap znajomości, kiedy traktowanie go jak obcego odeszło niemal w zapomnienie. Wciąż jednak była to relacja specyficzna i chociaż dość bliska, to wciąż nie był to jedynie związek nauczyciela i jego ucznia. Lucien pomagał jej, bo chciał, a ona uczyła się chętnie, ale też miło spędzała z nim czas. Podróż ich zbliżyła, oczywiście, zwłaszcza wizyta w Otchłani, kiedy chwilowo była zdana wyłącznie na demona. W przeciwnym razie byłaby sama pośród innych, ale już mniej jej przyjaznych. Później wszystko potoczyło się z górki tak szybko, że Rakel sama nie wiedziała, w którym momencie tak się do nemorianina przywiązała, i kiedy tak silnie zaczął wpływać na jej emocje. Nigdy nie była emocjonalna. Ba, zarzucano jej dystansowanie się i zbyt chłodne nieraz podchodzenie do życia. Wystarczyła jednak znajomość z Lucienem, by wywrócić do góry nogami jej życie, jej poczucie moralności, własnej wartości i emocje właśnie. Te bowiem zaczęły nagle buzować, jak gdyby przespały okres, w którym powinien przypaść jej młodzieńczy bunt i teraz gorączkowo próbowały nadrobić niewykorzystane okazje. Wszystko to przez kilkusetletniego nemoriańskiego markiza, który siedział teraz na parapecie w jej pokoju i drażnił płomykiem na dłoni, podczas gdy powinien przygotowywać się do własnego rychłego ślubu. Dlatego to na swoje roztargnienie zrzucała wszystkie nieudane próby. Na to, oraz na złośliwość Luciena, który, miała wrażenie, nie tylko zachowywał się swobodniej z każdym kolejnym dniem, upływającym od ich poznania się, ale wręcz rozzuchwalał się, bezczelnie z nią drażniąc. Teraz prychała i złościła się ostentacyjnie, nie mogąc poradzić sobie z niewielkim płomyczkiem, ale tak naprawdę w ogóle jej to nie przeszkadzało, bo dobrze się z nim bawiła. I coraz częściej przyłapywała na tym, że naprawdę nie chce, żeby Lucien się żenił.

        Nina zaś była sobą, w swojej pełnej, energicznej, falbankowej i kokieteryjnej krasie. Rakel szykowała się na to mentalnie od momentu, w którym opuścili kuźnię Morgana, więc była całkiem solidnie przygotowana. To było jak zbieranie zapasów drwa, by ogień miał co spalić, zanim dobierze ci się do skóry. Ale Nina pochłaniała jej rezerwy w zastraszającym tempie i Evans wróciła do swojej zahukanej postawy już w momencie, gdy zasłonięto za nią zasłonkę i zostawiono samą z naręczem tkanin. Westchnęła głęboko, przymykając oczy. To nie tak, że działa jej się krzywda. Chciała tu być, spędzić z Niną czas i pomóc jej, jak tylko będzie mogła. Po prostu… no nie nadążała za nią. Była jak kuc na torze wyścigowym. Oficjalnie brała udział, też biegła, najszybciej jak mogła, no ale wiadomo…
        Potrząsnęła głową i wzięła się szybko w garść, przyglądając zaraz szacie i próbując znaleźć górę i dół. Suknia była piękna, co było do przewidzenia. Nina naprawdę znała się na tym, co robiła i chociaż sprawiała pozory roztrzepanej gąski, potrafiła przejechać na maszynie do szycia całą noc i ubrać pół miasta. Miarę miała w oku, więc sukienka, którą dała Rakel była rzeczywiście nieco za duża, ale na tyle tylko, by ją odpowiednio dopasować, a nie by wisiała na dziewczynie jak worek. Głęboka, ciemna zieleń pasowała jej odcieniem i Rakel gotowa była przyznać sama przed sobą, że w takie kolory mogłaby się ubierać. Ale głęboki, kwadratowy dekolt, osłonięty tylko na brzegach czarnym tiulem, był trochę peszący. Z tego samego materiału powstały rękawy, o ile można tak nazwać dwa pasma materiału, spięte srebrnym guziczkiem przy nadgarstku. Wyszyty srebrnymi nićmi wzór na spódnicy sprawiał jednak, że nie dało się docenić dzieła Niny, która przecież powinna była skupić się na swojej sukni, a nie ubierać wszystkich, mających pojawić się na weselu.

        Blondynka w tym czasie rękoma rozciągała miarę, w zębach trzymała rysik, brudzący nieco jej różowe usta, a kolanem przytrzymywała otwarty notesik. Co jakiś czas puszczała miarę, zapisywała coś i mierzyła dalej. Była w swoim świecie, więc Lucien nawet nie wiedział, że to czym mu się dostaje, to zaledwie ułamek siły tej wybuchowej dziewczyny. Na zaczepkę tylko puściła do niego oko, później podśmiewając się już wesoło, słysząc niepewny głos demona. Tylko rysik w ustach powstrzymał ją od pełnoprawnego parsknięcia śmiechem, gdy demon spiął się pod jej dotykiem. Ach ci chłopcy.
        - Spokojnie, nie zjem cię – uspokoiła go już naturalniejszym głosem, podnosząc się z kolan i mierząc go w biodrach i pasie. – Nie dziw się proszę, że nie pytam cię o zdanie, ale zakładam optymistycznie, że nie miałeś zamiaru pojawić się na moim ślubie w bryczesach – zamruczała, spoglądając na bruneta spod rzęs. Była śliczna i urocza, ale za takie zachowanie prawdopodobnie rozdarłaby delikwenta pazurkami. I było to widać.
        - Bez nerwów, będzie pan zadowolony – zaśmiała się pod nosem i później już przytakiwała ukontentowana na słowa Luciena. - Uhm… i tak będziesz na ciemno, dobrze ci tak. Są ludzie, którym po prostu czerń pasuje i w innych kolorach wyglądają dziwnie, nieważne co próbuję zrobić. Na szczęście z wami mam margines, z którym mogę pracować. Koszula… ach, gdybym miała więcej czasu sprowadziłabym ci coś pięknego. Jedwab w morskim kolorze. Nie identycznym, musiałby być ciemny, ale wydobyłby te piękne oczy – powiedziała cicho, zatrzymując się chwilę przed demonem. W końcu jednak westchnęła cicho i wróciła do mierzenia, delikatnym gestem nakazując Lucienowi uniesienie ramion.
        Rakel odchrząknęła cicho, wychodząc zza zasłonki i spoglądając czujnie na koleżankę. Ta odwróciła się w zamyśleniu i rozpromieniła na widok brunetki. Całkiem sprawnie i poprawnie wbiła się w sukienkę! Teraz trzeba ją było tylko na niej dopasować, bo z lekka wisiała… wszędzie.
        - Co tak minę kwasisz? – mruknęła Nina, dopatrując się w końcu niezadowolonego spojrzenia barwnych oczu. Rakel zacisnęła usta, bo ciężko było powiedzieć swojej przyszłej szwagierce, żeby przestała kleić się do twojego znajomego, z którym niby nic cię nie łączy, ale jednak jest to kłamstwo. W końcu wpadło jej do głowy inne wytłumaczenie, równie prawdziwe, a jeszcze bardziej bulwersujące.
        - Nawet go jeszcze nie zaprosiłam – syknęła do blondynki, która uniosła brwi i mając konspirację w zupełnym poważaniu, z takim samym zdziwieniem spojrzała na Luciena.
        - Jak to go nie zaprosiłaś? Przecież idzie na kawalerski, to jak miałby nie iść na ślub?
        - Skąd wiesz, że idzie na kawalerski?
        - Ja wszystko wiem R., nadążaj.
        - Mimo to… - mruknęła Rakel, spoglądając niepewnie na Luciena, który przecież wszystko do cholery słyszał. – Przepraszam… nikt cię nawet o zdanie nie pytał, mi z głowy wypadło właściwie i… - jąkała się tak niezręcznie, że Nina aż wywróciła oczami, ale na szczęście nie próbowała „pomóc”, a zabrała się za dopasowywanie sukienki.
        - Poszedłbyś ze mną na Doriana ślub? – zapytała w końcu Rakel, spoglądając na Luciena niepewnie, zawstydzona okolicznościami. Zwłaszcza, że Nina właśnie próbowała potrząsała nią lekko podczas zawiązywania gorsetu. To naprawdę nie mogło pójść gorzej.
        - Na Prasmoka, Rakel, przybierz na wadze, bo na tobie nawet nie ma co sznurować, można by cię zaszyć w tym gorsecie – mamrotała blondynka i Evans przymknęła oczy. A jednak mogło. – A ty… - Spojrzała na Luciena. - granatowy. Szarego nie mam takiego ładnego i przy zielonym zaraz by zniknął. Ale w atramentowym będzie ci do twarzy – powiedziała z zadowoleniem i kucnęła teraz przy przyjaciółce, dopasowując jej długość sukni. Rakel nawet nie miała jak uciec, czy zapaść się pod ziemię, jak kto woli.

        - Dobrze kochani, ja wszystko mam. Na wieczór już nie zdążę, muszę coś uszykować przed panieńskim na jutro – zamruczała Nina, spoglądając na Rakel takim wzrokiem, że ta zwątpiła, czy na pewno świadoma jest charakteru przyjęcia, na które została zaproszona.
        - Ślub jest pojutrze, o osiemnastej w ratuszu, a później zapraszamy do Pękniętej Tarczy. Stroje będą gotowe przed południem, dam wam znać, gdybym zdążyła wcześniej. I Rakel, właściwie mam jedną prośbę… - zaczęła przyszła panna młoda, a brunetka momentalnie zareagowała.
        - Co tylko chcesz – powiedziała w pełni świadoma konsekwencji tych słów. Okazało się jednak, że to naprawdę drobiazg.
        - Ostrzyż chłopców proszę. Dorian zaraz będzie bardziej kudłaty od Morgana, a Rand sam mówił, że zaraz go szlag trafi. Ja też cię poproszę o lekkie ciachnięcie, ale to jak już będziesz u mnie jutro wieczorem. Nie ręczę, że tylko mnie, ale…
        - Nie ma sprawy – odparła Rakel, zadowolona z powierzonego zadania. Od zawsze strzygła ojca i braci, czasem nawet ich goliła. Gdy zorientowali się, że dziewczyna ma pewną rękę, lenistwo tylko postępowało.
        - No to załatwione – ucieszyła się Nina. – Uciekajcie, ja mam jeszcze dużo pracy, no sio – mruczała, niemal wyrzucając ich na zewnątrz.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Podążył schodami w dół, zamykając pochód zupełnie jakby schodzili do katakumb albo jaskini tortur. Zakład krawiecki też było dobrą nazwą, który od powyższych różnił się niewiele. Rakel zniknęła za kotarą jakby usłyszała wyrok o miesiącu ciężkich robót. Demon został sam na sam z oprawcą o filuternym spojrzeniu.
        Dotyk obcych zawsze był dziwny, nie wspominając nawet, że nieprzyjemny. Co więcej niebezpieczny, gdy nigdy nie miałeś pewności co do intencji nieznajomego. Ogólnie więc tak jak Lucien nie był specjalistą w luźny pogaduszkach dla zacieśnienia więzi, tak nie przepadał za zbytnim spoufalaniem się póki nie nabrał wrażenia, że jest to bezpieczne i w ogóle warto lepiej poznawać daną osobę, podobnie nie lubił nieznajomych w swojej strefie osobistej o obmacywaniu go, nawet pod pretekstem szycia i za pomocą miary nawet nie wspominając.
        Ideę przymiarek znał, podobnie bywał u krawca, ale zazwyczaj krawiec zachowywał się z większym dystansem i ostrożniej. Fakt, że Nina była kobietą zmieniał niewiele na jego korzyść i dla demoniego spokoju, żeńscy przedstawiciele ras też potrafili być groźni, więc nawet jeżeli w tym wypadku blondynka była niegroźną kobietką dyskomfort wciąż pozostawał.
Mimo wszystko Lucien starał się tolerować niewygodne mu zachowanie, na co w nagrodę usłyszał, że pożarty nie zostanie. Też dowcip. Uśmiechnął się kątem ust, próbując czuć się swobodniej co niestety nie na wiele się zdało. Chęć odsunięcia się przetrwały, chociaż Nina ani nie miała złych intencji, ani nie była nieprzyjemna. Zwyczajnie była zbyt blisko, za wcześnie, a demon reagował podświadomie, wyuczonymi schematami. Fakt, że wciąż potulnie stał i dał się mierzyć, nawet nie wspominając o pomyśle wbicia go w garnitur przed którym nie zaprotestował słowem, były za świadka jak bardzo Lu się oswoił, lubił i ufał Rakel, jej osądom i znajomym, a także jak bardzo mu zależało na dziewczynie.
        - Nie śmiałbym - odpowiedział z lekkim rozbawieniem spoglądając w lazurowe oczy przypatrujące mu się spod rzęs, sugerujące potencjalny bolesny zgon. - Przynajmniej od chwili gdy już wiem, że idę - doprecyzował w stronę blond kokietki.
        Współpraca bruneta spotykała się z aprobatą krawca, a Lucienowi coraz lżej przychodziło jej tolerowanie, ale już niekoniecznie tyczyło się to komplementów. Nie przepadał za ładnymi słówkami, szczególnie rzucanymi przez obcych. Albo zwyczajnie je ignorował, albo budziły czujność bruneta, który szybko wchodził w tryb “dowiedz się czego chcą tym razem”. Spojrzał blondynce prosto w oczy, gdy ta wpierw zapędziła się w wywód o materiałach, a potem zamarła na chwilę stając naprzeciw. Lucien uznał, że była trochę jak lekko ekscentryczny malarz. Miała swój świat i poza drobnymi dziwactwami jak klejenie się do klienta, była raczej niegroźna.
        - Najważniejsze, że będzie na ciemno - odpowiedział z rozluźnionym wyrazem twarzy, gdy blondynka wróciła do swoich pomiarów i notatek, zaraz potem zerknął w stronę przebieralni.
        Spoważniał i podążył wzrokiem po smukłej sylwetce. Zdolny, ekscentryczny malarz. Ciemna zieleń opływała szczupłą sylwetkę. Macocha lubiła zielony, jak zasugerowała Nina, podkreślał kolor jej oczu, ale tym razem widok mu się spodobał. Po chwili powagę demona zastąpiło rozbawienie, a Lucien znów zaczął przyglądać się syczącej brunetce. Na Ninę spojrzał już jako okaz niewinności. Rzeczywiście szedł na kawalerski, co już samo w sobie było dziwne, ale o tym, że szedł na ślub dowiedział się właśnie dzisiaj, dokładniej przed momentem. Spuścił lekko głowę, żeby nie było widać jak tłumi śmiech, gdy blondynka oznajmiała, że wie wszystko i przynajmniej częściowo oszczędzić Rakel poczucia kompromitacji przy pozostałych barwnych czynnościach, na które się zanosiło. Nina była przerażającym bytem: nie dość, że informacje zbierała lepiej i szybciej niż najlepszy szpieg, to od razu wykorzystywała je na swoją korzyść, zamiast kulturalnie wstrzymać się do nadarzającej się okazji. Żyć z taką bratową… mogłoby być przytłaczające. Rakel dobrze znała koleżankę, stąd pewnie miała obiekcje od samego początku.
        Słysząc urywany głos popatrzył ponownie na Czarnulkę, akurat do kompletu z ostentacyjną pantomimą błękitnych oczu. Blondynka właśnie wydobywała suknią ostatnie niuanse kibici brunetki i już nie było co opływać. Widok miał dobry, ale ponownie przyjrzał się sylwetce Rakel na koniec zerkając na jej zawstydzoną twarz.
        - Z przyjemnością - odpowiedział z lekkim uśmiechem, nie zwracając uwagi na trajkotanie o gorsecie. Gorset miał uwydatniać walory, często też lekko maskować niedoskonałości, ale czasami zwyczajnie był zbędny.
        - Tym bardziej, że jeśli będzie obława, to pewnie na kawalerskim, więc ślub tak czy inaczej będzie bezkrwawy - zażartował lekkim głosem. - Co najwyżej w efekcie dobiorą ci kogoś bardziej pasującego, ale Dorian ma kolegów nie koleżanki, więc nie będzie problemu - dokończył żarty, bystrzejąc na moment, gdy powrócono do niego.
        - Mamy więc umowę, czy zniknę mi obojętne, grunt żebym nie świecił, wtedy nie będzie żadnych bryczesów - zakpił lekko złośliwie.
        Później pozostało poczekać aż Rakel wyjdzie z przymierzalni i uciec z tej jaskini tortur.

        W połowie drogi po schodach oparł dłoń na talii dziewczyny, przysuwając się bliżej, póki znajdowali się poza wścibskimi oczami i nie byli na oczach ulicy.
        - Jesteś śliczna - odezwał się szeptem, przybliżając się do ucha dziewczyny. Znaleźli się na deskach parteru, ale zamiast wypuścić Rakel, przemknął dłonią po jej brzuchu. Bez problemu objął ją, ramieniem ciaśniej przyciągając brunetkę do siebie, dłonią znajdując się po przeciwnej stronie na biodrze. Przez luźną koszulkę czuł pod palcami kształty, które chwilę temu podkreślała suknia.
        - Figurę masz drobną jak elfka, nie wiem czemu nie dajesz temu wszystkiemu wiary - szepnął, po czym pocałował dziewczynę w policzek. Odsunął się, otworzył przed Rakel drzwi i podał jej ramię, żeby mogli wyjść na ulicę.
        - A jeżeli chcesz posłuchać koleżanki, to wystarczy, że zaczniesz jeść, nie “więcej jeść”, po prostu przestać pomijać posiłki - zakpił delikatnie.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości