Równiny Andurii[Las pomiędzy Shari a Valladonem] Spijając krew i łzy...

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Elestren »

        Przesłuchania działają w pewnym sensie jak gra w karty. Problem w tym, że Talbir w tej rozgrywce zdawał się nie mieć zbyt wielu kart do zagrania i od razu rzucił na stół to, co miał. Pochodzenie - jakże nieistotne w tej konkretnej sytuacji, w której się znalazł. Gdyby szczerze i spokojnie o sobie opowiedział, bądź też grał na zwłokę, może dałby radę wywinąć się spod ostrza Elestren, może by go puściła. Ale tym tonem nie miał szans nic zdziałać. Nie brał pod uwagę tego, że księżna właśnie stoi naprzeciw niego z rękawem pełnym asów.
        - No, i co dalej? - odpowiedziała Elestren, bezczelnie przed tym parskając, czym umniejszyła rolę tegoż faktu. - Jesteś synem Larunna. Pewnie najmłodszym, inaczej skąd byś się tu wziął? Przypomnę ci tylko, że jesteś w środku lasu, w innym królestwie, a w otoczeniu braknie kogokolwiek, kto doniósłby Larunnowi o twojej śmierci. Ubuk, powiedziałbyś? - Odwróciła się do najemnika, który z wyraźnym przeczeniem pokręcił głową. Później znów zwróciła się do Talbira, tym razem mówiąc bardziej wzniośle. - No właśnie. A teraz pozwól się mi pochwalić. Jestem Elestren Tiernan Melwynn, prawowita dziedziczka księstwa Sinsear, siostrzenica królowej Aisy. I taki kmiot jak ty nie powinien nawet śmieć kwestionować mojego autorytetu.
        Dalsza rozmowa ze szlachciulkiem nie miała już większego sensu, wszak co by więcej powiedział? Jeśli nadal będzie tak zadziorny, Elestren nic się od niego nie dowie. Jeżeli nie będzie... Cóż, i tak raczej nie wybaczy mu tych zniewag. Nie miała zamiaru się z nim więcej użerać. Zamiast tego obróciła miecz w swojej ręce i zdzieliła go po twarzy jelcem. Po części, żeby go znów ogłuszyć. A po części po prostu dlatego, że Talbir ją denerwował. Za bardzo denerwował.

        - Ile zapłacę? - Zmierzyła wzrokiem najemników, którzy właśnie zaoferowali jej bardzo kuszącą ofertę. Czemu miałaby im nie zapłacić? Każdy, kto umie walczyć, przyda się w obecnym momencie. A pieniędzy w skarbcu było wiele, wynajęcie kilku zbrojnych nie zaszkodzi. Dodatkowo to, że sami się zaoferowali, Elestren odebrała jako wyraz uznania i szacunku, może nie znacznego, jednak większego niż do leżącego na ziemi Talbira, którym żaden z dwójki najemników się nie przejmował. - Przy takich złośliwych odzywkach, niewiele. A poza tym? Podwoję stawkę waszego poprzedniego najemcy. Haczyk jest tylko jeden. Pieniądze są w zamku, który trzeba zdobyć. Ale zdobędziemy go, prędzej czy później. Wtedy sobie policzycie za każdy dzień walki dwukrotność waszej normalnej stawki. Potraktujcie to jak inwestycję. Jednak - to mówiąc Elestren podeszła do Talbira, wyrywając mu sakiewkę, którą trzymał przy pasie. - Żebyście nie czuli się stratni, to będzie wasza zaliczka. - I trzymając sakwę, podeszła do najemników, rozcinając ich więzy swoim mieczem.
        - A co z tobą, dziewczyno? - zwróciła się do Awel, również rozcinając jej więzy. - Jeżeli też jesteś najemniczką i coś potrafisz, oferta wędruje do ciebie dokładnie w taki sam sposób. Podwójna stawka. Zastanów się nad tym.

        - Jeżeli są zbrojnymi, a z tego co mówisz są, rozpoznam tych, którzy chcą się do mnie przyłączyć. A zmiana umundurowania nie miałaby czemu służyć, więc szczerze wątpię... - Ledwo zdążyła odpowiedzieć Calathalowi, gdyż ten, w zasadzie od razu po utrzymaniu odpowiedzi, ruszył w las, zdjąć samemu grupę zbrojnych. Elestren nie wątpiła w jego umiejętności, wszak jest on elfickim najemnikiem, zabójcą, a jego wytrzymałość i zdolności już kiedyś wcześniej widziała. Uśmiechnęła się pod nosem i oparła z rozluźnieniem o drzewo, rzucając do reszty kompanii. - No cóż, czyli sprawę zbrojnych mamy już załatwioną...

        I faktycznie, nie potrzeba było dużo czasu, by rozległ się tętent kopyt, a na drodze ukazał elf, wiozący właśnie ze sobą grupę koni, prowadzoną stanowczo za lejce. Zwiadowców brak, prawdopodobnie martwi. Elestren uśmiechnęła się z dumą, gdy Calathal utwierdził ją w przekonaniu, że wynajęcie go było świetną inwestycją.
        - Dobra robota, gyfaill. Mam nadzieję, że zostawiłeś ich na widoku? A nawet jeśli nie... W zasadzie nieważne, nie mamy czasu się wracać po te ciała - pochwaliła najemnika, a potem zwróciła się do całej reszty. - Małe zwycięstwo za nami, ale główny oddział nie napotka zwiadowców. Będą wiedzieli, że na nich czekamy. Weźcie swoje rzeczy, wsiadajcie na konie, zbieramy się stąd. Jedziemy do lasu. A wilcze doły zostawiamy, jako małego psikusa dla chorągwi. - Znów dobyła miecza i podeszła do wciąż związanego Talbira. - Ty jednak... Nie można cię z nami zabrać. A tym bardziej nie możemy cię zostawić żywego. Mógłbyś nas zdradzić. Powiedzieć gdzie jedziemy. Chociaż nie... Nawet nie "mógłbyś". Ty byś to zrobił. Prawda? - Chwilę jeszcze stała, zastanawiając się co dokładnie zrobić, lecz po chwili bez wahania przebiła jego gardło, kończąc symbolicznym błogosławieństwem po elficku. - Gweddillwch mewn heddwch, fel y gallai'r eraill fyw, Talbir. - Po czym bezceremonialnie odeszła, podprowadziła swojego konia pod kamień i wsiadła na niego, tym razem nie potrzebując pomocy Calathala, dzięki głazowi. - No, co jest? Ruszamy - rzuciła i poprowadziła swoją drużynę w las.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Awel z zainteresowaniem przyglądała się pokazowi braku dyscypliny i samowoli elfa. Oczywiście w każdej armii znajdowały się osoby, którym wolno było więcej niż innym, jednak Calathal nawet nie czekał na skinienie głową, czy jakikolwiek gest ze strony księżnej, aprobujący jego pomysł, tylko od razu przystąpił do działania, a Elestren mogła jedynie udawać, że wszystko toczy się pod jej dyktando. Chociaż wyglądała bardziej na osobę zaskoczoną, iż przerwano jej w pół zdania. Bryza nigdy nie słyszała o królestwie, w którym poddani sami decydują co jest najlepsze dla ich władcy. Nawet jeśli w tym konkretnym przypadku postępowanie elfa rzeczywiście było dla buntowniczki „na rękę”, jej brak reakcji tylko pokazywał iż nie do końca nad wszystkim panowała.
        Czarodziejka zdecydowała się powyższe spostrzeżenie zachować dla siebie. Póki co miała znacznie ważniejsze problemy. Musiała coś zrobić by przetrwać najbliższe minuty, a w odróżnieniu od Ubuka i Szklistego, jakoś nie widziała się w armii Elestren. Nie była wojowniczką, dlatego też nie mogła złożyć nowej władczyni stosownej oferty.
        - Jestem najemnikiem – zgodnie z prawdą odpowiedziała Awel. – Tyle, że ja nie walczę. Nie potrafię. Dla Talbira pełnię raczej rolę służącej.
        Bryza celowo nie wspomniała ani słowem a pełnieniu przez siebie funkcji doradczej. Młody lord zdecydowanie nie wyszedł dobrze na jej podszeptach, dlatego też chwalenie się tym to kiepskie referencje. Kłopot w tym że Elestren raczej nie potrzebowała służki, więc taka oferta nie stanowiła dla niej żadnej wartości. Przez chwilę Awel zastanawiała się czy nie wspomnieć o fakcie, iż ćwiczy trochę z włócznią i zna się na magii, jednak po namyśle uznała, iż uczyniłoby to z niej kandydatkę do znalezienia się na pierwszej linii frontu, a tego starała się uniknąć. Musiała znaleźć inne argumenty.
        - Ale co za tym idzie nie mam tak wygórowanych oczekiwań w kwestii zapłaty.
        Paradoksalnie Ubuk i Szklisty właśnie zgodzili się pracować za darmo. Podwojenie stawki jaką oferował lord Talbir oznaczało podwojenie niczego. Młody szlachcic, podobnie jak Elestren, obiecywał sowitą nagrodę gdy już dopnie swego, żeniąc się z tą której nabluzgał prosto w oczy. Najwyraźniej kuszenie przyrzeczeniami bez pokrycia było wspólną cechą wszystkich arystokratów. Póki co para najemników mogła liczyć na liche utrzymanie i regularne potrącanie im spodziewanej nagrody za przejawianie zachowań, które nie podobały się zwierzchnikowi. Takich jak na przykład plucie na ziemię. Na szczęście dla księżnej rzucona im sakiewka skutecznie wyłączyła myślenie obu wojowników. Przynajmniej na razie.
        Zresztą jak się okazało po losie Talbira żaden z nich nie miał innego wyjścia jak przystąpić do drużyny buntowników. Bryza przełknęła kulę strachu stojącą jej w gardle, desperacko szukając jakiegoś argumentu, który mógłby sprawić, iż ona sama nie będzie następna w kolejce. I nic nie przychodziło jej do głowy. Dlatego też zamiast mówić, zaczęła działać i po prostu zbierać przydatne rzeczy z obozowiska. Ostatecznie każda armia potrzebuje odpowiedniego zaplecza dźwigającego toboły, zajmującego się rozbijaniem namiotów, gotowaniem, opatrywaniem rannych, naprawą zniszczeń czy chociażby szyciem głupich chorągwi. Co z tego iż sama Bryza nie znała się na żadnej z tych rzeczy? Ważne by chociażby sprawiać wrażenie przydatnej.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Przyprowadził im konie, razem z siodłami i wypełnionymi jukami, a także przyniósł uzbrojenie, które nadawało się jeszcze do walki. Dlatego też grupa wzbogaciła się teraz o kilka wierzchowców, rzeczy, które znajdowały się w workach i torbach przytwierdzonych do siodeł, a także w kilka mieczy, sztyletów, łuków i kołczanów ze strzałami. To wszystko na pewno się im przyda i sprawi, że będą stanowić większe niebezpieczeństwo. W każdym razie Calathal nie miał zamiaru sprawdzać, jakie łupy przypadły grupie – niech inni się tym zajmą. Nawet jeśli część uzbrojenia zostanie, bo zwyczajnie okaże się, że mają go za dużo, to może przydać się później, gdy dołączą do nich ludzie, którzy potrzebują też broni, aby móc walczyć.
         – Nie byli dla mnie wyzwaniem – odparł krótko. Właściwie, tak było, bo w tej jednej sytuacji, w której dał im się złapać, był po prostu nieuważny i była to jego wina. Nie chodziło tu o ich umiejętności i na pewno nie udałoby im się to, gdyby elf bardziej uważał na siebie i na swoje plecy, żeby nie dać się zaskoczyć. Tyle dobrego, że w miarę szybko udało mu się odzyskać przewagę w walce i wyrwać z uścisku jednego ze zwiadowców. Z przyzwyczajenia schował ciała, jednak ci, którzy wysłali zwiadowców, dość szybko zorientują się, że coś im się stało i, prawdopodobnie, zostali zabici.

W każdym razie, nie było sensu rozpakowywania juk właśnie tutaj, bo i tak mieli zmienić miejsce. W sumie, był to dość dobry pomysł, bo wojsko, które wysłało zwiadowców, będzie spodziewać się, że spotka ich w okolicy. Tymczasem oni będą gdzieś indziej, a żołnierze możliwe, że wpadną w pułapki, które Elestren postanowiła zostawić na drodze. Okazało się też, że dziewczyna nie chce zabierać ze sobą Talbira, co… właściwie nie było zaskoczeniem dla Calathala.
         – Nie jesteś elfem, nie powinnaś błogosławić go językiem elfów – powiedział, przez chwilę spoglądając jej prosto w oczy. Później oddalił się bez słowa i zajął miejsce w siodle jednego z wierzchowców. Dopiero po tym jak dosiadł konia i był pewien, że z niego nie spadnie, podjechał do Elestren.
         – Rozumiem, że wiesz już, do jakiego miejsca się udamy, jeśli zdecydowałaś się na wyruszenie w drogę. Tak? - zapytał ją. Wolał nie podążać w miejsce, o którym wiedziała tylko dziewczyna i dobrze będzie, jeśli odpowie mu zgodnie z prawdą. Nie chciał usłyszeć, że mu o tym nie powie albo, że „zobaczy, gdy już tam dotrą”. Co prawda elf miał już jakieś domysły na temat celu ich podróży, jednak nie wypowiadał ich na głos. Najpierw chciał usłyszeć odpowiedź dziewczyny.
Awatar użytkownika
Elestren
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Włóczęga , Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Elestren »

        - Służąca? Czy ten idiota naprawdę zabrał ze sobą w tak drobnym orszaku służącą? - Zmierzyła dziewczynę wzrokiem, wzdychając. Cóż, Awel na wojaka nie wyglądała zdecydowanie. Elestren myślała wcześniej o tym, czy to nie jakaś czarodziejka, adiutantka, może jakaś krewna Talbira. Ale kto o zdrowych zmysłach, kogo stać na zaledwie parę najemników, bierze do orszaku służkę? Jest to normalne, gdy drużyna szlachcica ma kilkunastu, kilkudziesięciu jeźdźców, ale w tym przypadku całkowicie niezrozumiałe. Wyglądało na to, że Talbir był zbyt rozpuszczony, by wyjechać w otoczeniu samych wojów. Potrzebował kogoś, kto będzie się nim zajmował jak dzieckiem. Żałosne, choć zgadzałoby się z tym co, świętej pamięci już, syn Larunna sobą reprezentował. - No cóż, co innego mogę począć. Jeżeli cię zostawię, wojska Morvoren rozszarpią cię na strzępy, nieprawdaż? Umiesz gotować, rozkładać namioty, opatrywać? To starczy, a kiedyś może reszty się przyuczysz - odparła, klepiąc Awel w ramię, ku pokrzepieniu.

        Poruszając się już na koniu, wyjechała na przód orszaku, prowadząc go kłusem przez las. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że nie miała pomysłu gdzie jechać ani też żadnego dalszego planu. Miała ideę, miała strzępki jakichś bardziej złożonych myśli. Ale działania, które miała zamiar podjąć, były li tylko improwizacją, skleconą na poczekaniu strategią, trzymającą się na nitkach. Brzydziła ją ta myśl, gdyż podważała ona jej ambicje i kompetencje. Ale cóż można było z tym innego zrobić? Mogła tylko udawać, że wie co robi. Starać się sprawiać wrażenie, że wszystko jest zaplanowane, że idzie po jej myśli. Bez chociaż cienia organizacji rewolta się nie uda, upadnie, a Elestren wraz z nią... Rozpoczęło się przedstawienie.
        - Elfickie błogosławieństwo, Calathal, to przecież tylko słowa - odparła, lekko zdziwiona oburzeniem najemnika, ale również niezbyt zadowolona za zwracanie w takiej błahej sprawie uwagi. - Zwykłe słowa. Nie rozumiem, czemu je sobie przywłaszczasz. Czy ty nie możesz chować ludzi mówiąc we wspólnym? Z tym już nie masz problemu, prawda? Jedyna różnica to fakt, że elficki jest dużo bardziej mistyczny, podobno nawet można w nim wymawiać inkantacje. To, kto się nim posługuje, to sprawa drugorzędna. Mogłam dzięki temu dać Talbirowi chociaż mały pyłek z nieznajomej mu rzeczy: godności.
        Nastała chwila ciszy, którą zakłócały wyłącznie odgłosy kopyt. Elestren, spodziewała się, że jej odpowiedź nie spodoba się elfowi, ale w podobnym stopniu jej niespecjalnie spodobała się uwaga.
        - Jedziemy w las, Calathal. Spróbujemy zbudować tam obóz, pomiędzy drzewa zbrojni zbytnio się nie zapuszczają. W lasach jest pełno renegatów, którzy uciekli z armii po tym, jak Morvoren przejęła nad nimi dowództwo. Dla nich to niebezpieczeństwo, a dla nas... Cóż, jeżeli nie będą mi przychylni, to przynajmniej z pewnością pozostaną neutralni. Nic do mnie nie mają. Tam pomyślimy, skąd wziąć więcej ludzi. Spróbujemy zwerbować chłopów i dezerterów, zebrać zapasy. Przygotować się na dłuższy konflikt.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Awel nie miała złudzeń co do tego, że hodowlę koni wymyślono tylko po to, aby uprzykrzyć jej życie. Pomijając fakt słabszej sprawności fizycznej, czarodziejka miała w sobie coś, co sprawiało, że zwierzęta instynktownie zaczynały się buntować na sam jej widok. Zresztą Bryza również tolerowała je wyłącznie w formie mięsa na talerzu. Żałowała, że wzorem elfów nie jest w stanie porozumieć się z sierściuchami. Skoro potrafiła się dogadać z większością ludzi, to może i w tym przypadku udałoby się jej nawiązać nić porozumienia. Tymczasem próba ustalenia warunków jakiejkolwiek współpracy zwykle kończyła się albo przejawem wyjątkowej złośliwości, albo całkowitym ignorowaniem. Obecnie trafił jej się wierzchowiec, który stosował tą drugą metodę, idąc według własnej woli, tak jakby w ogóle nie miał jeźdźca. Awel trzymała się w grupie tylko dlatego, iż zwierzęcy instynkt stadny kazał koniowi trzymać się blisko swoich krewniaków. O trzymaniu jakiegokolwiek szyku nie było mowy. Czarodziejka co chwila wysforowywała się na początek kolumny, by po chwili znaleźć się na jej tyłach. Notorycznie też zajeżdżała drogę Calathalowi, jako że jej klacz upodobała sobie ogiera, na którym siedział elf, a swoje jeździeckie popisy mogła jedynie kwitować wymuszonym uśmiechem.
        Mimo wszystko była wdzięczna losowi, że uparte zwierzę nie rzuciło się nagle do galopu, co pewnie przez Elestern potraktowane zostałoby jako zdrada i próba ucieczki. Młoda księżna najwyraźniej niewiele wiedziała o najemnikach. Tacy jak Ubuk i Szklisty wyznawali dwie zasady. Nigdy nie odmawiali przyjęcia łatwych pieniędzy i nie popierali przegranej sprawy. Byli towarzysze Bryzy od momentu wyruszenia trzymali się na końcu grupy, stopniowo zwiększając dystans dzielący ich od pozostałych. Działania te maiły wyglądać na przypadkowe, być może tak jak w przypadku Awel wynikające z braku umiejętności jeździeckich, jednak sama czarodziejka nie wątpiła, że gdy tylko elf straci czujność, może już nie zobaczyć tej dwójki. Niestety liczba popleczników Elestern nie rosła zbyt szybko, a sama kandydatka do tronu prawdopodobnie nie miała pomysłu jak ową tendencję odwrócić.
        Dla czarodziejki była to szansa, z której zamierzała skorzystać.
        - Żałuję, że nigdy nie spotkałam twojej matki – ostrożnie zaczęła Bryza, pamiętając że władców nigdy nie należy ganić, nie wolno podważać ich decyzji ani tym bardziej nie postulować że coś wie się lepiej. Jedyne co można było zrobić, to sugerować pewne rozwiązania i mieć nadzieję ze zwierzchnik potraktuje je jako własny pomysł. - Nie żebym popierała działalność Morvoren, ale imponuje mi sposób w jaki rozgrywa sprawę sukcesji. Gdybym była na jej miejscu pewnie działałabym podobnie. W sumie cieszę się, że to ty jesteś jej przeciwniczką. Póki ma po swojej stronie prawo, a ostatecznie w kwestii spadku żona zwykle jest przed córką, zawsze będzie miała przewagę. Chyba że udowodni jej się zamieszanie w morderstwo sir Leona. Zdaje się, że był on dość popularny? Tak? Teraz rozumiem dlaczego dokumenty związane z wydatkami monarchów są lepiej strzeżone niż same skarbce. Skrybowie notują wszystko. Zwłaszcza, że duża sumka nie może ot tak po prostu sobie zniknąć nie będąc zaksięgowaną pod żadną pozycją. Na ile teraz jest wyceniane ludzkie życie? Na przykład takiego monarchy? – ostatnie pytanie Awel skierowała do Calathala, uznając że z ich wszystkich elf byłby najbardziej obeznany ze stawkami płatnych zabójców. Właściwie potrzebowała od niego jedynie potwierdzenia, że taka stawka jest duża. Bryza uważnie przyjrzała się sylwetce wojownika. Nie wyglądał jej na skrytobójcę. Na złodzieja również nie. Chociaż być może przeszkodą w tym przypadku były jedynie zasady moralne, ponieważ po tym co pokazał wcześniej prawdopodobnie byłby w skanie wyciągnąć z siedziby Morvoren obciążające ją dokumenty. Pod warunkiem, że wiedziałby czego szukać. Awel na pewno by wiedziała. Jednak ona sama nie przekroczyłaby nawet fosy oraczającej zamek, o przeszukaniu komnat nie wspominając.

Ciąg dalszy: Awel
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Obóz w lesie… Akurat na to trzeba znaleźć odpowiednie miejsce. W dodatku trzeba mieć też na uwadze to, że do Elestren mogą dołączyć ci, którzy wolą postawić się za nią, niż za Morvoren. Poza tym, zostaje też kwestia renegatów, którzy także mogą dołączyć do dziewczyny. Wtedy obóz, tak czy inaczej, rozrósłby się i w takim wypadku należałoby albo od razu wybrać naprawdę dużą polanę na obóz lub, co wymagałoby więcej pracy, regularnie powiększać miejsce, gdzie powstał początkowy obóz. To drugie wiązałoby się z wycinaniem drzew… a także niszczeniem lasu. Calathal, nawet nie będąc leśnym elfem, czuł jakoś drobną więź z naturą i nie przepadał za niszczeniem jej. Zresztą, aktualnie nawet nie mieli narzędzi, żeby coś takiego robić – nie mieli też warunków na wytworzenie takowych.
         – Może ci renegaci przyłączą się do nas. Nie mówię, że wszyscy, bo raczej tak się nie stanie… Chodzi mi tylko o jakąś ich część – odparł po chwili. Właściwie, dziewczyna powinna też brać pod uwagę to, że niektórzy renegaci mogą być do nich nieprzyjaźnie nastawieni. Dobrze, że był tu on – osoba, która miała na uwadze wszystkie scenariusze, a dzięki temu był gotowy na to, co może się stać. Może stać się tak, że nie uniknął jakichś walk z grupami, które wcześniej zdecydowały się zamieszkać w lesie i teraz będzie im przeszkadzać ich towarzystwo, a może… ci nie będą się ujawniać i będą traktować ich neutralnie.
         – Najpierw trzeba znaleźć odpowiednie miejsce na obóz. To też może zająć sporo czasu – odezwał się znów. Raz tylko spojrzał w stronę Awel. Stało się to, gdy po raz pierwszy dostrzegł, że jej wierzchowiec stara się znaleźć bliżej tego, na którym podróżował on sam. Później już ignorował to i znów skupił się na rozmowie z Elestren.
         – Rzadko zajmuję się czymś, co byłoby zbliżone do zabójstw na zlecenie… Nie wiem, jak dużo kosztowałoby opłacenie zabójcy jakiegoś monarchy, jednak na pewno nie są to małe sumy – powiedział, przedtem chwilowo zastanawiając się nad odpowiedzią. Akurat teraz mówił prawdę. Chociaż czasem zdarzało mu się tym interesować, to aktualnie nie znał dokładnych sum i nie wiedział, czy wzrosły one, czy może zmalały. Z drugiej strony, każdy władca i inna ważna osobistość może mieć „własną” stawkę, w której uwzględniałoby się sposób zabójstwa, ilość strażników, jakimi się otacza, trudność w dostaniu się do celu, a także inne komplikacje. Czym mogą być te inne trudności? Jakieś dodatkowe zabezpieczenia w postaci pułapek lub ukrytych strażników-obserwatorów, inni ludzie, którzy mogą zobaczyć zabójcę i to, co robi… i inne, podobne rzeczy. Dlatego też płatni zabójcy często najpierw wybierali się na zwiad i później podawali własną stawkę, która nierzadko różniła się od tej zaproponowanej przez zleceniodawcę… Najczęściej była ona wyższa.

         – Najpewniej twojej uwadze uszło to, że najemnicy powoli oddalają się od nas, prawda? - zapytał, obniżając nieco głos. Czułe elfie uszy wyłapały to, że ich grupa podzieliła się na dwie, które były mniejsze – jedna, czyli oni, poruszała się normalnym tempem, a druga – ta złożona z dwójki najemników – co jakiś czas zmniejszała swoją prędkość. Calathal usłyszał to, prawdopodobnie, tylko dlatego, że poruszali się niewielką grupą.
         – Co chcesz z nimi zrobić? Osobiście wolałbym pozbawić ich życia, bo jeśli teraz próbują się ulotnić, to później mogą zrobić to znów, gdy zauważą dogodną sytuację. Nie warto im ufać – podzielił się z nią swym zdaniem. Właściwie, Awel także mogła to usłyszeć, więc też mogła powiedzieć, co sądzi na ten temat. Elf dyskretnie odwrócił się jeszcze i to nie tylko po to, żeby sprawdzić, czy jego słuch się nie myli. Chciał też ocenić odległość, która ich dzieliła. Łukiem posługiwał się na tyle dobrze, że nie miał problemu ze strzelaniem z grzbietu galopującego konia.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Czasem najbardziej szaloną rebelię przerywa jeszcze bardziej szalona ingerencja sił wyższych. Teraz chyba tylko ona mogła sprawić, że dwóch najemników dbających w końcu tylko o swój własny interes, nie została przeszyta strzałami elfa, który jakoś nie wahał się kończyć cudzych żywotów. Jego nowa pani (bądź też pracodawczyni) także nie miała ku temu oporów. A Awel? Czy miała powód, żeby wstawiać się za tą dwójką? Raczej cieszyła się, że jej klacz sama nie zechciała się oddalić. Odjeżdżanie w bok krzycząc ,,to ona, nie ja!” mogło ujść w grupie przyjaciół, gdzie pewnie zakończyło by się salwą śmiechu, ale nie tu. Tu ani na śmiech, ani błędy nie było miejsca, choć od czasu do czasu te drugie uparcie ktoś popełniał. Czemu się jednak dziwić? Jak na garstkę zebranych na szybko osób radzili sobie wcale nieźle, a prezentowali się… jak kolonijna wycieczka. Różnie ubrani i wyglądający, dwie baby pośrodku, też odmienne od siebie, a do tego nie do końca udawało im się trzymać szyk. Ale nawet przy tym wszystkim Ubuk i Szklisty zostali poszczuci uwagą Calathala. Tym razem białowłosy czekał jednak na polecenie zamiast działać (jak zauważyła Awel) na własną rękę. I właśnie ta chwila dała szansę mężczyznom.
Mocniejsze drgania ziemi, zwane trzęsieniami, występują od czasu do czasu w wielu zakątkach Łuski. Niekiedy powstają naturalnie, jeszcze innym razem przez samorzutne anomalie w energii magicznej, a czasem bezpośrednio wskutek użycia odpowiedniego zaklęcia. Jak było tym razem - trudno powiedzieć. Ściółka i piach pod końskimi kopytami nagle odmówiły poddawania się deptaniu i w rytm ogłuszającej melodii podziemnego dudnienia zaczęły własny bunt. Tylko w pierwszych chwilach był on intensywny, na tyle, że część ze zwierząt straciła równowagę. Dalej jego siła znacząco osłabła, ale poparty hałasem skutecznie spłoszył wszystkie stojące wierzchowce, a resztę zmusił do szybkiego powstania i pójścia w ich ślady. Niezgrabnie i zdecydowanie za szybko zaczęły mknąć w różnych kierunkach, przecząc instynktowi stadnemu. Nie, coś sprawiło, że każdy jeden już po kilku chwilach znajdował się poza zasięgiem zmysłów pozostałych, a także żadnymi sposobami nie dawał się uspokoić jeźdźcowi (o ile ten nadal był w siodle). To jednak oczywiście nie przeszkodziłoby upartej rebeliantce… tak bardzo. Dwóch zwerbowanych wieśniaków na pewno zaczęłoby jej szukać, nie wspominając już o Calathalu, z którym miała umowę. Tylko najemnicy wykorzystaliby szansę i oddalili się pospiesznie, a Awel dostałaby podobną szansę. A jednak na tym nie miało się skończyć. Basowe dudnienie przeradzało się powoli w mącący myśli pisk, jazgot tak przejmujący, że każdy kto nie był głuchy dostawał zawrotów głowy. Jak na złość najbardziej ucierpiał elf. Jego zmysły, zwykle zapewniające przewagę, teraz przyczyniły się do zupełnego otępienia i poddania się woli konia, na którego grzbiecie chyba tylko cudem zdołał się utrzymać. Reszta, mniej skołowana, ale wcale nie zdolna do bardziej heroicznych czynów podobnie zaczęła się błąkać.

Gdy nieco się uspokoiło, a przed ich oczami zaczęły na nowo rysować się barwy i wyraźne krawędzie dostrzegli, że jest już noc. Każde z nich było daleko od reszty, obolałe od jazdy i mocno zdezorientowane. Dopiero po dłuższym czasie dane im było pojąć, iż owa noc należy nie do dnia, kiedy się rozproszyli, a do następnego tygodnia. Gdzie w tym czasie zdołali dotrzeć?

Ciąg Dalszy - Calathal
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości