Dolina UmarłychPoszukiwacze Grobowców

Jeśli zadajesz sobie pytanie kim jesteś, jeśli wydaje Ci się że Twoja dusza już dawno umarła, a Twoje życie straciło sens... Dolina Umarłych to miejsce gdzie życie istot ją zamieszkały naprawdę straciło sens, wiec jeśli masz w sobie choćby iskrę życia i trafisz tutaj dowiesz się co to znaczy wola istnienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Poszukiwacze Grobowców

Post autor: Gardenia »

        Błysnęło, świsnęło, portal się zamknął. Na miejscu, czyli w środku lasu, czekało na nich małe chłopskie dziecko. Chłopak, na oko między dwunastym a trzynastym rokiem życia, opierał się o pień. Nie był wysoki, mierzył niewiele ponad metr wysokości. Ubrany był w szarą koszulę i porcięta tej samej barwy, stopy zaś trzymał w skórzanych sandałach. Od burej scenerii okolicy odróżniała go jasna czupryna w kolorze siana. Uwadze maie nie uszło również, że z nosa wyciekało mu coś lepkiego i przeźroczystego.
- Pani. – Chłopak skoczył na równe nogi, wycierając jednocześnie twarz rękawem. – Idziemy? - Pociągnął nosem.
- Tak. Zaprowadź nas tam, gdzie widziałeś tę dziwną budowlę.
Mały przewodnik zmrużył oczy, spoglądając na Gardenię. W zamyśleniu przeżuwał w ustach jakiś nieznany obiekt. W końcu wyciągnął rękę.
– Płatne z góry.
Magini przewróciła oczami, wymamrotała coś niewyraźnie i sięgnęła do sakiewki.
– Rośnie nam mały handlowiec, co? Może połowa teraz, a połowa na miejscu?
- Pa-a-ni – dzieciak żachnął się. – Mama Mietka nie wychowała głupka. – Szybkim ruchem zgarnął monety i schował w kieszeń spodni. – Chodźcie za mną.

***

        Przez kilkanaście minut wędrowali przez zarośla trzymając się jednego kierunku, zostawiając za sobą szlak znaczony połamanymi gałęziami i powyginanymi łodygami. Według ustawienia słońca można było przypuszczać, że kierowali się na północny-wschód. Wkrótce weszli na bardzo wąską ścieżkę, ciągnącą się między obrośniętymi gąszczem paproci skałkami. Teren zmusił ich, by szli jedno za drugim. Przez całą drogę nikt z grupy nie odezwał się słowem. Ptaków również nie było słychać, ale one wyginęły tu dawno temu. Tylko co jakiś czas wyostrzony słuch magini wychwytywał w otoczeniu nieznany szmer, kątem oka dostrzegała dziwne falowanie poszarpanych liści. Mimo wszystko coś tu żyło.
Wreszcie skałki skończyły się a niższa roślinność rozrzedziła się nieco, dając wędrowcom możliwość podróżowania obok siebie. Tą część lasu, do której wkroczyli, porastały wysokie, wiekowe drzewa. Ich masywne pnie górowały nad srebrzystymi, ostro zakończonymi trawami, po których stąpali podróżnicy. Ich źdźbła, twarde i sprężyste niczym guma, podnosiły łepki w górę natychmiast po tym, gdy zdejmowano z nich kilkudziesięciu kilogramowy ciężar.
Przewodnik Mietek wydawał się tryskać energią. Mimo młodego wieku gnał jak strzała do przodu, nie oglądając się na boki i wyprzedzając pozostałą dwójkę o spory kawałek drogi. Musiał przemierzać tą trasę już wielokrotnie. W pewnym momencie Gardenia przestała śledzić jego radosne pląsy i sięgnęła do sakwy. Wzięła z niej zwinięty w rulon, wyprawiony na gładko kawałek skóry. Rozwinęła go i podniosła w górę, do światła. Była na nim spisana lista wskazówek, według których maie powinna postępować w ciągu kolejnego tygodnia, by zapewnić sobie pomyślność. Szczegółowo opisane według proroczych wizji wiedźmy Dandee. Zaraz pod punktem „zerwij dziko kwitnącą roślinę i wręcz pierwszej napotkanej osobie”, które było przekreślone jako wykonane, szalona wieszczka wpisała coś, co ją zafrapowało.
- „Uważaj na czarne szaty oraz liczbę 24”. A cóż to takiego?
Zanim zjechała wzrokiem w dół listy doszedł ją radosny krzyk Miecia.
- Jest tutaj!

***

        Drzewo, do którego przyprowadził ich chłopak, to był prawdziwy olbrzym. Zdecydowanie wyróżniało się z otoczenia. Potężna koroną, rozpościerająca się gdzieś wysoko, pewnie w okolicach chmur oraz szeroki, przypominający bardziej kamień niż żywą tkankę, pień. Wyglądem było mu bliżej do katedralnej wieży aniżeli rośliny.
- Fantastyczne. – maie zadarła głowę w szczerym podziwie, starając się dostrzec drugi koniec giganta. – Naprawdę robi wrażenie ale to nie jest grobowiec, którego szukam.
- Tutaj pani. – Mieczysław na czworaka zaczął wczołgiwać się gdzieś między masywne, poplątane korzenie.
– Tędy. – głos, niesiony dziwnym echem, dochodził już z wnętrza pnia.
- Jeśli to jakiś dowcip… - kobieta wymamrotała cicho ale ruszyła jego śladem.

***

        Gardenia rozpaliła w ręce zaklęcie, starannie przykrywając je palcami, by przypadkiem czegoś nim nie dotknąć i nie zaprószyć ognia. Znaleźć się uwięzioną we wnętrzu płonącego drzewa to nie było to, co planowała dla siebie na najbliższą przyszłość. Mocny, pomarańczowy blask wydobył z mroku ściany tunelu. Zbudowane były z gęsto splątanych ze sobą korzeni. Dzieciak, dzięki niewielkiemu wzrostowi, pomykał do przodu szybko i bezszelestnie, podczas gdy maie musiała iść zgięta w pół, na przykurczonych kolanach. Sufit był nisko, co jakiś czas zahaczała o coś głową, a wtedy sypała się na nią ziemia i paprochy. Korytarz prowadził spiralnie w dół, głęboko pod powierzchnię gruntu.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Gdy przybyli na miejsce i okazało się, że już czekał na nich przewodnik, zdziwił się, ale uznał, że widocznie licz już wcześniej przygotował wszystko. Milczał więc, tak samo jak nie odzywał się przez całą drogę. W jego głowie wciąż krążyły myśli o elfce. Zastanawiał się, czy kiedyś ją jeszcze spotka i jak mógłby tą znajomość wykorzystać. Zarówno wtedy, gdyby wygrali wojnę jak i gdyby przegrali... Miał parę pomysłów, ale wciąż jeszcze bez szczegółów planu. Musiał też mieć plan, na wypadek gdyby wyszła na jaw jego pomoc, jakieś dobre wytłumaczenie. Postanowił nad tym spokojnie pomyśleć po powrocie do Fortu, gdy będzie miał chwilę czasu.

Gdy dotarli do drzewa, które okazało się wejściem do grobowca. Demon zaklął w myślach widząc, ze Arkad nie może iść z nimi. Niebezpiecznie też było go zostawiać samego na zewnątrz... Gdy chłopak oraz mai zniknęli między korzeniami, nemorianin utworzył portal i wysłał konia ponownie do stajni w Forcie. Przejście zamknęło się, gdy tylko wierzchowiec w nim zniknął. Akkarin odwrócił się do drzewa, nie uśmiechało mu się przeciskanie się nim, przybrał więc postać niematerialną i ruszył wyprostowany, w tej samej postaci poruszał się później w tunelu. Szedł jednak ciągle za mai, w cieniu by nie zauważyła zmiany w jego strukturze materialnej. Gdy zatrzymali się przed zdobionymi złotem drzwiami, ponownie stał się materialny. Od wrót dało się wyczuć magię.
- To tutaj, dalej idziecie sami - Chłopak uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę w stronę mai. Ewidentnie domagając się dodatkowej zapłaty...
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        Na lewej skroni maie pojawiła się mała, pulsująca żyłka. Pochyliła się do wysokości głowy pazernego pacholęcia. Twarz kobiety skryła się w ciemności, uwidaczniając tańczące na dnie oczu płomienie. Przemówiła szeptem.
- Skarbie, chcesz kiedyś poznać ładną dziewczynę? Chcesz mieć z nią małe Mietki? To nie proś mnie więcej o złoto.
Wyprostowała się, ta część podziemi dawała taką możliwość. Ruchem głowy wskazała ścieżkę prowadzącą na powierzchnię.
- Wracaj do matki. Na pewno się martwi.
Mieczysław wściekł się, wydął buzię w pełną urazy podkówkę. Koniec końców jednak odwrócił się i szybkim krokiem potruchtał do góry. Gdzieś w połowie drogi zatrzymał się i krzyknął za siebie.
- I tak tu wrócę, jak już was nie będzie! I zabiorę wszystkie skarby!
I już go nie było. Magini westchnęła w duchu.
- Zapamiętać na przyszłość: po wyjściu z grobowca zablokować drzwi.
Chrząknęła. Złączyła dłonie, dokładnie rozcierając w nich czar, nadając mu nową, mocniejszą formę. Kiedy był gotowy wyciągnęła rękę przed siebie i przyłożył do drzwi.
- No dobrze, a teraz zróbmy coś, żeby się dostać…
Skrzydło drzwi zaskrzypiało.
- …do…
Odsunęło się od palców maie.
- …środka?
I luźno, bez najmniejszego oporu, odpłynęło ku wnętrzu grobowca. Po zaklęciu pieczętującym nie było śladu. Wejście stało otworem. Gardenia przyglądała się temu z lekką konsternacją, która wkrótce przeszła w uzasadniony niepokój. Zerknęła na demona i wzruszyła ramionami.
- Wygląda na to, że albo ktoś się tam dostał przed nami, albo coś stamtąd wyszło. Zachowajmy czujność. Możliwe, że jeszcze jest w środku.
Po tych słowach przekroczyła próg.

        Znalazła się w wyłożonym kamiennymi blokami tunelu, którego początek oświetlał trzymany przez maie ogień, koniec zaś tonął w mroku. Nie tracąc czasu ruszyła przed siebie, wytężając zmysły i starając się wychwycić wszelkie sygnały nadchodzącego niebezpieczeństwa. W pewnej chwili podskoczyła w miejscu, gdy daleko z przodu, z nie odkrytej jeszcze części budowli, doszedł ją głuchy odgłos podwójnego, miarowego uderzenia. Jakby ktoś pięścią uderzał o żelazną płytę. Potem nastała cisza.
Gardenia przełknęła głośno ślinę.
- Słyszałeś to? – zapytała Akkarina.
Z szeroko otwartymi oczami, na palcach, poszła dalej.

        Przez chwilę miała uczucie, jakby ktoś ją śledził ale ponieważ za jej plecami szedł demon nie przyłożyła do tego podszeptu intuicji większej wagi.
Korytarz kończył się owalnym wejściem do średniej wielkości krypty. Odznaczała się dość ubogim i oszczędnym wystrojem. Gardenia zeszła w dół po trzech niewielkich stopniach, pomieszczenie usytuowane było poniżej poziomu tunelu. Trzy pary uchwytów na pochodnie wisiały puste. Nie były one jednak potrzebne. Podłogę tworzył gruby kobierzec fosforyzującego na niebiesko mchu. Magini poruszała się po nim ostrożnie, co chwilę spoglądając kontrolnie pod nogi.
Podniosła wzrok. Wysokie sklepienie o gładkiej, wypolerowanej powierzchni błyszczało, odbijając światło emitowane przez pokrywające grunt rośliny. W kopułowym suficie znajdowały się dziesiątki otworów, prawdopodobnie docierających aż na powierzchnię. Dlaczego ktoś chciałby doprowadzać tu powietrze?
W tym zimnym, niebieskim blasku dostrzegła, że kamienne bloki, tworzące ściany krypty, były w wielu miejscach popękane i nadkruszone. Nacisk tysięcy kilogramów ziemi na podpory grobowca robił swoje. Troje drzwi, po jednym na każdej ze ścian, solidnych, wzmocnionych hartowaną stalą i dużymi śrubami. Nie miały ani klamek, ani zawiasów. Były przybite na stałe.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Tak proste otwarcie wrót wywołało u niego podejrzenia, które wzmogły się jeszcze bardziej, gdy do ich uszu dotarł odgłos uderzeń. Od tego momentu szedł już otoczony słabym polem energii, gotowy w każdej chwili je wzmocnić. W najbliższym pomieszczeniu zakładał, że znajdą źródło wcześniejszego hałasu, tak się jednak nie stało. Rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, drzwi nie stanowiły większego problemu, gdyż mógł przez nie przeniknąć. Nie chciał jednak ujawniać tej zdolności przed mai.
Gdy tak stali zastanawiając się co zrobić, ponownie rozległ się odgłos uderzenia - dochodzący zza wrót po lewej. Metal wygiął się, gdy coś uderzyło w niego z drugiej strony. Demon wycofał się wgłąb korytarza, którym przyszli, kryjąc się w cieniu. Między jego dłońmi przepłynęły wyładowania energii, gdy szykował zaklęcie...
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        Gdy nadepnęła na świecące grzyby, te pękały i brudziły jej buty oraz płaszcz niebieskim nalotem. Nie zwracała jednak na to uwagi. Wpatrywała się w wejście do komory pogrzebowej. W stalową płytę przytwierdzoną do ścian grobowca, z niewielkim, acz wyraźnym wygięciem na środku. Sprawa robiła się coraz dziwniejsza. Magini spodziewała się spotkać w nekropolii wyłącznie zimne zwłoki. Z pewnością nikogo, kto mógłby się poruszać. Tymczasem jakaś istota dostała się tu przed nią i demonem, a inna siedziała teraz uwięziona w komorze. Co dalej?
Gardenia spojrzała przez ramię na Akkarina. Nemorianin stał w korytarzu z gotowym do użycia zaklęciem. Od tej strony była zabezpieczona.
- W porządku. – wzięła jeszcze jeden głębszy oddech, po czym złożyła dłoń w pięść i rąbnęła nią w stalowe skrzydło drzwi. Dźwięk odbił się echem po ścianach krypty a chwilę potem nadeszła odpowiedź. Ktoś, lub coś, uderzyło z drugiej strony. Gardenia oblizała wargi. Przyłożyła w drzwi dwa razy. I tak jak poprzednio pojawił się odzew – podwójne stuknięcie w drzwi.
- Hej! – krzyknęła. – Jest tam kto? – Żadnej odpowiedzi. Przybliżyła do drzwi ucho. Cisza. – Zaraz przetnę drzwi i cię wypuszczę ale musisz odsunąć się od wejścia. Jeśli rozumiesz, co mówię, uderz raz na nie, dwa razy na tak.
Cisza. Jedno stuknięcie o metal. Drugie.
- Dobrze. – powiedziała Gardenia, bardziej do siebie niż do uwięzionego. Zrobiła krok w tył. Skupiła się na strumieniu przepływającej przez jej ciało mocy, sięgnęła po nią, nadając jej myślą określony kształt i strukturę. Zaklęcie wyemanowało w postaci ognistego miecza. Kobieta wykonała gest a zaklęta broń odwróciła swoje ostrze w kierunku stalowej płyty, która zagradzała wejście do komory. W miarę jak wzrastała temperatura oręża zmieniała się jego barwa z pomarańczowej na złotą, ze złotej na oślepiająco białą. Magini zmrużyła oczy, zasłoniła twarz chroniąc się przed kłującym blaskiem. Obserwując powierzchnię pancernych drzwi przez palce u samej góry wbiła w nie miecz, ostrożnie pchnęła ostrze do przodu, aż zagłębiło się do połowy. Roztopiony metal zabulgotał a jego gorącą strugą zaczął ściekać na podłogę grobowca, podpalając rosnące tam skupisko grzybów. Gardenia w kilku szybkim ruchach zdusiła płomień podeszwą, rozkopała zwęglone resztki na boki i odsunęła się od miejsca, gdzie w kałuży zbierała się ciekła stal.
Ponownie przeniosła uwagę na miecz. Nie mogła sobie pozwolić na bardziej spektakularną metodę oczyszczenia drogi wejściowej. Mocniejszy wybuch mógłby naruszyć podpory i zwalić im na głowę setki kilogramów ziemi.
Wciągnęła powietrze nosem. Zapach rozgrzanego metalu był w nim aż nazbyt wyraźny. Powoli, acz konsekwentnie zaklęte ostrze brnęło ku dołowi drzwi, zostawiając za sobą głębokie, sięgające aż do wnętrza komory rozcięcie.

        - Stójcie! Nikczemni! Nie wolno otwierać tych drzwi! Nie wolno zakłócać spokoju zmarłych!
Rozgniewany krzyk za plecami sprawił, że skamieniała na sekundę. Rozcinanie stalowej płyty zatrzymało się. Odwróciła się. Blask jej zaklętego miecza przybladł i po chwili, tak jak cały oręż, zniknął. Nie potrzebowała go. Krótkie rozeznanie w aurze nieznajomego upewniło ją, że nie stanowił ani dla niej, ani dla demona, większego zagrożenia.
- Siepacze licza! Hieny cmentarne! Chcecie zgubić nas wszystkich ?! – grzmiał zmiennoksztaltny, o trudnym do określenia wieku. Dzierżył kostur o zielonkawej barwie. Odziany był w prosty, niczym nie wyróżniający się strój podróżniczy. Posiadał śniadą skórę i czarne, zwichrowane włos. Przewiercał maie spojrzeniem oczu o pionowych, kocich źrenicach, jednak był zbyt krępej i mocarnej budowy jak na kotołaka. Czyżby tygrysołak?
Gardenia przypuszczała, że musiał już przebywać w krypcie, kiedy ona i demon do niej weszli. Najpewniej skryty za iluzją. Maie była tak przejęta potrzebą zbadania źródła hałasów, że nie zaprzątała sobie głowy sprawdzaniem pomieszczenia pod kątem obcych zaklęć.
Kobieta dała znak Akkarinowi, by nie atakował, po czym zwróciła się do rozgorączkowanego maga pustki, spokojnym, wyraźnym tonem.
- Panie, skoro już wiesz kim jesteśmy i kogo reprezentujemy, to zdajesz sobie również sprawę, że nie odejdziemy stąd z pustymi rękami. Oboje wiemy, że nie posiadasz dostatecznej mocy by nam przeszkodzić. Zachowaj spokój i opuść grobowiec a nie stanie ci się krzywda.
- Zapłacicie za to. - Nieznajomy zacisnął zęby, poczerwieniał na twarzy. Z jego gardła wydobył się zwierzęcy pomruk. - Zapłacicie najwyższą cenę, wy i wasz niegodziwy mocodawca.
Dla maie stało się oczywistym, że mężczyzna tak łatwo nie odpuści. Było kwestią czasu zanim aktywuje zaklęcie ofensywne albo zrobi coś równie głupiego. Trzeba było wydobyć z niego jak najwięcej informacji o tym miejscu, póki był jeszcze w stanie mówić.
- Ktoś jest zamknięty w tej komorze. – wskazała palcem na rozcięte do połowy drzwi. – Kogo tam trzymasz? Dlaczego otwarcie komór miałoby nas zgubić?
Nieznajomy uparcie milczał. Od zaciskania palców na kosturze zbielały mu kostki. Magini bezceremonialnie złapała za ubranie przybysza i pociągnęła.
- Kim oni są?

        - To zarażeni.
Gardenia otwarła szeroko oczy. Odpowiedz maga zupełnie ją zaskoczyła.
- Jakim cudem…? Nie rozumiem, przecież epidemia została pokonana przez lek Hezaqa Gryni wiele lat temu...
- Im się nie udało. – tygrysołak wszedł jej w słowo, pokręcił głową, jakby wspomnienia tamtych wydarzeń sprawiały mu ból. – Dostali lek, tak jak wszyscy, ale z jakichś przyczyn nie polepszyło mi się. Zmarli. Pochowaliśmy ich. Minęło kilka dni i nagle zaczęli wracać, jeden po drugim, odmienieni. Byłem tam, widziałem wszystko. – mężczyzna wyszczerzył kły, nastąpiła u niego częściowa przemiana. – To nie byli już ludzie. – na jego twarzy i odsłoniętych przedramionach zaczęła pojawiać się żółtawa sierść. – Wyglądali jak bestie, potwory, ich ciała były wyniszczone chorobą, rozkładem a oczy ślepe. Mimo to doskonale wiedzieli jak trafić z powrotem do wioski. Ich ruchy były szybsze od wzroku. Znałem niektórych z nich, próbowałem z nimi rozmawiać, ale oni nie przyszli słuchać. Wrócili, żeby zabijać. – zmiennokształtny ryknął tak głośno, że kobiecie zadzwoniło w uszach. Jego sylwetka i rysy twarzy przybrały bardziej masywne, zwierzęce kształty. Mimo to jego głos pozostawał niezmieniony. – Niewielu mieszkańców miało natenczas jakąkolwiek broń do obrony. Zaatakowaliśmy ich wszystkim co mieliśmy pod ręką, byli jednak zbyt szybcy. Nasze ciosy trafiały w powietrze. Tak wielu zginęło zanim obezwładniała ich magia. Tak wielu dosięgła ich zaraza. A oni wciąż nie chcą umrzeć. Wciąż napierają. Nawet teraz, po tylu latach…
Zapadła krótka cisza. Maie wydmuchała powietrze.
- Król licz zbiera armię. Te… istoty, czymkolwiek by nie były, wydają się mieć wysokie walory bojowe. Zamierzam zabrać je do mojego mocodawcy jako wzmocnienie dla jego oddziałów. Jeśli to nieumarli, a wszystko na to wskazuje, magia króla licza z pewnością zdoła nad nimi zapanować, bez względu na to, jak dziką mają naturę.
Mag wyprostował się, wyciągając fragment swojej szaty z chwytu maie. – Czy naprawdę chcesz uwolnić zarażonych, naturianko? Czy weźmiesz na siebie odpowiedzialność za wszystkie związane z tym konsekwencje? Jeśli choć jeden z nich zdoła wam uciec i rozniesie zarazę wśród ludności zginą tysiące. Całe wioski pomrą i nikt nie zdoła im pomóc, bo jedyny człowiek, który potrafiłby stworzyć skuteczny lek leży martwy tu, w tym grobowcu!
- Ja… - Gardenia spociła się. Coś dużego i ciężkiego podeszło jej do gardła.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Rozproszył zaklęcie, gdy tylko dostał znak od Mai. Niespodziewane pojawienie się Tygrysołaka dało mu do myślenia. W pobliżu mogli ukrywać się kolejni przeciwnicy, jeśli można ich tak określić, sądząc po sile strażnika katakumb. Spokojnie przysłuchiwał się ich rozmowie zastanawiając się, co z tego wyniknie.
Informacja o zarażonych była bardzo intrygująca, gdyby jednak nie udało się nad nimi zapanować, mieliby nie lada problem. Wyszedł z cienia, stając obok mai. Choć Tygrysołak zwracał się do niej, nie zamierzał tym razem dać się wykluczyć z rozmowy.
– Czy naprawdę chcesz uwolnić zarażonych, naturianko? Czy weźmiesz na siebie odpowiedzialność za wszystkie związane z tym konsekwencje? Jeśli choć jeden z nich zdoła wam uciec i rozniesie zarazę wśród ludności, zginą tysiące. Całe wioski pomrą i nikt nie zdoła im pomóc, bo jedyny człowiek, który potrafiłby stworzyć skuteczny lek leży martwy tu, w tym grobowcu! - Uśmiechnął się, widząc próbę zmiany decyzji Gardenii. Czy on naprawdę myślał, że to coś da? Demon zerknął na kobietę, ciekawy co ta odpowie, jej reakcja zaskoczyła go jednak. Magini stała spocona, widocznie nie pewna odpowiedzi. Czyżby jednak zależało jej na istotach, z którymi toczyli wojnę? Musiał z nią potem o tym porozmawiać...
- Ja... - Nic więcej nie wydostało się z jej ust. A to było naprawdę niepokojące, tak jakby tygrysołak naprawdę uderzył ją w czuły punkt. Nemorianin musiał interweniować, inaczej cały plan mógł runąć. Położył dłoń na ramieniu Gardenii chcąc jej dodać otuchy.
- Panie, mówisz o śmierci tysięcy przez zarazę, którą mógł powstrzymać tylko jeden człowiek. Tak się składa, że zabierzemy ze sobą zarówno zarażonych jak i ciało Hezaqa Gryni. Będzie mieć całą wieczność na wyleczenie tych, którzy powstali z grobów...

Starzec spojrzał na niego ewidentnie zły, że demon wtrąca się w rozmowę. Mieszkaniec Otchłani spojrzał tylko z pogardą na mężczyznę, użył odrobimy magii demonicznej, powodując zgęstnienie mroku wokół jego postaci. W tym samym momencie za ich plecami rozległa się seria kolejnych uderzeń o metal. Akkarin zerknął do tyłu, a to co ujrzał zmroziło mu krew w żyłach. Drzwi, rozcięte wcześniej przez królową płomieni teraz odginały się coraz bardziej. W powstałej szczelinie dostrzec można było przegniłe zwłoki. Zarażeni chcieli się wydostać i zabić trójkę żywych stojących w głównej komnacie...
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        Jeden z nieumarłych, nie zważając, że pozostawia na wciąż rozpalonych krawędziach rozcięcia fragmenty własnej skóry i mięśni, siłowo starał się przecisnąć na drugą stronę. Udało mu się to w połowie. Zarażony osadnik wyglądał jak wychudzony szkielet, niedawno ekshumowany z grobu. Jego ciało było brudne, gnijące, wciąż nosiło ślady choroby. Przez wysuszoną skórę w kolorze kurzu widać było kości. Oczy miał pokryte bielmem, osadzone głęboko w oczodołach. Poszarpane i poranione usta wciąż otwierały się i zamykały, niczym u wyrzuconej na brzeg ryby.
Gardenia instynktownie cofnęła się. Nie zauważyła, że zbliża się plecami do tygrysołaka.
W tym samym czasie, po przeciwnej stronie krypty, zza pancernego wejścia do drugiego pomieszczenia, dało się słyszeć coraz głośniejsze dźwięki szamotania.
- Wyciągnę z komór całe ciepło i zamrożę je wewnątrz zanim stamtąd wyskoczą. – zwróciła się do demona. Podniosła ręce w stronę szamotającego się na boki, utkniętego w drzwiach nieumarłego. Wyciągnął w jej stronę szponiastą łapę, maie stała jednak w bezpiecznej odległości. Ni to zacharczał na nią, ni to zasyczał.
- Paskudny… - nie dokończyła.
Zamiast tego pouczyła silne uderzenie w plecy. Obcy mag pchnął ją prosto na miotające się, pozbawione wzroku monstrum. Zasłoniła się przedramieniem.
- Chcesz zabrać zarażonych, wiedźmo?! To ich sobie weź!
Strażnik grobowca, już po pełnej transformacji w tygrysa, skoczył na Akkarina.

***

        - Ich dotyk jest zabójczy. Nie mogę ich dotknąć. – ta jedna myśl rozbłysła jej w głowie podczas swojego krótkiego lotu ku przeznaczeniu. Na ile była ona prawdziwa nie było czasu rozstrzygać. Więc kiedy ułamek sekundy później zamajaczyły przed nią pokryte bielmem ślepia a w twarz buchnął jej fetor rozkładu zrobiła jedyną możliwą w tej sytuacji rzecz. W pełnym przyspieszeniu przeleciała w stanie niematerialnym przez zarażonego osadnika, stalowe drzwi i wpadła do wnętrza komory. Pozbawione oparcia ubranie magini zawisło na gębie potwora. Skórzana sakwa, ze Stefanem w środku, upadła na ziemię. Niespodziewanie wyrwany z letargu ptak zaczął podskakiwać, starając się uwolnić, rozrzucając przy okazji po podłodze krypty inne schowane w torbie rzeczy maie.

        - Zachowaj zimną krew, w tej formie nic ci nie grozi, nie podpalaj, nie niszcz, trzeba ich zabrać do Fortu, cholera, jacy oni ohydni… czy to są jelita?… cholera, cholera, cholera…
Z najwyższym wysiłkiem Gardenia zdusiła w sobie chęć użycia magii ognia przeciwko kotłującej się wokół niej grupie zarażonych. Przeklęła na głos, posyłając pod adresem tygrysołaka wiązankę plugawych wyzwisk, poświęcając sporą ilość czasu na podkreślenie niechlubnej profesji jego matki. A kiedy ukłucia paniki złagodniało nieco zacisnęła zęby i aktywowała zaklęcie obniżania temperatury. Zwiększała jego natężenie do czasu aż wszystko wokół zostało zmrożone na kamień a w pomieszczeniu nie poruszał się już nikt poza nią.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Zdążył tylko skinąć głową na słowa mai, gdy tygrysołak zaatakował. Demon upadł na ziemię pod jego ciężarem, a po chwili poczuł ból w ramieniu, gdy zatopiły się w nim pazury przeciwnika. Nie był w stanie go z siebie zrzucić, poszedł więc w ślady mai, choć nie wiedział o tym, i stał się niematerialny. Przeniknął przez zdezorientowanego maga, i gdy tylko stanął na nogi, znów powrócił do normalnej postaci. W przeciwieństwie jednak do Gardenii, ubranie na nim pozostało. Odruchowo uwolnił magię demoniczną, kierując ją na strażnika grobowca. Lepka czerń okleiła tygrysołaka, pozbawiając go szybko życia i mocy.
Otulił się mocniej płaszczem czując leki chłód w pomieszczeniu. Krzyki nieznanego maga mieszały się z krzykami zamrażanych nieumarłych, nie mogących dorwać w swoje ręce magini, a tym bardziej zagłuszały odgłosy dartego materiału. Uwolnił magię, pozwalając pól-żywemu przeciwnikowi, ponownie w ludzkiej postaci, upaść na podłogę. Przykucnął przy nim, wyciągając zza pasa sztylet.
- Pożałujecie... Tego... Hieny... Ich nie da się... Kontrolować... - Choć słaby, mag wciąż próbował mówić. Demon uśmiechnął się lekko, puszczając jego ostrzeżenie mimo uszu.
- Ty już się o tym nie przekonasz... - Rozciął mężczyźnie krtań, szybko przykładając dłoń do rany, wysysając z niego resztkę mocy i życia.

Wstał podchodząc powoli do miejsca gdzie, zniknęła Gardenia. Strzępy jej ubrania, zwisały zostawione przez nieumarłego w szparze wyciętej w drzwiach. Nemorianin wyrwał je i obejrzał uważnie. W ich aktualnym stanie ciężko było mówić, o tym by cokolwiek zakrywały, a na pewno nie mogłyby już ukryć co intymniejszych części ciała... Wyrzucił ubranie, i zajrzał przez otwór, gotów w każdej chwili odskoczyć. Wzdrygnął się, czując panujący tam chłód, nieumarłe ciała świadczyły, że mai się udało. Samej kobiety nigdzie jednak nie widział.
- Gardenio? Jesteś tam? - Jego głos odbił się echem od ścian pomieszczenia. Demon miał już zrezygnować, gdy dostrzegł ruch gdzieś w głębi. Ruch i to chyba nagiego ciała. Zamarł wpatrując się uważnie w ciemne wnętrze uśmiechając się lekko w duszy, na myśl o minie Gardenii gdy ta zobaczy, ze jej ubranie jest już niezdatne do użytku...
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        Twarz Akkarina co prawda pozostawała neutralna ale jego oczy zdradzały dość wyraźnie, że nemorianin ma niezły ubaw z faktu, iż kobieta nie ma co na siebie włożyć. Gardenia odpowiedziała mu wzruszeniem brwi. W kilku krokach pokonała odległość dzielącą ją od wejścia do komory. Nachyliła się.
- Czy to twoja szabla, hrabio, czy po prostu cieszysz cię mój widok?
Nie czekając na odpowiedz złapała wystającą z drzwi głowę demona za czoło i łagodnie, acz stanowczo, wypchnęła ją z powrotem do krypty. Następnie spojrzała na swój wykonany z tkaniny bawełnianej płaszcz, leżący na ziemi. Był przymrożony do jednego z nieumarłych. Spróbowała go uwolnić ale materiał tak mocno przywarł do zlodowaciałego skalpu, że jedno bez drugiego nie chciało odejść. Zostawiła go więc w spokoju.
Zajęła się kanalizowaniem strumienia energii, przygotowując się do wykonania następnej transformacji. Zaczęła zastanawiać się co powinna wykonać w następnej kolejności, by przybliżyć realizację misji do końca. Jak przypuszczała zmiennokształtny mag zginął podczas ostatniego starcia z nemorianinem, nie było więc sensu o niego pytać. Pozostawała kwestia grobowca alchemika, drugiej partii zarażonych osadników oraz ich bezpiecznego przetransportowania. I jeszcze coś…Magini uśmiechnęła się.
- Akkarinie myślę, że kiedy wrócimy do Fortu powinieneś dać to zadrapanie na ramieniu do obejrzenia medykowi. – powiedziała w kierunku drzwi. - I zażyć jakiś specyfik wzmacniający odporność. Inaczej podczas następnej pełni może ci wyrosnąć coś, czego wcześniej nie było. Rany zadane przez tygrysołaki lubią się babrać.
Zapas energii był gotowy. Magini zaczęła się przeobrażać.
- Kiedy unieruchomię zaklęciem zarażonych w drugiej komorze, możemy otworzyć ostatnie pomieszczenie grobowe. Wtedy podejmiemy stamtąd szczątki Hezaqa Gryni oraz wszystko to, co złożono przy nim. Kto wie, może znajdziemy tam jakieś cenne zwoje opisujące jego pracę?

        Skupiony strumień ognia wyciął w stalowej płycie okrąg, który wypadł na zewnątrz. Biała wilczyca o błyskających zielenią ślepiach z gracją potruchtała pod wejście prowadzące do komory numer dwa. A kiedy powtarzające się odgłosy kołatania o metal ustały a powierzchnię pancernych drzwi pokrył szron maie udała się do ostatniej, nie zbadanej jeszcze części grobowca.
Kolejna stalowa płyta uderzyła o podłogę. Wnętrze trzeciej komory pachniało wilgocią, stęchlizną, było tam też jakoś dziwnie ciepło. Wręcz duszno. Kropelki potu zaczęły gęsto spływać po pokrytym sierścią grzbiecie. Wilczyca poczuła, ze koniecznie musi się podrapać ale powstrzymała się. Kiedy szmaragdowe oczy zwierzęcia przyzwyczaiły się do ciemności, uważnie zlustrowały całe pomieszczenie i odszukały stojący blisko przeciwległej ściany zdobiony, kamienny sarkofag.
Gardenia oparła przednie łapy o jego masywną pokrywę. Zaszczekała na Akkarina, żeby jej pomógł to zdjąć i zajrzeć do środka.

***

        Cisza.

Gardenia parsknęła. Szybko przeprowadziła w głowie rachunek dotychczasowych doświadczeń z demonem i wyszło jej, że: nemorianie nie tańczą, nemorianie nie cenią świeżo ściętych kwiatów, nemorianie nie mają poczucia humoru, nemorianie nie odczuwają empatycznej potrzeby pomagania zwierzętom w potrzebie.
- A wilk cię drapał. – pomyślała maie i zabrała się do otwierania sarkofagu na własną łapę.

        W tym samym czasie od strony korytarza do głównej krypty zaczął skradać się ktoś, kogo nie miało prawa tu być. Mietek, chłopskie dziecię, które przyprowadziło posłańców króla licza pod drzwi grobowca, chciał za wszelką cenę dowiedzieć się czego dokładnie szuka w takim miejscu dwójka ekscentrycznych podróżników. Stefan, zajęty zbieraniem rzeczy magini z podłogi i umieszczaniem ich z powrotem w sakwie, widząc zbliżającego się chłopaka zerwał się do lotu. Zaczął głośno krakać, machać szponami i młócić skrzydłami tuż nad głową ciekawskiego pacholęcia, w krótkim czasie zmuszając go do odwrotu.

- Co tam się znowu dzieje? – maie, wciąż przebywając pod postacią wilka, zastrzygła uszami. Zaraz jednak wróciła do przerwanej czynności. Zaparła się tylnymi łapami o kamienną posadzkę, przednie oparła o skraj pokrywy. Warcząc, sapiąc i stękając, cal po calu odkrywała zawartość sarkofagu.

***

Huk upadającej pokrywy odbił się echem od ścian komory, dzwoniąc w uszach wilczycy jeszcze przez jakiś czas potem.
A we wnętrzu spoczywała ni mniej, ni więcej, tylko mumia. Obwiązane pożółkłymi bandażami truchło sławnego alchemika, z tego co zdążyła zauważyć magini zachowane w nadzwyczajnie dobrym stanie. Było to o tyle dziwne, że w panującym w pomieszczeniu zaduchu rozkład powinien zachodzić znacznie szybciej. Jak przypuszczała była to zasługa jakiegoś przygotowanego przez znanego naukowca specyfiku utrwalającego.
- Więc nie tylko na lekach się znał, no, no, no. Teraz wystarczy zawiadomić oddział z Fortu, żeby przenieśli się tu i zabrali wszystko. – powiedziała Gardenia, co w wiernym przekładzie zabrzmiało jak Łuf.
Wilczyca opadła z powrotem na cztery łapy i z nosem przy podłodze rozpoczęła dokładne badanie pomieszczenia. Niestety, żadnych zapisków ani prac genialnego alchemika tu nie uświadczyła. Jeśli coś się zachowało to najprawdopodobniej znajdowało się w rękach kogoś z jego rodziny. – Trzeba będzie się tym zająć i zabezpieczyć te zwoje, zanim ulegną zniszczeniu. – pomyślała wilczyca. – Ale na to będzie czas później.

Nieumarły kruk magini nadleciał od strony wejścia, przysiadł na brzegu sarkofagu i wlepił w nią swoje gnijące ślepka. Stefan, poza tym, że był nieocenionym towarzyszem podróży, wyszkolonym tropicielem i otwieraczem do butelek, służył maie także jako łącznik z główną siedzibą króla licza.
Wilczyca podniosła łeb. - Co tam, śmierdzielu? Masz coś dla mnie?
Miał. Przekaz mentalny prosto z Fortu, od jednego z magów-zwiadowców. To co magini usłyszała podczas odbierania wiadomości wcale jej się nie spodobało. Nowe, zaskakujące informacje sprawiły, że Gardenia musiała szybko i sprawnie przeanalizować swoją obecną sytuację i kompletnie przeformułować cały plan działań. A wszystko przez jedno głupie, nieprzemyślane zachowanie towarzyszącego jej demona.

Zamiast przebiegnięcia w postaci wilczycy przez korytarz, a potem w górę po wijących się na okrętkę schodach aż do wyjścia z drzewa, maie powróciła na chwilę do swojej humanoidalnej formy. Podeszła do drzwi komory, założyła ręce.
- Właśnie się dowiedziałam, że podczas misji na Mglistych Bagnach pomogłeś szpiegowi Kryształowego Królestwa zbiec. Naprawdę wierzyłeś, Akkarinie, że to się nie wyda?– popatrzyła na ciemnowłosego. Hai, gdyby spojrzenie mogło zabijać…
Gardenia milczała, czekając aż pierwsza fala wściekłości przeminie. Potem odezwała się ponownie.
– Nie wiem jakie pobudki tobą kierowały i szczerze powiedziawszy niewiele mnie to obchodzi. Pomagałeś wrogowi podczas działań wojennych, dopuściłeś się zdrady. Działałeś na moją niekorzyść, zataiłeś ważne informacje, okłamałeś mnie patrząc mi prosto w twarz. Wykręcasz taki numer komuś, kto wcześniej zaręczył za ciebie słowem? Czy to jest ten rodzaj honoru, który praktykują mieszkańcy Otchłani? – prychnęła gniewnie, splunęła pod nogi.
– Pozwolę ci odejść, demonie, bo przysłużyłeś się odzyskaniu Kamienia Mocy i tylko dlatego. Na twoim miejscu nie pokazywałabym się już jednak w Forcie. Wycofuję moją rekomendację dla ciebie. Nie mogę popierać ani pracować z kimś, kto sam nie wie po której stronie stoi. Za dużo zainwestowałam w pchnięcie tej kampanii do przodu. – westchnęła.
– Obyśmy się więcej nie spotkali.

Po tych słowach ponownie transformowała w białego wilka o zielonych oczach i opuściła grobowiec.

Ciąg dalszy
Ostatnio edytowane przez Gardenia 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Demon nie zamierzał pomagać mai, w końcu jako podrzędna istota powinna umieć sobie radzić sama. Zajął się więc oględzinami grobowców, zastanawiając się, co dalej. Choć ciekawiło go, jak wilk zdejmie ciężką pokrywę, nie chciało mu się tam iść i podziwiać.
Krakanie ptaka również nie zwróciło jego większej uwagi, tak samo huk opadającej pokrywy. Choć to ostatnie wywołało u niego pewien szacunek do Gardenii. Ruszył jednak w stronę, gdzie zakładał się ją odszukać. Kobieta stała, z założonymi rękami, a jej wzrok wcale nie wskazywał na ciepłe przywitanie, a raczej jakby chciała go udusić gołymi rękami.

- Właśnie się dowiedziałam, że podczas misji na Mglistych Bagnach pomogłeś szpiegowi Kryształowego Królestwa zbiec. Naprawdę wierzyłeś, Akkarinie, że to się nie wyda? - Demon poczuł jak staje mu serce, w starciu z magini nie miałby szans, wiedział o tym aż za dobrze. – Nie wiem jakie pobudki tobą kierowały i szczerze powiedziawszy, niewiele mnie to obchodzi. Pomagałeś wrogowi podczas działań wojennych, dopuściłeś się zdrady. Działałeś na moją niekorzyść, zataiłeś ważne informacje, okłamałeś mnie patrząc mi prosto w twarz. Wykręcasz taki numer komuś, kto wcześniej zaręczył za ciebie słowem? Czy to jest ten rodzaj honoru, który praktykują mieszkańcy Otchłani? – Skoro mówiła, to może nie chciała go zabijać. Z drugiej jednak strony, nie zamierzał dać się schwytać i pozostać nieumarłym sługą licza. Przeklinał się w duchu, nie wiedząc, co się za chwilę wydarzy. Jego plany legły w gruzach i wątpił by dało się je odbudować.
– Pozwolę ci odejść, demonie, bo przysłużyłeś się odzyskaniu Kamienia Mocy i tylko dlatego. Na twoim miejscu nie pokazywałabym się już jednak w Forcie. Wycofuję moją rekomendację dla ciebie. Nie mogę popierać ani pracować z kimś, kto sam nie wie, po której stronie stoi. Za dużo zainwestowałam w pchnięcie tej kampanii do przodu. Obyśmy się więcej nie spotkali. - Po tych słowach przemieniła się ponownie w zwierze i wyszła z grobowca. Nemorianin stał jak zamurowany, nie wiedząc co teraz zrobić. Nie mógł wrócić do Fortu, ale nie mógł też zostawić Arkada, z tym problemem mógł sobie jednak jakoś poradzić. Polubił Gardenię trochę, na tyle na ile można polubić osobę gorszą od siebie. Choć stwierdziła, że nie chce wyjaśnień, był jej je winny. Wysłał do niej myśl, bez śladu jakichkolwiek uczuć.
- Pomogłem jej, by mieć kogoś, kto dostarczałby informacji tylko dla mnie. A po zakończeniu wojny stałaby się moją nagrodą. Zawsze mnie zastanawiało, czemu naturianka dołączyła do istoty, której istnienie jest sprzeczne z prawami natury? Tygrysołak miał rację, ty będziesz odpowiadać za śmierć ludzi po obu stronach tej wojny. Za ich śmierć, oraz brak spokoju po niej, gdy licz ich wskrzesi. Czy ty chciałabyś powrócić jako nieumarła, Gardenio? Zastanów się. - Umilkł na chwilę - ja jednak mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy. Jednak nie jako wrogowie, lecz dawni kompani. Wtedy powiem ci, jak wygląda kodeks honorowy mieszkańca Otchłani... - Dopiero po tych słowach zerwał połączenie.

Magią przestrzeni zamknął wrota Grobowca, zabezpieczając je dodatkowo magią energii. Gdyby ktoś próbował wejść, wyładowanie elektryczne zabiłoby go. Następnie otworzył portal, prowadzący do Arkada, wierzchowiec po chwili wyłonił się z niego, a przejście się zamknęło. Mógł teraz odejść, nie zamierzał jednak pomagać liczowi, skoro ich współpraca się zakończyła. Zgęścił mrok w najgłębszych zakamarkach grobowca oraz krypt, tak by w razie pojawienia się w nim kogokolwiek poza nemorianinem, ciała zarażonych z alchemikiem na czele, uległy wchłonięciu. Odmienność użytej magii od tej znanej sługom Megdara, powinna utrudnić im wykrycie jej. Szczególnie, jeśli mai potwierdzi bezpieczeństwo krypty. Gdy uznał, że wszystko jest gotowe, a magia zgromadzona w pierścieniu się wyczerpała, otworzył nowy portal, tym razem prowadzący na tereny Opuszczonego Królestwa. Opuścił grobowiec, życząc liczowi tego co najgorsze, odwrotnie niż mai.

Ciąg dalszy
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Zablokowany

Wróć do „Dolina Umarłych”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość