Daleka Północ[Aleja Kości] Trawers pośród chhmur

Niezwykle odległe miejsce, położone daleko, daleko na północ od Środkowej Alaranii. Tutaj wznoszą się wysokie Góry Thargorn, a przed nimi rozciągają się wielkie Lodowe Pustkowia. To właśnie stąd pochodzą lodowe elfy, a także krasnoludy i pozostali nordowie.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth nie musiał być mistrzem bibliotekarskich umysłów, nadętym magiem ani złodziejem serc*, by wyczuć zaciekawienie ze strony dziewczyny. Temat smoków ewidentnie trzymał się kurczowo języka i nie zamierzał puścić, dopóki nie zostanie ze wszech stron wyczerpany. Póki co, Elf nie oporował. Nie zamierzał ani kończyć surowo rozmowy ani narzucać niepotrzebną nikomu ciszę. Przez lata podróży widział to i owo, znacznie więcej posmakował i przeżył. Doświadczenie ze smokami nauczyło go wielu praktycznych mądrości, lekcji, które wyryły się na skórze oraz w umyśle. Jedna z nich brzmiała tak: "Jeśli ktoś pyta Cię o smoki, ma do nich interes". Zwykle reguła działała. Gdyby tylko Galanoth dostawał po złotym gryfie, za każde takie pytanie, prawdopodobnie miałby wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić sobie pół Alaranii i wybudować parę pomników na swoją cześć, opłacając zarazem studia trójki dzieci. Tak... zdecydowanie. Rozmowy o smokach przyciągały Galanotha. Najczęściej kończyły się spotkaniem jednym z nich. Ha! Ileż on by się śmiał i tarzał w śniegu, gdyby jakikolwiek osobnik zawitał na Daleką Północ...
- Smoki przestały odwiedzać naszą krainę. Wyczerpujący klimat, upiorne wichury i wieczna dzicz nie sprzyjają nowożytnym bestiom. Fakt, te najtwardsze i najsilniejsze wciąż zamieszkują Północ, lecz nie widzą się w roli sąsiadów Elfów lub Mrocznych Elfów. Krasnoludy, te żyjące wśród śniegów, opowiadają, jak to od czasu do czasu słyszą dziwne pomruki, warki i gromkie ryki. Ich kamienne komnaty widziały więcej niż my, Elfy. No, przynajmniej rzesze Elfów...
Galanoth poprawił się w siodle.
- Wróćmy jednak do twojego pytania. Czy widziałem? Jasne. W tych okolicach? Zdarzyło się, kilkadziesiąt lat temu. Niedokładnie pamiętam owo spotkanie, nie należało do przyjaznych. Rzekomy smok prędko leciał ku szczytowi Czasozimy. Dawniej uważano górę za miejsce schadzek i wspólnych narad smoczej rasy. Żaden z śmiertelników nie miał prawa wstępu na górę, śmiałkowie chętni zobaczenia, co jest na szczycie, nigdy stamtąd nie wracali. Minęło parę pogrzebów zanim ludność nauczyła się obchodzić z Czasozimą jak ze strefą sacrum. Nie zachodzimy w wyższe rejony pasma górskiego, nigdy nie zbadaliśmy jej z szacunku dla Smoków i naszych pradawnych przodków. Uznaliśmy, że tak będzie... lepiej, dla wszystkich.
Ziąb uderzył w twarze wędrowców. Białe, śnieżne futro wiatru wszczęło burzę śniegu, twardych łupinek bijących po policzkach, rzucających włosami na oklep. Galanoth wstrzymał konia. Porywista zawierucha uderzyła od lewej. Casteleya wyczuła na swoich łydkach mroźne dłonie wiatru, jakby małe jęzorki poruszające się po nogach; niby dłonie. Chwyciły ją za poły futra i mocno szarpnęły w dół. Śnieżna mgła przysłoniła wszystko. Nie mogła otworzyć ust, kolejna dłoń zakneblowała ją lodowymi palcami. Siła mrożąca skórę czepiała się jej. Dziewczyna straciła władzę nad sobą, prędko opadła na puch śniegu. Półprzezroczyste dłonie wyrastały spod ziemi, zaciskały się na ubraniu i ciele. Zniknął Galanoth, Strzała, widok Czasozimu. Była tylko biel, biel na której zaraz pojawi się rubinowy ślad krwi.
Awatar użytkownika
Castaleya
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Castaleya »

-Ten szczyt...
-Jeśli jest jakiś cień szansy by znaleźć Twojego wuja, to będzie on na tym szczycie - dokończył za nią ojciec.
-Więc mamy już cel naszej wyprawy
-Kilkadziesiąt lat temu... jeśli był to smok lodowy, niebieski o białym podbrzuszu...to Grendal...
Castaleya już miała spytać się o to Galanotha, kiedy to poczuła na swej łydce lodowaty dotyk. Z początku, instynktownie machnęła nogą, to coś puściło. Co to ... nie zdążyła dokończyć swej myśli do ojca,to coś pociągnęło ją za futro... Castaleya zleciała z konia, czuła jakby tonęła w śniegu, ogarnęła ją panika, panika jakiej dawno już nie zaznała.
-Walcz!- odezwał się ojciec
-Ale z kim? Nic nie widzę!
- Po prostu walcz!
Castaleya czuła jak po jej gardle, rękach, ciele rozchodzi się znajome ciepło, które sprawiało, że śnieg obok topniał. Wciąż nic nie widziała, grube drobinki śniegu wciąż wlatywały jej do oczu, tak jakby był już pod grubą warstwą śniegu... nie docierały do niej żadne promienie słoneczne, a rżenie konia było jakby przytłumione. Czuła na sobie coraz to więcej rąk, dotykały jej twarzy, włosów... misternie upięty kok został zniszczony i teraz włosy, mieszały się z grudkami śniegu. Z jej buzi wyrwał się smoczy, ryk, wszystko jakby na chwilę zamarło, a później wróciło do poprzedniego stanu, czuła jakby ręce zabierały ją coraz głębiej pod taflę śniegu...
Z pleców Castaleyi wyrosły skrzydła, rozepchały one trochę ogarniający ją śnieg, mimo to nie potrafił się uwolnić, czuła tylko jak pazury łap oprawców zahaczają o delikatną błonę jej skrzydeł. Zaczęła machać nimi szybciej i w pewnym czasie poczuła powiew świeżego powietrza, rżenie stało się wyraźniejsze, chyba wszyła na powierzchnię choć wciąż tego nie wiedziała, bo oczy wciąż miała zalepione. Wydostała się głową, rękoma, i częscią skrzydeł na zewnątrz, walka o wolność wciąż jednak trwała.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Smoczy ryk rozciął morderczą ciszę bieli. Pośrodku śnieżnej tkaniny, gromki odgłos Casteley zburzył naturalny porządek łowów. Północ domagała się ofiary, nieszczęsnej i bezbronnej wobec sił wyższych władających krainą. Ci doświadczeni, starzy mieszkańcy wiedzieli jak oszukać śmierć. Casteleya zaś nie wiedziała nic o bestiach i magii, potworach i wcieleniom zła czyhającym tuż pod taflą zmarzliny. Wilgotne od śniegu włosy wtapiała głębiej w ziemię, rwała ciałem na boki, rzucała się to w lewo i prawo pojedynkując z silnymi ramionami bestii. Przez moment ujrzała jego część, stado ludzkich dłoni wysuszonych i chudych, lecz porywczo władnych, jakby napędzanych nie krzepą, a... ? Ich paznokcie przypominały szpony dzikich zwierząt, ostre jak żyletki, mimo wiecznej zimy niszczącej nawet najlepszą stal.
Ręce wysuwały się spod dziewczyny. Kołtuny śniegu dobijały się do ust i przełyku, któraś z dłoni przecięła policzek Casteley. Pradawna uwolniła skrzydła i prawą rękę. W końcu widziała, wiedziała z kim walczy. Czy to las...? Trawa...? Wysokie do kolan ramiona otaczały ją, niczym armia posłusznych żołnierzy przytłaczała ją z każdej strony. Makabra trupich dłoni puściły skrzydła, ale Casteleya nie była w stanie uwolnić nóg. Dłonie kilku "żołnierzy" ściskało ja za stopy i łydki. Wtedy też rozległ się huk. Grzmot przeszył powietrze w odpowiedzi na wcześniejsze wezwanie dziewczyny. Ryk jednak nie zabrzmiał z nieba, źródło nie pochodziło stąd. Ziemia zatrzęsła się pod Casteleyą, grunt zaś zaczął się trząść. Coś lub ktoś zaraz tutaj przyjdzie. Miała więc mało czasu, by działać.
Co zrobi?
Awatar użytkownika
Castaleya
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Castaleya »

Kiedy usłyszała ryk, jej serce zaczęło bić jeszcze mocniej.
-Czy to?
- Nie, to nie twój wuj. Uciekaj szybko!
Castaleya poczuła jeszcze większy ogień w swoim wnętrzu. Przemieniała się i gdyby przestała, oznaczałoby to, że się poddała jakimś dziwnym stworom. Cóż, musi się jednak zdemaskować, zresztą same skrzydła już ją zdemaskowały.
Zaczęła gwałtownie się zmieniać, łuski przebiły delikatną, elfią skórę, palce wydłużyły się tworząc pazury, całe ciało ewoluowało, z kości ogonowej wyrósł ogon, a twarz i głowa przerodziły się w pysk smoka.
Castaleya nie była już niewinną, elfią damą, ale potężnym, wielkim białym smokiem, z rogami i kolcami koloru kości słoniowej.
Machneła kilka razy ogonem, skrzydłami i wzbiła się wysoko w powietrze zabierając ze sobą kilka przeźroczystych truposzy.
Jednak im wyżej się wznosiła, tym prądy powietrza stawały się coraz to silniejsze i chłodniejsze, na jej skrzydłach pojawiały się kryształki lodu ...
- Nie możesz frunąć wyżej, twe skrzydła całkiem zostaną oblodzone i stracisz nad nimi kontrolę, spadniesz jak kamień
- powiedział do niej ojciec.
Posłuchała się, zawisła chwilę w powietrzu i spikowała w dół.
Spod śniegu znów wydostał się głośny ryk. Do kogo, lub czego należał tak potężny głos?
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Dziki, pierwotny zew smoka obudził się, wraz z nim tumult uderzeń skrzydłami. Mocarne, silne wahadła smoczych łap uderzyły o zaśnieżony grunt, porwały warstwy śniegu i wyrzuciły je w górę. Lustrzane okruszki lodu wirowały w tańcu walki, wiatr zmagał się z każdą chwilą, bił potęgowany przez akompaniament smoczych skrzydeł pół-bestii, pół-Castelai. Niczym armata wycelowana w słaby punkt, tak wyrwała się prędko z nieumarłych okowów, pomknęła ku przestrzeni nieba, tak przynajmniej zamierzała. Prędko zdała sobie sprawę z nieprzyjaznych warunków, z potęgi natury trzymającej ją blisko. Dziewczyna odkryła jeden z powodów, dlaczego Smoki opuściły to miejsce. Północ mroziła powietrze, krew w płucach przytulała chłodnymi łapskami. Casteley musiała obniżyć loty, wzięła głęboki wdech. Ręce wyciągnięte spod ziemi cmentarzyska próbowały chwycić ją z powrotem do siebie, zaciskały pięści. Co raz głośniejsze burzenie, warkot dobiegający z otchłani lądu, zbliżał się do bohaterki. Zobaczyła to na własne oczy; lodowa powłoka pękała jak łatwo rozrywany opłatek. Coś pędziło wprost na nią w linii prostej, zostawiając za sobą gigantyczne krachy i pęknięcia. Casteley zbliżyła się ziemi jak tylko potrafiła, wciąż unikając lodowatych łap. Gdy zatrzymała się kilka stóp nad śniegiem, skrzydłami machając wolno, poczuła żar, nasycenie. Nie był to ogień palący trzewia smoczej gardzieli, żadna kula rzucona spod jej władzy. Płomienie dobywały się... jakby z wnętrza ziemi?
Gigantyczna, pomarańczowa kula wystrzeliła tuż przed nią, rozsyłając na pole bitwy migoczące iskry ognia. Casteley dobrze przypatrzyła się długiej, mierzącej 1 sznur istocie. Stwór przypominał węża, lecz jego okuta zębami paszcza przywodziła na myśl drapieżnego wilka. Jaszczurze łuski zabarwione arktycznym błękitem lśniły złowieszczo, acz dumnie. Łapy zaś, drobne i nikłe, przypominały dobitnie o smoczej krwi zmieszanej z tym, tym...czymś.
Potwór zakręcił się w powietrzu, a kłąb ognia, ściskany do tej pory w paszczy, to samo światło, które widziała Casteley, nagle zostało przez niego wypuszczone. Syczące jęzory ognia trafiły... cóż, na pewno nie trafiły Pradawnej. Ogromny pocisk staranował grube warstwy śniegu, pomknął obok Smoczycy i z hordą dźwięcznego zniszczenia, z sykiem jadowitego węża, zniknął za plecami kobiety. Rozległ się trzask, zbicie kamienia z metalem i cichą, ledwo słyszalną inkantację Elfa.
Casteley stała na linii frontu, pośrodku. Gorący obłok pary ukazał psiopodobny pysk bestii, mordercze spojrzenie żółtych ślepi. Wyjątkowością była para czułek na jego głowie. Poruszały się w niezrozumiałym, spokojnym rytmie. Kłaniały na prawo i lewo. Hipnotyzująca mantra czułek o mały włos nie sparaliżował czujności dziewczyny. Bestia rzuciła się na nią, kłapnęła zębiskami i wyciągnęła pazury w kierunku jej smoczej szyi. Casteley miała dosłownie sekundę, by zareagować.
Tylko... gdzie podziały się te wszystkie ręce?
Awatar użytkownika
Castaleya
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Castaleya »

- Co to?
- Sam do końca nie wiem.
Castaleya wirowała między płatkami śniegu, pierwsza kula przeleciała koło niej. Świetnie, skoro na początku nie zaprezentował stałego ognia, znaczy, że nie potrafi... znaczy że musi najpierw skumulować energię na kolejną kulę, co daje jej trochę czasu. Jego czułki... było w nich coś dziwnego, coś magicznego i hipnotyzującego...
- Obudź się! - głos ojca wyrwał ją z transu, ryknęła podburzając potwora. Zanurkował, wprost na nią, z taką siłą i prędkością, że nie mógł już zmienić toru swojego spadku. Świetnie! Jej lewe skrzydło przestało pracować, obróciła się lekko. Morda potwora przemknęła zaledwie skok od niej. I to wystarczyło. Castaleya posłała równie wielką kulę ognia w jego żółte oko. Straszliwy ryk rozniósł się po lodowym pustkowiu. Siła wiatru i eksplozji odepchnęła Castaleyę, nie mogła się oprzeć wirowaniu powietrza, upadła, ale nic sobie nie zrobiła.
Była na ziemi a raczej na lodzie, który został odkryty. Jest na dole... tak samo jak Galanoth. Właśnie... gdzie on był? Rozejrzała się jednak śnieg zaczął zacinać jeszcze bardziej, nic, tylko biała plama. Wszędzie ta biel, można było dostać oczopląsu, zwariować... jak ktoś w ogóle może żyć w takich warunkach?
Kolejny ryk, gdzie teraz był jej przeciwnik?
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Rozpoczęła się walka. Potwór wyciągnął przed siebie łapska, którymi spróbował uchwycić gardło Casteley. Odmieniona dziewczyna szarpnęła się, odskoczyła na bok, lecz nie dała rady zatrzymać rozpędzonego taranu bestii. Pazury zacisnęły się na szyi, tuż pod pyskiem smoka. Zacięły się na łuskach i puściły czym prędzej, zostawiając po sobie krwawy ślad trzech podłużnych ostrzy. Cięcie wywołało na śniegu stróżkę rubinowego osocza - prędko zniknęła w kołtunach zwierzęcej zawieruchy. Śnieg wirował w szaleńczym, morderczym pojedynku. Lodowate okruszki pokrywały Casteley, wierciła się na bezkresie bieli odpychając od siebie monstrum. Olbrzym zaryczał, czerpał przyjemność z zarzynania pazurami o śnieg, z uderzeń o pierś Smoczycy. Nie zwlekała dłużej z kontratakiem. Salwą skłębionego ognia wyrzuciła przeciwnika wysoko w powietrze. Rozpruła część jego silnego, twardego pancerza. Zielona krew trysnęła na skrzydła Casteley i pokryła także górną część torsu. Zraniła go boleśnie, czuła to, wiedziała instynktownie. Smocza, pradawna podświadomość Casteley podpowiadała jej, niczym głos przyczajony w głowie...(Oh,wait.).
Śnieżny gąszcz przyczaił stwora, umilkł prowokacyjnie, co jakiś czas puszczając groźny, długi pomruk bólu... i agresji. Ta złość miała plugawe kły, wyostrzone głodem pazury, straszyła, wprawiając ziemię w drżenie. Casteley prędko wyczuła zbliżającego się Elfa. Stanął tuż obok, nieco za plecami. Nitka krewi opływała z czoła, przebiegała wzdłuż skroni, zakręcała na prawej stronie twarzy i kończyła bieg u nasady podbródka. Galanoth nie wyglądał najlepiej, ale jak inaczej nazwać kogoś, kto własnie wyszedł z wnętrza palonej od środka paszczy?
Rycerz oparł lewą dłoń o Casteley. Spoglądał przed siebie, lekko pochylony rozglądał bacznie. W prawej ręce ściskał Różyczkę. Z ostrza miecza spływała jadeitowa ciecz krwi. Łowca zdawał się być posągiem. Grobowym, spokojnym tonem przemówił do dziewczyny:
- Ta... ta kreatura... to Mesmericus, potwór o tysiącach wcieleń i skór. Żywi się strachem i siłami psychicznymi ofiar. Tworzy iluzje czegokolwiek zechce... on zaraz wróci... One zawsze wracają... Uch...
Pochylił się, skurczył w sobie. Casteley dopiero teraz dostrzegła czerwoną, okrągłą plamę na stroju mężczyzny. Tuż pod żebrami rozciągała się brutalna, spalona ogniem rana. Galanoth zaklął pod nosem. Oprócz rozgorączkowanego bólu rany, pieczęć piekła go i pulsowała. Wiedział, dlaczego.
- Nie powinnaś tutaj przebywać, Pradawna. Argg... - warknął ponownie - Północ przestała witać smoki z otwartymi ramionami. Czasozima stała się... jejku... stała się cmentarzyskiem twoich pobratymców. Nieważne. Wszystko nieważne. Póki stoimy na otwartej przestrzeni, nie pozbędziemy się mesmericusa. Powinniśmy znaleźć jakieś schronienie. Au....www.... uch.
Złapał się mocniej za brzuch. Regeneracja wstrzymywała krwawienie, tamowała stratę krwi, ale ból piersi nie miał sobie równych. Był nie do opisania.
- Następnym razem może przyprowadzić towarzystwo. Lepiej pospieszmy się.
Awatar użytkownika
Castaleya
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Castaleya »

Castaleya z powrotem zamieniła się w elfią postać, delikatną, dumną, wydawać by się mogło, że kruchą.
Nie wiedziała jakim cudem Galanoth przeżył ten atak, nie wiedziała jakim cudem zabił tą bestię.
-Może i nie powinnam, ale tu jestem - odpowiedziała chłodno. Wiedziała, że podróż w tę oziębłą, odległą krainę będzie niebezpieczna. Jednak musiała tu przybyć, musiała odszukać wuja, a skoro Czasozima jest pełna szczątków jej przodków, to istniało duże prawdopodobieństwo, że tam właśnie odnajdzie wuja.
Rozejrzała się. Wszędzie znów było biało i głucho, a ona zgubiła orientację w terenie. Którędy do miasteczka?
Pomyślała też o tym, że w owym miasteczku będzie musiała zostać na pewien czas, póki rany się nie zagoją...
Castaleya spojrzała na Galanotha
- Wykazał się męstwem, i odniósł poważne rany- odezwał się jej ojciec, jednak szybko uciszyła go w swojej głowie. Nie zawsze musiał z nią być, czasami było lepiej, gdy znajdowała się tylko ze swoimi myślami.
Wyciągnęła niewielki kawałek materiału i podeszła do elfa.
- Mocno krwawisz - powiedziała, przykładając materiał do rany na czole i wycierając jego skroń od krwi.
- To dobry pomysł, powinniśmy już ruszać - powiedziała po chwili wpatrywania się w jego oczy - Prowadź - podała mu jeszcze nie do końca nasiąknięty krwią kawałek materiału.
Zablokowany

Wróć do „Daleka Północ”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości