Nizina Arkadyjska[Rododendronia i okolice] Żelazo i pióro

Niewielka, żyzna nizina, ciągnąca się od Północnej Bramy, przez tereny Rododendronii, Renidii, Rapsodii, aż za rzekę Nefarii i łącząca się ze Wschodnimi Pustkowiami. Niektórzy badacze uważają, że "podkowia nizina" sięga, aż do podnóży Gór Fellarionu. Uznaje się bowiem, że tereny należące do poszczególnych państw należą do niziny, te zaś, które są nie zamieszkałe to Wschodnie Pustkowia.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Całe to ubieranie, rozbieranie, przebieranie się, a szczególnie chyba wydarzenia sprzed kilku godzin - to jak została pobita przez tutejsze niedobre pisklęta, stres związany z kupowaniem warzyw u czarownicy, co to chciała harpię zjeść i wrażenia w sklepie z ubraniami, były wystarczająco wyczerpujące by Mana zaraz po przebraniu się padła ze zmęczenia jak przysłowiowa kawka na wietrze. Co prawda w tym wszystkim na moment zapomniała o swoim przyjacielu olbrzymie, ale na szczęście nie na długo, gdyż jego osoba zaraz zawitała w jej śnie, w którym z dziecięcą radością ptaszyna ujarzmiała krnąbrne i humorzaste wiatry nad koronami drzew z jej rodzinnej okolicy. Tauros leciał obok niej, choć nie był Wierzbo-Szponem jak ona, nie był samicą, jak inne Wierzbo-Szpony i jak ona, i był goły... To znaczy nie miał piór, ogona i skrzydeł tak jak Wierzbo-Szpony i ona. A mimo to latał! W sumie skoro Tauros był Mana, w końcu umiał oswoić duchy swojego gniazda, które harpii nie chciały wpuścić, a go z łatwością, to może i latać potrafił. Było by wspaniale razem polecieć, tylko że Mana na razie nie mogła latać i to spowodowało, że choć sen miała przyjemny, zasmuciła się z tęsknotą za tym przyjemnym uczuciem szybowania na prądach powietrza i beztroskiego oddania się im, by niosły jej pióra w wielki przepiękny świat, w którym jeszcze tyle dziwów miała do odkrycia, że aż głowa na samą myśl bolała.
        Wspomnienie chłodnych podmuchów na skórze, wywołane snem o lataniu, nagle przeminęło pod wpływem przyjemnego ciepła i miękkości. Jakby spała wtulona w puszystego i bardzo ciepłego niedźwiedzia. Albo jakby znów spędzała noc w wiosce zaprzyjaźnionych Rogaczy w zimową noc. Zawsze wszyscy nie dość, że spali przy ognisku, to jeszcze przykrywali się futrem wilków, niedźwiedzi, niekiedy innych dużych i puchatych mieszkańców lasów rozciągających się w sąsiedztwie Wierzbowego Gaju.
        - "Długo jeszcze będziesz spać? Zabiorą twoje rzeczy jak poprzednio, jeśli nie zaczniesz być czujniejsza. Co z ciebie za ptak?" - pouczył harpię Rød, który zaraz po zdarciu z naturianki koca, połaskotał ją swoim ogonem po nosie, aż ta nie kichnęła i niemal z przerażeniem nie zerwała się ze swojego snu.
        - Rød nie być miły, Mana zmęczona. Mana chcieć spać - pożaliła się ze smutkiem, ale zaraz ziewnęła, przecierając sobie oczy i poprawiając maskę, by nie zasłaniała twarzy szamanki. Po chwili rozejrzała się w przypływie niepokoju, przez moment nie wiedząc gdzie się znajduje, ale w końcu jej się przypomniało i już dużo spokojniejsza przeciągnęła się raz jeszcze.
        - "Biorąc pod uwagę to, że cię rozszarpałem, nie muszę być wcale miły" - prychnął samemu układając się do spania na fotelu, z którego zwlekła się harpia i nawet wciągając zębami na siebie koc, którym przykryta była. Dobroduszna i raczej prosto myśląca szamanka nawet nie zorientowała się, że cała ta nieprzyjemna pobudka lisa była jedynie podstępem, by samemu zająć wygodne miejsce na drzemkę.
        - Ale Rød taki puchaty, mięciutki i cieplutki. Rød miły... - zaczęła się kłócić, lecz zaraz przerwała czując przyjemny zapach dochodzący z dołu, na który wewnętrzne duchy mieszkające w jej żołądku zaraz się odezwały, tak, że każdy byłby w stanie je usłyszeć.
        Nie czuła się najlepiej z założoną na siebie bielizną pijącą ją tam gdzie nie było to miłe, lekko duszącą w piersi, no i najbardziej denerwująca była ta cała spódnica, przed którą nie mogła robić długich kroków i ze dwa razy omal się przez nią nie zabiła, gdy pazury się wczepiły w materiał, ale w sumie źle nie było i w jednym kawałku zdołała zejść na dół. Najbardziej podobała jej się bluzeczka, bo choć wydawała się niespecjalnie wygodna gdy miały skrzydła zamiast rąk, to ku jej zdziwieniu okazało się być inaczej. Ani nie wpijała się w pachy, ani też nie krępowała ruchów dużych skrzydeł. Mana więc na spokojnie mogłaby w niej nawet latać... gdyby tylko mogła latać. Ale w sumie Babunia powiedziała, że bolące skrzydło to tylko kwestia czasu i trzeba poczekać, więc specjalnie się harpia o to nie bała. Nie mniej było jej nadal smutno, że nie mogła wznieść się ku niebu, ale skoro była to kara duchów-przodków to musiała ją przyjąć z pokorą. Nie chciała ich w końcu jeszcze bardziej rozgniewać. Co do bluzki wypadałoby również dodać, że była bardzo ładna, a co chyba najlepsze to to, że było w niej naturiance ciepło, a przecież była taka lekka. Nie musiała zarzucać na ramiona ciężkiego, grubego futra, z którego nie zawsze dało się przegonić wszystkich pcheł i po tym tylko wszystko szamankę bardzo długo swędziało. Kochała tą bluzkę i nie chciała jej już nigdy ściągać.
        W końcu znalazła się na dole i postukując pazurami na drewnianej podłodze, przeszła ostrożnie przez skromny dom olbrzyma i zerknęła nieśmiało zza futryny jak ten się zawzięcie uwija przy garach. Zastanawiała się czy przez to nowe odzienie, Tauros ją rozpozna i nie wygoni, myśląc, że to ktoś inny. Bardzo by chciała, żeby Tauros ją rozpoznał, nie wiedziała czy dała by radę teraz się z tego wszystkiego uwolnić i założyć swoje stare ubrania.
        - Tauros poznać Mana? Mana przeprasza, że Mana pójść spać. Tauros zły, że Mana spać? Mana przeprasza - powiedziała zaraz i mając nadzieję, że nie jest na nią zły, że mu nie pomogła, podeszła niepewnie i się do niego przytuliła. Do jej nosa znów doleciał przyjemny zapach gotowanej przez niego zupy, a przez to jej żołądek ponownie zaryczał jak wściekły niedźwiedź, którego ktoś śmiał obudzić ze snu zimowego.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Tauros odwrócił się spokojnie słysząc szmer od strony schodów. Wiedział, że to Mana, nikogo innego nie było w pobliżu, a drzwi do jego domu były zamknięte. Uśmiechnął się widząc dziewczynę. Musiał przyznać, że tego dnia zrobił to po raz kolejny mimowolnie.
- Tak, rozpoznaje cię, nie jestem zły. Wyspałaś się choć trochę? - spytał łagodnie, a ton jego głosu był znacznie milszy niż na co dzień. Nagle przypomniała mu się Maren, dziewczyna, którą spotkał kiedyś w karczmie, była wredna, miała tupet i zdecydowanie nie należała do tych miły. Pamiętał, że był wtedy taki jak ona, grał w jej grę, odpowiadał tym samym tonem i w taki sam sposób. Nagle dotarło do niego, że ostatnio się zmienił. Nie chodziło o Manę, ale o tych wszystkich dobrych ludzi, których spotkał w ostatnich tygodniach. O stolarza i jego żonę, o kowala, u którego kupił narzędzia. O zielarkę i innych naprawdę przyjemnych mieszkańców miasta. Może wcale nie był takim okropnym człowiekiem jak mu się wydawało...

Kiedy ptaszyna przytuliła go po raz kolejny tego dnia odwzajemnił uścisk. Jeszcze nigdy w życiu nikt nie tulił się do niego tak często w ciągu tak krótkiego czasu. Co prawda w jego życiu bywały kobiety, ale raczej krótkotrwale i z pewnością, nie były to znajomości, w których przyjacielskie objęcia były konieczne.

Tymczasem Mana była tak uroczo i prostodusznie wylewna. Aż nie chciało się wierzyć, że na świecie istnieją jeszcze takie osoby. Nagle usłyszał, że jego nowej przyjaciółce burczy w brzuchu, uśmiechnął się po raz kolejny, schylił się i zupełnie bez skrępowania pocałował Manę w czubek głowy.
- Jesteś głodna - stwierdził i odsunął się, dopiero wtedy dotarło do niego co zrobił, natychmiast więc zabrał się za nakładanie zupy, udając samemu przed sobą, że nic się nie wydarzyło. Nalał Manie jedzenie do miski i dał drewnianą, głęboką łyżkę, choć zastanawiał się czy ma to jakikolwiek sens. Nie miał pojęcia, czy znów zmieni pazurki w dłonie, czy będzie jadła jakoś inaczej. Sam nalał sobie zupy w michę, wielką, drewnianą michę. Do tego miał już przygotowane grube pajdy chleba ze smalcem i skwarkami. Usiadł przy stole, kładąc sobie chleb obok miski i spojrzał na harpie.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        - Mana już nie zmęczona - odpowiedziała od razu z wielką radością, choć zaraz nieco straciła entuzjazmu, jak dotarło do niej, że nie pomogła nowemu przyjacielowi w przygotowywaniu posiłku, że zostawiła go samego podczas, gdy ona smacznie drzemała.
        Minka jej przez to skwaśniała, a oczy zalśniły jakby dziewczyna miała się zaraz rozpłakać, mimo że olbrzym zapewnił, że zły nie jest. Przytuliła się do niego, mając naiwną nadzieję, że uda jej się tym choć trochę naprawić swój błąd. Cały czas jednak myślała jaka to jest okropna dla giganta, jaka to jest głupia i bezużyteczna i tylko problemy sprawia, to tylko jeszcze bardziej sprawiało, że chciało jej się płakać i nim czara goryczy się przelała, a ona rzeczywiście się zalała łzami, Tauros ucałował ją delikatnie w główkę i wrócił do szykowania obiadu, zostawiając oszołomioną harpię w tym samym miejscu, w którym przed chwilą się do siebie przytulali.
        Nie miała w ogóle pojęcia co to miało być to co zrobił blondyn, co to miało znaczyć i jak miała to rozumieć. Usilnie starała się przypomnieć takie albo podobne gesty w którymś z plemion zamieszkujących Wierzbowy Gaj albo takie zachowanie ze strony napotkanych przez nią mieszkańców tych tutejszych ziem, gdy postanowiła opuścić swoje przytulne gniazdko (już zapomniała, że ją wygoniono) i zwiedzić ten wielki świat. W pierwszym przypadku nie była w stanie nawet doszukać się czegoś podobnego, na szczęście jeśli chodziło o bardziej cywilizowanych mieszkańców Łuski, a zwłaszcza już tych w małych wioskach, jakiś tam niewyraźny płomyk połyskiwał w głębi tunelu, zwanego dziurawą pamięcią Many. W końcu miała ptasi móżdżek, więc czemu tu się dziwić?
        - Mana pisklak Taurosa? - zapytała w końcu, przekrzywiając głowę na bok w niezrozumieniu, ale przynajmniej minęło jej już oszołomienie po tym co olbrzym jej zrobił i zupełnie zapomniała o tych wszystkich przykrych myślach, przez które była bliska płaczu. Albo nawet całkowitej histerii.
        Nie specjalnie jednak czekała na odpowiedź, gdy zobaczyła, że jedzenie jest już gotowe. Znów jej zaburczało w brzuchu, więc siadła do stołu i dość niezdarnie swoimi dwoma pazurkami u szczytu zagięcia skrzydła chwyciła łyżkę. Było jej trochę nie wygodnie jeść, ale bardziej wyglądało to na brak wprawy, niż brak możliwości sprawniejszego operowania opierzoną, ptasią kończyną. Zwłaszcza, że zdrową. Mimo wszystko dało się zauważyć, że wiedziała do czego to służy i jak się tym posługiwać.
        Zaczęła jeść jak oszalała, jakby co najmniej od tygodnia nie miała nic w ustach albo przynajmniej nic tak treściwego i dobrego. Kilka razy się przez to nawet poparzyła, ale mimo to starała się mieć cały czas na uwadze to, że zupa była gorąca. Choć miała dość dobry start, nie była w stanie zjeść całej zupy zostawiła może jedną czwartą tego co Tauros jej nalał i spojrzała na niego, niemalże konając z przejedzenia i kolki przez zbyt łapczywe jedzenie. Wtedy też dostrzegła, że olbrzym jej się przyglądał, może nawet od dłuższego niż jej się zdawało, czasu.
        - Mana nie pisklak - jęknęła wracając do kwestii, którą sobie ubzdurała zaraz po tym pocałunku w głowę. - Mana samica. Pisklak nie może mieć jajko. Mana może mieć jajko - zaczęła swoje tłumaczenia i argumenty. I nie chodziło wcale o to, że miała Taurosowi za złe to co zrobił, za bardzo go lubiła by się na niego gniewać, ale po prostu nie rozumiała o co mu chodziło. Całowanie w głowę widziała w wioskach, w przypadku matek wobec swoich zapłakanych dzieci. W sumie Mana omal się nie rozpłakała dopóki Tauros jej nie pocałował i jeśli było to jakieś zaklęcie to bez dwóch zdań podziałało, ale...
        - Tauros jest samica?! - Przyszło jej zaraz do głowy, czym podzieliła się od razu i wstała gwałtownie od stołu przypatrując mu się bacznie i z wielkim zaskoczeniem.
        Przemykający ukradkiem przez korytarz, z martwą kurą w pysku Rød, parsknął z rozbawieniem, gdy tylko dotarł do jego uszu nowy niedorzeczny pomysł mało rozgarniętej i nie grzeszącej inteligencją harpii.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Tauros nie jadł szybko, ale miał znacznie większą łyżkę niż Mana, nie mówiąc już o większej gębie, mimo że miał więcej jedzenia, bo przecież ustawił sobie i zupę i chleb, zjadł szybciej niż dziewczyna. Cała ta sytuacja powinna być dla niego niekomfortowa, ale w gruncie rzeczy wnosiła powiew świeżości w jego życie. Bladego pojęcia nie miał jak to dalej będzie wyglądało, ale bał się coraz mniej, skoro przeżył zakupy i nagą Manę naprzeciw siebie, to co gorszego mogło się stać? Obronił ją, kupił ubrania, nakarmił – niby nic trudnego. Same czynności nie były przecież jakimś specjalnym osiągnięciem. Jedynie jej pytania i głośne myślenia stanowiły pewnego rodzaju wyzwanie dla umysłu norda. Często były zwyczajnie krępujące, jakby tłumaczył dziecku skąd się biorą dzieci. Jakimś cudem, gdy tylko o tym pomyślał, harpia wystrzeliła ze swoim pytaniem. Nie wiedział co odpowiedzieć, nie była jego dzieckiem, ale też nie była jego kobietą, więc kim była? Przyjaciółką? Hmmm... Może bardziej podopieczną. Niestety nie sądził by Mana znała takie słowo. Może opiekun brzmiałoby lepiej? Rozmyślał o tym kiedy oboje jedli, zauważył bowiem, że dziewczyna nie czeka na jego odpowiedź. Uznał, że może tak jest lepiej, jedna rzecz mniej do wyjaśniania. Niestety jego nadzieję na odpoczynek dla mózgu spełzły na niczym, kiedy Mana najadła się i wystrzeliła z kolejnym pytaniem i opowieścią o posiadaniu jajek. Gdyby dalej jadł to na pewno w tej chwili by się zakrztusił.

- Eee... Nieeee. Tauros nie samica – wykrztusił z siebie, kiedy już pozbierał szczękę ze stołu, tak daleko udało jej się opaść, kiedy harpia rzuciła w niego pytanie.
- Tauros samiec, Mana samica – powiedział ubierając odpowiedź w formę najprostszą.
- Iii... rozumiem, że Mana nie pisklak i że może mieć jajko – mówiąc to potrząsnął gwałtownie głową, zdając sobie, że gada jak upośledzony.
- Jestem twoim opiekunem – powiedział już normalnie, używając wcześniej przygotowanego słowa.
- To znaczy, że się o ciebie troszczę, opiekuję się, chce żeby ci było dobrze. Żebyś nie marzła, żebyś nie była głodna, miała gdzie spać i w co się ubrać. Rozumiesz?
- Nie jesteś moim pisklątkiem, ale bardzo cię lubię i chcę się tobą opiekować – lepiej i prościej już nie potrafił tego ująć. Kątem oka dostrzegł lisa z kurą w pysku. "Oby to nie była kura sąsiadów, bo go chyba zamorduję..." pomyślał. Wiedział jednak doskonale, że w żadnych wypadku nie może tego powiedzieć na głos. Jego wzrok spoczął na czarnowłosej i już miał przeczucie, że zaraz oberwie kolejną rewelacją z jej strony. Jednak nie czuł w sobie ani złości, ani zniecierpliwienia. Kiedyś zapewne całą ta sytuacja wyglądałaby inaczej. Owszem, miał zawsze wiele cierpliwości, ale raczej do sytuacji niż do ludzi. Teraz był bardziej misiem niż niedźwiedziem.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        To zrozumiałe, że tak wielki jak niedźwiedź mężczyzna - pewnie nawet tak wieli, o ile nie większy, jak Czarny Niedźwiedź Wulkanu, którego Mana nie raz widziała w okolicznym lesie zaraz przy Wierzbowym Gaju - musiał jeść proporcjonalnie więcej, posługiwać się większymi łyżkami i innymi narzędziami jedzeniowymi, mieć większą miskę niż drobna ptaszyna. Aż trochę ją dziwiło skąd w domu olbrzyma znalazły się naczynia w jej rozmiarze, ale to w sumie nie było ważne. Zupa była przepyszna, sycąca i przyjemnie grzała ją w brzuszku i choć Tauros starał się dobrać dla harpii odpowiednią porcję, ta i tak nie była w stanie wszystkiego zjeść, a napchana była tak, że mogłaby zaraz pęknąć. W prawdzie było jej smutno, że nie mogła dojeść do końca, ale zawsze mogła dokończyć później. Gdyby pękła, nie miałaby tej szansy. Poza tym narobiłaby Taurosowi tylko kłopotu. Musiałby sam sprzątać te wszystkie pióra...
        Po zadaniu swojego pytania, przyglądała się nowemu przyjacielowi uważnie, nawet przekrzywiła lekko główkę nie rozumiejąc co go tak zdziwiło, że siedział z rozdziawioną buzią i wpatrywał się w nią jakby nagle wyrosły jej rogi. A może?! Zaniepokoiła się tą myślą i zaraz zaczęła skrzydłami dotykać się po głowie, starając się wyczuć choćby minimalną zmianę, ale wszystko wydawało się być w porządku. Tak więc czemu Tauros miał taką minę? To nie było ani trochę zabawne!
        Odetchnęła z ulgą, gdy się odezwał i ozdrowiał z tego dziwnego stanu.
        - Mana myślała, że Tauros nie samica, bo Tauros wygląda jak ludź samiec. Ale Tauros duży ludź. Tauros olbrzym, nie ludź. Mana nie wie jak wygląda samica Tauros olbrzym - wyjaśniła smutno skąd wynikła jej pomyłka.
        Głupio się czuła, bo myślała, że przez przypadek go obraziła nazwaniem samicą. Ale łatwo się pomylić przecież jak się nie zna danej rasy. Gdy pierwszy raz poznała Rogaczy też miała problem z odróżnieniem samców od samic.
        Słuchała go uważnie i pokiwała nawet głową, gdy powiedział jej, że harpia może mieć jajko. Znów przekrzywiła głowę z niemym pytaniem rysującym jej się na twarzy, gdy nagle potrząsnął gwałtownie głową. Nie wiedziała, że chodziło o to jak to dziewczynie wyjaśnił, nie zauważyła nawet, że przez moment mówił inaczej, bardziej jak nautrianka. Dla niej wydawało się, że powiedział normalnie.
        - Czyli Tauros strażnik, nie olbrzym! - rozpromieniła się z entuzjazmem. Dawno nie spotkała żadnego Strażnika, a tu proszę. Zaprzyjaźniła się właśnie z jednym i znalazła u niego schronienie. Oczy jej migotały z zachwytu jakby co najmniej stanęła przed samą Matką Naturą albo jakimś mniejszym leśnym bóstwem. Teraz już rozumiała dlaczego Tauros był taki podobny do zwykłych ludziów, ale dużo większy i silniejszy i wszyscy czuli przed nim respekt. Tauros był Strażnikiem! Nasuwało się tylko pytanie: "Strażnikiem czego?", ale w sumie skoro mieszkał w ludzkiej osadzie, to może po prostu był starożytnym Strażnikiem tej osady. To miało sens. Tutejsza zielarka bez problemu służyła mu pomocą, wszyscy się go słuchali, nikt nie ważył się sprzeciwiać jego słowu, a czarownica z targu nawet nie śmiała rzucić na żadne z nich czaru.
        Hmm...
        Czyli równie dobrze mógł być przywódcą tego plemienia. Ale biorąc pod uwagę, że nie wszyscy przywódcy swoich stad są dobrzy, raczej w to wątpiła. Choć może...
        - Mana bardo lubi Tauros! - wykrzyknęła żywo cała w skowronkach i zaraz minęła stół by rzucić się przyjacielowi na szyję i się do niego mocno przytulić.
        Była szczęśliwa słysząc te słowa z ust Strażnika. Zaraz jednak się zreflektowała przypominając sobie o jednej bardzo ważnej rzeczy, do której przed chwilą doszła. Puściła go, cofnęła się i rozkładając szeroko skrzydła, jak tylko mogła zważywszy na jedno ranne i ograniczoną przestrzeń, skłoniła mu się bardzo nisko i z wielkim szacunkiem.
        - Mana przeprasza Strażnik Tauros. Mana już będzie słuchać i szanować Strażnik Tauros! - oświadczyła i zasalutowała dumnie prostując pierś. - Mana nie wojownik, ale Mana pomoże Strażnik Tauros - dodała i uśmiechnęła się promiennie.
        Nie miała pojęcia o tym co przed chwilą zrobił Rød i co myślał o tym jej wielki przyjaciel. Natomiast lis przysłuchując się temu wszystkiemu jednym uchem prychnął rozbawiony sytuacją i teoriami harpii, omal się przy tym nie udławił kilkoma luźnymi piórami martwej kury, po czym po prostu gubiąc ich nieco po drodze, pognał na górę by samemu się najeść. Nigdy by nie przypuszczał, że w mieście łatwiej będzie ukraść królika czy kurę niż na wiosce. Chyba polubi to miejsce. Ciepło, sucho, miękkie posłanie i praktycznie świeże śniadanie dwa kroki dalej. Raj na ziemi. Żyć nie umierać. Zwłaszcza, że właściciel nawet nie zdążył zareagować na rumor we własnym kurniku, a Røda już tam nie było.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Tauros miał wrażenie, że przez całe swoje życie dostał mniej czułości, niż w ten jeden dzień. Mana była nadzwyczaj wylewna, a on, mimo że przebywali ze sobą zaledwie kilka godzin zdążył to polubić. Była dobroduszna i niewinna. Nie znał wcześniej takiej osoby. Zazwyczaj ludzie czegoś od niego chcieli. Tu, w Rododendronii zmienił trochę zdanie, bo poznał bardzo przyjazne istoty, ale z żadną nie był na tyle blisko, by wymieniać się uściskami kilka razy dziennie. Tymczasem Mana, za każdym razem, kiedy go tuliła, sprawiała, że jego zahartowane w boju serce, miękło, jak topione na patelni masło. Objął ją swoimi ramionami i przytulił do siebie. Jej ciepłe objęcia były dla niego jak odpoczynek po ciężkim dniu. Przy niej nie czuł się... Mutantem. Ta myśl właśnie przebiegła mu przez głowę. Tak. Przy niej nie czuł się inny. Ona nie patrzyła na niego jak na momstrum, ona widziała w nim więcej, niż inni.

Pogładził ją po czarnych włosach. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się mu polubić kogoś w tak krótkim czasie. Ale cóż... Ta mała ptaszynka rozjaśniła jego życie w mgnieniu oka.
- Też bardzo cię lubię - odpowiedział, a ton jego głosu był tak łagodny, że aż sam się zdziwił i cicho odchrząknął. Wtedy Mana odsunęła się od niego i zaczęła go przepraszać.
- Nie, Mana, nie przepraszaj. Ja nie jestem strażnikiem. To znaczy strzegę mojego domu i ciebie, i przyjaciół, ale to tylko tyle. Tauros nie jest strażnikiem, Tauros jest kowalem - znów próbował mówić jej językiem, ale tym razem nie skarcił się za to w myślach - przynajmniej na razie.
- Tauros robi miecze, zbroje, noże, podkowy. Hmm... - zastanawiał się jak ma jej to wytłumaczyć.
- Tauros bierze metal, wkłada go do ognia, metal robi się czerwony i miękki, a potem można z niego zrobić różne kształty - "Na Bogów Północy, tak się nie powinien wysławiać dorosły chłop!" - pomyślał.
- Jutro mogę Ci pokazać. Chcesz? - spytał.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Mana nie miała nawet najmniejszego pojęcia o tym jak wiele szczęścia i przyjemności dawała Taurosowi swoim towarzystwem, a w szczególności tym jak niepowściągliwa była w tym co czuła, mówiła, robiła. W sumie we wszystkim. Była po prostu nieuprzedzoną i całkowicie szczerą z samą sobą oraz innymi osobą. W słowie i czynie. Szczerą również wobec własnych uczuć. Nie myślała nad tym co robi, nie myślała czy powinna tak robić, po prostu dawała się ponieść emocjom.
        Oczywiście zwykła mieszczanka nigdy by się tak nie kleiła do obcego faceta, no chyba, że byłaby kobietą wiadomej profesji, lecz nawet wtedy miałaby ukryty cel i jej czyny byłyby raczej zmotywowane chęcią zysku, bądź, jak to dość często bywało, ale bywało; strachem. A jedynym co kierowało Maną, było to, że po prostu chciała się przytulić. Bez żadnych ukrytych zamiarów i podstępnych intryg. Po prostu była Maną i to się już pewnie nigdy nie zmieni. A przynajmniej taką należało mieć nadzieję.
        Słysząc odpowiedź Taurosa na swoje wyznanie, choć wcale nie ukrywane w żadnym stopniu, bo przecież od samego początku było widać, że harpia bardzo, ale to bardzo lubiła jasnowłosego olbrzyma; przytuliła się do niego jakby jeszcze bardziej, po czym się odsunęła, gdy omyłkowo uświadomiła sobie, że jest kimś bardzo ważnym. Bo Strażnicy byli kimś bardzo ważnym! Pilnowali przecież naturalnego porządku, by klany, stada, roje, plemiona i rodziny żyły w pokoju z innymi i z własnymi rodakami. Strażnicy pilnowali by nie dochodziło do bezsensownego rozlewu krwi, a gdy do takiego doszło to kończyli waśń. Często pokojowo, ale niekiedy zdarzało się, że jedynym rozwiązaniem było pozbycie się obu wojujących ze sobą stron. Byli wysłannikami bogów, dziećmi Matki Natury, mającymi właśnie pilnować porządku i naturalnej harmonii.
        Rodzina wilków mogła polować na inne zwierzęta, by przeżyć - to było naturalne. Gdyby zaczęły zabijać, mimo zaspokojonego głodu, dla samej potrzeby zabijania, Strażnik musiałby interweniować i zażegnać problem. Podobnie, gdyby stado jeleni postanowiło w pewnym momencie zaburzyć naturalną harmonię i zapolować na wilki, bez znaczenia czy aby zaspokoić swój głód, czy w ramach zemsty. Różnie sytuacje Mana w życiu widziała, o różnych słyszała. Wiedziała jednak, że trzeba było żyć w zgodzie z Matką Naturą - jak się było naturalną ofiarą, trzeba się było po prostu z tym pogodzić i mimo wszystko spróbować przeżyć jak najdłużej. Inaczej mógł zainterweniować Strażnik. Takim właśnie Strażnikiem myślała, że jest Tauros, co zaraz raczył jej wytłumaczyć, że nim nie był, znaczy był, ale nie takim o jakim myślała harpia.
        - Kowalem? - przekrzywiła główkę w charakterystyczny dla siebie sposób, jak zwykle gdy czegoś nie rozumiała. Nie było wątpliwości, że gdyby była sową, najpewniej potrafiłaby obrócić ją do góry nogami albo przynajmniej przekrzywić niemal o sto osiemdziesiąt stopni.
        - Hmmm...
        Również zaczęła się zastanawiać, ale nad tym kim jest i co właściwie robi kowal. Bo to pierwsze wiedziała. Kowal jest Taurosem... To znaczy Tauros jest kowalem, o! A Mana jest Mana.... Czy może raczej MANA jest Mana? Mana Mana? To niestety był ten moment w którym jej poczciwa główka się stanowczo za mocno przegrzała, co też było widać po dość zabawnej minie naturianki. Porzuciła więc te bezsensowne rozmyślania i skupiła na wypowiedzi olbrzymiego przyjaciela.
        - Tak! Mana chce! - zakrzyknęła z ogromną radością i entuzjazmem wyciągając skrzydło do góry.
        Niestety traf chciał, że była to ta kontuzjowana kończyna i zaraz grymas ogromnego bólu przebiegł dziewczynie po twarzy. Nie rozpłakała się jednak i już dużo ostrożniej opuściła pierzastą "rękę". Spojrzała na Taurosa i nadal się uśmiechała, choć bardziej przygaszenie. Po prostu nie chciała by znów ją bolało przez nadmiar szczęścia.
        - Mana ma nóż. Taki robi kowal... taki nóż robi Tauros? - zapytała z opóźnieniem odnosząc się do wcześniejszego tłumaczenia mężczyzny i... zaczęła się obmacywać w pasie z coraz to bardziej rosnącym niepokojem.
        W pewnym momencie zaczęła się kręcić w miejscu w kółko jak pies goniący swój ogon, by zobaczyć czy ma swój skórzany pasek z niewielką pochewką na prosty, prymitywny nożyk z kiepskiej jakości metalu. Niestety nie miała, bo niby jak skoro się przebrała w zakupione przez nich dzisiaj ubrania. No więc zaczęła panikować, że zgubiła wszystkie swoje rzeczy.

        W ciągu dnia jeszcze kilka takich epizodów "manowania" było. Albo były to nie na miejscu pytania w stylu "Tauros na pewno nie samica? Tauros ma długie włosy. Mana ma długie włosy. Mana samica! Tauros samica? Mana może mieć jajko. Mana... Tauros! Tauros samiec! Mana samieca!", bądź nazwanie fotela, w którym wcześniej się zdrzemnęła, swoim gniazdem do spania i ułożenie się w nim wygodnie, tak że praktycznie zajmowała jedynie całe siedzisko i przykrycie się skrzydłami, tak, że zagięcie tego zdrowego zakrywało jej twarz, na którą oczywiście musiała zsunąć ptasią maskę. Co prawda nie było łatwo jej się tak skulić w ludzkich ubraniach jakie miała na sobie, ale chwila wiercenia się, stękania i sapania i się udało!
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Dla Taurosa był to bardzo, baaaardzo długi i męczący dzień. Jednak jego zmęczenie było zupełnie inne niż do tej pory. Był wyczerpany psychicznie, nie fizycznie. Sprzątał swój dom, porządkował kuźnię, nosił wodę ze studni - z Maną za plecami, która zadawała setki pytań. Najdziwniejsze było to, że odpowiadał na nie z chęcią, choć pewnie ktoś inny nie miałby tyle cierpliwości. Nord wykazywał się niezwykłym opanowaniem. Mana, ze wszystkimi przywarami, była jak dotąd najszczerszą i najsympatyczniejszą osobą, jaką poznał, w dość długim już życiu. Po tym co zrobiła mu czarodziejka chyba stracił nadzieję na to, że ktoś może mieć czyste intencje. Był przekonany, że jeśli ktoś zechce zająć miejsce w jego życiu, będzie czegoś potrzebował, czegoś chciał, a koniec końców wyrzuci go na zbity pysk.

Oczywiście zdawał sobie sprawę, że Mana opuści go za kilka tygodni, kiedy skrzydło się zrośnie, co nie zmieniało faktu, że wierzył w jej dobre intencje. Była prosta, rozumowała inaczej, można by powiedzieć, że głupiutka, ale tak naprawdę wynikało to tylko z tego gdzie się urodziła, z kim przebywała, jak ją wychowano. Gdyby urodziła się w mieście byłaby obeznana z tutejszymi zachowaniami, kulturą, zachowaniem (omijając fakt, że była harpią).

Dzień miał się już ku końcowi. Kiedy Mana szła na górę Tauros domyślił się, że skuli się tam i zaśnie. I wtedy w jego głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Przez kolejną godzinę krzątał się po domu, dokańczając swoje sprawy i myśląc jak tu zorganizować im porządny sen. Mana siedziała w jego “graciarni”, nie mógł jej tam zostawić samej, ale spać też tam nie mógł. Nie miałby jak, był za wielki, zbyt obszerny, no i niby w jaki sposób miał się tam rozłożyć, pomiędzy tymi gratami? Musiał przenieść Manę do swojej sypialni. Jednak i tutaj powstawał problem. Jego posłanie było duże, ale bał się, że jeśli położy koło siebie skuloną Manę, to w nocy ją zgniecie, albo wykopie na podłogę. No i z pewnością się nie wyśpi, bo będzie ciągle o tym myślał. Nagle wpadł na pomysł, że może faktycznie Manie trzeba zrobić gniazdo.

Nie chciało mu się już nad tym główkować, więc postanowił, że wykorzysta pomysł z gniazdem. Poszedł na górę i najpierw przygotował posłanie dla siebie, a potem, w pustym kącie jego sypialni zaczął układać stare koce i poduszki, których również nie zabrali poprzedni właściciele. Wszystko ułożył tak, żeby przy ścianach znajdowały się miękkie rzeczy. Utworzył posłanie w kształcie podobnym do podkowy. Na podłodze też poukładał, to co miał pod ręką miękkiego. Uznał, że jeśli Mana będzie się czuła “otoczona” z różnych stron poczuję się jak w gnieździe. Wielkolud spojrzał z daleka na posłanie i uznał, że mogłoby być lepiej, ale w tej chwili nie było go stać na więcej. Przebrał się w długą tunikę i świeże, lniane, luźne spodnie, a następnie ruszył do pokoju, w którym spała Mana. Miał cichą nadzieję, że jest bardzo zmęczona i nie obudzi się przy przenoszeniu. Udało mu się wziąć ją na ręce skuloną, bardzo uważając na jej skrzydła. Po cichu przeniósł ją do swojej sypialni i “umościł w gnieździe”, po czym przykrył cienkim kocem i sam udał się na spoczynek. Zasnął jak kłoda w mgnieniu oka.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Spała jak zabita, ten dzień był dla niej jednym z najszczęśliwszych, ale też i najbardziej wyczerpujących. Nie słyszała jak się Tauros tłucze, nie przeszkadzało jej, że się co chwila kręcił, wytrwale przy tym pracując by zrobić jej choćby po części wygodne i komfortowe miejsce do spania. By może u niego poczuła się jak w domu. Choć tego wolałaby raczej uniknąć. W prawdzie jej gniazdo-chatka w Wierzbowym Gaju była przytulna i za nią tęskniła, lecz w sumie nie czuła się tam dobrze. Zawsze jakieś harpie z jej klanu jej dokuczały. Tęczolotka przez nią nie mogła wyzdrowieć, bo z jakiegoś powodu duchy były złe (choć nie na Manę). No i Manę wyrzucono z klanu. W domu byłaby po prostu sama i nielubiana, niechciana. No i nie było tam Taurosa. Nie do końca rozumiała dlaczego mężczyzna wydawał jej się być wewnętrznie smutny, ale zdążyła zauważyć, że był szczęśliwy, gdy naturianka była przy nim. A ona była szczęśliwa widząc jego szczęście.
        Kiedy została wzięta przez niego na ręce nawet się nie przebudziła, a jedynie wtuliła w niego, wtulając policzek w jego pierś okrytą szorstkim materiałem tuniki. Trochę marudziła przez sen, gdy ją położył na jej nowym posłaniu, bo nie czuła już przyjemnego ciepła bijącego od drugiego ciała, ale mimo wszystko szybko się ułożyła wygodnie, wtulając w kusząco miękkie posłanie, gdzie mogła się bardziej rozłożyć i dalej już spała spokojnie.
        - Ta...ros...bi...Ma...na... - wybełkotała niewyraźnie, gdy została przykryta i się delikatnie uśmiechnęła do własnego snu, wtulając policzek w przyjemny i ciepły materiał kocyka.
        Mimo że to była jej pierwsza noc w obcym miejscu, w domu osoby, której praktycznie w ogóle nie znała, Mana nie była niespokojna, nie budziła się w nocy z powodu najcichszego szmeru. Czuła się tu bezpiecznie, bardzo szybko przywiązała się do Taurosa, którego jakby nie patrzeć polubiła od samego początku, więc nie powinno być zdziwieniem, że i sen miała niczym niezmącony i spokojny. A że u Taurosa była cisza i w sumie tylko on sam tu mieszkał, harpia była w stanie wypocząć nawet nieporównywalnie lepiej niż u innych osób, które zgodziły się przyjąć ją pod swój dach na jakiś czas. Większość mieszkała z kimś albo miała dzieci i choć naturianka uwielbiała towarzystwo wszelkiej maści, wiadomo, że dzieci nigdy nie dadzą się wyspać zwłaszcza, interesującej, nieznajomej sobie osobie.

        Nie można powiedzieć że długo spała, bo obudziła się zaraz jak tylko promienie słońca wdarły się do pokoju i zaczęły świecić jej po oczach, ale na pewno długo leżała w swoim przytulnym gniazdku okryta cieplutkim, choć cienkim kocem, spod którego ani trochę nie chciało jej się wychodzić na chłód poranka. Zorientowanie się, że jest chyba (bo nie była do końca pewna) w winnym miejscu niż pamiętała, że zasnęła, zajęło jej jeszcze więcej czasu, lecz przy tym zdążyła wstrzymać się od wpadnięciu w panikę, bo zaraz zauważyła znajomą postać śpiącą twardo na wielkim łóżku. Nie była pewna czy rzeczywiście był to Tauros, ale skoro głowę miał Taurosa to chyba jednak to był on, nie słyszała nigdzie o kradzieju głów, choć o Bezgłowym Jeźdźcu już tak. W sumie, skoro on nie miał swojej głowy, mógłby chcieć komuś ją ukraść, by znów móc cieszyć się pięknem świata, bo jak coś co nie ma głowy może mówić, jeść, widzieć i słyszeć wszystko co go otacza?
        Nie zdążyła się nad tym głębiej zastanowić, gdy w pokoju pojawiła się nie wiadomo skąd... kura. Zaintrygowana jej obecnością w sypialni Mana zaraz podniosła się na równe nogi i cichutko na ptasich paluszkach, starając się nie skrobać zbyt głośno pazurami o drewnianą podłogę, nie obudzić Taurosa, podreptała za kurą, chcąc się z nią zaprzyjaźnić. Nie sądziła, że olbrzym będzie miał takie głupiutkie stworzenie jako zwierzaka domowego. Znaczy nie dziwiło ją to, że ktoś miał kury w środku miasta, bo już dawno oswoiła się z faktem, że niektóre istoty trzymają kury w zagrodach i dbają o nie, choć nie miała pojęcia po co im takie kury. Ani one mądre, ani zbytnio pożyteczne, bo nie obronią przed drapieżnikami, nie są też nawet w połowie tak urocze jak kotki. No ale skoro była to przyjaciółka Taurosa, to Mana nie mogła narzekać na ich dziwną znajomość.
        Wdrapała się za nią na strych i... Tam zorientowała się, że ani nie była zwierzątkiem olbrzyma, ani... w ogóle nie była już zwierzątkiem, dzięki lisowi, który wybrał ją na swoją kolację i śniadanie. Mana byłą zła na Røda za to co zrobił, choć rozumiała, że drapieżniki już tak miały, że zabijają słabsze zwierzęta by samemu przeżyć. Z tego powodu zaraz zrobiło jej się smutno, że musiało paść na tę biedną kurkę, której szczątki wzięła ostrożnie w swoje skrzydła i zeszła z nią na dół roniąc łzy. Po tym wyszła na podwórko i zaczęła kopać niewielki grób dla zmarłej tragicznie kurki, której duch ją odwiedził. Nim pochowała szczątki, odprawiła skromny rytuał przeprowadzenia duszy zmarłej istoty do świata zmarłych, by jej dusza zaznała spokoju. Dopiero po tym ułożyła ostrożnie szczątki w niewielkiej dziurze w ziemi i zaczęła zasypywać piachem, na koniec narysowała niewielkim szponem u szczytu swojego skrzydła dwa znaki ze swoich stron mające zapewnić duszy zmarłej istoty bezpieczeństwo i spokój, po czym na pamiątkę położyła na mogiłce niewielki kamyk. Była przez to wszystko cała brudna od ziemi i krwi na wpół zjedzonej kury.
        Rød był oczywiście niezadowolony, że zabrano mu jedzenie, nim skończył, ale nie mógł się narażać na gniew Duchów, za to, że sprzeciwił się szamance. Później przekąsi coś innego i postara się by tym razem jego obiad nie został mu zabrany, przez to, że żałosna dusza nie była w stanie usiedzieć w jednym miejscu, aż i jej lis nie pożre na deser.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Niejednokrotnie walczył i zabijał. Ocierał krew z twarzy, pochodzącą od różnych istot. W końcu najemnicy wynajmowani do obrony, od tego byli, by pozabijać zbliżające się niebezpieczeństwo. Przywykł do tego. Przywykł do fizycznego zmęczenia, do psychicznego też. Zabijasz, palisz, grzebiesz, zostawiasz – cokolwiek, a potem wycierasz ciało z krwi i idziesz dalej, albo kładziesz się spać. Po tylu latach emocje się wyciszały, słuchało się zmęczonego ciała, kładło na ziemi i spało do czasu aż niebo zaczynało robić się szare. Tauros znał zmęczenie, ale nie takie jakie dopadło go dzisiaj. Był wykończony psychicznie i emocjonalnie. Jego ciało nie było sponiewierane drogą i walką, a mimo to sen miał tak twardy jak nigdy.

Kiedy się obudził, jego wzrok natychmiast powędrował w stronę „gniazdka”, które uwił Manie. Ale jej tam nie było. Nord usiadł na łożu zaniepokojony. Kiedy nie miał jej w zasięgu wzroku, zawsze czuł, że zaraz stanie się coś, czego jeszcze w życiu na oczy nie widział. Czy znowu rozebrała się do naga i lata mu po domu? A może postanowiła w ten sposób poznać sąsiadów? Albo zrobiła sobie grzędę na podwórzu? Mogła też próbować zjeść coś co do jedzenia się nie nadaje i pochorować się gdzieś w kuchni. O Panie, a co jeśli zrobiła sobie krzywdę, czymś co wisiało w kuźni? A co jeśli się przez ptasi móżdżek właśnie się zabiła?

Białowłosy wstał na równe nogi i boso pośpieszył do sąsiednich pokoi. „Pośpieszył”, taaa, powiedzmy... Raczej pognał, jak dziki. Na górze jej nie było, więc zbiegł na dół. Wyjrzał przed dom – nic. Sklep. Kuźnia. Zaplecze. Kuchnia. - Kurwa! – zaklął głośno i wtedy dostrzegł, że drzwi na podwórze są otwarte. Wybiegł na zewnątrz pokonując schodki wyjściowe jednym susem. Kiedy dostrzegł Manę, zamarł. Dosłownie go zmroziło. Nie dość, że miała złamane skrzydło, to jeszcze to. Nie wiedział co się stało, ale była we krwi i ziemi. Ktoś mógł ją pobić, zgwałcić, cokolwiek to było, jego ptaszynie działa się krzywda. Nord znalazł się przy harpii w mgnieniu oka. Był za wielki, żeby dobrze przyjrzeć się jej obrażeniom, więc uklęknął i chwycił ją za ramiona. W przypadku kogoś innego z pewnością użyłby większej siły, ale to była Mana, więc zrobił to w miarę delikatnie.
- Mana, co się stało, na wszystkich bogów? Ktoś cię pobił, zrobił krzywdę? Gdzie jesteś ranna, zaraz to opatrzę – mówił niezbyt głośno, ale było słychać, że jej przerażony. W dodatku wyglądał jakby go piorun strzelił. Białe włosy potargane i sterczące, broda z prawej strony ugnieciona, od spania na boku, tunika pomięta – jak to po nocy, a stopy gołe i brudne od biegania po warsztacie.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Po pogrzebie kury, Mana ocierając skrzydłem mokre od łez oczy zaczęła dreptać z powrotem do przytulnego, jak jej gniazdko, które zrobił jej Tauros, domu Taurosa. Właściciel jednak wybiegł nim w ogóle zdołała to sobie uświadomić, złapał ją w mgnieniu oka i uklęknął by się z nią jako tako zrównać. Była zaskoczona tym jak bardzo był przejęty i z początku myślała, że to przez kurę, że będzie na nią zły za nieupilnowanie lisa, ale zaraz te obawy zastąpione zostały przez rozbawienie harpii. Objęła swoimi opierzonymi kończynami jego głowę i delikatnie do siebie przytuliła.
        - Mana nie ranna, Mana ma tylko złamane skrzydło - powiedziała z szerokim uśmiechem, kręcąc głową i wypuszczając Taurosa. - Pióronoga ranna, ale Pióronoga już dobrze czuje się. Pióronoga już szczęśliwa. Pióronoga już bezpieczna. Rød już nie zje Pióronoga - zapewniła mężczyznę i jeszcze go pogłaskała po głowie swoimi szczątkowymi pazurkami na szczycie skrzydła, jakby go chciała przytulić.
        - Mana bardzo przeprasza, Rød zjad Pióronoga Taurosa. Ale Pióronoga zostanie z Taurosem. Tutaj... - wskazała jego głowę - ...i tutaj - i serce, po czym ziewnęła ziewnęła szeroko niczym kot. Zaraz po tym przecierając sobie skrzydłem oczy. Nie to żeby była już wszystkim bardzo zmęczona, ale po prostu nie zdążyła się porządnie rozbudzić gdy doszło do tego wszystkiego.
        - Ach, Pióronoga jeszcze tam - powiedziała, przypominając sobie nagle i pokazując Taurosowi skromny nagrobek, gdzie pod ziemią leżały szczątki na wpół zjedzonej kury.
        - Tauros obiecał, że Tauros pokaże Manie "Tauros jest kowalem" - wyszczebiotała radośnie, lecz zaraz ciche, acz przeciągłe burknięcie, przypomniało o jednej ważniejszej od ciekawości sprawie, którą wypadałoby równie szybko zaspokoić.
        Mana nigdy nie przykuwała dużej wagi do jedzenia, bo w lesie nie zawsze była możliwość zaspokojenia głodu, nawet jeśli żywiła się wyłącznie korzonkami, leśnymi owocami, runem albo kwiatami niektórych roślin. Po prostu nie zawsze szamanka miała czas by coś zjeść, czy możliwość, bo jak była w jednym ze swoich kilkudniowych, szamańskich transów, podczas, których odwiedzała krainę zmarłych by pomóc tamtejszym mieszkańcom, nie mogła tak o przerwać transu by coś zjeść, bo duchy mogłyby to odebrać jako brak szacunku.
        Uśmiechnęła się lekko skrępowana, przyznając, ze mogłaby być troszeczkę głodna i zaraz zgłosiła się na ochotnika do pomagania olbrzymowi ze śniadaniem, bo choć sama chciała coś uszykować w ramach przeprosin za Pióronogą, to nie wiedziała co takie olbrzymy w ogóle jedzą. A wolałaby uniknąć otrucia Taurosa albo przygotowania mu czegoś, czego by nie lubił, a musiałby zjeść, by harpii nie sprawiać przykrości. Tak pewnie by było. Z tego powodu więc postanowiła być jedynie jego pomocnicą. Czyli prawie jakby sama mu robiła jedzenie, ale z małą pomocą.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

        Taaak... Z Maną, życie nie mogło być nudne. Dostarczała adrenaliny jak na wojnie. Tauros w lot pojął co się stało. Ten przeklęty, wredny lis zeżarł kurę i to na pewno kurę sąsiadów, albo przynajmniej próbował zeżreć, ale Mana go powstrzymała. Co i tak nie zmieniało faktu, że kura nie żyła, a on będzie musiał ją odkupić. No ale nieważne, najważniejsze, że Manie nic nie było. Gdyby coś się jej przytrafiło... Gdyby ktoś ją skrzywdził... Nord wiedział, że raczej nie zatrzymałby wtedy nerwów na wodzy. Westchnął trochę z ulgi, trochę, bo to wszystko było jednym, wielkim szaleństwem. I nawet nie wiedział, że wpadł w nie aż tak głęboko.
        - Och Mana... - pokręcił głową i tym razem on poklepał ją (oczywiście delikatnie), po jej ptasiej główce.
        - Mogłabyś powiedzieć twojemu liskowi - "Wredny, złośliwy, parchaty futrzak..." - żeby nie kradł kur, pióronogów? Przyniosę mu jedzenie, tylko niech nie zabiera zwierzątek sąsiadom - "Jeszcze muszę draniowi przynosić żarcie, co za diabeł wcielony. Zawsze wiedziałem, że kiedyś napatoczy się taki szkodnik, co mi coś zeżre"
        - Dobrze? Sąsiedzi mają pióronogi i nie chcę by byli źli na mnie, albo na liska? - mówił spokojnie, delikatnie, łagodnie, bo taka była Mana. Gdyby mógł, wykopałby tego lisiego złodzieja na drugi koniec świata. Ale, niestety, należał do Many i był jej przyjacielem, więc nie ważne co o nim myślał, musiał zapewnić mu opiekę. Dla dobra Many.

        - Chodź, umyjemy cię i zrobimy jedzenie. - Białowłosy uspokoił się, kiedy zrozumiał, że jego ptaszyna jest pokryta krwią kurczaka, a nie własną, dlatego teraz mógł działać z rozwagą.
        Zabrał Manę do kuchni i posadził na krześle. Z szafki wyciągnął kawałek szarego płótna, rozdarł je na dwa mniejsze. Jedną część zachował suchą, drugą zamoczył w wiadrze z wodą. Mokrą szmatką wytarł brudne "nóżki" (szpony? łapki? pazurki?) dziewczyny. Czystszą częścią obtarł jej buźkę i dłonio-szpony.
        - No, teraz możemy wziąć się za śniadania. Ale najpierw przyniosę coś twojemu przyjacielowi -"I mojemu utrapieniu".
        Tauros wyszedł na chwilę i udał się do piwniczki, która dla niego była niebezpiecznie i klaustrofobicznie mała. Trzymał w niej tylko rzeczy, czy produkty, które bezwzględnie potrzebowały chłodnego powietrza. Wrócił z kawałkiem upieczonego dwa dni wcześniej kurczaka i suszonym mięsem.
        Śniadanie, obiad i kolację miała dzisiaj stanowić dla nich gęsta zupa z fasoli, z warzywami, ziołami i suszonym mięsem. Kurczak był dla lisa.
        - Proszę - mężczyzna podał Manie drewniany talerz z kurczakiem - nakarm Røda i może spróbuj mu wytłumaczyć, że nie musi kraść, o niego też zadbam -Bo muszę... - uśmiechnął się łagodnie, choć w duchu chciał wywalić rudego do lasu.
        - Jak wrócisz pomożesz mi przy jedzeniu.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Było harpii naprawdę wstyd i bardzo smutno, że miała miejsce taka tragedia, przy której narobiła Taurosowi jedynie problemów. I choć praktycznie nigdy nie bywała zła, teraz była wręcz wściekła na Røda. Przecież dobrze wiedział, że nie wolno mu polować na zwierzęta w mieście. Tak mówił mówił jej elf, który pomógł jej nieco nauczyć się Wspólnej Mowy. I jak do tej pory nie było z tym żadnych problemów. Dzisiaj pierwszy raz lis zrobił coś takiego. Ale... w sumie wydawał się żałować tego co zrobił. Wystarczyło spojrzeć w te jego wielkie, krwistoczerwone, szczenięce ślipka. Skrzydlata przeniosła zmartwione spojrzenie na nordyjczyka.
        - Mana nie chce, by byli źli na Taurosa! - powiedziała z przejęciem, nie widząc, jak rudzielec ze skruszonego, nagle przybrał postawę dumnego i skorego do spłatania jeszcze jakiegoś figla.
        - "Wiesz... w sumie to raczej będą źli na ciebie, za to, że mnie nie przypilnowałaś. Nie sądzisz, że wypadałoby ich przeprosić za śmierć - być może - ich najlepszego przyjaciela?" - zasugerował lis, znów udając skruszonego, gdy tylko dziewczyna na niego spojrzała. W sumie to jego głos przyjął bardziej oskarżycielką tonację, był zawiedziony postępowaniem harpii (oczywiście zwalał teraz na nią całą winę za to co się stało).
        - By byli źli na Manę?! - zaniepokoiła się, a jej oczy zaraz wypełniły się łzami. - Mana przeprosi sąsiedzi. Mana nie chce, by byli źli na Manę! - załkała żałośnie i tyle było z poproszenia lisa o to, by więcej nie polował na miejskie zwierzaki.
        Kiedy harpia zalewała się łzami, lis wyszczerzył się przebiegle i z czysta pogardą w oczach zerknął na nordyjczyka. Jakby jasno przekazywał, że to on ustalał zasady gry. Z dumnie uniesioną kitą wrócił do domu Taurosa, gdzie czekał na swoja towarzyszkę i rekompensatę utraconego śniadania.

        Gdy już zdołała zapanować nad swoimi emocjami i wyrzutami sumienia, pociągnęła mocno nosem i wytarła swoją twarz skrzydłem. Kiwnęła nieco przygaszona głową na jego propozycję i tuląc się do olbrzyma poszła razem z nim z powrotem do domu. Tam usiadła posłusznie na krześle i z ciekawością przyglądała się temu co robił. Przekrzywiła na bok główkę, bo nie rozumiała dlaczego mężczyzna właśnie przedzierał na dwoje kawałek jakiegoś materiału. Przecież mieli się umyć, a do tego nie potrzeby był żaden materiał, a jedynie jakaś rzeka czy jezioro. Najbardziej harpia uwielbiała gorącą, bulbulującą wodę w parujących źródełkach, ale dawno się na żadne nie natknęła. Ciekawe czy Tauros miał takie źródełko u siebie w domu...
        Nim jednak zapytała, wielkolud kucnął przy niej i przytrzymał jedną dłonią jej ptasie szpony, gdy druga przecierał je szmatką. Było to dla niej dość niezrozumiałe, ale w sumie straciło to jakiekolwiek znaczenie, bo jak się można było domyśleć, zaraz zaczęła się śmiać, bo ją to łaskotało. Warto przy tym zaznaczyć, że od razu humor jej się polepszył. Z szerokim uśmiechem na twarzy, dała doprowadzić swoją buźkę do porządku.
        - Mana pomorze wziąć się za śniadania! - wykrzyknęła z entuzjazmem, którego nie zdołało zgasić zastrzeżenie Taurosa, że najpierw pójdzie po coś dla lisa, nim zaczną razem coś do jedzenia szykować.
        Czekała cierpliwie na jego powrót nadal siedząc na krześle i majtając ptasimi nóżkami, nuciła sobie cicho jakąś zasłyszaną na mieście melodię. Gdy Tauros wrócił od razu zeskoczyła z siedziska i zbliżyła się do niego. Z zaskoczeniem wzięła w skrzydła podany przez niego drewniany talerzyk.
        - Hm? - zdziwiła się w pierwszej chwili, ale gdy tylko wyjaśnił o co chodziło, zaraz się rozpromieniła i poszła postawić lisowi miskę z jedzonkiem w kącie kuchni. Myślała, że tam mu będzie najlepiej, bo nie będzie sobie ani nikomu przeszkadzał. Zawołała rudzielca na jedzenie, a gdy szedł wyszczerzył się szyderczo do norda, gdy miał pewność, że Mana tego nie widziała.
        - Ale... Rød wie, że nie wolno. W mieście. Lyssander tak powiedział. Mana nie wie, dlaczego Rød zabił Pióronoga... Rød tak nie robił - powiedziała, trochę pochmurniejąc, bo w sumie wychodziło na to, że to rzeczywiście była jej wina. Rød wiedział co mu wolno, a co nie, lecz mimo wszystko Mana go nie upilnowała.
        - Mana bardzo przeprasza. Mana przeprosi "by byli źli". Tauros niewinny - powiedziała ze smutkiem, gdy na nowo wróciła do kuchni i przytuliła się do swojego ogromnego przyjaciela, po czym zabrała się z nim do pracy najlepiej jak tylko umiała. Chciała dać z siebie wszystko, napełnić burczący brzuszek i jeszcze przeprosić sąsiadów. No i Tauros miał jej przecież pokazać "Tauros jest kowalem".

        Tak jak sobie zaplanowała, tak też zrobiła. W prawdzie plany uległy nieco zmianie, bo przecież po wszystkim trzeba było posprzątać, ale gdy to było załatwione, skierowała się na swoich bosych, ptasich nóżkach w stronę wyjścia.
        - Mana przeprosi sąsiedzi - poinformowała Taurosa nim z dziecięcą radością wyszła znów opierzona przed dom. Po prostu cały czas zapominała o tym, że nie powinna się nikomu pokazywać w swojej naturalnej postaci. Nie w tym mieście. Nawet jeśli Taurosowi nie przeszkadzało to, że dziewczyna była harpią i mogła tak swobodnie biegać po jego domu. Nie wiedziała, że inni rododendrończycy nie byli tak tolerancyjni co białowłosy nordyjczyk.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Tauros wiedział, że przez najbliższe tygodnie czeka go więcej atrakcji, niż przez ostatnie kilka lat. Ale podjął się opieki nad Maną i nie mógł teraz zmienić zdania. Z resztą, jak miałby wyrzucić kogokolwiek w takiej sytuacji? No dobrze, wrednego dziada, leniwego oprycha, czy małego, futrzastego gnojka, wyrzuciłby na zbity ryj. Ale nie Manę. Była tylko niewinną, młodą istotą, która nie robiła nic złego, po prostu nie rozumiała zasad panujących w mieście. Nie mógł jej za to winić. Nie umiałby żyć z myślą, że coś mogłoby się jej stać. Czy zastanawiał się, co będzie kiedy jej skrzydło się zrośnie? Nie, jeszcze nie. Jeszcze nie znalazł na to czasu. Skupiał się na tu i teraz, które i tak było bardzo wymagające.

Zrobili zupę. Tauros wlał do miseczki Many tylko same warzywa i fasolę, a mięso, łyżką, przełożył do swojej michy. Pamiętał, że Mana nie może go jeść. Miał nadzieję, że jej lis będzie zadowolony z tego, że w tym domu będą go karmić i nie będzie mu się chciało polować na kury sąsiadów. Ale po jego spojrzeniu nie miał co do tego pewności. Ba, miał wrażenie, że to rude cholerstwo się z niego nabija. Och jaką miałby ochotę chwycić futrzaka za kark i mu nawtykać. Tauros nie zamierzał krzywdzić zwierzęcia, nie uderzyłby go, a powiedział parę słów. Wiedział bowiem, że ten futrzasty pomiot doskonale rozumie ludzką mowę.

Nim zjedli, wspomnianą wcześniej zupę, nord musiał się naprzytulać z harpią. Czy była smutna i płakała, czy wesoła i szczęśliwa tuliła Taurosa jak jeszcze nikt, nigdy, w jego życiu. Zaczynał do tego przywykać, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Mana w ciągu jednego dnia wzbudziła w nim więcej uczuć niż cała jego rodzina za młodu. I była jego małą ptaszynką.

Posprzątali po śniadaniu. Nord miał nadzieję, że może harpia się teraz zdrzemnie, albo porozmawia z lisem, ale nie. Ona ruszyła do drzwi i chciała przepraszać sąsiadów. Na szczęście białowłosy znalazł się przy niej, nim zdążyła otworzyć drzwi.
- Mana, zaczekaj – uważał na to w jaki sposób mówi, wiedział bowiem, że łatwo ją przestraszyć.
- Widzisz, sąsiedzi Taurosa nie widzieli nigdy wierzboszponów – zapamiętał to słowo – mogą nie zrozumieć tego, że masz pióra. Mogłabyś zrobić tak jak wczoraj? Żebyś miała nogi i ręce jak Tauros? - zapytał ją delikatnie.
- Moi sąsiedzi to Martha i Christian. Christian jest stolarzem, a Martha opiekuję się domem. Będzie miała pisklęta, a właściwie jedno pisklę. Ludzie nie składają jajek jak Mana, tylko noszą dzieci w brzuchu. Mamy noszą dzieci w brzuchu – uściślił, żeby nie pomyślała, że mężczyźni też rodzą dzieci.
- Samice – dodał, bo tak harpia nazwała siebie poprzedniego dnia.
- Tauros samiec i Christian też samiec, a samce nie noszą dzieci w brzuchu, tylko samice noszą.
- I zanim pójdziemy musisz się ubrać. Pamiętasz co mówiłem? Że Mana nie może biegać nago? Potem pójdziemy do sąsiadów, przeprosić za Røda i kupić kurę. Tak? - powoli przestawał czuć się jak idiota mówiąc językiem ptaszynki. Nie było to dla niego naturalne, ale dość szybko się przestawił. Choć wyglądał na mięśniaka i namiestnika, nie był głupim osiłkiem. Wręcz przeciwnie, jego inteligencja była wyższa od przeciętnej.
- Teraz Mana pójdzie się ubrać – powtórzył.
Awatar użytkownika
Mana
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Harpia
Profesje: Szaman , Uzdrowiciel , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Mana »

        Tak jak dla większości sprzątanie, choćby tylko po posiłku, było niezbyt przyjemną czynnością, tak Mana miała zupełnie inne zdanie w tej kwestii. Dla niej było to bardzo miłe spędzenie czasu ze swoim ukochanym przyjacielem. Wszak mogła mu w ten sposób jakoś pomóc. No i się na coś przydać, a nie tylko być mu utrapieniem. Jak już pewnie Tauros zdążył pewnie zauważyć, Mana nie należała raczej do osób, które długo dałyby radę długo usiedzieć w jednym miejscu. Harpia praktycznie co chwila musiała coś robić, coś się ruszać jakby od tego zależało jej życie, a jak zatrzymać się w miejscu to tylko po to, by pójść spać. W sumie nie było się czemu dziwić skoro harpia, raczej nie urodziła i nie wychowywała się w cywilizowanej społeczności, a raczej dzikim plemieniu stereotypowych harpii ze starych podań i legend, w których były uważane raczej za krwiożercze i okrutne potwory, a nie za rozumne istoty, praktycznie niewiele różniące się od ludzi czy elfów.
        W dziczy zawsze trzeba być czujnym i raczej rzadko można sobie pozwolić na chwilę lenistwa, zwłaszcza w okresie dziecięcym, gdy nie ma się żadnej ochrony ze strony rodziców czy starszych członków stada. W końcu samotny podlotek to łatwy łup dla głodnej bestii czy chociażby takiej, która nie tylko musiała napełnić swój żołądek, ale również swojego potomstwa. Mana więc nie miała lekkiego dzieciństwa, bo żadna z harpii z plemienia nie miała ochoty się nią opiekować, skoro ta wyróżniała się na tle innych swoim bardziej ludzkim wyglądem i urodą, a do tego jako przyszła szamanka musiała się nauczyć jak samej przeżyć na tym okrutnym świecie. Oczywiście otrzymywała wskazówki od swojej mentorki, ale... gdy coś małej groziło ta nigdy nie ingerowała. Nie mogła się przecież przeciwstawić odwiecznym prawom natury i woli samej Matki, gdyby ta rzeczywiście życzyła sobie śmierci małej harpii.
        W prawdzie Mana już jakiś czas temu porzuciła swoje dawne życie i w porównaniu do harpii ze swojego dawnego stada była dużo bardziej cywilizowana obecnie, ale niektórych przyzwyczajeń ciężko się wyzbyć. Zwłaszcza, gdy energia i dziecięcy entuzjazm ją wręcz rozpierały. Nie musiała się w mieście martwić i uważać tak bardzo jak w dziczy, ale przez wiele lat spędzonych praktycznie w jakimś ruchu, teraz ciężko jej było usiedzieć spokojnie w jednym miejscu. Z resztą, jak tu siąść i nic nie robić, gdy wokół było jeszcze tyle ciekawych rzeczy do odkrycia i do poznania. Miasto było przecież taaakie ogromne, a ona zwiedziła tylko rynek, sklep z ubraniami, sklep Lilii i oczywiście dom Taurosa, ale na tym Rododendronia się przecież nie kończyła. I choć w swoim życiu zdążyła być w dużo ciekawszych i piękniejszych miejscach, w których cywilizowana stopa jeszcze nie stanęła, to jednak mimo wszystko najbardziej ciekawa była tych kamiennych, dotykających nieba gniazd wznoszących się praktycznie gdzie okiem sięgnął, ludzi w nich mieszkających i wszystkiego innego, co tu było na porządku dziennym, a w dzikim plemieniu nawet nikomu nie przyszłoby coś takiego do głowy. Za każdym razem gdy tylko pomyślała ile ma tu jeszcze do odkrycia, wręcz nie mogła się doczekać aż jej skrzydło wyzdrowieje i będzie mogła poszybować nad miastem. A Rododendronia nie była przecież jedynym miastem na Łusce.

        Mana miała już ułożony w swojej ptasiej główce doskonały plan na ten dzień, gdy w końcu uporali się z porządkami w kuchni po pysznym śniadanku i bez większego przemyślenia swoich działań, gotowa była przejść w tej chwili do realizacji tego co sobie zaplanowała. Na szczęście można było liczyć na Taurosa i jego czujność, bo ten szybko zareagował nim harpia wyszła w swojej naturalnej postaci na zewnątrz, by pójść do sąsiadów wielkoluda.
        Słysząc jego polecenie, zatrzymała się w progu i spojrzała na niego lekko zaskoczona, przekrzywiając przy tym nieco swoją potarganą główkę.
        - Hm? Dlaczego Mana, zaczekaj? - spytała, nie do końca rozumiejąc czemu mężczyzna ją zatrzymywał. Czyżby... u nich nie przepraszało się innych, jeśli wyrządziło się im jakąś szkodę? Wątpiła w to, bo przecież chwilę wcześniej rozmawiali o tym, że należałoby przeprosić sąsiadów Taurosa za to, że lis zabił ich kurę.
        - Ah... Mana zrobi nogi i ręce jak Tauros - powiedziała zaraz z radosnym uśmiechem na swojej buźce, gdy dowiedziała się w czym rzecz. I niczym na potwierdzenie swoich słów rozłożyła je na boki i się mocno skupiła, przeobrażając swoje ptasie nóżki w ludzkie, a porośnięte gęsto piórami, wielkie skrzydła w szczupłe, kobiece dłonie. - Ta daaam! - zawołała melodyjnie i zachichotała rozbawiona. Kontuzjowaną rękę, nadal lekko posiniaczoną i spuchniętą, lekko przykuliła, trzymając ją przy sobie i już nią tak nie machała. Popatrzyła na Taurosa, zadzierając głowę mocno do góry by móc spojrzeć mu pogodnie w oczy. Słuchała go przy tym bardzo uważnie i kiwała raz za razem główką w zrozumieniu.
        - Chrystian stolarz, nie kowal. Tauros kowal - powtórzyła za nim, jakby się upewniała czy dobrze zrozumiała, nawet jeśli nie do końca rozumiała czym jest kowal i stolarz.
        - Pisklęta! - ucieszyła się żywo, prawie przy tym podskoczyła w miejscu i wyglądała jakby już nie mogła się doczekać spotkania z nowymi przyjaciółmi i ich pisklętami. Choć gdy nordyjczyk powiedział, że oni nie składają jajek i ich pisklęta nie są w jajkach tylko w brzuchach, cały entuzjazm harpii wyparował na rzecz dezorientacji. No bo jak to mieć pisklęta w brzuchu? - Martha zjeść swoje pisklęta?! - przeraziła się, aż zasłaniając dłońmi usta i patrząc na olbrzyma szeroko otworzonymi, czerwonymi oczkami. Było dla niej nie do pojęcia jak można było zjeść swoje pisklęta, nie widziała innego wyjaśnienia dlaczego te znajdowały się w brzuchu. Zrozumiałe byłoby dla niej, gdyby ktoś to ktoś zjadł te pisklęta - jakiś wilk, orzeł czy rosomak - ale żeby swoje własne i to tak samemu?
        Zaraz też nadęła lekko swoje policzki, marszcząc nieco nosek i ściągając brwi w oznace oburzenia, na to co powiedział zaraz po tym.
        - Mana wie, że samice mieć dzieci. Samce nie składać dzieci, tylko samice - powiedziała mu lekko zła tym, że myślał, że mogłaby o tym nie wiedzieć. Przecież sama była samicą i wiedziała skąd się biorą pisklęta. A przynajmniej w teorii, bo w praktyce to raczej ciężko, żeby coś o tym wiedziała. Zaraz westchnęła i pokręciła głową, widocznie odpuszczając swój gniew, gdy nagle spojrzała z powrotem na Taurosa i to tak jakby właśnie sobie o czymś przypomniała.
        - Martha nie zjeść swoje pisklęta. Martha jak Rogacze. Rogacze nosić swoje pisklęta w brzuchu i nie jeść ich. Składać je z brzucha. Mana raz być przy składanie Rogacza z brzucha. Umm... Mały Rogacz wychodzić nie z brzucha, a... - zamyśliła się na moment i starała sobie przypomnieć jak to było, by Taurosowi pokazać skąd się biorą dzieci jeśli nie wychodzą z jajek. I gdy tylko sobie przypomniała już miała zadrzeć swoją przepaskę do góry by mu pokazać, lecz wtedy zaczął mówić o tym, że powinna się ubrać i Mana od razu zapomniała o tym co właśnie zamierzała zrobić.
        - Tak! - wykrzyknęła radośnie i zaraz pobiegła na górę by się szybko ubrać, niczym małe rozentuzjazmowane dziecko, któremu obiecano słodka bułkę, gdy tylko przebierze się z piżamy i wyszykuje odpowiednio do wyjścia.
        Chwilę manie zajęło ubranie się w zakupioną przez nich dnia poprzedniego spódnicę i bluzeczkę. Rozczesała sobie nawet włosy i umyła buźkę, by ostatecznie poprawić swoją ptasią maskę na spoczywająca na czubku jej głowy i niedługo po tym zbiegała boso po schodach, aby dołączyć z powrotem do Taurosa.
        - Tauros po tym pokazać Mana, Tauros kowal? - zapytała pogodnie, patrząc na niego i łapiąc go za rękę, by się do niej z uśmiechem przytulić, albo raczej połasić się o nią swoim policzkiem niczym kot. Uwielbiała się do niego przytulać, bo uwielbiała czuć jego bliskość przy sobie. Jego cudowne ciepło i zapach. Wiedziała, że przy nim może czuć się bezpiecznie. A do tego była przy nim naprawdę szczęśliwa. Naprawdę zdążyła się już do niego mocno przywiązać i jeszcze mocniej mężczyznę polubić. Był jej najlepszym przyjacielem. Prawie jak Lyssander, ale bardziej.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Taurosowi przez myśl nie przeszło, że Mana może dojść do wniosku, że ludzie zjadają swoje dzieci. Z tą dziewczyną nie było łatwo. W zasadzie bardziej można by się spodziewać pioruna z jasnego nieba, niż przewidzieć reakcję harpii. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze miało dopiero nadejść. To, że Mana przemieniła się i świeciła kowalowi gołym biustem, to to akurat zaczynało być normalne. Ale jej błysk w oku, kiedy zrozumiała co to znaczy "pisklę w brzuchu" i skąd wychodzi. Ooo to by ten błysk, który zwiastował walnięcie głazem prosto w czachę. Taurosa zmroziło na sekundę i już chciał dopaść do dziewczyny, by powstrzymać ją przed pokazaniem skąd wychodzą dzieci, na szczęście przypomniało się jej, że musi się ubrać. Kiedy pobiegła na górę nord oparł się o ścianę, westchnął i zakrył oczy dłonią.

- Ja pier...dzielę. Bogowie dajcie mi siłę, bo jak dacie mi więcej rozumu, to nie wiem, czy to ogarnę - powiedział sam do siebie. Nim Mana wróciła Tauros zdążył się jako tako uspokoić. Choć wizja pokazywania, skąd wychodzą dzieci nadal mroziła mu krew w żyłach. Gdy ptaszyna zbiegała w dół uśmiechnął się do niej. Wyglądała prawie normalnie. Ludzkie ręce, nogi, ładna buzia, ładne ubrania. Tylko ta maska na głowie. Już wcześniej mężczyzna zastanawiał się dlaczego naturianka się z nią nie rozstaje, ale uznał, że to może być drażliwy temat i że porusz go kiedy indziej.

- Tak, obiecuję, że potem opowiem ci o kowalstwie - rzekł. To, że przytuliła się do jego ręki już go nie zdziwiło. Ruszył razem z nią do drzwi, otworzył je i znaleźli się na zewnątrz. Marta i Christian mieszkali po przeciwnej stronie, cztery domy na prawo od gospodarstwa Taurosa. Tylko oni w pobliżu hodowali kury. Kowal wyswobodził swoja rękę z uścisku ciemnowłosej i objął ją mocno ramieniem przytulając do swojego boku, jakby już teraz chciał obronić ją przed wszelkimi niebezpieczeństwami, choć nadal stali na ganku. Przeprowadził ich przez ulicę mijając przechodniów, a potem ruszyli do sąsiadów. Szybko znaleźli się na małym ganeczku domu stolarza. Nord zapukał do drzwi. Był tak wysoki, że głowę miał powyżej futryny, kiedy więc usłyszał otwieranie zamka pochylił się.
W wejściu stanęła Martha, a jej wzrok najpierw spoczął na Manie, dopiero później na mężczyźnie. Była ubrana w jasnoniebieską sukienkę, jej ciążowy brzuch był mocno widoczny, powyżej niego miała zawiązany biały fartuszek. Jej brązowe włosy zaplecione były w warkocz.
- Oo, Tauros, dzień dobry - uśmiechnęła się kobieta - wejdźcie proszę - zaprosiła ich do środka. Kowal pochylił się, by przejść przez drzwi bez uszczerbku na zdrowiu, wprowadził też do środka Manę.
- Cześć - uśmiechnął się pogodnie do Marthy.
- A kimże jest Twoja nowa towarzyszka? - zapytała kobieta z wyraźną sugestią.
- To Mana - odparł - moja przyjaciółka.
- Przyjaciółka... - dodała kobieta, uśmiechając się pogodnie do dziewczyny i jednocześnie oceniając jej wygląd. Martha od razu uznała, że ta drobniutka panienka nie jest spokrewniona z Taurosem. Nie było między nimi ani grama podobieństwa, poza tym Tauros obejmował ją zdecydowanie zbyt czule. Tak nie obejmowało się siostry, czy kuzynki. Mana była bardzo ładna i młoda, miała łagodne rysy, śliczny uśmiech i piękne włosy. Ale Marthcie od razu przyszło do głowy inne pytanie: Jako oni to robią? Maciupka dziewczyna i olbrzymi nord? Czy to było fizycznie możliwe?
- Coś się stało? - spytała gospodyni spoglądając najpierw na Manę, potem na białowłosego.
- Właściwie to tak - odparł.
- Widzisz, moja Mana jest z bardzo daleka i słabo odnajduje się w mieście, a ma ze sobą swojego przyjaciela, liska. Nie zdążyłem go wczoraj nakarmić, biedactwo było głodne i... No wiesz. Chciałem cię bardzo przeprosić. To się więcej nie powtórzy. Zaraz pójdziemy na targ i odkupimy kurę, a nawet dwie - Tauros nie zauważył, że powiedział "moja Mana", stało się to odruchowo, naturalnie, ale dla Marthy było jednoznaczne. Zmarszczyła brwi słysząc o kurze, ale szybko się rozchmurzyła.
- No to uważaj na tego lisa, co?
- Tak, wiem, przepraszam - kowal mówił o lisie jak o dobrym, miłym, grzecznym przyjacielu, pupilku, choć dziada nie znosił. Nie mógł jednak robić przykrości Manie. Co miał powiedzieć? "Dostało bydle żarcie, ale i tak wrąbało kurę."
- No, już dobrze - kobieta przeniosła wzrok na Manę - nic się nie stało. Zjadł jedną, odkup jedną i będziemy kwita.
- A tak poza tym? Hm? Co u was słychać?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nizina Arkadyjska”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości