Menaos[Okolice Menaos]Drzazga w sercu.

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- To nic… - powiedziała cichutko.
- To nie twoja wina – dodała nieco pewniej, ale jej głos nadal był stłumiony. Nie kłamała, przecież to nie była jego wina, tylko jej przeszłości. Nie miał z nią nic wspólnego, to co się wydarzyło siedziało w jej głowie, a on po porostu nie wiedział. Bo i skąd? Przecież jej nie znał. To nie była jego wina, ale stało się i nie dało się już cofnąć czasu. Mogli o tym zapomnieć, albo porozmawiać. Nie wiedziała co wybierze Arhuna, ale podświadomie czuła, że powinna się mu wytłumaczyć.
- To naprawdę nie twoja wina, nie musisz przepraszać, to ja powinnam. Chciałam ci pomóc, ale nie wiedziałam, że mogę cię skrzywdzić. Nie chciałam – próbowała się wytłumaczyć.

- Mam… mam trudną przeszłość, nie lubię podniesionego głosu, boję się go. Źle znoszę takie sytuacje… - nie wiedziała na ile może uzewnętrznić się przed nieznajomym. Z jednej strony była głęboko przekonana, że jej towarzysz zrozumie, z drugiej bała się, że się myli. Przecież tyle razy już w życiu się pomyliła. Poczuła jak coś ściska ją za serce.

- Mój ojciec był pijakiem – odważyła się powiedzieć – każdego dnia budziły mnie krzyki i te same krzyki kładły mnie spać. Powinnam przywyknąć, ale tak się nie stało. Kiedy mój brat dorósł krzyków i siniaków było tylko więcej i więcej. Nie przywykłam, wręcz przeciwnie, stałam się podatna na podniesiony ton, nie potrafię sobie z tym radzić nawet dziś. Z resztą widziałeś… Wszystko do mnie wraca ze zdwojoną siłą. Jakbym przenosiła się w czasie – próbowała wyjaśnić. Mówiąc o tym wszystkim była zaskakująco spokojna, jakby teraz, nie płacząc, umiała oddzielić przeszłość od teraźniejszości. Nagle poczuła jak bardzo jej ulżyło, aż na sercu zrobiło się jej cieplej. Nie miała pojęcia, że to nie ulga, a zaklęcie jej nowego towarzysza. Była przekonana, że to uczucie wewnątrz niej to sprawa tego, że wyrzucił z siebie prawdę na temat tego co działo się w jej przeszłości i wyjaśniła dlaczego zachowała się tak a nie inaczej.
- Naprawdę nad tym nie panuje. Wpadam w panikę i czuję się jakby moja dusza opuszczała ciało. Patrzę na siebie z góry, widzę co się dzieje, ale nie mam żadnego wpływu na to co robię. Obezwładnia mnie uczucie strachu i choć bym bardzo chciała nie jestem w stanie nad tym panować. To się dzieję, a ja stoję obok i nie mogę niczego zrobić. Nawet mój mąż nie był w stanie mi pomóc. Próbował, ale to nie jest takie proste. Niewiele rzeczy ściąga mnie z powrotem.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast widział, że Rumianek ma opory przed mówieniem, więc jej nie poganiał ani nie naciskał - będzie chciała, to powie co jej leży na sercu, a jeśli nie zaufa mu na tyle - trudno, będzie musiał to uszanować. Zdawało mu się jednak, że dziewczyna bardzo powolutku się otwiera, że chce wylać swoje żale i wyjaśnić co zaszło. Przepraszała go po raz kolejny, on jednak się nie gniewał, tak jak już zresztą wyjaśnił - nikt nie był winny zaistniałej sytuacji, lecz nic tak nie pomaga w zbudowaniu zaufania, jak szczera rozmowa. Gdy więc Rumi zaczęła mówić, Arhuna słuchał ją z olbrzymią uwagą, wychylony lekko do przodu i zapatrzony w nią, jakby nie chciał uronić ani jednego słowa. Wzmianka o bolesnej przeszłości sprawiła, że druid lekko ściągnął brwi - co też mogło się wydarzyć w życiu tej kobiety, że tak źle reaguje? To co wydarzyło się przed chwilą… To był najdzikszy, najbardziej pierwotny strach, by coś takiego w sobie obudzić, trzeba przejść przez coś naprawdę strasznego. Odpowiedź na niezadane pytania druida nadeszła po chwili - przemoc w rodzinie. Poczucie niebezpieczeństwa, które wywołały w niej najbliższe osoby - ci, którzy powinni ją chronić, dbać o nią, być jej podporą i pociechą, odwrócili się od niej i zgotowali piekło, na które nie zasłużyła. Widugast musiał przyznać, że widział w swym życiu wiele takich osób i za każdym razem im współczuł - to nie tak powinno działać. Niechby i rodzina wyglądała tak jak jego - niby pełna, lecz ułomna, rozdzielona przez strach i niemoc, ale wspierająca się i szczera, przynajmniej do pewnego czasu.
        - Ludzie to dziwne stworzenia - uznał Vertai chodząc naokoło nieświadomej jego obecności Rumi i przyglądając się jej. - Ranią własne szczenięta, uczą je strachu i bycia ofiarą. To oznaka ich własnej słabości.
        Widugast zgadzał się ze zdaniem widmowego wilka, lecz nie mówił tego na głos - na pewno takie słowa nie pocieszyłyby Rumianka, a to ona była w tym momencie najważniejsza. Z ofiarą nie powinno się rozmawiać o kacie, tak przynajmniej uważał druid.
        - Biedne dziecko - odezwał się szczerze współczującym tonem. Chociaż może miał oblicze młodsze od niej, był wielokrotnie starszy i czuł, że z tego tytułu wolno mu tak mówić. Poza tym tak mówili chyba wszyscy druidzi, których spotkał w swym życiu. Tylko co powiedzieć dalej? Arhuna wychwycił ten czas przeszły, gdy Rumi wspominała o swoim mężu i przeczuwał, że usłyszałby o nim kolejną tragiczną historię - pewnie została przez niego porzucona, bo nie potrafił żyć z osobą tak skrzywdzoną i przez to kruchą emocjonalnie. To był bardzo cienki lód.
        - Rozumiem - zapewnił tak po prostu. - Będę miał to na uwadze… Podziwiam cię jednak. Mimo takich przeżyć nadal masz dobre, otwarte serce. Nie myliłem się, gdy twoje imię uznałem za wyznacznik twego charakteru.
        Widugast odetchnął. Czuł się coraz lepiej, poczuł jak znowu nabiera sił do rzucania zaklęć, teraz jednak chciał zebrać w sobie dość energii, by móc stanąć na nogi i zrobić kilka kroków, choćby miał się przy tym podpierać kosturem. Rozejrzał się trochę po polanie, od której oddzielała go przez sto lat jedynie warstwa drewna, którą powinien dobrze znać… A tak naprawdę była mu obca. Strumień płynął dalej od drzewa, miał łagodniejszy brzeg, kamienie, które tamtego dnia wyglądały jak świeże rumowisko teraz pokrywała warstwa miękkiego mchu. Nawet niektóre drzewa zdążyły już umrzeć. Druida napadły czarne myśli, westchnął boleśnie, zaraz jednak uśmiechnął się do Rumi przepraszająco.
        - Daleko stąd są ludzkie siedziby? - upewnił się głosem, w którym słychać było zagubienie, którego tak bardzo chciał uniknąć. - Pewnie… mieszkasz niedaleko. Nie wyglądasz, jakbyś była w drodze…
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- Mieszkamy we wsi niedaleko… to znaczy mieszkam… - poprawiła się. Miała dziwne przeczucie, że powinna mówić mu prawdę. Nie wiedziała dlaczego, lecz mimo tego, że to przez jego głos wpadła w panikę, miała silne poczucie, że nie może przed nim kłamać.
- Jestem tylko ja i Drobniś. – Wskazała ruchem głowy w stronę biegającego po polance kotka.

- Mój mąż nie żyje, zginął, jestem tylko ja, mój kotek i kury. – Miała smutny i zmęczony głos. Mówiła cicho, lecz dość wyraźnie. Jednak ton jej, bądź co bądź ładnego i kobiecego głosu, był pełen bólu i tęsknoty. Tariej przecież zginął zaledwie kilka tygodni temu, rana po jego stracie była jeszcze świeża. Ciągle rano budziła się i miała wrażenie, że obok niej śpi ukochany, jednak jedyne ciepło jakie miała w pobliżu, to ciepło puchatego kociaka. Nawet nie chodziła na grób męża, nie potrafiła. Nie chciała o nim zapomnieć, ale to gdzie go pochowano sprawiało, że jego strata bolała jeszcze bardziej. Wiedziała, że kwiaty, które tam zostawiła już dawno zwiędły, ale nie miała tyle sił by pójść tam i przeżywać stratę po raz kolejny. Zajęła się domem, kotem, ogrodem, pracą, byle tylko nie popaść w rozpacz. Wiedziała, że jeśli sobie na to pozwoli załamie się, a przecież nie mogła tego zrobić. Musiała zadbać o swoje zwierzątka, tylko ona im została.

- Wioska jest mała, nie ma karczmy, a ty musisz odpocząć, zjeść, nabrać sił. Jesteś słaby – zauważyła.
- Nie wiem co zaklęło cię w tym drzewie, ale ono chyba wyssało z ciebie siły. Mogę ci pomóc, lecz nie wiem jak, skoro nie mogę… cię dotknąć. Możesz zatrzymać się u nas, to znaczy u mnie i Drobnisia. Tylko, że do wioski trzeba dość… Mogę cię podtrzymać, ale mówiłeś, że dotyk robi ci krzywdę.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Druid skinął głową w jasnym do odczytania geście - spodziewał się podobnych słów. Mimo to na wieść o tym, że ma do czynienia ze świeżą wdową, na dodatek bezdzietną - jasno wszak zaznaczyła, że nie ma nikogo poza tym puchatym malcem, którego ze sobą przyniosła na polanę - poczuł ukłucie w sercu.
        - Wyrazy współczucia - zapewnił szczerze, skłaniając się przed nią. - Gdy w grę wchodzi miłość, ból jest najdotkliwszy. Wiem, rozumiem to… Jak on miał na imię? - zapytał ostrożnie.
        Na twarzy elfa odmalowała się pewna podejrzliwość, gdy Rumianek zaczęła opowiadać o wiosce, w której mieszka - nie był do końca pewny, co chce mu przekazać. Jak na jego gust istniały dwie opcje: chciała go zniechęcić albo zaproponować jakieś inne pobliskie miejsce. Nie wiedziała, że nawet gdyby w wiosce stała karczma, druid by z niej nie skorzystał - nie miał czym zapłacić. O ile oczywiście właściciel przybytku nie zgodziłby się na odpracowanie tej kwoty w postaci zwykłych prac gospodarczych albo magii. ”Ciekawe, czy nadal używa się tych monet, co przed stu laty…”, zastanowił się, zaraz jednak zganił się w myślach i znowu skupił się na słowach Rumi. Gdy usłyszał propozycję gościny, na jego obliczu odmalowało się szczere zaskoczenie - ona chciała wziąć nieznajomego pod swój dach, na dodatek takiego, który nie zrobił chyba dobrego pierwszego wrażenia. Druid długo milczał. Westchnął i uśmiechnął się do niej ciepło, po czym uniósł wzrok ku niebu. Zamknął oczy, ponownie wzdychając.
        - Teraz więc nadeszła pora, bym powiedział ci kim byłem - oświadczył, skupiając na Rumianku wejrzenie swych chabrowych oczu. - Dopiero gdy usłyszysz moją historię, zastanów się czy nadal chcesz mnie gościć…
        Widugast zwilżył wargi językiem i odetchnął. Trudno było mu zaczynać tę opowieść, nie wiedział, gdzie tak naprawdę miała ona początek - czy był to moment poznania Vitarii czy też może Saurii? A może moment, gdy żył w stadzie Vertaia? Albo w ogóle wszystko zaczęło się kilkaset lat wcześniej, nim po raz pierwszy opuścił swój chutor…
        - Byłem mężczyzną, przed którym matki ostrzegają swe córki - zaczął nie wiedzieć kiedy, słowa po prostu same opuściły jego usta. - Uwiodłem wiele kobiet nie licząc się z konsekwencjami… Zdawało mi się, że miłość nie istnieje i nie ma co się nią przejmować. Życie jednak sprawiło, że trafiłem na dobrych nauczycieli, którzy pokazali mi czym są prawdziwe uczucia - przez wiele lat wychowywały mnie wilki… Chociaż trudno mówić o wychowaniu, gdy ma się już przeszło sto lat. Niemniej przy nich się zmieniłem. Gdy opuściłem watahę i wróciłem do siebie, poznałem kobietę, z którą coś mnie łączyło, upomniały się jednak o mnie dawne niedokończone sprawy. Jedna z wiedźm nie chciała dać mi tak po prostu odejść do innej. To ona rzuciła na mnie klątwę, przez którą nie można mnie dotknąć. Przez nią zraniłem kobietę, którą kochałem. Pod wpływem klątwy zdradziłem ukochaną, a gdy ta się o tym dowiedziała, zamknęła mnie w tym drzewie, bym jej więcej nie skrzywdził. Złamałem jej serce i taka była kara - sto lat samotności. Drzewo nie wyssało ze mnie sił, wręcz przeciwnie, trzymało mnie przy życiu, jednak tak jak więźnia, bylem tylko żył, nic ponadto. Dlatego jestem taki słaby.
        Arhuna poruszył się niespokojnie. Jego głos drżał z wysiłku, dało się poznać, że chce przekazać więcej niż jest w stanie - martwił się, czy Rumianek w ogóle zrozumie jego historię. Liczył po prostu, że dopyta o to, co będzie dla niej niejasne.
        - To nie do końca tak - powiedział gdy już uspokoił oddech. - Nie cierpię fizycznie. Jednak gdy ktoś mnie dotyka, przejmuje nade mną władzę. Moja dusza spala się, a ciało staje się posłuszne temu, kto mnie trzyma. Mogę jednak dotykać kogoś przez ubranie - dodał zaraz, klepiąc się po okrytym tuniką przedramieniu. - I to wszystko co wiem na temat mojej klątwy. Wtedy wszystko działo się tak szybko, nie byłem w stanie dowiedzieć się więcej przed uwięzieniem.
        Widugast westchnął nie wiedzieć który już raz tego dnia. Zdawało mu się jednak, że powiedział o sobie wszystko co najważniejsze.
        - Teraz przemyśl swoją propozycję - zasugerował Rumiankowi. - Jeśli jednak nie zmienisz zdania… Wiedz, że jestem ci bardzo, niezwykle wręcz wdzięczny. Powiedz jak będę mógł ci się odwdzięczyć. Jestem bardzo dobrym uzdrowicielem, leczyłem już i ludzi i zwierzęta. Mogę też przydać się w gospodarstwie, gdy tylko odzyskam siły. Albo mogę podzielić się swoją wiedzą.
        Arhuna chciał jeszcze tyle powiedzieć, tyle jej wyjaśnić, ale nawet nie wiedział od czego zacząć i jak ubrać to w słowa tak, by powiedzieć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. W końcu zrezygnował z myślą, że powie jej o wszystkim w stosownym czasie. Poczuł jednak, że przez ten czas, gdy dzielili się swoimi opowieściami, odzyskał dość sił by rzucić na siebie wzmacniające zaklęcie. By Rumianek wiedziała co się dzieje, nie poprzestał na wyrażeniu pragnienia, a wykonał jeszcze kilka gestów naokoło swojej głowy i korpusu, jakby w wyjątkowo skoordynowany sposób oganiał się od pajęczyn. Wlał w swoje żyły energię, która zregenerowała mięśnie i dała im siły do poruszania się. Nie był to jeszcze szczyt jego możliwości, lecz i tak było nieźle. Powinno wystarczyć, by wybrać się na krótki spacer.
        - Wzmocniłem się zaklęciem, teraz spróbuję wstać - zwrócił się do Rumi, łapiąc za swój kostur. - Nie asekuruj mnie, nie chciałbym się przewrócić w razie czego na ciebie, jeszcze zrobiłbym ci krzywdę.
        Widugast wbił drewniany koniec laski w mech pod sobą i trzymając go oburącz zaczął gramolić się z ziemi. Wyglądał trochę jak młoda sarenka, która próbuje stawiać pierwsze kroki, był równie niezgrabny i niepewny, kolana trzymał do środka, a stopy szeroko rozstawione. Mimo to dał radę i z głośnym stęknięciem w końcu się wyprostował. Pochylony jak starzec nadal trzymał oburącz swój kostur.
        - Jestem w stanie iść - oświadczył. - Ale powoli… I nie będę zbyt rozmowny. Muszę się skupić na stawianiu kroków - dodał śmiejąc się lekko.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- Tariej, miał na imię Tariej – odpowiedziała od razu, choć zupełnie nie spodziewała się takiego pytania. Nie sądziła, że druida będzie interesować jej zmarły mąż, to było dla niej zaskoczenie, ale odpowiedziała na jego pytanie zupełnie odruchowo. Potem w skupieniu wysłuchała słów swojego towarzysza. Historia była dla niej dość zagmatwana, ale chyba zrozumiała jej sens. Jedna z jego kochanek chcąc dać mu nauczkę rzuciła na niego klątwę, przez którą dotyk innej osoby sprawiał, że stawał się posłuszny. A więc ta kobieta, z którą zdradził ukochaną miała nad nim władzę, a on nie mógł nic zrobić. To wszystko wydawało jej się bardzo smutne. Mimo, że chciał się zmienić dopadła go przeszłość i ukarała ze zdwojoną siłą. Oczywiście, że to co robił było złe, ale czy aż tak bardzo, by tkwić na pograniczu życia i śmierci przez sto lat? Bo jeśli jest się przytomnym, jeśli żyje się w takich kajdanach nie mogąc nic zrobić, to czy można pozostać zdrowym na umyśle? Próbowała postawić się w takiej sytuacji. Gdyby ona musiała pokutować za swoje czyny przez tyle lat tkwiąc w zawieszeniu, nie żyjąc lecz wegetując zapewne by oszalała. Tymczasem Arhuna był zupełnie zdrowy na umyśle. Wyrażał się składnie, mówił i przedstawiał konkrety, opowiedział o sobie. Czy mogła brać go za szaleńca? Nie.

Chciała pomóc mu wstać, ale jej zakazał, nie narzucała się więc. Może miał rację, może nie dałaby rady go utrzymać i w końcu oboje skończyliby na ziemi. Gdy już wstał i uznał, że może iść Rumi tylko zabrała swój koszyk, zawołała Drobnisia i ruszyła powoli w stronę wioski.

- Każdy popełnia błędy – odezwała się dopiero gdy ruszyli. Szła obok niego, niezbyt blisko, raczej trzymając odpowiedni dystans. Ciągle bowiem miała wrażenie, że gdyby go dotknęła zrobiłaby mu fizyczną krzywdę.
- Nikt nie jest idealny. Nawet najmądrzejsi tego świata potykają się, ważne by się podnosić i nie popełniać tych samych błędów. Chciałeś się zmienić, ale dopadła cię przeszłość, jak wielu z nas. Myślę, że odpokutowałeś swoje błędy po wielokroć. Minęło już wiele lat, świat zapewne jest teraz inny i ty jesteś inny. Ja jestem tylko zwykłym człowiekiem, nie dane mi będzie oglądać świata za sto lat, dlatego muszę doceniać każdą chwilę. Nie chcę wierzyć w przypadki, chcę wierzyć, że to co się dzieje i to co z tym robimy ma jakiś głębszy sens. Skoro znalazłam się tutaj właśnie w tej chwili, to chcę wierzyć, że to się stało po coś. Nie masz dokąd pójść, wszystko wokół ciebie się zmieniło, a ja jestem sama, mój świat legł w gruzach, więc teraz musi zacząć się na nowo, tak jak twój. Może tak właśnie miało być. Nikt nie powie mi tego wprost, ani ja nie będę tego pewna, ale wierzę, że to co się dzieje wokół nas ma znaczenie.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast ze wzrokiem utkwionym w ziemi pod swymi nogami, krok po kroku powoli szedł obok Rumi, starając się za bardzo jej nie spowalniać. Vertai trzymał się blisko druida, by w razie czego go asekurować, byłoby to jednak trudne do wykonania, bo był w końcu bytem niematerialnym, lecz liczyła się sama idea i mentalne wsparcie słabszego członka stada, za jakiego wilk uważał Arhunę. Thorvaldsdottir nie miał mu nigdy tego za złe, gdyż mimo swej inteligencji i ciętego języka Vertai był nadal przede wszystkim zwierzęciem i myślał jak zwierzę, dla niego wartości, którymi kierowali się ludzie, były zbyt skomplikowane.
        Widugast podniósł wzrok na mówiącą do niego Rumi. Usta miał lekko rozchylone i ciężko dysząc łapał w nie powietrze, lecz jego wzrok był przytomny i docierał do niego sens wypowiadanych przez kobietę słów. Mimo to na jego twarzy malowało się niedowierzanie. Przystanął gdy skończyła i chwilę stabilizował oddech. By kupić sobie trochę czasu pokręcił głową.
        - Trudno mi uwierzyć, że mogłem mieć takie szczęście - powiedział nadal lekko dysząc. - To, że trafiłem na ciebie… Na osobę, która chce mi pomóc i mnie zrozumieć… Masz rację, to chyba tak miało być… To zbyt wiele, by mówić o zbiegu okoliczności.
        Widugast przełknął ślinę jakby przychodziło mu to z wielkim wysiłkiem, po czym odruchowo zwilżył wargi językiem, a na pytanie Vertaia “dasz radę?”, odpowiedział pojedynczym skinieniem głowy i zaraz zrobił krok. Szedł wolniej niż wcześniej, bo nadal chciał coś powiedzieć.
        - Boję się co zastanę - wyjawił. - Jak zmienił się świat, co się wydarzyło… Co z tymi, którzy byli mi bliscy… Czy… Czy moja ukochana nadal mnie pamięta i jakie wspomnienia o mnie zachowała. Czy wybaczyła mi to, co zrobiłem.
        ”Nie”, odpowiedział sam sobie w myślach, ”Znam Saurię, na pewno mi nie wybaczyła”. W głowie druida zaczęły kłębić się kolejne pytania. Martwił się o ojca, matkę - co się z nimi działo przez ten czas? Czy opłakiwali stratę pierworodnego syna czy wierzą, że nadal żyje? Jednocześnie na samą myśl o Aiweiu Widugast odczuwał przejmujący niepokój, jakby już przeczuwał coś złego. Całe szczęście jego słaby umysł nie był w stanie długo utrzymać się jednego toru i pogrążyć druida w rozpaczy.
        - Czy nie będziesz miała przeze mnie kłopotu? - upewnił się. - Sprowadzasz do domu, do wioski, obcego.
        Więcej nie powiedział - nie miał na ten moment sił, by podtrzymywać sensowną konwersację. Pamiętał jednak troski, jakimi podzieliła się z nim Rumianek, imię męża, które mu zdradziła. Widugast nie zamierzał tego tak zostawić. Nie planował niczego złego, zwykłą szczerą rozmowę, pomyślał jednak przy tym, że Rumi byłoby z pewnością lżej gdyby upewniła się, że jej zmarły mąż zaznał spokoju po drugiej stronie... A jeśli było inaczej, druid mógł pomóc mu zamknąć niedokończone sprawy. Nie chodziło o rozmowę, to było zbyt okrutne dla obu stron, bo rozdrapałoby świeże rany i pogłębiło rozpacz i tęsknotę. Śmierć była jednak granicą, której nie można przekraczać ot tak sobie, niemniej można było tylko spojrzeć na drugą stronę, bez naruszania tabu... Dla Arhuny nie był to wielki wysiłek.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

Chciałaby mu powiedzieć, że tak, że jego ukochana na pewno go pamięta i czeka, ale wiedziała, że to nieprawda. Gdyby tak było nie zamknęłaby go w drzewie na sto lat. Sto lat… to był dla Rumi czas tak ogromny, że aż trudno było jej sobie wyobrazić co mogło się wydarzyć. Przecież przez te lata mogła już znaleźć kogoś innego, założyć rodzinę, mieć dzieci i zapomnieć o ukochanym sprzed lat, który ją zdradził. Gdyby chciała się z nim spotkać przyszłaby na polanę w dniu końca klątwy. Rumi milczała rozmyślając o tym co mogło stać się z ukochaną Arhuny. Nie zdradziła jednak swoich myśli, nie chciała go ranić, a wiedziała, że to z pewnością by go zabolało.
- Jesteś elfem, prawda? – spytała, choć wcześniej mignęło jej przez moment szpiczaste ucho.

- Żyjecie długo, dużo dłużej niż ludzie, więc twoi rodzice na pewno żyją. Kiedy cię zobaczą będą szczęśliwi, nawet jeśli stracili nadzieję. Rodzic nie zapomina, nigdy. Kocha pomimo lat i pomimo śmierci. Kocha zawsze niezależnie od tego gdzie jesteśmy i czy zabrała nas śmierć, czy też żyjemy gdzieś z dala. Tak myślę… - dodała, bo przecież jej rodzice byli zupełnie inni.
- Tak sobie to wyobrażam. Ja kochałabym moje dziecko nawet jeśli by odeszło, nawet jeśli nie miałabym już nadziei, nawet gdyby było już po drugiej stronie. Moja babcia powiedziała kiedyś, że można mieć wielu ukochanych, można ich zmieniać, mogą pojawiać się i znikać, ale dzieci są zawsze, nosimy je pod sercem i cokolwiek by się nie stało, gdziekolwiek by niebyły, w jakiejkolwiek krainie, będziemy je kochać i o nich pamiętać. Twoi rodzice cię nie zapomnieli i kochają nawet jeśli wierzą, że jesteś już w innej krainie. Kiedy cię zobaczą będą najszczęśliwszymi istotami na świecie. Ja bym była.

Rumi opowiadała o swoich uczuciach tak płynnie i doskonale jakby robiła to na co dzień. Co jednak nie było prawdą, bo ostatnio nie odzywała się do nikogo prócz Drobnisia. Jednak wychowana przez babcię miała w sobie wiele mądrości i potrafiła się wypowiadać. Nie była zwykłą wieśniaczką, była inteligentna i oczytana, zdawała się pochodzić ze stanu wyższego niż prezentowała. Lata pracy na dworze wiele ją nauczyły, możliwość czytania dała jej piękne słownictwo i ładne wypowiadanie się. Gdyby chciała spokojnie mogłaby udawać kobietę wyższego stanu, lecz po prostu tego nie potrzebowała. Była zadowolona z tego kim jest i gdzie jest. Nigdy nie chciała być kimś więcej, była po prostu sobą.

- To moja decyzja kogo sprawdzam do mojego domu – rzekła miękko.
- Mało kto się teraz do mnie odzywa. W wiosce mają mnie za oszalałą z rozpaczy wdowę. A ja po prostu nie chcę im mówić… Nie chcę by wiedzieli co jest we mnie, bo nie zrozumieją. Mam przyjaciółkę, która mieszka we dworze niedaleko, jest tam służącą, ale ona jest zupełnie inna niż ja. Wiem co chciałby zrobić. Chciałaby bym znalazła nową miłość, a ja nie chcę. Nie chcę jej szukać, nie chcę nic na siłę. Chcę odbyć swoją żałobę, chcę móc ją przeżyć w taki sposób jaki potrzebuję. Wiem, że ona chce dobrze, wiem, że któregoś dnia ból będzie mniejszy, wiem, że nadejdzie dzień w którym zaakceptuje to co się stało. Ale jeszcze nie dziś. Nie dziś…
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast podniósł wzrok na Rumi i z uśmiechem odchylił fragment wilczego futra osłaniającego jego głowę, by pokazać jej długie, szpiczaste ucho zdradzające jego przynależność rasową.
        - Jestem - zgodził się, by nie było już żadnych wątpliwości, chociaż dopiero gdy udzielił odpowiedzi zdał sobie sprawę, że pytanie było raczej z gatunku tych retorycznych. Jednak jeszcze nie myślał tak szybko jak przed uwięzieniem, trudno mu było się skupić na słowach swej wybawicielki, lecz mimo to bardzo się starał. To co mówiła sprawiało, że druidowi robiło się cieplej na sercu - nabierał nadziei, że może da radę odzyskać przynajmniej odprysk starego życia. Wystarczyłoby, że znów mógłby stanąć przed Aiweiem… Więź, która łączyła go z ojcem może nie była wyjątkowa, bo każde dziecko kocha swego rodzica, lecz na pewno bardzo harmonijna - dogadywali się bez słów i zawsze mogli na siebie liczyć. A Sauria… To było zbyt skomplikowane, by Arhuna mógłby być w tym momencie całkowicie szczery nawet sam przed sobą.
        - Może nie mam ku temu podstaw, pozwolę sobie jednak wyrazić opinię, że nie sprawiasz wrażenia oszalałej z rozpaczy wdowy. Czuć od ciebie pewien smutek i boleść, jesteś jednak bardzo racjonalną osobą, która nie zatraciła trzeźwości osądu. Twoje serce w końcu przestanie krwawić, jestem o tym przekonany. Nie ma jednak konkretnego czasu, jaki to może trwać: może pogodzisz się ze stratą za rok, może za pięć lat. A może dopiero gdy twoje ścieżki skrzyżują się z osobą, która ci go zastąpi. Ludzie boją się śmierci i nie potrafią się z nią obchodzić… Nie twierdzę, że elfy są lepsze pod tym względem - zaznaczył. - Lecz to tylko kolejny etap naszej egzystencji. Który może czasem nadchodzi za szybko, ale nic na to nie poradzimy. Śmierć obrosła tabu, którego nie da się tak łatwo przełamać i tak trudno uzyskać pomoc, gdy się z nią spotykamy… Wszak każdy wyraża emocje na swój sposób: jedni będą je pielęgnować w swoim wnętrzu, a inni się nimi dzielić i każda z tych dróg jest dobra, ta sama zasada tyczy się i szczęścia i żałoby, a tymczasem wielu tak trudno to pojąć… Wybacz, chyba nie mówię jasno - zreflektował się. - Chciałem po prostu przyznać ci rację. Ważne byś była szczera sama ze sobą, a wtedy rany szybciej się zagoją. Jeśli inni narzucą ci swoją wolę… Rana się nie zagoi - dokończył z pewnym wysiłkiem w głosie. Znowu za dużo powiedział na raz, znowu nieskładnie. ”Naprawdę muszę nabrać sił i zacząć szybciej myśleć, bo w końcu ona uzna mnie za świra…”, pomyślał z przekąsem, mocno przygryzając wargi. Gdzie za plecami usłyszał kpiący rechot Vertaia.
        - Jesteś damą dworu? - zapytał śmiało, momentalnie zmieniając temat. Miał powody, by podejrzewać ją o wysoki status społeczny: ładnie się wysławiała, sprawiała wrażenie śmiałej i dystyngowanej kobiety, a w oczach druida była na dodatek wystarczająco urodziwa, by pełnić tak reprezentacyjną rolę. Sama zresztą wspomniała o znajomej służącej, skojarzenie nasuwało się samo. Jednak gdyby Arhuna przebywał trochę częściej w miastach i znał lepiej wyższe warstwy społeczne, spostrzegłby, że zbyt wiele rzeczy się nie zgadza: sukienka Rumi nie była wcale tak bogata jak mu się zdawało, jej dłonie nosiły ślady codziennych robot gospodarskich, a zresztą, która dama dworu udawałaby się sama do lasu?
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

- Wypłakałam i wykrzyczałam już swoje – odparła.
- Z czasem nadchodzi chwila kiedy nie ma już łez. Kiedy krzyk, płacz i rozpacz przestają mieć znaczenie, kiedy przestaje się zadawać sobie pytanie "dlaczego?" Nie ma na nie odpowiedzi. Ból rozdziera serce i duszę, ale na zewnątrz nie ma już nic. Mogłabym powiedzieć sobie, że nie mam dla kogo żyć. Mogłabym położyć się i czekać, aż i po mnie przyjdzie śmierć, ale nie mogę, bo to nieprawda. Kto nakarmi moje kury? Kto zajmie się Drobnisiem? Kto zaopiekuje się tymi małymi istotami, jeśli nie ja? Przecież jeśli ja umrę one umrą razem ze mną. Nie mam prawa im tego robić, bo jestem za nie odpowiedzialna. Ludzie mówią, że chyba nie do końca jestem normalna, że powinnam założyć czarną suknię, przykryć włosy kirem i płakać nad jego grobem. Ale co to zmieni? Jeśli chcę płakać, będę płakać zamknięta w swoim domu, będę płakać sama ze sobą, nie po to by pokazać komuś co czuję, tylko po to by ulżyć sobie. Kiedy ja nawet nie mam czarnej sukni, Tariej nie lubił tego koloru i nie chciałby, bym go nosiła, więc po co mam to robić? To, że myślę jasno nie znaczy, że nie cierpię - wyjaśniła. Ona naprawdę już swoje wypłakała. Mówili, że kilka tygodni to mało, ale to nie była prawda, jeśli każdego dnia budziły ją łzy i te same łzy kładły spać. Kiedy nie jadła i nie piła, bo nie była w stanie wstać z łóżka. Z czasem po prostu brakowało łez i jedyne co można było zrobić to wrócić do życia, choćby po to by nakarmić kury i zaopiekować się kotem.

- Nie... jestem tylko szwaczką, wieśniaczką, nikim więcej. Mój ojciec był drwalem, matka tkaczką, wychowałam się na wsi. Babcia nauczyła mnie szyć, haftować, szydełkować. Kiedy uciekłam z domu pracowałam jakiś czas we dworze, szyłam suknie dla szlachcianek. Potem poznałam mojego męża i zamieszkałam razem z nim we wsi. Nadal szyję, ale w domu, muszę z czegoś żyć. Daleko mi do damy dworu, poza tym dwórki nie mają kur, ani kotów - wysiliła się nawet na lekki żart, ale uśmiechnęła się jak najbardziej szczerze spoglądając na Drobnisia, który dreptał tuż obok.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast przymknął powieki, co miało starczyć za substytut kiwania głową. Nie przyznawał jej już racji i nie powtarzał, że jest mądra, bo to brzmiałoby jakby się podlizywał - zupełnie niewiarygodnie. I tak skoro już raz coś powiedział, powinna uznać, że jego słowa pozostają w mocy tak długo, aż ich nie odwoła.
        - Nie ma na nie odpowiedzi - powtórzył za nią jak echo, a kącik jego ust wykrzywił grymas, który mógł być uśmiechem albo kwaśnym tikiem. Westchnął. Pomyślał o tych wszystkich osobach, które z rozpaczliwym pragnieniem patrzyły mu w oczy i zadawały to pytanie. “Dlaczego zostałam sama?” albo “Dlaczego akurat on?”, słyszał to już tyle razy i odpowiedź nigdy nie była jednoznaczna i jasna. Życie okazywało się być bardziej kruche niż skorupka pustego jajka i ludzie zawsze uświadamiali to sobie po czasie. Nawet długowiecznych dopadała podobna rozpacz - głęboka i ciemna jak toń Morza Cieni - gdy stawali przed obliczem śmierci. Dopiero wtedy rozumieli, jak niewielką władzę mają nad własnym życiem. Wszyscy jednak z jakiegoś powodu oczekiwali, że medium będzie ponad to i będzie znało odpowiedzi na ich pytania i żale. To nie było takie proste…
        - Och, wybacz gafę - zreflektował się z uśmiechem druid, gdy wyrwał się z zamyślenia i dotarła do niego reszta jej słów, przede wszystkim argumenty przemawiające za tym, że źle wytypował jej pozycję społeczną. Nie, by wcześniej nie miał w tej kwestii wątpliwości.
        - Czy ja wiem, że tylko… - uznał na głos. - Jesteś mądrą kobietą, słychać to w tym co i jak mówisz, a to co robisz w życiu nie jest wcale gorsze od tego jakbyś była, dajmy na to, uczoną, dwórką. Nie wszyscy mogą i muszą być władcami i myślicielami, skoro znasz się na szyciu i lubisz to robić, znaczy, że to miejsce dla ciebie. Moja matka również szyła - dodał tak po prostu, by nawiązać do tego tematu. - Była bardzo utalentowana… Co tłumaczy poniekąd, dlaczego nie chciała przenieść się z miasta do chutoru mego ojca. Tam nie miałaby raczej klientów…
        Widugast wydał z siebie dziwne “hy hy hy”, co było prawdopodobnie słabym śmiechem. Wystarczyło spojrzeć na niego by domyślić się, że druidzi raczej nie noszą szat, w których dobra krawcowa mogłaby się popisać swoim kunsztem. A Arhuna i tak należał do tych lepiej wyglądających mieszkańców chutoru, któremu zdarzało się zakładać coś lepszego, gdy wybierał się do miasta albo spotykał z kimś ważnym.
        - Tę sukienkę również ty uszyłaś? - upewnił się, spoglądając na to, co miała na sobie Rumi.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

A mam czuć się gorsza? pomyślała. To co mówi to jedno, ale i tak wiem co myśli. Jestem gorsza. Jesteś gorsza Rumi. Po co się wychylałaś, po co w ogóle mu to wszystko opowiadasz. Przecież to tylko ktoś obcy. Nienawidzę siebie... Niepotrzebnie tyle gadam... Po co to wszystko... Nagle jej umysł zalała fala krytyki samej siebie. Zupełnie nad tym nie panowała. Czasami myśli w jej głowie zaczynały gnać i mieszać się ze sobą. Pojawiało się poczucie winy bez zupełnego powodu. Jakby wyrzucała sobie własne istnienie. Nienawidziła wtedy siebie jeszcze bardziej. Tam, w środku była niezwykle skomplikowana osobowością. Zrozumieć mógł ją chyba tylko ktoś, kto nienawidził i kochał siebie w ten sam pokręcony sposób co Rumianek, ale ona nie wierzyła, że na świecie jest druga taka osoba jak ona, która mogłaby pojąć jej obłęd.
Rumi... Opanuj się... Uspokój się, uspokój... Dlaczego to się zawsze dzieje, dlaczego... Jestem nikim, dlaczego każdy musi to zauważać, dlaczego? Co znów zrobiłam źle? Miała wrażenie, że głowa zaraz pęknie jej od nadmiaru myśli. Tak bardzo miała siebie dość, że czasem miała ochotę wybuchnąć. Tymczasem nie dała po sobie poznać, że w jej głowie panuje chaos poparty wyrzutami sumienia. Usilnie starała się słuchać co mówi do niej Arhuna.
- Tak... Tak, ją też uszyłam - odparła zdawkowo. Szli powoli, ale zbliżali się już do wyjścia z leśnej gęstwiny. Drzewa były już wyraźnie przerzedzone, rosło więcej niskich krzewów, a i promienie słoneczne były tutaj znacznie silniejsze.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Widugast nie zdawał sobie sprawy z tego, co czuła i myślała w tym momencie Rumi - ona przez lata nauczyła się nie pokazywać tego na zewnątrz, a on nie był w tym momencie zbyt domyślny. Zresztą, może nawet gdyby był w pełni sił, zarówno fizycznych jak i umysłowych, nie dostrzegły zmian w jej zachowaniu, a gdy już byłby ich świadomy, nie potrafiłby jej pomóc. Był dobry i pomocny, lecz raczej w typowy dla mężczyzny sposób: mógł kogoś ochronić i dać mu schronienie, pielęgnować w chorobie, być ramieniem, w które można się wypłakać, udzielić prostych rad, lecz emocje targające jego dobrodziejką były dla niego zbyt skomplikowane, by mógł jej pomóc. Bądź co bądź nigdy nie doświadczył tego co ona, bo chociaż jego rodzina była w pokrętny sposób niepełna, miał bezpieczne, dobre dzieciństwo, a na dodatek jego wrodzone poczucie własnej wartości było bardzo wysokie i przez lata jedynie się umacniało.
        Gdy para postawiła pierwsze kroki na skraju lasu, druid przystanął i rozbieganym wzrokiem rozejrzał się po okolicy. Nerwowo przełknął ślinę, a jego palce mocniej zacisnęły się na trzymanym oburącz kosturze. Z jakiegoś powodu otwierająca się przed nim, zalana promieniami słonecznymi przestrzeń wywoływała u niego niepokój porównywalny do tego, który czuje osoba zbyt długo patrząca w morską toń - co tam może czyhać? Vertai wyczuł narastający w Arhunie lęk i trącił go pyskiem, by okazać swoje wsparcie i wyrwać go z zacieśniającej się spirali paniki. Przeczuwał, że druid jeszcze nieraz będzie przeżywał takie napady na myśl o świecie, do którego wrócił po stu latach - niby tego samego, lecz równocześnie zupełnie obcego.
        - Ych... - Widugast stęknął opierając głowę o kościane zwieńczenie jego kostura. - Nawet drzewa nie rosną tam, gdzie rosły kiedyś... Albo ja coś źle zapamiętałem. Zdawało mi się jednak, że w tym miejscu był jeszcze las...
        Arhuna parsknął, jakby był sam na siebie zły. Nie umiał zebrać w sobie siły, by spróbować zregenerować się magią, wysiłek fizyczny sprawiał, że nie potrafił odpowiedni skupić myśli i uchwycić energii do rzucenia zaklęcia. Musiał poradzić sobie sam i po prostu mieć nadzieję, że da radę jakoś dojść do domu Rumi.
        - Wybacz... Chyba przez moment nie będę rozmowny - usprawiedliwił się. - Złapała mnie zadyszka... Co za wstyd.
        I znowu śmiech druida zabrzmiał jak "hy hy hy". Starał się żartować ze swojej tymczasowej niemocy i nie dołować się faktem, że kiedyś potrafił biec razem ze stadem przez całą noc i wcale nie dobiegał na miejsce ostatni. Vertai jakby wyczuł jego myśli i przypomniał mu, że nigdy nie miał siły alfy, więc to dla niego nie hańba spowalniać resztę, bo i tak nikt nie ma w stosunku do niego specjalnie wielkich oczekiwań. Subtelny jak zawsze.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

Rumi miała w głowie mętlik. To wszystko dopadało ją zawsze w złych momentach. Próbowała jakoś uspokoić swoje myśli, wracając wspomnieniami do dobrych rzeczy. Wyobraziła sobie swój ogród. Jabłoń za domem. Grządki z ziołami. Łąkę, która ciągnęła się za ogrodem, a dalej pola. Złote łany, dojrzałych zbóż uginające się pod naporem wiatru, unoszące i opadające jak fale jeziora. Dobre myśli - to była jej podstawa, kiedy zaczynała w środku panikować. Nie mogła pozwolić sobie na kolejną utratę kontroli, już raz dziś ją straciła i czuła się wykończona, nie mogła jej stracić po raz drugi. Drobniś... tak, Drobniś, gdzie on był? Odwróciła się na chwilę by odszukać wzrokiem pupila. Był za nim, skakał wesoło pomiędzy jedną kępą trawy a drugą.
- Drobniś! - zawołała kotka, a ten wystawił łepek zza wielkiej kępy trawy, po czym wyskoczył zza niej i ruszył biegiem do Rumianku. Ukucnęła, by chwycić maleństwo w dłonie, kiedy tylko będzie w zasięgu jej rąk. Wzięła go i przytuliła mocno do piersi.
- Mój malutki, gdzie ty mi biegasz. Chodź, już prawie jesteśmy w domu - podniosła się, a Drobnisia wsadziła do pustego koszyka. Cóż... jagód nie było, ale przynajmniej kotek miał gdzie się położyć.
Spojrzała na swojego towarzysza i przystanęła. Nie wiedziała jak mu pomóc. Co zrobić by mu ulżyć. Ba... nie wiedziała nawet co powiedzieć.
- Może... Hm... - westchnęła.
- To już niedaleko, ale może mogę ci jakoś pomóc? Podtrzymać? - zapytała bardzo niepewnie. Nie dlatego, że bała się, że go nie utrzyma, ale dlatego, że bała się go dotknąć.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Nawoływania Rumi sprawiły, że druid również zaczął rozglądać się za kotkiem, którego jeszcze niedawno widział. Malec dokazywał jak każde żywe stworzenie na jego etapie rozwoju, ale całe szczęście bardzo słuchał się swojej mamy - to z jakim zapałem popędził w jej kierunku gdy tylko usłyszał wezwanie, było naprawdę urocze, druid aż uśmiechnął się podziwiając tę scenę. Momentalnie poczuł na sobie czyjeś spojrzenie, obrócił się więc w stronę widmowego wilka, który patrzył na niego teoretycznie wymownym wzrokiem, chociaż czy miał on wyrażać pobłażanie czy zrozumienie, to już było trudne do określenia przy jego półprzejrzystej mordzie. Widugast nie zamierzał się tym przejmować, gdyż jedna z opcji była całkiem miła, a na tą drugą nie chciało mu się szukać jakiejś celnej riposty. Jednak dzięki tej krótkiej scence druid zyskał też chwilę by przynajmniej częściowo ustabilizować oddech i mógł podjąć marsz. Propozycję Rumi wysłuchał z lekko przekrzywioną głową niczym bardzo mądry pies - skojarzenie to podkreślał dodatkowo pysk Vertaia osłaniający czerep druida.
        - Niedaleko powiadasz? - upewnił się i na moment zawiesił głos. Rozejrzał się, by może dojrzeć ślady zabudowań, może jakieś smugi dymu albo nawet stogi siana czy jakąś miedzę.
        - Jeśli z tego miejsca jest bliżej do twojego domu niż na tamtą polanę, to dojdę sam. Jednak jeśli jest dalej… Chętnie skorzystałbym z pomocy - przyznał, bo nie był osobą, która w imię głupiego i źle pojmowanego poczucia honoru odmówi takiej propozycji. I nawet pogardliwe prychanie i kąśliwe uwagi Vertaia nie były w stanie zmienić jego zdania.
        - Mógłbym oprzeć się na twoim ramieniu - zaproponował druid, wyciągając rękę na odpowiednią wysokość, by wiadomo było o jakim wsparciu myśli. - Gdyby jednak było ci ciężko albo niewygodnie, śmiało powiedz, nie będę zmuszał cię do robienia czegoś ponad twoje siły. Jestem w stanie iść sam, z twoją pomocą byłoby mi jednak łatwiej, szybciej dotarlibyśmy na miejsce.
        Widugast spodziewał się, że Rumianek nie zmieni zdania i dalej będzie chciała mu pomóc, uznał jednak, że zwykła przyzwoitość wymaga od niego, by postawił sprawę jasno i dał jej możliwość wycofania się z tej oferty. Dopiero po czasie dotarło do niego, że przez to Rumi będzie szła bardzo blisko, a on od stu lat się nie kąpał i nie był pewien, czy zwyczajnie nie śmierdzi, bo jak to zwykle bywa nie czuł własnego zapachu. Całe szczęście jego obawy były nieuzasadnione, gdyż pachniał tylko mokrym drewnem i ziołami, którymi nacierał sobie włosy - była to mieszanka, które daleko do perfum, ale przynajmniej nie była nieprzyjemna.
        - Dziękuję - zwrócił się do dziewczyny, gdy znowu ruszyli. Chciał dobrze wykorzystać moment, gdy jeszcze swobodnie oddychał, więc zagaił rozmowę.
        - Drobniś to twój jedyny kot? - zapytał. - Jest bardzo pocieszny... I przywiązany do ciebie... To zabrzmi może absurdalnie, ale nigdy nie miałem do czynienia z kotami, słyszałem jednak, że wolą chodzić swoimi ścieżkami, a on tymczasem nie odstępuje cię na krok.
        Widugast zachował dla siebie to, że Drobniś nazywał Rumianek swoją mamą - jakoś nie miał w tym momencie nastroju na tłumaczenie się z tego, że rozumie mowę zwierząt i roślin tak dobrze, jakby mówiły do niego po elficku. Chciał po prostu podsunąć Rumi temat, na który mogłaby powiedzieć coś więcej, a zdawało mu się, że rozmowy o małym kotku powinny poprawić jej humor.
Awatar użytkownika
Rumianek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Artysta , Chłop
Kontakt:

Post autor: Rumianek »

Rumi trochę bała się Arhuny, a żeby być bardziej konkretnym bała się do niego zbliżyć. W końcu poprzednim razem to skończyło się bardzo, bardzo źle. Jednak jej natura nie pozwalała tak po prostu odsunąć się i nic nie robić. Widziała, że mu ciężko, że chód sprawia mu problem, a do wioski został jeszcze kawałek. Dla niej było niedaleko, ale dla niego, chyba o wiele dalej niż sądziła. To nie była kwestia jej wychowania, a raczej charakteru, że oferowała się z pomocą mimo wszystko. Nie to żeby się do czegokolwiek zmuszała, po prostu czuła, że chce i powinna pomóc. Taka już była. Ofiarna i dobroduszna, nawet jeśli w głębi jej dusz czaił się strach. Widziała bowiem więcej niż inni. Rozumiała, że to co się wydarzyło przed chwilą nie było winą Arhuny, a tylko niezbyt sprzyjających okoliczności. On krzyknął, bo nie spodziewał się jej dotyku i był nań przeczulony. Nie mógł wiedzieć, że Rumi ma tak smutną i bolesną przeszłość. Tak jak ona nie mogła wiedzieć, że dotykiem sprawi mu przykrość.

Kiedy wystawił rękę postanowiła nie uchylać się od tego co powiedziała wcześniej i oparła jego rękę o swoje barki, tak by móc go powstrzymać. Czy było jej ciężko? Nie, raczej nie, dźwigała już większe ciężary, poza tym nie zamierzała narzekać. W końcu wiedziała na co się piszę proponując pomoc. Arhuna był w tej chwili jak wielki pień, sztywny i niezbyt ruchawy, tym bardziej potrzebował jej pomocy.

- Koty są jak ludzie. Każdy jest inny, każdy ma swój charakter. Nie da się ich zmusić do miłości, muszą same tego chcieć. Zaprzyjaźniają się powoli, nie z marszu. Poznają człowieka i powolutku dają poznać siebie.Trzeba zasłużyć na ich zaufanie. Pokazują tyle ile chcą, są początkowo nieufne, ale z czasem otwierają się i pokazują jakie są naprawdę. W domu mam tylko Drobnisia, ale przychodzą do mnie też inne koty. Karmię je, daje miłość, ale one są inne, są jak przyjaciele, którzy odwiedzają cię od czasu do czasu, by usiąść na trawie w świetle zachodzącego słońca i wypić ciepłą mięte. Wymieniamy się czułościami, jeśli trzeba opatruje im rany i karmię, a one w zamian pozwalają mi wziąć się na ręce, przytulić, pogłaskać. Tak pokazują, że mi ufają.

- W tej chwili przychodzą do mnie trzy koty. Węgielek, Ruda i Śnieżynka. Węgiel jest rzecz jasna cały czarny, to duży, stary kocur o cudownym usposobieniu. Kiedy czuję się samotny przychodzi, siada na parapecie przy oknie izby, w której śpię i miauczy wniebogłosy. Daje mi do zrozumienia, że przyszedł i chcę bym go wpuściła. I tak też robię, wpuszczam go do domu, a on robi obchód jakby był u siebie, a potem wskakuje mi na kolana i głośno mrucząc domaga się pieszczot. Jest ze mną tak długo jak mu pasuje, a kiedy chce wyjść znów siada na parapecie i miauczy.

- Ruda przychodzi tylko do ogrodu, chyba, że jest bardzo zimno, lub pada. Wtedy szuka schronienia pod małym daszkiem przy kurniku. Jeśli ją widzę pozwalam jej wejść do domu. Ale ona jest inna niż Węgiel. Wchodzi do głównej izby i od razu wskakuje na najwyższą półkę blisko paleniska. Rozkłada się tam i śpi. Rzadko przychodzi by ją pogłaskać, jest niezależna i nadal trochę zamknięta.

- A Śnieżynka jest mamą Drobnisia. Przyniosła mi go, kiedy był jeszcze całkiem malutki, chyba tylko on przeżył z całego miotu. Przychodziła bo go nakarmić, a potem szła w tylko sobie znanym kierunku. Odwiedza mnie najrzadziej, ale kiedy już się zjawi czasem zostaje nawet na kilka dni.
Awatar użytkownika
Widugast
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Widugast »

        Arhuna nie patrzył na Rumi, gdy ta do niego mówiła. Wzrok miał wlepiony w ziemię przed swoimi stopami i pilnował, by zachować równy rytm. Jedna noga, kostur, druga noga - tak cały czas, wszystko zgrywając z oddechem, który mimo najszczerszych chęci stawał się coraz krótszy, nieubłaganie jak kurczące się jesienne dni. Mimo to Widugast potrafił wydzielić skrawek swej uwagi, którą poświęcił na słuchanie i rozumienie słów Rumianka. Na jego wargach pojawił się bardzo nikły uśmiech, prawie niezauważalny wśród zniekształcających rysy tatuaży - druidowi podobała się jej przemowa, podobał się opis kotów jako gatunku, jak i poszczególnych jej przedstawicieli, których przedstawiła mu przyszywana mama Drobnisia. Gdy jednak ona opowiadała o charakterze tych pełnych godności domowych myśliwych, Arhuna nie potrafił się oprzeć wrażeniu, że słucha opisu Saurii. “Nie da się ich zmusić do miłości”, “trzeba zasłużyć na ich zaufanie” - ona też taka była. Widugast pamiętał doskonale początki ich znajomości - on szybko oszalał na jej punkcie, zderzył się jednak ze ścianą niechęci, co było dla niego nowe i zaskakujące. Wtedy wiele dziewczyn z okolicy słysząc jego imię zaczynało poprawiać włosy i robić słodkie miny, a Sauria… Ona uśmiechnęła się złośliwie, otaksowała go wzrokiem jak cielaka na sprzedaż i rzuciła krótkie “no i?”. Długo ją do siebie przekonywał, oj długo, był to jednak trud, który warto było podjąć, bo gdy nadszedł ten dzień, gdy jego ukochana driada po raz pierwszy nie wykopała go ze swojego uroczyska, on był najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Niestety to szczęście minęło zbyt szybko…
        - Ocknij się, leśny duchu - upomniał go Vertai, była to jednak bezzasadna złośliwość, gdyż Widugast zachował kontakt z rzeczywistością i z pewnością nie uraził Rumi swoim brakiem zainteresowania. Gdyby go zapytała, potrafiły powiedzieć coś o wszystkich trzech kotach, niektóre zdania nawet przytoczyć w całości. Z początku jednak ograniczył się do lekkiego uśmiechu.
        - To bardzo piękne, co mówisz - zapewnił szczerze. - Widać, że doskonale rozumiesz swoich kocich przyjaciół… Ich natura jest taka sama jak ich dzikich braci: samotni drapieżcy, którzy cenią sobie wolność, lecz jednocześnie potrafią obdarzyć kogoś uczuciem i przywiązaniem. Dobrze to ująłem? Wybacz pytanie, ale miałaś kiedyś psa?
        - Nie zamierzasz chyba jej mnie pokazać?! - oburzył się nagle wilczy duch, wybiegając przed druida i stając na jego drodze. Widugast jednak spojrzał na niego z pobłażliwym uśmiechem na ustach i przeszedł przez niego, co Vertai nieodmiennie odczytywał jako obelgę.
        - Ty łysy szczeniaku! - oburzył się na Arhunę i jeszcze długo na niego złorzeczył, elf jednak udawał, że po prostu tego nie słyszy. Oczywiste było, że nie przedstawi Rumiankowi swego towarzysza, a w każdy razie nie uczyni tego teraz. Ona miała już z pewnością dość wrażeń jak na ledwo rozpoczęty dzień, dokładanie do tego widma wilka, które nieustannie błądzi w pobliżu, byłoby już przesadą.
        - Musiałaś wzbudzić w Śnieżynce ogromne zaufanie, skoro powierzyła ci swojego kociaka. To wspaniały gest, jakbyś była dla niej... siostrą - dokończył, nie znajdując lepszego słowa. Widać było, że trudno mu się skupić, bo był już zmęczony, a poza tym cały czas słyszał gderanie Vertaia. - A dla Drobnisia ciocią. Chociaż z tego co zdążyłem się zorientować, zwierzęta chyba wolą określać ludzi braćmi i siostrami. Do mnie w każdym razie żaden wilk z watahy nie zwrócił się nigdy "wujku".
        - Bo nawet dla najmłodszych byłeś słaby jak szczeniak - zripostował natychmiast widmowy wilk. - Nazywać cię wujkiem... trochę wstyd.
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości