Post miesiąca: Listopad (2016)Post miesiąca: Frigg

Zablokowany
Awatar użytkownika
Callisto
Czarny Kot
Posty: 399
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post miesiąca: Frigg

Post autor: Callisto »

Autor: Frigg
Link: http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=1 ... 826#p70826
Data wpisu: 16.11.2016
Treść posta:


Ruda uśmiechnęła się pod nosem, kompletnie samowolnie dostrzegając stan przybyłej siostry z Lasu Driad.
- Tak, próbowałam. – Odpadła krótko nie wstrzymując pogodnego ruchu ust.
Być może było to nie na miejscu aczkolwiek Frigg cieszyła się ze stanu swojej przyjaciółki. Upojona fioletową konfiturą kwiatów Sonia posłusznie szła w stronę królewskiego dębu. Zielona nawet nie musiała brać ją pod pachę czy też kłopotać się konkretną argumentacją, bo chociaż dla wielu targanie za sobą cielaka z wlepionymi w siebie oczami uznałoby za niewygodne to zupełnie inaczej rozumowała to Lysberg. Blondynka nie zadawała pytań, nie wdrążała się w jej historie, a to już było mega wygodne! Poza tym to chichranie się pod nosem wprowadzało samą Opiekunkę w stan śmiechu, bo chociaż Sonia niekoniecznie wiedziała, co ją bawi to z kolei Lysbergowa jak najbardziej odnajdywała źródło uśmiechu w swojej przyjaciółce.
Szkoda tylko jeszcze, że nie zwraca się do niej Silje… Ale nad tym jeszcze popracuje albo coś się wymyśli.
Zachowanie Sonei było z każdym krokiem coraz ciekawsze, a gdy Silje usiadła na posłaniu tym uważniej się jej przyglądała i tym mocniej powstrzymywała się od parsknięcia głośnym śmiechem. Jasnowłosa driada dotykała ścian tunelu drzewa i błądziła wzrokiem od boku do boku, od sufitu do ściany, zupełnie jakby trafiła do innego wymiaru czy rzeczywistości, a przecież las sam w sobie był najbliższy jej duszy. Frigg więc nieudolnie zakrywała usta, a gdy tylko próbowała wydusić z siebie jakiekolwiek słowo to chichrała.
- Fakt, gdybym spotkała tego gościa to z pewnością… tak bym mu zrobiła. Cokolwiek miałaś na myśli – nabijała się delikatnie z przybyłej driady, która zaskoczyła ją swoim zachowaniem.
Sonea klapnęła tuż obok rudej, dla której owe obranie miejsca było zdecydowanie za bliskie siebie. Frigg odruchowo chciała oczywiście uciec, dlatego przeniosła ciężar ciała do przodu, na swoje stopy, ale siły zewnętrzne w postaci obcego, a właściwie jak najbardziej znanego, organizmu spowodowały, że driada przechyliła się delikatnie na bok i aby uniknąć obaleniem wsparła się na wolnej ręce. Ciało Lysberg stało się sztywne, zupełnie jakby przylepiła się do niej ogromnej wielkości gąsienica wywołując pewne obawy i zdziwienie, bo przecież takich rozmiarów robak w naturze wzbudziłby pewne wątpliwości. Trwała tak przez dłuższą chwilę i nie wiedziała, co właściwie zrobić z tym fantem. Na sam koniec młodsza córa lasu wyszeptała słowa. Słowa brzmiące, jak urok czy też zaklęcie.
„Pachniesz malinami.” – na to zdanie ruda mocniej ścisnęła i tak już przylegające do klatki piersiowej ramiona. Jeszcze kilka minut w tej pozycji, a jutro jej plecy będą wołać o błogie ukojenie. Czuła jednak, że ciało Soni stało się cięższe, a oddech głębszy, co oznaczało, że blondynka zasnęła. Frigg postanowiła pozbyć się więc „balastu”, dlatego też podjęła radykalną decyzję wydostania się z obrębu zasięgu dłoni swojej przyjaciółki. Spojrzała w bok, by objąć jasnowłosą wzrokiem i ocenić najlepsza drogę wydostania się, a zarazem nie zbudzenia Sonii . To był błąd.
Opiekunka dojrzała gęsto ścieżki blond włosów zdających się obejmować nie tylko krągłą twarz Sonii, ale także oplatały cienkie ramiona Frigg. Mimika przyjaciółki wyrażała spokój, zmęczenie i była niebezpiecznie szczęśliwa. Driady oświetlały migoczące światełka świetlików, gdzie kilka z nich już jakiś czas temu wyleciało z wnętrza drzewa, a reszta wiernych owadów słabiej, ale wciąż wyraźnie ciemniało i potęgowało jasność w pomieszczeniu. To wymusiło na córce generała skłonność do niepotrzebnych refleksji i przemyśleń.
„Dlaczego jesteś tak szczęśliwa?” – pytała z wyrzutem Frigg. Czuła, jak tak zwana „gula w gardle” zaczyna się w niej zbierać, jak emocje przejmują inicjatywę. Dziewczyna wzmocniła swoją sylwetkę tak by teraz ręką przemasować swoje skronie wolnymi palcami, by nabrać wdechu, by zapanować nad chaosem jaki się w niej rodził.
Gdyby okoliczności były nieco bardziej sprzyjające zielonoskórna wykorzystałaby bezwstydnie stan swojej przyjaciółki i uciekłaby nigdy nie wracając już do tego samego miejsca. O wiele bardziej postarałaby się o zmianę wyglądu, zgłosiła się do jakiegoś maga życia by na stałe ją przemienił tak, by Sonia nie mogła jej już nigdy odnaleźć, chociaż i co do tego ruda miałaby wielkie wątpliwości. To zabawne, że pomimo tylu lat i tylu zmian jedna i druga potrafiła opowiedzieć o swojej przyjaciółce bez mrugnięcia okiem czy chwili zastanowienia. Prawdopodobnie, gdyby nawet Lysberg stała się zupełnie innym stworzeniem…. Na przykład żabą bądź wiewiórką, albo nawet przedmiotem codziennego użytku, jak na przykład krzesłem, to nie byłoby ważne. Sonea chwyciłaby siedzisko za oparcie taszcząc za sobą głupi kawałek drewna, gdyby tylko wiedziała i wierzyła, że Frigg to jej Frygga. Pewne cechy znikają, a inne potęgują swoją siłę na przestrzeni tak wielu lat. Pomyśleć, że istniały czasy, w których rudowłosa driada nie była w stanie wydusić z siebie żadnego przekleństwa. Nawet pospolita „cholera” było zbyt trudne do przejścia przez jej usta, a teraz chędoży słowami na prawo i lewo. Tak się stało, bo jednak… Jednak w driadzie zawsze tkwił wewnętrzny bunt.
To właśnie on przyczyniał się do ucieczek z dworków, a także podświadomie wzbudzał tkwiącą we Frigg magię wywołując niecodzienne i nietypowe sytuacje zdrowotne w mieszkańcach pięknych zamków. Driada na samo wspomnienie kwaśnie się uśmiechnęła, ani trochę nie żałując wybryków z przeszłości. Chcieli z niej uczynić pierwszą damę dworu, ją! Dzikusa z lasu! Śmieszne!
Ruda ostrożnie i zgrabnie objęła swoją siostrę. Sonia zatonęła w objęciach starszej córy lasu mamrotając niezrozumiałe dla świata słowa, ale wciąż tkwiąc w boskiej krainie snów. Lysberg mogła teraz wykorzystać fakt, że żadne niechciane oczy tu nie spoglądają. Mocno przytuliła do siebie przyjaciółkę, aż nazbyt troskliwie, tak jakby chciała uchronić ją przed całym złem.
- Będę o ciebie dbać choćby świat mi się zawalił… - cicho obiecała, jakby jutro nie miało być już okazji na takie wyznania i obietnice.
Silje poczuła jak sen ją wzmaga, jak siły momentalnie opuściły jej ciało. Pod tym naciskiem wolno ułożyła się na posłaniu zabierając ze sobą blondynkę. Lysberg spojrzała w sufit próbując zwalczyć opadające opieki, bo przecież nie może tu zostać, tak blisko Soni. Rozrysowywała sobie plany tego co zrobić, ale każda myśl gubiła się bardzo szybko w przestrzeni ciemniejącego pomieszczenia. Nawet świetliki były przeciwko niej, bo kolejna para wyleciała na zewnątrz. Driada tak bardzo chciała się ruszyć, jednak jeszcze mocniej była przykuta do ziemi, jakby leżały na niej łańcuchy, które mocno trzymają każdą możliwą część ciała. Poczuła zagubienie, bo z jednej strony wciąż była jedną nogą w Mai Laintha’e, a drugą…drugą właściwie nie wiedziała gdzie, ale na pewno nie w swej świadomości. Ostatnią szansą na rozbudzenie się był moment, w którym Sonea zgrabnie wspięła się wzdłuż przyjaciółki. Rudowłosa poczuła mocny ścisk w dolnej partii żeber oraz lądującą na siebie zgrabną nogę blondynki słodko mlaszczącej i idealnie wpasowującej się w dane jej zasoby. Frigg sama nawet kojarzy, że coś na nią pomarudziła, zapewne kazała się jej odwalić, ale i te słowa rozpłynęły się gdzieś w przestrzeni.

- Sonia! – krzyknęła zbyt drobna, jak na swój wiek dziewczynka, która jeszcze przed chwilą stała i walczyła z myślą czy aby wołać za biegającą po lesie jasnowłosą mieszkankę lasu. Jeden mocny impuls wystarczył by zwalczyć morze niepewności z jakim przybyła.
Blond włosy uniosły się w powietrzu podążając za gwałtownym obrotem głowy. Oczy wezwanej poszerzyły się z radości, a twarz promieniowała rozrastającym się wielkim uśmiechem. Otaczało ją słońce, jasność i echo pierwszych wykrzyczanych słów.
- Frygga! – westchnęła sapiąca z wysiłku driada. Zmęczenie zabawą jednak nie powstrzymało jej przed rzuceniem się na przyjaciółkę.
Obie dziewczynki mocno się przytulały. Niczym dwa różne obrazy teraz starały zlać się w jedno. Piękna koronkowa sukienka, wianek z kwiatów, ubrudzone zieloną trzewiki oraz krótkie rękawiczki walczyły z patykami w jasnych włosach, lnianymi, kolorowymi, a przede wszystkim obdartymi ubraniami oraz skórą namszczoną wodą, błotem przesiąkniętej zapachem lasu.
- Tak dawno cię nie widziałam!
Na te słowa rudowłosa jeszcze mocniej uściskała przyjaciółkę, po czym puściła by dać jej chwilę odetchnąć.
- Mnie również było za tobą tęskno – przyznała szczerze i jak zawsze swym zbyt opanowanym głosem. Wątpliwości dusiły ją od środka, czuła się niepewnie. Widać to było po delikatnych gestach, a może to jej elokwencja?
- Coś się stało? – spytała młodsza, na co druga odpowiedziała uspokajającym śmiechem klepiąc blondynkę po czuprynie. – Ajaj! Wiesz, że mogę ci oddać! Jesteśmy w sumie tego samego wzrostu!
- Oj dobrze… - przyznała ruda przewracając żartobliwie oczami. – Rzec bym chciała, że moje piękne ułożenie włosów by ucierpiało, aczkolwiek jesteśmy w lesie. Tutaj wiatr i gałęzie mogą stargać mnie w każdej chwili. Nie jest mi szkoda więc może… Może jeszcze raz cię poczochram? Hihi!
Blondynka naburmuszyła policzki, ale na nowo zyskała humor wypadając z jednej myśli do drugiej.
- Opowiedz mi lepiej o dworach! Jak tam jest? Gdzie byłaś? W jakiej krainie? – zalewała pytaniami młodsza.
- Na Prasmoka. Tak dawno nie było mnie w Lesie Driad, że nie jestem pewna od czego zacząć…
- Jejku Frygga ty tak zawsze ładnie mówisz! Ja to tak nie umiem myśleć o tym jak mówić! Ty za to zawsze masz taką chwile ciszy, a później usta ci się ruszają, tak wyraźne, takie ą mówisz fajne…
Zielonoskórna przysłoniła usta dłonią, a drugą ręką uchwyciła skrawek sukni, jakby popełniła jakiś karygodny błąd. Momentalnie się poprawiła rozluźniają sylwetkę. Jak na jedenastoletnią dworkę była chyba nazbyt wyczulona na pewne sugestie.
- Nie obrażaj się! To takie…wooo! Fajne! Ja tak nie umiem!
- Ze wzajemnością… - mruknęła pod nosem ruda.
- Co?
- Nic, nic.
- A właściwie to co tutaj robisz?!
Ruda nabrała powietrza, jakby za chwilę miała wzruszyć ramionami i powiedzieć „właściwie to nie wiem”, bo rzeczywiście, tak po części było. Cały czas pragnęła tu wrócić. Cały czas dziwna energia prowadziła ją do lasu. Teraz, gdy miała już jedenaście lat pewne rzeczy chciała sobie tłumaczyć, jak dorosła, którą przecież nie była. Nie umiała tego nazwać, ale gdy obok niej nie było Hergilsa to jedyną bezpieczna ostoją był las. Las i Sonea. Bądź towarzystwo Vivian – miała z nią styczność przez tak krótki czas i jakieś kilka lat temu, a jednak poczuła silną więź z tą kobietą.
Rudowłosa chciała tak wszystko opowiedzieć, z siebie wyrzucić, ale będąc już tyle lat na dworach nauczyła się sprytnie chować emocje, swoje uczucia, a także własną osobowość.
- Ja… - zająknęła się. – Ja przyszłam cię odwiedzić! To chyba aż nazbyt logiczne! Dawno mnie w końcu tu nie było, nieprawdaż? Przybyłam z okolic Valladon, to bardzo blisko twojego Lasu Driad. Chodźmy się pobawić! I przymierzysz sukienkę! Pewnie będzie na ciebie pasować…
„Uciekłam bo chciałam. Bo chciałam być przy tobie…” echo tych myśli odbiło się gdzieś daleko. Dopiero teraz dojrzeć można było, że to nie jasnowłosa dziewczynka jest tak świetlista a cały obraz mieni się mglistą powłoką bieli. Gdzie jest i co to za miejsce tak doskonale znane? Gdzieś już to widziała. To zdarzenie było już gdzieś kiedyś. Te słowa, ta sytuacja, te przemyślenia. Tylko obraz z zupełnie innej perspektywy, jakby patrzyła z boku na całą scenerię. Nie mogła się oderwać, uwolnić, a szarpała się w myślach. Dalej widziała jasność, ale teraz mieszała się ona z ciemnymi plamami. Dźwięki były coraz cięższe, ogłuszające. Próbowała się zerwać. Zerwać!

Frigg nabrała za dużo powietrza zrywając się do siadu. Wypuściła powoli nazbieranego tlenu, ale oczy wciąż miała rozwarte, jakby próbowała wrócić do siebie. Było niebywale cicho. Żadnego wiatru, żadnego szelestu. Tylko ona i cisza. I świetlik, który wytwarzał światło. Driada rozejrzała się nerwowo widząc, że jakieś cienie postaci biegają w tunelu drzewa. Ruda zacisnęła zęby i objęła skronie dłońmi znów słysząc śmiech rozbawionych dzieci. To było tak wciągające. To tworzyło więzienie dla jej umysłu, skąd to wszystko? Skąd te kolejne nieprzespane noce?
- Wynocha! – machnęła gwałtownie ręką wyganiając ostatniego, świecącego robaczka. Cienie zniknęły wraz z nim, a Frigg doskonale wiedziała, że nie są to wrogowie, a jedynie wyobraźnia, która nęka ją od wielu lat.
Ciężko położyła się na swoim miejscu. Już miała głęboko w nosie gdzie i koło kogo śpi. A może nie tak do końca? Driada przysłoniła oczy ręką i tym razem rozmyślała nad tym co zrobić by Sonia przestała jej poszukiwać, a zarazem i też wciąż jej nie odnalazła. Póki co, ma domysły, dosyć i uparte, i prawidłowe, ale do momentu gdy Silje nie odsłoni prawdziwej twarzy nie będzie mieć nigdy całkowitej pewności. Ten fakt zamierzała wykorzystać Lysberg.

***
Był już ranek. Bardzo ciepły i słoneczny, chociaż wnętrze drzewa skutecznie chroniło śpiące driady przed tak jaskrawym powitaniem. Frigg pokręciła nosem czując zapach malin, a po chwili usłyszała kilka szeptów, dziwną maź na swojej buzi oraz dotyk małej rączki.
- Hmpf?... – mruknęła głucho mrużąc oczy.
- Milo, nie, nie, nie, nie!... – szepnęła spanikowana dziewczynka, która nie uchroniła jeszcze młodszej siostry od upadku na Sonię.
Milo miała niespełna trzy latka i za bardzo ciekawiły ją włosy Sonei. O wiele starsza, już około dziewięcioletnia driada, chwyciła siostrę i szybko uciekła z królewskiego dębu. Silje za to poczuła, że chyba czas wstać, bo dzieciaki już zaczynają rozrabiać. Dziewczynek w lesie było niewiele, bo zaledwie pięć, ale skoro one już biegały po niewielkim królestwie to Opiekunce lasu tym bardziej wypada stanąć na nogi.
- Co jest?... – spytała przestrzeni rudowłosa, która obmacała twarz i zauważyła, że została wymalowana farbą z malin. Silje wydęła usta i wychyliła głowę za posłanie szukając sprawczyni.
- Wieth, co tu się wyprawia?
- Święto Kwiatów… - mruknęła pod nosem odsłaniająca się dziewczynka.
- Święto Kwiatów? – spytała wciąż nie do końca przytomna ruda.
- Rośliny chciały! Tak mi mówiły! Roe potwierdzi!
- Chwila, chwila, byłaś na polanie? - spytała karcącą Frigg.
- Nie tylko ja! – szybko obroniła się dziewczynka. – Ja i reszta… - dodała po chwili. – Już na mnie Natel nakrzyczała! Ale Roe sprawdziła! Kwiaty mówiły, aby świętować, drzewa też to mówią! Tak jest, mówię ci! Rośliny pragną naszego święta! A jeżeli się zgodzisz, to Natel odda kilka kwiatków od siebie zamiast tworzyć z nich eliksiry! I rośliny z polany pozwoliły się zerwać! Ja wiem, las jest chory… Ale dzisiaj miałyśmy świętować i las sam zdecydował!
- Dobra… Zaraz… Moment… Chwila…
Frigg spojrzała na Sonię, która upaćkana była z kolei farbą z jagód przez jeszcze niewykreowane dłonie małoletniej Milo.
- Wybacz za nie… - przeprosiła raczej z grzeczności niż z potrzeby rudowłosa, która nie umiała spotkać się wzrokiem ze swoją przyjaciółką. Spały razem całą noc. Tuż obok siebie i chociaż Sonea strasznie się rozpychała, kopała, kilka razy przegoniła Opiekunkę z posłania, to były też momentu, gdy mocno się w nią wtulała i ośliniała. Frigg jednak miała przeczucie, że co do przytulania nie była jej dłużna, a to wprawiło ją w zakłopotanie.
- Dzisiaj wypada Święto Kwiatów… Taka nasza tradycja. Ostatnie kwitnące kwiaty pojawiają się na naszej polanie… - zaczęła pospiesznie tłumaczyć niezdarnie wciągając na siebie spodnie. – Trochę… Trochę jest z tym podobnie jak z… e… Nie pamiętam, jak to się nazywa w waszym Lesie Driad, ale też malujemy drzewa, ciała… Pleciemy wianki, tylko z pewnymi różnicami.
Driada chwilę milczała. Wstała możliwie, jak najszybciej tylko potrafiła.
- Ekhm… Chodźmy lepiej coś zjeść, napić się i przede wszystkim dowiedzmy się co te dzieciaki nawymyślały.
Zablokowany

Wróć do „Post miesiąca: Listopad (2016)”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości