Równiny Andurii[Trakt Ku Górom Druidów] Za co warto walczyć!

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

        - Kiepska byłabyś w pilnowaniu moich pleców, gdybym zostawił cię w tyle - odparł, pocierając kciukiem policzek. - Myślałem tylko o... W sumie nieważne. Dobrze się skradasz? - zapytał. Przypominając sobie jej dalekie od udanych podchody wokół jego obozu zdawał się w to powątpiewać. Niezależnie jednak od jej odpowiedzi musieli sobie jakoś poradzić, zarządził więc ruszenie.
         Przedzierali się między drzewami z prędkością całkiem nieprzypominającą skradania się. Slade hasał na ugiętych nogach z kuszą przygotowaną do strzału, przemykając niczym duch między drzewami. Jego wyćwiczone stopy stąpały między suchą trawą i patykami, wydając dźwięki nie głośniejsze od stąpania wilczych stóp. Zwalniał jedynie by doprecyzować kierunek, w którym zmierzały ślady. Kucał wtedy na jedno kolano, rozgarniając leśne runo i przyglądając się rozdartej ziemi. Było wciąż dość jasno - mimo bujnych koron drzew - nie musiał więc wytężać wzroku. Miał nadzieję, że Dinitris za nim nadąża. W formie smoczej na pewno zostawiłaby go w tyle, jednak będąc elfką - na dodatek owiniętą w łatwy do zaplątania się o jeżyny płaszcz - mogła mieć trochę utrudnione zadanie. Była jednak dużą dziewczynką, powinna sobie poradzić. W innym razie jej pomoże.
        Skupiając się na roli psa gończego doprowadził ich w końcu do miejsca, gdzie ziemia podnosiła się na wysokość około siedmiu stóp, wchodząc na wyżynę lekkim skosem. Lancaster położył się plackiem i podczołgał do przodu, wychylając oczy spomiędzy liści. Odwrócił się do Dinitris, wskazując najpierw swoje oczy, a potem scenę przed nimi.
         Przed nimi rozciągała się polana, całkowicie ogołocona z drzew i listowia. Kilkadziesiąt staj przed nimi pochylał się nad nimi górski stok, u którego podnóża jarzyła się w ich stronę ciemna jama. Strzeżona - a jakże - przez dyniogłowe szkielety. Slade'a bardziej jednak zainteresowała postać właśnie mijająca wejście do pieczary. Wysoki, wyższy od szkieletów, odziany w białą szatę i rodzaj czarodziejskiego kapelusza, podpierający się fantazyjnie wyglądającym berłem mężczyzna. Slade widział jedynie jego plecy, jednak po zagięciach materiału wywnioskował, że jest dość chuchrowatej postury. Albo nietęgi człowiek, albo przeciętny elf.
        Tajemnicza postać przeniknęła między szkieletami, oświetlając sobie drogę kulą światła, prawdopodobnie wyczarowaną.
        Slade zasępił się. Gdyby uderzyli od frontu, mogły się wydarzyć dwie rzeczy. Albo atak spowodowałby zaalarmowanie straży, ściągając im na karki już pokaźniej wyglądającą grupę, albo... stałoby się zupełnie nic. Jednak niepewność wyniku trzymała go w szachu, doradzając nie ryzykowanie tego. Co mogli jeszcze zrobić?
        Obrócił głowę, roztaczając wzrok na pobliski stok. Jak wysoki musiał być?
        - Nasz gospodarz chyba jest w domu - mruknął cicho. Nie miał pojęcia jak bardzo szkielety mogą mieć wyczulony słuch. Jeśli w ogóle mogły słyszeć bez uszu. - Nietaktownie jednak tak wbić przez frontowe wejście i zacząć wybijać resztę domowników. Myślisz, że dałabyś radę zrobić zwiad od góry?
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        No cóż... Dinitris wyjątkowo łagodnie potraktowała wyjątkowo chybione twierdzenie najemnika, pozostawiając je bez żadnego sprzeciwu jakby się z nim zgadzała. Nie odpowiedziała też nic na pytanie o skradanie. Bo i co miała mu powiedzieć? Komuś takiemu jak ona w ogóle niepotrzebne było ukrywanie się i podkradanie. Elfka miała co prawda pewne zdolności tak jakby odziedziczone od rasy, którą obrała dla swojej drugiej postaci, takie jak cichy chód, ale to mogło nie wystarczyć i jak się okazało później - całkiem słusznie.
        Slade narzucił tempo, które nie tak łatwo utrzymać trochę niedoświadczonej dziewczynie. Już pomijając odhaczanie sukni z gałęzi i wystających korzeni, bo ta była jak najbardziej naturalna, wykonana z gładkiego materiału nie lubiącego takiego traktowania i szybko się brudzącego. Gdyby nie to, że każde nadszarpnięcie mogła prędko naprawić jednym skinieniem ręki, to byłaby bardzo zła na mężczyznę, że obrał dla niej taką drogę i na dodatek pędził przez gęstwinę jakby w ogóle o niej zapomniał. Słowem się nie odezwała, kiedy usłyszała jak rozpruwa się jej rękaw.
        Patrzyła na daleką sylwetkę mężczyzny, który poruszał się w tej dżungli jak prawdziwy wilk, nawet często zachowaniem go przypominając - gdy widziała go pokonującego kolejne staje na lekko ugiętych nogach, często podpierając się rękoma i węsząc przy ziemi. Dinitris była zaciekawiona tym pokazem, ale nie podobało się jej, że zbyt często traciła go z oczu. Kiedy ostatecznie go znalazła, zobaczyła jak się podczołguje do jakiejś górki.
        Nie znała tych znaków, które jej pokazywał palcami, ale domyśliła się co oznaczają, więc zrobiła co jej "kazał". Chciałaby tylko widzieć jak on by się czołgał w długiej sukni... Odpuściła sobie wstydu i po prostu podeszła do szczytu tak blisko jak to było możliwe i dopiero przy najemniku uklękła i na czworaka podreptała bliżej aż zobaczyła stromą ścianę z oświetloną pochodniami jamą. No i szkielety z dyniami zamiast głów. Obróciła się w stronę Slade'a i zaczekała aż coś powie. A potem lekko się załamała.
        Jedno trzeba było przyznać Dinitris - była smokiem i myślała jak smok. Żadne skradanie się, wchodzenie chyłkiem tylnym wejściem nie wchodziło w grę.
        - To zbędne - odpowiedziała mu i powstała. Ale najpierw strzepnęła z sukni brud i ziemię. Niestety, materiał był w opłakanym stanie, tym bardziej nie miała humoru na jakieś kolejne ustępstwa. Serdecznie dość miała tych całych podchodów. Kiedy się pokazała szkieletom ich reakcja była identyczna jak tamtego poprzedniego. Dinitris nie wyglądała na przejętą szarżą nieumarłych i kazała Slade'owi trzymać się za nią.
        Trzeba było przyznać, że widok bezbronnej, pięknie ubranej elfki idącej na spotkanie ze strasznymi duchami, był niecodzienny i na pewno zapadnie w pamięci Slade'a. W takiej sytuacji niełatwo utrzymać nerwy na wodzy i powstrzymać się przed zignorowaniem rozkazu. Palec łowcy oparty na spuście kuszy drżał, niepewny co zamierza jego kompanka. Łatwo niestety zapomnieć czym była Dinitris. Pradawna posługiwała się bowiem mocami, które trudno pojąć zwykłemu człowiekowi.
        Widząc, że w rękach szkieletów majaczą zaklęte, niematerialne ostrza połyskujące zieloną poświatą, Dinitris ściągnęła brwi i ruchem dłoni przypominającym zamach siewcy wypuściła w kierunku szarżujących nieumarłych niewidoczny cios jednocześnie rozkazując:
        - PRECZ!
        Nieumarli dosłownie rozpadli się na kawałki, a kości nim zetknęły się z ziemią, zmieniły się w czarny proch. Dinitris nie zwalniając ani na chwilę przeszła pomiędzy gnijącymi w oczach dyniami i skierowała się prosto ku wejściu do jaskini. Bez mrugnięcia okiem odesłała kolejną parę duchów spotkanych tuż przy wejściu, tam gdzie ich miejsce, czyli do krainy umarłych. Ktoś kto widział Dinitris w akcji mógł tylko patrzeć z rozdziawioną gębą jak niepozorna i niezdarna elfka zmienia się w coś naprawdę strasznego, czego lepiej nie mieć przeciw sobie.
        Upewniając się, że nie ma w środku więcej niespodzianek (a przynajmniej tych w zasięgu wzroku i węchu), obróciła się w kierunku Slade'a, który najwyraźniej jeszcze zbierał szczękę z ziemi. Nie lubiła się popisywać i to nie była nawet szczypta jej możliwości, ale najwyraźniej na wojowniku zrobiło to ogromne wrażenie.
        - Wiesz jak jest. Samotna kobieta musi umieć sobie jakoś radzić z bandytami. - Wzruszyła ramionami, a usta wygięły się jej w niewinnym uśmiechu.
        - Prowadź przewodniku z mapą. - Ustawiła się bokiem do ciemnego korytarza zapraszająco wyciągając rękę do jego wnętrza i popatrzyła na Slade'a z przekomarzającym uśmiechem.
Awatar użytkownika
Slade
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Slade »

        Irlan chodził już trochę po świecie. Zwiedził wiele pól bitewnych; od małych karczemnych przepychanek po bitwy armii, których skala potrafiła pomieszać zmysły od samej próby wyobrażania tego sobie. Jego zbroja nie była jednak nigdy pełna zadrapań, wgłębień i miejsc po łataniu dziur. Były ku temu powody - nigdy nie pchał się na pierwszą linię walki. Nie był też stanu rycerskiego, nigdy więc nie dostał prawdziwych ostróg i zbroi. Na dodatek nie przywiązywał się do pancerza, więc w razie uszkodzeń by go po prostu wymienił.
         Ważne jednak w tym stwierdzeniu było to, że zawsze zajmował raczej tylną bądź środkową linię, z racji swojej łuczniczej natury.
        Więc szczególnie go drażniło, gdy ktoś z jego drużyny szarżował na łeb na szyję przed siebie.
        Warknął cicho i wyrwał się z krzaków za Dinitris. Zwolnił jednak, zauważywszy jej dzieło. Nie był pewien co to za magia, jednak nieumarli na jej życzenie rozpadali się w proch. Nie spodziewał się, że smok będzie posiadał świętą magię. Czując się w zasadzie zbędny rozejrzał się po okolicy, szukając znaków jakichś postronnych obserwatorów. Chwilę później jednak dostrzegł energiczne machanie elfki w jego stronę, ewidentnie zadowolonej z siebie. Prychnął rozbawiony - choć dalej trochę zirytowany - po czym podszedł zwinnie do wejścia, przyglądając się zdobiącymi je od środka runami. Kilka z nich poznawał - były to glify czarnoksięskie, choć dosyć specyficzne. Ponoć w całej Alaranii była jedynie garstka ludzi specjalizująca się w nich. Osobiście znał tylko jednego.
        - Racja. Choć nie wiem czy zalicza się do tego sprowadzenie ich do pozycji pyłu na wietrze - zauważył z przekąsem. Och, była z siebie niesamowicie dumna. Pomyślał złośliwie, czy nie poklepać jej po głowie, niczym pieska, który grzecznie przyniósł patyk. Zważywszy na to, że mogłaby mu tę rękę odgryźć, zaniechał pomysłu.
        Przyjrzał się tunelowi, którego drogę wskazała mu nonszalanckim machnięciem ręki. Jama wydawała się naturalnie wyrzeźbiona; jedynie po bokach można było zauważyć lekkie ślady dłuta, możliwe, że użytego w celu poszerzenia przejścia. Bardziej jednak zaciekawiły go ślady na ziemi.
        - Mapa się tu na nic nie zda. Prowadziła jedynie do tego miejsca. Teraz to będzie chodzenie po omacku w ciemności.
         Po ruchu Dinitris uznał, że z przykrywki już i tak siano, wyjął więc z plecaka kikut pochodni, owinięty namoczoną smołą szmatą.
        - Będziesz tak miła, smocza księżniczko, i chuchniesz na pochodnie? - zapytał, uśmiechając się przesłodko.
         Ziemia pod ich stopami, oprócz odcisków butów i gołych nóg szkieletów, pośrodku nosiła podłużne ślady. Mógłby je uznać za ciągnięcie czegoś po ziemi, jednak krawędzie były zbyt równe. Bardziej przypominało to koleiny po kołach wozu. Ale czemu był tylko jeden ślad, ciągnący się wgłąb jaskini, i to jeszcze pośrodku? Nie miał na to odpowiedzi.
         Trzymając jedną płonącą pochodnię ruszył powoli do przodu, co chwilę zerkając kontrolnie na ziemię.
         Nawet jeśli Dinitris coś w tym momencie do niego mówiła, zdawał się jej nie słyszeć. Jego myśli zajmowała teraz zagadka pojedynczego śladu na ziemi. Zamknięte sklepienie nad głową też nie pomagało - nigdy w życiu nie miał klaustrofobii. Faktem też było, że rzadko bywał pod dachem. Przyzwyczajony był raczej do sypiania pod otwartym niebem. Tam, gdzie pachniało wiatrem i dziką trawą. Tu panował jedynie zapach skał i szorstka woń ziemi. Instynkt niemal od razu zaczął mu zapalać ogniki w głowie.
         Jedyną rewelacją, na którą trafili, było rozwidnienie. Korytarz kończył się rozejściem drogi w dwóch kierunkach, tworząc skrzyżowanie w kształcie litery Y. Slade zerknął najpierw na Dinitris, potem na rozwidlenie. Ślad jednoznacznie prowadził w prawo. Miał co do tego jednak złe przeczucia.
        - Coś mi tu wyraźnie śmierdzi - stwierdził, po czym pociągnął nosem w pobliżu dekoltu swojej koszuli. - I to chyba nie ja. Ci przed nami prawdopodobnie poszli w prawo. Przejdę się tam i wybadam drogę. Chciałbym, żebyś tu została. Samodzielna kobieto - dodał, z uśmiechem przebłyskującym gdzieś pod jego ponurym spojrzeniem. - W razie wypadku możesz w końcu rozwalić całą tę jaskinię w drobny mak, czyż nie?
         Uznając, że powiedział co wiedział, ruszył ostrożnie prawą ścieżką. Nie uszedł jednak dwudziestu kroków, gdy nad sobą usłyszał dziwne zgrzytanie. Z przerażeniem rozejrzał się między nogami i za sobą, nie zauważył jednak żadnej pułapki. Co to na burze miało być?
         Spojrzał za siebie w stronę Dinitris, a chwilę później skały zwaliły się w przestrzeń między nimi, zasypując całkowicie przejście. Slade rzucił się do tyłu, unikając o włos zmiażdżenia przez kamulec, upadając i przetaczając się wciąż do tyłu.
         Głośny huk ustał już po chwili. Irlan powoli zaczął wstawać, krztusząc się wzburzonym pyłem w powietrzu, po czym zamrugał oczami. Ciemność. Pochodnia, którą trzymał musiała zostać przygnieciona przez skały. Otaczała go nieprzenikalna ciemność.
        - No pięknie - burknął, spluwając na bok.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Slade popełnił kilka błędów, niewybaczalnych błędów, które właściwie odebrały chęci Dinitris do udziału w wyprawie z tak aroganckim człowiekiem. Nie była damą, żeby się obrażać za jakieś głupstwa. Była smokiem. Potężnym smokiem, zdolnym do wielkich czynów. Obojętnie czy tych dobrych, czy złych. Przez brak szacunku jakim wykazał się samymi myślami, elfka najpierw rozważała spalenie go żywcem, a potem po prostu odejście bez słowa. Ale weszła za nim do tej jaskini. Chęć zysku jeszcze przeważał szalę na korzyść najemnika.
        I mogło być pięknie. Mógł liczyć na nieocenioną pomoc ze strony smoczycy, ale znowu schrzanił. Jego sarkazm w głosie, gdy naśmiewał się z jej mocy była jego ostatnim błędem. Dinitris poczuła wyraźnie magiczny zapalnik rozsadzający skały nad jej głową. Leniwie odsunęła się do tyłu i ze stoickim spokojem przyglądała się upadającym skałom. A potem z chłodną satysfakcją zostawiła mężczyznę na pastwę ciemności i czekającego tam na niego czarnoksiężnika. Nie pierwszy raz zawiodła się na ludziach. Widocznie tak już miało być.

Ciąg Dalszy
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości