Dolina Umarłych[Gdzieś w Dolinie] Podróż ku przeznaczeniu

Jeśli zadajesz sobie pytanie kim jesteś, jeśli wydaje Ci się że Twoja dusza już dawno umarła, a Twoje życie straciło sens... Dolina Umarłych to miejsce gdzie życie istot ją zamieszkały naprawdę straciło sens, wiec jeśli masz w sobie choćby iskrę życia i trafisz tutaj dowiesz się co to znaczy wola istnienia.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

[Gdzieś w Dolinie] Podróż ku przeznaczeniu

Post autor: Cillian »

W przebłysku oślepiającego blasku pojawiła się kara klacz, wraz z jeźdźcem. Swą czuprynę nakrył srebrzystym kapturem i naciągnął go prawie że na oczy. Z wolna ruszył w sobie tylko znanym kierunku, nucąc coś pod nosem.
"Wiele się tu zmieniło od mojego ostatniego pobytu. Czego mogę oczekiwać? Dotrę w jednym kawałku? Może nie powinienem tam iść?" - każdy w podobnej sytuacji zadawałby sobie podobne pytania.
- Och, więc jednak zdecydowałeś się przybyć ze mną? - zapytał obracając głowę lekko za siebie. Nikogo jednak w pobliżu nie było. Tak mogłoby się się zdawać...
- Jestem po to, by cię chronić. To priorytet dyktujący wszystkie moje działania - odpowiedział głos znikąd.
- Dobrze o tym wiem. Nie widzę, by udało ci się pozyskać kogokolwiek na Pustyni - odpowiedziało mu jednak tylko i wyłącznie milczenie. Pytający miał już świadomość, że odpowiedź nie będzie taka, jaką pragnął usłyszeć. A może to i lepiej? Po co wciągać w bagno więcej osób, coby się potopiły. - Demencjo, nie sądzę...
- Wybacz, że się wtrącę. Sądzę, że została podjęta słuszna decyzja.
- Doprawdy? Rzecz w tym, że ja nie mam takiej pewności. Powinieneś z nią zostać, pilnować jej, gdy mnie nie będzie.
- To nie należy do moich obowiązków.
- Zapominasz się! Powinieneś robić to, co ci każę!
- Najmocniej przepraszam, ja... zapomniałem się. To się więcej nie powtórzy.
- Nie, to ja przepraszam. Ostatnio bywam rozdrażniony. Nie wiń się. To niestety niczego nie zmienia. Mogła zaniechać podróży. A jeśli nigdy nie zobaczę Kamienia?
- Zawsze pozostaje plan awaryjny.
- Nie! Ty będziesz żył, bez względu na okoliczności. Dałem słowo i zamierzam go dotrzymać - po ostatnich słowach Maga, w Dolinie na długo zaległa cisza. Arathain wraz z Sobowtórem podróżowali na południe.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

- Żałujesz czegokolwiek? - zapytał Sobowtór. Wciąż podróżował z właścicielem, w niematerialnej postaci.
- To trudne pytanie. Owszem, żałuję. Życie jest zbyt skomplikowane, by nie narobić błędów - odpowiedział Mag. Naciągnął kaptur, jakby w obawie przed wykryciem. Wciąż jednak nikogo w pobliżu nie było. Zero śladów na obecność kogokolwiek, lub czegokolwiek. Nic.
- Tylko głupcy nie popełniają błędów - odparł towarzysz. Mimo, że miał w tym trochę racji, Czarodziej się z nim nie zgadzał.
- Bycie głupcem to już błąd. Każda następna decyzja głupca jest błędem. To głupiec jest błędem, ale owym głupcem nie można być przez cały czas.
- Do czego zmierzasz?
- Boję się, że zostanę głupcem... - wybełkotał Srebrnobrody. Bowiem w ten sposób mogła zakończyć się jego podróż. Za kilka dni może być już nic nie znaczącą kupą kości. Ach... - Musimy znaleźć jakąś drogę, trakt, cokolwiek. Poruszanie się po bezdrożach nie sprzyja i sprzyjać nie będzie - stwierdził popędzając konia.

Droga wiła się i wiła. Demencja miał wrażenie, że zataczają niemiłosiernie wielkie koło. Wkrótce jednak okazało się, że podążają w dobrym kierunku. Na potwierdzenie swą obecnością uraczył ich kruk. Nie było to jednak zwykłe kruczysko. Martwe, pozbawione woli życia o fosforyzujących oczach i matowym kolorze piór.
- Wie o nas?
- Wątpliwe. Ten ptak powinien mu niedługo zanieść informacje. Albo się mylę i idziemy na spotkanie śmierci. Bądźmy uprzejmi i zawiadommy gospodarza, że składamy mu wizytę - powiedział Srebrnowłosy. Cwałował po równinie, a ptaszysko ciągle siedziało mu na ogonie. W którymś momencie nawet prześcignęło i mogłoby się wydawać, że... pełni rolę nawigatora. W końcu troje dotarło na szlak. Mag nie krył radości. Postanowił chwilę odpocząć. Kruk w tym czasie odleciał, prawdopodobnie doinformować swojego Pana o zbliżającym się gościu...
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Postój nie trwał przesadnie długo, jednak był potrzebny. Bryza średnio znosiła teleportacje na tak długą odległość. W nagrodę została poczęstowana jej ulubionym przysmakiem - marchewką. Wnet wstąpiła w nią nowa energia i nieopisana radość, co ucieszyło Maga. Rozsiodłał ją i pozwolił przycupnąć w okolicy. Sam zaś usiadł przy pobliskim pieńku i zaczął buszować w swojej torbie. Złowił pajdę chleba. Oddzielił kawałek i rozpoczął posiłek. Skromny, ale zawsze jakiś. Nie były to wykwintne dania serwowane w Wieży, ale Czarownik nie miał na co narzekać, wolał prostą strawę od wysublimowanych potraw. No i z jedzenia trudno było mu czerpać przyjemność, jako że prawie wcale nie czuł smaku...

Odkorkował bukłak i wypił kilka łyków wody. Rozejrzał się dookoła, wstał i ponowił oględziny miejsca w którym się aktualnie znajdował. Powiało łagodnym, chłodnym wiatrem. Podczas gdy Arathain próbował nadać swym włosom bardziej codzienny wygląd, Bryza tylko parsknęła z dezaprobatą. Nie należała do leniwych zwierząt, ni płochliwych. Uśmiech na ustach swego pana zrozumiała chyba jako informację, że w każdej chwili powinna być gotowa do dalszej podróży.

- Odsyłam cię - sucho zakomunikował Mag.
- Co?! Nie, ja muszę zostać tu, przy tobie. Mam obowiązek... - milczący do tej pory Sobowtór nie krył oburzenia.
- Przykro mi, tak już postanowiłem. Nie powinienem jej zostawiać. Nie mogę jej tu sprowadzić... musisz jej strzec, dopóki znowu się nie spotkamy. Proszę tylko, byś został w ukryciu, dopóki nie będzie czyhać na nią jakieś zagrożenie.
- A jeśli co się stanie?
- Co raz bardziej przypominasz człowieka, Demencjo. Nie wiesz nawet, jak bardzo jestem z tego zadowolony. Momentami nawet przeraża mnie fakt, że jesteś bardziej ludzki, niż nie jeden prawdziwy przedstawiciel tego gatunku - dumnie obwieścił Srebrnowłosy. Jego kompan się więcej nie odezwał. Tkacz Zaklęć wstał i do ręki wziął swój kostur. Chwilę rozglądał się wokoło, jak gdyby tęskniąc za czymś. Na twarzy malowała mu się melancholia. Przytłaczające uczucie, przytłaczające miejsce...
- Proszę, nie rób tego - błagalnym tonem odezwał się Demencja.
- Wszystko będzie dobrze. Nie oddam swojej duszy tak łatwo. A może wciąż jest nadzieja, może da się... - przerwał na moment, zaczerpnął powietrza. - Wszystko będzie dobrze, zobaczymy się za jakiś czas. Dopilnuj, by Kamień nie wpadł w niepowołane ręce - powtórzył, zapobiegliwie głaszcząc niewidzialny byt po głowie. Kończąc uniósł kostur do góry, a z jego dłoni błysło światło. Prawdopodobnie moment później, towarzysza już tu nie było, bo Czarodziej odetchnął z ulgą.

Wiatr nieco osłabł. Arath ponownie osiodłał Bryzę, która - o dziwo - nie mogła się doczekać tejże czynności. Później dokładnie spakował i poukładał wszystkie fiolki. Zamocował swoją podporę w wygodnym dla siebie i klaczy miejscu, i pokłusował w dal. W międzyczasie dostrzegł znajomego kruka, który najwyraźniej postanowił dotrzymać mu towarzystwa i pokierować. Sielanka w Dolinie Umarłych, coś niesamowitego! Do czasu...

Na horyzoncie jawił się oddział zdechlaków. Na przedzie szedł lepiej opancerzony i bardziej "rosły" nieumarły, podążało za nim kilkunastu podwładnych. "Cholera... więc nie chce nawet pozwolić mi dotrzeć do swej siedziby? Czemu wysłał to ptaszysko z powrotem?"

Gdy grupa zbliżyła się na niebezpieczną odległość, Arathain zatrzymał się i dokładnie ich zmierzył. Dowódca odwdzięczył mu się tym samym. Wnet zapłonęły magiczne ognie, wysokie na kilka łokci i otoczyły ochronną barierą Maga.
- Jeszcze krok, a nikt nie będzie już w stanie ożywić waszych kości - prychnął. Był w stanie podnieść temperaturę do takiego stopnia, by bez problemu spalić umarłych na popiół. Owi umarli jednak stali niewzruszeniu z obnażonymi mieczami, przeżartymi rdzą. Wokoło słychać było tylko trzaski płomienia i dziwne, chroniczne dźwięki wydawane przez zdechłego komendanta. I nagle... po prostu zawrócili. Tak! Odwrócili się na swoich pożal się Boże imitacjach pięt i pomaszerowali tam, skąd przybyli. Srebrnobrody wnet przejrzał na oczy. Dogonił ich wraz z tym okropnie cuchnącym ptakiem i pozwolił się prowadzić, aż nie ujrzał... tego. W dawnych czasach stała tam warownia, przynajmniej tak słyszał. Ale oczy mówiły co innego. Przypominało to raczej bastion wypełniony martwymi istotami, ostatnie miejsce w Alaranii, które ktokolwiek kiedykolwiek chciałby odwiedzić. Wkrótce miał zobaczyć Arcylicza Północy - Megdara. Pytanie tylko, czy dożyje? Opanował wewnętrzny niepokój, poklepał Bryzę i wyzbył się trwogi, zbliżając się nieuchronnie pod mury...

Ciąg dalszy: Arathain
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Zablokowany

Wróć do „Dolina Umarłych”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości