Słoneczna plażaKrew, zioła i dużo pecha

Słoneczna plaża wzięła swoja nazwę od koloru piasku, który przybiera tu barwę bardziej złotą niż gdziekolwiek indziej na Wybrzeżu Jadeitów. Turmalia może poszczycić się tak pięknym miejscem, dlatego objęła je ochroną. Nie znaczy to jednak, że jest ono niedostępne dla mieszkańców i podróżnych. Wręcz przeciwnie, jest to miejsce częstych spacerów arystokratów, ale też mieszczan i rzemieślników, którzy choć na chwilę chcą zapomnieć o ciężkiej pracy, jaką wykonują codziennie.
Awatar użytkownika
Bua
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny, niedźwiedzioła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bua »

        Czy to w ten sposób dziękowali ludzie? Nie, nie przypominał sobie. Takiego podziękowania doświadczał zdecydowanie po raz pierwszy, ale… cóż, mógłby doświadczać częściej. Na pewno miał już pewność, że druidkom warto pomagać. A na pewno tej jednej, szczególnej. Przy każdej okazji.
        Umysł Buy nie potrzebował zresztą jakoś dużo, aby przyjąć zaistniałą sytuację jako coś nie tylko całkiem sympatycznego, ale w dodatku nawet nie do końca niestosownego. Dziewczyna była nieśmiała, jasne, ale to mu przecież nie przeszkadzało! Gdyby tylko pozwoliła, to na pewno mógłby jej pokazać, że nie ma się czego wstydzić, i tak zuch kobitka, skoro sama pierwsza położyła na nim dłonie. Rozumował może wolno, ale sądził, że całkiem trafnie. Żadnych zdrożności. Prawo lasu. Jeśli dwoje osobników ma się ku sobie, to nic nie powinno stać na przeszkodzie ku temu, by starali się o wspólne potomstwo, zbudowali dla szczeniąt szałas w lesie i razem polowali… W lasach było przecież takie mnóstwo ziół, przeróżnych ziół, on pomógłby jej w odnajdywaniu po zapachu tych bardziej ukrytych. Może nawet mały gryzoń mógłby zostać, w jakiejś niewielkiej norce kawałek od ich szałasu, wtedy już absolutnie wszyscy byliby zadowoleni, ale…
        Ale się pomylił. Znowu okrutnie się pomylił.
        Już wyciągał ręce, żeby ułożyć je jak najdelikatniej na ramionach Alii, bo przecież mógł z całą pewnością raz jeszcze pokazać jej, że potrafi być czuły i spokojny, tak jak to tylko możliwe - prawie jak normalni ludzie - jednak ta cofnęła się szybciej, niż zdołał wprowadzić zamiar w życie. Mógł tylko patrzeć, nieco zbity z tropu, jak jego śliczna panna nagle odsuwa się i płonie takim rumieńcem, że przez krótką chwilę był już pewien, że po prostu zobaczyła coś za nim i przestraszyła się. Ale no tak. Ona przecież nie mogła nic zobaczyć, a jedyną rzeczą, która w tym momencie kogokolwiek z nich mogła napawać strachem, był brak zrozumienia. On nie zrozumiał od razu jej zamiarów - czy też raczej: ich braku - ona pomyślała, że on zrozumie to całkiem inaczej. W końcu też on sam nie rozumiał i tego przestrachu, i pewnych zasad, bo wreszcie docierało do niego, że to o zasady chodzi. O ten podłe, uwłaczające zasady, które ludzie narzucali sami sobie. Nie zdołał nawet za bardzo zaprotestować, bo tylko wywarczał coś bardzo niedźwiedziowatego, jakby i słów mu w tej chwili zabrakło, a podniósł się dopiero, kiedy miał już przed sobą cały prywatny ekwipunek, porzucony chaotycznie przez uciekającą Alię. Bo właśnie - uciekła mu? Na stałe, czy tylko na chwilę? Nawet jeśli miał ją doganiać, to przysiągł sobie, że tym razem założy coś na siebie. Dla zasad.
        I rzeczywiście, ruszył przed siebie dopiero wówczas, gdy w pochwach pobrzękiwały mu już śmiercionośne bronie, gdy wokół bioder miał swój skórzany pas, a na ramionach ciężkie osłony. Odetchnął głęboko - wyczuł, że Alia ciągle jest w pobliżu, ale nagle czuł się dziwnie winny, kiedy pomyślał o tym, że znowu będzie musiał przed nią stanąć i z nią porozmawiać. Czy mogła domyślać się, że w tamtym momencie, kiedy… że był wówczas całkiem gotów pójść o jeden krok dalej? Ach, bardzo konkretny krok, jak od morza do gór. Jeśli się domyślała, to musiało oznaczać, że sama wcale nie chciała tego samego. Może słusznie. Ona była piękna i mądra, a on… No tak, on nie był. Nie miał nawet szansy być jak jeden z tych dostojnych młodzieńców, do których zwykle pchała się żeńska część gawiedzi, gdziekolwiek nie był. Prawie każda wioska miała takiego swojego… złotogrzywego juhasa.
        Bua wstrząsnął krótko łbem (to jest, głową!), próbując odrzucić te myśli, ale nie przeszedł tak naprawdę dziesięciu kroków, nim usłyszał znowu głos swojej druidki. A przecież postarał się, naprawdę postarał się iść w całkiem inną stronę! Teraz więc delikatnie rzucone słowa docierały do niego gdzieś z prawej strony, i gdy odwrócił tam głowę, mógł zobaczyć między drzewami biel sukni Alii. Odetchnął świszcząco przez nos. Nie byłby w stanie zostawić jej teraz nawet, gdyby tak bardzo, bardzo chciał. Jeszcze nie.
        Wyszedł jej na spotkanie nieco dookoła, aby nie zachodzić jej od tyłu. Od razu też z wyjątkową delikatnością dotknął palcami jej ramienia i nakierował tak, by znowu stali dokładnie naprzeciwko siebie. Chwilę jak gdyby przeżuwał to, co chciał powiedzieć… ale zaraz po tym i tak nie wytrzymał.
        - To jest bez żadnego sensu! - niemal warknął; gdzieś spomiędzy gałęzi drzew poderwała się do lotu sroka. - Te… ludzkie ograniczenia. Są wbrew prawom natury. Nie gniewam się na ciebie, piękna Alio. Gdybyś chciała ze mną spółkować, to obdarzyłbym cię tuzinem najdorodniejszych szczeniąt. Byłyby tak samo piękne, jak ty.
        Tu już nie zastanawiał się wiele. Przesunął dłoń wyżej, by dotknąć jej policzka z taką czułością i wyrachowaniem, jak gdyby chodziło o najdelikatniejszy kwiatek… ale po tym zabrał rękę i pokręcił krótko głową.
        - To był bardzo miły czas - powiedział o wiele ciszej. - Dziękuję ci. Ale teraz jest chyba pora, aby pójść każdy w swoją stronę. Wioski takie, jak ta, nie lubią mojego towarzystwa. A ja nie lubię ich harpunów. Tak.
Zablokowany

Wróć do „Słoneczna plaża”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość