Rododendronia[Zachodnie obrzeża] Pomocna Sosna

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

[Zachodnie obrzeża] Pomocna Sosna

Post autor: Kana »

Słońce chyliło się już ku zachodowi, oświetlając pomarańczowym blaskiem murowane ściany prostych, surowych domów, od czasu do czasu przebijając się przez szczeliny między konstrukcjami i kładąc się świetlistymi strzałami na przykurzonym bruku, czasem dźgając halabardą ciepła sylwetki mieszkańców, którzy jeszcze nie skończyli handlować, bądź właśnie wracali do domów. Miasto ogarniała atmosfera senności i znużenia, które po całodziennej pracy odczuwali ludzie, ale nawet wśród tych ospałych wspomnień po tłumie przechodniów był ktoś, kto dopiero teraz zaczynał swoją działalność - i to od razu z przytupem, bowiem już gnał z sakiewką przez ciemniejące uliczki, dysząc co prawda coraz głośniej, ale z satysfakcją, że ,,połów" się udał. Mieszkańcy obracali za nim głowy, ale nie z jakimś wielkim przejęciem - od czasu do czasu kręcili się tu tacy, którzy jakiegoś nieuważnego nieszczęśnika obrobią i czmychną, choć zazwyczaj robili to wolniej, z gracją cienia, tak aby nie rzucać się w oczy. A teraz? Teraz rabuś już zniknął za rogiem, a zamiast niego pojawił się i śmignął w tym samym kierunku smukły, biały kształt odziany w brązowe spodenki i jasną koszulę, z ogonem poruszającym się za plecami i dziwną niebieską ozdobą na łbie. Poruszał się sprawnie, niemal skokami pokonując długi dystans i mimo wykonywanego wysiłku krzyczał na całe gardło ,,łapać złodzieja!", ,,trzymajcie go, bo mu nogi z D powyrywam!" i tym podobne. Nikt nie nadążał jednak z reakcją, bo tak jak ignorowali rzezimieszka tak zagapiali się na pędzącą za nim rozwścieczoną kotkę rzucającą groźbami na prawo i lewo, ale najczęściej po prostu przed siebie.
Gnała tak już od paru dobrych minut, starając się nie stracić z oczu tego, kto jej podpadł. Była też poirytowana swoim brakiem ostrożności - nie posądzała się o taki brak uwagi odnośnie pilnowania swoich rzeczy. Ale na tamtą wystawę rybek, aż trudno się było nie zagapić! Prosto z ,,Łez Raspodii", noż palce lizać! Ktoś zauważył jej nieobecne spojrzenie, zbliżył się ostrożnie zasłaniając się paroma innymi klientkami stoiska i odpiął od paska co trzeba. I tak właśnie goszcząca w Rododendronii od zaledwie paru godzin dziewczyna stała się ofiarą tutejszego złodziejaszka. Ale i on nie miał aż takiego farta, bowiem wbrew jego przypuszczeniom kicia szybko zorientowała się co się stało i zaczęła go gonić. A kiedy Kana kogoś goniła to do upadłego!
Tak też się stało - dziewczyna skręciła w jedną z targowych uliczek i tak zaabsorbowana była wpatrywaniem się w plecy uciekiniera, że nie minął moment, a już leżała na ziemi, z jedną nogą nadal zahaczoną o drewnianą skrzynkę, z obolałym nosem oraz dłońmi. Chwilę jej zajęło zanim była w stanie choćby unieść się na rękach, ale kiedy tylko przestało jej wirować przed oczami krzyknęła:
- TY TCHÓRZU! - i zacisnęła pięści próbując się podnieść.
Doprawdy, już łatwiej było biegać po dachach. Tam przynajmniej trudniej było się potknąć o bezpańskie skrzynki.
Ostatnio edytowane przez Kana 8 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Tego dnia Malachi znów patrolował ulice samotnie. Skromnie ubrany, odziany w beżową koszulę, ciemne spodnie i swój skórzany pancerz, niczym prosty mieszczanin, który niedawno wrócił z do miasta, obserwował przechodniów i ulice tętniące życiem. Ostatnio niewiele się działo. Patrol, który spóźnił się do kwatery okazał się być fałszywym alarmem. Nesayah znalazł ich gawędzących z pewnych karczmarzem. Oczywiście strażnikom dostała się niezła bura od kapitana, ale najważniejsze, że nie wydarzyło się nic o mogłoby zagrozić oddziałowi i królestwu. Było spokojnie, zaskakująco spokojnie, zbyt spokojnie, jak na czujne zmysły Malachiego. Miał wrażenie, że coś wisi w powietrzu, nie miał jednak pojęcia co...

I tak przechadzając się pomiędzy mieszkańcami zapewne skierowałby wkrótce swoje kroki do kwatery, jednak wydarzyło się coś, co spowodowało, że musiał zmienić swoje plany.

Z daleka usłyszał damski krzyk i choć nie rozumiał słów, od razu zorientował się, że kobieta, która krzyczała była wyraźnie poirytowana. Postanowił sprawdzić co się stało i przyspieszył kroku. Niespodziewanie wprost na niego wparował chudy ale zwinny mężczyzna. Dosłownie uderzył głową w napierśnik anioła, a moc uderzenia odrzuciła go do tyłu. Ku zaskoczeniu przechodniów spod płaszcza poszkodowanego wysypały się mieszki i inne kosztowności, pokazując się w całej okazałości, niedawno okradzionym mieszkańcom. Rabuś pozbierał się natychmiast i chciał dać nogi za pas, natrafił jednak na bardzo niezadowolonych kupców, którym już wcześniej musiał zajść za skórę. Malachi chciał owego delikwenta chwycić za fraki i odtransportować do miejskiego loszku, jednak nim zdążył to zrobić mieszkańcy podnieśli alarm, uznał więc, że złodziejaszkiem zajmie się miejska straż. Tymczasem on sam miał okazję rozejrzeć się raz jeszcze i poszukać wzrokiem, krzyczącej wcześniej kobiety.
Niedaleko od całego zamieszania zauważył postać, która usilnie próbowała podnieść się z ziemi. Niewiele myśląc, podszedł do niej i pomógł wstać. Nie wiedział, czy była to kobieta, którą wcześniej słyszał. Jednak sumienie, bez względu na to, nakazywało mu przyjść z pomocą.
- Jesteś ranna - odezwa się, kiedy udało mu się podnieść ją z ziemi. W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi, ani na jej niebieskie włosy, ani na ogon, czy uszy. To co go interesowało to rana na jej mocno zbitym kolanie. Krew spływała jej po łydce dużymi strugami, a sama rana była pełna piachu.
- Możesz iść? - spytał.
- Trzeba to opatrzyć. Pomogę.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Kana widziała całą tą akcję, choć z dziwnej perspektywy, to jednak wyraźnie. A widząc to miła wielką ochotę wstać i dołączyć do rosnącego tłumu wściekłych kupców, nie dając dojść do głosu ani im, ani miejskiej straży, tylko własnoręcznie zająć się zuchwałym rabusiem. Nim jednak zdążyła chociażby usiąść, nieznany jej wielkolud, ten sam, który właściwie przez przypadek zatrzymał uciekiniera, a który z wysokości ziemi ledwo przypominał człowieka odezwał się do niej i wyciągnął swoją dłoń, by pomóc jej wstać jeszcze zanim zaskoczona, a jednocześnie nadal skupiona na rozróbie w ogóle zdążyła odpowiedzieć. Nie zdążyła tego braku nadrobić, gdyż nie minął moment a już znalazła się z powrotem w pozycji pionowej, przytrzymywana przez silne, obce ramię, a rozłożysty tors zasłonił jej widok ulicy i bandy krzyczących ludzi. Niech to! W dodatku teraz dotarło do niej, że to nie dłonie, a noga boli ją najbardziej, ale dopiero na słowa nieznajomego spojrzała w dół, gdzie czerwona krew znaczyła łukowate ścieżki na bielutkiej sierści. Aż zacisnęła dłonie na jego koszuli, gdyż od tego widoku przeszedł ją dreszcz, jakby ktoś potraktował ją od tyłu jakimś słabszym zaklęciem, ale otrząsnęła się w mgnieniu oka, gdyż miała jeszcze pewne niedokończone sprawy do załatwienia.

Była podróżnikiem, zahartowanym i pewnym siebie, ale przede wszystkim upartym jak wół i póki nie dopięła swego nie było mowy o odpoczynku, czy chociażby jakiś naturalnych odruchach. Oczywiście czuła przytłumiony przez emocje ból, ale skoro już stała musiała to wykorzystać, a nie babrać się w jakiś bandażach, a tym bardziej rozmowach, i choć bardzo chciała okazać swoją wdzięczność troskliwemu mężowi zdobyła się tylko na mrukliwe ,,chwileczkę" i przepchnęła się pod jego ramieniem nie obdarzając go ani jednym spojrzeniem. O nie, wzrok miała wbity w rozrzedzający się tłum i pojawiających się coraz liczniej funkcjonariuszy, którzy najpierw ujęli złodzieja, a teraz musieli bronić go przed natarczywymi pretensjami niektórych z mieszkańców, bo pretensje te jakoś dziwnie łatwo przybierały postać zaciśniętej pięści.

Dziewczyna szła pewnie, choć wyraźnie utykając na jedną nogę i pochylając się lekko do przodu. Czuła jakby zmysły trochę jej się stępiły i skupiły tylko na jednym punkcie, który znajdował się na bruku kilka metrów przed nią. W końcu dotarła do owej resztki rozsypanego łupu, który tak przyciągał jej uwagę i schyliwszy się podniosła będącą jego częścią czerwonawą sakiewkę. Zważyła ją w dłoni i odetchnęła z ulgą, a chwilę potem siedziała osłabła na ziemi, zerkając rozpogodzonym wzrokiem na aresztowanego, który przez chwilę jeszcze stał na wpół schylony naprzeciwko niej, tak jak i ona ignorując pozostałych w pobliżu ludzi. Ech, teraz kiedy miała już swoje rzeczy złość niemal całkowicie z niej uleciała i w sumie aż pożałowała tego nieszczęśnika. Nawet pomogłaby mu uciec gdyby nie miał takiej dziwnej gęby i nie łypał jak jaki dzikus. Taki miejski dzikus. A za takimi Kana nie przepadała. No i jeszcze sprawa pana wysokiego!
Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do bruneta, a że chwilowo nie mogła wstać pomachała do niego ni to nagląco ni zachęcająco.
- Chodź! - Zawołała dziwnie radośnie, co było przeciwwagą do uprzedniego napadu złości, a kiedy wystarczająco się zbliżył, lekko zmieniła pozycję i na jej twarzy pojawił się grymas, bowiem niefortunnie zgięła rozciętą nogę.
- Wybacz, chciałam tam do ciebie wrócić i odpowiedzieć, ale tak trochę mi coś nie poszło... - Zaczęła tłumaczyć beztrosko, aż w końcu machnęła ręką. - A co tam, już odzyskałam co trzeba, możemy rozmawiać! - Uśmiechnęła się dziarsko, ale wyciągnęła dłoń, by pomógł jej wstać.
- Wiesz, jak tak teraz patrzę to z tą nogą faktycznie należałoby coś zrobić, a jeśli nadal chcesz mi pomóc to ja chętnie - Stwierdziła bezceremonialnie. - Jesteś dziwnie sosnowy, ale ja mam nosa do ludzi, powinieneś być w porządku - Dodała na koniec mało zrozumiale, ale uczciwie. Faktycznie przez wysoki wzrost i ciemne włosy tak jej się kojarzył.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- Sosnowy? - spytał zdziwiony, jednocześnie podnosząc z ziemi kotołaczkę. Nie zastanawiał się wiele, skoro minutę temu chciał jej pomóc, to i teraz nie zamierzał się odwracać.
- Sosnowy kojarzy mi się tylko z niezbyt smacznym syropem starej zielarki z północnej dzielnicy - stwierdził i uśmiechnął się pod nosem. Sosnowy pomyślał. Tego jeszcze o sobie nie słyszałem.
- Ale skoro chcesz, mogę być sosnowy - dodał. Postać białej kotki wydawała mu się teraz zaskakująco pocieszna. Nie wiedział dlaczego, ale dziewczyna miała w sobie coś pozytywnego. I musiał stwierdzić sam przed sobą, że dawno nie spotkał takiej osoby, od której biłaby tak "wesolutka" aura.
- Chodź, wesprzyj się - bardziej poprosił niż nakazał, chcąc by dziewczyna położyła mu rękę na barkach. Szybko jednak okazało się, że w takiej pozycji nie da się jej prowadzić. Kotka była niziutka, dużo niższa niż Malachi i podtrzymanie jej w ten sposób było niemożliwe, gdyż ledwo dosięgała ręką by go objąć.
- Nie, to nie nie uda - mruknął anioł pod nosem i chwycił kotkę za rękę, a potem pokazał jej że ma objąć go w pasie, a on podtrzyma ją układając swoją dłoń pod jej pachą.
- Pasuje? - spytał.
- Dasz radę tak iść? - jeśli nie, było też kilka innych opcji, mógł wziąć ją na ręce, albo przerzucić sobie przez ramię, choć pierwsza wersja wydawała mu się zbyt zuchwała, a druga zbyt barbarzyńska, przecież nie była workiem zboża, żeby przerzucać ją sobie przez plecy. Z drugiej strony, lepiej tak, niżby miała cierpieć idąc na rozciętej nodze.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Kanie aż poprawił się humor gdy szarpali się z ustawieniem się tak, by oboje mogli w miarę sprawnie iść. Faktycznie, różnica wzrostu to nie tylko wygląd. Ciekawe jak często tak wysoki gość znajduje się w podobnych sytuacjach? Dziwiła się też jednak, że nieznajomy ma tak dużo cierpliwości i głównie przez wgląd na tą jego życzliwość postanowiła nie narzekać kiedy w końcu stanęli... prawie ramię w ramię, a ona poczuła, że to nie będzie komfortowy spacerek. Ale czy jest jakaś wygodna pozycja do marszu z rozciętą nogą? Pewnie ta i tak była jedną z lepszych, a dziewczyna przede wszystkim doceniała dobre intencje swojej nowej podpórki.
- Ja pamiętam za to bardzo dobry syrop z sosnowych pędów - Wtrąciła w międzyczasie z uśmiechem, a kiedy zapytał o resztę bez wahania odparła:
- Jest niezgorzej, mój drzewiasty pomocniku - I pociągnęła go ruszając do przodu - Nie jest źle, ale mam nadzieję, że nie będziemy się wlekli za długo, bo skończysz nosząc mnie na barana - Dodała, gdyż nie uważała za stosowne ukrywać do końca swoich odczuć, ale bardziej dlatego, że podobały jej się słowa, których miała sposobność użyć i nie zamierzała takiej okazji przegapić. Ogólnie w towarzystwie tego spokojnego, bardzo rosłego mężczyzny, czuła się mile odprężona i sądziła, że nie musi się zbytnio hamować i przesadnie uważać. Jakby musiała pewnie wolałaby iść sama do najbliższego ustronia i tam ranę wylizać, niż wlec się przez miasto z jakimś gburem i napiętymi nerwami. A póki co ten konkretny mąż uspokajał jej czujną naturę swoim spokojem i dziwną, jak na kogoś o jego możliwościach fizycznych, łagodnością. Ale dobrze! Sam się jej napatoczył pod nogi (a właściwie stanął nad głową) to skorzysta z jego najlepszych (dla niej) cech ile się da! Bo nie często spotyka się ludzi tego pokroju. Co nie znaczy, że nie należy być czujnym... ale o to to już zwierzęce zmysły zadbają.
- Dokąd właściwie idziemy? - Zapytała kotka po chwili spoglądania na towarzysza z ukosa i przekręciła ucho w jego stronę, aby usłyszeć odpowiedź. W sumie zastanawiała się jak nieznajomy zamierza jej pomóc.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- Idziemy do najbliższej studni, wody w wiadrach i starych beczkach są pełne brudu i ptasich odchodów – powiedział dość łagodnie, nie chcąc mówić o tym, że gołębie zwyczajnie srają do beczek.

- Chcę obmyć ci ranę – wyjaśnił – oczyścić z piachu i kamieni, tak będzie mi łatwiej cię uleczyć. Przykro mi, że muszę cię ciągnąć przez miasto. Jeśli wolisz być niesiona na plecach, to nie widzę problemu – zaśmiał się dość pogodnie jak na niego. Właściwie jednak mówił absolutnie poważnie, jemu robiło to niewielką różnicę. Nie była dwumetrowym kowalem pijanym do nieprzytomności, tylko lekką, niezbyt wysoką… no właśnie kim? Anioł mimowolnie spojrzał na dziewczynę raz jeszcze i nagle uświadomił sobie, że owszem ma wiele wspólnego z człowiekiem, ale jej ciało pokrywa futerko, z głowy wyrastają trójkątne uszy, a gdzieś za nim majaczy puchaty ogon.

- Jesteś kotką – oświadczył bardziej niż zapytał.
- Jak mogłem tego nie zauważyć – powiedział chyba bardziej do siebie niż do towarzyszki.
- Widziałem już kotołaki, ale nigdy takiego jak ty. Jesteś piękna – stwierdził podziwiając futerko, którym była obrośnięta. Nie, nie podrywał jej, lecz naprawdę tak uważał. Istoty mające zwierzęce postacie fascynowały go. W pewnym sensie były do niego podobne, on też nie był zwyczajnym stworzeniem, miał skrzydła i potrafił wiele więcej niż ludzie.
- Hm… - nagle zorientował się, że kotka może źle odebrać jego komplement i począł zastanawiać się jak z tego wybrnąć. Uznał jednak, że nie ma powodu by się tłumaczyć, w końcu powiedział to co naprawdę myślał.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Dziewczyna tylko pokiwała głową ze zrozumieniem gdy jej towarzysz powiedział o studni. Miał całkowitą rację, a pomysł ręce i nogi. Najwidoczniej resztę mogła zostawić jemu i się nie przejmować. Ale chwila... czy on powiedział ,,uleczyć"? Kicia zastrzygła uszami. Nie pomyliła się. A jeżeli ktoś mówi ,,uleczyć" w takim kontekście to ma na myśli czynność raczej natychmiastową. Nie zwykłe opatrzenie rany. Czyżby trafiła na maga?
Ale w sumie co w tym dziwnego? Po tym świecie plątało i nadal plącze się wiele osób, które w mniejszym lub gorszym stopniu potrafią używać tej całej magii. Czemu on nie mógłby być jedną z nich? Ona osobiście nie pogardziłaby normalnymi praktykami odnośnie swojej rany, bo średnio ufała magom jeżeli nie byli naturianami, albo elfami. Choć pewnie jej awersja była bezpodstawna.
- Zastanowię się jeszcze - Odparła niby w zamyśleniu na jego propozycję niesienia jej na plecach. W sumie fajnie byłoby wykorzystać jeszcze trochę jego uprzejmość, ale z drugiej strony, czy należało te niepewne zapasy zużywać od razu? Może poczeka jeszcze chwilkę i upewni się, że może sobie na to pozwolić.
Zaraz jednak co innego pochłonęło jej uwagę. ,,Jesteś kotką" powiedział sosnowy. ,,No tak, raczej nie owczarkiem" cisnęło jej się na usta, ale milcząc posłała mu jedynie zdziwione spojrzenie, wytrzeszczonych z niedowierzania oczu. Naprawdę nie zorientował się wcześniej? Czy na wysokości tych jego dwóch metrów jest tak rozrzedzone powietrze, że mu się na mózg rzuciło? Jego szczęście, że po jednym zdaniu wypowiadał kolejne, a ona nie miała gdzie się wciąć, bo takiej dawki sarkazmu jaką przygotowała dawno zapewne nie otrzymał. Oczywiście panienka nie chciała być nieprzyjemna, ale przepuścić taką okazję też było szkoda. A jednak to zrobiła.
I zdecydowanie nie miała czego żałować.
,,[...] ale nigdy takiego jak ty. Jesteś piękna" - Swobodnie wypowiedziane słowa podziwu dotarły do jej szpiczastych uszu, a serce odruchowo walnęło ze zdwojoną siłą - za sprawą ekscytacji. W jednej chwili sarkazm i wszelkie zaczepne odzywki wyleciały jej z głowy, a zamiast tego poczuła miłe ciepełko rozchodzące się po jej ciałku. Uwielbiała być chwalona, a jej kocia natura aprobowała wszelkie formy adoracji jej, zazwyczaj ignorowanej, osoby.
- Też tak uważam! - Wypaliła obdarzając pomocnika radosnym uśmiechem i podskoczyła entuzjastycznie na jednej nodze, przytrzymując się jego ramienia.
- Muszę cię pochwalić, masz niezły gust. - Przyznała pełna podziwu raczej dla siebie samej, ale pełna szczerego uznania także dla tego uroczego człowieka.
- Jednak nie wszyscy uważają tak jak ty - Dodała zaraz potem, a w jej głosie było słychać niezrozumienie dla takich ignorantów, ale także i pewną dozę nieporadności - Większość bezsierstnych, mówię zwłaszcza o ludziach (a także tych nieszczęsnych, elfich poczciwcach!), wolą osóbki bardziej podobne do nich... no wiesz, ze zmiennokształtnych to głównie tych co mają tylko ogon i uszy, bo to urocze, ale żeby docenić poduszeczki, futro, czy giętkość ciała to już nikt się nie pokwapi! Wolą ludzki, obrzydliwie stopiony z resztą skóry twarzy (bez urazy oczywiście) nos, gładkie języki i najlepiej jeszcze takie dziwne stopy! A jak ktoś ma wąsy to już w ogóle dziwak... Ech, ludzie są tacy nietolerancyjni... - Westchnęła jakby pełna zmęczenia i braku nadziei dla społeczeństwa, po czym po kilku następnych krokach wybuchnęła śmiechem i aż musiała przystanąć.
- Prawie tak jak ja! - Zaśmiała się sama z siebie i swojego wywodu, bowiem takie przemowy nie były wcale w jej stylu. Wykorzystała po prostu szansę na poczucie się piękną panienką, może nawet taką z dobrego domu. Ale takie myśli i sposób bycia kłóciły się z jej charakterem i nie mogła po prostu po tym wszystkim nie zaznaczyć, że trochę przesadziła.
- Tak naprawdę wiem, że to kwestia postrzegania kogoś jako osoby tej samej lub innej rasy... - Zaczęła niespiesznie tłumaczyć - ...rozpoznawanie jej w ten sposób. Znaczy, miło, że doceniasz moją futrzastość, ale wiem, że patrzysz na mnie jak na uroczego dachowaca, bo tak na moją twarz patrzą ludzie. Gdybyś był zmiennokształtnym wiedział byś, że nie jestem najpiękniejszą przedstawicielką swojego gatunku. Oczywiście sobie się bardzo podobam, jestem niezwykła - wtrąciła dumnie - Ale to nie zmienia faktu, że jest wiele kobit ładniejszych ode mnie. Choć osobiście najbardziej doceniam tych z nas, którzy nie przybierają bezfutrzastej postaci. - Dodała, bo nie dość, że naturalnie odbierała ich jako najatrakcyjniejszych to jeszcze wiedziała, że wiele środowisk nie toleruje zmiennokształtnych jako takich i trzeba mieć nieraz nie lada odwagę, by nie uciekać się do prostego kamuflażu.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- Dla mnie nie jesteś uroczym dachowcem. Jesteś osobą o niezwykłym wyglądzie. Nie dlatego, że jesteś po prostu kotką, ale dlatego, że jesteś inna niż wszyscy. Gdybyś była innej rasy i miała inne cechy, które sprawiłby, że jesteś wyjątkowa również byłabyś piękna. Nie uważam żeby odmienność była czymś złym. Wręcz przeciwnie. Niektórzy rodzą się wyjątkowi, inni tą wyjątkowość nabywają. Niestety większość chce być zwyczajna, chce wtapiać się pomiędzy innych zwyczajnych. Gdyby tylko potrafili patrzeć dalej dostrzegliby, że nie muszą być tacy sami.
- Nie jestem futrzasty tak jak ty, ale to, że wyglądam jak człowiek nie musi przecież oznaczać, że nim jestem - rzekł dość tajemniczo. Jednocześnie sugerując, że wcale nie musi być tym na kogo wygląda. Zwykle tego nie robił, ale tym razem to stało się naturalnie. Ukrywał swoją rasę, swoje pochodzenie, wszystko dla dobra tej, którą ochraniał i dla której tu był. Jednak czasem, w bardzo "ludzkim" odruchu chciał być po prostu sobą.
- Już blisko - zmienił temat widząc z daleka studnię na niewielkim dziedzińcu znajdującym się pomiędzy budynkami. Studia był stara i cała porośnięta ciemnozielonym bluszczem, co tylko dodawało jej uroku. Po kamiennym dziedzińcu biegały dzieci, bawiące się w tylko sobie znaną grę. Przed jednym z domów, na drewnianej ławeczce siedziała staruszka owinięta w cienki pled. Musiała być babcią któregoś z dzieci, ponieważ obserwowała je uważnie, zupełnie nie zwracając uwagi na mężczyznę i kocią kobietę, którzy właśnie weszli na plac.

Malachi dość ostrożnie posadził kotkę na brzegu kamiennej studni, a sam zabrał się za nabieranie wody. Kiedy wyciągnął ze studni wiadro pełne zimnej wody, postawił je obok kotki i przykucnął na przeciw jej krwawiącej nogi.
- Gotowa? To nie spirytus, nie piecze, ale i tak to nie będzie za przyjemne.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Dziewczyna uważnie słuchała odpowiedzi towarzysza mrużąc od czasu do czasu oczy, w które kuły ją przedzierające się między budynkami promienie sennego słońca i ruszała uchem, gdy jakieś słowo bardziej przykuło jej uwagę. Szli dość szybko jak na warunki, w których się znaleźli, ale nim dotarli na dziedziniec Kana zdążyła zdecydować, że polubi tego gościa, który spokojnym tonem nadal coś do niej mówił. Taki przynajmniej miała plan, a może na odwrót - lekką sympatię do niego poczuła bez żadnego postanowienia. Wychodziło jednak na jedno, że spróbuje zrobić z niego swojego znajomego i to takiego, na którego będzie mogła liczyć jeśli kiedyś wróci w te strony, a wróci na pewno znając jej poplątane drogi, którymi chadzała. Nie mogła być pewna czy będzie to łatwe, ale coś jej podpowiadało, że jeśli będzie wobec niego szczera nie zostanie odtrącona, nawet jeśli zwali mu na głowę trochę kłopotów. Jakby to powiedzieć... zbyt łagodnie pachniał, by mogła spodziewać się czegoś innego. Osobniki agresywne lub bojaźliwe wydzielały zdecydowanie inną woń. I a propo woni, to jak się zastanowiła, Malachi faktycznie nie pachniał jak zwykły człowiek. Przynajmniej nie do końca, ale Kana nie miała pojęcia czym innym jak nie człowiekiem może wonieć ktoś wyglądający w ten sposób. No, czymkolwiek jest będzie mieć go na oku.
- Woooo, miło, że tak uważasz, aż czuję się onieśmielona! - Skomentowała pierwszą cześć jego wypowiedzi, tą dotyczącą bycia ,,piękną", ale na onieśmieloną w ogóle nie wyglądała. Raczej na zwyczajnie ucieszoną, bo faktycznie to co powiedział mężczyzna oznaczało, że nie zawsze muszą istnieć takie solidne bariery między różnymi rasami jak zdarzało się jej sądzić. Co prawda nadal była zdania, że większość ras ma odmienne gusta, ale osoby takie jak Malachi przecież też są jak najbardziej prawdziwe.
Kiedy dotarli na placyk kotka zerknęła na grające dzieciaki w dość intrygujący i trudny do odczytania sposób, ale zrobiła to dość dyskretnie, a zaraz potem i tak musiała odwrócić głowę w stronę kompana. Sprawy jego przynależności rasowej na razie postanowiła nie ruszać, potem ją jeszcze wybada jeśli zajdzie taka potrzeba. Jeśli jemu nie robiło różnicy kim ona jest to i ona nie musiała mieć takich informacji o nim. Choć była ciekawa.
- Dam sobię radę, ale jeśli będziesz niedelikatny to cię drapnę. - Ostrzegła pół-żartem pół-serio i posłała mu dwuznaczny, koci uśmieszek. Ach, uwielbiała być tajemnicza!
Po chwili zdała sobie sprawę, że dopiero teraz dobrze przyjrzała się jego twarzy, bo gdy kucał, a ona siedziała mieli głowy na tym samym poziomie. Widziała jego brwi, nos, usta i oczy, na których się skupiła. I zobaczyła w nich... nic. Nigdy nie widziała w oczach dwunogów nic poza kolorem siatkówki, albo własnym odbiciem w źrenicy i nie mogła pojąć jak ludzie mogą mówić, że w czyiś oczach ,,skakały iskierki radości", lub ,,kipiała złość". Mimika, marszczenie brwi, czy mrużenie powiek, tak. Same oczy? W ogóle. U wielu drapieżników przy polowaniu lub nagłym zainteresowaniu czymś źrenice widocznie się rozszerzają, ale to techniczna sprawa. A czy w jej oczach coś było widać? Musi kiedyś podpytać jakiegoś wariata, który się na tym zna. Ona osobiście sądziła, że z samych oczu nie da się wiele wyczytać, ale kluczem jest cała twarz. Najlepiej z resztą ciała do kompletu. I tak stwierdzić mogła, że Malachi jest łagodnym i spokojnym człowiekiem (lub nie-człowiekem), który wie co robi i jest pewny siebie, ale nie tak, żeby się z tym obnosić. Takie miłe, całkiem pasujące do jego postury połączenie, może na dłuższą metę nudne dla kogoś takiego jak ona, ale na pewno bardzo korzystne w wielu sytuacjach... Tak, zdecydowanie trzeba zadbać o to, by lepiej się poznali. Może nie okaże się taki nudny? Może umie w coś grać?
O właśnie, gry! Kana tak się zamyśliła, że nie zauważyła nawet kiedy Malachi skończył oczyszczać jej ranę, a kiedy się już zorientowała, przerwała mu gestem wykonywanie dalszych czynności, zdjęła skórzany but i obsuniętą już zakolanówkę, po czym zrobiła to samo z drugą nogą i zostawiwszy to wszystko, bez słowa podbiegła do grupki dzieci, a potem do pilnującej ich buni.
- Dobrrry wieczór psze pani, ale ładny zachód, nieprawdaż? - Uśmiechnęła się zamykając na chwilkę oczy i kiwając się na bosych nogach, bo za chwilę kontynuować:
- Mój kompan i ja, a zwłaszcza JA, chcielibyśmy chwilę pobiegać z dzieciakami, możemy?
Staruszka przeszyła ją uważnym, choć nieco znużonym spojrzeniem i po chwili odparła:
- Ciemno się robi.
- Wiem, ale jeszcze chwilę da się pograć - Kana nie dała się zbyć i nadal się szczerząc machnęła ogonem.
- A czemu to panienka chce grać, co? Do baru idzie, albo do karczmy, z dorosłymi się bawi.
- Dorosłych to trzeba pilnować żeby się nie upili, żadna przyjemność. - Wzruszyła ramionami i zrobiła minę, jakby takie towarzystwo nie zasługiwało na jej uwagę - Ale z dziećmi to inna sprawa! - Znów się ożywiła i coraz bardziej prosząco patrzyła na starowinę nadal kiwając się to w jedną to drugą stronę, jakby koniecznie chciała już przyłączyć się do gromadki, która w tym czasie zaprzestała zabawy i spoglądała na obie panie z niepewnymi minami.
Starsza kobieta milczała chwilę, po czym odparła:
- Jeśli cię nie przegonią, to możesz się z nimi bawić. Twój przyjaciel też, jeśli chce.
- HAJ! - Wykrzyknęła natychmiast rozradowana Kana robiąc gest jak po otrzymaniu rozkazu, tylko że połączony z ukłonem i odwróciła się w stronę dzieci:
- Mam pozwolenie, mogę z wami grać! - A powiedziała to z takim szczerym entuzjazmem, że nawet wystraszone lub onieśmielone jej aparycją małolaty uśmiechnęły się do niej i pokazały wyrysowane na piasku wzory.
- Trzeba skakać tam gdzie są pola i nie dotykać linii.
- Na jednej nodze!
- I według naszych układów, które wymyśliliśmy!
Kana zlustrowała spojrzeniem całą ,,planszę" i po chwili klasnęła w dłonie.
- IDEALNIE! - Krzyknęła zachwycona, po czym nadal nieco kuśtykając podbiegła do Malachiego.
- Słyszałeś? - Spytała zadowolona i dumna z siebie - Możemy się przyłączyć! Tak jak myślałam, gra w sam raz na tą okazję: skakać na jednej nodze to ja teraz i tak muszę, a w czasie gry wyschnie mi futerko! - Uśmiechnęła się - A jak wyschnie będzie można to obandażować. Może się nie zabrudzi.
Po tych słowach wstała i poszła obserwować układy, które za chwilę sama będzie wykonywać. Odwróciła się jeszcze tylko i gestem zaprosiła Malachiego. W sumie dziwnie by było, gdyby dwumetrowy dryblas, ze stopą zapewne wielkości kajaka zacząć podskakiwać na środku placu, ale przecież może chociaż popatrzeć i w ten sposób potowarzyszyć im w zabawie!
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi chciał uleczyć jej ranę, ale nie zdążył. Kotka uznała to za niepotrzebne. Uśmiechnął się nawet pod nosem. Czasem dobrze było spotkać kogoś takiego, kogoś pełnego życia i energii. On taki nie był, wszystko gromadził w sobie, a energię oddawał tylko kiedy walczył. Nie miał jednak z tym problemu, nie potrzebował dzielić się tym, co inni nazywali "żywiołowością". On nie był spontaniczny, ani skory do zabaw, był na wskroś poważny, choć w środku nosił poczucie humoru i czasem się uśmiechał, to jednak zabawy z dziećmi i skakanie na jednej nodze nie leżały w jego naturze.
Uśmiechnął się widząc rozbawioną Kanę. Nawet przez chwilę przyglądał się jej, jak bawi się z dziećmi. Kiedy spojrzała na niego by go zaprosić, tylko pokręcił głową i podniósł rękę w geście pożegnania. Potem odwrócił się i po prostu odszedł, zostawiając Kotkę ze swoimi sprawami.
Awatar użytkownika
Kana
Szukający Snów
Posty: 191
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Kana »

Kotka jeszcze pół godziny w najlepsze bawiła się z dzieciakami, żałując trochę, że Malachi nie zdecydował się do nich dołączyć. Ale cóż, nie każdy jest tak żywiołowy jak ona. Wyglądał młodo, ale może to jednak już nie ten wiek? Skacząc i jednym uchem słuchając podpowiedzi współgraczy zaczęła zastanawiać się gdzie teraz się udać. Planowała spędzić wieczór w towarzystwie jej nowego znajomego, ale najwidoczniej on ma już inne plany. Dzieciaki natomiast zaraz się rozejdą zabrane do cieplutkich i bezpiecznych domów, a ona zostanie sama na ciemnym placu. Ciekawe jak wygląda nocne życie w tym mieście? Sama nie chciała jeszcze udawać się na spoczynek, choć po ostatniej wyprawie miała dość pieniędzy by zafundować sobie przyzwoite lokum i niezły posiłek. Wolała jednak jeszcze trochę pochodzić po ulicach, a kiedy się znudzi, może prześpi się na jakimś dachu. Tak, to niezły pomysł, tutejsze dachy jej wprawne oko oceniało z dołu jako solidne, przyjrzy się im jeszcze potem z bliska i będzie mogła odpocząć. A na razie... na razie pożegna dzieci i pójdzie się rozejrzeć po oświetlonych latarniami ulicach.
Swój plan wprowadziła w życie po kilku minutach, a potem aż do trzeciej przekradała się do różnych dzielnic Rododendronii, ciekawsko zerkając przez okna do mieszkań i obserwując po kociemu życie ich mieszkańców. Ostatecznie przysnęła tak jak postanowiła na chłodnych dachówkach jednego z budyneczków, o płaskim, szerokim dachu, a położonym w miejscu bardzo dobrym do obserwowania pobliskich zabudowań. Rano natomiast, po dobrze przespanej nocy ruszyła zwiedzać dalej...
Ciąg dalszy: Kana
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości