Menaos[Karczma gdzieś w mieście] Kolejne spotkanie, znowu kłopoty

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

[Karczma gdzieś w mieście] Kolejne spotkanie, znowu kłopoty

Post autor: Stayer »

Łucznik nie był jakimś stałym bywalcem karczm, czy innych miejsc tego pokroju. Jasne, czasem można było go tam spotkać, ale było to raczej naprawdę rzadkie. Stayer zawsze był typem samotnika, raczej stronił od przebywania od miejsc, w których jest dużo ludzi, bo zwyczajnie czuje się tam nieswojo. Inaczej sprawa wygląda, gdy przebywa w gronie ludzi, których zna. Jednak jako, że rzadko kiedy zawiera nowe znajomości, to łatwo się domyślić, że takich osób jest mało.
Tym razem jednak łucznik postanowił spędzić wieczór, a nawet noc w karczmie. Robił to bardzo rzadko, i to już nawet nie ze względu na to, że nie lubił zbieranin ludzi, ale ze względu na bycie oszczędnym. Noc w karczmie darmowa nie jest przecież. Dlatego wybrał generalnie jakąś tańszą karczmę, może nie najtańszą, ale jednak tanią.
Nie dziwiło go towarzystwo najemników, czy zwykłych mieszkańców, którzy przyszli też po prostu na wieczorny posiłek, żeby coś zjeść. Chociaż większość, nie ukrywając, przyszła tylko po to, żeby się czegoś napić. No, ale sam łucznik też to właśnie robił. Kufel piwa… rzadko sięgał po takie coś, ale mu się zdarzało. Raczej stronił generalnie od alkoholi.
No, nie przeciągając jednak, po drugim, lub trzecim piwie do łucznika podszedł jeden z najemników proponując zakład. Łucznik siedział z płaszczem przewieszonym przez drugie krzesło przy swoim stoliku, więc mogli po prostu zobaczyć, że ma noże przytroczone do boku. Zresztą… najpierw oni sami rzucali nożami w jabłko, czy po prostu do celu. A łucznikowi zdarzyło się prychnąć widząc jak rzucają. Bo ani techniki, ani celności to oni nie mieli. No a Stayer cóż… rzucać potrafił, nie chwaląc się. Finalnie po chyba paru minutach przekonywania dał się namówić. Czym to skutkowało? Sromotną klęską najemnika, który chyba jednak nie lubi przegrywać.
— Oszukujesz! — Krzyknął i jeden, lub dwóch jego kompanów przytaknęło mu.
Łucznik nawet nic nie zdążył powiedzieć bo ktoś jeszcze dodał
— Tak jest, on oszukuje, widziałem! Nie da się tak trafiać za każdym razem! — Gdyby to był tylko konkurs, kto więcej razy trafi, to pewnie by się obyło, ale łucznik pewny swoich umiejętności, jak i lekko pod wpływem, to wiadomo, nie myślał w pełni trzeźwo i zgodził się założyć o coś. W tym przypadku o sam jego nóż. Cóż, głupota...
— Doigrałeś się mały — Powiedział najemnik, który przegrał. Dobra, był od Stayera wyższy o jakąś głowę i zdecydowanie bardziej umięśniony. No ale tutaj raczej nie jest to jakimś większym zaskoczeniem. — Nóż jest mój. — Powiedział, wyciągając ostrze wbite w ścianę, w którą rzucali.
— Ej! Nie oszukiwałem, naucz się przegrywać. — Odparł buńczucznie najniższy z całego towarzystwa, na co cała banda wybuchła śmiechem.
— Spadaj mały i nie fikaj do większych. Idź się wypłacz do mamy. — Oczywiście tym słowom wtórował śmiech kompanów. Dobra, jakby nie patrzeć to łucznik wyglądał na kilka lat młodszego niż w rzeczywistości, ale nie przesadzajmy! Nie miał też zamiaru pozwolić tak po prostu zabrać swojego noża. Nie nie, był zbyt dużo wart. Szybkim ruchem, chociaż nadal wolniejszym niż zwykle zbliżył się do najemnika i wymierzył mu kopnięcie prosto w kolano, a ten od razu wypuścił z dłoni sztylet, który złapał łucznik. Cóż, to się chyba zbyt dobrze nie skończy. Ten pan co prawda przez parę minut nie wstanie, ale jego kompani nie byli zadowoleni z rozwoju wydarzeń.
— To co, rozejdziemy się w pokoju? — Zasugerował łucznik. Chociaż wiedział, że na to nie ma szans. A droga do wyjścia… cóż, łatwo zwiać bez szwanku niestety nie będzie. I pieniądze za pokój też szlag trafią.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Saira ostatnio bardzo często przebywała w postaci kota. Kradła ryby ze straganów, polowała na myszy, jej życie płynęło sobie spokojnie i nudno. No właśnie - nudno. Za nudno. Łaziła po mieście i nie miała zupełnie nic do roboty. W końcu postanowiła trochę dorobić i zatrudniła się jako pomocniczka zielarza. Nie mogła ciągle szlajać się jako kotka. Od spotkania z Cerriną minęło dobre kilka miesięcy. Początkowo udała się do Ekradonu. Tam zabawiła przez parę tygodni. Pracowała w karczmie jako łowca. Po prostu szła do lasu, polowała na króliki, bażanty i inne niezbyt duże stworzenia, a potem sprzedawała je karczmarzowi. Miała przynajmniej jakiś cel. Niewielki, ale jednak. W końcu miała jednak dość pieniędzy by ruszyć dalej i tak trafiła do Menaos. Tutaj spotkała wiedźmę, od której odkupiła niebieski płyn do włosów. Postanowiła zmienić coś w sobie i padło właśnie na włosy. Obcięła swoje gęste, brązowe pukle i "przefarbowała" je na blond dzięki magicznemu płynowi. Teraz miała włosy sięgające do żuchwy. Mogła je zaczesać za ucho, ale kitki nie było już z czego zrobić. Na jedno oko opadała jej gęsta, blond grzywka. Zmieniła też styl ubierania, na bardziej męski. Zaczęła nosić spodnie i skórzane kaftany.

Koniec końców postanowiła jednak na jakiś czas zostać w mieście. Jak już było wspominanie zatrudniła się u zielarza, ale robota szybko jej się znudziła. Cóż... zamiast się czymś zająć postanowiła znów trochę pożyć w postaci kota. Przylepiała się do przechodniów, czasem brali ją ze sobą do domu, gdzie dostawała jedzenia, a potem, nocą uciekała. Było lato, więc spanie pod gołym niebem nie było problemem. Sypiała na dachach, w rynnach, czasem pod karczmami, w beczkach, albo na pustych strychach. Życie było dobre, ale monotonne. Uznała, że może powinna udać się do Smoków Ziemi i tam odnaleźć jakiś sens życia. Smoki były mądre, dostojne i zawsze wiedziały co poradzić. Ale na razie była jeszcze w Menaos.

Leżała w postaci kotki na zewnętrznym parapecie jednego z karczemnych okien. Spała smacznie, aż coś postanowiło ją obudzić. Goście karczmy zaczęli rzucać nożami do celu. Trafiło akurat na ścianę na której znajdowało się okno. Obudziły ją huki rzucanych noży. Wstała i przeciągnęła się leniwie. Spojrzała przez okno, na bawiących się w środku ludzi. Banda mężczyzn waliła z całej siły nożami do drewnianej belki wspierającej ścianę. Na nią nikt nie zwrócił uwagi. No ale co się dziwić. Ot, zwykły kot przeciąga się na parapecie. Nagle w karczmie wybuchło jakieś poruszenie. Pomiędzy wysokimi mężczyznami dostrzegła jednego mniejszego, znacznie mniejszego. Stał tyłem do okna, więc go nie poznała, ale kiedy się odwrócił.

Stayer? Zapytała siebie w myślach. Ten świat był stanowczo za mały. Który to już raz napotkała go na swojej drodze? Trzeci? Czwarty? A może piąty? Ich drogi ciągle się krzyżowały. Nie pisali do siebie listów, nie utrzymywali kontaktu. A jednak ciągle stawali sobie na drodze. Jakże to życie dziwnie się plotło.

Saira już dawno poradziła sobie ze śmiercią Redy, ale widok Stayera wszystko jej przypomniał. Nie było jej jednak dane zagłębiać się w te myśl, bo zobaczyła, że wokół mężczyzny wybucha awantura. Wyglądało na to, że mężczyźni o coś się pokłócili i Stayer miał kłopoty. Był znacznie mniejszy niż jego "towarzysze". Innymi słowy - miał przechlapane. W takich chwilach należało zwiewać, ale łucznik nie miał dokąd. Drogę do drzwi zastawiał mu wysoki, barczysty mężczyzna.

Kotka pchnęła okno łapką i wślizgnęła się do środka. Zeskoczyła z parapetu na podłogę i bez większego skrępowania ruszyła prosto w stronę łucznika. Otarła się o jego nogę i miauknęła wymownie.

- Ty! Patrz! Cherlak ma towarzystwo! - zaśmiał się obrzydliwie jeden z drabów.
- Ooo, kotek - odezwał się drugi.
- Te, przestań, to tylko jakiś pchlarz, weź się nie rozczulaj bo i tobie się dostanie - wtrącił się pierwszy.
- Kopnij go i niech mi stąd idzie w cholerę, bo zaraz dostanie tak jak chudzielec.
- Daj spokój, to tylko kot, nie będę go kopał - burknął jego poprzednik.
- Jak chcesz. Wynocha! - wrzasnął największy z bandy i zamachnął się nogą by kopnąć Sairę. W tym momencie, dosłownie w mgnieniu oka kot przemienił się w dziewczynę. Kotołaczka nie dała szans drabom na zrobienie jakiegokolwiek ruchu. Ruszyła biegiem w stronę najwyższego i uderzyła go w splot słoneczny. Po czym naparła na niego z całej siły i przygwoździła go do jednej z belek podpierających strop. Kiedy zdążyła wyjąć sztylet? Gdzieś między czasie. Teraz przyciskała ostrze do szyi mężczyzny, który ledwo mógł złapać powietrze. Pozostali byli w takim szoku, że nawet nie podnieśli broni.
- Ani się ważcie! - mruknęła kotka.
- Puszczacie chudego, oddajecie jego rzeczy, a wasz pan i władca wyjdzie z tego cało. Jak nie... to potnę mu te jego śliczną twarzyczkę - zagroziła wyciągając drugi sztylet i przykładając go do oka oprycha.
- Albo pozbędzie się oka, sama jeszcze nie wiem. Oko, buźka. Zobaczymy co się trafi.
- Nie ujdzie ci to na sucho! - wrzasnął jeden z oprychów.
- Tia... A ja myślę, że mi ujdzie - przycisnęła sztylet do szyi mężczyzny wbijając go delikatnie w skórę, tak, że na czubku ostrza pojawiła się krew.
- Puśćcie go - wybełkotał wielkolud, kiedy udało mu się złapać oddech.
- Już! - mężczyzna ewidentnie bał się o swoje życie. Filigranowa koteczka porobiła go jak małe dziecko. Musiał jednak przełknąć dumę, bo przy oku i szyi miał sztylet. Jeden nieostrożny ruch i pozbył by się oka. Kobieta była drobna, mógł ją odepchnąć, ale wtedy zapewne nadziałby się na jeden z jej sztyletów.
- No już, już - ponagliła Saira - oddawać jego graty.
Jeden z oprychów oddawał właśnie łucznikowi sztylet, a drugi podawał mu płaszcz.
- A teraz wyjdziemy, a wy zostawicie nas w spokoju - oświadczyła pewnie, choć wiedziała, że jak tylko puści największego reszta się na nich rzuci. Nie było innej opcji. Musiała działać szybko. Powoli odsunęła się od oprycha dając mu odetchnąć. Teraz albo nigdy. Puściła mężczyznę i doskoczyła do Stayer. Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
- Wiejemy! - krzyknęła kopniakiem otwierając drzwi i ciągnąc za sobą zdezorientowanego łucznika. Wypadli z karczmy na pustą ulicę. Saira o mały włos by się nie przewróciła, ostatkiem sił utrzymała równowagę. Zrobili kilka długich susów, oddalając się od karczmy. Dziewczyna obejrzała się przez ramię. Banda była już w drzwiach i ruszali za nimi w pościg.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

        Takie sytuacje również były kolejnymi, które jednak powodowały u niego niechęć do spędzania czasu w karczmach. Bo nie jest to pierwszy raz, kiedy podczas jego pobytu coś zaczęło się dziać. Nie był też to pierwszy raz, kiedy on był w taką sytuację zamieszany, chociaż chyba pierwszy raz to on był jedną z osób, które taką sytuację sprowokowało. Znaczy… On nie sprowokował! Biernie udziału w tym wszystkim co prawda nie brał, ale na pewno nie mógłby powiedzieć, że on tę sytuację sprowokował.
        Bo czy to jego wina, że jego nowi przyjaciele nie potrafili rzucać nożami do celu? Lub, że nie potrafili przegrywać? Cóż, najpewniej nie. Jednak on mógł być uznany winnym posiadania tej umiejętności i w ogóle zdecydowania się na branie udziału w takiej zabawie. Bo przecież to nie jest tak, że najczęściej właśnie takie sytuacje przeradzają się w karczemne burdy, lub inne sytuacje, w których ktoś, lub coś – na przykład belka, stolik, krzesło, czyjaś głowa – ucierpi?
        Co tu dużo mówić, będący o wiele mniejszy od swoich przeciwników Stayer był na straconej pozycji. Tutaj już nawet nie decydował o tym rozmiar jego przeciwników. Okej, byli większy, ale byli również wolniejsi, mniej zwinni, zwrotni w porównaniu z łucznikiem. Co więc decydowało o ich przewadze? Małe, zamknięte pomieszczenie i przewaga liczebna. Tak, w tym przypadku to przeszkadzało. Gdyby byli w lesie, w jego niemalże naturalnym środowisku nie byłoby tutaj w ogóle wahania przy obstawianiu kto wygra. Wystarczyłoby się wyswobodzić i już by był na wygranej pozycji.
        Był spięty, gorączkowo szukał rozwiązania tej sytuacji, wyjścia, dzięki któremu nie miałby uszczerbku na zdrowiu, ale wszystkie opcje, które widział miały niewielkie szanse powodzenia. Nie w tej sytuacji. No i tutaj pojawił się problem. Dobra, problem był wcześniej. Pojawił się kot. Łucznik w zasadzie nie wiedział jak zareagować. Zyskał na czasie, ale… nie miał zamiaru zostawiać kota na pastwę tych bandytów. Właściwie mógłby teraz wykorzystać chwilę ich rozkojarzenia nieuwagi, by spróbować się przebić szybkim ruchem. To miało szanse powodzenia, ale… kot.
- No co Wy, kota skrzywdzicie? – Westchnął. Wiedział, że to się źle potoczy, bo nie odpuści.
        No właśnie, kot. Nie spodziewał się po nim niczego specjalnego. Już miał ruszyć mu z odsieczą, kiedy największy drab się chciał na niego zamachnąć i kopnąć, a tu proszę, kot nagle zamienił się w kobietę i przygwoździł o wiele większego mężczyznę do belki i podstawił, a właściwie, to podstawiła mu sztylet. W tej sytuacji i sam Stayer był równie zaskoczony, co jego niedoszli, póki co, przeciwnicy. W osłupienie wprawiło go kilka spraw: jedna, no nigdy nie można się spodziewać, że kot nagle zamieni się w kobietę. A tym bardziej, że w kobietę, którą znał. Chyba. Bo nie był pewien. Nie mógł jednak odmówić jej jednego: bardzo możliwe, że go uratowała. Widział wściekłe spojrzenia najemników, którzy podawali mu jego rzeczy. Czyli płaszcz i właśnie nóż. Posłał im uśmiech, który pewnie jeszcze bardziej ich rozzłościł – no ale nie mógł się powstrzymać – i spojrzał oczekująco na kotołaczkę. W całej karczmie panowała teraz cisza, bo nikt nie chciał się odezwać, atmosfera była napięta niczym cięciwa dobrze wykonanego długiego łuku. Jemu też się to udzieliło. Dobrze jednak, że Saira miała się na baczności i chociaż ona trzeźwo myślała. Kiedy się wyrwała i złapała go za rękę, to nawet nie musiała na niego czekać, bo ruszył od razu razem z nią, instynktownie mocniej ściskając jej dłoń. Nie minęły chyba nawet dwie sekundy, a oni byli już na zewnątrz. Na pewno ich przyjaciele się już za nimi rzucali w pogoń, ale byli o wiele wolniejsi, niż ta dwójka.
        Kiedy jego towrzyszka straciła równowagę, to on oczywiście pomógł jej w jakimś stopniu pomóc ją zachować, czy raczej przywrócić? Zrobili razem kilka długich susów, przy czym łucznik był w tej chwili wolniejszy od kotołaczki i po ostatnim susie lekko stracił równowagę, ale na szczęście tylko delikatnie, obejrzał się za siebie. Już wyszli na zewnątrz.
        Rozejrzał się poszukując najlepszej drogi ucieczki. Popatrzył pytająco na hmm… przyjaciółkę?
Nie było czasu na zastanowienie, bo przecież tamci też nie mieli się nad czym zastanawiać tylko ruszyli prosto na nich, a w zasadzie dzieliło ich co najwyżej kilka, może kilkanaście sekund. Łucznik na szczęście idąc do karczmy szedł raczej bocznymi „ścieżkami” między budynkami, więc w miarę to ogarnął, bardzo możliwe, że Saira ogarniała te tereny lepiej niż on, ale tak jak ustaliliśmy, nie ma czasu zastanawianie się, więc ponownie mocno złapał jej dłoń i pociągnął ją w kierunku bocznej dróżki, którą właściwie tutaj trafił. A potem jeszcze w jedną i jeszcze kolejną, aż w końcu mogli być pewni, że zgubili pogoń. Nie było słychać już ani ich głosów, ani ciężkich kroków.
        Łucznik głęboko odetchnął kilka razy.
        — Dzięki… — Powiedział cicho, po czym zgiął lekko kolana i schylił się, podpierając się dłońmi na udach, co tu dużo gadać, zakręciło mu się zwyczajnie w głowie. Zamknął na chwilę oczy. Zamroczenie właściwie minęło mu po dwóch, trzech sekundach. Powoli się wyprostował.
        — Mały ten świat, co? — Uśmiechnął się niemrawo.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Nawet kotka zdążyła nieco się zdyszeć. Nie była jakoś szczególnie zmęczona, ale dobrze było złapać oddech. Zaśmiała się słysząc słowa łucznika. Taaak, świat był mały, na pewno. Jakaż to była szansa, że znowu się spotkają? Mała? Nikła? Zerowa? A jednak. Szlajali się po świecie, to tu, to tam, a jednak ciągle się spotykali. Nie planowali tego, ani on, ani ona. Każde szło własną drogą, ale los chciała, że po raz kolejny ich ścieżki się zbiegły.
- Hah, no widzisz, mniejszy niż nam się wydaje - odpowiedziała. Stali w bocznej uliczce za stertą beczek z piwem. Nikt ich tutaj nie widział, byli skryci nawet przed oczami przechodniów. Uliczka była ślepa, na jej końcu znajdował się mur jakiejś kamienicy. Na razie mieli spokój, uciekli dość daleko, ale Saira wiedziała, że najlepiej będzie zwiać z miasta. Jednak tu pojawiał się problem. Oprychy pewnie już na to wpadły i będą czekać pod bramami.
- I cześć - uśmiechnęła się.
- Ładnie się wpakowałeś. Dostałbyś niezły łomot - zażartowała, choć było w tym ziarno prawdy.
- Na szczęście się zjawiłam - dodała zagarniając gęstą grzywkę na bok. Była ubrana w skórzane spodnie barwione na bordowy kolor. Białą koszulę, kaftan i skórzaną, czarną kurtkę. Wokół ud miała przypięte pasy ze sztyletami. Taki strój pasował do jej kociego charakterku. Był drapieżny i z pewnością nieco onieśmielający.
- Możemy chwilę odpocząć, ale i tak myślę, że powinniśmy wiać z miasta. Takie gbury nie łatwo odpuszczają, zwłaszcza, że upokorzyłam ich szefuncia. Będzie chciał się zemścić. To pewne. Boję się tylko, że zdążyli już obstawić bramy. Na pewno jest ich więcej niż było w karczmie. Takie oprychy trzymają się w grupach. Ja to ja, zmienię się w kotkę, ale Ty... Ty się nie zmienisz. A obawiam się, że kaptur to może być za mało. Chyba powinniśmy ukryć się gdzieś do zapadnięcia zmroku. Wściekłość powinna im przejść przez ten czas. Stawiam, że wieczorem odpuszczą, a nawet jeśli nie to będą nas szukać po mieście, uznają zapewne, że jednak jesteśmy gdzieś, w jakiejś karczmie. Wtedy sądzę, że powinniśmy uciekać jak najdalej i przez jakiś czas nie pokazywać się w Menaos.
- Znam jedno miejsce gdzie moglibyśmy się schronić. Umiesz się wspinać?
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

        On wcale też jakoś mega się nie zmęczył tą ucieczką, nie była ciężka, jednak… stres, niewielka, bo niewielka ilość alkoholu i aktywność fizyczna nigdy nie idą w parze. O ile jeszcze stres mu w żadnym stopniu nie przeszkadzał, tak sam alkohol już na niego w mniejszym lub większym stopniu, działał. Zwłaszcza, że nigdy nie miał mocnej głowy, bo rzadko pił. A wypił więcej, niż jeden kufel dzisiaj. Dlatego też właśnie lekko w głowie mu się zakręciło. Głębokie oddechy jednak sprawiły, że świat przestał wirować.
        Czy spodziewał się jeszcze kiedykolwiek spotkać Sairę? Niekoniecznie, uznał, że świat nie jest aż tak mały, by stało się to po raz kolejny, więc… więc naprawdę był zaskoczony. A jednak kolejny raz się spotkali, kolejny raz w obliczu mniejszego, lub większego niebezpieczeństwa. Taka chyba tradycja powoli tu się już robi.
        - Tak, cześć, cześć. – Westchnął ciężko. – Taak, słabo to wyglądało. Wielkie dzięki, jakby nie ty to nie wiem jakby się to skończyło. – Musiał to jednak przyznać, bo to była zwykła prawda i on raczej był szczerą osobą, nie miał problemów z dziękowaniem, czy przyznawaniem się do własnych błędów, chociaż nie lubił tego, no, ale to chyba już jak każdy.
         – Zmieniłaś się. – Pozwolił sobie zauważyć. I to nie miał na myśli tylko koloru włosów. Bo oczywiście, mówił też o nim, ale mówił bardziej o całokształcie.
        - To nie jest malutkie miasto, wystarczy przeczekać dzień, maksymalnie dwa. Mówili, że jutro będą ruszać dalej. – Tylko to mówili o wiele wcześniej, a ich plan mógł ulec zmianie, mogą szukać zemsty, taki typ człowieka, niestety.
        - Poza tym, mój koń. – Dopiero teraz sobie o nim przypomniał, co prawda nie zostawił go przy karczmie, tylko przy stajni, mógł go zostawić tam za darmo po znajomości u osoby, dla której kiedyś pracował.
        - Wspinać? Znaczy, wiem o co chodzi i w ogóle, ale w życiu wspinałem się ze trzy razy może… - Przyznał szczerze. – To miejsce jest wysoko, czy masz na myśli bardziej teraz i tę ścianę?
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

- Ano zmieniłam - przyznała. Była teraz inną osobą. Po śmierci Redy czuła się samotna i opuszczona. Ich relacja była dziwna, nie to przyjaźń, ni to nienawiść. Na początku się nie znosiły, ale z czasem to się zmieniło. Dramatyczne przeżycia z niedźwiedziołaczką wywarły na Sairze wielkie piętno. Ale czas leczył rany, zabliźniał nawet te najgorsze. Po tamtym wydarzeniu szlajała się trochę po świecie. Zabawiała w różnych miastach i powoli przyzwyczaiła się do życia z dnia na dzień. Nie umiała się nigdzie zahaczyć na dłużej. Pracowała to tu, to tam, ale nigdzie nie zagrzała miejsca. Może taki właśnie był los kotołaków? Chodziła własnymi ścieżkami i kiedy miała na to ochotę obierała inny kierunek. Ale tak naprawdę w życiu brakowało jej kogoś na kogo mogłaby liczyć. Miała znajomych, może nawet przyjaciół, ale nie takich od serca. Nie potrafiła się zaangażować na dłużej. Albo raczej nie spotkała nikogo, kto chciałaby poświęcić jej pokręconej naturze więcej czasu. Straciła już nadzieję na to, że spotka kogoś, kto naprawdę da jej poczucie bliskości. Nauczyła się żyć sama ze sobą i cieszyć tym towarzystwem.

A tu nagle spotkała Stayera. Kolejny raz. Czyż to nie było dziwne? Jakie były szanse, że spotkają się po raz kolejny? Życie czasem układało się bardzo dziwnie. Może szukając po całym świecie przyjaciół zapomniała o tym, że jej ścieżki wiecznie krzyżują się z tym jednym mężczyzną. Teraz jednak nie miała czasu o tym myśleć.
- Cholera... nie przewidziałam konia... - mruknęła.
- No możemy gdzieś się przyczaić, coś wykombinuję. I nie, nie mam na myśli tej ściany - uśmiechnęła się.
- Ale znam jedno miejsce, opuszczony strych budynku, tylko, że trzeba by się na niego wspiąć, ale skoro to nie wchodzi w grę... Hmmm... Musimy wykombinować coś innego. Nie możemy siedzieć tutaj do jutra, to bez sensu. Trzeba znaleźć jakiś nocleg. Stajnia w której zostawiłeś konia ma strych? - zapytała.
- Bo jeśli tak moglibyśmy się tam przyczaić. Nie sądzę żeby szukali nas w miejscu, z którego zwialiśmy. Pod latarnią najciemniej.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

        W zasadzie to było widać na pierwszy rzut oka, że się zmieniła. No tutaj najpewniej sam Stayer nie odkrył czegoś specjalnie wyjątkowego, ale nie mógł tego nie zauważyć na głos. Dobrze wiedział, że czas leczy rany, tak to właśnie działało. Sam też przecież miał swoje straty w życiu. Chociaż… Saira pod tym względem doświadczyła raczej o wiele więcej niż on. I to tylko ze spraw o których sam wiedział.
         Tutaj pod pewnym względem byli do siebie podobni. Oboje nigdy nie zagrzali dłużej miejsca w jednym miejscu. Dobra, różnicą jest może to, że łucznik miał własną chatkę. Przy czym była ona dla niego głównie miejscem to przeżycia zimy, czasem tam tylko spędzał czas w innych porach roku. A to było naprawdę rzadką sytuacją.
        Życie z samym sobą, są ludzie (i nie tylko), którzy musieli żyć z innymi ludźmi, bo życie tak ze sobą doprowadzało ich do szaleństwa. Jak widać ani Stayer, ani Saira do takich osób nie należeli. I on, i ona przede wszystkim żyli w swoim własnym towarzystwie, zazwyczaj licząc tylko na siebie i nie znajdując zbyt wielu innych kompanów, z którymi chcieliby spędzić jak najwięcej czasu. I to wszystko w znacznym stopniu jednak z własnego wyboru.
         Uśmiechnął się. Koń był chyba jego najprawdziwszym i najwierniejszym towarzyszem w życiu. Już wiele lat podróżował z nim… albo raczej na jego grzbiecie, że naprawdę był do niego przyzwyczajony. Bardzo często łapał się na mówieniu do niego, ale musiał przyznać, że miał wrażenie, że ten go rozumie, co oczywiście nie było możliwe.
         – Po konia w zasadzie możemy iść, bo zostawiłem go w stajni i to kawałek od karczmy w której byliśmy, także raczej tam nie mamy się czego obawiać. – Stwierdził, taak, tam raczej nie powinni ich szukać.
        - Wiesz co, nie wiem, nie zwróciłem uwagi. – Powiedział, unosząc dłoń do czoła i lekko je rozmasowując spróbował sobie przypomnieć. – No nie wiem… Nawet jak nie to nawet do jutra tam można przeczekać. Nie raz na końskim grzbiecie spałem. Ty masz trochę łatwiej – Stwierdził. No tak, zamieni się w kotkę i może właściwie zasnąć gdziekolwiek.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

- No wiesz, tak po prostu to sobie nie możemy iść, bo po mieście lata banda czubów, którzy szukają chłopa i kotołaczki. Mogę się zmienić w kota, owszem, przejdę dachami, ale ktoś mnie musi prowadzić, więc to nie wchodzi w grę. A nie możemy tak sobie iść we dwójkę środkiem ulicy. Tu kaptur na nic się zda. Musimy wymyślić jak dostać się do stajni. Na pewno gdzieś składują siano, więc byłoby gdzie spać - Saira starała się myśleć trzeźwo. Owszem, mogła się zamienić w kota, tak łatwiej było przemknąć przez miasto, ale zostawiłaby Stayera samego. A nie chciała tego robić. A poza tym nie wiedziała gdzie dokładnie znajduje się ta stajnia, on musiał ją tam zaprowadzić.

Kotołaczka wychyliła się zza beczek i spojrzała na ruchliwą ulicę. Ludzi było tu o tej porze mnóstwo, przewijali się wte i wewte, niby łatwo się było ukryć w tłumie, ale z drugiej strony oni łatwo mogli przeoczyć tych, którzy ich szukali.
- Musimy się dostać na drugą stronę ulicy. Trzeba przejść między mieszczanami i dotrzeć do tej małej uliczki - Saira wskazała palcem wąską uliczkę po drugiej stronie.
- Tam, widzisz? Stamtąd przejdziemy do murów. Przy murach rzadko ktokolwiek się szlaja. Poza tym chodzą tam patrole, gdyby ktoś nas zaatakował wystarczy narobić rabanu i pyk, bandziory lądują w lochu. Chociaż akurat nie za bardzo mi się widzi robienie hałasu. No, ale to w ostateczności. Tak, czy inaczej, trzeba jakoś dostać się do tej stajni. Od murów ty prowadzisz, a teraz chodź - Saira chwyciła mężczyznę za rękę i wciągnęła go w tłum przechodniów. Przeciskali się pomiędzy ludźmi, a Saira ciągnęła łucznika za sobą. W końcu dotarli na drugą stronę ulicy i zniknęli pomiędzy wysokimi budynkami. Wtedy kotołaczka puściła rękę łucznika i ruszyła biegiem w stronę końca ulicy.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

        — Nie pokryją całego miasta przecież, a nie wiedzą, że tam w stajni zostawiłem. — Uparł się może trochę, ale jednak szybko odpuścił, bo wzruszył ramionami. — No, ale niech niech będzie, ostrożności nigdy nie za wiele. — Nie miał zamiaru się upierać. Nigdy nie był konfliktową, ani kłótliwą osobą, a tutaj... po prostu przyznanie racji mu nie mogło ani zaszkodzić, ani jakoś zaboleć go. Siano... no w stajni to chyba coś niemalże przymusowego, bo stajnia bez siana trochę chyba mijałaby się z celem, no ale nie jesteśmy stajennymi, żeby się na tym aż tak znać.
        Co prawda to prawda, godzina wieczorna, ale nie na tyle późna, żeby ulice opustoszały, wręcz przeciwnie, ruch na ulicach był niewiele mniejszy od tego, który był w godzinach szczytu w trakcie dnia. Wiadomo, był mniejszy, ale jednak nadal porównywalny.
        — Łatwizna — stwierdził, patrząc w wskazanym przez Sairę kierunku, przejść między mieszczanami... to jakby przejść między chodzącymi drzewami, żaden problem dla zwinniejszej osoby. Musiał przyznać sporo racji rozumowaniu kotołaczki, samemu tym samym trochę się karcąc w myślach za to, że nie nadąża za jej tokiem myślenia i jest poniekąd balastem. Niby mógł usprawiedliwiać to alkoholem, ale jak już było wspomniane, raz, nie wypił go wiele, dwa, usprawiedliwiać alkoholem? Trochę żałosne.
Pozwolił się jej pociągnąć w tłum, chociaż delikatnie na początku go szarpnęła, bo jednak reakcję miał spóźnioną o ten ułamek sekundy. Finalnie nadążał za nią i starał się utrzymać jej tempo i nie stracić równowagi. Dlatego kiedy puściła jego rękę to pobiegł jakoś metr za nią. Sam nie wiedział po co się obejrzał, ale jednak to zrobił. Za sobą dojrzał jakąś sylwetkę na początku wąskiej uliczki, jednak nie dojrzał kto to konkretnie był, czy tamci najemnicy, czy jednak zwykły przechodzień. Nie mógł też biec oglądając się aż tak za siebie, więc skupił się na drodze przed sobą i już się nie obejrzał. Kiedy dotarli do końca, to rozejrzał się, próbując ogarnąć ich lokalizację i odległość do muru.
        — Mniej więcej w tamtym kierunku będzie stajnia — Powiedział na głos do Sairy, wskazując jej kierunek i oglądając się za siebie, skoro mógł na sekundę się zatrzymać i złapać oddech. Na szczęście nikogo w tunelu nie było, więc jednak był to zwykły mieszczanin.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Saira nie zdążyła się zmęczyć. Była kotem, co tu kryć i nie męczyła się zbyt szybko. Lawirowanie między ludźmi było aż nazbyt proste. Umiała omijać ludzi bez przepychania się. Nie istotne, że ciągnęła za sobą Stayera. Szybko przemknęli na drugą stronę ulicy i schowali się między budynkami. Tu nikt nie powinien ich widzieć. Ruszyli do murów, Saira dobrze znała miasto. Łaziła po nim jako kotka, szlajała się to tu, to tam, dzięki czemu poznawała nawet te mroczne uliczki. Stayer pokazał jej w którą stronę jest stajnia, a ona szybko zrozumiała, że chyba wie o który budynek mu chodzi. Nie ruszyli biegiem, w ten sposób zwrócili by na siebie uwagę. Kotka jednak szła żwawym krokiem blisko murów miasta. Nie odzywali się do siebie, bo każdy rozglądał się dookoła wypatrując niebezpieczeństwa. Skręcili w prawo w kolejną wąską uliczkę. Potem w lewo, w nico szerszą, tutaj nie było już tak pusto. Mieszczanie kręcili się i szli w obu kierunkach. Saira od czasu do czasu oglądała się za siebie by sprawdzić, czy Stayer jest za nią. W końcu dotarli do ulicy na której znajdowała się stajnia. Duża, drewniana brama prowadziła na podwórze. Saira i łucznik wślizgnęli się za nią i znaleźli na dużym placu. W rogu leżała wilki stóg słomy dla koni. Na środku znajdowała się kamienna studnia obrośnięta bluszczem. Mały źrebaczek o karej sierści stał przy korycie z owsem i wyjadał je ze smakiem. Drzwi do stajni były otwarte. Ze środka dochodziły odgłosy prychania i parskania koni. Saira ruszyła, już wolnym krokiem w stronę budynku. Stayer szedł za nią. Nie rozmawiali, skupili się na ucieczce i znalezieniu schronienia. Poza tym wiedzieli, że będą mieli na to jeszcze sporo czasu. Kotka weszła do budynku i rozejrzała się dookoła. Od razu zauważyła drabinę prowadzącą na strych. Z pewnością gromadzono tam siano i słomę, a to oznaczało, że czekała ich dość wygodna i w miarę bezpieczna noc.
- Jest dobrze - odezwała się do towarzysza - chyba nikt nas nie śledził, tutaj powinniśmy być bezpieczni.
- Jak się czujesz? - spytała, bo Stayer wydawał się się nieco zziajany. Domyślała się, że musiał wypić w karczmie jakiś alkohol i to go osłabiło.
- Myślę, że teraz będziemy mogli trochę odpocząć. Gdzie twój koń? - spytała.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

Nie mógł nie zauważyć, że Saira w mniejszym, lub większym stopniu potrafiła poruszać się po tym mieście. Widocznie musiała w nim spędzić trochę więcej czasu, niż on sam. Znała te uliczki lepiej od niego, co o tym zdecydowanie świadczyło. Dlatego bez najmniejszego problemu pozwalał się prowadzić, w końcu poleganie na kimś lepiej ogarniętym w danej sytuacji to żaden powód do wstydu. Jeżeli ktoś się lepiej w czymś orientuje, i chce pomóc to zawsze dobry pomysł, żeby z tego skorzystać. Łucznik w pewnym momencie musiał przyznać, że bardzo ładnie wymanewrowali z tamtego miejsca i finalnie, jeżeli tamta grupa najemników będzie chciała ich znaleźć, to... będą mieli problem. Teraz gdyby ich znaleźli, to bardziej by to był przypadek, niż faktycznie zamierzone działanie. Stayer cieszył się, że nie rozmawiali jakoś przez drogę, bo byłoby mu wtedy trudniej złapać oddech, zwłaszcza, że trzymali całkiem niezłe tempo.
Ucieszył się, kiedy zobaczył stajnię, a jeszcze bardziej ucieszył go odgłos zwierząt tam znajdujących się, bo wiedział, że i jego wierzchowiec się tam znajduje. No i wiedział, że tutaj już zostaną, nie będą się stąd nigdzie ruszać, więc jest to jak najbardziej w porządku dla niego. Zwłaszcza, że poczuł się teraz jakiś zmęczony.
Czy był zziajany? Trochę, to na pewno, nie ma w ogóle co zaprzeczać.
        — Tak, też mi się tak wydaje. Raczej nie powinno być problemu. —Stwierdził. Tak jak i Saira on również się rozglądał i sprawdzał, czy czasem nikt ich nie goni, ale musiał przyznać, że ktokolwiek chciałby to zrobić, to trudno byłoby mu ich dogonić, chyba, że mieliby kogoś na ogonie, to wtedy ten ktoś miałby większą szanse.
        — Na pewno bywało lepiej, ale jest w porządku. Złapię oddech i będę jak nowo narodzony. — Stwierdził i uśmiechnął się niemrawo. Podparł się lekko o jakiś drewniany słup/belkę, czy co tam akurat było obok.
Rozejrzał się po wnętrzu i wyłowił po chwili szukania wzrokiem swojego wierzchowca. — Tam jest. — Wskazał jej dłonią kierunek, albo raczej miejsce, w którym koń się faktycznie znajdował.
— Przepraszam... znowu wpakowałem nas w bagno. — Westchnął ciężko po tych słowach. Może trochę przesadził, ale jednak jakieś ziarno prawdy w tym było.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Saira zaśmiała się gromko. Jakoś nie szczególnie przejmowała się tym, że musieli zwiewać. Nie był to jej pierwszy raz i z pewnością nie ostatni. Sama pakowała się przecież w tarapaty i to wiele razy. Nie oczekiwała żadnych przeprosin. Uratowała mu skórę, ale to było raczej naturalne, w końcu byli przyjaciółmi. Kiedyś to ona miała kłopoty i on jej pomógł. Mieli je też wspólnie. Z resztą sporo ich łączyło. Ich drogi krzyżowały się już któryś raz. Nawet nie wiedziała który, straciła rachubę. Nie miała pojęcia co wszechświat chciał jej pokazać po raz kolejny spotykając Stayer, ale w sumie też nie szukała na to szczególnej odpowiedzi. Było jak było, najwidoczniej tak miał być i już. Poza tym Saira nie kontemplowała nad wyrokami bogów, czy innych sił wyższych. Choć wiedziała, że one istnieją nie była wyznawczynią Pana, czy innych bóstw. Chyba tak naprawdę szanowała tylko Matkę Naturę. Nie była naturianką, ale czuła się związana z naturą, z przyrodą. Była zmiennokształtną, w połowie zwierzęciem, a one jakby nie było w pewien sposób należały do Matki Natury.

- Nie pierwszy, nie ostatni raz - powiedziała śmiejąc się.
- Jak nie ty, to ja nas pakuję w jakieś tarapaty. Normalna rzecz, chyba nie umiemy żyć w spokoju - mówiła uśmiechając się.
- Ale miło, że znów trafiliśmy na siebie. Może następnym razem to ty uratujesz mi zadek - żartowała. Kiedy pokazał, który jest jego koń podeszła do zwierzęcia i pogładziła je po pysku.
- Hej kolego - odezwała się - jak tam? Wystarcza ci sianka i owsa? - mówiła do niego we wspólnej mowie. Znała mowę zwierząt, ale potrafiła się nią posługiwać tylko w postaci kotki. Jeśli była hybrydą mogła tylko mówić do zwierzęcia, ale nie mogła oczekiwać odpowiedzi.
- Nie przejmuj się Stay - odwróciła się i mówiła teraz do przyjaciela - takie życie. I nie przesadzajmy, byliśmy już w gorszym bagnie. To to tylko mały pikuś. Jesteś głodny? - zmieniła temat.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

        To tak samo tak naprawdę, jak i u niego samego. Ucieczka niejednokrotnie była najlepszym wyjściem z wielu sytuacji i nie ma się czego wstydzić. Tchórzostwo? Niekoniecznie, często raczej po prostu rzeczowa ocena sytuacji i odpowiednia decyzja. Nie ma chyba sensu udawać, że się jest nie wiadomo kim i próbować w każdej sytuacji walczyć, czy próbować każdą sytuację obrócić na własną korzyść. Stayer mógłby nawet powiedzieć, że gdyby nie to, że wiele razy umknął z nieciekawej sytuacji, to dzisiaj by go już w Alaranii nie było. No, ale nie ma sensu o tym myśleć, skoro tutaj jednak finalnie jest, prawda?
        On sam chyba nigdy nie należał do ludzi, którzy zbyt wiele by kontemplowali na tematy istnienia i tak dalej. Uważał tak naprawdę, że co się ma stać i tak się wydarzy i, że tacy jak on, czy ktokolwiek inny i tak zbyt wiele do powiedzenia w większych sprawach nie ma. To po co się zajmować sprawami, na które nie ma się wpływu? Jest sens? No nie za bardzo można by powiedzieć.
        — Pewnie tak. — Rzucił tylko i lekko też się uśmiechnął.
        — W sumie chyba zawsze jak się spotykamy to albo to zwiastuje kłopoty, albo już coś się dzieje. — Powiedział, nadal mając na twarzy niewielki uśmiech. Kiedy ruszyła do jego towarzysza podróży, to też zrobił w tym kierunku kilka kroków, żeby stanąć obok wierzchowca i przyjaciółki, Zryw jakby w odpowiedzi na słowa kotołaczki parsknął, a sam łucznik oczywiście odebrał to jako najzwyklejszą odpowiedź na jej pytanie. Może to przez te lata spędzone we wspólnym towarzystwie, ale Stayer naprawdę uważał, że przez cały ten okres między nim i jego koniem wytworzyła się pewna więź i jakby się zaczęli rozumieć.
        — Jak zwykle masz rację. Bywaliśmy w gorszym bagnie. — Przytaknął jej, o tak, to nie była jakoś bardzo zła sytuacja, w której się znaleźli, bywało zdecydowanie gorzej. Poza tym, w dobrym towarzystwie można wpadać w kłopoty, lepiej niż samemu, prawda?
        — Nawet nie. — Odparł, w zasadzie nie jakoś dawno jadł coś na kształt takiego obiadu, może trochę bardziej obiadokolacji i w tej chwili głodny to na pewno nie był.
        — A Ty? Coś w okolicy na pewno by się udało znaleźć, jakąś inną knajpę, chociaż nie wiem czy to by był najlepszy pomysł. — Stwierdził. Bo z jednej strony knajpę, czy inną karczmę, tawernę by pewnie znaleźli, ale kto wie, czy tamci najemnicy nadal by ich nie szukali i kolejną burdę by wszczęli. To nie byłoby chyba najlepsze rozwiązanie w tej chwili.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

- O mnie się nie martw - odpowiedziała z uśmiechem. Miała zaskakująco dobry nastrój, mimo całego bałaganu w karczmie. Cieszyła się, że spotkała Stayera. Lubiła go, bardzo. Poza tym miło było zobaczyć znajomą twarz. Tyle czasu się nie widzieli, a tu taka niespodzianka. Stała przy Zrywie i gładził go po pysku. Lubiła towarzystwo zwierząt. I chyba nie dlatego, że w połowie właśnie nim była. Czuła, że nawet gdyby była człowiekiem też czuła by się dobrze w ich towarzystwie. Gdzieś w oddali zarżał inny koń, zawtórował mu drugi. Domyślała się, że zareagowały tak na ich obecność.
- Skoro nie jesteś głodny - odezwała się - to ja zorganizuję coś sobie sama. Ale opuszczę cię na chwilę - rzekła.
- Do zobaczenia za jakiś czas - dodała tylko. Odsunęła się od konia i w mgnieniu oka przeobraziła się w kotkę. Zwinnymi susami ruszyła do drzwi stajni. Z zaskakująca gracja uchyliła sobie odrzwia. Wymknęła się ze stajni i zniknęła gdzieś w oddali.

***
Pół godziny później.

Saira po cichutku weszła do stajni. Nadal była w postaci kotki. Stayer siedział pod jedną z belek podpierających strop. Kotka oblizała się i ruszyła w jego stronę. Zbliżyła się do łucznika i otarła bokiem o jego nogi. Miauknęła cicho i spojrzała na twarz przyjaciela. Chwilę stała tak i patrzyła na mężczyznę. Potem odsunęła się i przemieniła na powrót w hybrydę. Jej ogon niespokojnie poruszał się w te i wewte.
- Uch... To było ciężkie polowanie. Ale jestem najedzona - uśmiechnęła się.
- Już zmierzcha - zmieniła temat.
- Co właściwie robisz w mieście? - zapytała siadając na przeciw łowcy krzyżując nogi.
- Bo ja ostatnio szlajam się bez celu.
Awatar użytkownika
Stayer
Szukający Snów
Posty: 194
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca , Bard
Ranga: Łucznik
Kontakt:

Post autor: Stayer »

        Spotykanie znajomych zawsze było fajną sprawą, ale tak naprawdę, czy nasz łucznik często miał tę przyjemność? Przede wszystkim, Saira w jego życiu była pewnym wyjątkiem, bo raczej nie zdarzało mu się zawierać znajomości, które wytrzymywałyby dłużej niż to jedno spotkanie. Może ze względu na tryb życia, który prowadził. W końcu większość czasu spędzał na uboczu, będąc w podróży. Okej, miał swoją chatkę, o której istnieniu wiedział on, Saira i... chyba w tej chwili już nikt inny. Chyba, że ktoś ją odkrył, ale właściwie... czy to miało jakiś wpływ? Raczej niczego tam nie przechowywał, może jakieś drewno, czy rzeczy potrzebne w przetrwaniu tam jakiegoś okresu, jak np. zima, kiedy raczej rzadko wybierał się na polowania gdzieś dalej, niż niedaleka okolica jego chatki. No, nieważne, wracając: większość znajomości, które Stayer nadal utrzymuje, to kontakty raczej - powiedzmy - biznesowe, z róznymi handlarzami, którzym sprzedaje skóry, czy to co upoluje. A jest kilku takich handlarzy, z którymi regularnie handluje. Jednak to raczej trochę inna liga, jeżeli chodzi o poziom znajomości. Tak, Saira pod pewnym względem na pewno była dla niego wyjątkowa. No, nieważne.
        — I tak nigdzie się nie będę stąd ruszał. — Zauważył, więc uśmiechnął się do niej i usiadł gdzieś w pobliżu obok jednej z belek. Czuł się trochę zmęczony, więc pozwolił sobie zamknąć oczy, żeby pozwolić im trochę odpocząć. Oczywiście nie zasypiał, więc poniekąd cały czas czuwał, ale był nauczony odpoczywać w taki sposób.
        Nie liczył czasu, ale to półgodziny naprawdę szybko mu zleciało. Nawet nie zauważył, kiedy kotka zbliżyła się do niego, więc lekko drgnął, kiedy poczuł coś koło swojej nogi. Otworzył oczy i popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem, uśmiechnął się jednak po chwili i poczekał, aż przemieniła się w hybrydę.
        — To dobrze, cieszę się. Już? W sumie faktycznie, jest mimo wszystko późno. — Powiedział, po czym poprawił swoją pozycję, żeby usiąść trochę wygodniej, czyli po turecku.
        — Sprzedawałem skóry z ostatniego polowania, idzie zima, więc trzeba powoli zbierać zapasy. A najłatwiej je kupić. — Odparł. Wyjątkowo teraz akurat nie robił nic bezcelowo, tylko miał konkretny cel. Dlatego mógł pozwolić sobie teraz na krótki pobyt w karczmie - który mimo wszystko nie doszedł do skutku, ale przynajmniej zjadł ciepłą strawę.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Saira zaczesała jasne włosy za ucho. Patrzyła na Stayera i nie mogła się nadziwić, że ciągle się spotykają. Świat był wielki, a oni wpadali na siebie mimo to i to w dodatku w dość niebezpiecznych sytuacjach. Jakoś tak się zdarzało, że ładowali się w kłopoty dokładnie wtedy, kiedy ich drogi się krzyżowały. Chociaż Sairze zdarzało się wpadać w tarapaty i bez przyjaciół. Nie chodziło o to, że miała konfliktowy charakter, po prostu bardzo często była nie tam gdzie powinna, ale tylko w postaci hybrydy. Jakoś w postaci kotki radziła sobie znacznie lepiej. Była zwinniejsza i sprytniejsza, a przede wszystkim mniejsza, co sprawiało, że mogła ukryć się w każdej szczelinie.

- Czyli... - rzekła - Nuda. To tak jak u mnie. Życie kotki jest proste. Śpi, je, poluje, bawi się, ale życie kogoś, kto jest na wpół zwierzęciem, na wpół człowiekiem to inna bajka i często nie wiem co ze sobą zrobić. Siedzę okrakiem na płocie, jedną nogą w jednym życiu, drugą w drugim. I tak cały czas. Mam wrażenie, że wszystko co robię jest bezcelowe. Chciałabym... Chciałaby coś zmienić, tylko nie wiem jak. Ludzie wokół zakochują się, zakładają rodziny, mają dzieci. Mają cel. Inny kształcą się, by robić to co lubią, a ja? Nie mam pojęcia co lubię - wyznała.

- I wiesz, tak naprawdę to szlajam się po miastach, rozbijam po karczmach, piję, jem, bawię się, ale mam wrażenie, że moje życie przepełnia pustka - westchnęła.
- Nie masz takiego wrażenia? - spytała.
- Że życie przecieka przez palce, a my żyjemy z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, od zimy do wiosny, byle tylko przetrwać?
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości