Równiny AnduriiImprowizacja

Wielka równina ciągnąca się przez setki kilometrów. Z wyrastającym na środku miastem Valladon. Wielkim osiedlem ludzi. Pełna tajemnic, zamieszkana przez dzikie zwierzęta i niebezpieczne potwory, usiana niezwykłymi ziołami i lasami.
Awatar użytkownika
Aiza
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Improwizacja

Post autor: Aiza »

- Chcesz coś do jedzenia?
- Nie.
- Od kiedy z tobą podróżuję, nie widziałem, jak jesz, pijesz, śpisz, wzdychasz, odpoczywasz. Cały czas byłaś na nocnej warcie – zrobił przerwę. Miał nadzieję, że towarzyszka się wtrąci, jednak to nie nastąpiło. – Po drodze było tyle jezior, oczek i strumyków, a ty ani razu się nie rozebrałaś. Zmieniasz czasem ubrania, bieliznę, czy kawałek mydła jest ci całkowicie obcy?
- Co cię to interesuje? – spytała, marszcząc brwi. – Chciałeś być w mieście, jesteśmy w mieście. Chciałeś iść do karczmy, jesteśmy w karczmie. Chcesz jeść, to sobie zamów i smacznego.
- Aiza, źle mnie zrozumiałaś. Chciałem zjeść razem z tobą kolację. Co jest w tym złego?
- Wszystko.
- Nie jest to idealne miejsce, jednak warunki są tu dobre.
Aiza ruchem głowy rozejrzała się po przybytku. Gwar mocno spitych licznych męskich głosów, rozprawiających w znacznej mierze o alkoholach, ubitych stworach, ściętych głowach, kurtyzanach traktowanych jak damy i o damach traktowanych jak kurtyzany. Co drugie słowo wulgarne określało kobietę, przez co można było odnieść wrażenie, że całość gości zna wyłącznie mowę łaciny podwórkowej. W karczmie nie było kelnerek, lecz sami kelnerzy, co nie dziwiło specjalnie Aizy, która wolałaby się znaleźć w innej karczmie, a najlepiej w gospodzie Biały Dąb prowadzonej przez trzy siostry. Tu, w karczmie Zbereźna Purchawka nie było wiele kobiet. Wszystkie reprezentowały profesje wędrowne lub najemnicze i nie były same. Towarzyszyły im kilkuosobowe grupy, więc żadne obszczymury do nich się nie zbliżały. Właśnie, obszczymur. Bycie nieumarłym ma swój plusy, kiedy okna są pozamykane, kopcą się liczne lampy, a zgromadzona publika zdejmuje uwalone ubranie, uwalniając swąd spoconego i niemytego przez miesiąc ciała. Aiza uśmiechnęłaby się, jednak zdobyła się tylko na gorzką minę wyrażającą obrzydzenie. Musiała doświadczać wszechobecnego smrodu i zaduchu, dodatkowo lubieżne spojrzenia obleśnego towarzystwa, wywoływały u niej wspomnienie nudności.
- Wybrałeś sobie ciekawe miejsce. Gadkę też masz ciekawą – odpowiedziała na pół urażona.
Aiza wstała od stołu.
- Czekaj! – Mężczyzna też wstał i złapał ją za rękę, a ta wymierzyła mu złowrogie spojenie.
- Nie zapłaciłem ci za eskortę. Może chciałabyś więcej.
- Nie. Pomyliłeś profesje – odpowiedziała szorstko.
- Źle mnie zrozumiałaś, ale to już nieważne…
Mężczyzna wyją mieszek i dał kobiecie, która za chwilę zabrała swój młot lucereński i opuściła karczmę.

Był wieczór, późny jasny wieczór. Niebo przybrało granatowo-fioletowe kolory, których plamy zlewały się ze sobą w długich smugach ciemnych odcieni. Wszystkie gwiazdy migotały niczym cekiny na sukni Pani Nocy. Księżyc wznosił się nad inną ziemią, tu jego tarcza była niewidoczna. Ulice wydały się ciche. Aiza usłyszała płacz dziecka i śpiewaną matczyną kołysankę.
- Na Boga, potrzebuję pieniędzy i kąpieli – powiedziała smutno pod własnym nosem.
Po chwili namysłu ruszyła na wieczorny spacer, może zajdzie do trzech sióstr i zobaczy co u nich nowego…
Ostatnio edytowane przez Sanaya 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Poprawiłam "kompieli" na "kąpieli"
Awatar użytkownika
Lenobia
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lenobia »

Wysoka postać owinięta peleryną niespokojnie siedziała w siodle, założonym na siwego konia . Tętent kopyt potoczył się po całej okolicy, przerywając niczym nie zmąconą ciszę, która panowała tu już od dłuższego czasu.
Tego dnia znalazła się w dość nietypowej sytuacji...
Kilka godzin wcześniej podjęła się próby kradzieży paru świecidełek z kramu wędrownego kupca, które można było sprzedać za dość dużą sumę pieniędzy. Niestety pewne źródło udzieliło jej "dokładnie potwierdzonych informacji" o chwilowej nieobecności kupca, co prawie skończyło się jej aresztowaniem.
Pościg na pewno zgubiła, obawiała się teraz, że nie zdąży przed zmrokiem. Może i miała swój kamień, nie wiedziała natomiast jaką ma on skalę działania.
Gdy Słońce miało się już ku zachodowi w oddali ujrzała obłoki dymu z komina.
"A więc jednak zdążyłam".
Gdy znalazła się już przy jednej z chat w pierwszym odruchu chciała zapytać kogoś o drogę, jednak gdy przypomniała sobie dzisiejszy incydent odstąpiła od tego pomysłu.
Po kilku minutach dotarła do Karczmy Trzech Sióstr, w każdym razie tak głosił szyld, z którego można było wyraźnie odczytać nazwę. Przywiązała konia parę metrów od karczmy, w miejscu zarośniętym tak, aby trudno go było dostrzec na wypadek, gdyby pościg dotarł aż tutaj. Szczerze w to wątpiła, ale ostrożności nigdy zawiele.
Gdy tylko otworzyła drzwi uderzyła ją fala gorąca. Muzykę słyszała już wcześniej, a jednak...
Mniejsza o to, wydaje jej się. Podeszła do karczmarza, aby zapłacić za nocleg.
Im szybciej pójdzie do miłego, cichego pokoju tym lepiej. Przebywanie w tłumie zawsze działało jej na nerwy. Co dopiero dzisiaj. Nie ma nic gorszego od pozostania w głośnej, pełnej ludzi, przepełnionej zapachem alkoholu sali. Wręczyła mu kilka monet, po czym udała si w stronę schodów. Była tak zamyślona, że wpadła na nieznajomą.
Wymamrotała pod nosem nie wyraźne przeprosiny, po czym ruszyła dalej. Nie zrobiła nawet dwóch kroków, gdy stanęła i ponownie odwróciła się w stronę białowłosej, która najwyraźniej jej nie dostrzegła.
Awatar użytkownika
Kazuo
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazuo »

Choć słońce zbliżało się ku zachodowi, na głównym placu wciąż panował spory ruch. Zdawał sobie sprawę, że każdy z tych ludzi gdzieś się spieszył, każdy podążał gdzieś w swoim kierunku, załatwiać własne sprawy. Zdziwił się zatem gdy już po pierwszej melodii zebrał się przed nim taki tłum. Siedział na murku fontanny, która była jednocześnie centrum całego miasta. Miał kruczoczarne i gęste, lecz zadbane włosy, które wyróżniały go wśród zebranych. Odziany był w długi, popielaty płaszcz z kapturem. Przez ramię miał przewieszoną skórzaną torbę a w dłoni dzierżył przepiękny, srebrny flet. Młodzieniec przyłożył doń usta i znów zaczął grać. Kunsztownie i płynnie przesuwał palcami po jego klawiszach, a nastrojowa melodia z nutą filuterii na nowo rozgrzała serca otaczających go kobiet. Jego widownię stanowiły głównie niewiasty, to z reguły one lubują się w tego typu rozrywkach. Z równym zapałem rzucały też monety do jego wystawionego przed stopami kapelusza, który nabył dnia poprzedniego u jednego krawca. Nim słońce całkiem zaszło, zebrał już tyle ruenów, że, jak oszacował, wystarczy mu do końca życia. Postanowił więc zakończyć swój występ, kłaniając się nisko, a tłum zawiwatował gromkimi brawami. Wkrótce potem wszyscy się rozeszli. Kazuo zaczął przeliczać zebrane dobra. Ludzie głównie sypali mu miedziakami, ale znalazł też kilka Srebrnych Gryfów. Wszystko przesypał do jednego mieszka i wrzucił do torby, natomiast kapelusz przywdział na głowę. Miał ambiwalentny stosunek do zarabiania w ten sposób. Z jednej strony nie znał się specjalnie na niczym innym i lubił to robić, z drugiej zaś czuł, że oszukuje ludzi. Choć uważał się za mistrza gry na fletni, wiedział, że w dużej mierze to dzięki swojemu magicznemu instrumentowi robi taką furorę. Szybko porzucił te rozmyślania, poczuł bowiem głód. Od długiej gry na flecie zaschło mu też w gardle, toteż jako następny cel postanowił udać się do jakiejś karczmy.

Chcąc szybko załatwić swoje potrzeby i udać się na spoczynek, pognał do pierwszej napotkanej oberży. Budynek nie odróżniał się od innych niczym poza ogromnym szyldem z napisem "Karczma Trzech Sióstr". Postanowił zajrzeć do środka i sprawdzić, czy miejsce się nadaje. Przeszedł przez drzwi i udał się prosto do lady, przy której stał szczupły oberżysta. Zdziwiło go to, zwykle karczmarze byli otyli i gburowaci, tak głosiły stereotypy. Zaśmiał się pod nosem, przypominając sobie dawne podróże.

- Witamy! - rzekł miłym głosem karczmarz, nie przeszkadzając sobie w wycieraniu kufli. - Co podać?

- Hmm, pomyślmy. Na pewno kufel ciemnego piwa. Może skuszę się, na jakąś zupę? Macie jakieś specjalne polewki?

- Oczywiście. Dziś polecam panu kremową zupę cebulową z kawałkami boczku, ziemniakami, marchwią i grochem. Niestety, chleba nam zabrakło, dostawa dopiero jutro...

- Nic nie szkodzi, poproszę. - Rzucił na blat kilka srebrników. Mężczyzna zgarnął je i schował gdzieś pod ladą.

Piwo dostał pierwsze, i dobrze, bo paliło go straszne pragnienie. Jednym haustem pochłonął ćwierć kufla, po czym westchnął głośno i przetarł usta z piany. Od razu poprawił mu się humor, czując smak mocnego, chłodnego trunku. Uśmiechnął się od ucha do ucha i odwrócił się plecami do lady, opierając się o nią łokciami w dość zawadiackiej pozie. Teraz mógł się przyjrzeć tawernie. Było tu całkiem sporo ludzi jak na tak wczesną godzinę. Nikt jednak specjalnie się nie wyróżniał. A jednak uwagę przykuły dwie młodo wyglądające niewiasty, które wpadły teraz na siebie. Jedna była czarnowłosa o białych oczach, a druga srebrzystowłosa o oczach ciemnych. Zaintrygował go ten kontrast i fakt, że kobiety wydawały się znać. Postanowił przysłuchać się ich rozmowie i z dystansu je obserwować. Pod włosami poruszyły się jego kocie uszy. Nikt ich nie widział, zasłaniała je jego bujna czupryna. Gdyby nie ona, ludzie mogliby się zniesmaczyć widząc brak ludzkich uszu.
Ostatnio edytowane przez Kazuo 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

Równiny Andurii... Czysto z założenia, malownicza kraina. Łucznik na swoim dzielnym koniu przemierzał ją, zarówno z ciekawości, i z chęci zarobku. Ostatecznie tą ciągnącą się przez setki kilometrów kraina była zamieszkiwana przez dzikie zwierzęta, niebezpieczne stwory. Trzeba też zauważyć, że znajdują się tutaj też lasy, czyli nasz łowca czuje się tu jak w domu. No ale cóż, aktualnie to co upolował, mam na myśli tutaj jakiekolwiek "trofea" z upolowanych stworzeń wysprzedawał, by mieć za co żyć. Z rana pewnego dnia zawitał także do Karczmy Trzech Sióstr, mając wystarczającą ilość złota na co najmniej kilka dni odpoczynku mógł pozwolić sobie na to pozwolić, więc zatrzymał się tam. Dogadał się ze szczupłym - o dziwo - karczmarzem i miał pokój zarezerwowany na kilka dni, do tego posiłek, o ile nie wyszedłby z pokoju w trakcie dnia, bo miał zajęcie - stracił trochę strzał na polowaniach - oczywiście niektóre wystrzelone znalazł, wyczyścił i były zdatne do dalszego użytku. Ale jak to ze strzałami, te nie są nie zniszczalne - niektóre się złamały, wyszczerbił się grot, tak, że nie dało się go już z powrotem naostrzyć. Tego dnia, wieczorem kiedy słońce powoli zaczynało chować się za horyzontem, po paru godzinach ślęczenia nad strzałami - dość mozolna robota, której poświęcał sporo czasu i dokładności - zdecydował się zejść do karczmy. Jako, że zejście z piętra znajdowało się zaraz koło lady, przeszedł koło niej, zamawiając przy okazji kufel piwa i dając monetę karczmarzowi w zapłacie. Sam Stayer był odziany jak zwykle. Nie miał może przy sobie łuku, bo w takim miejscu raczej by się nie sprawdził, ale w zanadrzu miał pod płaszczem swoje dwa ukochane noże. Usiadł na krześle przy stoliku w kącie pomieszczenia, mając za sobą ścianę. Dobre położenie, jako, że miał z tego miejsca wyłożone jak na tacy wejście do karczmy, jak i większość okien w pomieszczeniu, prócz tych po jego bokach, ale te też były w pewnej odległości od niego, więc... Ale nie o tym. Kiedy zaczęła się zbierać okoliczna ludność, uważnie przyglądał się osobom wchodzącym do środka. Większość to byli mężczyźni, widać, że prości wieśniacy, czasem jakaś trochę lepiej ubrana osoba, co było rzadkością. Mimo wszystko, do czasu. Bo kiedy w pomieszczeniu pojawiły się dwie dziewczyny. Albo raczej - kobiety, chociaż, jedna wyglądała raczej na okolice 16, może 17 lat. Jednak druga na pewno była starsza od tej pierwszej. No cóż. Do tego jeszcze jakiś wysoki, a przynajmniej wyższy od niego młodzieniec... Kątem oka zauważył, jak barman doniósł młodzieńcowi kufel, zapewne z piwem, a po chwili także miskę, z pewnie jakąś zupą. Po krótkiej chwili on sam także doczekał się kufla z piwem dla siebie. Upił spory łyk i rozsiadł się odrobinę wygodniej. Nawet nie miał zamiaru w danej chwili ruszyć się z miejsca, pierwszy raz od wielu dni mógł siedzieć, na nic nie zważając, chociaż - nadal mając baczenie na wszystko co się działo w pomieszczeniu. Kątem oka obserwował głównie dziewczynę i niewiele starszą już kobietę.
Awatar użytkownika
Aiza
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Aiza »

*

Przespacerowała spokojnie kawałek trasy, kierując się najkrótszą drogą. Względnie szybko znalazła się gospodzie. W środku było tłoczno, na szczęście okna otwarte, a zgromadzone towarzystwo bardziej cywilizowane. Nikt nie klną, a przynajmniej nie na tyle głośnio i blisko, by Aiza była w stanie usłyszeć. Spojrzenia mężczyzn zdawały się zaczepne niż zbereźne. Było wiele kobiet, więc męski wzrok rozchodził się na wiele zgromadzonych plotkarach, głównie na zadbanych, młodych córach cyrulika i grabarza, które z założoną nóżką na nóżkę, delektowały się słodkim wymyślnym alkoholem, który jeszcze nie dostał nazwy. Zdecydowana większość gości była mieszczanami lubiącymi spokój, świadczyło to o tym, iż wybrali gospodę, a nie obleśną karczmę. Wyjątkowo groźnie wyglądali wynajęci bramkarze, którzy pilnują porządku i w razie zamieszania, byli gotowi odpowiednio zareagować. Spoglądali groźnie na człeka bądź nieczłeka, który zajął nieoświetlone miejsce w rogu izby. Czarny mnisi strój, kaptur skrywający oblicze i ręce położone na stole obok nietkniętego kufla. - ''Assasyn''. - przyszło Aize do głowy. Po chwili sama doświadczyła złowrogiego spojrzenia szerokiego i łysego bramkarza. Wiedziała dlaczego, weszła przecież ubrana w skurzanej zbroi i z młotem na plecach. Weszła powoli w głąb izby, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Nagle:
- Bu!
- Na Boga, nie strasz.
Przed Aizą pojawiła się niska, ruda, piegowata dziewczyna o wielgachnych zielonych oczach, ubrana w ciemnozieloną spódnicę i czarny gorset, robiła za kelnerkę.
- Vii - odezwała się ruda.
- Mała Mi.
- Wcale nie taka mała - zmarszczyła brwi. - Ciebie co sprowadza?
- Mam do ciebie prośbie…
- Tak, tak, wiem… - wtrąciła się. Przycisnęła dłonie do piersi i z miną słodkiej dzieciny zaczęła parodiować Aizę. -''Bardzo długo podróżowałam i jestem zmęczona, i całkiem przypadkowo postanowiłam was odwiedzić, by celowo wykorzystać. Tylko: wyjem, co wyjeść można, wypiję, co wypić dam radę, wyśpię się, bo łóżka macie wygodne, wymyję się, bo mam skrawek mydła w torbie, a wy macie przyjemną wannę od znajomego krasnoluda.” To chciałaś powiedzieć?
Aiza otworzyła usta i zająknęła się, i z zaskoczona wysiliła się na odpowiedź:
- Mniej więcej…
- Więcej. Więcej ubrań nie dostaniesz, żadne nie wracają. - założyła dłonie na biodra.
- Mam pieniądze, zapłacę.
- A, ty znowu o pieniądzach… Zostaw je w naszej gospodzie. Idź teraz, zajmij się sobą. Rano postaraj się nie zniknąć, bo mamy coś, co cię zainteresuje?
- Najemnicza przygoda, coś ciekawego?
- ''Mniej więcej''. Szczegóły poznasz po śniadaniu.
Mała Mi wróciła do swojej pracy. Za chwilę Aiza opuściła główną izbę, by odświeżyć siebie i swoje ubranie. Wyprała swoje ciuchy, następnie je rozwiesiła. Kiedy skończyła, wybrała skorzystanie z wygody, więc kąpiel wzięła długą, a bez pozwolenia sióstr, użyczyła nieswojego. Po czasie wyszła, ubrała się w prostą koszulę, ładne mokasyny, długą spódnicę.
*

Kiedy schodziła, wpadła na nią dziewczyna. Aiza nie chciała zrobić z igieł widły, więc postanowiła udać, że ta sytuacja się nie wydarzyła. Zignorowała dziewczynę, zrobiła dwa kroki do przodu i obróciła się w tym samym momencie, co czarodziejka:
- Nic się nie stało - odpowiedziała ciepło na przeprosiny dziewczyny. - Twoi rodzice wiedzą, że po nocach włóczysz się po gospodach?
- Bu! - Nagle pojawiła się Mała Mi, która sprawiła, iż Aiza podskoczyła. - Przypominam, że masz być trzeźwa i wyspana, więc facetów i wódkę odstaw sobie na później. Sabrina wraca jutro, więc lepiej będzie dla ciebie, kiedy nie zobaczy swoich ubrań na tobie. Pokój już masz, lecz jest on tylko z jednym łóżkiem, jest dla jednej osoby, jedna osoba powinna w nim spać, powinnaś być to ty. Potrzebujemy ciebie przytomnej.
- Ay, Ay Big Commander! - zasalutowała w odpowiedzi. - Możesz mi przestać matkować i zostawić mnie w pokoju. Pozwalam.
- Zobaczymy! - Mała mi poczerwieniała, zacisnęła zęby i pięści. Poirytowana tupnęła głośnio kozakiem. Zaraz urażona odeszła i przekazała na ucho karczmarza, pewną informację, by Aiza do ust alkoholu nie brała.

- To jak się nazywasz? - spytała Aiza młodą dziewczynę z blizną na twarzy.
Awatar użytkownika
Lenobia
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lenobia »

Białowłosa odwróciła się w jej stronę. Słysząc jej pytanie Lenobia wymamrotała niewyraźną odpowiedź pod nosem, po czym szybko się poprawiła.
- Lenobia.
W pierwszym odruchu nie chciała się spytać o imię nieznajomej, w końcu byłaby to zbyteczna informacja, jednak z czystej grzeczności wykazała nikłe zainteresowanie jej imieniem.
- A ciebie jak zwą?
Miała nadzieję, że nie wywiąże się z tego jakaś nudnawa pogawędka, jaką wiele razy przyszło jej prowadzić z przypadkowo spotkanymi osobami. Z drugiej strony o tutejszej okolicy nie miała pojęcia, a więc dobrze by było uzyskać trochę przydatnych informacji. Przyjrzała się jeszcze raz dziewczynie. Swoim wyglądem nie budziła niechęci.
Środek korytarza nie wydawał się Lenobii najlepszym miejscem do prowadzenia rozmów więc wskazała głową w stronę pobliskiego stolika. Zsunęła kaptur z głowy, ponieważ stawał się on uciążliwy ze względu na duchotę panującą w karczmie.
Odsunęła krzesło i usiadła.
Ach, czyli to ona musi zacząć rozmowę...
- A więc co cię sprowadza w te strony?
Ostatnio edytowane przez Sanaya 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Brakowało kropek na końcach zdań
Awatar użytkownika
Kazuo
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazuo »

Kazuo zatracił się w podglądaniu młodzianek tak bardzo, że stracił kontakt z rzeczywistością. Nastawił uszu, próbując wychwycić o czym rozmawiają. Nie wiedział co go tak intrygowało, może to ten młot na plecach jednej z nich? W każdym razie, nie wiedząc kiedy, ktoś szturchnął go w ramię i zapytał:

- Przepraszam, to miejsce jest zajęte?

Kazuo odwrócił się. Wziął stojącego za nim mężczyznę za jakiegoś miejscowego obwiesia. Odmachnął mu ręką na znak, żeby sobie poszedł, Dopiero po chwili zauważył kim naprawdę była ta osoba. Przyjrzał się długiemu zarostowi, siwiejącej już czuprynie i ciasno obwiązanej, czarnej bandanie zgarniającej włosy z czoła.

- Solar! - wykrzyknął radośnie, trochę zbyt głośno. Siedzący przy ladzie, popijający srogi trunek panowie odwrócili w jego stronę głowę. Kazuo wstał z wysokiego siedzenia i serdecznie objął przyjaciela. - Stary druhu, chyba milion lat się nie widzieliśmy!

- Hahaha! - zaśmiał się gromko z ciepłym uśmiechem na twarzy mężczyzna, którego zwali Solarem. - Co jest uszaty? Do twarzy ci z tą fedorą na głowie, wyglądasz jak prawdziwy trubadur. Powiedz mi, co cię tu przywiało? A, niech zgadnę, dalej podróżujesz?

- Tak własnie jest. Niewiele się zmieniło od ostatniego czasu. - Zmiennokształtny stwierdził, że nie jest już głodny, więc odsunął od siebie zupę, dopijając ostatki z kufla. Pstryknięciem zawołał kelnera i zamówił dolewkę. - Jeszcze jedno piwo, dla mojego przyjaciela, poproszę. Ja stawiam! Niech mnie diabli wezmą, nic się nie zmieniłeś Solar. Ty się chyba nie starzejesz.

- Ty za to zmieniasz się za każdym razem jak cię widzę. - spojrzał na niego, kręcąc głową. - Mówię poważnie, zacznijże jeść. Chłop ma być chłop, a nie gumka od kaleson.

- Mam więcej krzepy od ciebie, możemy się siłować jeśli w to wątpisz. - skwitował krótko z szyderczym uśmiechem. Potem dodał: - Dobrze cię widzieć, choć nie spodziewałem się ciebie tutaj, w tej wiosce na rozstaju szlaków. Co ty tu robisz? Zlecenie?

- Trafnie zgadłeś, pracuję. Byłem akurat przez ostatnie dni w Valladonie, jako jedyny ze Sprzątaczy. Otrzymałem więc rozkazy, aby udać się do Dębowej Osady, do "Karczmy Trzech Sióstr", bo byłem najbliżej. Kazano mi zostać w tej karczmie przez jakiś czas, aż dostanę wiadomość z instrukcjami. Nie wiem o co może chodzić.

- A długo już czekasz? - spytał, popijając z kufla. Kątem oka spojrzał na rozmawiającą kobietę z młotem.

- Dwa tygodnie. - Kazuo wypluł to, co zdążył nabrać do ust. Spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- Chyba kpisz! I co, żadnych wieści? Może o tobie zapomnieli?

- Jak już powiedziałem, kazali czekać. To czekam. Takie już jest życie w Gildii, rosnąca biurokracja i te sprawy. Zdrowie!

Podnieśli kufle, stuknęli się nimi w popularnym geście, po czym oboje zasmakowali w ciemnym browarze. Przez dłuższy moment zapanowała cisza. Kazuo przekonał się jednak do potrawki i zaczął ją powoli konsumować. W tym czasie Solar zaczął mu opowiadać co ciekawsze historie z jego życia. Ubrany był w gruby kaftan ochronny i portki z ochraniaczami, u boku miał przytroczoną podwójną pochwę z dualami, jeden krótszy, drugi dłuższy, oba lekko zakrzywione. Na piersi przypiętą miał odznakę w kształcie pięści - znak przynależności do Gildii Najemników. Zmiennokształtny znał tego mężczyznę odkąd uciekł z domu. Niechętnie wspominał ich pierwsze chwile, przywoływały wiele niemiłych wspomnień. Przez parę lat podróżowali razem, dopóki Edward Amets nie wstąpił do Gildii, którzy między sobą nazywali się Sprzątaczami. Kazuo wyruszył wtedy w dalszą podróż, uznając, że nie dla niego taka profesja. Od tamtej pory każdy z nich podążał swoją ścieżką, choć ich drogi jeszcze wiele razy się krzyżowały, zupełnie jakby los nie pozwalał im o sobie zapomnieć. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi, na dobre i na złe.

Interesującą opowieść o złodzieju bursztynów z Jadeitowego Wybrzeża przerwała kelnerka. Niska, ruda niewiasta sięgała siedzącemu na podwyższeniu Solarowi do pasa, musiała więc wysoko zadrzeć głowę by spojrzeć mu w oczy. Z tej perspektywy wyglądała przesłodko. W ręce trzymała uniesioną drewnianą tacę z pustymi szklanicami, drugą zaś podparła się pod bok.

- Pan Edward? Solar? Dobrze poznałam? - zapytała ostrożnie, nieco przyciszonym głosem.

- W rzeczy samej. - odpowiedział, odkładając kufel na blat i przecierając usta. - Coś się stało?

- List do pana. Od mistrza Gregora. - podała mu świstek papieru zwinnym, nie wzbudzającym niczyich podejrzeń gestem. - Witamy na pokładzie. - dodała zimnym tonem z kontrastowo ciepłym uśmiechem, po czym zniknęła gdzieś za winklem.

- Rychło w czas, już myślałem, że tu sczeznę. - parsknął pod nosem Edward, rozkładając zwinięty list. Kazuo z zainteresowaniem zajrzał mu przez ramię i wraz z nim czytał jego treść.
Awatar użytkownika
Aiza
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Aiza »

Aiza uśmiechnęła się przyjemnie. Wszystko wskazywało, że trafiła na nieśmiałą małolatę, jednak kiedy Lenobia zaoferowała pogawędkę, pierwsze wrażenie pękło jak bańka mydlana, co wybiło przez chwilę Aizę z pantałyku. Za chwilę zasiadły obie przy stole.
- Mnie w te strony sprowadza los i ciekawość, poza tym, znam siostry. Chyba będę dla nich pracować, ale nie jako kelnerka, lecz ochrona lub dziewczynka na posyłki. Zawsze to coś. A ty? Po twoim pytaniu wydaje mi się, że nietutejsza jesteś. Co taka młodziutka panna robi tutaj sama? Na ogół jak do gospody, to z chłopakiem, a ja nie widzę przy tobie nikogo.
Dalszą rozmowę Aiza chciała poprowadzić na przyjemny, lecz nieistotny dla czarodziejskiego grona, temat. Ulubiona potrawa, ubrania, róże do kąpieli, poezja, najgorszy spotkany bard, chłopcy a mężczyźni, ciekawe trunki i biżuteria, gdzie nie zapomniała się pochwalić drewnianymi koralikami na rzemieniu, które oprócz nietypowego wyglądu, nie spełniają żadnej dodatkowej funkcji. Chciała zwyczajnie zabić czas, aż zmorzy ją sen, bo na obecną chwilę, nie czuła się senna. Nie miała pojęcia, że rozmawia z wiekową czarodziejką.
Awatar użytkownika
Lenobia
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lenobia »

Słysząc odpowiedź Aizy, wysoka czarownica uniosła brwi, po czym przybrała znowu normalny wyraz twarzy. Początkowo zaciekawiło ją w jakim celu dostała swoją posadę. Ochrona? Na równinach Andurii? Jednak zainteresowanie jej posadą minęło równie szybko, jak tempo następnej wypowiedzi dziewczyny. Młoda osóbka? Chłopaka? Wywołało to u niej lekkie rozbawienie oraz irytację. Początkowo chciała coś odpowiedzieć, lecz białowłosa zaczęła już swoją tyradę na temat biżuterii i innych tematów, które obchodziły Lenobię w takim samym stopniu- wcale.
Gdy ta już skończyła swój monolog wygłoszony z zadziwiającą szybkością, Lenobia postanowiła sprostować parę spraw
-Jeśli chodzi o twoje pierwsze pytanie, to bez partnera moje serce wytrzymało już ponad sto lat, to i następne wieki przeżyje.
Nie chciała wyjaśniać jak tu się znalazła, więc odrzekła wymijajeć po co siostrom jest potrzebna ochrona?ąco:
-Szukam jakiejś w miarę dohrze płatnej pracy. Można wiedzi
Awatar użytkownika
Aiza
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Aiza »

- ''Sto lat'', jak to? - narodził się niepokój w głowie poszukiwaczki. - ''Do wielkiej nędzy, po co zagadałam z obcą!''.
- Czyli jesteś rąbnięta lub jakiś z ciebie dziwny nieczłek, chociaż jedno nie wyklucza drugiego... Anioł, diabeł, wampir, smok, mag, cudowne dziecko z ''iks'' chowu. Kim… Czymkolwiek byś nie była, nie chcę cię poznać. Nie możesz wiedzieć i nie możesz mi pomóc.
Aiza wstała z krzesła i wrogo spojrzała na Lenobię:
- Może jesteś zwyczajnie stuknięta, nie obchodzi mnie to! Zjesz, wyśpisz się i nie robiąc nikomu problemu, odejdziesz stąd. Wyjdziesz i nie wrócisz. Żegnaj!
Aiza odeszła od stołu i spokojnie, nie rozglądając się po izbie, poszła na piętro. Kiedy znalazła się w wynajętym pokoju, zamknęła drzwi i okna, wsadziła nóż pod poduszkę, a nad drzwiami zawiesiła metalowe rurki, gdyby ktoś nieproszony wszedł, spłoszy się hałasem. Dopiero wtedy się rozebrała i położyła bokiem na pościeli, wpatrując się w migoczący płomień świec na stoliku. Nigdy nie była pewna, na jak spaczonego i silnego stwora się trafi, dlatego nienawidziła wszystkich ras i dlatego trzymała nóż pod poduszką. Ludzie prości, chłopi, trzymali się razem, bo otoczeni palisadą i z widłami w ręku czuli się pewniej – tak było na terenach Ostatniego Bastionu. Aiza miała tu, w karczmie prowadzonej przez trzy siostry, namiastkę domu, jednak w obecnych czasach, w których demony przybierają ludzkie skóry, nie mogła czuć się w pełni bezpieczna. Nie każdy zasługuje na dobre traktowanie.
Awatar użytkownika
Kazuo
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazuo »

- Nie wierzę, że to robisz. - powiedział Solar plując na zadbane rabatki. - Sam nie wiem czemu się na to zgodziłem. Przecież ty nie wiesz nic o wykonywaniu takich zleceń!
Było wcześnie. Słońce dopiero wstawało, brzaskiem oświetlając niebo purpurą.
- Umiem walczyć. - odrzekł mu lekceważąco, przerywając grę na flecie. Zszedł z murku i wrzucił instrument do torby. Zaczął w niej grzebać, ręką próbując wymacać szukany przedmiot. W końcu znalazł i wyciągnął glewię. Magia zasyczała w powietrzu, jak za każdym razem, gdy wyciągał coś ze swojej bezdennej torby. Kazuo zdjął pochwę z ostrza, zakręcił bronią w powietrzu parę razy i efektownie wbił ją w ziemię, prezentując w całej okazałości. Glewia była długa, większa od niego. Drzewc czarny, wykonany z hebanu, wzmacniany metalowymi okuciami. Dolny jej czubek był wyposażony w metalowe zwężenie służące do atakowania przeciwników stojących z tyłu. Prosty, stalowy jelec uniemożliwiał ześliźnięcie się dłoni na ostrze. A trzeba przyznać, że głowica robiła wrażenie. Na oko czternasto calowa, obosieczna. Jej przednia część była gładka, ale ostra jak brzytwa. Delikatnie zakrzywiała się od jelca do czubka. Z drugiej strony zaś wyposażona była w ostro zakończone zęby służące do zadawania ran szarpanych. Całość w odpowiednich rękach stanowiła zabójcze narzędzie.

- W to nie wątpię, Uszaty, ale nie w tym rzecz. Idzie mi o to... cholera, nie masz doświadczenia w tym zawodzie. Tutaj nie wystarczy machać dzidą żeby dostać to, czego chcesz. Z resztą, wkrótce pełnia. - spojrzał na niego znacząco. Nie musiał nic więcej mówić, oboje wiedzieli o co chodzi. Nie spodobało się to panterołakowi, nie lubił, gdy ktoś o tym wspominał. - Będziemy musieli skupić się na zadaniu, a wiesz, że to bywa różnie w taką noc.

- Sugerujesz coś? - spytał nieco rozgniewany. Już chciał mu nawtykać, kiedy tylne drzwi karczmy rozchyliły się delikatnie. Stanęły w nich dwie młode dziewczyny. Kazuo skojarzył je obie. Jedną z nich była ruda kelnerka, drugą zaś - jedna z dziewczyn, które tak obserwował. Ich widok tutaj zadziwił go. Z początku pomyślał, że to pomyłka, ale one po prostu stanęły przy nich i przywitały się.

- Witam. - Jako pierwszy odezwał się Solar, dość sucho, profesjonalnie. Zdawał się nie zauważyć faktu, że jego partnerami w misji będą dwie, ledwo dojrzałe dziewczęta. Zmiennokształtnemu nie do końca się to spodobało, zamierzał poruszyć ten temat gdy tylko będzie miał chwilę osobności z przyjacielem. - Jestem Edward, ale mówcie mi Solar. A to mój wspólnik, Kazuo, ale mówcie mu Uszaty.

- Kazuo. Po imieniu wystarczy. - wtrącił trochę niegrzecznie, chowając kapelusz do torby. Jego uszy zatrzęsły się przez moment, co prawdopodobnie nie uszło uwadze jednej z dziewcząt, tej starszej. Patrzyła na niego, jakby widziała przed sobą ducha. Uśmiechnął się do niej, rozbawiony tą reakcją. - O co chodzi? Panterołaka nie widziałaś? Faktycznie mało nas się tu kręci w okolicy.

- Wiecie jakie mamy zadanie? - spytał mężczyzna z bandaną na głowie. Nie widząc żadnej reakcji, kontynuował. - Coś niedobrego dzieje się w tym mieście. Ludzie znikają bez wieści, i to coraz częściej. Chodzą pogłoski, że to sprawka magów, których ostatnimi czasy się widuje nocą. Siostry postanowiły coś z tym zrobić i wezwać odpowiednie osoby. Zapłaciły z góry. - Solar pociągnął nosem. - Niedaleko wioski chłopi zauważyli dziwny obiekt, wysoki, czarny obelisk. Nie wiemy ile w tym prawdy, ale jeśli to się faktycznie dzieje, to bardzo niepokojące. Rzekłbym, że bardzo. Musimy to zbadać.

***

Słońce niedawno wstało nad Dębową Osadą, a w karczmie zaczęła się już zabawa. Młodzi ludzie bawili się w rytm muzyki granej przez małą grupę trubadurów, ci starsi zaś preferowali faszerować się z rana gorzałą. Niektórzy po prostu siedzieli przy stołach, jedząc śniadanie. Stayer i Lenobia siedzieli w głównej sali. Przy ladzie stał karczmarz, czyścił szklanki. Panował spokój. Dzień jak codzień. Jeszcze nikt nie wiedział, co ma się za chwilę stać.

Drzwi gospody nagle się otworzyły. Stanął w nich zakapturzony, nienaturalnie wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu. Wszyscy go zauważyli. Towarzyszyła mu niemiła atmosfera, coś zaniepokoiło ich wszystkich. Muzyka ucichła. Nagle zrobiło się ciemno. Zza okien widać było tylko czarną, prześwitującą powłokę. Bariera siłowa otoczyła karczmę. Mężczyzna wyciągnął ręce do góry, szepcząc coś w dziwnym języku. Ziemia się zatrzęsła, powietrze zawirowało. Pośrodku karczmy pojawił się mały portal.

Zapanował chaos. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Wszyscy zaczęli uciekać, chować się, gdzie tylko się dało. Z portalu wybiegły cztery, przedziwne istoty. Przypominali z wyglądu ludzi, ale byli bardzo zniekształceni. Nie mieli skóry, widać było ich wszystkie mięśnie i kości. Nie krwawili. Ich ręce były bardziej rozbudowane, podobnie szczęki. Byli też o wiele niżsi, ale widocznie sprawniejsi i silniejsi. Biegali na czworaka, niczym małpy. Rozpierzchli się po całej tawernie, mordując na ślepo ludzi. Zaczęła się masakra. Jeden ghul skoczył za ladę, wtapiając szczękę w kark karczmarza. Drugi rzucił się na orkiestrę i ludzi w głównej sali. Goście, kotłujący się przy tylnym wyjściu, owczym pędem próbując uniknąć śmierci, zostali dosłownie rozszarpani na kawałki przez dwa pozostałe stworzenia nim zdążyli to zauważyć. Mag tak szybko jak się pojawił, zniknął.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

Sam nie wiedział, co go następnego dnia pokusiło do zabrania łuku do głównej sali. Myślał tak na prawdę nad opuszczeniem już karczmy, bo mimo wszystko - chociaż lubił wygodę, na dłuższą metę robiła się ona dla niego męcząca. Z samego rana, a nawet wcześniej, bo jeszcze jak było ciemno zapalił sobie świecę która chociaż odrobinę oświetlała mu pomieszczenie, pakowanie nie zajęło mu długo - strzały do kołczanu, parę rzeczy, bo mimo wszystko, większość przedmiotów miał gotową od samego początku do wyruszenia w drogę najszybciej jak się dało - o ile by była taka potrzeba. Pił sobie spokojnie jakiś napój który miał właściwości orzeźwiające. Widocznie w tejże okolicy mieli dzisiaj z jakiejś przyczyny dzień wolny - ponieważ od rana niemalże trwały tu jakieś zabawy. No nic. Zajmował swoje miejsce upatrzone już poprzedniego dnia w kącie sali, kiedy do pomieszczenia weszła jakaś nienaturalnie wysoka, zakapturzona i odziana na czarno postać, domyślił się, że będą kłopoty. No i jak na zawołanie, wszyscy w tej chwili ucichli, także muzyka grana przez trubadurów będących w kolejnym punkcie swojej wędrówki. Nawet zza okien widać było jakąś czarną jak noc prześwitującą powłokę. To chyba nie był odpowiedni moment, by przesiadywać w karczmie... A mógł ruszyć o świcie... No ale tego błędu już nie naprawi. Wiele nie myśląc, już w chwili kiedy pojawił się portal z którego zaczęły wychodzić dziwne stwory, uniósł łuk na który miał już nawet założoną cięciwę, prędko wyciągnął jedną strzałę z kołczanu i założył ją na cięciwę. Uniósł łuk i wypuścił strzałę, ale dosłownie w tej samej chwili - jak domniemał - czarodziej zniknął, a strzała wbiła się w drewnianą ścianę. Rozejrzał się, nie dziwne, że wybuchła panika, Ci biedni ludzie raczej nie mogli zrobić wiele w starciu z takimi stworzeniami, które na goły rzut oka były zwinniejsze i silniejsze. Kiedy jeden z nich rzucił się na karczmarza, wpadł mu do głowy idealny pomysł. Nie miał najmniejszej ochoty sprawdzać, czy może je normalnie zabić - chociaż istniało duże prawdopodobieństwo, że raczej tak. Ale nie znał się na magii - nie mógł wiedzieć. Z obrzydzeniem patrzył jak stwór wtopił szczękę w kark karczmarza. Po chwili krótkiego zastanowienia i obmyśleniu na prędko planu, wypuścił strzałę, która przebiła na bark jednego ze stworów - trafił w mięsień - i wbiła się jeszcze w ścianę, unieruchamiając jedną z rąk potwora. Druga strzała zrobiła tak samo z drugim z barków, więc przynajmniej na chwilę - potwór był unieruchomiony. Jeden z kolejnych potworów dziwnym trafem - zdecydował się rzucić na łucznika, który zauważył to - i na prawdę w ostatniej chwili - poczuł nawet "muśnięcie" na ramieniu, które jak domniemał, szarpnęło trochę jego płaszcza - zanurkował odrobinę w bok, lecąc koło ściany, dobrze, że stolik był tylko po jednej ze stron. Kiedy wstał, potwór już szykował się do kolejnego ataku. A nie, on już skoczył w stronę Stayera, który neiwiele myśląc, wiedząc, że w tej sytuacji na wiele mu się łuk nie przyda wyciągnął większy z dwóch noży i uniósł go tak, że stwór nadział się głową na broń. Zwalił się razem z nim na podłogę, a po chwili zrzucił z siebie ciało stwora i wstał szybko taksując zwrokiem pomieszczenie. Jeden ze stworów siał rzeź wśród kotłujących się u tylnego wyjścia wieśniaków, a ostatni - czwarty za cel obrał sobie Lenobię.
Awatar użytkownika
Lenobia
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lenobia »

Wysłuchawszy, tego co powiedziała Aiza, Lenobia doszła do wniosku, że to zwykła śmiertelniczka, z jakimi nie warto się zadawać, Odnotowala sobie w pamięci, aby dać jej do zrozumienia, że nie należy zadzierać z takimi jak ona. W momencie, gdy wstawała od stolika, aby udać się do swojego pokoju i zapaść objęcia Morfeusza, jej głowę przeszedł straszny ból. Chwyciła się kurczowo blatu stolika, co powstrzymało ją przed upadkiem. W jej głowie stopniowo zaczęły się kształtować obrazy, najpierw, wysokiego człowieka okrytego czarną peleryną, potem ujrzała kilka zmutowanych stworzeń, które wbijały zęby w gardło karczmarza.
Ból ustąpił tak nagle, jak się zjawił, pozostawiając po sobie tylko nieprzyjemne kołatanie w głowie. Na szczęście ludzie, którzy częściowo byli odurzeni alkoholem, bawili się w najlepsze dołączając się do muzyków, którzy wygrywali wesołe nuty i nikt nie zwrócił uwagi na Lenobię, na szczęście.
Ponieważ jej wizje zawsze się sprawdzały prędzej czy później, postanowiła nie rozstawać się ze swoimi nożami, które świetnie sprawdzały się w rzucaniu. Lenobia prawie nigdy nimi nie chybiała, a klucz do ich skuteczności tkwił w prostocie. Były pozbawione wszelkich ozdób, które przeszkadzały tylko w dobrym chwycie oraz kusiły złodziei. Zestaw ten zdobyła podczas jednej ze swoich wypraw. Rzadko miała go przy sobie, na szczęście dzisiaj akurat spoczywał przypięty do jej pasa. Udała się do swojego pokoju w karczmie, mimo, że wcale nie chciało jej się spać. Gdy otworzyła drzwi i jej wzrok padł na łózko, postanowiła mimo wszystko się położyć. Pokój był urządzony w dość prosty sposób, jednak to i tak był luksus dla Lenobii. Po obu stronach drzwi zawieszono woskowe świece, które stanowiły główne oświetlenie. Zaraz na lewo od wejścia stal mały stolik z krzesłem. Na prawej ścianie natomiast znajdowała się mala komoda, o prostej budowie oraz bardzo malej pojemności. Na wprost niej stało łózko o prostej budowie, na którym znajdowało się białe prześcieradło poplamione w kilku miejscach. Obok niego stała mala etażerka, na której znajdowała się jeszcze jedna świeca. Czarownica zaraz po wejściu zgasiła wiszące świece, po czym położyła się na łóżku próbując zasnąć. Nie spala dobrze tej nocy. Coś wciąż nie dawało jej spokoju. To miejsce milo jakąś dziwną atmosferę, kontrastującą zupełnie z tutejszą ludnością.

Kończyła właśnie jeść śniadanie, gdy stało się dokładnie to co wczoraj ujrzała. Byla na to przygotowana, ,dlatego czym prędzej wyjęła jeden z noży. Już miała nim rzucić, gdy ten sam potwór został przygwożdżony do ściany przez łucznika, któremu nie mogla się przyjrzeć, ponieważ twarz miał schowaną cieniu kaptura. Taaki sama los spotkał kolejne ta monstra. Ostatnie z nich, zdążyło tylko skierować swoją twarz w stronę Lenobii, po czym zostało przeszyte jednym z jej noży.
Awatar użytkownika
Kazuo
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kazuo »

Gdy wyszli przez prowizoryczną, drewnianą bramę, a raczej po prostu łuk pomiędzy dwoma pasmami wysokiej palisady, słońce już wzeszło. Białe promienie raziły ich po oczach. Starali się nie zwracać niczyjej uwagi, omijając główne uliczki, tak jak nakazał Solar. Był z nich wszystkich najbardziej doświadczony, do tego jego przywódczy charakter sprawiał, że nikt nie kwestionował jego poleceń. Szedł przodem. Tuż za nim podążał Kazuo, piekląc się nad czymś i gestykulując nadekspresyjnie. W odległości uniemożliwiającej im podsłuchiwanie rozmowy, szły Aiza i Mała Mi. Nie były w stanie wyłapać tematu rozmów dwóch mężczyzn, jednak tembr głosu zmiennokształtnego nie pozostawiał wątpliwości, że na coś narzekał. Rzucał na nie do czasu do czasu badawcze, szybkie spojrzenia, jakby sprawdzając, czy dalej za nimi idą. Był zawiedziony tym, że towarzyszą im dwie młode dziewczęta. Co prawda jedna z nich miała potężny młot na plecach, ale nie wyglądała na taką, która mogłaby go unieść. Nie mówiąc nic o tej drugiej, rudej. Kazuo nie zauważył przy niej żadnej broni, a jej infantylne zachowanie i dość filigranowa postura nie pozwalały mu odpędzić się od scenariusza, w którym ruda bierze nogi za pas przy pierwszej okazji. Westchnął.

- Po co nam one? - Zaczął po raz kolejny. Solar miał go już dość, ale nie dawał po sobie znać. - Ale teraz poważnie, spójrz na nie! To są dziewczyny! I to młode, małe, niedoświadczone. Już widzę ich w walce, akurat. Mam nadzieję, że będzie gdzie się ukryć na miejscu.

- Przypominam, że mój zleceniodawca im zaufał i wybrał je do naszej misji. - rzekł spokojnie. - Czego nie można powiedzieć o tobie. - Spojrzał na panterołaka z ukosa. Jego naburmuszona mina rozbawiła go.

- Tylko jednej z nich. W liście była mowa o jednym partnerze, nie o dwóch. - Ciągnął temat, nie chcąc przyznać się do porażki.

- Najwidoczniej Siostry pozwoliły na przyjście na bal z osobą towarzyszącą. Kazuo - Cmoknął z niesmakiem. - naprawdę aż tak ci to przeszkadza? Sądzę, że nie powinieneś sobie tym teraz zaprzątać głowy i skupić się na zadaniu. Jeśli coś ci nie pasuje, zawsze możesz wrócić do Dębowej Osady.

Panterołak nie odezwał się już, dał za wygraną. Znów spojrzał na Aizę. Ich spojrzenia się skrzyżowały, więc szybko odwrócił głowę. Przeklął, nie chciał, żeby wiedziała, że to o nich rozmawiają. Chwycił glewię mocniej i ruszył odrobinę do przodu, wyprzedzając przyjaciela.

Wkrótce dotarli na szczyt płaskowyżu, który rozpościerał się przed wschodnim wyjściem z miasteczka. W tym miejscu droga rozwidlała się na północ i południowy-wschód. Prosto na wschód wyżyna kończyła się nagłym urwiskiem. Na dole rósł gęsty, dębowy las. Według instrukcji, obelisk powinien znajdować się na jednej z polan. I faktycznie, widzieli dziwny, czarny obiekt, wystający czubkiem ponad drzewa. Właściwie, pierwszy dostrzegł go Kazuo, informując o znalezisku resztę towarzyszy.

- No, to idziemy. - nakazał Solar. - Trzymajmy się blisko siebie, w lesie łatwo można się zgubić. Jeśli do tego wplątane są mroczne siły, powinniśmy uważać szczególnie. Pamiętajcie. - Odwrócił się w ich stronę, pouczająco machając palcem. - Pod żadnym pozorem nie działajcie na własną rękę. Jesteśmy grupą, czy nam się to podoba czy nie. - Ukradkiem spojrzał na Kazuo. Ten z kamienną twarzą patrzył w przestrzeń. - I jeszcze jedno. Jeśli poczujecie się dziwnie, coś wam się stanie albo coś zauważycie, od razu informujcie o tym resztę. Wszelkie informacje są ważne. No, to skoro jesteście gotowi, ruszamy. Za mną!

Zeszli traktem w dół płaskowyżu, gdzie już wyrastały pojedyncze drzewa. Solar, chcąc nieco przełamać lody, zaczął:

- W takich akcjach bardzo ważne - poza zaufaniem - jest znanie swojego sojusznika, jego umiejętności i reakcji. Może opowiecie nam o sobie, drogie panie? Ja zacznę. Jestem Solar, Sprzątacz, ale to już wiecie. Walczę od małego, odkąd jestem pełnoletni. Zawsze chciałem nauczyć się fechtunku, ale w końcu przerzuciłem się na dualne noże. Są zwinniejsze, prostsze do ukrycia i opanowania. Z magią nie mam nic wspólnego, za to potrafię strzelać z łuku, tropić, rozbrajać i stawiać pułapki. Znam się też trochę na truciznach i opatrywaniu ran. Jestem, nieskromnie mówiąc, bardzo rozsądny, wyuczony analitycznego myślenia, mam już doświadczenie w dowodzeniu. Uważam się też za miłego i pogodnego człowieka, ale lepiej mnie nie denerwować, Kazuo mi świadkiem, ha, ha! - Uśmiechnął się szeroko. - Moim celem życiowym jest dobrze wykonywać swoją robotę, a później dobrze się najeść. Zakładanie rodziny, to nie dla mnie. No, to chyba na tyle, a wy? Może ty coś powiesz, Uszaty?

- Skoro nalegasz. - odrzekł niechętnie. - Jestem Kazuo, panterołak. Walki włócznią uczyłem się gdy was jeszcze nie było na świecie, a Solar strugał kijki w polu. Choć na to nie wyglądam, jestem od niego starszy. Co tu mówić, magią nie władam, umiem polować i wiem jak przetrwać w puszczy. Jaki jestem, każdy sobie dopowie. A moim celem jest... sam nie wiem co jest moim celem. - skłamał wymijająco. - Lubię podróżować i grać na flecie, z czego się utrzymuję, więcej mi od życia nie potrzeba. No. - Zakończył, rozkładając delikatnie ręce i krzywo się uśmiechając.

***

Choć trzy ghule zostały celnie trafione i wydawałoby się pozbawione życia przez Stayera, zdążyły dokonać makabrycznej rzezi. Wszędzie walały się martwe ciała, po kątach wili się ludzie z pourywanymi kończynami. Lśniąca, wypolerowana dębowa posadzka była teraz zbroczona śliską, gęstą krwią. Ostatni ze stworzeń, który rzucił się na Lenobie, przeszyła nożem od nosa, przez gardziel aż po mostek. Z ogromnej rany wybebeszyły się ohydne wnętrzności. Czarodziejce zrobiło się niedobrze, choć była szczęśliwa, że uszła z tego cało. Rozejrzała się. Od razu napotkała wzrokiem Stayera, który był jedyną stojącą o własnych siłach osobą. Dookoła, istna rzeźnia. Podeszli bliżej siebie, obawiając się kolejnego ataku. Nagle usłyszeli kobiecy pisk, gdzieś na pietrze. Zauważyli też, że jednego ghula brakuje. Bez zwłoki pobiegli po schodach na górę. Tam, na końcu korytarza, zastali wyważone drzwi. Krzyki były coraz głośniejsze. Gdy wbiegli do pokoju, zobaczyli, jak kulejący ghul wgryza się w martwą już kobietę. W rogu stała zaś druga z nich, kuląc się jak najbliżej ściany, płacząc i lamentując. Zdawała się odchodzić od zmysłów. Ghul zauważył wchodzących. Zwrócił ku nim cuchnący zgnilizną pysk. Wyglądał jak wyjęty z najstraszniejszego koszmaru. Oczy miał pozbawione tęczówek, źrenic i powiek. Przednie ramiona miał wyposażone w długie jak sztylety szpony, zaś nogi były muskularne i ugięte, gotowe w każdej chwili skoczyć. Plecy miał zgięte w nienaturalnej pozie, na której rysował się kręgosłup. Spomiędzy przerośniętej szczęki pozbawionej policzków z ostrymi jak brzytwa zębiskami, wylatywał czarny, długi ozor. W jednej chwili potwór wrzasnął metalicznym, nienaturalnym dźwiękiem i rzucił się na nowo przybyłych. Zdrową ręką trafił czarodziejkę w bok, przewalając ją na ziemię. Chwilę potem zajął się Stayerem, obalając go na plecy. Okraczył go i rozdziawił szczęki. Chciał wgryźć mu się z szyję, lecz łucznik z całej siły go odpychał. Nie był w stanie nic zrobić, wiedział, że jeśli nie pomoże mu Lenobia, umrze w przeciągu chwili.

***

Tymczasem grupa do zadań specjalnych zbliżała się do mrocznego monumentu. Zatrzymali się nieopodal zwalonego drzewa. Wszyscy w czwórkę przykucnęli i obserwowali wysoki, strzelisty kształt monolitu. Otaczała go ciemna aura tak intensywna, że materializowała się w postaci obłoku i fioletowej poświaty. Na słupie wyryte były dziwne znaki, niestety żaden z nich nie potrafił go przeczytać. Już mieli podejść bliżej, kiedy nagle, nie wiadomo skąd, z lasu wyszły trzy zakapturzone postaci. Były wysokie na dwa i pół metra, ubrane w długie, czarne płaszcze. Dłonie mieli chude i żylaste, a na twarzach - białe maski. Otoczyli posąg i rozkładając ręce zaczęli coś inkantować. Magia rozbłysła się na jego czubku.
Awatar użytkownika
Aiza
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Aiza »

- Ci, to kto? – mruknęła pod nosem Aiza, kiedy razem szły z tyłu za mężczyznami.
- Panowie profesjonaliści. – odpowiedziała Mała Mi szeptem.
- Tacy z nich panowie, jak z nas damy. Po co nam oni?
- Po coś, w przeciwieństwie do ciebie.
- Co!? – zirytowana podniosła głos.
- Oni znają się na fachu, a ty lubisz przygody.
- Idziemy na wojnę czy zobaczyć wielki kamień.
- Wynajęłam ich, bo trzeba się pozbyć czarnego obelisku Lelliliecha. – Mała Mi pokazała schowany w torbie duży pakunek owinięty w papier. – Nawet wiem jak.
- Pchamy się na jakiegoś maga?
- Na wampira nekromantę, co kupił sobie niedaleko posiadłość.
- Czekaj. – Aiza zatrzymała Mi kładąc dłoń na jej ramieniu. – Chcesz się pchać do trumny? Życie ci nie miłe?
- To przez niego dzieje się całe zło w mieście.
- Chcesz zgrywać bohaterkę?
- Tak samo, jak ty.
Nie było potrzeby nic więcej wyjaśniać, doskonale siebie rozumiały.
- Jak myślisz, o czym rozmawiają? – spytała Mała Mi, kiedy droga się zaczęła powoli dłużyć.
- Pewnie o jakiś babach. – Machnęła dłonią.
- Panowie profesjonaliści, i na misji gadają o babach? Nie, oni rozmawiają o zleceniu.
- To faceci, zawsze gadają o babach, alkoholu i ściętych głowach.
- Ta...? A, skąd możesz to wiedzieć?
- Bo każdy facet jest jak cep... – W tym momencie Aiza złapała spojrzenie jednego z nich. – Na krasnoludzki skarbiec, gadają o nas...
- O tobie, po co? Ja jestem ładniejsza...

- Zero finezji… - Zaczęła Aiza, kiedy towarzysze skończyli się prezentować.
- No właśnie. – Wyszczerzyła ząbki Mi,
- Wszystko wygadać na pierwszej randce. – Na twarzy Aizy pojawił się uśmiech, nim założyła dłonie na biodrach.
- Zupełnie tak jak ty. – Mi wybuchła złośliwymi chichotem.
- To ty zaczynasz, cwaniaro. – W głosie poszukiwaczki dało się wychwycić skrywaną urazę.

- Ja jestem Miriam va Hridroch, przez długi czas pracowałam w cyrku. Akrobatyka i połykanie płomieni to dla mnie sama przyjemność. Wolę walczyć pochodniami i miotać petardami własnej produkcji siejąc zamieszanie. Gdzie ja, tam dym i zniszczenie. – zachichotała złowieszczo. – Słyszeliście o podpalaczu z miasta Hybs? Tam testowałam eksplodujące bełty. Jestem mała, niska i bezbronna, idealnie się skradam i wspinam, wcisnę się w każde miejsce, a jak masz dość siły, to można mną rzucać. Uwielbiam to, co robię, mam płomienną pasję. – Błysnęło w jej oczach zapałem.

Kiedy Mi skończyła się prezentować i zaczęła się kolej Aizy, jednak nastała cisza. Córka stolarza Wolfanga, dama dworu w posiadłości wuja, spadkobierczyni dwóch majątków, z których żaden się jej nie trafił, kurtyzana i najemniczka zarabiająca w niegodziwy sposób. Złodziej i kanciarz w spódnicy, zabójczyni biorąca zlecenia na łatwe płotki. Aktorka z samozwańczego koła teatralnego. Nie mogła się nawet pochwalić nauczycielem walki, bo był to jakiś półgłówek, więc doświadczenie przyszło wraz z licznymi cięgami. Jedyną pozytywną nazwą, jaka przyszła jej do głowy był ''Magiczny rzemieślnik - kreomag''. O swojej nieludzkiej mocy nie zamierzała się chwalić.
- Zwyczajnie działam sama, nigdy nie mam planu, bo zawsze bierze on w łeb, więc zawsze improwizuję. Młot na moich plecach nie jest ozdobą, a kusza jest moim ukochanym dzieckiem. Wolę opancerzonych i powolnych przeciwników. Jestem dobra w ubijaniu niedźwiedzi, rycerzy i konnej jazdy. Mówcie mi Aiza lub Vii.

- Co to? – spytała powoli zdziwiona Miriam, kiedy jej oczy ujrzały dziwne monstra.
- Pewnie tresowane upiory – stwierdziła Aiza.- Mnie zastanawia czy starczy materiału na ten kamień.
- Upiory?
- Chyba. Dostaniesz płaszcz niewidzialności, przekradniesz się, postawisz paczuszkę, ja w nią trafię zapalającym grotem. Za piętnaście minut będziemy z powrotem w karczmie i będziemy opijać wykonanie zadania i niepotrzebne wydane pieniądze na jakichś najemników. – Aiza cwanie uniosła brwi i kąciki ust.
- Dlaczego ja mam iść? – spytała Ruda, a jej lica zaczęły bladnąć.
- Bo to jest najlepszy pomysł.
- Jak się nie uda?
- Będziemy walczyć. Nie zostawię cię.
- Ja i ty, mamy zaklętą broń, która może zadziała, a oni? – zadała pytanie Mała Mi, po czym Kazuo i Solar poczuli na sobie niewieście spojrzenia dziewcząt.

Nie było potrzeby tłumaczyć, wiadomo było, że dużym ryzykiem niewiele zdziałają i należy wrócić, by obmyślić i przygotować sprawniejszy plan. Aiza na to głęboko westchnęła, z chęcią rozwiązałaby problem już i teraz.
Ostatnio edytowane przez Aiza 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Lenobia
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lenobia »

W momencie, gdy poczuła jak to obrzydliwe stworzenie odepchnęło ją w bok, pożałowała, że zmarnowała cenne sekundy swojej bolesnej, aczkolwiek przydatnej wizji. Mogła najpierw policzyć ghule, a potem przypatrywać się niezwykle barwnemu widowisku, które polegało na rozszarpywaniu gardła karczmarza przez jedną z tych bestii.
Gdy tylko zorientowała się, że jeszcze jedno z tych stworzeń wciąż żyje, pobiegła za nim. Na ten sam pomysł wpadł łucznik, który uśmiercił jego pobratymców. Nie marnując ani sekundy wpadli za potworem do jednego z pokoi. Zostali tam bardzo niemiły widok. To obrzydliwe stworzenie wgryzało się w szyję biednej kobiety, po której spływały strużki karmazynowej krwi. Nie zdążyła wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Ghul odwrócił się w stronę łucznika, którego wybrał sobie na następną ofiarę.
W ciągu zaledwie kilku sekund, podczas których nie zdążyłaby nawet wyciągnąć noża, wpadła na jedyne rozwiązanie, które nie zakończyło by się śmiercią jegomościa.
Najszybciej jak mogła oczyściła swój umysł ze wszelkich myśli, po czym przywołała w nim tylko jedno uczucie- paniczny, wręcz paraliżujący strach. Skutki były natychmiastowe. Bestia zastygła w miejscu, niestety odczuł je również łucznik, którego ciało również zastygło w miejscu. Lenobia uzyskała tym sposobem cenne sekundy, z których nie zmarnowała ani jednej, mając świadomość że nie uda jej się w nieskonczoność przeciągać zaklęcia. Wyciągnęła zza pasa jeden ze swoich sztyletów, po czym płynnym ruchem wbiła go między żebra maszkary. Jej ciało opadło bezwładnie na lucznika, który jeszcze nie otrząsnął się ze skutków zaklęcia. Jego zielony strój był teraz poplamiony dzwnym, czarnym płynem-najprawdopodobniej krwią ghula.
Ona również odczuwała nieprzyjemny ból w głowie, będący skutkiem rzucenia takiego zaklęcia. Oparła się plecami o ścianę, po czym jeszcze raz spojrzała na jegomościa, który zdążył już wstać.
-Lenobia-powiedziała, uprzedzając pytanie, które chciał zadać.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Andurii”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości