Valladon[Sklep z bronią] Do wesela się zagoi.

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Bała się Gadriela, bo był nieobliczalny. I chociaż rozum szukał sposobu na ocalenie własnej skóry, serce stawiało na pierwszym miejscu bezpieczeństwo Randa i Aleca. Wbrew pozorom obaj zdawali sobie sprawę z niekorzystnego układu sił, ale tylko Thorn starał się zachować zimną krew. Rand po prostu miał to w dupie, dlatego Dorian zawsze musiał uważać na młodszego brata. Był w gorącej wodzie kąpany i jeśli chciał komuś przyłożyć, to robił to, nawet jeśli sam miałby ucierpieć. A gdy w grę wchodziła jego siostra, nic innego się nie liczyło. A chędożony demon oczywiście nie ułatwiał, z dziecinną łatwością prowokując Evansa.
        - Wszyscy jesteście wrzodami na dupie – warknął Rand, ledwo mogąc ustać w miejscu z rozsadzającego go gniewu.
        Wiedział, że Rakel ma rację, ale to nic nie zmieniało. Zwolnił dopiero po chwili, gdy dziewczyna zaczęła rozmawiać z intruzem, a on zaczął się zastanawiać nad rozwiązaniem. To przyszło do głowy samo.
        Meve.
        Czemu nigdy jej nie było, jak była potrzebna, do licha! Rand ucichł podejrzanie, mentalnie powtarzając wezwanie wiedźmy, licząc na jej interwencję. Zawsze wpychała magiczne ucho w ich głowy, może teraz też się uda. Alec stał obok, świdrując wzrokiem Gadriela, nieporuszony ani jednym jego słowem, ale na tyle rozsądny, by nie rzucać się z motyką na słońce. Po prostu czekał na jakikolwiek moment, który dałby im przewagę.
        Rakel zaś naprawdę liczyła, że Gadriel upewni się, że nie ma tutaj jego brata i po prostu zniknie. Dlatego nawiązanie do zaproszenia złapało ją z opuszczoną gardą.
        - To twoja sprawka – szepnęła zaskoczona i skrzywiła się wyraźnie. Spojrzała na wyciągniętą rękę i ponownie w oczy demona. – Nie zignorowałam go. Odpowiedziałam. Nigdzie nie idę – powiedziała stanowczo, dla podkreślenia słów splatając ręce na piersi, gdy Gadriel wciąż drążył.
        - A ja ci mówię, że nie idę na żaden pieprzony ślub – odparła równie nieprzyjemnie. Znowu draka o pierdołę. Tak im zależało, by ją zranić? Oczywiście, że nie. Chodziło o Luciena. Ona zawsze była tylko jego słabością. A to tym bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że nie powinna się tam pojawiać.
        Odpowiednio dobrana groźba zawsze jednak działa. A Gadriel nie był głupi. Stanowisko Rakel rozpadało się na jego oczach. Nie obejrzała się na Randa, ale odwróciła na moment wzrok, a gdy znów spojrzała na demona, oczy wciąż wyrażały złość. Opuściła ręce i zacisnęła dłonie w pięści, które zapłonęły ogniem sięgającym aż po ramiona dziewczyny, odbijając się w barwnych oczach.
        - Nie groź mojej rodzinie, Gadriel – mruknęła, rozdarta między strachem, złością, a próbą zachowania spokoju.
        - Ja pierdolę – usłyszała za plecami głos Aleca, ale nie odwracała się. To była jej odpowiedź, ale demon nie dawał za wygraną. Uniosła tylko lekko brwi, słysząc, że demon zapewnia jej bezpieczeństwo.
        - Skoro próbujesz ze mnie zrobić kartę przetargową to jak możesz mówić o moim bezpieczeństwie – prychnęła, ale po chwili płomienie zgasły. Przez chwilę panowała cisza, gdy myśli Rakel pędziły gorączkowo, odhaczając kolejne opcje, ryzyka, potencjalne niebezpieczeństwa i sposoby na ich uniknięcie. To oczywiście niewiele wniosło, bo wciąż była w ciemnej dupie.
        - Kurwa.
        Dziewczyna przetarła twarz dłońmi i odwróciła się, łapiąc za drzwi, by je zamknąć. Skrzydło zatrzymało się na ręce Randa.
        - Nawet o tym nie myśl.
        - Rand…
        - Coś wymyślimy, przestań.
        - Zaraz przyjdę, Rand, obiecuję. Nigdzie jeszcze nie idę. Proszę – powiedziała łagodniej, napierając na skrzydło, aż jej brat cofnął się gwałtownie, klnąc donośnie. Rzuciła jeszcze przepraszające spojrzenie Alecowi i zamknęła drzwi, odwracając się w stronę Gadriela. Zmrużyła jeszcze lekko oczy, słysząc uderzenie w korytarzu i domyśliła się, że trzeba będzie naprawić jakieś drzwi.
        - Masz talent do zjednywania sobie ludzi – mruknęła, opierając się o ścianę.
        Przez moment chciała powiedzieć Gadrielowi, że wykorzystywanie jej do wywarcia na Lucienie jakiejkolwiek presji nie zadziała, ale wiedziała, że to nieprawda.
        „Wszystko co mówiłem było szczere”.
        Tak bardzo nie chciała sprawić mu problemów. Nie chciała, by musiał się o nią martwić. Nie chciała by ktokolwiek musiał. Ale to wszystko było poza jej kontrolą. Rand już teraz wychodził z siebie, a co dopiero, gdy usłyszy wieści. Tylko, że w jednym Gadriel miał rację. Nic nie mogła zrobić. Nawet gdyby stanęła w ogniu, to wystarczyłoby żeby pchnął ją magią w portal, i tyle z jej obrony.
        – Dobrze, pójdę na to wesele, skoro i tak nie mam wyboru – powiedziała z niezadowoleniem. – Ale nie wydaje mi się, żeby to był najlepszy pomysł – dodała znacząco, nie precyzując dokładnie o co jej chodzi. Demon powinien się domyśleć. W końcu ostatnim razem był w poważnych kłopotach tylko dlatego, że Lucien myślał, że dzieje jej się krzywda.
        - Ale teraz nigdzie z tobą nie idę – mruknęła. - Wesele jest przecież dopiero za parę dni, po cholerę mam tam być tak wcześnie. Poza tym tak nie pójdę – zakpiła, wskazując na siebie i nie musząc więcej dodawać. Od potarganych włosów, przez ubabraną farbą, za dużą na nią koszulę i przetarte na kolanach spodnie, prezentowała się jak idealny przykład tego jak nie powinno się wyglądać na weselu. Albo gdziekolwiek właściwie.
        Splotła ramiona na piersi, już nie w wyrazie buntu, a podświadomie dla obrony.
        - Możesz obiecać, że moim bliskim nic się nie stanie? – zapytała normalnym tonem, najwyraźniej licząc się z jakąkolwiek odpowiedzią, byle była szczera.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon uśmiechnął się półgębkiem widząc jak dziewczyna powoli się poddawała. Na każdego był sposób i odpowiednie argumenty, tylko wróbelek jeszcze nie zdążył się tego nauczyć. Miała tupet i pewnie przeciwnie do mężczyzn nawet mogłaby próbować coś ugrać, ale ostatecznie i tak była na straconej pozycji. Jednocześnie była dość bystra by zdawać sobie z tego sprawę, więc dziewczyna od ostrzeżenia w kontrataku, opuściła płomienną gardę.
        - Liczę na rozsądek Luciena - odpowiedział złośliwie rozbawiony. Pytanie było w punkt, a dziewczyna nie w ciemię bita jak pierwsza lepsza dzierlatka.
        Przekleństwo tylko poszerzyło uśmiech Gadriela - wyczuwał kapitulacją. Ponownie skrzyżował ramiona i poczekał aż dziewczyna wyrzuci mężczyzn z pokoju, żeby mogli spokojnie porozmawiać, bo brunetka wyglądała jakby liczyła na jakieś pertraktacje. Mogła spróbować.
        Prychnął cicho słysząc cyniczną uwagę i łypnął na brunetkę czujniej. Jeśli tak zamierzał grać, to wyraźnie tracili czas. Następne zdanie było sensowniejsze. Demon skinął głową z pewną siebie aprobatą i już wykonywał krok na przód w stronę Rakel, gdy ta musiała zepsuć cały efekt. Spojrzenie demona stało się ostrzejsze. Nie wydawało jej się, że to był dobry pomysł, tylko że nie miał innego. Nie chciał zostać na lodzie. Wystarczająco się naraził, los powierzając starszemu bratu, teraz będąc w ciężkiej, czarnej dupie, gdyby ten się nie zjawił. Przy okazji znając życie jeszcze zbierze komentarzy za nich obu, jak pokazywały ostatnie dni. Czy musiała o tym wiedzieć? Oczywiście, że nie.
        Uspokoił się nieco dopiero, gdy Rakel zwróciła uwagę na swój strój. Przymrużył oczy przechylając głowę na bok. Myślał przez chwilę zanim łaskawie skinął głową. Faktycznie wyglądała beznadziejnie. Nie by go to cokolwiek obchodziło, ale nie musiał dziewczynie aż takiego wstydu robić. Z myśli wyrwało go pytanie.
        - Oni mnie nie interesują. Są dobrym argumentem, nic więcej. Chcę cię mieć w Otchłani, to wszystko - zaczął mówić omijając sedno. Dopiero po chwili dodał: - Tak, są całkowicie bezpieczni. Póki współpracujesz. - Nie byłby sobą, gdyby zakończył rozmowę bez ostatnich słów.
        - Nie będę skakał po ciebie w dniu ślubu, będzie wystarczające urwanie dupy. Zresztą chcę, żeby Lucien cię zobaczył jak tylko się pojawi.
        - Daję ci jeden dzień - ostatecznie zapowiedział marudnie, wywracając oczami demon, gdy pokierował się rozsądkiem i czymś na kształt miłosierdzia, dając Rakel czas na przygotowanie się. Poza tym nie będzie musiał aż tak długo jej niańczyć. Przecież jeśli ją tam za sobą zaciągnie, to będzie musiał przypilnować, żeby nic i co gorsza nikt dziewczyny nie zeżarł. Zakładnik był wartościowy jak był nienaruszony. Przynajmniej do momentu rozpoczęcia negocjacji.
        - Pojutrze. Ale nie licz, że uda ci się uciec. Znajdę cię wszędzie. I pamiętaj, każde krętactwo zrywa naszą umowę - zapowiedział na odchodne, nim zniknął.

         Lucien w tym czasie przebywał głównie w Piekle. Obrączka co jakiś czas odzywała się nieprzyjemnym chłodem samotności i żalu, regularnie wytrącając demona z równowagi. Z czasem spróbował ignorować dokuczliwości, żeby przestać się rozpraszać. Chciał chociaż na moment skoczyć do Rakel, nawet jakby spała. Dosłownie na chwilę. Zerknąć, że wszystko było w porządku. Powstrzymanie się kosztowało Luciena wiele cierpliwości, ale próbował skupić się na większym problemie. Był nawet moment, że poczuł głośniejsze poruszenie, ale akurat gdy przyszło mu odbierać artefakt, a niezupełnie zidentyfikowany niepokój dość szybko się urwał. Demon zacisnął dłoń na obrączce próbując wyczuć coś więcej, ale nie wyczuł niczego poza smutkiem. Ze bezsilną złością podążył do chaty, kolejny raz powstrzymując się przed sprawdzeniem czy u Rakel wszystko w porządku. Gdyby działo się coś poważnego sygnał byłby wyraźniejszy. Pozostało mu racjonalne uspokajanie myśli. Skacząc w tę i z powrotem niczego by nie dokończył.

        Wiedźma położyła na stole sznur nawleczonych jeden przy drugim niewielkich, czarnych kamieni, mierzący dobry łokieć. Lucien popatrzył na splot, a potem na czarownicę, czekając na instrukcje. Czarnooka istota budując napięcie, wpierw zezwoliła na dotknięcie magicznych korali, tłumaczenie zostawiając na moment gdy nemorianin poświęci jej pełnię uwagi. Demon sięgnął dłonią do paciorków poznając je ze zmrużonymi oczami. Potem popatrzył na czarownicę.
        - Jak powiedziałam, dadzą ci czas. Uważaj, bo cały opór stawią korzystając z twojej energii. - Lucien skinął oszczędnie głową, a jak mogłoby być inaczej. Jeśli artefakt miał chronić jego osobę przed atakiem, musiał być z nim związany i skądś musiał czerpać siłę do działania. Rozliczył się z wiedźmą, zabrał ciężki sznur i wrócił do Piekła, żeby przygotować się na spotkanie.

        Łowca dusz siedział przy szerokim dębowym biurku, pomiędzy dwoma wielkimi czartami o byczych rogach. Diabły nie wyglądały na zbyt bystre, ale nikt nie miałby wątpliwości co do ich skuteczności. Typ siedzący w środku był odpowiedzialny za myślenie.
        - Podobno mnie szukałeś - odezwał się cichym, chłodnym głosem. Lucien skinął głową, siadając na przeciw.
        - Potrzebuję przysługi.
        - Kogo szlachciura chce sprzątnąć? - spytał z lekką kpiną łowca. Nigdy nie darzył zbyt wielkim szacunkiem tych, którzy zrzucali swoje brudy na innych, nawet jeżeli to dzięki nim robił karierę.
        - Nikogo - krótko odpowiedział demon, wywołując poirytowane spojrzenie piekielnika.
        - To czemu mnie tu ściągnęliście, marnując mój czas - syknął zerkając na Beliala, który w uniwersalnym geście uniósł obie ręce. On był tylko pośrednikiem.
        - Zabójstwo Nicolette d’Notte, co pamiętasz? -
        Łowca dusz zmarszczył brwi spoglądając na demona agresywniej.
        - Skąd pomysł, że cokolwiek wiem?
        - Ponad trzysta lat temu, włamanie na nemoriański dwór, żeby unicestwić panią domu. To zbrodnia dość brawurowa, żeby zapadła w pamięć. - Kąt ust piekielnika drgnął nieznacznie.
        - Powiedzmy, że coś mi świta. Czego chcesz? - Przed spotkaniem Lucien otrzymał trochę informacji o swoim przyszłym rozmówcy. Słynął nie tylko ze skuteczności, ale i doskonałej pamięci oraz katalogowania zleceń. Podobno żadnego z nich nie zapominał.
        - Podaj mi nazwisko zleceniodawcy.
        - Na co ci ono? - zakpił piekielnik, ale nie doczekał się nic ponad uparte, beznamiętne spojrzenie.
        - Dobrze wiesz kto był zleceniodawcą, młody dziedzicu - prychnął, sprawiając, że Lucien spojrzał na niego spod rzęs.
        - Wymów jego imię na głos.
        - Beal d’Notte - wycedził powoli, czekając jakiejś reakcji. Demon jednak ani drgnął, przywołując niewielki uśmieszek na twarzy łowcy. - Co teraz?
        - Chcę, żebyś ogłosił to zeznanie przy świadkach
        Łowca dusz nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
        - Nie.
        - To nie była prośba - odezwał się Lucien, kładąc rapier wzdłuż stołu. Belial zesztywniał, podobnie jak oba diabły, tylko assasyn poza wybuchem wesołości pozostał niewzruszony.
        - Obiecałeś mi nietykalność.
        - W przypadku zeznań, inaczej nie jesteś mi potrzebny.
        Piekielnik spojrzał na Beliala, który spoglądał na Luciena. Z jednej strony to nie był pierwszy interes jaki ubijał z tym demonem, z drugiej właśnie nieźle nadstawił swoją dupę i reputację, przez te nemoriańskie gierki.
        - Skąd masz pewność, że dasz mi radę? - łowca dusz odezwał się ponownie, szepcząc ostrzegawczo, a czarty jak dobrze wyszkolone psy spięły się gotowe do walki.
        - Nie mam nic do stracenia - demon odezwał się spokojnie. Za spokojnie by mógł kłamać. Łowca dusz roześmiał się ponownie.
        - Chcesz wywołać wojnę? - parsknął.
        - Chcę, żebyś publicznie wskazał prawdziwego winnego, nic więcej ci nie jest potrzebne - Lucien powoli wymówił każde słowo. Łowca dusz ponownie rozparł się w fotelu.
        - W zamian za?
        - Już ustaliliśmy, za nietykalność. - Łowca dusz prychnął słysząc jak dyskusja zatoczyła koło.

         Gadriel zjawił się na progu Rakel jak obiecał, dając dziewczynie pełen dzień na przygotowanie się, zjawiając się następnego wieczora. Nie przywykł do stosowania się do norm czasowych i doby, ale udało mu się właściwie wycelować i Valladon powitał późnym wieczorem. Znów nieproszony wszedł do środka, tym razem jednak znacznie ciszej i spokojniej. Od ostatniego spotkania emocje trochę opadły, chociaż Scarlett i spółka nieodmiennie wyprowadzały go z równowagi.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Podświadomie zapewne zdawała sobie sprawę, że ta cała sytuacja, ta cała rozmowa, to tylko granie na czas. Wiedziała, że nawet nie może mówić, że jest od Gadriela słabsza, bo tutaj nie było skali do pomiaru - była przy nim nikim. Nawet gdyby udało jej się go podpalić, to prawdopodobnie odczułaby odwet szybciej niż by się spodziewała. A nie mogła ryzykować, że wciągnie w niebezpieczeństwo Randa i Aleca. Po prostu nie miała wyboru.
        Butny charakter i troska o bliskich kazała jednak walczyć o każdy kawałek pola i bronić tego co wywalczyła za wszelką cenę. Odkąd zamknęła drzwi, zostawiając mężczyzn bezpiecznie po drugiej stronie, zarówno ona jak i Gadriel zrobili się spokojniejsi. A ten ostatni bardziej wygadany.
        Liczył na rozsądek Luciena - to nie najlepszy pomysł. Nie chciała sobie nawet wyobrażać co zrobi demon, gdy zobaczy ją w Otchłani. O ironio, pomijając liczne niebezpieczeństwa, jakie mogła sprowadzić na siebie i na niego, swoim pojawieniem się, to zaczęła też się martwić, że Lucien będzie na nią za to zły. Jak to mózg potrafi dziwnie pracować, skupiając się na takich drobiazgach w obliczu walącej się codzienności.
        Widziała, że na zmianę Gadriela uspokaja i drażni i gdyby nie okoliczności, pewnie uśmiechnęłaby się lekko. Oczywiście, że robiła to z premedytacją. Co jak co, ale targować się umiała. Po prostu nie chciała robić tego o bezpieczeństwo własne i bliskich. Nastroszyła się trochę, gdy demon taksował ją wzrokiem, na jej własną prośbę niestety, ale najważniejsze, że dzięki temu ugrała jeden dzień. Mało, ale zawsze coś.
        Skinęła głową i odetchnęła z lekką ulgą, słysząc że bratu i znajomemu nic nie grozi. Cała reszta jej się nie podobała. Chce ją mieć w Otchłani. Chce, żeby Lucien ją zobaczył. Czego on się spodziewa? Przecież, na Los, Lucien tak samo mocno chce się z tego wyplątać, bo chyba o to chodzi? Wątpiła, by Gadrielowi było w smak żenienie się z jakąś wdową, nawet jeśli na nemoriańskie standardy wygląda normalnie. Tego tematu wolała jednak nie poruszać na głos.
        - Dziękuję – odpowiedziała, mimo wszystko. Bo mimo tego całego zamieszania i bałaganu wiedziała, że Gadriel nie musiał iść jej na rękę, nie musiał z nią w ogóle rozmawiać. Mógł złapać za rękę i zniknąć, Rand i Alec nawet nie zdążyliby wbiec na górę.
        - Nie będę uciekać – obiecała ze spokojem i zamrugała, gdy demon zniknął.
        Wtedy opuściły ją siły i opadła na łóżko, kładąc się na moment na plecach. Wiedziała, że musi zaraz wyjść, żeby chłopcy nie panikowali, ale aż miała mroczki przed oczami ze stresu. Musiała też przemyśleć kilka spraw, a przede wszystkim przygotować się na jedno wielkie kłamstwo.
        - Rand? – zawołała, wychodząc powoli z pokoju. Na korytarzu stał tylko Alec. Ubrał się już, ale wciąż miał kuszę w ręce.
        - Hej, nic ci nie jest? – zapytał, podchodząc i obejmując dziewczynę jedną ręką. Drugą pchnął kuszą drzwi do jej pokoju i dopiero, gdy upewnił się, że jest pusty, odetchnął z ulgą.
        - Wszystko w porządku – powiedziała, odsuwając się po chwili.
        - O nie, Rakel. Wszystko jest bardzo dalekie od porządku. Co to jest za gość? Czego od ciebie chciał? Czy ty naprawdę miotasz płomieniami? – zadawał losowe pytania, w pewnym momencie wywołując już uśmiech na twarzy dziewczyny.
        - Naprawdę, już po wszystkim. Przepraszam za to co się stało.
        - Daj spokój.
        - I… tak – odparła, otwierając niewielki płomień na dłoni. Alec wpatrywał się w niego wielkimi oczami, a w końcu potrząsnął głową jak pies.
        - Tak mi się, cholera jasna, wydawało, że ty najpierw tę patelnię rozgrzałaś, a potem włączyłaś palnik, ale przecież to było niemożliwe, więc…. Ach. – Machnął ręką i odstawił kuszę, znów obejmując Rakel. To było miłe, że tak się martwił. Ale nie chciała tego dla nich, więc tylko utwierdziła się w przekonaniu, co do swojego planu.
        - Gdzie Rand? – zapytała, a Alec cofnął się, zbierając kuszę z ziemi i odnosząc do pokoju.
        - Pobiegł po Meve. To ta wasza babcia, tak?
        - Przyszywana – odezwała się Rakel, chórem z wiedźmą, która właśnie wchodziła po schodach. – Meve!
        - Na chwilę cię dziecko z oka spuścić i zaraz się demonami otaczasz – mruknęła, stukając laską po schodach. – Jeden ci mało?
        - Niepotrzebnie się fatygowałaś, już w porządku.
        - Gówno, nie w porządku! – odezwał się Rand z dołu, bezskutecznie próbując wyminąć Meve. – Och, ruchy na sprzęcie, babciu!
        - Nie poganiaj mnie chłopcze, bo nie wiesz ile mam lat. Robię co mogę!
        - Rand, ja… ugh – sapnęła, złapana w kolejny niedźwiedzi uścisk. – Zadusicie mnie dzisiaj! – protestowała, klepiąc brata po ramieniu.
        - Przepraszam, że nic nie mogłem zrobić – powiedział cicho i Rakel zamarła. Zaraz odwzajemniła uścisk i odsunęła się, spoglądając Randowi w oczy.
        - Patrz na mnie. Wszystko jest w porządku. Gadriela nie ma. Szukał Luciena i jak go nie znalazł do poszedł.
        - A co chodzi z tym weselem? Chciał cię zabrać! – syknął Rand.
        - Dostałam zaproszenie na Luciena ślub – westchnęła, przerywając na moment, by brat się wyprychał. – Odpisałam im, że nie przyjdę. Gadriel chciał mnie namówić, ale się nie zgodziłam.
        - I co, tak po prostu odpuścił? – Alec zerknął na nią podejrzliwie. Rakel nie wiedziała czy potrafi kłamać, ale nigdy nie miała lepszej motywacji.
        - Tak po prostu – odparła, wzruszając ramionami. – Chciał mnie zaciągnąć na siłę, ale powiedziałam, że narobię im tam takiego wstydu, że pożałuje. A on też się wtedy żeni.
        - Co? Zbiorowy ślub? Może jeszcze na druhnę cię chcieli? Nie no, ja nie mogę. Potrzebuję drinka – mruknął Rand i zbiegł po schodach.
        Dziewczyna sięgnęła spojrzeniem za Meve, która kręciła się w jej pokoju, dłubiąc przy drzwiach.
        - Co robisz? – zapytała ciekawsko, podchodząc do Widzącej. – Co robisz?! – krzyknęła już wystraszona, widząc że staruszka właśnie ryje nożem po jej drzwiach.
        - Nie powinnam, ale się wtrącam – mruknęła Meve z niezadowoleniem. – Kilka symboli. Nie zatrzymają demona na długo, ale przynajmniej nie będzie mógł sobie tak po prostu wejść, chyba że przez ścianę lub okno.
        - No to im się zdarza.
        - Wiem, ale to wszystko co mogę zrobić doraźnie. Dla pełnej ochrony powinniście mieć je w fundamentach wyryte, w każdej ścianie i wokół framug okiennych.
        - Da się zrobić – mruknął Rand, wracając ze szklanką. Bursztynowy płyn w środku był dla Rakel nowością.
        - Daj spokój, nie będziemy w chacie rzeźbić.
        - Poczekaj tylko – burknął znowu. – Czyli co, mamy spokój? – zapytał, a Rakel wzruszyła ramionami.
        - Póki co. Słuchaj, skoczę do Niny. Mógłbyś nie mówić o tym wszystkim Dorianowi?
        - Zapomnij.
        - Ugh… a możesz dać mi chociaż jeden dzień spokoju, zanim runie mi na głowę?
        - Pomyślę. Ucałuj Ninę.
        - Uhm.

        Plan był prosty. Nikomu nie powie, że znika. Nikomu poza Niną. Jak się zorientują to dostaną takiego samego napadu szału, jakiego dostaliby teraz, a przynajmniej będą bezpieczni i jej już tu nie będzie.
        Pierwszy raz pojawiła się w nowym zakładzie krawieckim Niny. Uśmiechnęła się już z daleka, widząc sterczący dumnie nad drzwiami szyld jej własnej roboty. No dobra, na moment spuchła z dumy. Przeszło jej, gdy przez okno zobaczyła, że u przyjaciółki jest Dorian. Trzeba będzie go spławić.
        - Cześć! – zawołała, wchodząc w akompaniamencie dzwonka.
        - R.! Na Los, jak ty wyglądasz!
        No tak, tylko Nina zwróciłaby na to uwagę. Osobna sprawa, że ona też się trochę zapomniała i wyszła z domu tak jak stała, czyli jak ofiara wypadku podczas remontu.
        - Cześć młoda.
        - Cześć Dorian – uśmiechnęła się Rakel i spojrzała na Ninę. – N., mam sprawę do ciebie – powiedziała wystarczająco konspiracyjnym tonem, by oczy blondynki wyszły z orbit. Nie zadała jednak jeszcze żadnego pytania, a zamiast tego złapała swojego męża i zaczęła popychać go do drzwi.
        - Babskie sprawy, idź sobie!
        - Nie mogę porozmawiać z…
        - Nie! Kocham cię, pa! – pisnęła i zatrzasnęła za Dorianem drzwi. Evans tylko pokręcił głową i odszedł, a gdy Nina się w tym upewniła, zakluczyła drzwi i obróciła tabliczkę na „zamknięte!” Później sama okręciła się na piecie, wbijając nazbyt inteligentne spojrzenie w przyjaciółkę.
        - Powiedz to – szepnęła uśmiechnięta, a Rakel westchnęła. Skąd ona to wszystko wiedziała?
        - Potrzebuję sukienkę – powiedziała w końcu i skuliła się, gdy blondynka pisnęła.
        - TAK! Całe życie czekałam na te słowa, chodź tu natychmiast – zarządziła, prowadząc Rakel na okrągły podest i zasłaniając kotary. – Zapal proszę światło – rzuciła i brunetka posłusznie odpaliła kilkadziesiąt świec w zakładzie. Nina zawsze musiała mieć dobre światło.
        - Nie zapytasz, po co mi ona?
        - Na ślub Luciena oczywiście.
        - Skąd ty…?
        - R. proszę cię. Kocham cię jak siostrę, ale na co innego byłaby ci potrzebna sukienka?
        - No tak. Hej, nie masz już moich wymiarów? – zaprotestowała, gdy Nina wlazła jej pod pachę z miarą, notesem pod pachą i ołówkiem w zębach.
        - To były inne. Idziesz do Otchłani podbierać komuś męża, musisz mieć suknię jak księżniczka.
        - Zwariowałaś chyba. Nikomu nikogo nie będę podbierać!
        - Właśnie, jak ty tam trafisz?
        - Gadriel, Luciena brat.
        - Ach, oczywiście. Kiedy będzie?
        - Jutro wieczorem…
        - Słucham?! Chyba sobie ze mnie żartujecie! Ja wiem, że jestem niesamowita, ale suknia w jeden dzień? O kochana, zostajesz u mnie na noc.
        - Nie mogę N.! I ty nie możesz nikomu powiedzieć.
        - Proszę co?
        - Dorian, ani Rand, ani Alec, nikt, podkreślam, nikt nie może wiedzieć.
        - Powiedziałaś im, że nie idziesz – momentalnie domyśliła się Nina, załamując ręce.
        - Tak, bo…
        - Dostaliby szału. No dobrze… ale Dorian…
        - Jest teraz twoim mężem, wiem, ale proszę cię jako przyjaciółka.
        - Och. No dobrze. Ale nic ci nie będzie? Wiesz co robisz?
        - Wszystko będzie dobrze – powtórzyła Rakel jak mantrę, sama nie wiedząc, czy w to wierzy. A bystre spojrzenie Niny mówiło, że jest tego świadoma. Nie odezwała się już jednak. Nie na ten temat, bo z suknią nie dała jej żyć.
        Mimo protestów została u Niny prawie do północy, a wtedy już przyszedł po nią Rand, waląc w drzwi zakładu tak niespodziewanie, że obie krzyknęły. Siedziały nad wykrojami Niny, przerzucając album i szukając czegoś odpowiedniego, ale Rakel było to zbyt obojętne, a Ninie nic się nie podobało. W końcu machnęła na to ręką i pobiegła otworzyć Randowi.
        - Nie musisz mnie odprowadzać do domu – burknęła zawstydzona Rakel, ale brat tylko poczochrał ją po głowie i pogonił ulicą.
        - Masz u mnie być jutro z samego rana! – zawołała jeszcze za nią Nina.
        - Co knujecie? – dopytywał Evans, a Rakel tylko wzruszyła ramionami.
        - Nina pokazywała mi swoje sukienki – odparła, w tym samym momencie pozbywając się zainteresowania brata.

        Następnego ranka posłusznie zapukała do zakładu, przyglądając się niepewnie opuszczonym zasłonom, ale nim zdążyła się rozejrzeć, drzwi otworzyły się gwałtownie, ukazując roztargnioną Ninę i jej wielkie oczy.
        - Chodź szybko!
        - Cześć N…
        - Mam genialny pomysł!
        - Spałaś? – zapytała Rakel, idąc ostrożnie za blondynką, która zamaszyście odsłaniała kotary, a później biegła do niej znów z albumem z wykrojami. Na pytanie nawet nie uniosła głowy.
        - Nie wiem. Słuchaj. Idziesz na ślub, tak?
        - No tak.
        - U nich to pewnie wielka feta w pałacu, wszystko super eleganckie i dystyngowane?
        - Zapewne. Co…
        - I powinnaś mieć piękną balową suknię, żebyś wyglądała jak te wszystkie arystokratki?
        - Raczej tak…
        - Właśnie nie! – Nina uderzyła otwartą dłonią w album, aż brunetka podskoczyła.
        - Nie? – Rakel spojrzała niepewnie na przyjaciółkę, która wyglądała naprawdę na niebezpiecznie pobudzoną. Tylko szycie doprowadzało ją do takiego stanu, wyglądała tak przy swojej sukni ślubnej.
        - Nie! Nie jesteś arystokratką.
        - No co ty nie powiesz – burknęła brunetka. Zupełnie nie rozumiała o co dziewczynie chodzi.
        - Nie, chodzi mi o to, że nie masz wtopić się w tłum. Masz się wyróżniać! Masz wyglądać tak, żeby wszyscy na ciebie patrzyli.
        - O, nie, nie. Zdecydowanie nie, N. Nie mają na mnie patrzeć.
        - Och, i tak będą, plotki na pewno już krążą, wiem coś o tym.
        - Nie wątpię.
        - Słuchaj, a nie kpij!
        - Przepraszam.
        - Powiedz szczerze. Nie chcesz, żeby tej nemoriańskiej zdzirze, co ma niby za Luciena wyjść, oczy wyszły z orbit?
        - Emm… - Rakel nie spodziewała się u przyjaciółki takiego entuzjazmu, a zdecydowanie nie słyszała u niej nigdy takiego słownictwa. Nie zmieniało to jednak faktu, że ta kochana wariatka jak zawsze miała rację. Brunetka odwróciła wzrok. – No może trochę… - przyznała niechętnie. – Ale nie wiem czy jestem gotowa, żeby za to zapłacić.
        - Och, nie dramatyzuj. Zobacz. – Nina szybko przewertowała album. – Ta góra ci się podobała, prawda?
        - Uhm.
        - I… - zaczęła, znów przelatując album ze szkicami. – O, i ta czarna koronka na dole?
        - No sama koronka, bez tych bufiastych takich tam – mruknęła Rakel, wskazując niepewnie na cały dół sukni, po czym spojrzała na Ninę. Ta miała niepokojąco triumfalne spojrzenie. Nie takie zazwyczaj widywała, gdy marudziła na sukienki.
        - Będziesz zadowolona.
        - Nie jestem pewna.
        - Zaufaj mi, R.!
        - Ufam przecież.
        - No! To uciekaj i wróć po południu, będzie gotowe.
        - Już?
        - Górę już zrobiłam.
        - Naprawdę nie spałaś. Tylko jak ja to przemycę do domu?
        - Och, spokojnie. Dorian wpadł na genialny pomysł i zaprosił na wieczór Randa i Aleca do siebie, będziesz miała wolną chatę – odpowiedziała Nina, uśmiechając się i kręcąc złotego loka na palcu. Rakel westchnęła.
        - Sam wpadł, hm? Boję się ciebie czasem.
        - Czasem musisz, bo inaczej jesteś strasznie uparta.
        - Ja ciebie też, N.
        - Dobra, to zmykaj, bo mam dużo pracy! I wracaj po południu.

        Rakel zabijała czas najlepiej jak umiała, jednocześnie starając się nie wzbudzić podejrzeń brata. Na szczęście Rand z Aleciem dostali już jakieś zlecenie, czym się jej dumnie pochwalili i dzięki czemu na moment zapomnieli o wczorajszej drace. Później zniknęli w piwnicy, szykować materiał. Rakel zaś ukradkiem zmieniła nożem jeden z symboli na głównych drzwiach, by Gadriel mógł wejść. Nie była z tego powodu zachwycona, ale nie miała wyboru. Wolała, żeby się nie musiał dobijać, bo zrobiłby raban na ulicy. Na swoich i wszystkich innych drzwiach symboli nie ruszała, swój pokój zostawiając po prostu otwarty. Spakowała się ukradkiem, zostawiając torbę pod łóżkiem i zawczasu naskrobała krótki liścik. Nie mogła zniknąć zupełnie bez słowa, ale nie mogła im też powiedzieć prawdy. Jeszcze tego tylko brakowało, by bracia pozaciągali długi u Meve i pojawili się niespodziewanie w Otchłani. Nie, napisała im, że pokłóciła się z Remym przed jego wyjazdem i głupio jej było to tak zostawić. A że przy nich elf zapraszał ją do siebie to powinni uwierzyć, że pojechała w odwiedziny. Po tym, co wczoraj się stało, na pewno to sprawdzą, ale zanim list dotrze do Elisii i wróci zaskoczona odpowiedź, ona będzie już w domu. A przynajmniej taki był plan.
        Mając jeszcze chwilę czasu, zanim będzie musiała wrócić do Niny, Rakel poszła na zakupy. Co jak co, ale jednak jechała na ślub, a niezależnie od sytuacji nie wypadało pojawiać się z pustymi rękami. I gdyby nie okoliczności, szukanie prezentu dla Luciena sprawiłoby jej czystą przyjemność. Nie miała wielkich środków, a nemorianin mógł sobie pozwolić na wszystko, czego chciał, więc pod tym względem nie miała co próbować go zaskoczyć. Postawiła więc na drobiazgi, które, miała nadzieję, czasem mu o niej przypomną. Kupiła mu kilka paczek różnych aromatycznych kaw i przypraw do nich, wraz z instrukcją, jak zaparzyć każdą z nich. Do tego kilka dużych świec zapachowych, o aromacie kawy oczywiście, i powieść, którą zaczął u niej czytać, a miał czas na raptem kilkanaście stron.
        Nie miała zielonego pojęcia co kupić tej całej Scarlett, ale tu już stwierdziła, że starczy pozorów. Jeśli już musiała się tam pojawić, to dla Luciena, nie dla niej. W domu spakowała wszystko, w ostatniej chwili dołączając do pakunku jeszcze osełkę, którą przywaliła Lucienowi pierwszej nocy, gdy pojawił się u niej w pokoju. Nie wiedziała czy będzie pamiętał, ale jeśli nie, to osełka każdemu się przyda. Później już pędem pobiegła do Niny.

        - Oszalałaś.
        Rakel spoglądała w lustro oszołomiona. Już zakładając strój przyszykowany przez Ninę miała obiekcje i głośno je wyrażała, ale dopiero teraz widziała w pełnej krasie poziom szaleństwa przyjaciółki.
        Miała na sobie spodnie. Obcisłe i czarne miały o wiele wyższy stan, niż była przyzwyczajona, sięgając jej aż do pasa. Nie nawykła do zakrytych bioder, ale musiała przyznać, że były nadzwyczaj wygodne. Na górze miała prostą bluzkę, nawet nie gorset, którego się spodziewała, a równie obcisły, czarny materiał, z dekoltem głęboko odsłaniającym ramiona i otulającymi je krótkimi rękawkami. Co gorsza, bluzka kończyła się właśnie ciut nad pępkiem, pozostawiając między spodniami a górą pas gołej skóry, przykrytej tylko czarną koronką, która odstawała dalej sztywno, tworząc wokół nóg Rakel kształt balowej spódnicy. Oczywiście tylko od boków do tyłu, żeby przypadkiem nikt nie przeoczył, że dziewczyna ma na sobie spodnie.
        - Oszalałaś – powtórzyła oniemiała Rakel, okręcając się i próbując obejrzeć ze wszystkich stron.
        - Prawda? – zawołała zachwycona Nina, chyba odmiennie rozumiejąc słowa przyjaciółki. – Wyglądasz niesamowicie, jak mamę kocham.
        - Ale… Nina, nie mogę iść w spodniach – zaprotestowała brunetka, wyrywając w końcu krawcową z amoku. Nina spojrzała na nią zdziwiona.
        - Co? Jak to nie? Oczywiście, że możesz. Wszystko możesz, jesteś stąd. Dla nich i tak będziesz inna. To już bądź inna z przytupem!
        - Ale N., ten dekolt… i ta bluzka, taka krótka! Brzuch mi widać! Nie mogę iść na przyjęcie z odsłoniętym brzuchem!
        - Nie jest odsłonięty, koronka jest – odparła spokojnie Nina. – I przestań obciągać tą bluzkę, jest szyta na miarę sierotko. Brzuch zasłonisz tylko kosztem odsłonięcia cycków.
        - Świetnie.
        - Och już nie bądź taka cnotliwa, kiedy znowu będziesz wyglądała tak kobieco?
        - Dzięki.
        - No wiesz, naprawdę wyglądasz świetnie, a ciągle kpisz.
        - N…
        - Myślisz, że się nie znam? Wiem do cholery co robię, mogłabyś mi w końcu zaufać.
        - N…
        - Poza tym dosyć mam już tych twoich chłopczycowych koszul! Masz wyglądać jak babka, do diaska! A Luckowi ma szczęka do ziemi opaść i już!
        - N.!
        - No co?
        - Jest piękna. Dziękuję – powiedziała Rakel z uśmiechem, wprowadzając Ninę w konsternację i wyciągając z trybu bitewnego.
        - Och. Wiem przecież. Proszę – odpowiedziała łaskawie, jak zawsze strzepując nieistniejący paproch ze spódnicy.

        Najlepsze w tym wszystkim było to, że spodnie i bluzkę mogła spakować do torby i tylko koronkową spódnicę Nina zapakowała jej w materiałowy pokrowiec. Dostała też dwie „normalne” bluzki, żeby nawet nie myślała o zakładaniu koszul. Też były na guziczki, ale materiał miały delikatny, a dekolt opadający z ramion. Też się uparła…
        Rakel nie zostało jednak już tak wiele czasu, więc wykąpała się szybko i rozczesała włosy, a później ubrała w bordowe spodnie i jedną z bluzek od Niny. Obcasy spakowała do torby, na nogi wciągając swoje zwykłe sznurowane buty. Nóż od Doriana na powrót wylądował w cholewie, a drugi, już z normalnym ostrzem, wrzuciła luzem do bagażu.
        Ledwo zdążyła upewnić się, czy na pewno wszystko ma, gdy usłyszała otwierające się cicho drzwi i kroki na schodach. Skradający się Gadriel bardziej ją przestraszył, niż gdy robił wczoraj raban i Rakel siłą powstrzymywała się, żeby nie czekać na niego ze sztyletem w ręce. Załapała pokrowiec ze spódnicą, zarzuciła torbę na ramię i spotkała się z demonem w drzwiach.

Ciąg dalszy: Lucien i Rakel
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości