Główny plac miastaNiebezpieczne Trakty - Grupa III

UWAGA: DZIAŁ EVENTOWY.
W tym dziale mogą pisać wyłącznie osoby, które biorą udział w evencie specjalnym.

Jest to główny plac Demary, gdzie zbierają się najczęściej kupcy ze wszelkich stron by sprzedać swe towary, ale nie tylko. Czasem na placu zbierają się również zbrojne wyprawy, na bestie które grasują po traktach, lub też wykonywane są egzekucje na bandziorach którzy zawinili wiele społeczeństwu miasta.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Ciepłe, puszyste futerko Snu zeszło z powiek Galanotha. Noc, pełna spokoju i fantazji o lepszym jutrze, odeszła przeganiana szeroką, bujną łuną słońca. Nastał poranek w barwach grejpfrutowo-pomarańczowego nieba. Powlekane białymi chmurkami przyczaiło się nad miastem, zerkało tu i tam przez odsłonięte szyby okien, dziurawe dachy i szpary wielkości sprawnie działającej drużyny termitów.
Galanoth przywitał dzień ukłonem. Uśmiechnął się rzewnie do dziewki karczemnej, poprosił o butelkę miodowego specyfiku na drogę - bo wątpił, że gdziekolwiek znajdzie lepszą w pobliżu - i po pożegnaniu zaspanego budynku zapatoczył się alejką w stronę punktu zbiorczego. Demara budziła się powoli, jednostajnie, jakby nigdy nikomu nigdzie nie spieszno. Zza płotów i winkli wyglądały żebracze twarze, zarysowane zmarszczkami wydrążonymi przez ogniwa butelek. W ciemnych, otulonych trawą kątach drzemało miauczące towarzystwo miasta. Psy kręciły się po podwórzach i zalążkach domostw w poszukiwaniu upragnionych kości lub resztek mięsa. Strażnicy zaś, jak to strażnicy, łypali gniewnie na wszelki przejaw podejrzanej aktywności. Galanoth machinalnie schował butelkę miodu piwnego i poklepał się po biodrze. Palcami prawej dłoni zaczepił o rękojeść Różyczki, poczuł się znacznie lepiej. Świadomość trzymania pod ręką klucza do każdej bramy i drzwi wspierała Elfa w najczarniejszych godzinach, także tych wymagających ponownego skontaktowania się ze światem służbistów-kapitanów-warchlaków-arystokratów. Wyrazisty zapach owsianki poprawił jednak jego nastrój.
Nie trzeba być myśliwym ani łowcą potworów i niegodziwości, by uznać woń śniadania za pożywną dla męskiego brzucha. Galanoth podążył wiernie za ścieżką wędrującego po obozie zapachu. Niewidzialną ścieżką omijał patrole, kupy na chodnikach, prężnie młode kurtyzany, nawet stragan z oscypkami. Powonienie Elfa pracowało na maksymalnych obrotach. System organizmu domagał się wyłącznie wajchy łyżeczki przymocowanej do dłoni i miski wypełnionej smakołykiem. Tak...hymn burczany przez żołądek zwiastował przybycie Galanotha. Ten rozsiadł się przy ławach, wybierając miejsce blisko wyjścia na zewnątrz. Oparty o stół, wpatrzony w talerze rozpusty kulinarnej, czym prędzej nałożył sobie owsianki. Dobrał także obfity bochenek chleba przypominający kształtem pawęż, pokroił go nożem. Dodatkami wspierała śniadanie porcja przyprawionej ostro szynki, koziego sera i lekkiego, czerwonego wina. Smakiem przypominało rozwodnioną herbatę z malin, lecz Galanoth przemilczał wrażenia błogim uśmiechem.
- Owsianka... Mmm... Jeśli moja żona ma być piękna, inteligentna, wojownicza i potrafiąca poskromić mojego ducha, lecz nie będzie wiedziała, jak zrobić owsiankę, jedyne co dostanie w noc poślubną, to wylizana... miska. Mniam!
Odwrócił spojrzenie w stronę sierżanta. Porozumiewawczym, milczącym spojrzeniem dał mu znać, że wie o co chodzi. Co prawda przysłuchiwanie się "trzecim" rozmowom jest nawykiem plotkar i starszych panien, ale czy to nie kolejny raz, gdy Galanoth po prostu rozkłada bezbronnie ramiona? Znał przyśpiewki życia o bogatych mociumpanach, najemnikach ze złota, terrorem straży i szantażem monet. Tajemniczy Pan Gość, zdecydowanie zaniżający wartość wynajętych "bohaterów", przyciągnął uwagę rycerza. Zdecydował jednak zostawić tę sprawę na później.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

Udało mu się wyspać, na szczęście. Wiadomo, że gdy jest się wypoczętym to działa się lepiej i skuteczniej, chyba, że jest się głodnym, wtedy trzeba coś zjeść, bo skuteczność głodnej i wyspanej osoby, i tak spada, a przynajmniej tak jest w przypadku Drago. Był już w trakcie ubierania się, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył drzwi, jednak nie był jeszcze w pełni ubrany, bo nie miał płaszcza i mieczy.
- Sierżant Mestis zaprasza na wspólne śniadanie. - powiedział strażnik, którego Drago zobaczył przed drzwiami.
- Jasne. Tylko dokończę się ubierać - odparł łowca i zamknął na chwilę drzwi. I tak miał iść zjeść śniadanie, a podejrzewał, że to, na które zaprasza Mestis będzie lepsze niż to, które mógłby zjeść w karczmie, w której nocował. Najpierw założył miecze na plecy, a później ubrał płaszcz. Następnie wyszedł, a strażnik zaprowadził go w miejsce, w którym mieli zjeść śniadanie z Mestisem.

Zauważył, że sierżant rozmawia z jakimś człowiekiem, mógł co prawda podsłuchać tę rozmowę, jednak nie zrobił tego, bo nie lubił podsłuchiwać, chyba, że musiał to robić, żeby na przykład dowiedzieć się czegoś przydatnego, a w tej rozmowie chyba nie było żadnych informacji, których potrzebował. Strażnik zaprowadził go do sali, w której Drago miał zjeść śniadanie, a później odszedł. Na początek wojownik rozejrzał się po sali, w której siedzieli już Galanoth, Rhys i Arthas. Z całej grupki brakowało tylko Glorii, jednak Drago nie szczególnie się tym przejmował. Bo dlaczego miałby się tym przyjmować? Niby byli jedną grupą, jednak nie są tutaj po to aby się ze sobą zaprzyjaźniać. Zdecydował się na to, że usiądzie gdzieś po boku, w miejscu, w którym pada mniej światła, bo po prostu lubił siadać w zacienionych miejscach. Gdy zajął już miejsce to rozejrzał się po stole i po tym co na nim stoi. Postanowił, że z rozpoczęciem jedzenia poczeka na to, aż dołączy do nich Mestis, który przyszedł po niedługiej chwili. Drago nałożył sobie dwie porcje ostro przyprawionej szynki na talerz i zaczął je jeść.
Gloria
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Niebianie - Anioł Ducha
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gloria »

Anielskie oczy otworzyły się bardzo wcześnie. Niebo koloru bladej żółci było przysłonięte mleczną mgłą. Przez okno wpadało chłodne, pachnące poranną wilgocią powietrze. Ranna toaleta zajęła jej niewiele czasu, tylko niesforne kosmyki musiały się gdzieniegdzie pooplatać, więc rozczesywanie zajęło jej więcej czasu. Tym razem swoje włosy związała wysoko, zaplatając następnie ciasny, mocny warkocz. Ubiór tez był dostosowany do sytuacji: koszula w kolorze jasnego piasku, na tym skórzana kamizelka w kolorze ciemnego brązu. Założyła również nielubiane spodnie, również skórzane w tym samym ciemnym kolorze. Do tego długie za kolano buty, które były bardzo wygodne na długie wędrówki czy jazdę konną.
Podczas płacenia za nocleg, właściciel był nieco oszołomiony.
- Panienka na pewno jest tym samym Aniołem, który tu się meldował? - zapytał z lekkim niedowierzaniem. Ta, by mu udowodnić zamachała skrzydłami. Karczmarz zaśmiał się głośno i życzył owocnej akcji, nadal kręcąc głowa z zaskoczenia. Równolegle w góry dało się słyszeć odgłosy stawianych stóp w ciężkich, wojskowych butach.
- Karczmarzu! - krzyknął donośnie już z góry. - Anioła już nie ma. Wiesz gdzie się podział?
- Anielicy, strażniku. - Poprawiła mężczyznę z lekkim uśmiechem. - Mnie szukasz. O co chodzi?
Wojskowy był wysłannikiem od sierżanta Mestisa. Niebianka z przyjemnością przyjęła zaproszenie i para skierowała swe kroki w kierunku garnizonu. Glo spytała się o nastrój sierżanta i bohaterów, których mógłby spotkać wojskowy. O innych uczestnikach wyprawy jej towarzysz nic nie wiedział, a o swoim dowódcy wyjawił co nieco.
W tym czasie Demara ożyła. Ludność powili wychodziła ze swych norek i domostw. Ulice, choć pora była wczesna, powoli zapełniały się. Anioł Świata zainteresował się jednak pewnym zamieszaniem. Niedaleko garnizonu ktoś otwarcie komentował straż, jak i bohaterów, którzy mieliby pomóc w rozwiązaniu sprawy. Usłyszawszy o tym, iż drużynie nie zależy na dobru miasta, zezłościła się nie na żarty. Chciała powiedzieć co nieco jegomościowi, ale wojskowy zatrzymał ją, choć sam był zły i ledwo nad sobą panował. Z nietęga miną zasiadła do stołu, który był obficie zastawiony. Nie zwróciła uwagi na to, iż była spóźniona, jednakże przywitała się ze wszystkimi jak należy. Poczęstowała się serami, miodem oraz mlekiem i rozpoczęła śniadanie. Czekała na sierżanta, który miał podać dokładniejsze informacje dotyczące wyprawy.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Posiłek był zaiste obfity i dobrze przygotowany. Nie zabrakło niczego, każde podniebienie mogło zostać zaspokojone, czy to ktoś delektował się pikantnymi potrawami, czy też lubił słodkości. Do tego było parę trunków, delikatne wino na lepsze trawienie oraz soki z rożnych owoców. Jednak trunku nie było aż tyle by ktoś mógłby się nimi upić. Po posiłku, sierżant przyjrzał się bohaterom z którymi będzie mu dane przemierzyć trakt. Po czym przemówił łagodnym lecz zdecydowanym głosem.

- Kochani moi, każdy z was przybył tu w jednym celu. Pomóc miastu. Za co ja osobiście jestem wam wdzięczny. Nie przejmujcie się tym co mówią niektórzy szlachcie stąd. To ich desperacja doprowadza ich do obłędu, bowiem wiele tracą złota, a przed waszym przybyciem wielu zawiodło. Wierze jednak ze z nami tak nie będzie. Chociaż my mamy specyficzne zadanie, nie będziemy szukać tych łotrów. Pozwolimy by sami nas odnaleźli. Ruszymy z miasta z karawaną która ma dotrzeć po towar, do pewnego miejsca. W przebraniu ma się rozumieć...
Towar warty, tyle ze może nieco podratować miasto. Zakładam więc że rabusie będą się na niego szykować. Proszę więc was, byście się odpowiednio przebrali do owego zadania. Po przygotowaniu spotkamy się przy gotowej karawanie i z nią ruszymy. Jeżeli macie jakieś pytania to też przed wyruszeniem na nie odpowiem - po tych słowach Mestis wstał od stołu i ruszył ku wyjściu, zostawiając drużynę.

Mimo ze sam sierżant nie rzekł gdzie ma oczekiwać karawana, to jednak jeden z jego ludzi, szybko powiadomił drużynę o miejscu zbiórki. Dając im także obfite zapasy żywności. Ale nie tylko... Bohaterowie, gdyby nie mieli na czym jechać, dostali specjalny glejt pozwalający na pożyczenie wierzchowców z stajni straży miasta.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Arthas uśmiechnął się do strażnika wręczającego mu glejt.
-Nie dziękuje. Posiadam własnego konia. - Po czym wstał z krzesła, a następnie pożegnał wszystkich słowami:
-Do zobaczenia. Tylko niczego nie zapomnijcie. - ukłonił się w stronę anielicy, a następnie wyszedł wolnym krokiem z pomieszczenia. W sumie nie miał nic do roboty. Dnia poprzedniego spakował wszystko do torby. Miał już wszystko, co będzie przydatne podczas wyprawy, a więc skierował się w stronę stajni, gdzie czekał na niego jego koń, Konrad. Po drodze spotkał bezdomną kobietę z dziećmi. Widział w ich oczach głód.
-Zlituj się panie! Od czterech dni nic w żołądku! Chociaż jednego ruena! Nie dla mnie! Dla dzieci! - Powiedziała błagającym tonem kobieta. W tym momencie Arthas spojrzał na dzieci. Była to dwójka chłopców. Obydwaj bardzo wychudzeni. Arthas wiedział, że w ich wieku jest to bardzo nienaturalne. Chciał pomóc biednej rodzinie. Przypomniał sobie o zapasach, które otrzymał po śniadaniu. Wiedział, że nie przyda mu się to gdyż zrobił już swoje zapasy, a więc wszystko oddał biednej rodzinie. Następnie podarował jeszcze parę ruenów i oddalił się powoli. Był szczęśliwy, że to zrobił. Twarze dzieci przypomniały mu jego nieszczęśliwe dzieciństwo. Musiał żebrać na ulicy o każde pieniądze. Spać w ciemnych rogach uliczek. Głodny. Nieszczęśliwy. Teraz na jakiś czas odmienił uczucia tych dzieci. Teraz nie były głodne. Mogły zjeść naprawdę dobry posiłek. Następnie ponownie skierował się w stronę stajni, gdzie odpoczywał jego koń, Konrad.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

Przyjął glejt, który pozwolił mu na to, aby wypożyczyć wierzchowca ze stajni straży miejskiej, w końcu, aktualnie, Drago nie posiadał wierzchowca, bo do Demery przybył pieszo. Czasami wolał pokonać odległość z jednego miasta do drugiego maszerując, co prawda zajmowało to więcej czasu niż, gdy miałby podróżować konno, jednak czasami wolał piesze wędrówki.
Co do przebrania to... jakoś nie chciało mu się przebierać w coś innego niż własne ubrania, a pod płaszczem i tak nie było widać, że ma miecze, bo płaszcz skutecznie je ukrywał. Zresztą... zawsze mógł być wzięty za kogoś kto ochrania karawanę, bo Drago nie miał zamiaru przebierać się za jakiegoś kupca czy coś. Nie widział większego sensu w żegnaniu się z resztą grupy, bo i tak za chwilę spotkają się ponownie, więc wstał i wyszedł z sali, aby pójść i przygotować się. Ma się rozumieć, że przyjął też zapasy, które zaoferował im Mestis. W sumie to łowca miał teraz zdecydowany nadmiar zapasów, więc gdyby spotkał kogoś potrzebującego to pewnie oddałby mu trochę, nawet jeżeli gryzie się to trochę z jego naturą.
Szczerze mówiąc to nie miał już czego przygotowywać, bo zrobił to wieczorem, zanim poszedł spać. Teraz jedynie sprawdził czy ma wszystko czego mu potrzeba i co zaplanował, że weźmie ze sobą. Po tym jak już ostatecznie sprawdził czy wszystko ma i był pewien, że wziął ze sobą wszystko czego potrzebuje to udał się do stajni straży miejskiej po to, aby wynająć wierzchowca. Strażnikowi, który tam stał pokazał glejt, który dostał od Mestisa, a strażnik ten po niedługiej chwili przyprowadził wierzchowca dla Drago, konkretniej czarnego ogiera. Po drodze nie spotkał żadnych bezdomnych, biednych lub potrzebujących, a sam nie miał zamiaru ich szukać, więc nadmiar prowiantu pozostał w sakwie.
Łowca przeprowadził wierzchowca przez miasta, a cel marszu był prosty- miejsce zbiórki. Co do miejsca w karawanie to było mu ono bez różnicy, po prostu się dostosuje.
Gloria
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Niebianie - Anioł Ducha
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gloria »

Gloria przez sekundę zwątpiła. Musiała się do tej akcji przebierać, jak do jakiegoś teatru? Co to, przedstawienie? Gdy to usłyszała z ust poważnego sierżanta, nie wiedziała, czy wierzyć mu, czy zaśmiać się głośno, bo można to było uznać za bardzo dobry żart. Ale... to nie był żart. Glo jeszcze przez moment czekała na jakąś puentę, lecz nic nie nastąpiło. Więc to było na serio. Anielica wciągnęła powietrze w płuca i głośno je wypuściła, idąc za sierżantem ku wyjściu.
Glejt, który otrzymała, był miłym podarunkiem. Jej strój, choć należało się przebrać, był idealny do jazdy konnej, więc nawet nie myślała o ewentualnym zakupie innych ubrań. Po drodze do stajni kupiła kilka jabłek, dla siebie i swojego przyszłego wierzchowca. Jeśli znajomość zaczyna się od słodkiego smakołyka, da mu do zrozumienia, że może mu zaufać. A nic bardziej nie pomaga bohaterowi jak oddany i ufny koń. Dziewczyna jeden owoc schrupała w drodze do stajennych boksów. Był smaczny, choć to ostatnie jakie kobieta sprzedawała i nie był najświeższy.
Zwierzaki w swoich zagrodach wyglądały na zadbane, wypoczęte i sprawne. Stajenny, jasnowłosy wyrostek, pokazał Anielicy najlepszego ogiera, jakiego mógł jej zaproponować.
- Znam te konie, pani - odrzekł cichutkim głosikiem, prawie niesłyszalnie. - Pracuję tu od dawna, znam te konie jak własną kieszeń. Tylko proszę być delikatną, względem ich. Niektóre nie są dobrze traktowane przez strażników. Uważają je za krnąbrne bydlęca, którym nie należy się szacunek. A to jest Bronx.
Gloria nic nie opowiedziała. Ogier, gdy ktoś przechodził obok, robił się niespokojny i parskał. Kobieta jednak weszła delikatnie do boksu i powoli zaczęła się zbliżać. Koń zaczął panikować, lecz mimo jego reakcji nie odpuściła sobie.
- No już, maleńki. Nie skrzywdzę cię. Tylko spokojnie. - Najspokojniej jak mogła wyjęła jabłko z plecaka. - Proszę, to dla ciebie.
Owoc leżał na otwartej dłoni Anioła. Koń najpierw zarżał, chcąc wystraszyć potencjalnego wroga. Lecz szybko zdał sobie sprawę, ze owoc to słodka przekąska i schrupał je z przyjemnością. Gloria w tym czasie zaczęła go głaskać, odrapywać, poznając ogiera.
- Jeśli chcesz, pani, mogę go oczyścić i założyć siodło... - chłopiec był oszołomiony tym, jak łatwo Anioł zyskał zaufanie konia.
- Nie, nie trzeba. Chcę sama go wyszczotkować, oczyścić. Niech wie, ze nie zrobię mu krzywdy.
Po potrzebnym odświeżeniu konia, dziewczyna oddała Bronxowi jeszcze jedno jabłko i udała się z nim na miejsce zbiórki.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Tl;DR: Dla graczy obowiązuje Pierwszy i Ostatni akapit, środek wyłącznie dla ciekawskich i MG.

Powierzchnia talerza przemówiła cichym zgrzytem. Egoistyczny widelec zagarnął dla siebie resztki pysznej, gęstej jak cmentarne błoto owsianki. Dla rycerza z Północy nie istniało lepsze, pożywniejsze śniadanie niż koszarowe jadło rzucone za półdarmo. Smakowało wybornie i tak też Galanoth uśmiechnął się po sobie. Odsunął naczynie wraz z sztućcami, przy okazji sięgnął po przyprawioną szynkę, wybraną wcześniej przez Drago. Dwa grube plastry zamknął szczelnie w objęciach razowego chleba. Elf wyczuł posmak ichniej mąki, Demarskie wypieki należały do kosztownych i wyjątkowych (w swym paskudztwie). Z resztą, co by dużo nie mówić, to właśnie stolica tkanin nauczyła Galanotha tajników magii pieczenia.
Owocny posiłek służył drzemkom i leniwym spacerom, ale nie w głowie porachunki z łóżkiem lub miękką, ciepłą trawą ogrodu. Galanoth wstał spokojnie z wybranego miejsca, rozprostował nogi i udał się tuż przed wejście frontowe kuchennego przybytku. Skinął porozumiewawczo głową w kierunku napotkanych Przypadków, złożył ramiona na piersiach, po czym wsłuchał się w głos sierżanta Mestisa. Elf pochmurniał widocznie, brwi zmieścił na jednej poziomej linii zmarszczek. Spoufalanie się "kochanymi" nie pasowało do wojskowego, przynajmniej zdaniem Galanotha. Z drugiej strony straszenie najemnikami i arystokratyczno-maniakalne szantaże także nie należały do "normalnych". Galanoth wiedział jednakże, co ludzie potrafią zrobić za pieniądze i dla pieniędzy. Przez ułamek sekundy przyświecał mu obraz wyjęty prosto z twierdzy Kal-Idron, magów zahipnotyzowanych szczerym złotem i śmiercią. Historia godna opowiedzenia przy rodzinnym ognisku, pomyślał, nie zamierzając topić się dłużej we wspomnieniach. Teraz skupił się na wysłuchaniu sierżanta i zaakceptowaniu jego woli. Sylwetka szlachcica zaś, skarżąca i szorstka, szydząca z bohaterskich czynów, nie dawała Galanothowi spokoju.

Po zbiórce postanowił na nowo wrócić do roli Przymusowego Lidera. Niania Galanoth odprowadziła wzrokiem przypadłą mu kompanię. Cel wydawał się być prosty: zorganizować przejazd, zadbać o konia i spotkać się w umówionym punkcie. Łatwizna. Tylko... czy rolą przywódcy jest także zadbanie o wygląd i prezencję drużyny? Sierżant Mestis wyraźnie zasugerował zmiany tu i tam, kosmetyczne wypranie portek, dla innych nawet pełnej odzieży. Galanoth zamyślił się. Podbródek schował w palcach szurających rytmicznie po skórze. Opuszki masowały ustroń ciała Elfa, które względnie domagało się inteligentnej pieszczoty. Mózg rycerza parował.
Cztery Przypadki... trzech mężczyzn, raczej łatwych do zidentyfikowania, o ile też jednemu z nich nagle spadnie kaptur z głowy... Hm, raczej z nimi nie będzie problemu, lecz wciąż pozostaje Gloria... Mmhmm...
Wtem przyszedł do głowy pomysł perwersyjnie prosty, do tego stopnia logiczny i oczywisty, że Galanoth zaśmiał się swym geniuszem. Popędził do prywatnej kwatery swego tutejszego przyjaciela, odebrał Strzałę, a po chwili przygotowań i wymianie przyzwoitości przygotował konia do drogi. Osiodłał go, poprawił pasy przymocowane przy szyi i uzdach, pogładził wierzchowca po łbie, który nie tak dawno temu przetrwał atak lodowych potworów. Czasem współczuł Strzale. Koń przeżył więcej niż niejeden weteran. Aż dziw, że jeszcze był zdrowy na umyśle, choć bywały chwile, gdy zezował oczy niebezpiecznie, wpatrzone morderczo tępym spojrzeniem na przekrój świata.

Galanoth udał się na krótki zwiad sklepikarski. Obejrzał parę wystaw w obrębie rynku, porozmawiał z kupcami, lecz nie plotki były tu ważniejsze, ale ich ubrania: kolory, tkaniny, krój, łącznie z biżuterią prezentowaną głównie na palcach i w srebrnych zębach. Po krótkim badaniu terenowym, za ostatnie pieniądze wykupił dwa komplety męskiego stroju. Pantalony, bufiaste dekoracje, szaty doszywane skórą ze względu na pogarszającą się, chłodną pogodę. U jednookiego jubilera, który na marginesie burczał z głodu zarobkowego, znalazł tanie pierścionki i łańcuszkowe zwisy warte dniówki portowej nierządnicy [taką cenę deklarował handlarz!]. Elf wykupił je bez wahania i podzielił - według spiczasto-uszego gustu - zgodnie z zestawami przebrań. Odzież zapakował do lnianych woreczków, zawiązał je do boku siodła. Jeszcze raz uśmiechnął się w stronę miasta, a potem przymusił Strzałę do krótkiego spacerku. Następna stacja: zbiórka.

Do Przypadków dołączył jako ostatni. Galanoth wyczuł na sobie ostrza spojrzeń, sądzące oczy mędrców i grymaśne usta śmiałków. Wstrzymał Strzałę, gdy ten zbliżył się do reszty grupy. Wyraźnym gestem dłoni pozwolił sobie na przykucie uwagi drużyny. Jakby tego było mało, chrząknął, ale nie "ekhrm!", ale "e-lepiej mnie posłuchajcie-khr-proszę-m!", z powiewem gustu i taktu w wydychanym powietrzu.
- Słuchajcie, Kompanijo nadzwyczajna... - rozpoczął subtelnie, oglądając znajome mu twarze - Mija drugie słońce od kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, praktycznie nie wiemy nic o sobie nawzajem, nie uznaję tego za minus ani plus. Mamy czyste konto, w przeciwieństwie do Demary, która płacze minotaurzymi łzami. Sprawa porwań i ataków na karawany wydaje mi się głębsza niż sądziłem, zwykle szósty zmysł oszukuje mnie wyłącznie, gdy śpię. Naszym problemem jest ktoś bliżej niezidentyfikowany, kto potrafi doskonale zacierać za sobą ślady. Jak sami wiecie, profesjonalna robota wymaga zdolnych adeptów sztuki rabunkowej i przygotowania. Nikt o błazeńskim rozumie nie ryzykowałby stracenia głowy dla jedwabnych gaci. Zmierzam do tego, że my też powinniśmy odpowiedzieć na ataki podstępem. Tak ubrani jegomoście, z Anielicą na czele, będą świecić w ciemnościach lasu, gdy naszym celem jest jak najgłębsze wtopienie się w cień.
Tutaj mrugnął porozumiewawczo w kierunku Drogo. Wybrał naprawdę smaczną szynkę.
- Mam przy sobie dwa kompletne stroje, w sam raz dla Arthasa i Rhysa. [ewentualnie Drogo, nie wiem, czy Rhys jest w stanie odpisywać]. Będą udawać kupców trzymających pieczę nad wysyłanym towarem. Obniżymy ryzyko w ofiarach cywilnych, co ważniejsze zaskoczymy wroga, kimkolwiek jest. Nie obawiajcie się o swój ekwipunek, szaty są dość pojemne i mają sporo kieszeni. Możecie przedziurawić ich spody aby mieć łatwiejszy dostęp do broni. Ja zamierzam jechać z przodu karawany.
Galanoth uśmiechnął się przekonująco. Liczył na sojusz, a nie nienawistne pogardy.
- O ile obecność Anielicy jest dla każdego cnotliwego mężczyzny znakiem Pani Losu, tak twoje skrzydła, panienko, stanowią przeszkodę. Jeśli nie możesz ich zakryć, powinnaś schować się w pace wozu. Ktoś z tyłu będzie cię osłaniać, w razie czego dołączysz do walki.
Gloria
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Niebianie - Anioł Ducha
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gloria »

Anielica wsłuchiwała się w mowę Lidera. Usłyszawszy o sobie zadała sobie sprawę, że.. stanowi problem. I nie tyle co ona, jako kobieta, co jej anielskie skrzydła były przeszkodą. Spojrzała przez ramię na nie i pomachała nimi, jakby przypominała sobie, jak nimi poruszać.
- Złożyć ich, panie, nie potrafię - zwróciła się z nutą smutku w głosie. - Mogą ściślej przylegać do mojego ciała, a następnie okryję się płaszczem, by nie było widać piórek.
Szare, puchowe skrzydełka oplotły ją. Dopasowały się do jej kształtów tak, iż czuła się w pierzastym kostiumie. Pod ręką były wyczuwalna miękkość pierza. W plecaku spakowany był czarny, długi płaszcz. Pod samą brodą był zawiązywany, a niżej znajdowały się duże, matowe guziki. W ten sposób klatka piersiowa i brzuch był cały okryty materiałem. Na rękawach znajdował się dodatkowo prosty, czerwony haft. Płaszcz był trochę wygnieciony, ale nadawał się idealnie i skrywał pod sobą jej małą pierzastą tajemnicę.
- Myślę, ze tak mogę wyruszyć na wyprawę. Co wy na to panowie?
Wsiadła ponownie na swojego wierzchowca. Dodatkowy ubiór nie przeszkadzał, nie krępował ruchów. Poklepała Bronxa po szyi. Była gotowa.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Po przygotowaniach, wyprawa kupiecka w końcu ruszyła.

Razem z bohaterami, którzy mieli jej strzec i przebranymi strażnikami miasta. Jak daleko jednak zajadą, nim rabusie postanowią się na nich rzucić, któż to wie. Przez pierwsze pół godziny wędrówki, nie działo się nic takiego. Niespodziewana cisza i spokój. Można by rzecz aż do znużenia. Jedynie kupcy coś dyskutowali, a to o cenach towarów, a to o niebezpieczeństwie na traktach.

Cóż, wszak nikt nie powiedział, ze tą karawanę napadną rabusie. Któż wie, może wiedzieli o tym co się szykuje?
Jednak nie do końca...

Gloria, swym bystrym wzrokiem zauważyła coś niepokojącego. Kraty z towarem były oznaczone symbolem lisa. Co w tym dziwnego, ktoś zapyta? Wszak to mógł być symbol handlarza miejskiego. Jednak w tym przypadku taki sam symbol wytatuowany miał co najmniej jeden ze strażników. Był on widoczny tylko przez moment, po czym szybko zakryty. Ta jednak drobna chwila, starczyła Aniołowi by dostrzec to podobieństwo.
Gloria
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Niebianie - Anioł Ducha
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gloria »

Wóz toczył się powoli. Monotonnie. Leniwie. Podróż była w swej niezmienności irytująca i męcząca. Prowadziła swego konia tuż tuż za powozem. Choć pojazd poruszał się zastraszającą szybkością to Glorii ułatwiało to sprawę. Można było dużo od razu zauważyć kogoś lub coś poruszającego się z większą szybkością.
Ale było cicho jak makiem zasiał. Wiatr kołysał jej warkoczem, gdzieniegdzie świergotek przygrywał jeszcze na gałęzi, trzeszczał piasek pod kołami i podkowami. Na trakcie nie pojawił się nikt, jakby okolica zupełnie wymarła. Choć mogłaby się radować z takich okoliczności, to jednak napawało ją to lękiem i niepokojem. Tu było cicho.. za cicho.
- Cisza przed burzą.. - rzekła normalnym głosem, nie bacząc na to, że ktoś ją usłyszy. Jej słowa i tak zostały zagłuszone przez namiętny dialog kupców. A gadali jak opętani, jak przekupki na rynku. O kosztach i zyskach, o jakości i ilości, o bezpieczeństwie i bandytach, o wozach i przewozach.
Właśnie.. przewóz. Dopiero po dłuższym czasie Gloria zauważyła skrzynie, którymi był załadowany wóz. Niby normalne skrzynie, takie widuje się bardzo często. Szybko przestały ją interesować, ale jednak coś przykuło jej uwagę.
Lis.
Już taki symbol widziała. Tylko gdzie? U kogo? Kiedy? Wszak sprzedawcy mogliby mieć takie, oznaczając w ten sposób swój towar. Każdy miał własny, niepowtarzający się znak, którym się reklamowali. Ale.. to nie było to. Im dłużnej się zastanawiała tym była bliżej wyjaśnienia zagadki. I wtedy pomyślała o tej wyprawie. Przeanalizowała wszystkie nowo poznane osoby, ze szczególnym naciskiem na owego lisa. No tak... Tatuaż. Jeden ze strażników posiadał taki znak na swojej skórze.
Kto jeszcze mógłby rozpoznać ten znak, kto mógłby mieć jeszcze kontakt ze strażnikami?
Przyszła jej na myśl tylko jedna postać.
Bohater, z którym miała podzielić się informacją, jechał z przodu. Nijak było krzyczeć, gwizdnąć (na dodatek nie umie, więc nawet nie ma mowy o tym). Ruszyła więc do przodu, by zamienić kilka zdań z Liderem. Gdy się już zrównała, odchrząknęła, by odświeżyć gardło.
- Panie - zaczęła mówić spokojnie, bez emocji - symbole, które znajdują się na skrzyniach wydaja mi się znajome. To lis. Widziałam już taki sam. Posiadał go pewien mężczyzna... strażnik w formie tatuażu. Wiem, że krzątałeś się długo po obozie. Wiesz może coś o tym?
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth obejrzał się za siebie, spojrzał na otaczające go i podobnych mu ludzi mury miasta. Trawiaste dywany polan okalały miasto zewsząd, a szaro-czarne szlaki tras prowadziły ku cywilizowanym stronom świata. Demara drzemała, zwlekała się z łóżka wcale nie myśląc o obowiązkach, o pożegnaniu karawany i bohaterów idących ku wielkiej przygodzie. Galanoth niezupełnie był z tego faktu smutny. Wręcz przeciwnie. Lekkim, ciepłym, jak krowi język uśmiechem dysponował chętnie i uroczo. Z siodła wiernej habety podpatrywał resztę Przypadków szykujących się do odbicia spod bram miejskich. Prawdziwa przygoda miała rozpocząć się tuż tuż za chwilę.
Drewniane, podbite żelazem koła wozu potoczyły się po nierównym gruncie. Skrzypiący zaprzęg zaparł się o grunt, i kierowany siłą wierzchowców, powlókł przed siebie. Galanoth dorównał pierwszym koniom, zbliżył się do nich, po czym dołączył do tempa wyprawy nadawanego podkowami. Wywijały i stukały o ziemię, robiły te piękne, miłe dla ucha "gloink"! jak tak się dłużej przypatrzeć...
I wtem, zaczepiła go frasobliwa, czysta łzą niewinności Anielica.
- Przede wszystkim, mów mi po imieniu. Nie jestem twoim panem... wiemy doskonale, że ten sprawuje władzę nieco wyżej. - Elf uśmiechnął się przyjaźnie, oczyma zaś skupionymi na twarzyczce Glorii próbował nie mrugać, póki wciąż się w nią wpatrywał.
- Nie zamierzam cię oszukiwać... - rycerz ściszył znacznie ton głosu. Sylwetkę pochylił na bok w kierunku poruszającej się blisko Glorii - lis jest znakiem mojego miasta i rodu, ale to... biały lis, wyjątkowy widok nawet jak na świat zwierząt Alarani. Wątpię, byś widziała dokładnie taki sam znak, jaki widnieje na fladze Arcto... znaczy, krainy, z której pochodzę. Nic nie jest wiadome, ale miej baczność na każdy, najdrobniejszy fragment i szczegół. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek z obozu chwalił się podobnym tatuażem... albo opisem skrzyń. Obserwuj jegomościa uważnie i ostrożnie. Liczę na ciebie. Niewykluczone, że przewozimy znakowany towar dla kogoś, kto ma dużo wspólnego z lisią ferajną.
Awatar użytkownika
Kaynear
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kaynear »

Arthas spokojnie dosiadał swojego specyficznego druha gdzieś z prawej strony powozu. W tym momencie nie miał tematu do rozmowy ze swoim koniem, a więc konwersacji nie prowadził. Spoglądał co jakiś czas dookoła czy coś się nie porusza albo ktoś nie spogląda z drzewa. W końcu nie wiedział jak walczyli, przeciwnicy. Niemiał pojęcia czy lepiej mieć przygotowany srebrny miecz, czy czekać na wroga ze strzałą na cięciwie. Zdecydował, więc że na razie skupi się na obserwacji. W pewnym momencie zauważył, że Gloria pojechała do lidera grupy i o czymś chciała mu powiedzieć. Podjechał więc bliżej, lecz na tyle powoli, aby nikt tego nie zauważył. Usłyszał moment, gdy Galanoth mówił o znaku jego rodu i miasta. Potem Konrad ze względu, że nigdy nie lubił, gdy jego pan podsłuchuje udał, że się potknął i cofnął się kilka kroków w tył. Korzystał z tego triku za każdym razem. Nawet gdy poruszali się po idealnie płaskiej powierzchni gdzie przewrócić się nie może jednonogi pijany baran.
-Nie ładnie tak podsłuchiwać. - Zachichotał koń. - W szczególności, jeżeli chcesz zdobyć serce tej Anielicy.
-Znowu mnie masz! Jak ty to robisz? - Zdziwił się Arthas. Koń miał dość specyficzną zdolność do wyczuwania, gdy ten podsłuchuje innych. Było to dość denerwujące, bo w zawodzie Łowcy nagród zdobywanie informacji w ten czy inny sposób jest bardzo ważne.
-jednak tym razem masz racje. Nie powinienem jej podsłuchiwać. - Po czym włożył rękę do torby z marchewkami. Koń oblizał się na myśl o soczystej marchwi, która zaraz ukoi jego podniebienie. - ale marchewki nie dostaniesz! - Zaśmiał się cicho Arthas. Podczas przygód często stosował ten żart i aż dziw bierze, że Konrad nadal się na to nabiera. Koń na pokaz spochmurniał, odwrócił głowę teatralnym stylem i skupił się na drodze i otoczeniu. Nie jednokrotnie to koń szybciej zauważał łucznika w krzakach czy włócznika na drzewie. Często ratowało mu to życie. Następnie Arthas zaczął rozmyślać, co właśnie usłyszał z rozmowy. Jego lider urodził się w rodzie, który ma taki sam znak jak miasto. To znaczy, że jego rodzina panowała nad miastem? To było bardzo ciekawe. Postanowił częściej podsłuchiwać lidera, aby dowiedzieć się o tej sprawie trochę więcej. Tylko następnym razem musi zrobić to tak, aby Konrad tego nie zauważył. Nie chciałby kolejnego "Przypadkowego' potknięcia o równe podłoże. Wrócił jednak myślami do teraźniejszości i ponownie lustrując to, co się dzieje dookoła podróżował obok karawany.
Awatar użytkownika
Drago
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 140
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Drago »

Droga przebiegała cicho i spokojnie, nawet można było pokusić się o stwierdzenie, że nudno, chociaż kupcy na pewno by się z tym nie zgodzili, bo od początku ich wyruszenia zaczęli oni dyskutować o rzeczach związanych z własnym zawodem, czyli o cenach produktów, o jakości tychże produktów i tak dalej. Drago na początku przysłuchiwał im się trochę, jednak po pewnym czasie stracił zainteresowanie rozmową i zaczął rozglądać się na boki, a także patrzeć na trakt, którym jadą. W pewnym momencie wyciągnął nawet kawałek suszonego mięsa z torby i zaczął je powoli jeść, w sumie to też dlatego, że zrobił się nieco głodny. Zauważył też, że w jednym z juk przy jego koniu znajduje się kilka marchewek, więc łowca sięgnął po jedną z nich i następnie dał swojemu wierzchowcowi. Koń przyjął podarunek co mogło świadczyć o tym, że on również był głodny.
Uwadze łowcy nie uszło to, że Gloria podjeżdża do Galanotha i dyskutuje z nim o czymś, jednak Drago nie zamierzał ich podsłuchiwać. Najwidoczniej Arthas miał co do tego inne zdanie i gdy, młodszy od niego łowca nagród, zauważył, że tamta dwójka o czymś rozmawia to podjechał do nich i zaczął ich podsłuchiwać. Odjechał po nieco długiej chwili, bo chyba zrozumiał, że podsłuchiwanie kogoś kto jest po tej samej stronie nie należy do dobrych rzeczy. Drago udał, że nie zwrócił uwagi na to, że Arthas zaczął coś mówić do swojego wierzchowca, a przynajmniej tak to wyglądało. Wojownik zwrócił też uwagę na to, że młodziakowi chyba wydaje się, że czuje on coś do tej anielicy. "Ciekawe czy to prawda i jak to wszystko się rozwinie..." - pomyślał Drago i dokończył jedzenie kawałka suszonego mięsa.
Gloria
Błądzący na granicy światów
Posty: 19
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Niebianie - Anioł Ducha
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gloria »

Dużo informacji było dla Anielicy zupełnie nieprzydatnych. Miejsce pochodzenia Galanotha, jego ród, znak rodowy.. Nie tego oczekiwała. O tatuażu niewiele wiedział. Najprawdopodobniej była jedyną osobą, która widziała ten znak na skórze strażnika. Ciężar będzie musiała podźwigać sama. Ale podzieliła się informacją z osobą z grupy. Gloria zastanowiła się przez moment, czy inny członkowie również powinni o tym wiedzieć. Warto było poinformować resztę. Lecz nie teraz. Gdyby w tym momencie zaczęła "odwiedzać" wszystkich, wtedy wzbudziłaby podejrzenia, a podejrzany (lub jego pomocnik, który mógłby razem z nimi podróżować) poczuliby się zagrożeni i uciekłby. Plan był taki, żeby podczas najbliższego postoju powiedzieć o zaobserwowanym symbolu.
Gal mógł zaobserwować niewielką zmarszczkę nad nosem, podczas tworzeniu w głowie planu działania, myślenia. Nie zwracała zupełnej uwagi na to, że rycerz przez całą rozmowę patrzył na nią. Gdyby to było w innych okolicznościach, pewnie policzki zapłonęłyby żywym ogniem. Lecz nie teraz. Była skupiona, skoncentrowana na zadaniu. Tego od niej oczekiwano. Bo w końcu ktoś na nią liczy.
- Dziękuję za wszelkie informacje, pa... Galu. Tak? Mogę używać zdrobnienia?
Jeśli Galanoth zakończy rozmowę, wtedy Glo wróci na swoje dawne stanowisko. Nadal będzie z taką samą monotonnością kroczyć za wozem, obserwować okolice i czuwać. Jedak o lisie nie zapomni.
Zablokowany

Wróć do „Główny plac miasta”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości