Pałac SnówWielki Bal Noworoczny - Event 3.01.2014 - 6.01.2014

Marmurowy pałac z ogromną salą balową, mogącą pomieścić setki gości. To tu raz w roku dobywa się Wielki Bal Noworoczny z okazji Święta Życia.
UWAGA!: W dziale można pisać tylko podczas trwającego eventu.

Awatar użytkownika
Niara
Pani Snów
Posty: 2129
Rejestracja: 15 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Mag , Opiekun
Ranga: Administrator
Uwagi administracji: Jeśli macie do mnie jakieś pytania, chcecie porozmawiać, zapytać o koncept na postać, o pozwolenie na nowe konto, czy cokolwiek innego - najłatwiej złapać mnie na discordzie lub przez PW. UWAGA! Jeśli twoja KP, po umieszczeniu prośby w temacie, czeka na sprawdzenie dłużej niż 3 dni, zapytaj o nią na kanałach prywatnych - PW, discord.
Kontakt:

Wielki Bal Noworoczny - Event 3.01.2014 - 6.01.2014

Post autor: Niara »

Gdzieś wysoko ponad chmurami, na tajemniczej, latające wyspie powoli zapadał zmrok. Słońce było już bardzo nisko, a jego promienie ledwo oświetlały zielone ogrody wokół Pałacu Snów. Rozległy park, ciągnący się na tyłach posiadłości właściwie zapadł już w ciemną toń nadchodzącej nocy. Ostatnie złote promienie słońca oblewały leniwie już tylko wielki plac przed pałacem. Na środku wyspy stał ogromny zamek z białego i niebieskiego marmuru, jedyny taki budynek jaki kiedykolwiek widział światło dnia. Sześć strzelistych wież, które wznosiły swoje iglice ku niebu powoli chowało się w szarości nadchodzącego wieczoru. Z daleka, w oknach, widać było, jak po komnatach pałacu kręci się służba zapalając świecie. Cały pałac wkrótce miał rozświetlić jedynie blask ognia z kominków i świec. Słońce już prawie zaszło, a przed pałac zaczęli zajeżdżać pierwsi goście. Z daleka słychać już było stukot końskich kopyt. Podkowy tłukły głośno o srebrny marmur, z którego zbudowano plac. Goście zatrzymywali swoje wierzchowce przy wielkich schodach z ametystu. Po obu ich stronach stały białe rzeźby, w kształcie ogromnych kielichów, a w ich środku płonął już ogień, rozświetlając wejście do pałacu. Rzeźby z białego kamienia ustawiono też wokół placu. Każda z nich była sylwetką innej istoty. Była elfka, która trzymała w dłoni czarę i to właśnie z niej wydobywały się teraz płomienie. Człowiek w zbroi, unoszący ku niebu dłoń z płomiennym kielichem. Elf, z przepięknym zdobnym łukiem, i płonącą strzałą. Kobieta, w długiej sukni, z lampką trzymaną w dłoniach. Mag który rzucał czar z płomiennych dłoni. Tygrys, stojący na tylnych łapach, które teraz oblewały języki ognia. Anielica, której skrzydła oblewało teraz białe światło. Wampir ukryty w mroku nocy. I wreszcie smok...

Smok. Największa z rzeźb na placu. Zajmował miejsce na samym jego środku. Stał na tylnych łapach, z otwartym pyskiem, uniesionym ku górze, a z jego smoczej paszczy wydobywały się ogromne języki ognia. Zaś po rozpostartych kryształowych skrzydłach strumieniami spływała woda, wprost do marmurowego, okrągłego basenu stojącego pod nim. Smocze skrzydła lśniły teraz odbijając światło płomieni i księżyca.

Gości, którzy zjeżdżali na wielki bal było co raz więcej. Kolejne rumaki zajeżdżały przed pałac. Istoty wszelkiego pochodzenia, zjawiały się tutaj właśnie dziś. Dziś w ostatnią untrię roku, w Miesiącu Smoka, w dzień rozpoczęcia największego święta obchodzonego przez całą Alaranię. W pierwszy dzień Święta Życia, w dzień, który był hołdem dla całego życia naszego świata. Hołdem dla wielkiego Prasmoka, który tchnął życie w ten kontynent, który sprawił, że ziemia tutaj będzie pamiętała smoczy wrzask aż po wsze czasy.

Te ostatnie cztery dni roku były świętem dla wszystkich, którzy chcieli oddać hołd nie tylko Prasmokowi, ale w ogóle istnieniu. Niezależnie od rasy, wszyscy Ci, którzy się tu zjawili, zrobili to po to by świętować kres kolejnego roku w ich życiu. Nadchodził nowy rok, nowy początek. Nadszedł czas by zamknąć jakiś rozdział, a rozpocząć nowy. Tak właśnie miał wyglądać Wielki Noworoczny Bal w Pałacu Snów, tutaj, na neutralnym gruncie, gdzie nikt nie był sobie wrogiem.

Gdzieś na dole, na ziemi, tam gdzie ciągnął się wielki kontynent alarański, wszelkie istoty kładły się już do snu. Zamykały oczy, a kiedy ogarnęła je słodka błogość, zjawiały się właśnie tutaj. Nie wiedząc, że to co zaraz przeżyją będzie jedynie snem...

***
Zeszła powoli ze swojego konia, z gracją stawiając stopy na marmurowej posadzce płacowego dziedzińca. Smocza rzeźba wyrzucała właśnie z pyska kolejne języki ognia, które zdawały się lizać granatowe niebo nad sobą. Na firmamencie pojawiły się pierwsze lśniące gwiazdy. Księżyc wzeszedł już na ciemny nieboskłon. Srebrne Oko Prasmoka patrzyło teraz uważnie na zanurzony w ciemności świat. Biała suknia anielicy zalśniła w świetle ognistych płomieni, jakby wysadzana była tysiącem maleńkich kryształków. Warstwy delikatnej tkaniny szeleściły cicho przy każdym jej ruchu. Długie tiulowe rękawy sukni wiły się na wietrze, niczym zjawy. Na jej szyi spoczywał spokojnie szafirowy wisior w kształcie smoczego oka, oplecionego przez srebrne liście i kwiaty lilii. Jej alabastrowa cera, w świetle księżyca wydawała się być prawie przeźroczysta. Długie do połowy uda blond włosy falowały niewinnie, spadając kaskadami po jej ramionach, na dekolt. Za jej plecami zalśniło niebieskie światło. Tysiące iskier błyszczało, skacząc w powietrzu i układając się w tylko sobie znany kształt. W chwile potem, bladoniebieskie iskierki zamieniły się w śnieżnobiałe pióra, osadzone na ogromnych anielskich skrzydłach. Jasnowłosa chwyciła wodze Andromedy ruszając w stronę Pałacu Snów. Biała klacz miała misternie zapleciona grzywę, w którą wpleciono srebrne wstążki, na których zakończeniach zawieszono drobne białe koraliki. Ogon klaczy zapleciono u góry w kłosa. Jej ogłowie zdobiły szafiry i diamenty. Białe siodło zdawało się zlewać z jej sierścią.

Nagle ktoś zjawił się u jej boku. Szczupły mężczyzna, ubrany w srebrny kaftan, białą koszulę, beżowe spodnie i wysokie, jeździeckie buty odebrał od niej wodze Andromedy i odszedł w raz z klaczą w nieznaną stronę. Anielica jednak nie okazała zdziwienia ani niepokoju. Oddała towarzyszkę i unosząc lekko suknie zaczęła wspinać się po ametystowych schodach wprost do pałacu. Na ich górze przywitali ją uśmiechem dwaj mężczyźni podobni do tego, który przed momentem odprowadził jej klacz. Oboje chwycili za srebrne klamki wielkich, brzozowych drzwi i otwarli je przed kobietą.

Jej oczom ukazała się sala balowa. Jej ogrom był przytłaczający, a jednak jasnowłosa weszła pewnie do środka. Sala ciągnęła się daleko w głąb pałacu. Białe marmurowe kolumny otaczały ją ze wszystkich stron. Nie było tu centralnej części. Wielka komnata stanowiła jedną, integralną całość. Anielica wzniosła swój wzrok ku górze. Kryształowe żyrandole, zwisały ciężko z błękitnego sufitu. Miejsca w których były podwieszone otaczały szerokie szklane pierścienie, przez które widać było niezwykłe, gwieździste niebo.

Na dole, w nawach, za kolumnadą ustawione były długie stoły uginające się od jedzenia. Piętrowe, kryształowe talerze obfite były w owoce ze wszelkich zakątków Alaranii. Wielkie porcelanowe półmiski pełne były mięsiwa. Dzbany po brzegi wypełnione winami i innymi wyśmienitymi trunkami. Srebrne kielichy na wielkim balu zawsze musiały być pełne. Te cztery ostatnie dni roku, miały obfitować w uciechy dla podniebienia. Salę balową wypełniał już gwar. Na końcu komnaty stali muzycy, grając gościom do tańca. Kobiety w pięknych sukniach wirowały w tańcu, wraz ze swoimi partnerami, na środku sali. Jedni goście zasiadali przy stołach, inni stali oddając się rozmową. Jeszcze inni pląsali już w rytm muzyki. Część z nich dopiero przybywała. Ludzie, elfy, nieumarli, niebianie, naturianie, wszyscy mieli bawić się dziś razem.

Anielica przeszła cicho do jednej z naw za kolumnadą. Ściany pałacu zdobiły marmury we wszystkich kolorach, tworząc niezwykłe wzory. Kolorowe kamienie układały się w jedną całość, tworząc obrazy, niczym na witrażach. Drzewa wznoszące się aż ku sufitowi, łąki łączące się z posadzką. Jelenie pijące wodę z bladoniebieskich wodopojów. Całą ścianę pokrywały sceny z życia natury, a wszystko to ułożone z kolorowych kamieni. Orły rozpościerające swe skrzydła na nieboskłonie, który błękitem łączył się z marmurami sufitu. Brązy ziemi, przechodzące płynnie w szarości i biele lśniących podłóg. Wszystko to wydawało się żyć własnym życiem...
Rishann
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir (Czysta krew)
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Rishann »

Na ten dzień kobieta czekała już od dłuższego czasu, a właściwie czekały na to praktycznie wszystkie istoty zamieszkujące Alaranię. Kończył się Miesiąc Smoka, a to oznaczało, że właśnie nadszedł czas wielkiej radości, świętowania i niesamowitej zabawy przez ostatnie dni tego miesiąca. W tych dniach gasły wszelkie spory, różnice rasowe, wszystko co powodowało spięcia i nieprzyjemne sytuacje. Nawet ktoś taki jak Rishann z godnością i czcią świętował te dni. I tym razem będzie dokładnie tak samo.

Wampirzyca sięgnęła po suknię, którą przygotowała już parę dni wcześniej. Po niedługim czasie kobieta miała na sobie czarno czerwoną suknię, ładnie otulającą jej ciało i spływającą ku samej ziemi, gdzie układała się w przyjemne fale. Długie rękawy były rozszerzone u dołu i podbite takim samym , czerwonym materiałem, jaki znajdował się na środku całej sukni. Na szyję Rish włożyła czarną biżuterię, z której zwisał jedynie czarny medalik, swoim kształtem przypominający krzyż. Wampirzyca rozczesała swoje długie, czarne włosy i pozostawiła je rozpuszczone. Kiedy była już gotowa, z uśmiechem na twarzy ruszyła po swojego wierzchowca, by jak najszybciej dostać się do Pałacu, w którym miał się odbyć wielki bal.

Czarny rumak wesoło uderzył kopytami o marmurową posadzkę, którą był wyłożony plac przed Pałacem. Rishann zgrabnie zeskoczyła z grzbietu konia i oddała wodze pięknie ubranej obsłudze, która dbała o każdego gościa tej uroczystości. Wampirzyca podziwiała piękno tego miejsca, które na pewno zapierało dech w piersiach niejednej istoty przybywającej właśnie tutaj. Te rzeźby… Ten Pałac.. Wszystko tworzyło obraz doskonałości, którego nawet najlepsze miasto w Alaranii nie było w stanie przewyższyć. Rish widziała w swoim życiu wiele, ale Pałac Snów był miejscem, któremu nic nie mogło się równać.

W końcu kobieta ruszyła przed siebie ,czując ekscytację i radość, bo naprawdę lubiła te dni świętowania. U szczytu schodów znajdowały się drzwi, które zostały przed nią otwarte, by znowu olśnić ją wnętrzem, które ujrzały jej oczy. Sala balowa była ogromna, pięknie przystrojona, a wirujące pary, które już tańczyły na środku, po prostu dopełniały całego efektu. Rish uśmiechnęła się promiennie, bo piękny był widok tego ,że każda rasa znalazła tu swoje miejsce. W tak wyjątkowym miejscu, o tak wyjątkowym czasie – wszystko mogło się zdarzyć.
Kobieta ruszyła przed siebie, skinieniami głowy witała się z istotami, które doskonale ją pamiętały. Obsługa chodziła wśród gości, częstując ich przeróżnymi trunkami. Rishann oczywiście sięgnęła po kielich z winem i to koniecznie czerwonym i po skosztowaniu go, musiała przyznać że naprawdę było iście wyborne. Łącząc to wszystko w jedną całość, powstało coś niepowtarzalnego, z niesamowitą atmosferą.

Rish zauważyła piękną kobietę ubraną w białą suknię. Słyszała wiele o tej istocie i plotki o jej urodzie nie były ani trochę zmyślone. Wiedziała kim jest, dlatego nie mogła przejść zupełnie obojętne obok niej. Wampirzyca skłoniła się bardziej niż kiedy witała się z innymi, na jej ustach pojawił się uśmiech, ale nie taki typowy dla niej, lecz bardziej uprzejmy i przyjacielski.
Awatar użytkownika
Adrastos
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:

Post autor: Adrastos »

Elf zaliczał się do tej nielicznej grupki, która nie wyczekiwała tego święta specjalnie mocno. Nawet on, tak bardzo nienawidzący nieumarłych, przez te parę dni starał się zapomnieć o urazach. Najchętniej przespałby ten czas, gdy wszystkie rasy świętują. Jednak jak zwykle ptaszyska miały swój pomysł na życie, a on nie miał siły się kłócić. Chcąc nie chcąc musiał udać się do Pałacu Snów na bal. Choć próbował się sprzeciwiać, został zagłuszony przez krzyki sokołów. Ba! Stworzenia uznały za stosowne nazwanie tego zachowania za demokratyczne głosowanie! Ale cóż zrobić? Elf zawsze miał straszną słabość do nich i rzadko potrafił im odmówić.

Goście przybywali liczniej niż można by się spodziewać. Konie choć najgłośniejsze nie były jedynymi wierzchowcami. W tłumie pieszych Adrasosowi udało się dostrzec jeźdźca na tygrysie. Pojawili się również zmiennokształtni, którzy dopiero teraz powracali do swojej humanoidalnej formy. Gdzieś tam przedzierał się nawet minotaur.
Sama budowla zapierała dech, żaden z budowniczych, którzy stąpali po Alarnii nie byłby w stanie stworzyć piękniejszego pałacu. Ani teraz, ani zapewne w przyszłości. Zachwycony spacerował dłuższą chwilę pod murami Pałacu ciesząc nic wzrok. Dłuższą chwilę poświęcił przyglądaniu się posągowi elfa. Choć ciężko było to stwierdzić, Adrastos mógłby przysiąc, że patrzy na swojego leśnego rodaka. Lecz było to tylko złudzenie i każdy odnalazłby w posągu tą rasę, która najbliższa jest jego sercu. Twarz posągu zdawała się niezwykle łagodna. Pozbawiona tej dumy, z jaką obnosiły się wszystkie elfy. Odruchowo sięgnął do pleców, gdzie zawsze spoczywał kołczan z jego własną bronią. Jej brak był dla niego wręcz zbyt mocno odczuwalny, jednak wybranie się na bal uzbrojonym, było jednym z gorszych pomysłów.
W końcu po wysłuchaniu marudzenia ptaszysk, że mają już dość gapienia się na kawałek skały i chcą już iść na pałacu, tam też się skierował. Pięknie ubrana obsługa otworzyła przed nim drzwi. Nawet nie skomentowano towarzystwa dwóch ptaków, co nawet ucieszyło elfa. Bez nich czułby się tutaj co najmniej nieswojo. Wnętrze okazało się być wręcz przytłaczające swoim ogromem. Szybko odsunął się od drzwi, by nie blokować przejścia. Dziwnie się czuł, gdy różnorakie istoty skinieniem głowy witały się z nim choć ani jednej twarzy nie poznawał. Ruszył w stronę najbliższej nawy, lekkim ukłonem witając się z każdym kogo spotkał pod drodze. Minął kobietę w czerwono-czarnej sukni o niebywałej urodzie, z nią również witając się ukłonem.
W końcu udało mu się dotrzeć do, jak miał nadzieję, cichej przystani w tej wielkiej sali. Zaopatrzony w kieliszek z białym winem, oraz dwa patki, siedzące na stole i żywo kłócące się o kawałek mięsiwa - mógł na spokojnie przyglądać się różnorodności ras zamieszkujących ten świat. Teraz spacerujących i rozmawiających nawet z największym wrogiem, niczym z bratem.
Awatar użytkownika
Tavnia
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tavnia »

Ów mocno rozświetlony Pałac Snów ze strzelistymi wieżami można było już dostrzec z oddali. Na tle z zachodzącym Słońcem i pojedynczymi gwiazdkami pojawiającymi się kolejno na niebieskim niebie, gdzie czerwień ustępywała zimnemu kolorowi, cały krajobraz wyglądał wręcz bajecznie. Bez zbędnego pośpiechu, Tavnia podziwiała zapierającą w dech piersiach konstrukcję, wlokąc się konno za resztą gości, których stroje były to coraz bardziej wykwintne, a których chwilami im go zazdrościła. Cieszyła ją myśl, iż Dolores z nią tutaj jest, lecz obawiała się momentu przekroczenia progów pałacu. Pogładziła ją lekko po grzbiecie na co ona parsknęła unosząc przy tym dumnie łeb.

Kobieta odziana była w długą, falistą i intensywnie czerwoną suknię sięgającą aż do samej ziemi, co z kolei trochę utrudniało jej jazdę konno. Z obu stron w okolicach ud miała przyczepiony mały bukiet czerwonych róż służące jako ozdoby i niejako zlewające się z kolorem jej stroju. Suknia ta w całości odkrywała jej smukłe i delikatne ramiona, a także długie rękawice idealnie dopasowane kolorystycznie, które sięgały prawie do łokci, a odkrywały jej dłonie. Na szyi spoczywał srebrny naszyjnik wysadzony rubinem pośrodku, zaś po bokach po jednym szmaragdzie. Jako tako nie lubi się stroić na codzień zarówno w suknie z drogiego materiału jak i też obciążać swoje słabe ramiona tonami biżuterii. Uznała jednak, iż na ten dzień może zrobić wyjątek. Tavnia nie przepadając za niewygodnymi butami z wysokimi obcasami, wzięła te, w których czuła się dobrze. Długa suknia pozwalała jej na ukrycie czarnych bucików, które chociaż spełniały standardy wybrania się na bal, ona uważała, że nie pasują za dobrze do całej reszty. Poza tym są wygodne! Kasztanowo rude włosy typowo splecione w jeden długi warkocz sięgający aż do pasa, który spoczywał spokojnie na plecach. Chłodny wiaterek skłonił ją jednak po drodze na dodatkową, srebrną narzutę, by otulić ramiona i ochronić się przed paskudnymi następstwami przeziębienia.

Będąc już u stóp monumentalnej budowli z gracją zeskoczyła z Dolores, omal nie przewracając się na posadzkę, gdy zahaczyła nogą o stopkę. Obtrzepała nogi z kurzu, po czym po chwili podszedł do niej jeden z mężczyzn odpowiedzialnych za opiekę nad innymi końmi. Koń z kolei zaczął się wierzgać, a tylko po krótkiej interwencji udało jej się ją uspokoić. Pogładziła po łbie chcąc przy tym dodać jej otuchy.
- Już dobrze, Dolores. Wrócę po ciebie tak szybko jak to możliwe.
Wówczas wtedy ich drogi się rozeszły, a Tavnia nie zastanawiając się ani minuty dłużej, uniosła kieckę do góry i radośnie poczęła wspinać się po schodach na górę. I chociaż droga tam była męcząca, a omijanie gości kłopotliwe to przy samym dostaniu się na szczyt dobrze się bawiła. Ogromne drzwi, a właściwie wrota stały przed nią otwarte. W środku przywitało ją gościnne ciepło wydobywające się z kominów, ale też i gorące powitanie osób będących już aktualnie w środku. Na każde zaczepki reagowała z uśmiechem i co raz to kłaniając się nisko i z gracją starała im się odwdzięczyć za ich uprzejmość.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Tego nikt się nie spodziewał, no bo przecież nikt, nawet najwięksi magowie gildyjni, szamani Naturian czy nekrusi, pamiętający zamierzchłe czasy nie może przewidzieć zdarzeń rozgrywanych w świecie odmiennym od tego powstałego w czasie, gdy Prasmok zapadł w głębię marzeń sennych.
Karnstein pomału pokrywał się łuną blasku gazowych latarni i zapadającego zmroku, a z ustronnych miejsc, które dotychczas ukryte były przed wzrokiem postronnych, zaczęła wychodzić kolejna zmiana życia. Po dniu przychodzi mrok nocy, ludzie udają się na spoczynek,a inne, bardziej przystosowane do tej pory rasy zajmują ich miejsce. Pełen przepychu orszak zmierzał z Chiropterusa wprost ku dziwacznej, mieniącej się niespotykaną w tych stronach poświatą, bramie. Szlak ów wiódł na unoszącą się nad wzgórzami wyspie - jednak tylko jeden przedstawiciel owej świty dostąpił zaszczytu bycia przepuszczonym przez tajemne wrota.
Tętent wielbłądzich racic i charakterystyczne porykiwania nietypowego wierzchowca przykuły uwagę spacerujących w ogrodach i na dziedzińcach osób. Sam pałac zaś przyćmiewał nawet znany wszem i wobec karnsteiński przepych. Zdobny w posągi z mamuciej kości Chlew wyglądałby przy tym gmaszysku niczym ubogi krewniak. Baktrian przebiegł jeszcze kawałek, po czym zatrzymał się, a jeździec udał się ku ucztowaniu w ogromnym pałacu. W końcu w takim miejscu nie mogłoby zabraknąć Medarda, czyż nie? Chociaż w Karnsteinie nie interesowano się "prasmoczymi gusłami", a jedynymi rytami obserwowanymi w tym państwie były obrzędy związane z kultem Śmierci, popularne wśród magów i nekromantów i tej części Mrocznych, która znała prawdę o tzw. Pajęczej Królowej, tego typu zabobony skupiają wiele osobistości z dalszych stron praktycznie w jednym miejscu, więc nadarzała się okazja do omówienia tego czy owego z wyżej wymienionymi. A zebrało się ich całkiem sporo. Wśród wielu gości Medard od razu niemal wyczuł obecność Rishann. Szedł w stronę miejsca, gdzie akurat przebywała, nie zapominając o zgromadzonych gościach, chociaż nie na wszystkich zwracał uwagę. Przyglądał się za to pewnej charakterystycznej postaci w jasnej sukni, nie tylko dlatego, iż wyróżniała się na tle tłumu...
Awatar użytkownika
Krotenir
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Krotenir »

Druid nie przepadał zbytnio za takimi przedsięwzięciami. Najczęściej unikał zgiełku miast i wszelkich poruszeń jakimi były bale czy spotkania w szerszym gronie. Jednak tego dnia nie wypadało być gdzieś indziej niż w tym pałacu. Wszyscy bez względu na rasę, kolor skóry, wierzenia czy zwykłe konflikty, dzisiaj spotykali się na Noworocznym balu. W ciągu tych dni zapominano o uprzedzeniach. Najważniejsza była dobra zabawa, dzięki której oddawano hołd legendarnemu Prasmokowi.

Specjalnie na tę okazję, Krotenir porzucił swój zielony płaszcz a przyodział czarny garnitur. Pod spodem miał białą koszulę, na którą opadała tego samego koloru broda, a spodnie niemalże zlewały się z marynarką. Do tego kompletnie nie pasujący do reszty stroju czerwony krawat z daleka rzucający się w oczy. Druid nigdy nie zwracał uwagi na to jak wygląda, albo jak postrzegają go inni. Najważniejsze było, aby on sam czuł się dobrze w tym co nosi.

Dosiadając brązowego rumaka zmierzał w kierunku placu, na którym z daleka można było zobaczyć rzeźbę smoka. Coś wspaniałego - pomyślał. Jeszcze nigdy nie dane było mu ujrzeć prawdziwego smoka. Na lewym ramieniu dumnie zasiadał jego najwierniejszy przyjaciel. Nie wiedział czy inni będą tutaj ze swoimi towarzyszami czy nie, dlatego gdy dojechał już na miejsce, odprawił Brokira aby ten spokojnie wzniósł się w powietrze i zajął swoimi sprawami. Podziękował również rumakowi głaszcząc go po grzbiecie. Teraz stał na placu i nie przejmując się ciągle nadjeżdżającymi innymi gośćmi, przyglądał się z wielkim zainteresowaniem posągowi. Obszedł go całego i zachwycał się się nim przez ten cały czas. W końcu jednak zdecydował się wejść do środka. Mijając nowo przybyłych kłaniał się dość nisko szeroko się przy tym uśmiechając. Wnętrze pałacu było ogromne i zrobiło wielkie wrażenie na druidzie. Pełne stoły, tłumy osób bawiących się ze sobą, nieziemskie dekoracje, to tylko malutka część tego co widział przed sobą. Mimo całego tłoku szukał gdzieś nieco spokojniejszego miejsca, gdzie mógłby sobie przysiąść i poobserwować innych gości...
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

Zachodzące słońce odbijało się od gładkiej powierzchni chłodnej sadzawki i otulało ciepłymi promieniami drobną postać siedzącą pod koroną starego, dostojnego dębu. Enadelia w ciszy i skupieniu pracowała nad kreacją, którą planowała włożyć na Wielki Bal Noworoczny. Z każdą upływającą sekundą narastał w niej stres. Drobne kwiatki, którymi zdobiła górne partie białej sukni, wielokrotnie wypadały jej z rąk. Nigdy wcześniej nie bywała na tego typu przyjęciach, więc nie wiedziała, czego może się spodziewać. Gdy niebo zaczęło przybierać purpurowy odcień, dziewczyna wspięła się na palce i zerwała pnącą się po pniu łodygę, którą zdobiło kilka białych kwiatów. Spięła rośliną lśniące, długie włosy i przejrzała się w tafli wody.

Ponad chmurami można było dostrzec szczyty pięknego pałacu. Niebo przeciął swoim lotem niewielki biały ptak i towarzyszący mu błękitny motyl. Z gracją wylądował na latającej wyspie, która cała spowita była tajemnicą. Enadelia przybrała postać człowieka i rozejrzała się. Zewsząd zjeżdżały się konie, których słowa mieszały się z rozmowami innych istot. Maie długo stała w osłupieniu, przyglądając się zdumiewającej konstrukcji budynku, który wyglądał jak ze snu. Przytłaczał pięknem i ogromem. Czuła się przy nim drobna, niepewna. Spojrzała na swojego towarzysza z nadzieją, że doda jej odwagi. Ten zawirował wokół jej szyi, a następnie osiadł na kryształowym medalionie, który zwisał z jej szyi, a następnie zastygł w bezruchu. Sprawiał teraz wrażenie niepowtarzalnej, delikatnej biżuterii. Dziewczyna zlustrowała dokładnie samą siebie. Drobne przytulie i przylaszczki zdobiące jej suknię mieniły się w świetle księżyca, a zwiewny materiał, z którego uszyta została kreacja, sprawiała wrażenie drogiego i wytwornego. Mimo to, Ena nie zyskała na pewności siebie. Gdyby nie jeden z gości, który przez przypadek szturchnął ją w drodze do pałacu, pewnie nie potrafiłaby ruszyć się z miejsca. Powoli wykonała pierwszy krok na ametystowych schodach. Momentalnie przeszył ją chłód bijący od kamienia. Spojrzała w dół i dostrzegła swoją bosą stopę. Zażenowana zagryzła wargę. Nie przywykła do noszenia butów, lecz wiedziała, że z tej okazji powinna zrobić wyjątek. Zdrowy rozsądek za późno dał jednak o sobie znać. Nagie ramiona i do połowy nieokryte plecy ogarnął chłód lekkiego wiatru. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i z gracją wbiegła po schodach, ściskając bladymi dłońmi miękką tkaninę swej sukni.
Drogę do głównej sali przebyła nie rozglądając się zbytnio. Przemykała między poruszającymi się z ogromną gracją damami i ich partnerami. Uniosła wzrok dopiero, gdy jej twarz dosięgnęło światło odbijające się od bieli marmuru. Odruchowo zasłoniła oczy, nim wzrok przyzwyczaił się do blasku. Jej stopy mimowolnie skierowały ją w kierunku jednej z kolumn. Skryła się za nią i spokojnie obserwowała otoczenie. Wszyscy goście wyglądali olśniewająco, co sprawiło, że dziewczyna czuła się nie na miejscu. Odwróciła wzrok i oparła się o gładką powierzchnię białego marmuru. Jej wzrok przykuły zdobione lśniącymi kamieniami ściany. Tworzyły postacie zwierząt, co przypomniało jej o lesie i dodało otuchy. Była otoczona przez same nieznajome twarze, nic więc dziwnego, że szukała czegoś znajomego.
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Naoki przybył na bal wraz z grupą możnych istot rasy ludzkiej, których spotkał podczas swych bezcelowych podróży po kontynencie. Dla kota czas, w sensie dni czy miesięcy nie miał żadnego znaczenia - nie interesowało go czy jest poniedziałek czy piątek, miesiąc smoka czy innego stworzenia. Obchodziły go jedynie pory roku, dzień i noc. Gdyby nie ludzie z którymi przybył, nie wiedziałby nawet że rok zbliża się ku końcowi. I to oni namówili kotołaka aby wraz z nimi przybył na bal, co nie było z resztą takie trudne. Obietnica dużej ilości darmowego i dobrego jedzenia oraz wielu pięknych, błyszczących rzeczy sprawiła że Nao długo się nie zastanawiał. Co prawda olbrzymia ilość różnorodnych istot, zapachów i dźwięków nie była zbyt pociągająca dla jego czułych uszów i nosa, lecz smak i wzrok wygrały.

Powóz którym podróżowała grupa zatrzymał się przed wielkimi schodami. Gdy wszyscy wysiedli i wspięli się na plac przed pałacem kot niespostrzeżenie ulotnił się. Jego obecni, a w tej chwili raczej byli towarzysze, znudzili już mu się. Byli dla niego bardzo mili i zapewniali mu dużo rozrywki oraz komfortu, ale czułość kobiet zachwyconych jego pięknem zaczynała go już powoli drażnić. Cóż, niełatwe było życie pięknych osób. A już szczególnie gdy było się kotem. W końcu każdy powinien wiedzieć że koty to najpiękniejsze istoty stąpające po kontynencie.
W przeszłości uczestniczył już w kilku bogatych balach jednak żaden z nich nie był organizowany na aż tak dużą skalę. Teraz dopiero przypomniał sobie że większość ras humanoidalnych ma zwyczaj, aby na takie okazje wypiękniać się za pomocą makijażu, ubioru czy błyskotek. Tak więc wszyscy zebrani mieli na sobie najdziwniejsze stroje jakie przyszło mu kiedykolwiek oglądać, śmieszne fryzury oraz to co najbardziej cieszyło jego oczy i duszę - biżuterię. Złotą, z kolorowymi bądź przezroczystymi kamieniami które lśniły kusząco w świetle świec i ognisk. Nao chętnie zaopiekowałby się tymi wszystkimi błyskotkami, na razie jednak trzymał łapki przy sobie. Na razie...
Wracając jednak do kwestii ubioru. Z tego co zauważył osobniki płci męskiej nosiły się raczej korzystały raczej z ograniczonej gamy barw, jednak ubiory kobiet mieniły się wszelkimi możliwymi kolorami, nawet takimi których kot nigdy dotąd nie widział. A co można było powiedzieć o jego stroju? Nic, rzecz jasna bo żadnego nie było. Kto to widział żeby kot nosił śmieszne ubranka? Jego gładkie futro było piękniejsze niż wszystkie ubrania, a duże niebieskie oczy świeciły jaśniej niż wszystkie szafiry.
Naoki wkroczył dumnie do sali balowej ostentacyjnie ignorując skierowane na niego spojrzenia. Większość istot rozpoznała w nim kotołaka, niektórzy nawet go witali, a ci niezbyt rozgarnięci rozdziawiali usta na widok kota witającego się z dwunogami.
Ostatnio edytowane przez Naoki 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Ellador
Zsyłający Sny
Posty: 346
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:

Post autor: Ellador »

Kopyta Amrosa uderzały z łoskotem o srebrny marmur prowadzący do Pałacu Snów. Biała grzywa konia spleciona była w ozdobny sposób, podobnie jak zwykle rozpuszczony ogon. Ogier królewski miał na sobie czerwony szkaplerz, zdobiony w złote hafty oraz również paradne ogłowie. Tuż przed schodami prowadzącymi do pałacu, Ellador ściągnął wodze konia, wprowadzając go w spokojny kłus. Plac prezentował się wspaniale, władcę szczególnie zainteresowały rzeźby zbudowane dookoła. W końcu Amros zatrzymał się wyprężając głowę w łuk. Do króla podszedł wysoki mężczyzna ubrany w srebrny kaftan by odebrać jego wierzchowca. Ellador zeskoczył z siodła i uważnie rozejrzał się po placu. Zaintrygował go najbardziej smok, wyglądał naprawdę wspaniale niczym żywy. Zresztą wszystkie rzeźby wyglądały jakby złośliwy pradawny rzucił potężne zaklęcie. Król chwilę oglądał człowieka z mieczem wyciągniętym ku niebu, potem zaś przepiękną Elkę, z czarą w dłoni. W tak ważny dzień, król musiał się pojawić, w Pałacu Snów. Stąd spędził wiele dni w podróży, by dziś zdążyć na Bal Noworoczny.

Władca powoli obrócił się i zaczął wspinać na schody z ametystu. Ellador ubrany był dziś w czerwony kaftan z długimi rękawami, zdobiony w srebrne kwiaty rododendronu. Ubranie zapinane było na szereg dużych metalowych guzików. Czarny skórzany pas oplatał mężczyznę w pasie. Ciemne spodnie zaś, wpuszczone były w wysokie cholewki butów. Na ramiona zarzucony miał długi czerwono-złoty płaszcz, spinany miedzianą klamrą. Jasne włosy opadały na ramiona, spięte jedynie złotą obręczą.

Mężczyzna dotarł na szczyt schodów. Dwóch smukłych dworzan, odzianych w srebrne kaftany, otwarło przed nim drzwi. Pierwsze kroki Ellador zwolnił z zachwytu. Przepych i bogactwo przytłaczały człowieka. Rozglądał się dookoła, oswajając oczy z widokiem wspaniałej sali. Była przepiękna i ogromna. Aż trudno było uwierzyć, że właśnie tutaj jest. Przyjrzał się zebranym gościom. Zauważył chyba wszystkich przedstawicieli Alarani. Byli ludzie, demony, anioły, wampiry, a nawet minotaury. Ruszył wzdłuż podcieni wypatrując znanej sobie twarzy.
Awatar użytkownika
Castaleya
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Castaleya »

Wielki BAL! Castalei zaświeciły się oczy. Słyszała o nim od nauczycielki. Wielki bal, z okazji ostatnich 4 dni w roku. I właśnie na nim miała się znaleźć ona. Czy zapozna inne smoki? Czy będzie się dobrze bawić? Czy jest taki wspaniały jak o nim mówią?

Znalazła się ponad chmurami, a przed nią stał ogromny zamek, cały z białego i niebieskiego marmuru. Czarujące. Właściwie to nawet trochę śmieszne bo w podobnej kolorystyce była też Castaleya. Tym razem była elfem. Elfem o białych włosach i jasnej cerze. Jej błękitna suknia lekko opinała się na jędrnych piersiach i dalej swobodnie opadała. Była .. przepiękna- przynajmniej Castaleya tak myślała. Wydawało jej sie, że kupiła ją niedawno, za dość spore pieniądze- specjalnie na tę okazję. Tak więc dziś była odziana w delikatny kaszmir. Pomimo białych włosów nie wyglądała na starszą kobietę, a wręcz przeciwnie, ta postać była stosunkowo młoda w porównaniu do tych które przybierała wcześniej. Całą kreację kończył diadem wykonany z białego złota i kawałka niebieskiego diamentu. Rodzinna pamiątka, jakiś prapradziad ukradł ją ponoć najpiękniejszej królewnie w Alaranii.

Castaleya z podziwem wpatrywała się w marmurowe rzeźby. A najbardziej spodobał jej się smok. Wielki, majestatyczny. Czuła się dumna, ona też była smokiem. Powoli stąpała po schodach pałacu, co chwila musiała podnosić długą suknię by się nie wywrócić. Obok niej szedł akurat rosły mężczyzna o długich, jasnych włosach opadających na ramiona. Wyglądał... prawie tak majestatycznie jak posąg Prasmoka. Na pewno był kimś.. ważnym.Dopiero po chwili zwróciła uwagę na ozdobę która znajdowała się na jego głowie... Korona.. a na niej smoki. Co ona ma z nimi wspólnego? Ciekawiło ją to bardzo. Jednak to chyba jeszcze nie czas by zapytać...

Weszła do sali równo z królem. I znów zaparło jej dech w piersiach. Sala była ogromna i piękna, choć to i tak mało powiedziane. Od razu zauważyła olśniewający sufit, staranne zdobienia kolumn, jak i stoły pełne jedzenia przy których znajdowało się już sporo gości. Był tu chyba każdy, druidzi, anielice jak i piekielni. Ludzie którzy zamieniali się w zwierzęta i te które były zwierzętami tylko w połowie. Dostrzegła też sporo przedstawicieli gatunku który teraz i ona reprezentowała. Nie wyczuła jednak innego smoka, a może dla tego, że ktoś się maskował?
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Obecność nieumarłej istoty na balu z okazji Święta Życia ktoś może mógłby uznać za nietakt. Ona sama, rozmyślając o tym później, uznała to za przypadek. Lecz może to jednak mądre Przeznaczenie pokierowało ten nocy jej bose stópki do cudownego Pałacu Snów?

A zaczęło się to tak...

*


Noc była smutna, szara i deszczowa. Topielica spała skulona pod jakimś krzakiem, czy może w szuwarach, i, jak zwykle, śniła o lepszym świecie. W swoim śnie Aishele szła cicho wrzosowiskiem, nie myśląc wcale o celu swej wędrówki. Popołudniowe słońce niczym gęsty, leśny miód zalewało tę bezkresną przestrzeń złotymi falami... Lecz choć wisiało nisko, cieni nie było widać. Ani jednego cienia. Bo był to sen.

Nieumarła dziewczyna brnęła boso przez rozświetlone, rozedrgane powietrze - i przez szorstkie kępy przekwitłych już wrzosów. Twarde, brązowe gałązki chwytały skraj sukienki śniącej topielicy swoimi małymi rączkami, jak gdyby chciały powiedzieć: "stój, zostań tu, dalej nie pójdziesz!". Ona jednak ich nie słuchała i wędrowała dalej, spoglądając czasem na jaskółki, kołujące wysoko na niebie i ginące w bursztynowej poświacie.

Aż wreszcie zawędrowała na rubieże swojego snu. Znać było to po tym, że tutaj ptaki gubiły się w swym locie i spadały ciężko na ziemię, jakby szkliste powietrze nie chciało ich już dalej nieść. Tam też, na samym skraju własnego sennego marzenia, dziewczyna znalazła coś, co wreszcie zaburzyło monotonię wrzosowej połaci.

Najpierw Aishele posłyszała odległą melodię. Później kolejne jej tony poczęły splatać się i przybierać widzialną formę. Formę uchylonej furtki, porośniętej czerwonym głogiem...

Furtki, bramy, drzwi i inne przejścia topielica często odnajdywała w swoich snach - zwykle jednak były pozamykane na głucho i bez klucza nie dało się ich pootwierać. A teraz, kiedy miała okazję wkraść się do tego marzenia, którego wrota ktoś chyba specjalnie zostawił zachęcająco otwarte... Pomknęła tam jak opętana, a jakże. I na pewno umierałaby z ciekawości, gdyby nie to, że zdarzyło jej się już przedtem umrzeć.

Jeszcze czuła na twarzy dotyk porastających ogrodzenie liści, lecz te, wraz z wiejską furteczką i wrzosowiskiem, rozwiały się już jak dym, a topielica, oszołomiona nagłym natłokiem ludzkich głosów, melodii, kolorów i blasków stanęła u stóp ametystowych schodów. A że schody są po to, by na nie wchodzić, to i tu nie zwlekała ani chwili.

*


Tak też właśnie ta drobna, wątła istotka, spowita delikatnym blaskiem, wemknęła się na salę balową. Ciężka, ozdobna suknia z perłowej tkaniny wlokła się za nią po posadzce z cichym szelestem koronek, który tylko niezwykle czułe ucho mogłoby wyłowić z ogólnie panującego gwaru. W półmroku szata dziewczyny lekko jarzyła się przedziwnym, czarownym blaskiem, jak gdyby ktoś ponaszywał na niej prawdziwe iskierki gwiazd, zerwane prosto z nocnego nieba. Albo schwytane jakiejś letniej nocy nad stawem świetliki.

Aishele w swoich snach przypominała trupa dużo mniej, niż na jawie. Senna fantazja mogła nawet wymalować niekiedy na jej liczku najprawdziwszy rumieniec, różany i świeży jak blask jutrzenki. Wspomnienie własnego oblicza i postaci w takiej formie, w jakiej można je było podziwiać za jej życia, wciąż tkwiło w pamięci topielicy, choć szczegóły ulatywały. Zapomniała na przykład, że u normalnych ludzi głowa i stopy nie ociekają zazwyczaj wodą. Więc ociekały. Za to, dzięki cudownej sile sennego marzenia, zgniłe róże wśród jej czarnych, upiętych kunsztownie włosów (mokrych wprawdzie, lecz miało to swój urok) odżyły i rozkwitły na nowo, pachnące i świeże jak w dniu jej śmierci. Perły, paciorki i wstążki, które dopełniały tę wykwintną fryzurę - zwykle poczerniałe i zmatowiałe, teraz odzyskały swój dawny blask.

Dziewczę sunęło przez salę balową, ze zdziwieniem przypatrując się towarzystwu. Nie uznała za stosowne kłaniać się nikomu zbyt nisko, a mijając jakiegoś kota wręcz prychnęła na niego po cichu, jakby to ona była tu, nie przymierzając, zwierzęciem. Cóż radzić, że nawet przy takiej okazji nie potrafiła zapanować nad swoją silną awersją względem kotów...

Wreszcie Aishele stanęła przy jakiejś dziewczynie noszącej białą suknię, ozdobioną drobnymi, leśnymi kwiatuszkami. Dostrzegłszy, że Maie, jak i ona, przydreptała tu boso, zagadnęła ją po cichutku:

- Tobie też ktoś zwinął pantofelki?

Enadelia mogła poczuć owiewający ją zapach tataraku i wody z jeziora.
Rishann
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir (Czysta krew)
Profesje:
Uwagi administracji: Konto Raena, jest prezentem urodzinowym dla użytkowniczki od administracji (z dnia 3.10.2013) i liczy się jako dodatkowy slot na postać. Raena (konto) jest postacią dodatkową, z czego wynika, że użytkowniczka może posiadać 7+1+1postaci na normalnych zasadach + 1 dodatkowych slotów, jeden jako prezent. Zatem użytkowniczka ma prawo posiadać razem 10 kont.
Kontakt:

Post autor: Rishann »

Sala balowa powoli zapełniała się przedstawicielami przeróżnych ras. Rish wcale nie była zaskoczona tym zjawiskiem, ponieważ taka okazja zawsze oznaczała wielu gości, z każdego zakątka Alarani. Kobieta piła swoje wino, uważnie obserwując każdego nowego gościa, pojawiającego się w tym przybytku. Każdy kto tylko wchodził do sali, był wyjątkowy na swój sposób, a Wampirzyca nie omieszkała przyjrzeć się uważnie każdej istocie. Skończyła lustrować nowych kiedy zauważyła Medarda zmierzającego w jej stronę. Na jej ustach od razu pojawił się szerszy uśmiech, a gestem przywołała obsługującego, by zabrać drugi kielich wina i ruszyła na przeciw swojemu towarzyszowi.

- Witaj Medardzie. - ukłoniła się ładnie i spojrzała na niego, podając mu kielich z winem.
- Miło cię widzieć tutaj. - przyznała szczerze, a jej wzrok pobiegł do człowieka, którego czerwony krawat od razu przykuł uwagę Rish. Istoty ubierały się naprawdę różnie, a ten pan bez towarzystwa na pewno nie pozostanie.
- Wino tutaj jest naprawdę przednie. - wzniosła kielich w stronę Meda i upiła kolejny łyk.
- Spójrz. - skinęła głową w stronę drzwi, w których pojawiła się młoda istota ubrana w kwiecistą suknię.
- Zawsze podziwiałam stroje naturian, takie okazje są dla nich niesamowitą okazją do popisu. - skinęła dziewczynie głową i uśmiechnęła się.
- Czeka nas parę dni hucznej zabawy, jesteś na to przygotowany? - zapytała Medarda, a potem pociągnęła go za rękę na bok, bo właśnie w pobliżu nich przechodziła obsługa, niosąca na stoły dodatkowe tace z pieczonym mięsem.
Rishann stała teraz całkiem niedaleko Królowej, którą zobaczyła tutaj jako pierwszą, przez moment zaczęła zastanawiać się gdzie jest jej mąż, ale wkrótce nadszedł i on. Wampirzyca również jemu skinęła głową tak jak należy, kiedy wita się koronowane głowy. Za Królem do sali weszła kolejna istota, zdawało się, że elfka, a więc tamten elf, który przywitał Rish, również znajdzie tutaj swoje towarzystwo.
- Jestem pod wrażeniem tych tłumów. - pochyliła się do Meda i powiedziała wesoło. Cała atmosfera tej uroczystości ,działała na nią bardzo odprężająco.

Im więcej przybywało gości, tym więcej par pojawiało się na środku sali by cieszyć się muzyką i tańcem. Orkiestra przygrywała im wesoło, ciesząc się tym świętem również tak samo jak biesiadnicy. Na Wielkim Balu zaczęła rozbrzmiewać kolejna melodia, tym razem żywsza, jeszcze weselsza, w sam raz pod nogę.
Awatar użytkownika
Tilia
Kroczący w Snach
Posty: 223
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Druid
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Tilia »

Tilia nieśmiało przekroczyła pałacowe bramy. Pełna sprzecznych uczuć, bo wystawne przyjęcia z dużą ilością zapewne bogatych i wytwornych gości nie były jej codziennością. Jednak kiedy ptaki przyniosły wiadomości oraz zaproszenie na bal, nie mogła się oprzeć. Niedawno w jej życiu wydarzyło się tyle dziwnych i niespotykanych rzeczy, że postanowiła dotrzeć właśnie tutaj, do Pałacu Snów.
Minęło ją kilka pojazdów i rumaków zajeżdżających pod pałacowe wrota. Nie wiedziała czy ona jako jedyna przybyła tu na własnych nogach, chwilowo wyglądało, że tak. Jak zwykle, druidka wolała nie rzucać się w oczy; przynajmniej nie od razu.
Miała na sobie jak zwykle ciemnozieloną suknię, jednak nie tak skromną jak zwykle. Dekolt, rękawy i dół kreacji obszyte były srebrną nicią. W rozpuszczone kasztanowe loki wplecione były łodyżki Brisa media, których białe kuleczki w tym niesamowitym miejscu wyglądały jak egzotyczne klejnoty.
W zapadającym mroku świat wydawał się nierzeczywisty, a otoczenie jeszcze bardziej tajemnicze i magiczne. Pierwsze co ujrzała dziewczyna, to przepiękne rzeźby ustawione wokół wielkiego pałacowego placu. Nigdy wcześniej nie była w tym miejscu, a jednak zdawało się jej, że doskonale wie gdzie iść. Czy była to intuicja, czy może jakieś magiczne sztuczki, a może zasługa doskonałej służby, która niemal niezauważalna, kierowała nowoprzybyłych gości we właściwe miejsca i czuwała nad nimi?
Za każdym krokiem druidka napotykała kolejne cudowne rzeczy. Czuła się jak we śnie. Nie była pewna kiedy weszła po ametystowych schodach i stanęła przed drzwiami do balowej sali. Z zapartym tchem wpatrywała się w otwierające się przed nią powoli wielkie wrota. Przygotowywała się na niesamowity widok, jednak nie była w stanie uwierzyć w to, co widzi. Stała chwilę wpatrzona w przepych sali i spacerujących gości, po czym głęboko odetchnęła, wygładziła suknię i przekroczyła próg. Nieśmiało przeszła w kierunku jednej z kolumn i przystanęła tam rozglądając się dyskretnie.
Wydawało jej się, że za sąsiednią kolumną coś, a raczej prawdopodobnie ktoś, się poruszył, dobiegł ją też cichutki, prawie niedosłyszalny szept. Tilia zamarła. Już nie była pewna czy faktycznie powinna tu przybyć. To nie był znajomy, przyjazny las, w tym przepięknym pałacu wszystko było obce…
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Pełno harmidru jak to na balach bywało, ale wino mieli tam doskonałe. Med dorwał puchar od jednego z kelnerów, których wokół gości krążyło co najmniej kilkudziesięciu, więc zdobycie trunku nie stanowiło dla nikogo większego problemu. Coraz więcej też osobistości pojawiało się w pałacu, w tym elficcy królowie, naturianie, a nawet druidzi. Ci ostatni porzucali swe zielone szuby, a przywdziewali stroje zupełnie do nich nie pasujące.
Med powitał Rishann, po czym zaczęła się kolejna ciekawa konwersacja już bez użycia kanałów w eterze.
- Wzajemnie - odparł, biorąc kielich z przedniej jakości trunkiem, z którego po chwili wychylił pokaźny haust.
- Faktycznie, miejscowy cześnik zadbał o wszystko jak należy. Chwała mu za to, bo inaczej taki bal nie miałby chyba racji bytu. - odparł.
Wtem, na widoku pojawiła się ciekawie ubrana osoba. Naturianie od niepamiętnych czasów zaskakiwali Karnsteińczyków swym gustem, jak i osobliwym dość wyczuciem smaku.
- Suknia zrobiona z kwiatów, milion lat bym myślał, a tego bym nie wymyślił - znać geniusz projektanta. Taki widok robi niemałe wrażenie. Naturianie w tego typu rzeczach są prawdziwymi mistrzami! - dodał. Rish przeskoczyła potem na temat balu, który per se nie interesował Medarda. Za to podawane tam specjały i zaproszeni goście - jak najbardziej tak. Odparł zatem:
- W rzeczy samej. Jakbym nie był nieprzygotowany do takiej orgii, to bym się na nią nie wybierał. Spójrz tylko na to pieczyste! Aż strach nie spróbować. Zaraz się tam udam na tak zwane przeszpiegi...
Kolejni zaproszeni wchodzili do pałacu. Za królem jednego z elfich państw weszła istota wyglądająca na elfkę. Medowi coś jednak w tej osóbce nie pasowało. Jego rodak i poddany - smok Artemigor zachowywał się podobnie w postaci łże-człowieka. Może ta elfka też skrywa podobne jestestwo? Czas pokaże. Co i rusz Med, jako jedna z koronowanych głów, odpowiadał na powitalne gesty zaproszonych osób - taki urok monarchy.
- Nawet w kupieckim Vaerren w miesiącu konia nie ma aż tyle ludu, a to nie jest koniec. To będzie ciekawy bal. - dodał.
Tańce są dobre dla śmiertelnego bydła. Między nim krążą drapieżcy i wyłapują swe ofiary. Po to właśnie natura wykreowała wąpierze, a może i smoki? Kto to wie...
Awatar użytkownika
Krotenir
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Krotenir »

Druid siedział sobie przy najmniej zatłoczonym stole i w spokoju popijał czerwone wino. Na co dzień nie miał kontaktu z takimi trunkami, z resztą wszystko co dzisiaj widzi jest mu obce. Zastanawiał się, czy przez cały ten pobyt będzie tylko obserwatorem wszystkich zdarzeń, czy też może sam zatraci się w wir zabawy i radości. Na razie jednak postanowił nikogo nie nagabywać.

Do sali wchodzili coraz to różniejsi mieszkańcy tego świata. Prawie wszyscy ubrali się w wieczorowe stroje, chodź niektórzy zdecydowanie różnili się od pozostałych. Jedni byli bardzo pewnie siebie, inni zaś, jak wydawało się druidowi, po prostu zgrywali takich. Właśnie ci drudzy dali najwięcej uśmiechu Krotenirowi, choć sam pewnie wyglądał podobnie. Jego uwagę zwróciło dużo różnych osób. Między innymi młoda dama, która przyszła boso, ktoś kto wyglądał na króla, kotołak w swojej zwierzęcej formie jakby nie przejmujący się niczym i wiele wiele innych osób, na których nie było czasu spojrzeć w jednej chwili. Do tego nieumarli za którymi druid lekko mówiąc nie przepadał. Ale to nie czas na uprzedzenia. Starał się o nich zapomnieć, choć nie było to najłatwiejsze.

Jednak największą uwagę zwrócił na parę prawdopodobnie wampirów, choć nie był tego wcale pewien. Kobieta wyglądała bardzo szykownie, ubrana w czarno-czerwoną suknię do samej marmurowej posadzki pałacu. Widział jak się wita ze swoim znajomym, po czym gdy dojrzał jak spojrzała w jego kierunku zwracając uwagę na wyróżniający się krawat, druid poprawił go, przykrywając nieco swoją białą brodą, po czym wziął kielich wina i obrócił się w inną stronę dalej spoglądając na ludzi radujących się w tym dniu.
Awatar użytkownika
Vesstarr
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vesstarr »

Chłopak po jakimś czasie na terenie swojego małego noclegu mógł spożyć kolacje w której skład wchodził królik. Chłopak przeczesał ręką tłuste, brudne włosy, które opadły mu przed chwilą oczy. Miał nadzieje że niedługo znajdzie jakiś strumyk, woda powoli się kończy a o higienę mimo wszystko też trzeba dbać. Ewentualnie wróci się do poprzedniego który widział dwa dni temu, podążałby za nim w przeciwną stronę, w tę w którą biegł może by natrafił na jakąś osadę. Choć jak dwa dni temu nad tym myślał nie wiedział czy jest z tego jakiś sens. Ale nie ważne. Rozmyślanie przerwało mu burczenie w brzuchu, sygnał ponaglający go do spożycia królika. Młodzieniec sprawdził tylko czy ten ów królik dobrze się już upiekł nad ogniem, A następnie spróbował malutki kąsek, mięso było zbyt gorące jak dla Vestara więc poczekał chwilkę nim zaczął jeść. Nie zajęło to długo gdy królik został pochłonięty, resztki trafiły do ogniska które powoli przygasało a Vestar położył się, i zamknął oczy...


Otworzył je jednak po chwili słysząc stukanie kopyt o jakiś kamień... zdziwił się ale to co zobaczył po chwili było jeszcze dziwniejsze. Mianowicie widział wielki majestatyczny dostojny pałac. Marmurową drogę prowadzącą do niego po której podróżowały karety, samotni jeźdźcy. A Vestar? Vestar stał na tej drodze, złapał się za głowę, a wtedy dotknął swych włosów które dziwnym trafem nie były tłuste, obejrzał w miarę możliwości siebie samego. Wyglądał... ładnie, porządnie, schludnie, był ubrany w czarno biały wieczorowy strój ale nie przesadzony. To znaczy w tej elegancji była zauważalna duża przestrzeń na zabawę. Ale ten który nosił ten strój tak się nie czół. Wciąż mało rozumiejąc z obecnej sytuacji postanowił ustalić parę rzeczy, a było już teraz pewne że odpowiedzi należy szukać w pałacu. Ruszył więc w jego stronę trochę niewygodnie czując się w tych ciuchach. Stwierdził że przy pasie ma swoją proce, woreczek z kamykami i nóż trochę większy i lepiej zachowany niż ten którym parę godzin wcześniej oprawiał królika.
W czasie podróży pod pałac udało mu się ustalić parę rzeczy. Po prostu słyszał rozmowy podróżnych. Wyglądało na to że w pałacu ma się odbyć wielkie przyjęcie dla całego kontynentu na cześć nowego roku i co najważniejsze prasmoka. Wciąż nie wszystko rozumiał. Jako sierota widział w wiosce parę razy zabawę w tym okresie czasu. Ale tak na prawdę nawet nie wiedział kto to prasmok. Nikt go nigdy nie uczył o tym świecie po za podstawowymi zdolnościami dzięki którym przetrwa... I paroma baśniami o wielkich zamkach przyjęciach i innych miłych rzeczach. Ale o prasmoku... nie przypominał sobie by cokolwiek i kiedykolwiek słyszał. Dotarł pod sam pałac, a tam mógł tylko się domyślać że wielka rzeźba przedstawiała właśnie tego na czyją cześć było przyjęcie.
Zablokowany

Wróć do „Pałac Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości