Strona 1 z 1

Czas na tańce!

: Pon Lut 19, 2018 11:49 pm
autor: Tean
Teaniusz uśmiechnął się zalotnie do Cam i zaśmiał się nieco.

- Ależ oczywiście, że jestem, powiedz, ile znasz diabłów wynalazców? Więc tym bardziej nie kłamanie to dla mnie pestka, kochanie. – Przewrócił oczami, tymi niebieskimi, ludzkimi, wykreowanymi przez iluzję, co też ta dziewczyna nie wymyśli. – Diabeł nauczyciel… Masz wyobraźnie, nie ma co. Nie ma diabłów nauczycieli, jest tylko życie, które kopie piekielnym tyłek tak bardzo, aż sami nie zaczną tego robić innym – powiedział zupełnie poważnie, choć nie wszystko pamiętał, to jednak miał wrażenie, że tam w czeluściach jego zamglonych wspomnień wcale nie chowa się żadne sielskie dzieciństwo.

Diabeł pokręcił głową na uwagę o leczeniu. Byłoby jeszcze szybciej, gdyby tylko miał tak mocno przyśpieszoną regenerację, jak anioły. Im to się zawsze dostaje najlepsze, i to, i skrzydła, niedoczekanie! Dobrze, że chociaż te wstęgi dały mu obecnie spokój.

- Stereotypy. W rzeczywistości nie jest tak łatwo rozpoznać, kto jest zły, a kto dobry. No bo spójrz, jak bardzo musiałbym być brzydki z powodu tego, kim jestem? – Pokręcił głową. – Już ci mówiłem, wygląd nie określa, czy dana osoba jest dobra, czy zła. Nieważne, czy elf, człowiek, maie…

Gdy doszli do wioski, było bardzo tłocznie, wesoło i gwarno. Wszyscy świetnie się bawili, przygotowując wioskę do obchodów jakiegoś święta. Piekielny z trudem uciekł od zauroczonych nim dziewczyny. O dziwo, gdy te same do niego przychodziły, już nie były takie fajne, tak jak Camelia, o zamkniętym serduszku, do którego diabeł marzył, by znaleźć klucz, co nadawało mu życie nowy sens, który nagle nie zniknie, tak jak te wszystkie poprzednie i przyziemne sensy.
Gdy już myślał, że porozmawia sobie z Camie, to usłyszał swoje imię wymawiane przez znajomy głosik. To znaczy jego ton, błąkał się w głowie diabła nie bardzo mogąc dopasować się do konkretnych wspomnień.

- E… Znamy się tak? – spytał głupawo, aczkolwiek naprawdę nie był już pewien.
- Aysha! Jak możesz mnie nie pamiętać? Byliśmy niezłym kompanami w młodości, Teaniuszu…
- Chyba jednak nie było tak kolorowo, skoro cię nie pamiętam – zachichotał.
- Uhh, raczysz żartować. W ogóle miło, że w końcu wywlokłeś swój czerwony zad poza mury tego okropnego zamczyska.
- E… No… - Nie bardzo wiedział co mówić, jak zachowywać się przy kimś, kogo się znało, ale się go nie pamięta, a ten ktoś ciebie zna dość dobrze.
- Jak tam twoje prace nad… - zachichotała – skrzydełkami?
- Mam idealny obiekt wspomagający pracę – rzucił okiem na Camie.
- Z pewnością intrygujący. Słuchaj, ogólnie to dziś się włóczyłam po świecie i…

W ten sposób Teaniusz został wręcz wrobiony w jakiś bal, wyraźnie zabrakło mu asertywności, eh te kobiety. Szczególnie gdy Aysha przybrała naturalną postać, ten uroczy ogonek i różki i skrzydła! Dzięki którym tak zgrabnie odleciała…

- Wygląda na to, że szykują się nam tańce… gdybym jeszcze cokolwiek z tego umiał… - Piekielny nie mógł uwierzyć, że nigdy nie przyszło mu do głowy odbębnienia nauki tańca, przecież kobiety marzą o takim romantycznym tańcu! – No cóż, co powiesz na podróż moim… wozolotem? Może to nie skrzydła, aczkolwiek… W sumie jeszcze nie był testowany... W każdym razie zobaczysz!

Wrócili do Starego Dworu, a diabeł pobiegł do jakiejś szopy na zewnątrz i zaczął siłować się z jakimś dziwacznym wozem. Po bokach miał śmieszne, prostokątne skrzydła. W środku zaś miejsce raptem na dwie osoby i ewentualny niewielki bagaż.

- Panie przodem. – Pomógł Camelii wsiąść, po prawej, po lewej zaś była cała maszyneria do sterowania pojazdem, tam, gdzie nogi były aż cztery dziwne blaszki aż proszące się, by nacisnąć. Można było jedną nogą naciskać jednocześnie wewnętrzną parę, a także obiema nogami wszystkie cztery naraz.

Przy siedzisku Teaniusza był również ster, taki jak na statku, ale znacznie pomniejszony. Diabeł zaczął naciskać wszystkie blaszki przy nogach, co wprawiło skrzydła w ruch, okazało się, że na samym tyle były jeszcze jedne, prawdopodobnie odpowiadające za rozpęd do wzbicia i kierunek lotu.
Koła zaczęły się toczyć, przejechali kawałek, a wozolot zaczął się podnosić. Nie trwało to długo, wręcz całkiem szybko wzbili się ponad ziemię i mogli podziwiać niecodzienne widoki, a nawet skubnąć samych chmur. Lecieli nad górami, rzekami, laskami, wioskami. Ludzie w dole wyglądali jak mrówki. W końcu zaczęły malować się zarysy miasta Valladon.

Re: Czas na tańce!

: Nie Mar 25, 2018 4:35 pm
autor: Camelia
        Camelia przez większość czasu, który spędziła w wiosce z diabłem, milczała. Nie czuła potrzeby rozmowy w takich chwilach; jedyne co, to odpowiadała sporadycznie na pytania i zaczepki Teana. Piekielny zdawał się być niesamowicie rozmowny, co kompletnie przeczyło z wcześniejszą wersją tej rasy, o jakiej Camelia słuchała całe swoje życie. Czyżby demony jednak mogły znaleźć przyjaciół? Maie pracowała nad swoim charakterem, który ostatecznie został jej odebrany. A skoro demony są złe, bezlitosne i okrutne, ona także musiała stać się potworem. “Nie tak łatwo rozpoznać, kto jest zły, a kto dobry”, powiedział. Więc cała metamorfoza Camelii okazała się bezsensowna? Czyżby to był błąd?
To tym bardziej napawało demonicę chęcią zemsty.

        - Także nie umiem tańczyć. Ale lubię zabawę - odpowiedziała Cam, ciągle błądząc myślami wokół cycatej pokusy. Czy ona była zła? Za co wylądowała w piekle, jakie grzechy popełniła, że została kusicielką mężczyzn?
        - Czy zostanie kimś złym jest karą od losu? - szepnęła, mając nadzieję, że Tean tego nie usłyszał. W tym wypadku… “Co ja zrobiłam złego?”.

        Ujrzała dziwną, latającą maszynę. W głowie Camelii powstała masa pytań, która potem znalazła swoje ujście razem z ekscytacją w jednym wielkim;
        - Uuuuoooooooaaaaaaaaaaaaa! - Demonica obeszła cały sprzęt dookoła, skacząc i dotykając możliwie każdego elementu, jaki mogła tylko dotknąć. - Co to? Jak to lata? Gdzie to ma zasilanie? Czy to żyje? Jak to działa? Czy to jest przyjazne dla zwierząt? - Wcale nie miała na myśli Slanii. Maie raczej chodziło o fakt, że sama może stać się każdym możliwym zwierzęciem, stąpającym po świecie Alaranii. Niespodziewanie naszła ją szalona myśl, aby w trakcie lotu zamienić się w masywnego słonia i sprawdzić budowę maszyny.
        Bez protestów wsiadła do machiny i pozwoliła diabłu zapanować nad sytuacją. Slania skuliła się na kolanach swojej właścicielki, popiskując cichutko przez sen. Niespodziewanie znaleźli się w powietrzu. Camelia nie powstrzymywała radosnego uśmiechu.
        Kobieta postanowiła złamać parę zasad i nieco się zabawić. Wstała z siedzenia i znalazłszy się u krawędzi wozu, próbowała złapać jedną z chmur, obok których przelatywali. Niespodziewanie jednak straciła równowagę i wypadła. Slania wpadła w nie lada panikę, jednakże na darmo. Camelia bowiem szybko znalazła się na pokładzie w postaci małego, szybkiego koliberka. Co chwilę także próbowała się ścigać z maszyną, aż w końcu grzecznie usiadła na swoim miejscu w ludzkiej postaci.

        Znaleźli się w Valladonie. Gdy wylądowali, Camelia od razu wysiadła i zaczęła rozglądać się we wszystkie możliwe strony, szukając tym samym potencjalnych ofiar i nieszczęśników, których mogłaby zamęczyć swoją osobą. Spojrzała na Teana, który towarzyszył jej niczym cień.
        - Idziemy na bal? - zapytała z ledwo skrywaną ciekawością w głowie. - Nie wypada w takim stroju, diable. - Niespodziewanie czarny dym otoczył kobietę. Mgła unosiła się długo w powietrzu, a gdy ustała, diametralnie opadając na ziemię, odsłoniła oszałamiający strój demonicy. Wstęgi nadal oplatały jej ramiona, lecz krótka sukienka zmieniła się w lekką, rozkloszowaną czarną suknię. Biust został ozdobiony kilkoma sznurami, które zahaczały o szyję maie, natomiast sam prowizoryczny gorset ukazywał kilka wiązadeł. Dopełnieniem całości była czarna róża na lewym ramieniu Camelii.
Jedyne, czego brakowało, to para równie czarnych jak suknia butów.

Re: Czas na tańce!

: Wto Kwi 10, 2018 9:53 pm
autor: Tean
- To tak jak ja… kochanie – rzucił jej zalotne spojrzenie, ależ ona była urocza.

Później diabeł był zbyt zajęty prezentacją swojej machiny, aby dosłyszeć cichą myśl dziewczyny, która nieoczekiwanie przybrała formę szeptu.
Teaniusz poczuł nieopisaną dumę, której nie próbował ukrywać, gdy u Camie pojawił się tak wielki zachwyt. Swą delikatną dłonią przejechała chyba po wszystkich częściach wozolotu. Nadało mu to czegoś, co sprawia, że niektóre wynalazki są dla piekielnego szczególnie ważne.

- Moja droga, spokojnie, złap oddech, bo dostaniesz czkawki od tylu pytań – zachichotał. – To jest maszyna latająca, nie ma w niej nic żywego. Jest specjalnie przystosowana do tego, aby niewielką siłą fizyczną wprawić skrzydła w ruch i móc wznieść się ponad chmury. Co do zwierząt… o ile te zwierzęta nie będą się wpychać między wewnętrzne drobne części… - zmrużył lekko oczy, szukając wzrokiem Slanii. – Choć jest niskie prawdopodobieństwo, że ów zwierzak mógłby się tam dostać…

Później zaś wszystko potoczyło się dość szybko, wsiedli, wystartowali i polecieli. Początek był w ciszy, Tean dokonywał w myślach obliczeń, czy aby na pewno wszystko jest sprawne, natomiast maie niczym dzieciak była okropnie nieostrożna.

- Camie! – krzyknął, gdy zobaczył, że przemieniona wypadła. Na szczęście szybko wróciła jako koliberek. – Masz szczęście, że umiesz się zmieniać. – Przewrócił oczami i wrócił do patrzenia na wprost. – Hmm… Woźnica, wozolot, Wozolotnica… Wozolotnik, lotnik… Lotnik! Tak, to dobre określenie. – Gdybał sobie i również spoglądał od czasu do czasu w dół. Byli bardzo wysoko, a on nie do końca był zabezpieczony przed upadkiem, gdyby coś poszło nie tak. Nie ma to jak pośpieszne testy, zamiast dopięcia wszystkiego na ostatni guzik. Jednakże cóż zrobić, gdy obok siedzi tak piękna kobieta.

W końcu zaczęli podchodzić do lądowania, diabeł przesunął jakieś dźwignie z boku i wozolot skierował dziób prosto w dół. Spadali, aż za szybko.

- Za mocno! – krzyknął i odchylił nieco do tyłu ów dźwignię, wtedy lot stał się łagodniejszy, jakby na spokojnie zjeżdżali sobie na worku siana z zaśnieżonej górki.

Wszystko więc skończyło się dobrze. Piekielny jednak wyskoczył od razu z maszyny i zaczął sprawdzać, czy aby na pewno wszystko jest sprawne i dopiero gdy się o tym przekonał, odetchnął z ulgą.

- Cóż, najwyraźniej. – Rozłożył ręce i się uśmiechnął. Wtedy zamilkł, patrząc co knuje demonica, po chwili przekonał się, iż była to szybka przebieranka w stylu maie. Ale jak ona teraz wyglądała, jak każdy szczegół jakby zwielokrotniał po stokroć urodę dziewczyny. Diabeł nie mógł się na nią napatrzeć. – Wyglądasz… przepięknie. – Chwycił ją za dłoń, ostrożnie, zważając na wstęgi, i zaczął prowadzić w stronę pałacu, kątem oka wychwycił wozolot, ciekawscy zebrali się wokół niego, niech sobie patrzą, i tak nim nie polecą.

Wylądowali bardzo blisko, więc wystarczyło przejść parę kroków i już mieli wejść do niezwykłego zamku, by zacząć bal, to było coś nowego. Tean ogólnie albo był wściekły, albo zauroczony, albo znudzony. Jednakże wizja tańca z Camie, gdy oboje nie potrafią tańczyć, była stresująca, najchętniej to by wywołał małe zamieszanie, zrobił coś piekielnego, jak na diabła przystało. Na razie jednak trzeba było rozeznać się w nowej sytuacji.

Re: Czas na tańce!

: Wto Maj 15, 2018 4:16 pm
autor: Camelia
        Camelia wcale nie miała zamiaru ukrywać potoku emocji w swoich licznych pytaniach. Chciała wiedzieć, jak działa coś, do czego miała wsiąść. Przecież demonica nie mogła ot tak zaufać czemuś, czego nie znała, nieprawdaż?
Wysłuchała więc odpowiedzi na swoje pytania i z każdym słowem diabła jej brwi zbliżały się do siebie, tworząc brzydki grymas twarzy u demonicy.
        - Jak to zbudowałeś? - zapytała, ponownie spoglądając na maszynę. - Slania śpi. Nic nie zmajstruje. Chyba - dodała, uśmiechając się złośliwie. W głowie rodziły jej się niecne plany uprzykrzenia życia Teanowi, jednakże zapewne ostatecznie żaden nie ujrzy światła dziennego. Lecz jak to kobieta, musi wprowadzić nieco pikanterii do życia piekielnego.
Dlatego Camelia zafundowała mu niemały zawał, wypadając z latającej maszyny. Jednakowoż tylko przez chwilę demonica pozwalała swemu ciału opadać w dół, ku nieuchronnemu zderzeniu z zimną ziemią. Maie kilkanaście sekund później zmieniła się w swoją ulubioną formę; czarnego jak heban koliberka, małego i szybkiego ptaka. Po przemianie szybko wróciła na pokład dziwnej maszyny diabła.
        - Mam szczęście? To ty bierzesz za mnie odpowiedzialność w tej machinie, piekielniaku - odpowiedziała Camelia, zakładając ręce na piersi i robiąc obrażoną minę. Demonica cały czas odgrywała swoją szaloną rolę; skrywała prawdziwe emocje, ciekawość, poddając diabła pewnego rodzaju testowi.

        Nie ruszyła jej ta nagła zmiana, kiedy lecieli; wozolotto, czy jak to w końcu nazwał diabeł, niespodziewanie przyspieszył w kierunku ziemi i zdawało się, że za chwilę w nią uderzy. Tean zdawał się jednak tylko na moment wypaść z rytmu. Kiedy w końcu zapanował nad maszyną, oboje wylądowali kilka kroków od miejsca, w którym odbywał się bal. Camelia szybko zmieniła odzienie, które pasowało na przyjęcie. Dzięki temu też może kobieta nie będzie się rzucać w oczy aż tak i nikt jej nie zaczepi.
        - Wiem, dziękuję - odpowiedziała skromnie dziewczyna, uśmiechając się cynicznie w stronę diabła i pozwalając mu prowadzić się za rękę do pałacu. - Nie boisz się, że ktoś ci to to zniszczy? - zapytała, podążając za wzrokiem Teana w kierunku wozolotu.

        Weszli do środka. Oczywiście cała sala kipiała temperamentem młodych paniczów i aż śmierdziało od perfum, zakupionych chyba na cele godowe, uroczych dam. Pod sufitem dumnie prezentował się żyrandol z tysiąca złotych kryształów, a stoły tylko zapraszały na rozmaite poczęstunki. Demonica oczywiście nie miała co liczyć na miłe przyjęcie, chociaż zaskoczyły ją spojrzenia innych; wszędzie wzrokiem wychwyciła przedstawicieli różnych ras, co powinno ją uspokoić. Ale niestety nadzieja jest matką głupich.
        - Camelia! - Głos dobiegał z wejścia, którym maie niedawno przeszła z diabłem. Nim kobieta zdążyła się odwrócić, właściciel tajemniczego głosu uścisnął ją mocno. Czarnowłosa czuła, jak wstęgi na jej ramionach jeżą się niczym pobudzony do ataku kot.
        - Kim ty do…?! - Camelia szybko wyswobodziła się od objęć dziwnego panicza, po czym zrobiła kilka szybko następujących po sobie błędów.

Pierwszy, odwróciła się.
Drugi, osłupiała.
Trzeci, pozwoliła mu się ponownie przytulić.
Znowu znalazła się w objęciach tego mężczyzny; jej najukochańszego kochanka i najgorszego wroga.
        - Wróciłeś… Brian?

Re: Czas na tańce!

: Pią Cze 01, 2018 11:32 pm
autor: Tean
Teaniusz postanowił odpowiedzieć Camie, dopiero gdy wylądowali. Spojrzał na nią i z szatańskim uśmiechem stwierdził, tak skrótowo, jak tylko mógł.

- Trochę matematyki i wyobraźni – rzekł zadowolony z siebie, choć dobrze wiedział, że pod uwagę tu się brało jeszcze inne rzeczy, nie miał ochoty się nad tym zbytnio teraz rozwodzić. Pewnie zanudziłby demonice opowieściami o swych obliczeniach, szkicach, próbach, nieudanych testach… No dobra, może akurat nieudane testy były całkiem ciekawe, ale wolał zostawić to na kiedy indziej – Diabły nie biorą odpowiedzialności za nikogo, a przynajmniej nie w taki sposób – powiedział bez emocji, nie chciał żadnych okazać, to by mogło mu zaszkodzić w planie zaciągnięcia do łóżka demonicznej maie, najgorsze jednak było to, że przez te wstęgi sprawa się przedłużała, a ona stawała się dla niego coraz ważniejsza. Szlag by to.

Na szczęście mógł teraz zająć czymś myśli, szli do pałacu, na bal! Idealne miejsce na romantyczne sceny, Camie musi się dać na coś z tego całego badziewia złapać.

- Huh? – został wyrwany z zamyślenia – Ahm, właśnie mi coś przypomniałaś — piekielny podbiegł do swojej maszyny i przekręcił drobną korbkę, skrytą w schowku z rozsuwaną ścianką. Po chwili wozolot zaczął się składać, aż przybrał formę czegoś, co przypominało skrzynię – To system ochronny, powinno zadziałać, a jak nie to wciąż mam plany jak zbudować nowy, na papierze i w głowie – powiedział z dumą.

W środku było tłoczno, Tean westchnął, teraz to sobie zamarzył, by siedzieć w domu, w Starym Dworze i konstruować, ale nie, dał się namówić na ten cały bal. Przez to zamieszanie niewiele brakowało, by zagadał do lustra, ponieważ zapomniał całkiem, iż aktualnie nie wygląda jak diabeł, tylko jak człowiek, ale przystojny człowiek. Mimo iż podchodził do różnych dam i prawił im komplementy, kto wie, może trafi mu się jakaś szybka przygoda, o której równie szybko zapomni i wróci do bajerowania maie.
Wtem rozległ się glos wołający demonicę, jego demonicę, a głos z pewnością nie należał do piekielnego, tylko do… W sumie dobre pytanie. Wszystko działo się tak szybko, gość pojawił się jakby znikąd, diabeł zmrużył oczy, nie ufał mu. Szybko upewnił się, czy magia iluzji kryje jego aurę, przeciwko człowiekowi nie będą wzywać całych zastępów niebieskich, raczej. W każdym razie ogromną rolę grało tu zaskoczenie.
Niestety w tej chwili to rogaty został zaskoczony w niemiłym tego słowa znaczeniu, ten facet przytulił, tak po prostu przytulił dziewczynę. Nie mógł tak tego zostawić, po jego trupie.

- Ekhem, wybaczcie, że przeszkadzam… - spojrzał Brianowi w oczy, dając znać, by się odczepił. Gdy tylko mężczyzna puścił z objęć maie, Tean subtelnie przysunął ją do siebie, i objął ramieniem czule. Wtem rozpoczęły się tańce, a diabeł od razu porwał swą towarzyszkę do tańca, nim tamten mężczyzna się zdecydował.

Tańczył kiepsko, ale obserwował i szybko pojmował pewne kroki, nie były wszak tak skomplikowane. W międzyczasie spoglądał to na tajemniczego mężczyznę, to zaglądał w piękne błękitne oczy swej partnerki i uśmiechał się do niej zalotnie.

- Kim on jest kochanie? – powiedział łagodnie, choć miał ochotę potraktować go swoimi nowatorskimi maszynami do tortur, ale wiedział, że musi udowodnić Cam, iż diabeł nie musi być koniecznie zły, trochę go to wkurzało już, aczkolwiek lubił wyzwania, bez nich było nudno.

Po tańcu diabeł podszedł do jednego z gości, wcześniej zauważył, jak ta kłócił się z żoną.

- Nawet ci dobrzy kłamią, a o tym nikt się nie musi dowiedzieć – pomyślał i przystąpił do realizacji swego planu.
- Zacne przyjęcie, czyż nie?
- Zaiste, przednie.
- Niektórzy, to nawet bawią się chyba za dobrze…
- Co pan chce przez to powiedzieć…
- Ja sam nie wiem, nie powinienem – Tean udał zażenowanego – Bo to o pańską żonę chodzi…
- Oh, no nie wytrzymam! Mów młodzieńcze, jak już zacząłeś, muszę poznać całą prawdę.
- Dobrze no… - poprawił niby nieśmiało grzywkę – Otóż, widzi pan tego tam, o? – wskazał na Briana – widziałem jak wcześniej on z pańską żoną…
- Niedoczekanie! Gdzie?!
- Na balkonie, chciałem zaczerpnąć powietrza i…
- Nic więcej nie mów, to mi wystarczy, pozabijam ich chyba… - mężczyzna poszedł w stronę briana, zgarniając po drodze swoją żonkę i gdy dotarli, rozpętała się wielka awantura.

Tean przez dłuższą chwilę nie mógł powstrzymać śmiechu, wrócił do Camie, dopiero gdy mu się to udało, choć wciąż musiał uważać, by nie spytała, czemu się tak cieszy, skoro chwilę wcześniej były gotowy wybuchnąć od gniewu i zazdrości.

Re: Czas na tańce!

: Czw Cze 21, 2018 4:16 pm
autor: Camelia
        Camelia spoglądała na diabła, wsłuchując się w jego lakoniczną odpowiedź.
        - Matematyki? Na co to komu? - zapytała, zakładając ręce na biodra w prowokacyjnym geście. - Ty nie weźmiesz za mnie odpowiedzialności? Och, więc mogę następnym razem całkiem wypaść… - zaśmiała się, co w tej chwili było jakże niewskazane. Znajdowali się na środku wejścia do wielkiej sali balowej, ludzie obserwowali niemal każdego nowego człowieka na dworze. Koło plotek już rozpoczynało swoją podróż wśród wytwornych dam.
Camelia przygotowała się na tę okazję, starając się wyobrazić sobie najpiękniejszą suknię, jaką w życiu widziała. Nie, nie wystroiła się tak dla Teana; to wszystko dla kobiet, które już teraz spoglądały na nią z ogromną zazdrością. Zapewne to przez nieprzeciętną urodę maie. Aczkolwiek, bawiąc się w filozofa, czy Camelia od zawsze tak wyglądała? Czy po prostu z racji na swoją rasę sprawiła, że jest piękniejsza? To pytanie zaczęło nurtować naszą demonicę.
        Wozolot zamienił się w skrzynię, a więc teraz Tean mógł spodziewać się kolejnego miliona pytań.
        - O mój Prasmoku! - krzyknęła rozradowana Camie. - Jak to z takiego wielkiego zrobiło się takie małe? Jak to działa? Czemu tak? Jak to zrobiłeś? Możesz tak ze wszystkim? Uczyłeś się gdzieś? - I teraz nasz diabeł mógł poczuć się niesamowicie szczęśliwy, bowiem maie podeszła do niego z błyskiem w oku. A dlaczego miało go w tej chwili zalać szczęście? Ponieważ Camelia stanęła tak blisko, że jej twarz od twarzy diabła dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Dla demonicy to był zamierzony zabieg; chciała ujrzeć reakcję Teaniusza.
Camie zaśmiała się. ”I kto tu kogo bajeruje, piekielniaku?”, pomyślała, kierując swe kroki na salę balową.

        Na sali jednak rozgotowało się w maie piekło. Brian zamknął ją w żelaznym uścisku, całkowicie ograniczając pole widzenia. Tym samym, jak on dusił ją w swych ramionach, wstęgi postanowiły go wspomóc. W Camelii wręcz gotowało się od sprzecznych emocji. Jednocześnie przez umysł przechodziły jej złe wspomnienia, momenty okrutnych tortur, cierpienia, a jednocześnie te szczęśliwe chwile… Kiedy on tak cudownie bawił się jej włosami, kiedy dostawała dzikie kwiaty z wysokich drzew, wspaniałe uczucie ciepła i dobra…
        ”Kocham go. Nienawidzę go. Chcę go tutaj. Chcę go zabić”, myślała maie, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się dzieje dookoła. Nim się spostrzegła, znalazła się na parkiecie w objęciach innego mężczyzny. Chwilę zajęło kobiecie zrozumienie, że przed nią znajduje się Tean. Kiedy pozwoliła się zaprosić do tańca? Doskonale czuła dotyk rąk, które ją oplatały, ale nie to teraz zajmowało jej umysł. Wiedziała, że Tean nic jej nie zrobi, ale ona była daleko. Daleko, a jednak tak blisko, głęboko, głęboko w plątaninie własnych myśli. Nie mogła określić, co czuła. Czy coś w ogóle czuła? Powinna go nienawidzić. Po tym, co jej zrobił, po całym tym czasie... Teraz znalazła w sobie pustkę. Nawet iskry tego, czego szukała, czego powinna oczekiwać, nie było. Nawet iskry tego, co kiedyś było jej miłością do tego mężczyzny. Dziwny brak emocji z jednej strony był niepokojący, jednak nawet niepokoju brakowało. Camelia zdawała sobie sprawę z własnego stanu, będąc jednocześnie obojętną, zdziwioną, a jednak... Nie czując żadnej z tych emocji. Wiedziała, że tam powinny być. Wiedziała, jak powinna zareagować. Ale zdawała sobie też sprawę z tego, że mimo to, nic takiego nie czuje. Jest pusta. Z pustego naczynia nie da się nic napełnić. Wzrok demonicy stawał się z minuty na minutę coraz bardziej nieobecny, jakby nagle maie popadła w stan tajemniczego letargu. W tej chwili kobieta nie przypominała tej wiecznie rozgadanej Camelii, którą zawsze była.
Teraz została jakby zaklęta. I to tylko przez swoje własne uczucia.
        Wstęgi ciągle oplatały ciasno jej ciało, co odczuwała teraz szczególnie. Wbijały się w skórę maie niczym piekielne kajdany, świadczące o wiecznym cierpieniu, jakie ją czeka. Okowy, które pozostaną z nią już na zawsze. Camelia została właśnie niewolnicą samej siebie. ”Kiedy ja naprawdę byłam wolna?”, zapytała, uśmiechając się żałośnie. Akurat w tym samym momencie padło pytanie o tożsamość jej byłego kochanka. Tean wybrał zły moment na zagadanie demonicy. Camelia pomyślała; faktycznie, kim on jest? Głowiąc się nad tym pytaniem, które mimo swej banalności wydawało się teraz niesamowicie trudne do odpowiedzenia, maie spuściła wzrok i spochmurniała. Nieświadomie też oparła się czołem o tors diabła. Nie zamierzała wdawać się w większą rozmowę.
        - Nie teraz - mówiła ochryple, ledwo poruszając ustami.

        Kiedy taniec się skończył, Camelia zrozumiała, że to czas na odpoczynek. Podeszła więc do jednego ze stolików i usiadła przy nim, wpatrując się w jedzenie. Była głodna, aczkolwiek cały apetyt teraz jej odszedł. Więc pozostawało tylko tępe wpatrywanie się w jedzenie.
Camelia usłyszała zbliżające się kroki. Zignorowała je, chociaż całym sercem pragnęła się odwrócić i ujrzeć kogokolwiek, byle nie Briana.
        - Camelio. - Ten głos doszczętnie zniszczył nadzieje maie. Jednakże nim zdążyła się odwrócić lub też nim mężczyzna powiedział coś więcej, jeden z baronów czy innych ważniejszych szych pojawił się obok i wymierzył Brianowi siarczysty policzek. Camelię zatkało. Ponownie szarpnęły nią emocje i uczucie pustki jednocześnie.
        - Z moją żoną ci się zachciewa, huh?! - krzyczał baron, zwracając na siebie uwagę każdego wielkiego szlachcica czy nadobnej dziewicy na sali. Camelia wstała, obserwując. Serce w niej wybijało dziwny rytm.
Za-bij. Zo-staw. Po-móż.
        Demonica przełknęła gorzką ślinę, aby pozbyć się guli, jaka teraz urosła jej w gardle. Niespodziewanie obok niej pojawił się Tean, śmiejąc się w najlepsze. Camelia znalazła się na środku całego hałasu, całej awantury. Z jednej strony krzyki i kłótnia, z drugiej śmiech diabła. Ta płachta obojętności, która skrywała uczucia demonicy, w końcu zelżała; jednakże nie jest to dobry znak.
        Artefakt maie działa na napęd emocjonalny. Jeśli uczucia Camelii wyjdą poza jej kontrolę, może się to skończyć bardzo źle dla niej i dla otoczenia. Maska wariatki, którą kobieta przywdziewała, aby rozładować to wszystko, zniknęła. Po dłuższej chwili wstęgi Camie uwolniły się, szarpiąc swoją właścicielką i rozrywając w kilku miejscach jej piękną sukienkę.

        Wstęgi szalały w najlepsze. Baron zapewne stracił palec, Brian został poharatany a baronowa zaliczyła darmową wizytę u fryzjera. Tean także został nieumyślnie zaatakowany. Wszyscy musieli się bronić. Nawet Camelia, która stała po środku tego całego zamieszania i dusiła się. Wstęgi zacisnęły się wokół jej ramion i poraniły je. Zapewne zostaną blizny.
        A Camelia stała bezczynnie i obojętnie po środku całej tej masakry, słuchając krzyków ludzi wokół. Maie miała już pewność, że to będzie ich najgorsze przyjęcie po wsze czasy.

Re: Czas na tańce!

: Czw Lip 19, 2018 8:53 pm
autor: Tean
- No widzisz, właśnie do takich rzeczy przydaje się matematyka z odrobinką wyobraźni – zachichotał, widząc zdziwienie na twarzy Camie, gdy wozolot się złożył. – Nie sądzę, byś chciała słuchać o nudnych obliczeniach. Czy ze wszystkim to zależy, co masz na myśli, mówiąc wszystko, a uczyłem się sam… Niestety, mało kto dba o edukację diabłów – szepnął, by nikt nie usłyszał przypadkiem, kim jest, choć było to trudne z powodu jego rozbawienia tymi pytaniami.

Aczkolwiek gdyby było ich więcej, to mógłby się zirytować, ale pewnie i tak cierpliwie by odpowiadał, czego się nie robi dla kobiety, nawet jeśli chodzi tylko o jedną wspólną noc. Ponadto w tej sytuacji był jeszcze jeden wielki plus. Camie była tak blisko, ich usta dzieliło tak niewiele… Kusiła niczym pokusa i to na tyle skutecznie, że piekielny już się przybliżał, by obdarować ją pocałunkiem, gdy ta się cofnęła. Teaniusz odwrócił głowę w bok, maskując ironicznym uśmiechem swoje niezadowolenie. Cóż, może następnym razem się uda.
Niestety następujące wydarzenie wszystko wręcz komplikowały, na szczęście diabeł wiedział, jak namieszać i od samego przybycia na ten bal już coś knuł. Najpierw musiała jednak stawić czoła tańcu, zerkał na innych, usiłując jak najwierniej powtarzać ich ruchy. Najważniejsze, że miał demonice w swoich objęciach, a nie tamtego mężczyzny. Widział w oczach przemienionej, że jest przy nim ciałem, ale nie duchem. Kimkolwiek był tamten facet, wchodził mu w paradę, jak on ma teraz niby flirtować z taką bezwładną istotką… Chwileczkę.

- Ciekawe na jak wiele by mi pozwoliły jej wstęgi, gdy ona jest w tym stanie… - uśmiechnął się do siebie, bo w jego głowie już powstawał szatański plan.

Prysł, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a przynajmniej został odłożony na później, do wykonania w wersji nieco lepiej przygotowanej. Te wstęgi, najwyraźniej teraz zwróciły się przeciw ich właścicielce i to nie wyglądało najlepiej. Dodatkowo ot tak się do niego jakby przytuliła, piekielnemu aż serce szybciej zabiło, od czego? Sam nie był pewien. W każdym razie czule pogłaskał ją po włosach, nie burząc fryzury, sam miał długie włosy i wiedział jak ciężko je okiełznać!

- Kochanie… - Objął ją tak delikatnie, a jego wewnętrzny głos wprost wrzeszczał, co on właściwie wyprawia? Czemu jej nie wykorzysta, tak po prostu? Miał szansę, mógłby zrobić to nawet tu i teraz, przy wszystkich, ale stał tu z nią i ją tulił. Chyba naprawdę mu się w życiu nudziło. Niedługo będzie musiał jakoś się wyżyć na innych, bo nie wytrzyma tej… tej dobroci.

Po skończonym tańcu nie miał zamiaru opuszczać Camie choćby na krok. Musiał jednak jakoś dokopać temu nieznajomemu, którego znała demonica, i na którą działał tak… intensywnie. To jego panienka i nie odda jej byle komu.
Plotka została zasiana, prowadząc do awantury, czyli czegoś, co diabełki lubią najbardziej. Teraz mógł na spokojnie wrócić do tej, ueh, parki. To jak ten cały baron mu przywalił był mmm, po prostu cudowne, akcja idealna. Piekielny był dumny z siebie i ciężko było mu powstrzymać śmiech. Zajął się więc swoją ślicznotką i ostrożnie objął ją ramieniem, podkreślając, że należy do niego. Długo to nie trwało, wstęgi oszalały i Tean w ostatniej chwili uniknął ciosu.

- Camie! – zawołał, widząc, że nawet ona oberwała, ale to szalonym wstążkom nie wystarczyło, oberwał ten cały Brian, baron oraz jego żoneczka, a nawet losowy mężczyzna, który chciał pomóc, on stracił głowę. Na posadzce zaczęła powstawać wielka kałuża krwi, a wkrótce do kompletu dołączyły krzyki przerażonych ludzi – Camie?! Jak ci pomóc?! – Tean musiał coś zrobić, nie miał zamiaru tracić głowy i to dosłownie! No i po części chodziło też o samą maie.

Niestety nie mógł do niej podejść, chyba by był ostatnim głupcem, żeby tak bezsensownie się narażać. Stworzył iluzję samego siebie okrytego iluzją skrywającą jego przynależność rasową. Jego klon bez problemu podszedł do maie, wstęgi przez niego przenikały. Jego ustami starał się jakoś do niej przemówić, niestety na nic się to zdało, więc odwołał zaklęcie.

- Myśl, myśl… - zaczął chodzić w kółko, ignorując wrzaski uciekających ludzi, którzy na niego wpadali – Wozolot! – Wybiegł na zewnątrz, uruchomił swoją maszynę i zaczął grzebać we wbudowanym w nią schowku, wziął jedno z zapasowych kół zębatych i szybko wrócił. – Może zaboleć! – krzyknął i rzucił nim prosto w dziewczynę, tak jak chciał, trafił w głowę, by straciła przytomność. Liczył, że może to uspokoi te śmiercionośne wstęgi, a jak się obudzi, będzie już lepiej. Oczywiście na czole była krwawa krecha, ale to tylko zadrapanie, na szczęście nie rzucał aż tak mocno.

Re: Czas na tańce!

: Nie Sie 05, 2018 11:25 pm
autor: Camelia
        Camelia nie odpowiedziała na zdanie diabła o nauce tej tajemniczej sztuki matematyki. Dziewczyna podejrzewała, że to umiejętność jak każda inna. Wystarczy tylko dobry nauczyciel i trochę czasu, a zapewne i demonica opanowałaby trudną sztukę obliczania.
        - Edukacja maie także woła o pomstę do nieba - rzekła, uśmiechając się na słowa jawnej prowokacji. - Może ty mnie czegoś nauczysz? - zapytała, poddając się całkowicie swojej ciekawości. Zbliżyła się do diabła z czystej chęci zabawienia się jego kosztem. Camelia tak postępowała z innymi; bawiła się. Droczyła się. Zawiedziona mina Teana była tego warta. Mała sadystka nigdy nie da za wygraną, więc na wznak zadowolenia uśmiechnęła się cynicznie do piekielnego.

        Tik, tak. Bang, bang. Bum, bum. Camelia nie potrafiła skupić zmysłu słuchu na konkretnym dźwięku. W uszach szumiało jej dudnienie własnego serca, wówczas kiedy zdobione buciki wystrojonych dam dworu postukiwały o błyszczącą posadzkę sali balowej. Demonica mogła usłyszeć nawet tykanie ogromnego zegara w kącie pomieszczenia. Szepty i pytania dochodziły do niej, ale jej umysł ich nie przetwarzał. Camelia znajdowała się w innym wymiarze, w którym każdy musi wybrać bez kompromisu.
        Brian martwy. Brian żywy. Brian torturowany. Brian kochany.
I ciepło. W końcu zewnętrzny bodziec, na który mogła jakoś zareagować. Czyjaś dłoń delikatnie gładziła jej w połowie upięte włosy, dbając o uczesanie. Camelia nie podniosła wzroku, ale wyraźnie się rozluźniła. Kobieta kojarzyła fakt, że tańczyła przecież z Teanem, a więc racjonalnie rzecz biorąc, to on teraz stał z nią na środku sali i obejmował. Demonica jednak nie zrobiła nic więcej, by chociażby odwzajemnić gest. Ręce maie pozostawały spuszczone w dół, jedynie głowa opierała się o tors diabła. Mężczyzna stał z nią tak bardzo długo, wówczas kiedy inne pary starały się o nich nie uderzyć podczas rytmicznego walca. Aczkolwiek w tej chwili czarnowłosej nic nie obchodziło. Pragnęła tylko czerpać siły z tego cudownego ciepła, które kurczowo trzymało jej umysł w stanie równowagi.

        Chaos, jaki zapanował na sali, stawał się nie do zniesienia. Śmiechy, walka, krzyki, oburzenia… Uczucia gotowały się w maie, szarpiąc jej wnętrzności w desperackich próbach uwolnienia.
Wolność jest czymś zgubnym, jak widać. Camelia w natłoku emocji czuła, jakby zaraz miała się nimi upić. A czemu by nie pozwolić im wyjść na upragnioną wolność? Przecież demonica tak bardzo jej pragnęła… Te myśli okazały się równie zgubne, co więzione uczucia. Artefakt kobiety wywołał jeszcze więcej zamieszania niż zgromadzeni wokół niej osobnicy. Śmierć śmiała się za pośrednictwem Camie, która stała z szeroko otwartymi oczami niczym posąg, gapiąc się na krzywdę, jaką właśnie wyrządzała. Jeden jegomość stracił głowę, co ustrzegło pozostałych gości, że zagrożenie jest poważne. Demonica nie próbowała nawet opanować swoich uczuć. Niech wyswobodzone w euforii tną tych nieszczęśników. Niech już doszczętnie uduszą Camelię. Przecież są wreszcie wolne.
        Ciemność, jaka nastała, skojarzyła się Camelii z własną śmiercią. Czyżby w końcu nie wytrzymała? Niestety, ból w skroni dawał się we znaki. Demonica pozostawała w pewnym sensie nieprzytomna, aczkolwiek dochodziły do niej niektóre sytuacje z zewnątrz.

        Brian spoglądał na Camelię niezwykle spokojnie, wówczas kiedy pozostali goście ostrożnie podchodzili bliżej, aby sprawdzić, czy aby na pewno są bezpieczni. Gospodarz spoglądał niepewnie na diabła, który rzekomo ocalił jego oraz biesiadników od dalszej rzezi.
        - Czy ta kobieta jest z panem? - zapytał Teana, marszcząc brwi. Oczywiście miał powody, żeby teraz nie ufać obojgu; Camelia omal nie wymordowała mu wszystkich gości! A biedny, bezgłowy człowiek, pierwszy i zarazem ostatni stracił życie.
        - Proszę jej wybaczyć, szanowny panie. - Brian ukłonił się, zwracając tym na siebie uwagę wszystkich obecnych na sali. - Moja przyjaciółka jest niestety bardzo chora, a ten nieszczęsny artefakt miał służyć do powstrzymania jej zapędów. Widocznie nie przemyślano, że może zostać wykorzystany w tak paskudny sposób… - rzekł, po czym podszedł do tułowia zmarłego tragicznie mężczyzny. Uklęknął nad nim i zaczął się modlić, co dla pozostałych wyglądało po prostu jak wyrazy współczucia i składanie kondolencji.
        - C-c-c-cooo?!
        Wtem każdy odwrócił wzrok do miejsca, w którym leżała demonica. Obok niej klęczał… bezgłowy jegomość. Wyglądał na całkiem żywego. I w jednym kawałku. Niektórzy ludzie wrócili wzrokiem do Briana, który klęczał teraz nad całkiem czystym skrawkiem podłogi. Mężczyzna ukradkiem spojrzał na Teana i uśmiechnął się cwanie. “Nie przebijesz mnie”, mówił jego wyraz twarzy.
        - Jak pan to…! - zaczął gospodarz, oczywiście wzburzony tym wszystkim.
        - Ten potwór nie żyje, prawda? - zapytał wcześniej bezgłowy człowiek. Camelia, gdyby tylko mogła, uśmiechnęłaby się na tę uwagę. “Dlaczego zawsze nazywacie mnie potworem…?”. Niestety w krainie błogiego niebytu nie ma miejsca na śmiech. Po tej chwili załamania i dalszej walce z bólem, nadszedł strach, a wywołały go zbyt dobrze dobrane słowa…
        - Proszę więc wybaczyć mojej drogiej przyjaciółce. Oraz proszę wybaczyć moje narzucanie się, jednakowoż czy jest tu może wolne pomieszczenie? Zajmę się nią, żeby już nikogo nie skrzywdziła, a także by sama odpoczęła. - Brian chciał ją zabrać. Znowu to wszystko doskonale przemyślał. Wiedział, że Camelia nie wytrzyma natłoku i w afekcie zabije kogoś, a gdy Brian wkroczy do akcji, zapunktuje w zaufaniu u samego gospodarza, jak i u pozostałych gości. “Nie… Nie dajcie mu mnie zabrać…”, błagała demonica, ale nikt tego nie słyszał. Biedna maie nie mogła się nawet obudzić.

+++

        - Proszę tędy, panie… - powiedział gospodarz, lecz ku nieszczęściu Camelii, w tej chwili kobieta straciła całkowicie kontakt z rzeczywistością. Nie usłyszała zatem, kto szepcze do niej i kto trzyma ją w ramionach. Błagała w duchu, żeby to nie był Brian.

***

        Tajemniczy stan bezwładu mijał. Camelia czuła się coraz lepiej, chociaż głowa jakby ciągle pozostawała nakłuwana igłami bólu. Demonica otworzyła oczy. Zrozumiała wtedy, że znalazła się w salonie ów posiadłości, leżąc na kanapie. Maie szybko więc spojrzała w miejsce, w którym wyczuła ruch. Obok niej siedział Tean. Camelia w duchu ogromnie dziękowała.
Ponownie jednak spojrzenie kobiety wylądowało w nicości. W stanie pewnego rodzaju trzeźwości pozwoliła sobie na myśli, których wcześniej nie dopuszczała do siebie. Co tutaj robił Brian? Dlaczego…? Camelia próbowała zrozumieć, lecz nie potrafiła. Tak samo jak nie mogła zrozumieć, dlaczego on tak potwornie ją skrzywdził.
        - Zabij go - szepnęła niepewnie, nadal patrząc w przestrzeń, jednakże słowa skierowała do Teana. Aczkolwiek w momencie, w którym diabeł zdawał się wziąć jej prośbę na poważnie i wstał, Camelia zrobiła (według własnych przekonań) najbardziej irracjonalną rzecz, na jaką ją było stać. Chwyciła płaszcz mężczyzny i zatrzymała go. - Ale nie rób mu krzywdy. - Sprzeczność jej rozkazów była niestety aż rażąca. W tej właśnie chwili Camelia pozwoliła w końcu pojedynczej łzie spłynąć delikatnie po jej policzku. Demonica nadal wpatrywała się w nicość, ponieważ nie potrafiła na nikogo spojrzeć.
        W końcu brano ją za potwora.

Re: Czas na tańce!

: Czw Sie 09, 2018 8:26 pm
autor: Tean
Tean bardzo chciał uwieść maie, jednakże było ona całkiem twardą sztuką. Gdy już myślał, że ma ją w swych piekielnych sidłach, ta z gracją się wymykała. Jednakże im dłużej trwała zabawa w kotka i myszkę, tym bardziej narastał upór diabła, choć pewnie przeciętny człowiek już dawno dałby sobie spokój. Była zbyt piękna, urocza i miała w sobie mrok, który tak bardzo przypadł do gustu piekielnemu, że po prostu nie mógł jej sobie odpuścić.
Był zadowolony, gdy udało mu się zatańczyć z Camie, a jeszcze lepsze było, że się po części przytuliła do niego. Niestety coś było nie tak. Diabła niepokoił jednak jej stan, głównie przez te wstęgi, były jak przyczajona bestia gotowa w każdej chwili zaatakować, a Teaniusz wolał nie tracić głowy.
Na szczęście stracił ją kto inny, diabła nie obchodziło, kim był, ważne, że nie on i nie jego ukochana. Taka piękna, niebezpieczna… Kobieta idealna dla takiego łobuza jak on. Mimo to musiał jakoś zażegnać zagrożenie, bo kto wie, co by te wstęgi mogły jeszcze nabroić. Nie chciał jej ranić, ale tylko to mu przyszło do głowy. I zadziałało. Wkurzało go jedynie, że patrzyli na niego jak na bohatera, cóż za upokorzenie, ale czego się nie robi dla wybranki serca.
Podbiegł do maie i przycupnął przy niej, sprawdzając, czy żyje. Żyła, cicho odetchnął.

- Ma się tego cela – pochwalił się w myślach.
- Tak, jest ze mną – odpowiedział gospodarzowi od niechcenia, bo akurat to było najważniejsze w tym całym bałaganie. Przewrócił oczami.

Na dodatek wtrącił się Briana. Oj, jak on działał piekielnemu na nerwy, jak bardzo wymyślał dla niego różne tortury i już miał w głowie plany na nowe machiny do jeszcze wymyślniejszego zadawania bólu, tak by przed śmiercią cierpiał jak najdłużej. Jednakże miał go zostawić demonicy, to zagryzł zęby i westchnął zirytowany.
Każde słowo tego mężczyzny było dla Teana niczym czerwona płachta na byka. Jeszcze poskładał tego biedaka, też coś. Na jego spojrzenie piekielny zmrużył nieco oczy, rzucając gniewną minę, miał w nosie bycie bohaterem dla tłumu, niech sobie weźmie te zaszczyty, ale jego maie niech nie próbuje nawet tknąć. Bo jakby jej, choć włos z głowy spadł, to przypadkiem zapomni o obietnicy i zajmie się tą wywłoką samodzielnie.

- TO NIE JEST POTWÓR! – Diabeł podbiegł do wskrzeszonego jegomościa i chwycił go za gardło. Przez chwilę biedny mężczyzna mógł zobaczyć całkowitą czerń w oczach diabła. Tean zrobił to specjalnie, żeby się przymknął. – Ona ma imię, CAMELIA i jest cudowną kobietą, DOTARŁO?! – krzyknął wyprowadzony z równowagi i rzucił go na ziemię. Przerażony facet nie chciał już nic mówić i po prostu wziął nogi za pas, zerkając jeszcze z przerażeniem na swego oprawce.

Niestety, gdy Teaniusz się odwrócił maie już nie leżała na ziemi, zobaczył tylko, jak ten cały Brian ją niesie i idzie gdzie z gospodarzem.

- Ghhhhhh – warknął i zaczął za nimi iść. Na początku chciał biec i mu odebrać dziewczynę, ale potem stwierdził, że zobaczy, co będzie i na razie się nie ujawni. Zwyczajnie ich śledził.

Dotarli do jakiegoś salonu, mężczyźni wyszli, a piekielny nie będąc najlepszym szpiegiem, w ostatniej chwili nałożył na siebie iluzję niewidzialności. Gdy odeszli wystarczająco daleko wszedł do pomieszczenia i znów stał się widoczny, jednak dla bezpieczeństwa nadal z pomocą magii udawał zwykłego człowieka.
Dziewczyna była na kanapie, a Tean usiadł przy niej i czekał, aż ktoś przyjdzie i będzie mógł ów osobie obić mordę albo Camie się obudzi. Wcześniej stało się to drugie.

- Czyżby moja mroczna księżniczka się budziła? Jakieś życzenia? – przykląkł obok niej i złożył delikatny, wciąż był ostrożny, pocałunek na jej ustach. – Z miłą chęcią kochanie. – Wstał, przeciągnął się i już zaczynał wymyślać, w jaki sposób spełni w jej prośbę, tyle brutalnych opcji! I na co tu się zdecydować?!

Wtem Camie go zatrzymała. Piekielny spojrzał na nią zaskoczony, oczekując odpowiedzi. Jednak to, co powiedziała, było…

- Że co do cholery?! Jak można… Hmm – zamyślił się chwilę. – Rozumiem, jeśli śmierć ma być bezbolesna, załatwię jakąś truciznę – uśmiechnął się, choć był nieco zawiedziony, tak bez bólu? Co za nuda, ale niech no jej będzie.

Zaczął przeszukiwać szafki, bogaci gospodarze zwykle mieli pewne podejrzane substancje, gdyby coś miało zagrozić im sekretom. Niestety ten tu wydawał się uczciwy. Nastąpiła więc zmiana planu, zamiast podstępnego dolania trucizny do tego, co będzie chciał wypić, będzie bezpośrednia magia, która na przykład zatrzyma jego serce, to raczej nie powinno być zbyt bolesne.

- Wiesz co, moja droga? Chyba jednak pozostanę przy magii, zatrzymanie jego serca ci pasuje? Po prostu zaśnie i już się nie obudzi, bezboleśnie – uśmiechnął się, znów do niej podchodząc. Delikatnie przejechał palcami po jej policzku, taka delikatna… Miał ogromną ochotę znów ją pocałować, tym razem bardziej… niegrzecznie, ale trochę się wahał.

Re: Czas na tańce!

: Czw Wrz 20, 2018 11:18 pm
autor: Camelia
        Camelia powoli otwierała oczy. Ciemność, jaka panowała w pomieszczeniu, w którym znajdowała się maie, sprawiła, że młoda demonica nie mogła uwierzyć w swoje przebudzenie. Wszystko zdawało się tylko snem, który co chwilę nawracał przebłyskami. “To nie jest potwór”, mówił tajemniczy głos. Czyżby ktoś ochronił Camelię? A może to tylko wyobraźnia płatała jej nieciekawe figle? “Ona ma imię. Camelia”.
Kwiat bez zapachu.
        Maie spoglądała przez dłuższy czas w nicość, próbując przyzwyczaić umysł do stanu bolesnej trzeźwości. Głowa kobiety ciążyła jej nawet mimo tego, że spokojnie leżała na kanapie. Otępienie zniknęło w tej samej chwili, w której Camelia poczuła na swoich ustach smak. Gorzki i jednocześnie ciepły. Przyjemny i kuszący. Maie spojrzała na sprawcę, który radośnie powitał ją po drzemce. Wstęga Camelii uniosła się, dając nieme ostrzeżenie diabłu, aby rozważniej przemyślał swoje postępowanie.
        - Dlaczego nazywają mnie potworem? - zapytała chrapliwie Camelia. To zdanie sprawiło jej niebywały ból w okolicy skroni. Kiedy demonica usiadła na kanapie, przyłożyła dłoń do czoła. Jak podejrzewała, z malutkiej rany sączyła się krew. Ktoś musiał ją ogłuszyć… Ale dlaczego? Maie zadawała sobie teraz masę pytań. Czy zrobiła komuś krzywdę, czy ta osoba na to zasłużyła, czy to Brian? Komu mogła zadać te wszystkie pytania, o ile ktokolwiek znał na nie odpowiedź? Kobieta jednak nie potrafiła znaleźć w sobie pokładów odwagi i dawnej ciekawości, aby zadać choć jedno pytanie.
        Camelia spojrzała na Teana, prosząc go o bardzo sprzeczne ze sobą rzeczy. Wstęgi rozplątały się, opadając wzdłuż ramion czarnowłosej, niezdolne do odczucia jej emocji - jak sama Camie. W momencie, w którym piekielny poszukiwał idealnego sposobu na bezbolesne morderstwo Briana, maie walczyła ze sobą. Dualizm, jaki nią teraz rządził, przytłaczał umysł kobiety, tworząc najbardziej sprzeczne kombinacje. Życie i śmierć, miłość, nienawiść… Stara Camelia kochała Briana do bólu. Mogła dla niego zrobić wszystko, nawet pójść na tortury… Które ją zabiły…
        Stara Camelia zmarła w dniu, w którym została demonem. Starej Camelii już nie ma, zamordowano ją. Stara Camelia była maie, kochającą i wiecznie roześmianą, wyciągającą do ludzi pomocną dłoń. Demon zabijał dla sprawiedliwości, śmiał się z nieszczęścia rozbójników, wyciągając dłoń po sakiewkę z pieniędzmi.
Camelia dopiero teraz zdała sobie sprawę, że umarła lata temu. Ale ciągle żyła, więc musiała być teraz kimś innym. Maie rozszerzyła oczy, nabierając powietrza do płuc. Uśmiechnęła się.
Stara Camie kochała Briana. Więc nowa musi go nienawidzić do cna.
        W tej chwili Tean zwrócił na siebie jej uwagę, siadając na przeciwko i muskając palcami jej policzek. Camelia nie chciała się przyznać, że wcale go nie słuchała przez te parę minut, w których rozmyślała o swoim jestestwie. Demonica uśmiechnęła się szeroko, wówczas kiedy w jej oku pojawiła się pojedyncza łza. Diabeł widocznie nie miał zamiaru zabrać ręki. Maie wykorzystała ten moment, aby wtulić twarz w dłoń Teana, niby ukradkiem ocierając łzę. W kilka chwil zdarzyło się coś, czego zapewne oboje się nie spodziewali. Camelia rzuciła się na Teana z impetem, popychając go tym samym na kanapę do pozycji leżącej, wpijając się w jego usta z niezwykłą namiętnością. Całowała go długo, tej nocy postanawiając sobie wiele rzeczy.
Stara Camelia nie żyje. Nowa Camelia nienawidzi Briana. Kocha Teana.
        Wstęgi kobiety oczywiście nie pozostawały w tej chwili bierne, a delikatnie latały wokół. W momencie, w którym maie oderwała się od warg diabła, padły z jej ust takie słowa;
        - Zanim pieprzniesz coś romantycznego, mam ochotę uciąć komuś łeb.

Re: Czas na tańce!

: Pon Wrz 24, 2018 7:49 pm
autor: Tean
Tean rzucił wstędze krzywe spojrzenie, niestety nic więcej z tym nie mógł zrobić, ale po chwili Camie się odezwała. W końcu śpiąca królewna się obudziła, ku uciesze diabła.

- Powiedzmy, że troszkę narozrabiałaś albo twoje wstęgi bardziej… - nie był pewien – A wiesz, ludzie niespecjalnie lubią, jak ktoś ich morduje i to na balu – zachichotał, po czym spostrzegł jak maie odkrywa rankę na głowie, teraz zastanawiał się, czy wyjaśnić jej to, czy nie… Po chwili stwierdził, że skoro nie zadała pytania to, będzie udawał niewiniątko.

Zresztą i tak otrzymał bardzo trudne zadanie, był z tego powodu bardzo rad. W końcu to wyzwanie, a on kochał wyzwania, bo przy nich ciężko było się nudzić, czego wprost nienawidził. Kombinował, rozważał, ale niestety przemieniona raczej go nie słuchała. Pokręcił głową, ah te kobiety. Podszedł do niej, by wyrwać ją z zamyślenia i musnął jej delikatny policzek. Teraz wreszcie zwróciła na niego uwagę.
Spojrzał jej w oczy i zobaczył, jak się zaszkliły, już chciał coś powiedzieć, gdy Camie nagle wtuliła się w jego rękę. Kolejne zaskakujące zdarzenie, być może jest jakaś szansa, by ją zdobyć. Piekielny jednak poczuł, że to nie wystarczy. On jej pragnął znacznie bardziej niż innych kobiet, które zaciągał do łóżka na jedną noc. Chciał, by ta błękitnooka piękność była cała jego na zawsze.
Niespodziewanie ona… rzuciła się na niego, powalając go na kanapę. Diabeł był już kompletnie zdezorientowany, ale nie protestował. Wręcz przeciwnie, podobało mu się to. Może troszkę za mocno przywalił jej w głowę? Może… Ale wyszło to na dobre!
Zaczęli się tak namiętnie całować, Tean w międzyczasie delikatnie błądził dłońmi po jej ramionach. Już chciał posunąć się o krok dalej i zacząć ściągać Camie ubrania, to ta nagle przerwała. Piekielny już miał coś powiedzieć, ale ona go uprzedziła. To było przeurocze, uśmiechnął się szatańsko.

- A więc zróbmy to maleńka – puścił jej oczko – Masz jakieś preferencje, czy losowa osoba?

Wtem zza drzwi dobiegły hałasy z sali balowej, ludzie musieli być nieźle wzburzeni. Zapewne chcieli się pozbyć tego potwora, nie zważając na to, czy to choroba, czy nie. Nieważne też było, że ofiara została wskrzeszona. Ludzie po prostu byli mocno zaniepokojenie, bo gdyby nie było tu Briana, to nikt by biedaka nie wskrzesił.

- Mógłbym tu kogoś zwabić, jeśli byś sobie tego życzyła – zaproponował, bo… Bo zwyczajnie obawiał się, że ten cały Brian z tłumem rozzłoszczonych ludzi mógłby coś zrobić Camelii. Musiał sprawdzić jak dokładnie wygląda sytuacja dla pewności – Tylko… Tylko coś sprawdzę, poczekaj tu, za chwilę wrócę – posłał jej całuska i wyszedł z pokoju, uprzednio sprawdzając, czy nikt nie czatuje w mroku, aby złożyć niemiłą wizytę jego… ukochanej.

Wyszedł do ludzi, a ci natychmiast rzucili mu gniewne spojrzenie, ah, jak za starych dobrych, w sensie złych, czasów.

- Gdzie ten potwór?!
- DAWAĆ MI TO TU!
- Gdzie ona jest?
- ZABIĆ!

Wściekły tłum go otoczył, ktoś nawet mu nadepnął na niewidzialny w tej chwili ogon. Tean musiał zacisnąć zęby, to nie było miłe, aua.

- Ależ spokojnie, wszystko jest w najlepszym porządku… - próbował zacząć.
- To morderczyni! Nic nie jest w porządku!
- Takie potwory nie powinny przebywać wśród nas, porządnych ludzi!
- Posłuchajcie mnie, proszę! Bo mamy tu znacznie większego potwora! – zakrzyknął wypatrując Braiana, którego nie mógł zlokalizować, co go trochę martwiło. Oby nie poszedł do maie – Ta dziewczyna jest niewinna… Myślałem tak jak wy, że to potwór, ale okazało się inaczej, prawdziwa bestia kroczy wśród was – mówił, a ludzie zamilkli przerażenie i zaczęli rzucać sobie nieufne spojrzenia – To ten, co ożywił jednego z was, sprawił, że ta biedna dziewczyna taka jest! Ona jest ofiarą, gdyby nie on to myślę, że na pewno by nikogo tu nie skrzywdziła – Dobrał słowa, tak by powiedzieć, jak najwięcej wygodnej prawdy, ale przy tym nie skłamać otwarcie, bo on nie kłamie, zataja niektóre fakty, a to co innego – Lepiej go znajdźmy, bo kogoś z was skrzywdzi!
- Chwileczkę! Skoro jest zły to, czemu mnie ożywił?
- Chciał zdobyć wasze zaufanie prawdopodobnie – stwierdził diabeł, to wystarczyło, ludzie zaczęli go szukać, a Tean wycofał się po cichu do komnaty, gdzie zostawił jego słodką demonicę. Sam nie mógł uwierzyć, że zebrali się tu ludzie tak puści i głupi, by uwierzyć kolejnemu obcemu, a przecież on też mógłby kogoś zamordować. No cóż, głupich nie sieją, ale czasem się i taki ciołek przyda, w tym wypadku banda ciołków.

Gdy dotarł na miejsce, otworzył drzwi z rozmachem i z szerokim uśmiechem oznajmił swoje przybycie.

- Wróciłem, moja mroczna księżniczko! Tęskniłaś?

Re: Czas na tańce!

: Wto Lis 27, 2018 8:41 pm
autor: Camelia
        Nowa Camelia musiała postawić sobie bardzo dużo postanowień. Od teraz na pewno musiała polubić swoje imię, bowiem stara wersja maie go nienawidziła…
        - Czyli muszę polubić też orzechy? Bleh… - myślała na głos, dalej leżąc na diable, co mogło zabrzmieć nieco psychicznie. Camelia uśmiechnęła się niewinnie do Teana, po czym podniosła się i wstała, jak gdyby nigdy nic nie miało miejsca. Slania w tym czasie zdążyła przybiec do komnaty oraz być świadkiem całego zdarzenia; zwierzątko zjeżyło się niemiłosiernie. Jeśli wiewiórka jest choć trochę podobna do swojej właścicielki, w jej maleńkiej główce już tworzył się plan tortur dla ukochanego maie.
Ukochanego…? Cóż za dziwne uczucie móc ponownie kogoś tak nazwać. Camelia potrząsnęła głową. Nie, nie ponownie; po raz pierwszy. Uroczy rumieniec przyozdobił twarz demonicy, która odwróciła się, aby ukryć płonące policzki.
        - Daj mi wybrać. Jestem wybredna co do moich ofiar. Nigdy nie są to niewinni… - powiedziała Camelia, poważniejąc. To była pierwsza zasada maie; każdy, kto krzywdzi innych, musi dostać stosowną ku temu karę. A demonica miała ich pełną listę…

        - Czekam, diablątko. - Camelii zdecydowanie nie wychodziło bycie słodkiej w chwilach, w których ona takową próbowała być. Diablątko było zbyt głupim zdrobnieniem. Mimo wszystko Tean wyszedł z pokoju, zostawiając ją samą. Demonica musiała znaleźć sobie zajęcie, a więc uznała, że zniszczenie porcelanowej kolekcji będzie dobrym początkiem. Camie wzięła do ręki kruchy talerz, który następnie upuściła. Naczynie upadło na ziemię ze spektakularnym trzaskiem, a w tym samym momencie zrobiło się przeraźliwie zimno.
Głucha ciemność nigdy nie przytłaczała Camelii tak bardzo jak w tej chwili. Dziwna obecność dawała się we znaki, przyprawiając demonicę o dreszcz. Ramiona natychmiast okryły jej czyjeś dłonie, dając pozorne uczucie sztucznego ciepła…
        - Tęskniłaś za mną, Camie? - zapytał Brian, głaszcząc delikatnie ramię maie. Camelia odwróciła się, a spoglądając na jego uśmiechniętą twarz ponownie poczuła się jak mała naturianka; poszukująca ciepła i czułości, bezpieczeństwa w tym paskudnym świecie…
... ale po co szukać bezpiecznego schronienia, gdy sam jesteś potworem?
        Niespodziewanie jedna ze wstęg agresywnie musnęła policzek Briana, zostawiając na nim ślad krwawego pocałunku. Sam mężczyzna wydawał się niewzruszony, spoglądał na Camelię z tym samym uśmiechem jak lata temu.
        - Mój mały kwiat bez zapachu… - rzekł mężczyzna, unosząc dumnie podbródek jak naukowiec, który jest dumny ze swojego dzieła. Brian liczył zapewne na kolejne załamanie psychiczne Cam, dzięki któremu trzymał nad nią kontrolę… Oj, jak bardzo zaskoczyły go następne słowa jego dawnej miłości!
        - Może jak powąchasz od spodu te kwiatki, poczujesz jakiś zapach? - Głos maie nawet się nie załamał, kiedy wstęgi zaczęły szaleć wokół, szamocząc ciałem swojej właścicielki. Slania schowała się pod poduszkami, choć musiała wiedzieć, że i to nic nie da. Brian odskoczył od demonicy na bezpieczną odległość, nadal pozostając z obojętnym wyrazem twarzy.
        - Czego ode mnie chcesz? - zapytała Camie, próbując zapanować nad wstęgami.
        - Nic - odparł mężczyzna. - Patrzę tylko, jak mój eksperyment się rozwija.
Wstęga omal nie oddzieliła jego głowy od reszty ciała. Niestety, Brian miał refleks.
        - Nie przywłaszczaj mnie sobie, dziadu. - Wzrok Camie stał się groźny, zwiastujący natychmiastową śmierć…
Oprawca Camelii jednak tylko się roześmiał, po czym zniknął w tej samej chwili, w której w pokoju ponownie pojawił się Tean. Maie spoważniała, po czym ponownie przybrała postać pięknej kobiety w czarnej sukni balowej.
        - Wracamy na salę? Chcę się zabawić. I napić. I zatłuc go.

Re: Czas na tańce!

: Sob Lut 23, 2019 9:36 pm
autor: Tean
Tean spojrzał zdezorientowany na maie, gdy ta wyskoczyła z tym tekstem o orzechach. Kompletnie nie potrafił go nigdzie dopasować. Dziewczyna chyba zwyczajnie mówiła coś sama do siebie. W każdym razie wzruszył na to ramionami i się uśmiechnął. To była bardzo miła chwila, aż szkoda, że Camie musiała tak szybko wstać.

- Ależ oczywiście skarbie – powiedział zadowolony, choć najbardziej diaboliczne było właśnie krzywdzenie tych niewinnych i najbardziej bezbronnych to jednak dla przemienionej postanowił dostosować się do jej nieco szlachetnego gustu.

Musiał jednak pozostawić na drobny moment dziewczynę samą. Chciał sprawdzić sytuacje wśród tego tłumu ludzi i ich jakoś uspokoić, by nie mieć ich dodatkowo na głowie. Jego przemówienie wyszło nawet lepiej, niż przypuszczał i mógł już wrócić do jego czarnowłosej piękności.

- Czy ona nazwała mnie diablątkiem? – rozmyślał idąc, nawet go to nieco rozbawiło, ale nie był całkowicie pewien czy się przypadkiem nie przesłyszał.

Zadowolony z siebie i przekonany o bezpieczeństwie ukochanej wcale się nie śpieszył, po prostu zmierzał do pokoju, gdzie przebywała, spokojnym krokiem. Niczego nieświadomy wszedł do pomieszczenia i obwieścił radosną nowinę o opanowaniu sytuacji.

- Chętnie – odpowiedział na jej propozycję, zacierając ręce, nie ma to, jak jeszcze więcej zamieszania – Pozwolisz? – wyciągnął ku niej dłoń, miał tylko nadzieję, że za samą chęć chwycenia jej za rękę te wstęgi nie pozbawią go kończyny.

Gdy ponownie wrócili do głównej sali ludzie patrzyli na Camie nieufnie mimo wyjaśnień piekielnego. Większość też usuwała się im z drogi lub odchodziła jak najdalej. Niektórzy szeptali coś do siebie niezadowoleni. Piekielny w ogóle się tym nie przejmował, w tej chwili byli kompletnie nieszkodliwy z tymi swoimi plotkami. Nawet przyniósł demonicy i sobie przy okazji coś do picia.

- A więc wiesz może gdzie się podział ten cały Brian? – spytał ją, wymawiając imię mężczyzny z wyjątkowym obrzydzeniem. Ze złości albo zazdrości, machnął nerwowo niewidzialnym ogonem, przez co wywrócił przechodzącego obok nich jednego z gości, kompletnie zdezorientowanego swoim wypadkiem.

Poobijany mężczyzna spojrzał ze strachem na Camelie uznając, że to jakaś jej czarna magia i zbierając się z posadzki, wziął nogi zapas i uciekł jak najdalej. Między ludźmi znowu zawrzały rozmowy. Piekielny pokręcił tylko oczami. Okazało się, że to był początek kłopotów, jeden bodziec, który pchnął ludzi do działania, a przynajmniej ich niewielką grupkę, która podeszła do niego i maie. Przewodził im sam gospodarz, możliwe, że ta jego gwardia to była jakaś rodzina albo przyjaciele.

- Chcielibyśmy grzecznie poprosić o opuszczenie posiadłości. Goście się niepokoją i myślę, że dla pana partnerki to by było... dobre rozwiązanie? – starał się mówić jak najdelikatniej spoglądając ze strachem na Camie, a kropla potu spłynęła mu po czole, gdy jeszcze spostrzegł przez ułamek sekundy rozzłoszczone całkowicie czarne oczy diabła.
- Czy to aby na pewno konieczne?– spytał na głos, po czym dodał po cichu, pochylając się do mężczyzny. – To było bardzo nierozsądne posunięcie – spojrzał mu prosto w oczy z szerokim uśmiechem.

Mężczyzna nagle poczuł przerażający ból w ustach. Zrobił wielkie oczy, ale nawet nie mógł krzyczeć. Dosłownie sparaliżował go strach, a inni nawet nie wiedzieli, o co chodzi. Ostatecznie machnął ręką i odszedł czym prędzej. Natomiast jego zaskoczeni towarzysze ruszyli za nim.

- To chyba oznacza, że możemy zostać – stwierdził dumnie Tean – kto by pomyślał, że wystarczy delikatne pokiereszowanie języka… - dodał ciszej i bardziej pod nosem niż do Camie.

Re: Czas na tańce!

: Sob Kwi 27, 2019 10:23 pm
autor: Camelia
        Przeznaczenia nie można oszukać, o czym Camelia przekonała się niejednokrotnie. Ono zawsze będzie chodzić krok za ofiarą, dotkliwie przypominając o swojej powinności. Ci, którzy w przeznaczenie nie wierzą, mają prościej - są w stanie je ignorować i poświęcić uwagę innym celom. Camelię jednak przeznaczenie goniło bez jej wiedzy. Brian widocznie miał co do niej pewne plany. Jego uśmiech zdradzał, że jest zadowolony z przebiegu wydarzeń, które w większej mierze dotyczyły maie.
        I wtedy zniknął, i wtedy wrócił diabeł. Tean nie zwrócił szczególnej uwagi na roztargnienie Camelii, co w zupełności jej odpowiadało. Nie dopytywał i tak powinno być. Ważne jest tu i teraz. Demonica niepewnie spojrzała na jego wyciągniętą dłoń.
Ponownie wróciła świadomość umysłu i Camelia musiała się skupić na kontrolowaniu swoich emocji, inaczej pozabija wszystkich na sali. Niepewnie chwyciła diabła za rękę i poszła z nim z powrotem do głównego miejsca spotkania wszystkich. Demonica ponownie przywdziała długą czarną suknię, ukrywając tym samym wstęgi i swoje poszarpane ramiona oraz nogi.
        - Nie obchodzi mnie, gdzie się podział Brian - zaapelowała, naśladując pogardę diabła przy wymawianiu imienia mężczyzny. - Drań nie zginie szybko. A jak już, tylko z mojej ręki. Wyłącznie to się dla mnie liczy. - Camie uniosła dumnie głowę, rozglądając się po sali pełnej gości. Wszyscy spoglądali na nią z przerażeniem wymalowanym na ich wypudrowanych do sztywności tortu bezowego twarzach. Maie nie ukrywała, że sprawiało jej to nie lada satysfakcję.
        - Zdaje się, że nikt mnie tu nie lubi - rzekła od niechcenia, kosztując wystawionych na stole rozmaitości. Skrzywiła się. Maie nie potrzebują jedzenia i Camelia już przypomniała sobie, dlaczego; wszystko ma smak zdechłego szczura.
Camelia przysłuchiwała się rozmowie Teana z przedstawicielem pewnej grupki. Och, tak słodko prosili o opuszczenie sali przez ich oboje. Strach malował się w ich oczach z każdą chwilą, z którą Camie zwlekała z odpowiedzią. Diabeł natomiast ją wyręczył; pokiereszował język mężczyźnie, aby ten nie mógł już o nic w życiu poprosić.
        - Aż mi go żal. Nie będzie mógł już schlać się jak ta świnia, bo spirytus wysuszy mu rany - mówiąc to, kobieta sięgnęła po kieliszek szampana i wypiła go jednym haustem. Camie uśmiechnęła się, spojrzała na wystraszonych ludzi.

        - Mam sobie iść? Dobrze! - krzyknęła, szczerząc białe ząbki i chichrając się. - Gdzie mam iść? Do piekła? Do nieba? Mam spieprzać na samo srebrne oko prasmoka? Byłam już wszędzie i wypieprzali mnie jak wy. Może ktoś się przejdzie ze mną do piekła, to chociaż tak mnie zaakceptują? - Zaczęła powoli iść w kierunku tłumu, który cofał się z każdym krokiem kobiety. Alkohol szybko uderzył jej do głowy, mimo że stopień świadomości Camelii jeszcze był na wysokim poziomie.
        - Tylko jeden człowiek może sprowadzić mnie do piekła na stałe. - Tu nagle spoważniała. Wzrokiem wypatrywała Briana, który zniknął gdzieś wśród ludzi. Czyżby już opuścił tę imprezę?
        - Tean. Zależy ci na mnie? - zapytała znienacka. Kątem oka obserwowała reakcję diabła. Czy tylko jej pożądał, czy może ta relacja skłaniała się do czegoś większego? - Jeśli tak… Spal tę ruderę.
“Wykurz szczura ogniem”.

Re: Czas na tańce!

: Czw Lip 04, 2019 9:47 pm
autor: Tean
Tean był wniebowzięty… tak jakby. Jego ręka wciąż była na swoim miejscu, a dłoń stykała się z delikatną dłonią Camie. To było bardzo miłe i nie chodziło wcale o to, że nadal ma wszystkie kończyny. Czuł w środku coś dziwnego, coś w rodzaju ekscytacji. Bardziej niż zwykle chciał wznieść się teraz pod niebiosa.
Wszystko zniknęło jak za dotknięciem magicznej różdżki, gdy piekielny przypomniał sobie Briana. Zabiłby go gołymi rękami, pałał do dziada taką nienawiścią, jakiej dawno w stosunku do nikogo nie odczuwał. Jednakże musiał się powstrzymać, niech będzie, że to demonica zada mu ostateczny cios, to nawet urocze.
Gdy weszli na salę było tak jak przypuszczał Teaniusz, ludzie krzywo i nieprzychylnie spoglądali na Camelię.

- No wiesz co? Czuje się pominięty – prychnął, parodiując urażenie. – Zawsze można by się wszystkich pozbyć, zostałbym ja, więc dosłownie każdy by cię tutaj lubił – szepnął jej do uszka, wyobrażając sobie jakie piekło mógłby zgotować zgromadzonym tutaj ludziom. W szczególności Brianowi, ale niestety on był już zaklepany.

Ludzie chcieli pozbyć się niepokojącej pary, jednakże piekielny nie miał zamiaru się temu poddać, był bardzo dumny ze swojego cichego okrucieństwa. Uśmiechnął się, słysząc, jak Camie kpi z biedaka, to była muzyka dla jego uszu. Równie przyjemnie obserwowało się, jak ludzie przerażeni cofają się, gdy tylko czarnowłosa piękność podejdzie do nich, choć krok bliżej, a gdy zrobiła to gwałtownej, był pewien, że ktoś w tłumie krzyknął ze strachu.
Nagle Camie zadała mu pytanie, które kompletnie go zdezorientowało. Spojrzał na nią i sam w myślach zadał sobie to samo pytanie. Czy diabłu w ogóle może na kimś zależeć? Teaniusz nie był pewien, ale coś było na rzeczy, uśmiechnął się i rozejrzał po pomieszczeniu. Nie władał magią ognia, ale znajdowały się tu całkiem ładne i co ważniejsze, zapalone świeczniki. Gdy wzrok wszystkich spoczywał na demonicznej maie, wtedy kilka świeczek wesoło podlatywała do wszelkich materiałowych i łatwopalnych elementów tejże sali. Zaczęło od materiałowych zasłon i dekoracji, po czym dyskretnie podpaliło sklepienie tej posiadłości. Wszystko rozpalało się powoli, ale to dobrze, większość była skupiona na nim i Camie, dla niektórych będzie za późno by uciec, nim ogień się rozszaleje.
W międzyczasie Tean również uraczył się jednym z dostępnych tu trunków. Na spokojnie wypił kieliszek, po czym spojrzał na demonice.

- Robi się gorąco, chyba czas się nieco oddalić. – Uśmiechnął się, ukradkiem zerkając na sufit i latające świeczki, które tylko podsycały ogień, więc rozprzestrzeniał się on znacznie szybciej.

Diabeł chwycił maie za rękę i ruszyli w stronę wyjścia, ku uciesze reszty gości. Zatrzymali się tuż obok latającego ustrojstwa, które zbudował piekielny. Po chwili z budynku wyleciało kilku wrzeszczących ludzi z podpalonymi ubraniami, w akcie desperacji szukali wody, jakiejkolwiek. Niektórzy nawet byli skłonni wskoczyć do koryta z wodą dla koni. Wybuchła panika, ogień w końcu zaczął pokazywać swoją siłę.

- Podoba ci się? – spytał takim głosem, jakby właśnie wręczył swej pannie bukiet róż lub coś tego typu, korzystając z okazji, złożył na jej policzku całusa i dość szybko się odsunął, tak na wszelki wypadek negatywnej reakcji ze strony morderczych wstęg.

Czas na tańce!

: Śro Sie 21, 2019 2:51 pm
autor: Camelia
        Szaleństwo uderza człowieka z ogromną siłą - jest naszą ucieczką przed okrutną rzeczywistością. Każdy człowiek posiada w sobie tę psychiczną stronę, która karmi się cierpieniem, zamienia się w fanatyzm. Szaleństwo stanowi dla ludzi coś w rodzaju wybawienia, kiedy nie mogą już znieść życia. Camelia uciekła przed wspomnieniami, zajmując się zabijaniem “tych złych”, aby ona znowu mogła zostać “tą dobrą”, chociaż to nie jest jedyne wytłumaczenie. Demoniczna strona maie nigdy jej nie opuści, zatem zawsze już będzie towarzyszyć jej ta nuta fanatyzmu skrytobójcy. Zatem zrównoważy zło i dobro, które ją kontrolują, i połączy przyjemne z pożytecznym.
Albowiem wszystkie śmieci zasługują na spalenie, nieprawdaż?
        - Dlaczego? Lubię gorącą atmosferę. I smażone paluszki - rzekła Camelia, śmiejąc się pod nosem. Głupi ludzie, zanim w ogóle zrozumieli, że są w niebezpieczeństwie, minęło trochę czasu. Demonica zdążyła w tym czasie już opuścić posiadłość razem z diabłem.
Niestety, nie wszystko może być takie proste, na jakie się wydaje. Pożar posiadłości zwrócił uwagę mieszkańców (a może ktoś wcześniej doniósł o niebezpieczeństwie?) i momentalnie zrobił się niezły tłum. Płomienie rozprzestrzeniły się niesamowicie szybko.
        - Ojć, chyba nieco przesadziłeś - cmoknęła z dezaprobatą maie, po czym roześmiała się głośno. Postanowiła nagle, że ma ochotę potańczyć, więc objęła wyimaginowanego partnera i zaczęła kręcić się z nim w zbyt szybkim walcu. Wyglądała przez chwilę jak małe dziecko, które bawi się w dworskie bale i romantyczne historie panienek. Któż mógłby popsuć taką chwilę?

        Mężczyzna zbliżył się nader szybko i niezauważalnie do Camelii. Chwycił ją w pasie i zaczął razem z nią wirować w tym szalonym walcu. Mina maie momentalnie spoważniała, a wstęgi uwolniły jej ciało i odcięły jegomościowi kosmyk włosów.
        - O nie… - zaczęła kobieta, kiedy Brian zdążył już odskoczyć. - To miała być twoja głowa.
        - Jak mi przykro - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się złowieszczo - ale nie dzisiaj. - W momencie, w którym Tean choć spróbował się ruszyć albo użyć magii, Brian machnął ręką i unieruchomił diabła.
        - Chcesz odzyskać dawną postać, prawda, Camie?

To jedno pytanie. Na chwilę śmierć starej Camelii nie miała znaczenia. Demonica ponownie stała się mściwym zabójcą, który myśli wyłącznie o tym, jak bardzo siebie nienawidzi. Jak bardzo chce zabijać.
Trzy sekundy. Tylko tyle zajęło maie przemyślenie całej sytuacji. Uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do Briana. Zanim zniknęła, zdążyła jednak powiedzieć do Teana te słowa;

        - Znajdź mnie, diable.

Ciąg dalszy: Tean i Camelia