Lawendowy Dwór[Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

Lawendowy Dwór położony zaledwie kilka godzin jazdy wierzchem od samej stolicy. Jego właścicielem jest Lord Tristan an Anlagorth. Posiadłoś otrzymał on w prezencie ślubnym do króla i królowej. Obecnie lord zamieszkuje go lord wraz z dziećmi synem Elowenem i córeczką Prim.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan był coraz bardziej zdenerwowany. Chodził wte i wewte, i miał wrażenie, że zaraz wychodzi w dywanie leżącym na korytarzu dziurę. Nie potrafił teraz myśleć o niczym innym jak o rannych dzieciach. W głowie miał mętlik, jakoś nie umiał sobie ułożyć planu na to wszystko. A powinien. Powinien obmyślić jak po kolei postępować, co powiedzieć, jak się zachować. Dawno nie był w tak trudnej sytuacji. Zmierzył się w swoim życiu z rycerskim turniejem, wojną, dzieckiem, które zjawiło się mu na rękach tak niespodziewanie, z utratą pierwszej żony. Zmierzył się z tym, że jego ukochana będzie miała dziecko z innym, ale nawet wtedy miał plan, nawet wtedy obmyślił go w rekordowo szybkim tempie. Potem przyszła śmierć Tantris, odrzucenie małej Prim, ale ostatecznie pokochał maleństwo, które przecież biologicznie nie było jego i zabrało jego ukochaną w zaświaty. Poradził sobie z walką z niedźwiedziem, przeszedł przez piekło ran i bólu, ale teraz... Czuł, że może zawieść, bo nie miał pojęcia co będzie dalej. Istniało wiele niewiadomych. Czy zamordowani ludzie byli na pewno ich rodzicami? Czy byli jacyś krewni, których należało odszukać? Gdzie mieszkały dziewczynki i czy będą w stanie mu powiedzieć jak tam dotrzeć? A co jeśli nie istniał żaden inny opiekun tych dwóch skrzywdzonych dusz? Co jeśli zostały same na świecie? Co wtedy począć? Oddać je do sierocińca? A jeśli tak, to kiedy? Jak długo będą musiały zostać w Lawendowym Dworze? I czy w ogóle będą chciały? Jak zareagują na śmierć bliskich? Czy zdołają jeszcze komukolwiek zaufać? Był gotowy się nimi zaopiekować, niezależnie od tego co będzie, niezależnie od tego na jak długo, ale bał się, że nie poradzi sobie z ich strachem, z ich bólem, z ich cierpieniem, że nie będzie potrafił im pomóc. Czuł, że od natłoku myśli robi mu się słabo. Przystanął i bezradnie oparł głowę o ścianę. Nagle jednak usłyszał zbliżające się kroki. Wyprostował się i spojrzał w głąb korytarza.

Grog chyba dobrze znał swojego lorda, bo właśnie człapał przez korytarz targając ze sobą krzesło. Podszedł do mężczyzny i ustawił je przy ścianie, a zza pazuchy wyjął książkę i podał Tristanowi.
- Pomyślałem, że nie ruszy się pan stąd na krok, przynajmniej nie dopóki czegoś nie powiedzą. Zakładam, że to może potrwać - powiedział. Nie tłumaczył dokładnie, że przyniósł mu krzesło by mógł usiąść i książkę by zajął czymś myśli. Nie musiał tego mówić. Grog nie był wylewny, ale wiedział co robi. Tristan skinął głową, ale nic nie powiedział. Gdy Grog odszedł, usiadł na krześle, ale nie otworzył książki. Uznał, że takie chodzenie w tą i z powrotem nie ma najmniejszego sensu, usiadł więc jak na szlachcica przystało i czekał.

Anastazja może nie wyglądała na zmęczoną, ale w środku czuła wyczerpanie. Nie fizyczne - psychiczne. Widziała w życiu wiele i nie przypuszczała, że na stare lata zobaczy jeszcze coś takiego. Nie była kobietą, która mdlała na widok krwi, nie była kobietą, która bała się prawdy. Długie lata zarządzała tym dworem, mierzyła się z różnymi problemami. Widywała poszarpanych przez zwierzęta strażników, napadniętych na trakcie ludzi, ale nie myślała, że teraz, kiedy jest już stara, będzie musiała oglądać zgwałcone dzieci. Tymczasem stało się inaczej i nie zamierzała od tego uciekać. Wiedziała, że to, że ją tu wezwano jest oznaką wielkiego zaufania i wiary w to, że jako najstarsza i najbardziej doświadczona będzie potrafiła pomóc najlepiej. Zapytana o reakcję Tristana na wieści o stanie dziewczynek przez moment milczała, jakby zbierając myśli.

- Jestem pewna, że lord nie wybuchnie, jeśli o to panience chodzi. To nie jest typ człowieka, który rzuca przedmiotami w złości, czy z bezradności. Ale sądzę, że wiadomość o tym co się stało może go pchnąć do czegoś innego. Obawiam się, że na własną rękę zacznie szukać złoczyńców. Sam będzie chciał wymierzyć sprawiedliwość. Wsiądzie na konia i... zniknie. A to nikomu nie wyjdzie na dobre. Może wydawać się, że Tristan - celowo nie użyła słowa lord. - Jest czasem bierny, ale to nieprawda. Myślę, że jest raczej człowiekiem czynu. Nie jest narwany, ale siedzenie bezczynnie go dobija. Tylko, że w tym przypadku to nic nie da. Tego co się stało nie zrobił jeden człowiek. Myślę, że było ich kilkoro i raczej nie grasują w pobliżu. Gdyby tak było, coś byśmy wiedzieli. No i mogą być już daleko, a poszukiwaniami takich ludzi powinni zająć się straże z Żelaznej Twierdzy, nie Tristan. Muszę mu sama o tym powiedzieć, tak będzie najlepiej. Wysłucha mnie do końca, a w razie czego będę w stanie go powstrzymać. - Anastazja nie mówiła tego, by pokazać Rael, że liczy się we dworze. Powiedziała to wszystko, bo wiedziała, że jest w stanie opanować gniew Tristana, jakikolwiek by nie był. Była przy nim po śmierci Tantris, była przy nim gdy Edgar zlał go po mordzie by się ogarnął i zajął małą Prim. Była, kiedy poszarpał go niedźwiedź, była gdy dochodził do siebie. Była stara i nie miała tytułu szlacheckiego, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że dla Tristana nie to się liczy. Wiedziała, że lord szanuje Rael, że nie wybiegnie z komnaty, gdyby ona powiedziała mu wszystko, ale obawiała się, że potem może nie wytrzymać. Tymczasem ona znała go lepiej, wiedziała jak go powstrzymać. Wiedziała jak przemówić mu do rozumu. A przede wszystkim wiedziała, że jeśli Tristan wpadnie na jakiś niedorzeczny pomysł, może zwrócić się do Edgara, który zawsze stawiał go do pionu. Rael tego nie mogła, bo nie znała go tak dobrze.

- Umie panienka leczyć? - spytała zmieniając temat.
- Uśmierzać ból? Mamy tutaj surowe prawo, ale ono nie zabrania nam leczyć ani modlić się za cierpiących. Może chociaż pomóc starszej, na pewno bardzo cierpi. - Oczywiście miała na myśli jej obrażenie wewnętrzne, zwłaszcza skrzywdzoną kobiecość. Nie kazałaby Rael obmacywać dziewczynki, ale widziała już magię, która potrafiła rozchodzić się po ciele. Nie miała jednak pojęcia jakimi mocami dysponuje niebianka. Pozostało jej tylko pytać.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael smutno pokiwała głową. Tak, to co przedstawiała mu Anastazja faktycznie brzmiało jak Tristan - sprawiedliwy rycerz, który zawsze stanie w obronie uciśnionych, nawet jeśli nie będzie to najbardziej rozsądne wyjście. On kierował się sercem, był bardzo troskliwy i uczuciowy. Oczywiście przy tym inteligentny, więc nie dało się nim tak łatwo manipulować, ale na pewno w tak trudnych chwilach emocje mogły wziąć nad nim górę. Rael chciałaby zapewnić, że dałaby radę przemówić mu do rozsądku, ale wiedziała też, że Anastazja zrobi to lepiej - w końcu znała go dłużej, była dla niego jak rodzina, Biennevanto zaś nadal była ledwo znajomą.
        - Rozumiem - przyznała w końcu niebianka, uśmiechając się blado do Anastazji. Nie drążyła już tematu, nie zapewniła nawet, że zostawia to w jej rękach, bo to po prostu było oczywiste. A że były to plany na przyszłość, mogły szybko ustąpić miejsca tym pilniejszym kwestiom, jak zdrowie i samopoczucie nieprzytomnych dziewczynek, którym o dziwo okazało się, że Rael będzie mogła pomóc.
        - Tak, tak, potrafię - przytaknęła cicho, kiwając głową. Właśnie do tego służyła magia, której nauczył ją ojciec. Była praktyczna, bo nie mieli wiele czasu na naukę, a Gallel wybierał zaklęcia tak, aby jak najlepiej przysłużyły się jego młodszej córce, bo oczywiście, że mógł jej przekazać błogosławieństwa, które sam potrafił rzucać, ale o wiele lepiej umieć załatać strzaskane kolano albo ulżyć przy bólu brzucha, zwłaszcza gdy jest się kobietą i trafiają się jej księżycowe dni… Teraz zaś jej umiejętności miałyby znaleźć o wiele ważniejsze zastosowanie.
        - Zrobię co w mojej mocy - zapewniła Anastazję i uznając, że to koniec rozmów na uboczu, skierowała się w stronę łóżka, gdzie leżały dziewczynki. Już miała podwinięte mankiety przy rękawach, ale i tak odruchowo starała się je jeszcze troszkę podciągnąć. Przemyła dłonie w jednej z misek, nauczona, że do chorych i rannych należy podchodzić z czystymi rękami i dopiero, gdy je osuszyła, przysiadła obok starszej dziewczynki. Służące zrobiły jej nawet specjalnie miejsce. Gdy jednak Rael zobaczyła to biedne zmaltretowane dziecko z bliska, poczuła jak serce jej się ściska - wcześniej jakoś nie skupiła się tak na ogromie ran, jakie zaznały, teraz jednak dotarło do niej jak wielki ból musiały odczuwać. Służące już i tak zrobiły wiele, by trochę im ulżyć - obmyły ich ciała, zmieniły ubrania, byle tylko poczuły się trochę bardziej komfortowo.
        - Może zrobić im zimne kompresy…? - zaproponowała, choć one pewnie i o tym pomyślały i tylko nie miały jeszcze czasu by wprowadzić to w życie.
        Więcej Rael już nie dyskutowała. Odetchnęła, obejrzała starszą z dziewczynek, po czym ostrożnie ujęła ją za dłoń, jakby chciała ją pocieszyć. Patrzyły na oblicze nieprzytomnej nastolatki, a spod jej dłoni zaczęło przeświecać miękkie światło barwy lipowego miodu - jego ciepły kolor jednoznacznie kojarzył się z rozluźnieniem, z ulgą, z gorącą kąpielą i zapachem ziół. Jak przypuszczała Anastazja, był to czar, który w razie potrzeby rozlewał się po ciele, wystarczyło, że rzucający zaklęcie sobie tego zażyczył. A Rael chciała tego bardzo. Było to o tyle fortunne, że siła jej magii brała się z emocji, a te odczuwała w tym momencie wyjątkowo intensywnie. To przekładało się na wymierny skutek, bo wkrótce oblicze dziewczynki uległo nieznacznej zmianie - jej rysy odrobinę złagodniały, jakby faktycznie odczuła ulgę. To podbudowało niebiankę i zachęciło ją do dalszej pracy. Ostrożnie zabrała jedną dłoń z jej ręki i położyła ją na jej podbrzuszu, ostrożnie, jakby była to figurka z cukru. Zdawało jej się, że wręcz sama na sobie poczuł tę wielką boleść, która ogarniała dziecko - jakby nagle jej czarom coś stawiło opór, a żeby go przezwyciężyć, ona musiała postarać się o wiele bardziej. I tak właśnie zrobiła - wszystko, aby jej ulżyć.
        Po dłuższej chwili Rael zabrała dłoń z głośnym westchnieniem. Nie była doświadczoną maginią, kosztowało ją to więc trochę wysiłku, ale było warto. Co więcej nie czuła się na tyle wyczerpana, by tak definitywnie odpuścić, choć może ktoś by ją przez moment o to podejrzewał.
        - Efekt powinien się utrzymać do przyjazdu medyka - wyjaśniła cicho, wstając z posłania. - Mimi, zrobicie mi miejsce? - upewniła się, obchodząc łóżko, by teraz zająć się młodszą dziewczynką, przy której w międzyczasie krzątały się służące. Ona faktycznie wyglądała odrobinę lepiej niż siostra, na pewno mniej się nad nią znęcano. Mimo to Biennevanto zajęła się nią z identyczną troską, co starszą dziewczynką. Jednocześnie żałowała, że nie może zrobić niczego więcej, ale też trochę czuła ulgę, że może chociaż tyle - najgorsza w takich przypadkach była niemoc.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Anastazja podeszła do łóżka by zobaczyć działania Rael. Nie wtrącała się jednak. Gdy zobaczyła magię płynącą z dłoni niebianki nieco jej ulżyło. Miała bowiem nadzieję, że dziewczynki poczują się lepiej. Zwłaszcza starsza. O nią martwiła się najbardziej, bo to co jej zrobiono było bestialstwem. Młodsza... cóż... równie skrzywdzona, ale mniej makabrycznie. Ana wiedziała, że tej nocy chyba nie zaśnie, bo będzie myśleć o poszkodowanych.

Mimi i Ilsa przyglądały się z zaciekawieniem magii leczącej, której używała jasnowłosa. Nigdy z tak bliska nie widziały procesu leczenia, który był podyktowany czymś więcej niż wiedzą. Odsunęły się, gdy Rael o to poprosiła. Lena obeszła łóżko i nie chcąc przeszkadzać niebiance powiedziała coś na ucho do Mimi. Ta kiwnęła tylko głową. Podeszłą do nocnego stolika i chwyciła misę z wodą. Ilsa zrobiła to samo z drugą, po czym ruszyły do wyjścia i szybko zniknęły za drzwiami.

Tristan podniósł się gwałtownie, kiedy tylko zobaczył poruszającą się klamkę. Liczył, że wyjdzie do niego ktoś z wiadomościami, ale niestety się pomylił. Mimi uśmiechnęła się smutno spoglądając na lorda, ale nic nie powiedziała. Służące ruszyły korytarzem by chwilę później zniknąć z oczu Tristana. Nie minęło wiele czasu, a te same kobiety wróciły niosąc świeżą wodę. W tym czasie Rael zdążyła już użyć swoich mocy na obu dziewczynkach. Lena siedziała teraz na posłaniu przy starszej z nich. Mimi i Ilsa odłożyły wodę na stoliki, a potem od razu podeszły do Leny i zabrały się za przebieranie starszej. W kilka osób było prościej - jedna trzymała dziewczynkę, druga ją ubierała. W końcu nałożyły też na nią szlafrok i ułożyły z powrotem na poduszce.

Ana wycofała się powoli - w końcu musiała wyjść z pokoju i udzielić informacji Tristanowi. Rael jeszcze siedziała przy dziewczynkach, być może się za nie modliła, a Anastazja nie chciała jej przerywać. Po cichu wyszła z komnaty.

Tristan stał pod drzwiami, nie zdążył na powrót usiąść. Odsunął się i spojrzał pytająco na Anę. Miał nadzieję, że ona wreszcie powie mu co się dzieje. Bo jeśli nie ona, to kto? Zarządczyni zamknęła za sobą drzwi i zbliżyła się do mężczyzny.

- Wyzdrowieją – oświadczyła. Chciała zacząć w miarę optymistycznie, bo potem miało być tylko gorzej. – Ale są bardzo słabe. Obie zostały pobite i... zgwałcone. Ze starszą jest gorzej, no i... może być w ciąży. Młodsza ma się lepiej. Dziewczyny umyły je i przebrały, posmarowały sińce i opatrzyły otwarte rany. Mogą mieć połamane żebra, ale tego nie jestem w stanie stwierdzić samodzielnie. Panienka Rael pomogła, użyła swojej magii by im ulżyć – mówiła krótko i zwięźle, chciała przekazać jak najwięcej informacji. Kiedy rozmawiała z Rael była bardziej delikatna, Tristanowi również należała się cała ta wiedza, jednak nie chciała tego przeciągać.

Anastazja patrzyła na lorda i widziała jak zmienia się jego oblicze. Im dłużej mówiła, tym więcej gniewu widziała w jego oczach. Znała to spojrzenie i nie wróżyło ono nic dobrego. Mężczyzna zacisnął szczęki. Dłonie zwinął w pięści. Był wściekły.

- Tristan... - powiedziała łagodnie staruszka. - Poślij po Emmę. Napisz do Żelaznej Twierdzy, niech strażnicy zajmą się poszukiwaniami bandytów – próbowała podsunąć mu od razu rozwiązanie tej sytuacji.
- A ja? - odezwał się w końcu lord. Jego głos był zaskakująco spokojny, choć mina nie wróżyła nic dobrego. – Mam tutaj siedzieć? Bezczynnie? I czekać, aż kogoś jeszcze napadną? Mam nic nie robić?
- Musisz zostać we dworze, musisz tu być kiedy Ais wróci z medykiem, kiedy one się obudzą. Musisz się zająć ich rodzicami. To są twoje obowiązki, nie ściganie przestępców.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - odparł wzdychając głośno. – Tylko, że takie siedzenie tutaj i czekanie nie leży w mojej naturze.
- Leży, leży – rzekła starowinka. – Jesteś bardziej cierpliwy niż ci się wydaje. I musisz zostać tutaj.
Tristan odsunął się i przeszedł na drugą stronę korytarza. Miał ochotę uderzyć pięścią w ścianę albo wrzasnąć na całe gardło. Ale przecież taki nie był, nie ulegał takim emocjom. Choć w tej chwili bardzo chciał zrobić cokolwiek co by mu ulżyło. Nie chciał jednak przestraszyć ani Anastazji, ani nikogo innego we dworze. Wziął kilka głębokich oddechów i odwrócił się w stronę zarządczyni.
- Mogę tam wejść? - spytał.
- Lepiej nie – odpowiedziała mu kobieta. – Zaczekaj aż reszta wyjdzie. Idź do kancelarii, wyślij zawiadomienie do pałacu. Zajmij się tym, czym powinieneś się zająć prędzej czy później.
Tristan na moment odpuścił. Jakby dotarło do niego, że uleganie emocjom niczego tutaj nie zmieni. Anastazja miała rację, należało wysłać list do tTwierdzy i zająć się sprawą martwych rodziców. Mężczyzna skinął głową, jego oblicze nieco złagodniało, ale w środku czuł, że wszystko w nim dudni.

- Odprowadzić cię? - spytał. Ana pokręciła przecząco głową.
- Nie, zostanę dopóki nie przyjedzie medyk – oznajmiła, skłoniła się lekko i wróciła do pokoju, w którym znajdowały się dziewczynki.
- Dobrze – odparł tylko mężczyzna i odprowadził staruszkę wzrokiem. Potem odwrócił się i ruszył do swojej kancelarii.

Anastazja weszła do komnaty. Przez moment patrzyła jak służki nadal uwijają się przy łóżku. Jadnak od długiego stania zaczął boleć ją kręgosłup. Uznała, że nie ma sensu sterczeć jak kołek, dlatego przeszła do części salonowej i usiadła wygodnie w fotelu. Nie wiedziała co zamierza zrobić Rael, ale uznała, że jeśli będzie chciała zostać, ona również przejdzie do tej części pokoju i usiądzie. Służki wiedziały co robić i kiedy zrobiły wszystko co mogły opuściły komnatę.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael nie była świadoma zainteresowania, jakie wzbudziły jej zaklęcia – nie zwróciła nawet uwagi na to, że służące jej się przyglądały, a światło niebiańskiej magii wydobywające się spod jej dłoni tak je na moment zaabsorbowało. Ona była skupiona na dziewczynce, która była nieprzytomna i nie mogła powiedzieć co ją boli, gdzie, jak bardzo, czy dzięki czarom odczuwa ulgę bądź wręcz przeciwnie – natężenie objawów. Te informacje Biennevanto musiała wyczytać z subtelnych zmian w wyrazie jej twarzy i mowie ciała, dlatego tak uważnie się w nią wpatrywała. Nie była jednak doświadczonym medykiem cały czas więc zadawała sobie pytanie czy to, co brała za rozluźnienie, było tymczasowe czy też długotrwałe. Instynktownie jednak robiła wszystko poprawnie i gdyby w tym momencie widział ją Gallel, z pewnością byłby dumny, że przekazana córce wiedza była tak dobrze wykorzystywana.
        Zaabsorbowana pomocą Rael nie zauważyła, że Anastazja wyszła, by porozmawiać z Tristanem. Dopiero pod sam koniec ich rozmowy dotarły do niej przytłumione głosy. Nie rozróżniała słów, jedynie uspokajającą i zdecydowaną mowę Any oraz zdenerwowany, niski ton lorda. Słuchając ich na moment przerwała zaklęcie, jakby po samej melodii tej rozmowy chciała wywnioskować jaki był jej przebieg – równie na ślepo jak podczas uśmierzania bólu dziewczynek. Uznała jednak, że musiało pójść dobrze, bo ich konwersacja nie została ucięta gwałtownie ani nikt nie podniósł głosu. Wróciła więc do swoich zaklęć.
        Tym razem gdy klamka u drzwi kliknęła po raz kolejny, Rael usłyszała ten dźwięk. Była bardziej świadoma otoczenia, bo i czarowanie przychodziło jej z większą łatwością, nie musiała się na tym aż tak skupiać. Faktycznie młodsza z sióstr była mniej ranna, mniej obolała, pomoc jej była o wiele łatwiejsza. Mimo to gdy Biennevanto skończyła, czuła lekkie zmęczenie. Nie takie, które wymagałoby od niej odpoczynku, ale takie, które już odrobinę spłyciło jej oddech. Mimo to nie od razu wstała, by przejść do części salonowej i tam odpocząć. Ze złożonymi na podołku dłońmi i ze smutkiem w oczach przyglądała się nieprzytomnym siostrom, rozmyślając jak jeszcze mogłaby im pomóc - zarówno teraz, jak i w przyszłości. Cały czas miała w pamięci słowa Anastazji, że być może młodsza straciła przytomność, nim dobrała się do niej ta banda zwyrodnialców, a niebianka nie pragnęła w tym momencie niczego bardziej, niż tego, by te słowa okazały się prorocze. Co do starszej nie miała złudzeń, bo nawet jeśli w którymś momencie straciła przytomność, pewnie i tak domyśli się wszystkiego, co zaszło - to był wiek, gdy dziewczynki zaczynały być świadome niektórych kwestii… Rael aż czuła, jak pieką ją oczy i gardło na myśl o zbliżającej się rozmowie. Obiecała sobie jednak, że będzie przy tym - wydawało jej się, że skoro była razem z Tristanem w momencie znalezienia dziewczynek, powinna być obecna również podczas tej pierwszej po przebudzeniu rozmowy, taki był jej obowiązek… I też potrzeba. Odruchowo chciała się zatroszczyć o te biedne dzieci i chociaż odrobinę złagodzić ich ból - nie tyle ten fizyczny, ale też ten emocjonalny, chociaż tego nie mogła już uleczyć magią. Żeby to było takie proste…
        W końcu Rael westchnęła i wstała z posłania - nie mogła już na ten moment zrobić nic więcej, jej zdolności magiczne mialy granice, których na ten moment nie umiała przekroczyć. Jeszcze raz upewniła się, czy w dziewczynkach pozostał jakiś ból do uśmierzenia - w tym celu dotknęła dłoni każdej z nich - lecz gdy przekonała się, że już zrobiła wszystko co mogła, trochę niechętnie i często odwracając się przez ramię, udała się do części salonowej pokoju, gdzie już siedziała Anastazja. Ona zajęła miejsce w fotelu nieoopodal.
        - Zrobiłam co mogłam - wyjaśniła cicho, jakby bała się obudzić śpiące siostry. - Mogłabym spróbować wyleczyć ich rany, ale nie wiem, czy w ten sposób tylko bardziej bym nie zaszkodziła: medyk mógłby przeoczyć jakiś objaw. Ale na ten moment ból na pewno im już nie doskwiera - oświadczyła pewnie, po czym na moment zamilkła, spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie.
        - Jak on zareagował? - zapytała. Nie musiała wcale mówić o jakiego “jego” jej chodziło, bo to było oczywiste, że miała na myśli Tristana. - Wydawało mi się, że słyszałam jego głos…
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan miał podły nastrój. Był podminowany i zły. Chciał coś zrobić, coś zdziałać, cokolwiek, ale nie mógł. Szedł szybkim krokiem przez korytarze dworu. Nikt go nie minął, posiadłość była dziwnie pusta. Dopiero przy drzwiach do jego gabinetu napotkał Saurę. Spojrzał na nią badawczo.
- Wiem co się stało - rzekła poważnie, jak to ona miała w zwyczaju. - Posłałam już po Emmę, należałoby wysłać wiadomości do twierdzy.
- Tak, wiem - odparł lord, ale starał się nie zdradzać zdenerwowania. Saura miała swoje wady, ale czasem ta jej powaga i niespoufalanie się z Tristanem były dobre. Zwłaszcza w takich sytuacjach, kiedy lord nie miał ani siły, ani ochoty prowadzić dłuższych konwersacji. Saura skinęła głową żegnając się w ten sposób i po prostu odeszła od drzwi gabinetu i ruszyła w swoją stronę. Tristan natomiast wszedł do swojej kancelarii. Nie miał chęci pisać do kogokolwiek, ale nie miał innego wyboru. Zamierzał wysłać list prosto do Edgara, on znajdzie odpowiednich wojowników, którzy zajmą się poszukiwaniem tych bandytów. Tristan miał w głowie zupełnie inne słowo na tych ludzi, ale starał się je wymazać. Był lordem, nie wypadało mu nawet myśleć o takich słowach, lecz prawda była taka, że w słowniku etykiety słowa nijak się miały do tego jak zachowali się ci zwyrodnialcy. Co zrobili bezbronnym istotom.

Tristan usiadł za biurkiem i oparł łokcie o blat. Schował twarz w dłoniach. Musiał odetchnąć. Wziął kilka oddechów, ale to wcale go nie uspokoiło. Podniósł głowę i w złości uderzył obiema pięściami w blat biurka, aż fiolka z kałamarzem podskoczyła do góry. Na szczęście nie rozlała się, tylko wylądowała na swoim miejscu. Mężczyzna zacisnął zęby. Nie potrafił się uspokoić. Oparł się o obite aksamitem krzesło i zamknął oczy. Przez chwilę siedział tak i starał się po prostu nie myśleć. Minuty mijały powoli, ale w końcu udało mu się opanować nerwy na tyle, żeby napisać list. Chwycił za kartkę leżącą w rogu biurka, potem za pióro i zaczął pisać. Chwilę później do drzwi jego kancelarii ktoś zapukał.

Emma znalazła się w gabinecie lorda tak szybko jak tylko mogła.
- Usiądź - polecił jej. Rudowłosa podeszła do krzesła stojącego na przeciw biurka i usiadła.
- To chwilę potrwa, musisz zaczekać - dodał jeszcze, a Emma tylko siknęła głową. Faktycznie chwilę jeszcze trwało pisanie listu, ale w końcu był gotowy. Tristan schował go do koperty i zakleił woskiem.
- Pojedziesz do Twierdzy i oddasz list lordowi Edgarowy do rąk własnych, nikomu innemu, żadnych pośredników. Powiedz, że to pilne i że chcę otrzymać odpowiedź jak najszybciej się da. Zostaniesz w twierdzy tak długo, aż otrzymasz odpowiedź. Rozumiesz? - zapytał. Emma potwierdziła, pożegnała się i wyszła. Tristan wrócił za swoje biurko. Nie bardzo wiedział co ze sobą począć. Uznał, że lepiej będzie jak wróci na korytarz i będzie czekał pod zielonym salonem, aż wróci Ais z medykiem. I tak też zrobił, był trochę miej zdenerwowany, ale szedł równie energicznie co wcześniej. Wrócił na korytarz i usiadł na krześle pod drzwiami.

W tym samym czasie Anastazja i Rael siedziały w zielonym salonie. Kiedy niebianka podeszła do staruszki, ta starała się uśmiechnąć, ale kąciki jej ust tylko nieznacznie się podniosły.
- Dziękuję panienko - rzekła Anastazja. Włosy miała upięte w ciasny kok, jak prawie zawsze. Jej ubranie było ładne i schludne, miało kolor ciemnej zieleni i kilka ozdób, jak hafty wokół rękawów, przy szyi i na samym dole. Dłonie miała splecione na kolanach, ale zmęczone plecy nie były wyprostowane, a oparte o fotel.
- Tak jak się spodziewałam - odparła. - Był zły, wściekły i najchętniej wziąłby konia i zniknął, ale delikatnie mu to wyperswadowałam. Przekonałam go, że należy w pierwszej kolejności wysłać list do Żelaznej Twierdzy i poinformować ich o bandytach. Poszedł do kancelarii, więc sądzę, że mnie posłuchał, przynajmniej na razie - oznajmiła.
W czasie gdy rozmawiały służące zakończyły swoją pracę. Ułożyły poszkodowane na poduszkach i przykryły je ciepłą pierzyną. Potem po cichu wyszły z komnaty zostawiając Anastazję i Rael same. Czekając na medyka rozmawiały o różnych sprawach. Anastazja dopytywała się o to jak znaleźli rannych, jak wyglądali rodzice i tak dalej i tak dalej. Potem przeszły na nieco łagodniejsze tematy. Musiały jakoś przetrzymać czas oczekiwania na Ais.

Tristan miał wrażenie, że siedzi jak kołek. Bał się wejść do środka, sądził, że służki nadal robią coś przy dziewczynkach, kiedy wychodziły on był w kancelarii, dlatego nie wiedział o tym, że wyszły już z pokoju. Jednak wydawało mu się, że w komnacie jest wyjątkowo cicho. W końcu z zamyślenia wyrwały go hałasy z głębi korytarza. Dwa podniesione głosy i stukanie obcasami. Wstał i spojrzał w tamtą stronę.

Ais i starszy, siwy mężczyzna z długą brodą szli w jego kierunku. Nareszcie, bo lord miał wrażenie, że siedzi na tym korytarzu całe wieki. Arthur, bo tak miał na imię medyk szedł równo z Mistrzynią Dyplomacji, mimo że miał już swoje lata. Tristan zdążył go poznać. Po wypadku z niedźwiedziem, miał okazję poznać kilu medyków. Ais i Arthur szybko znaleźli się przy lordzie.
- Jak one się czują? - spytała elfka bez zbędnych ceregieli.
- Źle. Nie wiem. Nie chcą mnie tam wpuścić, bo to dziewczynki. Ale Rael tam jest i Anastazja, i chyba służki. Nie było mnie przez chwilę, nie wiem dokładnie co się tam teraz dzieje - powiedział i mówił zaskakująco nieskładnie, zupełnie jak nie on. Skarcił się w myślach, że tak dobiera słowa.
- Można je zobaczyć? - spytał Arthur.
- Tak, sądzę, że tak - rzekł ciemnowłosy.
- Dobrze, dobrze. - Starzec pokiwał głową i ruszył do drzwi. Zapukał, ale nie czekał na odpowiedź, po prostu uchylił drzwi i wszedł do środka. Zobaczył, że na fotelach siedzą dwie kobiety. Anastazję znał, ale drugiej już nie. Podszedł do nich. Najpierw przywitał się ze starszą, nie znał bowiem statusu Rael, więc uznał, że należy najpierw powitać osobę w sędziwym wieku. Potem podszedł do niebianki i z nią także się przywitał.
- Arthur van Graaf - przedstawił się. - Medyk - dodał. Miał na sobie czarne spodnie i niskie, ciemne buty. Górę stanowiła białą koszula, brązowa kamizelka i granatowy surdut ze srebrnymi guzikami. Jego szyję ozdabiał ciemnoniebieski fular. W wolnym ręku mężczyzna trzymał wielką, skórzaną torbę w kolorze brązowym.
- Chciałbym się dowiedzieć od pań co już zrobiono dla naszych podopiecznych - poprosił. Anastazja nie odpowiedziała, w związku z tym, że medyk patrzył wprost na Rael, uznała, że niebianka sama mu powie.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael nie wymagała od Anastazji, by ta się przy niej sztucznie uśmiechała – sytuacja nie była wesoła, dobrze o tym wiedziała, a na dodatek zdawała sobie sprawę z tego, że staruszka była chyba bardziej poruszona od niej. Ona jakoś dawała radę i się trzymała – chyba przez to, że wcześniej pozwoliła, by razem z kilkoma łzami upuścić z siebie odrobinę złości, frustracji i wielkiego smutku, jaki ją ogarniał. Teraz było jej łatwiej, choć i tak nadal nie było lekko. Chciała, by to wszystko się już skończyło, w duchu modliła się nawet, by dziewczynki nic z tego nie pamiętały. By jakiś cios wcześniej pozbawił je przytomności albo by ich wspomnienia same się zatarły, bo takie młode umysły wyparłyby bezmiar okrucieństwa, jakiego doświadczyły. Wiedziała niestety, że to mało prawdopodobne, ale póki co się łudziła. Jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia.
        Niebiance zaschło w gardle. Sama się obsłużyła, sięgając po karafkę z wodą aromatyzowaną kwiatami i skórką pomarańczy, która stała na stoliku razem z zestawem szklanek z kryształu. Zaproponowała również coś do picia Anastazji – może i starsza kobieta miała znacznie niższy status społeczny od niej, ale była nieformalną babcią Tristana, więc należał jej się szacunek jak dla członka rodziny.
        W końcu Rael z westchnieniem usiadła i zwilżyła usta. Jakby trochę się spięła słysząc, że Tristan zareagował zgodnie z przewidywaniami - obawiała się, że musiała to być trudna rozmowa, choć z drugiej strony wyobrażenie sobie wściekłego, zamroczonego wręcz gniewem lorda było dla niej bardzo trudnym wyzwaniem i w końcu uznała, że to po prostu niedorzeczne. On taki nie był i koniec.
        - Dziękuję, że go pani przekonała - zapewniła Rael szczerze, z wdzięcznością skłaniając głowę przed Anastazją. - Bardzo pani pomaga w tej całej sytuacji, Tristan ma szczęście, że jest przy nim ktoś tak mądry życiowo.
        Biennevanto komplementowała szczerze, a nie przez to, że tak etykieta nakazywała czy cokolwiek w tym stylu. Uważała Anę za doskonałego doradcę - doświadczonego i opanowanego, a przy tym znającego potrzeby swojego lorda i jego dworu. Widać było, że to ona kierowała służącymi podczas zajmowania się dziewczynkami i co więcej gdy tylko wyszła z komnaty, również tam wiele zdziałała. Rael cieszyło to, że Tristan miał przy swoim boku kogoś takiego.

        Niebianka spojrzała w kierunku zamkniętych drzwi komnaty, gdy tylko usłyszała odbywającą się tam rozmowę, w której uczestniczyły nowe głosy. Z tym, że jeden wcale nie był taki nowy - Biennevanto rozpoznała lady Ais. Domyśliła się przy tym, że trzeci głos - męski, starszy - należał do przyprowadzonego przez Mistrzynię Dyplomacji medyka i w tym momencie poczuła sporą dozę podziwu skierowaną pod adresem elfiej dyplomatki: naprawdę szybko jeździła konno.
        Wraz z otwarciem drzwi do komnaty niebianka wstała z kanapy i spojrzała z nadzieją w tamtym kierunku. Cierpliwie czekała, aż starszy jegomość - który zrobił na niej bardzo dobre wrażenie - przywita się z Anastazją, a gdy zwrócił się do niej, uśmiechnęła się słabo, lecz sympatycznie.
        - Rael Biennevanto - przedstawiła się niebianka, lekko kiwając głową medykowi. Mogła przed nim dygnąć, mogła nawet podać mu dłoń na to powitanie, lecz tego nie uczyniła, głównie przez to, że nie miała głowy by się spoufalać w tych okolicznościach. Poza tym medyk raczej nie miał statusu społecznego, który wymagałby od niej ukłonów.
        - Proszę – Rael słowem i gestem zaprosiła medyka, by podejść do łóżka, na którym złożono obie dziewczynki. Sama podążyła razem z nim, na tym krótkim odcinku relacjonując co zostało już zrobione.
        - Przypuszczam, że lady Ais opowiedziała pokrótce co zaszło – zaczęła, mówiąc bardzo spokojnym głosem. Ją samą bardzo to zaskoczyło, gdyż była pewna, że puszczą jej nerwy, gdy będzie musiała mówić o tym, co widziała podczas przejażdżki. To chyba wychowanie w domu dyplomaty tak na nią działało – gdy zachodziła taka potrzeba, trzymała emocje na wodzy.
        - Zaopatrzyłyśmy je jedynie powierzchownie – kontynuowała. – Żadna z nas nie ma wykształcenia medycznego i nie chciałyśmy zaszkodzić niosąc pomoc. Rany zostały oczyszczone, a te najgorsze również tymczasowo opatrzone, na sińce zaaplikowano maść ziołową, aby trochę zmniejszyć obrzęk i przyspieszyć gojenie. Dziewczynki zostały umyte i przebrane w nowe ubrania. Są pod wpływem czarów uśmierzających ból, ale nie powinny być przez nie ogłupione - dodała, patrząc na ich spokojne, śpiące oblicza. - Od momentu gdy je znaleźliśmy nie odzyskały przytomności, ale reagują na bodźce, widać było, że odczuwały momentami dyskomfort podczas zakładania opatrunków.
        Rael na moment zaniemówiła, jakby zastanawiała się czy jest coś jeszcze do dodania. Spojrzała pytająco na medyka, szukając u niego podpowiedzi w postaci jakiś nakierowujących pytań, ale w gruncie rzeczy nie spodziewała się, by takowe padły. Mimo to zdecydowała się dorzucić jeszcze ze dwa zdania.
        - Dziewczynki nie dostały poza tym żadnych leków doustnie, nie były też pojone - zaznaczyła, gdyż wiedziała, że czasami takie informacje były cenne na przykład przy badaniu nerek albo podawaniu anestetyków.
        - Czy czegoś pan potrzebuje? - upewniła się jeszcze, jakby była gospodynią w tym miejscu.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Arthur, mimo sędziwego wieku, miał wzrok bystry jak młodzieniaszek. Wydawało się też, że jego werwa zupełnie nie pasuje do siwej brody i włosów ani do zmarszczek na twarzy. Słuchał wszystkiego co mówiła Rael uważnie i kiwał głową, widać było, że jest uważny i każdą informację przyswaja bardzo szybko. Wyglądało to tak, jakby w jego głowie natychmiast pojawiały się kolejne kroki jego przyszłego działania.
- Dobrze, dobrze - powiedział spokojnie mężczyzna.
- Widzę, że moja obecność jest tutaj raczej formalna - stwierdził i spojrzał wymownie na Anastazję. Staruszka skinęła tylko głową.
- Zaraz je obejrzę - oznajmił jednak. Arthur nie należał do osób, które nadmiernie przejmują się etykietą. Nie to, że był niegrzeczny czy nietaktowny, ale nie bawił się w te wszystkie niuanse, w które bawiły się wyższe sfery. Po prostu odwrócił się i ruszył w stronę łoża, na którym leżały dziewczynki. Anastazja powoli podążyła za nim. Medyk odkrył pierwszą z dziewczynek. Wcześniej jednak ciężką, skórzaną torbę odłożył na podłogę. Jedną ręką chwycił dziewczynkę za nadgarstek, drugą sięgnął do kieszeni po złoty zegarek. W milczeniu patrzył na czasomierz przez dłuższą chwilę. W końcu odłożył dłoń dziewczynki na posłanie, a zegarek schował na powrót do kieszeni. Dotknął ręką jej czoła mrucząc coś pod nosem. Schylił się do swojej torby i zaczął w niej grzebać. Wyjął coś na kształt dziwnego, metalowego lejka, przyłożył go do klatki piersiowej poszkodowanej i pochylił się przykładając do niego ucho. Kiedy tak się krzątał i mruczał pod nosem, wyglądał trochę jak szurnięty naukowiec, ale Anastazja wyglądała na spokojną, nie było więc co się martwić.

Arthur pobieżnie zbadał pierwszą z dziewczynek, potem przeszedł do drugiej i wykonał podobne czynności. Co ciekawe medyk nawet nie zapytał o rany znajdujące się pod ubraniem, nie rzekł nic o siniakach, nie żądał żadnych dodatkowych informacji, co mogło wydawać się dziwne... Do czasu... W końcu wyprostował się i spojrzał w stronę niebianki.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli panienka teraz wyjdzie - rzekł aż nazbyt spokojnie. Nie pierwszy raz widział poszkodowane po napaściach, a to co powiedziała mu o sytuacji Ais było wystarczające by pojął, że zewnętrzne obrażenia dziewczynek to tylko czubek góry lodowej. Był lekarzem i to z długoletnim stażem i doskonale wiedział co powinien dalej zrobić, jednak nie chciał oglądać swoich pacjentek w obecności młodej panienki. Nie poprosił też o służki, nie zamierzał jednak zostać z dziewczynkami sam na sam. Miał Anastazję, ona wystarczyła tutaj i za pielęgniarkę i za przyzwoitkę.

Tristan stał na korytarzu do towarzystwa mając lekko zmęczoną Ais.
- Nie sądziłem, że przybędziesz tak szybko - rzekł w stronę elfki. Ais uśmiechnęła się mimochodem.
- Nie było czasu do stracenia. Na szczęście Arthura zostałam w gotowości, akurat miał siadać do obiadu - ni to zażartowała, ni powiedziała poważnie.
- W każdym razie zgarnęłam go i ruszyliśmy tutaj. Może i jest stary, ale jeździ równie szybko co młodzieniaszek. Na szczęście. - Ais wydawał się nie przejmować stanem poszkodowanych, ale było to tylko złudzenie. Tak naprawdę martwiła się równie mocno co inni, po prostu tego nie okazywała, zresztą nie miała nawet czasu myśleć dokładniej o dziewczynkach, bo była zajęta szaleńczą pogonią.
- Co z rodzicami? - spytała.
- Nie żyją.
- Na pewno?
- Gdyby było inaczej ktoś by mnie poinformował. Zresztą... Widziałaś... Nie da się przeżyć poderżniętego gardła - rzekł gorzko. - Służący ich zabrali. Jeszcze tam nie byłem, ale o ile znam Saurę już się wszystkim zajęła. Większość czasu spędziłem tutaj, czekając. Na chwilę zszedłem do kancelarii napisać notkę odnośnie tego co się stało. Wysłałem już Emmę do twierdzy, żeby przekazała list Edgarowi - wyjaśnił.
- W ogóle cię tam nie wpuścili? - zapytała dyplomatka.
- W ogóle - odparł mężczyzna.
- Jest tak źle jak myślę, prawda? - Ais spojrzała na niego wymownie. Tristan pokiwał tylko głową.
- Zakładam, że to byli ich rodzice. Nie wiemy skąd są, nie wiemy jak się nazywają ani czy mają jakichkolwiek innych krewnych. Jeżeli są z daleka powstaje pytanie, czy w ogóle będą wiedziały jak trafić do swojego domu. Liczę, że starsza coś nam powie, ale pewności nie mam, to też tylko dziecko. Nie wiem dokąd jechali. Wóz był ustawiony w poprzek drogi, mogli jechać do Rododendronii albo z niej wracać. Z tego co zdążyłem zauważyć wóz był prawie pusty. Zakładam, że to co się dało zostało ukradzione. Póki się nie obudzą będziemy tak trwali w zawieszeniu, a nawet potem... Zanim czegokolwiek się dowiemy minie pewnie trochę czasu. Po pierwsze są w kiepskim stanie fizycznym, a o psychice boję się nawet myśleć.

Ais postąpiła krok do przodu i położyła Tristanowi dłoń na ramieniu.
- Chciałabym, żeby to nie było twoje zmartwienie - rzekła.
- Ale jest. Moje i tylko moje. To mój dom i moje włości, ja jestem odpowiedzialny za to co się tu dzieje.
- Tristan... - powiedziała łagodnie. - Przestań. To nie jest twoja wina. Nie jesteś w stanie kontrolować wszystkiego co się dzieje wokół.
Mężczyzna nie odpowiedział, spojrzał tylko na Ais zmęczonym wzrokiem...
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael była na zmianę spokojna i zaniepokojona. Cały czas martwiła się stanem dziewczynek i zaczęła się obawiać czy ich obrażenia wewnętrzne nie będą jednak groźniejsze niż przypuszczała. Zaraz jednak ganiła samą siebie – teraz były pod opieką wykwalifikowanego lekarza, który na pewno dobrze się nimi zajmie. Były bezpieczne. Dzięki tej świadomości była spokojniejsza. Bardzo czekała na jakiekolwiek instrukcje ze strony medyka, lecz on się nie spieszył – pieczołowicie badał swoje małe pacjentki nie rozpraszając się obecnością dwóch kobiet w pokoju. W końcu jednak się odezwał, a słysząc jego propozycję Biennevanto nie powstrzymała lekkiego zaskoczenia.
        - Na pewno? – zapytała, lecz nie zamierzała nalegać. Jeśli van Graaf powtórzy, by wyszła to tak uczyni, lecz jeśli wyrazi wahanie, nadal była skłonna mu pomagać, choć nie była pewna jak to zniesie. Uznała po prostu, że jej ewentualny chwilowy dyskomfort nie jest tak ważny jak możliwość pomocy poszkodowanym. Medyk jednak nalegał, nie wnikając przy tym w motywacje swoich decyzji, a Rael nie zamierzała się kłócić – kiwnęła głową na znak zgody.
        - Czy przysłać kogoś do pomocy? – zapytała, postępując już krok w kierunku wyjścia. Van Graaf odmówił, lecz błogosławiona kontrolnie spojrzała jeszcze w stronę Anastazji. Starsza kobieta była silna psychicznie i na pewno miała wiele energii jak na swój wiek, ale jednak to co ich czekało mogło być wyczerpujące, gdyby więc ktoś był jej potrzebny, wystarczyło poprosić.

        Ciche kliknięcie klamki poprzedziło moment, gdy drzwi do zielonego salonu nieznacznie się uchyliły, a na zewnątrz wychynęła najpierw sama głowa panny Biennevanto, a później ona sama w całej okazałości. Była trochę blada, ale nie wymęczona, bo tak naprawdę poza przeżytym stresem zdołała już zregenerować swoje siły.
        - Witaj Ais – zwróciła się do niej szeptem, by nie dyskutować zbyt głośno i nie przeszkadzać lekarzowi w wykonywaniu jego pracy.
        - Dziękuję, że tak szybko przybyłaś z panem van Graafem – podziękowała jej szczerze. Westchnęła, przenosząc wzrok od Mistrzyni Dyplomacji do Tristana. Nie wiedziała ile informacji na temat poszkodowanych miał lord, bo co prawda rozmawiał z Anastazją, ale mogły to być jedynie ogólniki niezbędne do zrozumienia sytuacji. Elfka nie wiedziała raczej nic, więc Rael uznała, że najrozsądniej będzie, jeśli opowie wszystko po kolei, bo już widziała w ich spojrzeniach to pytanie, którego jeszcze nie zadali pewnie jedynie przez wzgląd na własną ogładę.
        - Dziewczynki nadal są nieprzytomne – zaczęła z lekkim westchnieniem. – Służące opatrzyły im najgorsze rany i zajęły się też tymi mniejszymi, zostały przebrane… Pan van Graaf nie wyraził na razie żadnej opinii na temat ich stanu, prosił bym wyszła więc pewnie teraz trwa właściwa obdukcja. Starsza była bardzo obolała, ale na ile się dało postarałyśmy się jej ulżyć. I młodszej oczywiście też – dodała. – Anastazja mówiła, że młodsza mogła już na samym początku stracić przytomność, więc możliwe, że niewiele pamięta z napadu. Co do starszej nie wiadomo… Z nią jednak może być problem, jest w takim wieku, że mogła już zacząć miesiączkować. Wiesz co mam na myśli – zwróciła się do Ais, bo trudno było jej mówić o szczegółach, zwłaszcza przy mężczyźnie, nawet jeśli ten prawdopodobnie i tak już o wszystkim wiedział.
        Rael odetchnęła. Nie miała nic więcej do dodania – najwięcej i tak dowiedzą się dopiero od pana van Graafa. A nim on skończy swoje oględziny i opatrzy dziewczynki może minąć wiele czasu…
        - Ais, nie jesteś spragniona po tej gonitwie? - upewniła się. - Mogę ci przynieść wody z salonu - zaproponowała, obracając się nieznacznie w stronę pokoju, gdzie przebywały dziewczynki. - Tristan? - zwróciła się jeszcze do niego.
        - Wydaje mi się, że to może jeszcze długo potrwać, pan van Graaf jest bardzo dokładny, a pracy ma sporo - podjęła, znowu zwracając się do Mistrzyni Dyplomacji. - Jeśli chciałabyś się odświeżyć po tej gonitwie to chyba najlepszy moment.
        Rael nawet nie pomyślała o tym, że właśnie w pewien sposób spławiała swoją przyzwoitkę. Nie to miała jednak na myśli, chodziło jej tylko o jej komfort. Jeszcze tylko jednak kwestia została do poruszenia.
        - A tu coś się zmieniło? Coś może wiadomo o zmarłych? - upewniła się. - Tristan? Ais?
        Niebianka z nadzieją spojrzała na swoich rozmówców, więcej czasu poświęcając jednak lordowi, bo on cały czas był na miejscu i pewnie wiedział więcej niż elfka, która dopiero się pojawiła.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan spojrzał na drzwi, kiedy tylko usłyszał ciche kliknięcie klamki. Rael wyglądała na zmęczoną, nie jakoś bardzo, ale jednak. Może ktoś inny by tego nie zauważył, ale Tristan był wprawnym obserwatorem. Trudno było się dziwić, szlachcianki raczej nie miały na co dzień do czynienia z takimi sytuacjami. Rael była niebianką, ale Tristan wątpił, by w swoim krótkim życiu przeżyła taką sytuację jak dzisiaj. Nie była anielicą, która biega po świecie i leczy poszkodowanych, tylko arystokratką przyzwyczajoną do spokoju i wygód. Nie to, że mu to przeszkadzało, czy widział w tym jakąś ujmę, po prostu rozumiał, że ten dzień mógł ją zmęczyć. Zresztą on sam też nie czuł się najlepiej. Na nich wszystkich spadło dzisiaj wiele obowiązków, wliczając w to Ais, która sama zaoferowała, że pojedzie po medyka. Lord uważał, że wszystkim należał się odpoczynek, wszystkim, oprócz jego samego. On miał na głowie jeszcze wiele spraw.

Tristan wysłuchał ze spokojem słów niebianki. Większość tego co mówiła, wiedział już od Anastazji, ale nie wtrącał się w słowa jasnowłosej. Ais również wysłuchała wszystkiego z niesamowitym spokojem. Dyplomatka nie okazała ani zdziwienia, ani zaniepokojenia, nie pierwszy raz bowiem docierały do niej tak drastyczne informacje. Lata służby na dworze uodporniły ją w pewien sposób na tragedię.
- Myślę, że obie powinnyśmy odpocząć - rzekła w stronę niebianki.
- Jak sama powiedziałaś lekarz potrzebuje czasu by zbadać dziewczynki, a ty na pewno też jesteś już zmęczona. Powinnaś się czegoś napić, zjeść coś i przebrać - zasugerowała elfka. Nie to, że chciała odgonić Rael od Tristana, ale była mądrą i roztropną kobietą. Stanie tutaj pod drzwiami niczego nie zmieniało. Poszkodowanymi zajmował się medyk, a do pomocy miał oprócz Anastazji sztab służek, jeśli oczywiście by o to poprosił. Obecność niebianki, lorda i dyplomatki w tym miejscu była zwyczajnie zbędna.

- Ais ma rację - wtrącił się Tristan. - Powinnyście odpocząć, to były trudne godziny, dla nas wszystkich. Jeśli zaś chodzi o zabitych... Nie wiem nic więcej, niż same byście nie wiedziały. Jak znam Saurę zajęła się już wszystkim, myślę, że było dla niej oczywiste, że należy sporządzić ich rysopisy, a potem pochować. Nie będę czekał, aż dziewczynki się obudzą. Nie pokażę im zmarłych rodziców. Wieczorem zostaną pochowani. Jeśli chodzi o sam napad, sporządziłem notatkę i wysłałem Emmę do Żelaznej Twierdzy, by przekazała ją lordowi Edgarowi do rąk własnych tak szybko, jak to będzie możliwe. Generał na pewno wyśle odpowiednich ludzi na zwiad, by odnaleźć tych bandytów - mówił zaskakująco spokojnie, zdążył bowiem już nieco otrzeźwieć, nie znaczyło to, że przeszła mu wściekłość, po prostu potrafił zachować się przy damach.
- Najlepiej będzie jeśli panie udadzą się teraz do swoich komnat i dadzą sobie trochę wytchnienia - zasugerował. - A ja w tym czasie zajmę się wszystkim formalnościami związanymi ze pochówkiem. Jeżeli dziewczynki odzyskają przytomność każę was powiadomić - oznajmił i ruchem ręki wskazał wyjście z korytarza, sugerując tym samym, że puszcza je przodem, by te mogły ruszyć do swoich komnat.

Ais doszła do wniosku, że dłuższe stanie pod drzwiami i rozmowy nie mają sensu, należało dać doktorowi tyle czasu, ile potrzebował, a oni nie mieli tutaj za wiele do roboty.
- Chodźmy - oznajmiła i ruszyła przodem, będąc przekonaną, że Rael ruszy za nią.

Ciąg dalszy: Tristan i Rael
Zablokowany

Wróć do „Lawendowy Dwór”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość