Menaos[Karczma "Stary Dąb"]

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernard stał oparty o ścianę na zewnątrz karczmy. Odgłosy bójki dochodziły do niego przytłumione i pasowało mu to. Tylko niestety z jej powodu musiał wyjść na zewnątrz, co wystawia go na powszechny widok, a to sprawi, że zaraz zaczną się ciekawskie spojrzenia dzieci, okrzyki zachwytu, aż w końcu któreś podbiegnie z okrzykiem "Ja cieeeeeeeeeeeeeeee! Jesteś tygrysem! Woooooo....." lub czymś innym równie podobnym. Irytujące... Ale też z kolei nie miał gdzie iść za bardzo. Nie miał żadnego tropu, poszlaki, ani pieniędzy. Tego ostatniego w sumie ostatnio najbardziej brakowało.
Zapatrzył się na słońce. Źrenice zwężyły mu się w ledwo widoczne szparki, a on rozmyślał sobie o tym, co było kiedyś, co jest teraz, jak to odkręcić... i tak właściwie, co on będzie robił, kiedy w końcu mu się to uda? Wiedział, że chce, wrócić do dawnej postaci. Jest , a przynajmniej kiedyś był, człowiekiem. Żeby chociaż te przemiany nie bolały... Stał tak zamyślony, aż z tego odrętwienia wyrwał go czyjś głos. Obok niego stała rudowłosa dziewczyna, którą spotkał wcześniej przy barze. W każdej z dłoni trzymała po kuflu piwa, ale z powodu swojego wzrostu sprawiała niewinne wrażenie. Zaciekawiony podniósł brew.
- Tak? Słucham Cię. - Ciekaw był czego może od niego chcieć. Stała z dwoma piwami nieboga nie wiedząc co począć, ale on póki co nie zamierzał jej tego ułatwiać. Za dobrze się bawił.
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Tygrys bardzo zabawnie wyglądał, gdy jest czymś zaciekawiony. Otwiera szeroko oczy, uszy są nastroszone, a wąsy delikatnie drgają. Wyglądał dość figlarnie... Tak, właśnie tak. Figlarnie. Zdawało się, że przez jakiś niewielki (albo wielki, nigdy z kotami nie wiadomo) ułamek sekundy czas dla niego się zatrzymał. Po to by zatrzymać się myślami nad Pokusą. Gdy skierował na nią swoje spojrzenie. Amanda miała takie ogromne pragnienie zajrzeć jednak do jego umysłu. Tylko uchylę rąbka tajemnicy, tylko zerknę, tylko "rzucę okiem" na jego myśli. Tylko... I tylko... I tylko... - myślała. Usprawiedliwiała sama siebie. Niestety, jej natura wzięła górę. Poza tym, kto będzie o tym widział? Nikt, tylko ona.
Więc wkroczyła.
Na początku było to nieśmiałe wejście w głąb. Jej jakby "jaźń" znalazła się w zupełnie nowym miejscu. Przez jakiś krótki czas ta "jaźń" krztusiła się tym, nie mogła się odnaleźć. Piekielnej aż zakręciło się lekko w głowie. To jakby wyjść z dusznego pomieszczenia na zewnątrz i odetchnąć pełną piersią. Wtedy szumi w głowie, jest się lekko skołowanym i trzeba się na czymś oprzeć, by nie upaść. Amandzie tylko zawirował świat, nic więcej.
Choć zbladła, po tym co zobaczyła.
Czytając coraz więcej i więcej, nie zauważyła, że z jej dłoni wymykają się kufle. Brzdęk rozbitych naczyń obudził Piekielną. Dopiero teraz dotarł do niej pytanie Tygrysołaka.
- A... ależ nic. Toooo... to tylko piwo, nic więcej - wymamrotała. Nie wiedziała, gdzie oczy podziać. - Zaraz przyniosę kolejne.
I zniknęła prędko w drzwiach karczmy. Wróciła równie szybko. Niosła jak wcześniej dwa pełnie kufle piwa z pianką, takie jak lubiła.
- Jeden jest dla ciebie. Skosztuj. To tutejszy wyrób. Jeszcze na pewno takiego nie piłeś. Widać, żeś wędrowiec. - Wyciągnęła swoją dłoń w stronę Bernarda. Zastanowiła ją jeszcze jedna kwestia. Dlaczego zmieniła się, względem nieznajomego. Przecież nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym. Tygrysołaki można spotkać wszędzie, są tak samo powszechne jak Elfy czy Aniołowie. Może tylko są ukryte w gąszczu lasów, z dala od wścibskich oczu. Wolą samotność. Może własnie dlatego, że on kręcił się wśród ludzi jakby to było naturalną rzeczą? Może dla niego nienaturalne to nigdy nie było?
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernard z rozbawieniem obserwował nieznajomą, która wpatrywała się w niego z rosnącą ciekawością. Widać nie spotkała konkretnie takiego przypadku, jak on sam. Nagle przez chwilę poczuł dziwne wrażenie, jakby jego własne ciało było za małe dla niego samego. Jakby ktoś zajrzał mu do umysłu, delikatnie się wślizgnął, poprzeglądał książki na regale i niemalże równie delikatnie wymknął się na zewnątrz. Przymknął oczy, chcąc pozbyć się tego niemiłego wrażenia współdzielenia umysłu z kimś zupełnie obcym. W tym momencie jej oczy zaczęły rozwierać się coraz szerzej, a usta uformowały się w delikatne "o". Nim zdążył cokolwiek powiedzieć lub zareagować, kufle wyślizgnęły się z rąk kobiety i z trzaskiem rozbiły się o ziemię. Bernard skrzywił się z niesmakiem na takie marnotrawstwo trunku, którego ostatnio tak rzadko dane jest mu skosztować. Nieznajoma wydukała jakieś niemrawe przeprosiny i zniknęła z oczu tygrysołaka tak szybko, jak wcześniej pojawiła się w jego towarzystwie. Pokręcił głową na takie roztrzepanie i kucnął przy rozbitych szczątkach kufli. Zaczął je przeglądać, szukając jakiegoś fragmentu, gdzie jeszcze ostał się złocisty trunek. Po chwili poszukiwań trafił w końcu na szczęśliwe znalezisko i z uśmiechem na pysku z chłeptał napój ze skorupy kufla. W tym momencie powróciła nieznajoma mu kobieta z dwoma nowymi kuflami w dłoniach. Zażenowany, wstał z klęczek i otrzepał dłońmi kolana.
- Dziękuję nieznajoma, to miłe z Twojej strony - powiedział swym charakterystycznym, warkliwym głosem. Odebrał z jej rąk jeden z kufli przyglądając się jej badawczo, a następnie upił tęgi łyk piwa. Piana osiadła mu na nosie i wąsach tworząc pomiędzy poszczególnymi włosami mieniące się tęczą w świetle słońca bańki. Starł po chwili to wszystko wyuczonym ruchem rękawa ukazującym wieloletnią w tym praktykę. Nieświadomie oblizał nos i wąsy językiem, nawyk jego drugiej natury, którego zupełnie nie może się wyzbyć.
- Rzeczywiście przedni alkohol, dawno takiego nie kosztowałem. - Postanowił nie komentować faktu, że dopiero co wyszedł z karczmy, gdzie spędził jakiś już czas, więc zapewne coś pił. Kobieta nie musiała tego wiedzieć, ponieważ to, co zrobiła ewidentnie sprawiło jej przyjemność i radość, a kimże był, aby odbierać jej to odbierać.
- Jestem Bernard, a jak Ciebie zwą?
Pociągnął kolejny tęgi łyk i beknął z satysfakcją, dopiero po chwili przypominając sobie, w czyim jest towarzystwie i przybierając zmieszany wyraz pyska. Tym zachowanie starał się zamaskować trapiący go niepokój. Czy to dziwne wrażenie nie było próbą czyjejś interwencji w jego umysł? Ukradkiem rozejrzał się w koło, ale nie zauważył nic niepokojącego. Obawiał się jednak czającego się gdzieś w tłumie maga, który może tylko czeka na chwilę jego nieuwagi... Prawda, był przewrażliwiony, ale taki już jego los. Nie był pewien, czy kiedykolwiek wyzbędzie się tej swoistej mieszaniny lęku i nienawiści do magów i osób bawiących się cudzym losem.
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

- Zwą mnie Amanda. - Wyprostowała się, spoważniała i dźwięcznym acz surowym tonem wymówiła pełne imię i nazwisko. - Amanda dis Asmus. - Uśmiech wrócił w mgnieniu oka, gdyż nie wypadało być ponurym i sztywnym na początku znajomości.
Jej towarzysz zachowywał się... dziwnie. Nie chodziło o to, że nie przestrzegał zasad dobrego wychowania. Była w tym pewna swoboda i prawdziwość. Amanda zwróciła uwagę na to, że po jej "wyjściu" z jego umysłu stał się niespokojny - rozglądał się wokoło, jego oczy zrobiły się rozbiegane. To też wpłynęło na nią samą. Uważniej obserwowała towarzysza, choć dyskretnie i subtelnie.
- Wyglądasz na zaniepokojonego...
Mimowolnie sama zaczęła rozglądać się za ewentualnym zagrożeniem. Nikt szczególnie nie zwracał uwagi na parę. No, prawie nikt. Co jakiś czas pojawiał się ktoś, kto rzucał ciekawskie spojrzenia w kierunku kotopodobnego stworzenia. Piekielna, już bez zaglądania do umysłu, wiedziała, że to musi być szalenie irytujące.
Kobieta miała nadzieję, że Benard nie ma tych specyficznych zdolności, które mogłyby mu powiedzieć o jej wizycie w umyśle. Wpadka tak doświadczonej w swoim fachu Pokusy to osobista porażka. I hańba dla Piekielnych. Przybierając więc wyraz troski o towarzysza, zaczęła wypytywać o te z deka dziwne zachowanie.
- Czy może wiesz coś, czego nie jestem świadoma? Jakieś niebezpieczeństwo czające się za rogiem? Złoczyńcaw sród mieszkańców? Zły mag?
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Przez pysk Bernarda przebiegł grymas zdziwienia, kiedy dziewczyna się przedstawiała. Wydała mu się nagle poważna i władcza. Takie drobne, niepozorne dziewczę, a tu proszę bardzo... Szybko jednak powróciła do poprzedniego stanu i zaczęła do niego nieśmiało szczebiotać. Zaprawdę dziewczyny są dla niego wielką zagadką. Zresztą ile ona może mieć lat? Na pewno nie więcej niźli on sam.
-Nie... wszystko jest w porządku... Czasem zdarza się takie wrażenie, że myślisz, iż ktoś cię obserwuje. Miewasz tak? Mi czasem się zdarza, przykra sprawa...- zamilkł zasępiony i zapatrzył się w ziemię. Podrapał się po brodzie. Pogrzebał nogą w ziemi ostrząc pazury.
-Jakoś niekomfortowo się tutaj czuję... Miałabyś ochotę gdzieś się przejść? - popatrzył na nią tęsknym wzrokiem.
Dawno tak długo nie rozmawiał z drugą osobą. Ostatnimi czasu unikał kontaktów z ludźmi. Nie czuł się w ich otoczeniu dobrze. Dopiero ostatnio zaczęła doskwierać mu samotność. Dlatego zatrzymał się w tej miejscowości, pomimo tego, że wiedział iż nie znajdzie w okolicy żadnej pożytecznej informacji o magu, który go przemienił.
-Chętnie spędziłbym z Tobą więcej czasu, jeśli nie masz nic naprzeciwko. - kto wie, może załatwi sobie porcję kontaktów międzylu... między osobowych na dłuższy czas.
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Prywatna kamienica pana Menhoro mieściła się po północnej stronie miasta. Była piękna i okazała, choć w niektórych miejscach widać było popękany tynk, a dach gdzieniegdzie przeciekał. Jednakże wciąż był symbolem dawnej świetności rodu. Fasada zewnętrzna nie dorównywała w żadnym stopniu wyglądowi wewnętrznemu. Piękne tapety, meble ze szlachetnego drewna, drogocenne tkaniny… Ten jedyny dom utrzymał się po śmierci starego Valharda majątek został podzielony w większości. Nielojalni słudzy uciekli z kosztownościami. A wnuk-hazardzista przegrał konie, karocę i winnicę. Za długi chciano zlicytować starą kamienicę lecz najstarszy syn Valharda spłacił wszystkie zaległości bratanka. Valryk powoli wykupuje stracone dobra i majętności ale to nie taka prosta sprawa. Valryk jednak jest nieustępliwy.
Poza odzyskiwaniem dawnych terenów, Valryk od niedawna stał się miłośnikiem dzikich zwierząt. Posiada niewielką kolekcję w swojej głównej siedzibie niedaleko Menaos. Kamienica stała się jego miejscem pracy. Dlatego właśnie tu przychodzili wszyscy wysłani dobrze wyszkoleni ludzie, którzy obserwują otoczenie w poszukiwaniu nowej ofiary.
Alandil, Elf na służbie u Valryka, kroczył właśnie po korytarzu na piętrze. Był tu nie pierwszy raz. Jest doświadczony i sprytny. To z nim właśnie Valryk upolował pierwsze zwierzę. Z tego co się później okazało nie był to zwyczajny niedźwiedź. Krążą plotki, że Valryk ma obsesję na punkcie Kotołaków, Tygrysołaków.. I innych takich. Nikt nie jest do końca pewien, a pogłoskę tę rozpuścił pewien Naturianin, który “ponoć” widział zarzynanego z niespotykanym okrucieństwem wspomnianego niedźwiedzia. Jedni mu wierzą, drudzy uważają za szurniętego jak inni Naturianie lub lub tego typu istoty, żyjące w lasach. Elf stanął przed drzwiami na końcu korytarza. Zapukał. Nie czekał tylko wkroczył do środka. Każdy sługa Valryka wie, że nie zaprasza i można od razu wchodzić do gabinetu. Tylko obcemu nie jest znana ta zasada.
- Witaj Alandil. Nie spodziewałem się akurat ciebie. - Valrykowe oczy błysnęły z zafascynowania. - Nie muszę pytać. Skoro tu jesteś musi być coś niezwykłego. Już jestem gotowy, tylko spakuję prowiant.
Małomówny Elf podniósł otwartą dłoń.
- Proszę nie brać prowiantu, ani ciężkiej broni. Tygrysołaka zabijemy w mieście.

***


Nocne wędrówki były dla Amandy bezpieczne. Z obserwacji wynikało, że poszukujące ją Pokusy wędrują tylko za dnia. Aktualna rudowłosa mogła swobodnie przemieszczać się, poznawać okolice bez większego pospiechu. Chociaż będzie musiała opuścić miasto prędzej, czy później niezobowiązująca pogawędka z kimś pokładu… Tygrysołaka stała się miła odskocznią.
- Z największą przyjemnością. Od kiedy zaczęłam wędrować, spanie w takich luksusach przestało mi odpowiadać. Ba! Wole chodzić i chodzić, na spoczynek robię sobie przerwę, gdy organizm bardzo mocno tego potrzebuje.
Upiła kolejne dwa łyki piwa i ruszyła za towarzyszem.
- Czy mam coś takiego? - Opuściła głowę, zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Ostatni raz mówiła o swojej sytuacji swojemu dawnemu opiekunowi… Lata temu. Amanda zdała sobie sprawę, że ta rozmowa nic nowego nie wniesie, a rozmowa może jej ulżyć. Choć nie zamierzała zdradzać mu całej historii życia, to i tak byłaby to idealna terapia.
- Tak, miewam. Jestem poszukiwana… jakby listem gończym. Choć tak naprawdę niczego złego nie zrobiłam. Ale jestem.. - Zawahała się przez moment. - czarną owcą w stadzie. Odstałam i chcą mnie zgładzić. To tak w skrócie..
Amanda zdała sobie sprawę, że jej towarzysz, któremu przybliżyła kawał życia, nie przedstawił się. Nie mogła mu tego odpuścić.
- Zaraz zaraz, bohaterze. Gdzież podziały się twe maniery!? - Tupnęła zadziornie nóżką - Poznałeś mą godność i lecz o swojej zapomniałeś. A ciekawość kobieca nie zna granic.
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernard spojrzał z uwagą na idącą koło niego drobną kobietę. W jaki sposób ktoś taki jak ona mógł spowodować takie zamieszanie, że aż organizowano na niego szeroko zakrojone poszukiwania? Może to była jakaś księżniczka? Nie.. Raczej nie. Kogoś z linii krwi raczej nie chcieliby tak po prostu zabić. Chyba... Tak właściwie, to całkowicie się na tym nie znał. Ale że też podróżuje sama... Coś tu nie gra. Nie ma pojęcia co, ale coś nie gra. Może po prostu wystarczy uważać? Jak to mawiają, pożyjemy, zobaczymy. Jeśli zrobi się za gorąco, to najwyżej da nogę. Wszak już nie raz uratowało mu to skórę...
Z zamyślenia wyrwało go gniewne tupnięcie dziewczyny. Zdziwiło go to niezmiernie, bo przecież się przedstawił.. Tuż przed tym, jak zrobiła to ona... Popatrzył na nią przeciągle nie wiedząc, czy robi sobie z niego jaja, czy naprawdę zapomniała fakt, który miał miejsce raptem chwilę temu.
-Jestem Bernard. Przedstawiłem Ci się niedawno. Tuż przed tym, jak Ty przedstawiłaś się mi swym pełnym imieniem i nazwiskiem. - popatrzył na nią uważnie, przyglądając się jej twarzy. Może cierpi na zaniki pamięci, czy cu..?
Wolnym krokiem wkroczyli między drzewa. Słońce powoli zachodziło, także cienie się wydłużyły i w lesie powoli zapadł mrok. Źrenice Bernarda rozszerzyły się, dzięki czemu widział bez przeszkód. Zastanawiał się, czy jego towarzyszka też sobie dobrze radzi. Przekroczył zwalony pniak i ledwo utrzymał równowagę. Okazało się, że zaraz za przeszkodą leży cała masa przegniłej podściółki.
-Uważaj Amando. Strasznie tutaj ślisko i łatwo stracić równowagę. Zresztą... Zaczyna robić się ciemno i ponuro. Może lepiej nie zostawać na noc bez ekwipunku. Co o tym myślisz?
Przysiadł na drzewie, które dopiero co przekroczył i skupił się na Amandzie.
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Varlyk zdziwił się bardzo. Jeszcze nigdy nie spotkał takiego osobnika. I to w mieście.
- O czym ty mówisz, Alandil? Kotołak w mieście? - Ta wieść zaintrygowała go i równocześnie przeraziła. Co takie stworzenie robi wśród zwykłych ludzi? Z tego co mu było wiadomo Kotołaki nie zbliżały się do siedlisk ludzkich. Coś musiało być na rzeczy.
- Tak, panie. - Odparł ze zwyczajnym spokojem w głosie. - Śledziłem go zanim dotarł do miasta. Dotarł do karczmy i tam najprawdopodobniej się zatrzymał. Przyłączyła się do niego pieśniarka, później chochlik. W takim doborowym towarzystwie na pewno tam został. Choć opuściłem lokal dość wcześnie, by zdać raport, więc nie wiem, czy coś się zmieniło.
Varlyk potarł dłonią o brodę. Zawsze tak robił, gdy nad czymś się zastanawiał. Gest był automatyczny, naturalny jak oddychanie. Jego szare oczy błądziły po ścianach. Wstał ze skórzanego fotela i ruszył do okna. Miał stąd wspaniały widok na całe miasto. Zachodzące słońce oświetliło jego postać. Był dość wysoki, masywny. Gładko uczesane, blond włosy mieniły się rożnymi odcieniami. Jego szary uniform był idealnie dopasowany do postaci, a kolor podkreślał barwę oka. Dłonie zbliżyły się do ust, niedługo potem palce pawiej dłoni zaczęły bawić się złotym sygnetem. Milczał dość długo. Elf być cierpliwy, nie przeszkadzał, ale wciąż go obserwował. Menhoro spokojnie odwrócił się w stronę rozmówcy, i skierował swoje kroki ku niemu. Wciąż niemal zagryzał palce.
- Nie spuszczaj go z oczu. - Powiedział powoli, jakby każde słowo miało ogromne znaczenie i wagę - Śledź go dzień i w nocy. Musisz się dowiedzieć, czego tu szuka, bo na pewno nie rozrywki z wokalistką. - Wypuścił ze świstem powietrze z ust.
- Tak jest, mój panie. - Już miał wychodzić, gdy jednak zmienił zdanie. - Czy jednak moi ludzie mogą się z nim trochę zabawić? Narzekali, że stare dziewki już nie bawią ich jak dawniej. Rozruszałbym ich trochę.
- Dobrze - Odparł krótko. - Lecz jeśli włos mu spadnie z głowy, ty za to odpowiesz.
Elf uśmiechnął się chytrze i wyszedł, cicho zamykając drzwi.

***

Widać było, ze Kotołak intensywnie myślał. Nie trudno było się domyślić, że ona była tematem jego rozmyślań. Ona albo jej dzieje. Westchnęła cicho. Lecz zaraz spłowiała. Bohaterka zdała sobie sprawę, że popełniła właśnie swój pierwszy w życiu nietakt. Podrapała się z zawstydzeniem na twarzy po karku. Zagryzła lekko wargę i spojrzała nieśmiało na Zmiennokształtnego.
- Nie sądziłam, że ujawni się we mnie pamięć złotej rybki. Nigdy taka nie byłam.. - Urwała nagle. I zastanowiła przez chwilę. Co takiego się stało, że zaszła w niej taka odmiana? Gdzie się podziała pewność siebie i kokieteryjny stosunek do mężczyzn? Skarciła samą siebie. Nie wiedziała, jak wybrnąć z tej sytuacji. Grała, to jest pewne. Nie była sobą. Podjęła jednak decyzję, by nie zmieniać niczego. Towarzysz tak fantastycznie bawił się w towarzystwie tej przeuroczej panny. Pokusa wiedziała, ze prędzej czy później będzie musiała się ujawnić. Ale to był problem bardzo odległy.
- Ale nazywasz się Bernard? Tak zwyczajnie? - Pytania miały skłonić do powiedzenia czegoś więcej, by zdradził swoje tajemnice choć w części.
Las był pokryty delikatna rosą. Zachodzące słońce, które wysyłało ciepłe promienie światła, rozczepiały się i tworzyły barwne iluminacje. Gra światła niezwykle podobała się Piekielnej. Ta mokra pułapka wbrew pozorom została zauważona przez Amandę. Miała wyostrzony wzrok, który pomagał jej w obserwacji. Ale po co miałaby ujawniać tak ważny fakt.
- Myślę, że dam sobie radę. Może nie jestem tak zwinna, jak Koty ale wystarczająco. Poza tym lubię wieczory. Czyżbyś się czegoś bał? - W tym momencie ciało dziewczyny straciło równowagę, lecz na całe szczęście rosło bardzie blisko drzewo, o które mogła się oprzeć i udawać, że zabieg był celowy. Uśmiechnęła się promiennie i odetchnęła głośno.
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Skrzyżował łapy na piersi i przyjrzał się krytycznie współrozmówczyni.
- Tak, Bernard. Zwyczajnie i plebejsko. O ile imię Bernard może być zwyczajne przy takim Jontku czy innym Mietku. A co, zawiodłem cię, szanowna pani?
Pytanie ciut go rozsierdziło. Biorąc pod uwagę okoliczności, może za bardzo, ale cóż. W głębi duszy wciąż był człowiekiem, ze wszystkimi swoimi wadami i ułomnościami. Może kiedyś je zwalczy, ale raczej to nie będzie tu i teraz.
- Aktualnie nie mam czego się obawiać. Co najwyżej, że w ciemności skręcisz sobie nogę i będę cię musiał nieść na plecach z powrotem do miasta. A tego wolałbym uniknąć - roześmiał się szczerze i mrugnął okiem, niepomny, że w zapadającym zmroku towarzyszka może nie zauważyć tego ruchu.
- Osobiście wolę dzień z jasnym słońcem. Wszystko wtedy takie ładniejsze i wyraźniejsze jest. Zwierzątka biegają i tak dalej, i tak dalej. Jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Noc to jest pora złodziei, kurew, bandytów i innych oszustów - zasępił się, spuścił nieco wzrok, po czym po chwili namysłu i cichszym już głosem dodał: - oraz magów. Nienawidzę magów. Ale nie rozmawiajmy o tym. Opowiedz może, jak się znalazłaś w tej okolicy i co cię tutaj sprowadza? Jakież to historie i opowieści ze sobą niesiesz?
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

- Okłamałaś mnie! - wrzasnął z rozgoryczeniem Elf. - Nie było cię pod ratuszem, nie czekała żadna wiadomość. Gdzie jest złoto?
- Chyba żartujesz, nie wywiązałeś się z umowy. Nie dostałam tego, o co prosiłam. - Jej głos był w opozycji do głosu jej rozmówcy. A z twarzy bił spokój i opanowanie. Tak naprawdę zaczynała się niepokoić upływającym czasem. Czarodziej czekał na kolejny magiczny artefakt, czekał za długo. Zaczynał się niecierpliwić, a to wróżyło tortury. Nie o to walczyła Ayria - chciał uwolnić brata i to się tylko liczyło.
- Zapłacę, ale chcę mieć bransolety. - Spojrzała w górę na wschodzący właśnie Miesiąc. - Od teraz masz czas do drugiego wschodu księżyca. Dołożę jeszcze 200 złotych gryfów za wywiązanie się.
W pokoju było ciemno i zimno. Nie palił się ogień, dziewczyna bała się go. Od kiedy została paskudnie oszpecona, nie pali ognisk, nawet świec. W tym pomieszczeniu trudno było dokładnie się jej przyjrzeć. Ciemność ukrywała blizny, które były za bardzo rozpoznawalne. Kobieta chciała pracować incognito.
- Jeśli wszystko zrozumiałeś, zostaw mnie samą. Z budynku wyjdź południowymi drzwiami. Będę czekać przy sadzawce.

***


Amanda była wytrawnym obserwatorem. Zauważyła malującą się złość na pysku Tygrysołaka. Pokusa, wyczuwając ewentualne zagrożenie, chciała złagodzić jego złość. Bądź co bądź, ale to dziki zwierz, którego Amanda trochę się obawiała.
- Nie myśl o mnie źle, Bernardzie. Zazwyczaj ludzie dzielą się nie tylko imieniem. Posiadają nazwiska rodowe, pseudonimy nadane przez samych siebie lub przez wzgląd na swe perypetie i przygody. Ty podałeś tylko imię. Nie pytam o szczegóły. Każdy ma swoje sekrety.
Ostatnie zdanie odbiło się echem w jej głowie. To były słowa jej dawnego opiekuna. Wszystko wróciło, jak mantra. Jej ucieczka, ukrywanie się, smak zgniłych ziemniaków zjadanych w zimnych piwnicach domostw. I czarodziej, który uratował jej życie. Dał nadzieję. I uczył życia.
Tym razem to ona się zachmurzyła. Zły czarodziej? Nie mogła w to uwierzyć. Przecież tyle jej mówił o innych prawych i szlachetnych przyjaciołach, którzy pomagali ludziom i innym stworzeniom. Powiedział, że nie potafią krzywdzić.
- Dlaczego tak myślisz? Znałam dość blisko jednego i jestem przekonana, że żaden nie wyrządziłby krzywdy. Coś musiałeś kręcić! To niemożliwe! - wykrzyknęła z bólem w głosie. Oczy miała pełne srebrnych łez. Odruchowo cofnęła się o parę kroków, jakby dając do zrozumienia, że odcina się od jego słów, od jego przekonań. Nie chciała go słuchać, wolała odejść, niż mieć z nim do czynienia. Odwróciła się od niego gwałtownie i pobiegła w stronę lasu.
Im dalej się znajdowała, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że zachowała się dziecinnie. Zatrzymała się, zrobiła kilka głębokich wdechów, policzyła do dwudziestu i ruszyła w kierunku towarzysza. Ku jej zdziwieniu miejsce to zastała opustoszałe. Zniknął, jakby zapadł się pod ziemię. Dziwne - pomyślała. - Może udał się do karczmy?- zapytywała samą siebie. Niepokoiła się nagłym zniknięciem Tygrysołaka. Wbrew pozorom polubiła go. Nawoływała go, szukała, przeszukała całą okolicę - wszędzie spotykała się z głuchą ciszą. Ruszyła więc w stronę karczmy z nadzieją, że wrócił tam na nocleg.

***

Chód cichszy od szeptu.
Od szumu wiatru.
Od oddechu.
Musieli patrzeć pod nogi. Jedna gałązka, jeden trzask i akcja, nim jeszcze dobrze się rozpoczęła, kończy się klęską. Oni nie mogli sobie na to pozwolić. Gra toczy się o zdobycz... A czasem i o życie. W ich drużynie mogą być tylko eksperci w zabijaniu. Porażka karana jest śmiercią.

Alfa od dawna nie przyjął nikogo nowego, ludzie odchodzą. Szkolenia są coraz gorsze.
A i ilość zleceń z miesiąca na miesiąc jest coraz mniej. Jednak chciał przywrócić dawną świetność.
Ten jeden zleceniodawca był jego ratunkiem. Wiązał z nim ogromne nadzieje. Zawarli pewną umowę - oni mu zwierzyny, on im nowe zlecenia i nowych klientów. Odetchnął glośno. Za stary na to jestem - pożalił się w duchu. Wśród chłopców szukał swojego następcy, ale nie widział nikogo godnego.
Zatrzymali się spory kawałek od gospody. Zobaczyli parę - dziewczynę i odmieńca. Ale kobieta odchodziła. Alfa dał znak. Łucznicy zajęli pozycje na gałęziach drzew, inni chowali się sprytnie nad pniami. Alfa dał znak głównemu łucznikowi, by wypuścił jedną strzałę. Strzałę ostrzegawczą. Później rozpoczął się atak.
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Rozpaczliwe słowa dziewczyny ponuro rozbawiły Bernarda. Dla Amandy chyba świat był tylko czarno biały. Istnieli tylko dobrzy czarodzieje i koniec kropka. Naiwna, głupiutka... Nie dostrzegała drugiej strony tej samej monety. Świat był pełen szarych barw i ich odcieni. A Bernard z własnego doświadczenia wiedział, że istneje coś takiego jak "zły" czarodziej. I to aż za dobrze. Problem z nimi był tylko taki, zę było ich mniej i z racji zajęcia raczej się ukrywali, niźli otwarcie ogłaszali swoje poglądy i metody. Dlatego nie winił dziewczyny, że nie wiedziała o tym. Miał jej za złe paniczne zaprzeczenie tego faktu. Chciał nawet rzucić jaką kąśliwą uwagę, ale dziewcze uciekło dalej w las. Przez chwilę słyszał nawet jej cichy szloch.
Zrobiło mu się jej żal. Postąpił krok w kierunku, który obrała, gdy nagle jego umysł wysłał mu ostrzegawczy impuls. Wyprostował się na całą wysokość, ręce zwiesił po bokach, a ogon delikatnie kołysał się na boki. Wyczuł zapach. Zapach ludzkiego potu. Nie byłoby w tym nic złego i groźnego, gdyby nie to, że właściciel tego zapachu nie starał się go zmaskować. Widać albo niedocenił swojego celu, albo jeszcze wiele brakowało, aby stał się dobry łowcą. Niestety Bernard nie był w stanie określić gdzie ten ktoś się chowa. Przeczuwał, że śledzi on zmiennokształtnego, bo zapach nie oddalił się za dziewczyną, tylko został niedaleko niego. Tylko gdzie? I jaki ma cel? Zmiennokształtny pociągnął kilka razy nosem, ale nic mu to nie dało. Zastanawiał się co zrobić, kiedy decyzja została podjęta za niego. Dźwięk spuszczanej cięciwy.
Nie zwlekając Bernard rzucił się w lewo do przodu szczupakiem. Strzała wbiła się dobry metre od miejsca gdzie stał, ale z przodu. Zatem nie była wycelowana w niego, a jedynie miała mu przekazać wiadomość. "Jesteśmy tu. Mamy Cię. I już nie uciekniesz." Zwierzoczłek zawarczał. Czuł jak wzbiera w nim gniew. Tak zamierzają z nim pogrywać? Myślą, żę już go złapali? O nie, on im jeszcze pokaże...
Wsparł łapy w podłoże i zerwał się do biegu. Skierował się w kierunku przeciwny dod tego, który obrała Amanda. To była jego sprawa i nie zamierzał jej w to wciągać. Każdy ma swoje demony, a te nie były jej. Przedarł się przez krzaki i natychniast odskoczył w bok nieco zmieniając kierunek i dalej parł naprzód. Szczęknęły kolejne cięciwy, a trzy strzały powbijały się w okoliczne drzewa. Wygląda na to, że jeszcze nie celowali, aby go zabić. Raczej, jakby chcieli go ostrzec, zmusić do uległości i pojmać...
Bernard przyśpieszył biegu, gdy w tem z drzew spadła na niego sieć. Była porządna z dobrze splecionych sznurów, z małymi oczkami. Ale poza tym była całkowicie zwyczajna. Widać napastnicy czegoś nie przewidzieli. Gniew wezbrał w Bernardzie i powoli zaczął przejmować kontrolę nad zwierzołakiem. Uchwycił łapami siatkę przed swym pyskiem i w tym momencie jego "dłonie" zajęły się ogniem. Bez problemu ognistym dotykiem rozerwał swoje chwilowe więzienie.
Wstał i odchylając się w tył zaryczał w nocne niebo, które powoli zaczęło zasnuwać się chmurami. Jego zwierzęca część natury łaknęła zemsty. Chciała odnaleźć tropicieli i rozprawić się z nimi. Jednakże tutaj znajdował się w niekorzystnej sytuacji. Ewidentnie znajdował się w niekorzystnej sytuacji, poniweaż przeciwnik najwyraźniej znał teren, a już na pewno był uzbrojony w przeróżną broń oraz w przewadze liczebnej. Dlatego najpierw powinien wyprowadzić ich w pole i znaleźć takie miejsce, gdzie to on będzie miał przewagę. Ruszył żwawo przed siebie, a wraz z każdym kolejnym krokiem wygasał ogień na jego łapach. Mimo to smużka dymu ciągnęła się jeszcze kilka metrów po wygaśnięciu ostatniego płomyka. Z pyska Bernarda nie schodził uśmiech.

Łowy zostały rozpoczęte.
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Myślenie Bernarda było jak najbardziej trafne. Elfy strzelały raz po raz, lecz nie wysilały się specjalnie. Bawiło ich zachowanie Kotołaka, który złowrogo warczał, stawiał się, uciekał. Uważali go za małego, niegroźnego kociaka, który mógłby ewentualnie tylko niegroźnie podrapać. Głośno rozmawiali, śmiali się. To z pewnością jeszcze bardziej mogło rozwścieczyć Bernarda, ale oni mieli to gdzieś. Czuli się bezpieczni i silni. I było ich więcej.
Alfa jednak nie przewidział, że któryś z chłopaków potraktuje "łapankę" poważnie i użył sieci.
- Za mną - krzyknął. - Zwierzak jest nasz. - I za nim ruszyło pięciu innych. Chcieli go otoczyć w ciasnym kręgu i zaatakować z bliska. Trzech z nich było uzbrojonych w długie sztylety, reszta w krótsze egzemplarze broni. Nie mieli pojęcia o zdolnościach Zmiennokształtnego. Ten rozerwał sieć, uwolnił się z niej tak samo łatwo, jak udało mu się w nią wpaść. I na dodatek rozległ się jego ryk. Myśleli, że zaatakuje. Nie czekali długo i sami przystąpili do akcji. Uciekał im. Nie mogli, nie chcieli do tego dopuścić. Jeden z nich, pod wpływem chwili wystrzelił strzałę celując w niego.
Trafiła.
Strzała przeszła na wylot przedramienia. Wiedzieli, że to koniec akcji. Musieli się zmyć i to szybko. W chłopakach wrzała krew, i mogło dojść to gorszych czynów, a to byłby koniec umowy i zlecenia. Alfa i tak miał złe przeczucia.
Polecą głowy. Na pewno.

***

Usłyszawszy potworny ryk, przeczuła, że to może być coś złego. Nie szła, biegła w stronę słyszalnego dźwięku. Po drodze widziała zagubione strzały, ale gdy w jednym miejscu zobaczyła ich dość sporo, zaczęła się martwić. Polubiła Bernarda. Nie chciała, by coś złego się mu stało. Na dodatek poczuła krew. Niestety było jej tak niewiele, że nie mogła podążać jej śladem, by go znaleźć. Jedyne miejsce, w którym mógł być, to karczma. I tam skierowała swoje kroki.
Co dziwne, szybko znalazła się przed budynkiem. Niestety okazało się, że nie ma go w środku. A przynajmniej w izbie biesiadnej. Zabawa się jednak nie kończyła, kapela ładnie przygrywała i biesiadnicy śpiewali wesołe pieśni. Piekielna zamówiła piwo i przysiadła się do jedynego pustego stolika.
Pół godziny później, pojawili się właśnie w tej karczmie Elfy, które zapolowały na Bernarda. Było ich tylko pięcioro i Alfa. Mieli smętne miny. Zaczęli od zamówienia wina z Drivii, od razu czerech butelek.
- To może być koniec - pożalił się jeden ze starszych Elfów, który opierając bezwładnie głowę o dłoń, nalał sobie wina do pełna i wypił od razu do dna, nalewając nalał ponownie pełen kubek. - Przecież Menhoro mnie zabije. Zmiennokształtnemu miał włos z głowy nie spaść. A on dostał strzałę.
- Nie przesadzaj, przecież żyje. A to jest najważniejsze.
- Nie! - Wrzasnął, a ludzie, którzy siedzieli najbliżej, obejrzeli się na niego, wyczuwając coś niepokojącego. Alfa przeprosił i złagodził sytuację. - On teraz skryje się gdzieś, zaszyje w gęstwinie lasu i nie będzie można go znaleźć. To raz. Dwa, Menhoro chciał dowiedzieć się, czego te zwierze szuka w mieście. To był priorytet. Może ukrywał jakąś tajemnicę, i tego chciał się dowidzieć. Głupcy. A przez was straciliśmy szansę na dodatkowe pieniądze. Idźcie stąd, precz!
Stary przegonił młodych Elfów. Ci wyszli szybko z karczmy. Pokusa domyślała się, że to rozmowa dotyczyła Bernarda. Upewniła się zaglądając do umysłu pijącego Elfa. Postanowiła wyciągnąć z niego jak najwięcej się dało. Rudowłosa kobieta wyszła z karczmy, a wróciła wysoka, złotowłosa Elfka. Piękna, zielona suknia zdobiła jej pełne, piękne ciało, podkreślające nie tylko jej kobiece kształty, ale i barwę oczu. Za pomocą swoich mocy uwiodła go i zaprosiła mężczyznę na piętro, gdzie znajdował się jej pokój. Zatrzasnęła za sobą drzwi. Mężczyzna nie wiedział, że od razu zostanie powalony na podłogę. Amanda usiadła na nim okrakiem, trzymając go za bluzę.
- Zaraz, zaraz, droga panienko, nie tak prędko. Nawet nie znasz mego imienia, byś mogła je wykrzyczeć podczas szczytowania.
- Zamknij się, głupcze. Słuchaj uważnie. Gdzie jest Kotołak, na którego polowaliście? Z czyjego rozkazu to wykonywaliście i po co? Gadaj!
Podchmielony mężczyzna nawet nie zdawał sobie sprawy, że wyśpiewał wszystko. Od A do Z. Na koniec, Elf otrzymał należną zapłatę za informacje w postaci ciosu w twarz. Stracił przytomność i najprawdopodobniej obudzi się dopiero rano z ogromnym kacem. O ile nie zostanie znaleziony wcześniej. Amanda spawanie wyskoczyła przez okno.Podczas lotu w niezwykły sposób wróciła do rudowłosej postaci. Zupełnie nie wiedziała, gdzie ma się udać. Postanowiła jednak dorwać Menhoro.
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Chociaż nie powinna, cała sytuacja sprawiała Bernardowi przyjemność. Gdzieś tam w głębi jego jestestwa cieszył się z tego, że mógł zapolować, że tamci uważali go za zwierzynę łowną, chociaż to ONI SAMI są zwierzyną, a on tylko przygotowuje się do uderzenia. Wiedział, iż winna temu jest jego zwierzęca część, ponieważ jako człowiek na pewno nie odczuwałby z tego powodu radości, nie czuł przyjemności z bycia częścią łowów. Nienawidził jej za to, ale jego świadomość była teraz przytłumiona przez instynkt łowcy i pragnienie polowania.
Jednakże te rozmyślania zostały gwałtownie przerwane. Bernardem potężnie szarpnęło do przodu, kiedy jedna strzała przeszła na wylot przez jego ramię, plamiąc krwią roślinność przed nim. Napastnicy wykorzystali moment nieuwagi zwierzołaka i oddali celny strzał. Było to dziwne, bo do tej pory wszystkie pociski były wycelowane w okolice Bernarda, a nie w niego samego. Widać, że zależało im na tym, aby pochwycić go nienaruszonego, a tu proszę, kogoś poniosła fantazja. Ale oprócz tego popełnił jeszcze jeden błąd. Zdenerwował bestię.
Zwierzołak schował się za najbliższym drzewem i zaczął oddychać przez zęby. Dość już uciekania, pora przejść do ofensywy. Czerwona mgiełka nieco przyćmiewała zdrowy rozsądek i zagłuszała instynkt samozachowawczy. Powoli priorytetem stawało się dopadnięcie tamtych i przegryzienie im gardeł. Ostatkiem siły woli Bernard zagłuszył żądzę mordu i wrócił do swojego pierwotnego stanu świadomości. Zaczynało się robić niebezpiecznie, więc musi się ogarnąć i zacząć myśleć, bo dzieląc się sobą z bestią daleko nie zajdzie. Wciągnął głęboko powietrze i to co poczuł całkowicie go zaskoczyło. Zapachy... oddalały się. Z nieznanych przyczyn napastnicy odstąpili od niego. Czyżby uciekali? A może była to pułapka. Był tylko jeden sposób aby to sprawdzić. Ruszył szybko za jednym z ostatnich łowców, których wyczuwał. Widać gość musiał daleko się zapędzić, ponieważ był dobre kilkanaście metrów za towarzyszami.
Tygrysołak ruszył żwawym krokiem i po kilkudziesięciu metrach sprężył się do skoku i spadł na plecy swej ofiary, przyduszając ją do ziemi. Łowca jeszcze przez chwilę chciał walczyć, ale sprawne zakneblowanie łapą i wykręcenie ręki przekonało faceta do niestawiania oporu. W szczególności, że Bernard w swej aktualnej formie był silniejszy niż typowy przedstawiciel zwykłych ras, nawet mimo dziury w ramieniu.
- Gdzie poszli pozostali? Czego ode mnie chcieliście? Gadaj! - zawarczał w twarz pojmanemu.
- Nic Ci nie powiem pokrako. Możesz sobie krzyczeć, a i tak niczego się nie dowiesz. Moi towarzysze wrócą po mnie i przerobią Cię na ładny dywanik przed kominkiem - wycedził z uśmieszkiem opryszek, kiedy zwierzołak zabrał łapę, aby tamten mógł swobodnie mówić.
Chwilę popatrzył na tamtego na następnie wprawnym ruchem obu silnych łap złamał facetowi rękę w przedramieniu, po czym szybko zakrył mu usta tłumiąc krzyk.
- To był pierwsza ręka. Masz jeszcze drugą, obie nogi, sporo innych kosteczek, a ja caaaaaaaaaałą noc. - uśmiechnął się paskudnie zaglądając łowcy głęboko w oczy. Poprzez łzy dojrzał w nich zrozumienie i strach. Człowiek zrozumiał, że Bernard nie cofnie się przed niczym i prawdopodobnie będzie długo go torturował. Szybko kiwnął głową na znak, że będzie mówił...



Bernard zostawił łowcę pod drzewem. Przed odejściem połamał lub zabrał mu całą broń, którą był w stanie znaleźć, a ze złamaną ręką tamten na pewno nie stanowi mu zagrożenia. Szparkim krokiem ruszył z powrotem do miasta. nadal musi odnaleźć "szczęśliwego strzelca"...


- Kretynie, musiałeś do niego strzelać? Przecież był wyraźny rozkaz, aby go nie ruszać! Miał być czysty! A tak całe zlecenie szlag trafił. Alfa wpienił się nie na żarty. Mam nadzieję, że jakoś ułagodzi to z szefem, bo w innym wypadku uciekam stąd. Robi się tu nazbyt niebezpiecznie.
Butelka krążyła między tropicielami z każdym kółeczkiem coraz smutniej chlupocząc zawartością, aż dołączyła do swoich dwóch sióstr w fontannie, przy której siedzieli łowcy. Winno należało do jednego z tańszych, także przyjemnie ich grzało nie opróżniając zanadto kiesy.
- Nie moja wina - zaperzył się adresat poprzednich słów - celowałem obok, a to ten cholerny pchlarz uskoczył i nadział się na moją strzałę. Przecież znałem rozkaz.
- Gadaj zdrów - włączył się trzeci - wszyscy wiemy, żeś lebiega i celować nie umiesz, a jak w stodołę z pięćdziesięciu kroków trafisz, to święto w rodzinie się odbywa - skwitował, wywołując tymi słowami rechot i pozostałych dwóch tropicieli, którzy do tej pory tylko się przysłuchiwali i pili z butelczyny.
- A z Ciebie też nie lepszy ciul - ogryzł się pechowy strzelec - rzuciłeś tą swoją siecią, z której byłeś tak bardzo dumny i co? Dupa! Nawet na chwilę go nie zatrzymała. Za to po moim strzale widocznie się zachwiał. Miał szczęście, że uskoczył, bo w samą głowę celowałem i jednym strzałem bym pchlarza położył - rzucił, przecząc tym samym swoim wcześniejszym słowom.
- Jest to bardzo ciekawe, co mówisz. A ja będę miał coś w tej kwestii do powiedzenia? - odezwał się nieoczekiwanie nowy głos, w którym dało się usłyszeć daleki warkot.
Tropiciele struchleli momentalnie i obejrzeli się. Za jednym z nich stał Bernard z żelaznym błyskiem w oku i paskudnym uśmiechem na pysku, w którym widać było kły. Łowcy zerwali się z miejsc chwytając broń lub to co mieli pod ręką.
Tygrysołak skoczył z płonącymi łapami na nich....
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Gdy Piekielna ruszała w stronę kamienicy Menhoro, nie zwracała uwagę na nikogo. Po prostu biegła w do celu. Wiatr nie sprzyjał, utrudniał dotarcie. Na dodatek powiewające, rude włosy komuś rzuciły się w oczy. Ni z gruchy i pietruchy zaczął ja gonić. Śledził ja przez cztery uliczki. Musiała pomieszać mu szyki, zmieniając trasę. Przez moment to on był ofiarą, ona natomiast tropiącym drapieżnikiem. Poznała w tym czasie jego myśli i okazał się zwykłym bandytą, który chciał się dodatkowo zabawić z panną. Ukryta w cieniu rudowłosa pokręciła tylko głowa i trochę okrężną drogą ruszyła do kamienicy.
Przed głównym wejściem stało dwóch ludzi. Byli to rycerze, uzbrojeni po zęby wojownicy. Rozglądali się bacznie we wszystkich kierunkach. Milczeli. Bron, która iskrzyła się w blasku Księżyca była groźna i niebezpieczna. To było przy wejściu. Na pierwszym piętrze, Amanda zauważyła jeszcze pięciu ochroniarzy, a po schodach spacerowało dwóch. Co u licha? Kogo on tam gości? Czy on sam potrzebuje takiej obstawy? W każdym pomieszczeniu było jeszcze dwóch zbrojnych. Zgrabnie wspięła się na drzewo i wychyliwszy się najmocniej jak mogła, zajrzała przez okno do gabinetu Menhro. Głupiec miał jeszcze otwarte okno.

***


Gabinet był dobrze oświetlony. Był w nim dwoje ludzi - Menhoro i ktoś jeszcze. Widać po nich ubranie godne wyższych sfer. Przywitali się zgodnie z etykieta, ale później roześmiali się i zarachowywali bardziej swobodnie. Początkowa wymiana uprzejmości nie była interesująca. Ot zwykła ciekawość i troska - udawana, bądź nie. Interesująca wymiana zdań nastąpiła później. Panowie przeszli do meritum.
- Zjawiłem się tu nie po to, by rozmawiać o moich córkach. Chciałbym się dowiedzieć o tej sprawie, o której nie mogłeś mi powiedzieć. listownie. Mów przyjacielu.
Menoro subtelnie skrzywił, po usłyszeniu słowa "przyjaciel". Nie przepadał za rozmówcą, ale on zrobiłby dla niego wszystko. Bo był jego dłużnikiem. Varlkowi chodziło raczej o jego wojsko.
- Masz okazję spłacić swój dług. Potrzebuję tylko czterdziestu twych świetnie wyszkolonych ludzi. Na dwie doby, może krócej. A na dodatek możesz otrzymać to, czego szukasz.
- O czym ty mówisz? To czego szukam... To czego szukam ma ktoś, kogo nie mogę złapać. Tobie też się nie uda..
- Czyżby? Moi ludzie już go namierzyli, jest ranny, ale to fraszka. Potrzebuję większej ilości ludzi, by go schwytać. - Menhoro nachylił się nad stolikiem i spojrzał głęboko w oczy czarodzieja. - Możesz mi pomóc pozbyć się Tygrysołaka.

***


Amanda zeskoczyła z drzewa. Usłyszała coś, czego się nie spodziewała. Teraz nie na żarty zaczęła się niepokoić cała sytuacją. Teraz musiała znaleźć Bernarda, gdyż groziło mu coś więcej, niż zgraja Elfów. Postanowiła przeszukać najpierw całe miasto, każdy najmniejszy zaułek, każdą najciemniejsza uliczkę. Zrobił coś, by nie zginął. Była Pokusą, która mogła uratować komuś życie. Poczuła się niewyobrażalnie... silna? Te uczucie jest.. nieznanie i takie piękne! Uruchomiła czytanie w umysłach, działało to teraz na pełnych obrotach. Jej umysł był szybszy i mógł prędzej odszukać Zmiennokształtnego. W końcu po paru godzinach bieganiny dotarła na plac, były tam inne, wstawione Elfy i Bernard. Musieli szybko się zmywać, ale własnie w tym momencie zaczynał atak na Długousznych! Na twarzy Piekielnej malowało się przerażenie i strach, że lada moment wszyscy stracą życie.
- Nieeee - wrzasnęła na cały głos. - Zostaw ich.. Uciekaj!
Wtedy to rozległ się szczęk zbroi i rżenie koni. Grupa ludzi została otoczona przez zbrojnych. Głównodowodzący siedział na koniu i kiwnął dwoma palcami w kierunku Elfów, a ci oddalili się, zostawiając Amandę I Bernarda na środku.
- No, no, noo. Kogo my tu mamy. - Zaśmiał się Moenhoro, głaszcząc przy tym swoją gładko ogoloną brodę. - Jeszcze jakaś niewiasta się nam tu przypałętała. Będziemy musieli kogoś się pozbyć już teraz. Bo mamy w lochach tylko jedną celę. Brać ich!
Awatar użytkownika
Bernard
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Zmiennokształtny - Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Bernard »

Bernard odnalazł swoich prześladowców i postanowił, że pora na zamianę ról. Rzucił się na łowców zamierzając wykorzystać efekt zaskoczenia. ALe niezależnie od wszystkiego pierwszym celem był łucznik-chwalipięta. Jak on śmiał? Bernard może i nie dbał zanadto o siebie, ale na pewno nie miał pcheł! Dlatego za karę on pierwszy pozna gniew tygrysołaka. Wskoczył pomiędzy łowców, którzy już zdążyli się pozbierać i chytali broń, lecz wzrok wciąż miał zogniskowany na jednym. Zamachnął się płonącą pięścią i wymierzył mocny cios w głowę, lecz tylko osmalił nieco włosy przeciwnika, bo ten zdążył się uchylić. Widać ci łowcy od siedmiu boleści co nieco umieli, lecz chyba nie wychowywali się na ulicy. Wykorzystując fakt, że przeciwnik się pochylił, Bernard ucapił łapą potylicę elfa i szarpnął nogą. Rozległ się satysfakcjonujący chrzęst i przeraźliwy okrzyk bólu. Zwierzołak chwycił za pasek spodni trzymającego się za twarz łowcą i cisnął nim w kolejne przeciwnik, zbijając go z nóg i wyłączając na chwilę z potyczki.
Jednakże pozostali trzej nie zamierzali tak łatwo się poddać. Otoczyli Bernarda dzierżąc swoje prowizoryczne bronie poza jednym, najstarszym z ekipy starym wygą, który przezornie miał przy sobie buławę. Tygrysołak mierzył ich spokojnie wzrokiem, zastanawiając się, który najpierw uderzy gdy w końcu bardziej usłysaszał, niż zauważył, ruch z prawej strony, odwrócił się na czas, by uchylić się przed ciosem szklanego tulipana i skontrować lewym prostym, który wynagrodził go kolejnym satysfakcjonującym trzaskiem oraz przeraźliwym krzykiem z powodu poparzeń twarzy. Niestety w tym samym momencie Bernard poczuł, jak buława uderza go w prawy bok i łamie mu żebro. Rozwścieczony odwinął się i uderzył na odlew łowcę, posyłając go dobre dwa metry od centrum walki. Został tylko jeden napastnik, który niezbyt kwapił się do walki i zaczął oglądać się za siebie. Bernard uznał, żę nie może na to pozwolić i w dwóch susach znalazł się przy trpicielu, złapał za kołnierz tuniki, uniósł w powietrzu i zaczął okładać tułów pięścią, już bez płomieni, które wygasały powoli.
W ten usłyszał przeraźliwy krzyk Amandy. Rozejrzał się i zobaczył biegnącą ku niemu dziewczynę. Zdziwił się niezmiernie. Dlaczego miałby uciekać. Przecież załatwił całą bandę. No możę poza szefem, ale on sam w sobie nie powiniene stanowić zagrożenia.
- Nie przejmuj się Amando, już wszysystko załatwiłem, patrz. - na potwierdzenie swych słów spoliczkował klilka razy w te i we wte trzymanego przez siebie łowcę. - Widzisz? Już nie są groźni.
Niestety w tym momencie usłyszął tętent kopyt i na rynku zaroiło się od konnych, którzy postanowili zaprzeczyć jego słowom.
- Mogę się tównież mylić... - rzucił z delikatnem przekąsem i upuścił na ziemię obolałego, byłego napastnika. Tropiciele skwapliwie skorzystali z okazji i oddalili się, chociażby i na czworakach.
- Nie wiem, czego chcesz człowieku, ale odstąp i zostaw nas w spokoju. - warknął Bernard w kierunku najokazalszej postaci, która niewątpliwie była przywódcą całej tej grupy. Niestety ten nie zamierzał go usłuchać i z kjego rozkazu zbrojni poczęli zaciśniać krąg.
Tego już za wiele! Ile można być ściganym, czy nie mogą zostawić go w spokoju? Przecież to on szuka i to on powinien śledzić, a nie ciągle uciekać i walczyć o wolność. Zaryczał przeraźliwie, wkładając w ten ryk całą swoją wściekłość i frustrację, a dłonie ponownie zapłąnęły mu żywym ogniem. Już on im pokaże!
Zwierzołak zamachnął się ręką, a magia ognia spotęgowana jego gniewem i karwaszami ochoczo buchnął tworzą przed nim półkolisty mur żywego ognia, który stanął pomiędzy zbrojnymi a dziewczyną i nim. Odwrócił się w drugą storną i zamierzył na napastników, którzy byli za nimi.
- Stworzę wyrwę i dajemy w długą. - rzucił do Amandy i machnął ręką.
Awatar użytkownika
Amanda
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amanda »

Amanda jeszcze wcześniej miała wrażenie, że nie znajdzie na placu nikogo. Że spóźni się z ratunkiem i nie przekaże informacji o szykowanej zasiadce. Gdy jednak zobaczyła walczącego Zmiennokształtnego to nadzieja odrodziła się na nowo. Piekielna zdawała sobie sprawę, że ludzie Menhoro pojawią się lada moment i muszą uciekać.
Ale on już był za rogiem.
- Mówiłam ci.. - wysyczała przez zęby. Była zła na niego, za ten ośli upór. Lecz teraz nie to było ważne. Priorytetem było wymknięcie się z rąk Menhoro.
Bernard miał plan. W głosie brzmiała pewność w jego umiejętności magiczne i Pokusa uwierzyła mu. Czekała na to, że powstanie wielka ściana ognia, wypatrywała jej. Lecz zamiast tego powstał murek wielkości metra w porywach do półtora. To chyba jakieś żarty.. Kobieta musiała wziąć sprawy w swoje kobiece ręce.
***

Menhoro już czuł futro między swoimi palcami. Widział całą postać Tygrysołaka na honorowym miejscu w swoim gabinecie. Wiedział, że nie jest to ostatni osobnik magiczny, ale zmiennokształtny to jest coś! Sam nie chciał ubrudzić sobie dłoni krzywdzeniem go, łapaniem zwierzyny - drużyna zrobi to za niego, w końcu za coś im płaci.
~ Valryku, Valryku - ktoś szeptał w jego głowie. - Jesteś ślepy. Przecież... to tylko ludzie. Pomyliłeś się. Spójrz w lewo, oni już dawno wymknęli się twoim ludziom. Musisz ich dopaść, bo oni.... dopadną ciebie - wtedy człowiek zobaczył coś, co czekało go w przyszłości. Zbladł, w mgnieniu oka zalał się potem. Zupełnie się tez pogubił, bo ktoś mu wmawiał, ze musi dogonić uciekinierów, a wizja przekazała mu coś, czego się przeraźliwie bał.
- Dogonić uciekinierów, pobiegli w stronę zachodniej bramy. - zabrzmiał rozkaz, a sam postanowił rozprawić się ze swoimi lękami. I zniknął.
***

- Ależ...mój panie. On są tutaj. O tuuu. Paaanie! - wrzasnął za odjeżdżającym. Za nim ruszyła najbliższa gwardia i "wypożyczeni ludzie". Zostały tylko Elfy. W kiepskiej kondycji fizycznej po walce mężczyźni nie mieli sił na kolejną potyczkę. Prócz jednego, który z bliskiej odległości strzelił do kobiety. Dostała. Strzała przeszła na wylot w barku. Niestety to tylko rozwścieczyło Amandę. Nieświadomie zaczęła się zmieniać w piekielną postać. Wyrósł jej ogon, miała skrzydła. Była piekielną kreaturą, tylko w kobiecej szacie. Mężczyźni, nawet ci, którzy nie mieli siły się ruszyć, naglę dostali przypływu adrenaliny i uciekli, gdzie pieprz rośnie.
Amandzie było już wszystko jedno. Połamała przednią stronę strzały i chciała wyciągnąć ją z pleców, lecz nie mogła dosięgnąć. Spojrzała błagalnie na Bernarda, który z pewnością zaniemówił.
- Pomóż mi, proszę. - szepnęła. - Jestem straszna, ale nie skrzywdzę cię.
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości