ArrantalisNowy ląd, nowe kłopoty

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Erremir nie czuł się zaskoczony. Spokój w pomieszczeniu przerwał straszny ryk spoza ściany, która niedługo po tym runęła na biurko, na którym niegdyś znajdowały się dokumenty. Z powstałej dziury wyłoniła się bestią, z który prawdopodobnie przedtem walczyła spotkania grupa. Istota była wściekła, widocznie niezadowolona z faktu iż zwierzyna jej czmychnęła i musiała się za nią dobijać. Wściekłym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu, sapiąc nieprzerwanie. Rozwalenie ściany musiało zabrać nawet tak dużej bestii sporo siły, bo była to masywna i pewna konstrukcja, co było widać gołym okiem nawet dla takiego amatora jak upadły. Pięciometrowy potwór bez zastanowienia odnalazł jednego z uciekinierów – lisołaka. Ten akurat zmierzał z Tayą w stronę odnalezionej liny. Prędkość z jaką to wykonał była godna pochwały, zwłaszcza jeżeli brać pod uwagę zmęczenie bestii.
Taya zaś bez słowa sprzeciwu była eskortowana przez zwierzołaka, który co jakiś czas pchał ją do przodu jak się zatrzymała. Nie odbierała tego wulgarnie, bardziej martwiła się o ojca, który zostały bardziej w tyle. Do tego jej serce wypełniła trwoga, gdy w pomieszczeniu pojawił się następny nieproszony gość. Nim zdążyła krzyknąć, została popchana w stronę liny, a lisołak wspiął się po linie. Pech chciał, że bestia dziko pędziła w jej stronę odcinając Erremirowi bezpieczne przejście.
Upadły nie czując się do końca bezpieczeństwa córki, postanowił zająć się gościem jak należy. Chwycił spory kawałek rozwalonej ściany i z całej siły cisnął w łeb biegnącego monstrum. Kawałek ściany minął się z głową bestii, ale uderzył o tułów, a cel rzutu stracił równowagę z impetem lądując na posadzce.
- Ładuj się na tą linę, nie czas na dramatyzowanie. Szybko – krzyknał niecierpliwie, popędzając Taye do najbezpieczniego miejsca w tym momencie
- No już! - powtórzył, a dziewczyna westchnęła bezradnie i wspięła się po linie na górze, wiedząc że i tak jej nie posłucha.
Bestia otrząsnęła się i swoimi oczodołami wypełnionymi ogniem zmierzyła upadłego. Nawet nie widząc oczu tej istoty, upadły czuł wypełniającą ją negatywne emocje i nie tyle. Tym razem jednak nie popędziła na ofiarę. W przeciwieństwie do tamtej grupki, musiała czuć iż z upadłym coś jest nie tak. Instynkt bestii musiał wyczuć emanującą aurę znamienia, które nosił. Chwila zawahania, ale w końcu zaszarżowała, rycząc wściekle.
- Zatańczymy, chociaż wolę bardziej wytworne towarzystwo – zażartował i również zaszarżował na przeciwnika, trzymając w dłoniach swoje dwa miecze, których nie użył w poprzedniej walce, ani nie pokazał nieznajomym. Wokół mieczy zaiskrzyły wyładowania elektryczne, wypełniając powietrze magią.
Gdy miało dojść do zderzenia pomiędzy nimi, upadły wykonał ślizg pomiędzy nogami bestii, unikając w ten sposób bezproblemowo potężnego uderzenia bestii, które skruszyło kawałek pobliskiej kolumny. Pył i kawałek kolumny wypełniły włosy byłego króla upadłych, ale czym prędzej wyprowadził się do pozycji stojącej, gibko wybijając się ze ślizgu. Nim bestia się obróciła, walka się skończyła, a ostre ostrza mieczy prześlizgnęły się po jej plecach, szarpiąc, tnąc i rozrywając skórę, mięso i mięśnie. Sprawiający ciarki ryk agonii wypełnił powietrze, a bestia runęła na ziemię, próbując wstać. Było to jednak daremne. Czymkolwiek była ta istota, porażenie od jego mieczy nie było czymś co można było łatwo zignorować. Zwłaszcza na otwartych, rozszarpanych ranach. Popatrzył z litością na próby bestii i westchnął ciężko. Złączył miecze i stanął niedaleko leżącego ciała, czując iż nie może tak tego zostawić. Broń zawirowała w dłoni upadłego i wgryzła się z potężnym impetem, oddzielając głowę od ciała bezboleśnie wręcz.
- Nie lubię brudnej roboty – wymamrotał, patrząc na łeb bestii, który trzymał w ręce. Był sporawy i ciężki, ale ogień z oczodołów zniknął. Najwidoczniej magia, na którą była skazana ta bestia również prysnęła wraz z jej ostatnim tchnieniem. Odstawił głowę koło truchła i obejrzał się w stronę dziury w ścianie, z której zaczęły wyskakiwać szkielety
- Bez takich, nie ma mnie to już – czym prędzej rzucił się biegiem w stronę liny, słysząc wzmagający się klekot kości i oręża.
Broń, którą dzierżył zniknęła, a on wbiegł i rzucił się na linę, prędko wspinając się na góre, a hałas z poprzedniego pomieszczenia ucichł prawie całkowicie.
Obecnym na miejscu ukazał się widok Erremira w pyle i włosach pełnych drobnego gruzu, wymieszane ze gęstym, świeżym osoczem, które miejscami ściekało po nim powoli. Wystawił dłoń przed siebie
- Nie pytajcie – mruknął pod nosem, czując iż ma straszną ochotę na ciepłą kąpiel albo wizytę w jakimś strumieniu. Pierw ubrania, a teraz to. Zaczynał czuć się żałośnie.
Taya tymczasem starała się ukryć swoje rozbawienie, zatykając usta dłonią, aby nie wydobyć z siebie głośnego śmiechu. Jej ojciec wyglądał jak istny pyłowy bałwan, co pozwoliło chociaż na chwile jej zapomnieć o sytuacji.
- Pff, tylko się nie udław – dogryzł córce, próbując znaleźć jakikolwiek kawałek w miarę czystej szmaty, aby się doprowadzić do porządku. Rozpoczął więc ostrożnie rozglądać się po pomieszczeniu.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Brzmi to ciekawie, trzeba będzie się kiedyś tego nauczyć – stwierdziła Esme.

Zaciekawiona słuchała teraz odpowiedzi Leanora co do jego niszczenia posadzki.

- Możliwe, ale czy wziąłeś pod uwagę, że mogą nam także zaszkodzić?

Po chwili przemieniona przyglądała się reakcji Keiry, strasznie entuzjastycznej, nim cokolwiek powiedziała, chciała poczekać, aż ta się uspokoi, jednak anielica postanowiła wyrwać lisołakowi kartkę z łapek. Przemieniona podeszła do upadłej i, zaglądając jej przez ramię, przyjrzała się, co tam jest napisane.

- Skoro tak jest, to lepiej ten skrawek papieru dobrze schować, inaczej będzie nam siedzieć na ogonie ta bestia…

Gdy udało znaleźć się drogę ucieczki, Es wylądowała w pozornie, a może faktycznie, zwyczajnym pokoju. Podeszła do biurka i wygrzebała coś do czytania, nie patrząc na to, czy ktoś może tu mieszkać, skoczyła sobie na łóżko i rozłożyła się wygodnie, czytając jakąś książkę, którą wyjęła z szuflady biurka. Nie musiała długo czekać, aż zjawiła się anielica. Pomachała jej i bez słowa wróciła do czytania. Po chwili dołączył Leanor i Taya. Przemieniona wstała na chwilę, chcąc coś sprawdzić, a w tym czasie zmiennokształtny zajął jej łóżko.

- Ehh… - Spojrzała na niego i westchnęła, ignorując śmiech Iry, który rozbrzmiewał w jej głowie.

Poszła odłożyć książkę, ponieważ nic ciekawego, czy też przydatnego, w niej nie odnalazła. Gdy pojawił się Emirey, zarówno demonica jak i Es zachichotały po cichu.

- Ej, mam pomysł!
- Co ty znowu kombinujesz?
- No weź, użyj żywiołu wody…
- O nie, wiesz, że to może się skończyć dla nas wszystkich…mokro.
- No spróbuj, chce prysznic, to go dostanie. – Zaśmiała się nieprzyjemnie.
- N-nie… - Odmowa czarnowłosej jednak na niewiele się zdała, ponieważ Irze udało się przejąć nad nią kontrolę, choć nie powinna, oczy dziewczyny zmieniły się, miały teraz zieloną barwę, a okrągła źrenica zmieniła się w pionową kreskę. Po chwili wszyscy odczuli skutek chaotycznej magii, w pomieszczeniu spadł solidny deszcz. W parę sekund wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki.

- IRAA! – krzyknęła rozzłoszczona przemieniona, która ponownie przejęła kontrolę nad sobą.

Kałuże powstawały w zawrotnym tempie, cała podłoga wręcz płynęła. Esme uniosła się na skrzydłach nieco w powietrze. Rozejrzała się dookoła i wypatrzyła wyjście z pokoju. Szybko je otworzyła i wyleciała. Znalazła się w jadalni. Niestety, niepustej. Mężczyzna, kobieta i trójka dzieci akurat spożywali posiłek. Ciężko ocenić, czyja zdziwiona mina była lepsza. Były tu dwie dziewczynki i jedna podbiegła do Esme i oglądała jej skrzydła, druga zaś do Tayi. Został jeszcze chłopak, który zainteresował się w sumie wszystkimi, chodził od Leanora do Keiry, to od Keiry do Emireya i Esme, ale na Tayę nie zwrócił uwagi.

- Co to ma znaczyć? – odezwał się oburzony mężczyzna. – I skąd tu się, do licha, wzięły te drzwi?
Podszedł zdenerwowany do intruzów i przyjrzał się każdemu z osobna.
- Jeśli królowa by się dowiedziała, że są tu upadłe anioły… - Przejechał palcem po szyi, jasno dając do zrozumienia o możliwej śmierci.
- Ta, a zdajesz sobie sprawę, iż jeśli chciałbyś nam coś zrobić, zostałbyś pozbawiony swego nędznego żywota, nim zdążyłbyś zareagować? – odpowiedziała mu nieco zirytowana Es.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira – z wielgachnym bananem na twarzy, a jakże – oglądała nowo odkryty pokój. Nic, ale to nic się w nim nie wyróżniało... Poza jednym pierścionkiem nie było tu praktycznie nic ciekawego. Anielica w duchu błagała tylko, żeby ten stwór o pięknych oczkach nie odkrył sposobu, jak dostać się na górę. Wtedy to już przekichane. Za mało miejsca do walki, za mało miejsca do manipulowania magią rubinu, za mało miejsca do ewentualnej ucieczki, za mało miejsca do... do każdej możliwości ataku.
Z ciekawości spojrzała w dół.
        - On zamierza jeszcze walczyć? - Takie były pierwsze słowa Keiry, kiedy ujrzała na dole szarżującego upadłego. Westchnęła przeciągle. „Powinien teraz oszczędzać siły, Prasmok jeden wie, co znajduje się dalej...” - pomyślała, marszcząc czoło. Zrezygnowana anielica oderwała wzrok od całej akcji, która rozgrywała się na dole, po czym postanowiła poszukać sobie zajęcia. A mianowicie – nah, łóżko jej zajęli – rozsiadła się wygodnie na podłodze pod ścianą i wzrokiem zaczęła wertować wcześniej zdobyty dokument. Jeśli tu jest sposób, dzięki któremu będą mogli łaskawie położyć tę bestię spać, opłaca się to przeczytać, nim znowu wydarzy się coś, przez co Keira straci ów papierek. A wtedy mogiła...
        Kirk również postanowił się czymś zająć. Kruk skakał wesoło obok Tayi, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Może tym oto sposobem starał się jakoś przyzwyczaić dziewczynę do całej grupy? Albo po prostu nudziło mu się, a bał się zaczepić pozostałych, co siedzi w głowie tego ptaka to odwieczna zagadka...
        Keira uniosła wzrok na Emireya, który pojawił się przed nimi, a swym wyglądem aż błagał o komentarz. Piekielna jednak ostatecznie zagryzła wargę, coby przypadkiem nie roześmiać się. Na – szczęście? Proszę... - nieszczęście każdego w tym pomieszczeniu, a tym bardziej Keiry, w pokoju szybko zaczęło padać. Anielica wstała jak oparzona, próbując za wszelką cenę ochronić kartkę z informacjami, które dotyczyły uśpienia potwora o błyszczących oczkach. Przecież to aż nazbyt ważne! Chyba nikt nie chce ponownie się z nim męczyć?
Kiedy ulewa ustała, Keira policzyła do dziesięciu, by nie dać satysfakcji Irze z powodu napływu negatywnych emocji. Aby bardziej odgonić od siebie złe myśli i uczucia, skupiła się na pozytywach całej sytuacji. Pierwsze; skrzydła były schowane, więc nie zmokły. Drugie; była teraz wyprana i czysta! Więcej pozytywów chyba nie było, ale grunt, że przynajmniej jakieś się znalazły...
        Anielica odgarnęła lepiące się do twarzy włosy, po czym dokładnie obserwowała poczynania Esmeraldy. Skrzydlata kobieta wleciała w – chyba jedyne – drzwi, otwierając je z impetem. Ku zaskoczeniu wszystkich, nie byli sami... Czyżby wyszli z tej podziemnej świątyni?! A jak przegapili jakieś inne skarbce? Przecież ten pierścień i rubin skądś się musiały tam wziąć!
- Em... Am... - Keira upewniła się, iż jej skrzydła są schowane. Całe szczęście! Na razie nikt nie mógł jej przypisać do piekielnej kasty. Ukradkiem oka upadła spojrzała na Leanora. Uśmiechnęła się cwanie. „Jak coś, nie jestem żadnym aniołem z czarnymi skrzydłami!” - i choć wiedziała, że lisołak nie ma jak usłyszeć jej myśli, miała nadzieję, że w pewnym sensie zrozumie aluzję.
Starała się ignorować natrętne dzieciaki, które skakały wokół.
        - Królowa? Jaka królowa? - zapytała zaciekawiona. Ot, prosta logika, królowa – szlachcianka – ktoś bogaty!
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Lisołak siedział tak sobie na łóżku, nie zauważając, że zajął miejsce zarówno Esmeraldzie, jak i Keirze. Co prawda nie był na tyle gruby, żeby zająć całe łóżko, jednak rozsiadł się na tyle umiejętnie, że nikt inny już nie miałby wygodnie. Po kilku chwilach pojawił się Erremir. Leanor westchnął tylko, przewracając oczami. "Bohater... tfu" - pomyślał, mając nieodparte wrażenie, jakby upadły chciał zaimponować nieznajomym swoją siłą czy odwagą. Z drugiej strony - jeśli pokonał bestię z dołu, rzeczywiście musiał mieć nie lada krzepę i wytrzymałość. Pogłaskał Apolla po dziobku. Przyleciał on tutaj razem z lisołakiem, jednak dopiero teraz usiadł mu na ramieniu. Może i lepiej nie zadzierać z tym całym Erremirem?
Przemyślenia przerwał mu... Deszcz. Jeśli ktokolwiek uważał, że po kąpieli w magicznym deszczu będzie wyglądał gorzej niż Leanor, mylił się. Bardzo się mylił. Określenie "mokry pies" byłoby tu co najmniej komplementem, bo gdy tylko potop ustał, lisołak wyglądał jak stary mop. Westchnął zirytowany, spoglądając na Esmeraldę - lub Irę, bo czort jeden wie, które miało teraz kontrolę nad ciałem - po czym uśmiechnął się. "Poczekaj no tylko, już ja ci dam popalić" - pomyślał sobie, już mając plan zemsty na jakże rozbawionej demonicy.
Ptasi śmiech jest wyjątkowo charakterystyczny. Kto o tym nie wiedział, mógł się właśnie przekonać - Apollo, choć też przemoczony, piał jak kogut, widząc lisołaka w takim stanie. Leanor czym prędzej otrzepał się z wody, na ile mógł.
Obserwował przemienioną, która właśnie postanowiła otworzyć drzwi. Chciał ją powstrzymać, że może to nie jest jednak tak dobry wybór, że pokój ciasny, mokry, ale może lepiej tutaj poczek...
No i nie poczekali.
Leanor wyszedł razem z całą resztą do jadalni, w której spożywali posiłek jacyś ludzie. Nie bardzo wiedział, jak się zachować. Dzieciaki podbiegły do każdego z nich, zza tajemniczych drzwi wypływał strumień wody, a oni wszyscy wyglądali, jakby urwali się Prasmok jeden wie skąd. Szybka analiza sytuacji: opuścili świątynię, która najprawdopodobniej nie była częścią tego miejsca. Wnioskując po słowach mężczyzny - nie są tutaj zbyt mile widziani. Ludzie, których spotkali nie byli jednak uzbrojeni. Poza tym byli chyba w jakimś zamku, co można wywnioskować z obecności królowej.
Kimkolwiek byli ci ludzie, można było się z nimi dogadać w inny sposób. Po co robić sobie kolejny kłopot. Lisołak niestety nie dał rady zakneblować przemienionej, zanim postraszyła towarzystwo i pogrzebała ich sytuację. Wystąpił o krok do przodu w stronę mężczyzny.
- Najmocniej przepraszamy za najście. Jestem Leanor, byłem strażnikiem w mieście Efne. Trudno wytłumaczyć, jak się tu znaleźliśmy - to za sprawą magii - zwrócił się do mężczyzny, próbując go uspokoić, zarówno barwą głosu jak i delikatną gestykulacją i kulturą. Retoryka była jednak bardzo przydatną umiejętnością. Modlił się tylko, żeby któryś z jego towarzyszy podróży nie wypalił czegoś głupiego. - Gdzie się znaleźliśmy? I jak opuścić to miejsce, żeby nie narobić państwu i królowej dodatkowych problemów? Nie chcemy przeszkadzać, poza tym nie mamy złych zamiarów.
Wtem lisołak zdał sobie sprawę z jednej, bardzo ważnej rzeczy. Mężczyzna wspomniał, że upadli - delikatnie mówiąc - nie mają tutaj czego szukać. Keira i Erremir byli upadłymi, a Esmeralda sprawiała nieodparte wrażenie, jakby również była po ich stronie. Biedaczek, wtrącą go do lochu razem z nimi!
Istniały tylko dwie opcje. Albo uda im się dogadać z mężczyzną, który pomoże im się stąd wydostać, albo będą musieli mężczyznę "przekonać", by im pomógł. Jednak "przekonywanie" na oczach dzieci może nie było najlepszym pomysłem.
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Erremir nie mógł wiedzieć, jakie myśli mają o nim towarzysze tej krótkiej podróży, ale nie zamierzał też do tego dochodzić. Było mu obojętne, jakie mają o nim zdanie, ani co sobie o nim myślą w tej chwili. Zajął się tym dziwnym stworzeniem tylko z powodu swojej córki, chciał być pewność, że nic nie będzie się czaić za ich plecami na nią. Był nadopiekuńczy momentami, ale częściowo była to wymówka, aby móc sobie przypomnieć, jak wygląda walka z adrenaliną wypełniającą krew.
Wszystkie przemyślenia zostały brutalnie przerwane przez deszcz wywołany przez jedną z obecnych, ale nie mógł narzekać. W pomieszczeniu nie mógł odnaleźć żadnego materiału, który mógłby wykorzystać do oczyszczenia ubrudzonego ciała. Dzięki wyżej wspomnianej sytuacji, upadły szybko znów wyglądał w miarę normalnie, o ile można było tak to nazwać. Potargane szmaty i skórzane spodnie były jedną z niewielu będących jeszcze na nim rzeczy, które ocalały dzisiejsze wydarzenia. Będąc cały zmoczony, chłód pomieszczenia dawała mu się we znaki, ale nie był na tyle silny, aby zawracał sobie nim głowę.
Taya stała niedaleko niego, marudząc coś niezadowolona pod nosem. Była cała przemoczona, a na ubraniach nie było ani jednej suchej nitki. Zazwyczaj lekkie ubrania smoczycy lepiły się nieznośnie do jej młodego ciała, skromnie ukazując zarodki dojrzałej kobiety. Takie też w sumie myśli przeszły przez głowę upadłego, a tym samym do jego córki, która wydała z siebie fuknięcię i obróciła głowę z wypiekami na policzkach. Bardzo słabo sobie radziła z wszelakimi komplementami, a zwłaszcza z myślami starego, perwersyjnego króla.
Erremir westchnął ciężko, widząc jak młoda dama ucieka razem ze wszystkimi przez drzwi pomieszczenia. Nie zamierzając zostawać w tyle, ruszył z miejsca, ale jednocześnie nie mógł. Czuł, jak niewidzialne łańcuchy trzymały go mocno i nie puszczały. Wydobycia głosu z siebie również nie wchodziło w grę. Był w całkowitym paraliżu, ale świadomość była na miejscu.
- Małe, bezbronne i takie waleczne. Gra toczy się dalej. – Bał się niewielu rzeczy, ale głos wydobywał się tuż koło jego ucha, a nie wyczuwał nikogo. Przeszły go ciarki, ale najwidoczniej był jedyną osobą doświadczającą tej sytuacji.
W końcu silną wolą udało mu się uwolnić spod dziwnej magii, ale czuł się jak po zaciętej walce, cały spocony i z strasznie płytkim oddechem. Wszędzie wokół była magia, której prędzej nie był w stanie wyczuć. Działo się coś bardzo niedobrego i instynkt krzyczał tylko jedno – uciekaj.
Wystrzelił niczym grot wypuszczony z kuszy, zbierając w biegu dzieciaki i krzycząc na całe gardło z całej siły.
- Uciekajcie z tego pomieszczenia, natychmiast, JUŻ – wrzasnął przerażony i potężnym kopnięciem wywalił drzwi razem z zawiasami, które były zamocowane w kamieniu.
Hałas i zamieszenia wywołane przez upadłego były nagłe, ale od początku poznania towarzyszy tej krótkiej przygody nie okazał takich emocji. Zawsze starał zachowywać zimną krew, ale gdy coś go przerastało, wiedział, że trzeba myśleć nie dumą, a tym, co podpowiada instynkt, a ten wręcz wariował na magię, która wypełnia poprzednie pomieszczenia. Czuł, że wcale nie powinno ich tutaj teraz być.
Ostatnią osobą, która wybiegła z pomieszczenia był starzec, który częściowo był oburzony zachowaniem przybyszy. Ledwo przekroczył próg, a uszy wszystkich obecnych wypełnił przeraźliwy dźwięk, a tam gdzie przed chwilą były drzwi do pomieszczenia nie było nic. Tylko czarna przestrzeń, Wyglądało to tak, jakby nagle wszystko się kończyło w jednym momencie.
- Nie wiem, kim jest królowa, ani czy coś nam grozi z jej strony. Mamy poważniejsze problemy. Ktoś bawi się nami. Nie mówią tutaj o jakimś drobiazgu. Powinno być tylko parę osób lub istot na tyle potężnych, aby wyrywać wymiar w taki sposób na zachciankę lub kaprys. Przed nami jest nic, nie radziłbym się nawet do tego zbliżać. Jeżeli zostaniecie wciągnięci… nie ma już drogi wyjścia z powrotem – wymamrotał, łapiąc się za boleśnie gorejące znamię.
Ostatnio edytowane przez Jane 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Wypowiedzi bohaterów zamieszczamy zwykłą czcionką, nie używamy kursywy/pogrubień/podkreśleń. Kursywą zaznaczamy tylko myśli postaci.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda patrzyła na Keirę wertującą strony owego dokumentu z wielkim zaciekawieniem. Patrzyła tak długo w milczeniu, że w końcu nie wytrzymała i podeszła do anielicy, siadając obok.

- Masz coś ciekawego albo przynajmniej w pewnej części przydatnego?

Potem lunął deszcz, do którego wywołania Es została zmuszona przez demonicę. Ira w formie cienia znalazła się obok Keiry i zaczęła szeptać jej coś do ucha.

- Wyglądasz jak zmokły kurczak! Nagle się jakaś taka chudsza zrobiłaś, czyżby deszcz zmył piekielnie dużą warstwę brudu? – mówiła Ira, byleby spróbować zirytować dziewczynę i mieć jedzenie, a demonica ostatnimi czasy ma doprawdy iście wilczy apetyt. Po chwili znalazła nową ofiarę, biednego liska z przemoczoną sierścią. – Heh, a ty to już w ogóle niczym mokre psisko… Ale przez te włosy wyglądasz raczej jak mokra suka! Eh, ale jedzie sierścią… - Również mówiła to, co jej na język ślina przyniosła, szybko skończyła, bo czekało jeszcze parę osób w kolejce do rozzłoszczenia.

Tymczasem Es skrzywiła się, słysząc nieprzyjemny odgłos, jaki wydało ptaszysko od Leanora.

- Czy on nie mógłby się uciszyć? – spytała zirytowana. – Moje uszy więdną…

Ira zaś, widząc niewzruszenie Emireya, westchnęła, jemu deszcz się przysłużył i dodatkowo nie miała chwilowo pomysłu, jak go skutecznie rozwścieczyć. Dlatego też poszła, czy też poleciała, do smoczycy, by ją trochę powyzywać od najgorszych i postraszyć.
Co się działo dalej? Przeszli przez drzwi do innego pomieszczenia, gdzie mieszkali sobie, jak gdyby nigdy nic, zwyczajni ludzie. Ciekawe, czy wiedzieli jaka, bestia kryła się na dole…
Mężczyzna podszedł do Keiry zaskoczony jej niewiedzą. Spojrzał jej prosto w oczy.

- No jak to, jaka? Królowa Delia! Królowa Arrantalis! – powiedział oburzonym tonem, patrząc na upadłą jak na jakiegoś idiotę. – Nasza władczyni to anielica, więc sobie uważaj, panienko – to akurat skierował do Esmeraldy, spoglądając na jej skrzydła, jakby właśnie je krytykował w myślach.

Gdy lisołak zaczął się odzywać, do rozmowy włączyła się także kobieta, powoli podeszła do zmiennokształtnego.

- Efne? Kiedyś tam mieszkałam. – Obdarzyła go uśmiechem. – Z tobą jednym można liczyć na normalną wymianę zdań. Magia mówisz? Nie bardzo się na tym znam… Jesteście na Arrancie, powinniście szybko stąd odpłynąć, niebianie i piekielni się nienawidzą, więc możemy pożyczyć nawet jakieś ubrania, do ukrycia skrzydeł. Co ty na to, kochanie? – zwróciła się do męża.

- Czy ja wiem… kto wie, co to za typki spod ciemnej gwiazdy… - Spojrzał na całą grupę nieufnie.

Niespodziewanie Erremir nakazał ucieczkę. Esme była mocno zdezorientowana, czemu, co się dzieje? Coś się pali? Przecież są w zwykłym domku, pod którym składano ofiary i był pożeracz ludzi z innych wymiarów… No dobra, może nie takim zwykłym domu. Tak więc przemieniona ruszyła za upadłym.

- AAA! Co to za okropny hałas?! I co tu się dzieje, dlaczego my, o co chodzi, Emireyu?
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira ignorowała zaczepki Iry do tego stopnia, iż zapomniała na moment o otaczającym ją świecie. Proszę, czy demonica myślała, że teraz to ją ruszy? Ile razy anielica słyszała obelgi od innych? „Wyrzutek”, wołali ludzie. To wystarczająco uodporniło upadłą na wszelkiego rodzaju docinki od strony osób trzecich, które nie miały pojęcia o jej życiu. O upadku, o upokorzeniu, o pogłoskach na temat śmierci jej siostry... „Isolde, gdzie jesteś?”.
        Dopiero teraz westchnęła, dziękując w duchu, że Ira przestała drzeć się do jej ucha, i odpowiedziała Esmeraldzie.
        - Czy znalazłam coś przydatnego? Myślę, że tak... Tu jest napisane, że ofiara to nieodłączny element do zabicia bestii. I do uśpienia niby także, aczkolwiek jest inny sposób. Potrzebne do tego coś w rodzaju... - sięgnęła po kartkę, wertując wzrokiem zapisane nań słowa - „lustrzane odbicie, czerwone serce”... Pogubiłam się w pierwszych kilku linijkach. Tu jest opisany cały rytuał, a do niego potrzebujemy właśnie takie czerwone serce... Ktoś tu jest może dawcą organów? - Rozejrzała się z cynicznym uśmieszkiem po grupce.
        Wówczas gdy ptak Leanora wydał z siebie skrzekliwy dźwięk, Kirk nie pozostawał obojętny. Kruk zakrakał ostrzegawczo, sugerując, aby nikt nie zbliżał i nie drażnił jego pani. Keira chciała już pacnąć się w czoło za niesamowitą „inteligencję” swojego zwierzaka. Zapowiadało się naprawdę ciekawie.

        Spojrzała na Emireya, który krzyczał do nich, aby stąd uciekali. Anielica uniosła brew ku górze, niemal prosząc o wyjaśnienie, chociaż nie zdążyła go otrzymać. Ludzie zaś byli równie zaskoczeni, co bohaterowie, którzy przecież wyskoczyli ze ściany! Doprawdy, niecodzienny widok. Keira nie powstrzymała się od zadania pytania na temat królowej, przez co całkowicie zapomniała o kulturze. Dopiero lisołak przywitał się, okazując mieszkańcom tego domostwa wyższy szacunek. Anielica nie widziała sensu, żeby ona zaczęła się teraz tak zachowywać. Już i tak ich pojawienie się tutaj było ciężkie do wytłumaczenia. I oczywiście nie chciała zaufać ludziom, którzy za ścianą mieli pokój prowadzący do potwornej bestii! Monstrum o płomiennych oczach, które niedawno jeszcze próbowało zabić całą piątkę.
        Keira obserwowała, jak mężczyzna powoli do niej podchodzi. Stanął przed nią i spojrzał jej w oczy. Anielica uniosła podbródek w prowokacyjnym geście. Nie da mu tej satysfakcji górowania nad nią.
        - Jestem nietutejsza, skąd mam wiedzieć, kto rządzi? - zapytała, krzywiąc usta w uśmiechu. Słysząc natomiast słowa kobiety - wcześniej jeszcze mężczyzna oczywiście zaznaczył, że ich królowa to anielica, pięknie... - upadła wyprostowała się. Piekielni nie są tutaj mile widziani? Miło wiedzieć. Dlatego też anielica zapewne chętnie przystanie na pomoc od tych ludzi. Aczkolwiek jej skrzydła są ukryte, więc przez pewien czas jest bezpieczna. Chyba, że ich królowa potrafi czytać aury, wtedy na pewno wyczuje od Keiry smród siarki. Piekielna westchnęła.
        Szybko obróciła się do Erremira, który nakazał ucieczkę, ponownie obdarzając go pytającym wzrokiem. Nim zdążyła wydusić z siebie choćby słowo, całe pomieszczenie wypełnił kakofoniczny dźwięk. Anielica zasłoniła uszy.
        - Co się tutaj dzieje?! - krzyknęła oburzona. Kirk latał wokół wszystkich, zdawał się być naprawdę zaniepokojony całą sytuacją. - Emirey? O co chodzi, że ktoś się z nami bawi? Czy ty coś wiesz? - wypytywała go, chociaż pokrótce uznała to za błąd. - Prasmoku, co tu się, do jasnej cholery, dzieje... - Stwórca wszechświata zdawał się być idealnym słuchaczem, nieprawdaż?
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor nie zdążył usłyszeć, co do powiedzenia ma kobieta, ze względu na Emireya. Czemu zamiast poczekać dosłownie kilka sekund, być może poznać najszybszą drogę, którą można opuścić zamek, piekielny wzbudził panikę wśród całej reszty i postanowił uciekać stąd na własną rękę? Lisołak tylko westchnął. Może ci piekielni tak mają? Prasmok jeden ich tam wie.

Dopiero teraz usłyszał, dlaczego uciekają. Paskudna mieszanina wszystkich możliwie nieprzyjemnych dźwięków dotarła do jego uszu z takim impetem, że o mało nie oszalał. Starał się wychwycić, skąd dobiega ten dźwięk, ale nie był w stanie. Biegł za Keirą, Esmeraldą oraz Erremirem, starając się gdzieś wychwycić jakiś szczegół, który mógłby im wskazać wyjście. "Przecież każdy zamek jest taki sam" - pomyślał, choć z trudnością przychodziło mu opanowanie i zebranie myśli. Hałas dobiegający zewsząd zdawał się zakłócać jakiekolwiek próby logicznego myślenia. Leanor wybiegł nieco do przodu, wyprzedzając dziewczyny. Wtem zobaczył drzwi po swojej prawej stronie - najprawdopodobniej prowadziły one na prawe skrzydło zamku. A stamtąd... Musi być wyjście. Poza tym, gdyby nawet znaleźli główne wejście, strażnicy zrobiliby z nich szaszłyki z pomocą halabard i strzał.
- Tędy! Chodźcie! - krzyknął do towarzyszy, wskazując im wejście do skrzydła zamku.

Na ich szczęście, po przekroczeniu progu, znaleźli się w długim korytarzu, całkiem pustym. Po lewej stronie, za oknami można było zobaczyć ogród. Dosłownie kawałek dalej znajdowały się sporej wielkości wrota prowadzące do ogrodu. Wyjście - udało się!
Awatar użytkownika
Erremir
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 110
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Inna , Wojownik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Erremir »

Aktualnie wszyscy po małej ucieczce znajdowali się w ciasnym korytarzu zamkowym, gdzie panował półmrok, przerywany od czasu do czasu rzadkimi pochodniami zawieszonymi nieporządnie na wilgotnych ścianach. Korytarz został stworzony sztucznie i niedbale, wyraźnie było widać niechlujność w wykonaniu. Cały hol mienił się i bardzo dobrze odbijał niewielkie ilości panującego tu światła. Powodem tego był wysoki poziom wilgoci, która pokrywała również ściany tego miejsca. Niejedna obecna tu osoba mogła czuć chłodne krople wody spadające im na głowy bez ostrzeżenia. Przejście było niewiele wyższe od upadłego, a na szerokość mogło iść trzech takich jak on. Posadzkę wypełniały równo i dokładnie ułożone kamienne sztaby w kształcie kwadratów, co w towarzystwie niechlujnie wykonanych ścian było całkowicie przeciwnością.
Wszystkie plany upadłego runęły na cały dzień, a on znajdował się tu i teraz z grupką osobników, o których praktycznie nic konkretnego nie wiedział. Czuł się okropnie, a nieprzyjemny dźwięk jeszcze pozostawił po sobie dotkliwy ból głowy. Miał wrażenie, jakby ktoś próbował rozszczepić mu czaszkę na dwie równe połówki, wykorzystując do tego rozgrzane dłuto i potężny młot. Z każdym napływającym dźwiękiem, a zwłaszcza słowami nowych towarzyszy podróży, odczuwał coraz dotkliwszy ból.
"Co się, do cholery, dzieje, magia w moim ciele oszalała. Jeżeli to będzie trwało, moc w moim ciele rozerwie mnie na strzępy. Coś musz...".
Całe myślenie przerwało spojrzenie przybranej córki, która doskonale wiedziała, jak czuje się upadły. Czuła to samo, co on, może nie w takim stopniu, ale w wystarczającym, aby wiedzieć, iż dzieje się coś niedobrego. Nie dawała po sobie nic poznać oprócz lekkiego grymasu bólu, patrząc jednocześnie w jego stronę wzrokiem pełnym niepokoju. Jedno z tych spojrzeń, które przeszywało całą duszę byłego władcy aż do samego dna.
"Cała matka, z taką przypominajką nigdy nie zapomnę o tej kobiecie. W co ja się wplątałem?".
Smoczyca drgnęła, bo miała dostęp do myśli swojego ojca dzięki tajemniczej więzi, która była między nimi. Odwróciła głowę, czując, że to przez nią on nie może zapomnieć o pewnej smoczycy – co nie do końca było prawdą. Skierowała się do dzieci nieznajomych, aby trochę je uspokoić. Dzieci przepadały za nią i potrafiła sobie sprawniej z nimi radzić lepiej niż Emirey.
"Tato, kochałeś moją matkę, czy po prostu to była przygoda na jedną noc?".
"Skarbie, wybrałaś bardzo zły moment na takie pytania"
.
Err czuł, jakby ktoś mu zrzucił na serce kowadło, zostawiając z niego niewiele oprócz mokrej plamy krwi. Własna córka podejrzewała go o takie coś? W tym momencie nie wiedział, co go mocniej bolało. Ból spowodowany niekontrolowanym pochłanianiem przez jego ciało magii, czy też podejrzliwość córki.
Każda sekunda wydawała być się wiecznością, tak jakby ktoś zamroził całą przestrzeń wokół niego, tracił kontrolę nad magią, nie radził sobie powoli z bólem. Nie należał do istot, które łatwo poddają się bólowi, ale to wykraczało poza nawet jego możliwości. Bez ostrzeżenia powróciło również skradzione przez kogoś kawałek przestrzeni, gdzie znajdowało się domostwo nieznajomych. Tym razem nie towarzyszył tej sytuacji żaden dźwięk lub jakieś inne znaki.
Widok różnił się sporo od tego, co było im dane widzieć wcześniej. Ściany były zawalone, a wnętrze kompletnie zniszczone. Możliwe, że to był cały dorobek życia tej rodziny, a ktoś w parę minut pozbawił ich dachu nad głową lub też pomieszczenia mieszkalnego.
"Sądzę, że gdybyśmy byli tam, wrócilibyśmy w kawałkach do potrawki".
"Tato, twoje znamię!" - zwróciła gwałtownie uwagę ojcu w myślach, widząc, jak znak na ojcowskiej dłoni emanuje.
Piętno wypełniło ciasny, zamkowy, wypełniony półmrokiem korytarz pulsującym, zielonym światłem, dając silne wrażenie więzi tego zdarzenia z biciem serca upadłego.
Na domiar tego wszystkiego nie był tego w stanie ukryć przed resztą obecnych w korytarzu, mimo że powoli zabierali się z tego miejsca. Przemilczał sprawę, słysząc niepokojące dźwięki dochodzące ze strony gruzów pomieszczenia, które wcześniej opuścili w panującym wokół nich chaosie.
Niedługo gruzy się poruszyły, ukazującym tym, co jeszcze nie zdążyli opuścić korytarza, sporą ilość szkieletów. Wrogość przybyłych istot była trudna do zaprzeczenia, ale upadły nie miał zamiaru tracić czasu na zabawę z nimi w tym momencie. Jego kompania była pewnego tego samego zdania, zwłaszcza, że korytarz wypełniony został odgłosami zbroi uderzających o kości. Były ich dziesiątki, a może nawet setka. Upadły pewny, że każdy wziął nogi za pas, wziął głębszy oddech i rozciągnął palce w dłoniach.
- Dawno nie miałem okazji na trochę wysiłku bez broni, ciekawe, czy wyszedłem z wprawy. – Spojrzał roześmiany na pędzące szkielety, uzbrojone w jakieś poszczerbione miecze, topory i inne uzbrojenie. Niektóre w zbrojach, inne 'nago'.
Dla Emireya nie robiło to żadnej różnicy. Zrobił pięć długich kroków w krótkim odstępie czasu i wygiął się niczym cięciwa w giętkim łuku, wypuszczając potężny cios w pierwszego kościotrupa w kolumnie kościanych przeciwników. Dzięki wąskiemu korytarzowi, uderzone w pierwszym rzędzie szkielety zadziałały niczym kule armatnie, pędząc w powietrzu bezwładnie do tyłu, wprowadzający całkowity chaos w towarzystwo korytarza. Nie było w tym nic dziwnego dla niego samego, biorąc pod uwagi jego przeszłość i wiek, sięgający powoli do tysiąca lat. O ile pamięć go nie myliła, brakowało mu jeszcze piętnaście lat do tego wieku, a do tego z siłą na jego poziomie takie uderzenie było błahostką.
Obrócił się na pięcie i ruszył za resztą, głośno mówiąc, a co zostało spotęgowane jeszcze przez otaczające go ściany zamku.
- Mamy towarzystwo – rzekł z lekkim uśmiechem, mając jeszcze przed oczami sytuację ze szkieletami. Rozbawiony opuścił jako ostatni zamek, patrząc na resztę. Mieli chwilę czasu na złapanie oddechu, szkielety powinny się dopiero zbierać z zamieszania.
- Co teraz? Jakieś propozycje? - rzucił do obecnych, nie czując się na siłach jako lider. Narządził się wystarczająco jako król upadłych.

Taya w czasie nieobecności ojca czuła się niepewnie i wypełniająca ją wina dawała się we znaki. Miała niewyraźny wyraz twarzy i była strasznie cicho. Bez słowa zbliżyła się do jednej z kobiet, którą była akurat Keira, i wręcz wtuliła się w jej rękę. Mogła ona wyraźnie odczuć, iż Taya po prostu drży. Czemu akurat wybrała Keirę? Zwykły przypadek, po prostu była bliżej, a lisołaka smoczyca nie brała nawet pod uwagę. Nie wypadało młodej damie tak podchodzić do jakiegokolwiek nieznanego samca – przynajmniej tak tłumaczył to jej Err, a ona potrzebowała czuć cudzą obecność przed wypowiedzeniem czegoś ważnego, ale sprawa pewnie i tak będzie potrzebowała wyjaśnienia.
- Mój ojciec jest naznaczony, nie wiem, czy nazwa coś wam powie. Niektóre istoty w tym świecie zdawały sobie sprawę z istnienia takiego znamienia. Jest on posiadaczem… - zamilkła na chwilę i odetchnęła ciężko - … Znamienia Wygnańca – wymamrotała na tyle głośno, aby każdy zrozumiał, chociaż dawała wrażenie, jakby nie miała największej ochoty na podzielenie się tą wiedzą. Popatrzyła po twarzach samca, albo mężczyzny, bo nie wiedziała, co myśleć o Leanorze, jak i kobiet, szukając oznak reakcji na jej kwestię.
Niedługo, jak o wilku była mowa, wbiegł i sam wilk. Zadowolony, że dał upust wypełniającej go magii, ale również nieświadomy, iż został wyjawiony jego pewien sekret. Był tak zaabsorbowany robieniem porządków ze szkieletami, że nie był w stanie odczytać niczego przez łączącą go z córką więź.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Ira westchnęła w myślach, widząc, że Keira się tym nie przejmuje, a miała ochotę na trochę negatywnych emocji, gdyby miała fizyczne ciało, pewnie byłaby strasznie gruba, potworny z niej żarłok. Przemieniona, tak jak upadła, odetchnęła, że demonica się wreszcie przemknęła.

- Ygh, a ofiara mogłaby być jakimś zwierzakiem, a nie człowiekiem? Inny sposób? GADAJ! Lustrzane odbicie? Czerwone serce? Co, że co? Dawca organów, hmm, dlaczego mam przeczucie, że wkrótce jakiś nam się nasunie – zamyśliła się czarnowłosa.

Esme skrzywiła się, oba ptaszyska skrzeczały jak wściekłe, wnerwiało ją to. Dodatkowo po chwili Emirey kazał uciekać przed czymś…obcym, dziwnym. Mężczyzna zaś słysząc, jak Keira mówi, że nie zna królowej, zaczął łapać się za głowę i wyzywać upadłą od nieuków.

- Dzikus z lasu! Żeby nie wiedzieć takich rzeczy…- krytykował mężczyzna, ignorując pewne zagrożenie.
- Kochanie, uspokój się, proszę. – Kobieta zaś okazała się niezwykle łagodna i starała się nie dopuścić do możliwej kłótni.

Przemieniona była nieco zdziwiona, że ludzie nie reagowali na ten hałas i to, iż upadły kazał uciekać, jakby byli tylko… iluzją? W każdym razie teraz liczyła się ucieczka, lisołak szybko odnalazł wyjście i głośno o tym zawiadomił. Esme od razu ruszyła. Nie musieli daleko iść, bo im oczom szybko ukazało się wejście do ogrodu.
Niespodziewanie znaleźli się ponownie w mieszkaniu owych ludzi, teraz ich nie było, wszystko porozwalane, jakby przez ten uroczy salon przeszedł huragan. Przemieniona coraz bardziej myślała, czy to nie jakaś jedna wielka iluzja i czy nie idą prosto w paszczę lwa. Nawet Ira teraz zdawała się zaniepokojona, co mogła słyszeć jedynie Esme w swojej głowie.
Kolejną niespodzianką okazało się dziwne zielone światło, dochodzące ze strony upadłego, Es do niego podeszła, by sprawdzić, co się dzieje. Nie zdążyła jednak podejść dostatecznie blisko, by odnaleźć źródło światła, a zapytać nie miała czasu, bo pojawiło się nowe zagrożenie, szkielety, znowu.

- Kolejne truposze? Yhh, czy tu, do diabła, odbywały się jakieś rzezi? – Przewróciła oczami i ze skrzywioną miną rozłożyła skrzydła, uśmiechając się, iż będzie mogła wykorzystać swą moc. Okazało się, że Emirey także chciał dokopać szkieletom, no cóż, będzie trzeba się podzielić.

- Naprawdę? Chcę się popisywać swoją siłą, to strata czasu w tym momencie… - pomyślała Es, używając magii energii, która rozbiła pokaźną ilość szkieletów, jednak wciąż zostało coś dla upadłego, trupy biegły w jego stronę.

Po dokonanym czynie szybko poleciała do reszty. Przeciągnęła się delikatnie. Widząc, jak Taya przytula się do Keiry, przemieniona pomyślała o swoich córkach. Obie były strażniczkami żywiołów i obie zginęły. Es zacisnęła zęby i starała się odwrócić swoją uwagę od tamtych wspomnień. Na szczęście szybko coś ją zajęło, a mianowicie to, co powiedziała Taya.

- Naznaczony? Znamię wygnańca? O co dokładnie chodzi? – spytała zdezorientowana.

Jednak nim otrzymała odpowiedź, przyszedł sam Erremir.

- Moją propozycją jest zamknięcie się w tym nieco zniszczonym mieszkaniu tamtych ludzi, z tej strony ściana i drzwi są wytrzymałe, myślę, że tam znajdziemy wyjście – powiedziała od razu.

W oddali rozległo się echo czyiś kroków. Wszystko zamilkło, tylko to dało się słyszeć. Spod stołu stojącego w salonie owych ludzi wyszedł… czarnoskóry mężczyzna. Es zrobiła wielkie oczy i natychmiast odwróciła wzrok.

- Ja wiem! Ja znam wyjście! Chodźcie za mną! To miejsce nie pozwoli wam wyjść ot tak, musicie za mną! – nalegał.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira ostrożnie zgięła kartkę na pół, uważając przy tym, aby jej nie złamać, tudzież uszkodzić, gdyż to przecież ważny dokument. Spuściła wzrok, skupiając się – na zwykłym składaniu skrawka papieru... - jednym uchem słuchając Esmeraldy.
        - Tak tutaj jest napisane. „A kiedy lustrzane odbicie ujawni się przed bestią, czerwone serce skupi w sobie moc i uśpi ją na wieki, póki nie zbudzi jej śmiałek, ośmielający się zakłócić spokój świątyni” - powiedziała, chwaląc się pamięcią. Chociaż wolała się nie tyle chełpić, a po prostu zapamiętać chociaż ten fragment. Wspominając go, liczyła, że utrwali się w jej głowie. Prasmok jeden wie, co się za niedługo stanie, czy przypadkiem nie straci dokumentu. Kilka razy wzrokiem przewertowała tamtejsze rysunki i tekst, licząc na swą dobrą pamięć.

        Keira prychnęła, słysząc zarzuty mężczyzny. Oczywiście, niech od razu wyzwie ją od heretyków i najgorszych zbrodniarzy, jacy mogą stąpać po Alaranii! Anielica zmarszczyła nos i zaczęła go przedrzeźniać, jednakże zaprzestała, kiedy tylko usłyszała kobietę. Upadła uśmiechnęła się dumnie, chociaż i tak nie polubiła tych ludzi. Niby chcieli pomóc, ale byli dość specyficznie do tego nastawieni.
        Gdy rozbrzmiał straszny hałas i Emirey krzyknął, mieszkańcy tego jakże uroczego domu – połączonego jakoś ze świątynią... Prasmok wie, o co tutaj chodzi, ale to podejrzane – zdawali się go ignorować. Jakby nie istniał. A może, jak to już Keira pomyślała, po prostu byli dziwni. I głusi. Anielica ukradkiem jeszcze na nich spojrzała, lecz momentalnie uznała, że ma ich gdzieś i pobiegła za lisołakiem, krzyczącym, iż znalazł wyjście.
        Ogród, który niemal ukazał się ich oczom, wydawał się jedynym normalnym miejscem, jakie dzisiaj anielica mogła ujrzeć. Po akcji w świątyni, dziwnym mieszkaniu z jeszcze dziwniejszymi ludźmi, kościotrupami, paskudnymi potworami... Tak, to zdecydowanie najnormalniejsze. Aczkolwiek nic nie może trwać wiecznie, choć nawet nie nastało. Wejście do ogrodu okazało się fałszywe, zdradliwy korytarz można by rzec, a oni ponownie wylądowali w salonie dziwaków. Tym razem jednak całkowicie zniszczonym. Wszystko było porozwalane, jakby pokój okazał się legowiskiem tej rozwścieczonej bestii o płonących oczach. Jakby wybuchł tutaj pożar. Jakby wszystko umarło w przeciągu zaledwie kilku minut. Albo jakby nigdy nie istniało.
        - Jasna cholera... - Keira rozchyliła lekko wargi, oddychała szybciej. Wszystko zdawało się wymykać spod kontroli. Może jakaś tajemnicza siła specjalnie próbowała ich zabić? Jeśli tak, mają przekichane. Zwłaszcza, że przeznaczenie w każdej chwili mogło się zmienić. Cóż, z dwojga złego lepszy los niepewny niczym babie lato niż pewny jak szubienica. Anielica zacisnęła wargi, przełknęła ślinę oraz zacisnęła palce wokół rubinu, który zaczął ją parzyć. Jednakże ona uznała to za coś przejściowego i nie powiedziała towarzyszom. Może kazaliby jej pozbyć się klejnotu, a to skarb! Nie odda!
        Pulsujące, zielone światło przykuło jej uwagę. Spojrzała zaniepokojona na Erremira, a jej oczy aż błagały o wyjaśnienie. W całej tej sytuacji nawet nie zdawała sobie sprawy, kiedy wstrzymała oddech, widząc nadciągającą armię umarłych. Kościotrupy wyglądały paskudnie, tym razem Keira zacisnęła zęby, a gdy wokół jej dłoni pojawiły się małe kropelki wody – świadczące o tym, że materializuje swój bicz – Emirey i Esmeralda zdążyli już zająć się gromadką trupów. Anielica uznała, że lepiej im to zostawić, z całą pewnością sobie poradzą.

        Czując, jak ktoś wtula się w jej ramię, drgnęła. Spojrzała w bok i ujrzała Tayę, która okropnie się trzęsła. Anielica zamrugała oczami, odganiając z umysłu myśli dotyczące Isolde. Córka upadłego nadal przypominała jej siostrę, a widząc ją, Keirze kurczyło się serce. Gdyby tylko znowu mogła ją zobaczyć... Delikatnie drugą dłonią ujęła rękę smoczycy, która obejmowała ramię anielicy, aby dodać dziewczynie otuchy. Jednakże upadła aż rozszerzyła oczy, słysząc jej słowa.
        - Znamię Wygnańca? - O ile pamiętała, zahaczyła o ten temat dawniej w jednej z ksiąg w bibliotece niebiańskiej. Ale to był temat tabu, całkowicie zakazany. - Co on takiego zrobił? - zapytała, licząc, że dobrze pamięta chociaż jedną wzmiankę o tym. Nim jednak Taya zdążyła odpowiedzieć, o ile w ogóle, pojawił się sam Erremir.
        - Popieram pomysł Esme. Jakoś niespecjalnie chcę tutaj pozostawać choćby minutę dłużej... - rzekła, rozglądając się. Czarnoskóry mężczyzna, ledwo zauważalny w dość ciemnym pomieszczeniu, zaoferował im pomoc. Keira zmarszczyła brwi. To oczywiste, że podchodziła do tego nieufnie.
        - Skąd mamy wiedzieć, że nie jest kolejną iluzją? - Powoli podeszła do lisołaka, szepcząc mu tę wiadomość. - Albo czymś w stylu tamtych ludzi. - Skierowała spojrzenie na Esmeraldę, a po chwili jej pytający wzrok zwrócił się ku Erremirowi. Oczywiście podejrzewała, że tamci dziwacy to mogła być iluzja, ale czy na pewno? Mogli być zupełnie innym, nieznanym nikomu tworem.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor miał nadzieję, że to już koniec. Że wyjdą z tego zakichanego zamku i już nigdy nie będą musieli tutaj wrócić. Jednak kiedy tylko lisołak przekroczył próg drzwi prowadzących do ogrodu... Pufff. Przed oczami pojawiły mu się mroczki, a jak tylko oprzytomniał, znowu byli w w miejscu, w którym rozpoczęli ucieczkę. Tym razem pomieszczenie było jednak w ruinie - totalnej. Co najmniej jakby przyjemniaczek, z którym mieli zaszczyt spotkać się na dole, postanowił tutaj zamieszkać, albo przynajmniej odwiedzić mieszkających tu wcześniej ludzi. To, co zostało z pomieszczenia, to sterty książek, stół roztrzaskany w drzazgi, część przedmiotów, które wcześniej mogli tu zauważyć wciąż leżała na swoich miejscach, inne były gdzieś na ziemi, a jeszcze innych - w ogóle nie było. Jednak bez wątpienia znaleźli się w tym samym miejscu.

Zmiennokształtny spojrzał na towarzyszy. Jego wzrok zatrzymał się na Emireyu, z powodu dziwnej zielonej poświaty. Normalnie lisołak potraktowałby to jakimś żartem o jedzeniu trujących jagód z lasu, jednak teraz sytuacja wyglądała na bardzo poważną. W jego głowie narodziło się kilka pytań, choć na to najważniejsze chyba znał odpowiedź. Najważniejsze, czyli kto jest winny tym magicznym anomaliom, przez które ledwo uchodzą z życiem. A to jeszcze nie koniec przygód.

Chrzęst kości i żelastwa zbliżającego się w ich stronę można było usłyszeć z łatwością w pustych, kamiennych korytarzach. Lisołak również chciał stanąć do walki z bandą kościejów, która się tutaj przyplątała, jednak Esmeralda i pulsujący zielonkawym światłem piekielny dawali sobie radę. Leanor westchnął ciężko i cofnął się o krok. O mało się nie przewrócił, potykając o opasłe tomisko leżące na ziemi. Już miał zasadzić księdze srogiego kopniaka, posyłając ją w powietrze, jednak postanowił ją podnieść i otworzyć. Jakie było jego zdziwienie, kiedy jego oczom ukazały się strony pokryte całkiem niezrozumiałym tekstem. Czytanie szło bardzo opornie, a sklejane wyrazy tworzyły bezsensowny ciąg. Zupełnie jak czytanie we śnie.

Podszedł powoli do Keiry i oderwał wzrok od tekstu. Dopiero teraz zauważył Tayę, która z ręki piekielnej zrobiła sobie przytulankę. Przytrzymując księgę, podstawił ją pod nos wielbicielki błyskotek. A co do błyskotek - kątem oka zauważył podejrzanie zaczerwienioną dłoń Keiry, jednak był prawie pewien, że to przez jej kamyk, a konkretniej jego rubinową poświatę.
- Rozumiesz coś z tego?
Przytrzymał księgę przez kilka chwil, po czym bez czekania na odpowiedź, odłożył ją na najbliższą półkę, kiedy tylko Taya zaczęła mówić. Reakcja na "Znamię Wygnańca" wyglądała śmiertelnie poważnie. Sam Leanor nigdy o tym nie słyszał, więc nie miał pojęcia, jak bardzo powinni się obawiać. Mógł tylko liczyć na to, że ktoś mu wszystko wytłumaczy.

Erremir wrócił po kilku chwilach, rozprawiając się z truposzami, jednak większym zainteresowaniem cała trójka obdarzyła mężczyznę, który wyszedł spod roztrzaskanego stołu. Leanor rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie było tu żadnego wyjścia innego niż korytarz, którym już biegli. Jeżeli nie chcieli tu zostać na dłużej, musieli zaufać mężczyźnie. Albo sami szukać wyjścia, choć to łatwe nie będzie...
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

W suficie zrujnowanego pomieszczenia zaczęła tworzyć się słaba, czarna poświata, która zaczęła się powiększać i ciemnieć, obejmując swoją powierzchnią coraz większe połacie sklepienia. Czerń zdawała się wirować powoli, ale w kompletnej ciszy, jakby starając się nie wzbudzić podejrzeń u rozentuzjazmowanej grupki pod spodem. Środek wiru zaczął obniżać się powoli, tworząc coś na kształt tornada, krążącego podstawą ponad głowami bohaterów. Chociaż na początku czerń pozostawała niezauważona, wszyscy jednak mogli poczuć niepokój, ciszę, oczekiwanie.

Czarna smuga oderwała się od wiru kłębiącego się pod sklepieniem i nie starając się już pozostać niewidoczną, jeśli owa ciemność miała jakieś cele i pragnienia, podzieliła się na cztery pasma. Czarna jak smoła, z wyglądu gładka niczym aksamit wstęga zaczęła oplatać sylwetki Leanora, Keiry, Esmeraldy i Erremira razem z Tayą, po czym wciągnęła bohaterów w czarną dziurę ziejącą w suficie. Wir z kolei, połknąwszy kogo chciał, zmalał w sekundę, po czym zniknął, nie pozostawiając po sobie nawet smugi.

Ciąg dalszy - Keira, Leanor, Erremir , Esmeralda
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości