Równiny AnduriiKrew i wino

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Elias
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Krew i wino

Post autor: Elias »

        Powietrze było ciepłe, przesycone wilgocią i zapachem żywicy. Drzewa wokół pięły się wysoko, przepuszczając jedynie niewielką ilość światła, pozwalając cieniom grać pośród szumu liści.
        W głuszy oprócz niezliczonej ilości dzikich bestii był ktoś jeszcze. Dwie postacie chcące jedynie przetrwać kolejny dzień.
Siedzący przy ognisku młody mężczyzna z pozoru wyglądał normalnie, lecz ciało jego nosiło ślady niedawno stoczonej walki, a szaty pokryte były licznymi zaschniętymi plamami krwi. Na twarzy malowało się nieustające zmęczenie, a on sam sprawiał wrażenie zmęczonego życiem. Na jego kolanach spoczywała włócznia długa na osiem stóp, broń, którą dostał za dziecka od swego ojca. Drzewce pokryte były licznymi ornamentami oraz złotymi zdobieniami, natomiast sam grot dumnie i złowrogo prezentował się na jego końcu. Wokół mężczyzny wystawał sztylet i powbijane w ziemię strzały, w każdej chwili gotowe do szybkiego użycia.
Prowizoryczny obóz, w którym znajdował się obecnie Elias, nie prezentował się najlepiej. Nie poświęcono mu wiele uwagi, skupiając się jedynie na prostych posłaniach ze ściółki i mchu, oraz ognisku, źródłu blasku i ciepła. Wśród tego wszystkiego znalazło się również miejsce dla wierzchowca, który ostatnimi dniami stał wiernym i oddanym towarzyszem mężczyzny.
Mężczyzna w zupełnej ciszy i w skupieniu wpatrywał się w tańczące płomienie ogniska oraz w zawieszony na piersi medalion z czerwonym kamieniem pośrodku. Emanował on wiązką światła zależną od danej sytuacji i chwili. Temu wszystkiemu towarzyszyły długie i monotonne rozmyślania na przemian z rozmową z samym sobą. Eliasa z zadumy wyrwało przybycie jego siostry ze strapioną miną na twarzy i to nie z powodu widoku warunków w jakich przyjdzie jej spędzić noc. Przynosiła ona złe informacje dla obojga. Wieści z pola namiotowego, gdzie miał odbyć się ślub Emilii, dotarły aż tutaj. Ich rozmowa trwała długie godziny, praktycznie aż do wschodu słońca i wygaśnięcia ostatniego zwęglonego kawałka drzewa. Przez ten cały czas na twarzy rodzeństwa gościł raz uśmiech i radość, a raz rozgoryczenie i smutek. Ostatnie chwile przed odjazdem kobiety były zupełnie odmienne, przepełnione pewnością siebie i wiarą w przyszłe poczynania. Pożegnanie między rodzeństwem trwało dosłownie chwilę, oboje wiedzieli, że nie widzą siebie wzajemnie po raz ostatni. Jedynie kamień przylegający do koszuli mężczyzny niezauważalnie świecił bladym światłem...
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Lisica przemieszczała się przez las w swej zwierzęcej postaci. Truchtała sobie spokojnym, dziarskim krokiem, chociaż lewe udo zwierzęcia było wyraźnie zranione. Fakt faktem, krew nie spływała po nieskazitelnie białej części futra. Widać jednak było, że sprawa niedawnej prawie że potyczki jeszcze odznaczała się piętnem w życiu Kelebrin, ale nie była nie do zniesienia. Ból w nodze stał się rozlany, stąd też sama nie potrafiła wskazać jego dokładnego źródła. Jednak teraz, jako zwierzę, nie skupiała na tym wybitnej uwagi. Instynkt podpowiadał jej, że te rejony są bezpieczniejsze od Warowni Nandan-Ther. Obecnie myślała jak typowy lis, tak też się zachowywała więc jedyne na czym się skupiła to wędrowanie przed siebie i zdobycie pożywienia.
Sytuacja ta odrobinę się zmieniła, gdy poczuła woń krwi. Nozdrza zmiennokształtnej wydęły się kilka razy starając się wyłapać więcej danych. Z czasem wyczuła także spaleniznę, a raczej ten prześmierdły dym paleniska. Idąc dalej wyłapanym tropem dojrzała wśród koron drzew szarawe kłęby, których kontury rozrzedzały się w momencie swej dalszej podróży na wolność. Deithwen skryła się wśród krzewów płasko kładąc się na wilgotnej ziemi. Była przedłużeniem jednego z pagórków. Wyjrzała łbem ponad gałęzie.
Przyglądała mu się uważnie spoglądając na każdy jego ruch. Wyczuła, że jest człowiekiem, a to jako tako było znakiem dobrym, jak i złym. Właściwie to głównie ludzie na nią polowali. Na drugim miejscu mogła śmiało zaliczyć ciekawskich czarodziei. W pewien sposób było to pocieszeniem, ponieważ ludzie nie rzucali raczej zaklęciami na prawo i lewo. Oni woleli pokazać swoją siłę poprzez mord mieczami. A stal łatwo stopić, gdy wie się jak, a Deithwen wiedziała. W ten oto jakże logiczny sposób przestała się bać, chociaż wciąż, gdzieś z tyłu głowy miała w sobie dystans.
Leżała tak rozpłaszczona dosyć długi kawał czasu. Las zaszumiał ostrzegawczo niosąc ze sobą chłód wieczora, a gałęzie drzew jakby nagle stwardniały. Pod żadnym pozorem nie uginały się pod wpływem wiatru, a wszystko to z powodu kaprysu lisicy. Postanowiła pojawić się niczym duch w środku nocy, tak by zabawić się w straszenie. Lubiła w końcu czuć zwątpienie być może swojej przyszłej ofiary. Musiała go odpowiednio zaszufladkować, co dałoby jej możliwość zbliżenia się do jego osoby. Tak więc ów mężczyzna nie był świadom, jakie testy bądź pytania może przejść. Jeszcze.
Lisica stanęła na nieznacznym wzniesieniu odsłaniając swoje, tej nocy, wyjątkowo białe futerko. Kontrastowała z paletą barw ujawniającej się nocy. Śmiało można było ją porównać do odbicia księżyca w tafli wody. Pozwoliła mu także siebie dojrzeć, a nawet wstać, ale nie zbliżyć. O nie, nie! Nie było z nią tak łatwo!
Po tym jak uznała, że mógł się jej w miarę dokładnie przyjrzeć, ona zniknęła mu z pola widzenia. Tylko po to by po chwili ponownie pojawić się między pniami z zupełnie innej strony. Pragnęła jego zainteresowania, jego wzroku i skupienia. Dla kaprysu zrobiła to jeszcze kolejny raz – skryła się i ujawniła ponownie. Stanęła, tym razem sztywno wpijając w niego swoje ślepia. Niedawno musiał być tu ktoś jeszcze. Jakaś kobieta, dosyć młoda. Czuła pamiątkę jej woni w powietrzu. Mimo to Deithwen nie drgnęła ani przez moment. Po prostu czekała.
Awatar użytkownika
Elias
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elias »

Mężczyznę po odprowadzeniu wzrokiem swej siostry dopadł smutek i senność. Nie wiedząc kiedy Elias znalazł się w prowizorycznym posłaniu, zbudowanym głównie z mchu i ściółki, z rękami splecionymi pod karkiem, spoglądając na ostatnie gwiazdy tej nocy. Księżyc tego dnia był w pełni i emanował niezwykle silnym światłem, które na przekór nie przedostawało się przez korony drzew, wprowadzając nastrój tajemnicy i grozy. Tylko w miejscach prześwitu światło zdołało dotrzeć do samej ziemi, sprawiając wrażanie podkreślania wagi tych unikalnych miejsc. Jednak w samym obozowisku za sprawą ogniska panowała przyjemna atmosfera. Jego płomienie rozświetlały najbliższą okolicę, a żar ocieplał zimne wiatry nocy.
Elias leżąc tak ze skupieniem wsłuchiwał się w każdy najmniejszy odgłos dobiegający z głębi ciemnego lasu. Jego wyobraźnia płatała mu figle - każdy szelest, chrobot, czy najzwyklejsze podniesienie się ptaka do lotu, wywoływało u niego ekscytację, a zarazem obawę. Za każdym kolejnym razem podnosił się szybko z włócznią w ręku, a po chwili rozglądania się dookoła, zdawał sobie sprawę, że to tylko wiatr urywający suche gałęzie, które z hukiem opadały na ziemie. W takich chwilach przypominały mu się opowieści o tajemniczych lasach, skrywających nieznane dotąd historie i straszliwe bestie, czekające na każdym kroku na niewinne i zbłąkane dusze. Pomysł przenocowania i ukrywania się w takim miejscu nie przypadł mu początkowo do gustu. On sam wolałby spędzić noc w jednej z karczm na rozdrożach, w przytulnym pokoju z wygodnym siennikiem, kominkiem i nawet pijakami dookoła, zamiast czających się dzikich zwierząt, lecz to wszystko wiązało się z wielkim ryzykiem rozpoznania wśród miejscowej ludności. Nie mógł sobie na to pozwolić, jeszcze nie teraz, dlatego za namową i licznymi powtórzeniami, że to tylko jedna noc, przystał przy pomyśle siostry.
Po ciągłym i męczącym wstawaniu co chwila, nastał czas względnej ciszy i spokoju, co uśpiło wszystkie zmysły jak i samego czuwającego. Jego sen był bardzo głęboki, przepełniony emocjami i retrospekcjami. Widział wszystko to co najgorsze w swoim życiu, każdą swą porażkę i upadek. Koszmarne wizje były aż nadto prawdziwe i bolesne, jak gdyby ktoś specjalnie nimi sterował i dawkował, szargając przy tym emocjami Eliasa. W czasie męczarni młodego mężczyzny, w najbliższej okolicy obozu pojawiały się i znikały czerwone ślepia nieznanej dotąd istoty. Pogrążony we śnie człowiek nie był świadom zbliżającego się zagrożenia, jedynie uwiązany wierzchowiec, pozostawiony sam na padoku dostrzegł coś niepokojącego i z całych sił miotał się w miejscu, starając się wyswobodzić. Temu wszystkiemu towarzyszyły głośne odgłosy i kwik, mające na celu odgonić napastnika i obudzenie pana. Na nic jednak starania oddanego kompana, Elias spał w najlepsze. Rżenie konia przycichły wraz z wyjściem z ciemności istoty odpowiadającej za atmosferę nerwowości i strachu. W tym czasie medalion na torsie mężczyzny zaczął jarzyć się mocnym światłem, rozgrzewając się do czerwoności, dopiero on zdołał wyrwać swojego posiadacza ze snu. Cały zalany potem mężczyzna obudził się w jednej chwili. W panującym półmroku, za sprawą przygaszającego ogniska, pierwszą rzeczą, którą zobaczył, był pulsujący amulet, a pod nim przyczerniały ślad na jego koszuli. Będąc dalej w sennym amoku, dopiero po chwili gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, spostrzegł sylwetkę zwierzęcia. Stało ono naprzeciwko niego, po drugiej stronie nieustannie tańczących ostatnich płomieni, sztywno wpijając w niego swoje ślepia. Był to nad wyraz biały lis, który z jakiegoś powodu wywoływał w nim mieszane uczucia. Nie spuszczając z niego wzroku, wykonał serię powolnych kroków w tył, sięgając przy tym samym po jedyne narzędzie obronny dostępne w tej chwili – długą na osiem stóp włócznię ostro zakończą stalowym grotem. Nauczony latami doświadczeń postanowił nie lekceważyć swojego możliwego przeciwnika, szczególnie teraz nocą, gdy nosił jeszcze ślady niedawnej walki. Ocenił jednak swoje szanse na więcej niż dobre. Postanowił nie czekać ani chwili dłużej i przygotował się do wykonania ostatecznego rzutu. Gdy jego ramię już zataczało łuk, zwieńczając wszystko wypuszczeniem drzewca ze swojej dłoni, medalion wyemitował oślepiającą wiązkę światła wprost w twarz Eliasa. Włócznia wbiła się w ziemie dobre parę łokci od lisicy. Mężczyzna przeklął przy tym siarczyście i nie mógł uwierzyć w to co się stało. Pozostało mu jedynie wierzyć, że jego ukochana siostra i w tej sytuacji miała rację.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Lisica z wciąż sterczącymi uszami ku górze obserwowała nieznajomego. Jego stopy, które zagłębiały się wolno w leśne runo oraz dłoń sięgającą po broń. Ona jednak się nie poddawała. Sterczały niczym idealnie wyrzeźbiony posąg, nawet nie poruszając nozdrzami. Już wcześniej go wywąchała więc teraz wystarczyło się do niego zbliżyć. O ile rzeczywiście na to pozwoli, bo do tej pory raczej słabo wychodziło jej skradanie się do tego człowieka.
Nie drgnęła również w momencie, w którym jego palce zacisnęły się na włóczni, ani też wtedy, gdy ręka wysunęła się szerokim łukiem ku tyłowi by następnie wyrzucić broń w przód i skutecznie zabić niewielkiego przeciwnika. Ruch mężczyzny był faktycznie szybki i z pewnością byłby o wiele bardziej niebezpieczny, gdyby nie czujna obserwacja białego zwierzęcia.
Deithwen cofnęła się bokiem, nieco zdezorientowana jakimś dziwnym blaskiem. Sama zupełnie inaczej oceniła możliwość rzutu, a teraz niemalże spłoszył ją w las. Lisie uszy na zmianę to tańcowały w przód i w tył wyłapując wszelkie dźwięki, jakby chciała dowiedzieć się co jest źródłem oślepiającego światełka. Jednak nikogo blisko nich nie było. Musiał mieć więc coś swojego, ale żeby działało przeciwko niemu samemu?
Czarownica długo nie myślała nad kolejnym krokiem. Nisko osadziła się na swych łapach po czym przemknęła wymijając włócznie. Chciała pokazać się mężczyźnie, ale nie tak jak przed chwilą. Z premedytacją była zwrócona do niego lewym bokiem, by zwrócić uwagę mężczyzny na swoją ranę. Spuściła smutno łepetynę i spojrzała na niego wzrokiem „zbitego psa”.
Światła płomieni dokładnie oświetlały jej drobną sylwetkę. Ogon nieśmiało zawinął się między jej tylnymi łapami. Pyszczkiem sama wskazała na swoją ranę tak by mieć pewność, że jej gestykulacja jest wystarczająco dosadna. Rana co prawda nie ropiała, ani nie potrzebowała przesadnie wielkiego opatrunku i chociaż zagoiłaby się samoistnie, to jakoś w głębi serce Kelebrin liczyła na akt dobroduszności nieznajomego, a przy okazji skorzysta może z jakiegoś elementu ukojenia tego cholernego pieczenia.
Awatar użytkownika
Elias
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elias »

Mężczyzna po nieudolnej próbie rzutu włócznią pozostał bez jakiejkolwiek szansy na skuteczną obronę przed dziką zwierzyną. Stał wryty w ziemię, ciągle zdezorientowany nagłym rozbłyskiem kryształu. W jego głowie kłębiły się myśli uzasadniające celowość działania amuletu. Zadawał sobie pytania nad wyjątkowością zwykłej leśnej zwierzyny. Medalion musiał wyczuć coś wyjątkowego w owej istocie, coś co przeszło uwadze człowieka i wzbudzało w nim ekscytację, a zarazem podejrzliwość. Pomimo swojego złego położenia i sytuacji w jakiej się znajdował, nie zamartwiał się, wręcz przeciwnie, poczuł się pewniej stojąc naprzeciw drapieżnika. Ufał bezgranicznie cząstce duszy swojej siostry.
Jego dotychczasowe refleksje zostały potwierdzone odmiennym od przypuszczeń zachowaniem lisicy. Po wygłodniałej istocie spodziewał się szybkiej szarży i skoczenia do gardła, a zastał go widok łagodnego i spokojnie przechadzającego się zwierzęcia. Nie wiedział co o tym myśleć, w tyle głowy pozostawała myśl, że może być to pułapka i próba uśpienia przeciwnika. Jego wszystkie wątpliwości rozwiał widok podkulonego ogona, wzrok „zbitego psa” oraz rozdarcie na śnieżnobiałej sierści. Pojawiło się w nim uczucie współczucia i empatii do czworonoga.
Elias chciał pomóc i przyjrzeć się wybrance jego siostry, lecz nie wiedział jak przekonać do siebie lisicę, aby ta przypadkiem nie uciekła przed nim. Czuł w niej ciekawość, a zarazem strach. Każdy nagły i szybki ruch mógł zniechęcić ranną istotę. Próbował licznych nawoływań, czy gestykulacji, które dla osoby trzeciej musiały wyglądać komicznie. Jego starania nie dały zamierzonego efektu, ona dalej zataczała krąg wokół niego. Po chwili namysłu i obserwacji, sięgnął po kawałek pieczonego mięsa i klęknął z nim na ziemi, wysuwając swą dłoń do zwierzęcia.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Lisica jeszcze na chwilę opuszczała łepek upewniając się, że ów gość nie wynajdzie gdzieś zza swoich pleców kolejnej broni. Skanowała go swoimi, teraz, niemalże czarnymi oczami. Pożałowała, że wcześniej nie skupiła się na jakimś zaklęciu, które byłoby w stanie wyzbyć się mrocznego koloru. Przykładowo na złoty – ludzie jakoś zawsze chętniej i z większym zaufaniem, jak i zachwytem, podchodzili do istot o tak wyjątkowych tęczówkach. Czerń czy szarość była odbierana nadzwyczaj negatywnie. Deithwen nie do końca rozumiała dlaczego, ale nie poczuwała się do chęci całkowitego rozumienia humanoidalnych jednostek. Czarownica lubiła czerń, ale nie za skojarzenia tylko za fakt, że ciemne zakamarki są bezpieczne. Może się w nich swobodnie skrywać, nasłuchiwać, a dzięki zwierzęcemu wzrokowi nie jest ślepa w nocy. Same plusy!
Teraz zaś w jej nozdrzach zatańczył kolejny zapach, o wiele bardziej apetyczny! Mięsko!
Nie ma chyba zwierzęcia w Alaranii, które nie ucieszyłoby się na kawał przysmaku, nawet gdy brzuszek był pełny! Deithwen długo jakoś nie myślała o jedzeniu więc najwidoczniej wciąż musiała być syta po upolowaniu królika. Taką dzisiaj miała ochotę na uszatego, a jeszcze jakimś cudem z tą nogą udało się jej złapać skoczka na obiad. Jednak teraz miała okazje skosztować czegoś mniej surowego i bez zamaczania pyska we krwi. Ci ludzie na coś się zdają, potrafią odmienić standardową i codzienną kuchnię lisków.
Kelebrin zbliżyła się o krok zwracając się do nieznajomego przodem. Nie potrzebowała więcej czasu by do niego podejść, chociaż początkowo jakby bardziej się skradała niżeli hasała swobodnym chodem. Dopiero przy końcu posłała mu badawcze spojrzenie. Chciała się upewnić, że nie żartował i zabierze jej spod pyska kawału mięcha. Delikatnie uchyliła dolnej żuchwy i ponownie się cofnęła. Wyglądało bardziej jakby to ona chciała się bawić niż zbadać jego reakcję. W końcu z odwagą capnęła koniec mięcha i pociągnęła do siebie uznając mięso za kawał przynależności. Przegryzła go w mocnym uścisku kilka razy, tak by podzielić posiłek na pół, dzięki czemu dłużej mogła się rozkoszować niewielkim prezencikiem. Delektowała się tą krótką chwilą, a gdy tylko przełknęła ostatni kawałek od razu łbem przymiliła się do jego kolana.
Awatar użytkownika
Elias
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elias »

Mężczyzna obawiał się reakcji lisicy, mimo że było w niej coś wyjątkowego, co odróżniało ją od reszty swoich przedstawicieli. Pamiętał, że jest to dzikie stworzenie. Z każdym jej następującym krokiem rosła jego fascynacja i podenerwowanie. Ręka, na której spoczywał kawałek dziczyzny, była cała mokra od potu, a on sam cały dygotał ze strachu. Było to jego pierwsze tak bliskie spotkanie z leśną zwierzyną. Odetchnął w chwili, gdy lisica zręcznie zabrała się za kawał mięsa z widocznym entuzjazmem. Widok ten był wyjątkowy – istota, która nie tak dawno wywoływała strach i miała stać się ofiarą, właśnie jadła z ręki mężczyzny. Jej białe, ostro zakończone zęby raz dwa uporały się z rozerwaniem pieczeni na mniejsze kawałki. Dopiero teraz, z bliskiej odległości, widać było jak wielka siła drzemie w tak niewielkich rozmiarów samicy.
Po dokończeniu posiłku i oblizaniu pyska, lisica oparła się o kolano mężczyzny. Wywołało to pojawianie się u niego szczerego i jakże przyjemnego dla oka uśmiechu. Wprawiony w stan euforii, postanowił nawet odwzajemnić miłe gesty, głaszcząc śnieżnobiałą istotę po jej grzbiecie. Najwyraźniej bardzo jej się to spodobało, wydawała przy tym delikatne i z początku ciche pomrukiwania, aby na koniec położyć się na plecach, ze zwisającymi w zabawny sposób łapkami. Forma zabawy przypadła do gustu nie tylko zwierzęciu, Elias przez ten moment po raz pierwszy od paru dni naprawdę był szczęśliwy i wolny od wszelakich zmartwień.
Po skończonych pieszczotach nastał czas na zajęcie się ranami na ciele lisicy. Czerwone przebarwienia i ropiejące ślady kontrastowały z białym futerkiem. Mężczyzna spojrzał się poważnie w oczy swego tymczasowego kompana, chcąc mu przekazać informacje na temat tego co go czeka, a dopiero później delikatnie zabrał się za oględziny każdej z ran. Dotykał każdej z nich osobna, tak aby nie sprawiać bólu małej istocie. Wszystkie z nich potraktował jedynie obmyciem ciepłą wodą, lecz tą największą, na boku zwierzęcia, postanowił owinąć resztkami bandażu znalezionego na dnie torby. Lisica podczas tych wszystkich zabiegów na była niewzruszona, jakby doskonale zdawała sobie sprawę co się dzieje, i że to wszystko jest dla jej dobra. Wykazała się mądrością, przewyższając pozostałych przedstawicieli swego gatunku, czy inne stworzenia jakie były znane Eliasowi.
Noc dobiegała ku końcowi, przez gęste korony drzew przedzierały się pierwsze promienie wschodzącego słońca. Nowy dzień właśnie się zaczynał, a wraz z nim miała nadejść Claire, która zeszłego dnia udała się do najbliższego miasta. Wyczekiwanie na nią było dla Eliasa próbą wytrzymałości i cierpliwości, zdawał sobie sprawę jak wiele ona teraz dla niego znaczy, pozostała zapewne jedną z niewielu osób, które otwarcie deklarowały chęć niesienia pomocy. Nawet radosne zaczepianie ze strony lisicy nie przynosiło skutku, mężczyzna nie zwracał na nią uwagi, był całkowicie skupiony, a w jego głowie pojawiały się coraz to nowe myśli.
Stan względnego spokoju i ciszy został przerwany przez odgłosy wydobywające się z głębi lasu. Tym razem nie była to zwierzyna, a prawdopodobnie zorganizowana grupa ludzi. Z każdą chwilą dźwięki stawały się coraz bardziej donośne i wyraziste. Stawało się niemal pewne, że zmierzali oni wprost do prowizorycznego obozu, miejsca spoczynku Eliasa i lisicy. Bez chwili zastanowienia mężczyzna dobył swej włóczni i wyrwał z ziemi jeden ze sztyletów. Nie czekał na ich przyjście, postanowił ich zaskoczyć wychodząc im na spotkanie. Lisica równie szybko zerwała się na nogi, nastroszyła swe białe futerko i pewna swego stanęła przy nodze swego towarzysza. Cała jej bojowa postawa przeszła bez echa, skwitowana, że nie jest to miejsce i czas na zabawy. Mężczyzna zniknął po chwili w odmętach gęstych zarośli…
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Lisica korzystała z okazji, kiedy to ułożona na zdrowym boku mogła swobodnie zbadać sobie dokładniejszy ekwipunek mężczyzny. A bynajmniej próbowała dojrzeć co tam kryje może w posłaniu, albo przy koniu… No i oczywiście próbowała wywąchać więcej smakołyków!
Przy okazji mogła również skupić swój wzrok na twarzy mężczyzny. Zapamiętać mocno rozbudowany, ale w tym męski nos, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, delikatnie zaniedbany zarost i cienkie usta, których kolor zdawał się być równie mocno zgaszony, co jego skóra. Przede wszystkim dojrzała zmęczenie podróżnika.
Biały łeb zwierzęcia zatoczył koło obserwując przy tym jaśniejące niebo. Drzewa swym szelestem witały się z budzącą naturą, między innymi ptakami, które grały własne melodie. Promienie wspinającego się słońca przeciekały między koronami drzew drażniąc oczy Deithwen. Po dłuższej chwili zaobserwowała zmianę w humorze nieznajomego. Próbowała go zaczepić, pyskiem, ogonem, ale on tkwił gdzieś daleko w swej wędrówce myśli. Doskonale! To oznaczała, że coś trapi serce podróżnika. Kelebrin jeszcze nie wiedziała co, ale była skłonna zapoznać się z każdym zakamarkiem zwątpienia i cierpienia. Postanowiła podarować mu chwilę spokoju i po prostu poczekać, ale wówczas usłyszała inne dźwięki. Tonące w mchu kroki, przesunięcie dłoni wzdłuż krzewów, zapach kilku kolejnych samców. Czarownica postawiła uszy unosząc przy tym z zaintrygowaniem głowę. Z dumą stanęła tuż obok już uzbrojonego we włócznię mężczyzny, ale nim zdołała wymyślić jakieś strategiczne podejście, ten już zniknął wśród krzewów. Deithwen w ludzkiej postaci z pewnością przewróciłaby z westchnieniem oczyma. Ona lubiła działać z zaskoczenia, lubiła mieć kontrolę nad sytuacją, uwielbiała dać swym ofiarom poczucie władzy by następnie zgnieść wszystkich jak nędzne robaki. Docisnąć palcem i rozłupać każdą część ich ciała. Ale ludzie działali tak strasznie pochopnie…
Pobiegła więc za źródłem zapachu, ale od innej strony niż jej nowy towarzysz. Schowała się gdzieś za jedną z kupy gałęzi. Jedyne, co zdołała zauważyć to czterech uzbrojonych mężczyzn, odzianych w najcięższe uzbrojenie. Nie były to żelazne płyty, ale sądząc po posturze zbirów mogła domyśleć się grupy skrytobójców. I nic więcej, ponieważ Elias już rzucił się w wir walki między nimi. Deithwen musiała przyznać, że nieźle sobie radził! Widać włócznia dobrze trzymała się w jego ręku, a dzięki jej długości zdołał utrzymać przeciwników na odległość. Ale walka czterech na jednego nie mogła być sprawiedliwa i nie obyło się bez cięć ze strony zabójców. Jednego z nich Elias zdołał przebić swoją bronią. Krew zbryzgała jedno z drzew. Nie zdołał jeszcze wysunąć ostrza, gdy kolejny rzucił się na jego bok. On jednak w obronie wykorzystał zwłoki i zatoczył martwym cielskiem zmuszając napastnika do odskoczenia na bok. Był gotów się wybić, a ostatni skrytobójca zaszedł go jeszcze od innej strony, ale wtedy między nogami chłopów zatańcowała biała lisica. Przerwała zgrabne wybicie się, a gdy ruszyła w stronę drugiego, ten był już nieco bardziej gotów na jej przybycie. Dlatego Deithwen odbiegła na bok. Mężczyzna tylko rzucił jej złowrogie spojrzenie i ponownie ruszył w stronę Eliasa, który gotów był walczyć już wyjętą z ciała oraz zabarwioną na czerwono włócznią. Jeszcze kilka dobrze rozegranych ataków trwała między mężczyznami. Kelebrin zakradła się znowu gdzieś między pnie, by ponownie wyskoczyć gdzieś w krytycznej sytuacji. Mimo to nie zdołała drugi raz zakręcić tak zabójcą. Gotowy na jej ewentualny powrót sążnie kopnął ją w zraniony bok. Zwierzę załkało z boleścią lodując w ziemi. Wspięła się na przednich łapach, otrzepała łepetynę, a uzbrojony gość przyłożył stopę do jej drobnego ciała. To był zły krok z jego strony. Lisica spojrzała na napastnika z czystą nienawiścią, szałem i mordem. Elias tyłem włóczni strącił mężczyznę z ciała zwierzęcia, nie wiedząc czemu, będąc przejętym towarzyszką. Deithwen wykorzystała okazję. Podskoczyła i dziabnęła chłopa w rękę z niebywałą zabawą. Chciał ją pochwycić za białą kitę, ale ona spadając w locie zawinęła się w kulkę. Biały blask objął jej ciało. Zupełnie jakby zwierzę roztopiło się w powietrzu, a po chwili rozpłynęło na boki przyjmując nową formę. Ludzką… formę.
Deithwen wsparła się ręką w klęcząc na jednym kolanie. Zwróciła wzrok zza ramienia na swego głównego i nowego wroga. Zachichotała złowieszczo. Wszystkich wokół zaskoczyło to co zobaczyli, ale to nie stanowiło problemu dla ponownego ataku. Musieli w końcu być przygotowani na każdą sytuację.
Kobieta z odwagą stanęła naprzeciw dwojgu. Zaśmiała się głośno z wyraźną chrypą, zakrywając również, niby to z nieśmiałością, usta. A po chwili ucichła i widać było w jej oczach, jak i na twarzy, bezgraniczną powagę, ale i złość. Wygięła usta i wyciągnęła w ich stronę dłoń z dziwacznie wygiętymi palcami. Wówczas jeden z nich stanął. Początkowo łapiąc się serca, ale po chwili jego ręce zaczęły badać resztę swego ciała. Drugi przystanął będąc niepewny tego co się dzieje i nim zdołał ponownie ruszyć w stronę źródła czarów, jego kompan rzucił się na niego. Przebił swym mieczem i pociągnął ostrze do góry nie dając szans kompanowi na przeżycie. To była czysta scena (jeszcze mało okropnego dla Deithwen) mordu. Wyciągnął miecz. Zszokowany tym co się stało… Ale nie miał czasu przeżywać nastałem chwili. Jego spojrzenie szaleńczo strzelało na boki. Począł śmiać się niczym szaleniec i powoli zrywać z siebie wszelki ubiór i zbroję.
- Powiedz mi… - zwróciła się słodko w stronę Eliasa. – Ma przeżyć? Chcesz od niego jakieś informacje? Czy ma sam wyskrobać swoje ciało?
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Gdy Deiwthen nie uzyskała odpowiedzi od Eliasa. Obejrzała się za siebie, a mężczyzna zniknął. Lisicy delikatnie oklapły uszy, trochę się zawiodła. Miała nadzieję na ogrom zabawy, a spotkało ją rozczarowanie.
Zwróciła się do ostatniego, żyjącego mężczyzny. Skierowała ku niemu swoją chudą rękę i wykręciła palcami. Z wielką satysfakcją patrzyła jak ostatnia żyjąca jednostka kona na jej oczach. Zabijała go powoli, ale z uśmiechem na twarzy, a gdy to już zrobiła tylko zatrzepotała uszami. Spojrzała na koronę drzew, na wstające słońce, na kolejny dzień, który sprawi, że będzie szczęśliwa. Tak jak teraz, gdy zabija, gdy słyszy rozdzierające krzyki śmierci.
Kobieta pochyliła się, jakby kłaniała się słońcu. Jej ciało objęły białe, ostre pasma. Złożone, ludzkie ciało teraz stało się lisim, białym drapieżnikiem. Lis pognał w stronę drzew by znaleźć nowe miejsce dla siebie.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości