Dolina Umarłych[Dolina Umarłych] Z góry zapisane przeznaczenie

Jeśli zadajesz sobie pytanie kim jesteś, jeśli wydaje Ci się że Twoja dusza już dawno umarła, a Twoje życie straciło sens... Dolina Umarłych to miejsce gdzie życie istot ją zamieszkały naprawdę straciło sens, wiec jeśli masz w sobie choćby iskrę życia i trafisz tutaj dowiesz się co to znaczy wola istnienia.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

[Dolina Umarłych] Z góry zapisane przeznaczenie

Post autor: Camelia »

        Camelia przez większość czasu, podczas podróży, zastanawiała się nad słowami wilkołaka. Wnioskując z jego wcześniejszych słów, niespecjalnie panuje on nad swoim „wilczym ja”. Czy nie wiedziała, jak to jest bać się o to, że przez przypadek mogłaby skrzywdzić bliskich? Oczywiście, wiedziała. Wstęgi wymagały niemal nieustannej kontroli, reagując na emocje maie. Raz, czy dwa, mogła je zmniejszyć tak, iż przypominały bransoletkę, lecz i tutaj potrzeba ogromnego skupienia i siły woli, co tylko dodatkowo męczyło jej zmysły. Gdy tylko jest wściekła, zła, smutna, czy inne uczucia jej towarzyszą, pasma oczywiście reagują. Nie zawsze w odpowiednim czasie, i nie zawsze na te złe emocje. Nie zamierzała jednak podzielić się tą informacją z Jonatanem. Lepiej nawet, by o tym nie wiedział.
        Maie westchnęła z ulgą, ale mimo wszystko obserwowała uważnie zachowanie wilkołaka. Wcześniej wyraźnie dawał znać o swoim zmęczeniu, dlatego też Camelia postanowiła być czujna.

        Dotarli wreszcie na tereny Mrocznych Dolin, a dokładniej do Doliny Umarłych. Dziewczyna nie ukrywała, że to miejsce budziło dziwną dla niej grozę. Co prawda, ona znała mrok, uważała go a cześć siebie, lecz tutaj... to był niepokojący mrok. Nie bez powodu nazywają to Doliną Umarłych. Zapewne gdyby Camelia potrafiła dostrzegać dusze ludzkie, widziałaby ich tu od groma. Cały czas zdawało jej się, że coś ich obserwuje. Coś bardzo złego.
- Niepokojące tereny... - wymamrotała, próbując jakoś zacząć rozmowę. Nie za bardzo uśmiechało jej się teraz jechać w ciszy, przerażającej ciszy potęgowanej dodatkowo mgłą.
        Camelia westchnęła, po czym specjalnie się zachwiała i runęła w dół. Spadłaby z konia, gdyby nie fakt, że przemieniła się w kolibra w połowie drogi. Pofrunęła wyżej, rozglądając się. Niestety, cała widoczność była zamazana – mgła nie pozwalała dostrzec jej dalszych terenów. Maie przechyliła główkę, po czym zleciała z powrotem do towarzysza, siadając mu na ramieniu. Po dłuższej chwili jednak, ponownie znalazła się za nim, przybierając swoja ludzką postać.
- Nic nie widać – powiedziała od niechcenia.
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Zerknął na Camelię, po czym z lekkim uśmiechem poklepał ją po nodze.
- Nie martw się. Nawet ja nie widzę przez tą mgłę.
Poprawił pas torby przewieszonej przez tors. Po drodze załapał się na szybką robotę, za którą opłacił nowy ekwipunek i prowiant na drogę. Jak zwykle nie wybrzydzał, zabierając również ciepłą czarną kurtkę i pas z przytroczonymi doń mieczem i sztyletem. Dziękował swojej przezorności, że wybrał ubrania z podbijanymi kołnierzami; jak przystało na dolinę trupów, panował tu zawzięty mróz. Ciekawiło go, jak na temperaturę reaguje Camie. Jej ubranie zwinął do torby i nie zauważył, by dotąd chociaż raz z niego skorzystała. Wzruszył sam do siebie ramionami, przypatrując się drodze przed sobą.
Nawet mgła miała zielony kolor - Jon uznał, że do konkretnie grobowej atmosfery brakuje jedynie pojękiwania upiorów. Mógł dla rozluźnienia pogwizdać albo ponucić coś pod nosem, jednak czuł pod skórą, że w takim miejscu nie wypada. Nie wiedzieć czemu, po prostu nie. Nawet starał się oddychać ciszej.
- To główny trakt - powiedział, zatrzymując wierzchowca. Zmrużył oczy, bezskutecznie starając się przebić wzrokiem przez ścianę mgły. Jedyne, co dostrzegał, to błędne ogniki rozświetlone na bagnach po obu stronach drogi. Jeden nieopatrzny krok i mogą skończyć pod powierzchnią błota i obumarłych roślin. Perspektywa ta nie uśmiechała mu się za bardzo, systematycznie więc sprawdzał, czy wciąż mają przed sobą podniszczoną, ale wciąż wybrukowaną ścieżkę.
- Ciekawe, kto wybudował tą drogę. I po co? - Potarł brodę. - Może miała być łącznikiem Alaranii... z czym właściwie? Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek czytał o północy.
Nawet jeśli, to musiałoby to być przed wiekami. Lud, który zbudował drogę, już dawno gryzł piach. Kto wie, czy nie ten, po którym teraz stąpali.
- Nasz cel jest przed nami. Według map, na końcu tej drogi znajduje się rozwidlenie na dwa wąwozy. Gdzieś tam powinien mieszkać... - Przymknął oczy, przeszukując pamięć. - Jak mu tam... Asimor?
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Odwzajemniła uśmiech. Mimo wszystko, nadal czuła dziwną odrazę co do tego miejsca. Nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem coś nie wyskoczy nagle, i nie urwie ręki czy nogi... tudzież; nie odgryzie.
Westchnęła głęboko, przy czym z jej ust wydobył się obłoczek pary. „Nie dość, że mgła, to jeszcze mróz...” Skrzywiła twarz w brzydkim grymasie.
W tym momencie jej wzrok przykuło coś, czego nigdy w życiu nie widziała. Małe, błękitne płomyki, które nie były większe niż zaciśnięta dłoń mężczyzny. Nie spotkała się nigdy z czymś takim. Znała co prawda podstawy bestiologii, lecz dzięki nim potrafiła jedynie odróżnić mantrykorę od wiwerny, albo dokładnie opisać umbrisy. Czegoś takiego jeszcze nie widziała.
        Rozszerzyła oczy, przyglądając się płomykom.
- Śliczne... - wymamrotała. „A może to dusze zmarłych?” dodała w myślach. Wstęgi, które już od dłuższego czasu oplatały jej ramiona, powoli skierowały się ku jednemu z świateł. Camelia przez dłuższy czas próbowała „złapać” jednego ognika, lecz za każdym razem, gdy wstęga znajdowała się bardzo blisko płomyka, ten znikał. Oczywiście, nie zamierzała sama podejść do owych duszków.
- Ej, co to? Co to jest? Czym to jest? - zapytała, spoglądając na Jonatana z – może trochę przesadzoną – ciekawością, która malowała się w jej oczach, jak i szeroki uśmiech zdradzał zainteresowanie. Starała się jednak nieco pohamować entuzjazm.
- Nigdy nie widziałam czegoś takiego... - usprawiedliwiła się, ponownie bawiąc się wstęgą wokół jednego z płomyków. Po krótszej chwili jednak owinęła pasmo wzdłuż ramion, widząc jak bezskuteczne są jej połowy na jeden z ogników.
Spojrzała ponownie na Jonatana.
        - Może to wszystko robota demona, który po prostu chciał uciec od rzeczywistości i zbudował gdzieś tutaj swój dom, obecnie będący w kompletnej rozsypce? - Rozglądała się wokół. - Opcji jest naprawdę wiele, a legend o tym miejscu jeszcze więcej... Niektórzy mówią, że jeśli zaufasz tutejszej zbłąkanej duszy, to sam zabłądzisz i zginiesz. Albo o potworze z bagien... Ta teoria z ścieżką, która łączy Alaranię z jakimś innym światem, może być możliwa. Ale tu wiele rzeczy jest możliwe.
Zdała sobie sprawę, że za bardzo się rozgadała. Cóż, wydawało jej się, że nie zniesie całej podróży w ciszy. Zwłaszcza w takim upiornym miejscu, w którym ta cisza zdawała się aż krzyczeć.
- Znam się na mapach jak anioł na skrytobójstwie – oznajmiła. - Zdaję się tutaj na twoją wiedzę. I coś myślę, że wcześniej nazwałeś tego kogoś „Asimov” – dodała z delikatnym uśmiechem, chwaląc się przy okazji pamięcią.
Droga dłużyła się cały czas, a rozwidlenia wciąż nie było widać. Może to efekt mgły? Camelia przez cały czas obserwowała płomyki, których było już coraz mniej. Nadal zachwycała się nimi.

        Dotarli już do rozwidlenia. Maie w duchu podziękowała, zaczynała powoli się nudzić. I faktycznie, na tych terenach mgła była mniej gęsta, można bez problemu dostrzec mały, zawalający się domek.
Chociaż, mógł się taki wydawać przez słabą widoczność...
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

- Zbłądzona dusza... - zamyślił się. - Chyba sama sobie odpowiedziałaś, czym to jest.
Nie dziwiła go fascynacja Camelii, sam był równie podekscytowany, gdy pierwszy raz zobaczył ognie umarłych poza książkowymi rycinami. Widział jednak tych, którzy za nimi podążali. Chociaż ich ciała powracały, dusze zostawały już na zawsze na bagnach.
Zatrzymał konia, przypatrując się obu drogom. Nie różniły się żadnym elementem, jeśli nie liczyć kierunku. Zrezygnowawszy z prób przebicia mgły wzrokiem, skupił się na chatce pośrodku.
Na pierwszy rzut oka nie różniła się niczym od zwykłych budynków, które mijali po drodze. Jednopiętrowa, ściany z desek i gliny, przykryta ledwo rdzawymi dachówkami. Jonatan odnosił jednak wrażenie, że coś tu nie gra - to głupie, miał jednak wrażenie, że wszystko zostało tu postarzone specjalnie. Jakby ktoś umyślnie łamał dachówki, nanosił warstwy brudu na ściany i szczerbił mały płotek, który, jakby się mogło wydawać, stał kiedyś przed wejściem.
Zeskoczył lekko z wierzchowca, nie wydając przy tym dźwięku głośniejszego od westchnienia myszy, i w tym samym momencie drzwi chaty uchyliły się, ukazując postać starca w białym fartuchu.
Jon położył dłoń na rękojeści miecza, nieruchomiejąc. Mężczyzna przed nimi był niezwykle wysoki, prawie dorównujący mu wzrostem. Długie białe włosy związał na plecach w koński ogon, a starannie wypielęgnowaną brodę trzymał rozpuszczoną. Podpierał się na zwykłej drewnianej gałęzi, która z prac dekoracyjnych mogła poszczycić się najwyżej usunięciem małych gałązek. Jonatanowi najpierw zdawało się, że starzec trzyma oczy zamknięte, jednak dopiero po chwili zorientował się, iż zostawił sobie cieniutkie szparki, jakby celowo zasłaniając oczy. Grim zanotował ten fakt w pamięci, trzymając jednak język za zębami.
- Ty jesteś Asimov? - zapytał głośno, zerkając na Camie.
- Po co zadajesz pytanie, na które znasz odpowiedź? - odparł mężczyzna, nie zmieniając wyrazu twarzy. Wilkołak przygryzł zęby. Czuł się przy nim nieswojo, a to nigdy nie kończyło się dobrze.
- Ponoć potrafisz odczynić każdą klątwę - powiedział pewnie. - Jesteś w stanie uleczyć także mnie?
Asimov nawet odpowiedział od razu. To, że trwał w kompletnym bezruchu, nie podobało się Jonatanowi.
- Co ci dolega? - zapytał w końcu. Wilkołak zamiast odpowiedzieć, wskazał na swoje oczy, połyskujące wśród mgły kolorem bursztynu. Asimov pokiwał głową.
- Jesteś pewny, że chcesz się jej pozbyć?
- Tak - potwierdził.
- I jesteś gotowy na wszystkie konsekwencje?
Wilkołak poruszył się niespokojnie.
- Jakie konsekwencje? - zapytał, a w jego głosie dało się słyszeć złamaną nutę pewności.
- A - Asimov uśmiechnął się. - Więc nie jesteś pewien swojej prośby. To może namyśl się, a niech chowająca się za tobą twoja przyjaciółka powie, czego potrzebuje.
Jonatan zgrzytnął zębami.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        „Te płomyki to zbłąkane dusze?” powtórzyła w myślach, spoglądając na ogniki. Ich piękno nadal ją zachwycało.
Uważnie nasłuchiwała otoczenia. Chatka, pod którą się znaleźli, wyglądała naprawdę staro, chociaż Camelia nie przeczyła, iż to mogły być tylko pozory. Ostrożnie zeszła z konia, lądując niemal bezszelestnie na ziemi. Obserwowała poczynania Jonatana, prostując się. Gdy jej oczom ukazał się starzec, będący rzekomo Asimovem, wzdrygnęła się. Mężczyzna mieszkający samotnie w takim miejscu... historia rodem wzięta z jakiejś legendy. Maie miała dziwne wrażenie, że zaraz się okaże, iż w dalszej części Doliny Umarłych znajduje się dom starszej kobiety; wiedźmy, która kusi niewinnie wyglądające osóbki, zapraszając do chatki, a następnie je pożera. Camelia poczuła gęsią skórkę.
        Powolnym krokiem podeszła bliżej Jonatana, nie spuszczając wzroku ze starca. Wrażenie, że ktoś ich obserwuje, ciągle ją prześladowało. Wstęgi mocniej zacisnęły się na jej ramionach. Przysłuchiwała się rozmowie obu mężczyzn, lecz kątem oka wypatrywała ruchu.
„Konsekwencje?” pomyślała, spoglądając na Asimova z uniesioną lekko brwią. Zganiła się w myślach, przypominając sobie o bardzo istotnej rzeczy. Co prawda, nie znała się na odczynianiu klątw i mogła się mylić w tej kwestii, lecz umysł podpowiadał jej, że wiele dotychczasowych prób przemiany, to głównie rytuały.
Podeszła bliżej wilkołaka, chwytając go niezauważalnie za rękę. Przełknęła ślinę.
- Ej, nie mów mi, że tutaj w grę wchodzą rytuały... - szepnęła niemal niesłyszalnie, by tylko Jonatan mógł ją usłyszeć. Ścisnęła mocniej jego dłoń, widząc zmieszaną minę wilkołaka. Jednak nie była pewna, czy zrobiła to aby jakoś podnieść go na duchu, czy też próbowała jakoś sama się uspokoić. Zbladła na myśl o rytuałach i związanymi z nimi wspomnieniami. W tym momencie nie była już pewna, co ma odpowiedzieć starcu.
- Szukam kogoś – zaczęła. - Obecnie jestem tutaj tylko do towarzystwa. - Nie ufała mu. Wydawał jej się podejrzany. Już sam fakt, że mieszkał w tak ponurym miejscu, źle o nim wróżył.
        Niespodziewanie Camelia dostrzegła coś. Ruch, ktoś jeszcze znajdował się w pobliżu. Rozejrzała się po okolicy, po czym spojrzała ponownie w kierunku Asimova. Niewzruszony starzec zaczął działać jej na nerwy. Puściła dłoń Jonatana, po czym podeszła bliżej brodacza. Drzwi do jego chatki nadal były uchylone. Maie spróbowała zerknąć do środka, lecz nagle; drzwi zatrzasnęły się, a przed nimi pojawił się wysoki, szarooki mężczyzna. Z całą pewnością był nieco młodszy niż Asimov, lecz wiekiem daleko nie odbiegał, przynajmniej z wyglądu...
- Cześć, Camie – powiedział z uśmiechem. - Pamiętasz mnie jeszcze?
Maie tylko pokiwała przecząco głową. Uśmiech mężczyzny bardziej się pogłębił.
- Nic nie szkodzi, to w sumie było do przewidzenia. Nawet lepiej, że nie pamiętasz.
Camelia westchnęła głęboko. Spojrzała w kierunku Jonatana, jakby szukając u niego pomocy; to miejsce powoli zaczynało ją przerażać.
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Jonatan, w przeciwieństwie od Camelii, dostrzegł kogoś zgoła innego. W jego oczach nieznajomy przybysz jawił się jako owszem, wysoki i szarooki mężczyzna, jednak wiek jego, niczym elfa, nie był łatwy do przewidzenia. Wilkołak dostrzegł jednak pewien szczegół, który niezwykle go zaintrygował. Po chwili pomyślunku nie był już tego tak pewien, uwzględniając możliwość pomyłki. Podejrzewał jednak, że dostrzegając jednakowy ruch u obu mężczyzn wpadł na trop czegoś bardzo ważnego.
Nie wiedząc o punkcie widzenia Camelii, nie zawracał sobie głowy tą sprawą. Dziewczyna napomknęła coś o rytuale. Teraz dopiero pomyślał, że może tego nie uniknąć. Jeszcze jako młodzik czytał o szamańskich obrzędach, które ponoć, dobrze przygotowane, były zdolne do straszliwych zmian, niekiedy całego świata. Zebrał się jednak w sobie i, występując krok do przodu, powiedział z pewnością głosu dorównującą królom:
- Jestem gotowy na rytuał i na wszystkie jego konsekwencje.
Zaległa nieprzyjemna cisza, która zaczęła świdrować jego i tak wyostrzone zmysły. Szarooki odgarnął brązowe niczym kora włosy z czoła, ewidentnie ignorując obecność Jonatana, co z jednej strony uspokoiło go, z drugiej jednak podziałało na nerwy. Asimov jednak drgnął, jakby wybudzając się z krótkiego transu. "Przysięgam, jeśli zasnął, nie odpowiadam za siebie" przemknęło mu przez myśl, jednak upchał ją gdzieś z tyłu głowy. Kto wie, czy tamten nie potrafi czytać w myślach.
- To nie rytuał - sprostował go Asimov. - Może nim być to, co czeka twoją przyjaciółkę, ale dla ciebie przygotowane jest co innego. Spójrz - wskazał ręką na lewą ścieżkę, patrząc od strony drogi, którą tu przybyli - na końcu tej ścieżki czeka lekarstwo na twoją udrękę. Nie będę ci mówił o tym, co cię czeka, bo gdy się tam znajdziesz, wszystko zrozumiesz. Jednak uprzedzam - odwrócił głowę w stronę dziewczyny - nie możesz w tę podróż zabrać nikogo. Ta droga jest samotna, lecz wszystko zrozumiesz. Powiedz, gdy będziesz gotów.
Jonatan spojrzał nieufnie na zamgloną drogę. Co tam się kryło? Czy naprawdę znajdzie tam odpowiedzi? A co, jeśli jest to tylko test? Cóż, w najlepszym razie. W najgorszym czeka go tam jedynie śmierć. Jaką miał pewność, że starzec życzy mu w ogóle dobrze? Rozmowa przeszła szybko, niespodziewanie szybko, chociaż w myślach Jonatam zupełnie inaczej sobie ją wyobrażał.
Bijąc się z myślami, złapał i ścisnął w przypływie dłoń Camelii, szukając oparcia.
- Co mam zrobić? - zapytał cicho, nie bardzo wiedząc czy siebie, czy ją, jakby nie patrzeć, swoją jedyną przyjaciółkę. - Powinienem iść?
Spojrzał prosto na niebieskooką. W jego oczach, prawdopodobnie pierwszy raz, zagościła niepewność... i strach?
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Ze świstem wciągnęła powietrze, obracając się do Jonatana, spoglądając na niego pogardliwie. Ostrzegała go, rytuał to naprawdę nie jest nic, co każdy mógłby od tak przeżyć. Ale nie to sprawiło, że poczuła dziwne ukłucie żalu. Sposób, w jaki to mówił... Coś, przez co ona omal nie zginęła w cierpieniach i mękach, wydało się dla niego tematem, który można zaakceptować tak po prostu. Camelia ledwo powstrzymała się, by nie zacisnąć pięści.
        Gdy jej wzrok powędrował z powrotem w kierunku szarookiego mężczyzny, ten uśmiechnął się przenikliwie do niej, co tylko spotęgowało jej niepewność. Wydawał jej się nie dość, że bardzo podejrzany, to jeszcze dziwnie znajomy... Nie był jednak osobą, której obecnie maie poszukuje.
Słysząc słowa Asimova, Camelia zbladła. „Nie, nie znowu...” - pomyślała, kręcąc przecząco głową. Cofnęła się o kilka kroków i mało brakowało, a potknęłaby się. Nie zorientowała się nawet, kiedy wstrzymała oddech. Nie chciała ponownie tego przeżywać. Co jak co, ale wolałaby już zostać eugoną, odrażającym szczurem, a nawet kimś takim, jak ta przeklęta pokusa, którą wcześniej ścigała! Wszystko, tylko nie rytuał.
- Nie... - wymamrotała w końcu. - Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie... - zdawało się, że nie skończy wypowiadać tego słowa. Stając ponownie obok wilkołaka, starała się nie ukazać swojego strachu. Błagała, by jej wystraszone serce uspokoiło się, a twarz nie wyrażała przerażenia.
Nie ufała tym ludziom. Zwłaszcza szarooki facet, który wydawał się jej znajomy... już gdzieś widziała jego twarz, była tego niemal pewna.
        Poczuła nagły uścisk. Jonatan chwycił ją za dłoń. Spojrzała na niego, chcąc zabrać rękę, lecz powstrzymała się. Chyba po raz pierwszy widziała taki wyraz twarzy u wilkołaka. Za nic nie mogła uwierzyć. Nie pasowało to do niego. Cały czas kojarzyła Jonatana z opanowanym i raczej twardo stąpającym po ziemi mężczyzną, a teraz? Wydawał się taki bezradny...
Dopiero po chwili Camelia oprzytomniała i przestała wpatrywać się w niego.
- Jeżeli naprawdę chcesz ponownie stać się tym, kim kiedyś byłeś, powinieneś spróbować – bełkotała. Jednakże jakaś część jej błagała, żeby nie szedł oraz nie zostawiał jej samej z Asimovem i szarookim mężczyzną. Lecz nie zamierzała powstrzymywać go tylko dlatego, że ona tak chce. To zbyt samolubne...
        Niezauważalnie mały kawałek wstęgi spełzł z jej ramienia, oplatając nadgarstek Jonatana. „Tego chyba nie zabronią...” - przeszło jej przez myśl.
- Jeśli coś ci się stanie, dowiem się o tym – powiedziała z nikłym uśmiechem. - Natomiast jeżeli ja stracę przytomność, pasmo przestanie oplatać twoją rękę – dodała. Wolała mieć stu procentową pewność co do niektórych rzeczy...
- Nie zgadzam się na żaden rytuał - rzekła w kierunku Asimova, ledwo powstrzymując drżenie głosu. - Jak już mówiłam, jestem tutaj tylko jako towarzyszka. Nic od was nie chcę. - Jej spojrzenie mogłoby zmrozić w tej chwili duszę niejednego śmiałka, który ośmieliłby się z nią dyskutować.
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Przygryzł wargę, po czym objął lekko Camelię. Sam do końca nie spodziewał się takiej reakcji swojego ciała, więc zreflektował się szybko, prawie odskakując od niej. Posłał jej najcieplejszy uśmiech na jaki stać było jego skamieniałą twarz, po czym podszedł żołniersko sprężystym krokiem do starca.
- Jestem gotowy.
Asimov złapał go za nadgarstek, przykładając z drugiej strony dłoń. Jonatan nawet nie zdążył wyczytać z ruchu ust słów zaklęcia, gdy jego myśli powędrowały ku nagłemu uczuciu parzącego gorąca na swoim lewym przedramieniu. Zwęził oczy, unosząc je na wyglądającego bezradnie przy ogromnym wilkołaku starca.
- Twoja ścieżka zaczyna się tutaj - powiedział starzec, otwierając szeroko oczy i przyjmując spojrzenie pomarańczowych oczu bestii. Zaskoczony Grim przeniósł wzrok na szarookiego.
- To znamię pozwoli ci wrócić, gdy ukończysz swoje zadanie.
- Wciąż nie wiem, czym ono jest - zauważył.
Asimov puścił jego ramię, a Jon dostrzegł jaśniejące złotym światłem znamię, które przypominało mu leżącą ósemkę. Znak nieskończoności. Mała myśl zabłysła na końcu jego pamięci, jednak nie potrafił jej teraz wyciągnąć na światło dzienne.
- Idź i staw czoła swojemu pragnieniu.
Odwrócił się, spoglądając na swoją towarzyszkę. Czuł niewyraźną nitkę, przyczepioną do jego dłoni. Przynosiło mu to otuchę w chwili, gdy sam nie był pewien przeszłości.
- No - zaczął, a następnie skinął głową. - To trzymaj za mnie kciuki, dobrze?
Powiedziawszy to, nie oglądając się za siebie, ruszył drogą, która niewyraźnie wyłaniała się przed nim z mgły. Już nie był w stanie dostrzec zakapturzonej postaci zbliżającej się do nich drogą, którą tu przybyli.
Mgła doszczętnie pochłonęła wszystko przed nim, za nim i na boki. Gdy zupełnie stracił widoczność, znamię zaczęło szaleć. Nawet jego próg odporności został osiągnięty, a wyniszczający ogień rozpłynął się w jego żyłach. Przeklinał się w myślach, że zaufał starcowi. Zerwał się wiatr, a Jonatan, przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo, szarpnął za wstęgę Camelii. Lecz w tym samym momencie czarny pas niezwykle trwałego materiału opadł bezwiednie na ziemię, gdy ręka wilkołaka razem z całą resztą rozpłynęła się we mgle.




Otworzył oczy, gdy nocny wiatr owiał jego twarz. Leżał rozciągnięty w wysokiej trawie pośród nocnej ciszy, przerywanej cichymi westchnieniami wiatru i cykaniem świerszczy. Powstał energicznie, rozglądając się dookoła. Wśród tutejszych drzew coś zdawało mu się niezwykle znajomego. Nie widząc innej możliwości, ruszył pomiędzy gąszcz, rozglądając się za jakimkolwiek punktem orientacyjnym.
Puszcza zdawała się praktycznie nietknięta przez człowieka; nie napotkał po drodze żadnych pułapek ani sideł, co, zważywszy na częste tropy zwierząt, stanowiłoby idealne źródło mięsa. Mało zostało miejsc tak niesplamionych gospodarką ras rozumnych, czuł więc coś w rodzaju dumy, iż znalazł się w nim. Po chwili jednak zatrzymał się w pół kroku, słysząc rżenie. Nie był jednak dość szybki, gdyż zwierzę usłyszało go, wyłaniając się z gęstwiny. Wilkołak oniemiał.
- Lenka? - zapytał, gdy brunatna klacz podeszła bliżej, podtykając łeb pod dłoń mężczyzny. Jakim cudem?
Z radością pogładził silny grzbiet zwierzęcia, szepcząc słowa otuchy koniowi. Lenka była jednym z jego pierwszych koni, licząc od czasu, gdy się usamodzielnił. Tylko, że było to jakieś piętnaście lat temu...
W jednej chwili wszystko zrozumiał. Wspomnienia wróciły w jednej chwili, przypomniał sobie też, gdzie się znajduje. Asimov nie dał mu możliwości zdjęcia klątwy. Pozwolił mu jej zapobiec.
Zgrzytnął zębami. Nie było czasu na rozmyślanie. Walka z wilkiem nie zajęła mu długo czasu, tego był pewien. Odczepił kuszę od siodła, biorąc ze sobą dwa bełty. Jeden założył od razu na cięciwę, nie czując nawet naciąganych ramion broni. Uśmiechnął się na myśl, jak bardzo jego mięśnie nie były wtedy wyrobione. Przywołując w pamięci drogę, ruszył truchtem poprzez drzewa.
Wodził końcem kuszy po linii prostej, obserwując toczącą się walkę. Po latach dostrzegał tak wiele niedociągnięć w swojej technice. Mógłby być idealnym nauczycielem dla siebie. Czuł jednak, że świat słabo zareagowałby, gdyby zbliżyli się do siebie zbyt blisko.
Stłumił kichnięcie. Wszystko potoczyłoby się bez zmian gdyby nie fakt, że przy tej samej okazji palec omsknął mu się o spust. Cichy bełt pomknął przed siebie, mijając wilkołaka. Otarła się o bark młodego Jonatana, który w ferworze walki nawet tego nie zauważył. Jednocześnie przybyszowi z przyszłości pociekła krew z nosa. Do jego umysłu zaczęły napływać nowe wspomnienia, jak zauważenie nowej rany, dodatkowy bandaż po powrocie do domu i późniejsze problemy z trzymaniem pochwy na tym ramieniu. Zganił się za swoją nieostrożność, ładując kolejny bełt. Wyczuł idealny moment, gdyż ogromny wilk stanął na tylnych łapach, wysyłając ku księżycowi donośny ryk. Jonatan wymierzył kuszą, jednak...
Nadpisane wspomnienie coś mu uświadomiło. Nawet mała zmiana w przeszłości będzie skutkowała odmienną przyszłością. Jeśli nie zostanie wilkołakiem, rodzina go nie wydziedziczy. Będzie ponownie łowcą potworów, tępiącym każde stworzenie inne od ludzi i elfów. Nigdy nie znajdzie się na granicy państw, nie będzie tropił zabójców, nie podąży za pokusą i nigdy nie pozna...
Ostatnia myśl podziałała niczym obuch. Zrozumiał, jak głupi był, chcąc zmieniać to, czym teraz jest. Gdyby nie jego osobista tragedia, nigdy nie otworzyłby oczu. Stałby się największym wśród ludzi, jednak dla innych byłby mordercą, ciemiężcą.
Opadł na tyłek, opuszczając kuszę. Przypatrywał się w spokoju, jak śmiertelnie raniony wbija ułamany drzewiec włóczni w bok zwierzęcia, po czym zostaje przez nie ugryziony w szyję.
- Więc tak to się stało - zamruczał pod nosem. Nigdy nie był do końca pewien, co działo się pod koniec tego starcia. Obserwował, jak z wilkołaka uchodzi życie, jak młody Grim traci przytomność. Westchnął pod nosem. Chyba tak wszystko musiało być.
Starając się być niezauważonym, oddalił się z miejsca najważniejszej walki jego dotychczasowego życia. Przyczepił kuszę tam, gdzie wcześniej wisiała, zdejmując z niej bełt. Odprowadził Lenkę na jej miejsce, poklepał po chrapach i skierował się do najbliższej sobie znanej osady.
Uszedł kilkanaście kroków, gdy przypomniało mu się znamię wypalone przez starca. Zerknąwszy na przedramię był świadkiem, jak niegasnący do tej chwili znak rozpływa się, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Jonatan stał nieruchomo, przypatrując się ramionom, po czym zaczął się śmiać. Najpierw było to ciche mruczenie, które w chwilę zmieniło się w głośny rechot, by przerodzić się w ryk rozpaczy. Nie wróci do swoich czasów. Zostanie tu na zawsze.
Analityczny umysł wilkołaka nie dał mu jednak chwili wytchnienia. Wyjął zza pasa małą igiełkę, której używał do cerowania rozdartych ubrań. Zwykle mało ich zostawało po jego przemianach, jednak jeśli taka się zdarzyła, reperował ją w swoim zakresie. Wybrał miejsce najmniej narażone na przebicie żyły, po czym posuwistymi ruchami zaczął kreślić po ramieniu litery. Szczerze powiedziawszy, nie poczuł tego za bardzo, jednak proces dłubania liter w swoim ciele był czasochłonny, przez co swędzenie ran zaczęło być irytujące. Gdy skończył, przyjrzał się swojemu dziełu. Będzie musiał je dokładnie zapamiętać. Musi ją ostrzec.

" Camelia. Dolina Umarłych, późna jesień."
Pod spodem nakreślił jedną pionową kreskę. Pierwszy rok. Zostało jeszcze czternaście.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Bała się. Nie tylko tego, że ci ludzie wydali jej się podejrzanymi osobami, którym nie można zaufać, lecz zaniepokoił ją wcześniejszy wyraz twarzy Jonatana. Camelia zdziwiła się w momencie, w którym poczuła, jak ramiona wilkołaka ją obejmują. Ten stan jednak szybko jej przeszedł. Już chciała odwzajemnić uścisk, lecz mężczyzna nagle odsunął się od niej. Odwróciła na moment wzrok, po czym ponownie się uśmiechnęła. Spokojnie obserwowała to, co działo się potem. Nadal nie ufała Asimovowi, ni szarookiemu, który szczerzył się nieprzerwanie w jej kierunku. Irytował ją. Spojrzała ponownie w kierunku Jonatana.
- Dobrze – rzekła, uśmiechając się. Lecz w chwili, w której wilkołak zniknął jej z pola widzenia, w jej umyśle ponownie zagnieździły się ponure myśli. A wzrok szarookiego mężczyzny zdawał się przeszywać ją na wylot.
        - Więc, powiesz mi może, czego ode mnie chcesz, i przestaniesz pogrywać mi na nerwach? - zapytała oschle, unosząc brew. - Znam cię skądś?
- Może inaczej. Pamiętasz piosenkę o czterech kolibrach?
Camelia rozszerzyła oczy w zdziwieniu. Tylko ludzie z jej wioski ją znali. To była bardzo stara kołysanka, której maie nauczyła się w osadzie ponad dziewięćdziesiąt lat temu... Zakryła usta dłonią, zamierając na chwilę w niedowierzaniu.
- Ty byłeś tam... ta sekta... - mamrotała. Uśmiech chłopaka pogłębił się.
- Saiph – rzekł. - Tak się nazywam.
- Co się z nimi wtedy stało? - Spuściła wzrok, starając się unikać jego oczu. Wspominanie tego paskudnego miejsca nie należało do rzeczy, które Camelia omawiałaby z uśmiechem.
- Rozpadli się. To dlatego, że ich eksperyment z przyzwaniem demona Erlata się nie powiódł. Ich obiekt się zbuntował i umarł... tak przynajmniej mówili.
- Jak sam widzisz, ja ciągle żyję – oświadczyła. - Jakoś. Wiesz może, gdzie odesłali... Briana? - jak bardzo nie potrafiłaby się powstrzymać, nie mogła nie wypowiedzieć tego imienia bez szczypty nienawiści w głosie.
- Wiem. Ale jego tam nie ma. Nie szukaj go... - oznajmił spokojnie, za spokojnie. - On nie jest tego warty, a...
- Milcz. Tyle mi wystarczy – przerwała mu. - Zadam mu tyle tortur, ile godzin on przeżył w tamtym miejscu, przypatrując się cierpieniu innych. Będzie błagał mnie na kolanach. - Przymknęła oczy, czując dziwny uścisk na ramieniu. Wstęga! Coś było nie tak. Nie czuła powiązania z pasmem, które zawiązała wokół nadgarstka Jonatana.
        Nie czekała długo. Jedna z czarnych wstęg ze świstem pofrunęła w stronę Asimova, lecz nim go dosięgła, pojawił się przed nim Saiph, jakby próbował bronić starca.
- Coście mu zrobili? - zapytała groźnie, a czarne pasma jej artefaktu chlastały powietrze, zwiastując niebezpieczeństwo dla każdego, kto tylko spróbuje się zbliżyć do Camelii.
- Uspokój się – odparł szarooki.
- Zadałam pytanie! Odpowiadaj, albo poucinam wam łby! - Jej niepokój wzrósł, nie mogła racjonalnie myśleć. Saiph spojrzał na starca porozumiewawczo, po czym ponownie skierował swój wzrok ku dziewczynie.
- Nic. Jest w trakcie swojej próby, nie denerwuj się. Co jak co, ale z tobą raczej walczyć nie chcę.
„Czy on myśli, że jestem głupia?” - nie ukrywała oburzenia. Po krótkiej chwili spojrzała w kierunku chatki. Jedna ze wstęg momentalnie tam powędrowała, otwierając jej drzwi.
- Camie! - krzyknął szarooki, lecz dziewczyna już zdążyła wbiec do środka. Kierowała się impulsem, miała tylko nadzieję, że znajdzie coś, co... pomoże jej? Tak to mogłaby określić. Zatrzasnęła drzwi, a jej wzrok skupił się na pokoju. Na środku pomieszczenia widniał... pierścień. Niby nic wartego uwagi, gdyby nie fakt, że ta błyskotka lśniła. Camelia podeszła do niej, a gdy chwyciła w dłoń błyszczący przedmiot, ten rozjaśniał jeszcze bardziej.
        - To duch Crypsy... - usłyszała za sobą, po czym odwróciła się nagle. Za nią stał nie kto inny, jak Saiph. - Spełnia życzenia. Lecz potrzebna ofiara z krwi.
Maie spojrzała na niego z niiepokojem.
- Jak dużo? - zapytała niby spokojnie.
- Mało. Kilka kropel. Camie, nie myśl o...
- Zamknij się – powiedziała to od niechcenia, rzucając słowa na wiatr. On i tak nie mógłby jej powstrzymać. Jedną ze wstęg przecięła wnętrze swojej dłoni, a stróżka krwi splamiła pierścień. „Zabierz mnie do Jonatana” - pomyślała bez wahania. Już po krótkiej chwili jej sylwetka rozpłynęła się w powietrzu.

        Rzeczy, które się po tym wydarzyły, Camelia mogła określić jako momenty trwające zaledwie kilka sekund. Niespodziewanie, maie znalazła się w powietrzu, dosłownie odrobinę nad linią drzew. Wstrzymała oddech pozwalając, aby okrutna siła grawitacji pociągnęła ją w dół. Obiła się o kilka gałęzi drzew, lecz w końcu wylądowała. Coś zamortyzowało jej upadek, a tym czymś, okazał się być jednak ktoś; wilkołak. Siła jej upadku powaliła oboje na ziemię. Camelia spojrzała na niego, nie pohamowała radości, jaka się w niej teraz zebrała. Żył, był raczej bezpieczny...
- Jonatan! - powiedziała z szerokim uśmiechem. - Zdążyłeś się już za mną stęsknić? - dodała, śmiejąc się. Lecz zaraz po tym jej mina nieco spoważniała. Pod wpływem chwili, Camelia wtuliła się w tors wilkołaka, zaciskając dłoń na jego ramieniu.
- Nic ci nie jest... całe szczęście... - wymamrotała ledwo słyszalnym tonem.
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Wymamrotał zduszone przekleństwo, leżąc pyskiem w ziemi. Nie spodziewał się przygniecenia czymś tak...
Obrócił się, lecz już po chwili ktoś oplótł go ramionami. Zareagował błyskawicznie, chcąc się uwolnić, jednak coś wydało mu się znajomego w tej czarnej czuprynie.
- Co? - wymamrotał zdezorientowany, przypatrując się wyszczerzonej twarzy...
- Camelia?
Nie wierzył własnym oczom. Tak długo jej szukał, przeczesując całą Alaranię... a ona siedziała na drzewie?! Cisnęły mu się na usta uwagi co do krycia się po drzewach, jednak ulegając sytuacji, sam przygarnął do siebie dziewczynę, zaczynając się śmiać.
- Nie powinno cię tu być - powiedział jej na ucho, czując palący go od środka ogień szczęścia. Chwiejnie wstał, ciągnąc do góry przyklejoną do niego dziewczynę. Odchylił się na długość ramion, by przyjrzeć się jej. Tyle czasu minęło, a ona nie zmieniła się nic a nic. Nie to, co on; dodatkowe lata odbiły się na jego twarzy kilkoma zmarszczkami i wyrazem zmęczenia w oczach. Sprawiał wrażenie o wiele poważniejszego, lecz twarz zaczęła ukazywać prawie całkiem nowe emocje. Był już dawno po czterdziestce, jednak jego charakter szedł dosłownie w odwrotnym kierunku. Uśmiechał się bez przyhamowań, cieszył wewnętrznie jak dziecko. Szmat czasu wędrówki zaczęło wymazywać jego introwertyzm, a on podążał tylko w jednym kierunku, który spadł mu dosłownie z nieba.
- Jak ty się tu znalazłaś? Powinnaś być teraz w... - urwał, rozmyśliwszy się. Czekał na to latami, i bez zahamowań wpił się w jej wargi, a wieczność czekania przestawała mieć dla niego znaczenie.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Camelia nie mogła przestać się uśmiechać. Gdy tylko straciła kontakt z połączeniem między wstęgami, zaniepokoiła się. Jednakże widząc, że wilkołakowi nic nie jest, ciężko jej było opisać ulgę, jaką w tamtej chwili poczuła.
Pozwoliła się podnieść, nadal wtulając się w wilkołaka. Co prawda, nie mogła wiedzieć o tym, ile czasu on tutaj spędził. Stąd też zdziwiła się, widząc jego twarz. Zauważyła te zmiany.
- Może i nie powinnam tu być, ale jestem – odparła spokojnie. Uśmiechnęła się ponownie. - Przeniosłam się do ciebie dzięki temu czemuś – ukazała pierścień, który do tej pory trzymała w zaciśniętej dłoni. - Ale to chyba jednorazowe... ja już nie mogę tego użyć, ale co innego ty. Możemy wrócić – dodała, spoglądając na Jonatana z szerokim uśmiechem. W pewnym momencie jednak poczuła, jak jego usta odnajdują jej wargi, i zatapiają się w delikatnym pocałunku. Odwzajemniła ten gest. Wspięła się na palcach, by móc chociaż odrobinę dorównać mu wzrostem. Wszystkie jej obawy na chwilę zniknęły, a czas zdawał się dłużyć, co wcale jej nie przeszkadzało.
        Lecz to wszystko zostało zburzone przez rażący ból, który zawładnął jej ciałem. Okalające jej ręce, nogi i klatkę piersiową wstęgi zacisnęły się, dusząc ją. Kilka z nich – zważając na fakt, iż krańce pasm potrafią być niesamowicie ostre – przecięło jej skórę na ramionach, tworząc parę ran ciętych. Camelia gwałtownie odsunęła się od wilkołaka, a z jej ust wydobył się zduszony krzyk. „Uspokój się, uspokój się, uspokój!” - starała się opanować pasma, lecz to było piekielnie ciężkie. Kontrolowanie ich za pomocą emocji to okropnie trudne zadanie. Gdy wreszcie udało jej się uspokoić, upadła na kolana, dysząc ciężko.
Ze strachem wymalowanym w oczach spojrzała na Jonatana. Chyba po raz pierwszy okazała przy nim takie emocje. Jedna ze wstęg ponownie zacisnęła się na jej ramieniu, przez co maie syknęła. Strach to również silne uczucie, na które reaguje jej artefakt.
- Przepraszam... - zaczęła smutno. - Przepraszam, przepraszam... - Ponownie została zmuszona, aby przybrać maskę obojętności, która stała się jej najbliższą matrycą.
- Wstęgi oddziałują na emocje. Wymagają nieustannej kontroli, inaczej... są bardzo niebezpieczne, nie tylko dla otoczenia, ale także dla mnie – wyjaśniła. Nie chciała, aby Jonatan opacznie zrozumiał jej wcześniejsze zachowanie. Ile by dała, by znów móc stanąć obok niego, lecz teraz... obawiała się, iż mogłaby go przy tym skrzywdzić. Dziękowała w duchu, że wstęgi nie zaczęły miotać się w powietrzu.
Uśmiechnęła się, lecz smutny wyraz twarzy nie ustępował.
        - Pamiętasz może, jak wspomniałeś mi o tym, iż nie wiem, jak to jest żyć ze świadomością, że potwór we mnie może w każdej chwili przejąć kontrolę nad ciałem? – przypomniała. Doskonale pamiętała jego słowa, gdy opuszczali gospodę w Górach Dasso. - Miałam ci powiedzieć o wstęgach, ale tego nie zrobiłam. Dla mnie to one są takim „potworem, który zagraża memu bytowi”. - Spuściła wzrok. Obawiała się, iż znowu mogłaby zostać nazwana bestią. Wiele razy już to słyszała. Zawsze musiała oglądać wszystko, a każde silniejsze uczucie ukrywać, inaczej pasma wariowały.
- Powiesz mi może, gdzie dokładnie jesteśmy? - zmieniła temat. Chwiejnym krokiem wstała na równe nogi, rozglądając się.
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Z niepokojem przyglądał się katuszom przeżywanym przez Camelię. Chciał podejść, spróbować pomóc, ale wyraźnie dała mu znak, by się nie zbliżał. To było najgorsze w pomaganiu - niemoc. Stanął jednak w miejscu, zatroskanym wzrokiem śledząc dziewczynę. Przyjrzał się dokładnie jej złotej ozdobie, łącząc fakty. Był to pewnie jeden element z biżuterii Losu. W różnych kulturach, bogini szczęścia nosiła różne imiona, jednak jej artefakty sprowadzały się do jednego. Musiała przenieść się do jego jedynej żywej inkarnacji jej teraźniejszości. To tłumaczyłoby niespodziewane pojawienie się nad nim.
- Chyba nie ma sensu wracać na bagna - powiedział. - Chociaż chętnie wpakowałbym jedno z tych cudeniek w rzyć Asimova - tu wskazał na włócznie przyczepione do wierzchowca, który jak dotąd nie rzucał się szczególnie w oczy. Był to nie kto inny jak Nocna Mara; Jonatan złapał ją w miejscu, gdzie ją poprzednio zgubił. Musiał przy tym wykazać się zmysłem tropiciela, by odnaleźć wszystkie ślady z tamtego czasu. Śpieszył się, chcąc złapać siebie i Camelię zanim wyruszą z wąwozu, jednak spóźnił się; jakby coś specjalnie nie życzyło mu ułatwienia zadania. Razem z koniem odzyskał stracony ekwipunek, który między innymi założył na siebie. Ach, nie ma to jak włożyć swoje ubrania po tylu latach. Czuł się teraz jak w domu... No, prawie.
Skupił się jednak na Camie. Pierwszy raz zaczął uważnie przyglądać się czarnym wstęgom, niczym duch podążającym za jej ruchami. To była miażdżąca siła, nie rozumiał, jak można czegoś tak niebezpiecznego używać.
- Jakąś milę temu minąłem Ostatni Bastion. Zmierzałem do Doliny Umarłych ale, cóż, już nie ma takiej potrzeby - odpowiedział na pytanie, jednak nurtujące go zapytania skłoniły go do powrotu:
- Skoro ten twój artefakt jest taki niebezpieczny, czemu się z nim związujesz? Nie możesz go po prostu wyrzucić? Jeśli potrzebujesz pomocy, to powiedz. - Zbliżył się, odruchowo wyciągając rękę, jednak przypomniał sobie, co ostatnio przeżyła. Cofnął się szybko na swoje miejsce, wodząc wzrokiem za czernią wstęg.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        - Ostatni Bastion... no, nieźle – skomentowała obojętnie. Dopiero po dłuższej chwili wzięła głębszy oddech, i odpowiedziała na pytanie wilkołaka;
- Zabrzmi to ironicznie, ale mimo że te wstęgi są cholernie niebezpieczne, to dzięki nim zachowuję zdrowy rozsądek w wielu kwestiach. Bez nich, oszalałabym na punkcie swojej zemsty – rzekła szybko, wypluwając ostatnie słowa. Co prawda, przecież od samego początku była zabójczynią. Była nią, jest, i zapewne będzie nadal. Czuła się przy tym jak potwór, którym nie chciała być. Ale cóż poradzić? Los już tak bardzo ją urządził...
        Poczuła okropną gulę w gardle, gdy tylko Jonatan zbliżył się, a następnie niemal momentalnie wycofał. Nie rozumiała, co dokładnie spowodowało u niego taką reakcję. „Boi się mnie?” przeraziła ją ta perspektywa. Przełknęła ślinę, siłując się z myślami. Po krótkiej chwili przyłożyła dłoń do serca, skupiając się. Po kilku płytkich oddechach, pasma na jej ciele zmniejszyły się, po czym powędrowały na jej nadgarstek, splatając się w małą czarną bransoletkę. Westchnęła głęboko, spoglądając na Jonatana. Zachwiała się. Jej umysł był wykończony tą magią; takie rzeczy, jak przemienienie wstąg w mniej groźną ich wersję to nie lada wyczyn, wymaga wielkiej ilości energii. Chwiejnym i niepewnym krokiem podeszła bliżej wilkołaka, po czym oparła się o niego.
- Teraz łatwiej je kontrolować, ale ich przemiana jest... piekielnie ciężka – oznajmiła cicho. Spojrzała na niego, wahając się.
- Powiesz mi może, czemu się tak zmieniłeś z wyglądu? I... jak dokładnie poszło z tym odczynianiem klątwy? - zapytała, przechylając głowę na bok. Może i to efekt chwilowego „zaćmienia” umysłowego? Nie była pewna, lecz poczuła się dziwnie. Po dłuższej chwili, w której po prostu gapiła się na niego bezmyślnie, w oczekiwaniu na odpowiedź, wspięła się na palcach. Jej usta ponownie znalazły się bardzo blisko jego warg, ale zawahała się.
        - Mogę? - spytała. - Wstęgi w tej formie nie będą szaleć... - usprawiedliwiła się. Lecz po kilku sekundach złączyła ich usta w delikatnym pocałunku. Zdawało jej się, że źle robi. Takie chwile niemiłosiernie przynosiły jej wspomnienia z przeszłości; to, jak została potwornie oszukana i zraniona. Jednak musiała przyznać, że tęskniła za tamtym życiem, w którym nikogo nie chciała uśmiercić...
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

- A jeśli miałabyś kogoś, kto utrzymywałby cię przy rozsądku? - zapytał cicho, spoglądając na nią bacznie. Nie chciał więcej się od niej oddalać, mógłby więc cały czas być dla niej oparciem. Gdyby tylko zechciała...
Uśmiechnął się, słysząc uwagę o swoim wyglądzie. Niespecjalnie często zaglądał w lustro. Nie to, że uwłaczałoby to jego męskości, czy coś - po prostu rzadko zdarzało mu się na jakieś trafiać, z racji jego niekończących się podróży. Pytanie o klątwę wzbudziło jednak jego podejrzenia.
- Ty nic nie wiesz? - zapytał, po czym szeroko otworzył oczy. - No tak, jak mogłabyś! Wątpię, że Asimov cokolwiek ci powiedział.
Puścił Camelię z uścisku, odsuwając się nieznacznie. Przybrał poważniejszy wyraz twarzy, spowodowany powracaniem do nieprzyjemnych myśli.
- To, gdzie wysłał mnie ten starzec... to nie było zdjęcie klątwy. - Przełknął ślinę. - Przeniósł mnie w czasie do momentu, gdy złapałem likantropię. Miałem ukatrupić tamtego wilkołaka, zanim by mnie ugryzł. Coś mnie jednak powstrzymało - uśmiechnął się lekko, jednak uśmiech ten szybko wygasł - i nie mogłem tego zrobić. Nie mogłem wrócić do mojego czasu. Czekałem piętnaście lat, żeby cię znowu spotkać.
Zaschło mu w ustach. Należał do cierpliwych osób, jednak ten czas był dla niego istną katorgą. Z natury nie potrafił płakać, jednak gdyby mógł, najpewniej teraz tonąłby w łzach.
- Przez wszystkie te lata błąkałem się po Alaranii, szukając jakiegokolwiek śladu po tobie. Szukałem w wioskach, zamkach, na najwyższych szczytach i najgłębszych czeluściach, jednak nikt nie słyszał o tobie. Musiałem czekać do dnia, w którym cię spotkałem. Właściwie, to przed chwilą byłem w drodze do Doliny Umarłych, żeby ostrzec cię o - zamyślił się, kontynuując dopiero po chwili.
- Właśnie. Gdy byłem w... no, swojej przeszłości, znalazłem traktaty i Dawnych Istotach. Jedną z nich był Tragrim. Nie znalazłem odpowiednika w naszym języku. To istota, która potrafi cofać inne istoty w czasie, pozwalając im zmienić mało znaczący dla świata fakt, po czym żywi się energią ich alternatywnego świata, dni, które przez ten czyn nie powstaną; po mnie najwyżej objadł się smakiem. Co ciekawe, Tragrimami stają się osoby, które same wpadły w ich pułapkę kiedyś, w swojej przeszłości. Przyjrzałem się oczom Asimova; były identyczne, jak u jego towarzysza, tego szarookiego. Coś czuję, że była to ta sama osoba, tylko że z różnych czasów. Bałem się, że i tobie zaoferują podobną rzecz. Może nawet możliwość zawrócenia mnie, ale to by była niekończąca się pętla...
Urwał, nie chcąc się samemu zaplątać w informacjach. Uśmiechnął się tylko smutno, wzruszając ramionami.
- Więc to tyle. Spędziłem na świecie dodatkowe prawie dwadzieścia lat. Dlatego tak wyglądam.
Awatar użytkownika
Camelia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Camelia »

        Camelia milczała, słuchając dokładnie historii Jonatana. Zmarszczyła czoło, starając się nie pogubić w tym wszystkim.
- W skrócie, cofnąłeś się do przeszłości, żeby zapobiec przemianie, ale ostatecznie tego nie zrobiłeś? - upewniła się. - Dodatkowe piętnaście lat... Czyli teraz jesteś dużo starszy? - Zaczęła chodzić w kółko, próbując przetrawić informacje. Było ich strasznie dużo, a Camelii ciężko było przyswoić wszystko naraz. W końcu usłyszała dziwny dźwięk. Obróciła się i ujrzała... konia. Tego samego, którego już widziała...
        - To ten co..? - zaczęła. - A ta pokusa? Czekaj... skoro ty byłeś w przeszłości, to ja... tak jakby też jestem? Znaczy się... jeśli goniłeś teraźniejszych nas, to znaczy, że są dwie wersje nas na tym świecie, i jeśli teraźniejsi my jesteśmy w drodze do Asimova, to za niedługo jakaś pętla się zaokrągli, tamci my cofniemy się w czasie i się wszystko wyzeruje? - paplała szybko, nie zważając na słowa. Uśmiechnęła się zrezygnowana. - Bardzo namieszałam?
Cofnęła się na kilka kroków, odchodząc od konia. Co jak co, ale nadal raczej za nią nie przepadał...
- Nie dziwię się, że nigdzie mnie nie znalazłeś – rzekła spokojnie, chociaż była pod wrażeniem, iż Jonatanowi chciało się jej szukać po niemalże całej Alaranii. - Nie znajdowałam się... nigdzie... to znaczy, ciężko to określić. - Odwróciła wzrok. - Po prostu mnie nie było, ukrywałam się. Tyle – dodała, starając się nie okazać zaniepokojenia. Zarzuciła włosy do tyłu, po czym ponownie spojrzała na wilkołaka.
        - Ten szarooki przedstawił mi się jako Saiph – powiedziała. - Wydaje mi się, że go skądś kojarzę... - zamyśliła się. Po krótkiej chwili przypomniała sobie coś jeszcze.
- Gdybym miała kogoś, kto potrafiłby utrzymać mnie przy zdrowych zmysłach... - rzekła. - Życzyłabym mu powodzenia. Nie jest to łatwe zadanie – zaśmiała się. - A co? Podjąłbyś się tego wyzwania?
Nie minęła minuta, a ją nagle olśniło. Od dłuższego czasu walczyła wstęgami, ciężko by było jej wrócić do standardowej broni.
- Zaraz... Jonatan! - zaczęła. - A gdybyś nauczył mnie kontroli? Z tego, co zdążyłam zauważyć, jesteś bardziej opanowany ode mnie. Mógłbyś mi pomóc. - Wyszczerzyła ząbki. - Jeżeli uda mi się nad nimi panować podczas walki, kontrolowanie ich na co dzień będzie dużo prostsze... Zły pomysł?
Jonatan
Rasa:
Profesje:

Post autor: Jonatan »

Spojrzał na niebo, przypatrując się pozycji słońca. Przypominanie sobie odległej przeszłości nie było specjalnie łatwe.
- Nie wydaje mi się - powiedział w końcu. - Jeśli się nie mylę, to jesteśmy w tym samym czasie, to znaczy, w twoim teraźniejszym. Moja wcześniejsza postać już wyruszyła, a ty już się przeniosłaś. W tej linii czasu jesteśmy jedyni, i tak już chyba pozostanie.
Zerkał na krążącą dookoła Camelię. Ciekawiło go, kiedy zacznie wykopywać krokami krąg na swoich śladach. Otworzył szerzej oczy, gdy Camelia wywołała jego imię. Zastanowił się, nim udzielił odpowiedzi.
- Nie wiem, czy jestem ci w stanie w tym aż tak pomóc - uśmiechnął się. - Kontrolę trzeba samemu sobie wyrobić, nie można tego komuś podarować. Mogę ci udzielić rady. Jeśli chcesz się dobrze kontrolować, myśl o tym, co sprawia ci największą radość. Coś, dla czego warto byłoby budzić się co ranka. Niech ogarnia cię ciepło tej myśli, bo gdy uspokoi się umysł, będziesz mogła z nim robić, co tylko ci się zamarzy.
Zamilkł, przypominając sobie. Tak gwałtowne spotkanie z Camie zaciemniło chwilowo jego pamięć, jednak teraz już wiedział. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
- Tylko... Nie będę mógł ci towarzyszyć w podróży do oswojenia się ze sobą. Piętnaście lat to dużo... Wiele się wydarzyło. - Uniósł na nią wzrok. - Szukałem cię prawie cały ten czas, jednak... Ktoś się pojawił. Tak jak zawsze stroniłem od wszystkich, by nie narażać ich na niebezpieczeństwo, tak teraz było inaczej. Znalazłem swoją myśl, która budziła mnie co rano. - Uśmiechnął się pod nosem, przyjmując zamglony myślami wzrok. Skupił się jednak po chwili, poprawiając torbę na ramieniu. - Szczerze mówiąc, od tamtego czasu podążałem za tobą tylko, żeby cię ostrzec, bo uważam, że tak trzeba było zrobić. Ale poradziłaś sobie także beze mnie.
Poklepał konia po grzbiecie.
- Możesz wziąć Nocną Marę. To koń bojowy, a teraz taki nie będzie mi potrzebny. Ma długi staż, ale dalej się zahartowana. Dobrze ci będzie służyć. Znam wioskę nieopodal, gdzie nabędę innego wierzchowca.
Podszedł do Camie, nie zważając już na wstęgi. Objął ją mocno, składając na policzku pocałunek.
- Dobrze, że jesteś cała - uśmiechnął się. - Mogę już spać spokojnie. Będzie mi cię brakować, Camelio.
Puścił ją niechętnie, po czym zbierając się w sobie odwrócił się i skierował swoje kroki na drogę przecinającą główny trakt pod kątem prostym. Tym razem już nie odwrócił się, usilnie patrząc przed siebie.
- Chyba będzie padać - mruknął pod nosem. Nie poczuł, że kropla płynąca po jego policzku wcale nie jest deszczem.
Zablokowany

Wróć do „Dolina Umarłych”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 16 gości