Post miesiąca: Marzec (2017)Post miesiąca - Namir

Zablokowany
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post miesiąca - Namir

Post autor: Callisto »

Autor: Namir
Data: 16.03.2017
Link: http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=21&p=73491#p73491
Treść:

         Miejsce, które można posądzić o powstanie wielu magicznych istot, a nawet samych wiedźm. Wysokie głowy jeleni pochylają się tutaj niemalże w pokłonie by móc zasmakować klarownej cieczy. Niedźwiedzie niby to w zabawie, ale i też w grozie łowią łapami błyszczące ryby, kilka drzew wokół obgryzione są stale od ostrych zębów pozornie łagodnych bobrów, ale chwilę wypoczynku zazna tutaj niejedno stworzenie. Czy masz nogi, czy kopyta, czy też łapy, możesz nawet posiadać skrzydła – tutaj nie ma to znaczenia. Każdy lgnie do tego majestatycznego szumu Wodospadu Snów. Ukoi ono bowiem najbardziej zszargane nerwy, stanie się ostoją w głębokim morzu codzienności. Powiadają, że kryję się w tutejszych jaskiniach biały smok i być może to z jego przyczyny wszystko wydaje się tutaj wyjątkowe, lecz wiedz drogi towarzyszu, że nic nie jest tak doskonałym balsamem dla twej duszy, jak czysta natura sama w sobie.
        To nie pył, ale bryza łagodzi zmęczoną skórę twarzy. To nie instrumenty lecz śpiew ptaków zaprowadzi cię do krainy wyobraźni. Jest ich tu tak wiele, że aż gałęzie uginają się pod ich zgromadzony, lecz niewielkim ciężarem, a mimo to wciąż skryte są w gęstwinie liści. One także mają znaczenie, gdy cienkimi i zielonymi błonkami przepuszczają tylko część światła. Oblepiają ciało cieniami i promieniami kapryśnie bujając się pod naporem delikatnego wiatru. Wszystko wydaje się być tu płynne oraz jednolite, harmonijne, stworzone od początku do końca, z zamysłem najwyśmienitszego artysty. W swym jednakże krajobrazie pełnym planów wszystko przygotowane jest dla wszelakich ewentualności, skłonne do zmiany by ponownie zatonąć w idealności.
         W tym miejscu znalazło się odrobinę przestrzeni także dla pewnego lisa, a i też trochę dla… człowieka. Dla postaci trochę niezgodnej z ogólnymi regułami, szczerze nie wiedzącej osobiście czy też faktycznie był wpierw zwierzęciem czy też humanoidem. Nie roztrwaniając się nad takowymi filozofiami stanął przy wodospadzie z niemałą nerwowością, zupełnie jakby trafił do znakomitego królestwa. Wszyscy mieszkańcy lasu rozbiegli się po okolicy, kryjąc się to w krzakach bądź uciekając z nadzieją, że jutro będzie panował tu perfekcyjny spokój bez zbędnych gości. On wcale im się nie dziwił. Pachniał ludzkim potem jakiegoś dawno zapomnianego mu gościa z miasta, ale nawet stojąc na dwóch ludzkich nogach trwonił w sobie instynkt lisa. Wolał pozostać wciąż anonimowy dla swoich braci nie chcąc wprowadzić zbędnego kłopotu. Polowania na zwierzęta, ale także na zmiennokształtnych bez względu na erę były wciąż w modzie, a póki oszukiwał świat mógł spać spokojnie wiedząc, że i zarazem chroni tak liczną rodzinę. Mimo kilku wewnętrznych wątpliwości ze strony fauny to pachniał człowiekiem, co oznaczać mogło zagrożenie.
         Po kilku minutach trwania w pokorze w końcu się rozluźnił. Kciuki zahaczył o ramiączka małego plecaka. Na pierwszy rzut oka nikt nie posądziłby go o podróż, ale tak faktycznie było. Pod koszulą w bardziej czerwoną, niżeli białą kratę, skrywał się luźny, krótki rękaw, na którym to spoczywały skrzyżowane pasy ze sztyletami. Nieidealnie ciasne, ale i też zdecydowanie nie niewyobrażalnie luźne spodnie kończyły się butami z wysoką cholewą sięgającą aż do łydki. Na jego biodrach wisiały kolejne sztuki ostrzy umocowane następnymi pasami, podobnie na udach i kilka błyskotek chowało się w butach, ale wszystko przykrywała absurdalna codzienność. Lisołak wcale nie szykował się na wielkie bitwy, a na zwykłe przejście z miasta do miasta. Przymknął więc oczy i wtopił zmysły w dźwięki natury. Szczególnie, że skłonna do rozmowy z nim była woda.
         - Rimba essë, requart mel! Vanya ona – rozległ się śpiewny głos po okolicy, który wyrwał mężczyznę z niemalże medytacji. Elfka szybko to dostrzegła, ale nie wstrzymywała kroku. Szła bardzo pewnie bujając przy tym artystycznie biodrami i stawiając stopy niemalże tuż przed sobą. Przystanęła jednakże gwałtownie i straciła dech w piersiach, co wzmocniła gestem przysłonienia dłońmi pełnych, ale za to bardzo jasnych ust. – Na wszystkie modły zamieszczone pod reżyserią Gatro va Relta! Co się stało z twoją twarzą?!
         Verka, jakby na chwilę zapomniał o zmianie swojego wyglądu. Lampka szybko zapaliła mu się w głowie, już był tak przyzwyczajony do blizny na swojej twarzy, że często o niej zapominał. Jeden kącik jego ust uniósł się prezentując nieco przebiegły, ale sympatyczny uśmiech. Zmiennokształtny nie znał, co prawda teatru tak doskonale, jak spotkana przez niego towarzyszka, ale to właśnie z jej krupą dał się namówić na obejrzenie sztuki. Wszystko pod reżyserią wymienionego Gatro va Relta, który zafundował całej grupie trzy godziny twardego snu. Oni nie rozumieli przesłania tego przedstawienia, bo główny bohater wiecznie się modlił. Wiedząc więc, że elfka powołuje się na ów sztukę, lisołak stwierdził, że musiała się naprawdę zdziwić!
         - Filipie Roc Fui – odpadł rozkładając ramiona w geście zaproszenia. Filipie stała osłupiała, ale gdy tylko wyłapała otwartość Verki ponownie ruszyła przyspieszonym krokiem - To tylko oznacza, że długo się nie widzieliśmy – dokończył elfickim, a ona przywitała go całusami w powietrzu, chociaż policzki dwójki dotknęły się.
         - Teraz mógłbyś grać Korke albo Gigrateusa! Z taką twarzą! Niby zaleta, a zarazem wada… Już nie jesteś taki vanya tylko samo rimba essë! – Stwierdziła rozpraszając gęste włosy na boki i poruszając nerwowo głową próbując przypomnieć sobie każdego możliwego bohatera z widzianej sztuki o brzydkiej twarzy.
         - Prawię cię zrozumiałem. Gdybyś nie użyła ojczystego języka to bym cię w ogóle nie zrozumiał. Ważne abyś ty na wieki pozostała vanya. Powiedz mi, jak się tu znaleźliście i gdzie twoja krupa?
         Filipie z oczywistością przyjęła komplement machając tylko dłonią powietrzu i przewracając oczami, niby to z obojętnością. Uśmiechnęła się jedną z tych kilku wyuczonych min, ale lisołakowi ani trochę to nie przeszkadzało. Znał aktorkę już długi czas, mimo swojej dziwnej i artystycznej duszy była zwyczajna. Tylko żargon miała teatralny, a dogadać się z nią było momentami naprawdę trudno, szczególnie gdy ktoś nie znał elfickiego. Filipie jest postacią bardzo znaną i sławną, ale aby to wiedzieć należałoby choć trochę interesować się polityką, sztuką lub celebrytami. Namir hobbistycznie nie zajmuję się żadną tematyką tego typu, chociaż z polityką ma tyle wspólnego, co knucie i planowanie na ewentualne zlecenie. Poznał więc Filipie w odpowiednim miejscu i czasie, gdy przeżywała wewnętrzny kryzys. Trudno odnaleźć odrobinę prywatności, gdy każdy cię zna i jest w stanie o tobie powiedzieć wszystkim ciekawskim, a Verka nie miał zielonego pojęcia kogo napotyka. Na całe szczęście łyknął wówczas już język elfów więc wstawki artystki nie były dla niego aż tak dużą przeszkodą. Mówiła z paskudnym akcentem i tak naprawdę nie potrafiła śpiewać, lecz swoim charakterem oraz umiejętnym rozgłosem zawładnęła sercami milionów. Nie wszak bowiem jej nie kochać, w każdym dojrzy odrobinę artysty. Nieznajomych oblepia gamą komplementów, a tych co zna bardziej zalewa potokiem mało zrozumiałych porównań, ale żadne zdanie elfki nie jest przedstawione w złym świetle. Każdego chwali, podziwia, wynajduje wyjątkowe cechy, chociaż oczywiście znajdą się rodzynki, z którymi ma na pieńku. Wówczas ton kobiety zmienia się powołując to jakieś straszne postacie z danych sztuk. Chyba najszerzej zabłysnęła faktem, że mimo kiepskiej wspólnej mowy potrafi zapamiętać całą sztukę i własne kwestie w ciągu jednej nocy nie patrząc na to jakim językiem ma się posłużyć. Oczywiście wcześniej rozdaje scenariusze swoim grubo zaufanym tłumaczom by wiedzieć na co się godzi, a później nauka jej polega wyłącznie na słuchu. W przypadku tejże aktorki nawet wiek niknie na znaczeniu. Gwiazda utrzymująca się… setki lat na scenie to naprawdę rzadkość. Elfka była już wyraźnie starsza, o czym świadczyły kurze łapki tuż przy oku oraz nieznaczne zmarszczki przy ustach, a jednak wciąż piękna, filigranowa, urodziwa… Artystka z krwi i kości.
         - Wpierw proszę weź to wiaderko i przenieś mnie wodę do wozu! – Powiedziała wciskają ów przedmiot w ręce lisołaka i otrzepując dłonie o sukienkę. – Proszę.

         Oboje kierowali się do części okolicy wodospadu, gdzie królowały gęściej obsadzone drzewa. Dopiero wchodząc w towarzystwo leśnych łun dostrzegł niebywale kolorowy, ale niewielki wóz. Od razu wiedział, że trafił do rąk Efle Marto, podróżniczej grupy aktorów, gdzie jedynym stałym członkiem była Filipie. A jednak lisołak dostrzegł jeszcze dwie znajome twarze stojących elfów średniego wzrostu o ciemnych włosach i oczach.
         - Widzę, że jedyne co się u was zmieniło to wóz – zagaił na nowo starając się ominąć stosunkowo wysoki krzak paproci. – Mieścicie się?
         - Och, mój drogi! Duilesgar Zortwilkan jest znakomitym aktorem, ale potrafi dłużej posiedzieć przy sprawach technicznych niż na scenie! Stąd ten wóz, zaś Japker Quinnlikasio posiada duszę łagodniejszą od samego kociątka, moje konie teraz potrafią przejść o wiele dalsze trasy! Skład więc tak na prawdę mamy wciąż taki sam od tylu lat… Niech to! Na wszystkie kolory hiacyntów! Chyba za bardzo już się do nich przyzwyczaiłam.
         Filipie wzdychała niczym rozpieszczona księżniczka widząc, że reszta członków krupy dostrzegła ich i powitała uniesieniem ręki oraz łagodnymi, elficki a przez to i pięknymi uśmiechami. Namirowi dane było spotkać zamienników pozostałych dwóch miejsc, ale o dziwo zawsze wracał Duilesgar oraz najmłodszy pod względem stażu, jak i grupy Japker.
         Aktorka nigdy nie zachowywała się tak, jakby zeszła kiedykolwiek ze sceny. Nawet wymijając nisko ustawione gałęzie odnosiło się wrażenie, że prezentuje się przed całym tłumem widzów. Sukienkę miała łagodną. Góra na niemiłosiernie cienkich ramiączkach była satynowa, a że Matka Natura nie obdarowała jej wybitnie wielkim biustem również nie była skłonna nosić czegokolwiek pod spodem. Ze zwężenie w talii przeszytego złotą nicią wylewały się jedwabne pasma spódnicy. Gdy Filipie stała wyglądała jakoby założyła na siebie najzwyczajniejszą w świecie sukienkę, która pod naporem cieni mieni się nieznaczną zielenią, ale specjalne rozcięcia powodowały, że każdy krok bezlitośnie odsłaniał długie nogi elfki. Verka już dawno przestał na to zwracać uwagę przyzwyczajony do sceniczności swojej znajomej. W jego oczach była po prostu elfką i teoretycznie Filipie powinna czuć się z tego powodu urażona, a jednak pozostawała bardzo swobodna, była wręcz szczęśliwa z tego powodu.
         Kobieta oczywiście chciała zalśnić w oczach lisołaka. Przyzwyczajeni do takiego stanu rzeczy Japker i Duilesgar nie przeszkadzali jej w wywodach na temat niesamowitego nabytku jakim był wóz. Prezentowała (bardzo niezdarnie, ale wciąż z wielkim zapałem!) wymyślności nowego transportu pokazując, że coś się składa a inne rozkłada by było miejsce na trzecie. „Dom na kółkach” - te słowa wręcz perfekcyjnie odzwierciedlały ten widok, szczególnie, że większość miejsca w samym środku wozu zajmowała suknia. Nie była ona byle jaka! Filipie bawiła się odrobinę w kreomagowanie i przenosiła więc zdolności także na swój zawód. Dowodem na to była ta oto niedokończona jeszcze kreacja. Suknia z pajęczych sieci. Z wielkim zapałem opowiadała Verce o tym, jak trudno jest znaleźć odpowiednią pajęczynę do ubioru. Najlepsza była bowiem ta z lasu, tknięta jedynie przez wodę oraz wiatr, a nie przez kurz domostwa. Zmiennokształtnego zamurowało na widok tworzonego dzieła i chociaż Filipie poczuła wielki komplement z tego powodu to szybko przykryła suknię płachtą rozdzielającą wnętrze wozu, tak by nikt nawet się nie domyślił, że coś może kryć się za ścianką.
         - Nie gap się tak długo, bo za chwilę jeszcze ją przymierzysz! – Powiedziała wyganiając lisołaka na zewnątrz. Sama zaś sięgnęła po lutnię prosząc go o nastrojenie instrumentu oraz chwyciła małe rozkładane krzesło, którego siedzisko stanowiła wyłącznie dobrze dobita skóra. W zasięgu elfiej dłoni znalazła się również zielona butelka, gdzie w środku unosił się kwiat lotosu.
         Wszyscy usiedli w kręgu. Filipie stołeczek wyciągnęła dla Verki, bo sama zawsze siadywała na gołej ziemi. Duilesgar przytoczył się jakiś kawałek pnia, zaś Japker przygarnął kilka skrawków materiału, jako prowizoryczny koc. Wówczas rozpoczęły się te długie rozmowy bez umiaru dotyczące dosłownie wszystkiego, co możliwe. Aktorka pochwaliła się nabytkiem z Trytonii, jakim było ów wino z zawartością kwiatka w środku. To nie był czas by upijać się do nieprzytomności, ale dla smaku oraz błysku była w stanie zrobić wszystko. Śmiało zdradziła, że właśnie kierują się do Meanos, gdzie ma miejsce bankowe, a w nim zaś różnorodne brylanty i kosztowności, które chce doszyć do kreacji. Można by pomyśleć, że zbytnio się spoufala, zdradza zbyt cenne informacje, ale… Verce ufała od początku. Poza tym wychodziła z założenia, że chyba każdy wie o jej bogactwie. W rozmowach pojawiło się mnóstwo dogryzek, żartów i prześmiewczych opowieści. Sama Filipie często żartowała z własnej umiejętności cytowania tekstów z poszczególnych sztuk, akcentu czy nawet brakach w wspólnej mowie. Namir z wdzięczności zdradził własne kompromitujące sytuacje. Filipie nie mogła zdecydować się na odpowiednie dźwięki lutni wciąż to prosząc o naciągnięcie bądź rozluźnienie struny. Nastało więc kilka chwil poważnych rozmów i śmiania się do rozpuku, ale po którejś godzinie paplaniny momentalnie wszystkich dopadło zmęczenie. Nie takie, które położyłoby ich do łóżka, ale te przywołujące kilka minut ciszy.
         Lisołak oparł głowę o ściankę powozu delikatnie przechylając sylwetkę w tył i unosząc przednie nóżki krzesła. Spoglądał na falujące w powietrzu kolorowe skrawki szali. Rzucały one wielobarwny blask na całe towarzystwo i wydawały dźwięki zrywów. W tle zaś uderzały o siebie wywieszone na sznurku garnki oraz pachniały świeżo wyprane ubrania. Namir uparcie wpatrywał się w słońce próbując wyobrazić sobie, jak bardzo jest to skontrastowany obraz do rzeczywistości, bowiem wóz ciągany przez konie musiał naprawdę klekotać i ledwie się trzymać. Japker wstał i przeszedł się kawałek dalej w stronę zwierząt by je wyczesać, ale nie udało mu się przerwać milczenia. Trwali w błogim stanie słonecznego dnia odrzucając na moment wszystkie problemy i rozterki.
         - Zagraj mi coś – poprosiła Filipie wspierając głowę na piąstkach.
         Verka dźwignął głowę by spojrzeć na artystkę. Wykrzywił usta nie pochlebiając tego pomysłu, ale ona od razu odpowiedziała mu wyostrzonym wzrokiem.
         - Nastrój instrument nie do mej sztuki, lecz do swojej piosenki. Tak, jak ty uważasz. Będę czuć głębię twojej melodii, może ona mnie zainspiruje hm? Na przykład… To co grałeś w rynku Nowej Aerii.
         - Nie umiem grać na lutni – powiedział podbijając instrument na zgięty kolanie i wspierając kostkę o drugą nogę.
         - A ja nie umiem dobrze śpiewać, a jednak wszyscy kochają moje sztuki. – Odparła bez krzty wstydu wytykając język.
         Verka uniósł brew i uśmiechnął się na znak przegranej dyskusji. W dźwiękach wypoczynku zabrzmiało kilka brzdęknięć lutni. Chwilę się przymierzał do odpowiedniej tonacji, a gdy znalazł na miarę możliwości zaczął grać.

„Uhmmmm…. Badadidai badodidadouuu…

Ona mówi mi, że chciałaby tak,
Jak w tym spektaklu, co widziała nie raz.
Jak w piruecie, co spotkanie ją wkręca – aaa…
Stolica sukien – przyjaciółka od serca
Tli się w świetle płynącej nocy
Chociaż po policzkach armia łez kroczy.

W szkole najlepsza była z matematyki
Na siebie dziś liczy - rozpina guziki
A kiedyś kwiatki sypała na czele
Dziś kwiatków balsam smaruje po ciele
I wierzy w siebie, oddałaby wszystko – oou…
Oh! Jakże bym chciał być przy niej blisko!
Oh, jakże bym chciał być przy niej blisko,
Oh, jakże bym chciał…

Laaa La La La La La....
Laaa La La La La La....

Czarna muza dla niej całym światem,
Najlepiej po kryjomu słuchać jej z chłopakiem.
Szybko i mocno - ona tak chce żyć - oou..
Chociaż ją boli to nie powie mu nic,
Języków obcych zna przez to więcej,
Najlepiej te słowa na koniec w piosence:

Pararaira pararai bam…
Łabadabu łabadudidai…
Uhmmm…. Pau pau!”


         W ostatniej melodii palce powędrowały ścieżką w górę po strunach sięgając najwyższych dźwięków. Śpiewał w wspólnej mowie więc nawet nie był pewien ile z faktycznego stanu zrozumiała jego słuchaczka, bo Duilesgar nie miał z tym żadnego problemu.
         - Tak podoba mi się ta piosenka… - przyznała cicho Filipie nie odrywając wzroku od lisołaka.
         Verka zaś spojrzał na nią nieco pusto, po czym spuścił delikatnie głowę obejmując spojrzeniem instrument. Zgarbił się nieznacznie, nieco bardziej rozwalił na krześle i ponownie brzdęknął strunami by natsroić lutnię na nowo.
Zablokowany

Wróć do „Post miesiąca: Marzec (2017)”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości