Mgliste BagnaPrzygód ciąg dalszy

Tajemnicza mroczna kraina, gdzie każdy Twój ruch jest obserwowany. Strzeż się każdego cienia i odgłosu bo możesz już nigdy stamtąd nie wrócić.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Przygód ciąg dalszy

Post autor: Luna »

Luna wstała z błotnistej kałuży i skrzywiła się, nie dość, że na jej sukience wciąż były ślady krwi to teraz jeszcze błoto. Rozejrzała się po okolicy. Uśmiechnęła się, gdy stwierdziła, iż nie widzi, nie słyszy oraz nie czuje bytów mroku. Odwróciła się i spojrzała na tunel, z którego wydobywał się silny wiatr.

- To ciekawe, może ktoś zrobił specjalne przejście za pomocą magii, by z mrocznej Puszczy dostać się szybko na Mgliste Bagna? Tylko kto i po co? Hmm… - zastanowiła się.

Kluczyk, który trzymała, rozbłysnął niezwykle jasnym światłem i wskazywał na inną większą kałużę, tyle że ta już mogła wciągać. Mimo to ten przedmiot dosłownie ciągną czarodziejkę w tamtą stronę. Dziewczyna uniosła się za pomocą skrzydeł, by nie zostać ofiarą tego miejsca. Gdy dotarła nad to miejsce, omal tam nie wpadła. Klucz wyślizgnął jej się z rąk. I wpadło prosto w to bagno.
Przemieniona i jej feniks widzieli pradawną, która unosiła się w powietrzu zdumiona. Nagle uciekła z krzykiem i stanęła obok Dzioba. Po chwili okazało się, o co chodzi. Z kałuży wynurzyła się koścista dłoń, nie trzeba było wiele czasu, by zjawiły się kolejne. Zaczęły się wynurzać, szkielety, mnóstwo szkieletów ofiar tego miejsca. Z ich oczodołów biło czerwone, niepojące światło.
Czarodziejka używając magii zła, starała się je zniszczyć, czar poskutkował, jednakże po chwili się rekonstruowały i zbliżały coraz bardziej do dziewczyn i feniksa. Niebiesko włosa wpadła na jeszcze jeden pomysł, stworzyła iluzję ludzi, stojących nieco dalej, starała się, by to wyszło jak najbardziej realnie. Truposze zostały oszukane.

- Chyba powinniśmy się gdzieś schować? Co sądzicie? – zapytała niezbyt spokojnym głosem.

Nagle poczuła na ramieniu czyjąś zbyt chudą rękę. Złapała za nią i odrzuciła natychmiast. Nieumarli pojawili się też z tyłu i byli tuż za nimi. Łapały nawet Hyie jednakże nie paliły się o dziwo. Pradawna była zmuszona użyć ponownie magii zła, by choć na chwilę się od nich odpędzić, jednocześnie utrzymywała iluzję losowych ludzi, by nie przylazło tu więcej tych kościotrupów.

- Mam plan co zrobić, ale jak powiem już, to lecimy do tej jaskini! – wskazała samotną, niewielką górę z jaskinią, do której może się dostać jedynie coś, co lata.

Ludzie zniknęli, Luna zamknęła oczy i wywołała wokół ich trójki wielką fale, która niszczyła każdego kościotrupa.

- JUŻ! PÓKI JESZCZE NIE WSTAŁY!- Uniosła się i ruszyła w stronę jaskini.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Niedaleko Luny, w innej kałuży błota niż wylądowała czarodziejka, leżał feniks, który szybko wstał na własne, ptasie nogi, tylko po to, by rozejrzeć się za Hyiaxinthe. Dopiero po kilku chwilach zorientował się, że jego prawe skrzydło zdaje się cięższe niż zazwyczaj. Okazało się, że dziewczynka uczepiła się tej kończyny, patrząc w oczy dzioba wzrokiem o nieskończonym pokładzie radości. Tymczasem kałuża, w której stał, powoli wyparowywała, wskutek płomieni jego skrzydeł oraz tych, co otaczały jego podopieczną.

- W końcu wstałeś wujku! To wszystko stało się tak szyyyybko, wiesz? Byliśmy tam, a jesteśmy tu, ale nie przyszliśmy tu na nogach. To była teleportacja, prawda? Ale ja tego nie zrobiłam, prawda? Bo ja tylko sama to potrafię, praaaaaaaaaaaaaaaaaaawda? - Widać było, iż ciepły blask słońca napędzał ją niczym furia napędza berskerkera. Gdy tylko usłyszała głos luny, przemówiła, w przypływie radości niemalże krzycząc - Luuuna! Też wpadłaś tu razem z nami! Jak się czujesz? Wszystko dobrze? Czemu nie ma ciała cioci razem z nami? Ciała nie lubią teleportacji? Jak my teraz urządzimy pogrzeb? A gdzie twój nietoperz? On został urządzić pogrzeb i kwiatki i coś słodkiego? Bo przy takich okazjach zawsze jest coś słodkiego, tak mówi przynajmniej wujek. Jak ja dawno słodkiego nie jadłaaaam!

        Luna coś powiedziała, jednak i feniks i dziewczynka nie przejęli się tym, gdyż były to raczej myśli powiedziane na głos, i to takie, które i on i ona mieli także w głowach. Czarodziejka tymczasem próbowała odnaleźć kierunek za pomocą klucza. A może to klucz kierował nią? Kto to wiedział. W każdym razie nie minęło dużo czasu nim nastąpiła swoista wymiana - klucz wypadł niezdarnie z rąk Luny prosto w bagno, z bagna zaś wyszły szkielety, chcące tego, co chcą wszystkie szczątki, czyli mordu na okolicznych istotach. To przecież nie tak, że wyszły zaprosić nowo przybyłą grupę na herbatę w odmętach błota, co było oczywiste, przynajmniej dla dwóch trzecich obecnych tu osób.

- Nowi koledzy! Witajcie nowi koledzy!

        Hyiaxinthe odczepiła się od swego opiekuna, tylko po to, by zignorować fakt, że Luna próbuje magią odciągnąć kłopoty i by przytulić najbliższy ożywiony szkielet. Ze względu na bycie niczym więcej, niż kośćmi, nie uległ on zniszczeniu lub uszkodzeniu od temperatury błękitnych płomieni. Nim truposz zdążył zranić dziewczynkę, ta pobiegła do następnego, ofiarując mu przytulanie, jakiego nikt nie ofiarował jeszcze nieumarłej istocie. I zaraz potem znów przytuliła kolejne martwe istnienie, i kolejne, i kolejne. W kilku momentach szkielety już ją miały w swoich rękach, jednak ona wyrywała się radośnie, nie przejmując się zbytnio.

        Feniks tymczasem pokiwał głową, słysząc plan ukrycia się w jaskini. Gdy tylko szkielety padły pod naporem magii, Amminextiuibilis rozprostował skrzydła i zaczął lecieć. Po drodze chwycił w swe szpony ogarniętą szałem przytulania podopieczną, którą zaczął wznosić wraz ze sobą. Dodatkowy ciężar nieco go spowalniał, ale jakoś dawał radę. Aż nagle, kościotrupy, które pierwsze się pozbierały, stanęły jeden na drugim, łapiąc za nogę Hyiaxinthe, skutecznie przyciągając do siebie ją, a co za tym idzie, Dzioba.

- Patrz wujku, one chcą, byśmy się z nimi pobawili!

        Przemieniona rzekła wesoło, nie zwracając uwagi, czy też raczej nie czując bólu, jaki normalnie towarzyszyłby komuś, kto jest ciągnięty w dwie, przeciwne strony jednocześnie. Feniks czując, że umarli powoli ściągają ich na ziemię, wydał z siebie najgłośniejszy ptasi dźwięk, jaki mógł, by zwrócić uwagę Luny lub kogokolwiek, kto mógłby pomóc.
Tiva
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Tiva »

Przez wiele lat, Tiva ukrywała się w Szepczącym Lesie dbając o jego dobro, opiekując się tamtejszą fauną i florą, na długi czas odcięła się od innych istot, skupiając na tym co szło jej najlepiej. Dzięki jej obecności drzewa były zdrowe, zwierzęta bezpieczne, a takie malutkie, leśne roślinki rozkwitały co roku,rosnąć wesoło w promieniach słońca, które przedzierały się przez leśną koronę. Tiv była z siebie bardzo dumna, czuła również wsparcie otaczającego ją świata, wiedziała, że jest własnie w tym miejscu, w którym być powinna. Po tych kilku latach, musiała jednak wyruszyć w inną część Alaranii, która również potrzebowała jej obecności, drobnej interwencji.

Maie Lasu czuła, że jest wzywana w okolice Maurii, choć nie do końca była jeszcze pewna, czy to aby na pewno tam. Nie zwlekając dłużej, pożegnała się z Szepczącym Lasem i obiecała rychły powrót, w końcu to był jej ukochany dom. Tiva przybrała swoją naturalną postać i jako byt energetyczny ruszyła w kierunku, w którym była wzywana. Podróż zajęła jej kilka dni, a żeby nieco skrócić czas, postanowiła przedostać się przez Mgliste Bagna, choć tak mrocznie niebezpieczne, miały w sobie pewien urok. Maie przemieniła się w kruka i postanowiła jak najszybciej przemierzyć ten kawałek terenu, przy okazji miała zamiar sprawdzić, czy wszystko w porządku z tutejszą fauną i florą.
Lot w ptasiej postaci był przyjemny, do tego był swoistą odmianą, bo przez ostatni czas nie przyjmowała takiej postaci. W pewnym momencie coś zaniepokoiło Maie, która wyczuła kłopoty czające się w pobliżu. Słyszała głosy, może dźwięki walki? Nie zastanawiając się nad tym dłużej pofrunęła w kierunku dobiegających odgłosów. Po chwili dostrzegła dosyć spore zamieszanie... Ale jakże zaskakujące na tych terenach. Nigdy wcześniej nie miała okazji by widzieć tutaj... szkielety?
Kruk przysiadł na jednej z gałęzi w pobliżu całej tej gmatwaniny, przyjrzał się uważnie kto z kim walczy i przez moment nie miała zamiaru wtrącać się w to wszystko, ale...
Nie.. Musi pomóc, nie może zostawić tych wędrowców na pastwę zła czającego się na Mglistych Bagnach, a skoro przyciągnęli już szkielety, to aż strach pomyśleć co będzie później!

Czarny kruk szybko stał się czystą energia, bez kształtu, bez żadnego ciała... Maie pofrunęła w kierunku walczącej grupy i tuż przy nich rozbłysnęła jasnym światłem, by pozbyć się szkieletów, tworu zła, które powinny znajdować się tam gdzie ich miejsce. Przelatując tuż obok nich, kilka poraziła energią, jak się okazało, całkiem skutecznie, bo rozsypały się w proch, który szybko zlał się z podłożem. Byt Energetyczny zatrzymał się kawałek dalej, na stałej ścieżce, gdzie przemienił się w ludzką postać, którą najczęściej przybierała Maie.
- Uważajcie! – rzuciła do grupy walczących i podniosła prawą dłoń, po czym wykonała zwinny gest by wykorzystując magię Ziemi, zmusić bagna do ruchu. Tiva poruszała palcami, a grząskie błoto nieco poruszyło się, w końcu pojawiła się nawet mała fala, by po chwili nieco urosła i zalała dwa szkielety, które zostały ponownie wciągnięte w mętną maź. Niestety, poziom magii opanowany przez Strażniczkę Lasu, nie pozwolił na idealne wykonanie tego ruchu... Błoto rozbryzgało się na wszystkie strony, ochlapując najbliższą okolicę i istoty przebywające w promieniu działania zaklęcia.
- Przepraszam... – powiedziała siląc się na niewinny uśmiech. Tak, to jednak nie był najlepszy pomysł.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Początkowo pradawna nie miała sił odpowiadać Hyii. Jednak przemogła się.

- Czuje się dobrze, ciocia gdzieś zniknęła najwyraźniej, nie urządzimy pogrzebu, mówi się trudno – rozłożyła bezradnie ręce, nietoperz zaś wychylił się zza włosów czarodziejki – Mój nietoperz jest z nami – z uśmiechem pogłaskała zwierzaka.

Wszystko zakłóciło pojawienie się nieumarłych. Podczas ucieczki szkielety złapały przemieniona i ciągnęły do siebie, czarodziejka wiedziała, że ledwo zapanowała nad sobą po wywołaniu tej fali magii zła, która zniszczyła na chwile kościotrupy. Miała przed sobą trudny wybór, zaryzykować kolejny napad szału czy też patrzeć bezczynnie. I to, i to miało swe wady i zalety. W pierwszym wypadku mogłaby nawet całkowicie pozbyć się zagrożenia, natomiast w drugim przynajmniej nie ryzykowałaby zdrowia, a nawet życia przemienionej oraz jej towarzysza.

Niespodziewanie pojawił się potężny kolos, teraz szala wyboru przechylała się jednak w stronę ataku. Dodatkowo jakaś dziewczynka starała się to coś pokonać.

- CO TO DO LICHA JEST?! I CO TU SIĘ DZIEJE?! – krzyknęła zdezorientowana kobieta o niespotykanych, niebieskich włosach.
Mimo całego zamieszania Luna spostrzegła czarnego kruka, który zmienił się w kobietę. Zdziwiła się lekko, wciąż będąc w powietrzu. Czarodziejka przyglądała się czarom kobiety i niestety nie udało jej się uniknąć ochlapania błotem. I tak już była brudna, odwzajemniła uśmiech naturianki i machnęła na to ręką.

Wtem podbiegł jakiś mężczyzna, ubrany był w jakieś łachmany. Złapał Tive za rękę i o dziwo, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje pociągnął ją gdzieś w stronę Mrocznej Puszczy. Więcej pradawna jej nie widziała. Zniknęła gdzieś z tym facetem równie szybko, jak on się pojawił.

Czarodziejka nie dała rady dalej stać bezczynnie. Zdenerwowała się, że jej przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo, co pozwoliło jej wyzwolić dość silną magie. Skrzydła pradawnej stały się czarne, oczy również natomiast na jej twarzy zagościł szaleńczy uśmiech.
- Zabawmy się – powiedziała luna, jednak to, co to powiedziało, nie było do końca tą dziewczyną.

Uniosła się i leciała prosto na szkielety, które zostały, dzięki magii zła jej dotyk je rozkruszał. Proch już nie mógł się poskładać na szczęście. Przerażające było to, że przy tym, wszystkim na twarzy pradawnej wciąż gościła dzika radość z tego, co robi. Podleciała do kolosa, przytrzymała jego wielką rękę. I choć nie było łatwo, to zaczęła ona ulegać zniszczeniu. Ten potwór właśnie poczuł ogromny ból na swym całym ciele, oczywiście, o ile coś czuł. Klątwa już mogła wydawać się całkiem przydatna, gdy czarodziejka podleciała do dziewczyny i chwyciła ją za szyje, unosząc nad ziemie, ale nie tak by udusić w jednej chwili.

- Wiesz co? Mam ochotę pociąć cię na drobniutkie kawałeczki – zaśmiała się diabelsko.

Wtem zjawił się mężczyzna. Spadł jakby z nieba, co w sumie pokrywało się z prawdą. Te białe skrzydła, spojrzenie pełne dobroci i chęci niesienia pomocy. Bez wątpienia na pomoc przybył anioł. Ciężko stwierdzić, jakiej dziedziny magii użył, ale rozwalił potwora, dosłownie. Podleciał do Luny i odepchnął ją od dziewczyny.

- PRECZ DEMONIE! – krzyknął. Następnie przeniósł wzrok na Szanse, uśmiechnął się do niej ciepło i pogodnie. Miał niezwykle zielone oczy. Jego twarz była pełna blizn. Zdaje się, iż takie miał zadanie, by niszczyć zło.

- Mam nadzieję, że nic ci nie jest? – spytał troskliwie, po czym widząc, iż czarodziejka chce ponowić atak, rzucił się, by powstrzymać Lunę. Ona leżała na ziemi, on zaś ją przytrzymywał i ostrożnie wyciągał nóż.

- N-n… nie zabijaj mnie – powiedziała słabym głosem Luna – Już jest dobrze…dobrze – wydusiła z siebie, po czym straciła przytomność.
Niebianin starał się zrozumieć, co tu się właściwie stało. Spostrzegł Hyiaxinthe oraz feniksa, zrobił wielkie oczy, co wyglądało dość śmiesznie. Poprawił opadającą mu na oczy grzywkę.

- Co tu się właściwie stało? – powiedział spokojnie, gdyby nie to, że jest aniołem, pewnie zapytałby nieco gwałtowniej i ostrzej.

Z burzy niebieskich włosów czarodziejki wychylił się Tenebris, rozejrzał się, po czym swoimi czarnymi skrzydełkami przytulił się do twarzy swej nieprzytomnej pani. Anioł chciał podnieść zwierzaka, ale oberwał od nietoperza skrzydłem. Oczywiście nie mogło to nawet zaboleć, ale niebianin nie chciał go denerwować.

- Zwą mnie Gabriel – przedstawił się anioł.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        W obecnej chwili zdawał się panować spokój, który nienormalnie kontrastował z całym chaosem, jaki niedawno nastał. Feniks, którego skrzydła zostały zmiażdżone w parę bezużytecznych kończyn, wił się z bólu w błocie, wydając z siebie pożałowania godne dźwięki, co jakiś czas próbując skupić wzrok na osobach, które się pojawiały oraz znikały. Hyiaxinthe tymczasem...cóż...nim przybył anioł, wciąż leżała w błocie, taplając się w nim, póki to jeszcze nie wyparowało pod wpływem jej destrukcyjnej, błękitnej otoczki. A gdy pojawiła się niebiańska istota, jej przeciętne wybuchy radości przypominały mrugnięcia w porównaniu z tym, co miało nastąpić.

- Ooo! Skrzydlaty pan, skrzydlaty pan! Wujku, widzisz go? widzisz widzisz widziiiiisz?

        Gdy odpowiedziały jej ptasie odgłosy oznaczające potworne cierpienie, a także, gdy dotarły do niej myśli wujka pełne dziwnych słów, których nie rozumiała, a które były przekleństwami, wiedziała, iż nie warto czekać na odpowiedź. Przeteleportowała się tuż obok anioła kilka chwil po tym, gdy ten wypowiedział swoje imię, a temu przeniesieniu towarzyszyło buchnięcie błękitnych płomieni zarówno w miejscu, gdzie stała wcześniej, jak i w miejscu, gdzie się pojawiła. Pomimo tego, powietrze wokół niej się nie nagrzewało, ale za to błoto pod jej nogami przestawało istnieć wskutek nagłego odparowania, a to, co zostawało, zaczęło topić się jak nigdy nic.

- Miło mi cię poznać, jestem Hyia! A tam leży mój wujek. Znasz mojego wujka? Mój wujek to feniks, wiesz? A czemu masz na imię Gabriel? Pierwszy raz słyszę takie imię. Czy takie imię noszą wszyscy z takimi skrzydłami co ty? Czemu spadłeś z nieba? Chodziłeś po chmurce i nagle się potknąłeś? A może zasnąłeś podczas lotu? Ja często zasypiam, bo czasami, jak to mówi wujek Dziob, chłód tam na górze sprawia, że usypiam. A czy tobie też chłód wydaje się taki męczący? Ty w ogóle śpisz? Jak to jest spać z takimi skrzydłami? Czy one zmieniają kolor?

        Po chwili zaczęła co chwilę teleportować się, a to obok anioła, a to obok nieprzytomnej Luny, a to obok Szansaboji, a z jej ust wypływał dźwięk, który w rzeczywistości był potokiem słów mówionych tak szybko, iż te sklejały się i mieszały ze sobą, przez co trudno było zrozumieć, co właściwie mówi przemieniona.

- PanieSkrzydlatyACzemuPanNazwałLunęDemonem?
- CoZnaczyDemon?
- CzyToInnaNazwaKsiężniczki?
- BoLunaToKsiężniczkaBoJestŁadnaIMaŁadnąKoronęWiePan?

        Przy najmniejszej przerwie w mówieniu, teleportowała się to w kolejne miejsce, nie mogąc ustać z powodu niespożytych pokładów młodocianej energii. W którymś momencie uświadomiła sobie, że jest tu od pewnego czasu inna kobieta. Zaczęła też pojawiać się częściej obok niej, przy okazji zalewając ją potokiem słów, któremu nie było końca.

- KimJesteś?
-JakMaszNaImię?
-JestemHyiaATy?
-ZostanieszMojąPrzyjaciółkąIBędziemySięRazemBawić?
-JesteśCzłowiekiemCzarodziejkąAMożeKimśInnym?
-LubiszOgień?
-AMożeszMniePrzytulićPomimoMoichOgniiProoooszę?

        W końcu, o dziwo przestała mówić, zamiast tego jednak zaczęła coś innego wykonywać. Przeteleportowała się kilkanaście metrów dalej, podniosła stamtąd patyk, po czym pojawiła się obok nieprzytomnej Luny. Następnie, zaczęła tykać patykiem czarodziejkę, póki ten nie spłonął całkowicie.

- Luuuuno, wstawaj, nie czas na drzemkę! Przyszli nowi przyjaciele i oni pewnie chcą się pobawić, a ty śpisz, mamy się bawić bez ciebie?
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Zmierzał w stronę Maurii po tym, jak Cienie pozbyły się go ze swojego "królestwa", bo nie był im już potrzebny. Był ubrany w koszulę, na której miał skórzaną kurtkę, na nogach skórzane spodnie i buty, a na rękach rękawice- wszystko wykonane ze skóry ciemnego koloru. Na głowie miał chustę, która teraz zakrywała dolną część jego twarzy, przy pasie spoczywały sztylety schowane w pochwach, a także skórzana torba.
Całkiem przypadkiem natknął się na osoby walczące z nieumarłymi. Postanowił sprawdzić, jak grupka poradzi sobie z tymi tworami i wspiął się na najbliższe drzewo, aby obserwować całe zajście. Postanowił też, że im pomoże, o ile zauważy, że szala zwycięstwa przechylać się będzie na stronę nieumarłych i nekromanty, który ich wskrzesił.
Potrzebował chwili obserwacji, aby zorientować się, że zna osoby walczące z nieumarłymi i ich spotkanie poskutkowało tym, że został porwany przez Cienie. Luna, Hyiaxinthe i feniks, który opiekował się tą drugą.

Samiel obserwował całe zajście i, na razie, nie zanosiło się na to, żeby potrzebowali jego pomocy. Kilku nieumarłych powstało pod drzewem, na którym siedział przemieniony i nawet próbowali go dosięgnąć z racji tego, że mężczyzna nie wysilał się ze wspinaczką na drzewo i siedział dość nisko. Sanginier zajął się nimi po cichu- kilka bełtów wbijało się w czaszki nieumarłych, a nawet przebijało je albo kruszyło fragment. W każdym razie przemienionemu udało się pozbyć natrętów i to nawet nie zeskakując z drzewa, a przez to nikomu nie dał o sobie znać. Do obserwacji wrócił w momencie, w którym na pole bitwy wkroczył anioł i od razu zajął się kolosem, który niewątpliwie stanowił większe zagrożenie niż zwykli nieumarli. Nie, żeby Samiel nie dał rady takiemu nekromantycznemu tworowi, jednak już ktoś inny zdążył go zniszczyć.
Wyglądało na to, że walka dobiegła końca.
Przemieniony zeskoczył z drzewa i miękko wylądował, mimo tego i tak dało usłyszeć się niewielki szelest dobiegający z miejsca, w którym siedział- najprawdopodobniej musiał zaczepić o jakąś gałąź i właśnie ona zaszeleściła. Nie wiedział, czy ktokolwiek ze "zwycięskiej drużyny" usłyszał ten odgłos. Zresztą... prędzej czy później i tak będzie musiał się ujawnić, jednak najpierw postanowił, że zbierze bełty, które wcześniej pomogły mu w pozbyciu się natrętnych nieumarłych.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Niebianin lekko wystraszył się płonącej dziewczynki. Zrobił krok do tyłu. Wysłuchał jej pytań i przygotował się, by na nie odpowiedzieć.

- Mnie zwą Gabriel miło cię poznać. Czy twojemu wujkowi nic nie jest? I jak to wujek…? Nie znam go i właśnie widzę, że feniks… nigdy nie sądziłem, że feniks może być wujkiem. Czemu się tak nazywam? Moi rodzice tak chcieli. Nie jest to typowe imię i nie oznacza wszystkich takich jak ja. Tacy jak ja to anioły. Nie spadłem z nieba, przyleciałem stamtąd. Nie chodziłem po chmurce… Tam jest takie…no jakby królestwo aniołów. Nie zasnąłem, jestem czujny podczas lotu, a jak mi zimno to się cieplej ubiorę. No pewnie, że śpię, czemu miałby zmieniać kolor? Nie rozumiem – zdziwił się – Mogę sprawić, że znikną, ale przyzwyczaiłem się do spania z nimi. Mam je od urodzenia w końcu.

Niebianin, gdy ujrzał teleportującą się Hyiaxinthe złapał się za głowę. Starał się zrozumieć, co przemieniona wykrzykuje.

- Demonem, ponieważ zachowała się bardzo brutalnie i… No demon oznacza złą istotę, która… Jakiej księżniczki? Nie… Ona to księżniczka, ale czego…? – Gabriel nie nadążał z odpowiadaniem na pytania.

Luna otworzyła powoli oczy i uśmiechnęła się do Hyi, choć nie miała zbytnio sił. Rozglądnęła się. Nagle usłyszała szelest. Spojrzała w stronę dźwięku. Przyjrzała się dokładnie.

- Samiel…? – powiedziała zdziwiona.

Niebianin spojrzał nieufnie na Lune i nowo przybyłego. Złapał się za głowę. Nie wiedział już co tu się dzieje. Natomiast ludzka dziewczyna zniknęła gdzieś w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Kto wie, może magia? Może sobie po prostu poszła, gdy nikt nie patrzył? W każdym razie nie było jej.

Czarodziejka podeszła do przemienionego sanginiera się przywitać. Niebianin zaś stanął przy kałuży z błotem takiej nieco większej. Nie powinien był tego robić. Ponieważ z tego bagna wynurzyły się kościste dłonie, złapały skrzydlatego i wciągały. Gabriel krzyczał o pomoc. Pradawna szybko podleciała i chwyciła go za ręce, ale nie dała rady. Dało się słyszeć bulgotanie, natomiast po chwili już nie było żadnych odgłosów.

- Lepiej nie stawać na te kałuże… - stwierdziła.

Tenebris ukryty zazwyczaj w gęstych i długich włosach swej pani, siadł jej na ramieniu, po czym zamachnął się skrzydłami i okrążył przemienionego. Miało być to swego rodzaju powitanie. Więc po kilku zrobionych kółkach wokół mężczyzny wrócił do czarodziejki i spadł jej na ręce. Zakręciło mu się w głowie. Luna posadziła go na swym ramieniu.

- Miło cię znów widzieć, gdzie się podziewałeś? – zwróciła się do sanginiera.

Nagle przemieniony poczuł jak ktoś, kładzie mu dłoń na ramieniu. Okazało się, iż to starsza kobieta, barwnie ubrana w długiej spódnicy. Na głowie miała czerwoną chustę, na której gościło wiele dzwoniących, złotych ozdóbek. Na białej koszulce zaś nie do przeoczenia była wielka plama krwi. Wątpliwe by nieznajomej coś się stało, nie wyglądała na konającą z bólu. Westchnęła ciężko.

- Aj dzieciaki… Lepiej nie chodzić samemu bez doświadczenia po Mglistych Bagnach. Zapraszam do mnie, napijecie się czegoś i odpoczniecie – mówiła łagodnym troskliwym głosem. Jednak dziwne, że nie zareagowała wielkim zdziwieniem na płonącą dziewczynkę czy feniksa.

Trzymała w dłoni drewnianą laskę i ruszyła w stronę gór, za którymi prawdopodobnie znajdowała się Dolina Umarłych. Nasuwało się pytanie, co tak miła starsza pani robi sama w takim miejscu.

- Troszkę szkoda tego aniołka, ale tak kończą wysłannicy Pana w miejscu, gdzie nad światłem panuje mrok. Nawet jeśli byś go uratowała…księżniczko, to prędzej czy później zginąłby tak, czy siak. Masz pozdrowienia od twego ojca… Luno.

- Znasz mojego ojca?! – zapytała zszokowana.

- Wiem wiele rzeczy kochaniutka – odpowiedziała i spojrzała na Hiacynta - Hyiaxynthe, słoneczko czy twój wuj się dobrze czuje? Samielu mam nadzieję, że Byty Mroku nic ci nie zrobiły, w końcu ich o to poprosiłam – zachichotała – Idźcie tym samym szlakiem co ja, bo możecie… wpaść w pułapkę – znów się zaśmiała i prowadziła ich.

Niekiedy robiła zakręty na prostej ścieżce, gdzie nie widać było nic podejrzanego, ale miała wtedy poważną i skupioną minę. Widać, że znała tę okolicę jak własną kieszeń. W pewnym momencie zatrzymała się gwałtownie.

- Ah! Gdzie ja mam głowę! Starość nie radość, zapomniałam się wam przedstawić. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Jakoś przywykłam, że każdy zna me imię, ale do rzeczy. Zwą mnie Illuminata – uśmiechnęła się szeroko.

Przeszli jeszcze spory kawałek drogi, gdy ich oczom ukazała się prosta chatka. Po jednej stronie miał swoje miejsce ogródek po drugiej natomiast niewielka zagroda z kilkoma kurami, kogutem. Sięgała kawałek za dom, więc mogły się tam chować jeszcze inne stworzonka. Stała tu nawet studnia, przy niej trawę zajadała biała koza. Przy drzwiach od chatki na ławeczce drzemał czarny kot. Zbudził się i widząc obcych, zjeżył futro i zaczął na nich fuczeć.

- Spokojnie, to przyjaciele – na te słowa sierściuch natychmiast się uspokoił – Lepiej nie pokazuj mu Tenebrisa Luno, on lubi polować na nietoperze – szepnęła jej do ucha.

Illuminata otworzyła drzwi i zaprosiła wszystkich do środka. W domku okazało się bardzo przytulnie i w środku to mieszkanko zdawało się większe, niż wyglądało. Dzieliło się głównie na salon oraz kuchnie. Była tu też para drzwi. O ile jedne wyglądały typowo, to te drugie miały ślady przypalenia oraz wielobarwne ślady jakby ktoś oblał je różnymi eliksirami.

Ledwo goście zdążyli zająć, miejsca przy stole, kobieta natychmiast przyniosła im jakąś zupę. Uśmiechnęła się.

- Mam nadzieję, że będzie wam smakować, jedzcie, na pewno jesteście głodni.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Feniks przez dłuższy czas nie mógł opanować swoich reakcji na ból, przez co wyglądał niczym konające w agonii zwierzę. Wyglądało to tak, jakby nic nie mogło uspokoić Dzioba, a przynajmniej tak było do czasu, gdy w powietrzu rozległ się szelest. Ten hałas, mogący być oznaką zagrożenia, sprawił, iż uspokoił się on natychmiast. Gdy tylko okazało się, że to Samiel, odetchnął, albo też wykonał gest ludzki gest odetchnięcia, ciężko powiedzieć. Szybko jednak w jego ptasich oczach pojawiło się przerażenie, Hyiaxinthe bowiem także zrozumiała, iż Samiel tu jest. A to oznaczało, iż wszyscy dookoła mogą pożegnać się ze spokojem i ciszą przez najbliższe kilkanaście godzin. Na prędko wymyślił co zrobić, by jego podopieczna nie doprowadziła Samiela do szaleństwa wywołanym słowotokiem dziewczynki.

“Hyia! Będziesz mówić im to, co myślę, dobrze? I dopóki nie powiem, masz mówić tylko to, co myślę i nic więcej! To taka… eee, zabawa! Zobaczysz.”

        W ostatniej chwili przemieniona odczytała te myśl, której grzecznie posłuchała, w końcu, jeśli chodziło o zabawę, to trzeba było się słuchać, szczególnie gdy mówił to, czy też raczej myślał, jej opiekun.

        Feniks powolnie i z trudem wstał na własne, ptasie nóżki i już miał pomyśleć o tym, co ma powiedzieć dziewczynka, gdy nagle obecnego tu anioła dopadły kościste ręce, grzebiące go głęboko pod błotem. Nie zdążył nawet zareagować, przynajmniej nie fizycznie, ponieważ jego myśli odnoszące się do tej sytuacji wypowiedziała Hyiaxinthe, nieświadoma tego, co mówi.

- Chyba nie mam co narzekać na okaleczone skrzydła powodujące ból i agoniję, skoro tego tutaj wpiepsyło bagno!

        Feniks nie zdążył przerwać wypowiedzi dziewczynki, która w najlepsze uśmiechała się, patrząc to na niego, to na pozostałe osoby. Postanowił zignorować to, wiedząc, iż pewnie i jego reprymendę uzna za część “zabawy”. Ponownie szykował się do tego, by w głowie ułożyć stosowne przywitanie w stronę Samiela, gdy nagle - niczym z głębin otchłani - wyskoczyła staruszka, która zdawała się żyć w zupełnie innym świecie, lub też, która zgubiła na starość kilka klepek w głowie. Wymsknęły się feniksowi kilka myśli, komentujące pojawienie się staruszki,
które Hyiaxinthe bez zastanowienia wypowiedziała w sposób niezbyt dokładny.

- Ja pieprz zniczem, co jeszcze, kura, nas czeka, smok przyleci?!

        Feniks poddał się, co wyraził poprzez energiczne uderzenie swą głową o najbliższy kamień. Gdy tylko staruszka zaproponowała gościnę, ruszył za nią, a Hyiaxinthe poprosił w swych myślach, by przez najbliższy czas nie mówiła, a jak już, to szeptem, gdyż jest cały obolały i zmęczony.

- Chyba nie, bo chce, bym mówiła szeptem, a chce tego tylko, gdy nie czuje się dobrze. - wyszeptała, odpowiadając w stronę staruszki. Ten cichy głosik zdawał się nie pasować do czarodziejki, która zazwyczaj gadała z całych swoich sił, zawsze, wszędzie i na cały, piskliwy głos. - A poza tym, miałam milczeć. Więc milczę. Teraz. W tej chwili. Jestem cichutko.

        Powiedziała niczym nie zmartwiona, przepełniona szczęściem, którego koniec po prostu nie istniał, a którego nie imał się nawet najmniejszy smutek. Chociaż milczała, to jej entuzjazm znalazł inny sposób na to, by opuścić ciało dziewczynki. Zaczęła ona bowiem łazić wokół Samiela, który nie tak dawno się pojawił. Jej młode oczka, z których niewinność zdawała się wylewać całymi strumieniami, wpatrywały się w mężczyznę jak w jeden z cudów Alarańskich. Co jakiś czas tykała go swoją ręką, to w brzuch, rękę, nogę czy nawet ubranie, zachwycając się jego odpornością na ciepło, jakie wytwarzała wokół siebie. Robiła tak, nawet gdy już dotarli do chatki, która w najlepsze czekała sobie na ich przybycie.

        Wszystko wydawało się jakby specjalnie przygotowane dla nich. Wejście było na tyle szerokie, że nawet feniks dał radę bez trudu dostać się do środka. Ognie jego, jak i jego podopiecznej, nie potrafiły choćby osmalić czegokolwiek, od podłogi zaczynając, na kurzu kończąc. Przez chwilę miało się wrażenie, że nie są bandą losowo zebranych dziwolągów, a jedynie normalną grupą, zaproszoną przez równie pospolitą staruszkę.

        Hyiaxinthe, widząc tyle nowych rzeczy, z trudem powstrzymywała się od mówienia. W pewnym momencie zasłoniła swoje usta rękoma, śmiejąc się przy tym, ponieważ akurat naszła ją taka ochota, bez żadnego powodu. Feniks zdawał się dziękować bogom wszelkim za to, że młoda się go słucha, pojawiła się bowiem iskierka szczęścia w jego oczach, które z ciekawością przeglądały wnętrze ognioodpornego budynku.

        Nagle, w zasięgu wzroku ognistego ptaszyska znalazła się potrawa, którą przyniosła staruszka. Zahipnotyzowany przez cudowny zapach, pochylił się nad potrawą. Od dłuższego czasu jadł jedynie to, co znalazł wśród natury, a zapach przygotowanego starannie jedzenie zdawał się boską esencją, która przesycała powietrze. Ból znikł, a jego miejsce zastąpił potężny głód. Nie mogąc opanować swojego apetytu, gdaknął niemalże niczym kura ze szczęścia, po czym w najlepsze zanurzył dziób w zupie, przy okazji ochlapując wszystkich dookoła, siebie oczywiście również przy okazji.

        W tym momencie młoda przemieniona zaśmiała się z całych sił, spadając przy tym z krzesła. Do Amminextiuibilisa szybko dotarło, co właśnie uczynił - wyciągnął swą głowę z zupy, po czym pochylił głowę w geście zażenowania, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Tymczasem, po podłodze turlała się rozśmieszona Hyia, która nie mogła się powstrzymać od ciągłego, dziecięcego śmiechu.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Już miał odpowiadać na pytanie, które zadała mu Luna, gdy poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu. Gdyby nie spostrzegł, że ręka należy do staruszki, która po chwili odezwała się do nich, to może nawet sięgnąłby po sztylet i podciął jej gardło albo poważnie zranił, tak z przyzwyczajenia. Swoją drogą, dłoń staruszki była koścista i spokojnie można było pomylić ją z dłonią nieumarłego, z drugiej strony... ożywieńcy nie kładą rąk na ramieniu osoby, którą mają zabić.
- Pamiętasz moment, w którym wpadliśmy do dziury i pojawiły się Cienie? Porwały mnie wtedy i próbowały wydobyć ze mnie informacje na twój temat, jednak nie byłem im już potrzebny i mnie wypuścili - odpowiedział na pytanie, które Luna zadała wcześniej. Powiedział to chwilę przed tym, zanim staruszka zaczęła wymieniać ich imiona i podawać informacje, których normalnie wiedzieć nie powinna. Staruszka, po prostu, wydawała mu się podejrzana i postanowił, że będzie na nią uważał.

Droga, chodź krótka, przebiegła w milczeniu. Nawet Hyiaxinthe nic nie mówiła, nie zadawała pytań, jednak i tak była denerwująca, bo chodziła wokół przemienionego i co chwilę tykała go swoją ręką. W pewnym momencie Samiel złapał dłoń Hyii i po chwili spojrzał w jej oczy, dalej trzymając jej dłoń.
- Przestań - powiedział krótko i spokojnie, jednak i tak nic to nie dało, bo miał tylko chwilę spokoju od zaczepek dziewczyny, które nawet nie skończyły się po tym, jak dotarli pod dom staruchy. Hyiaxinthe skończyła zaczepiać go dopiero wtedy, gdy weszli do środka.
Przemieniony spojrzał na kota swoim Smoczym Okiem, co spowodowało, że zwierzę przestraszyło się, zeskoczyło z ławki, na której leżało i uciekło do domu. Na twarzy Samiela pojawił się niewielki uśmiech, który i tak szybko znikł, a w dodatku był niewidoczny pod chustą, którą ciągle miał na twarzy. Gdy w końcu przekroczyli próg domu, mężczyzna najpierw rozejrzał się po nim i przy okazji, z grzeczności, ściągnął chustę z twarzy i głowy, a po chwili spoczywała już na jego szyi. Oczom wszystkich zgromadzonych ponownie ukazały się srebrne włosy przemienionego i blizny na twarzy.
Usiadł przy stole tak, jak reszta grupy, jednak nie miał zamiaru jeść, bo zwyczajnie nie był głodny. Całkiem odmienna sytuacja miała miejsce z feniksem, który niemalże od razu zabrał się do jedzenia po tym, jak starucha postawiła je na stole.
- Nie jestem głodny - powiedział Samiel. Oczywiście, słowa te były skierowanie w główniej mierze do Illuminaty.
Lyris
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lyris »

Lyris tym razem, zamiast odgrywać rolę myśliwego, robiła za zwierzynę. Zmuszona do odwrotu na z góry upatrzoną pozycję, próbowała zgubić jak największą ilość agresorów. Zapomniane przez boga i pomijane przez piekielnych, Mroczne Bagna idealnie nadawały się do tego zadania. Początkowo miała na ogonie diabła i dwudziestu potępionych, lecz intelektem niespecjalnie grzeszyli. Im głębiej w dzicz tym coraz większa ich ilość znikała bez śladu.
- Żałosne - mruknęła pod nosem, wychylając się zza drzewa i tnąc w spaczoną kreaturę. Pokusa nie miała zamiaru uciekać przez cały ten czas, wycofanie się z pola walki z tak błahego powodu i akceptowalnej przewagi liczebnej wroga to hańba. Głównego agresora zaatakuje na pewno, jednak z całą świtą nie byłaby tego taka pewna. Którego zobaczy i będzie miała sposobność, to odeśle do domu zmasakrowanego. Jeśli jednak któryś wpadnie w bagno po uszy lub spotka stado truposzy, niech mu ziemia lekką będzie.
Ani się obejrzała, gdy z zarośli wyskoczyło ich jeszcze trzech. Błyskawicznie otoczyli pokusę, mając zamiar wykorzystać pozorną przewagę. W pierwszej chwili z ich oczu biła chęć mordu, jednak mając przed sobą kobietę mogącą zostać uznaną za naprawdę urodziwą, zapewne chcieli wykorzystać ją w znacznie ciekawszy sposób.
- Nie opieraj się skarbie, będzie bolało tylko przez kilka pierwszych chwil - mamrotał ten centralnie przed nią, oblizując swe paskudne usta. Pozostali śmiali się szyderczo, o ile to było w planach. Brzmiało to bardziej niczym rechot pijanego Behemota, uszy od tego bolały. - Jesteś pokusą, więc na pewno ci się spodoba, jak zwykle - ciągnął dalej swój monolog, wyjąc na końcu niczym mierna parodia wilka.
- Spośród wszystkich dostępnych pokrak muszę użerać się właśnie z wami, już inkwizycja stanowi przyjemniejsze towarzystwo. - Kobieta podparła się o biodro lewą ręką, spuszczając niżej głowę i kręcąc nią z zażenowania. Jednak czego mogła spodziewać się po mięsie armatnim, którego jedynymi celami jest spełnianie najbardziej podstawowych potrzeb i bezrozumna agresja. Dlatego preferowała paladynów albo anioły, głupstwa przez nich wygadywane przynajmniej nie raniły zmysłu słuchu. Najczęściej też nie capiło od nich padliną lub innym fetorem porównywalnym z rybim targiem, lub miejską kanalizacją. - Zabijając was, wyświadczę światu przysługę i będę miała dobry uczynek.
Trójka natarła na Lyris jednocześnie, z czego dwóch z zamiarem zabicia a jeden pochwycenia. Cios frontalnego sparowała i odepchnęła go nieco swoją skromną masą. Zawodnika z tyłu od lewej kopnęła w miejsce, gdzie mało który facet niebędący masochistą chciał oberwać. Potępieniec aż uklęknął, trzymając się za obolałe klejnoty i zawodząc z bólu. Ostatni stracił głowę za sprawą cięcia z obrotu, przygotował się na podduszenie, a nie zadanie ciosu, więc nie zdołał zasłonić się własnym mieczem. Chwilę później cała trójka leżała martwa.
- Brawo, brawo... - powiedziała, po czym zaczęła klaskać wisienka na torcie i główny przeciwnik Lyris na tę chwilę. Zapewne przyglądał się walce młodocianej pokusy i własnych sługusów. Nie wyglądał na niezadowolonego z powodu ich śmierci, takie miernoty są bardzo łatwe do zastąpienia. - A teraz kochaniutka, zginiesz.

Koza skubiąca bez żadnych zmartwień trawkę właśnie nabawiła się jednego, pokusy spadającej do celu. Kobieta grzmotnęła plecami o studnię, naruszając jej konstrukcję. Siłą rzeczy miecz wyleciał jej wtedy z rąk. Po chwili ucierpiało drzewo, znacznie gorzej niż tamta sterta kamieni, zostało złamane. Tylko dzięki magii chaosu, Lyris uniknęła pogruchotania kręgosłupa i kilkunastu innych kości, w najlepszym wypadku. Znajdowała się w magicznym uścisku diabła, coś na kształt liny oplatającej jej podbrzusze. Miała ograniczoną możliwość manewrowania, gdyż była cała obolała. "Zabiję sukinsyna..."
- Ostatnie słowa? - spytał, przygotowując się do dobicia leżącej pokusy.
- Jeśli tak ma wyglądać mój koniec... zabieram cię ze sobą - mruknęła, a z jej ust wypłynęła stróżka krwi.
W tej chwili przeciwnik miał zamiar zagłębić swój miecz w Lyris, jednak ta zdołała przeturlać się na boki posłać w jego kierunku wiązkę magiczną. Nie zdołała dokładnie wycelować, przez co zamiast przebić go na wylot w głowę, trafiła w jego lewe ramię. Polała się masa krwi, sporo mięsa i kości, które przyozdobiły okolicę. Bardzo możliwe, że nawet jeśli wyszedłby z tej potyczki zwycięsko, straci rękę. Srebrnowłosa nie zakończyła na tym desperackiego kontrataku, założyła Diabłu na szyję coś w rodzaju obroży, taka sama sztuczka, dzięki której on mógł miotać nią po okolicy. Najpewniej postąpiłaby tak samo, ale nie miała już na to sił. Zamiast tego zyskała na czasie, odbierając możliwość oddychania oponentowi. Kilka bezcennych sekund, które musiał poświęcić na usunięcie zaklęcia. Lewa ręką złapała za jego sprawną w okolicy nadgarstka, posyłając w to miejsce jak najwięcej bólu. Chciała uniemożliwić mu ponowny atak mieczem, który najpewniej trafiłby "elfkę." Przyciągnęła swoje ostrze tym samym czarem, po czym wykonała cięcie na klatkę piersiową, wykańczając rogatego.
- A... nie... mówiłam... - wyszeptała, osuwając się na ziemię i tracąc przytomność.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

- Ej! –Luna rzuciła oburzone spojrzenie feniksowi, przez którego została ochlapana. Jej błękitna sukienka nie dość, że nadal miała wiele krwawych plam, to teraz została ubrudzona zupą. Czarodziejka westchnęła i sprawiła magią iluzji, iż jej ubranie dla wszystkich zdawało się czyściutkie.

Widok rozśmieszonej dziewczynki sprawił, iż na twarzy pradawnej zagościł uśmiech. W pewnym momencie sama się zaśmiała. Gdy Samiel stwierdził, że nie jest głodny Illuminata bez słowa podeszła z łyżką.

- To bardzo dobra zupa, starałam się nad nią, więc teraz otwórz buziunie – mówiła słodkim głosem, ale z wyraźnie obrażoną miną i wbrew woli przemienionego zaczęła go karmić, póki nie zjadł choć połowy.

Tymczasem młodej czarodziejce ukazała się cienista sylwetka, cicho ją wołała i powoli odchodziła. Czekając aż ta, za nią podąży. Zaprowadził dziewczynkę niezły kawałek od domu. Tam ukazało się niewielkie ciepłe źródełko. Cień ukazał Hyii, że jest tam druga ona i zachęcał, by poszła do swej bliźniaczki. Pomógł jej w tym, popychając ją magiczną siłą do wody.

Podczas gdy młodej czarodziejce groziło niebezpieczeństwo, starsza kobieta podeszła do swej studni i znalazła tam gościa. Przyjrzała się obcej. Wzięła mokrą i brudną szmatę. Podeszła i wykręciła ją nad głową obcej. Pokusa po chwili dostała z tej szmaty w policzek.

- DO CHATY NA ZUPĘ! – spojrzała na nią groźnie i zrobiła coś, czego obserwujący z boku by się nie spodziewał. Pobiegła w inną stronę. Nieźle się śpieszyła. Dotarła do źródełka.

- Uważaj dziecinko! – użyła zdolności telekinetycznych, by wyciągnąć dziewczynę z wody. Jak się okazało w porę, cienista dłoń przymierzała się do chwycenia Hiacynta na szczęście Illuminata miała to wyczucie czasu. Sprowadziła przemienioną na powrót do chatki. Zakazała jej wychodzenia bez zgody feniksa.

Luna zjadła właśnie zupę, głód jej trochę doskwierał. Starsza pani bez jakiejkolwiek wyraźnej przyczyny rzuciła się na podłogę za krzesłem, na którym czarodziejka siedziała.

- Przepraszam, czy wszystko w porządku? – zdziwiła się Luna.
- Taaa, wy tam gołąbki sobie nie przeszkadzajcie! – zwróciła się do pradawnej i demona.
- Gołąbki?

Niebieskowłosa nie otrzymała jednak odpowiedzi, ponieważ Illuminata ruszająca się dość szybko jak na swój wiek wbiegła do kuchni. Wzięła wielki kosz i z jakiś różnych składników. Zaczęła tworzyć krąg wokół chaty z tego, co w nim miała. Gdy tylko skończyła, wróciła do chaty. Przykazała całej czwórce i nowej, by nie śmieli wychodzić poza krąg.

- Noce w Mrocznych Dolinach nie są łatwe. Tak wiem Luno, że tu długo mieszkasz — wyprzedziła jej pytanie — ale wtedy jeszcze nie przeszli do działania. Oni zabiją każdego, kto będzie mieć z tobą związek. Samielu, broń ci się na nic zda, wobec tego, może drzemią w tobie jakieś umiejętności magiczne? Przydałyby się. Hyio, jeśli wujek nie pozwoli, nie wychodzisz. Jak obiecasz być grzeczna, dostaniesz ognioodporne zabawki, a jeśli nie, zabiorę ci je? Umowa stoi? – mrugnęła do Hiacynta.

Po swych słowach weszła do pomieszczenia za drzwiami wyglądającymi dość…intrygująco. Przyszła po krótkiej chwili przynosząc dziewczynce szmaciane lalki. Jedna z nich wyglądała jak przemieniona czarodziejka. Nawet dokładnie wyszyte płomienne, błękitne włosy.

- Tu w tej skrzyni są różne książki, możecie poczytać, jak nuda zacznie doskwierać, ale przez najbliższy czas nie wychodźcie poza krąg ! – powtórzyła się specjalnie, by każdy dobrze zapamiętał te słowa.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Feniks, niemal jako jedyny, zajmował się jedzeniem, w międzyczasie przyglądając się temu, co się działo. A działo się sporo. A to Luna narzekała na pobrudzone przez niego ubrania - na co zareagował, kiwając głową w geście przeprosin - a to Hyiaxinthe gdzieś znikła, tylko po to, by zostać przyprowadzona z powrotem przez staruszkę. Nie przejmował się tym, czuł bowiem, że są w nie tyle dobrym, ile bezpiecznym miejscu.

“Zupełnie, jakby w tym miejscu stawał się idealny. Ale...nadal coś mi nie pasuje.”


        Po chwili jego ptasi móżdżek połączył fakty, mianowicie dziwne hałasy, brzmiące jakby ktoś walczył kilka chwil temu, a także głos Iluminaty, która nakazywała komuś wejść do środka. Czyżby ktoś jeszcze miał się pojawić? A co jeśli to rycerz bądź może jakiś król, mogący w rycerza kogoś uhonorować?

“Hyio! Bądź grzeczna, słuchaj się starszych, zaraz wrócę!”

        Feniks, ledwo przekazał te myśl podopiecznej, a wyleciał przez drzwi domu, o mało co nie przewracając wszystkiego po drodze.

        Dziob nie musiał nawet wzlatywać w powietrze - czego, nawiasem mówiąc, w obecnym stanie by raczej nie dokonał - by ujrzeć kobietę, a także ślady, które wskazywały, że kiedy on w najlepsze opychał się jedzeniem, to tutaj trwała krwawa walka, której przegapienie większość wojowników uznałaby za grzech śmiertelny.

“Zaraz! Pamiętaj, nie wiesz, co tu właściwie się stało. Ona może być tą złą, a te ciała...em...resztki ciał to dowody jej zbrodni, będące kiedyś niewinnymi istotami. Ale co do tego też nie mam pewności. Czyli albo zostanę zasztyletowany, jak tylko się obudzi, albo też okaże się damą w opałach, może i nawet szlachcianką, która obsypie mnie podziękowaniami oraz poczuciem tego, iż zrobiłem coś dobrego.”


        Po krótkim namyśle przyczłapał na swych ptasich odnóżach nieco bliżej.

“Co mi tam, gorzej być nie może!”

        Gdy tylko był ledwie dwa kroki od nieprzytomnej - a może tylko udającą nieprzytomną - kobiety, postanowił upewnić się, iż nie będzie ona cierpieć, o ile w ogóle cierpi. Przypomniał sobie najsmutniejszy moment w swoim życiu, a oczy jego uroniły łzy. Ów krople, z mocą tysiąca uzdrawiających czarów opadły na wargi kobiety, powoli przywracając jej wszystkie siły, jakie niedawno utraciła, a także wzmacniając ciało tejże.

“Teraz, pozostaje tylko jedno... Błagam, nie w twarz!”

        Hyiaxinthe, odkąd wróciła z bliskiego spotkania z jeziorem, kiwała główką na tak, kiedy tylko Iluminata bądź wujek mówili do niej, próbując pokazać w ten sposób, że jest grzeczna. Siedziała na krzesełku, jednak z każdą chwilą wierciła się na owym siedzisku coraz bardziej. To, że zaraz nastąpi słowna eksplozja dziecięcej gadatliwości było równie oczywiste, jak to, że czas płynie do przodu, a elfom bliżej do ludzkich kobiet niż mężczyzn.

        To jednak, co zainicjowało przemówienie dziewczynki, to przyniesienie lalek, z których jedna była jak Hyia. Żywy odpowiednik tejże lalki chwycił zabawkę, która - tak samo, jak ten budynek i wszystko w nim - przeżyła w ogniach młodej przemienionej i nie zamierzała spłonąć.

- Patrzcie! PAAAATRZCIE! To ja! Ja! i to taka malutka! I nie płonę! Tak samo, jak ja! To jest, ja płonę, ale nie płonę! Rozumiecie?!

        O dziwo, nie powiedziała nic więcej, przynajmniej na razie. Zamiast tego, łaziła z lalką dosłownie wszędzie,wydając z siebie ciągłą falę śmiechu. Łaziła to po podłodze, a po krzesłach, po stole, a pewnym momencie nawet odważyła się wejść na kolana Samiela, udając przy tym, że lalka go całuje. Aż słodko było patrzeć na to jak swata ze sobą szmacianą zabawkę i przemienionego.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Samiel, wbrew własnej woli, zjadł kilka łyżek zupy i, przy okazji, mógł sprawdzić, czy zupa jest naprawdę tak dobra, jak mówi Illuminata. Była taka, jednak przemieniony nie był głodny, więc zatrzymał chudą rękę staruszki i spojrzał na nią nieco groźnym wzrokiem.
- Nie jestem głodny - powiedział stanowczo, a po chwili puścił rękę kobiety.
Dobrze, że nie próbowała wznowić tego, co robiła wcześniej, mimo że, w pierwszej chwili Samielowi wydawało się, że Illuminata właśnie chce to zrobić, na przekór woli sanginiera i z zamiarem, może nieumyślnym, zdenerwowania go.

Następnie szybko doszło do kilku zdarzeń, które skończyły się tak samo szybko- najpierw na zewnątrz słychać było odgłosy walki, a gdy gospodyni wyszła na zewnątrz i zaczęła na kogoś krzyczeć, a przy okazji sprowadziła do chaty Hyiaxinthe, która wyszła chwilę wcześniej i już zdążyła wpakować się w jakieś kłopoty.
Samiel nie skomentował komentarza staruszki odnośnie do jego i Luny. Ogólnie rzecz biorąc, to przemieniony uważał Illuminatę za dziwną kobietę, a to uczucie pogłębiło się nieco po tym, jak najpierw rzuciła się na podłogę, a później zaczęła biegać po swoim domu. W końcu przestała i zaczęła mówić.
- Moje sztylety poradzą sobie nawet z cieniami, tylko będę musiał wykorzystać ich pełen potencjał. Wiesz dużo rzeczy, których nie powinnaś wiedzieć i nie wiesz tego, że moje sztylety są potężnymi artefaktami? Jestem posiadaczem Piekielnych Kłów - odparł i uśmiechnął się w stronę staruszki, nieco kpiąco. Po prostu spodziewał się, że będzie ona wiedziała, czym jest jego broń, może nazwa coś jej powie... a jak nie, to może niedługo będzie miała okazję zobaczyć je w akcji.
Informacja o książkach może być przydatna, zwłaszcza że nie wiadomo jak długo będzie trwał zakaz wychodzenia poza krąg. Z drugiej strony, Samiela kusiło, aby sprawdzić, co się stanie, gdy wyjdzie za krąg, o którym wcześniej wspomniała kobieta.

Hiacynt dostała zajęcie w postaci ognioodpornych lalek, a poza tym nie mogła wyjść z domu bez zgody Feniksa, który niedawno wyleciał na zewnątrz i jeszcze nie wrócił. Przemieniony przez chwilę wywołał u siebie wizję śmierci opiekuna Hiacynta i to, że prawdopodobnie on i Luna musieliby zaopiekować się dziewczyną, szybko odgonił od siebie te niedobre myśli, bo nie życzył śmierci Dziobowi, a także nie życzył sobie i Lunie opieki nad Hyiaxinthe.
Rozmyślał jeszcze nad inną rzeczą, jednak z przemyśleń wyrwała go osóbka, którą opiekuje się nieobecny Feniks. Dokładniej, to zrobiła to w momencie, w którym wskoczyła mu na kolana i zaczęła przystawiać jedną z lalek do jego ust, imitując całowanie, akurat była to lalka łudząco podobna do osoby, która właśnie bawi się nią. Mężczyzna chwycił rękę dziewczyny, tą, w której trzymała lalkę i odstawił od swojej twarzy i ust.
- Przestań... - powiedział spokojnie i stanowczo.
- Możesz siedzieć mi na kolanach, w końcu nic mi się nie stanie z tego powodu, ale nie rób ze mnie partnera dla swoich lalek - dodał po chwili i uśmiechnął się lekko. Uśmiech skierowany był do osoby, która właśnie siedzi mu na kolanach. W sumie to bez różnicy było mu to, czy Hyiaxinthe w tym momencie poczuje się urażona i zejdzie z kolan przemienionego, czy dalej będzie na nich siedziała i wróci do zabawy lalkami.
Lyris
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lyris »

Pomimo utraty przytomności i ogólnego osłabienia, Lyris nie straciła jeszcze kompletnie świadomości. Gdyby ktoś zaczął ją skalpować to z pewnością przebudziłaby się. To samo tyczyło się przykładowo podpalenia, w końcu jeszcze nie umarła. Większe hałasy również potrafiła odnotować, jednak z reakcją jest problem. Karczemne śpiewy przez kilkanaście minut obudzą i zmarłego, lecz pojedynczy huk pozostawi go w spokoju. Pokusa zdawała się działać w tej chwili na podobnej zasadzie.
- Hmm? - Przemknęła jej myśl, ponieważ woda działała niemalże idealnie na przebudzenie. Chluśnięcie całym wiadrem z pewnością przywróciłoby jej pełną świadomość i postawiło na nogi. Jednak teraz zadziałało to podobnie, tylko w mniejszym stopniu, wystarczająco do odnotowania uderzenia. Sukkubica nie była z tego powodu zadowolona, zdecydowanie nie. Boleć nie zabolało, ale liczy się sam fakt. Pytanie tylko, która to osobistość z okolicy postanowiła zabawić się w marnego wybawiciela lub też wybawicielkę. Zapewne któryś z mieszkańców tej chaty, obok której doszło do drobnego incydentu i zdemolowania studni oraz drzewa. To i tak nic w porównaniu do wyglądu otoczenia kilkanaście metrów dalej, chybione czary o sporym obszarze działania powinny coś mówić obeznanym w temacie. Jedno zaklęcie zdolne wykosić oddział zbrojnych doskonale wyręczało drwali w ich zajęciu. Pomniejsze żyjątka znajdujące się w nieodpowiednim miejscu i czasie też miały kłopoty i zostały dosłownie przemielone. Błąkający się tu i ówdzie nieumarli zmarli już drugi raz, o potępieńcach słuch zaginął.

Srebrnowłosa mocno zdziwiła się, gdy zaczęła wracać do siebie nadspodziewanie szybko. Nie była to zasługa regeneracji i to ją zaniepokoiło, najprawdopodobniej ktoś musiał maczać w tym palce. Nadal żyła, tak jej się przynajmniej zdawało, więc obca lub obcy raczej nie chciał jej dobić. Za chwilę powinna się przekonać...
- To nie Piekło, brakuje zapachu siarki - powiedziała chwilę po otwarciu oczu i usiadła, podpierając się ręką o podłoże. - Na Niebo też mi to nie wygląda, trochę tu za ponuro. Do tego w raju pewnie byłyby piękne kobiety i przystojni mężczyźni podający mi w tej chwili kieliszek z winem. - Lyris miała własną wizję tego typu miejsca. Ogromna sypialnia z wielkim łożem i jasną pościelą, służba o wspaniałych walorach wizualnych, wino i karmienie winogronami. W tle przygrywać miała raczej spokojna muzyka i żadnych obowiązków z dotychczasowego żywota. Długa opowieść wyidealizowanego świata, za długa.

Ujrzała bardzo blisko siebie coś, ptaka, chyba. Wielki jastrząb o jasnych piórach, tak jej się zdawało. Nie znała pojęcia "feniks." Tę istotę widziała pierwszy raz w życiu. Rozejrzała się szybko po okolicy i doszła do strasznego wniosku.
- To rzeczywistość. - Najczarniejszy scenariusz, wymóg spełniania większości naturalnych potrzeb i reszty obowiązków zawodowych. - A czym ty jesteś? - spytała, przyglądając się potworkowi. Szczerze powątpiewała w możliwość mowy tej istoty, ale nie zaszkodzi spróbować.
Później wypadało przywitać się z mieszkańcami tego domu, kilka aur tam wyczuła. Wpierw przeprosi za zniszczenie studni, potem przywali w twarz w ramach oddania przysługi. Zlokalizowała swój miecz, po czym obtarła ostrze o martwego diabła i schowała je na należyte miejsce.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

- Oh oczywiście, że wiem o tych kiełkach – powiedziała illuminata przewracając oczami – Ale ty nie pojmujesz! Cienie są wszędzie, cienie są w cieniach, jak chcesz dorwać coś, co jest i nie ma? – uniosła jedną brew wyżej i rzuciła mu pytające spojrzenie.

Jednakże nagle odwróciła się do tyłu, chwyciła pierwszą lepszą rzecz, w tym wypadku talerz i rzuciła nim w kąt. Po czym rozpoczęła maraton narzekania na szczurzych złodziejaszków. Jednakże jakoś mało wiarygodnie to robiła. Wzięła koszyk, w którym znajdowało się to, z czego utworzyła krąg i wysypała część tego do ciemnego kąta.

Luna zaś usiadła przed Hyiaxinthe i przyglądała się, jak dziewczynka się bawi. Choć lubiła czytać książki, obecnie nie miała na to ochoty i była gotowa nawet na potok pytań od przemienionej. Jednak coś ją zaciekawiło. Spod jednej z szafek coś błysnęło. Czarodziejka zajrzała tam, Tenebris jednak ją wyprzedził i to wyciągnął. Klucz, łudząco podobny do tego poprzedniego klucza. Błyszczał się, jednakże charakteryzował się głęboko czarną barwą. Tuż obok leżała lalka łudząco podobna do Luny. Dziewczyna sięgnęła głębiej. Znalazła i taką przedstawiającą Samiela oraz kolejny kluczyk. Ten zaś posiadał odcień miedziany.

- O co tu chodzi… - pomyślała – Chwila! Mam to! Mam! Lalki, klucze, Illuminata wie o nas wszystko… Powinien być jeszcze jeden… - faktycznie udało jej się odnaleźć taki niebieski z wyrzeźbionymi płomykami.

Wreszcie coś zaczynało się układać, Luna wiedziała, iż musi zobaczyć, co jest za tymi podejrzanymi drzwiami… ale jak. Ta starsza pani z pewnością jej nie pozwoli. Może wywołać zamieszanie. Może stworzyć iluzję, ale wszystko odpadało. Jeśli babunia miała dostęp do ich myśli, wspomnień wiedzy… Wszystko odpada!

- Hyia… - szepnęła do niej Luna – zagadaj babcie Illuminatę, dopóki nie wrócę, tylko nie pytaj, co chce zrobić, a babci nie mów o mnie. Dobrze? Jak wykonasz tą… specjalną misję to będzie nagroda – uśmiechnęła się pradawna i zaczekała, aż staruszka zostanie zagadana.

Gdy to się stało podeszła do drzwi, niestety zamknięte. Zaryzykowała i zniszczyła zamek dyskretnie z pomocą magii zła, by je otworzyć.
Chwyciła Samiela za rękę, by go wciągnąć do pomieszczenia. Nie chciała sama wchodzić, tam, gdzie mogło być absolutnie wszystko. Im oczom ukazał się stolik, na którym otwarta została stara i pokaźnych rozmiarów księga. Obok stała kryształowa kula i parę laleczek przedstawiających różne osoby. Jedna z nich ukazywała mężczyznę o czarnych włosach o lekko granatowym zabarwieniu. Czarodziejka wzięła ją do ręki. I jakby wyłączyła się na moment. Nie reagowała na nic, nawet nie mrugała. To oczywiste, że wizerunek tej osoby był jej znajomy. Ocknęła się jednak z tego stanu i podeszła do księgi. Różne obrazki i wszystko zapisane z pomocą run. Pradawna potrafiła je czytać i chciała dowiedzieć się, o czym mówią jednak wpierw rozejrzała się po pomieszczeniu. Zachlapana podłoga, półki wypełnione fiolkami z najróżniejszymi eliksirami, każdy miał inną barwę co nadawało temu szaremu pomieszczeniu trochę kolorków. W kącie stał stary, pusty kocioł. Luna wróciła wzrokiem do księgi. Zaczęła czytać, nie na głos. Lecz jej wyraz twarzy wskazywał, że nie jest to o rzeczach przyjemnych. Nerwowo obracała kartki, zaglądając na te zaznaczone barwnymi zakładkami.
Nagle rozległo się głośne miauknięcie czarnego kociska, Czarodziejka krzyknęła i się aż przewróciła. Szybko oddychała, zdawała się przerażona. Uspokoiła się i wstała.

- Nie możemy wyjść za krąg przez parę dni, jeśli nie jesteśmy gotowi na próby. Oni będą chcieli… nas. Nie możemy. Nie, nie, nie! Illuminata nas chroni… a może nie… a może tak… - szaleństwo zaczęło opanowywać Lunę. Kto wie cóż za rzeczy, tam wyczytała. Wyszła szybko z pomieszczenia i usiadła na krześle, biorąc losową książkę. Nie czytała jej, tylko obracała kartki powoli i bez celu.
Awatar użytkownika
Hyiaxinthe
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Hyiaxinthe »

        Hyiaxinthe patrzyła w oczy Samiela, gdy ten do niej mówił. Na jej twarzy malowało się skupienie, którego co potężniejsi magowie używają, by próbować rozerwać swych wrogów, cząsteczka po cząsteczce. W przeciwieństwie do nich młoda czarodziejka starała się jedynie zapamiętać słowa osoby, która tak rzadko się odzywa. Gdy tylko usłyszała ostatni dźwięk z ust Samiela, a wzrok jej ujrzał uśmiech mężczyzny, zaczęło się to, czego nawet najgorszym wrogom nie należy życzyć. Hyiaxinthe przemówiła.

- Uśmiechasz się! Jak to jest uśmiechać się po tak długim...nieuśmiechaniu się!? Opowiesz mi? A do Luny też się uśmiechniesz? A do Iluminaty? A do dzioba? A do drugiego ciebie zza lustra? Bo masz drugiego siebie za lustrem, prawda? Ja mam! Ale rzadko mam okazje widzieć lustra. A ta druga ja, jak już mnie widzi, to ciągle pagoguje mnie! I to tak pagoguśnie!

        W czasie, gdy Iluminata była zajęta sobą, Luna przemówiła do młodszej dziewczynki, która po chwili myślenia nad tym, co usłyszała, chwyciła mocno swoją lalkę, po czym zaczęła skakać obok iluminaty, by jak najmocniej zasłużyć na nagrodę obiecaną przez jej przyjaciółkę.

- Dzięęęęęęękuje za zabawkę! Naprawdę dziękuje! Muszę ci długo, długo, dłuuuugo dziękować, bo mnie tak wujek uczył! Więc dziękuje babuniu! Cieszysz się z podziękowań? Są podziękowaśne? Tak podziękowato podziękowataśne?

        Ognista sylwetka oraz ciągła gadanina zdawały się działać, Iluminata bowiem była na tyle zajęta, że nie zauważyła tego, co zrobili Samiel i Luna. Tymczasem, opiekun płonącej dziewczynki także miał co robić.

        Feniks wydał z siebie iście ptasi odgłos zaskoczenia, gdy kobieta nie tylko wstała, ale też i zaczęła ględzić coś o piekle, siarce i Prasmok wie czym jeszcze. To jednak, co najbardziej przemówiło do feniksa, to pewna czynność, mianowicie oczyszczenie oręża z krwi poległej istoty. Było to, z punktu widzenia feniksa, równoznaczne z powiedzeniem “Użyłam tego miecza raz, nie zawaham się go użyć ponownie!”.

“O nie, nie ma mowy!”


        Postanowił unieszkodliwić potencjalne zagrożenie, czyli Lyris. Szybki ruch jego ptasich nóg posłał jego w miarę ciężkie cielsko na kurs kolizyjny z piekielną, w sposób, by ogniste skrzydła nie miały kontaktu z kobietą. Jeżeli kobieta nie zdoła uniknąć uderzenia, prawdopodobnie padnie na ziemię pod masą mistycznej istoty, wypadając wraz z wyżej wymienioną poza krąg Iluminaty. W każdym innym wypadku - cóż, trudno powiedzieć. Poczekamy, zobaczymy.
Zablokowany

Wróć do „Mgliste Bagna”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości